Jedna czwarta wróbla - Gaba Krzyżanowska - ebook

Jedna czwarta wróbla ebook

Krzyżanowska Gaba

4,4

Opis

Zaczyna się od biegania po śniegu bosymi stopami i wielkiego ognia przepełniającego ciało bohaterki, która bardzo chce zajść w ciążę. A potem jest o ciąży, o cholernie trudnych miesiącach, podczas których jedynym momentem, w którym Gaba czuje, że ma kontakt ze swoim dawnym ja, jest ten, kiedy robi siku. To bliskoskórna, a jednocześnie refleksyjna proza - o byciu wykończoną i wkurwioną, o byciu nie-sobą i jednocześnie o byciu całym światem: żywym i w kółko się odradzającym. I o kupie też jest ta proza - ludzkiej i zwierzęcej. I o martwych pszczołach, które żuje jeż. I w ogóle - jest to proza niby o tu i teraz, ale jednocześnie o zawsze i wszędzie. Czyta się ją z pełnym zaangażowaniem w cielesne doświadczenia bohaterki, jej przemiany w pra-matkę, prawie-matkę, przyszłą matkę, matkę rodzącą, matkę karmiącą i matkę, której instynkt podpowiada, żeby swoje nowonarodzone dziecko pollizać.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 134

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (41 ocen)
26
10
2
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
JoannaPytlarczyk

Nie oderwiesz się od lektury

Dobra książka.
10
pielegniarkaangela21

Nie oderwiesz się od lektury

Tak właśnie wygląda ciaza i poród bez lukrowania. polecam
00
milunanai

Nie oderwiesz się od lektury

Nowoczesna powieść, która nie jest kolejnym słodkim obrazem macierzyństwa, lecz pokazuje trudy macierzyństwa, zmagania i zmęczenie sytuacją. Świetna. Polecam.
00

Popularność




Gaba Krzyżanowska, Jedna czwarta wróbla, Kraków 2022
Copyright © by the Author, 2022 Copyright © for this edition by Wydawnictwo Ha!art, 2022
Redakcja serii Piotr Marecki
RedakcjaMarta Syrwid
KorektaAnna Sikierska | www.pracowniabezkropki.pl
Projekt okładki Bolesław Chromry
Projekt typograficzny, skład i łamanie, korekta By Mouse | www.bymouse.pl
505. publikacja wydawnictwa
Wydanie I
ISBN 978-83-66571-71-6
Wydawnictwo Ha!art ul. Konarskiego 35/8, 30-049 Kraków tel. 795 124 [email protected]
Konwersja:eLitera s.c.

Seria prozatorska pod redakcją Piotra Mareckiego

• Jerzy Franczak, Trzy historye

• Sławomir Shuty, Bełkot

• Łukasz Orbitowski, Szeroki, głęboki, wymalować wszystko

• Piotr Cegiełka, Sandacz w bursztynie

• Sławomir Shuty, Cukier w normie

• Michał Palmowski, Przygody Hiszpana Dete

• Michał Witkowski, Lubiewo

• Marta Dzido, Małż

• Marian Pankowski, Rudolf

• Maciek Miller, Pozytywni

• Ewa Schilling, Głupiec

• Adam Wiedemann, Sceny łóżkowe

• Jan Dzban, Dentro

• Piotr Szulkin, Socjopatia

• Marian Pankowski, Bal wdów i wdowców

• Jerzy Nasierowski, Zbrodnia i...

