Jak uwolnić się z psychicznego bagna. Poradnik Praktyka - Robert Trafny - ebook

Jak uwolnić się z psychicznego bagna. Poradnik Praktyka ebook

Robert Trafny

4,6

Opis

Poradnik dla wszystkich, których dotknęła depresja, apatia, autodestrukcja, myśli samobójcze, oraz dla tych, którzy z innych powodów wpadli w psychiczne bagno. Na podstawie konkretnych technik i działań dowiedzą się oni, w jaki sposób można uwolnić się z tego psychicznego bagna i realnie odzyskać swoje życie. Książka napisana przez praktyka, kogoś, kto sam przez to przechodził, stąd też wiedza ta jest jak najbardziej sprawdzona i praktyczna.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 152

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (5 ocen)
4
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Robert Trafny

Jak uwolnić się z psychicznego bagna. Poradnik Praktyka

© Robert Trafny, 2020

Poradnik dla wszystkich, których dotknęła depresja, apatia, autodestrukcja, myśli samobójcze, oraz dla tych, którzy z innych powodów wpadli w psychiczne bagno. Na podstawie konkretnych technik i działań dowiedzą się oni, w jaki sposób można uwolnić się z tego psychicznego bagna i realnie odzyskać swoje życie. Książka napisana przez praktyka, kogoś, kto sam przez to przechodził, stąd też wiedza ta jest jak najbardziej sprawdzona i praktyczna.

ISBN 978-83-8189-996-3

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Słowo wstępne

Oddaję do Państwa rąk jedną z części zbioru pod wspólnym tytułem „Poradnik Praktyka”, w którym zawarta jest wiedza z dość szerokiego zakresu naszej egzystencji na Ziemi, a który można by ogólnie zdefiniować jako rozwój osobisty, duchowy i religijny człowieka. Niniejsza część została wydzielona z książki pt. „Jak zmienić swoje życie. Poradnik Praktyka”, ponieważ doświadczenie z wersją elektroniczną obu poradników pokazało, iż tematyka zawarta w tytule tej części jest zdecydowanie bardziej pożądana przez Czytelnika od ogólnego tematu, jakim jest zmiana swojego życia. Tak naprawdę dużej ilości osób chodzi tylko o to, aby „przestało boleć”. Nie myślą o swoim życiu jako o całości, nad którą trzeba pracować, aby osiągnąć i utrzymać szczęście. Chcą tylko uwolnić się od swojego psychicznego bagna, w jakie wpadli, i zacząć w końcu normalnie żyć… Odpowiedzią na to zapotrzebowanie jest właśnie niniejszy poradnik.

Tytuł cyklu „Poradnik Praktyka” jest tutaj nie bez kozery, gdyż — zgodnie z tytułem — wiedza zawarta w poszczególnych częściach jest nie tylko teoretyczna, ale także praktyczna, oparta na moich doświadczeniach. Jest to element, którego często brakuje w podobnych poradnikach. Na podstawie własnych doświadczeń w rozwoju osobistym widzę jak często taka wiedza, pomimo całej prawdy w niej zawartej, jest niepraktyczna. Brakuje tego pierwiastka autentyzmu, który zrozumiałby i opisał problemy powstające na drodze rozwoju osobistego. Mam zatem nadzieję, iż ta publikacja okaże się dla Czytelnika nie tylko cenna, ale także użyteczna.

Robert Trafny

Wstęp

Od czego zacząć zmianę swojej sytuacji? Można by rzec, że od czegokolwiek. Liczy się bowiem to, aby elementy negatywne zamienić na pozytywne. Co za różnica w jakiej kolejności? Najważniejsze jest to, aby w tym odmienianiu postępować, odzyskiwać kolejne obszary, które źle funkcjonują lub w ogóle nie funkcjonują. Nie jest to jednak do końca dobra metoda. Można ją stosować tylko w sytuacji, kiedy nie dysponujemy lepszą metodą. Lepsze wtedy to niż nic.

Od sposobu zmieniania swojego życia dużo będzie zależało. Jeżeli nasze działania będą chaotyczne i nieprzemyślane, końcowe rezultaty mogą być niezadowalające, a czasami bardzo skąpe. Wyobraźmy sobie przypadek kierowcy, który stwierdza, że hamulce w jego samochodzie nie działają zbyt dobrze. Po szybkiej analizie okazuje się, iż przyczyną problemu jest mała ilość płynu hamulcowego. Dolewa więc nową porcję, która usuwa problem. Po kilku jednak dniach sytuacja się powtarza. Hamulce szwankują, a przyczyną znowu okazuje się być zbyt mała ilość płynu. W ten sposób można naprawiać w nieskończoność. Póki nie rozpozna się prawdziwego problemu, w postaci ujawnienia i załatania małej dziurki w przewodzie hamulcowym, przez którą płyn ucieka, problem nie zostanie nigdy trwale zlikwidowany. Warto więc przed rozpoczęciem naprawy swojego życia dokładnie je przeanalizować, rozpoznać prawdziwe problemy i ustalić plan działania na najbliższy czas. Nie może on być zbyt długi, ponieważ w miarę poprawy i odzyskiwania utraconej energii, rosnąć będą nasze możliwości, oraz będą się odsłaniać kolejne problemy, których wcześniej nie dostrzegaliśmy. Po pewnym czasie trzeba będzie więc i tak zmodyfikować nasz plan długoterminowy. Należy go zatem ustalać dosyć pobieżnie i umownie, mając świadomość, że po pewnym czasie nasze priorytety się zmienią. Będzie to uzależnione od aktualnych zapotrzebowań i naszych fizycznych, czy psychicznych możliwości.

