Jerzy Grotowski. Tom 2: Źródła, inspiracje, konteksty. Prace z lat 1999–2009 - Zbigniew Osiński - ebook

Jerzy Grotowski. Tom 2: Źródła, inspiracje, konteksty. Prace z lat 1999–2009 ebook

Zbigniew Osiński

0,0

Opis

Drugi tom zawiera prace opublikowane po śmierci artysty, wszystkie jednak zmienione dość gruntownie. Omówione są tu związki Grotowskiego z kulturą rosyjską, tradycją Meyerholda w polskim teatrze, znaczenie Brechta i Gurdżijewa w jego twórczości, próby Samuela Zborowskiego według Juliusza Słowackiego, niezrealizowane projekty filmów Andrzeja Wajdy o Teatrze Laboratorium, doświadczenie Góry Płomienia. Książkę zamykają studia Tadeusz Kantor i Jerzy Grotowski wobec Stanisława Wyspiańskiego oraz Tradycja i pamięć w wykładach Grotowskiego w Collège de France.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 616

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




„Zbigniewowi Osińskiemu, prawdziwemu i głębokiemu historykowi tej drogi, która stała się moim życiem, z przyjaźnią i z miłującym sercem, Grot. Pontedera, 28 IV 1988”. Dedykacja Jerzego Grotowskiego dla Zbigniewa Osińskiego w książce wydanej przez Centro di Lavoro di Jerzy Grotowski – Workcenter of Jerzy Grotowski, [Pontedera 1988]

Jerzego Grotowskiego doświadczanie Rosji. Rekonesans

Zarówno ze względu na złożoność problemu, jak i niepełną bazę materiałową rekonesans badawczy nie jest wcale zadaniem prostym ani łatwym. Wiele ważnych dokumentów zostało zniszczonych lub zaginęło. Dotyczy to przede wszystkim korespondencji, która zazwyczaj jest źródłem bezcennym, a niejednokrotnie wręcz rozstrzygającym o takich bądź innych faktach, na podstawie których dokonuje się potem opracowania i interpretacji zgromadzonego materiału. Jednocześnie jest to zadanie z wielu powodów pasjonujące. Prawdziwe wyzwanie.

Program sympozjum „Recepcja twórczości Jerzego Grotowskiego w Rosji”, Ośrodek Badań Twórczości Jerzego Grotowskiego i Poszukiwań Teatralno-Kulturowych, Wrocław 19–21 V 2000

Fascynacja Dostojewskim

W wywiadzie dla „Współczesności”, przeprowadzonym przez Jerzego Falkowskiego, a opublikowanym 1 grudnia 1958 roku, Grotowski uczynił takie oto wyznanie: „[…] moim starym i najbardziej upragnionym zamierzeniem jest wystawienie we własnej adaptacji scenicznej Idioty (na osnowie Dostojewskiego) jako opowieści współczesnej, o współczesnym człowieku opętanym potrzebą budowania nowej etyki […]”1.

Jak wiadomo, Grotowski nigdy nie reżyserował tego utworu. W opolskim Teatrze 13 Rzędów doszło wprawdzie do premiery Idioty (22 października 1961 roku), ale w adaptacji, inscenizacji i reżyserii Waldemara Krygiera. Grotowski przekazał zatem realizację utworu, który był jednym z jego największych reżyserskich marzeń, swojemu koledze i zarazem artystycznemu rywalowi – Krygier był wtedy niewątpliwie bardziej znany w polskim środowisku artystyczno-teatralnym.

A jednak postać księcia Myszkina jest dziwnie bliska bohaterom przedstawień Grotowskiego, od Astrowa z Wujaszka Wani z 1959 roku w krakowskim Starym Teatrze2, poprzez Gustawa-Konrada w opolskich Dziadachwedług Mickiewicza (1961), aż po Ciemnego z Apocalypsis cum Figuris we wrocławskim Teatrze Laboratorium (kolejne wersje: 1968, 1971 i 1974). Towarzyszy Grotowskiemu również podczas pobytu w Szwajcarii w końcu 1958 roku. Niemal całkowicie dzisiaj zapomniany jego tekst, zawierający refleksje z tej podróży, rozpoczyna się następująco: „Miasto nagle kończy się. Wzgórza zalesione kępami drzew unoszą na zielonych barkach domki o kolorowych ścianach i okiennicach, podobne do dziecinnych zabawek. Powietrze jest czyste, ostro załamuje wszystkie barwy – jak szkło. A więc to jest właśnie barwa Zurichu. I (w tej władzy nad ludzkimi skojarzeniami leży chyba wielkość Dostojewskiego) pierwszą asocjacją jest książę Myszkin, zrośnięty ze Szwajcarią tragiczny poszukiwacz «dobrej etyki», po ludzku zwichnięty prorok z Idioty”3.

Podczas spotkania Grotowskiego z poznanym właśnie w Zurichu nauczycielem o imieniu Allan dochodzi ponownie do głosu fascynacja Dostojewskim i jego bohaterem. Oto najbardziej charakterystyczny fragment ich rozmowy:

„[Allan:] Wy nie jesteście humanistami. Wy, prorocy nowej etyki… ze Wschodu?

[Grotowski:] Co dla Ciebie jest humanizmem?

[Allan:] Poszanowanie cudzej samotności.

[Grotowski:] Humanizm na pewno zaczyna się od poszanowania cudzej samotności. Ale urzeczywistnia się właśnie przez przełamanie ludzkiej samotności, która przecież jest przedsionkiem śmierci.

[Allan (śmieje się):] Mówisz jak książę Myszkin.

A więc i oni, także oni w tym mieście zarażeni są Dostojewskim. Odpowiadam mu, że ma rację. Że każdy z nas, ludzi, którzy poszukują nowej etyki, wypełniony jest Dostojewskim, ponieważ tak jak on stajemy w obliczu ostatecznych problemów ludzkiego losu: samotności i śmierci.

Ale nasza odpowiedź nie oczekuje sankcji i afirmacji nadnaturalnych. W moim osobistym, głębokim przekonaniu człowiek wyzwala się od samotności i śmierci, jeśli przekracza małość swojego kruchego «ja». Przez społeczeństwo, przez twórczy udział w rzeczywistości ludzkiej człowiek niejako wrasta w rzeczywistość powszechną, w jedność przyrody”4.

Warto zauważyć, że już wtedy została zasygnalizowana przez Grotowskiego kluczowa problematyka całej jego późniejszej twórczości. A przy tej okazji bogatej Szwajcarii przeciwstawia on taki oto obraz: „Nasze oczy nie zawsze są spokojne, usta nie zawsze syte i nieraz gorzkie, ubrania nieraz sprzed lat i buty o łatanych zelówkach. Ale jest w nas, nawet w naszych niezadowoleniach i goryczach, jakieś poczucie wspólnej szansy, napięcie wewnętrzne, głód biblijnych «wybrańców», którzy pragną jednak osiągnąć «ziemię obiecaną»”5.

Grotowski często wracał do utworów Dostojewskiego, często też na niego się powoływał. Już w 1960 roku Ludwik Flaszen pisze w imieniu kierownictwa Teatru 13 Rzędów: „Czym dla Rosjan Dostojewski, tym dla Polaków literatura romantyczna. Chcąc więc godzić w sekretne pokłady duchowe swego widza, najporęczniej polskiemu teatrowi posługiwać się w tym celu arcydziełami romantyzmu narodowego. I poprzez nie docierać do podstawowych dylematów doli człowieczej”6.

Rozwinięcie i uzasadnienie takiego poglądu znajduje się w artykule Flaszena zamieszczonym w programie do Idioty7, zaś w późniejszym niemal o dziesięciolecie tekście Grotowskiego Teatr a rytuał możemy przeczytać: „W romantyzmie polskim istnieją również próby odsłonięcia sekretnych motywów ludzkiego postępowania: można by powiedzieć, że zawierał on pewien rys dzieła Dostojewskiego – penetrację natury ludzkiej od strony jej motywów niejasnych, poprzez jasnowidzące szaleństwo – ale, co jest paradoksalne, dokonywało się to w zupełnie innym tworzywie, typu bardziej poetyckiego”8.

Podczas jednej z naszych rozmów w Vallicelle pod Pontederą w kwietniu 1988 roku Grotowski powiedział, że spośród wszystkich powieści Dostojewskiego najważniejsze są dla niego Idiota, Biesy i Bracia Karamazow.

Dokładnie środkowy, czyli szósty z jedenastu rozdziałów mojej książki Teatr Dionizosa, opublikowanej przez Wydawnictwo Literackie w roku 1972, nosi tytuł „Doktryna twórcza Teatru Laboratorium”. Napisałem go prawie czterdzieści lat temu, gdyż pracę nad Teatrem Dionizosa ukończyłem w marcu 1970 roku9. Można tam odnaleźć następujący fragment:

„Wydaje się – chociaż może to zabrzmieć dziwacznie w odniesieniu do dziedziny sztuki, której właściwością jest przemijalność – że do Grotowskiego i Teatru Laboratorium należy przyszłość. Postawił on bowiem – poprzez swoje dzieła – zarówno wobec sztuki teatralnej, jak i wobec nas-widzów – pytania i problemy, które będą aktualne wiecznie, póki będzie istniał świat oraz póki istnieć będą myślący i szukający prawdy ludzie.

«Problemy, które – że przytoczę słowa Michaiła Bachtina o Dostojewskim – mogą się ujawniać jedynie w dialogu między ludźmi, lecz rozstrzygnięć nie doczekają się nigdy»”10.

Pomimo że Teatr Laboratorium oficjalnie zakończył swoją działalność w 1984 roku, a ostatni spektakl Apocalypsis cum Figuris odbył się cztery lata wcześniej – 11 maja 1980 roku – dzisiaj mogę tylko powtórzyć to, co napisałem przed wielu laty.

Reżyser

Jako reżyser Jerzy Grotowski zrealizował dwa przedstawienia rosyjskich autorów: Wujaszka Wanię Czechowa (w krakowskim Starym Teatrze, premiera 14 marca 1959) i Misterium buffo według Majakowskiego (w opolskim Teatrze 13 Rzędów, premiera 31 lipca 1960). Pisałem o nich w innym miejscu, mogę też odesłać czytelnika do istniejących już opracowań na temat Misterium buffo11.

Interesujący i wart przypomnienia jest natomiast zarzucony potem projekt wystawienia przez Grotowskiego, w jego własnej adaptacji, Losu człowieka według opowiadania Michaiła Szołochowa. Kierownictwo Teatru Laboratorium 13 Rzędów w Opolu zgłosiło tę pozycję w swoich planach repertuarowych na sezon 1963/1964 z początkiem maja 1963 roku, obok: Hamletawedług Szekspira, Księcia Niezłomnego według Calderona–Słowackiego, Peer Gynta według Ibsena, Boskiej komedii według Dantego (w reżyserii Eugenia Barby) oraz specjalnie przygotowanego programu popularyzatorskiego o warsztacie aktora (w ramach tak zwanych Estrad Publicystycznych). Premiera Losu człowieka była planowana najpierw na styczeń 1964 roku jako oficjalna inauguracja „jubileuszowego, piątego sezonu zespołu i poszukiwań” pod kierunkiem Grotowskiego, potem przełożono ją na październik, zaznaczając przy tym, że jej termin i okoliczności „wymagają dodatkowego uzgodnienia z Szołochowem”12, aż wreszcie zrezygnowano z tego projektu.

