Jak nie dać sobą manipulować - Christel Petitcollin - ebook + audiobook + książka

Jak nie dać sobą manipulować ebook i audiobook

Petitcollin, Christel

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

MANIPULATORZY ROZPORZĄDZAJĄ JEDYNIE TAKĄ MOCĄ, JAKĄ IM NADAJEMY „Kiedy mają przed sobą ludzi przenikliwych, pozbieranych i stanowczych, stają się bezbronni. Nie mam najmniejszego zamiaru «unicestwiać» biednych manipulatorów. Dążę jedynie do tego, aby nie pozostawiano im pola do działania i by nie mogli wyrządzać tylu szkód. Chciałabym także, abyś mógł utrzymywać z nimi kontakty, dokładnie wiedząc, czego się po nich spodziewać”. Manipulacja przybiera różne formy: od szantażu emocjonalnego w rodzinie czy w pracy po dominację jednej osoby w związku czy silny wpływ przyjaciela. Co najgorsze, na każdym etapie życia możemy spotkać ludzi, którzy będą chcieli nas wykorzystać, żeby osiągnąć własne cele. Ich techniki – jednocześnie proste i wyrafinowane – są niezwykle skuteczne, dlatego wielu z nas żyje w toksycznych relacjach, nawet o tym nie wiedząc. Z tej książki, powstałej na podstawie historii ofiar manipulatorów, dowiesz się, dlaczego właśnie osobom nadwydajnym mentalnie trudno jest wychwycić pozorną życzliwość i wskazać źródła manipulacji. Pomoże ci ona także rozpoznać toksyczne osoby wokół siebie i uwolnić się od nich. Stosując się do zawartych w niej porad, przestaniesz być w końcu seryjną ofiarą manipulacji i odzyskasz upragnioną niezależność psychiczną. „...podzielę się z tobą wszystkim, co wiem o manipulatorach, co zrozumiałam z ich osobowości i czego się u nich doszukałam. Wyzwolisz się spod ich wpływu tylko, jeśli dostrzeżesz i zrozumiesz, kim są naprawdę, co, jak i dlaczego robią. I od razu, korzystając z okazji, odpowiem na zadawane mi tysiące razy pytanie: nie, nie mam osobistych porachunków z manipulatorami i nie pałam do nich nienawiścią!”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 215

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 20 min

Lektor: Christel Petitcollin

Oceny
4,4 (357 ocen)
211
86
41
14
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
BarbaraMJ

Nie oderwiesz się od lektury

Dużo wartościowych informacji. Pożyteczna lektura.
00
Alexa12035

Z braku laku…

To książka nie dla mnie, zawiera troszkę rad. Ale drugi raz już po nią nie sięgnę.
00
sajetan

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00
Mozdzon

Dobrze spędzony czas

Dość lekka lektura, pokazująca pewne spojrzenie na tzw. ‚Manipulatorow’. Bardziej do potraktowania jako opinia na podstawie obserwacji. Brak tu jakichkolwiek badań naukowych, czy odniesień do poważniejszych źródeł. Nie mniej warto przeczytać, żeby poszerzyć sobie zdanie na temat relacji z ludźmi.
00
Radosanka

Całkiem niezła

Niestety to nie jest książka dla mnie. Kolejne "podejście" do poradnika utwierdziło mnie w przekonaniu, że jedna taka książka rocznie wystarczy. Ale słuchałam jej z siostrą, która stwierdziła, że "wyciagnęła" z książki kilka ciekawych rad.
00

Popularność




Słowo wstępne

Słowo wstępne

Drodzy za dużo myślący czy­tel­nicy, zanim przy­stą­pi­cie do lek­tury, pozwól­cie, że zwrócę waszą uwagę na pewien pro­blem.

Jak już pisa­łam w Jak mniej myśleć i Jak lepiej myśleć, ludzie, któ­rzy za dużo myślą, uwiel­biają kart­ko­wać książki, prze­cho­dząc bez­po­śred­nio do frag­men­tów, które, jak sądzą, odno­szą się do nich, i pomi­ja­jąc te, które wydają im się nudne.

Ten spo­sób może się oka­zać odpo­wiedni pod­czas nie­jed­nej lek­tury, ale nie takiej, która pełni rolę „tera­peu­tyczną”. Książka, którą zaczy­na­cie czy­tać, została pomy­ślana tak, żeby wywo­ły­wać u was nagłe prze­bły­ski świa­do­mo­ści. Zadba­łam o logikę wywodu, aby­ście mogli się osta­tecz­nie uwol­nić od wszyst­kiego, co czyni was podat­nymi na mani­pu­la­cję. Jeśli będzie­cie ska­kać po roz­dzia­łach, nie śle­dząc wątku, ist­nieje obawa, że nie zro­zu­mie­cie nie­któ­rych wysu­wa­nych przeze mnie twier­dzeń. Jeśli pomi­nie­cie jakieś frag­menty, nie będzie­cie w sta­nie uzmy­sło­wić sobie pew­nych spraw.

Dla­tego, podob­nie jak w przy­padku Jak mniej myśleć i Jak lepiej myśleć, pro­szę, byście czy­ta­jąc tę książkę, prze­strze­gali przy­ję­tego przeze mnie porządku. Tylko wów­czas przy­nie­sie wam ona korzy­ści.

Ruszajmy więc w drogę. Przy­jem­nej lek­tury!

Przed­mowa

Przed­mowa

Mijają dwa­dzie­ścia cztery lata, odkąd towa­rzy­szę ofia­rom mani­pu­la­to­rów i badam spo­soby postę­po­wa­nia oraz reak­cje zarówno jed­nych, jak i dru­gich, a także łączące ich zależ­no­ści. Przede wszyst­kim jed­nak poszu­kuję roz­wią­zań, które umoż­li­wią ofie­rze wyzwo­le­nie się spod wła­dzy mani­pu­la­tora.

Wie­lo­let­nia prak­tyka pozwo­liła mi roz­szy­fro­wać oso­bo­wość mani­pu­la­to­rów i ich ofiar oraz okre­ślić, co składa się na szcze­gólną więź mię­dzy n imi. Pod­czas kolej­nych sesji coachin­go­wych gro­ma­dzi­łam coraz bar­dziej wni­kliwe spo­strze­że­nia, for­mu­łu­jąc różne hipo­tezy, które potwier­dza­łam bądź odrzu­ca­łam. Poznaw­szy skła­dowe myśle­nia kom­plek­so­wego, mogłam bli­żej się przyj­rzeć, w jaki spo­sób mani­pu­la­to­rzy świa­do­mie bądź instynk­tow­nie wyko­rzy­stują paję­czą sieć waszych myśli, by utkać z niej pułapkę. Wręcz pora­ziło mnie to, jak mani­pu­la­tor i ofiara się ze sobą uzu­peł­niają. I tak z hiper­este­zją1 jed­nego idzie w parze eks­pan­syw­ność sen­so­ryczna dru­giego (wyja­śnię wam to dalej!), z cho­ro­bliwą potrzebą rozu­mie­nia – rów­nie cho­ro­bliwa odmowa wyja­śnia­nia, a z umi­ło­wa­niem pokoju i har­mo­nii – dąże­nie do próby sił i kon­fliktu…

Poczy­nione spo­strze­że­nia przed­sta­wi­łam w pię­ciu książ­kach: trzech poświę­co­nych mani­pu­la­cji psy­chicz­nej i dwóch – myśle­niu kom­plek­so­wemu, które nazwa­łam „nad­wy­daj­no­ścią men­talną” (by nie okre­ślać go mia­nem „nad­in­te­li­gen­cji”, któ­rej nie dostrzega u sie­bie wielu spo­śród za dużo myślą­cych).

Tematy, jakie poru­sza­łam w tych książ­kach, prze­pla­tają się wza­jem­nie. Kolejno napi­sa­łam:

Échapper aux mani­pu­la­teurs: les solu­tions exi­stent!

