Klechdy sezamowe - Bolesław Leśmian - ebook

Klechdy sezamowe ebook

Bolesław Leśmian

4,5
17,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Klechdy sezamowe zostały wydane w 1913 roku i wpisały się do kanonu polskiej literatury dziecięcej. Od dziesięcioleci uważane są za najpiękniejsze, najbardziej nowatorskie i najoryginalniejsze opracowanie bajek wschodu. W skład zbioru wchodzą: Ali Baba i czterdziestu zbójców, Baśń o Aladynie i o lampie cudownej, Baśń o rumaku zaklętym, O pięknej Parysadzie i o Ptaku Bulbulezarze, Opowiadanie króla Wysp Hebanowych, Rybak i geniusz. Bajki wyróżniają się nie tylko żywą narracją i piękną poetycką prozą, ale także jasnym przekazem moralnym oraz mistrzowską analizą psychologiczną postaci. Obdarzone są magnetyczną siłą stylu Leśmiana. Od pokoleń bawią dzieci i uczą piękna języka polskiego.

 

Lektura uzupełniająca w klasach I–III

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 310

Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Projekt okładkiArtur Piątek
© Copyright by Siedmioróg, Wrocław 2021
Żaden fragment książki nie może być powielany ani reprodukowany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
ISBN 978-83-8279-188-4
Księgarnia wysyłkowa Wydawnictwa Siedmiorógwww.siedmiorog.pl
Konwersja:eLitera s.c.

BAŚŃ O RUMAKU ZAKLĘTYM

Trzeba bardzo natężyć uwagę, aby od początku do końca wysłuchać baśni o zaklętym rumaku. Jest to bowiem baśń pełna zdarzeń niespodzianych i cudów niesłychanych. Naprawdę czarodziejska baśń. Toteż nieuważnemu i nieostrożnemu słuchaczowi łatwo zabłąkać się w tej baśni tak samo, jak się pewien chłopiec zabłąkał w lesie czarodziejskim. O północy wszystkie ścieżki i drogi tego dziwnego lasu zaczęły ze śmiechem skakać i pląsać i – rozpląsane – uciekały przed chłopcem, ile razy chciał na jedną z nich nastąpić nogą, ażeby po niej wrócić do domu. Trzeba być bardzo uważnym wówczas, kiedy się wchodzi do czarodziejskiego lasu, albo wówczas, kiedy się słucha naprawdę czarodziejskiej baśni. Nawet królowie perscy, arabscy i indyjscy natężali swoją królewską uwagę, gdy im opowiadano tę dziwną i straszną, i osobliwą, i niepojętą baśń o rumaku zaklętym.

Prosimy więc o ciszę, gdyż oto baśń się zaczyna!

Każdemu, kto jest znawcą bajek z tysiąca i jednej nocy, wiadomo od dawna, że w Persji Nowy Rok przypada na wiosnę. U nas – na zimę, a tam – na wiosnę. Pierwszy dzień wiosny jest jednocześnie pierwszym dniem roku. Persowie kochają słońce i kwiaty i dlatego też rozpoczynają swój rok wówczas, kiedy na świecie jest dużo słońca i dużo kwiatów. W dniu owym na całej ziemi perskiej odbywa się wielkie święto. To bardzo przyjemnie, kiedy nadchodzi wielkie święto i dzieją się rozmaite czary. Trzeba bowiem zauważyć, że w Persji jest wielu rozmaitych czarowników, szczególnie w głównym mieście, stolicy Persji, która się nazywa Szyraz.

W takim właśnie dniu, na Nowy Rok, w Szyrazie odbywało się wspaniałe święto. Na ogromnym placu przed pałacem królewskim ustawiono wysoki tron, rzeźbiony ze złota wydobytego niegdyś z Sezamu. Na tym tronie zasiadł sam król w płaszczu purpurowym i w koronie gęsto nabijanej brylantami. Ciekawi poddani starannie zadzierali nosy do góry, ażeby zajrzeć w oślepiający blask korony królewskiej. Ale promienie słońca, odbite od brylantów, trafiały im wprost na twarze i przypiekały nosy, ciekawie zadarte do góry.

Po bokach tronu stali rycerze i dworzanie, a na przedzie stali muzykanci nadworni. Muzykanci byli dumni ze swoich złotych i tajemniczych instrumentów i z tego, że ich nauczono grać na tych instrumentach rozmaite melodie. Grali tak zawzięcie i tak skocznie, i tak do tańca, że nie tylko wszyscy poddani, ale nawet sam król nie mógł wytrzymać ani usiedzieć na miejscu i z lekka poruszał się na złotym tronie w takt muzyki. Wszyscy się poruszali i nucili półgłosem. Poddani nucili bez słów, a król nucił takie słowa:

– Przepraszam was, moi poddani, za to, że zamiast nikogo nie słuchać, słucham waszej gry na złotych instrumentach i poruszam się w takt waszej muzyki.

Tak nucił król. Tymczasem coraz większe tłumy gromadziły się na placu, bo każdy chciał zobaczyć króla, muzykantów i Nowy Rok.

Wówczas podchodzili do króla rozmaici ludzie z rozmaitych krain, żeby się pochwalić magicznymi wynalazkami i czarnoksięskimi odkryciami. Taki był bowiem obyczaj w Persji, że na Nowy Rok pokazywano królowi cuda i dziwy, nieznane dotąd nikomu.

Najpierw stanął przed królem Arab w białym turbanie i w białym płaszczu. Arab pokazał królowi zwierciadło magiczne. Ktokolwiek zajrzał do tego zwierciadła, ten zamiast własnej twarzy widział twarz swego prapradziada. Prapradziad kiwał w zwierciadle głową na powitanie i uśmiechał się, zupełnie jak żywy. Królowi zwierciadło magiczne bardzo się podobało. Kupił je i kazał natychmiast złożyć do swego skarbca.

Potem zbliżył się do tronu młody Syryjczyk i położył przed królem zaklęty dukat. Dukat był złoty i miał tę właściwość, że ktokolwiek wsunął go do kieszeni, ten natychmiast dostawał na twarzy mocnych rumieńców. Królowi bardzo się ten dukat podobał i też go kazał złożyć do swego skarbca.

Po Syryjczyku zjawił się Pers i rozwinął przed królem wielki dywan. Dywan był utkany z tej samej purpury, która się pali na obłokach wieczorem, kiedy słońce zachodzi. Dość było rozesłać ten dywan w pokoju, żeby natychmiast słyszeć, jak słońce zachodząc, opowiada złote i purpurowe bajki, pełne złotych i purpurowych strachów. Żaden człowiek nie umiałby opowiedzieć takich bajek! Królowi dywan bardzo się podobał, kupił go i kazał złożyć do skarbca.