Potem było jeszcze spotkanie Grotowskiego i jego aktorów z tekstem Dostojewskiego. Jak wiadomo, ostatnie jego dzieło teatralne, Apocalypsis cum Figuris, zawierało obszerne fragmenty z Braci Karamazow (z rozdziału piątego księgi piątej Wielki inkwizytor), obok cytatów z Biblii, Thomasa S. Eliota i Simone Weil.

Chciałbym podkreślić, że w całym okresie Teatru Laboratorium szczególną rolę w kontaktach z Rosjanami i kulturą rosyjską odegrał jeden z najbliższych współpracowników Grotowskiego – Ludwik Flaszen. Znakomicie władający językiem rosyjskim, znawca literatury rosyjskiej, a także jej tłumacz (między innymi jako pierwszy w Polsce przełożył kilka tekstów Michaiła Bachtina13), opowiadał Grotowskiemu o ważnych, jego zdaniem, rosyjskich książkach i artykułach, sugerował pewne lektury, a także tłumaczył służbową korespondencję Teatru Laboratorium adresowaną do Rosjan.

Za symboliczny, zwłaszcza z dzisiejszej perspektywy, można uznać fakt, że na pierwsze spotkanie w maju 1959 roku, w Klubie Dziennikarza Pod Gruszką nieopodal krakowskiego Rynku, kiedy obaj nie znali się jeszcze osobiście, Grotowski przyniósł książkę Borisa Zachawy Wachtangow i jego studija14. Flaszen pożyczył wtedy tę książkę od Grotowskiego, ale wkrótce gdzieś ją zagubił15.

Latem 1960 roku, podczas wakacji wspólnie spędzonych z Grotowskim, Flaszen kupił w jednej z księgarń Międzynarodowego Klubu Książki i Prasy w Trójmieście Proischożdienije tieatra Arsenija Dmitrijewicza Awdiejewa16, które kilkanaście lat później – w okresie Teatru Źródeł (1976–1982) – stało się dla Grotowskiego prawdziwą rewelacją, o czym niejednokrotnie wspominał. Przykładów takich można by przywołać więcej.

Jerzy Grotowski w Moskwie, 1955: przed Kremlem i Cerkwią Wasyla Błażennogo

Pierwszy pobyt w Rosji: 1955–1956

Wyjazd na roczne studia do ówczesnego Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich był pierwszą podróżą zagraniczną Grotowskiego. Jednocześnie był on swego rodzaju doświadczeniem inicjacyjnym17. Dla młodego polskiego studenta Moskwa w roku 1955 wydawała się stolicą stolic. Wówczas wyjazd do Londynu, Paryża czy Nowego Jorku był właściwie niemożliwy, jeśli nie miało się najwyższych koneksji i poparcia. Po latach spędzonych w Rzeszowie, a potem w Krakowie, pobyt w wielomilionowym i wielokulturowym mieście musiał wywołać swego rodzaju szok, co znalazło również wyraz w korespondencji Grotowskiego (przede wszystkim w liście do Haliny Gryglaszewskiej z 1 grudnia 1955 roku). W dodatku ujawniła się wtedy groźna choroba, która towarzyszyła mu potem przez całe życie. A zatem znalezienie się w „centrum świata”, poza macierzystym środowiskiem i krajem, oraz walka z chorobą, trudna próba i w końcu zwycięskie sprostanie jej, powodują przełom i przemianę osobowości. Przede wszystkim jednak Moskwa była w XX wieku, zwłaszcza w pierwszym ćwierćwieczu, dosłownym i zarazem mitycznym centrum światowej sztuki teatralnej, miejscem życia i działalności jej największych, legendarnych już twórców: Michaiła Czechowa, Władimira Niemirowicza-Danczenki, Wsiewołoda Meyerholda, Konstantina Stanisławskiego, Aleksandra Tairowa, Jewgienija Wachtangowa i tylu innych.

Na pobyt Grotowskiego złożyły się studia w GITIS-ie (Gosudarstwienny Institut Tieatralnogo Iskusstwa imieni Anatolija Wasiljewicza Łunaczarskogo), przerwane blisko dwumiesięczną podróżą po dwóch republikach Azji Centralnej: Turkmeńskiej i Uzbeckiej.

18 listopada 1976 roku w redakcji moskiewskiego miesięcznika „Tieatr” odbyła się dyskusja „Aktior w sowriemiennym tieatrie” (Aktor we współczesnym teatrze) z udziałem między innymi: Jerzego Grotowskiego, Jerzego Jarockiego, Olega Jefriemowa, Jurija Lubimowa, Konstantego Puzyny i Gieorgija Towstonogowa. Podczas tego właśnie spotkania, którego przebieg nie został do dzisiaj opublikowany ani po polsku, ani po rosyjsku, Grotowski przypomniał:

„Dwadzieścia lat temu studiowałem przez rok reżyserię w GITIS-ie w Moskwie. Moim nauczycielem był Zawadski. To był dla mnie okres szukania, bardzo niespokojny. Byłem wówczas kimś takim, o kim mówi się «trudny student». Nie mogę zapomnieć Zawadskiemu jego cierpliwości, jego pomocy, bez sugerowania mi czegoś, bez jakichkolwiek nacisków, jego tolerancji.

Druga osoba, która mi wtedy pomogła, nie była moim nauczycielem, tylko kolegą. To Jarocki. Kiedy było mi ciężko, szedłem nocować do niego, do jego akademika”18.

W czerwcu 1955 roku dwudziestodwuletni Grotowski ukończył wyższe studia artystyczne w Państwowej Wyższej Szkole Aktorskiej imienia Ludwika Solskiego w Krakowie. Dyplom nr 72/55, datowany „Kraków, dnia 30 czerwca 1955 roku”, podpisali rektor Tadeusz Burnatowicz i dziekan Władysław Tęcza. Równocześnie, zgodnie z obowiązującymi wówczas zarządzeniami, otrzymał skierowanie do pracy, którą powinien był podjąć w Państwowym Teatrze Starym w Krakowie 1 października 1955 roku i którą miał zagwarantowaną na trzy lata: do 30 września 1958. Skierowanie to zostało jednak odroczone, z powodu wyjazdu Grotowskiego na studia reżyserskie w ZSRR, do 1 września 1956 roku; wydelegowano go na nie jako „przodownika nauki i pracy społecznej”19.

Spotkanie w redakcji miesięcznika „Tieatr”, Moskwa 18 XI 1976: Gieorgij Towstonogow, Afanasij Sałynski, Oleg Jefriemow, Andriej Droznin, Jerzy Grotowski, Jerzy Jarocki, Konstanty Puzyna

Spotkanie w redakcji miesięcznika „Tieatr”, Moskwa 18 XI 1976: Jerzy Grotowski, Jerzy Jarocki, Konstanty Puzyna

Według wpisów w indeksie Grotowski studiował w GITIS-ie od 23 sierpnia 1955 do 15 czerwca 1956 roku. Wśród jego pedagogów znajdowali się: Jurij Aleksandrowicz Zawadski, jego najbliższy współpracownik – Irina Siergiejewna Anisimowa-Wulf (reżyseria i „mastierstwo”), Konstantin Grigoriewicz Łoks (teatr zagraniczny i literatura rosyjska), Nikołaj Michajłowicz Tarabukin (historia sztuki), Natalia Pawłowna Zbrujewa (rytmika, umuzykalnienie), Boris Erenfeld (marksizm-leninizm)20. W piśmie do władz krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej Grotowski wymienia swoje moskiewskie zajęcia21. W rubryce „praktyka niesamodzielna” wyszczególnione są: praca reżyserska pod opieką Zawadskiego nad Matką Szaniawskiego w GITIS-ie, asystentura przy Ałpatowie Leonida Gienrichowicza Zorina w reżyserii Zawadskiego i scenografii Aleksandra Pawłowicza Wasiljewa w Teatrze imienia Mossowietu (premiera 27 kwietnia 1956), obowiązkowa praktyka aktorska w Teatrze imienia Mossowietu i MChAT-cie.

Praca reżyserska pod opieką Jurija Zawadskiego nad Matką Jerzego Szaniawskiego: Jerzy Grotowski i studentka o imieniu Vlasta, GITIS, Moskwa, sezon 1955/1956

Niewątpliwie najbardziej znaną wypowiedzią Grotowskiego na temat znaczenia Stanisławskiego w jego życiu twórczym jest Odpowiedź Stanisławskiemu, której pierwodruk ukazał się w „Dialogu” z maja 1980 roku. Tekst został poprzedzony notą Redakcji: „Z początkiem roku 1969 Grotowski postanowił publicznie podsumować swoją pracę w zakresie teatru sensu stricto, teatru przedstawień, przyjmując za punkt odniesienia Stanisławskiego, jako czysty, krystaliczny wzorzec dobrze pojętego zawodowstwa w teatrze. Zrobił to na spotkaniu z reżyserami i aktorami w Brooklyn Academy [of Music] w Nowym Jorku 22 lutego [w rzeczywistości spotkanie to odbyło się dziewięć miesięcy później, 22 listopada] 1969 roku. Tekst przygotował do druku Leszek Kolankiewicz”22.

Odpowiedź Stanisławskiemu została dość szybko przetłumaczona na wiele języków23. Sam Grotowski włączył ją również do jedynej książki opublikowanej za jego życia w Polsce: Teksty z lat 1965–1969. Wybór. Nie będę jednak tutaj szczegółowo omawiał tego artykułu, ponieważ problematyką tradycji Stanisławskiego w Teatrze Laboratorium Grotowskiego zająłem się w innym miejscu24. Wspomnę zatem tylko, że jeśli chodzi o działalność Centro di Lavoro di Jerzy Grotowski – Workcenter of Jerzy Grotowski, o którym sam twórca powiedział, że „wyprowadzona jest ona z praktyk Gurdżijewa i […] z praktyk Stanisławskiego”25, to wiele materiału można znaleźć w książce Thomasa Richardsa At Work with Grotowski on Physical Actions. With a preface and the essay „From the Theatre Company to Art as Vehicle” by Jerzy Grotowski (Pracując z Grotowskim nad działaniami fizycznymi. Wprowadzenie oraz esej „Od zespołu teatralnego do sztuki jako wehikułu” Jerzego Grotowskiego)26 i w obszernym wywiadzie Lisy Wolford The Edge-point of Performance (Punkt graniczny przedstawienia)27.

Celowe wydaje się tutaj przywołanie i rozważenie nieznanych i niepublikowanych dotychczas wypowiedzi Grotowskiego o Stanisławskim i Meyerholdzie, a także o Juriju Zawadskim i o pobycie w ZSRR. Na przykład w cytowanej wcześniej dyskusji w redakcji „Tieatra” z 18 listopada 1976 roku powiedział:

„Stanisławski był w moim życiu bardzo ważnym odkryciem. W jednym z wywiadów, jakie udzieliłem w Polsce, powiedziałem: «To jest taka relacja jak z ojcem. Z początku buntujemy się, a potem chcielibyśmy zająć jego miejsce. Dążę do tego, aby być sobą samym. Ale gdyby nie było Stanisławskiego, byłbym inny».