(Uciec od mani­pu­la­to­rów: roz­wią­za­nia ist­nieją);

Jak mniej myśleć. Dla ana­li­zu­ją­cych bez końca

i

wysoko wraż­li­wych

;

Divor­cer d’un mani­pu­la­teur: un emploi à plein-temps

(Roz­wo­dzić się z mani­pu­la­to­rem: praca na cały etat);

Enfants de mani­pu­la­teurs: com­ment les protéger ?

(Dzieci mani­pu­la­to­rów: jak je chro­nić?);

Jak lepiej myśleć. Dla ana­li­zu­ją­cych bez końca

i

wysoko wraż­li­wych

.

W książ­kach o mani­pu­la­to­rach poświę­cam całe roz­działy pro­fi­lowi ofiar. W tych o nad­wy­daj­no­ści men­tal­nej wyja­śniam obszer­nie nad­wy­daj­nym, że powinni pod­cho­dzić nie­uf­nie do pew­nej cechy swo­ich zło­żo­nych umy­słów, jaką jest łatwość ule­ga­nia suge­stii.

Ogól­nie bio­rąc, lek­tura moich ksią­żek odnio­sła sku­tek: wielu z was zdo­łało wybrnąć z sytu­acji, w któ­rej byli­ście nara­żeni na mani­pu­la­cję. Pogo­dzi­li­ście się ze swoim kom­plek­so­wym, roz­ga­łę­zio­nym myśle­niem i odzy­ska­li­ście pew­ność sie­bie. Usły­sza­łam od was: „Uff, wresz­cie odży­łem!”. Ale okres wyci­sze­nia z reguły nie trwał długo.

Taka bowiem jest rze­czy­wi­stość: nawet jeśli nad­wy­dajni doło­żyli sta­rań, aby wyjść z uza­leż­nie­nia, i nawet jeśli roz­szy­fro­wali jego mecha­ni­zmy, na­dal przy­cią­gają mani­pu­la­to­rów jak magnes. Zro­zu­mieli, wie­dzą, a jed­nak… Tak jakby im bra­ko­wało jakie­goś ele­mentu, zba­wien­nego prze­bły­sku świa­do­mo­ści, który by ich raz na zawsze uchro­nił przed mani­pu­la­cją psy­chiczną. Nie­któ­rzy z was doznali takiego prze­bły­sku, lecz należą do rzad­ko­ści. Mówią mi ze śmie­chem, że teraz już z daleka roz­po­znają mani­pu­la­to­rów, goto­wych pocią­gać za sznurki, i że sami napę­dzają tam­tym stra­chu. Nie­stety, inni wydają się dotknięci amne­zją. Wie­dza, jaką zdo­byli, się ulot­niła. Wszystko trzeba zaczy­nać od nowa.

Zaj­muję się ofia­rami mani­pu­la­cji psy­chicz­nej od tak dawna, że czę­sto spo­ty­kam swo­ich byłych klien­tów po kilku latach. Kie­dyś pomo­głam im wyzwo­lić się ze znie­wa­la­ją­cej, nisz­czy­ciel­skiej rela­cji. Teraz czują, że powinni przyjść po radę, gdyż znów wplą­tali się w jakiś tok­syczny zwią­zek. Tak jakby potrze­bo­wali przy­po­mi­na­ją­cej dawki szcze­pionki. Zdzi­wiło mnie, jak szybko ludzie za dużo myślący „zapo­mi­nają” o ist­nie­niu mani­pu­la­to­rów. Weseli, kocha­jący, ufni, znów kie­rują się odru­chem serca i wysta­wiają czeki in blanco w sto­sun­kach mię­dzy­ludz­kich. Czy nie chcąc przy­jąć do wia­do­mo­ści tej iry­tu­ją­cej prawdy, nad­wy­dajni men­tal­nie stają się ide­al­nymi ofia­rami dla pierw­szego lep­szego mani­pu­la­tora, jaki pojawi się na ich dro­dze?

Jakiś czas temu zgło­siła się do mnie Fran­cine, która miała w pracy kło­poty zwią­zane bez­po­śred­nio ze swoją nie­uświa­do­mioną nad­wy­daj­no­ścią. Gdy zro­zu­miała, kim jest i jak funk­cjo­nuje, mogła dosto­so­wać się do kole­gów i zna­leźć zaję­cie, które naj­bar­dziej jej odpo­wia­dało. Przy­cho­dzi do mnie dwa lata póź­niej, aby oce­nić nową sytu­ację, gdyż wła­śnie awan­so­wano ją na wie­lo­za­da­niowe sta­no­wi­sko, o jakim marzyła, ale w jej obec­nym dziale „nie wszystko układa się dobrze”. Kie­row­niczka jest „dziwną osobą”, „chyba nie­zbyt kom­pe­tentną”, jak sądzi Fran­cine. W krót­kim cza­sie nowi kole­dzy zaczy­nają trak­to­wać moją klientkę jak kozła ofiar­nego, a „nie­udolna” sze­fowa rze­komo wsta­wia się za nią u zwierzch­ni­ków. Wysłu­chuję Fran­cine. Z jej opo­wie­ści wycią­gam wnio­sek, że nowa sze­fowa jest sprytną mani­pu­la­torką, zamie­rza­jącą obar­czyć ją odpo­wie­dzial­no­ścią za wszystko, co szwan­kuje w pod­le­głym jej dziale. Wydaje mi się rów­nież oczy­wi­ste, że napawa się porażką Fran­cine i z naj­wyż­szą roz­ko­szą wydaje ją na łup zespołu, wpy­cha­jąc ją na paję­czynę niczym muchę i patrząc, jak zostaje pożarta. Moja hipo­teza nie tra­fia jed­nak Fran­cine do prze­ko­na­nia. Klientka opo­wiada mi dal­szy ciąg swo­jej histo­rii: latem, tuż przed wyjaz­dem na waka­cje, sze­fowa, czę­sto podej­mu­jąca decy­zje pod wpły­wem impulsu, nagle posta­na­wia cał­ko­wi­cie zmie­nić pewną pro­ce­durę. Suge­ruję mojej klientce, że sze­fowa zosta­wia ją samą na nowym sta­no­wi­sku i zwala na nią gigan­tyczną robotę, nara­ża­jąc ją na nie­chęć zespołu. Fran­cine staje w obro­nie zwierzch­niczki: „Ależ nie, ona nie jest mani­pu­la­torką! Nie zda­wała sobie sprawy z ogromu pracy, jaką mi powie­rza, ani z wro­go­ści kole­gów wobec mnie”. Jestem zdu­miona. Biorę głę­boki oddech i mówię do Fran­cine pro­sto z mostu: „Pro­szę posłu­chać, potrze­buję pani. Nie­długo muszę napi­sać książkę, w któ­rej wyja­śniam, dla­czego nad­wy­dajni są wyma­rzo­nymi ofia­rami dla mani­pu­la­to­rów. Pani mąż był mani­pu­la­to­rem, a więc wie pani, jacy są ci ludzie i jak dzia­łają. Z tego, co mi pani opo­wiada o swo­jej sze­fo­wej, jasno wynika, że jest wobec pani nie­życz­liwa. Niech mi pani powie, dla­czego nie chce pani przy­znać, że kie­row­niczka jest mani­pu­la­torką?”. Fran­cine wydaje się skon­ster­no­wana moim pyta­niem. Jest pół­przy­tomna i zamro­czona, jakby wybu­dzała się z hip­nozy. Coś bąka pod nosem i naj­wy­raź­niej ma mętlik w gło­wie. Na następ­nej sesji jest już „roz­bu­dzona”. Przy­tomna, sta­now­cza, pozbie­rana. Ani śladu splą­ta­nia, jakiego doświad­czała poprzed­nio. Mówi mi, że wszystko prze­my­ślała i że mam cał­ko­witą rację. Potwier­dza zarzuty, jakie przed­sta­wi­łam. Potem wykłada mi, punkt po punk­cie, jaką mowę w swo­jej obro­nie zamie­rza wygło­sić na następ­nym zebra­niu. Mogę jedy­nie pochwa­lić jej plan. Kiedy osoba nad­wy­dajna men­tal­nie wresz­cie posta­na­wia się bro­nić, słowa, jakich zamie­rza użyć, są nie­zwy­kle trafne! Fran­cine przy­znaje też, że poprzed­nio zacho­wy­wała się jak zahip­no­ty­zo­wana.

Dwa lata temu Éric z nie­ma­łym tru­dem porzu­cił swoją per­fek­cyj­nie mani­pu­lu­jącą żonę, pozo­staje jed­nak na­dal pod wpły­wem ich pięt­na­sto­let­niej córki, nasta­wio­nej do niego nie­chęt­nie przez matkę. Wydaje się, że nowa part­nerka wspiera go w sta­ra­niach o poprawę sto­sun­ków z dziec­kiem. Jed­nak z cza­sem oka­zuje się, że jest ona rów­nie zręczną mani­pu­la­torką co jej poprzed­niczka i naj­wy­raź­niej psuje rela­cje mię­dzy Érikiem a nasto­latką, rywa­li­zu­jąc z nią. Sys­te­ma­tycz­nie sabo­tuje wszel­kie dzia­ła­nia, jakie wdra­żamy razem z moim klien­tem, aby popra­wić sto­sunki rodzinne, a jej reak­cje i wypo­wie­dzi coraz czę­ściej świad­czą o tym, że ma uro­je­nia. Éric nie chce przy­jąć do wia­do­mo­ści, że pomy­lił się po raz drugi. Znaj­duje tysiące wymó­wek, uspra­wie­dli­wia­jąc dewia­cyjne zacho­wa­nia swo­jej nowej part­nerki. Potem wyznaje mi ze skru­szoną miną: wie, jaka ona jest, ale ją kocha. Nie potrafi się z nią roz­stać.

Jean-Paul pod­czas sprawy roz­wo­do­wej paro­krot­nie prze­ko­nał się o nie­go­dzi­wo­ści i chci­wo­ści swo­jej byłej żony. Roz­po­znał jej cechy w opi­sach mani­pu­la­to­rów obu płci, jakie zamie­ści­łam w swo­ich książ­kach. Mimo to zdaje się sys­te­ma­tycz­nie zapo­mi­nać, z kim ma do czy­nie­nia, i postę­puje tak, jakby jego eks była osobą godną zaufa­nia, roz­sądną i pełną dobrej woli. Za każ­dym razem, gdy spo­tyka go z jej strony kolejna pod­łość, spada z obło­ków. Jean-Paul jest dyrek­to­rem firmy. Jakiś czas wcze­śniej zatrud­nił pew­nego mło­dego czło­wieka, który go wzru­szył i któ­remu chciał „dać szansę”. Wkrótce potem zauwa­żył, że od chwili, gdy go przy­jął, rośnie liczba nie­obec­no­ści wśród człon­ków zespołu i zwięk­sza się rota­cja na sta­no­wi­skach, co świad­czy o złych nastro­jach wśród per­so­nelu. Lek­ce­waży jed­nak pro­blem. Nie­wąt­pli­wie impul­sywny młody czło­wiek ma trudny cha­rak­ter, ale Jean-Paul jest prze­ko­nany, że on jako szef panuje nad sytu­acją i że jeśli okaże ojcow­ską pobłaż­li­wość oraz cier­pli­wość, wyj­dzie na swoje. Przez tę przy­krą sprawę traci dużo czasu, ener­gii i pie­nię­dzy, ale jest zado­wo­lony, ponie­waż dwa lata póź­niej udaje mu się wyne­go­cjo­wać z nie­sub­or­dy­no­wa­nym pra­cow­ni­kiem roz­wią­za­nie umowy o pracę za poro­zu­mie­niem stron. Uczu­cie ulgi nie trwa jed­nak długo: uro­czy mło­dzie­niec w isto­cie posta­na­wia „zabić ojca”. Cho­ciaż zgo­dził się na roz­wią­za­nie umowy, pozywa go do sądu za bez­prawne zwol­nie­nie. Jean-Paul nie rozu­mie takiego postę­po­wa­nia, ale nie chce przy­znać, że były pra­cow­nik jest mani­pu­la­to­rem. Woli wie­rzyć, że młody czło­wiek po pro­stu cierpi. W pew­nym sen­sie uwznio­śla to doznane przez Jean-Paula przy­kro­ści.

Marianne omal się nie wykoń­czyła w trak­cie okrop­nego roz­wodu. Stop­niowo nauczyła się jed­nak prze­ciw­sta­wiać mężowi, który jak się oka­zało, był nie­zwy­kle wyra­fi­no­wa­nym mani­pu­la­to­rem. Nie udało mu się ode­brać Marianne dzieci i osta­tecz­nie się pod­dał, ucie­ka­jąc za gra­nicę. Moja klientka spra­wia wra­że­nie, jakby dosko­nale wie­działa, jak dzia­łają mani­pu­la­to­rzy. Trzeźwo oce­nia swo­jego byłego męża. Nie­dawno poznała nowego męż­czy­znę. Pod jego wpły­wem zaak­cep­to­wała rela­cję uczu­ciową cał­ko­wi­cie sprzeczną z war­to­ściami, które wyznaje. Mimo to nie chce w nim widzieć kolej­nego mani­pu­la­tora. Słu­cha­jąc jej, jestem zasko­czona pomy­sło­wo­ścią, jaką wyka­zuje, tłu­ma­cząc i uspra­wie­dli­wia­jąc wszyst­kie jego zacho­wa­nia, pod któ­rych wpły­wem postę­puje wbrew wła­snym zasa­dom.

Kilka lat temu z moją pomocą Sonia opu­ściła męża, zręcz­nego mani­pu­la­tora, nie pono­sząc przy­krych kon­se­kwen­cji. W osta­tecz­nym roz­ra­chunku roz­sta­nie wyszło jej na dobre, bo zaczęła wyka­zy­wać wię­cej ini­cja­tywy w pracy, a nawet spo­tkała nowego, naprawdę cudow­nego part­nera. Wraca do mnie, ponie­waż ma spory kło­pot. Skon­tak­to­wał się z nią dawny kolega, który „roz­krę­cał firmę”, i zapro­po­no­wał jej sta­no­wi­sko dyrek­torki (w isto­cie figu­rantki) w powsta­ją­cym przed­się­bior­stwie. Od samego początku Sonia miała złe prze­czu­cia. Nie prze­pa­dała za tym czło­wie­kiem już w prze­szło­ści, kiedy razem pra­co­wali. Jej opo­wieść jed­nak mnie zadzi­wiła. Kobieta jakby cier­piała na roz­dwo­je­nie jaźni. Dostrze­gała nie­lo­gicz­no­ści czy nie­do­po­wie­dze­nia, czuła wywie­raną pre­sję. Prze­wi­działa, jaki będzie roz­wój wyda­rzeń. Ale choć zda­wała sobie sprawę, na czym polega pułapka (czło­wiek nie­godny zaufa­nia, koniecz­ność dzia­ła­nia pod pre­sją czasu, sta­wia­nie przed fak­tem doko­na­nym, doko­ny­wa­nie zmian w ostat­niej chwili), nie mogła, czy też nie potra­fiła, jej unik­nąć. Wie­działa, że powinna odmó­wić, lecz nie była w sta­nie tego zro­bić. Na szczę­ście dzięki naszej sesji coachin­go­wej zna­la­zła w sobie dość siły, by zło­żyć wypo­wie­dze­nie (zale­d­wie mie­siąc po pod­pi­sa­niu umowy o pracę). Następ­nie przed­się­wzięła nie­zbędne środki prawne, by mani­pu­la­tor nie mógł dłu­żej posłu­gi­wać się jej pod­pi­sem. Kilka tygo­dni póź­niej uwol­niła się od niego cał­ko­wi­cie. Nie­miła przy­goda szczę­śli­wie nie nara­ziła jej na dużą stratę: zbity z tropu mani­pu­la­tor, prze­stra­szony zmianą postawy i sta­now­czo­ścią Soni, bez szem­ra­nia zwró­cił jej nawet wkład. Kiedy razem ana­li­zu­jemy, co mogło się stać, moja klientka wyod­ręb­nia dwa istotne ele­menty:

były kolega, mimo że anty­pa­tyczny, wypo­wie­dział magiczne, ujmu­jące słowa: „Jesteś mi potrzebna”;

cho­ciaż Sonia uświa­da­miała sobie, że podej­muje się ryzy­kow­nego zada­nia, nie śmiała „ posta­wić się” w kan­ce­la­rii adwo­kac­kiej, gdy odkryła, że to, co pod­pi­sała, nie zga­dza się z wcze­śniej­szymi usta­le­niami. A jed­nak, po fak­cie, zasta­na­wia się, jak adwo­kat mógł zatwier­dzić umowę korzystną tylko dla jed­nej strony.

Fran­cine, Sonia, Marianne, Jean-Paul, Éric i tyle innych osób…

Czę­sto moi klienci, ledwo wyzwolą się z jakie­goś uza­leż­nia­ją­cego związku, stają się lek­ko­myślni czy wręcz dostają amne­zji i anga­żują się w następny… Zapo­mi­nają, z kim mają do czy­nie­nia, i znów zaczy­nają uwa­żać mani­pu­la­to­rów za osoby pełne dobrej woli i życz­li­wo­ści. Patrząc na nich z zewnątrz, widzę, że już przy­go­to­wują grunt pod swoje przy­szłe pie­kło. Tak jakby wrę­czali mani­pu­la­to­rom klu­cze do wię­zie­nia, w któ­rym się naiw­nie sado­wią. Jak to się dzieje, że nie dostrze­gają tego, co oczy­wi­ste, co nie­zbi­cie wynika z fak­tów? Są zbyt ufni, zbyt wspa­nia­ło­myślni? Za bar­dzo pra­gną być kochani, uży­teczni? Nie chcą czy nie potra­fią się bro­nić? Dla­czego nie są w sta­nie pojąć, że na ziemi ist­nieją źli ludzie, wrogo nasta­wieni do innych?

Sonia zorien­to­wała się, że zasta­wiono na nią pułapkę, a mimo to nie zdo­łała jej omi­nąć. Fran­cine nawet nie podej­rze­wała, że nowa sze­fowa może być mani­pu­la­torką, ale po naszej roz­mo­wie bar­dzo szybko zaczęła dzia­łać.

Marianne chowa głowę w pia­sek i woli uspra­wie­dli­wiać zacho­wa­nie nowego part­nera.

Éric jest świa­domy sytu­acji i nie­szczę­śliwy. Aby zasłu­żyć na odro­binę miło­ści, jest gotów zno­sić apo­dyk­tycz­ność nowej part­nerki, podob­nie jak poprzed­nio godził się na tyra­nię żony.

Nato­miast Jean-Paul, jak się zdaje, zwy­czaj­nie nie potrafi zro­zu­mieć, o czym mówię… Nie mie­ści mu się w gło­wie, że ktoś może być mani­pu­la­to­rem. Mimo że fakty wciąż temu prze­czą, jest prze­ko­nany, że istoty ludz­kie są stwo­rzone do wza­jem­nego poro­zu­mie­nia. Koniec kropka.

Długo się waha­łam, zanim zde­cy­do­wa­łam się napi­sać tę książkę. Wyda­wało mi się, że powie­dzia­łam już wszystko zarówno o mani­pu­la­to­rach, jak i o ludziach, któ­rzy za dużo myślą. Mia­łam wra­że­nie, że prze­ka­za­łam wystar­cza­jąco dużo infor­ma­cji każ­demu, kto chciałby się z nimi zapo­znać. Utwier­dzi­łam się w tym prze­ko­na­niu, gdy prze­czy­ta­łam ponow­nie swoje roz­wa­ża­nia. „Do licha, prze­cież wszystko widać jak na dłoni! Wszystko już powie­dzia­łam! – myśla­łam przy każ­dej linijce. – Jak to się dzieje, że ta wie­dza nie dociera do ludz­kiej świa­do­mo­ści?”

W Jak lepiej myśleć wyzna­łam wam już nawet, że jestem zmę­czona i znie­chę­cona pró­bami bro­nie­nia was przed wami samymi. „Nie mogę znieść krzywd wyrzą­dza­nych przez tych nie­go­dziw­ców tobie i ludziom takim jak ty”2– napi­sa­łam. Następ­nie zaś stwier­dzi­łam: – „Chwi­lami wasz bez­kry­tyczny sto­su­nek do innych wpę­dza mnie w roz­pacz”3, a także: „już nie dodam ani jed­nej linijki, żeby was prze­ko­nać”4. Na szczę­ście zmę­cze­nie i znie­chę­ce­nie nie trwają u mnie długo.

Skoro macie tę książkę w rękach, może­cie stwier­dzić, że nie dotrzy­ma­łam słowa. Głów­nie dzięki wam. Ile­kroć wspo­mi­na­łam, że korci mnie, by napi­sać o nie­wia­ry­god­nej kom­ple­men­tar­no­ści zacho­wań mani­pu­la­to­rów i osób nad­wy­daj­nych men­tal­nie, wasze twa­rze natych­miast się roz­ja­śniały. Wystar­czyło rzu­cić hasło. „Och tak, pro­szę napi­sać tę książkę! – mówi­li­ście mi. – Bar­dzo jej potrze­bu­jemy!” Wasze ocze­ki­wa­nia zdo­pin­go­wały mnie do dal­szych poszu­ki­wań. W końcu jedna z moich dewiz brzmi: „Nie ma pro­ble­mów, są tylko roz­wią­za­nia!”. Prze­śla­do­wała mnie myśl, że z pew­no­ścią ist­nieją jakieś tropy, któ­rych jesz­cze nie zba­da­łam, i roz­wią­za­nia, któ­rych do tej pory nie zna­la­złam. Zaczę­łam spo­rzą­dzać listę powią­zań mię­dzy mani­pu­la­to­rem a jego ofiarą oraz ich podob­nych, prze­ciw­nych lub uzu­peł­nia­ją­cych się cech. Co sta­nowi punkt wyj­ścia? Jakie są moty­wa­cje? Jaki wywo­łują oddźwięk? Jak docho­dzi do wza­jem­nych nie­po­ro­zu­mień? Dostrze­głam tyle zbież­no­ści mię­dzy postę­po­wa­niem mani­pu­la­to­rów a funk­cjo­no­wa­niem waszego mózgu, że koniecz­nie muszę wam o tym opo­wie­dzieć.

Doszłam do zaska­ku­ją­cego wnio­sku, że im jeste­śmy inte­li­gent­niejsi, tym bar­dziej podatni na mani­pu­la­cję się sta­jemy. To tylko pozorny para­doks: inte­li­gentna osoba usi­łuje zro­zu­mieć, roz­pa­trzyć punkt widze­nia kogoś innego, zna­leźć wspólną płasz­czy­znę poro­zu­mie­nia i nie znie­chęca się z byle powodu. Co gor­sza, taka osoba żywi naiwne prze­ko­na­nie, że roz­mowa łago­dzi wszel­kie spory. Mani­pu­la­tor zaś kła­mie, zaprze­cza rze­czy­wi­sto­ści i celowo wywo­łuje kon­flikty, ponie­waż są one tre­ścią jego życia. Nie spo­sób dys­ku­to­wać z czło­wie­kiem wyka­zu­ją­cym złą wolę.