I wielu jeszcze innych czarowników pokazywało królowi różne cuda i dziwy. A gdy już wszyscy wszystko pokazali, król dał znak dłonią, że uroczystość skończona. Muzykanci przestali grać na złotych instrumentach. Czarownicy wyruszyli z powrotem w drogę – każdy do swojej ojczyzny. Poddani zaczęli się rozchodzić do domów. Wtem – nagle – ni stąd, ni zowąd – wysunął się z tłumu jakiś czarnoksiężnik. Prowadził on za uzdę pięknego rumaka, na którym błyszczał złoty czaprak i złote siodło. Rumak był wyciosany z drzewa, ale tak dobrze i dokładnie, że nie tylko wyglądał jak żywy, lecz naprawdę się poruszał, wywracał ogniste ślepia, rozdymał nozdrza i dzwonił złotymi kopytami o ziemię tak zgrabnie i tak naumyślnie, jakby chciał przy tym powiedzieć: „Czy słyszycie, jak ładnie dzwonię?”.

Wszyscy spojrzeli na czarnoksiężnika i on spojrzał na wszystkich. Wszyscy na jego widok uczuli jakąś trwogę, ale on żadnej trwogi nie uczuł. Szybko i nagle zbliżył się do króla razem z rumakiem, padł przed królem czołem na ziemię, bo tak kazał obyczaj, potem powstał, wskazał dłonią swego rumaka i rzekł z tajemniczym uśmiechem na twarzy:

– Królu, zbliżam się do ciebie ostatni, ale zadziwię ciebie cudem największym ze wszystkich cudów! Tym cudem jest mój rumak. Spójrz tylko na niego, a zobaczysz, że mówię prawdę.

Król spojrzał na rumaka i rzeczywiście był zachwycony jego widokiem. Wszakże ukrył przed czarnoksiężnikiem swój zachwyt, bo chciał pokazać, że jest znawcą cudów i że już nieraz widywał daleko wspanialsze dziwy. Żeby to pokazać, zmrużył oczy, skrzywił usta i rzekł z przekąsem:

– Już nieraz widywałem daleko wspanialsze dziwy, bo jestem królem, a nie byle jakim włóczęgą. Wprawdzie twój koń jest bardzo dobrze i dokładnie rzeźbiony w drzewie, ale znam rzeźbiarzy, którzy potrafią wyrzeźbić takiego samego, a nawet piękniejszego konia.

Czarnoksiężnik, słysząc te słowa, znowu się uśmiechnął tajemniczo i odpowiedział królowi:

– Ten koń nie tylko ma piękny wygląd, ale posiada zdolności czarodziejskie. Jest to koń naprawdę czarodziejski, niepodobny do innych zwyczajnych koni. Znam jeden taki sekret, że mogę mego rumaka przymusić do bardzo szybkiego biegu. Ten, kogo nauczę mego sekretu, może tak samo jak ja jeździć na moim rumaku. My, czarnoksiężnicy, lubimy wszystko robić po czarnoksięsku. Nudzi nas zwyczajna jazda na zwyczajnym koniu. Daleko większą przyjemność sprawia nam zaklęta jazda na rumaku zaklętym. Jeżeli Wasza Królewska Mość życzy sobie tego, to natychmiast mogę dosiąść mego rumaka i wypróbować go przed oczyma Waszej Królewskiej Mości i wszystkich poddanych.

– Dobrze! – zawołał król. – Życzę sobie tego, bo chcę się przekonać naocznie, czy twój rumak naprawdę jest rumakiem zaklętym. Pamiętam, że niańka, kiedy byłem małym chłopcem, opowiadała mi pewnej nocy bajkę o rumaku zaklętym. Może to jest ten sam rumak z tej samej bajki. A choćby nawet był rumakiem z jakiejś innej bajki, w każdym razie chcę, żebyś go dosiadł w moich oczach.

Czarnoksiężnik natychmiast dosiadł rumaka, poprawił się w złotym siodle, ściągnął złote cugle i zapytał króla z tym samym tajemniczym uśmiechem:

– Królu, dokąd mi teraz każesz pojechać?

Król długo się namyślał, aż wreszcie rzekł:

– Widzisz tam, przed nami, za miastem, w pustyni, daleką górę. Ta góra jest tak daleka, że nie widać jej wyraźnych kształtów. Widać tylko błękitną mgłę. Ale ta mgła błękitna jest właśnie górą, bardzo oddaloną od naszych oczu. Słońce teraz oświetla ową górę, a właściwie ową mgłę błękitną. Oświetlona słońcem mgła błękitna wygląda jak złota. Skieruj swego rumaka do owej mgły złotej, która jest mgłą błękitną, a gdy się zbliżysz do niej... zmieni się w górę. U podnóża góry rośnie palma. Znam wszystkie liście tej palmy, bo sam ją własnoręcznie zasadziłem. Zerwij jeden liść palmowy i przywieź mi go z powrotem na dowód, żeś był u podnóża góry.

Ledwie król wyrzekł te słowa, czarnoksiężnik natychmiast przykręcił śrubkę ukrytą na szyi konia pod grzywą. Czarodziejsko nakręcony koń uniósł się wraz z czarnoksiężnikiem w powietrze. Uniósł się tak szybko, że od razu znikł w obłokach. I król, i jego poddani krzyknęli ze zdziwienia i szeroko otworzyli usta i oczy. Nie zdążyli jeszcze przymknąć ust i oczu, a już zobaczyli powracającego konno czarnoksiężnika. Czarnoksiężnik szybko spuszczał się z obłoków na ziemię. Skierował konia na plac – przed tron królewski. W jednej dłoni trzymał cugle, a w drugiej liść palmowy zerwany u podnóża góry. Zatrzymał rumaka przed królem, zeskoczył z siodła na ziemię, padł czołem do stóp królewskich i złożył wielki liść palmowy.

– Tak – zawołał król, zachwycony tym niezwykłym cudem – to jest na pewno ten sam rumak zaklęty, o którym opowiadała mi moja niańka, kiedy byłem jeszcze małym chłopcem! Jest to bezwarunkowo najpiękniejszy rumak z najpiękniejszej bajki! Chcę koniecznie kupić od ciebie tego rumaka! Dam ci w zamian tyle dukatów, ile tylko zażądasz!

Czarnoksiężnik znów uśmiechnął się tajemniczo i tak powiedział królowi:

– Królu, otrzymałem tego rumaka od jednego ze znajomych czarowników. Nie chciał brać w zamian ani dukatów, ani talarów. Zażądał natomiast ręki mojej siostry. Prócz tego musiałem mu złożyć przysięgę, że nigdy nikomu ani za dukaty, ani za talary nie sprzedam mego rumaka. Cudów sprzedawać nie wolno. Wolno mi tylko podarować zaklętego rumaka temu, kto mi odda za żonę swoją siostrę lub córkę. Jeżeli chcesz zostać szczęśliwym właścicielem zaklętego rumaka, musisz oddać mi za żonę swoją piękną córkę, królewnę perską!

Słysząc te zuchwałe słowa, wszyscy dworzanie i ministrowie wybuchnęli głośnym śmiechem. Damy dworskie zawołały chórem:

– Jak śmiesz obrażać naszą królewnę, która tylko królewicza poślubić może!