Chcę jeszcze powiedzieć, dlaczego tak bardzo cenię Stanisławskiego. Cenię go za to, że do końca nie poddał się, kiedy wytyczono mu piękną dróżkę, żeby powrócił do MChAT-u. Wiedział, że trzeba dążyć do tego, aby wszystko oddać innym. Tak powinno być w życiu. Jednak Stanisławski był wciąż niezaspokojony: kiedy w sekrecie na zapleczu MChAT-u prowadził próby Tartuffe’a metodą prostych działań fizycznych, wielu spośród jego kolegów reagowało na to alergicznie, dlatego też został sam. Stanisławski zawsze wskazywał ważne zagadnienia. I według mnie – to jest bardzo osobiste, co powiem – był to jego najciekawszy okres. Wielkie odkrycia. Ale nie w tym rzecz. Przykład życia [jest najważniejszy]. On do końca nie spoczął”28.

Kilkuletnia praca nad Molierowskim Świętoszkiem zakończyła się publicznymi pokazami spektaklu pod tytułem Tartuffe w roku 1939, już po śmierci Stanisławskiego. Jako reżyserzy figurowali również Michaił Nikołajewicz Kiedrow29 (grał jednocześnie rolę tytułową) i Wasilij Osipowicz Toporkow (grał Orgona). Ostatni z nich opisał te próby w książce K. S. Stanisławskij na riepieticyi30. Jest to najważniejsze do dzisiaj źródło o pracy Stanisławskiego w późnym okresie jego życia, przede wszystkim o metodzie działań fizycznych. Publikację tę bardzo cenił Grotowski, często o niej mówił. Na przykład w trakcie pierwszego spotkania ze Szkołą Sztuki Dramatycznej pod kierunkiem Anatolija Wasiljewa 25 lutego 1989 roku w Pontederze: „Stanisławski napisał cały szereg książek, a dla mnie najciekawszym materiałem do Stanisławskiego jest Toporkowa Stanisławskij na riepieticyi. Jest to naiwna, prościutka książeczka, która daje obraz Stanisławskiego przy pracy”31.

Podczas moskiewskich studiów Grotowski widział realizację metody działań fizycznych w przedstawieniu Na dnie Gorkiego, w którym grał Toporkow32, a w jego domowej bibliotece pod Pontederą znajdowało się angielskie wydanie K. S. Stanisławskij na riepieticyi33. Jest wysoce prawdopodobne, że to właśnie dzięki jego sugestiom ukazały się przekłady tej książki w Stanach Zjednoczonych i we Włoszech. Powołuje się także na nią wielokrotnie Thomas Richards w przywołanej już tutaj publikacji.

W trakcie spotkania w Pontederze pojawił się również wątek podróży po Azji Centralnej. Ten pierwszy bezpośredni kontakt Grotowskiego ze Wschodem znany był dotychczas przede wszystkim z jego dwuodcinkowego artykułu Między Iranem a Chinami, który ukazał się na łamach „Dziennika Polskiego” z 9 i 22 września 1956 roku (część pierwsza: Prorok odchodzi z trzech pustyń…, część druga:Wieża Babel). Istnieje również kilka odwołań w jego późniejszych wypowiedziach. Wszystko inne było jednak bardziej konsekwencją domysłów i spekulacji niż wiedzy. Począwszy od daty pobytu i miejsc. W książce Grotowski i jego Laboratorium napisałem: „W lecie 1956 Grotowski odbył dwumiesięczną podróż po Azji Centralnej”34. Dzisiaj wiem, że było to błędne stwierdzenie, co zostało spowodowane brakiem jakichkolwiek informacji o dacie jego powrotu do Polski, jak i tym, że oficjalnie był on delegowany na studia do 1 września 1956 roku. Pomyłki tej nie zauważył zresztą sam Grotowski, którego poprosiłem o możliwie uważną lekturę maszynopisu książki. Jedyne, co wtedy znałem, to były wspomniane teksty z „Dziennika Polskiego”. Tymczasem w Pontederze Grotowski wyraźnie mówił o tym, że jego wyjazd do Azji Centralnej nastąpił nie po ukończeniu zajęć w GITIS-ie (jak sądziłem), ale w trakcie roku akademickiego, w drugiej jego połowie. Z pierwszego spotkania z zespołem Anatolija Wasiljewa dowiadujemy się znacznie więcej na ten temat.

Indeks Jerzego Grotowskiego, wówczas studenta Wydziału Reżyserskiego Gosudarstwiennego Institutu Tieatralnogo Iskusstwa im. Anatolija Wasiljewicza Łunaczarskogo (GITIS) w Moskwie w roku akademickim 1955/1956

W opublikowanym w marcu 1959 roku na łamach tygodnika „Ekran” artykule Mim i świat Grotowski pisze (słowo „pisać” należy traktować tu dosłownie, ponieważ wtedy jeszcze pisał on swoje teksty): „Podczas wędrówek po Azji Centralnej w 1956 roku, między starym turkmeńskim miastem Aszchabad a najbardziej wysuniętą na zachód enklawą gór Hindukusz, przygodnie spotkany stary Afgańczyk imieniem Abdullah zademonstrował mi tradycyjną w jego rodzinie pantomimę «całego świata». A potem, zachęcony moim entuzjazmem, zrelacjonował mit o pantomimie jako metaforze «całego świata».  P a n t o m i m a   j e s t   j a k   w i e l k i   ś w i a t   i   w i e l k i   ś w i a t   j e s t   j a k   o n a.  Wydawało mi się wówczas, że słucham własnych myśli. Przyroda – zmienna, ruchoma, a jednocześnie wiecznie jedyna – zawsze postaciowała się w mojej wyobraźni właśnie jako tańczący mim – jedyny i powszechny – ukryty pod migotaniem wielości gestów, barw i grymasów życia”35.

Latem 1996 roku, podczas jednego z naszych ostatnich nocnych spotkań (z 28 na 29 lipca w Pontederze), Grotowski powiedział, że skojarzenie to było właściwie hinduistyczne, a nie muzułmańskie.

Nadszedł moment, aby przypomnieć, zwłaszcza młodszym czytelnikom, przynajmniej najważniejsze zdarzenia z tak zwanej „wielkiej historii”, które rozegrały się w czasie pobytu Grotowskiego w Moskwie i jego wędrówek po Azji Centralnej.

26–29 grudnia 1955 – w Moskwie odbywa się IV sesja Rady Najwyższej ZSRR czwartej kadencji.

25 stycznia 1956 – premier Nikołaj Bułganin w liście do prezydenta Dwighta Davida Eisenhowera proponuje zawarcie układu o przyjaźni i współpracy między Stanami Zjednoczonymi i ZSRR.

14 lutego 1956 – w Moskwie otwarcie XX Zjazdu KPZR, przełomowego dla partii sowieckiej. W referacie sprawozdawczym KC Nikita Chruszczow występuje z trzema tezami: o pokojowym współistnieniu kapitalizmu i socjalizmu, o możliwości zapobieżenia wojnom, o formach przejścia różnych krajów do socjalizmu.

19 lutego 1956 – opublikowano dokument podpisany przez Komitety Centralne partii komunistycznych ZSRR, Włoch, Bułgarii, Finlandii oraz Polski stwierdzający, że rozwiązanie Komunistycznej Partii Polski (KPP) w 1938 roku było nieuzasadnione.

24 lutego 1956 – XX ZjazdKPZRuchwala rezolucję, aprobującą linię polityczną Komitetu Centralnego, przyjmując za podstawę działalności KPZRścisłe przestrzeganie leninowskich zasad kolegialności i demokracji wewnątrzpartyjnej.

25 lutego 1956 – XX ZjazdKPZRzakończył obrady, podejmując uchwałę w sprawie opracowania nowego programu partii.

27 lutego 1956 – Plenum KC KPZR wybiera prezydium i powołuje Nikitę Chruszczowa na stanowisko pierwszego sekretarza KC.

12 marca 1956 – w Moskwie zmarł pierwszy sekretarz KC PZPR Bolesław Bierut. Pogrzeb odbył się w Warszawie 16 marca.

6 kwietnia 1956 – w przemówieniu wygłoszonym na naradzie aktywu partyjnego Edward Ochab informuje o zwolnieniu z więzienia Władysława Gomułki i oczyszczeniu go z zarzutów działalności dywersyjnej, o zrehabilitowaniu generałów Józefa Kuropieski i Stanisława Tatara oraz o zwolnieniu z więzienia generała Mariana Spychalskiego.

1 czerwca 1956 – Prezydium Rady Najwyższej ZSRR zwalnia Wiaczesława Mołotowa ze stanowiska ministra spraw zagranicznych.

28–29 czerwca 1956 – Poznański czerwiec, w którym zginęło ponad siedemdziesiąt osób, kilkaset zostało rannych, ponad siedemset aresztowano, powoduje wstrząs w społeczeństwie (mimo blokady miasta i cenzurowania informacji o jego przebiegu).

30 czerwca 1956 – ogłoszono Uchwałę KC KPZR o przezwyciężeniu kultu jednostki i jego następstw.

Ostatnie znane mi listy Grotowskiego z podróży po Azji Centralnej datowane są 26 maja 1956 roku i zostały napisane w drodze z Taszkentu do wybrzeży Jeziora Aralskiego. Nie wiadomo, skąd i którego dnia Grotowski wrócił do Moskwy. W każdym razie już 29 maja zdaje pierwszy egzamin w GITIS-ie, a 16 czerwca kończy sesję letnią egzaminem z marksizmu-leninizmu. Prawdopodobnie pod koniec miesiąca wraca do Krakowa, a 7 lipca składa pisemną prośbę do władz macierzystej uczelni o przyjęcie na drugi rok Wydziału Reżyserskiego: „[…] po studiach w Moskwie, gdzie zostałem wytypowany przez krakowską PWST i uzyskałem ze wszystkich egzaminów (praktycznych i teoretycznych) ocenę celującą”36.

Podczas wakacji przygotowuje do druku kilka artykułów. Między innymi krakowski „Dziennik Polski” z 9–10 września 1956 roku, anonsując rozpoczynający się właśnie Miesiąc Pogłębienia Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, publikuje wypowiedź Grotowskiego zatytułowaną Jakie dostrzegłem zmiany w życiu kulturalnym ZSRR. Autor został przedstawiony jako „aktor Starego Teatru w Krakowie, który dzieli się z czytelnikami swymi obserwacjami o życiu kulturalnym w Związku Radzieckim, gdzie przebywał na studiach reżyserskich w Moskwie”37.

Grotowski przypomina o prawdziwej eksplozji twórczej w sztuce radzieckiej lat dwudziestych i na początku lat trzydziestych. Uwidacznia się tu jego fascynacja tym zjawiskiem: „Ludzie sztuki byli bezpośrednio inspirowani przez wydarzenia rewolucyjne, pisali dla rewolucji, z przekonania i tak jak rzeczywiście czuli, nie uciekając od problemów drastycznych. W tym okresie powstały takie dzieła, jak poemat Dwunastu Błoka, Konna armia Babla, Pluskwa i Łaźnia Majakowskiego, Cichy Don Szołochowa, poezje Achmatowej i satyry Zoszczenki; rewelacyjne w skali światowej konstruktywistyczne przedstawienia teatralne Meyerholda (wroga naturalizmu numer 1), inscenizacje Tairowa i Wachtangowa, najlepsze przedstawienia Stanisławskiego, filmy Eisensteina (Pancernik Potiomkin, Aleksander Newski), filmy Kuleszowa i wielu innych. W tym okresie kultura radziecka wykazywała niebywały dynamizm, krzyżowały się i ścierały ze sobą najrozmaitsze prądy – od naturalizmu do skrajnego formalizmu. Trwała ożywiona dyskusja kulturalna i – co najważniejsze – dyskutowano dziełami sztuki, a nie tylko słowami”38.