• Piotr Czerski, Ojciec odchodzi

• Maciek Miller, Zakręt hipokampa

• Łukasz Orbitowski, Horror Show

• Joanna Pawluśkiewicz, Pani na domkach

• Joanna Wilengowska, Zęby

• Marta Dzido, Ślad po mamie

• Jan Krasnowolski, Klatka

• Marian Pankowski, Pątnicy z Macierzyzny

• Hubert Klimko-Dobrzaniecki, Raz. Dwa. Trzy

• Michał Zygmunt, New Romantic

• Joanna Pawluśkiewicz, Telenowela

• Jerzy Franczak, Przymierzalnia

• Wojciech Bruszewski, Fotograf

• Krzysztof Niemczyk, Kurtyzana i pisklęta

• Sylwia Chutnik, Kieszonkowy atlas kobiet

• Juliusz Strachota, Cień pod blokiem Mirona Białoszewskiego

• Natalia Rolleczek, Drewniany różaniec

• Marian Pankowski, Niewola i dola Adama Poremby

• Maciek Miller, Cockring

• Dominika Ożarowska, Nie uderzy żaden piorun

• Ewa Schilling, Codzienność

• Marian Pankowski, Tratwa nas czeka

• Piotr Szulkin, Epikryza

• Jerzy Franczak, NN

• Sławomir Shuty, Jaszczur

• Darek Foks, Kebab Meister

• Tomasz Pułka, Vida Local

• Ziemowit Szczerek, Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian

• Wojciech Bruszewski, Big Dick. Fikcja dokumentalna

• Jan Krasnowolski, Afrykańska elektronika

• Daniel Kot, Kierunkowy 22

• Marian Pankowski, Nastka, śmiej się! Opowiadania

• Sławomir Shuty, Dziewięćdziesiąte

• Łukasz Orbitowski, Horror Show [wyd. II popr.]

• Joanna Dziwak, Gry losowe

• Søren Gauger, Nie to / nie tamto

• Maciej Bobula, Katarzyna Gondek, Adam Miklasz, Aleksander Przybylski, Michał Zantman, Bękarty Wołgi. Klechdy miejskie

• Ziemowit Szczerek, Siódemka

• Juliusz Strachota, Relaks amerykański

• Flash fiction. Antologia

• Dariusz Orszulewski, Zjednoczone Siły Królestwa Utopii

• Stanisław Czycz, Nie wierz nikomu. Baza

• Konrad Janczura, Przemytnicy

• Maciej Piotr Prus, Przyducha

• Marta Dzido, Frajda

• Olga Hund, Psy ras drobnych

• Juliusz Strachota, Turysta polski w ZSRR

• Jakub Michalczenia, Gigusie

• Anna Mazurek, Dziwka

• Natalka Suszczyńska, Dropie

• Antonina Kardaś, Czernucha

• Aleksandra Wstecz, Kwiaty rozłączki

• Jarek Skurzyński, Zrolowany wrześniowy Vogue

• Zenon Sakson, Zaczarowany uber

• Sławomir Shuty, Historie o ludziach z wolnego wybiegu. Pasty i skity

• Maciej Topolski, Niż

• Jakub Michalczenia, Korszakowo [wyd. II popr. i uzupeł.]

• Maciej Piotr Prus, Wyspa i inni ludzie

• Jan Dzban, Dentro De Luxe

• Anna Sudoł, Projekt

• Sławomir Shuty, Bełkot [wyd. II popr.]

• Jaga Słowińska, Czarnolas

• Sławomir Shuty, Cukier w normie [wyd. III popr.]

• Sławomir Shuty, Nowy wspaniały smak

• Marian Pilot, Dzikie mieso

• Soren Gauger, Imitacja życia

• Mateusz Górniak, Trash Story

• Gaba Krzyżanowska, Jedna czwarta wróbla

I

Zima 2018

Biegnę. Nagie stopy nie odciskają się w śniegu, nie pozostawiają stopionych śladów. Muskają ponowę i już są dalej.

Bieganie bosymi stopami po śniegu staje się jednym z moich ulubionych wieczornych rytuałów. Najtrudniejszy jest pierwszy kilometr, kiedy ścinający tkanki mróz zakrada się przez podeszwy stóp do kostek, łydek i ud. Ale w końcu krew zaczyna płynąć szybciej i dociera do czubków palców, rozgrzewa zakamarki ciała. Wydaje mi się wtedy, że stopy płoną. I już biegnę nie po śniegu, ale po ogniu.

Czuję się silniejsza niż kiedykolwiek. Podczas zimowych biegów wymyślam możliwe scenariusze mojej przyszłości. Monumentalne, egzaltowane, bezwstydne – na szczęście dostępne tylko dla mnie. Nagle myśl się urywa – płomień w stopach ją przeciął.

Potrzebuję tego ognia pod stopami. Ale czuję silnie, i coraz silniej, że potrzebuję też ognia w brzuchu. Może nie ognia, ale ognika, który się tam zagnieździ na jakiś czas. Na samym początku pokażę mu – lub jej – jak się biega boso po śniegu. Jak czerpać przyjemność z zatapiania nagiej stopy w błocie, jak nią strącać rosę i jak brodzić w rzece. Ciężarna ja będzie silniejsza niż dowolna ja kiedykolwiek wcześniej i kiedykolwiek później. Już teraz jest rozpalona drugim życiem, które dopiero może nosić w sobie.