Ale najbardziej rozgniewał się na zuchwałego czarnoksiężnika syn królewski, młody książę Firuz Szach. Nic jednak nie powiedział, bo był pewien, że król sam ukarze śmiałka. Królowi jednak tak się podobał rumak zaklęty, że nie wiedział, co ma teraz począć i jak postąpić. Zamyślił się i milczał. Milczał i patrzył na rumaka. Patrzył na rumaka i zachwycał się jego złotymi kopytami. Wówczas książę Firuz Szach wystąpił naprzód i rzekł głosem spokojnym:

– Przepraszam cię, mój ojcze królu, za to, że się ośmielę zrobić ci uwagę. Zuchwały czarnoksiężnik obraził twoją córkę, a moją siostrę. Wobec wszystkich zebranych na tym placu zażądał jej w zamian za swego konia. Zapomniał o tym, że moja siostra, a twoja córka, jest królewną i może poślubić tylko królewicza. Ale ty, królu, zamiast ukarać zuchwałego czarnoksiężnika, zamyśliłeś się i milczysz. Milczysz i patrzysz na rumaka. Patrzysz na rumaka i zachwycasz się jego złotymi kopytami!

– Przepraszam cię, mój synu – odrzekł król. – Przepraszam cię za to, że mnie tak olśniły złote kopyta zaklętego rumaka. Kocham moją córkę i nigdy nie wydałbym jej za mąż za nieznanego włóczęgę. Wiem, ilu tych czarowników błąka się po naszej ziemi. Może ten czarnoksiężnik jest jednym z takich złych czarowników. Prócz tego córka moja jest królewną i musi poślubić królewicza. Ale pomyśl sam, jak to przyjemnie mieć w swoim skarbcu zaklętego rumaka! Cały naród byłby mi wdzięczny za taki nabytek! Kto posiada zaklętego rumaka, ten może swobodnie bujać w obłokach i zwyciężać swoich wrogów chodzących po ziemi. Pomyśl, co by to był dla mnie za smutek, gdyby król innej krainy zgodził się na zuchwałe żądanie czarnoksiężnika, oddał mu za żonę swoją córkę i otrzymał w zamian zaklętego rumaka! Gdyby się tak stało, umarłbym chyba z rozpaczy! A przecież wiem, że ani ty, mój synu, ani moi poddani nie życzą sobie tego, żebym umarł z rozpaczy. Dlatego też milczę i namyślam się, co mam uczynić? Chciałbym, mój synu, żebyś ty teraz wypróbował zaklętego rumaka. Ciekawy jestem, czy ów rumak będzie posłuszny tobie tak samo, jak był posłuszny czarnoksiężnikowi. Nie wątpię, że czarnoksiężnik pozwoli ci dosiąść swego rumaka.

Czarnoksiężnik, słysząc te słowa, natychmiast zbliżył się z rumakiem do księcia Firuz Szacha, żeby mu podać strzemię i nauczyć go sekretu. Lecz Firuz Szach podpatrzył dawniej, jak czarnoksiężnik przykręcił śrubkę na szyi konia. I zanim czarnoksiężnik zdążył cokolwiek powiedzieć, książę wskoczył na siodło i przykręcił śrubkę. Zaledwie to uczynił, rumak w mgnieniu oka uniósł go w powietrze. Firuz Szach zniknął z oczu króla i wszystkich jego poddanych.

– Kto widzi w obłokach mego syna? – zapytał król, zlękniony i zdumiony.

– Nikt! Nikt! Nikt! – odezwały się zewsząd głosy.

Wówczas król zwrócił się do ministra dworu i zapytał:

– Czyś zginął kiedykolwiek w obłokach i czy wiesz, co w takich razach czynić trzeba?

Minister dworu zarumienił się po uszy i rzekł:

– Niech mi Wasza Królewska Mość wybaczy moją ociężałość. Mam już sześćdziesiąt lat i jestem bardzo otyły. Odkąd żyję na świecie, nie zdarzyło mi się jeszcze zginąć w obłokach i nie wiem, co się w takich razach czyni.

Król zawołał zrozpaczony:

– Mam ministra dworu, który nie może mi pomóc wtedy, kiedy spada na mnie prawdziwe nieszczęście! Syn mój zginął w obłokach! Jestem najnieszczęśliwszym ze wszystkich ojców na ziemi! Po cóż namówiłem mego syna, ażeby dosiadł zaklętego rumaka? Gdzie jest czarnoksiężnik, sprawca mego nieszczęścia?

Czarnoksiężnik padł czołem na ziemię i zawołał:

– Królu! Nie z mojej winy syn twój zginął w obłokach. Chciałem go przed odjazdem nauczyć sekretu kierowania rumakiem. Ale syn twój, nieostrożny i dumny jak każdy zresztą młodzieniec, nie czekał nawet na moje rady. Widział on dawniej, jak przykręcałem śrubkę na szyi mego konia, nakręcił ją, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, i zginął natychmiast w obłokach. Tymczasem przykręcenie tej śrubki zmusza rumaka do nieustannego lotu w dal i wzwyż, przed siebie. Aby go zatrzymać i skierować z powrotem ku ziemi, trzeba pokręcić inną, mniejszą śrubką, ukrytą niżej pod czaprakiem. Nie wiem, czy książę Firuz Szach domyśli się tej tajemnicy. Nie mogę być jednak odpowiedzialny za życie młodego księcia.

– Boję się – rzekł król – że koń twój rozbryka się w obłokach i wysadzi z siodła mego syna. Z takiej wysokości nie spada się na ziemię bezkarnie. Śmierć jego wówczas pewna i nieunikniona.

– Królu, co do tego możesz być spokojny – odrzekł czarnoksiężnik. – Koń mój nie jest znarowiony i nigdy nie bryka. Nikogo dotąd nie wysadził z siodła i nie stanął dęba nawet przed największą chmurą. Mogę ci przysiąc, że nie uczyni nic złego Firuz Szachowi i że nie pozwoli mu upaść na ziemię.

– W takim razie – rzekł król – będę czekał na powrót mego syna z obłoków przez trzy miesiące. Jeżeli w ciągu tego czasu nie wróci, każę ci odciąć głowę. A tymczasem wtrącę cię do więzienia, żebyś nie uciekł przed upływem trzech miesięcy.

Natychmiast wtrącono czarnoksiężnika do więzienia, a król wrócił do pałacu, aby tam wyczekiwać swego syna.

Tymczasem książę Firuz Szach, uniesiony tak szybko i tak od razu w powietrze, nie rozumiał, co się z nim dzieje. Nie stracił jednak przytomności, bo był odważny. A odwaga jest potrzebna, szczególnie wtedy, kiedy się lata po obłokach. Ziemia od dawna znikła mu z oczu. Widział tylko obłoki oświetlone słońcem. Jedne były złote, drugie – srebrne. Niektóre paliły się tak mocno, że aż dym złoty z nich buchał jak podczas pożaru. Firuz Szach nie widział nic prócz obłoków i słońca. Rumak biegł szybko i złotymi kopytami uderzał w obłoki tak mocno, że się czasem rozpryskiwały na strzępy. Firuz Szach czuł, że koń unosi go coraz wyżej i wyżej, coraz dalej od ziemi i od pałacu. Spojrzał w dół – i zobaczył pustkę i przepaść. Doznał zawrotu głowy i pomyślał, że taka podróż w obłokach jest niebezpieczna i że trzeba wrócić na ziemię. Zakręcił więc tę samą śrubkę w przeciwną stronę. Zdawało mu się, że tym sposobem skieruje rumaka z powrotem na ziemię. Ale to nic nie pomogło. Rumak pędził dalej, nie zwalniając biegu. Tymczasem słońce, które było dotąd nad głową Firuz Szacha, zsunęło się niżej i świeciło teraz prosto w oczy.