Dalej pisze o niezwykle trudnym okresie tej kultury i o jej najwybitniejszych przedstawicielach za czasów Stalina i Żdanowa. I wreszcie o początkach procesu odnowy po XX Zjeździe KPZR: „Przezwyciężenie następstw kultu jednostki stało się punktem zwrotnym. Było już doprawdy tak duszno, że bez dopływu świeżego powietrza sztuka musiałaby się udusić. Przychodzą powoli do głosu kryteria artystyczne i prawdomówność. Rehabilitowano Tairowa39, Meyerholda, Jasieńskiego, Babla, niestety, już nie żyjących. Umożliwiono swobodę twórczą Szostakowiczowi, Chaczaturianowi i innym. Wystawiono nie grane od lat satyry polityczne Majakowskiego, usunięto z galerii obrazy, które były dokumentem panegiryzmu”40.

Grotowski podaje inne jeszcze przykłady: wielkie powodzenie moskiewskiej wystawy francuskich impresjonistów, tłumy ludzi pragnących dostać się na zamknięte seanse filmów Chaplina czy filmów radzieckich powstałych po rewolucji, „poważne zainteresowanie dla śmiałych inscenizacji teatralnych Ochłopkowa”.

Jednak z perspektywy czasu najciekawsze wydają się jego rozważania o tym, co w dziedzinie kultury Polska i Polacy mają do pokazania w ZSRR: „Szacunku Rosjan nie zdobędzie się pokazując im plagiaty z ich własnej twórczości, względnie dzieła analogiczne do ich własnych, ale właśnie takie, które uderzyłyby obcokrajowca naszą specyfiką narodową. […] Błędne wydaje mi się również wysyłanie do Moskwy teatru warszawskiego z repertuarem realizmu krytycznego, podczas kiedy sami Rosjanie mają z tego okresu znakomite utwory, no i dysponują bezkonkurencyjną w tej konwencji grą aktorów. Na terenie rosyjskim prawdziwe zainteresowanie mógłby wzbudzić nasz repertuar romantyczny (nic podobnego do Dziadów czyKordiana nie było w literaturze rosyjskiej), a z późniejszych autorów na przykład Wyspiański, Szaniawski; i satyryczne teatry studenckie. […] W tej chwili moskwiczanie w każdej dziedzinie sztuki dostają towar wyborowy: najlepsze filmy zachodnie, przekłady w «Literaturze Zagranicznej» [«Innostrannaja Litieratura»], przyjeżdżają liczne zespoły zagraniczne, np. Komedia Francuska, zespół angielski z Hamletem, Teatr Narodowy z Jugosławii. Mieszkańcy Moskwy oglądali oryginały Galerii Drezdeńskiej, wystawy francuskie (warszawska w porównaniu z moskiewską była obrzydzeniem sztuki francuskiej), liczne wystawy chińskie i hinduskie, nie mówiąc już o zbiorach leningradzkiego Ermitażu. W tej sytuacji tylko to, co rzeczywiście cenne lub rzeczywiście dyskusyjne, może zainteresować radzieckiego odbiorcę, i tylko to powinniśmy wysyłać zagranicę”41.

W liście do Haliny Gryglaszewskiej, napisanym 1 grudnia 1955 roku w Moskwie, Grotowski wspomina o jednym ze swoich kolegów – Koreańczyku, studencie piątego roku reżyserii w GITIS-ie: „Zainteresowałem go Słowackim, być może wystawi u siebie w kraju na dyplom coś z naszych romantyków”42.

Niezwykła jest ta młodzieńcza fascynacja polskim romantyzmem u późniejszego reżysera Dziadów, Kordiana, Księcia Niezłomnego i Samuela Zborowskiego. Było w tym nawet coś więcej niż fascynacja: poczucie misji. Zastanawiające jest to, że właśnie praca nad Samuelem Zborowskim Słowackiego stanowiła punkt wyjścia do Apocalypsis cum Figuris, ostatniego dzieła teatralnego Grotowskiego i jego aktorów.

Po wielu latach profesor Kazimierz Grotowski tak oceni pierwszą zagraniczną podróż młodszego brata: „O ile pamiętam, pobyt w ZSRR był dla Jerzego wielką przygodą, częściowo zdominowaną przez poważną chorobę i w związku z tym podróż na południe, o której chętnie opowiadał”43.

O Juriju Zawadskim

Dopiero podczas nocnego spotkania w pokoju hotelowym w Modenie we Włoszech z 8 na 9 października 1989 roku Grotowski pierwszy raz rozmawiał ze mną o Juriju Zawadskim44, chociaż samo to nazwisko twórca Teatru Laboratorium wymieniał niewątpliwie wiele lat wcześniej. Po tym spotkaniu zanotowałem: „Zawadski mnie lubił. Prawdopodobnie spełniałem jego oczekiwania jako zadziorny polski szlachcic. On sam był przecież potomkiem zupełnie już zrusyfikowanych polskich zesłańców po powstaniu 1863 roku. Zawadski pokazał mi swoje ośmiopokojowe mieszkanie, wypełnione antykami, a przez okno dwa stojące na dole samochody i dwóch kierowców stale czekających na niego. Mógł wyjechać w każdej chwili, dokąd tylko zechciał. W pewnym momencie powiedział do mnie: «Popatrz na to wszystko. Ty przecież wiesz, jak mieszka się w Moskwie i jak żyje się u nas. Uwierz mi jednak, że nie warto»”.

Dla dwudziestodwuletniego wówczas Grotowskiego to była wielka lekcja, którą – jak twierdził – zapamiętał na całe życie. W tym miejscu przytoczę fragment wspomnienia Jerzego Jarockiego Przystanek Moskwa:

Emilia Grotowska, 1927

Emilia Grotowska, Tarnawa 1972

„Jurij Zawadski uważał się za ucznia Stanisławskiego i Wachtangowa. Okres świetności miał już za sobą, jednak w środowisku cieszył się specjalnym autorytetem i ciagle kręciło się wokół niego wiele pięknych kobiet. Znany był jego romans z Ułanową (wielką, genialną tancerką […]). Zawadski przychodził na wszystkie jej występy do Wielkiego Teatru (tak zwanego «Bolszoj») i w tym celu miał na stałe zarezerwowany fotel na parterze z wygrawerowanym swoim nazwiskiem na tabliczce. Mimo wieku był ciągle przystojny, dobrze ubrany, nienaganny w manierach i w miarę niezależny. W miarę, gdyż musiał co jakiś czas (co dwa lata, zdaje się), tak jak pozostali artyści, aktorzy i reżyserzy, poddawać się egzaminowi z marksizmu-leninizmu. Stawał przed wieloosobową komisją za zielonym stołem i odpowiadał na pytania.

Krążyła taka anegdota: Zawadski przesłuchiwany w latach pięćdziesiątych kolejny raz siedzi za stolikiem i jak zwykle bawi się, przebiera palcami wśród swego zbioru kolorowych ołówków, które uwielbiał – część z nich wszędzie nosił ze sobą. Z prezydium pada pytanie: «Jakie błędy Bucharina spowodowały jego wydalenie z Partii?». Cisza. Zawadski chwilę bawi się ołówkami, po czym zdecydowanie odpowiada: «To wiem. Proszę dalej, następne pytanie?». Nikt nie śmiał zakwestionować odpowiedzi. Zawadski zdał bez dalszych pytań. Jurek Grotowski, który wśród wszystkich kolegów zdecydowanie wyróżniał się swą inteligencją i erudycją, stał się wkrótce pupilkiem Zawadskiego. Mistrz dopuszczał go do komitywy podobnej do tej, którą cieszyłem się u Gorczakowa”45.

Według relacji Grotowskiego z roku 1989 to właśnie Jurij Zawadski uratował go z poważnej opresji: „Kiedy przyjechała do Moskwy komisja ideologiczna, na czele z profesor Zofią Lissą, ktoś zrobił na mnie donos za moje wypowiedzi na zajęciach o Meyerholdzie. Był to z całą pewnością ktoś z Polaków. Groził mi wilczy bilet, co byłoby równoznaczne z bardzo poważnymi konsekwencjami. Zawadski powiedział mi wtedy: «Musisz gdzieś przechować się i po prostu przeczekać, aż ta komisja wyjedzie». I tak było rzeczywiście. Dlatego przechowywałem się przez dwa miesiące u Jarockiego, w jego akademiku. Mieliśmy tylko jedno łóżko: jedną noc on spał na górze, a następną ja. Potem Zawadski pomógł mi w wyjeździe do Azji Centralnej, a właściwie sam mi go jakoś załatwił”46.

Zdaniem Jerzego Jarockiego autor przytoczonej opowieści nieco konfabulował. Niewątpliwym zmyśleniem były na przykład „opowiadania Jurka, że za jakąś wzmiankę na wykładzie o Meyerholdzie groziły mu prześladowania i za radą Zawadskiego musiał się przez dwa miesiące ukrywać u mnie […]. Jurek, owszem, nocował u mnie na Trifonowce od czasu do czasu, ale nigdy dłużej niż parę dni i zupełnie z innych powodów”47.

Andrzej Brzeziński, cztery lata starszy od Grotowskiego absolwent reżyserii w GITIS-ie (studiował również pod kierunkiem Jurija Zawadskiego), wyjaśnia: „Zawadski łączył zajęcia aktorskie z reżyserskimi. Jako mistrz miał dwójkę asystentów w randze docentów, którzy byli pełnoprawnymi, samodzielnymi «mistrzami» sztuki aktorskiej: Irinę Siergiejewną Wulf-Anisimową i Borisa Siergiejewicza [powinno być: Nikiforowicza] Dokutowicza. Ona była aktorką, on reżyserem-pedagogiem. To, co oni robili w sferze aktorskiej, było materiałem do systematyzowania wiedzy z dziedziny reżyserii”48.

Już kilka dni po przyjeździe do sanatorium w Bajram-Ali w Turkmenii, 9 kwietnia 1956 roku, Grotowski pisze do swoich „Drogich Mistrzów i Przewodników”: „Drogiego, Bardzo Drogiego Jurija Aleksadrowicza, Drogiej, Bardzo Drogiej Iriny Siergiejewny, Drogiego, Bardzo Drogiego Borysa Nikiforowicza”.

Następnego dnia, 10 kwietnia, Emilia Grotowska wysyła list z Krakowa do Moskwy:

„Wielce Szanowny Juriju Aleksandrowiczu!

Kilka dni temu otrzymałam list od mojego syna, już z Bajram-Ali. List ten jest pełen zachwytu i wdzięczności dla Pana, wielkiego artysty i szlachetnego człowieka.

Podróż do Bajram-Ali, wszystko to, co syn zobaczył, nadzieja na poprawę zdrowia w przyszłości – wszystko to zawdzięcza on Panu i odczuwa szczerą wdzięczność.

Z mojej strony proszę przyjąć głęboką wdzięczność i podziękowanie za wszystko to, co Pan wielkodusznie uczynił dla mojego syna”49.

