Kobieta z blizną - Katarzyna Dacyszyn - ebook

Kobieta z blizną ebook

Katarzyna Dacyszyn

4,6

Opis

Korytarz łódzkiego sądu. Przed procesem o stalking do Katarzyny Dacyszyn podchodzi Robert W. i oblewa ją kwasem siarkowym. To historia, którą w 2016 roku zajmowały się wszystkie polskie media.

"Kobieta z blizną" to opowieść o tym, jak nieprzewidywalne bywa życie. Opowieść o zmaganiach zawodowych i wytrwałości w dążeniu do realizacji marzeń, odnajdywaniu w sobie siły do mierzenia się z najbrutalniejszymi okolicznościami.

Projektantka odnosząca sukcesy w świecie mody, pełna energii, marzeń i planów na przyszłość, wskutek ataku stalkera doznaje rozległych i głębokich oparzeń ciała. W jednej chwili wszystko, na co ciężko pracowała, obraca się wniwecz. Teraz zmuszona jest walczyć o życie. Musi uporać się z targającymi nią emocjami i obawami przed przyszłością. Zaakceptować swoje oszpecone ciało. Znaleźć energię na walkę o sprawiedliwość i walkę, by stać się na powrót silną. Być może silniejszą niż kiedykolwiek wcześniej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 229

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (85 ocen)
63
15
6
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
jamagda1

Nie oderwiesz się od lektury

Motywująca!
10
2005Iwonka2019

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa książka. Wiele razy sie zaśmiałam, wiele razy musiałam dołożyć na chwilę...Pani Katarzynie życzę wielu sukcesów.
10
ripli22

Nie oderwiesz się od lektury

Poruszająca historia.
00
madzialena8812

Nie oderwiesz się od lektury

Historia ktorą warto poznać....
00
Aniam24_03

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka
00

Popularność




Projekt okładki: Pola i Daniel Rusiłowiczowie/KAV Studio

Redaktor prowadzący: Bożena Zasieczna

Redakcja tekstu: Zuzanna Żółtowska/Słowne Babki

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Sylwia Rogowska-Kusz

Korekta: Bogusława Jędrasik

Na okładce została wykorzystana akwarela © Anna Halarewicz

© for the text by Irena A. Stanisławska and Katarzyna Dacyszyn

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2019

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana,

przechowywana jako źródło danych i przekazywana w jakiejkolwiek

formie zapisu bez pisemnej zgody posiadacza praw.

ISBN 978-83-287-1232-4

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2019

FRAGMENT

fot. © Tomasz Półgrabia

Wstęp

Kiedy niespodziewanie jednego dnia odebrane jest ci tak wiele, a życie choć wciąż dane, zmienia się diametralnie, dochodzi do radykalnej zmiany wartości. Dociera do nas to, co jest naprawdę ważne, budzi się instynkt przetrwania. 

W takich chwilach jak nigdy dotąd docenia się gest drugiego człowieka, a siły potrzebnej do przetrwania szuka się poza wszystkim co do tej pory. I siła przychodzi.

Doświadczenie to, tak do bólu prawdziwe, pokazało mi świat na nowo. 

Nauczyło doceniać każdą krótką chwilę i drugiego człowieka, z ładunkiem jakie wnosi w moje życie. 

Nauczyło mnie siebie samej. Poznałam się jak nigdy dotąd, uwierzyłam w swoją siłę, znajdując własne miejsce mocy.

Niech ta książka będzie wsparciem dla tych, którzy go potrzebują, by przechodząc swoje dramaty, wiedzieli w chwilach zwątpienia, że każdy ból ma swój kres i jest lekcją, która kryje jakiś cel.

Tyle ciepła, ile otrzymałam po ataku od zupełnie obcych mi ludzi, pokazało, jak cudownymi stworzeniami jesteśmy i jak zło możemy zwyciężać dobrem.

Dziękuję rodzinie, przyjaciołom, osobom wielkiego serca z dalszego kręgu znajomych, którzy natychmiast wykazywali inicjatywę.

Dziękuję doktorowi Markowi Wasilukowi, mecenasowi Bartoszowi Tiutiunikowi, rodzinie S. z Łodzi, firmie, w której pracowałam, darczyńcom, ludzkim Aniołom Stróżom, których nie poznałam, a którzy anonimowo udzielali mi pomocy.

Dzięki Wam podnosiłam się z kolan, kiedy nie miałam już siły dalej żyć. Dobro ludzkie skierowane do drugiego człowieka jest w życiu tym, co najważniejsze.

