Kapitalizm bez znieczulenia - Michel Husson - ebook + książka

Kapitalizm bez znieczulenia ebook

Michel Husson

0,0

Opis

Studia nad współczesnym kapitalizmem globalnym, kryzysem światowym jego społecznymi konsekwencjami i koniecznością strategii antykapitalistycznej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 244

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Michel Husson

Kapitalizm bez znieczuleniaStudia nad współczesnym kapitalizmem, kryzysem światowym i strategią antykapitalistyczną

Przełożył Zbigniew Marcin Kowalewski

Instytut Wydawniczy Książka i Prasa Warszawa 2011

Tytuł oryginału:Le capitalisme sans anesthésie. Études sur le capitalisme contemporain, la crise mondiale et la stratégie anticapitaliste

Przełożył:Zbigniew Marcin Kowalewski

Redaktor serii:Przemysław Wielgosz

Redakcja:Katarzyna Bielińska

Projekt okładki:Krzysztof Ignasiak http://ist.art.pl/

Opracowanie graficzne:Ireneusz Frączek

© Michel Husson 2011© Instytut Wydawniczy Książka i Prasa© for the translation by Zbigniew Marcin Kowalewski

ISBN 978-83-62744-35-0

Instytut Wydawniczy Książka i Prasa ul. Twarda 60, 00-818 Warszawa tel. [email protected]://www.iwkip.orghttp://www.monde‍-diplomatique.pl

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Przedmowa do wydania polskiego/ Dokąd dziś zmierza kapitalizm?

Przede wszystkim gorąco dziękuję tłumaczowi książki, z którym od dawna łączą mnie więzi przyjaźni, redaktorce polskiego wydania i warszawskiemu Instytutowi Wydawniczemu „Książka i Prasa” za to, że udostępniają czytelnikom w Polsce książkę, która jest syntezą moich najnowszych prac. Wiąże ona w jedną całość elementy ogólnej teorii kapitalizmu z konkretnymi analizami dynamiki współczesnego realnego kapitalizmu.

Zamiast zaprezentować czytelnikowi treść książki – zorientuje się on dość dokładnie, o czym ona jest, przeglądając spis treści – naświetlę w tej przedmowie cztery idee przewodnie, leżące u jej podstaw i zawierające całościową prognozę toru, po którym kapitalizm będzie poruszał się podczas swojego obecnego kryzysu.

1. Ten kryzys to kryzys systemowy

Jeśli kapitalizm ma względnie harmonijnie funkcjonować, potrzebuje nie tylko wystarczająco wysokiej stopy zysku, ale również wystarczająco obszernych rynków zbytu dla swoich towarów. A priori warunki te są z sobą sprzeczne, toteż można spełnić je tylko na dwa sposoby. W „chwalebnym trzydziestoleciu” powojennym, które było okresem największego rozkwitu kapitalizmu, wysoki wzrost wydajności pracy pozwalał zarówno zapewnić wzrost siły nabywczej pracowników najemnych, stwarzając tym samym nieodzowne rynki zbytu, jak i utrzymać stopę zysku na wysokim poziomie. Mechanizm ten popsuł się w połowie lat 70. W rezultacie na początku lat 80. nastąpił zwrot i zainstalowała się nowa konfiguracja – kapitalizm neoliberalny. Jedną z jego głównych tendencji, przedstawioną we wprowadzeniu do tej książki, jest zniżkowa tendencja udziału płac w dochodzie narodowym, a więc, innymi słowy, zwyżkowa tendencja stopy wyzysku pracowników najemnych. Tendencja ta stwarza tzw. problem realizacji: wprawdzie produkcja ma zapewnioną wysoką stopę zysku, ale kto kupi wyprodukowane towary, skoro progresja konsumpcji pracowniczej jest niska? Kapitalizm neoliberalny przyniósł dwojakie rozwiązanie tego problemu. Tym, co zapewniło komplementarne czy raczej zastępcze rynki zbytu, z jednej strony była konsumpcja rentierów, korzystających wraz z finansjeryzacją gospodarki z coraz większych dochodów finansowych, a z drugiej strony – nadmierne zadłużenie gospodarstw domowych, które w Stanach Zjednoczonych przełożyło się na wzrost gospodarczy na kredyt.

Obecny kryzys zrodził się w sektorze finansowym. Spowodowała go niemożność kontynuowania w nieskończoność ucieczki do przodu. Nie znaczy to jednak, że mamy do czynienia z kryzysem wyłącznie finansowym. Kryzys ogarnął także samą niestabilną spójność kapitalizmu neoliberalnego. Jest to więc zarazem kryzys systemowy, zakłócający działanie podstawowych mechanizmów kapitalizmu. Aby mu sprostać, nie wystarczy zatem stworzyć odpowiednio szerokie rynki zbytu. Trzeba spełnić dodatkowy warunek: rynki te muszą przybrać odpowiednią formę, tzn. zapewnić zbyt towarów wytwarzanych w tych sektorach, w których wzrost wydajności pracy pozwala na trwały wzrost przy wysokiej stopie zysku. Tymczasem takie dopasowanie nieustannie podważa ewolucja potrzeb społecznych.

