Kierunek tu i teraz - Maciej Trawnicki - ebook

Kierunek tu i teraz ebook

Maciej Trawnicki

3,3

Opis

Dwudziesty pierwszy wiek. Życie jest szybkie, schematyczne, zaplanowane od początku. 
Czas jest niezwykle cenny. Rzeczywistość określona i przewidywalna. Gabriel zatrzymał się w tym punkcie, widząc to niezwykle wyraźnie i tracąc motywację do dalszego działania. Mimo osiągniętej sławy w sporcie czuje się zmęczony i niepotrzebny światu. Wtedy poznaje tajemniczą Ann. Mężczyzna zauroczony jest dziewczyną do granic możliwości. 
Jego monotonne życie zmienia się w niespodziewaną podróż pełną zaskakujących zdarzeń. Każdy dzień spędzony z kobietą jest jak zaczarowany. Niestety wszystko zaczyna komplikować skrywana przeszłość dziewczyny i jej tajemnicze zniknięcie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 97

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,3 (4 oceny)
1
0
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Maciej Trawnicki
Kierunek tu i teraz

Wersja Demonstracyjna

Wydawnictwo Psychoskok

Maciej Trawnicki „Kierunek tu i teraz”

Copyright © by Maciej Trawnicki, 2020

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2020

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie

 może być reprodukowana, powielana i udostępniana w 

jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Redaktor prowadząca: Renata Grześkowiak

Projekt okładki: Robert Rumak

Korekta: Bogusław Jusiak

Skład epub, mobi i pdf: Kamil Skitek

ISBN: 978-83-8119-728-1

Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

http://www.psychoskok.pl/http://wydawnictwo.psychoskok.pl/ e-mail:[email protected]

Zatrzymałam czas,

lecz wraz z nim zatrzymał się świat.

Uruchomiłam świat,

lecz wraz z nim ruszył czas.

1. Spotkanie

Zawsze walczyłem. Ale dziś to miała być ostatnia moja walka. Przeciwnik był jak ja kilkanaście lat temu. Chciał zabijać, wygrywać, brać i posiadać. Pożądanie kipiało z jego oczu, mięśnie wręcz strzelały z niecierpliwości, by zadać cios. Mimo to byłem spokojny, patrząc na tę wściekłą bestię.

Ann już czekała z walizką. Ann… No właśnie. Zerknąłem na jej zamyśloną, lecz szczęśliwą twarz.

Poznałem ją wczoraj. To było niesamowite.

Byłem w rozsypce. Już od wielu lat. Znalazłem się na pustyni moich oczekiwań. Miałem wszystko i zarazem nic. Zacząłem trening o godzinie siedemnastej, a o dwudziestej trzeciej wciąż niszczyłem kolejny skórzany wór. Mój trener przez piętnaście minut próbował uruchomić jakiś rozsądny plan ćwiczebny, lecz znał mnie na tyle dobrze, że w szesnastej minucie spokojnie powiedział:

– Gabriel, idę do żony. Odpocznij.

– Czasami zbyt mocno chcę widzieć coś, co akurat jest w innym miejscu.

– Wydawało mi się, że patrzysz tylko na worek.

– Może tak się wydawać.

– To z kim teraz walczysz?

– Pozdrów ją, ucałuj dzieciaki. Wypij piwo. Jutro nasza walka.

Machnął ręką i poszedł. Drzwi zaskrzypiały. Worek wciąż przyjmował ciosy. I wtedy usłyszałem dźwięk tłuczonej szyby. Znieruchomiałem. Odgłos dochodził od strony biura. Czyżby włamywacz?

Światła były już wcześniej zgaszone. Uspokoiłem kołyszący się wór i ruszyłem powoli w stronę źródła hałasu. Szyba została wciśnięta przez ościeżnicę. Ktoś wskoczył na skrzypiący parkiet biura w klubie „Bokserzy”. Rozległ się kolejny odgłos. Poczułem zapach tytoniu. A potem usłyszałem następny dźwięk. Jakby gitara… Co do diabła?! Zbliżałem się do uchylonych drzwi. W ułamku sekundy wparowałem do pomieszczenia i powaliłem włamywacza. Docisnąłem kolanem jego twarz do parkietu i syknąłem:

– Teraz grzecznie leż, a ja zapalę światło. Nie przepadam za nieproszonymi gośćmi.

Nie ruszał się. Jarzeniówka po kilkukrotnym terkocie oświetliła skąpym światłem biuro.

– No proszę! – Ze zdumieniem patrzyłem na leżącą kobietę, której kocie oczy niepewnie wpatrywały się w moją potężną posturę.

– Ładnie to tak, droga panno… – uważniej przyjrzałem się leżącej kobiecie; mogła mieć co najwyżej dwadzieścia dwa  lata – …niszczyć okno?

– Jestem Ann.

– Co?

– A ty jak masz na imię? Masz może je zapisane w którymś z tatuaży? Jest ich tyle, że mogłabym się pomylić.

– Gabriel… – Zaszurałem stopą i poczułem się jak mały chłopiec. Podszedłem do niej i wyciągnąłem dłoń. Chwyciła ją i wstała. Była wysoka. Do moich stu dziewięćdziesięciu dziewięciu centymetrów brakowało jej raptem piętnastu.

– Dokładnie to mam na imię Annette, ale mów mi Ann.

– Chodź, Ann. Nie masz butów, a tu jest dużo szkła, zresztą już widzę, że się skaleczyłaś.

– Jakiś dryblas właśnie rzucił mnie w sam środek okna.

– Tak, bardzo zabawne. A kto wybija szyby i wchodzi do prywatnej siedziby? Kot ci uciekł?

– Nie, trudno to wyjaśnić.

– Dawaj. Prosto z mostu. Ze mną jak z dzieckiem. Ty mówisz, ja słucham.

– A dużo masz czasu, Gabrielu?

– Walka jutro o szesnastej. Jestem przygotowany, zjem tylko kolację, wypiję herbatę i cały pozostały czas może należeć do ciebie, Ann.

– A więcej?

– Co więcej?

– Czy więcej tego czasu może należeć do mnie?

– Dobra, co byś zjadła? – Odwróciłem się do niej tyłem i zacząłem iść w stronę jadalni.

– Posprzątam to szkło.

– Jasne, będę w kuchni, sama tam trafisz. Przygotuję jakiś plaster na twoje rany. Gitary niestety ci nie naprawię.

– Ukulele to było. Ale dziękuję.

Koniec Wersji Demonstracyjnej