Konrad Wallenrod - Adam Mickiewicz - ebook + audiobook

Konrad Wallenrod ebook i audiobook

Adam Mickiewicz

2,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

"Konrad Wallenrod, powieść historyczna z dziejów litewskich i pruskich" to powieść poetycka napisana przez Adama Mickiewicza na zsyłce w Petersburgu, prawdopodobnie między rokiem 1825 a 1828. Powieść ta uważana jest za jeden z najbardziej znanych poematów polskiego romantyzmu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 60

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 1 godz. 55 min

Lektor: Tomasz Czarnecki

Oceny
2,7 (18 ocen)
3
2
5
2
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
zuzannacypryanska

Dobrze spędzony czas

ciężko się na początku czyta, ale potem jakoś leci 🔥🔥
00
Jongover

Dobrze spędzony czas

Mysle, ze warta przeczytania...
00
cuterats

Nie polecam

You're done Adaś, you're done 😃😃
00

Popularność




Wydawnictwo Avia Artis

2018

ISBN: 978-83-65922-27-4
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (http://write.streetlib.com).

Przedmowa

Naród litewski, składający się z pokoleń Litwinów Prusów i Lettów, nieliczny, osiadły w kraju nierozległym, nie dosyć żyznym, długo Europie nieznajomy, około trzynastego wieku najazdami sąsiadów wyzwany był do czynniejszego działania. Kiedy Prusowie ulegali orężowi Teutonów, Litwa, wyszedłszy ze swoich lasów i bagnisk, niszczyła mieczem i ogniem okoliczne państwa i stała się wkrótce straszną na północy. Dzieje nie wyjaśniły jeszcze dostatecznie, jakim sposobem naród, tak słaby i tak długo obcym hołdujący, mógł od razu oprzeć się i zagrozić wszystkim swoim nieprzyjaciołom, z jednej strony prowadząc ciągłą i morderczą z Zakonem krzyżowym wojnę, z drugiej łupiąc Polskę, wybierając opłaty u Nowogroda Wielkiego i zapędzając się aż na brzegi Wołgi i Półwysep Krymski. Najświetniejsza epoka Litwy przypada na czasy Olgierda i Witołda, których władza rozciągała się od Baltyckiego do Czarnego Morza. Ale to ogromne państwo, zbyt nagle wzrastając, nie zdołało wyrobić w sobie wewnętrznej siły, która by różnorodne jego części spajała i ożywiała. Narodowość litewska, rozlana po zbyt obszernych ziemiach, straciła swoję właściwą barwę. Litwini ujarzmili wiele pokoleń ruskich i weszli w stosunki polityczne z Polską. Sławianie, od dawna już chrześcijanie, stali na wyższym stopniu cywilizacji, a lubo pobici lub zagrożeni od Litwy, powolnym wpływem odzyskali moralną przewagę nad silnym, ale barbarzyńskim ciemiężycielem i pochłonęli go, jak Chiny najezdców tatarskich. Jagiellonowie i możniejsi ich wasale stali się Polakami; wielu książąt litewskich na Rusi przyjęło religią, język i narodowość ruską. Tym sposobem Wielkie Księstwo Litewskie przestało być litewskim, a właściwy naród litewski ujrzał się w dawnych swoich granicach; jego mowa przestała być językiem dworu i możnych i zachowała się tylko między pospólstwem. Litwa przedstawia ciekawy widok ludu, który w ogromie swoich zdobyczy zniknął, jak strumyk po zbytecznym wylewie opada i płynie węższym niżeli pierwej korytem.

Kilka już wieków zakrywa wspomnione tu wydarzenia: zeszły ze sceny życia politycznego i Litwa, i najsroższy jej nieprzyjaciel, Zakon krzyżowy; stosunki narodów sąsiednich zmieniły się zupełnie: interes i namiętności, które zapalały ówczesną wojnę, już wygasły; nawet pamiątek nie ocaliły pieśni gminne. Litwa jest już całkiem w przeszłości; jej dzieje przedstawiają z tego względu szczęśliwy dla poezji zawód, że poeta, opiewający ówczesne wypadki, samym tylko przedmiotem historycznym, zgłębieniem rzeczy i kunsztownym wydaniem zajmować się musi, nie przywołując na pomoc interesu, namiętności lub mody czytelników. Takich właśnie przedmiotów kazał poszukiwać Szyller: Was unsterblich im Gesang soll leben, Muss im Leben untergehen. «Co ma ożyć w Pieśni, zaginąć powinno w rzeczywistości».

