Jak kochać, to w Neapolu - Dani Collins - ebook

Jak kochać, to w Neapolu ebook

Dani Collins

3,9

Opis

Octavia i Alessandro byli szczęśliwi, jednak nie wszystkim w rodzinie Alessandra podobało się to małżeństwo. Zazdrosny kuzyn Primo od początku próbuje ich poróżnić i wymyśla coraz bardziej szokujące intrygi. W ich rezultacie Octavia traci zaufanie do męża i chce od niego odejść. Alessandro wie, że popełnił wiele błędów, lecz na pewno nie zgodzi się na utratę żony i syna. Zabiera Octavię do Neapolu, gdzie zaczęła się ich miłość. Liczy, że to miejsce odczaruje wszystko złe, co się między nimi wydarzyło…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 145

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (47 ocen)
17
13
13
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Dani Collins

Jak kochać, to w Neapolu

Tłumaczenie: Agnieszka Baranowska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Przeszył ją kolejny bolesny skurcz promieniujący od lędźwi i ściskający boleśnie klatkę piersiową. Z trudem udało jej się zaczerpnąć powietrza.

– Proszę, zadzwoń do Alessandra – jęknęła błagalnie Octavia Ferrante, pomiędzy kolejnymi skurczami. Kuzyn jej męża, Primo Ferrante, westchnął tylko ze zniecierpliwieniem.

– Mówiłem ci już, przyjedzie tylko wtedy, jeśli dziecko urodzi się żywe.

Nie wierzyła mu. Wydawało jej się, że Primo czerpał coraz więcej satysfakcji z dręczenia jej. Przestała mu ufać, choć po tylu tygodniach na zesłaniu w Londynie zaczęła już tracić rozeznanie, co było prawdą, a co nie.

Na pewno miał rację, twierdząc, że nie grzeszyła siłą charakteru – straciła przecież kontrolę nad własnym życiem. Ciąża sprawiła, że czuła się bezbronna. Fakt, że jej własny mąż odrzucił ją bezpardonowo, pozbawił ją całkowicie poczucia bezpieczeństwa. Nie mogła zadzwonić nawet do własnej matki – zanim urodziła Octavię poroniła siedem razy, a narodziny zdrowego dziecka i tak okazały się rozczarowaniem. Dziewczynki nie liczyły się jako potencjalni spadkobiercy. Octavia nigdy wcześniej nie czuła się tak słaba. Kolejny skurcz ścisnął jej brzuch i sparaliżował umysł. Zawsze obawiała się, że doświadczy tego samego co matka – cierpienia i strachu przedwczesnego porodu, który mógł zakończyć się tragedią, a nie ekstatycznym szczęściem obiecywanym przez poradniki dotyczące macierzyństwa.

– Gdzie ta karetka?! W szpitalu kazali dzwonić, gdy zaczną się skurcze, zrobiłeś to?

– Nie histeryzuj, to potrwa, przecież wiesz – mruknął Primo.

– Daj mi telefon! – krzyknęła, zwijając się z bólu. Skurcze pojawiały się coraz częściej, miała wrażenie, że kolejny rozerwie jej brzuch.

– Błagam, Primo, zawieź mnie do szpitala!

– Przynosisz hańbę naszemu nazwisku! – warknął pogardliwie. – Weź się w garść.

Jak Alessandro mógł zostawić ją na pastwę tak okrutnego człowieka? Czyżby znudził się nią do tego stopnia, że nie obchodził go jej los? W pierwszych dniach ich małżeństwa zdawał się całkiem zadowolony, ale teraz jego obojętność raniła ją boleśnie za każdym razem, gdy o nim pomyślała. Czyli codziennie. Poddałaby się zapewne, gdyby nie świadomość odpowiedzialności za życie ich dziecka. Złapała się krawędzi stolika i z trudem stanęła na drżących nogach.

– To krew? – Primo pobladł na widok ciemnej plamy na kocu.

Octavia poczuła jak uchodzą z niej resztki sił. To koniec, pomyślała z rezygnacją. Tak jak jej matka, skazana była na porażkę. Dlaczego wydawało jej się, że zdoła urodzić zdrowe dziecko i tym samym wypełnić warunki małżeństwa zaaranżowanego przez ojca? Tak bardzo chciała, by choć raz okazał jej szacunek! Jedyna istota, która mogła dać jej odrobinę miłości, właśnie umierała w jej ciele wstrząsanym potężnymi skurczami. Wspierając się na meblach, Octavia dotarła do parapetu, chwyciła telefon i wybrała numer alarmowy. Podała adres dyspozytorce, po czym, zanosząc się płaczem, osunęła się na podłogę.

Alessandro Ferrante zobaczył imię swej żony na wyświetlaczu wibrującego telefonu i jego serce zabiło żywiej. Natychmiast się opanował, bezlitośnie zduszając uczucie zagrażające jego samodyscyplinie i zdolności trzeźwej oceny sytuacji. Z drugiej strony, miał prawo się zdziwić, przecież przestała już się do niego odzywać.

– Moja droga? – Starał się opanować drżenie głosu, by nie zauważyła, jak bardzo go zaskoczyła.

– To ja. – Głos Prima zabrzmiał ostro i nieprzyjemnie.

Rozczarowanie ukłuło go boleśnie. Jego małżeństwo coraz mniej przypominało prawdziwy związek i nawet słynący z opanowania Alessandro nie potrafił powstrzymać wzbierającej w nim fali frustracji. Nie po raz pierwszy zadał sobie pytanie, czy słusznie postąpił, zostawiając Octavię w Londynie. Rozsądek podpowiadał mu, że tak: znajdowała się pod opieką jego matki, w pobliżu najlepszej prywatnej kliniki położniczej w Europie, z dala od Neapolu, gdzie od pewnego czasu nękano go anonimowymi pogróżkami. Działał w dobrej wierze, a mimo to Octavia zaczęła unikać jego telefonów. Za to Primo regularnie raportował mu o wszystkim, co się dzieje w londyńskim domu, a nawet, po kilku dniach, wprowadził się tam pod pretekstem przeczekania remontu w jego własnym apartamencie. Dopiero teraz Alessandro zdał sobie sprawę, że remont w domu jego kuzyna trwa podejrzanie długo…

– Słucham.

– Zaczęła rodzić. – Primo nie bawił się w dyplomację.

Alessandro poczuł nagły wyrzut adrenaliny do krwi. O miesiąc za wcześnie, pomyślał. Planował lecieć do Londynu w przyszłym tygodniu. Sięgnął po tablet, by wydać instrukcje pilotowi i kierowcy.

– Wszystko potoczyło się tak szybko, że nie zdążyłem cię wcześniej powiadomić. Karetka się spóźniła i wystąpiły… komplikacje.

Zapadła pełna napięcia cisza. Alessandro, sparaliżowany przerażeniem, czekał na nieunikniony ciąg dalszy. Primo uwielbiał dramatyzować i Alessandro wielokrotnie próbował ukrócić jego zapędy do skupiania na sobie uwagi innych poprzez teatralne zachowania, ale tym razem nie mógł wykluczyć, że stało się coś naprawdę poważnego.

– I? – ponaglił ostro kuzyna.

– Musieli ją zawieźć do najbliższego szpitala publicznego, straszny tu tłok, ale już ją wiozą na salę operacyjną.

Alessandro czuł, że za moment wybuchnie.

– Który to szpital? – warknął, zaciskając mocno dłoń na telefonie i walcząc z pokusą, żeby roztrzaskać go o najbliższą ścianę. – Wyruszam za chwilę, będę tam najszybciej jak się da.

ROZDZIAŁ DRUGI

Octavia jak przez mgłę pamiętała, że w karetce błagała sanitariusza trzymającego ją za rękę, żeby pod żadnym pozorem nie dopuszczono Prima do jej dziecka. Wiedziała, że brzmi jak wariatka, ale już mu nie ufała. Nie po tym, jak jego zawoalowane próby uprzykrzenia jej życia przerodziły się w otwartą wrogość. Na szczęście wyglądało na to, że jej rozpaczliwa prośba została spełniona. Powiadomiono ją, że syn ma się dobrze i przebywa w inkubatorze, a jego ojciec jest już w drodze. Czy przyleciałby do niej, gdyby nie urodziła zdrowego chłopca? Poczuła, jak serce ściska jej żal, ale nie było w niej już tego rozdzierającego smutku. Teraz liczyło się tylko i wyłącznie dobro jej dziecka. Mimo to, gdzieś w głębi duszy, ucieszyła się na myśl, że znowu zobaczy męża. Nie mogła zaprzeczyć, że za nim tęskniła. Odkąd zaszła w ciążę, nawet jej nie dotknął, poza okazjonalnym, ostrożnym pocałunkiem w policzek. Czyżby Primo miał rację, twierdząc, że Alessandro znalazł sobie kochankę? A przecież pasowali do siebie – gdy już pozbyła się onieśmielenia, noc poślubna okazała się magiczna. Każda kolejna tylko potwierdzała, jak wiele miała szczęścia, poślubiając mężczyznę, który z nieśmiałej dziewicy pomógł jej przerodzić się w świadomą własnej cielesności kobietę. Tym bardziej jego nagła oziębłość sprawiała, że zamykała się w sobie, skrywając cierpienie pod maską chłodnej obojętności. Obawiała się jednak, że w obecnym stanie nie zdoła zapanować nad buzującymi w niej emocjami.

– Pani Ferrante? – Miła pielęgniarka przyprowadziła ze sobą wózek inwalidzki. – Zawiozę panią do maluszka – oznajmiła pogodnie.

Primo podążał za nimi jak cień, ale przy drzwiach pielęgniarka zatrzymała go.

– Tutaj wstęp mają tylko rodzice – poinformowała oburzonego Prima, który parsknął gniewnie i oddalił się szybkim krokiem.

– Jak tu spokojnie – zauważyła Octavia, wchodząc do dobrze oświetlonego, przytulnego pomieszczenia. – Wczoraj, kiedy przyjechałam, szpital przypominał dworzec w godzinach szczytu.

– Tak, lekarze byli zajęci poszkodowanymi w wypadku autobusowym, dlatego pani doktor musiała przyjmować dwa porody jednocześnie, pani i pani Kelly. – Pielęgniarka wskazała dwa inkubatory w głębi sali. Z jednego z nich wyjęła kwilącego maluszka i powoli podała go Octavii. Maluch wiercił się i kręcił, coraz bardziej niezadowolony. Zaczął krzyczeć, krzywiąc śmiesznie poczerwieniałą twarzyczkę.

– Proszę podać mu pierś – poradziła pielęgniarka.

Ale dziecko, mimo że ewidentnie głodne, odwracało uparcie głowę.

Octavię przeszył lodowaty dreszcz. Dziecko w jej ramionach, mimo że słodkie i wzruszające, nie wzbudzało w niej żadnych uczuć.

Czyżby właśnie to przydarzyło się jej matce? Urodziła wreszcie zdrowe dziecko, ale nie potrafiła go już pokochać? Oczy Octavii wypełniły się łzami. Przyglądała się dziecku intensywnie, ale nic w jego twarzy nie wyglądało znajomo. Maluch krzyczał coraz głośniej, serce jej pękało, ale nie była w stanie poczuć z nim żadnej więzi.

– Pierwszy raz przeważnie jest trudny – pocieszyła ją pielęgniarka.

– Nie – Octavia prawie krzyknęła. – To nie jest moje dziecko!

Alessandro nie zmrużył oka przez całą podróż, a kiedy wylądował, otrzymał wiadomość o narodzinach syna. Dziecko umieszczono w inkubatorze, ale jego stan nie budził żadnych zastrzeżeń. Niestety Primo nie napisał nic o Octavii, prawdopodobnie nieprzypadkowo. Skłonność kuzyna do manipulowania uczuciami innych zaczynała już męczyć Alessandra. Zastanawiał się często, kiedy Primo dorośnie i wreszcie zaakceptuje fakt, że dziadek wybrał na swego następcę Alessandra?

– Jak ona się czuje? – zapytał bez wstępu, gdy tylko zobaczył kuzyna w recepcji szpitala.

– Skąd mam wiedzieć? – Primo wzruszył ramionami. – Prawie się do mnie nie odzywa. Nie powiedziała mi, że krwawi, przez co ledwie zdążyliśmy na czas do szpitala. Zresztą to miejsce to jakiś ponury żart, no ale ją uratowali, przynajmniej tyle. Naraziła życie swoje i dziecka, Sandro, ona ma nie po kolei w głowie, ostrzegałem cię.

Uratowali. Alessandro poczuł, jak kamień spada mu z serca. Primo, podobnie jak wielu członków ich włoskiej rodziny, dramatyzował niepotrzebnie. Alessandro zawsze tonował rodzinne nastroje, ale teraz zaczynał tracić cierpliwość.

– Nie gadaj głupstw.

– Sam zobaczysz, ona zwariowała – burknął obrażony Primo.

Alessandro nie odpowiedział. Zauważył, że raporty Prima różniły się często od tego, co mówiła w ich rzadkich rozmowach telefonicznych, mejlach czy esemesach Octavia. Brał pod uwagę fakt, że hormony mogły wpływać na jej reakcje, więc nie przywiązywał do tego większej wagi. Idąc za Primem, zdał sobie sprawę, że powinien był przynieść kwiaty. Weszli do sali. Na widok pustego łóżka Alessandro poczuł, jak jego żołądek ściska się boleśnie.

– Pewnie jeszcze jest u dziecka. – Primo machnął ręką w stronę końca korytarza. – Nie wiem, czy cię wpuści. Mnie nie pozwoliła wejść. Może jej wytłumaczysz, że próbuję tylko się nią opiekować, zresztą na twoją prośbę?

Alessandro nie przypominał sobie, by prosił kuzyna o zaopiekowanie się żoną. Sugerował mu za to, żeby końcu wrócił do swojego mieszkania, bo czuł, że napięcie pomiędzy Primem a Octavią narasta.

– Teraz już ja się nią zajmę. Gdy tylko wypiszą ich ze szpitala, zabiorę Octavię i dziecko do Neapolu. Będziesz się mógł skupić na pracy. – Pogróżki się nie powtórzyły, wiec Alessandro nie widział powodu, żeby przedłużać rozłąkę, która ewidentnie szkodziła ich małżeństwu.

– Primo, wracaj do domu. – Alessandro zatrzymał się przy drzwiach. Przedstawił się pielęgniarce i zostawił kuzyna w korytarzu.

Dzieci płakały głośno, ale zdołał usłyszeć stanowczy, choć zmęczony głos Octavii trzymającej w ramionach krzyczącego noworodka.

– Widzę, że jest głodny. Nakarmię go, ale z butelki.

Wyglądała na wyczerpaną, bliską załamania. W jej ciemnych oczach żarzyła się rozpacz, a zmysłowe pełne wargi, które tak uwielbiał całować, drżały, jakby miała się za chwilę rozpłakać. Zaokrąglona po ciąży twarz i sylwetka wydały mu się jeszcze bardziej kobiece i delikatne. Bez makijażu, z rozpuszczonymi włosami wyglądała nieziemsko. Alessandro miał ochotę natychmiast wziąć ją w ramiona i zaspokoić pragnienie wzbierające w nim coraz bardziej nieznośnie z każdym dniem rozłąki. Octavia uniosła głowę i zauważyła go. Na moment ich spojrzenia się spotkały i ujrzał w jej oczach tę samą iskierkę radości, ale szybko opuściła wzrok. Poprawiła nerwowo koszulę nocną rozpiętą pod szyją i pogłaskała po główce szlochające rozpaczliwie maleństwo.

– Alessandro.

Kiedy ostatnio spojrzała mu w oczy i nazwała swoim kochanym, lub choćby użyła pieszczotliwego zdrobnienia jego imienia?

Pielęgniarka odsunęła się na bok i spojrzała na niego z mieszaniną strachu i nadziei. Wyglądało na to, że nikt nie panował nad tym chaosem!

– W czym problem?

– Żona nalega na karmienie z butelki, ale za wcześnie, żeby się poddawać. Później dziecko może już nie zaakceptować piersi.

– Nie chcesz go karmić piersią? – zwrócił się do Octavii, szczerze zaszokowany.

Nie wiedział dlaczego przez jej decyzję poczuł się odrzucony. Zdawał sobie sprawę, że reaguje absurdalnie, ale nie potrafił nad sobą zapanować, co wprawiło go w jeszcze większe zmieszanie.

– Spójrz na niego. A teraz na tego. – Wskazała głową drugi inkubator z nalepką „Syn pani Kelly”.

Alessandro bardzo się starał, ale nie rozumiał, co miałby dostrzec na twarzach płaczących chłopców.

– Nalepki na pewno nie zostały pomylone, przestrzegamy ściśle procedur, panie Ferrante.

– Przyjrzyj mu się – nalegała Octavia, wskazując drugi inkubator.

Widząc rozpacz w jej wzroku, podszedł do drugiego niemowlaka i serce mu się ścisnęło. Malutki chłopczyk zanosił się od płaczu. Alessandro poczuł nieodpartą chęć by wziąć go w ramiona i utulić, ale zdawał sobie sprawę, że dziecku potrzebny był dotyk matki, nie obcego człowieka. Miał dziwne wrażenie, że jedwabiste kosmyki włosów wystających spod czapeczki przypominają delikatne pasma na skroniach Octavii… Widocznie zmęczenie zaczynało mieszać mu w głowie. Zawsze uważał swą żonę za jedną z najbardziej rozsądnych osób, jakie znał, ale nawet ona miała prawo czuć się zagubiona w takich okolicznościach. Spojrzała mu głęboko w oczy, jakby próbowała mu coś przekazać bez słów.

– Nie chcą mi go dać – powiedziała cicho głosem pełnym bólu i rozpaczy. Alessandro poczuł, jak jego serce ściska się ze współczucia.

– To nie pani syn, pani Ferrante – broniła się pielęgniarka.

– Ale to dziecko nie jest moje!

Alessandro policzył w myślach do dziesięciu – choć kusiło go, żeby huknąć na żonę i przywołać ją do porządku, nigdy by tego nie zrobił. Był dumny ze swego opanowania, tak niezwykłego u syna namiętnej Włoszki.

– Proszę przynieść butelkę, ja go nakarmię – oznajmił pielęgniarce. – Moja żona jest zmęczona…

– Nie! Chcę nakarmić, ale mojego syna! – Spojrzała na niego, jakby ją zdradził. Rozczarował. Ale przecież nie mogła mieć racji! Takie pomyłki się nie zdarzały, prawda?

Pielęgniarka nareszcie poszła przygotować mleko w butelce, oczywiście tylko dlatego, że poprosił ją o to Alessandro. Wszyscy zawsze go słuchali. Potrafił jednym spojrzeniem podporządkować sobie otoczenie. Właśnie tego władczego, oceniającego wzroku próbowała teraz za wszelką cenę uniknąć. Zielonoszare oczy Alessandra śledziły każdy jej ruch, każdy grymas. Emanował siłą – wyprostowane szerokie barki, zmarszczone gniewnie czarne brwi i idealnie symetryczna, pięknie wyrzeźbiona surowa twarz nadal robiły na Octavii piorunujące wrażenie, nadal ją onieśmielały.

Zerknęła ukradkiem na jego usta – zmysłowe, dające jej tyle rozkoszy – teraz zaciśnięte gniewnie. Poklepywała delikatnie po pleckach maleństwo nieutulone w jej ramionach. Czyżby zwariowała? O to zawsze oskarżał ją Primo: naćpałaś się czy oszalałaś, pytał, kiedy odkrywała kolejną jego próbę działania na jej szkodę. Po pewnym czasie sama zaczęła wątpić w swój rozsądek. Dlaczego dała się potulnie uwięzić w Londynie z dala od ojca dziecka, które nosiła pod sercem zamiast zawalczyć o siebie i swoje małżeństwo? Czuła się jak wtedy, gdy umieszczono ją w szkole z internatem – paraliżowała ją bezsilność. Octavia sądziła, że jej cierpliwość i posłuszeństwo zostaną docenione przez Alessandra, który w końcu przypomni sobie o żonie. Teraz jednak cierpliwość i posłuszeństwo wydawały jej się czystą głupotą. Dziecko leżące w inkubatorze podpisanym „Kelly” wyglądało jak mała kopia Alessandra, czy nikt tego nie dostrzegał? Dlaczego jej mąż brał stronę pielęgniarek a nie własnej żony? Kwilenie dochodzące z inkubatora rozdzierało jej serce. Chciała już wstać i wbrew wszystkim zasadom wyjąć swego syna z inkubatora, kiedy do sali weszła pielęgniarka pchająca wózek z młodą blondynką.

– Słyszałam, że rodziłyśmy jednocześnie. – Młoda mama uśmiechnęła się przyjaźnie do Octavii. – Jestem Sorcha Kelly. – Nowa znajoma miała piękną, delikatną twarz, ogromne błękitne oczy i burzę długich złotych włosów. Octavia poczuła ukłucie zazdrości, gdy Alessandro ożywił się na widok kobiety.

– Alessandro Ferrante – przedstawił się, ale nie podszedł do blondynki. – A to moja żona Octavia i nasz syn Lorenzo. – Wymawiając imię syna, zerknął pytająco na żonę.

Octavia zdobyła się jedynie na kiwnięcie głową. Miał tak niezadowoloną minę, że nie odważyłaby mu się sprzeciwić. Zapewne sądził, że zachowywała się jak jego matka – histeryzowała bez powodu. Zbierała się na odwagę, żeby ponownie zaprotestować, kiedy śliczna blondynka, której pielęgniarka podała dziecko, niespodziewanie przyszła jej z pomocą.

– To chyba jakaś pomyłka… – odezwała się drżącym głosem, wpatrując się ze zmieszaniem w twarzyczkę zapłakanego malca. Uniosła wzrok i spojrzała na dziecko płaczące w ramionach Octavii, która odchyliła kocyk tak, by Sorcha mogła się przyjrzeć swojemu dziecku. Kobiety spojrzały sobie głęboko w oczy. W źrenicach młodej matki Octavia ujrzała odbicie własnej rozpaczy i tęsknoty.

– Co to ma znaczyć? – Sorcha nerwowo szarpnęła za opaskę na nadgarstku dziecka, które wierciło się w jej ramionach. Jej twarz stężała z przerażenia.

– Nie wierzą mi. – Octavia rzuciła jej błagalne spojrzenie.

– W co nie wierzą? – zapytała pielęgniarka Sorchy koleżankę, która właśnie pojawiła się z butelką mleka.

– Moja żona jest wyczerpana – uciął Sandro i sięgnął po dziecko, które Olivia ściskała bezradnie w ramionach.

– Nie ruszaj go! – warknęła Sorcha i wstała z wózka.

– Nie wierzą mi – powtórzyła bezradnie Octavia, czując, jak łzy znów wypełniają jej oczy.

– Proszę usiąść, upuści pani dziecko!

Sorcha odepchnęła ramieniem pielęgniarkę i podeszła do Octavii.

– Widzę – powiedziała. Matki niezdarnie wymieniły się dziećmi. Obie kobiety rozpromieniły się natychmiast, a niemowlaki wtuliły się w ich ciała, kwiląc rozkosznie. – Przecież każda matka pozna swoje dziecko.

Olivia potaknęła energicznie i nie zwracając uwagi na czerwone z oburzenia pielęgniarki ani bladego z wściekłości Alessandra, podała dziecku pierś. Malec przyssał się natychmiast, a jego wyczerpane płaczem malutkie ciałko wreszcie się odprężyło. Octavia westchnęła z ulgą, czując, jak jej serce wypełnia się spokojem i miłością. Zerknęła na uśmiechniętą błogo Sorchę karmiącą swojego synka. Nareszcie, pomyślała i przytuliła swój skarb.

Tytuł oryginału: The Marriage He Must Keep

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2016

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Anna Jabłońska

© 2016 by Dani Collins

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2017

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie Ekstra są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-3151-0

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.