Grotowski nigdy nie zapomniał o swoim nauczycielu. Pisał do niego listy, wysyłał książki. Spotkali się jednak dopiero dziesięć lat później: w maju 1965 roku na schodach Théâtre de Odéon w Paryżu. Ostatni raz widział Zawadskiego w jego moskiewskim mieszkaniu w 1976 roku. Uderzyło go to, że jeszcze kilka miesięcy przed śmiercią (Zawadski zmarł 7 kwietnia 1977 roku w Moskwie) ten stary i schorowany już człowiek bał się – zmienił głos i temat rozmowy, kiedy do pokoju weszła pielęgniarka. Potem z książki Eugenia Barby dowiedziałem się, że również i jemu Grotowski opowiedział o tym zdarzeniu. Z tym że Barba zapamiętał i zapisał jeszcze kilka innych szczegółów, o których zresztą i mnie Grotowski mówił. Dlatego też przytoczę tutaj tę relację Barby:

„[…] w roku 1994 w Holstebro Grotowski powrócił do tej postaci. Przez całą noc opowiadał mi o Zawadskim, wnuku polskiego szlachcica wywiezionego na Sybir po powstaniu styczniowym w roku 1863. W legendarnej Księżniczce TurandotWachtangowa (1922) zagrał rolę Kalafa. Był artystą znanym i uznanym. Znakomicie pracował z aktorami, natomiast jego przedstawienia mieściły się w najgorszej stylistyce reżimu i przyniosły mu liczne odznaczenia. Był nauczycielem surowym i łatwo wpadającym w gniew, zwłaszcza w stosunku do Polaków, jednak Grotowskiego darzył sympatią.

W GITIS-ie studiowało dwóch Mongołów. Pewnego dnia Zawadski przerwał lekcję doprowadzony do szału przez jednego z nich, który niezbyt dobrze rozumiał po rosyjsku. Siedział już w samochodzie, gotów do odjazdu, gdy delegacja studentów z Grotowskim na czele przyszła prosić, by został. Korzystając z pierwszej nadarzającej się okazji, Grotowski zbliżył się do niego i szepnął mu do ucha: «Powinien Pan mieć pretensję do tego drugiego Mongoła. To on donosi».

Podczas uroczystości zorganizowanej na zakończenie pierwszego roku czteroletniego kursu Zawadski niewiele się odzywał. Wzniósł tylko jeden toast «Za Jerzego Grotowskiego, który zrozumiał, jak długo należy pozostać w GITIS-ie». Po tym roku Grotowski faktycznie miał powrócić do Polski.

Zawadski uważał, że są pokolenia, które tworzą, i pokolenia, które dają świadectwo. Podczas oficjalnej ceremonii rehabilitacji Tairowa Grotowski zapytał go, kiedy przyjdzie czas na Meyerholda. Zawadski odpowiedział twardo: «Meyerhold był formalistą i kosmopolitą, którego zasłużone porażki ważniejsze są niż nasze największe zwycięstwa».

Jeden jedyny raz Zawadski zabrał Grotowskiego do swojego domu. Był tam długi rząd przestronnych pokoi wypełnionych antykami. W tym luksusowym mieszkaniu brak było czegokolwiek, co przypominałoby socjalistyczny reżim. Z wyjątkiem małej figurki Feliksa Dzierżyńskiego, Polaka, jednego z protagonistów rewolucji październikowej, twórcy i pierwszego szefa Czeka, tajnej policji, która dała początek NKWD, a następnie KGB. Porozumiewawczo wskazując na figurkę, Zawadski skomentował: «Jakby nie było, to Polak».

Następnie otworzył szufladę i pokazał mu paszport, dokument, którego w socjalistycznym kraju nikt nie posiadał: «Nawet jutro mogę jechać na Capri lub do Londynu, jeśli zechcę zobaczyć jakieś przedstawienie na West Endzie». Poprowadził Grotowskiego do okna i wskazał dwa duże, stojące w podwórzu samochody marki ZIM, z szoferami w środku. «Dniem i nocą, dzięki radzieckiemu narodowi, są do mojej dyspozycji. Przeżyłem potworne czasy i złamali mnie. Pamiętaj, Jerzy, nie warto. To jest owoc kompromisu».

Czterdzieści lat później w Holstebro Grotowski wspominał tamto wydarzenie jako moment zwrotny w jego życiu. Opowiadał, że ilekroć o tym myślał, scena ta jawiła mu się jak kuszenie Chrystusa przez Szatana, lecz è rebours, i zadawał sobie pytanie: czy bez tamtej sytuacji, bez tamtych słów potrafiłby wytrwać w Polsce? Zawadski stał się jego wielkim mistrzem.

Spotkanie przedstawicieli teatrów polskiego i radzieckiego w siedzibie Wsierossijskogo Tieatralnogo Obszczestwa (WTO) w Moskwie, 18 XI 1976: Andriej Droznin i Jerzy Grotowski

Spotkanie w siedzibie MChAT w Moskwie, z 18 na 19 XI 1976 roku: obok Grotowskiego ówczesny dyrektor tej sceny Oleg Jefriemow, w tle u góry popiersie Konstantina Stanisławskiego projektu N. P. Gawriłowa z 1936 roku

Spotkanie przedstawicieli teatrów polskiego i radzieckiego w siedzibie WTO w Moskwie, 18 XI 1976: Jurij Lubimow i Maria Knebel

Spotkanie przedstawicieli teatrów polskiego i radzieckiego w siedzibie WTO w Moskwie, 18 XI 1976: Jurij Lubimow, Maria Knebel, Gieorgij Towstonogow

Podczas spotkania w siedzibie MChAT w Moskwie, z 18 na 19 XI 1976 roku: Innokientij Smoktunowski zadaje pytanie Grotowskiemu

W roku 1976 cieszący się już sławą Grotowski odwiedził Moskwę ponownie. Poinformowano go, że Zawadski chce się z nim spotkać. Zawadski przebywał w szpitalu, nalegał jednak, by przewieziono go do domu. Czekał na Grotowskiego, leżąc w łóżku. Pokazał mu tłumaczenia książki Ku teatrowi ubogiemu, które kazał sobie przesyłać przez liczne rosyjskie ambasady. Wydawało się, że dzięki pracy Grotowskiego odnalazł sens w życiu. Lecz gdy do pokoju weszła pielęgniarka, natychmiast ściszył głos i zmienił temat. Jeszcze na kilka dni przed śmiercią bał się”50.

W przytoczonej relacji Eugenio Barby pojawiła się nieścisłość: to ostatnie spotkanie odbyło się pół roku przed śmiercią Zawadskiego, a niektórzy spośród jego bliskich znajomych twierdzili nawet, że to właśnie spotkanie z Grotowskim przedłużyło mu życie. Pojawia się też znamienny element autokreacji Grotowskiego poprzez pytanie: czy dałbym sobie radę i wytrzymał w Polsce, gdyby nie spotkanie z Jurijem Aleksandrowiczem w roku 1956 w jego moskiewskim mieszkaniu? Jasne jest, że w tym wypadku nie ma i nie może być jednoznacznej odpowiedzi, z czego akurat Grotowski doskonale musiał zdawać sobie sprawę.

Dwadzieścia jeden lat później: drugi pobyt w Moskwie

Od 16 do 19 listopada 1976 roku Grotowski przebywał w Moskwie, gdzie wziął udział w polsko-radzieckim sympozjum teatralnym kończącym III Festiwal Dramaturgii Polskiej w ZSRR. Samo sympozjum trwało dwa dni: 17 i 18 listopada. Obrady odbywały się w sali Wsierossijskogo Tieatralnogo Obszczestwa (WTO – Wszechrosyjskiego Stowarzyszenia Teatralnego) przy ulicy Gorkiego (obecnie Twerska), prowadzili je Michaił Cariow (przewodniczący Prezydium WTO)51 i Tadeusz Łomnicki. Grotowski przedstawił działalność Teatru Laboratorium w jego różnych okresach oraz program poszukiwań kulturowych. Jego wystąpienie ukazało się potem drukiem na łamach „Dialogu” pod tytułem Świat powinien być miejscem prawdy52. Na zachowanych zdjęciach anonimowego fotografa można zobaczyć przemawiającego Grotowskiego, obok niego tłumacz Andriej Droznin, obaj stoją. U sufitu zawieszone są wielkie kryształowe żyrandole, amfilada pokojów. Pośród siedzących można rozpoznać: Marię Knebel, Michaiła Cariowa, Jerzego Jarockiego, Olega Jefriemowa, Jurija Lubimowa, Tadeusza Łomnickiego, estońskiego reżysera Waldemara Panso, Konstantego Puzynę, Aleksandra Sztejna, Gieorgija Towstonogowa, za nimi drugi rząd, a w przejściu do następnej sali stoją młodzi, dla których zapewne nie starczyło miejsc. Sceneria przypomina obraz Grigorija Miasojedowa, przedstawiający improwizującego Mickiewicza w salonie księżnej Zinaidy Wołkońskiej53, który znajdował się zresztą przy tej samej ulicy Twerskiej, podobno w bezpośrednim sąsiedztwie.

Jedna z uczestniczek tego sympozjum, Jelena Chodunowa, tak opisała po latach reakcje na wystąpienie Grotowskiego: „Wywarło ono na słuchaczach ogromne wrażenie. Spora liczba osób była wręcz zafascynowana jego osobowością. Kiedy weszłam do gabinetu Michaiła Cariowa – przewodniczącego Prezydium WTO i zarazem przewodniczącego jury Festiwalu – i zapytałam, jakie wrażenie zrobiło na nim wystąpienie Grotowskiego, powiedział: «To prawdziwy kontynuator Stanisławskiego»”54.

Podczas tego pobytu Grotowski został również zaproszony razem z Jerzym Jarockim i Konstantym Puzyną do udziału w dyskusji w redakcji miesięcznika „Tieatr” oraz na indywidualne spotkania z zespołami artystycznymi MChAT-u i „Sowriemiennika”.

Właśnie wtedy odwiedził ciężko chorego Jurija Zawadskiego.

Raz jeszcze zacytuję tu Jelenę Chodunową:„Po drugiej wizycie Grotowskiego w Moskwie oczekiwaliśmy z niecierpliwością na opublikowanie jego wystąpienia. Ukazało się jednak zaledwie krótkie i bardzo ogólnikowe omówienie sympozjum oraz dwa zdjęcia («Tieatr» 1977, nr 5). Tekst ówczesnego wystąpienia Grotowskiego ukazał się drukiem dopiero w roku 1987 («Tieatr i żizń», nr 12 [powinno być: «Tieatralnaja żizń», nr 24]) pod tytułem Świat powinien być miejscem prawdy i zawierał tylko fragment poświęcony teorii, zginęło gdzieś pasjonujące wszystkich omówienie tak zwanego treningu”55.

Notatki z rozmów z Grotowskim

Z rozmowy telefonicznej z Carlą Pollastrelli, która przekazała mi informacje od Grotowskiego. Pontedera, środa 27 stycznia 1993, godz. 14.00:

1. „W czerwcu i lipcu 1993 roku będzie realizowany w Moskwie projekt grupy downstairs pod kierunkiem Toma [Thomasa Richardsa]56. W związku z tym Twój wyjazd do Moskwy57 nie powinien być w żadnym razie konkurencyjny wobec pobytu Toma”.

Moja odpowiedź była następująca: „W takim razie pokażę tylko filmy z okresu teatralnego, aby na swój sposób przygotować jego wizytę”.

2. „Wszystkie teksty Grotowskiego w Rosji ukazały się bez autoryzacji. Według jego własnych słów: «Są to przekłady-interpretacje. I tak przekład Performera po rosyjsku robi ze mnie ateistę»58.

Podczas spotkania zespołu Wasiljewa z Grotowskim w Vallicelle musiało być jakieś nielegalne nagranie. W związku z tym prośba Grotowskiego, aby sprawdzić, czy przekład w «Tieatralnej żizni»59 robi wrażenie wiernego tłumaczenia”.