Rzecz w tym, że popyt społeczny trwale przesuwa się z popytu na towary przemysłowe ku popytowi na usługi, co nie jest zgodne z wymogami akumulacji kapitału. W tych strefach produkcji dóbr i usług, ku którym dryfuje popyt, potencjał wzrostu wydajności pracy jest niewielki. Ta strukturalna modyfikacja popytu społecznego stanowi jedną z zasadniczych przyczyn spowolnienia wzrostu wydajności pracy, które następnie przekłada się na niedostatek rentownych okazji do inwestycji. Wzrost wydajności pracy nie uległ spowolnieniu dlatego, że zbyt wolno wzrasta akumulacja. Wręcz przeciwnie – to zbyt powolny wzrost wydajności pracy jako wskaźnik przewidywanych zysków zniechęca do akumulacji kapitału i pęta wzrost gospodarczy, co z kolei dodatkowo wpływa hamująco na wzrost wydajności. Jedną z uderzających cech kapitalizmu neoliberalnego jest zatem pogłębiająca się luka między wysokim poziomem stopy zysku a stagnacją stopy akumulacji.

Podstawowa sprzeczność zachodzi między przeobrażeniami, którym podlegają potrzeby społeczne, a kapitalistycznym sposobem rozpoznawania, uznawania i zaspokajania tych potrzeb. Znaczy to również, że – być może po raz pierwszy w dziejach – szczególny profil obecnej fazy rozwoju kapitalizmu uruchamia czynniki jego kryzysu systemowego. Można nawet postawić hipotezę, że kapitalizm wyczerpał to wszystko, co kiedykolwiek było w nim postępowe, i jego dalsza reprodukcja odbywa się już tylko kosztem powszechnej inwolucji czy regresji społecznej. Taka przebudowa współczesnego kapitalizmu pod względem technicznym, społecznym i geograficznym, która umożliwiłaby stworzenie ram instytucjonalnych dla nowej długiej fali ekspansywnej, jest mało prawdopodobna. Obecna długa fala recesyjna, która zaczęła się w połowie lat 70., prawdopodobnie będzie wydłużać się w warunkach niskiego wzrostu gospodarczego. Parafrazując słynną formułę, można powiedzieć, że „złoty wiek” powojenny bez wątpienia stanowił „najwyższe stadium kapitalizmu”, który wtedy miał jeszcze do zaoferowania to, co było w nim najlepsze. Teraz zaś ostentacyjnie wycofuje ówczesną ofertę i przyznaje sobie prawo do pogrążenia ludzkości w prawdziwej regresji społecznej.

2. Posunięcia rządów nie prowadzą do wyjścia z kryzysu

Rządy kapitalistyczne podjęły kroki konieczne do uniknięcia totalnego krachu systemu bankowego. Ta akcja ratunkowa pozwoliła zapobiec jeszcze większej katastrofie. Zastrzyki pieniądza publicznego mogły jednak stanowić okazję do obwarowania działalności banków rozmaitymi warunkami. Rządy nie skorzystały z tej okazji, a dyskursy o konieczności regulacji, walki z rajami podatkowymi itd. to tylko dywersja, odwracająca uwagę społeczeństw od rzeczywistej polityki, którą rządy te prowadzą. Jest bardzo prawdopodobne, że dzisiejsze zastrzyki płynności jutro zasilą bańki spekulacyjne – te zresztą już zaczynają ponownie pęcznieć.

Interwencja publiczna to jednak przyznanie się do winy, rozsadzające jeden z fundamentów ideologicznych kapitalizmu neoliberalnego, a mianowicie dogmat o tym, że prywatne finanse są optymalnym rozwiązaniem dla gospodarki. Rzecz jednak w tym, że interwencja ta, polegająca na uspołecznieniu strat, wcale nie pozwala przejść do nowego „ładu produkcyjnego” czy do nowego „reżimu akumulacji”. Dotychczasowy ład polegał na spadku udziału płac w dochodzie narodowym, równoważonym przez nadmierne zadłużenie. Do tego doszło finansowanie wzrostu gospodarczego Stanów Zjednoczonych przez resztę świata. Oba filary tego modelu uległy dziś zachwianiu: zadłużenie wewnętrzne nie może już wspierać popytu, toteż recesja zamieniła się w klasyczny kryzys nadprodukcji i realizacji. Dalsze finansowanie deficytu Stanów Zjednoczonych jest niepewne – tym bardziej, że skurczą się nadwyżki krajów wschodzących, z których deficyt ten dotychczas finansowano.

Szanse na to, że rządy kapitalistyczne będą prowadzić politykę sprzyjającą ożywieniu gospodarczemu, są nikłe, po prostu dlatego, że musiałyby one wymusić – na tych, których interesy przecież reprezentują – bardziej równomierny podział wytwarzanej wartości między płace i zyski, a tego nie uczynią. Tymczasem to właśnie byłoby podstawowym warunkiem zaprowadzenia modelu keynesowsko-fordystowskiego, a raczej nawrotu do takiego modelu. Niedawne ożywienie budżetowe było zresztą krótkotrwałe: kryzys długów publicznych pociągnął za sobą przyspieszony zwrot ku niezmiernie brutalnej polityce zaciskania pasa. Widać już wyraźnie, jak zarysowuje się kapitalistyczny projekt wyjścia z kryzysu. Polega on na jak najszybszym powrocie do neoliberalnego business as usual, a większości społeczeństwa – pracownikom najemnym, bezrobotnym, emerytom – wystawia się rachunek za kryzys, za który w ogóle nie są oni odpowiedzialni.

