Illumi II - Lili Hornet - ebook

Illumi II ebook

Lili Hornet

2,0

Opis

Subtelnie wijący się strumień, ukazujący w swoich klarownych wodach, jak wiele możemy otrzymać ze zwykłego, codziennego dnia, jeśli tylko dokładnie spojrzymy w lustro otaczającej nas cieczy. Niezwykle odważna i wciągająca powieść, od której trudno się oderwać.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 119

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,0 (1 ocena)
0
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Lili Hornet

Illumi II

Exoduss

© Lili Hornet, 2018

Kontynuacja ILLUMI

— literatura piękna, powieść, erotyk

llumi to nie książka akcji, sensacji czy kryminalnych przygód, lecz subtelnie wijący się strumień, ukazujący w swoich klarownych wodach jak wiele możemy otrzymać ze zwykłego, codziennego dnia, jeśli tylko dokładnie spojrzymy w lustro otaczającej nas cieczy…

Tylko dla dorosłych +18

ISBN 978-83-8126-677-2

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Part II                EXODUSS

Rozdział IVBirth

I

Alicja urodziła się 29 lutego 1992 roku.

Pod magiczną liczbą siedem, w roku przestępnym, na świat przyszła kruszynka z granatowymi, lekko skośnymi oczami. Oczami, które niedługo później miały przybrać wilczego wyrazu jak u jej ojca i stać się szaro-szmaragdowe, jak celtyckie lasy Brytanii.

Przez miesiące poprzedzające narodziny dziewczynki, życie Sary i Sebastiana kręciło się wokół procesu adaptacji do nowego świata oraz oczekiwania na córkę.

Wuj Henryk wiadomość o powiększeniu rodziny Spell przyjął ze spokojem. Nie był szczególnie zachwycony tym faktem, ale co się stało to się nie odstanie, dom jest duży i na pewno wszyscy się pomieszczą. Zaznaczył jednak, że oczekuje, iż dziecko będzie na górze ze swoją matką, a młodzi nie będą go angażować w opiekę. Był na to stanowczo za stary…

Sara, miesiące ciąży wykorzystywała do nauki angielskiego. Kazała mężowi mówić do siebie tylko w tym języku, poza tym zapisała się na kurs i trzy razy w tygodniu brała lekcje. Po pół rocznym, intensywnym treningu, rozmawianie zaczęło iść dziewczynie sprawniej. Co prawda nadal myślała w mowie ojczystej i nie była jeszcze w stanie używać trudniejszych zwrotów, starała się jednak i konsekwentnie dążyła do celu, którym było porozumiewanie się z otoczeniem po amerykańsku.

Sebastian miał mnóstwo zajęć, momentami zapominał jak się nazywa, a wieczorami padał zmęczony i natychmiast zasypiał. Zaczął pracę u wuja, co wiązało się z częstymi wyjazdami. Kiedy był w domu remontował ich pokoje i zawsze towarzyszyła mu przy tym Sara. Ostatnio mieli tak mało czasu dla siebie, więc gdy tylko przyjeżdżał nie odstępowała ukochanego mężczyzny na krok. Oboje byli spragnieni swojego towarzystwa i ciepła, seks uprawiali do późnych miesięcy jej ciąży, gdy tylko nadarzała się okazja i energia na zatopienie w intymności.

Na początku Sebastian miał spore problemy z wytrzymaniem ciśnienia podczas stosunków, trwało to tak do piątego miesiąca ciąży, kiedy jej brzuch był jeszcze mało widoczny, za to piersi i pupa zrobiły się nadzwyczaj okazałe i kuszące. Miał na nią ochotę cały czas.. a jeszcze te feromony, które wydzielała.. Nie mógł odkleić od żony wzroku, niejednokrotnie chodził po domu ze wzwodem jak nastolatek, kryjąc się zażenowany przed Henrykiem.

Jak już znaleźli moment dla siebie, narastały w nim ciężkie do poskromienia żądze.

Powstrzymywał się oczywiście, nieustannie trzeźwo przytaczając świadomość fakt, iż ukochana jest w ciąży i trzeba obchodzić się z nią delikatnie. To, że uruchamiała w nim tak pierwotne, samcze instynkty stanowiło jego osobisty, wewnętrzny problem. Sara była jego najcudowniejszą kobietą i chciał okazywać jej szacunek oraz troskę, nie zmieniało to jednak prawie sadystycznego podniecenia, które teraz wywoływał w nim widok i zapach jej ciała.