3. „W tekście Fokina, którego polski przekład ukazał się ostatnio w «Notatniku Teatralnym»60, jest wiele pomyłek i nieporozumień”.

Ze spotkania z Grotowskim, Pontedera, od niedzieli 28 lipca do poniedziałku 29 lipca 1996, od godz. 20.00 do 4.00:

„Kiedy studiowałem w Moskwie, przyjechał Berman61. Miał wszędzie na rękach włosy, jak Stalin. Odbyło się wtedy spotkanie Bermana z polskimi studentami.

Wasiljew to świetny reżyser i bardzo ciekawy człowiek. Gdy opowiedziałem mu moją historię z Zawadskim, powiedział mi: «Nie wiedziałem, że Zawadski był tak wielkim pedagogiem».

Mój pobyt w Rosji jest teraz mitologizowany. Istotne było to, co powiedział mi Zawadski: «Jerzy, nie idź moją drogą. Nie warto».

Jeszcze w 1976 roku, kiedy odwiedziłem go, miał telefon podłączony do Breżniewa.

Potem naprawdę ważna była Azja Centralna i pobyt tam: w Turkmenistanie i Uzbekistanie. Ale kiedy pisałem wtedy o «pantomimie całego świata», to stało za tym skojarzenie hinduistyczne, a nie muzułmańskie”.

Warto dodać, że dzięki opublikowaniu listów Grotowskiego do Aliny Obidniak62 i do Ireny Jun wiemy już dzisiaj o jego pobycie w Azji Centralnej znacznie więcej niż kiedyś. Wiele jednak pozostało jeszcze do zrobienia. W pierwszej kolejności należałoby opracować i wydać materiały źródłowe istniejące dotychczas przede wszystkim po rosyjsku.

Listy Jerzego Grotowskiego z ZSRR, 1955–1956

Najwcześniejszy z trzynastu odnalezionych przeze mnie listów nosi datę 30 listopada 1955 roku, a jego adresatem jest Mieczysław Kotlarczyk, najpóźniejszy został napisany 29 maja 1956 do matki – Emilii Grotowskiej. Trzy pierwsze i ostatni zostały wysłane z Moskwy, jeden z Baku – podczas podróży do Azji Centralnej (wówczas Grotowski pierwszy raz leciał samolotem), sześć z różnych miejscowości znajdujących się w ówczesnej Turkmeńskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej (Bajram-Ali w oazie Murgab na pustyni Kara-kum), Uzbeckiej SRR (Czardżevskaja obłast, Buchara, Samarkanda) i Kazachskiej SRR (Aralsk, w drodze przez Kazachstan); aż jedenaście z nich to kartki pocztowe. Adresatów jest pięcioro: Emilia Grotowska, Halina Gryglaszewska, Irena Jun, Józef Karbowski i Mieczysław Kotlarczyk. Zachowało się po jednym liście do matki, Gryglaszewskiej, Karbowskiego i Kotlarczyka oraz dziewięć listów do ówczesnej studentki drugiego roku Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej imienia Ludwika Solskiego w Krakowie – Ireny Jun; w rozmowie ze mną aktorka stwierdziła, że nie było ich więcej. A zapytałem ją o to w związku z następującym wyznaniem, opublikowanym w poświęconym Grotowskiemu numerze „Notatnika Teatralnego” z 1992 roku:

„Okres najbliższej przyjaźni z Jurkiem został utrwalony w korespondencji, kiedy on studiował w Moskwie. Tam rozchorował się, przerwał studia i leczył się w Ałma Acie. A może znudziła mu się moskiewska solidna reżyseria? Mam stamtąd  k i l k a n a ś c i e  jego listów i kartek. Nie ma w nich osobistych tajemnic, ale uważam je za swój mały skarb, dotyczący tamtego okresu, i nie chcę ich publikować bez zgody Jurka.

Jurek nazywał mnie «Mówna». Listy zaczynają się od «Droga Mówno». Nigdy nie byłam specjalnie gadatliwa. Więc może dotyczyło to moich szczególnych, już wtedy widocznych sukcesów w recytacji”1.

Dzięki uprzejmości Ireny Jun, która udostępniła mi te listy do publikacji, możemy dzisiaj zapoznać się z tym jej „małym skarbem”, stanowiącym rodzaj nieomal dziennika podróży Grotowskiego po Azji Centralnej, a w każdym razie najpełniejsze obecnie źródło informacji o jego pobycie w Turkmenistanie i Uzbekistanie. Przy tej okazji wypada jednak sprostować dwa fakty: po pierwsze – Jerzy Grotowski nigdy nie dotarł do Ałma Aty (w jednym z listów sam pisze, że najdalej wysuniętą miejscowością na wschód podczas jego ówczesnej podróży był Taszkent), a po drugie – nie ma żadnych dowodów na to, że powodem wyjazdu z Moskwy do Azji Centralnej było „znudzenie moskiewską solidną reżyserią”, co sugeruje po latach adresatka listów.

Opublikowane tutaj listy Jerzego Grotowskiego stanowią zaledwie część korespondencji wysłanej przez niego do Polski w roku akademickim 1955/1956. Nie udało mi się odnaleźć innych jego listów do matki i brata – Kazimierza Grotowskiego, rektora krakowskiej PWST – Tadeusza Burnatowicza (w liście do Haliny Gryglaszewskiej z 1 grudnia 1955 roku czytamy: „Napisałem do niego dwa listy i szereg pocztówek. Nie dostałem odpowiedzi. Czy nie jest czasem chory?”), prorektora tej uczelni – Władysława Tęczy (do tej samej adresatki pisał: „W liście do prorektora T[ęczy] opisałem szereg spraw, które na pewno będą Panią interesować”)2 oraz wcześniejszego niż tutaj opublikowany listu (lub listów) do Haliny Gryglaszewskiej (o czym świadczyłby zwrot: „Zdaje się, że pisałem już Pani…”). W sprawie korespondencji z najbliższą rodziną napisałem list do profesora Kazimierza Grotowskiego, od którego otrzymałem następującą odpowiedź: „Niestety, nie ma tej korespondencji. Ja dostałem od Niego kilka kartek, ale ich już nie mam. Jerzy przeglądał papiery po śmierci Matki i przypuszczam, że swoje listy zniszczył. W Pontederze niczego nie znalazłem”3.

W niniejszej edycji listów poprawiłem błędną pisownię, przede wszystkim nazw geograficznych, na obecnie przyjętą.

Na końcu pragnę serdecznie podziękować Teresie Gabryś, profesor Halinie Gryglaszewskiej, Irenie Jun, Stanisławie Karbowskiej oraz profesorowi Kazimierzowi Grotowskiemu.

Najpierw tekst ten ukazał się w monograficznym „Pamiętniku Teatralnym” z 2000 roku4. Opublikowałem tam dziewięć listów. W roku następnym Lech Śliwonik w czerwcowym numerze miesięcznika „Scena” zamieścił dwa ostatnie listy Grotowskiego do Ireny Jun5. Wówczas poprosiłem adresatkę listów o oryginały i po skolacjonowaniu dołączyłem je do niniejszej publikacji. Już dziesięć lat wcześniej – w roku 1991 – w książce wydanej z okazji pięćdziesięciolecia powstania Teatru Rapsodycznego w Krakowie, opracowanej przez Danutę Michałowską, Jan Ciechowicz przytoczył fragment listu Grotowskiego do Kotlarczyka6. Wreszcie w lipcu 2007 roku – w zbiorach Kazimierza Grotowskiego, przechowywanych przez dwadzieścia pięć lat w jego stodole w Tarnawie – odnalazłem ostatni w tym zestawie list do Emilii Grotowskiej.

Mieczysław Kotlarczyk

1. Do Mieczysława Kotlarczyka

Moskwa, 30 XI 19557

Ukochany Panie Mieczysławie!

Myślę tutaj dużo o Panu i perspektywach Pańskiej pracy artystycznej. Żądny jestem choćby kilku słów na ten temat. Przesyłam bardzo dużo i bardzo serdecznych pozdrowień.

Jurek Grotowski

2. Do Haliny Gryglaszewskiej

Moskwa, 1 XII 19558

Pani Halino Najukochańsza!

Proszę sobie przedstawić taki obraz: olbrzymia baszkirska czapa zasłaniająca trzy czwarte twarzy, ręce w wielkich skórzanych rękawicach, płaszcz gruby i niżej kolan, nogi w potężnych buciorach o niepowiązanych oczywista – jak należy – sznurowadłach, włosy długie nieludzko wpakowują się aż na oczy, przysłonięte okularami. Ta wielka, niezgrabna, no i mocno dziwaczna istota krąży ulicami olbrzymiego miasta. Ulice szerokie, jak w Polsce całe place, pędzące stada aut, zatrzęsienie kolorowych neonów. Jest dopiero po godzinie szesnastej, ale ciemno zupełnie i z ciężkiego, obwisłego nieba sypią się garście śniegu. Naokół ludzie także powtulani i tupiący, oczy błyszczące, policzki pokrywają się czerwonymi plamami. Jest ponad trzydzieści stopni mrozu.

Tak jest. Zaskoczyliśmy właśnie czcigodnego, a zawsze nieoficjalnego, byłego prezesa Koła Naukowego9 w drodze do jego obecnego miejsca pracy. Teraz jest już, oczywista, w mieście. To znaczy blisko celu. Przedtem musiał wyjść z głębokiego bloku w podmoskiewskim osiedlu i polną drogą podreptać w stronę najbliższej stacji kolei elektrycznej. W chwili kiedy przechodzi przez tor, widzi z daleka olbrzymie, błyszczące, otoczone mrokiem, szybko pędzące „metafizyczne” oko. To nadjeżdża najbliższy pociąg. Były prezes, pełen powagi wynikającej z niegdyś pełnionych funkcji, w dzikim pędzie wpakowuje się do zapełnionego wagonu. Ruszają. Przez otwarte drzwi przesuwa się nizinny krajobraz. Jeszcze miesiąc ten pełen był niespotykanych chyba w Polsce barw: mieszanina bieli z soczystą zielenią to mieszane, brzozowo-świerkowe zagajniki.

Halina Gryglaszewska

Pociąg wjeżdża do Moskwy. Były prezes, z niezmienną powagą, winduje się na ziemię. W drodze wyszukuje w portfelu książeczkę z biletami do metro. Tutaj jest stacja metro Komsomolskaja, znana ze szczególnie bogatego wnętrza. Prezes wchodzi do przedsionka, przebiega obok automatycznych, a trochę dalej – żywych sprzedawców biletów, biegnie przez balaski, oddaje bilet, już jest na ruchomych schodach. W przelocie, wzrokiem pełnym żalu obrzuca sklepik z napojami chłodzącymi, oddział sprzedaży biletów do kin i do teatrów. Dzisiaj wisi na nim olbrzymi napis: „BILETY NA PRZEDSTAWIENIE HAMLETA W WYKONANIU LONDYŃSKIEGO ZESPOŁU PETER BRIUKA [Petera Brooka]”10. Ale już nie ma czasu. Kubuś Puchatek (ta nazwa wydaje się najstosowniejsza) biegnie szybko po schodach (zgodnie z przepisami: po lewej stronie), które poruszają się żwawo. Już jest na dole. Olbrzymia podziemna hala, pełna złotych i kolorowych ozdób, przypomina pałac, który zapadł się pod ziemię. Oczywista w stylu fin de siècle (jak się to pisze?). Tutaj jest błogosławione ciepło powietrzne, świeże i czyste, światło, jak w dzień, sączy się z ukrytych neonów i kandelabrów. W lecie, kiedy na ulicach panuje niesamowita spiekota, tutaj jest przyjemny chłód. Z obu stron z tunelów wypadają błyskawicznie pędzące długie pociągi. Miękkie ławki, drzwi automatycznie otwierają się i zatrzaskują, jedne przy drugich. Wjeżdżają na stację jeden–dwa [pociągi] na minutę. Potem, całe kołysząc się od nabieranej szybkości, wpadają w tunele. Jadą tak szybko, że ma się złudzenie lotu.