Mimo globalizacji produkcyjnej, sprzeczności międzypaństwowe nabiorą nowej ostrości, bo każde państwo będzie starało się przerzucić ciężar kryzysu na cudze barki. Stany Zjednoczone będą starały się przeforsować obniżkę kursu dolara, konieczną do zrównoważenia ich własnego deficytu handlowego. W Europie każde państwo ustawia się zupełnie odmiennie wobec kryzysu – w zależności od tego, jaka w jego gospodarce jest względna waga finansjery, sektora nieruchomości czy przemysłu motoryzacyjnego i w jaki sposób jest ono osadzone na rynku światowym. Naprawdę skoordynowana polityka gospodarcza znajduje się więc poza zasięgiem rządów kapitalistycznych – tym bardziej, że Unia Europejska dobrowolnie zrezygnowała z powołania do życia instytucji, które pozwoliłyby ją prowadzić, a zwłaszcza ze stworzenia odpowiedniego budżetu unijnego.

3. Neofordyzm jest niemożliwy

Można by sobie wyobrazić przejście od kapitalizmu neoliberalnego do „neofordyzmu”, który dzięki postulowanej przez Keynesa „eutanazji rentierów” cechowałby podział wytwarzanej wartości między kapitałem a pracą, ustabilizowany na poziomie korzystnym dla pracowników najemnych. Gospodarka przestawiłaby się wówczas na zaspokajanie popytu wewnętrznego, intensywność handlu światowego uległaby ograniczeniu, a inwestycje publiczne i wydatki socjalne na nowo napędzałyby wzrost gospodarczy. Taki jednak model zakładałby odwrót od ogromnych nierówności społecznych, nieodłącznych od kapitalizmu neoliberalnego, i konfrontację z warstwami społecznymi korzystającymi z tych nierówności. Klasy panujące nie zgodzą się jednak na taką samoreformę, a socjalliberalne nurty polityczne nie mają najmniejszego zamiaru przystać na taki poziom konfliktowości społecznej, jaki byłby konieczny do zaprowadzenia „neofordystowskiego” reżimu akumulacji.

4. Kapitalizm sam się nie załamie

Można by tak oto scharakteryzować paradoks globalizacji: im bardziej kapitalizmowi udaje się przemodelować gospodarkę światową na swoją modłę, tym bardziej zaostrzają się jego sprzeczności. Dlatego właśnie w skali światowej kapitalizm znajduje się w położeniu „niestabilnej nierównowagi”, bardzo zagrożonej pęknięciami i tąpnięciami. Twarde lądowanie gospodarki amerykańskiej pociągnie za sobą nową recesję światową, która na skutek obecnego niebywałego splotu kapitałów i rynków oraz niesłychanej nierównowagi właściwej finansjerze może ponownie wtrącić całą planetę w marazm gospodarczy. Te wszystkie sprzeczności potęguje niezmiernie ważne zjawisko: wielkie „osunięcie się świata”. Wygląda bowiem na to, że stare kraje kapitalistyczne (Stany Zjednoczone, Europa Zachodnia, Japonia) skazane są na powolny wzrost gospodarczy, natomiast pełnię ekspansji, na modłę XIX-wiecznego kapitalizmu angielskiego, przeżywają kraje wschodzące. Można nawet stwierdzić, że gdyby nie dynamizm gospodarczy tych krajów, w ogóle nie doszłoby do żadnego ożywienia. Ta bardzo głęboka tendencja otwiera nową perspektywę, o której co prawda nie ma mowy w tej książce, ale – tak czy inaczej – nie zapewni ona panującym państwom kapitalistycznym wyjścia z kryzysu.

Nasza krytyka kapitalizmu nie polega na roztaczaniu katastroficznych wizji, gdyż nie zakłada żadnej nieuchronności kryzysu – ani tym bardziej krachu – „ostatecznego”. Nie zależy też od żadnych prognoz ani – o czym jest mowa w ostatnim rozdziale tej książki – od tego, czy stopa zysku wykazuje tendencję zwyżkową, czy zniżkową. Wynika natomiast z bieżących realiów kapitalizmu cechującego się odmową zaspokojenia elementarnych potrzeb społecznych ludzkości. Można by powiedzieć, że to „zupełnie wystarczy nam do szczęścia”. Krytyka współczesnego kapitalizmu nie polega przeto na zapowiadaniu kryzysu, który sprawi, że system ten upadnie tak, jak dojrzałe jabłko spada z drzewa, lecz na analizie jego ewolucji i wyobrażeniu o tym, jak można by z niego wyjść. W istocie sprawą zasadniczą jest to, czy jego obecna niestabilność znajdzie ujście na osi konfliktów między kapitalistami, czy na osi konfrontacji społecznych.

Kryzys bardzo mocno podważył już wiarygodność tego czystego kapitalizmu i jego fundamentów ideologicznych. Wszelkie sukcesy, które teraz odnosi kapitalizm, są wprost proporcjonalne do regresji społecznej, którą narzuca, nic w zamian nie dając, niczym jej nie rekompensując. Choć układ sił społecznych nadal jest dlań korzystny, przynajmniej jedno powinno być jasne: pomysły zmierzające do uregulowania, zdyscyplinowania czy zhumanizowania takiego systemu to czysta utopia – w jak najgorszym, a nie najlepszym znaczeniu tego słowa. Dziś ci, którzy naprawdę nie godzą się na to, co jest, i szczerze chcą to zmienić, mogą zrobić tylko jedno: czystemu kapitalizmowi przeciwstawić w walkach społecznych równie czysty antykapitalizm, współmierny do niebezpieczeństw, na które ten „kapitalizm bez znieczulenia” naraża ludzkość.

Paryż, 12 czerwca 2011 r.

Michel Husson

Wprowadzenie/ Zwyżkowa tendencja stopy wyzysku

Od początku lat 80. główną cechą charakterystyczną zglobalizowanego kapitalizmu jest spadek udziału płac w produkcie krajowym brutto, tzn. spadek tej części PKB, która przypada pracownikom najemnym. Z marksistowskiego punktu widzenia tendencja ta oznacza wzrost stopy wyzysku. W całej rozciągłości potwierdzają to bezsporne dane statystyczne. Wyzysk wzrasta w większości krajów, zarówno na Północy, jak i na Południu.

Niepodważalna konstatacja statystyczna

Dane instytucji urzędowych świadczą o tym, że jest to powszechne na świecie zjawisko i że występuje ono we wszystkich krajach rozwiniętych – także w państwach należących do Unii Europejskiej. Na przekór polemikom, które fakt ten wzbudza, potwierdza go i Międzynarodowy Fundusz Walutowy, i Komisja Europejska. W dokumencie bazylejskiego Banku Rozrachunków Międzynarodowych stwierdza się, że globalna zwyżkowa tendencja udziału zysków (the global upward trend in the profit share) jest zjawiskiem strukturalnym, którego nie można sprowadzić do koniunkturalnych fluktuacji. Wszędzie chronologia jest podobna: udział płac był mniej więcej stały aż do wybuchu kryzysu w połowie lat 70., kiedy to nagle zaczął wzrastać. Zmiana tendencji nastąpiła w pierwszej połowie lat 80. – udział płac zaczął spadać, a następnie stabilizować się na historycznie bardzo niskim poziomie.

Tabela 1. Udział prac we Francji, w Europie i na świecie.

Lata 60.

1982

2005

Różnica 2005-1982

Różnica 2005-lata 60.

Francja (1)

69,5

74,2

65,5

– 8,7

– 4,0

Francja

62,4

66,5

57,2

– 9,3

– 4,1

Europa

62,3

66,3

58,1

– 8,2

– 5,1

G7

66,0

67,5

61,5

– 6,0

– 4,5

Chiny

53,6

41,4

– 12,2

Meksyk

41,9

47,6

30,2

– 17,4

– 11,7

Tajlandia

74,4

62,6

– 11,8

(1) Przedsiębiorstwa niefinansowe.Źródła: INSEE (2006), Commission Européenne (2007), IMF (2007), Hsieh i Qian (2006), Jetin (2008).

Przypadek Francji nie jest odosobniony, co pokazuje tabela 1. Zgodnie z danymi Krajowego Instytutu Statystyki i Studiów Ekonomicznych (INSEE), który jest głównym urzędem statystycznym Francji, w 2006 r. udział płac w wartości dodanej przedsiębiorstw wynosił 65,8%, a w 1982 r. – 74,2%, co oznacza spadek o 8,4%. Zgodnie z danymi Komisji Europejskiej, udział płac w całej gospodarce francuskiej spadł z 66,5% w 1982 r. do 57,2% w 2006 r., a więc o 9,3%. Podobnie w całej Unii Europejskiej – spadł on o 8,6%. Natomiast w przypadku G7 (siedmiu najwyżej rozwiniętych państw świata) spadek wydaje się mniejszy, przy czym różnica jest zasadniczo spowodowana przez Stany Zjednoczone. Wreszcie, tę samą tendencję zniżkową obserwuje się w krajach rozwijających się – takich jak Chiny, Meksyk czy Tajlandia (tablica 1).

Stany Zjednoczone nie odbiegają od normy

Główne wyjątki od tej tendencji to Stany Zjednoczone i Wielka Brytania, gdzie udział płac w okresie długim utrzymuje się grosso modo na stałym poziomie. Może się wydawać, że jest to sprzeczne z wyobrażeniem o tych dwóch państwach jako przodownikach polityki neoliberalnej. Progresja średniej płacy w Wielkiej Brytanii jest wyższa niż gdzie indziej w Europie czy w samej Francji. Przykład Stanów Zjednoczonych pozwala wyjaśnić, na czym polega to zjawisko.

Wykres 1. Udział płac – Francja, Europa, G7.

Względnie stabilny udział płac w USA stanowił prawdziwy paradoks, gdyż siła nabywcza większości społeczeństwa amerykańskiego nie wzrosła, a jeśli wzrosła, to w dużo mniejszym stopniu niż wydajność pracy. W takich warunkach udział płac powinien znacznie spaść, a tymczasem w latach 1980-2005 spadł umiarkowanie – o 3,5%.

Zagadkę rozwiązali dwaj ekonomiści, Ian Dew-Becker i Robert Gordon, którzy zadali sobie pytanie: gdzie podziały się owoce wzrostu wydajności pracy? Ich odpowiedź jest prosta: w wielkiej mierze zagarnęła je wąziutka warstwa pracowników, których płace są bardzo wysokie – tak wysokie, że choć formalnie zalicza się je do płac pracowników najemnych, faktycznie należy traktować je jako udział w zyskach.

Wykres 2. Udział płac w Stanach Zjednoczonych 1960-2005.

Zjawisko to można by uważać za marginalne, gdyby nie jego rozmach. Okazuje się, że w latach 1980-2005 udział 1% najwyżej zarabiających pracowników najemnych w dochodzie narodowym USA wzrósł z 4,4 do 8%, co oznacza, że w tym czasie ta cieniutka warstwa przechwyciła 3,6% PKB. Przechwycony procent PKB wzrośnie aż do 5,3%, gdy spojrzymy nieco szerszej – na stanowiącą 5% ogółu pracowników najemnych warstwę tych, którzy najlepiej zarabiają. Gdy zaś odliczy się te bardzo wysokie płace, to okaże się, że długookresowa ewolucja udziału płac w Stanach Zjednoczonych jest podobna do ewolucji udziału płac Unii Europejskiej (wykres 2).

Dlaczego odwróciła się zwyżkowa tendencja udziału płac?

Dla neoliberałów odwrócenie się zwyżkowej tendencji udziału płac jest w dużym stopniu zagadką. W wywiadzie dla Financial Times były prezes Systemu Rezerwy Federalnej (banku centralnego) Stanów Zjednoczonych, Alan Greenspan, również dostrzegł tę „bardzo dziwną cechę charakterystyczną” współczesnego kapitalizmu: „W porównaniu z normami historycznymi udział płac w dochodzie narodowym w Stanach Zjednoczonych i w innych krajach rozwiniętych osiągnął wyjątkowo niski poziom.” Chodzi o to, że w okresach długich „płaca realna skłonna jest ewoluować równolegle do realnej produktywności”. Można to było zaobserwować „przez wiele pokoleń, ale dziś już tak nie jest”. Płaca realna ewoluuje „rozbieżnie” z niejasnych powodów, jak twierdzi Greenspan, który „spodziewał się i nadal spodziewa się” normalizacji podziału na płace i zyski, ponieważ obawia się „utraty poparcia politycznego dla wolnego rynku, jeśli w krótkim czasie płaca przeciętnego pracownika amerykańskiego nie zacznie szybciej wzrastać”.

Tymczasem obfita literatura stara się zdać sprawę ze zniżkowej tendencji udziału płac. Sięga się w niej po rozliczne wyjaśnienia: przyczyną ma być czy to wzrost ceny energii, czy wzrost stóp procentowych, czy wreszcie kapitałochłonnych i pracooszczędnych inwestycji.

Wyjaśnienia te są nie do przyjęcia, ponieważ:

– wzrost cen energii nie ugodził w takim samym stopniu we wszystkie kraje, a spadek cen ropy naftowej w 1986 r. nie zawrócił spadającej krzywej udziału płac;

– wprawdzie spadek udziału płac zbiegł się z gwałtownym wzrostem stóp procentowych, które rzeczywiście zaciążyły na płacach, ale czynnik ten nie może wyjaśnić długookresowej ewolucji udziału płac; gdyby bowiem ją wyjaśniał, to oczywiście spadek płac musiałby ustać, gdy zaczęły spadać stopy procentowe, co nie nastąpiło;

– większa kapitałochłonność niż pracochłonność inwestycji też nic nie wyjaśnia, ponieważ stopa inwestycji nie wzrosła, a coraz większa część zysków, zamiast być inwestowana, zasilała dochody finansowe, o czym tu będzie jeszcze mowa.

Wyjaśnienia te mają jedną wspólną cechę, a raczej wadę: szukają ściśle ekonomicznej przyczyny zjawiska, które jest jak najbardziej społeczne. Krzywa udziału płac po prostu wyjaśnia układ sił między klasami społecznymi. Układ sił między kapitalistami a pracownikami najemnymi był względnie zrównoważony w „złotym wieku”, który trwał od końca II wojny światowej do wybuchu kryzysu światowego w połowie lat 70. Kryzys spowodował brutalne załamanie się tej równowagi.

