Kapitalizm Sieci - Jan J. Zygmuntowski - ebook

Kapitalizm Sieci ebook

Jan J. Zygmuntowski

4,1

Opis

Publikacja przedstawia najnowsze podejście do ekonomii internetu i innych innowacji tzw. wieku informacji. Autor dyskutuje z naiwną wiarą technoooptymistów, pokazując na konkretnych danych, że dobrodziejstwa nowych technologii nie zmieniły nierówności czy wyzysku wśród społeczeństw globalnej Północny. Dane stały się paliwem dla wielu mrocznych projektów, które ograniczają – zamiast poszerzać – naszą wolność i sprawczość. Jednak ten rozdział nie jest jeszcze zamknięty. Wciąż mamy szansę sprawić, by zyski z innowacji rozkładały się bardziej sprawiedliwie i służyły dobru wspólnemu. Na końcu Zygmuntowski przedstawia konkretną propozycję, tzw. wspólnice danych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 236

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (17 ocen)
6
7
3
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Jan J. Zygmuntowski, Kapitalizm Sieci

Warszawa 2020

redakcja

Maria Świetlik

korekta

Małgorzata Domosławska

projekt okładki i skład

Bękarty

koordynacja projektu

Przemysław Wielgosz

kapitalizmsieci.pl

Wydawnictwo Rozruch

Copyright Stowarzyszenie Rozruch

Wydanie I

ISBN 978-83-957672-0-3

Post Scriptum

Chociaż ta książka powstawała przez parę lat, data jej publikacji zbiegła się z pandemią SARS-CoV-2. Czas pokaże, czy globalna epidemia koronawirusa i towarzyszący jej stan nadzwyczajnych obostrzeń i zmian społeczno-gospodarczych będzie – jak osobiście sądzę – doświadczeniem pokoleniowym o formacyjnym charakterze, obalającym dogmaty gospodarcze i polityczne oraz przewartościowującym co uważamy w społeczeństwie za niezbędne, konieczne. Zdecydowałem się dodać zatem krótkie post scriptum, by spróbować odczytać bieżące wydarzenia w perspektywie ekonomii intelektu powszechnego. Oto pięć spostrzeżeń, o których trafności dowiemy się już niebawem.

Po pierwsze, napawający optymizmem jest wybuch oddolnej, spontanicznej samoorganizacji poprzez tworzenie cyfrowych grup-sieci wsparcia, czy udostępnianie i reagowanie na apele o pomoc. Ponad stutysięczna grupa pomocy wzajemnej „Widzialna Ręka” pojawiła się, gdy na żadną „niewidzialną rękę [rynku]” nie można było liczyć. Okazuje się jasno jak nigdy wcześniej, że bogactwo Internetu jest wytwarzane przez „społeczeństwo współpracy”, jak nazywają je Jemielniak i Przegalińska1. To darmowa praca informacyjna naukowców (analizujących i dzielących się danymi), pracowników ochrony zdrowia (oferujących swoje wskazówki i doświadczenie), badaczy gospodarki (informujących o skutkach działań kryzysowych), związkowców (analizujących istniejące i proponowane prawa chroniące świat pracy przed ponoszeniem nieproporcjonalnie wysokich kosztów pandemii, a także udzielających porad online). To także ekspresja artystycznej i narracyjnej strony każdego i każdej z nas, która objawiła się w formie żartów i memów.

Nie możemy jednak zapominać, że te grupy nie powstają w neutralnej przestrzeni. Przeważnie jest ona mediowana przez największe platformy cyfrowe, które dzięki tej oddolnej aktywności odnotowują przyrost aktywności i liczby użytkowników oraz pochodzących od nich danych. Ale to nie reklamy Facebooka i Google’a są narzędziem naszej solidarności; cyfrowi giganci tworzyli narzędzia do przechwytywania wartości, nie autentycznej solidarności. Z kolei dla platform usługowych jak Uber Eats czy Amazon konieczność pozorowania „gospodarki współdzielenia” i niematerialnej „chmury” zniknęła, ponieważ kryzys odwrócił uwagę od negatywnych konsekwencji ich modeli biznesowych. Przy wzroście zamówień i strumieniu nowych danych od użytkowników zmuszonych do pozostania w domu pozory przestały być potrzebne. Odsłoniło to przechwytywanie rynku po upadających lokalnych małych firmach – w połączeniu z całkowitą destrukcją praw pracowniczych, od zasad BHP po płace i czas pracy.

Obserwujemy znowu napięcie między nowym, wspólnotowym sposobem produkcji informacji za pomocą sieci a jego wykorzystaniem przez kapitał (poprzez przekształcanie w dane i monetyzowanie). Czy jest szansa, że właśnie teraz powstaną platformowe kooperatywy i technologie projektowane dla ludzi, nie dla zysku? Nowa etyka kognitariatu potrzebna do tego zadania nie jest już teoretycznym, abstrakcyjnym pomysłem, ale wykuwaną w skali całego społeczeństwa praktyką tworzenia i dzielenia się wartością poza logiką zysku. Pora na wspierające ją narzędzia.

Po drugie, stawiana w tej pracy za Philippem Aghionem teza, że korporacje w istocie szkodzą innowacyjności, znajduje dziś potwierdzenie. Udowadnia to chociażby historia producenta respiratorów nowej generacji Newport, który nie zrealizował nigdy zamówienia rządu amerykańskiego na 40 tys. maszyn, ponieważ został agresywnie wykupiony przez korporację Covidien broniącą droższego produktu2. Umowa została storpedowana, a naukowcy przeniesieni do innych linii biznesowych, by nie zagrażać zyskom płynącym ze starego patentu.

