Słodka. Świąteczne opowiadanie erotyczne - Węcka Angela - ebook

Słodka. Świąteczne opowiadanie erotyczne ebook

Węcka Angela

3,5

Opis

Cześć, tu Nina. Piekę w kuchni Ostrego najlepsze ciasta i ciasteczka. Moją specjalnością są kruche słodkości, obtoczone w czekoladzie i w liofilizowanych owocach. Te święta nie będą takie same, jak wcześniej… 

Straciłam Lili w wypadku. Moja żona była dla mnie największą niespodzianką od losu. Po kilku latach niespodziewanie odeszła, a ja zostałam z kundelkiem Skolką, pustą kamienicą i sercem z kamienia. 

Te święta nie będą lepsze… Ale będą, jakieś. Zamierzam przesiedzieć przed Netflixem całe trzy dni. Nie chcę zmieniać piżamy, nie chcę ładnie wyglądać. Nażrę się ciastek, kupnych potraw wigilijnych i poudaję, że jeszcze kiedyś będę szczęśliwa. A może spędzisz je ze mną?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 55

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (29 ocen)
11
3
7
6
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Angela Węcka

Słodka. Świąteczne opowiadanie erotyczne

KorektorPatrycja Żurek

RedaktorTomasz Węcki

Projektant okładkiAngela Węcka

© Angela Węcka, 2020

© Angela Węcka, projekt okładki, 2020

Cześć, tu Nina. Piekę w kuchni Ostrego najlepsze ciasta i ciasteczka. Moją specjalnością są kruche słodkości, obtoczone w czekoladzie i w liofilizowanych owocach. Te święta nie będą takie same, jak wcześniej…

Straciłam Lili w wypadku. Moja żona była dla mnie największą niespodzianką od losu. Po kilku latach niespodziewanie odeszła, a ja zostałam z kundelkiem Skolką, pustą kamienicą i sercem z kamienia.

Te święta nie będą lepsze… Ale będą, jakieś. Zamierzam przesiedzieć przed Netflixem całe trzy dni. Nie chcę zmieniać piżamy, nie chcę ładnie wyglądać. Nażrę się ciastek, kupnych potraw wigilijnych i poudaję, że jeszcze kiedyś będę szczęśliwa. A może spędzisz je ze mną?

ISBN 978-83-956562-4-8

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

1

Rok temu, grudzień

Te świąteczne ciasteczka nie będą najlepsze na świecie; nie uratuje ich nawet przeklinanie. Nina spojrzała na jasnowłosą Lilianę, która krzątała się nerwowo przy kuchni. Próbowała ją uspokoić zabawnymi historyjkami, ale to jeszcze bardziej wkurzało blondynkę. W końcu kobieta walnęła o stół gorącą blachą, zmuszając rudowłosą do pomocy.

— Aż tak źle? Nie może być! — Nina ruszyła w końcu na ratunek. Po wczorajszej sprzeczce nie było już śladu, ale kobieta obiecała sobie, że nie pomoże ukochanej w świątecznych przygotowaniach.

— Pamiętaj, że byłoby inaczej, ale wczoraj powiedziałaś, że nic w życiu nie potrafię zrobić porządnie — powiedziała Nina i puściła jej oczko.

Lili pokręciła głową.

— Rzuciłam to w gniewie, przecież wiesz. Przepraszałam tysiąc razy! Wparowałaś ze Skolką umorusanym błotem jak wariat, obrzucając mnie śniegiem! Co miałam zrobić? Przecież nawet Ostry wie, że pieczesz jak bogini.

— Przepraszam, też. — Nina uśmiechnęła się lekko na ten komplement. — Pokaż no mi te pierniczki z sherry.

Nina wiedziała, że jej żona była zmęczona i łatwo się irytowała. Praca w korpo dawała w kość, a popołudniowe ogarnianie potraw na wigilię to nie najlepszy sposób na odpoczynek. Lili pragnęła jednak poznać rodzinę swojej świeżo upieczonej małżonki. Ślub, chociaż zawarty poza granicami Polski, był dla dziewczyn świętością. Niestety, tylko dla nich. Rodacy nie umieli sobie wyobrazić, że ich związek jest szczery i prawdziwy. Musiały wytrwać aż do przeprowadzki za granicę kraju, którą planowały już od roku.