Najpierw udział płac wzrósł, ponieważ płace rosły tak, jak dotychczas, gdy tymczasem kryzys spowodował gwałtowny spadek wydajności pracy. Następnie ustabilizował się na kilka lat na wyższym niż poprzednio poziomie. Ponieważ klasyczne sposoby ożywiania gospodarki nie odnosiły już skutku, klasy panujące postanowiły zasadniczo zmienić politykę gospodarczą – zrezygnowały z „keynesizmu” i obrały kurs zdecydowanie neoliberalny. Sięgnęły po wszelkie dostępne dźwignie, wykorzystując zwłaszcza wstrząs wywołany wzrostem stóp procentowych i zjawisko globalizacji, ale ich podstawowym narzędziem był wzrost bezrobocia spowodowanego przez kryzys. Przywódcy kapitalistyczni wykorzystali zjawisko bezrobocia do głębokiej i brutalnej zmiany reguł kształtowania płac. Poprzednio normą było to, że płace wzrastały tak samo, jak wydajność pracy, toteż ich udział w wartości dodanej przedsiębiorstw był mniej więcej stały. Teraz natomiast nastąpiło przejście do nowego reżimu, w którym płace wzrastają wolniej niż wydajność pracy, przy czym jednocześnie wydajność pracy wzrasta wolniej niż w latach wzrostu. W tych warunkach pracownicy najemni nie korzystają na wzroście wydajności pracy i ich siła nabywcza jest zablokowana. Ze wzrostu wydajności pracy korzystają tylko kapitaliści w postaci zysków. W rezultacie udział płac zaczął wykazywać tendencję zniżkową. Tak więc, wzrost stopy bezrobocia odgrywa tu zasadniczą rolę, a panująca teoria stopy bezrobocia równowagi jedynie modeluje implicite ten związek między bezrobociem a podziałem dochodów.

Bezrobocie a finansjeryzacja gospodarki

Spadek udziału płac od połowy lat 80. pozwolił na spektakularne przywrócenie poziomu stopy zysku sprzed wybuchu kryzysu w połowie lat 70. Następnie, od połowy lat 90. do chwili obecnej, krzywa stopy zysku stale pięła się w górę. Jednocześnie stopa akumulacji nadal utrzymywała się na niższym poziomie niż przed kryzysem (wykres 3). Innymi słowy, kapitaliści wcale nie wykorzystali swojej ogromnej presji na płace do tego, aby kosztem płac więcej inwestować. Nie sprawdziło się osławione twierdzenie niemieckiego kanclerza Helmuta Schmidta, zgodnie z którym „dzisiejsze zyski jutro będą inwestycjami, a pojutrze miejscami pracy”.

Wykres 3. Wzrost gospodarczy, akumulacja i zyski w Triadzie (Stany Zjednoczone, Europa Zachodnia i Japonia) 1961-2006.

Wykres 4. Finansjeryzacja i bezrobocie w Unii Europejskiej 1961-2007

Niezainwestowane zyski rozdzielano głównie między rentierów pod postacią zysków finansowych. Rozziew między stopą zysku osiąganą przez przedsiębiorstwa a tą częścią zysków, którą przeznacza się na inwestycje, jest zatem dobrym wskaźnikiem stopy finansjeryzacji gospodarki. Okazuje się, że wzrost bezrobocia i postępy finansjeryzacji idą w parze (wykres 4). Tu również powód jest prosty: kosztem płac, których udział zmalał finansjerze udaje się przechwycić większość owoców wzrostu wydajności pracy.

Zaobserwowana korelacja między bezrobociem a finansjeryzacją nie może jednak służyć uwiarygodnianiu „finansjerystycznej” lektury współczesnego kapitalizmu. Oczywiście, stosunki między kapitałem przemysłowym a kapitałem finansowym gruntownie się zmieniły i zaciążyły na warunkach wyzysku. Należy jednak prawidłowo powiązać analizowane zjawiska: nie można oddzielać od siebie rzekomo autonomicznej tendencji do finansjeryzacji od normalnego funkcjonowania rzekomo „dobrego” kapitalizmu przemysłowego. Oddzielenie ich od siebie prowadziłoby do sztucznego rozdzielenia roli finansów i walki klas o podział wartości dodanej. Od chwili, gdy stopa zysku rośnie kosztem spadku płac, nie reprodukując okazji do rentownej akumulacji, finansjera zaczyna odgrywać funkcjonalną rolę w reprodukcji kapitalizmu, zapewniając mu alternatywne wobec płacowych źródła popytu.

Ten punkt widzenia, którego od dawna bronimy, nabierze jeszcze większej mocy, gdy uwzględni się globalizację. Gdy bowiem przyjrzymy się finansjerze pod kątem globalizacji, to okaże się, że jej główną funkcją jest znoszenie, na ile to tylko możliwe, granic przestrzeni waloryzacji kapitału: w tym znaczeniu przyczynia się ona do tworzenia rynku światowego. Wielka siła kapitału finansowego polega na tym, że ignoruje on granice geograficzne lub branżowe, ponieważ dysponuje środkami, które pozwalają mu bardzo szybko przenosić się z jednej strefy ekonomicznej do innej, z jednego sektora gospodarki do innego. Dziś kapitały mogą rozwijać skrzydła na znacznie szerszą niż dawniej skalę. Funkcją finansjery jest tu zaostrzanie praw konkurencji poprzez zapewnianie większej płynności przemieszczania się kapitału. Parafrazując to, co Marks powiedział o pracy, można by powiedzieć, że zglobalizowana finansjeryzacja gospodarki kapitalistycznej jest procesem konkretnej abstrakcji, poddającym każdy kapitał indywidualny działaniu prawa wartości, którego pole działania nieustannie się rozszerza. Główna cecha charakterystyczna współczesnego kapitalizmu nie polega więc na przeciwieństwie między kapitałem finansowym a kapitałem przemysłowym, lecz na hiperkonkurencji między kapitałami, do której prowadzi finansjeryzacja.