Rozpoznanie problemu to raz, a siły lub umiejętność jego rozwiązania to dwa. Czasem rozwiązanie problemu trzeba zostawić na czas późniejszy. Przyczyn może być kilka. Jak wykazaliśmy w przytoczonym wyżej przykładzie, należy wstrzymać się z uzupełnieniem płynu hamulcowego do czasu załatania dziury. Dopiero wtedy uzupełnienie płynu będzie miało sens. To, co często przeszkadza ludziom w samorozwoju, to brak cierpliwości, a cierpliwość jest przecież wpisana w przyrodę. Trudno zbierać z pola płody rolne, kiedy dopiero co się posiało. Potrzebny jest czas na wzrost. Tak samo jest z nami. Czasami musimy poczekać na właściwy czas. Może to być miesiąc, dwa, pół roku, a nawet kilka lat. Musimy czekać na większe siły, na rozwiązanie wpierw innego problemu lub na dojrzenie do niego. Czasami jesteśmy po prostu mentalnie, emocjonalnie lub duchowo nieprzygotowani na to, chociaż nam samym może się wydawać co innego.

Pamiętam z początku, jak wielokrotnie z ciężkim sercem odpuszczałem sobie dany problem, mając podświadomą wiedzę, że jeszcze nie czas na to. Bardzo mnie to zasmucało, ponieważ zakosztowawszy słodkiego smaku odmieniania swojego życia, chciałem działać. Czekanie było dla mnie stratą czasu. Na szczęście dzięki mądrości pokoleń, ludzi, którzy przechodzili wcześniej przez to samo co ja, poddałem się tej wiedzy. Nie siedziałem jednak bezczynnie. Szybko znalazłem sobie inne problemy do rozwiązywania takie, które były na miarę moich możliwości. Czas płynął a ja w ferworze działań, nie dostrzegłem nawet, kiedy przyszedł czas na te odłożone kwestie. Same zaczęły się rozwiązywać jako niewielkie problemy. Byłem w stu procentach na nie przygotowany, nawet nie spodziewając się tego. Czasami warto więc sobie odpuścić, złapać oddech. Brnięcie wciąż do przodu, za wszelką cenę nie jest dobrą metodą. Wyobraźcie sobie trębacza, który dmie w trąbkę. Bez krótkiej chociaż przerwy na złapanie oddechu długo by trębaczem nie był. Po kilku minutach wyniesiono by go martwego. Stąd też tak ważne jest korzystać z wiedzy ludzi, którzy zmierzyli się z tymi problemami wcześniej. Ich cenne wskazówki, na różnych poziomach mojego samorozwoju (szczególnie duchowego) były bezcenne. Wskazywały mi kierunek akurat w tym momencie, kiedy uporałem się (całkowicie lub częściowo) z danym problemem i nie wiedziałem jaki następny krok postawić.

Drugą ważną pomocą były wskazówki Boga jako odpowiedzi na moje prośby o pomoc. W tym początkowym czasie Bóg nie skąpił mi swej łaski i spełniał prawie wszystkie moje prośby, czasem wręcz natychmiastowo (Szerzej o tym będę opowiadał w książce pt. „Czy Bóg istnieje naprawdę”). Zauważyłem wtedy trzy prawidłowości:

1. Najchętniej Bóg spełniał moje prośby dotyczące pomocy w odmienianiu mojego życia i siebie samego,

2. Pomoc zazwyczaj była zminimalizowana jakby skompresowana. Swoją wielkość ukazywała dopiero wtedy, kiedy „rozpakowałem” ją swoim działaniem i zaangażowaniem,

3. Prawie zawsze była to pomoc pozwalająca mi zrobić tylko jeden krok do przodu. Potem musiałem prosić znowu.

W jaki sposób Bóg pomagał mi w moich zamierzeniach? Różnie. Ludzie, którzy prosząc Boga o pomoc, oczekują, że przyjdzie On osobiście z pomocą, są nie tylko naiwni, ale także zdradzają swoje religijne niedouczenie. Zazwyczaj Bóg pomaga poprzez innych ludzi, choć niekoniecznie. Mogą to być także zwierzęta, przyroda, cokolwiek… Są to natchnienia w postaci ujrzenia czegoś, usłyszenia (nawet urywka czyjejś rozmowy), czegokolwiek co sprawia, że nagle nas olśniewa. Pomimo tego, że samo zdarzenie miało się nijak do naszej sytuacji, jednak wskazówka, która dzięki temu pojawiła się w naszej głowie, okazuje się bardzo cenna i przydatna, akurat na ten czas, w jakim jesteśmy. Miałem na przykład takie momenty, że nie mogąc usnąć danej nocy, niejako lekceważąc ją, włączałem o drugiej czy trzeciej w nocy telewizor i akurat leciał program, który był odpowiedzią na palący mnie od kilku dni problem. Czasem zamiast całego programu było to tylko jedno zdanie lub scena z filmu, która spełniała to samo zadanie. Rozumiejąc to dokładnie, co się wydarzało, dziękowałem Bogu za okazaną pomoc, wyłączałem telewizor i bez problemu usypiałem.

Tego typu „zbiegów okoliczności” jak kto woli miałem dużo, co w połączeniu z innymi dowodami na istnienie Boga, jakie doświadczyłem w swoim życiu, dawało mi pewność, skąd one pochodzą. Ponieważ nie jest to temat tej książki, zakończmy ten wątek uwagą dla wszystkich, którzy proszą Boga o pomoc, i pomoc tę otrzymują. Nigdy nie zapominajcie Bogu za to podziękować. Należy podziękować od razu po uzyskaniu pomocy, a także warto powtórzyć to jeszcze raz podczas wieczornej modlitwy. Bóg chce, aby wychwalać Jego miłość i wielkość. Dla tych więc bardziej zaangażowanych proponuję skorzystać z tej okazji, jaka się nadarzyła i poza podziękowaniem wychwalać także Jego imię albo własnymi słowami, albo słowami którejś z modlitw uwielbienia, które bez problemu znajdziemy w internecie lub w książeczce do nabożeństwa.