Ostat­nią trud­no­ścią, jaką musia­łam poko­nać, zanim przy­stą­pi­łam do pisa­nia, był wspo­mniany już w Jak lepiej myśleć roz­ziew mię­dzy moimi pogłę­bio­nymi bada­niami poświę­co­nymi mani­pu­la­to­rom a tym, czego wy jeste­ście w sta­nie (lub chce­cie) wysłu­chać na ich temat. Towa­rzy­szy­łam licz­nym ofia­rom, które mi się zwie­rzały, a wszystko, co usły­sza­łam przez dwa­dzie­ścia cztery lata, roz­pra­sza moje wąt­pli­wo­ści. Nie mam naj­mniej­szych złu­dzeń co do tego, kim w grun­cie rze­czy są mani­pu­la­to­rzy.

Jak zauwa­ży­łam, czę­sto to mnie uwa­ża­cie za psy­cho­patkę, ponie­waż przy­pi­suję psy­cho­pa­tyczne odru­chy psy­cho­pa­tom. Odsła­niam prawdy, które zbi­jają z tropu czy­tel­ni­ków. Może po pro­stu są dla was nie do przy­ję­cia? A jed­nak rze­czy­wi­ście ist­nieją ludzie okrutni, nie­życz­liwi, nie­bez­pieczni, ukry­wa­jący się pod maską wzo­ro­wego członka spo­łe­czeń­stwa. Zaprze­cza­jąc temu fak­towi, nie będzie­cie mogli się przed nimi bro­nić.

Nie­kiedy pod­czas sesji patrzy­cie na mnie podejrz­li­wie, gdy wyja­śniam, na czym polega nie­go­dzi­wość waszego mani­pu­la­tora. Auto­ma­tycz­nie przy­cho­dzą wam na myśl słowa, które mają go wybie­lić. Zazwy­czaj twier­dzi­cie, że „nie powin­nam tak kate­go­rycz­nie potę­piać nie­któ­rych ludzi, bo w każ­dym tkwi cząstka dobra”. Jed­nak jeste­ście w błę­dzie. Pew­nych fak­tów, pew­nych postęp­ków nie można tole­ro­wać. Gdyby wasza córka, wasz syn, lub naj­lep­szy przy­ja­ciel prze­ży­wali coś takiego, czy powie­dzie­li­by­ście, że osoba, która ich naraża na cier­pie­nia, z pew­no­ścią ma w sobie coś dobrego? Aha, jed­nak nie? Przy­po­mi­nam wam więc różne szcze­gól­nie przy­kre sytu­acje, które dowo­dzą, że pewne osoby mogą odzna­czać się wykal­ku­lo­wa­nym okru­cień­stwem. „Jak wytłu­ma­czyć postę­po­wa­nie tej osoby? W czym prze­ja­wiają się jej dobroć i czło­wie­czeń­stwo?” – pytam. Wasze zasę­pione miny mówią same za sie­bie: „Wiem, że tacy ludzie ist­nieją, ale nie mogę racjo­nal­nie wyja­śnić ich postę­po­wa­nia. W ogóle nie mie­ści mi się to w gło­wie”.

Zetknę­łam się z tyloma dra­ma­tycz­nymi świa­dec­twami i tak bar­dzo sta­ra­łam się zro­zu­mieć przy­czyny tego rodzaju sytu­acji, że istot­nie potra­fię wnik­nąć w psy­cho­pa­tyczny umysł. Pod­czas sesji kon­cen­truję się na danych, jakich dostar­cza mi klient, i jestem w sta­nie mu pomóc prze­wi­dzieć kło­poty, a nawet im zapo­biec. Mówię: „Gdy­bym to ja była mani­pu­la­to­rem i gdy­bym chciała pani/panu zaszko­dzić, oto co bym zro­biła”. I rzadko się mylę, rów­nież w kwe­stii zagro­żeń, jakie stwa­rzają tacy ludzie. Klienci zaczy­nają mnie nazy­wać „Panią Irmą”5. Wra­cają do mnie i mówią pod­czas sesji: „On/ona zro­bił/zro­biła dokład­nie to, o czym pani mówiła! Na szczę­ście mogłem/mogłam to prze­wi­dzieć”.

A więc jeśli zro­zu­mie­nie takich zacho­wań was prze­ra­sta, zamiast gwał­tow­nie zaprze­czać temu, co pięt­nuję, zaufaj­cie mi, gdyż mogę wam to wszystko wytłu­ma­czyć i dosko­nale wiem, o czym mówię!

Im wię­cej osób spo­śród was będzie wie­dzieć o ist­nie­niu takich nie­do­pusz­czal­nych zacho­wań, im lepiej będzie­cie je poj­mo­wać i im czę­ściej ujaw­niać, przede wszyst­kim zaś sta­now­czo im się prze­ciw­sta­wiać, tym szyb­ciej na świe­cie zapa­nują tak ocze­ki­wane przez was spo­kój i har­mo­nia.

I bądźmy szcze­rzy: czy nie mogli­by­ście lepiej spo­żyt­ko­wać waszego życio­wego opty­mi­zmu, miło­ści i ener­gii niż trwo­nić je dla jakie­goś ponu­raka? Jeste­ście gotowi się zmie­nić? Pra­gnie­cie mieć zawsze otwarte oczy? Chce­cie doświad­czyć zba­wien­nego prze­bły­sku świa­do­mo­ści?

Jeśli tak, pozwól­cie, bym wam wyja­śniła, jak mani­pu­la­to­rzy zasta­wiają na was pułapkę, wyko­rzy­stu­jąc roz­bu­do­waną sieć waszych myśli, a przede wszyst­kim, bym wam poka­zała, jak im to raz na zawsze uda­rem­nić!

Część 1. Cał­ko­wi­cie ste­reo­ty­powy pro­fil mani­pu­la­tora

Część 1

Cał­ko­wi­cie ste­reo­ty­powy pro­fil mani­pu­la­tora

Na począ­tek podzielę się z tobą wszyst­kim, co wiem o mani­pu­la­to­rach, co zro­zu­mia­łam z ich oso­bo­wo­ści i czego się u nich doszu­ka­łam. Wyzwo­lisz się spod ich wpływu tylko, jeśli dostrze­żesz i zro­zu­miesz, kim są naprawdę, co, jak i dla­czego robią. I od razu, korzy­sta­jąc z oka­zji, odpo­wiem na zada­wane mi tysiące razy pyta­nie: nie, nie mam oso­bi­stych pora­chun­ków z mani­pu­la­to­rami i nie pałam do nich nie­na­wi­ścią!

Zresztą mani­pu­la­to­rzy to nie jedyny pro­blem. Ist­nieją od nie­pa­mięt­nych cza­sów, są, jacy są, i nie można ich zmie­nić. Pro­blem polega przede wszyst­kim na ogól­nej nie­wie­dzy o ich dzia­ła­niach, na bez­kar­no­ści, jaką się cie­szą, oraz na pobłaż­li­wo­ści, jaką im się oka­zuje.

Mani­pu­la­to­rzy roz­po­rzą­dzają jedy­nie taką mocą, jaką im nada­jemy. Kiedy mają przed sobą ludzi prze­ni­kli­wych, pozbie­ra­nych i sta­now­czych, stają się bez­bronni. Nie mam naj­mniej­szego zamiaru „uni­ce­stwiać” bied­nych mani­pu­la­to­rów. Dążę jedy­nie do tego, aby nie pozo­sta­wiano im pola do dzia­ła­nia i by nie mogli wyrzą­dzać tylu szkód. Chcia­ła­bym także, abyś mógł utrzy­my­wać z nimi kon­takty, dokład­nie wie­dząc, czego się po nich spo­dzie­wać.

Kilka lat temu mia­łam zaszczyt i szczę­ście uczest­ni­czyć w warsz­ta­tach tera­pii pro­wo­ka­cyj­nej pro­wa­dzo­nych oso­bi­ście przez Franka Far­relly’ego6. Ta metoda pracy uwi­dacz­nia absur­dal­ność nie­któ­rych naszych zacho­wań, wyka­zuje nie­do­statki naszej logiki, uświa­da­mia nam rów­nież sztuczki, do jakich się ucie­kamy, by nie spoj­rzeć praw­dzie w oczy… Ma za zada­nie wywo­łać głów­nie śmiech lub złość. Ale uwaga: jak powia­dał Frank Far­relly, tera­pię pro­wo­ka­cyjną sto­suje się „z otwartą cza­krą serca”. Nie wolno drwić, cho­dzi o to, by śmiać się razem z przy­krej sytu­acji. Zba­wienny wybuch śmie­chu oddra­ma­ty­zo­wuje ją i uka­zuje w innym świe­tle. Podob­nie złość pobu­dza czło­wieka do dzia­ła­nia i pozwala mu wyjść z roli bier­nej ofiary, pod warun­kiem że gniew zosta­nie wła­ści­wie ukie­run­ko­wany! Oczy­wi­ście ta lek­tura będzie obfi­to­wać w drobne pro­wo­ka­cje, spoj­rze­nia z nie­ocze­ki­wa­nej per­spek­tywy, uszczy­pli­wo­ści, ale też obce­sowe stwier­dze­nia, które są moją spe­cjal­no­ścią. Pra­gnę tro­chę tobą potrzą­snąć, ale tylko dla two­jego dobra! Mam nadzieję, że pomimo moich „pun­chów”, jak powia­dała jedna z mło­dych czy­tel­ni­czek, nie zwąt­pisz w ser­decz­ność, jaką darzę ludz­kość w ogóle, a w szcze­gól­no­ści was, moich czy­tel­ni­ków!

Roz­dział 1. Maska i cztery sznurki

Roz­dział 1

Maska i cztery sznurki

Nie­sły­cha­nie stan­dar­dowy pro­fil

A więc poroz­ma­wiajmy o mani­pu­la­to­rach. Kim są? Ilu ich jest? Jak postę­pują?

Mani­pu­la­to­rów, do któ­rych masz dwu­znaczny sto­su­nek, tak naprawdę znasz dosko­nale, ponie­waż sty­kasz się z nimi od dawna. Przy­po­mnij sobie gehennę, jaką prze­ży­wa­łeś w pod­sta­wówce, gdy nie­które dzieci cię drę­czyły. Choćby smar­kacz, który pod­kra­dał ci dru­gie śnia­da­nie i z dziką przy­jem­no­ścią ci doku­czał, albo ta mała zaraza, która zawsze umiała zna­leźć coś upo­ka­rza­ją­cego dla cie­bie w obec­no­ści innych uczniów i potra­fiła roz­śmie­szyć klasę twoim kosz­tem… Podob­nie było w liceum. Wspo­mnie­nia o tym, jak nękano cię w szkole, na pewno do tej pory palą żywym ogniem. Dzi­siaj nale­ża­łoby bić na alarm: indo­len­cja oraz pobłaż­li­wość rodzi­ców z jed­nej strony i spo­sób dzia­ła­nia por­tali spo­łecz­no­ścio­wych z dru­giej pozwa­lają mani­pu­la­to­rom wyrzą­dzać znacz­nie wię­cej szkód, do tego stop­nia, że dopro­wa­dzają oni do coraz więk­szej liczby samo­bójstw w lice­ach, a nawet w szko­łach pod­sta­wo­wych.

Ostat­nio wpadł mi przy­pad­kiem w ręce kolejny arty­kuł na ten temat: w stycz­niu 2017 roku ośmio­letni chło­piec, Gabriel Taye, uczeń szkoły Car­sona w sta­nie Ohio w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, powie­sił się w swoim pokoju. Przy­czyny tego samo­bój­stwa wyja­śniono z wykorzysta­niem „kamer nad­zo­ru­ją­cych”, zain­sta­lo­wa­nych w budynku szkol­nym. Nawia­sem mówiąc, kto by uwie­rzył, że kamery mogą „nad­zo­ro­wać” dzieci? Obrazy wideo poka­zują, że dwa dni wcze­śniej chło­piec był nękany. Kole­dzy bru­tal­nie popchnęli go na ścianę i pobili. Gdy leżał nie­przy­tomny na posadzce, drwili z niego i na­dal go tłu­kli. Chło­paka, odna­le­zio­nego w takim sta­nie w toa­le­cie, po pro­stu zanie­siono do gabi­netu pie­lę­gniar­skiego. Rodziny o niczym nie poin­for­mo­wano. Czy wspo­mi­na­łam o „indo­len­cji i pobłaż­li­wo­ści doro­słych”?… Autor arty­kułu kon­klu­duje: „Szkoła usi­łuje zrzu­cić z sie­bie odpo­wie­dzial­ność za tę tra­ge­dię, twier­dząc, że zostało wdro­żone śledz­two”. Jak zwy­kle żad­nych prze­pro­sin i ani odro­biny współ­czu­cia dla mło­do­cia­nej ofiary. We Fran­cji pewna pla­cówka edu­ka­cyjna skar­żyła się na „nad­mierny roz­głos medialny” wokół samo­bój­stwa jed­nej z uczen­nic. W innym przy­padku nęka­nia, nie­wąt­pli­wie nie tak poważ­nym, dyrek­torka szkoły, „wypo­wia­da­jąc się w imie­niu całego grona peda­go­gicz­nego”, twier­dziła, że jest „zdu­miona i wręcz głę­boko zaszo­ko­wana donie­sie­niami, które zupeł­nie nie odpo­wia­dają rze­czy­wi­stym sto­sun­kom panu­ją­cym w pla­cówce”. Sło­wem, fakty nie zga­dzały się z rze­czy­wi­sto­ścią… Dyrek­torce nawet nie przy­szło na myśl, żeby prze­pro­wa­dzić śledz­two aku­rat w zarzą­dza­nej przez nią szkole.

Praw­do­po­dob­nie spo­tka­łeś się z takimi drę­czy­cie­lami w liceum lub pod­czas otrzę­sin na uczelni. Tak­tyka jest zawsze iden­tyczna: ofiarę się wykpiwa, izo­luje, upo­ka­rza, bije, a nawet wyko­rzy­stuje sek­su­al­nie… Wielu nad­wy­daj­nych men­tal­nie zacho­wuje z lat szkol­nych kosz­marne wspo­mnie­nia. Wszy­scy auty­stycy opo­wia­dają o aktach okru­cień­stwa, jakiego dozna­wali od innych.

Przy­po­mnij sobie, jacy byli ci smar­ka­cze: głupi, zło­śliwi, natrętni, pod­stępni, lecz zara­zem tchórz­liwi, łatwo wybu­cha­jący pła­czem i pokorni, gdy poja­wiał się nauczy­ciel. Dzia­łali w jakimś zacisz­nym kącie podwórka szkol­nego albo w toa­le­cie, z dala od spoj­rzeń doro­słych, wyży­wa­jąc się w pierw­szej kolej­no­ści na uczniach młod­szych, zdol­niej­szych, wraż­li­wych lub trzy­ma­ją­cych się na ubo­czu.

Otóż mani­pu­la­to­rzy, nad któ­rymi dzi­siaj się litu­jesz, to te same okrutne i zde­pra­wo­wane dzieci, które zamie­niły twoje lata szkolne w kosz­mar. Teraz funk­cjo­nują w świe­cie doro­słych, ale ich men­tal­ność i zacho­wa­nie wcale się nie zmie­niły. Na­dal dzia­łają pod­stęp­nie, za ple­cami szefa, sąsia­dów lub przed­sta­wi­cieli wymiaru spra­wie­dli­wo­ści. Wciąż poszu­kują ofiary, któ­rej można doku­czyć. W dal­szym ciągu są kłam­cami, krę­ta­czami i drę­czy­cie­lami.

Dowie­dzia­łam się o ich ist­nie­niu, po pro­stu wysłu­chu­jąc opo­wie­ści na sesjach coachin­go­wych.

Ludzie przy­cho­dzą na kon­sul­ta­cje, kiedy odczu­wają pro­blemy oso­bi­ste lub inter­per­so­nalne. Te trud­no­ści mają dwo­ja­kie źró­dła:

są zako­rze­nione w dzie­ciń­stwie i wyni­kają z braku pew­no­ści sie­bie, niskiego poczu­cia wła­snej war­to­ści, złego zarzą­dza­nia emo­cjami, lęku przed porażką, kon­flik­tem lub porzu­ce­niem… W takim przy­padku należy zadbać o roz­wój oso­bi­sty, co przy­nosi dobre rezul­taty;

klienci mają wśród bli­skich lub w śro­do­wi­sku zawo­do­wym jakąś osobę „o trud­nym cha­rak­te­rze”, która dosłow­nie zatruwa im życie. Może to być współ­mał­żo­nek, krewny, przy­ja­ciel, zwierzch­nik lub kolega… Cza­sem to tylko sąsiad, który zamie­nia ich życie w pie­kło. A więc przy­cho­dzą do mnie, poszu­ku­jąc narzę­dzi komu­ni­ka­cji.

W miarę upływu czasu i wysłu­chi­wa­nia kolej­nych opo­wie­ści doszłam do wnio­sku, że kło­poty ze zna­le­zie­niem wspól­nego języka z „trudną” osobą wykra­czają daleko poza pro­blem komu­ni­ka­cji. W kon­tak­tach z ludźmi nor­mal­nymi, nawet jeśli mają wyjąt­kowo zły cha­rak­ter, zawsze można zna­leźć jakieś roz­wią­za­nie, zawrzeć ugodę, osią­gnąć kom­pro­mis. Zro­bić coś, co zała­go­dzi sytu­ację. Wobec „trud­nych” osób żadne metody komu­ni­ka­cji nie są sku­teczne. Wręcz prze­ciw­nie: wydaje się, że wszel­kie próby roz­wią­zy­wa­nia kon­flik­tów tylko potę­gują roz­dź­więk. Moi klienci regu­lar­nie sty­kają się z kłam­stwem, złą wolą, wypie­ra­niem się, obar­cza­niem winą kogoś innego, szan­ta­żem emo­cjo­nal­nym, pogróż­kami… Osoba „trudna” nie chce się przy­znać do jakiej­kol­wiek odpo­wie­dzial­no­ści za fia­sko w nawią­za­niu kon­taktu. Jest tak prze­bie­gła, że jej nie­życz­li­wość przez długi czas pozo­staje uta­jona, w końcu jed­nak wycho­dzi na jaw. Naj­bar­dziej zdzi­wiło mnie to, że wypo­wie­dzi moich klien­tów są w zasa­dzie iden­tyczne: jakby wszy­scy mówili mi o tej samej lub pra­wie tej samej oso­bie! I za każ­dym razem mają podobne objawy świad­czące o nęka­niu: nad­mierny stres wraz ze skut­kami, jakie wywo­łuje, cho­ro­bliwe poczu­cie winy, nie­mal nie­ustanny lęk, przede wszyst­kim jed­nak roz­tar­gnie­nie i goni­twa myśli.

Tak więc dzięki tym podob­nym do sie­bie opo­wie­ściom mogłam stwo­rzyć robo­czy por­tret typo­wej osoby „o trud­nym cha­rak­te­rze”. Wszyst­kie swoje spo­strze­że­nia zgro­ma­dzi­łam w Échapper aux mani­pu­la­teurs (Jak uni­kać mani­pu­la­to­rów). Opi­suję tam wła­śnie taką zdolną do mani­pu­la­cji osobę, która kła­mie, prze­czy sama sobie, wyka­zuje złą wolę, świa­do­mie fał­szuje prawdę, bez prze­rwy robi wymówki, zawsze uważa, że ma rację… Lista cech wła­ści­wych mani­pu­la­to­rom i metod ich postę­po­wa­nia wypeł­nia całą książkę. Jej czy­tel­nicy potwier­dzili traf­ność moich obser­wa­cji: „Zaczą­łem/zaczę­łam czy­tać pani książkę z fla­ma­strem w ręku, ale prze­sta­łem/prze­sta­łam pod­kre­ślać, bo cała byłaby poma­zana! Coś nie­sa­mo­wi­tego, opo­wie­działa pani o moim życiu! Tak jakby prze­ży­wała je pani ze mną. To, co pani mówi na każ­dej stro­nie, jest stu­pro­cen­towo praw­dziwe, wła­śnie tak zacho­wuje się mój mani­pu­la­tor / moja mani­pu­la­torka”.

Ist­nieje wiele obie­go­wych okre­śleń takich osób: nar­cy­styczny drę­czy­ciel, psy­cho­pata, destruk­cyjny mani­pu­la­tor itd. Ja wybra­łam pro­sty i zwię­zły ter­min „mani­pu­la­tor” lub „mani­pu­la­torka”. Mani­pu­la­cja może mieć różne stop­nie nasi­le­nia, ale opiera się zawsze na takich samych zasa­dach. Jed­nak wbrew powszech­nemu prze­ko­na­niu, nie wszy­scy jeste­śmy mani­pu­la­torami! W każ­dym razie nie w takim sen­sie, w jakim takie osoby okre­ślam, bo nie wszy­scy mamy skłon­ność trak­to­wać dru­giego czło­wieka przed­mio­towo i nie wszyst­kim spra­wia przy­jem­ność dopro­wa­dza­nie go do wście­kło­ści i robie­nie go w balona. Prawda?

Mani­pu­la­to­rzy sta­no­wią dwa do czte­rech pro­cent popu­la­cji. Trudno podać ich dokładną liczbę, ale regu­lar­nie mam oka­zję potwier­dzać te sza­cunki, zwłasz­cza pod­czas szko­leń poświę­co­nych mani­pu­la­cji, jakie pro­wa­dzę dla sze­fów przed­się­biorstw. Wykry­wają oni dwóch lub trzech mani­pu­la­to­rów na setkę pra­cow­ni­ków. Dwa do czte­rech pro­cent popu­la­cji to zara­zem mało i dużo. Sta­ty­stycz­nie każdy z nas zna imiona mniej wię­cej trzy­stu osób. Zna­czy to, że w oto­cze­niu każ­dego z nas krąży śred­nio sze­ściu do dwu­na­stu „trud­nych osób”. Jak widać, jest ich sporo. Mają duże pole do popisu, uważa się bowiem, że jeden mani­pu­la­tor drę­czy jed­no­cze­śnie około pięć­dzie­się­ciu osób!

Pano­wie, nie sądź­cie, że tylko wy jeste­ście na celow­niku i że zapo­mi­nam o was jako o cier­pią­cych ofia­rach. Mani­pu­la­to­rek jest tyle samo co mani­pu­la­to­rów! I są one nie mniej groźne, a nie­kiedy znacz­nie spryt­niej­sze, a więc trud­niej­sze do wykry­cia. Za to gra­ma­tyka fran­cu­ska wam nie sprzyja7, ponie­waż w licz­bie mno­giej prym wiodą formy rodzaju męskiego.

Z dru­giej strony, aby upro­ścić i uprzy­stęp­nić swoje roz­wa­ża­nia, będę uży­wać ogól­nego ter­minu „mani­pu­la­tor”. Czy­ta­jąc książkę, trak­tuj­cie słowo „mani­pu­la­tor” jako poję­cie, a nie jako osobę kon­kret­nej płci. Wszyst­kie przy­kłady rów­nie dobrze ilu­strują zacho­wa­nia męż­czyzn, jak i kobiet.

Zawsze mnie zaska­kuje, że ludzie mogą się tak bar­dzo dzi­wić takim zacho­wa­niom, a prze­cież nie zmie­niły się one od zara­nia dzie­jów. Szcze­gó­łowo opi­sano je w wielu powie­ściach i fil­mach, nie powinny więc być dla nikogo nie­spo­dzianką! Dla­czego mar­nu­jemy tyle czasu, ponow­nie odkry­wa­jąc, kim są i jak funk­cjo­nują mani­pu­la­to­rzy? Jak długo jesz­cze będziemy uda­wać, że nie wie­rzymy w ich ist­nie­nie?

Mani­pu­la­cja psy­chiczna jest tak pro­sta i stan­dar­dowa, że można ją wyra­zić paroma licz­bami: dwa obli­cza, pułapka z trzema klu­czami, trzy­eta­powa metoda oparta na trzech myślach.

Mani­pu­la­tor ma dwie twa­rze

Mani­pu­la­tora przede wszyst­kim cechuje dwu­li­co­wość. Na sesjach moi klienci potwier­dzają to w stu pro­cen­tach. „Powie­działby pan, że ta osoba ma dwie twa­rze?” – pytam. „Zde­cy­do­wa­nie tak!” Wszy­scy, któ­rzy się wypo­wia­dają na ten temat, są co do tego zgodni.

Pierw­sza twarz jest bar­dzo sym­pa­tyczna i przy­ja­zna. Uka­zy­wana na zewnątrz, poja­wia się tylko wtedy, gdy mani­pu­la­tor jest widziany przez innych lub na eta­pie uwo­dze­nia. Druga twarz jest ponura i okrutna. Z bie­giem czasu nabiera nie­na­wist­nego wyrazu. Jest zare­zer­wo­wana dla bli­skich. Z reguły ofiara naj­le­piej zna to dru­gie obli­cze. Mię­dzy innymi z tego powodu nie śmie pięt­no­wać złej woli mani­pu­la­tora. Wie, że ci, któ­rzy poznali tylko dobrą stronę dwu­li­cowca, nie uwie­rzą ofie­rze. Paru moim klien­tom udało się sfo­to­gra­fo­wać zie­jący nie­na­wi­ścią wzrok, jakim spo­gląda na nich mani­pu­la­tor. Aż ciarki cho­dzą po grzbie­cie! To dokład­nie takie samo posępne spoj­rze­nie, jakie rzu­cał ci ten wstrętny smar­kacz na szkol­nym podwórku, aby cię zastra­szyć. Po latach taki wyraz twa­rzy odnosi iden­tyczny sku­tek. A więc dla­czego drę­czy­ciel miałby sobie odma­wiać tej satys­fak­cji?

Kon­cep­cja „podwój­nego obli­cza” to moim zda­niem pierw­szy błąd, jaki popeł­nia się w oce­nie mani­pu­la­to­rów. Nie cho­dzi o dwie twa­rze, lecz o jedną maskę i jedną twarz. Sym­pa­tyczne obli­cze nie ist­nieje: to jedy­nie maska zało­żona z wyra­cho­wa­nia. Tak, wiem, trudno to zaak­cep­to­wać. Jed­nak przy­po­mnij sobie: już w szkole mani­pu­lu­jące dziecko potra­fiło na zawo­ła­nie uka­zy­wać aniel­ską twarz lub demo­niczne obli­cze. Wie­dzia­łeś wów­czas, co myśleć o szcze­ro­ści jego aniel­skiej buzi.

Jeśli zda­jesz sobie sprawę, że sym­pa­tyczna twarz jest jedy­nie maską, już zro­bi­łeś krok do przodu, bo tu wła­śnie wykry­wamy pierw­sze oszu­stwo. Skoro naj­pierw ujrza­łeś miłą maskę, wyobra­żasz sobie, że odzwier­cie­dla ona praw­dziwą naturę danej osoby i że w grun­cie rze­czy masz do czy­nie­nia z kimś uro­czym. Kiedy poja­wia się okrutne i ponure obli­cze, myślisz, nie­słusz­nie, że jest ono przy­pad­kowe i że ten czło­wiek nie ma złych inten­cji. Wyobra­żasz sobie, że musiał wiele wycier­pieć. Myślisz, że mu się czymś bez­wied­nie nara­zi­łeś lub go zra­ni­łeś: tylko dla­tego oka­zuje się taki szorstki. Wię­cej się to nie powtó­rzy. Gdy dzięki two­jej dobroci wyliże się z ran, będzie już sym­pa­tyczny, bo taka jest jego praw­dziwa natura. Wszystko to mówi­łeś sobie w duchu o swoim mani­pu­la­to­rze, czyż nie? Sło­wem, roz­po­czyna się pro­ces uspra­wie­dli­wia­nia. Jed­nak maska dobro­tli­wo­ści coraz czę­ściej znika, w pełni za to uka­zuje się nie­miła twarz. Ofiary nie­kiedy przez całe lata sta­rają się, aby powró­ciła ta pierw­sza, nie zda­jąc sobie sprawy, że mani­pu­la­tor jest z natury okrutny i posępny. Im więk­szą uprzej­mość i cier­pli­wość oka­zują ofiary, tym zło­śliw­szy staje się mani­pu­la­tor, ale one, wcale się nie znie­chę­ca­jąc, na­dal wyka­zują mak­si­mum dobrej woli, co jesz­cze bar­dziej kom­pli­kuje sytu­ację.

Dopóki będziesz wymien­nie trak­to­wać twarz i maskę, a co gor­sza, wie­rzyć w ist­nie­nie miłego czło­wieka, będziesz tkwił w pułapce. Praw­dziwa osoba to ta, któ­rej nie cier­pisz. Ta, którą lubisz, jest tylko ułudą. Nabierz dystansu i obser­wuj manewry: mani­pu­la­tor używa sym­pa­tycz­nej maski jak naj­rza­dziej i z wyra­cho­wa­nia. Nawet się nie domy­ślasz, że chcąc być uprzej­mym, musi się mocno natru­dzić. Jeśli tylko może, odpusz­cza sobie. Mogę podać kon­kretny przy­kład: kie­dyś zaj­mo­wa­łam się kobietą, która porzu­ciła nie­zno­śnego męża. Po jej odej­ściu on stał się nagle po pro­stu CZA­RU­JĄCY. Naresz­cie dawał jej wszystko to, czego na próżno doma­gała się od dwu­dzie­stu lat. Poma­ga­łam mojej klientce zro­zu­mieć, że jej mąż tak się teraz zacho­wuje, ponie­waż przez cały czas dosko­nale wie­dział, czego ona po nim się spo­dziewa. Radzi­łam jej: „Pro­szę do niego nie wra­cać, wie­rząc w mgli­ste obiet­nice. Niech się zobo­wiąże do cze­goś kon­kret­nego”. Jed­nak przy każ­dym spo­tka­niu z żoną mąż baga­te­li­zo­wał jej prośby o zmianę postę­po­wa­nia. Zakli­nał się, że ją kocha, i na­dal uka­zy­wał piękną maskę. Wresz­cie nie wytrzy­mał i pro­sto­dusz­nie wyznał żonie: „No dobra, szybko do mnie wra­caj, bo nie będę w nie­skoń­czo­ność taki uprzejmy!”.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Hiper­este­zja, ina­czej prze­czu­lica (przyp. tłum) [wróć]

2. Chri­stel Petit­col­lin, Jak lepiej myśleć, przeł. Kry­styna Aru­sto­wicz, Wydaw­nic­two Feeria, Łódź 2019, s. 182. [wróć]

3. Tamże. [wróć]

4. Tamże, s. 183. [wróć]

5. Madame Irma, wróżka, w którą wciela się główny boha­ter kome­dii o tym samym tytule, z 2006 roku, w reży­se­rii Didiera Bour­dona i Yvesa Fajn­berga (przyp. tłum.). [wróć]

6. Frank Far­relly, ame­ry­kań­ski psy­chia­tra (1931–2013), twórca metody zwa­nej tera­pią pro­wo­ka­tywną i autor książki Tera­pia pro­wo­ka­tywna, przeł. Tomasz Szo­kal-Egierd, META­mor­foza, Wro­cław 2004 (przyp. tłum.). [wróć]

7. Podob­nie jak pol­ska (przyp. tłum.) [wróć]