Aneks 1/ Kontrowersje statystyczne

Kwestia ta jest przedmiotem debat i kontrowersji, zwłaszcza we Francji. Zniżkową tendencję udziału płac w wartości dodanej, a więc zwyżkową tendencję stopy wyzysku, kontestuje się za pomocą wybiegów statystycznych, które wypada omówić tu pokrótce. Mierzenie udziału płac stwarza bowiem dwa główne problemy, które częściowo na siebie zachodzą. Najpierw należy wybrać pole, którym może być cała gospodarka, ale również mogą być jedynie firmy niefinansowe, do których dodaje się – lub nie – poszczególne spółki niefinansowe. Następnie należy uwzględnić proporcję pracowników najemnych wśród ogółu zatrudnionych. Jeśli z biegiem czasu pracowników niezależnych – osoby pracujące na własny rachunek – zastępują pracownicy najemni, jak to dzieje się w większości krajów, to udział płac w dochodzie narodowym wzrasta, ale nie towarzyszy temu poprawa względnego położenia pracowników. Aby umożliwić porównania w czasie i między krajami, w statystykach europejskich kalkuluje się udział płac zakładając, że pracownicy nienajemni są pracownikami najemnymi i zarabiają równowartość średniej płacy. Sprowadza się to do porównania średniej płacy z PKB na osobę zatrudnioną.

Miarodajnymi wskaźnikami są zatem: udział płac w wartości dodanej przedsiębiorstw niefinansowych i dopasowany we wspomniany sposób udział płac w skali całej gospodarki. W przypadku pierwszego z nich pojęcia masy płacowej i wartości dodanej definiuje się najściślej, ponieważ tu nie ma problemu z przedsiębiorcami indywidualnymi i pracownikami nienajemnymi ani z konwencjonalną definicją wartości dodanej w sektorach ubezpieczeń, bankowości i administracji (państwa, zakładu ubezpieczeń społecznych, społeczności lokalnych i regionalnych). Zaletą dopasowanego udziału płac jest to, że rozwiązuje problem pracowników nienajemnych i pozwala na dość wiarygodne porównania międzynarodowe.

Aneks 2/ Ekonometria podziału

W zastosowanym tu modelu stopień indeksacji płac w oparciu o wydajność pracy zależy od stopy bezrobocia. Progresja płac zależy zatem od progresji wydajności, ale związek ten ulega rozluźnieniu, gdy wzrasta stopa bezrobocia. Sam udział płac zależy od względnej ewolucji płac i wydajności, toteż taki model pośrednio pozwala mierzyć wpływ układu sił na rynku pracy na udział zysków. Jakość uzyskanego w ten sposób szacunku dla całej Unii Europejskiej jest dobra i pozwala zdać sprawę z załamania się wzrostu płacy realnej.

Przy czym:

płac to stopa wzrostu płac realnych, wyd to stopa wzrostu wydajności pracy, a sbez to stopa bezrobocia.

Szacunkowo dla całej Unii Europejskiej w latach 1961-2006 wygląda to tak:

Wykres 5. Szacunek progresji płac realnych w Europie Zachodniej 1961-2006.

Aneks 3/ Stopa bezrobocia równowagi to stopa wyzysku równowagi

Ekonomia panująca wykorzystuje ujemny związek między bezrobociem a płacą realną do określenia „stopy równowagi bezrobocia” zwanej NAIRU (Non Accelerating Inflation Rate of Unemployment). Jest to stopa inflacji, poniżej której inflacja ulega przyspieszeniu. Uzyskuje się ją kombinując równanie płacowe z równaniem cenowym ze standardowego modelu makroekonomicznego.

W równaniu płacowym wzrost płacy nominalnej (p) zależy od trzech elementów:

– indeksacji, tu jednostkowej, w oparciu o wzrost cen (c),

– autonomicznego wzrostu siły nabywczej (a),

– wrażliwości na stopę bezrobocia (B), która ujemnie wpływa na wzrost płac.

Równanie płacowe (1) zapisuje się więc następująco:

Równanie cenowe opisuje kształtowanie się ceny, którą uzyskuje się stosując stopę marży (zysku ze sprzedaży) do jednostkowego (przypadającego na jednostkę produkcji) kosztu płacowego pracy. Ewolucja ceny od trzech czynników:

– wzrostu płacy nominalnej (p),

– wzrostu wydajności pracy (w),

– ewolucji (a nie poziomu) stopy marży (m).

Równanie cenowe (2) zapisuje się więc następująco:

Te dwa równania stanowią „klamrę cenowo-płacową”, którą teoretycy neoliberalni konstruują eliminując ceny. Wyprowadza się z niej NAIRU (B*) (3), którą kalkuluje się następująco:

Rozumowanie jest zatem takie: jeśli stopa bezrobocia zbytnio spada (poniżej NAIRU), to płaca realna wykazuje tendencję do szybszego wzrostu niż wydajność pracy i przedsiębiorstwa „muszą” podnosić ceny, aby przywrócić stopę marży. Będą ją podnosić dopóty, dopóki dodatkowa inflacja nie zdoła obniżyć progresji zatrudnienia, czyli dopóki nie zdoła stworzyć dodatkowego bezrobocia, które sprowadzi stopę bezrobocia na poziom NAIRU. „Stopa bezrobocia nieprzyspieszająca inflacji” stanowi zatem „stopę równowagi” – tzn., że nie ma sensu schodzić poniżej spowodowanego przez nią efektu sprężynowania.