Nowe technologie budowy respiratorów za pomocą między innymi druku 3D czy aplikacje wspierające kwarantannę powstają właśnie jako wysiłek małych firm i niezależnych naukowców, często z uwolnieniem efektów tej pracy spod reżimu praw tzw. własności intelektualnej. Nieoceniony wkład w dobie pandemii przez rozpoczęcie masowego testowania na obecność koronawirusa miała w Polsce firma Warsaw Genomics – spółka naukowa Uniwersytetu Warszawskiego, publicznej uczelni. Jaki jest zatem sens przyznawania wieloletnich patentów, dopłat i ulg dla największych prywatnych firm, jeśli nie są zdolne do tworzenia innowacji, których potrzebuje społeczeństwo?

Po trzecie, przewidywania dotyczące zaostrzania się reżimu kapitalizmu kognitywnego spełniły się szybciej, niż mogliśmy się spodziewać. Cyfrowy tayloryzm właśnie stał się nową normą na rynku pracy. Aplikacje takie jak stosowany powszechnie Zoom3 czy Sneek umożliwiają nadzorowanie uwagi i dyskretną inwigilację pracowników. Sneek robi to przez zdjęcia twarzy pracownika przed komputerem, co przywołuje na myśl „Rok 1984”, tylko, że inwigilację realizują kapitalistyczne firmy4. To wyciskanie maksymalnej produktywności z pracownika zamkniętego w domu i obserwowanego przez narzędzie swojej pracy; ale to też platformy gospodarki zleceniowej (gig economy), dyscyplinujące swoich „partnerów”. Armia bezrobotnych z firm, które nie przetrwały tego wstrząsu, będzie zmuszona zaakceptować prekarne warunki pracy.

Cyfrowy tayloryzm, jak wyjaśniłem w rozdziale 4, jest formą sprawowania biowładzy, czyli kontrolowania żywych ciał ludzkich. Czy powinniśmy zatem wzorem włoskiego filozofa Giorgio Agambena postrzegać zdecydowaną reakcję państw w postaci dystansowania społecznego, zamykania przestrzeni publicznej i pilnowania kwarantanny jako opresję biowładzy? Nie całkiem. Wbrew słowom pewnej okrytej niesławą polityczki brytyjskiej, społeczeństwo istnieje. Jako współpracujące społeczeństwo jesteśmy zdolni do obrony przed zagrożeniami, które byłyby katastrofalne dla indywidualnych, niezależnych jednostek. Pandemia koronawirusa uświadamia, że biowładza jest konieczna – naszym zadaniem jest pilnować jej zakresu, pytać, kiedy „wyjątkowe warunki” stają się uzasadnieniem dla długoterminowego uderzenia w swobody obywatelskie.

Nie rywalizacja między firmami technologicznymi a państwami jest zagrożeniem przyszłości, ale raczej ich współpraca. Połączenie coraz bardziej obecnych sensorów i oprogramowania prowadzącego inwigilację z państwowym monopolem na stanowienie prawa i użycie siły skończy się tragedią. Skandal Cambridge Analytica i apele o rozbicie GAFA zostały przykryte swoistym coronawashingiem cyfrowych gigantów pokazujących swoją przydatność przez efekciarskie akcje informacyjne. Prawdziwą stawkę ujawnia spór o aplikacje do śledzenia kontaktu (contact tracing). Oddolne inicjatywy społeczników i świadomego kognitariatu oraz działania państw – nawet trzymających się standardów transparentności kodu i rzetelnej komunikacji, jak robiło to polskie Ministerstwo Cyfryzacji – zostały zmiecione z planszy. Dziś cały świat czeka aż dwóch gatekeeperów najpopularniejszych systemów operacyjnych dla smartfonów (Androida i iOS) stworzy globalny standard do masowej inwigilacji. Czy kiedy skończy się pandemia, ich producenci, Google i Apple, wycofają się ze śledzenia ponad trzech miliardów ludzi , czy też będą je kontynuować, a jedynie ukryją nowe narzędzia pod warstwami regulaminów, zgód i technicznych filtrów?

Po czwarte, znajdujące się w kryzysie państwo dobrobytu z jego powszechnymi systemami opieki zdrowotnej, edukacji czy ochrony środowiska możemy odbudować dzięki wspólnym danym i korzystnej społecznie sztucznej inteligencji. Zbieranie danych niekoniecznie musi oznaczać inwigilację Wielkiego Brata albo biowładzę kapitalistycznego aparatu represji. Przyszłość należy do ekonomii intelektu powszechnego – kolektywnej wiedzy społeczeństwa, umożliwiającej podejmowanie racjonalnych decyzji na poziomie systemowym.

Cyfrowe państwo usługowe5 będzie realizacją wizji równości i dobrobytu dla wszystkich. Dzięki wykorzystaniu wspólnic danych, które omawiam w rozdziale 6, dane zbierane przez cyfrowych gigantów i rozproszone prywatne firmy znajdą się pod społeczną ochroną. To przeciwieństwo mariażu państw i korporacyjnych potęg – zamiast ulegać presji zysku w zamian za inwigilację, cyfrowe państwo usługowe staje na straży interesu publicznego. Ten scenariusz wymaga transparentności procesów związanych z danymi i zaufania, na którego dalszą erozję nie możemy sobie po prostu pozwolić. To nie jest „nisko wiszący owoc”, ale wyzwanie dla społeczeństwa.

Potrzebujemy nowej umowy społecznej. W zamian za zarządzanie danymi firm i obywateli-użytkowników instytucje publiczne oferują dostęp do wysokiej jakości świadczeń. Wspólnice danych będą napędzać tworzenie korzystnej społecznie sztucznej inteligencji, dzięki której powstaną produkty i usługi służące całemu społeczeństwu do zaspokajania potrzeb życiowych.