Elfy i ich potomkowie zawsze uwielbiali seks. Dawał bowiem sporą dawkę emocji, które zazwyczaj tak trudno było im wskrzesić w swoich umysłach. Co ciekawsze, stosunki płciowe między przedstawicielami tego gatunku były zazwyczaj bardzo brutalne i ostre. Zarówno elfickie kobiety jak i mężczyźni potrzebowali mocnych wrażeń, wiec przekraczali granice ludzkiej przyzwoitości, posługując się różnymi przedmiotami, wiązaniami, nakłuciami, łączyli przyjemności z bólem w celu uzyskania silniejszych doznań. Sądzę, że możemy ich spokojnie nazwać prekursorami dzisiejszego BDSM.

Sebastian, walczył ze swoimi skłonnościami i starał się być najdelikatniejszym kochankiem jakiego mogłaby mieć ciężarna kobieta. Chował głęboko w umyśle swe wizje hardcorowego seksu z żoną.

Trwało to kilka miesięcy, ta jego ciągła batalia z genetycznie zaprogramowaną potrzebą mocnych, fizycznych odczuć, która tak silnie ujawniła się akurat teraz, w trakcie stanu błogosławionego…

Po jakimś czasie nawet zaczął jej unikać i wymigiwał się od stosunków. Kosztowały go bowiem tyle samodyscypliny…

Sara widziała, że coś się dzieje z jej Sebastianem, tylko nie bardzo miała odwagę, żeby usłyszeć odpowiedź z jego ust. Dla niej sytuacja wydawała się jasna — przytyła i już mu się nie podoba.

Pewnego wieczora, po zakończonym kilka minut wcześniej seksie, postanowiła jednak, że poruszy ten temat. Sposób w jaki się z nią kochał zupełnie jej nie odpowiadał, był taki nieobecny, zamyślony.. Nie patrzył na nią, nie dotykał jak kiedyś.

— Czy ja cię już nie pociągam? — zapytała leżąc wtulona w jego ramiona.

— Słucham?! — odparł zaskoczony — Skąd tak głupie pytanie?

— Bo widzę, że jesteś ostatnio jakiś nieobecny.. nie patrzysz na mnie, nie liżesz tam gdzie kiedyś… — odpowiedziała spokojnie, wtapiając się jednak mocniej w jego ciało, jakby szukała schronienia.

— To zupełnie nie tak głupolku… — powiedział całując ją w czubek głowy.

— No to jak? Wytłumacz mi proszę, bo nie wiem co mam myśleć. To przez tą ciążę, prawda? Uważasz, że nie jestem już ładna? — dopytywała.

Gdy odpowiedziała jej cisza, odchyliła głowę i spojrzała mu w twarz. Oświetlał ich jedynie blask latarni stojącej w ogrodzie, widzieli się jednak bardzo wyraźnie, oboje doskonale rozpoznawali rzeczywistość w półmroku.

— Uważam… — zaczął, powoli ubierając myśli w słowa — Uważam, że nigdy nie byłaś bardziej seksowna i pociągająca. — dokończył pewnie.

— No jakoś tego nie widzę. — odprychnęła niedowierzając i przewróciła oczami.

— Pamiętaj, że obiecałem mówić ci zawsze prawdę. Nie kłamię. — wyszeptał, świdrując ją spojrzeniem. — Nigdy nie podniecałaś mnie bardziej niż teraz, gdybyś mogła zobaczyć rzeczy, które robię z tobą w mojej głowie, nie miałabyś wątpliwości, że to fakt. — uśmiechnął się dziko, pocałował w czoło i pogładził jej włosy.

— Może byśmy tych rzeczy spróbowali w rzeczywistości? — zaproponowała, spoglądając na niego ufnie z dołu.

— „Moja słodka dziewczynko — pomyślał patrząc prosto w jej źrenice — obawiam się, że mogłabyś ich nie przeżyć…” — dokończył myśl, uśmiechając się zarówno ze słodyczą jak i z ironią.. Jakże Sara uwielbiała mimikę jego twarzy.