Katarzyna Dacyszyn

1 Wiadomość

Pamiętasz, kiedy dostałaś pierwszą wiadomość?

Pamiętam dokładnie – to było latem 2010 roku. Siedziałam wtedy w mojej malutkiej kawalerce i sprawdzałam wiadomości na Facebooku. Odczytałam jedną z nich w folderze „Inne” i od razu pomyślałam, że to musi być pomyłka. Nie znałam adresata, ale to mnie nie zdziwiło, ponieważ wiadomość pojawiła się w folderze „Inne”. Zaskoczyła mnie treść. To było wyznanie miłości. Bardzo specyficzne. Napisane językiem poetyckim, pełne metafor, bardzo chaotyczne. Nie zacytuję całości, ale to, co pamiętam. Brzmiało to mniej więcej tak: „Kiedy zobaczyłem Panią z Pani chłopcem, to mną bardzo wstrząsnęło. Nie sądziłem, że z kimś jesteś, bo zawsze widywałem panią samą. Tak bardzo mnie to dotknęło, że mógłbym paść do pani stóp i zdechnąć. Ale nie zdechnę, bo wystarczyłoby, żebyś położyła rękę na mej udręczonej głowie i powiedziała wstań”. A do tego jeszcze jakieś zdania o mięśniach, krwi, bliznach… Cała treść przesycona wyrzutami i cierpieniem.

Wiadomość ta została wysłana z konkretnego profilu. Facet nazywał się Tomasz G.[1] Powiększyłam jego zdjęcie i zauważyłam, że w tle widać Akademię Sztuk Pięknych, nieopodal której mieszkałam. Przez chwilę pomyślałam, że może to ktoś, z kim studiowałam, ale nie kojarzyłam ani nazwiska, ani sylwetki. Muszę powiedzieć, że już samo zdjęcie budziło grozę. Na tle zaśnieżonego krajobrazu stał facet w ciemnych okularach i czarnym płaszczu. Postawny, posągowy. Widać, że chciał budzić respekt. Wyglądał trochę jak Jean Reno w filmie Leon zawodowiec. To zdjęcie i ten tekst były tak niepokojące, że chociaż wydawało mi się, że to nie ja miałam być adresatem wiadomości, na wszelki wypadek włączyłam opcję „Blokuj”. Poczułam ulgę. Jednak nie na długo, bo kiedy po chwili otworzyłam kolejną wiadomość – od nieznanego mi Franciszka Wielowiejskiego – zamarłam. Pisał, że spodziewał się odpowiedzi, a nie zablokowania oraz że muszę być tępą laską bez matury, bo nie doceniam takiego wyznania miłości w czasach, w których nikt już naprawdę nie umie tak kochać i mówić o swoich uczuciach. Powinnam to docenić, a nie odrzucać bez komentarza. Pojawiły się wyzwiska i żale, że po tym, co napisał, zasługuje na coś więcej, bo w końcu wyznaje mi miłość. A jest supermęskim facetem, który rzadko kiedy mówi o uczuciach i nigdy nie byle komu. Zablokowałam również ten profil – tym razem będąc pewną, że ta wiadomość została napisana do mnie. Lecz natychmiast pojawiła się cała seria wiadomości od mężczyzn, których nie znałam. Domyśliłam się, że to fikcyjne konta tego samego człowieka. Czułam, że teksty mogą być w podobnie agresywnym tonie, więc już nawet ich nie czytałam. Ze strachu.

Powiedziałaś o tym komuś?

W panice zadzwoniłam do mojego chłopaka. Później, kiedy się spotkaliśmy, te wiadomości mu pokazałam. Widziałam, że bardzo się przejął. Natomiast ja, która starałam się nie obarczać nikogo swoimi problemami, sama przezwyciężać trudności, nie prosić o pomoc, powiedziałam Leszkowi, żeby to zostawić. Że nic złego się nie dzieje, a ewentualna próba zemsty czy męskie „zaznaczenie terenu” nic dobrego nie przyniosą. Poza tym, przecież za dwa miesiące przeprowadzam się do mieszkania w centrum miasta, więc temu człowiekowi, który prawdopodobnie mieszka w mojej okolicy, zniknę z oczu i cała historia się zakończy. Wtedy wydawało mi się naprawdę, że na tych kilku wiadomościach ten facet poprzestanie.