Po piąte, raptowne przerwanie globalnych łańcuchów produkcji i szok popytowy każą podważyć sens kapitalistycznego systemu organizacji gospodarki. Czy wspólne planowanie produkcji zgodne z potrzebami ludzi, także tych wykluczonych, oraz uwzględniające długoterminowe potrzeby życia w zdrowym środowisku i zrównoważonej przestrzeni miejskiej skutkowałoby tak wadliwym systemem?

Ciekawe ćwiczenie praktyczne proponuje francuski antropolog i filozof Bruno Latour, pytając „które spośród zawieszonych aktywności nie powinny Twoim zdaniem powrócić?”6. Serią prostych pytań zachęca nas do zastanowienia się, do czego nie warto wracać, a jakich inwestycji, pracy, aktywności potrzebujemy więcej. Czy chcemy powrotu do zużywania pracy i zasobów w celu nakręcania konsumpcyjnej spirali szybko niszczejących produktów? Czy chcemy więcej zdrowej żywności, tanich leków, lasów i pracy opiekuńczej pielęgniarek? W demokracji mediowanej technologicznie takie pytania moglibyśmy stawiać sobie częściej, głosując za światem, jakiego chcemy bardziej bezpośrednio niż tak jak do tej pory – wybierając produkty partiokracji lub korporacji z jednej półki.

Kończąc post scriptum: strumień naszych danych, wartości wytwarzanej naszą pracą i kolejne kompetencje suwerennych państw trafiają w ręce formującego się właśnie techno-imperium. Musimy wywołać bunt w fabryce sieci.

Podziękowania.

W pierwszej kolejności chciałbym podziękować rodzicom, Elżbiecie i Arkadiuszowi Zygmuntowskim, za lata wychowania, opieki i za przekonanie, że „nauka to potęgi klucz”. Chociaż współczesny system gospodarczy nie umie dostrzec i dowartościować Waszej pracy i poświęcenia, szczęśliwie ludzkości nie prowadzi żadna niewidzialna ręka rynku ani zysku.

Serdeczne podziękowania kieruję też do dwóch profesorów Szkoły Głównej Handlowej, dr hab. Tomasza Dołęgowskiego oraz do dr hab. Krzysztofa Kozłowskiego – badaczy, którzy wyszli poza schematy taśmowej produkcji absolwentów uniwersyteckich dla korporacji. Dzięki Wam miałem szansę próbować swoich sił z nauką, a co gorsza, polubić ją.

Ostatnie podziękowania idą do Gabi, która znosiła i wzbogacała moje teoretyczne monologi.

WstępObietnica technooptymistów

Podstawowym zasobem gospodarczym – „środkiem produkcji”, by użyć terminu ekonomistów – nie jest już kapitał ani zasoby naturalne („ziemia” ekonomistów), ani praca. Jest nim i będzie wiedza.1.

Peter F. Drucker, Społeczeństwo pokapitalistyczne (1993)

Gdy całe społeczeństwo sprowadzone zostaje do fabryki, fabryka jako taka zdaje się znikać. (…) Najwyższy stopień rozwoju kapitalistycznej produkcji oznacza najgłębsze zafałszowanie wszystkich burżuazyjnych stosunków społecznych.

Mario Tronti, Fabrykai społeczeństwo (1962)

Trzecia rewolucja przemysłowa, zapoczątkowana przez wynalezienie komputera, rozwój cyfrowych sposobów przetwarzania danych oraz technologii telekomunikacyjnych (ICT), została przez znanego futurologa i badacza społecznego Alvina Tofflera określona jako „trzecia fala”. Zwiastowała nadejście „wieku informacji” (Information Age) w miejsce wieku przemysłowego1. Społeczeństwo postindustrialne miało się całkowicie zmienić na skutek wyłonienia się nowych dominujących sił: informacji i wiedzy, których przepływ i zastosowanie umożliwiły nowe technologie cyfrowe. Dziś mówi się również o czwartej rewolucji przemysłowej, będącej efektem nasycenia gospodarki tymi technologiami, a w konsekwencji dającej nieograniczoną możliwość łączności i dostępności danych.

Jednocześnie prorokowano istotne przemiany społeczne. Procesy decyzyjne miały ulec demokratyzacji, podobnie dostęp do wiedzy oraz personalizacja dóbr i usług według indywidualnych preferencji. Wszystko to miało doprowadzić do rozkwitu wolności. Mieliśmy elastycznie „surfować” między pracą a wypoczynkiem zgodnie z naszymi potrzebami.

Takie wizje roztaczało wielu autorów. Douglas Rushkoff, jeden z pionierskich badaczy kultury internetowej i mediów cyfrowych, przekonywał świat, że hierarchie i struktury władzy upadną pod naporem zmian postindustrialnych, otwierając drogę swobodzie indywidualnej ekspresji (nowemu „renesansowi”)2; Kevin Kelly czy Louis Rosetto na łamach założonego przez siebie magazynu technologicznego Wired, do dziś najważniejszego w swojej dziedzinie w Stanach Zjednoczonych (i w konsekwencji na świecie), obiecywali rosnącej grupie pracowników intelektualnych wyzwolenie od biurokratycznej kontroli i możliwość spełnienia marzeń dzięki nieskrępowanej, autonomicznej przedsiębiorczości.