Nina westchnęła, widząc stan pierniczków. Każdy miał przypalony brzeżek; zapach spalenizny szybko rozniósł się po całej kuchni, a Lili z jęknięciem podbiegła do okna. Uchyliła jedno i warknęła coś pod nosem. Na domiar złego do pomieszczenia wparował Skolka, mieszaniec goldena i losowego, rosyjskiego kundelka. Pies łbem dosięgał kuchennej wyspy i już wyniuchał stracone ciasteczka. Nie zdążył się jednak oparzyć — Nina odsunęła blachę dłonią opatuloną zbyt długim rękawem swetra.

— A jednak na coś się przydają te stare, powyciągane łachmanki! — Kobieta zaśmiała się i poprawiła ubranie. Podeszła do żony i objęła ją w pasie. Pocałowała w czubek głowy, czując dreszcz — dłonie Lili od razu znalazły się na jej plecach, pod miękkim materiałem.

— Jak widać. — Lili mruknęła w usta Niny, ale nie pozwalała się jeszcze pocałować. Nie od dziś jednak Nina wiedziała, że jej partnerka uwielbiała rozładowywać napięcie inaczej niż reszta kobiet. — Nasze kłótnie i moje beznadziejne pieczenie również…

Nina objęła jej twarz, rozkoszowała się bliskością, której ostatnio miały jak na lekarstwo. Lili pracowała, a Nina starała się objąć miejsce w kuchni Artura Ostrego, wybitnego kucharza i właściciela sieci restauracji. Zdecydowanie brakowało im czułości przez natłok obowiązków.

Lili przesunęła dłonie wyżej, do zapięcia stanika. Jednym ruchem pozbyła się go i pchnęła Ninę na wyspę kuchenną. Zaskoczona kobieta oparła się o nią rękami i uśmiechnęła.

— Teraz?

— Tutaj. — Ta komenda wystarczyła, by Nina na nowo przywarła do ust żony. Cierpliwie czekała, aż ta nada ton miłosnym ruchom. Westchnęła, kiedy wargi Lili znalazły się nagle na jej szyi.

— Nie wiem, co chcę z tobą zrobić — wyszeptała Lili. — Kazać ci się rozebrać czy przedwcześnie otworzyć świąteczny prezent.

Rudowłosa jęknęła, kiedy Lili ugryzła w szyję i zostawiła chwilę później fioletową malinkę.

— Lilija…

— Tak, chyba teraz chcę, byś poszła po swój prezent. Masz. — Liliana zdjęła z szyi niewielki kluczyk. — Znajdziesz go w sejfie, ubierzesz się tutaj.

Nina prychnęła, ale odebrała klucz. Tanecznym krokiem, kręcąc zaczepnie biodrami, poszła do biura, które robiło jednocześnie za salon. Zrzuciła ciuchy; niewiele sobie robiła z odsłoniętych okien. Wiedziała, że dla sąsiada spod piątki będzie doskonale widoczna. I na pewno zgorszy straszą sąsiadkę spod trójki! Będąc już nagą, otworzyła pierwszą półkę i kucnęła do sejfu. Włożyła kluczyk, obróciła i po chwili wyjęła świąteczny kostium pokojówki. Nina parsknęła śmiechem. Zawsze o czymś takim marzyła.

Szybko wróciła do kuchni. Lili zdążyła wyrzucić nieudane ciasteczka do kosza i zdjąć czerwony fartuszek. Rozpięła koszulę do połowy i zsunęła spódniczkę. W sweterkowych pończochach, beżowej koszuli z zawiniętymi rękawami i z rozwianym, jasnym włosem wyglądała niesamowicie pociągająco. Nina poczuła podniecenie; wilgoć między nogami pojawiła się już kilka minut później, ale wiedziała, że długo nie wytrzyma mocnych pieszczot żony… Po kilku minutach przeniosły się do salonu, brudząc mąką podłogę. Całowały się bez opamiętania, muskając się nawzajem i cicho wyznając miłość.

*

Rok później Nina leżała na sofie, a Skolka skomlał przy drzwiach. Zbliżała się godzina spaceru, jednak chęci kobiety spadły do zera. Po ciężkim dniu chciała zatopić się w kieliszku wina — z grzańcem było za dużo roboty! — opatulić kołdrą i odpłynąć na nudnawym odcinku nowego serialu. Nie myśleć. Nie czuć. Nie wykonywać obowiązków. Nie mieć serca, najlepiej!