Czasami jakiś problem jest zbyt złożony, zbyt wielki, aby go za pierwszym razem rozwiązać. Trzeba mieć tego świadomość i dopuszczać wieloetapowość w procesie zmiany życia. W miarę swoich aktualnych możliwości należy zrobić tyle, ile jesteśmy w stanie, a następnie odczekać jakiś czas, aż intuicyjnie poczujemy gotowość do przeprowadzenia kolejnego etapu. Mogą zdarzyć się także takie sytuacje, że pomimo zaangażowania i starań nie uda się nam ukończyć jakiegoś etapu. Nie należy się tym zrażać. Pomimo świadomości istnienia problemu i chęci rozwiązania go, bywają takie przypadki, że problem przerasta nasze aktualne możliwości. Sam miałem kilka takich przypadków. Pomimo usilnych starań problem ani drgnął. Zdawałem sobie sprawę, że jest on ogromny, dlatego zachowałem spokój. Co jakiś czas wracałem do niego, próbując uporać się z nim, ale bezskutecznie. Wiedziałem, że gdyby udało się go rozwiązać, byłby to mój wielki sukces, a korzyść dla mojego życia byłaby ogromna. Po jakimś czasie (około roku) problemy te same się nagle rozwiązały, jako konsekwencja moich innych działań związanych z rozwojem duchowym. Tak więc nic na siłę.

Niektóre problemy są zbyt potężne, dlatego też potrzebują potężnej mocy, aby poradzić sobie z nimi. To jest tak, jak z rozbijaniem młotem żeliwnego pancerza. Nie uda się go rozbić jednym uderzeniem. Potrzeba dużej ilości mocnych uderzeń, aby skruszyć taki pancerz. Problemy, które narastały w nas latami, skamieniały tworząc skorupę, którą ciężko ruszyć. Czasami problemy te mają swoje źródło sprzed kilkunastu czy kilkudziesięciu lat, a często wręcz jeszcze w dzieciństwie, co dobrze rozpoznali pierwsi psychoanalitycy, Freud i Jung, choć to była przesada z ich strony — dzisiaj to wiemy –, że wszystkie problemy człowieka ze swoim życiem wynikają z negatywnych doświadczeń w dzieciństwie. Prawdą jednak jest to, że rzeczywiście, bardzo dużo naszych problemów osobowościowych ma swoje korzenie w czasach dzieciństwa. Uprzywilejowany jest ten, kto potrafi dostrzec w swoim życiu te zależności. Wiedza ta pozwoli mu lepiej poradzić sobie z rozwiązaniem tych problemów.

Jeżeli chcemy zmienić swoje życie w sposób kompleksowy, na całej linii, należy usystematyzować swoje działania. Potrzebny będzie jakiś plan, koncepcja pracy, która pozwoli wyodrębnić problemy i wybrać odpowiednie metody naprawy. W przypadku drobnych korekt swojego życia wystarczy nam działanie ad hoc, gdyż problemów do rozwiązania będzie niewiele, łatwo więc zapanować nad tym wszystkim. Czasami problemy tak bardzo obrosły nasze życie, że sami staliśmy się jednym wielkim problemem. Każda cząstka naszej jaźni jawi się nam jako wielki problem. Powoduje to dyskomfort psychiczny, zniechęcenie do życia i obrzydzenie do samego siebie. Pod względem negatywnej energii, jaka przebywa w nas, nasze życie przypomina stajnie Augiasza, zapchane do granic możliwości odchodami i nieczystościami. Wydaje się niemożliwością, aby istniała realna szansa na oczyszczenie tego wszystkiego. Jest to jednak możliwe i to nawet w sposób niezbyt trudny jak pokazał Herkules. Sedno sprawy nie leży bowiem w tym, aby porywać się z motyką na słońce, bo wtedy rzeczywiście niewiele uda się zrobić. Odpowiednia strategia i organizacja pracy to elementy działania, które potrafią w sposób istotny poprawić naszą wydajność. Praca zostaje wykonana szybciej, a jednocześnie przy mniejszym nakładzie sił. Zamiast wylewać bezsensownie wodę z pogrążającej się w odmętach łódce, bardziej celowe jest zatkanie najpierw dziury w burcie, przez którą woda ta się wlewa. Dopiero wtedy opróżnienie łodzi z wody będzie miało sens, a cała operacja przebiegnie szybko tak, że nie zdążymy się zmęczyć. W przeciwnym wypadku bardzo się namęczymy, a i tak nasz wysiłek na niewiele się zda. Jak widzimy, odpowiednia metodyka pracy ma duże znaczenie.

Myśląc o zmianie swojego życia, nigdy nie uważajmy, że jest to niemożliwe. Zawsze jest to możliwe, choć w wielu przypadkach, na samym początku, jest to dosyć trudne i często należy liczyć się z ciężką pracą przez długi czas. Przy braku kontroli nad swoim życiem bardzo łatwo doprowadzić je do ruiny, ale chcąc później odbudować je, staje się to bardzo trudne. Poza swoją wolą nie mamy innego sprzymierzeńca. Nawet my sami jesteśmy swoim wrogiem w tym momencie. Nasza psychika pogrążona w depresji i zniechęceniu, pomimo szczerej chęci nie ma siły na aktywne działanie, a każdy wysiłek staje się drogą przez mękę. W tym początkowym okresie potrzeba dużo samozaparcia, aby w ogóle ruszyć z miejsca. Jak już ruszymy, to przy odpowiednim zaangażowaniu i nadzorze z naszej strony jakoś zaczyna to wszystko iść.