„Wiek informacji”, „globalna wioska” czy „era cyfrowa” stały się popularnymi określeniami, które opisywać miały zmierzch dotychczasowych stosunków społecznych, w tym zmniejszenie uciążliwości pracy zarobkowej czy walki o rzadkie zasoby, takie jak wysokiej jakości żywność, energia elektryczna czy opieka zdrowotna. Ta obietnica technooptymistów, której echa znajdziemy dziś choćby w korporacyjnych opowieściach o gospodarce współdzielenia, została nazwana nie bez powodu „ideologią kalifornijską”3, gdyż to właśnie w kalifornijskiej Dolinie Krzemowej narodziła się współczesna religia łącząca kontrkulturową obietnicę wolności z bezkrytycznym kultem postindustrialnej technologii cyfrowej.

Niewątpliwie gospodarka kapitalistyczna dokonała fascynującej, wszechogarniającej transformacji poza dotychczasowy model przemysłowy. Wśród najważniejszych zmian możemy wyróżnić wprowadzenie technologii ICT we wszystkich sektorach gospodarki oraz dziedzinach życia i w konsekwencji optymalizację przebiegających w nich procesów, rosnącą specjalizację i fragmentaryzację globalnego łańcucha produkcji oraz na koniec imponującej skali akumulację kapitału finansowego. Wszystkie te zjawiska mają kluczową i wciąż rosnącą wagę już od blisko pół wieku. Jednak dopiero od niedawna stały się rzeczywiście globalne i powszechne, obejmując procesy od centrum światowego systemu aż po jego najodleglejsze peryferie.

Codzienne życie jednak nie przystaje do tej jednoznacznie optymistycznej wizji. Bez trudu każda z czytających osób znajdzie w swoim otoczeniu kogoś, kto chwyta się mało atrakcyjnych dorywczych prac i zastanawia, jak związać koniec z końcem. Doktorantki prestiżowych uczelni, początkujący programiści poza Warszawą, pracownice niezliczonych działów obsługi klienta i imigranci harujący dla Uber Eats – dla nich „cyfrowa era” przyniosła coś zgoła innego. „Nie wyobrażam sobie teraz zakładania rodziny, na razie martwię się o siebie” – to najsmutniejsze chyba słowa, jakie usłyszałem od mojej dobrze wykształconej znajomej. Jej perspektywa jest całkiem racjonalna. Dla niej i dla niestety znacznej większości osób „elastyczność i autonomia” to raczej codzienne zmaganie z niestabilnością dzisiaj i niepewnością jutra. Ponadto wytwarzanie cyfrowego bogactwa odziera nas z prywatności, męczy umysł i wypala. W takich warunkach ogólna kondycja społeczeństwa staje pod znakiem zapytania.

Obietnica technooptymistów w większości się nie zrealizowała. Nadużycia gigantów technologicznych, takich jak Google, Facebook czy Uber, są przedmiotem gorącej dyskusji i społecznego sprzeciwu. Wygląda na to, że mechanizmy patologiczne wbudowane są w same podstawy funkcjonowania tego typu modeli biznesowych. Ostatnie lata przyniosły opracowania na temat prekaryzacji (rosnącej niepewności) warunków życiowych również w zaawansowanych, wysoko rozwiniętych gospodarkach. Dostęp do dobrze płatnej, godnej pracy kurczy się i pracownicy oraz pracownice muszą zaspokoić się śmieciówkami (w Polsce) czy zero-hour contracts (w krajach anglosaskich). Nierówności zwiększyły się, a usługi publiczne, w tym oparte o wiedzę, upadają. Edukacja, będąca kluczem do mobilności społecznej, coraz częściej wymaga nakładu prywatnych środków, a opieka zdrowotna podlega cichej prywatyzacji przez niedofinansowanie.

Doszło też do mono- lub oligopolizacji sektorów gospodarki na poziomie globalnym, w tym – paradoksalnie – branż intensywnie wykorzystujących informacje. Horyzont prawdziwego stanu gospodarki wyznacza z jednej strony Prekariat Guya Standinga4, z drugiej zaś Kapitał w XXI wieku Thomasa Piketty’ego5 – w polskich warunkach natomiast To nie jest kraj dla pracowników Rafała Wosia6 orazUrobieni Marka Szymaniaka7, pozycje jasno ukazujące realia peryferyjnej gospodarki Polski w nowym ładzie świata.

Druga dekada XXI wieku stała się areną globalnych niepokojów społecznych i politycznych, niejednokrotnie o silnym podłożu ekonomicznym, znajdujących swoje korzenie w procesach zapoczątkowanych wspomnianą transformacją. Z tej rozbieżności między obietnicą a rzeczywistością wynika potrzeba zakwestionowania dotychczasowych opisów wieku informacji i dokonanej już, trzeciej cyfrowej rewolucji przemysłowej. Czy w istocie kapitał i praca są pozbawione znaczenia, a w centrum gospodarki pojawił się nowy czynnik: wiedza? Jak oceniać technologie cyfrowe w kontekście działania współczesnych modeli biznesowych i akumulacji kapitału?

Celem tej książki jest przeprowadzenie gruntownych rozważań nad strukturą i charakterem dzisiejszej gospodarki, jej opisem w wymiarze teoretycznym oraz nad propozycją ewolucji poza kapitalizm. Przytoczona na początku fabryka Trontiego będzie punktem wyjścia w kierunku demistyfikacji relacji społecznych w gospodarce cyfrowej i rozpoznania tej nowej, informacyjnej fabryki rzeczywistości, która oddziaływa na co dzień na nasze życie. Skontrastowanie dwóch otwierających cytatów – pierwszego pochodzącego z wizjonerskiej książki amerykańskiego eksperta nowoczesnego zarządzania, drugiego zaś z eseju włoskiego filozofa reprezentującego autonomizm, myśl wyrosłą na bazie powojennego ruchu robotniczego – służy pokazaniu opozycji dialektycznej między tak różnymi opisami wyłaniającej się rzeczywistości. Ich synteza jest zadaniem dla współczesnego obserwatora.