Ale Skolka nie odpuszczał. W końcu jego łapy wylądowały na drewnianych drzwiach mieszkania i boleśnie po nich przejechały. Nina podskoczyła, rozlewając na siebie wino. Zaklęła.

— Skolka, nie rób tak! No przecież już idę!

Idziesz od godziny, przemknęło jej przez głowę. Potrząsnęła nią, aby głos znikł. Kij mu w oko, że ma rację. I o ile oko ma. Nieważne!

Nina spojrzała na smutnego psa popiskującego pod drzwiami. Kucnęła przy nim i podrapała za uchem.

— Wiem — rzuciła. — Przepraszam. Daj mi chwilę, ubiorę płaszcz i buty.

Kobieta ubrała się, owinęła szalikiem i standardowo zapomniała czapki. Zawinęła smycz na rękę i wyszła na klatkę. Zapięła Skolkę, gdy czekali na windę. Pies nadal miał smutny wyraz pyska — przeżywał ten dzień tak samo fatalnie jak Nina. Ta westchnęła i znów ukucnęła, głaszcząc go po pysku.

— No już — mruknęła. — W nagrodę obejdziemy cały park, co ty na to? Może spotkamy suczkę sąsiada? Hm, hm?

Skolka jakby rozumiał — pomachał ogonem, zmiatając kurz z klatki. Winda otworzyła się sekundę później. Weszli do niej, ledwo się mieszcząc. Nina wcisnęła guzik parteru i spojrzała w lustro. Nie wyglądała najlepiej. Włosy miała potargane, oczy zaczerwienione, zapuchnięte. To z płaczu. Nie pomalowała się; nie używała swoich drogich kosmetyków od dwóch miesięcy. Zarzuciła jakiekolwiek czynności, które miałyby ją upiększyć — sezonowej depresji połączonej z żałobą przecież nie da się zamalować pięknymi kolorami. Uśmiechała się tylko, gdy musiała. W kuchni zamykała się w sobie, piekła, piekła i piekła. A później wyrzucała te słodkości do kosza, bo nie była w stanie ich zjeść.

Lilia miała wypadek. Tak brzmiało pierwsze zdanie, które usłyszała od Ostrego tego dnia. Jego głos był cichy i opanowany, ale wiedziała, że przed chwilą płakał. Jej nie oszuka.

Nina wyszła z klatki ze Skolką i pozwoliła mu się załatwić na trawie przed wejściem. Znów któryś sąsiad się do tego przyczepi, ale miała to gdzieś. Pies zrobił swoje i poleciał dalej, spuszczony chwilę wcześniej ze smyczy. Okolica kamienicy, w której mieszkała Nina, była idealna do psich harców i dłuższych spacerów. Pół kilometra dalej zaczynał się las, a pół kroku od tego miała do dyspozycji park z psim placem zabaw. Skoro obiecała już Skolce rozrywkę — wiedziała, że mu ją zapewni. Nina opatuliła się szczelniej i znów myślami wróciła do dnia wypadku.

Szykowała się wtedy na spotkanie do klubu. Miała już nałożony makijaż, ułożone włosy, założoną bieliznę. Musiała jedynie narzucić sukienkę, którą wybrały razem na spotkanie z okazji zakończenia wakacji. Lili tego wieczoru miała znów błysnąć na scenie — z nią w roli głównej. Miały pokazać gościom kilka nowych, zaawansowanych wiązań bondage. Ale przecież… To niemożliwe.

Nie może być.

Ostry, co ty pieprzysz?!

— Nie, nieprawda — odpowiedziała gładko, nawet się zaśmiała. — Nie może być. Wkręcasz mnie, człowieku. A pierwszy kwietnia był bardzo dawno temu!

Artur Ostry, właściciel restauracji i wieloletni przyjaciel Lili, całkowicie ją zignorował.

— Poinformowałem klub, że nas nie będzie, znajdą zastępstwo. Zaraz po ciebie przyjadę i pojedziemy…

— Gdzie?! — Nina nie wytrzymała. Serce biło jej szybko i boleśnie, jakby chciało uciec z piersi. — Nigdzie nie jadę, spotkam się z nią w klubie!

Całkowite wyparcie. Ostry znał te reakcje na własnym przykładzie. Tego dnia padał deszcz — w jego kroplach łzy łatwo się rozmywały.