To, co powinniśmy zrobić na samym początku, to wgląd we własne życie i w siebie. Ponieważ jesteśmy emocjonalnie związani z tematem naszej analizy, dlatego najlepiej jest oceniać swoje życie w emocjonalnym oderwaniu od siebie, przyjmując mentalnie, że oceniamy nie swoje życie, tylko kogoś innego. Wyobraźmy sobie, że ktoś, kogo dobrze znamy, poprosił nas o pomoc w analizie swojego życia. Na podstawie szczegółów, które znamy, charakteryzujemy je, wytykając wszystkie błędy i wady. Metoda ta pozwoli nam w sposób bardziej obiektywny i — co najważniejsze — na chłodno zanalizować swoje życie. Łatwiej jest przecież wydawać opinie lub radzić komuś niż samemu te prawdy wykonywać. To prawda stara jak świat. W tym momencie musimy najpierw rozpoznać realny problem. Nie musimy martwić się trudnościami związanymi z rozwiązywaniem go. Tym zajmiemy się później. Teraz najważniejsze jest rozłożenie swojego życia na czynniki pierwsze i zdiagnozowanie ukrytych w nim problemów. Trudno walczyć z nieznanym wrogiem. Musimy więc w pierwszej kolejności zdemaskować go, zobaczyć z kim mamy do czynienia. Znając swego przeciwnika, wiedząc o nim dużo, będziemy mogli poszukać jego słabych stron. Zawsze jest sposób na pokonanie nawet największego mocarza. Trzeba tylko poznać jego słabą stronę. Także i nasze problemy nie są nie do ruszenia. Można z nimi zrobić porządek. Trzeba tylko znaleźć właściwy sposób. Przedstawiamy zatem plan naszego działania, a następnie w kolejnych podrozdziałach zajmiemy się nim szerzej.

1. Analiza swojego życia i rozpoznanie problemów,

2. Znalezienie źródła problemu,

3. Wybranie odpowiedniej metody i naprawa problemu,

4. Profilaktyka.

1. Analiza swojego życia i rozpoznanie problemów

Warunkami niezbędnymi do przeprowadzenia skutecznej analizy życia są: cisza, spokój i czas, dużo czasu. Trzeba się odpowiednio wyciszyć, wejść głęboko w siebie. Trudno to zrobić w głośnym otoczeniu, w którym co chwila ktoś nam przeszkadza. Potrzebne jest skupienie, oderwanie się od swojego „ja” i spojrzenie na siebie, na swoje życie z boku. Zazwyczaj nie uda się tego zrobić za jednym razem. Jeżeli nasze życie przypomina stajnie Augiasza, to możemy być pewni, że na pewno będziemy potrzebować na analizę wielu seansów rozłożonych w czasie. Mnogość problemów sprawia, że początkowo odczuwamy mętlik w głowie, uczucie, że nie sposób nad tym wszystkim zapanować. Należy w tym momencie zachować bezemocjonalny spokój i jak bezduszny oprawca przypatrywać wijącej się w konwulsjach duszy. Stąd zalecenie, aby na czas analizy oderwać się od siebie i spojrzeć jak na kogoś obcego. Po pewnym czasie podświadomość zacznie wyrzucać z siebie wszelkie zło, jakie się w nas zalęgło. Naszym zadaniem wtedy jest zapamiętywanie każdego z nich. Wiedza ta przyda się nam później do rozpracowania ich.

Rozpoczynając analizę, usiądźmy wygodnie lub połóżmy się na wygodnym łóżku, spróbujmy się zrelaksować, wyciszyć… Jeżeli nasze działania w pozycji leżącej sprawiają, że zasypiamy przed zakończeniem procesu, należy zmienić pozycję na siedzącą lub półleżącą. Nie ma to zresztą znaczenia, w jakiej pozycji odbywa się cały proces. Istotne jest tylko to, aby pozycja była wygodna i dawała nam komfort psychiczny. Musimy więc dobrać taką pozycję, która spełniając powyższe warunki, będzie dla nas najlepsza.

Po wprowadzeniu się w stan wyciszenia spróbujmy na chłodno zastanowić się nad swoim życiem, nad sobą… Nie śpieszmy się. Pośpiech nie jest tu wskazany. Musimy mieć ten komfort wolnego czasu, aby problemy powychodziły ze swoich kryjówek. Niektóre z nich bowiem są tak straszne dla psychiki, że ta, chroniąc nas, ukryła je głęboko w podświadomości. O istnieniu niektórych z nich nie zdajemy sobie nawet sprawy. Szczególnie dotyczy to problemów, które mają swoje źródło w negatywnych przeżyciach z dzieciństwa. Dostrzegamy tylko ich niszczące działanie, skutki, jakie wywołują, nie wiedząc dokładnie, dlaczego tak się dzieje. W psychoanalizie takich zestawień negatywnych zachowań dorosłego człowieka a ich źródłem z dzieciństwa jest mnóstwo. Oto jeden z klasycznych przykładów:

Kobieta ma problemy z interakcjami z mężczyznami, odczuwa podświadomy lęk przed nimi, który sprawia, że jej związki są nietrwałe. Nie wie, czemu tak się dzieje. Przecież jako dorosła osoba, w pracy lub w życiu prywatnym, poznała wielu wspaniałych mężczyzn i dobrze się przy nich czuje, ale kiedy jest sama, odczuwa lęk przed nimi. Dopiero psychoanaliza daje odpowiedź, ujawniając wyparte ze świadomości zdarzenie z dzieciństwa. Może to być gwałt, molestowanie przez ojca, brata lub na przykład sytuacja, w której ojciec wyszedł z domu i już więcej nie wrócił. Była to dla małej dziewczynki tak wielka trauma, że psychika wymazała to wspomnienie ze świadomości, jednak rana psychiki nie zniknęła.

Wszystko, co przeżywamy i doświadczamy, pozostaje w nas na zawsze, nawet jeżeli tego sobie nie uświadamiamy. Z rany tej sączą się później, jak z zatrutego źródła, negatywne uczucia i emocje, które przedostają się do naszej świadomości.