W pierwszym rozdziale książki staram się dowieść, że wiek informacji nie jest tylko futurystyczną wizją, ale znajduje już niezaprzeczalne odzwierciedlenie w przytaczanych danych makroekonomicznych, dotyczących przede wszystkim inwestycji kapitałowych i zatrudnienia w krajach globalnej Północy.

Rozdział drugi omawia kluczowe skutki na poziomie systemowym, które interesują nas z punktu widzenia rosnących nierówności i koncentracji władzy, wprost zaprzeczających optymistycznej obietnicy „gospodarki opartej o wiedzę”. Przyjrzymy się też problematyce wielostronnych platform cyfrowych – firm lub organizacji, które tworzą wartość przez technologiczne umożliwianie komunikacji między grupami (na przykład łącząc popyt na przejazd z podażą taksówkarza). Ten model biznesowy i organizacyjny jest szczególnie istotny także dla dalszych rozważań teoretycznych.

Poparcie mocnymi danymi dwóch pierwszych rozdziałów pozwala na przybliżenie w rozdziale trzecim teorii kapitalizmu kognitywnego, rozwijanej na bazie szkoły regulacyjnej. Dostrzeżenie roli utowarowienia informacji i pracy informacyjnej pozwala uchwycić proces zawłaszczania (kolonizacji) przez rynek kolejnych obszarów wytwarzania wartości. Model kapitalizmu kognitywnego jest alternatywą dla tradycyjnej makroekonomii, a wnioski z jego analizy mogą mieć transformacyjny charakter dla dyscypliny szukającej nowego paradygmatu po wyczerpaniu się argumentacji neoliberalnej.

W rozdziale czwartym przedstawiam krytykę modus operandi kapitalizmu kognitywnego, czyli prowadzenia cyfrowego, inwigilacyjnego wręcz nadzoru i ekstraktowania wartości przez aparaty fabryki sieci. Szkicuję też potencjalny rozwój tego reżimu, zmierzający w kierunku technologicznej dystopii, w której opresja autorytarnego państwa ma niebagatelny udział, jak widzimy na przykładzie Stanów Zjednoczonych oraz Chin.

W piątym rozdziale książki opisuję już istniejące społeczne ruchy sprzeciwu wobec akumulacji kapitału. To z jednej strony rosnąca świadomość kognitariatu – pracowników informacyjnych, inżynierów, programistów – do jakich celów używane są ich umiejętności. Na tej bazie wyrastają propozycje kodeksów etycznych, regulacji nowych swobód i praw człowieka, a także próby alternatywnej organizacji produkcji w oparciu o spółdzielnie cyfrowe kierujące się zasadami solidarności i równości.

W rozdziale szóstym analizuję najbliższe wyzwania oraz trwającą już walkę, czyli spór o własność i wykorzystanie danych oraz produktów i usług wytworzonych z wielkich zbiorów danych – przede wszystkim będzie w nim mowa o sztucznej inteligencji (AI). Rozważana synteza teoretyczna jasno wskazuje, jaki model zarządzania danymi, w powiązaniu z instytucjami nowego typu, zabezpieczy bardziej sprawiedliwy model społeczno-gospodarczy.

Siódmy rozdział jest moją odpowiedzią na rosnące zagrożenie upadkiem cywilizacyjnym. Zagrożenia, jakim kapitalizm okazał się dla dobrostanu społecznego, środowiska oraz klimatu, nie da się już dłużej bagatelizować. Opracowanie projektu poza logiką zysku powinno czerpać z najnowocześniejszych technologii, w sferze ekonomicznej opierać się o nowe instytucje, wspólne planowanie rozwoju i solidne fundamenty teoretyczne, których upatruję w polskiej szkole rozwoju.

Książka przechodzi zatem od diagnozy wypaczonego ucieleśnienia obietnicy technooptymistów przez krytykę nowoczesnych teorii, po ambitny projekt egalitarnej przyszłości. Wielu autorów i autorek pisało już wcześniej o postkapitalizmie, choć nie istnieje precyzyjna definicja tego systemu. Kluczowym efektem niniejszych badań jest spostrzeżenie, że gospodarka postkapitalistyczna musi w pełni wykorzystywać dualną naturę systemu społeczno-ekonomicznego: cyrkulację czynników produkcji i dóbr w obiegu pierwszym oraz cyrkulację informacji w obiegu drugim (historycznie utożsamianym z systemem cen na rynku i systemem pieniądza).

W XXI wieku nową logiką systemu gospodarczego jest ekonomia intelektu powszechnego. Wydanie tej książki następuje dokładnie 20 lat po szczycie bańki internetowej, kiedy przedsiębiorcy, politycy i zwykli obywatele nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale na całym świecie uwierzyli w nadejście nowej ery. Ery, w której wirtualny świat zmiecie tradycyjny porządek i materialne ograniczenia. Zaufanie inwestorów doprowadziło do giełdowego szaleństwa – w latach 1995–2000 indeks NASDAQ Composite, odzwierciedlający notowania spółek na przyjaznej technologiom giełdzie NASDAQ, wzrósł o ponad 400 proc. Pęknięcie bańki i kolejne dwie dekady rozwoju nowych technologii doprowadziły nas do punktu, w którym konieczna jest rewizja obietnicy technooptymistów.

Dostrzeżenie pracy informacyjnej, szczególnie tej wykonywanej nieświadomie i do niedawna jeszcze niedefiniowanej w ogóle jako „praca”, oraz nowych, cyfrowych mechanizmów pozyskiwania z niej wartości to wyzwania naszego wieku. Zrozumienie ich i aktywne nakierowanie cywilizacji na tory wspólnotowego gospodarowania musi stać się naszym celem. Mam nadzieję, że ta książka się do tego przyczyni.