Tak, tak, zaplątał się Wasz Kubuś Puchatek daleko i to on chyba przypomina pijane dziecko we mgle, które naraz odczuło i dalekie strony, i tęsknotę za swoim krajem i bliskimi, i wielką metropolię, i wspaniałe niespodzianki albo rozczarowania nad jej sztuką, i dobry, pracowity naród radziecki i dziesiątki innych narodowości, z Chińczykami na czele, i upiło się tym wszystkim głęboko, aż do utraty tchu i świadomości.

A więc – przede wszystkim – powiedzmy coś o teatrach. Pierwszym jest oczywiście MChAT: wieża z kości słoniowej wielkiej masonerii stanisławszczyków. Mocno już jest ta wieża nadgryziona zębem czasu, a brak jakoś utalentowanych rekonstruktorów. Zapewne spektakle, które zrodziły się jeszcze pod ręką Stanisławskiego, noszą w [na] sobie niepokojące, ciekawe piętno jego indywidualności. Z takich przedstawień widziałem: Na dnie11, Błękitny ptak [Niebieski ptak]12, Trzy siostry13, Martwe dusze14, Gorące serce15.

Przy bliższym poznaniu okazuje się, że Stanisławski – wbrew temu, co twierdzą jego polscy wielbiciele – był śmiałym inscenizatorem, chętnie zapuszczał się w dziedziny ostrej groteski i fantastyki i nawet spektakle z okresu jego naturalizmu są śmiałe i ostre w barwach. Starzy aktorzy demonstrują również prawdziwie oszałamiający koncert gry, łączącej ostrą charakterystyczność z prawdą wewnętrzną. Młodzi [są] na ogół bezbarwniejsi i bardziej nieporadni od naszej prowincji. Na każdym kroku widzi się, że twórca teatru był jednak niezastąpiony.

Z innych teatrów bliżej poznałem, jak dotychczas, teatr Jurija Zawadskiego16 i teatr Obrazcowa17, z którym poznałem się osobiście, odbyłem parę pasjonujących rozmów i uczestniczyłem w kilku próbach. Ten człowiek jest geniuszem. Nie umiem innym słowem określić jego talent[u].

Oczywista zwiedziłem również Muzeum MChAT-u, no i dom Stanisławskiego. W [tym] ostatnim wypadku wrażenie silne, ale dziwne: na każdym kroku mieszkania, w którym oczekuje się, że z drugiego pokoju już, już wyjdzie Konstanty Siergiejewicz, poczucie chłodu, zimnego tradycjonalizmu, despotycznie przestrzeganego porządku. Tak. Teraz można uwierzyć, że ten człowiek do ostatniej chwili, o wyznaczonej godzinie, przeprowadzał aktorski trening. Tyle pamiątek! Tu na przykład drzwi, stare, średniowieczne z furtką, jakie kazał sobie wprawić, aby móc ćwiczyć jakąś rycerską rolę. Tam znów olbrzymia biblioteka, w której poczesne miejsce zajmują prace jego artystycznych wrogów. Trochę dalej, poza sypialnią, dwa pokoje jego żony: Liliny. Tutaj dopiero czuje się trochę ciepła, trochę jakiejś ludzkiej przytulności.

Zrobiłem ciekawe spostrzeżenie. W gabinecie Stanisławski urządzał niekiedy czytane próby z aktorami. Tutaj wykuwały się ostatnie zręby metody działań fizycznych. Stanisławski siadał na kozetce, aktorzy na miękkich krzesłach naokoło stołu. Wszystkie meble w tym pokoju były zawsze (i są) zakryte białymi pokrowcami. Otóż uniosłem je, aby zobaczyć, co [jest] pod spodem, i okazało się, że wszystkie krzesła miały wygnieciony jedynie brzeżek. Nigdy w życiu nie widziałem czegoś podobnego. A więc ten genialny despota takim szacunkiem, a zarazem przerażeniem napawał swoich wychowanków, że nie śmieli usiąść przy nim normalnie.

Jeżeli idziemy już śladami St[anisławskiego], to wspomnę, że byłem na jego grobie. Mieści się na cmentarzu wybitnych ludzi, obok tak zwanego Dziewiczego Klasztoru. Leżą tam również Gogol, Czechow, Zoja Kosmodemieńska [Kosmodiemjanska]18, no i wszyscy wielcy MChAT-owcy, z Kaczałowem, Niemirowiczem-Danczenką i innymi. St[anisławski] kazał naokoło swojego grobu (bez najmniejszego choćby pomnika czy płyty) zasadzić niewielki wiśniowy sad. I to żądanie spełniono. Na samym skraju sadu [znajduje się] piękny pomnik Niemirowicza-Danczenki, na nim wyrzeźbiona kobieca postać. Mądry i pełen wdzięku Don Juan poza śmierć wyniósł swoją słabostkę.

Zdaje się, że pisałem już Pani o wizycie w Galerii Tretiakowskiej, na hinduskiej i chińskiej wystawie19. Ostatnio byłem na wystawie francuskiej. Ze współczesnych wystawiony jest tu Picasso (do 1914), Fougeron20 i wielu innych. Czy pisałem coś na temat Galerii Drezdeńskiej?

Jak już Pani wie, żyję w prawdziwie międzynarodowym towarzystwie. W Szkole do kręgu bliskich znajomych przybyli jeszcze Persowie. W domu akademickim, w którym mieszkam obecnie (lepsze niż przedtem warunki: czterech ludzi wraz ze mną), mam sąsiadów Litwinów. Ponieważ imiona ich brzmią: Adas, Lutas i Donas, na wspólnej naradzie przechrzczono mnie na Juras (jest takie imię litewskie), żeby nie psuć „stylu” pokoju. Nowa Unia Lubelska, tylko na korzyść Litwinów. Są zresztą kulturalni i sympatyczni. Jeden rozumie, a jeden nawet płynnie mówi po polsku. Wszystko to są filmowcy, bo mieszkam w domu akademickim Instytutu Kinematografii. O piętro wyżej ode mnie mieszka Alina Ob[idniak]. Razem jest raźniej.

Nigdy nie przypuszczałem, jak silne są w człowieku cechy narodowe. Wyraźnie dostrzegam je u moich różnoplemiennych kolegów w Instytucie. Mój opiekun art[ystyczny], Zawadski, dba bardzo o wzajemne poznanie, każdy z nas musi opowiadać o swoim kraju, obyczajach, literaturze itp. Olbrzymi szacunek wywołują we mnie ludzie radzieccy. Ale godni podziwu są również Chińczycy. Wytrwali, inteligentni, nieludzko pracowici. No i każdy drobiazg biorą na serio, co w pracy wychodzi im na zdrowie. To jest trudne współzawodnictwo dla białych. Chińczycy to dzielni, godni powodzenia, skromni ludzie. W ogóle, jak się okazuje, mam słabość do skośnookich: zaprzyjaźniłem się serdecznie z Chinką z mojego roku i z Koreańczykiem z piątego roku reżyserii. Zainteresowałem go Słowackim, być może wystawi u siebie w kraju na dyplom coś z naszych romantyków.

Co dalej? Nauka w Szkole nadal na wysokim poziomie i bardzo ciekawa. Parę szczegółów odnoszących się do jej organizacji, a godnych, jak mi się wydaje, naśladownictwa, podałem już w liście do rektora Tęczy21, więc nie będę ich dzisiaj powtarzał.

Byłem na premierze nowej sztuki Pogodina Trójca na ugorach. To schematyzm zupełnie niepodobny do jego rewolucyjnej romantyki.

Byłem na próbie i na premierze nowej sztuki Sartre’a Lizzi mac Key [Lizzi Mak-Kej]22, nowej wersji Ladacznicy z zasadami, przygotowanej specjalnie dla Teatru J[urija] Zawadskiego. Reżyserowała mój pedagog Irina Anisimowa-Wulf. Sartre wracał właśnie z Pekinu i zatrzymał się w tej sprawie w Moskwie. Wbrew wszelkim przypuszczeniom okazał się niewielkim i b[ardzo] nieśmiałym człowiekiem, który ożywia się bardzo na dźwięk nazwiska niejakiego (o ile dobrze zapamiętałem) pana Huigniot. Pan H[uigniot], kiedy Sartre, jak się wyraża o sobie, nie był jeszcze Sartre’em, tzn. nie był sławny, w zamian za wydanie pierwszych jego prac uzyskał prawo [do] połowy dochodu od każdego jego utworu. Pan H[uigniot] jest nienasycony i to o mało [co] uniemożliwiło moskiewską premierę. Usłyszawszy o tym, Sartre biegał jak szalony, krzycząc: „Ja się na nim zemszczę, ja się na nim zemszczę straszliwie”. Okazało się, że zemsta polega na zrzeczeniu się dochodu od sztuki, bo wtedy i pan H[uigniot] dostanie połowę, tzn. nic. Ale ten miecz – jak widać – jest dość obosieczny.

Zdrowotnie czuję się nienadzwyczajnie, ale jakoś się trzymam. Ostatnio zagrypiłem się.

Bardzo ucieszyłem się Estradą Poetycką23. To już był czas, aby Pani dostała coś „naprawdę swojego” dla ujawnienia swego artystycznego programu. O Profesorze Tutce24 pisano mi z kraju (i opowiadał mi o nim Jarocki25) jako o bardzo ciekawym osiągnięciu artystycznym. To, jak i wieści o tym, że została Pani prorektorem26, sprawiło mi taką satysfakcję, jakbym sam odniósł najwspanialsze zwycięstwo. Wierzyłem, wierzyłem, wierzyłem w Panią, Pani Halino. I tak się cieszę!

Czekam niecierpliwie na wieści o Pani Mickiewiczu27 i o Lorce [Dom Bernardy Alba]28.

O „dzieci” nasze niepokoję się, boję się, żeby nie uwiędły w gadaniu i zbytniej pewności siebie. Takie zarodki można było dostrzec już poprzedniego roku. A z drugiej strony: są mi bardzo bliscy i stale serdecznie o nich myślę. Jest mi bardzo przykro, że nikt z nich nie zdobył się na opisanie mi, co robili na obozie i czym się zajmują obecnie. Myślę, że powinni zrobić to kolektywnie. A może jestem im już obojętny? Jeśli tak, to niech lepiej nie piszą. Pozdrawiam ich serdecznie. Jeśli można, to proszę im przeczytać ten list (oczywista wypuszczając miejsca, które uzna Pani za nienadające się do „publicznej kontemplacji”).

W liście do prorektora T[ęczy] opisałem szereg spraw, które na pewno będą Panią interesować.

B[ardzo] interesuje mnie Pani praca pedagogiczna na drugim roku. Cieszyłbym się, gdyby mi Pani coś dokładniej o tym mogła napisać.