Wstęp

Sto lat mijało, jak Zakon krzyżowy

We krwi pogaństwa północnego brodził; już Prusak szyję uchylił w okowy Lub ziemię oddał, a z duszą uchodził; Niemiec za zbiegiem rozpuścił gonitwy, Więził, mordował, aż do granic Litwy. Niemen rozdziela Litwinów od wrogów: Po jednej stronie błyszczą świątyń szczyty I szumią lasy, pomieszkania bogów; Po drugiej stronie, na pagórku wbity Krzyż, godło Niemców, czoło kryje w niebie, Groźne ku Litwie wyciąga ramiona, Jak gdyby wszystkie ziemie Palemona Chciał z góry objąć i garnąć pod siebie. Z tej strony tłumy litewskiej młodzieży, W kołpakach rysich, w niedźwiedziej odzieży, Z łukiem na plecach, z dłonią pełną grotów, Snują się, śledząc niemieckich obrotów. Po drugiej stronie, w szyszaku i zbroi, Niemiec na koniu nieruchomy stoi; Oczy utkwiwszy w nieprzyjaciół szaniec, Nabija strzelbę i liczy różaniec. I ci, i owi pilnują przeprawy. Tak Niemen, dawniej sławny z gościnności, Łączący bratnich narodów dzierżawy, Już teraz dla nich był progiem wieczności; I nikt, bez straty życia lub swobody, Nie mógł przestąpić zakazanej wody. Tylko gałązka litewskiego chmielu, Wdziękami pruskiej topoli nęcona, Pnąc się po wierzbach i po wodnym zielu, Śmiałe, jak dawniej, wyciąga ramiona I rzekę kraśnym przeskakując wiankiem, Na obcym brzegu łączy się z kochankiem. Tylko słowiki kowieńskiej dąbrowy. Z bracią swoimi zapuszczańskiej góry Wiodą, jak dawniej, litewskie rozmowy Lub, swobodnymi wymknąwszy się pióry, Latają w gości na spólne ostrowy. A ludzie? - ludzi rozdzieliły boje ! Dawna Prusaków i Litwy zażyłość Poszła w niepamięć; tylko czasem miłość I ludzi zbliża. - Znałem ludzi dwoje. O Niemnie i wkrótce runą do twych brodów Śmierć i pożogą niosące szeregi, I twoje dotąd szanowane brzegi Topór z zielonych ogołoci wianków, Huk dział wystraszy słowiki z ogrodów. Co przyrodzenia związał łańcuch złoty, Wszystko rozerwie nienawiść narodów; Wszystko rozerwie; - lecz serca kochanków Złączą się znowu w pieśniach wajdeloty.

Rozdział I

OBIÓR

Z Maryjenburskiej wieży zadzwoniono, Działa zagrzmiały, w bębny uderzono; Dzień uroczysty w krzyżowym Zakonie; Zewsząd komtury do stolicy śpieszą, Kędy, zebrani w kapituły gronie, Wezwawszy Ducha Świętego uradzą, Na czyich piersiach wielki krzyż zawieszą I w czyje ręce wielki miecz oddadzą. Na radach spłynął dzień jeden i drugi, Bo wielu mężów staje do zawodu, A wszyscy równie wysokiego rodu I wszystkich równe w Zakonie zasługi; Dotąd powszechna między bracią zgoda Nad wszystkich wyżej stawi Wallenroda.