Na głos za to powiedział:

— Może kiedyś część z nich spróbujemy zrobić, ale na pewno nie teraz, gdy nosisz w sobie nasze dziecko. Poza tym za bardzo cię szanuję i jesteś dla mnie zbyt cenna, żeby do większości moich fantazji miało kiedykolwiek dojść…

— Uuuuuu, aż tak ostro? To może rzeczywiście, wstrzymajmy się na razie… — przytaknęła ulegle, czując dziwny dreszcz na skórze spowodowany jego świdrującym, pierwotnym spojrzeniem.

— Czyli zachowujesz się wstrzemięźliwie, bo cię za bardzo podniecam, a nie za mało — podsumowała z maksymalną elokwencją — Hmmm… tak szczerze mówiąc, to mi osobiście z taką wiedzą lepiej. Doskonale wybrnąłeś z tej konfrontacji, mój perfekcyjny mężu — dokończyła, wyciągnęła szyję i pocałowała go namiętnie w usta.

Momentalnie sprawiała, że wszystkie jego mroczne pragnienia odlatywały.

Dziewczyna jednak, jak to niepokorna dusza driady, uwielbiała igrać z niebezpieczeństwem. Wbrew temu co podpowiadały jej wnętrzności — „nie drażnij dzikiego zwierza”, postanowiła sprawdzić słowa Sebastiana.

Uwielbiała jego mroczną, skrywaną przed światem stronę, fascynowała ją totalnie.. Wiedziała, że mąż trzyma w sobie zamkniętego socjopatę i niejednokrotnie kobietę ciągnęło, by się z nim pobawić. Sprawdzić jak długo ukochany może utrzymać w ryzach dziką naturę.

Usiadła na nim okrakiem, a duże piersi dotknęły jego lekko owłosionego torsu. Łono mocno wcisnęła pomiędzy nogi, tak że doskonale czuła jak jego penis robi się coraz grubszy i sztywniejszy. Zaskoczyło ją, że już stał, przecież dopiero co miał orgazm. Była jednak mocno zadowolona z osiągniętego efektu.

— Wrrr.. — warknął na nią i ugryzł w usta.

— Twoje zachowanie nie pomaga mi w hamowaniu popędów.. — wyszeptał świszcząco, ciężko oddychając.

— Tylko sprawdzam czy mi nie ściemniasz i nadal na ciebie działam tak jak twierdzisz — odpowiedziała z wyzywającym uśmiechem i wsłuchiwała w jego ciężki oddech — Widzę jednak, że mówisz prawdę.

Spostrzegła jego zaciśnięte pięści i bardzo nieobecne oczy..

Tym razem posłuchała swoich instynktów, które krzyczały „uciekaj”. Nie wiedziała co ją tak przeraziło w Sebastianie, chyba najbardziej ta nagła pustka w źrenicach. Jakby jakaś inna istota przejęła władze nad umyłem jej męża..

Pogłaskała go delikatnie po policzku i zeszła z niego. On w tym momencie głęboko nabrał powietrza w płuca i odetchnął jak po tonięciu.

— Idę się umyć, cieszę się, że sobie to wyjaśniliśmy. — powiedziała udając twardą. Nogi jednak uginały się pod Sarą.

Zostawiła go samego, lekko spoconego i z walącym sercem. On wrócił już myślami do siebie, przejmując kontrolę nad żądzami.

Leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit. Zastanawiał się jak jego żona to robi, że po niedawno odbytym stosunku już był znów gotów do działania. Na dodatek po całym dniu pracy. Czuł, że musi rozładować podniecenie, które w nim wzbudziła, dla własnego psychicznego dobra.

Wiedział, że Sary nie będzie przez dłuższy czas i, że następny seks nie wchodzi w grę, gdyż ukochana potrzebowała sporo snu, odkąd była w ciąży. Postanowił więc zagłębić się w obscenicznych marzeniach i sam pozbyć się pulsującego we wnętrznościach napięcia. Chwycił swojego grubego członka i zaczął przesuwać dłonią w dół i w górę. Wpadając powoli w rytm. Głowę położył na poduszce i zamknął oczy.

Umysł natychmiast oczyścił się ze wszystkich dylematów i problemów. Uczucie czystej przyjemności zaczęło zalewać jego zwoje. Dłoń nadal przesuwała się w górę i w dół, teraz jednak mocniej zaciśnięta, poruszała się energiczniej. Mijały minuty, a on powoli odpływał. Nie było już erotycznych, perwersyjnych wizji z jego Sarą. Teraz pojawiło się jedynie światło i rozkosz w głowie. Energia drgająca w każdej komórce fizycznego ciała. A potem moment, gdy te drgania osiągają swój zenit i wybuchają! Orgazm, którego Sebastian tak potrzebował, po dziwnym przedstawieniu jakie wcześniej zgotowała mu żona.

Kobieta nie miała pojęcia, jak potężną chuć wzbudza w swoim mężu.. jednak znając Sarę, nawet posiadanie tej wiedzy, niewiele zmieniłoby w jej postępowaniu..

Może Sebastian trochę nie doceniał swej wybranki, zapominał, że niejednokrotnie zaskakiwała go w przeszłości przekonaniami, jak i swobodnym odbiorem kontrowersyjnych tez, które wypowiadał. Mężczyźni najczęściej uważają, iż partnerki są zbyt pruderyjne lub za delikatne, by spełniać większość ich fetyszy. Często jest to prawdą, konsekwencją wychowania w świecie, który nie uczy czerpania przyjemności z fizyczności oraz podążania za fantazjami. Czasem jednak panowie po prostu nas nie doceniają, pamiętajmy bowiem, że to kobiety mają najbardziej wybujałą wyobraźnie i niekiedy wystarczy ją jedynie umiejętnie rozbudzić.

II

Wracając do remontu, który robił Sebastian, to razem uzgodnili, że rozpocznie go nie od ich sypialni jak początkowo planowali, tylko od pokoiku dziecięcego. Wybrali już miejsce dla małej, przytulne pomieszczenie w kształcie litery L. Sarze bardzo się ten pokój spodobał, od razu stwierdziła, że będzie idealny dla dziewczynki. Czuć w nim było bzem, rosnącym pod niewidocznym od drzwi wejściowych balkonowym oknem, z którego wieczorami można było podziwiać zachód słońca płonący nad koronami leśnych drzew. Miejsce wprost magiczne, więc idealne dla ich córki…

Obiecali sobie, że przetransportują dziecko jak najszybciej do własnego pokoju, bo sypialnia miała nadal stanowić ich prywatne sanktuarium. Chcieli ją od początku przyzwyczajać do spania w swoim łóżku i przebywania we własnej przestrzeni, więc ojciec wkładał dużo serca i wysiłku w sprawne wyremontowanie pomieszczenia.

Skończył kiedy Sara była w siódmym miesiącu ciąży. Brzuch zrobił się już spory i zaczął dziewczynie mocno utrudniać życie. Czuła się ociężała i niezgrabna. Większość czasu wykonywała lekkie prace domowe lub leżała. Miała wyrzuty sumienia, ale nie była w stanie robić więcej. Jej umysł i ciało pracowały na zwolnionych obrotach.

Tego dnia, kiedy Sebastian pokazał Sarze gotowy pokoik położyli się razem o wcześniejszej porze.

— Musimy porozmawiać. — stwierdziła kobieta poważnym tonem, a on usłyszawszy to uśmiechnął się pod nosem. Doskonale wiedział, że nie ma odwołania od tych słów.

Za oknem rozciągał się dość jeszcze wczesny wieczór, więc pokój był wypełniony widnym światłem.

— Słucham cię kochanie. — powiedział, wyciągając się przy niej na łóżku w samych bokserkach. Przeciągał się mocno i długo, wszystkie jego mięśnie naprężyły się. Kości żeber mocno zarysowały pod gładką skórą, całość utworzyła idealny obraz ludzkiego ciała..

— „Jaki on jest przepiękny” — pomyślała Sara patrząc zachwycona na męża.

Rzeczywiście Sebastian był niezwykle przystojnym mężczyzną, a jego umięśnione, smukłe, strzeliste ciało budziło podziw. Sara zapatrzyła się na mięśnie jego brzucha, wyraźnie odznaczające nad bokserkami. Gdyby tylko miała miej kilogramów wskoczyłaby na ukochanego i zaczęła je całować. Na samą myśl o tym poczuła skurcz w podbrzuszu.

Największą przyjemność miał jednak Sebastian, obserwując swoją żonę jak siedzi zawieszona i wpatruje się w niego. Tak bardzo uwielbiał widzieć podziw w jej bursztynowych oczach.

Sarze takie odloty zdarzały się nierzadko. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że siedzi wyłączona i zamyślona. To właśnie kochał w niej najbardziej.. Miała własny świat, a jednak on i tak stanowił dla niej epicentrum. Nawet gdy odpływała w swoje wizje.

To czego Sebastian nie wiedział to fakt, że takie „zawieszenia” były typowe dla Driad. Cierpiały one bowiem na coś w rodzaju choroby dwubiegunowej. Z jednej strony były bardzo energetyczne, radosne i pełne życia, z drugiej wpadały w potoki swoich myśli, które najczęściej doprowadzały je do negatywnych wniosków.

Sara dzięki mężowi nie dawała się już wciągać w czarne wizje, które towarzyszyły jej przez całe życie nim go poznała.

Nawet gdy wpadała w wiry potoków swoich myśli, to były całkiem przyjemne, od kiedy on był przy niej. Odkąd jej wybrany mężczyzna oddychał obok wszystko było bezpieczne.

On kochał te momenty kiedy stanowił centrum jej świata, kiedy czytał emocje z jej twarzy jak z otwartej księgi. A każda z tych emocji dotyczyła jego. Męskie ego Sebastiana było wtedy łechtane do ostateczności. Nigdy jej nie przerywał, nie wybudzał z letargu.

Dziewczyna nie zdawała sobie z tego sprawy, ale momenty jej zawieszenia potrafiły często trwać nawet po parę minut, podczas których on napawał się widokiem jej zamyślonej w uwielbieniu twarzy. Był jej oddany przez to jeszcze mocniej..

Ocknęła się po długiej chwili obserwowania go.

— Mógłbyś się czymś nakryć, rozpraszasz mnie… — powiedziała odzyskując kontakt z własnym głosem.

— Naprawdę? Nie zauważyłem… — odpowiedział z ironicznym uśmiechem.

— Przestań żartować, mam poważny temat do poruszenia! Musimy wybrać imię.

— Jakie imię? — zapytał zdziwiony nagłym zwrotem sytuacji.

Sara przewróciła oczami w niedowierzaniu i spojrzała na męża karcąco.

— Jak to jakie imię? — wyraźnie wyczuł ironię w kobiecym głosie.

— Imię dla naszego dziecka. Cały czas mówimy o córce, ale musimy być też przygotowani na przyjście chłopca. — dodała już dużo łagodniejszym tonem i zobaczył w jej oczach iskierki radości. Lubiła wyzwania.

— Jak będzie chłopak to damy mu Kornel albo Dawid. — zaczął Sebastian, żeby jak najszybciej mieć ten temat za sobą.

— Nie wydurniaj się, kto w tym kraju nazywa się Kornel?! Przecież oni nie potrafiliby tego wymówić, a Dawid to imię biblijnie, nie dla naszego syna. — zbombardowała go konstruktywną negacją.

Mężczyzna przekręcił się w jej stronę i lekko uniósł ciało. Przybliżył czoło do jej skroni i uśmiechnął czarująco. Zawsze przywdziewał ten uśmiech, gdy chciał ostudzić zapędy żony do wyolbrzymiania sytuacji. A ta zdecydowanie miała do tego tendencje.

— Kochanie — powiedział szeptem do jej ucha — Oczywiście, że nie. Nie jest to imię dla syna, bo będziemy mieli córkę. Fakt potwierdzony przez badanie, które niedawno robiłaś, nie traćmy więc czasu na szukanie imion męskich. Jeśli będzie chłopak, to chyba będziemy musieli go nazwać Fux. — zakończył i odchylił twarz, by móc zobaczyć jej reakcję. Uwielbiał przypatrywać się mimice żony i rozpoznawać emocje, których nie potrafiła ukryć.

— Nawet mi się podoba. — powiedziała Sara i pokazała mu język. Nie mogła go przecież zawieść jakąś normalną reakcją. Każda komórka ciała Sebastiana zaśmiała się na ten widok, jednak kąciki ust uniosły się tylko odrobinę.

Leżeli przez chwilę bez słowa, a ona upewniwszy się w głowie, że podziela zdanie męża, wznowiła dyskusję.