„W obłokach jest jeszcze dzień – pomyślał Firuz Szach – ale na ziemi na pewno panuje teraz noc. Właściwie czas wracać do domu. Ale jak to zrobić? Czy czasem prócz tej śrubki, którą znam, nie ma jeszcze innej śrubki, której nie znam? Muszę poszukać”.

Koń galopował po niebie, przeskakując z obłoku na obłok, a Firuz Szach szukał tymczasem drugiej śrubki. Właśnie koń wspiął się na olbrzymią, puszystą i z lekka po brzegach purpurową chmurę, która miała wierzchołek złocisty. Firuz Szach uczuł, że chmura zakołysała się pod kopytami końskimi. Wierzchowiec natychmiast odbił się od purpurowych brzegów chmury i w jednym skoku przedostał się na jej złocisty wierzchołek, a potem ze złocistego wierzchołka zsunął się w dół na drugą stronę chmury i przeskoczył z niej na pobliski obłok, srebrny i chwiejny. W tej samej chwili, wstrząśnięty raptownym i niespodzianym podskokiem rumaka, Firuz Szach bezwiednie chwycił dłonią za czaprak, wysunięty spod siodła ku przodowi. Wówczas młody książę uczuł pod czaprakiem jakiś przedmiot mały i twardy. Zajrzał pod czaprak i – jakaż była jego radość, gdy zobaczył drugą, nieznaną sobie śrubkę!

– To ona – zawołał – to ona! Długo marzyłem o tej śrubce i znalazłem ją wreszcie! Teraz bieg rumaka zależy od mojej woli.

Trudno doprawdy opisać radość Firuz Szacha. Nikt z nas nie był w jego położeniu, więc nikt nie wie, jak to przyjemnie, podróżując po obłokach, znaleźć taką śrubkę, od której zależy zbawienie. Firuz Szach natychmiast pokręcił śrubką i uczuł, że rumak, zamiast unosić się ku górze, z wolna opuszcza się na ziemię. Opuszcza się coraz niżej, coraz niżej i tak ostrożnie, żeby jeździec nie spadł z siodła. Firuz Szach spojrzał w dół i zobaczył, że tam w dole pod obłokami coś zielenieje. Ucieszył się, bo zrozumiał, że to zielenieje ziemia. Nie widać jej było wcale. Widać było tylko cudowną, daleką, zieloną barwę. Ale im niżej opuszczał się rumak, tym wyraźniej widniała ziemia. Już Firuz Szach zauważył czerwone i niebieskie barwy. Czerwone były zapewne dachy domów, a niebieskie – rzeki, jeziora i strumienie. Lecz długo, bardzo długo i powoli zniżał się rumak zaklęty, tak że kiedy zbliżył się zupełnie, noc panowała na ziemi, a w niebiosach paliły się gwiazdy.

Rumak dotknął ziemi kopytami i zatrzymał się wśród ciemności nocnych. Firuz Szach zsiadł z rumaka i postawił na ziemi swe stopy, które tak długo bujały w powietrzu, w obłokach. Ledwo mógł się utrzymać na nogach – osłabiła go jazda powietrzna i głód, bo od chwili odjazdu ze swej ojczyzny ku niebiosom nic nie miał w ustach. Zaczął się uważnie rozglądać dokoła, żeby rozpoznać w mroku, gdzie się znajduje.

W ciemnym pokoju trudno rozpoznać, gdzie stoi krzesło, a gdzie stół, a gdzie łóżko. Co chwila, idąc po omacku, zawadza się to o stół, to o łóżko, to znów o krzesło. Wydaje się, że wszystkie przedmioty zmieniły swoje zwykłe miejsce i że się same ustawiły inaczej, niż je we dnie ludzie ustawili. Ale daleko trudniej niż w ciemnym pokoju dać sobie radę w ciemnej i nieznanej miejscowości. Drzewa wyglądają po ciemku jak strachy i potwory. Przedmioty bliskie robią wrażenie dalekich, a dalekie – bliskich. Wszystko dokoła zmienia swe kształty obce i nieznane, wszystko chowa się w mroku, ucieka i znowu, strasząc, podchodzi bliżej.

Firuz Szach znalazł się właśnie w ciemnej i nieznanej miejscowości. Toteż przez czas długi nie mógł zrozumieć, gdzie jest i co się z nim dzieje. Wytężał wzrok na próżno, bo nic nie widział. Ale powoli oczy jego przyzwyczaiły się do ciemności i zaczęły coraz lepiej rozróżniać wszystkie przedmioty. Wówczas dopiero Firuz Szach zrozumiał, że stoi nie na ziemi, lecz na tarasie, gdzie było pełno palm i kwiatów w olbrzymich alabastrowych wazonach. Obejrzawszy dokładnie taras, Firuz Szach przekonał się, że taras znajduje się na dachu jakiegoś pałacu. Po chwili młody książę zauważył schody, które wiodły z tarasu do wnętrza pałacu. W głębi schodów, na ostatnim ich stopniu, ujrzał książę drzwi na wpół otwarte, przez które można było wejść w tajemnicze, oświetlone komnaty pałacowe. Książę zbliżył się do tych drzwi i pomyślał:

„Mogę chyba śmiało wejść do pałacu, bo nikt mnie nie weźmie za zbója lub niebezpiecznego włóczęgę. Nie mam przy sobie żadnej broni ani złych oczu, ani potwornej twarzy”.

Pomyślawszy tak, szerzej roztworzył drzwi, ale starał się przy tym nie czynić najmniejszego hałasu. Hałas mógłby obudzić i przerazić kogokolwiek ze strażników lub służby, która spała w pierwszej komnacie. Toteż książę ostrożnie i na palcach przeszedł przez tę komnatę i o mało nie zawadził nogą o wargę tłustego strażnika, który się rozciągnął jak długi na podłodze i chrapał tak mocno, że mu dolna warga podczas chrapania zwisła bezwładnie i przylgnęła do podłogi.

Firuz Szach zręcznie wyminął tę wargę, ale musiał wyminąć wielu jeszcze innych strażników, bo pełno ich było w komnacie. Wszyscy byli czarni, wszyscy chrapali i każdy miał szablę przy boku. Firuz Szach domyślił się, że są to Murzyni na usługach jakiejś pięknej księżniczki.

„Murzynów księżniczki już widziałem – pomyślał Firuz Szach – chciałbym teraz zobaczyć samą księżniczkę. Zapewne jest piękna i śpi bez chrapania i bez szabli przy boku. Prócz tego jest dobra i lubi ratować nieszczęśliwych ludzi, którzy na zaklętym rumaku przebyli pełną niebezpieczeństw drogę”.