Powyższy przykład pokazuje, dlaczego tak ważne jest dogłębne poznanie problemu i źródła jego pochodzenia. Zamiast „leczyć” lęk tej kobiety przed mężczyznami (skutek) należy uleczyć ranę, która powstała w podświadomości (przyczyna). Kiedy zlikwiduje się źródło problemu po pewnym, krótkim czasie znikną także negatywne skutki, jakie ono wywoływało. Jest to jedyna skuteczna metoda na pozbycie się problemu raz na zawsze. Inny przykład:

Lekarz psychiatra leczy farmakologicznie człowieka z ciężką depresją, kilka razy w roku umieszczając go na swoim oddziale. Bez problemu udaje się mu „uzdrowić” człowieka, jednak ten po kilku miesiącach powraca z tym samym problemem. „No cóż — myśli lekarz — Taka choroba”. Wydaje się nie dostrzegać, że leczy tylko skutki. Wracając bowiem do domu „uleczony” pacjent zostaje na powrót wciągnięty w bagno rodzinnej tragedii. Okazuje się, że apodyktyczna matka niszczy jego psychikę, znęcając się nad nim psychicznie i fizycznie. Z powodu swojej „choroby” nie pracuje także, bo któż by chciał pracownika, który wiele miesięcy spędza w szpitalu. W związku z powyższym zostaje on w domu z matką. Nic dziwnego, że po kilku miesiącach popada znowu w ciężką depresję. Dopiero kiedy matka umiera, znika źródło problemu, człowiek ten zostaje „uleczony”. Lekarz w karcie pacjenta zapisuje: „Terapia nowym lekiem powiodła się. Pełny sukces”. A wystarczyło tylko wejść głębiej w problemy tego człowieka, aby zorientować się gdzie leży źródło jego nieszczęścia. Dbajmy więc o to, aby leczyć źródła naszych problemów, a nie ich skutki.

Analizując nasze życie, analizujmy każdy jego element, każdy, jaki się pojawi. Jeżeli zajdzie taka potrzeba idźmy za nim. Zobaczmy, gdzie nas zaprowadzi. Czy wskaże nam swoje źródło? Zazwyczaj tak, ale bez wiedzy psychologicznej trudno będzie czasem powiązać skutki z przyczynami, gdyż mogą być pojęciowo bardzo od siebie oddalone.

Drugim ważnym czynnikiem, o którym już wspominaliśmy, to bezemocjonalność i obiektywizm. Nie możemy bać się prawdy, jaka się objawi. Psychika wyczuje ten lęk i zapobiegawczo zablokuje co straszniejsze prawdy o nas. Nie dowiemy się o nich. Przed przystąpieniem do analizowania swego życia musimy więc wyrobić w sobie tę odwagę spojrzenia prawdzie w oczy oraz samoakceptację, że cokolwiek się okaże, akceptujemy siebie, wiedząc, że nie jest to nasza wina, co się stało. Powiedzmy sobie tak: „Zależy mi na uzdrowieniu swojego życia, dlatego chcę przez to przejść, aby dowiedzieć się, gdzie tkwi problem i jak sobie z nim poradzić”. Oto lista pytań i tematów do rozważenia:

— Co w tej chwili jest dla mnie dobre, a co złe?

— Czego oczekuję po zmianie swojego życia?

— Co przeszkadza lub nie pozwala mi być szczęśliwym?

— Kiedy najczęściej jest mi źle?

— Co lub kto sprawia, że czuję się źle?

— Kiedy ostatnio odczuwałem radość lub szczęście i co sprawiło, że przestałem je odczuwać?

— W jakich sytuacjach czuję się najgorzej i dlaczego akurat w tych?

— Co zrobiłem do tej pory, aby poprawić swoje życie i jakie przyniosło to efekty?

— Co sprawiło, że efekty były nietrwałe lub niezadowalające?

— Co sprawiło, że jestem taki, jaki jestem?

— Czy zawsze taki byłem? Jeżeli nie, to co spowodowało zmianę?

— Kiedy jestem sam, jakie pojawiają się we mnie myśli, dobre czy złe? Skąd one pochodzą, z czego wynikają? Czy mówią mi o jakimś problemie?

— Jakie doświadczam uczucia i emocje, kiedy jestem sam, a jakie w towarzystwie innych?

— Które negatywne doświadczenia, jakie przeżyłem, mogą wywoływać we mnie złe emocje? Które z nich mogą być zatrutym źródłem?

— Jakie zarzuty wobec mojej natury lub mojego zachowania mieli inni ludzie? Czy mają rację? Naprawdę taki jestem?

Analizując swoje życie, nie należy zbyt szybko poruszać się między tymi pytaniami. Lepiej wybrać sobie wcześniej kilka z nich i tylko na nich skupić się podczas danego seansu analizującego. Zastanawiajmy się dogłębnie, pamiętając o tym, że większość problemów pochowana jest w głębszych pokładach naszej jaźni. Jeżeli nie posiadamy dużej wiedzy psychologicznej, większość źródeł może być przez nas nie dostrzegana, ale z pewnością zaobserwujemy negatywne skutki, jakie wywołują. To dobry początek. Po nitce do kłębka i w końcu te źródła odnajdziemy. Pamiętajmy, że nie każdy problem ma swoje osobne źródło. Niektóre z nich będą posiadać wspólne źródło. Z jednego źródła będzie wypływać kilka różnych problemów tak, jak w tym przypadku:

Zła sytuacja materialna

— niska samoocena,

— frustracja,

— kłótnie rodzinne,

— przygnębienie lub depresja,

— rozpacz,

— myśli samobójcze.

Jakie problemy najczęściej zaobserwujemy? Oprócz tych, przedstawionych powyżej, zazwyczaj towarzyszyć będą nam także i takie:

— zniechęcenie do życia,

— nienawiść do ludzi lub do świata,

— pragnienie śmierci,

— złość,

— agresja,

— psychiczny ból, wręcz krwawiące rozdarcie duszy,

— złe relacje z innymi ludźmi,

— nerwica,

— brak radości życia,

— czujemy się nieszczęśliwi,

— źle myślimy o innych,

— otoczenie nas nie akceptuje, wyśmiewa się i dokucza nam bez powodu,

— nie odczuwamy w sobie miłości ani innych pozytywnych uczuć,

— nie mamy ochoty na nic, na żadne działanie, żadną aktywność życiową,

— koszmary senne lub sny o negatywnym zabarwieniu,

— jesteśmy jak kipiący wulkan. Nie jesteśmy w stanie go ugasić,

— najlepiej czujemy się w domu. Nie chcemy nigdzie wychodzić ani z nikim się spotykać,

— czujemy wewnętrzną pustkę,

— stres zalewa nasz organizm swoimi toksynami, nawet wtedy, gdy nie ma sytuacji stresującej,

— odczuwamy monotonię życia,

— negatywne uczucia i emocje zżerają nas od środka,

— nasze życie to pasmo niepowodzeń,

— apatia oraz ogólny paraliż psychiczny,

— nie akceptujemy siebie,

— natrętne, negatywne myśli,

— negatywne wspomnienia z przeszłości.

2. Znalezienie źródła problemu

Znalezienie źródła problemu bez wiedzy psychologicznej to dla zwykłego człowieka trudne zadanie. Niektóre problemy są blisko swoich źródeł, nie trudno je więc rozpoznać i powiązać. Najtrudniej jest z tymi ukrytymi głęboko w nas, które nie oglądały światła dziennego od wielu, wielu lat. Jak wspominaliśmy w poprzednim podrozdziale psychika, nie mogąc sobie z nimi poradzić, wyparła je ze świadomości. Nie musimy tak bardzo przejmować się tym. Naprawmy to, co jesteśmy w stanie naprawić. To pomoże nam zyskać nową siłę i nowe narzędzia do dalszej terapii. Pamiętajmy o tym, że człowiek jest bardzo skomplikowaną całością psycho-fizyczno-duchową. Poprawiając jedną z tych sfer, wpływamy jednocześnie na poprawę pozostałych sfer, które z kolei tworzą dla nas nowe, bardziej rozbudowane możliwości, które możemy wykorzystać do naszych dalszych działań. Rozwiązując problem w jednej sferze, możemy niejako przez przypadek usunąć źródło innego problemu, nawet jeżeli nie udało się go nam zidentyfikować. Najwięcej korzyści w tej materii odniesiemy, rozwijając swoją duchowość. Jest to największa siła jaką możemy użyć przy zmianie swojego życia.

Średnio zaawansowany poziom duchowy sprawia, że problemy same od nas odpadają, podobnie jak dojrzałe owoce z drzewa, kiedy się nim potrząśnie. Jeżeli przy okazji uda się nam zaskarbić sobie łaskę Boga, to jesteśmy na najlepszej i najszybszej drodze do zmiany swego życia w trwałe, niekończące się szczęście. Cały czas powinniśmy się więc rozwijać w każdej z tych trzech sfer. Tylko wtedy osiągniemy trwałe szczęście. Zmiana życia jest tylko podstawą, punktem wyjścia. Równolegle z tym powinniśmy zmieniać także i siebie.

W jaki sposób można znaleźć źródło problemu?

W jednym z rozdziałów wspominamy, że każde działanie niesie ze sobą konsekwencje, które prędzej czy później wrócą do nas. Kiedy przychodzą, łatwo wtedy ustalić skąd się one wzięły. Wystarczy cofać się wstecz i patrzeć jak jedne konsekwencje wynikają z drugich. Podobną metodę możemy zastosować tutaj. Obserwując nasze problemy i reakcje negatywne naszego organizmu i psychiki, cofamy się wstecz, próbując powiązać zdarzenia w naszym życiu, co wzięło się z czego. Przecież naraz wszystkie problemy w naszym życiu się nie pojawiły. Narastały stopniowo. Można więc pogrupować poszczególne problemy, przypisując je do wspólnego źródła. Patrząc teraz na nie i na moment, kiedy pojawiły się w naszym życiu, poszukajmy w nim momentu tuż przed, co wtedy zdarzyło się takiego złego i czy zdarzenie to może być źródłem tych negatywnych reakcji, jakie obserwujemy w sobie.

Jeżeli na przykład reagujemy w sposób negatywny na widok śmiejących się głośno młodych ludzi, tak iż pojawia się w nas nerwica, spróbujmy przypomnieć sobie, kiedy to się zaczęło. Załóżmy, że zaczęło się to rok temu. Łatwo wtedy trafimy na zdarzenie, które zdarzyło się dwa miesiące wcześniej, kiedy to zostaliśmy zaatakowani przez grupkę pijanych młodzieńców. Widocznie nabawiliśmy się urazu psychicznego. Ilekroć słyszymy śmiejących się głośno młodych ludzi, tylekroć włączają się psychice negatywne wspomnienia z podświadomości, które wywołują konkretne reakcje stresowe organizmu. Sytuacja taka będzie trwała wiele lat, w skrajnych przypadkach, choć nie takich znowu rzadkich, kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. Wyobrażacie sobie ten dramat? Po kilku latach samo zdarzenie pójdzie w niepamięć, ale zatrute źródło nadal będzie produkowało kolejne dawki negatywnej energii. Będzie ona jednym z czynników psujących nasze szczęśliwe dotąd życie. Negatywne przeżycia, które zakorzeniły się w podświadomości, same nie znikną. Mogą tylko z biegiem czasu schodzić w coraz głębsze pokłady jaźni, redukując część swoich negatywnych reakcji. Po jakimś czasie z naszego przykładu pozostanie tylko podświadoma antypatia do młodych ludzi, która będzie skutkowała podchodzeniem do nich z dystansem. Do tak głęboko schowanych negatywnych źródeł trudno już wtedy dotrzeć. Nie sposób po wielu latach skojarzyć i powiązać obu faktów. Potrzebna jest profesjonalna psychoanaliza, a w poważniejszych przypadkach można zastosować hipnozę i za jej pomocą szukać przyczyn problemów.

Najlepiej z takimi problemami radzą sobie ludzie wierzący, gdyż religia wręcz nakazuje wybaczać, uzależniając od tego łaskę Boga. Modlimy się przecież do Niego: „…i odpuść mi moje winy, jak i ja odpuszczam moim winowajcom”. Uznano więc, że sztuka wybaczania jest bardzo ważna. Sztukę tę w różnej formie wykorzystują także psychoterapeuci w swojej pracy z pacjentami. Dzięki niej — skądinąd bardzo trudnej często — jesteśmy w stanie w sposób znaczący poprawić swoje życie i siebie samego. Zajmiemy się tym szerzej w następnej książce.