B[ardzo] interesuje mnie, co się robi na reżyserii w Krakowie. Jeśli uda mi się dostać program mojego Wydziału, prześlę go Pani.

Niepokoję się, co z pracą P[odstawowej] O[rganizacji] P[artyjnej], Z[wiązku] M[łodzieży] P[olskiej]. Jak pedagodzy ustosunkowali się do obecnego trybu pracy?

Czekam na list, list od Pani jest dla mnie b[ardzo] ważny. Z dala od kraju wiele rzeczy docenia się podwójnie.

Dużo ucałowań, dużo b[ardzo] serdecznych ucałowań.

Jurek Gr.

P.S. Niepokoję się milczeniem rekt[ora] Burnatowicza29. Napisałem do niego dwa listy i szereg pocztówek. Nie dostałem odpowiedzi30. Czy nie jest czasem chory?

J.

P.S. B[ardzo] przepraszam za egzaltowany styl w niektórych miejscach. Niekiedy wydawał mi się niemal koniecznością.

J.

Zwracam uwagę na zmieniony adres:

Grotowskij Eżi

Moskwa

Sobinowskij pier[ieułek]

Dom 4

GITIS

3. Do Ireny Jun

Moskwa, 18 II [19]5631

Czcigodna Gusiu!

Ten blady słoń z dużą pupą (spójrz na drugą stronę kartki) to oczywista ja: zawsze „optymistyczny” i „naprzód”. Ale to nie zmienia postaci rzeczy, że nie napiszę do Ciebie listu, dopóki Ty tego nie zrobisz, bo tak głosi nasza umowa. Więc całuję Cię.

Jurek

P.S. Śnisz mi się ostatnio aż do bólu.

J.

Irena Jun, około 1955

4. Do Ireny Jun

[Baku, 2 IV 1956]32

Linia lotnicza Moskwa – Aszchabad (Azja Środkowa)

Właśnie przed chwilą wystartowaliśmy samolotem linii: Moskwa, (tu ląduje:) Stalingrad, Baku (Azerbejdżan – Kaukaz – Mała Azja), ponad Morzem Kaspijskim do Aszchabadu (Turkmenistan, Azja Środkowa). Stąd wyjadę koleją do Bajram-Ali, oazy w pustyni Kara-kum. W pustyni Kara-kum spędzę dwa miesiące, a następnie wrócę koleją przez Taszkent (w pobliżu Himalajów), wzdłuż rzeki Syr-daria (przez Uzbekistan i Kazachstan). W drodze do oazy z Aszchabadu będę jechał wzdłuż granicy perskiej. Bajram-Ali jest w pobliżu Afganistanu. Na razie nikt nie ma mdłości, tylko jakaś Francuzka zdjęła biustonosz. Całuję Cię.

Jurek Gr.

Józef Karbowski

5. Do Józefa Karbowskiego

Bajram-Ali – Oaza Murgab – Pustynia Kara-kum –

Turkmenistan– – Azja Środkowa, 14 IV [19]5633

Bardzo, bardzo kochany Panie Profesorze34,

dużo serdeczności i ucałowań

od Jurka Grotowskiego

Przed Pałacem Emira, oaza Murgab, Turkmenistan (Azja Centralna) 1956: Grotowski z dwoma kolegami

6. Do Ireny Jun

[Czardżevskaja obłast], 22 V 195635

Podróż przez pustynię dobiega końca. To nie była jedna pustynia, [lecz] dziesiątki pustyń o różnych twarzach: nieruchomych i zmiennych, w piaskach i gliniastych, porosłych wielbłądzią kolczatką i zupełnie pustych.

Pustyni mam już dość, od tego bezludzia w głowie się zawraca.

Zbliżam się do turgajskiej dżungli nad Amu-darią. Tygrysy, moskity, dziki olbrzymy.

J.

Jest taki żar, że jaja zakopane w piasku gotują się, a chleb piecze (tak robią Turkmeni).

7. Do Ireny Jun

Buchara, 23 V [19]5636

Mówno Na pół Obłąkana.

Piszę z hotelu. Mieszkam w ogólnym pokoju, moi sąsiedzi: Uzbecy, Rosjanie, Turkmeni, Kazachy [Kazachowie], Persowie, Tadżyki [Tadżycy], Afgańczycy, Kurdowie, Ormianie. Zaczynam dochodzić do wniosku, że jeśli w Bucharze dwa razy pod rząd zaczepić przechodnia, natrafimy na dwie narodowości.

Buchara, miasto b[ardzo] piękne i zupełnie Mówniaste, z minaretami w kształcie olbrzymich, rzeźbionych zapałek, z mauzoleami i meczetami, gdzie upadam na twarz z okrzykiem „il Allah”. To tak w fideistycznym kącie mojej duszy. Ale naprawdę jestem pozytywny jak gołąbek.

I bardzo, bardzo tutaj podoba mi się. Takim zakończeniem ze szkolnego wypracowania całuję Ciebie w nos, o Mówno!

Bączyński37

8. Do Ireny Jun

[Samarkanda, 24 V 1956]38

W drodze do Samarkandy.

Nad rzeką Zerawszan [Zeravszan], za miastem Kattakurgan.

Gusiu Przepiórcza.

Mijam pola bawełny. Przedtem były pustynie, a teraz ciągle trawy i trawy, na setki kilometrów różne barwy, gęstości i wysokości, ale trawy nieustannie (permanentnie), że czuję się zającem, a w każdym razie wegetarianinem plus przeżuwaczem.

Na północy wyłażą góry Nuratan, na południu, jak babki z chmur, najbliższe górskie pasma z kręgu Pamiru („Dachu świata”).

Ale w zasadzie wokoło równina i równina, i nagle takie gliniane, rozsypane pudełka od zapałek. To jest wioska ulepiona z gliny i niepalonej cegły. Dachy płaskie, nie widać płotów, wszystko czyste i zgrabne (a jakie dziewuchy, palce lizać). A teraz jestem w DŻUMIE. Tak się nazywa miejscowość.

J.

Okładka poświęconego Jerzemu Grotowskiemu numeru „Notatnika Teatralnego”, zima 1992, nr 4

9. Do Ireny Jun

[Samarkanda, 25 V 1956]39

Drugi dzień pobytu w Samarkandzie.

Gusiu Pełna Wyobraźni.

To, co widziałem w Samarkandzie, musisz sobie po kolei wyobrazić, a ja tylko wymienię tzw. fakty obiektywne. Mieszkam w nowym mieście, ale cały czas siedzę w starym, zamieszkałym przez Tadżyków, tj. Irańczyków Wschodnich. Na głowach mają zawoje różnobarwne i b[ardzo] pięknie udrapowane. Architektura b[ardzo] bogata i dla naszego oka niezwykła, typu irańsko-arabskiego. Byłem w meczecie na nabożeństwie (modlitwach) od pierwszego do ostatniego krzyku muezina40. Oczywista, musiałem zdjąć obuwie i ubrać czapkę, a potem stać twarzą do Mekki, jak prawowierni. Byłem w grobowcu-mauzoleum Tamerlana (Timura)41, władcy olbrzymiego państwa turecko-iracko-irańsko-tadżyckiego, ze stolicą w Samarkandzie. Kazał pochować się u stóp swojego mądrego nauczyciela. Gusiu, musimy wybrać stopy do swojego grobowca.

Odwiedziłem stare meczety, muzułmańskie szkoły duchowne, pałace i mauzolea. Niektóre mają do tysiąca lat. Wszędzie fantastyczny ogrom, bogactwo arabesek, ornamentów, mozaik – i ani jednej tematycznej, figuralnej kompozycji (islam zabrania), sama czysta abstrakcja, taki abstrakcjonizm plastyczny sprzed setek lat. Piękne, piękne, piękne. Dziś popołudniu chodziłem po starym muzułmańskim cmentarzu, ruina, pustka. A zaraz obok wielki architektoniczny kompleks „żywego szacha”. Zespół meczetów, w których według legendy pochowany jest święty brat Mahometa42 – wiecznie żywy i krążący pośród kopuł, bram i grobowców. Pośrodku mauzoleum czeka na niego pokój pełen dywanów i wygód, gdzie odpoczywa. Nie spotkałem go.

Ju.

Tadżycy b[ardzo] gościnni i serdeczni. Powiedz Buczackiemu43, że dopytywali się o polskich Tatarów.

10. Do Ireny Jun

[Aralsk], 25 V [19]5644

W drodze z Taszkentu do wybrzeży

Aralskiego Morza [Jeziora Aralskiego].

Wczoraj u podnóża gór Tien-szan

Wczoraj przekroczyłem granicę czasu. Kiedy w Krakowie jest godzina 12-sta, tutaj godzina 17-sta (przedtem 16-sta). Dziś rano przeciąłem rzekę Syr-daria. Drugą (obok Amu-darii) rzekę z tych, jakie kiedykolwiek widziałem. W Taszkencie najdalszy wsch[odni] punkt podróży. Teraz jadę na południowy-zachód, tzn. zbliżam się do Ciebie, o Mówno – zaraz za Taszkentem wyjechałem z Uzbekistanu. Jadę wzdłuż rzeki Syr-daria (nie przy samych brzegach), przez środkowy Kazachstan. Znowu setkami kilometrów pusta przestrzeń: na pół step, na pół pustynia, porosła niską trawą, upstrzona „polami” soli. Od czasu do czasu kazachski auł, domy z niepalonej cegły, wielbłądy, konie, to znów pogrążone w wodzie (tak trzeba) pola ryżowe. Znowu przekroczyłem granicę czasu (w tej chwili). Różnica naszych czasów zmniejszyła się i wynosi 4 godziny. Mówno, czasie mojego serca i obu nerek. Ściskam Cię.

J.

Grotowski wierzchem na wielbłądzie, pustynia Kara-kum, niedaleko Wału Abdullaha (Azja Centralna), 1956

11. Do Ireny Jun

W drodze przez Kazachstan, 26 V [19]5645

Już trzeci dzień i dwie noce jadę na półn[ocny]-zach[ód] ku wybrzeżom Morza [Jeziora] Aralskiego. Wczoraj jeszcze upał był straszny, walił w głowę jak tępym młotem. Dzisiaj obudziłem się w chłodzie, powietrze ostre, zimne. Zapewne to jeszcze rano i w dzień będzie cieplej. Tym niemniej wyjechałem już z klimatu podzwrotnikowego. Krajobraz monotonny: step – pustynie, czasem ryżowe pola, muły, brzegi Syr-darii. Wczoraj mijałem ruiny starych meczetów i pałaców.

Za godzinę wybrzeża Aralskiego Morza [Jeziora Aralskiego]. Mówno! Cha! Mówno! Jedźmy! Nikt nie woła!

Emir Bączyński

P. S. Ucałuj ode mnie gorąco całą rektorską trójkę. Powiedz im, że wkrótce wyślę list.

12. Do Ireny Jun

26 V [19]5646

Gusiu, Biała Damo!

Przeklęta. Śnisz mi się nieustannie. Dzisiaj zasnąłem w ciągu dnia i widziałem Cię, jak kłóciłaś się z Głoskowskim47, który nie chciał karmić wielbłąda przywiezionego przeze mnie z Azji. Byłem rozrzewniony troską i miłością, z jaką odnosiłaś się do mojego wielbłąda, i oburzony postawą Głoskowskiego, który nie tylko, wbrew obietnicom, nie napisał ani słowa, ale jeszcze głodzi mojego wielbłąda pieszczocha.