Tak rozmyślając, Firuz Szach zbliżył się do drzwi następnych. Te drzwi były najładniejsze, całe ze złota i na tym złocie wyryty był napis purpurowy: „Tu śpi księżniczka”. Firuz Szach zręcznie, bez hałasu otworzył te drzwi i wszedł do komnaty, która miała błękitne ściany, błękitny sufit i błękitną podłogę. Na suficie wisiały błękitne lampy i oświetlały całą komnatę. Księżniczka spała na wysokim łożu pod błękitnym baldachimem; dookoła zaś księżniczki na mniejszych i mniej wygodnych łożach spały jej służebnice, ażeby snem swoim towarzyszyć snom swej pani. Firuz Szach zbliżył się do śpiącej księżniczki i spojrzał na nią. Była tak piękna, że się od razu w niej zakochał i pomyślał: „Jak się to dobrze stało, że rumak zaklęty zawiózł mnie do tego pałacu. Nie chcę innej żony prócz tej księżniczki, która śpi w błękitnej komnacie pod błękitnym baldachimem. Muszę ją przeprosić za to, że tak znienacka i niespodzianie wszedłem do jej komnaty podczas snu, który zapewne jest tak samo piękny jak ta, która w tym śnie spoczywa. Prócz tego muszę, korzystając z przypadku, okazać jej natychmiast swój zachwyt i szacunek”.

W tym celu Firuz Szach ukląkł obok łoża księżniczki i z lekka dotknął jej dłoni swoją dłonią. Księżniczka otworzyła oczy, ale była tak zdziwiona, że nawet nie krzyknęła, tylko patrzyła na klęczącego u stóp łoża księcia.

Firuz Szach, korzystając z pomyślnego dla siebie milczenia księżniczki, pochylił głowę i rzekł te słowa:

– Czcigodna księżniczko, dzięki dziwacznemu i naprawdę czarodziejskiemu przypadkowi znalazłem się w tej komnacie mniej więcej o północy, kiedy wszyscy ludzie zazwyczaj śpią i nikt nikogo nie budzi. Jestem synem króla perskiego. Jeszcze wczoraj z rana byłem w Persji. Dziś jestem w nieznanej krainie. Grozi mi tu niebezpieczeństwo, o ile ty, czcigodna księżniczko, nie weźmiesz mnie pod swoją opiekę. Wiem jednak, że nie odmówisz mi swojej opieki, bo z pewnością jesteś równie dobra jak piękna.

Księżniczka przetarła senne oczy i odrzekła:

– Rzeczywiście jest godzina późna, ale wcale nie jestem zmęczona, bo bardzo wcześnie ułożyły mnie dzisiaj do snu moje służebnice. Jestem najmłodszą córką króla bengalskiego. Ojciec zbudował mi pałac za miastem, z dala od swego pałacu, żebym miała świeże powietrze, bo w mieście panuje zaduch. Możesz być spokojny o siebie, mój niespodziany gościu, bo w Bengalu gościnność i grzeczność nie mniej jest rozpowszechniona jak w Persji. Nic złego ci się nie stanie. Strasznie jestem ciekawa, jakim sposobem w tak krótkim czasie przebyłeś tak wielką przestrzeń – od Persji do Bengalu. Jeszcze więcej ciekawi mnie, jakim sposobem o tak późnej porze przedostałeś się do wnętrza mego pałacu. Ale widzę po twoich oczach, że jesteś zmęczony i głodny. Jutro z rana opowiesz mi wszystko, a tymczasem zbudzę moje służebnice i każę im nakarmić ciebie i wskazać jeden z moich pokojów, w którym znajdziesz spokojny nocleg.

Księżniczka klasnęła w dłonie i wszystkie służebnice obudziły się od razu. Wszystkie jednocześnie przetarły oczy i wszystkie jednocześnie powstały ze swych łóżek, bo spały w ubraniu, aby były w każdej chwili gotowe na usługi księżniczki. Każda wzięła do ręki zapaloną świecę i wszystkie razem podeszły do księżniczki, aby wysłuchać jej rozkazów. Każda, przechodząc obok Firuz Szacha, kolejno błyskała mu w oczy świecą i ze zdziwieniem oglądała jego twarz bladą, lecz spokojną.

A księżniczka rzekła:

– Ten, któremu kolejno błyskałyście w oczy świecą, jest synem króla perskiego. Nazywa się Firuz Szach. Zabłąkał się w nocy do mojego pałacu, uważam go przeto za mojego gościa. Jest zmęczony długą podróżą, musi się pożywić i wypocząć. Nakarmcie go suto i urządźcie mu wygodny nocleg w purpurowym pokoju.

Natychmiast wszystkie służebnice, błyskające świecami, zaprowadziły Firuz Szacha przez długi szereg komnat w głąb pałacu do pokoju, który się nazywał purpurowy, bo miał purpurowe ściany, purpurowy sufit i purpurową podłogę. Zanim Firuz Szach zdążył obejrzeć swój pokój, już służebnice księżniczki przyniosły mu na srebrnych tacach potrawy i przygotowały łoże puchowe na nocleg. Potem wyszły, pozostawiając księcia samego w purpurowym pokoju.

Firuz Szach jadł szybko i dużo, bo podróż na rumaku zaklętym podnieciła jego apetyt.

Po zjedzeniu wszystkich potraw i po wypiciu wszystkich win wyciągnął się wreszcie na puchowym łożu i zasnął. Przez całą noc śniła mu się księżniczka i rumak zaklęty, i smaczne potrawy na srebrnych tacach, i pokój purpurowy, w którym się właśnie znajdował.

Tymczasem księżniczka z niecierpliwością wyczekiwała powrotu swoich służebnic. Gdy wreszcie wróciły, zawołała je do siebie i rzekła:

– Czy według was młody książę jest szatynem, czy brunetem?

– Brunetem – odpowiedziały służebnice.

– Najzupełniej się zgadzam z waszym zdaniem – rzekła księżniczka. – Jest to brunet, bardzo piękny, dobry i szlachetny. Ciekawam, czy wam się podobał tak samo jak mnie, czy nie tak samo?

– Tak samo! – zawołały chórem wszystkie służebnice, błyskając świe-cami.

– Byłam tego pewna – rzekła księżniczka. – I wiem, że byłybyście rade, gdybym wyszła za mąż za Firuz Szacha, bo wszakże trudno znaleźć piękniejszego i szlachetniejszego młodzieńca na całym świecie!

– Trudno! – szepnęły zgodnie służebnice.

– Nie wiem tylko – ciągnęła dalej księżniczka – czy Firuz Szach zakocha się we mnie.

– Księżniczko! – rzekła na to najstarsza ze służebnic. – Jestem już stara i doświadczona. Zauważyłam też od razu, że Firuz Szach jest przeznaczony tobie na męża, i cieszy mnie to bardzo, że wkrótce będę na waszym weselu.