Wszystko we mnie chce być w ciąży.

12 listopada 2020

W którym miejscu zacząć? Gdzie wskazać początek ludzkiego fraktala? Czy da się wyłuskać początek historii, która nie ma początku? Linearne sięganie wstecz – płacz dziecka, dwie kreski, decyzja, pierwsza randka, rodzice, dziadkowie, przodkowie, zejście z drzewa, z łusek – włosy, pełzaki, prazupa, wielki wybuch – jest banalne i nieprawdziwe. Nie będzie więc linearnie, bo nigdy nie było.

Grudzień 2018

Męski wypad, więc idę i ja. Filip mówi nam przy pierwszym piwie, że będą mieli ze swoją narzeczoną dziecko. Szok. Zaczęło się. Zaczęło się. Rodzenie Dzieci. Tworzenie Rodzin (takich z ludzkim, a nie kocim potomstwem).

Adam zwija się do domu wcześniej, ale ja zostaję na wieczorne picie wódki tu i tam. Wracam w środku nocy z przyjacielem i to na niego spada moje pijackie gadanie. Wygłaszam tyradę o tym, że też chcę dziecko, że muszę. A przyjaciel bez żadnego krygowania się przekonuje, że mi się to dziecko po prostu należy. I że powinnam napierać na męża. Wcześniej w głowie mi się nie mieściło takie prostackie zagranie, jak wejście w rolę żony, która ma tę drogą i niepraktyczną fanaberię: dziecko.

Wracam do domu. Budzę Adama nad ranem i – nie mogąc opanować pijackiej czkawki – stwierdzam, że dosyć tego. Że ci sobie zrobili, tamci też sobie zrobili, i ja też chcę. Dwadzieścia siedem lat, w małżeństwie od czterech, wreszcie ze stabilnym źródłem utrzymania i miejscem do życia... bla bla bla.

Dramatycznym gestem wskazuję przy tym na dwa króliki, które umieściliśmy w wygrzebanej ze śmietnika klatce dla dziecka (podobno ten mebel nazywa się łóżeczkiem).

– Najwyższy czas na dzieciaczka – oświadczam nad ranem, tuż przed świtem. A Adam po prostu się zgadza.

– Niech będzie, przygoda! – mówi.

Czerwiec 2018

Jeden z początków ma miejsce siedem miesięcy wcześniej, kiedy przygarniam króliki. Po prostu są w rodzinnym gospodarstwie, więc pytam siostrę cioteczną, czy wuj zauważy, jeśli mu znikną, powiedzmy, dwa.

– Nie, nie zauważy, te króliki stale giną, różne są z nimi historie... – rzuca.

O trzeciej w nocy poprzez gęstą mgłę zakradam się do gospodarstwa i podbieram rodzinie dwa króliki. Nie wybieram, biorę pierwsze z brzegu. Mój instynkt zbieracza zwierząt już od dawna miał je na celowniku. Udawało mi się dotychczas ten instynkt uciszać, powtarzałam: „nie kupuj królika, nie wolno robić zachcianki z żywej istoty”. No, ale tutaj one wszystkie pewnie i tak skończą jako pasztet, więc mam jakieś usprawiedliwienie dla swojego postępowania. Jadą ze mną do domu. Są tycie, tycie.

Styczeń 2019

Królica Pinky się roztyła i zrobiła ociężała. Raz po raz biorę ją, wielką i ciepłą, na ręce.

Dopiero kiedy nagle smukleje, zaczynam podejrzewać, że za jej monstrualne rozmiary odpowiedzialna była ciąża. Nawet pućki jej oklapły.

Przeglądam wszystkie zakamarki i na dnie dziecięcego łóżeczka znajduję wyścielone puszystą sierścią gniazdo, a w nim kłębowisko nagich królicząt.