Jednak co jakiś czas przychodziły pojedyncze wiadomości od nieznanych mi ludzi. Większość z nich przeczytałam, myśląc, że pochodzą od osób, które chcą się ze mną skontaktować w sprawach zawodowych. Ale za każdym razem docierało do mnie, że pisze je ten sam człowiek. Z jego opisów jasno wynikało, że doskonale wie, co robię, gdzie pracuję, z kim się spotykam. Że obserwuje mnie nie od tygodnia czy dwóch, lecz od kilku miesięcy! W jednej z wiadomości opisał moje zimowe perypetie z zamkiem hydraulicznym w samochodzie, który przy silnych mrozach zamarzał; problemy z akumulatorem, kiedy rano okazywało się, że bez pomocy taksówkarza nie dam rady odpalić. Pisał: „Trzymałem się zębami parapetu, żeby nie wyskoczyć do Pani, nie oddać kluczyków do mojego auta i pięciu litrów krwi”. Zdałam sobie sprawę z tego, że ten ktoś musi mieszkać naprawdę blisko mnie.

W krótkim czasie dostałam tego potwierdzenie. Otrzymałam wiadomość, w której opisał sytuację, kiedy razem jechaliśmy windą. Wchodząc do kabiny, powiedziałam: „Dzień dobry”, a on był sparaliżowany moim widokiem, więc nie odpowiedział; pisał, że ja nie zdaję sobie sprawy z tego, że tak na niego działam. Od tego momentu, żeby mnie nie spotykać, zaczął chodzić po schodach. Wywnioskowałam, że jest moim sąsiadem.

Pewnie zaczęłaś się intensywnie zastanawiać, z którym facetem jechałaś windą?

Tak, chociaż nie miało to większego sensu. Mieszkałam w dziesięciopiętrowym budynku, w którym było sześćdziesiąt mieszkań. Każdego dnia spotykałam mnóstwo ludzi i nie skupiałam się na tym, z kim jadę windą. Poza tym w ogóle nie zwracałam uwagi na facetów, zwłaszcza że byłam w związku. Zupełnie nie chciałam być obiektem czyjegoś zainteresowania. I jeszcze tak chorego!

Zaczęłam jednak prowadzić dochodzenie. Zastanawiałam się, z których okien może być widoczny parking przed blokiem. Wróciłam do pierwszej wiadomości, by tym razem dokładniej przyjrzeć się zdjęciu profilowemu. Wypatrywałam na ulicy mężczyzny, który choć trochę przypominał tę postać w czarnym płaszczu i ciemnych okularach. Któregoś dnia wydało mi się, że go widzę. Stał w dużej odległości, ale nie zrobiłam nawet kilku kroków w jego stronę, by się upewnić, że to on. Wiedziałam, że ten człowiek ma obsesję na moim punkcie, a każda obsesja jest niebezpieczna, niezależnie od tego, czy jej źródłem jest miłość, czy nienawiść. Nie podeszłam do niego ze strachu.

Wiesz, co się dzieje w głowie, kiedy masz świadomość, że ktoś cię obserwuje, śledzi każdy twój krok? Że ktoś wbrew twojej woli wkrada się w twoją prywatność? Kiedy czujesz się, jakby ktoś na ciebie polował? Jedyną pocieszającą myślą była ta, że już niedługo się przeprowadzę. Nie będę mieszkać obok niego, nie będzie mnie widzieć, więc o mnie zapomni. Już za chwilę wszystko się skończy.

Zaczęłam wprowadzać się do nowego mieszkania. Z Wrocławia przyjechał mój brat z mamą. Staliśmy przy samochodzie, wkładaliśmy jakieś pudła do bagażnika, gdy nagle usłyszałam trzask zamykanych drzwi do klatki schodowej. Podniosłam wzrok… i zobaczyłam tego człowieka. Był w płaszczu i ciemnych okularach. Takich jak na zdjęciu z Face­booka. Wysoki, wyprostowany, patrzył przed siebie; z kamienną twarzą. Szedł wolno chodnikiem. Nie szedł – on sunął. W przerażający sposób. Tak jakby nie żył. On przesuwał się jak duch. Pochyliłam się nad bagażnikiem i wyszeptałam: „Grzesiek, to jest ten facet, o którym ci wczoraj mówiłam!”. Mój brat spojrzał na niego, po czym powiedział: „Uważaj! To psychopata! Dobrze, że się wyprowadzasz”.

Podszedł do was?

Nie. Przeszedł obok, nie patrząc na nas. Miałam wrażenie, że chciał na siebie zwrócić uwagę, ale w taki sposób, żeby mnie przestraszyć albo żebym poczuła respekt. A może to było wymierzone w mojego brata, bo przecież nie wiedział, kim jest facet, który stoi obok mnie.

Przyjrzałaś mu się, gdy was mijał?