– Ponieważ jesteś stara i doświadczona, więc wierzę ci najzupełniej – odpowiedziała księżniczka. – Ale teraz jestem śpiąca, przerwijcie więc rozmowę i życzcie mi dobrej nocy.

– Dobrej nocy! – zawołały chórem służebnice, gasząc naraz wszystkie swoje świece.

Księżniczka wyciągnęła się wygodnie na swoim łóżku i zasnęła. Śnił się jej książę Firuz Szach, ale ponieważ książę nie zdążył jej jeszcze opowiedzieć o rumaku zaklętym, więc rumak zaklęty nie przyśnił się księżniczce.

Nazajutrz, skoro świt, księżniczka bengalska zerwała się ze swego łoża i pobiegła do zwierciadła. Wszystkie służebnice otoczyły ją kołem i czekały na rozkazy.

– Muszę się ubrać ładnie – zawołała księżniczka – bo za chwilę zobaczę się z młodym księciem. Poradźcie mi, jaki strój mam włożyć. Czy purpurowy, czy błękitny, czy zielony, czy niebieski, czy biały? Chciałabym włożyć wszystkie od razu, ale nie mogę tego uczynić, bo chociaż każdy z osobna jest lekki jak puch, wszystkie razem byłyby za ciężkie i nie mogłabym się zgrabnie poruszać. Poradźcie mi, który mam wybrać.

Jedne służebnice radziły strój purpurowy, drugie – błękitny, trzecie – zielony, czwarte – niebieski, piąte – biały. Księżniczka załamała dłonie, bo nie wiedziała, których służebnic ma posłuchać.

– Nie umiecie mi poradzić – rzekła smutnie. – Może mi lepiej od was poradzi moje zwierciadło. Podajcie mi po kolei wszystkie suknie, a ja po kolei w każdej sukni będę się przeglądała w zwierciadle.

I służebnice ubierały ją po kolei w rozmaite suknie, a księżniczka tymczasem patrzyła w zwierciadło, aż wreszcie zawołała:

– Najładniej wyglądam w sukni błękitnej. Ubierzcie mnie w tę suknię, bo już czas, abym się zobaczyła z księciem perskim.

Ubrana w suknię błękitną, księżniczka poszła odwiedzić swego gościa, gdyż była bardzo ciekawa jego przygód wczorajszych.

Książę Firuz Szach już od dawna był na nogach. Siedział w swoim pokoju przy oknie i patrzył na nową, nieznaną krainę bengalską.

Był poranek. Słońce świeciło. Kwiaty w polu były pełne rosy, a rosa błyszczała w słońcu. Książę Firuz Szach patrzył przez okno na poranek, na słońce, na kwiaty i na rosę. Wszystko w Bengalu było inne niż w Persji. Kwiaty były bengalskie i rosa bengalska, tylko słońce to samo co w Persji.

Księżniczka weszła do jego pokoju i rzekła:

– Obiecałeś mi wczoraj opowiedzieć o swojej podróży z Persji do Bengalu, więc przychodzę, bo jestem ciekawa.

Firuz Szach uśmiechnął się i powiedział:

– Z rana wszystko wydaje się weselsze i nie tak straszne jak w nocy. Gdybym ci w nocy opowiedział moje przygody, na pewno nie mogłabyś spać spokojnie, piękna księżniczko. Śniłby ci się rumak zaklęty i okropny czarnoksiężnik.

– Ponieważ nie znam dotąd rumaka zaklętego i okropnego czarnoksiężnika, więc widziałam we śnie tylko ciebie. Opowiedzże mi prędzej swoje przygody, bo umieram z ciekawości.

Firuz Szach opowiedział jej wszystko, tak jak było, od początku do końca. Księżniczka słuchała drżąca ze wzruszenia. Przestraszył ją bardzo czarnoksiężnik, który podczas świąt Nowego Roku pokazał królowi perskiemu zaklętego rumaka. I przestraszył ją rumak zaklęty. Ale najbardziej przestraszyło ją opowiadanie o tym, jak książę Firuz Szach dosiadł zaklętego rumaka, pokręcił śrubkę na szyi pod grzywą i uniósł się nagle w powietrze. I jak potem nie wiedział, że prócz tej śrubki jest inna jeszcze, pod czaprakiem, i jak potem szukał tej śrubki galopując po obłokach. Ale ucieszyła się, słysząc, że młody książę znalazł tę drugą śrubkę i że rumak spuścił się z obłoków razem z księciem na ziemię i zatrzymał się na tarasie jej pałacu.

Klasnęła w ręce i zawołała:

– Jak to dobrze, że rumak zaklęty zatrzymał się na tarasie mego pałacu! Gdyby się zatrzymał gdzie indziej, tobym nigdy ciebie nie zobaczyła!

– I ja bym ciebie nie zobaczył – odpowiedział książę – i nie mógłbym ci opowiedzieć swoich przygód. Ale zobaczyłem, więc kocham. Myślę, że rodzice nasi uradowaliby się bardzo, gdybyś została moją żoną. Znasz moje przygody, moją odwagę i moją miłość. Ja znam twój pałac i twoją piękność, lecz nie znam twojej miłości. Powiedz, czy mnie kochasz i czy chcesz zostać moją żoną!

– Kocham ciebie – odrzekła księżniczka. – Byłoby mi smutno i nudno, gdybyś odjechał i nigdy nie powrócił do mego pałacu. Jedna z moich służebnic, bardzo stara i doświadczona, powiedziała mi, że jesteś przeznaczony na mego męża. I ja myślę tak samo. Ale zdaje mi się, żeś powinien pierwej odwiedzić mego ojca, króla bengalskiego. Jestem pewna, że mu się spodobasz i że się zgodzi na nasze małżeństwo.

Firuz Szach odpowiedział na to księżniczce:

– Nie mogę pokazać się na oczy królowi bengalskiemu bez bogatych strojów i wspaniałej świty. Pomyślałby, że jestem byle jakim włóczęgą, a nie księciem perskim.

– Dlaczego ja nie pomyślałam tego? – zapytała księżniczka.

– Dlatego, że mnie kochasz. Kto kocha, ten widzi prawdę, chociażby ta prawda była ukryta i nie miała ani bogatych strojów, ani wspaniałej świty dookoła siebie. Ale twój ojciec, król bengalski, nie może mnie pokochać od pierwszego wejrzenia, jak ty mnie pokochałaś. Patrząc zaś bez miłości i widząc mnie w stroju podróżnym i bez świty, może nie dostrzec prawdy i odepchnąć mnie jako włóczęgę, który tylko udaje, że jest księciem perskim. Dlatego też chcę natychmiast wrócić do Persji i z odpowiednią świtą przybyć do Bengalu, aby prosić króla bengalskiego o twoją rękę.

Księżniczka się zasmuciła i zawołała:

– Jak to? Jeszcze nie zdążyliśmy się przyjrzeć sobie dokładnie, a już chcesz wracać do Persji? Boję się, że w Persji zapomnisz o mnie i nigdy już nie wrócisz do Bengalu.