19 marca 2019

Króliki pewnie też nie potrafiłyby wskazać początku. Mnożą się jak w koszmarnym śnie – zetkniesz ze sobą dwa, a te rozpadają się na kilka mniejszych, które – znów zetknięte ze sobą – rozsypują dookoła kolejne. Aż w końcu w nich toniesz. Zresztą na jawie nie jest lepiej. Mimo że skutecznie je odseparowałam (jeden w dużej klatce, a drugi w łóżeczku), Pinky i tak znów jest w ciąży. A ja ponownie odkrywam to dopiero po tym, jak ciałko jej zmalało i wygryzła sobie futro z cycków. W łóżeczku osiem nowych golasków. Do tej pory trzymaliśmy to łóżeczko na tarasie, ale kiedy temperatura spada do minus dziesięciu, króliki lądują w domu i dostają własny pokój. Pokój dziecięcy.

Wypuszczam wszystkie młode, obserwuję ich skoki. Starsze pokolenie hasa, młodsze nawet jeszcze nie pełza. Głaszczę Pinky i choć nie jestem w ciąży ani nie mam dziecka, czuję nowy rodzaj bliskości z nią. Teraz, gdy leży pośrodku pokoju i znosi dokazywania swojego potomstwa, jest taką miniaturową wersją mnie patrzącej na nią i na jej dzieci.

A może jest jeszcze inaczej? Bo jest między nami dystans. Czuję w pustym brzuchu, że ten królik wie coś, czego ja nie wiem.

2 kwietnia 2019

Jest drugi kwietnia, ósma rano. Karmię kota, idę sikać, włączam komputer i zabieram się do pracy. Patrzę przez okno. Wierzby pylą, pszczoły je oblatują. Ale trzeba zaczekać jeszcze trochę, aż będzie cieplej, żeby zrobić w ulach wiosenny przegląd.

Tymczasem moje ciało jest już w ciąży, ale głowa jeszcze o tym nie wie. Jeszcze nie... jeszcze... o, teraz już wie. Test zrobiony podczas sikania właśnie wskazuje dwie kreski. Obie są całkiem wyraźne. Zapamiętuję datę – drugi kwietnia.

Patrzę na tani test z Rossmanna i zaczynam popadać w rozpacz. Choć planowałam ciążę od miesięcy, jestem na nią kompletnie nieprzygotowana: nie mam pudełka z maleńkimi bucikami ani w ogóle żadnego innego pomysłu na przekazanie wieści mężowi. A przecież mieliśmy umowę – kiedy się dowiem, że jestem w ciąży, nie powiem po prostu: „o, patrz, ciąża”, ale zrobię to w wymyślnie tandetny sposób. Na przykład dam mu brokatową kartkę okolicznościową ze śpiącym bobasem. No, ale nie – nie przygotowałam się do tego. Do sklepu daleko, materiałów nie mam. Adam obudzi się pewnie za godzinę czy dwie, a ja usiądę obok niego i po prostu powiem: „Cześć Adam, zrobiłam test ciążowy. Wyszły dwie kreski, jestem w ciąży. Nieźle, nie?”. No i wielka szkoda, że nie zrobiłam testu dzień wcześniej, w prima aprilis.

Otwieram kolejne programy, szykuję się do pracy, kawa bulgocze. Czy powinnam coś poczuć w związku z formującym się we mnie życiem? Tak naprawdę doświadczam tylko widoku testu ciążowego, czyli skropionego sikami kawałka plastiku. Za osiem miesięcy utonę w pieluchach. Podobno. Takiego zwrotu używają: „tonąć w pieluchach”. Sprawdzam maile, ale nie mogę się skupić, bo przypominam sobie wszystkie grzechy, które ostatnio popełniłam. Postanawiam je spisać, żeby potem się z nich wyspowiadać u ginekologa. A więc: ile alkoholu wypiłam w ten weekend? Sporo. Głowa mnie potem bolała, to wzięłam aspirynę. I nifuroksazyd, kiedy mnie zemdliło po pieczonych ziemniakach. Co prawda Adam zapewniał, że wszystko z nimi w porządku, ale ja nie chciałam wierzyć.

Kolejna rzecz: dwa tygodnie temu zrobiłam sobie nowy tatuaż. Namówiłam dziarającą koleżankę, żeby przyjechała do mnie, zaprojektowała cokolwiek i naniosła na skórę. W żadnym profesjonalnym studio, ale oldskulowo u mnie – w kuchni, na blacie. Tylko że koleżanka śpieszyła się na pociąg. Projekt nie został ukończony i trzeba jeszcze nanieść poprawki. Więc czy to będzie możliwe, skoro ciąża?

Patrzę do internetu. Ktoś inny już zadał to pytanie i zalała go fala hejtu. „Co za debilka! Oczywiście, że nie wolno się tatuować w ciąży. Można zaszkodzić dzidzi!”. No cóż, jeśli tatuaż ma zaszkodzić dzidzi, to szkoda już dokonana. Niewykluczone, że urodzi się od stóp do głów wydziarana.

I jeszcze ból jajnika... Miałam się zgłosić do ginekologa w tej sprawie. Między innymi przez ten ból od kilku dni lecę na pyralginie. Czy jeśli mam na jajniku jakąś narośl, to będzie można ją usunąć bez szkody dla ciąży? Internet twierdzi, że objawy są jednoznaczne – nie jest to co prawda rak, ale ciąża pozamaciczna. Ból wynika z tego, że jajeczko zagnieździło się w jajowodzie. I to się w ogóle nie powinno nazywać ciążą, bo ciąża jest wtedy, kiedy się zagnieździ w macicy. Lekarz to usunie, ale nie mogę zwlekać. Jeśli będę, zarodek obumrze i zabije również mnie. I tak, teraz robi mi się smutno, przykro. Wiedziałam, że nie ma co się cieszyć. Wiedziałam, że się nie uda.

I Adam też to wiedział, bo choć był to dopiero czwarty miesiąc od odstawienia antykonceptów, żadne z nas nie sądziło, że zajdę w ciążę. Zachodzą przecież te, które nie chcą. A te, które chcą, rozmnażają króliki w dziecięcych łóżeczkach i pikietują pod sejmem w sprawie refundacji in vitro. Ciocia mówiła, że po antykonceptach to i przez kilka lat można mieć problem. Przez pierwszy rok będę racjonalizować, że to normalne, że nie od razu się zachodzi. A potem zacznę się robić coraz smutniejsza, i coraz bardziej będę pragnąć dziecka, i dołączymy z mężem do tych filmowych par, które uprawiają seks zgodnie z kalendarzem i zegarkiem, a nasza dieta będzie podporządkowana prokreacji, i będę przygotowywać pokoik dla dziecka, i ten pokoik będzie zawsze pusty, a ja będę stawać w otwartych drzwiach i patrzeć na przygotowaną kołyskę z zawieszonymi nad nią dziecięcymi zabawkami. A zamiast w pieluchach, utoniemy w długach przez kredyty na madryckie kliniki leczenia niepłodności.

Wychodzę z internetu. Zwariować można.

Dźwięk otwieranych drzwi.

– Cześć Adam...

– Mmhmrbm...

– Zrobiłam test ciążowy. Wyszły dwie kreski, jestem w ciąży. Nieźle, nie?

– Czekaj... to dziś jest prima aprilis?

3 kwietnia 2019

Zalewam Adama niepokojem biorącym się z tu i teraz: boli mnie podbrzusze, więc pewnie źle się zagnieździło i wkrótce umrę, a jak nie ja, to i tak na pewno umrze dziecko, to znaczy embrion.

Wizyta u lekarza za dwa dni. Ginekolodzy zawsze pytają o datę ostatniej miesiączki. Zacinam się wtedy, zamyślam i w końcu rzucam datą na chybił trafił. Jestem najgorszą menedżerką własnej macicy. Nie zapisuję skrupulatnie, kiedy krwawię, bo naiwnie zakładam, że do menstruowania nie trzeba zbierać danych.

Tym razem postanawiam się przygotować na to pytanie i przy pomocy wyszukiwarki w Messengerze odnajduję w rozmowach z Adamem słowo „kurwa” – dni, w których jest go najwięcej, to daty miesiączek. Z tego, co widzę, wynika, że ostatnia zaczęła się pierwszego albo drugiego marca. Zajść w ciążę musiałam mniej więcej w połowie miesiąca, czyli dokładnie wtedy, kiedy robiłam sobie tatuaż. Przedstawia aksolotla meksykańskiego. Wygląda nawet trochę jak płód.

4 kwietnia 2019

Po narastających bólach brzucha udaję się do lekarza. Potwierdza ciążę. Wysłuchuje litanii lekowo-alkoholowej z pobłażliwym uśmiechem. Mówi, że większość kobiet w bardzo wczesnej ciąży nie prowadzi wzorowego trybu życia, bo nie wiedzą jeszcze, że są w ciąży – a mimo to dzieci rodzą się zdrowe. Tak mówi lekarz, ale artykuły w internecie głoszą, że pierwsze dni i tygodnie są najważniejsze, bo właśnie wtedy powstają najcięższe wady rozwojowe.

5 kwietnia 2019

Zawsze myślałam, że na ciążowe mdłości trzeba trochę poczekać, a tu proszę – mijają jedynie dwa tygodnie od zapłodnienia, a już chce mi się rzygać, i to nieustannie, całodobowo. Marzę o tym, żeby mdłości – zgodnie z nazwą – były tylko poranne. Ale nie są. Jedyne, co mogę, to leżeć w bezruchu na łóżku albo klęczeć nad toaletą. Zamieram na przykład pośrodku supermarketu i wiem, że jeśli zrobię krok do przodu albo ktoś się do mnie odezwie, albo mnie potrąci, albo otworzę oczy – zwymiotuję. Choć w danej chwili jest mi niewesoło, jestem z tych mdłości dumna. To taki ciążowy chrzest bojowy.

Nigdzieczas

Zauważam, że coś dziwnego, coś nowego dzieje się z czasem, którego doświadczam. Pętli się i rwie jak stary sweter. Przebłyskuje Nigdzieczas. To uczucie pojawia się na chwilkę, jak błysk albo déjà vu, i pryska.

16 kwietnia 2019

Staram się normalnie pracować. W każdej sekundzie jestem wdzięczna, że pracuję z domu, że nie muszę stać przy kasie i rozmawiać z klientami, jakoś wyglądać, sprawiać dobre wrażenie.

Dziś jest pierwszy w tym roku dzień, w którym temperatura przekracza piętnaście stopni i jest bezwietrznie, więc możemy zajrzeć do pszczół i zrobić dokładny wiosenny przegląd uli. Zajmuje się tym Adam, ja jedynie asystuję – robię notatki, podaję potrzebny sprzęt, przytrzymuję ramki. Staram się wykonywać wszystkie czynności tak, aby mój błędnik nie odnotował ruchu. W dyskusję o pszczołach, którą toczymy nad otwartymi ulami, wplatamy rozmowę o tym, kiedy powiedzieć o ciąży rodzinie. Chciałabym jeszcze utrzymać ją w tajemnicy i poinformować świat wtedy, gdy nacieszymy się nią we dwoje. Tydzień starczy.

Gdyby nie artykuły w internecie o tym, że „wiele przyszłych mam zastanawia się, kiedy przekazać rodzinie szczęśliwą nowinę”, nie wiedziałabym, że ryzyko poronienia we wczesnej ciąży wynosi – w zależności od kaprysu copywritera – od dziesięciu do pięćdziesięciu procent. Ponieważ ciągle nie mogę uwierzyć, że w moim przypadku zajście w ciążę okazało się proste, wietrzę podstęp: na pewno poronię w pierwszym trymestrze.

Obawiam się poronienia, ale nie boję się społecznych jego skutków – tego, że straciwszy ciążę, długo jeszcze będę słuchać pytań o termin porodu albo stanę przed dylematem, jak i komu powiedzieć o stracie. Internet podpowiada, że „jak i komu” to moje dziwactwo. Należy po prostu nie mówić. Najpierw nie mówić o szczęściu, a później nie mówić o stracie. Najpierw udawać, że się nie będzie matką, a później, że się nią nigdy nie miało zostać. Najlepiej zdusić w sobie tę mateczność i pozostać najdłużej, jak się da, formą podstawową człowieka, czyli mężczyzną.

Ostatecznie postanawiamy na razie nie mówić, przynajmniej do kolejnej wizyty lekarskiej, kiedy będzie już można zarejestrować bicie serca. Ten początek, ten moment, w którym ciąża zacznie się dla innych, możemy zaplanować.

17 kwietnia 2019

Ktoś kiedyś przyrównał przy mnie ciążę do najgorszego kaca w życiu. Kaca, który trwa nie dni, a miesiące. Zaczynam rozumieć tę analogię. Mam wrażenie, że moje ciało zostało wtłoczone w wielomiesięczny stan zatrucia istnieniem.

Mdłości krążą we krwi. Zmęczenie łamie kości. Nie poznaję swojej głowy i ciała. Staję się sobie obca.

18 kwietnia 2019

Leżę na podłodze i szturcham patykiem kłębek kurzu.