Coś ty! On mnie tak przerażał, że schyliłam głowę. Był bezosobowy, jakby w środku pusty. Pojawił się jak zjawa. To było dokładnie zaplanowane. Chciał być zauważony. Wyszedł tylko po to, żeby zaznaczyć swoją obecność. Abym wiedziała, że kontroluje mnie w każdej sytuacji.

Rozmawiałaś jeszcze z bratem na jego temat?

Nie. Powiedziałam tylko: „OK, cicho”, bo obok stała mama i nie chciałam, by wiedziała, że mam jakieś kłopoty. Zawsze starałam się ją chronić. Powiedziałam mu, że wszystko będzie dobrze, i żeby się nie martwił.

Naprawdę w to wierzyłam. Ale… Któregoś dnia jechałam samochodem do nowego mieszkania, wioząc jakieś bibeloty. W pewnym momencie, patrząc w lusterko, zobaczyłam czerwonego forda escorta, a w nim faceta w ciemnych okularach. Tego faceta! Pomyślałam, że jadę do centrum miasta, więc nie ma w tym nic dziwnego, jednak nerwowo spoglądałam w lusterko wsteczne. On wciąż tam był. Czy to przypadek, że jedzie tą samą trasą co ja? Postanowiłam sprawdzić, skręcając w małe, rzadko uczęszczane uliczki. Cały czas jechał za mną. Ewidentnie mnie śledził. By ostatecznie się upewnić, że nie popadam w paranoję, wykonałam nagły manewr, skręcając na trójpasmowej ulicy z prawego pasa w lewo. On zrobił to samo. Oblał mnie zimny pot. Zadzwoniłam do Leszka: „Jadę do nowego mieszkania, a ten facet jedzie za mną! Co mam robić?! Przecież dowie się, jaki jest mój nowy adres!”.

Powiedział, że mam się zatrzymać przed jakimś dużym sklepem, gdzie będzie sporo ludzi, i zadzwonić do niego, a on w to miejsce przyjedzie. Zrobiłam jak kazał. Stanęłam przed sklepem meblowym. Weszłam do środka. Przerażona przesiedziałam tam z pół godziny. Gdy wyjrzałam na zewnątrz, odetchnęłam z ulgą – żadnego podejrzanego auta. Ponownie zadzwoniłam do Leszka: „Nie widzę tego samochodu, chyba go zgubiłam. Akcja odwołana. Jadę do nowego mieszkania, pa!”.

Kiedy dotarłam na miejsce, nadal czułam się roztrzęsiona. Musiałam zapalić, by się uspokoić. Wyszłam na balkon, wyjęłam papierosa i zapaliłam. Zaciągając się głęboko, spojrzałam przed siebie i… jak na filmie, gdy ostrość skupia się na drugim planie – zobaczyłam ogrodzenie osiedla i ulicę. I samochód. Czerwonego forda escorta z kierowcą w środku, który siedząc przy otwartym oknie, patrzył dokładnie w moją stronę. Już wiedział, gdzie mieszkam. Moja próba ucieczki nie powiodła się. I wtedy dotarło do mnie, że to się nie skończy, że to nie są tylko wiadomości wysyłane przez zakochanego sąsiada. Że ten facet chce być blisko; że śledzi każdy mój krok. Że robi się naprawdę niebezpiecznie.

Czy tym razem zgłosiłaś to na policję?

Czułam się zagrożona i nawet pomyślałam, by to zrobić, ale co miałabym powiedzieć? Że ktoś wysyła mi wiadomości, że mnie obserwuje, śledzi? Że żyję w lęku, bo się tego człowieka obawiam?

To był rok 2010. Nie mówiło się o stalkingu. Dopiero rok później do polskiego Kodeksu karnego został wprowadzony nowy przepis mówiący o tym, że stalking jest przestępstwem.

Nie poszłam z tym na policję. Odliczałam dni do przeprowadzki. Moje nowe mieszkanie znajdowało się na strzeżonym osiedlu. Był tam monitoring, a w każdym lokalu przycisk, którym można było uruchomić alarm w niebezpiecznej dla lokatora sytuacji. Kiedy się wprowadziłam, odetchnęłam z ulgą: tutaj będę się czuła bezpiecznie. I tak było – nie dostawałam już żadnych niechcianych wiadomości, nie widziałam forda escorta. Wreszcie zapanował upragniony spokój.

* * *

koniec darmowego fragmentu zapraszamy do zakupu pełnej wersji

[1] nie podajemy nazwiska z powodu RODO.

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Dział zamówień: +4822 6286360

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz