Jak powstał język. Historia największego wynalazku ludzkości - Daniel L. Everett - ebook

Jak powstał język. Historia największego wynalazku ludzkości ebook

Daniel L. Everett

4,3

Opis

Książka "Jak powstał język" wyjaśnia, co wiemy, co chcielibyśmy wiedzieć i czego zapewne nigdy się nie dowiemy o powstaniu najpotężniejszego narzędzia, jakie stworzył człowiek. To podsumowanie całej obecnej wiedzy na temat ewolucji języka, prowadzone na gruncie wielu dyscyplin - od archeologii i antropologii po neuronaukę. Jednocześnie jest to porywająca podróż przez ponad 60 tysięcy pokoleń dzielących nas od czasów, w których nasz przodek Homo erectus dał początek językowi, zapewniając sobie status niekwestionowanego władcy planety.

Daniel L. Everett - słynny amerykański lingwista, dziekan wydziału Nauk Humanistycznych na Bentley University w Waltham, Massachusetts. Wykładał na University of Manchester, był szefem Wydziału Lingwistyki na University of Pittsburgh i szefował Wydziałowi Lingwistyki, Literatury i Kultury na Illinois State University. Sławę przyniosły mu przede wszystkim badania języka amazońskiego plemienia Pirahã.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 469

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (6 ocen)
3
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

Tytuł oryginału

HOW LANGUAGE BEGAN

THE STORY OF HUMANITY’S GREATEST INVENTION

 

Copyright © 2017 by Daniel L. Everett

All rights reserved

 

Projekt okładki

Magdalena Palej

 

Zdjęcie na okładce

© Science Picture Co/Getty Images;

Hamara/Shutterstock.com

 

Redaktor serii

Adrian Markowski

 

Redakcja

Joanna Popiołek

 

Korekta

Małgorzata Denys

 

ISBN 978-83-8169-587-9

 

Warszawa 2019

 

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Gintrowskiego 28

www.proszynski.pl

 

Język nie jest instynktem opartym na przekazywanej

genetycznie wiedzy, zakodowanej w odrębnym korowym

„narządzie językowym”. To wyuczona umiejętność […]

której lokalizacja jest rozsiana

w wielu częściach ludzkiego mózgu.

 

Philip Lieberman

 

Johnowi Daveyowi,

mentorowi i przyjacielowi

 

 

Pochodzenie rycin

Ryc. 5: Copyright © John Gurche; ryc. 6, 13, 14, 15: Didier Descouens (CC-BY-SA-4.0) – Muséum de Toulouse; ryc. 9, 10: Copyright © Robert G. Bednarik; ryc. 11: Human Origins Program, Smithsonian Institution; ryc. 12: Wim Lustenhouwer, Vrije Universiteit Amsterdam; ryc. 17, 18, 19 z: Blumenfeld, Neuroanatomy through Clinical Cases, wyd. 2, Sinauer Associates, Inc., 2010; ryc. 20: przedruk z: Neuroanatomy of Language Regions of the Human Brain, Michael Petrides, Cytoarchitecture, s. 89–138, copyright 2014, za zezwoleniem wydawnictwa Elsevier; ryc. 21: www.theodora.com/anatomy, wykorzystana za zezwoleniem; ryc. 22: http://www.internationalphoneticassociation.org/content/ipa-chart, dostępna na podstawie Creative Commons Attribution-Sharealike 3.0 Unported License. Copyright © 2015 International Phonetic Association; ryc. 33: David McNeill, Gesture and Thought, University of Chicago Press, 2005, ryc. 4.2.3.

 

Chociaż dołożono wszelkich starań, by skontaktować się z posiadaczami praw autorskich do ilustracji, autor i wydawcy będą wdzięczni za informacje o wszystkich ilustracjach, w których przypadku nie zdołano odnaleźć właścicieli, i z chęcią zamieszczą w kolejnych wydaniach książki odpowiednie poprawki.

 

 

Podziękowania

Książka taka jak ta jest zależna od pomocy wielu osób, począwszy od tych, których wyniki pracy wykorzystałem, aż do tych, które naprawdę poświęciły wiele czasu na przeczytanie manuskryptu i sformułowanie uwag. Z przyjemnością dziękuję Gisbertowi Fanselowowi, Vyvyanowi Evansowi, Calebowi Everettowi, Peterowi J. Richersonowi, Helen Tager-Flusberg, Geoffreyowi Pullumowi i Philipowi Liebermanowi za pomocne, często wysoce krytyczne komentarze na temat poszczególnych części rękopisu. Chcę szczególnie podziękować Maggie Tallerman za lekturę i uwagi dosłownie o każdej stronie. Żadna osoba spośród tych czytelników nie zgadza się ze mną w pełni – niektórzy faktycznie zgadzają się w bardzo niewielu kwestiach. Wobec tego zwalniam ich z całej odpowiedzialności za to, co nastąpi, dziękuję im jedynie za nieocenioną pomoc. Specjalne podziękowania kieruję do Johna Daveya, mojego redaktora w wydawnictwie Profile Books, za pomoc w ukształtowaniu tej książki w moim umyśle kilka lat temu. Phil Marino i Bob Weil z wydawnictwa Liveright udzielili mi najbardziej pomocnych i szczegółowych sugestii redakcyjnych, jakie kiedykolwiek otrzymałem. Jeśli ta książka odniesie sukces w jakimkolwiek znaczeniu tego słowa, to przyczyną w znacznej mierze będą Phil, Bob i John. Jak zawsze z przyjemnością dziękuję Maxowi Brockmanowi, cudownemu agentowi udzielającemu mi wsparcia od wielu lat.

Dziękuję Kristen Nill, niestrudzonej i zawsze troskliwej asystentce, za uzyskanie zezwoleń na przedruk ilustracji do książki i za pilnowanie mojego kalendarza zajęć.

Powstanie tego dzieła, a także wiele innych spraw ziściło się wyłącznie dzięki wsparciu i miłości Lindy Wulfman Everett.

 

 

Przedmowa

Około roku 1920 pod Lubbock w Teksasie mój pradziadek został śmiertelnie ukąszony przez grzechotnika. W drodze powrotnej z kościoła do domu pradziadek Dungan szedł z rodziną przez pole bawełny, napominając dzieci, by uważały na węże, gdy wtem został znienacka ugodzony w udo. Jego córka Clara Belle, moja babka, opowiadała mi, że męczył się przez trzy dni, krzycząc z paraliżującego bólu, zanim wreszcie wyzionął ducha w sypialni na tyłach domu.

Nie trzeba było być świadkiem incydentu, żeby wiedzieć, że ponieważ zaatakował grzechotnik, przed ukąszeniem musiał „ostrzec” mojego pradziadka. Jednak, zważywszy na rezultat, komunikacja między Dunganem a wężem musiała zawieść. Babka widziała, jak wąż ukąsił jej ojca, i kiedy byłem dzieckiem, dużo mi opowiadała o tym wydarzeniu. Często wspominała moment, gdy wąż „ostrzegał” ojca, jak gdyby zwierzę naprawdę potrafiło używać słów. Jednak ludzie znający sposób, w jaki grzechotniki się komunikują, często mylą ich potrząsanie ogonem z językiem, co prowadzi do antropomorfizowania gada i przywoływania ludzkich określeń; na przykład twierdzą, że wąż „mówi” do zagrażającego mu stworzenia: „Trzymaj się z daleka”, potrząsając połączonymi, pustymi w środku, zbudowanymi z keratyny częściami ogona, co wywołuje głośne grzechotanie. Takie działanie w formalnym sensie nie jest językiem, niemniej grzechotanie węża przekazuje ważną informację. Pradziadek zapłacił wysoką cenę za to, że nie zważał na ten komunikat.

Oczywiście grzechotniki nie są jedynymi zwierzętami zdolnymi do komunikowania się. Faktycznie robią to wszystkie zwierzęta, odbierając informacje od innych i przekazując im sygnały; dzieje się tak w obrębie tego samego gatunku lub między różnymi gatunkami. Jednak, jak wyjaśnię później, powinniśmy opierać się pokusie opatrywania wydawanego przez węża grzechotu etykietą „języka”. Grzechotnik ma wspaniale skuteczny repertuar, lecz służy mu on do niezmiernie ograniczonych celów. Żaden wąż nie powie, co chce robić jutro lub jak mu się podoba pogoda. Komunikaty takie jak te wymagają języka, najbardziej zaawansowanej formy komunikacji, jaką do tej pory zrodziła Ziemia.

Historia o tym, jak ludzie zyskali język, w głównej mierze nie została jeszcze opowiedziana, lecz pełno w niej wynalazków i odkryć, a wnioski, do których w trakcie narracji dochodzę, tkwią korzeniami głęboko w dziedzinach nauki związanych z ewolucją języka – antropologii, ling­wistyce, kognitywistyce, paleoneurologii, archeologii, biologii, neuronauce i prymatologii. Jednak, podobnie jak każdy naukowiec, opieram swoje interpretacje na fundamencie obejmującym w moim przypadku czterdzieści lat badań w terenie nad językami i kulturami Ameryki Północnej, Środkowej i Południowej, zwłaszcza wśród myśliwych-zbieraczy z brazylijskiej Amazonii. Podobnie jak w mojej najnowszej monografii na temat przenikania się psychologii i kultury Dark Matter of the Mind: The Culturally Articulated Unconscious (Ciemna materia umysłu: kulturowy wyraz nieświadomości), w niniejszej książce kwestionuję pogląd, że język stanowi jakąkolwiek zdolność instynktowną, jak również to, że jest funkcją dostępną z natury bądź wrodzoną.

Już od czasów prac psychologa Kurta Goldsteina z początków XX wieku naukowcy zaprzeczają istnieniu zaburzeń poznawczych dotyczących wyłącznie języka. Wydaje się, że brak takich zaburzeń sugeruje, iż język rodzi się z osobowości, a nie tylko ze swoistych obszarów mózgu. To zaś z kolei wspiera twierdzenie, że język nie jest zdobyczą stosunkowo niedawną, liczącą, powiedzmy, 50–100 tysięcy lat, należącą wyłącznie do Homo sapiens. Wyniki moich badań wskazują, że językiem zaczął się posługiwać Homo erectus przeszło milion lat temu i że istnieje on od 60 tysięcy pokoleń.

Wobec tego bohaterem tej opowieści jest Homo erectus, czyli człowiek wyprostowany, najinteligentniejsze stworzenie, jakie do jego czasów kiedykolwiek istniało. H. erectus był pionierem języka, kultury, ludzkich migracji oraz przygód. Około trzech czwartych miliona lat przed przeobrażeniem się w Homo sapiens społeczności Homo erectus żeglowały przez otwarte wody oceanu na dystansie prawie 320 kilometrów i przemierzyły pieszo prawie cały świat.

Społeczności H. erectus wynalazły symbole i język tego rodzaju, który i dzisiaj wydawałby się całkiem na miejscu. Choć ich języki różniły się od współczesnych liczbą narzędzi gramatycznych, były to języki ludzkie. Oczywiście nie budzi zaskoczenia, że w miarę pojawiania się i znikania kolejnych pokoleń Homo sapiens ulepszył dzieła H. erectus, ale istnieją używane dziś języki przypominające tamte najwcześniejsze i wcale nie są gorsze od innych, współczesnych.

Łacińskie słowo Homo znaczy „człowiek”. Wobec tego każdy przedstawiciel rodzaju Homo jest człowiekiem. W dwuwyrazowym łacińskim nazewnictwie biologicznym rodzaj stanowi szerszą kategorię, której odmianą jest gatunek. Zatem nazwa Homo erectus opisuje gatunek – erectus, czyli „wyprostowany” – należący do rodzaju Homo, czyli ludzi. Tak więc Homo erectus znaczy „człowiek wyprostowany”. Jest to pierwszy gatunek ludzi. Nazwa Homo neanderthalensis znaczy „człowiek z Doliny Neandra” ze względu na to, że jego skamieniałe szczątki po raz pierwszy odkryto w dolinie o tej nazwie na terenie Niemiec. Określenie Homo sapiens znaczy „człowiek rozumny” i sugeruje (jak widzimy, mylnie), że ludzie współcześni (bowiem wszyscy należymy do tego gatunku) to jedyni ludzie rozumni lub inteligentni. Prawie na pewno jesteśmy najbystrzejszymi stworzeniami. Jednak nie jesteśmy jedynymi bystrymi ludźmi, którzy kiedykolwiek żyli.

Homo erectus wynalazł również inny filar ludzkich funkcji poznawczych – kulturę. To, kim jesteśmy dzisiaj, częściowo kształtowało się pod wpływem inteligencji, podróży, prób i siły Homo erectus. Warto to zaznaczyć, bowiem zbyt wielu przedstawicieli H. sapiens nie zastanawia się nad znaczeniem wcześniej żyjących ludzi dla naszej dzisiejszej tożsamości.

 

Moje zainteresowanie językiem i jego ewolucją ma osobiste korzenie. Przez całe życie, od najwcześniejszych lat, kiedy dorastałem na granicy Kalifornii z Meksykiem, fascynowały mnie języki i kultury. Jak mogłoby być inaczej? To niesamowite, ale wszystkie języki dzielą co najmniej niektóre cechy gramatyczne – na przykład słowa określające przedmioty i zdarzenia albo konwencje porządkowania i nadawania struktury dźwiękom i wyrazom lub organizowania akapitów, opowiadań oraz rozmów. Jednakże języki chyba bardziej różnią się od siebie, niż są do siebie podobne. Mimo wszystko bez względu na to, jak łatwe czy trudne do odkrycia mogą być owe różnice, zawsze istnieją. Nie ma dzisiaj żadnego uniwersalnego języka ludzkiego, niezależnie od tego, czy takowy istniał kiedykolwiek w odległej przeszłości. Nie ma też żadnego umysłowego szablonu gramatyki, z którym ludzie się rodzą. Podobieństwa języków nie mają korzeni w szczególnych językowych uwarunkowaniach genetycznych. Wypływają bowiem z kultury oraz wspólnych rozwiązań procesów przetwarzania informacji i mają własne, indywidualne historie ewolucyjne.

Każdy język zaspokaja ludzką potrzebę komunikowania się. W dzisiejszym świecie wiele osób odczuwa pokusę, by spędzać zapewne więcej czasu w mediach społecznościowych, niż powinny to robić, ale to zew kontaktów językowych stanowi główną atrakcję owych mediów. Bez względu na to, jak bardzo niektórzy z tych ludzi są zajęci, trudno im uniknąć włączenia się w jakąś „konwersację” na ekranie, który mają przed sobą, żeby wyrazić opinię o sprawach, o których często niewiele wiedzą i które jeszcze mniej ich obchodzą. Rozmowa i pismo – czy to w postaci biurowych ploteczek, czy przyswajania sobie wiadomości z telewizji, dyskusji o sztukach teatralnych, czytania bądź pisania powieści – silniej wiążą ze sobą ludzi w jedną społeczność.

W rezultacie to język, a nie zdolność komunikacji, wytycza linię podziału między ludźmi a pozostałymi zwierzętami. Nie da się jednak pojąć języka bez dowiedzenia się czegoś o jego powstaniu i ewolucji. Od wieków ludzie formułują idee dotyczące miejsca i czasu powstania języka. Zastanawiają się, który z licznych gatunków należących do rodzaju Homo jako pierwszy posiadł język. Zadają sobie pytanie, jak brzmiał ów język zrodzony u zarania dziejów ludzkości. Odpowiedź jest prosta. Język wyłonił się stopniowo z kultury, tworzony przez ludzi komunikujących się ze sobą za pośrednictwem swoich mózgów. Język pełni służebną rolę wobec kultury.

Książka Jak powstał język przedstawia jedyną w swoim rodzaju, szeroko zakrojoną opowieść o ewolucyjnej historii języka jako ludzkiego wynalazku – od pojawienia się naszego gatunku aż do przeszło 7000 używanych dzisiaj języków. Nasz gatunek stworzył jego złożoność i zakres, a później opracowywał miejscowe odmiany w wyniku zmian, jakie wprowadzała w nim każda nowa wspólnota językowa, żeby dostosować go do własnej kultury. To oczywiste, że pierwsze języki podlegały również ograniczeniom wynikającym z neurofizjologii i rozwoju aparatu wokalnego człowieka. Wszystkie zaś języki pojawiały się stopniowo. Język nie powstał z gestów ani ze śpiewu, ani z naśladowania odgłosów wydawanych przez zwierzęta. Języki powstawały poprzez symbole stworzone przez kulturę. Ludzie porządkowali te początkowe symbole i tworzyli z nich większe. Jednocześnie symbolom towarzyszyły gesty oraz modulowanie wysokości głosu – intonacja. Gesty oraz intonacja działają wspólnie i oddzielnie, żeby przyciągać uwagę, by uczynić pewne zawarte w wypowiedzi symbole istotniejszymi, najbardziej zasługującymi na zaistnienie w percepcji słuchacza. Ten system symboli, porządku, gestów oraz intonacji wyłaniał się synergistycznie, a każdy jego element dołączał coś, co prowadziło do powstania bardziej skomplikowanej i skuteczniejszej całości. Żaden pojedynczy element z wyżej wymienionych nie stanowił części języka, dopóki wszystkie nie zaistniały łącznie – dopóki całość nie spożytkowała wszystkich elementów – niemal aż 2 miliony lat temu. Język powstał jako wytwór kultury, a jego kształtowanie się umożliwił nasz duży mózg z gęstą siecią połączeń1. Owa kombinacja mózgu i kultury wyjaśnia, dlaczego tylko ludzie posiedli zdolność mówienia.

Inni autorzy opatrują język etykietą „wynalazku” tylko po to, by uściślić tę rozsądną ocenę dodatkową uwagą: „Jednak naprawdę to nie jest wynalazek. To tylko metafora”. Ale w tym wypadku użycie słowa „wynalazek” to nie metafora. Znaczy ono dokładnie to, co ma znaczyć – ludzkie społeczności stworzyły symbole, gramatykę i język tam, gdzie ich przedtem nie było.

A czym jest wynalazek? To wytwór kultury. Edison nie wynalazł żarówki w odosobnieniu; potrzebował przeprowadzonych prawie 200 lat wcześniej badań Franklina nad elektrycznością. Żadna pojedyncza osoba niczego nie zdoła wynaleźć. Każdy jest częścią kultury oraz kreatywności, pomysłów i wcześniejszych prób innych ludzi, a także ogólnego świata wiedzy, w którym żyje. Wszystkie wynalazki powstają w ciągu pewnego czasu, jeden fragment po drugim. Język nie jest pod tym względem wyjątkiem.

1Zagadnienie unikatowej gęstości sieci neuronów ludzkiego mózgu dokładnie wyjaśnia Suzana Herculano-Houzel w swojej książce The Human Advantage: A New Understanding of How Our Brain Became Remarkable (MIT Press, Cambridge, MA, 2016).

Wstęp

Na początku było Słowo…

Ewangelia według św. Jana, 1,12

Nie, nie było.

Dan Everett

Był duszny ranek w 1991 roku. Znajdowałem się nad rzeką Kitiá, płynącą przez porośniętą lasem deszczowym brazylijską Amazonię, w miejscu odległym o ponad 300 kilometrów od najbliższego miasteczka, z którego można było tu przylecieć jednosilnikowym samolotem. Właśnie nakładałem słuchawki z mikrofonami dwóm szczupłym mężczyznom o ogorzałych twarzach: Sabatão i Bidu. O tej porze dnia zwykle można ich było znaleźć w dżungli, uzbrojonych w dwuipółmetrowe dmuchawki i kołczany z zatrutymi strzałami, polujących na pekari, jelenie, małpy oraz inną zwierzynę zamieszkującą ich eden. Dziś jednak mieli ze sobą rozmawiać, podczas gdy ja głowiłem się nad kontrolkami i wskaźnikami głośności nagrania w magnetofonie.

Zanim zaczęliśmy, ponownie im wytłumaczyłem za pomocą kombinacji rodzimej mowy ludu Banawá oraz języka portugalskiego, o co mi chodzi.

– Rozmawiajcie ze sobą. O czymkolwiek. Opowiadajcie sobie różne historie. Mówcie o Amerykanach i Brazylijczykach odwiedzających wioskę. O czym tylko chcecie.

Zwabiłem ich tu i opłaciłem, ponieważ szukałem Świętego Graala każdego językoznawcy prowadzącego badania w terenie – naturalnej konwersacji (interaktywnej, spontanicznej rozmowy między co najmniej dwiema osobami). Na podstawie poprzednich bezowocnych prób wiedziałem, że naturalne konwersacje są prawie niemożliwe do nagrania. Dzieje się tak dlatego, że obecność badacza ze sprzętem nagrywającym wpływa na percepcję zadania i zaburza wyniki tak drastycznie, iż zwykle otrzymuje się tylko wymuszoną, nienaturalną wymianę zdań, której żaden rodzimy użytkownik danego języka nie uznałby za prawdziwą rozmowę. (Wyobraź sobie, że ktoś sadza cię naprzeciwko przyjaciela, nakłada ci słuchawki z mikrofonem i daje sygnał: „Rozmawiajcie!”).

Jednak tamtego dnia, gdy sprawdzałem jakość nagrania, ledwie mogłem powstrzymać podniecenie. Zaczęli mniej więcej tak:

Sabatão:  Bidu, Bidu! Pogadajmy dzisiaj.

Bidu:  Mhm.

S:  Pogadajmy w naszym języku.

B:  Mhm.

S:  Danielowi bardzo podoba się nasz język.

B:  Tak, wiem.

S:  Ja będę mówił. Potem ty możesz opowiedzieć o tamtym jaguarze.

B  Tak.

S:  Powspominajmy, jak to było dawno temu.

B:  Tak. Pamiętam.

S:  Dawno temu przyszli biali. Dawno temu biali przyszli do naszej wioski.

B:  Znam ich.

S:  Znaleźli nas. Będziemy z nimi pracować.

B:  Tak. Znam ich.

Przeskakiwali w naturalny sposób z tematu na temat w rozmowie trwającej ponad pół godziny.

Chociaż od domu dzieliło mnie kilka tysięcy kilometrów, ociekałem potem, opędzałem się od os i żądnych krwi much – kiedy Sabatão i Bidu po 45 minutach skończyli, prawie się popłakałem. Gorąco im dziękowałem za ten słowny skarb, jakim mnie obdarowali. Uśmiechnęli się i poszli na polowanie ze swymi dmuchawkami i zatrutymi strzałami. Pracowałem dalej sam, dokonując transkrypcji (sporządzając fonetyczny zapis każdego niuansu), tłumacząc i analizując nagranie. Po paru dniach ciężkiej pracy, mającej nadać materiałowi „przyzwoitą” formę, przekazałem nagrania, notatki oraz większość pozostałych analitycznych zadań magistrantowi z uniwersytetu w Manchesterze, który towarzyszył mi w podróży do Amazonii.

Pod koniec dnia nasz zespół badawczy – ja oraz troje studentów – delektowaliśmy się kolacją składającą się z fasoli, ryżu oraz mięsa pekari, kupionego od Indian Banawá. Po posiłku rozsiedliśmy się, rozmawiając o upale i robactwie w dżungli oraz tym podobnych rzeczach, których nigdy przedtem nie doświadczyliśmy, ale szczególnie dyskutowaliśmy o nagranej rozmowie Sabatão i Bidu oraz o naszej wdzięczności za nią. Rozmowy w rozmowach. Rozmowy o rozmowach.

Po krótkim jak mgnienie oka amazońskim zachodzie słońca Indianie Banawá zgodnie ze swoim obyczajem przyszli z wizytą. Nasza czwórka przyrządziła dla nich owocowy napój z proszku oraz kawę, otworzyliśmy też paczkę herbatników. Najpierw przywitaliśmy się z kobietami. Powitanie kobiet oraz usługiwanie im w większości wzięły na siebie studentki, ponieważ tak jest przyjęte w kulturze plemienia Banawá, które rygorystycznie przestrzega rozdziału płci. Wkrótce mogli też zasiąść mężczyźni, a my podaliśmy kolejne porcje napoju, kawy i herbatników. W trakcie jedzenia i picia wiedliśmy pogawędkę z mężczyznami, przede wszystkim odpowiadając na ich pytania o nasze rodziny i domy. Podobnie jak to się wszędzie robi na co dzień, my i członkowie plemienia Banawá poprzez rozmowę budowaliśmy wzajemne relacje i nawiązywaliśmy przyjaźnie.

Tego rodzaju naturalne konwersacje są ważne dla językoznawców, psychologów, socjologów, antropologów i filozofów, ponieważ prezentują złożoną, zintegrowaną całość języka w sposób niedostępny dla jego innych manifestacji. Konwersacje to szczyt badań lingwistycznych i najlepsze źródło zrozumienia języka, gdyż mogą być swobodne pod względem znaczenia i formy. Mają także kluczowe znaczenie dla zrozumienia natury języka ze względu na swoje „niedookreślenie” – mówi się w nich mniej, niż chce się przekazać, i pozostawia się niewypowiedziane założenia, które słuchacz ma w jakiś sposób odgadnąć. Niedookreślenie zawsze stanowiło element języka.

Przykład niedookreślenia można znaleźć w drugiej linijce rozmowy Sabatão i Bidu. Sabatão mówi do Bidu: „Pogadajmy w naszym języku”. Zdanie brzmi dziwnie, jeśli wziąć je dosłownie, ponieważ oni już rozmawiają wswoim języku. Faktycznie obaj mężczyźni mieliby kłopot, gdyby mieli prowadzić dalej naturalną konwersację po portugalsku, znali bowiem ten język w podstawowym stopniu, ograniczonym głównie do zagadnień związanych z handlem wymiennym. W słowach Sabatão tkwi zatem jakieś niewypowiedziane założenie. Sabatão wypowiada je po to, żeby w pośredni sposób dać mi do zrozumienia, że wrozmowie nie użyją żadnego wyrazu portugalskiego, ponieważ wiedzą, iż staram się pojąć sposób prowadzenia konwersacji wich języku ichcą mi wtym pomóc. Jednak nic z tego przekazu nie zostaje wypowiedziane. Choć ta myśl pozostaje niedookreślona w słowach, tkwi ukryta w kontekście.

Podobnie w linijce: „Powspominajmy, jak to było dawno temu” kryje się wspólna wiedza o ogólnym zakresie spraw, które starają się wspominać. O co tu chodzi? O rytuały? Polowania? Relacje z innymi ludźmi? Jak dawno temu? Przed przybyciem Amerykanów? A może Brazylijczyków? Sto pokoleń temu? Zarówno Bidu, jak i Sabatão (a w istocie wszyscy pozostali Banawá) wiedzą, o czym mowa, lecz dla przedstawiciela innej kultury nie jest to początkowo jasne.

Sabatão i Bidu to dwaj spośród mniej więcej 80 pozostałych użytkowników języka ludu Banawá, który już bardzo pomógł społeczności naukowców dowiedzieć się dużo o ludzkim języku, funkcjach poznawczych, Amazonii oraz kulturze. Umożliwili nam oni zdobycie konkretnych wiadomości o niezwykłych strukturach dźwiękowych i gramatyce, składnikach trucizny do zatruwania strzał i procesie jej wytwarzania, ich własnej klasyfikacji flory i fauny Amazonii oraz ich językowych związkach z innymi mieszkańcami tej krainy. Taka nauka w naturalny sposób wypływa z rozpracowywania struktur wiedzy, wartości, lingwistyki i organizacji społecznej rozmaitych grup, które – jak Indianie Banawá – spędzili całe tysiąclecia na doskonaleniu umiejętności życia w określonej niszy.

Każda społeczność – Indianie Banawá, Francuzi, Chińczycy czy Botswańczycy – używa języka do budowania społecznych więzi między swoimi członkami oraz z innymi ludźmi. Rzeczywiście, nasz gatunek rozmawia od bardzo dawna. Wszystkie języki na Ziemi wywodzą początek swoich środków wyrazu myśli – niedookreślonych, tworzących więzi społeczne, ograniczonych przez gramatykę, kierowanych przez znaczenie – od wczesnych przedstawicieli plemienia Hominini – Homo erectus albo nawet jeszcze wcześniejszych. Na podstawie dowodów pochodzących z kultury Homo erectus, takich jak narzędzia, domy, organizacja przestrzenna wiosek i podróże przez ocean do wyimaginowanych lądów za horyzontem, należy uznać, iż rodzaj Homo posługuje się mową od około 60 tysięcy pokoleń – całkiem możliwe, że dłużej niż półtora miliona lat. Można by oczekiwać, że do obecnych czasów nasz gatunek po upływie tysięcy lat praktyki osiągnie wielką biegłość w posługiwaniu się językiem. Moglibyśmy również oczekiwać, że języki, które wszyscy w miarę upływu czasu rozwijaliśmy, będą lepiej dostosowane do naszych ograniczeń poznawczych i percepcyjnych, zakresu częstotliwości dźwięków odbieranych przez narząd słuchu, aparatu głosowego i struktur mózgu. Niedookreślenie oznacza, że każda wypowiedź w każdej rozmowie, każda linijka tekstu w każdej powieści i każde zdanie w dowolnej przemowie zawiera „puste miejsca” – niewypowiedziane, zakładane wiadomości, wartości, role i emocje – niedookreśloną treść, którą nazwałem „ciemną materią”. Języka nie da się całkowicie pojąć bez wspólnego, przyswojonego zestawu wartości, struktur społecznych i relacji spajających wiedzę. W obrębie tych wspólnych elementów kulturowych i psychologicznych język filtruje treść komunikatów, kierując dokonywanymi przez słuchacza interpretacjami tego, co ktoś inny mówi. Ludzie używają kontekstu i znajomości kultury, w której słuchają języka, do jego interpretowania. Wykorzystują również gesty oraz intonacje, żeby w pełni zinterpretować treść komunikatów.

Podobnie jak wszyscy ludzie, przedstawiciele pierwszego gatunku z rodzaju Homo, który rozpoczął długi i mozolny proces konstruowania języka od zera, prawie na pewno nigdy nie dopowiadali do końca tego, co mieli na myśli. To bowiem stanowiłoby pogwałcenie podstawowych zasad modelu języka. Jednocześnie owi pierwotni przedstawiciele plemienia Hominini nie posługiwaliby się po prostu przypadkowymi dźwiękami czy gestami. Zamiast tego używaliby środków komunikacji, co do których mieliby przekonanie, że inni je zrozumieją. Uważali również, że słuchacze mogą „wypełniać luki” i dołączać swoje wiadomości na temat kultury i świata w celu zinterpretowania wypowiedzi.

Oto niektóre z powodów, dla których nie da się prowadzić efektywnej dyskusji o powstaniu ludzkiego języka, zanim nie umieści się konwersacji na samej górze listy zagadnień, które należy zrozumieć. Wszystkie aspekty ludzkiego języka ewoluowały, podobnie jak części mózgowia i ciała człowieka, żeby móc włączyć się w rozmowę i życie społeczne. Język nie powstał w pełni w momencie, gdy jakiś hominid wypowiedział pierwsze słowo czy zdanie. Jego powstawanie rozpoczęło się na poważnie dopiero wraz z pierwszą konwersacją, stanowiącą zarazem źródło i cel języka. Rzeczywiście, język zmienia życie. Tworzy społeczeństwo, wyraża nasze najszczytniejsze aspiracje, najbardziej podstawowe myśli, nasze emocje i filozofię życia. Jednakże całość języka służy ostatecznie kontaktom międzyludzkim. Inne elementy języka, takie jak gramatyka i opowieści, są wtórne w stosunku do konwersacji.

Ta kwestia rodzi ciekawe pytanie dotyczące ewolucji języka – kto przemówił jako pierwszy? W ciągu ostatnich dwóch stuleci jako kandydatów proponowano co niemiara przodków ludzi z różnych miejsc, od Republiki Południowej Afryki, Jawy i Pekinu aż do Doliny Neandra i wąwozu Olduvai. Jednocześnie naukowcy zasugerowali istnienie kilku nowych gatunków z plemienia Hominini, co doprowadziło do powstania mylącej mozaiki ewolucyjnej. Żeby uniknąć uwikłania się w gąszczu niepewnych propozycji, w dyskusji trzeba się ograniczyć tylko do trzech posługujących się językiem gatunków: Homo erectus, Homo neanderthalensis i Homo sapiens.

Niewielu językoznawców twierdzi, że Homo erectus używał języka. W istocie większość temu zaprzecza. Nie ma obecnie zgodnego stanowiska co do tego, kiedy pierwsi ludzie zaczęli mówić. Wydaje się jednak, że istnieją współczesne, zgodne stanowiska co do ewolucji człowieka, stosowanych metod badawczych oraz ogólnego spojrzenia na rozwój fizycznych i poznawczych umiejętności naszego gatunku. W dziele Opochodzeniu człowieka Karol Darwin sugerował, że kolebką ludzi mogła być Afryka, gdyż jest także siedliskiem większości małp. Rozumował (trafnie), że ludzie i małpy prawdopodobnie łączy bliskie pokrewieństwo, mają bowiem wspólnego przodka. Darwin zapisał te prorocze uwagi przed głównymi odkryciami dotyczącymi wczesnych przedstawicieli plemienia Hominini (czyli rodzaju Homo oraz jego spionizowanych przodków, takich jak Australopithecus afarensis). Do kolejnej grupy krewnych, czyli rodziny hominidów (człowiekowatych), należą wielkie małpy. Ta grupa obejmuje ludzi, orangutany, goryle, szympansy zwyczajne i karłowate oraz ich wspólnego przodka. Do obsady opowieści o ewolucji człowieka należą również odgałęzienia Homo erectus aż do ludzi współczesnych. Żeby zrozumieć relacje między niektórymi z tych różnych gatunków oraz ustalić, czy ich przedstawiciele mówili, czy nie, trzeba się zapoznać z tym, co o nich wiadomo.

Częścią kontrowersji dotyczących pochodzenia człowieka jest liczba gatunków z rodzaju Homo, które istniały. Trzeba jednak koniecznie ustalić możliwości poznawcze wszystkich członków plemienia Hominini (na podstawie wielkości ich mózgów, zestawów używanych narzędzi oraz odbywanych podróży), zanim będzie można przejść do znaczenia migracji tych gatunków dla ewolucji ludzkiego języka. Można przy tym koncentrować się na fizjologii lub kulturze albo obu tych dziedzinach, choć część najciekawszych danych pochodzi z kultury.

Symbole (powiązanie dowolnych w znacznej mierze form z określonymi znaczeniami, takich jak dźwięki tworzące słowo „pies”, oznaczające przedstawiciela rodziny psowatych) stanowiły wynalazek, który umożliwił ludziom wstąpienie na drogę do języka. Dlatego musimy zrozumieć nie tylko sposób, w jaki powstały, lecz także to, jak doszło do ich przyjęcia przez całe społeczności i jak były one porządkowane. Jedna hipoteza, którą odrzucam, jest zapewne najistotniejszym ze wszystkich wyjaśnieniem w dyskusji o pochodzeniu ludzkiego języka. Chodzi o przeświadczenie, że język stanowi rezultat pojedynczej mutacji genetycznej, do której doszło około 50–100 tysięcy lat temu. Owa mutacja umożliwiła ponoć Homo sapiens budowanie zdań złożonych. Jest to zestaw idei znanych pod nazwą gramatyki uniwersalnej. Jednakże zupełnie odmienna hipoteza wyłania się ze starannej oceny danych dotyczących biologicznej i kulturowej ewolucji naszego gatunku, mianowicie teoria powstania języka drogą progresji znaku. Termin ten po prostu oznacza, że język wyłania się stopniowo w trakcie przechodzenia od indeksów (obiektów reprezentujących rzeczy, z którymi łączy je fizyczny związek, taki jak związek śladu łapy ze zwierzęciem) przez ikony (obiekty fizycznie przypominające rzeczy, które mają reprezentować, na przykład portret rzeczywistej osoby) aż do tworzenia symboli (konwencjonalnych sposobów odzwierciedlania znaczeń, w dużej mierze dowolnych).

W końcu symbole są łączone z innymi, co w efekcie daje gramatykę, powstają też symbole złożone składające się z prostych. Powyższa progresja znaku ostatecznie osiąga punkt w ewolucji języka, w którym gesty oraz intonacja integrują się z gramatyką i znaczeniem, tworząc pełny język ludzki. Taka integracja umożliwia przekazywanie i podkreślanie znaczenia informacji, którą mówiący wypowiada do słuchającego. Stanowi ona kluczowy, choć często ignorowany, etap powstawania języka.

Ponieważ ewolucja języka to tak trudny problem, najwcześniejsze próby jego rozwiązania, jak można się było spodziewać, stanowiły raczej kiepski początek. Opisy, zamiast na danych i wiedzy, opierały się na spekulacjach. Pewna popularna idea głosiła, że wszystkie języki wywodzą się od hebrajskiego, gdyż wierzono, iż jest to język Boga. Odrzucono też wiele innych hipotez, podobnie jak spekulację o pierwszeństwie hebrajskiego, choć wiele z nich zawierało ziarna trafnych pomysłów. Doprowadziły one, choć okrężną drogą, do obecnej wiedzy o pochodzeniu języka.

Jednakże wszystkie wczesne próby wyjaśnienia tego zagadnienia wykazywały poważne mankamenty, a brak dowodów w połączeniu z obfitością spekulacji irytował wielu naukowców. W 1866 roku Paryskie Towarzystwo Lingwistyczne obwieściło zatem, że nie będzie więcej publikować artykułów o pochodzeniu języka.

Dobra zaś wiadomość jest taka, że obecnie ów zakaz uchylono. Współczesne prace są nieco mniej spekulatywne, a niekiedy mocniej oparte na niezbitych dowodach niż badania z XIX i XX wieku. W XXI stuleciu naukowcy mimo trudności zdołali wreszcie złożyć dostatecznie dużo niezmiernie małych elementów układanki z obrazem ewolucji języka, by sformułować sensowną ideę powstania ludzkiej mowy.

Jak jednak wielu naukowców zauważa, do rozwikłania pozostaje jedna z największych tajemnic pochodzenia języka – „luka językowa”. Pomiędzy ludźmi a wszystkimi innymi gatunkami zieje szeroka i głęboka językowa otchłań. Systemy komunikowania się w królestwie zwierząt nie przypominają mowy ludzkiej. Tylko języki ludzkie zawierają symbole i tylko one odznaczają się znaczną kompozycjonalnością, umożliwiającą rozbijanie wypowiedzi na mniejsze, mające znaczenie części – opowiadania dzielą się na akapity, akapity na zdania, zdania na zwroty, a zwroty na słowa. Każda mniejsza jednostka wnosi swój wkład w znaczenie większej, której jest częścią. Zdaniem niektórych badaczy luka językowa istnieje po prostu dlatego, że ludzie w odróżnieniu od innych stworzeń są wyjątkowi. Inni twierdzą, że ów wyróżniający ludzi język to cecha zaprojektowana przez Boga.

Bardziej prawdopodobnie brzmi wyjaśnienie, że luka utworzyła się drobnymi kroczkami pod wpływem przemian w homeopatycznej skali, których bodźcem była kultura. Owszem, ludzkie języki i systemy komunikowania się innych zwierząt dzieli spektakularna różnica, ale kroki poznawcze i kulturowe, prowadzące do przekroczenia „progu językowego” były drobniejsze, niż się wielu z nas wydaje. Dowody wykazują, że nie nastąpił żaden „nagły przeskok” do niepowtarzalnie ludzkiej cechy komunikacji językowej, tylko wcześniejsze od naszego gatunki z rodzaju Homo, a także jeszcze wcześniejsze, być może należące do podplemienia Australopithecine, robiły powolne, lecz nieustanne postępy, aż wreszcie ludzie nabyli zdolność używania języka. Ów powolny marsz podjęty przez wczesnych przedstawicieli plemienia Hominini ostatecznie stworzył otchłań między ludzkim językiem a pozostałymi sposobami komunikowania się zwierząt. W końcu u gatunków z rodzaju Homo rozwinęły się złożona struktura społeczna, kultura oraz zaawansowane cechy fizjologiczne i neurologiczne, które przerosły dzieła wszystkich pozostałych stworzeń.

Tak więc język ludzki miał skromne początki jako istniejący wśród wczesnych hominidów system komunikowania się, nieróżniący się od takich systemów u wielu innych zwierząt, ale skuteczniejszy niż u grzechotników.