Rozdział 1Gospodarka chmury. Czynniki produkcji a wiek informacji

Peter Drucker przybył do Stanów Zjednoczonych w 1937 roku, uciekając z nazistowskich Niemiec. Rozpoczął pracę dla brytyjskich gazet jako imigrant-korespondent. Ta pozycja pozwoliła mu na jednocześnie wnikliwą i zdystansowaną obserwację amerykańskiej gospodarki. Śledził losy pracowników i pracownic także w dekadach rozkwitu, po zakończeniu II wojny światowej, a swoją wiedzę wykorzystywał w karierze konsultanta biznesowego, doradzając firmom i organizacjom pozarządowym8, jak zarządzać „pracownikami wiedzy”. Drucker spostrzegł, że istnieje coraz silniejszy nacisk społeczny na edukację, a coraz lepiej wykształceni robotnicy przyjmują nowe role w fabrykach. W 1969 roku pisał:

Typowy brygadzista w zakładzie produkcji masowej w Stanach Zjednoczonych w 1929 r. szedł do pracy w wieku 15 lat, po sześciu latach edukacji. 10 lat później, przed wybuchem II wojny światowej, typowy brygadzista montowni przemysłowej miał już ukończoną szkołę średnią. Dziś jest coraz częściej oczywiste, że posiada dyplom uczelni wyższej. Ale praca, którą wykonuje, jest taka sama jak 40 lat temu. A nawet stała się mniej wymagająca, bo jej znaczną część zredukowano do schematu lub wyjęto z rąk brygadzisty czy przekazano specjalistom personelu biurowego, kontrolerom jakości i planistom produkcji9.

Niegdysiejsi bohaterowie, którzy przy fabrycznych taśmach montowali w pocie czoła samoloty, okręty i auta, stopniowo zaczęli tracić społeczne uznanie, ustępując pola nowym pionierom świata pracy. Rózia Nitowaczka (Rosie the Riveter), znana z ikonicznego plakatu, na którym prezentuje muskuł i zapewnia We can do it!, przestała być wzorem dla młodych amerykańskich pracownic. Na jej miejsce pojawiły się specjalistki ds. logistyki, inżynierki instalujące i nadzorujące nowe maszyny czy menedżerki sprzedaży.

Jeśli ta zmiana w strukturze zatrudnienia była pierwszym aktem rewolucji informacyjnej, drugi akt rozpoczęło wyprodukowanie przez firmę Intel w 1974 r. pierwszego mikroprocesora. Dolina Krzemowa w Kalifornii stała się miejscem, gdzie nakłady badawczo-rozwojowe amerykańskiego Departamentu Obrony spotkały się z bazą kadrową amalgamatu uczelni technicznych i ośrodków naukowych (jak na przykład Stanford University czy California Institute of Technology). Sukcesywny rozwój pierwszych technologicznych funduszy wysokiego ryzyka (VC, venture capital), inwestujących w innowacyjne wynalazki, oraz osiągnięcia wielkich państwowych instytutów badawczych finansowanych ze środków publicznych10 doprowadziły do dynamicznego rozkwitu sektora ICT – a wraz z nim do praktycznego zastosowania informacji w gospodarce.

Fascynacja grupy hobbystów, którzy w latach 70. i 80. ubiegłego wieku eksperymentowali w garażach z elektroniką, układami scalonymi i półprzewodnikami, tworząc maszyny obliczeniowe i programując je do przeróżnych celów, niebawem przerodziła się w nową, odrębną gałąź przemysłu. Przemysł ten wytwarzał urządzenia służące powszechnemu wykorzystaniu informacji w formie danych komputerowych. Komercyjne użytkowanie Internetu całkowicie zmieniło sposób, w jaki dziś produkujemy i konsumujemy dobra, jak utrzymujemy relacje społeczne, a nawet jak postrzegamy samych siebie.

W wieku informacji zatem stale spadał udział pracy manualnej w sektorach gospodarki wytwarzających dobra fizyczne, a jednocześnie w sektorze usług rosły wartość i zakres wiedzy, czyli tego komponentu pracy, który oparty jest o informacje11. John Dunning, jeden z najważniejszych badaczy globalnego handlu XX wieku, wskazywał na szczególne znaczenie trzech czynników jako dowodów na istnienie kapitalizmu opartego o wiedzę (knowledge-based capitalism)12. Są to: kapitał ludzki zbudowany na wykształceniu i kreatywności, instytucje i kapitał społeczny, a także triumfujący postęp techniczny oraz organizacyjny (procesowy).

Choć powyżej zaprezentowane stwierdzenia mogą wydawać się oczywiste – szczególnie mieszkańcom globalnej Północy13 – konieczne jest odniesienie się do nich na gruncie statystyk i spostrzeżeń o charakterze makroekonomicznym. Pozwoli to umieścić futurystyczne wizje zmiany cywilizacyjnej w konkretnych punktach geograficznych i czasowych oraz zaobserwować przebieg trendów. Następnie przyjrzymy się skutkom tych trendów, szczególną uwagę zwracając na problemy związane z nowymi modelami biznesowymi, w tym platformami cyfrowymi.

Za „geograficzny” zakres przyjęte zostaną tutaj przede wszystkim kraje najbardziej rozwinięte – Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Szwecja, Dania – w których Tofflerowska „trzecia fala” mogła najsilniej przetoczyć się przez społeczeństwo i gospodarkę. Decyzja o potraktowaniu krajów globalnej Północy w izolacji od zależnych od nich peryferii, które w globalnym podziale pracy wykonują najbardziej podrzędne zadania, jest kontrowersyjna, dlatego na końcu podrozdziału przytoczę głosy krytyczne i postaram się udowodnić zasadność analizy selektywnej.

Wybór narzędzi pomiaru jest decyzją o tyle trudną, że konieczne staje się arbitralne wyznaczenie takich wskaźników, które ilościowo mają pokazać zmianę jakościową. Takie uogólnienia są obarczone dużym błędem. Odwołamy się zatem do dorobku ekonomii klasycznej i, podążając za powszechnie stosowaną w analizach ekonomicznych terminologią14, przyjrzymy się przede wszystkim dwóm głównym czynnikom produkcji – kapitałowi oraz pracy15.

Zbadamy zatem, czy statystyki potwierdzają przekonanie o tym, że mamy do czynienia z gospodarką opartą o niematerialną, informacyjną w charakterze wiedzę.

Kapitał niematerialny

Problem trudności z pomiarem inwestycji w kapitał niematerialny pozostaje dziś jedynie częściowo rozstrzygnięty. Prekursorska pod tym względem praca The Production and Distribution of Knowledge in the United States autorstwa Fritza Machlupa z roku 1962 sugerowała, że jeśli wiedza jest wartościowym aktywem inwestycyjnym (raz poniesiony nakład pozwala uzyskiwać potem zyski, do czasu pełnej amortyzacji), to szacowanie wydatków na badania i rozwój (B+R), slogany marketingowe i szkolenia pracownicze jest właściwie próbą wyliczenia pewnej stopy inwestycji16. Również obserwacja praktyki biznesowej wskazywała, że firmy inwestują w wiedzę zarówno w rozumieniu wskazanym przez Machlupa, jak też między innymi poprzez usprawnienie struktury organizacyjnej, czyli innowacje procesowe, ale również poprzez innowacje produktowe – wydatkowanie środków na uzyskanie trwałych zmian w produkcie, przynoszących dodatkowe zyski w przyszłości. Dotychczasowe bilanse spółek nie odnotowywały tego rodzaju inwestycji, co zauważyli i opisali szeroko teoretycy zarządzania, jak na przykład Baruch Lev17.

Z drugiej strony, część badaczy argumentowała, że dotychczasowe makroekonomiczne egzogeniczne modele wzrostu, w których wiedza, innowacje i kapitał ludzki są traktowane jako zewnętrzna (egzogeniczna) zmienna, należy uznać co najmniej za poważnie ograniczone metodologicznie. Paul Romer, laureat Nagrody Banku Szwecji im. Alfreda Nobla w 2018 r., wskazywał w swoim przełomowym artykule na rozwój technologiczny jako efekt decyzji inwestycyjnych, których rezultatem jest wytworzenie nowej wiedzy, jej rozprzestrzenianie się i wzrost kapitału ludzkiego18. Robert Lucas natomiast podkreślał znaczenie strategii zwiększania kapitału ludzkiego dzięki uczeniu się poprzez działanie (learning-by-doing)19. Między innymi te prace w początku lat 90. zwróciły uwagę ekonomistów na wiedzę jako realną składową produkcji.

Konferencje i badania amerykańskiego NBER (Narodowego Biura Badań Ekonomicznych; National Bureau of Economic Research), BEA (Biura Analiz Ekonomicznych; Bureau of Economic Analysis) czy ponadnarodowej OECD (Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju; Organisation for Economic Co-operation and Development) podjęły problem szacowania inwestycji w kapitał niematerialny w momencie drastycznego spadku cen komputerów i w konsekwencji również boomu na wytwarzanie lub zakup oprogramowania. System Rachunków Narodowych ONZ (SRN) zalecił w 1993 r. traktowanie oprogramowania jako inwestycji, co wkrótce znalazło odzwierciedlenie w decyzjach europejskiej oraz brytyjskiej instytucji rachunkowej (odpowiednio w 1995 i 1998 r.)20. W 1999 r. BEA zaczęła uwzględniać oprogramowanie w kalkulacjach PKB Stanów Zjednoczonych, opierając się o zbiór metod badawczych: deklaracje zakupowe z tradycyjnych ankiet (nabywanie wytworzonego poza firmą oprogramowania) i mnożniki na bazie zatrudnienia programistów (prowadzone wewnętrznie prace wytwórcze)21.

Wybuch bańki internetowej na amerykańskiej giełdzie na przełomie milleniów zszokował przedsiębiorców i polityków. Do roku 2000 inwestorzy chętnie ufali wszystkim inicjatywom internetowym, niekiedy ignorując rzetelną analizę biznesplanów. Panowało przekonanie, że za chwilę cały świat przeniesie się do Internetu i wszyscy chcieli wskoczyć na pokład, kupując akcje nawet najbardziej absurdalnych witryn internetowych. Dopiero bankructwo kilku notowanych spółek otworzyło im oczy. Część z nich szybko zrozumiała, że wciąż brakuje precyzyjnych narzędzi pomiarowych, przez co wiele decyzji inwestycyjnych podejmowanych było wyłącznie instynktownie – co musiało skutkować przeszacowaniem niektórych inicjatyw i niedoszacowaniem tych, które dla statystyki ery przemysłowej były tylko efektami ubocznymi.