On cudzoziemiec, w Prusach nieznajomy, Sławą napełnił zagraniczne domy; Czy Maurów ścigał na kastylskich górach, Czy Otomana przez morskie odmęty, W bitwach na czele, pierwszy był na murach, Pierwszy zahaczał pohańców okręty; I na turniejach, skoro wstąpił w szranki, Jeżeli raczył przyłbicę odsłonić, Nikt się nie ważył na ostre z nim gonić, Pierwsze mu zgodnie ustępując wianki. Nie tylko między krzyżowymi roty Wsławił orężem młodociane lata, Zdobią go wielkie chrześcijańskie cnoty: Ubóstwo, skromność i pogarda świata.

Konrad nie słynął w przydwornym nacisku Gładkością mowy, składnością ukłonów; Ani swej broni dla podłego zysku Nie przedał w służbę niezgodnych baronów. Klasztornym murom wiek poświęcił młody, Wzgardził oklaski i górne urzędy; Nawet zacniejsze i słodsze nagrody: Minstrelów hymny i piękności względy, Nie przemawiały do zimnego ducha. Wallenrod pochwał obojętnie słucha, Na kraśne lica pogląda z daleka, Od czarującej rozmowy ucieka.

Czy był nieczułym, dumnym z przyrodzenia, Czy stał się z wiekiem - bo choć jeszcze młody, Już włos miał siwy i zwiędłe jagody, Napiętnowane starością cierpienia - Trudno odgadnąć: zdarzały się chwile, W których zabawy młodzieży podzielał, Nawet niewieścich gwarów słuchał mile, Na żarty dworzan żartami odstrzelał I sypał damom grzecznych słówek krocie, Z zimnym uśmiechem, jak dzieciom łakocie. Były to rzadkie chwile zapomnienia; I wkrótce, lada słówko obojętne, Które dla drugich nie miało znaczenia, W nim obudzało wzruszenia namiętne;

Słowa: ojczyzna, powinność, kochanka, O krucyjatach i o Litwie wzmianka, Nagle wesołość Wallenroda truły; Słysząc je, znowu odwracał oblicze, Znowu na wszystko stawał się nieczuły I pogrążał się w dumy tajemnicze. Może, wspomniawszy świętość powołania, Sam sobie ziemskich słodyczy zabrania. Jedne znał tylko przyjaźni słodycze, Jednego tylko wybrał przyjaciela, Świętego cnotą i pobożnym stanem: Był to mnich siwy, zwano go Halbanem. On Wallenroda samotność podziela; On był i duszy jego spowiednikiem, On był i serca jego powiernikiem. Szczęśliwa przyjaźń świętym jest na ziemi, Kto umiał przyjaźń zabrać ze świętemi.

Tak naczelnicy zakonnej obrady Rozpamiętują Konrada przymioty; Ale miał wadę - bo któż jest bez wady? Konrad światowej nie lubił pustoty, Konrad pijanej nie dzielił biesiady. Wszakże zamknięty w samotnym pokoju, Gdy go dręczyły nudy lub zgryzoty, Szukał pociechy w gorącym napoju; I wtenczas zdał się wdziewać postać nową, Wtenczas twarz jego, bladą i surową, Jakiś rumieniec chorowity krasił; I wielkie, niegdyś błękitne źrenice, Które czas nieco skaził i przygasił, Ciskały dawnych ogniów błyskawice; Z piersi żałośnie westchnienie ucieka I łzą perłową nabrzmiewa powieka, Dłoń lutni szuka, usta pieśni leją, Pieśni nucone cudzoziemską mową, Lecz je słuchaczów serca rozumieją. Dosyć usłyszeć muzykę grobową, Dosyć uważać na śpiewaka postać: W licach pamięci widać natężenie, Brwi podniesione, pochyłe wejrzenie, Chcące z głębiny ziemnej cóś wydostać; Jakiż być może pieśni jego wątek?- Zapewne myślą, w obłędnych pogoniach, Ściga swą młodość na przeszłości toniach.- Gdzież dusza jego? - W krainie pamiątek.

Lecz nigdy ręka, w muzycznym zapędzie, Z lutni weselszych tonów nie dobędzie; I lica jego niewinnych uśmiechów Zdają się lękać, jak