Rozumowanie to zakłada jednak implicite, że stopa marży jest stała, bo w przeciwnym razie wzrost płac nie prowadziłby automatycznie do wzrostu cen i przekładałby się na spadek stopy marży. Innymi słowy, teoria bezrobocia równowagi to również teoria stopy marży równowagi. NAIRU to także „stopa bezrobocia niezwiększająca udziału płac” – zejście poniżej NAIRU powoduje progresję płac zagrażającą podziałowi dochodów. Równie dobrze można zatem mówić o teorii „stopy wyzysku równowagi”, która wzrasta wraz ze wzrostem stopy bezrobocia i wydajnością pracy – pod warunkiem, że ta ostatnia w pełni nie wpływa na płace.

Bibliografia

Commission Européenne, AMECO Database (Annual Macro-economic Database), 21 maja 2007 r.

I. Dew-Becker, R.J. Gordon, „Where Did the Productivity Growth Go? Inflation Dynamics and the Distribution of Income”, Brookings Papers on Economic Activity t. 36 nr 2, 2005.

L. Ellis, K. Smith, „The Global Upward Trend in the Profit Share”, BIS Working Papers nr 231, 2007.

IMF, World Economic Outlook, kwiecień 2007 r.

K. Guha, „A Global Outlook” (wywiad z A. Greenspanem), The Financial Times, 16 września 2007 r.

C.-T. Hsieh, Y. Qian, „The Return to Capital in China”, Brookings Papers on Economic Activity t. 37 nr 2, 2006.

M. Husson, „Contre le fétichisme de la finance”, Critique Communiste nr 149, 1997.

M. Husson, „Finance, hyper-concurrence et reproduction du capital”, w: S. de Brunhoff, F. Chesnais, G. Duménil, D. Lévy, M. Husson, La finance capitaliste, Paryż, Presses Universitaires de France – Actuel Marx 2006.

INSEE, Comptes de la Nation, Paryż 2006.

B. Jetin, „Ten Years after the Crisis: A Bright Future for Capitalism in Thailand?”, w: C.P. Chandrasekhar (red.), In a Decade After: Recovery and Adjustment since the East Asian Crisis, New Delhi, Tulika 2009.

Rozdział 1/ Dlaczego teoria wartości?

Teoria wartości opartej na pracy to samo serce marksistowskiej analizy kapitalizmu. Jest więc rzeczą naturalną, że gdy chce się ocenić, czy marksizm jest użyteczny jako narzędzie poznania współczesnego kapitalizmu, od niej właśnie się zaczyna. Debaty toczące się wokół tej teorii nie są nowością, przy czym wypada rozróżnić dwie serie pytań: po pierwsze, czy pomarksowskie postępy nauk ekonomicznych nie unieważniły teorii wartości, i po drugie, czy nowe cechy charakterystyczne kapitalizmu jej nie przezwyciężyły? Odpowiadając na te dwa rodzaje obiekcji postaramy się wykazać, dlaczego w wielu dzisiejszych debatach takie odniesienie teoretyczne, jakim jest teoria wartości, to wręcz niezastąpiony drogowskaz.

Co głosi teoria wartości

Nie ma tu miejsca na pełne wyłożenie tej teorii. Bardzo zwięźle można ją przedstawić, skupiając się na jej centralnej myśli głoszącej, że praca ludzka jest jedynym źródłem tworzenia wartości. Przez wartość należy tu rozumieć pieniężną wartość towarów wytwarzanych w kapitalizmie. Stajemy wobec prawdziwej zagadki ustroju gospodarczego, w którym pracownicy wytwarzający całą wartość, w formie płac otrzymują tylko część tej wartości, a reszta w formie zysku przypada kapitalistom. Kapitaliści kupują środki produkcji (maszyny, surowce, energię itd.) oraz siłę roboczą; produkują towary, które sprzedają, i na koniec okazuje się, że mają więcej pieniędzy niż te, które na początku zainwestowali. Zysk to różnica między ceną sprzedaży a kosztem własnym produkcji. W podręcznikach stwierdzenie to służy za definicję, lecz nie rozwiązuje ono zagadki. Jeśli kupię w sklepie jakieś towary i postaram się sprzedać je drożej, to mi się to nie uda, chyba że tak czy inaczej okradnę swojego klienta lub urządzę kontrabandę. Jednak społeczeństwo nie może trwale opierać się na oszustwie i defraudacji. Przeciwnie, kapitalizm funkcjonuje normalnie na zasadzie wymiany ekwiwalentnej: kapitalista płaci swoim dostawcom i pracownikom po cenach rynkowych. Poza sytuacjami wyjątkowymi, pracownik najemny jest wynagradzany za swoją pracę zgodnie z „ceną rynkową”, choć w toku walki klasowej stara się podnieść tę cenę. Od tej właśnie zasadniczej sprawy Marks zaczyna w Kapitale swoją analizę kapitalizmu.