W 2002 r. odbyła się specjalna sesja Konferencji nt. Badań nad Dochodem i Majątkiem (The Conference on Research in Income and Wealth), pierwsza od dawna o takim znaczeniu dla gospodarki. Organizatorami spotkania „Szacowanie kapitału w nowej gospodarce” (Measuring Capital in the New Economy) byli John Haltiwanger z Uniwersytetu w Maryland oraz Carol Corrado i Dan Sichel z amerykańskiego Systemu Rezerwy Federalnej (FED). Wydarzenie odbywało się w prestiżowym gmachu FED, a otwierał je sam Alan Greenspan, ówczesny szef Rezerwy. Greenspan znajdował się wtedy w trudnej sytuacji – padały zarzuty, że jego luźna polityka monetarna doprowadziła do wzrostu bańki przez rozszalałą akcję kredytową, a strumień długu lokowany w akcjach nierentownych firm windował sztucznie ich wycenę. W samym roku 2000 FED podniósł stopy procentowe, co bywa mylnie uważane za jedną z przyczyn pęknięcia bańki (w porównaniu do między innymi antymonopolowej decyzji w sprawie Microsoftu oraz upadku kilku przedsięwzięć takich jak Pets.com)22.

Greenspan rozumiał, że stworzenie nowych narzędzi szacunkowych jest niezwykle ważne i poparł organizację konferencji, na którą przybyli najlepsi amerykańscy badacze (jak choćby późniejszy laureat Nagrody Banku Szwecji Edward Prescott czy wspomniany już Baruch Lev). W jednym z przemówień ocenił wprost:

Ułamek całej gospodarki, który jest z natury koncepcyjny, nie fizyczny, ciągle rośnie. (…) Musimy zatem rozpocząć ważną pracę stworzenia ram umożliwiających analizę wzrostu w gospodarce coraz bardziej zdominowanej przez produkty koncepcyjne23.

Kontynuowane w kolejnych latach prace zaowocowały powstaniem klasyfikacji różnych rodzajów inwestycji w kapitał niematerialny i sposobu ich jasnych wyliczeń w oparciu o dane dostępne urzędom statystycznym. W 2005 r. Carol Corrado, Charles Hulten oraz Daniel Sichel (dalej: CHS) przedstawili pierwszy zestaw pomiarów dla gospodarki amerykańskiej24, przyjmując jednocześnie prostą definicję „aktywów niematerialnych” jako aktywów będących formą skomercjalizowanej wiedzy. Podzielili inwestycje w kapitał niematerialny na trzy główne kategorie:

1 skomputeryzowane informacje oznaczające wydatki na cyfrowe, przetwarzane przez komputery informacje użytkowane w celu zarobkowym, jak na przykład oprogramowanie (zakupione lub rozwinięte wewnątrz firmy) czy bazy danych;

2 innowacyjną własność obejmującą prace badawczo-rozwojowe (B+R), koszty projektowania, wydatki na różnego typu własność intelektualną, dzieła artystyczne i koncesje na wydobycie surowców;

3 kompetencje gospodarcze, na które składają się inwestycje w marketing, branding (czyli „siłę marki”), ale i szkolenia pracowników, badania rynku i innowacje procesowe oraz usprawnienia struktury organizacyjnej25.

Poniższa tabela, opracowana przez Jonathana Haskela i Stiana Westlake’a, integruje opracowanie CHS z przykładami własności związanej z daną kategorią oraz stopniem uwzględnienia danego typu w statystykach narodowych.

W swoich rachunkach CHS dają szereg wskazówek dotyczących zbierania danych o wydatkach na powyższe koszty, zatrudnieniu, specyfice spadku wartości w zależności od typu aktywa, w tym biorąc pod uwagę dostosowanie zmiany jakościowej. Naturalnie można się spierać, na ile powyższe kategorie są wystarczające. Część autorów sugeruje włączanie wydatków państwowych między innymi na prognozy pogody, biblioteki publiczne, raporty think tanków, rejestry obywateli i firm oraz agencje statystyczne, gdyż wytwarzają konkretne aktywa przynoszące zyski26. Dyskusja wokół charakteru wydatków ponoszonych na kampanie marketingowe wciąż trwa – mimo pojedynczych obserwacji trudno ustalić, na ile można mówić o nowej inwestycji, a na ile o rywalizacji o relatywnie stałej wielkości rynek.

Tabela 1.

Kategorie inwestycji w kapitał niematerialny wg CHS (Corrado, Hulten Sichel)

Kategoria

Rodzaj inwestycji

Rodzaj tworzonej prawnej własności

Uznanie przez rachunki narodowe

Skomputeryzowane informacje

Oprogramowanie (zakupione oraz wytworzone)

Patent, prawo autorskie, wzór przemysłowy, znak towarowy, inne

Tak (od początku XXI wieku)

Bazy danych

Prawo autorskie, inne

Tak (rekomendowane w 1993 r. przez SRN, OECD zaleca niepełne wdrożenie)

Własność innowacyjna

Wydatki na B+R

Patent, wzór przemysłowy

Tak (od 2008 r. rekomendowane przez SRN)

Badania geologiczne i wydobycie minerałów

Patent, koncesja, inne

Tak

Tworzenie oryginalnych dzieł artystycznych

Prawo autorskie, wzór przemysłowy

Tak (w USA dopiero od 2013 r.)

Projektowanie, design, inne nakłady na rozwój produktów

Prawo autorskie, wzór przemysłowy, znak towarowy

Nie

Innowacje finansowe

Prawo autorskie, inne

Nie

Kompetencje ekonomiczne

Wydatki na szkolenie pracowników

Inne

Nie

Wydatki na badania rynku

Prawo autorskie, inne

Nie

Wydatki reklamowe (branding)

Prawo autorskie, znak towarowy

Nie

Restrukturyzacja procesów (kapitał organizacyjny)

Patent, prawo autorskie, inne

Nie

Źródło: opracowanie własne na podstawie: J. Haskel, S. Westlake, Capitalism without Capital: The Rise of the Intangible Economy, Princeton University Press, Princeton i Oxford 2017; Inwestycje w aktywa niematerialne – wielkość i znaczenie w polskiej i unijnej gospodarce