Co by było, gdyby cała osiemdziesiątka pozostałych użytkowników języka ludu Banawá nagle wymarła, a ich kości zostałyby odkryte za 100 tysięcy lat? Gdyby pominąć to, że językoznawcy opublikowali gramatykę, słowniki oraz inne wyniki badań nad tym językiem, czy kultura materialna tego plemienia pozostawiłaby po sobie jakiś dowód, że jego członkowie byli zdolni do posługiwania się mową i rozumowania symbolicznego? Zapewne pozostawiłaby jeszcze mniej dowodów istnienia języka, niż znaleziono w przypadku H. neanderthalensis czy H. erectus. Dzieła sztuki Indian Banawá (naszyjniki, wzory koszy i rzeźby) oraz ich narzędzia (w tym łuki i strzały, dmuchawki ze strzałkami, trucizna oraz kosze) ulegają biodegradacji. Zatem ich kultura materialna zniknęłaby bez śladu w czasie dużo krótszym niż 800 tysięcy czy półtora miliona lat, które minęły od pojawienia się najwcześniejszych kultur. Oczywiście na podstawie śladów użytkowania gleby można by określić, że ludzie ci zamieszkiwali wioski określonej wielkości, chaty i tak dalej, ale równie trudno byłoby z resztek ich artefaktów wywnioskować, iż posługiwali się językiem, jak stwierdzić to samo w odniesieniu do wielu pradawnych grup myśliwych-zbieraczy. Wiadomo, że dzisiejsze populacje ludów Amazonii dysponują w pełni rozwiniętymi językami i bogatymi kulturami, należy więc wystrzegać się przedwczesnych wniosków, iż brak dowodów istnienia języka lub kultury w prehistorycznych śladach wskazuje, że dawne populacje ludzkie nie miały tych zasadniczych atrybutów poznawczych. W istocie jeśli przyjrzymy się uważnie, dostrzeżemy dowody, że najwcześniejsze gatunki z rodzaju Homo faktycznie miały kulturę i posługiwały się mową.

Odkrywanie tajemnicy powstania języka ludzkiego rozpoczyna się od zbadania natury i ewolucji jedynego żyjącego gatunku używającego języka – Homo sapiens albo, jak to ujmuje Tom Wolfe, Homo loquax, czyli „człowieka mówiącego”. Istnieje kilka unikatowych perspektyw wyznaczających ścieżkę ewolucji języka.

Po pierwsze, ludzki język wyłania się z o wiele szerszego zjawiska komunikowania się zwierząt. Komunikowanie się nie oznacza nic więcej niż przekazywanie informacji (zwykle zamierzone) od jednej istoty do drugiej, bez względu na to, czy chodzi o komunikację za pośrednictwem feromonów między mrówkami, nawoływanie się koczkodanów, położenie i ruchy ogona u psów, bajki Ezopa lub pisanie i czytanie książek. Jednakże język jest czymś znacznie większym niż narzędzie do przekazywania informacji.

Druga perspektywa ewolucji języka wywodzi się z badań z biologicznego i kulturowego punktu widzenia. W jaki sposób mózg, aparat głosowy, ruchy rąk i reszty ciała ludzkiego w połączeniu z kulturą wpłynęły na ewolucję języka i ułatwiły ją? Zbyt wiele opisów ewolucji języka koncentruje się na jednym bądź drugim punkcie widzenia – biologia kontra kultura – wykluczając pozostałe.

Ostatnia, lecz nieodzowna perspektywa może niektórym czytelnikom wydać się kuriozalna. Polega na przyjrzeniu się ewolucji języka oczami językoznawcy prowadzącego badania w terenie. Ta perspektywa prowadzi do dwóch fundamentalnych pytań: na ile podobne są używane dzisiaj ludzkie języki i co zróżnicowanie współczesnych języków mówi nam o pierwszych językach ludzkich? Powyższe perspektywy oferują możliwość przyjrzenia się ewolucyjnym kamieniom milowym wyznaczającym ścieżkę pierwszego języka gatunku z rodzaju Homo.

Istnieją też dodatkowe pytania domagające się odpowiedzi. Czy gesty są kluczowym składnikiem języków ludzkich? Owszem, są. Czy aparat głosowy identyczny z tym posiadanym przez ludzi anatomicznie współczesnych jest niezbędny do rozwoju języków ludzkich? Nie. Czy ludzkie języki wymagają złożonych struktur gramatycznych? Nie, lecz występują one w licznych językach współczesnych z różnorodnych powodów. Czy członkowie niektórych społeczności komunikują się mniej lub korzystają z komunikacji językowej w mniejszym stopniu niż inni? Wydaje się, że tak. Homo erectus mógł używać języka, niemniej mógł cenić sobie małomówność.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI

PEŁNY SPIS TREŚCI:

Pochodzenie rycin

Podziękowania

Przedmowa

Wstęp

Część pierwsza. Pierwsi członkowie plemienia Hominini

Rozdział 1. Powstanie plemienia Hominini

Rozdział 2. Łowcy skamieniałości

Rozdział 3. Plemię Hominini odchodzi

Rozdział 4. Wszyscy mówią językami znaków

Część druga. Biologiczne przystosowanie ludzi do języka

Rozdział 5. Ludzie zdobywają lepszy mózg

Rozdział 6. Jak mózg umożliwia posługiwanie się językiem

Rozdział 7. Gdy mózg szwankuje

Rozdział 8. Mówienie za pomocą języków

Część trzecia. Ewolucja formy języka

Rozdział 9. Skąd się wzięła gramatyka

Rozdział 10. Mówienie za pomocą rąk

Rozdział 11. Tylko dostatecznie dobry

Część czwarta. Kulturowa ewolucja języka

Rozdział 12. Społeczności i komunikacja

Zakończenie

Proponowane lektury

2Cytaty biblijne pochodzą z: Biblia to jest Pismo Święte Starego iNowego Testamentu. Nowy przekład, Brytyjskie iZagraniczne Towarzystwo Biblijne, 1980 (przyp. tłum.).