3. Wybranie odpowiedniej metody i naprawa problemu

Kontynuując naszą opowieść, nakreślimy teraz ogólnie kolejny etap, który szerzej będziemy omawiać w kolejnych rozdziałach. Podobnie jak istnieje wiele lekarstw, a każde z nich skuteczne jest na określone schorzenie, tak samo i tu, nie ma jednej metody, która uleczyłaby wszystko. W zależności od problemu musimy zaaplikować sobie odpowiednie antidotum. Istnieje jednak kilka metod, zazwyczaj gorzkich dla nas pigułek, które działają podobnie jak leki o szerokim spektrum działania. Stosując je, możemy za jednym zamachem usunąć ze swojego życia wiele problemów. Nie ma jednak nic za darmo. Zazwyczaj trzeba się bardziej zaangażować, często wręcz zmuszać do połknięcia tak gorzkiej pigułki, ale kiedy w końcu uda się nam to, wtedy jej zbawienne skutki będą nieocenione. Nie od razu jednak. W zależności od naszego stanu poprawa może być zauważalna dopiero nawet po roku, ale kiedy w końcu uda się przebić tę skorupę, to później tempo pozytywnych zmian będzie narastało coraz szybciej. Nie będzie to trwało w nieskończoność. Po osiągnięciu punktu kulminacyjnego nastąpi stan równowagi. Będziemy w tym momencie odczuwali, że na drodze swojego rozwoju i zmiany życia zrobiliśmy kolejny krok do przodu. Musimy wtedy przekierować uwagę na poszukiwanie innych sposobów, aby móc wykonywać następne kroki w swym rozwoju.

Czy warto łykać tak gorzkie pigułki, które kosztują nas tak wiele wysiłku i samozaparcia? Może wystarczy poruszać się małymi kroczkami? Uzyskać mniejsze efekty, ale za to z o wiele mniejszym zaangażowaniem, wręcz bezboleśnie? Z punktu widzenia naszego rozwoju i szczęścia im szybciej przez to przebrniemy, tym lepiej. Wynika to z dwóch powodów. Po pierwsze, poruszając się małymi kroczkami, dotrzemy do celu swojej podróży po bardzo długim czasie. Lata będą mijały, a my wciąż będziemy w drodze. W tym czasie nadal będziemy jeszcze poszukiwać swojego szczęścia. Kiedy je znajdziemy, niewiele zostanie nam już lat do zaznania szczęścia i radości w życiu. Będzie się już zbliżała powoli pora umierania. Aby lepiej sobie to wyobrazić, posłużymy się przykładem młotka. Możemy wbijać gwóźdź w ścianę lekkimi uderzeniami, bawiąc się w ten sposób cały dzień, albo użyć większej siły i uderzając mocno dwa, trzy razy zrobić to samo w ciągu kilku sekund. Zaoszczędzony w ten sposób czas możemy wykorzystać na swoje przyjemności. Nie opłaca się nam tracić czasu na likwidowanie wielu problemów z osobna, za pomocą wielu bezbolesnych metod, skoro ten sam efekt szybko uzyskamy dzięki mocniejszej metodzie, wymagającej od nas jednak większego samozaparcia.

Drugi powód, dla którego powinniśmy się zdecydować na trudniejszą drogę, jest taki, że małymi kroczkami nie uda się nam wszędzie dotrzeć. Niektóre problemy naszego życia są jak głębokie przepaści. Nie da się ich normalnie przejść ani ominąć. Prędzej czy później staniemy przed taką przeszkodą nie do przebycia. Jedyny sposób wtedy to kosztujący wiele odwagi i wysiłku przeskok ponad przepaścią na drugą stronę. Stąd nasze poprzednie porównanie o rozbiciu skorupy. To jest właśnie ten moment, kiedy przezwyciężywszy siebie, pozostawiamy za sobą ogromny problem, zazwyczaj tkwiący w naszej świadomości lub psychice. Uwolniwszy się od niego, możemy w końcu nabrać wiatru w żagle i szybko nadrobić ten, zdawałoby się, stracony do tej pory czas.

Czym jest ten obrazowy przeskok ponad przepaścią? Jest to zmierzenie się z naszym ogromnym problemem na samą myśl, którego ciarki nas przechodzą. Musimy przezwyciężyć strach, ból lub inne pęta, które zniewalają nas, nie pozwalają stawić czoła temu, następnie musimy zdemaskować całą jego iluzoryczność i pokonać go. Cała tajemnica walki z tego typu demonami polega na niewalczeniu. Im bardziej będziemy z nimi walczyć, tym większą moc niszczenia im damy. Jedynie siłą spokoju je pokonamy, beznamiętną analizą, która pozwoli nam na właściwe, chłodne spojrzenie na dany problem. Co wtedy zobaczymy? Ujrzymy potwora na glinianych nogach, który pod naporem naszego przenikliwego spojrzenia zacznie się rozsypywać. To my sami dajemy mu energię do życia i niszczenia nas. Kiedy zrozumiemy, że to, co się stało, zdarzyło się dawno temu i nie możemy tego już zmienić, ale możemy zmienić to, co jest teraz, sprawi, że poprzez odpowiednie „wytłumaczenie” sobie tego zaczniemy pozbywać się tych demonów z naszego życia.

Jak już mówiliśmy, na duży problem potrzebujemy dużego (gorzkiego) lekarstwa. Takich lekarstw o szerokim spektrum działania jest kilka. O jednym z nich, najważniejszym na tym etapie już mówiliśmy. Jest to sztuka wybaczania, niechowania urazy w sercu. Niewiele jest takich demonów, które niszczą nasze życie tak bardzo, jak właśnie trzymanie w sercu urazów, pielęgnowanie, a wręcz kultywowanie ich. Jak tylko wstajemy z łóżka, nasze myśli już zostają zdominowane przez te negatywne wspomnienia. Mogły się one zdarzyć kilka lat temu, ale nadal są tak żywe, jakby to stało się wczoraj. Wspomnienia te wywołują w organizmie negatywne reakcje, które nie pozwalają nam cieszyć się życiem. Kiedy sprawimy, że te negatywne wspomnienia odejdą, nasze życie znacznie poprawi się w wielu obszarach. Stąd jedna z odpowiedzi, trochę żartobliwa, na pytanie „Co to jest szczęście?” brzmi następująco: „Szczęście jest to dobre zdrowie i krótka pamięć”. Nie chowając w sercu urazy, nasza psychika nie będzie generatorem negatywnej energii, w związku z tym będziemy mogli skupić się na sprawach obecnych, bez tego całego negatywnego bagażu z przeszłości.