– Nie bój się! – zawołał książę. – Nigdy o tobie nie zapomnę. Zawsze będę pamiętał, że jest na świecie kraj, który nazywa się Bengalem i że jest w tym kraju księżniczka, którą kocham. I zawsze znajdę drogę z Persji do Bengalu, aby powrócić do ciebie.

– Nie, nie! – zawołała księżniczka, załamując dłonie. – Nie odjeżdżaj i nie zostawiaj mnie samej, bo będę płakała po całych dniach i nocach. A mówiła mi jedna z moich służebnic, że kto długo płacze, ten może zupełnie wypłakać oczy, aż mu te oczy razem ze łzami wypłyną. I nie będzie miał oczu, i stanie się ślepy. Jeśli nie chcesz, żebym od łez oślepła, musisz jeszcze jeden miesiąc zostać w moim pałacu.

Książę Firuz Szach zgodził się zostać miesiąc jeden w pałacu.

Księżniczka chcąc mu czas uprzyjemnić, oprowadzała go po ogrodach, po lasach, po łąkach. Opowiadała mu rozmaite cuda, które się w Bengalu zdarzyły. Chodziła z nim na polowanie. Kazała służebnicom swoim grać na złotych instrumentach i zabawiać księcia śpiewem i tańcem. Ale po miesiącu książę rzekł do księżniczki:

– Umówiony miesiąc upłynął, muszę więc wracać do Persji. Ojciec mój bardzo mnie kocha i wyobrażam sobie, jak się o mnie niepokoi! Pewno nie sypia po nocach i nic prawie nie jada. Nie mogę pozwolić na to, aby tak długo przebywał bez snu i bez jedzenia. Dziś więc postanowiłem odjechać do Persji, tym bardziej że miałem w nocy sen dziwny, o którym ci dotąd nic nie mówiłem, żeby cię nie przerażać.

– Jeżeli mnie kochasz, nie powinieneś mieć przede mną żadnych tajemnic! – zawołała księżniczka. – Musisz mi sen swój opowiedzieć. A jeżeli mi nie opowiesz, pamiętaj, że i ja swoich snów nie będę ci opowiadała.

– Dobrze – zgodził się książę. – Opowiem ci mój sen, ale się nie przerażaj, bo sen jest dziwny i niezrozumiały. Otóż śniło mi się, że chodzę po ulicach Persji i zbliżam się do więzienia, w którym zamknięto rozmaitych przestępców i zbrodniarzy. Była noc i wszyscy zbrodniarze i przestępcy krzyczeli i płakali przez sen, bo im się śniły ich własne zbrodnie i przestępstwa, ażeby ich straszyć we śnie. Całe więzienie dygotało jak w febrze od tego krzyku i płaczu. A wysoko ponad murami więzienia jarzyło się szafirowe niebo zapełnione gwiazdami. Jedna z tych gwiazd oderwała się od nieba i spadając na ziemię, zgasła. Wówczas nagle ustał i krzyk, i płacz w więzieniu. Zrobiło się dokoła tak cicho, że słychać było, jak przestępcy za murami przewracają się na swoich łożach, umęczeni snami. Wtedy otwarło się jedno okno więzienne i za kratami ukazała się blada, bardzo blada twarz owego czarnoksiężnika, który przyszedł do Persji z rumakiem zaklętym. Czarnoksiężnik szeroko roztworzył oczy i spojrzał na mnie.

– Kto cię wtrącił do więzienia? – zapytałem zdziwiony.

– Zły los – odparł czarnoksiężnik ponuro.

– Czy na długo cię tam zamknięto?

– Na trzy miesiące, po trzech miesiącach mają mi odciąć głowę. Nie pytaj mnie o nic więcej, bo nie wolno mi we śnie dać ci dokładniejszych wiadomości. Udało mi się dzięki czarom zjawić się tobie we śnie. Ale czary owe i sam sen wymagają ode mnie, abym przemawiał do ciebie niejasno, niezrozumiale, dwuznacznie, mętnie, zawile, chwiejnie, niepochwytnie. Powiedz mi lepiej, gdzieś podział mego rumaka?

– Jest w Bengalu – odrzekłem. – Ukryłem go na tarasie pałacu księżniczki bengalskiej. Nic mu się złego nie stało. Nie popsułem go i nie połamałem.

– A czemu nie wracasz do Persji?

– Bo mi dobrze w Bengalu. Wystarcza mi tymczasem to, że Persję odwiedzam we śnie. Wszak i w tej chwili śni mi się Persja, nieprawdaż?

– Bezwarunkowo, śni ci się Persja – potwierdził czarnoksiężnik. – Ale jednocześnie śni ci się więzienie i ja w tym więzieniu. Już miesiąc cały czekam na ciebie. Od twego powrotu zależy moje życie. Będę czekał jeszcze dwa miesiące, co razem trzy miesiące stanowi. Czy nie uważasz, że trzy miesiące czekania mogą doprowadzić do rozpaczy?

– Nie uważam – odrzekłem. – Nie rozumiem nawet, czemu tak pragniesz mego powrotu i czemu życie twoje od niego zależy? Nie byliśmy ze sobą w przyjaźni i prawie się nie znamy. Co do mnie, wcale nie tęsknię do ciebie.

– Powtarzam – odrzekł czarnoksiężnik – powtarzam, że sen wymaga, abym przemawiał do ciebie niejasno, niezrozumiale, dwuznacznie, mętnie, zawile, chwiejnie, i niepochwytnie.

– Cóż mi więc jeszcze możesz we śnie powiedzieć? – zapytałem czarnoksiężnika.

Na to czarnoksiężnik zaśmiał się i zawołał:

Głowy, którą mam na karku,

Nie kupiłem na jarmarku,

Lecz dostałem ją od Boga

I dlatego jest mi droga.

Zaś gdy nóż tę głowę zetnie,

Kark wygląda bez niej szpetnie.

Czas upływa coraz chyżej,

A nóż grozi coraz bliżej,

Szkoda głowy nawet ciasnej,

A tym bardziej szkoda własnej!

I wymówiwszy te słowa, czarnoksiężnik zaśmiał się szatańskim śmiechem, zatrzasnął z gniewem okno więzienne i znikł za kratami. Wówczas całe więzienie zadygotało od ponownych jęków, które mnie obudziły. Nie wiem, co ten sen znaczy i jak mam teraz postąpić: czy wrócić do Persji, czy pozostać nadal w Bengalu?

– Pozostań nadal w Bengalu! – zawołała księżniczka. – Czarnoksiężnik jest na pewno złym człowiekiem. Jeżeli we śnie namawiał cię do powrotu, to znaczy, że cię coś złego w drodze czeka.

Książę Firuz Szach posłuchał księżniczki i został w Bengalu.

Już dwa miesiące upływały od czasu, jak się Firuz Szachowi przyśnił czarnoksiężnik, aż nagle pewnej nocy znów go nawiedził sen straszny. Firuz Szach nad ranem rzekł do księżniczki:

– Sen, który miałem tej nocy, stanowczo zmusza mnie do powrotu do Persji.

– Opowiedz mi najpierw swój sen – rzekła księżniczka – bo może znów źle go zrozumiałeś.

– Śniło mi się – powiedział Firuz Szach – że bawię się razem z tobą w piłkę na ogromnej zielonej łące. Dokoła pustka, ani żywej duszy, tylko nas dwoje i piłka. Podrzucamy piłkę wysoko w powietrze i chwytamy ją na wyścigi w nastawione dłonie. Piłka jest duża i dziwna, zgoła niepodobna do innych piłek. Zaczynam się jej przyglądać i widzę, że jest to głowa czarnoksiężnika. Ile razy podrzucam ją w górę, tyle razy wytrzeszczając oczy, unosi się w powietrze i z wrzaskiem spada nam w ręce. Trudno mi bawić się taką potworną piłką, ale muszę, bo sen mnie zaklął i przeznaczył mi taką zabawę. Wreszcie chwytam ją mocno w dłonie i mówię:

– Czemu udajesz piłkę? Wszak widzę, że jesteś głową czarnoksiężnika.

– A czemuż ty bawisz się mną jak piłką, jeżeli wiesz, iż jestem głową ludzką?

– Bawię się tobą dlatego, że sen mnie do tej zabawy zmusza. Na jawie nie robiłbym tego, ale we śnie muszę robić to, co mi się śni, nie zaś to, co bym sam chciał uczynić.

Na to głowa czarnoksiężnika wyszczerzyła zęby i rzekła:

– Otóż nie tylko we śnie, lecz i na jawie bawisz się mną jak piłką, bo nie myślisz wcale o powrocie do Persji. Od twego powrotu zależy moje życie. Jeżeli nie wrócisz, to nożem lub toporem odetną mnie od karku i spadnę na ziemię jak piłka. Wracaj więc natychmiast, w przeciwnym razie zemszczę się na twoim ojcu, królu perskim, za pomocą złych czarów, zaklęć, przekleństw i rozmaitych słów magicznych. A teraz podrzuć mnie do góry, bo chce mi się wylecieć z twego snu i znowu przytwierdzić się do karku, na którym zawsze tkwię nie jako piłka, lecz jako głowa.

Podrzuciłem więc potworną piłkę do góry, a ona unosząc się w powietrze, wywrzaskiwała takie słowa:

Odlatam w górę,

W niebo i w chmurę,

Piłka wrzaskliwa,

Krwawa i żywa.

Znam czary liczne,

Słowa magiczne,

Zaklęcia skryte

I rozmaite,

Lecz z piłki krwawej

Nie rób zabawy,

Bo zemsta zdradnie

Na ciebie spadnie!

Pobyt w Bengalu,

O książę, skróć

I wnet bez żalu

Do Persji wróć!

I wymawiając słowo: „wróć!”, piłka, a właściwie głowa czarnoksiężnika, znikła w powietrzu. Wówczas zbudziłem się i postanowiłem natychmiast wrócić do Persji.

– Ach! – zawołała księżniczka – dopiero drugi miesiąc dobiega końca, a już chcesz mnie porzucić?

– Trudno! – odrzekł książę Firuz Szach. – Głowa czarnoksiężnika wyraźnie mi groziła we śnie, że się zemści na moim ojcu za pomocą złych czarów. Pomimo że cię kocham, muszę natychmiast wracać do Persji i żadne prośby twoje nie odmienią mego postanowienia.

Księżniczka zamyśliła się i rzekła:

– W takim razie i ja z tobą do Persji pojadę. Tam weźmiemy ślub i zawiadomimy o ślubie mego ojca, króla bengalskiego. Czy na zaklętym rumaku odbędziemy tę podróż?

– Ma się rozumieć! – zawołał Firuz Szach. – Odbędziemy ją na zaklętym rumaku, i to zaraz, w tej chwili, bo czas nagli.

Mówiąc to, wziął księżniczkę za rękę i zaprowadził na taras, gdzie dawniej ukrył zaklętego rumaka. Księżniczka spojrzała na rumaka i rzekła:

– Wątpię, aby ten rumak był tak silny, żeby unieść dwóch jeźdźców na grzbiecie.

– Nie bój się – rzekł Firuz Szach – jestem z góry pewien, że uniesie.

I Firuz Szach dosiadł rumaka, przechylił się w siodle, ujął wpół księżniczkę i posadził ją przed sobą.

– Pozwól mi pokręcić śrubkę! – rzekła księżniczka. – Kiedy mi opowiadałeś o zaklętym rumaku, marzyłam w duszy, że sama kiedyś zakręcę śrubkę magiczną.

Książę wskazał odpowiednią śrubkę, księżniczka pokręciła i rumak uniósł się wysoko w powietrze. Firuz Szach skierował go wprost z Bengalu do Persji.

Rumak zaklęty tak szybko unosił księcia i księżniczkę, że w ciągu dwóch godzin już byli w Persji. Książę Firuz Szach zatrzymał rumaka nie przed pałacem królewskim, lecz przed innym, letnim pałacem za miastem. Chciał bowiem osobiście uprzedzić króla o wszystkim, co się stało, a potem dopiero uroczyście zapoznać go ze swoją narzeczoną. Zsiedli więc oboje z rumaka przed pałacem letnim, w którym znajdowała się jedna tylko, stara i wierna służąca, Badora. Książę oddał księżniczkę bengalską pod opiekę Badory, zostawił rumaka zaklętego na podwórzu pałacowym, a sam pospieszył do pałacu królewskiego, aby się zobaczyć z ojcem.

Książę zastał króla perskiego i całą jego świtę w żałobie, gdyż wszyscy sądzili, że młody książę od dawna już nie żyje. Jakaż była radość starego króla, gdy ujrzał swego syna i gdy go przycisnął do piersi! Książę Firuz Szach opowiedział mu wszystkie przygody od początku do końca, a na samym właśnie końcu swego opowiadania zarumienił się i rzekł:

– Księżniczka bengalska, która mnie przyjęła tak serdecznie w swoim pałacu, opuściła dzisiaj państwo Bengalu.

– Gdzież obecnie znajduje się ta piękna księżniczka? – zapytał król Persji z wielkim zaciekawieniem.

– Znajduje się w Persji – odparł książę Firuz Szach, spuszczając oczy.

– Persja jest obszerna – zauważył król – i mnóstwo miast rozmaitych posiada. Powiedzże mi, w którym z tych miast przebywa obecnie księżniczka?

Książę Firuz Szach uśmiechnął się tajemniczo i rzekł:

– W tym samym mieście, w którym i my w tej chwili przebywamy...

– W takim razie powiedz mi dokładniej, gdzie się ukryła, abym mógł ją powitać uroczyście i zaprosić do swego pałacu.

– Zostawiłem ją w pałacu letnim za miastem. Chciałem cię uprzedzić, ojcze, że kocham ją i posiadam jej wzajemność. Przyjmij więc księżniczkę jako moją narzeczoną, a swoją synową. Chciałbym dziś jeszcze ją poślubić i zawiadomić jak najprędzej króla bengalskiego o naszym ślubie. Przypuszczam bowiem, że król bengalski może się zaniepokoić o losy swej córki, która tak nagle zniknęła ze swego pałacu.

– Przydał się wam