Bez wątpienia drugą taką gorzką pigułką o szerokim spektrum i podobnym działaniu jak poprzednia jest wiara. W naszym ziemskim życiu mamy zmierzać do Boga naśladując Jezusa. Poza prawem miłości, jakie przyniósł, najważniejszym boskim prawem, Jezus zapowiada nam wprost cierpienie, mówiąc, że kto chce iść za nim, musi zaprzeć się sam siebie i bez szemrania dźwigać swój krzyż. Jakby tego było mało, pozbawia nas reszty złudzeń, mówiąc, że tak, jak Jego znienawidzono i skazano na okrutną śmierć, tak i Jego naśladowców będzie czekał nie lepszy los. Jak to ma się do poprawy swego życia, skoro cierpienie ma stać się jego częścią? Przecież od tego właśnie chcemy uciec. Nie chcemy cierpieć. Chcemy żyć spokojnie i szczęśliwie. Czy Bóg chce zrobić z nas masochistów, skoro oczekuje od nas (dobrowolnego!) cierpienia? Oczywiście, że nie. Omawiając filozofię wiary, wspomnieliśmy o mocy płynącej z niej. Kiedy przepełnia nas miłość i cierpimy w cichości tak, jak Bóg sobie tego życzy, nie pozostawia nas samych. Razem z cierpieniem daje nam siłę do jego zniesienia. Mówi o tym wielu świętych i mistyków. Mówią oni także o tym, że Bóg nigdy nie daje cierpienia ponad nasze siły. Zawsze daje tyle, ile jesteśmy w stanie znieść, chociaż prawdą jest, że bardzo często daje On po same brzegi naszej wytrzymałości tak, że jeszcze jedna kropelka, a już by się przelało. Warto więc wytrwać ten okres, utrzymać się przy życiu za wszelką cenę, bo kiedy skończy się czas próby, przyjdzie wzmożona łaska Boża. Wykorzystać ją będzie jednak mógł tylko człowiek o rozwiniętej duchowości. Dla pozostałych będzie to tylko niezrozumiałe, bezsensowne cierpienie, które sprawi, że jeszcze bardziej znienawidzą Boga.

Odnajdywanie się w tej rzeczywistości polega na świadomości, że to, co doświadczamy, przychodzi od Boga i jest częścią Jego planu względem nas. Zazwyczaj plan Boga różni się diametralnie od naszych oczekiwań, co wywołuje nasz sprzeciw i opór. Ci, którzy poddadzą się Jego woli, rozpoczną życie w głębinach życia duchowego, o jakim nawet nie śnili. Niewielu na to stać, stąd też tak duża gorzkość tej pigułki.

Trzecią i ostatnią pigułką, która pomaga na wiele problemów naraz, jest uczucie miłości. Nie mówimy tutaj o miłości zmysłowej między mężczyzną a kobietą. Mówimy o miłości transcendentalnej, bezosobowej, miłości do wszystkich istot, także — co bardzo ważne — do samego siebie, miłości do świata, do wszystkiego, co nas otacza. Jest to trudna sztuka, zwłaszcza gdy wręcz topimy się w tym bagnie zła naszego życia. Znalezienie w sobie w takim stanie jakiegokolwiek pozytywnego uczucia graniczy z cudem. Przenika nas bowiem złość nienawiść, zniechęcenie, rozpacz, frustracja… Jak w tym bagnie znaleźć coś pozytywnego? Czy warto tak się męczyć i wyzwalać w sobie miłość? Co nam ona da, skoro świat nie zasługuje na miłość. Są to typowe myśli na początkowym etapie zmiany swojego życia. Ponieważ w takim stanie postrzeganie rzeczywistości jest zniekształcone, nie myślimy zbyt jasno, więc także i te opinie są niewłaściwe. Warto dbać o rozwijanie w sobie miłości, bo tylko ona daje trwałe poczucie szczęścia. Złość i nienawiść tylko nas pobudzają, demobilizują spokój, wprowadzając niekorzystne napięcie. Będąc opanowanym przez nienawiść i inne negatywne uczucia, nie sposób znaleźć w sobie miłości. Jest to niemożliwe. Mało tego, uważamy ją za wroga, za coś przereklamowanego, coś, czego nie potrzebujemy, wręcz nie chcemy. W ten sposób negatywne uczucia zakorzeniają się w nas coraz mocniej. Skoro nie możemy znaleźć w sobie miłości, musimy posłużyć się fortelem. Będziemy do tego potrzebowali naszego umysłu i świadomości oraz prawdy starej jak świat, że miłość i nienawiść odpychają się tak, jak magnesy. Tam, gdzie jest nienawiść, tam nie może być miłości, bo nienawiść wypiera ją całkowicie.

Aby miłość mogła pojawić się w nas, wystarczy więc „wyłączyć” nienawiść. Jak tylko zrobi się wolne miejsce, po odpowiednim nakierowaniu pojawi się miłość. Najpierw pojawią się małe zalążki, ale po pewnym czasie i pielęgnacji będzie tej miłości coraz więcej. Spokój i zrównoważenie emocjonalne, jakie nam przyniesie, będzie jak ciepły powiew wiatru, który pocznie roztapiać nasze zlodowaciałe wnętrze. Nie musimy wiele robić. Wystarczy, jak pozwolimy miłości powiewać nad naszym życiem. Delektując się jej smakiem, w którymś momencie zauważymy, że zmieniliśmy się samoistnie. Nasze postrzeganie rzeczywistości nie jest już takie negatywne, a my sami jesteśmy bardziej otwarci na innych, na świat, na życie…

Proces