— Dobrze, to skupmy się na imieniu dla dziewczynki. Przeglądałam kalendarz i podoba mi się Kornelia albo Klara. Poza tym, to imiona związane z kwiatami są ładne, Róża, Lilianna…

— Może od razu Niezapominajka? Nie będę nazywał córki po roślinie. — burknął niezadowolony z jej propozycji — I jeszcze dodam, że takie imiona z automatu skazują ją na staropanieństwo, ciotka Klara co ma siedem kotów.. — zakończył sarkastycznie chcąc lekko dogryźć żonie, ale również dlatego, że zupełnie nie spodobały się mu jej propozycje i musiał stanowczo wybić je Sarze z głowy.

— Jaki ty jesteś dziwny! To są tylko sugestie, słucham twoich! — odpowiedziała udając obrażoną minę. W głębi cieszyła się jednak, że mąż tak poważnie podszedł do tematu. Lubiła z nim dyskutować, uwielbiała jego stanowczość.

— Te co wymieniłaś brzmią jak z bajek dla dzieci, o babuleńkach co robią na drutach. Moje dziecko musi mieś imię jak z baśni, a nie opowiadania do poduszki.

— No to słucham co proponujesz? — powtórzyła zapytanie Sara.

— Kochanie, proponuję żebyś dała mi czas to przemyśleć i na pewno wybierzemy coś odpowiedniego. Jestem dzisiaj potwornie skonany po remoncie i nie wiem czy mój umysł jest w stanie podołać tematowi, który przygotowałaś na ten wieczór. — mówił głaszcząc ją przy tym po ręce. Wiedział, że ta czynność uspokoi żonę i zamiast wpaść w złość, zgodzi się z nim.

— Masz rację — przytaknęła Sara — Miałeś ciężki dzień i nie będę cię dłużej zamęczać. Odpocznij mój wilczku, ale niebawem wrócimy do tematu.

Wokół zrobił się już półmrok, nastał wieczór. Nie był to ich normalny czas na spoczynek, było jeszcze trochę za wcześnie. Jednak oboje potrzebowali go, pragnęli snu i jakby zahipnotyzowani, postanowili nie przeciwstawiać się temu pragnieniu.

*** *** ***

Sebastian jak zwykle zasnął pierwszy, oddychając głośno szybko zapadł w sen. Sara odpłynęła niedługo po nim. Będąc w ciąży robiła to niezwykle szybko.

Przed świtem, bardzo wcześnie, trzydzieści minut po trzeciej, kiedy to umysł wchodził w końcową fazę przekazywania nocnego widowiska, przyszedł do niej finalny sen. Sen proroczy.

Była sama w ogrodzie przed domem gdy zobaczyła małe rudo-złote kociątko, które patrzyło na nią dzikimi szaro-zielonymi oczkami. Chciała do niego podejść, złapać je, ale zaczęło uciekać przed nią w stronę pobliskiego lasu. Sara ogromnie bała się, że nie przeżyje samo w gęstwinie drzew, że jest za małe i za słabe.

Biegła więc za nim, dalej i dalej w sam środek kniei.

Dotarła do polany po środku której stał ogromny, stary Dąb, wyraźnie czuła jakby skądś już znała to piękne drzewo…

Zaczęła iść w jego kierunku, zapomniała o kocie, teraz chciała jedynie dotknąć pnia Drzewa Życia. Nie wiedziała skąd w jej umyśle wzięła się ta nazwa, lecz była tak oczywista.

Doszła do połowy polany, gdy poczuła przed sobą barierę nie do przebycia, w tym momencie ziemia pod jej stopami zniknęła i dziewczyna runęła w dół głębokiej dziury. Kiedy dotarła do jej dna, nie miała możliwości by wyjść górą, bo ledwo widziała światło słoneczne. Otaczały ją jedynie wszechobecne korzenie. Pomarszczone, ciasno splecione, pamiętające zamierzchłe lata, czasy istnienia dawno wymarłych, ziemskich stworów.

Drzewo Życia i jego niewidoczna, ukryta pod ziemią część. To co zakopane, nam ludziom kojarzy się ze śmiercią, nic jednak bardziej mylnego. Wciąż żywe i będące pra-wiedzą wszelkiego stworzenia, prastare korzenie kipiały energią.

Sara zupełnie się nie bała — to była misja. Zauważyła mały, jasny tunel w odległym końcu jamy w której się znajdowała. Podeszła i bez wahania wcisnęła się do niego, przecież właśnie po to tam powstał…

Brnęła w kierunku złotawego światła, migoczącego na jego końcu.

Kiedy wreszcie dotarła do źródła jasności, znalazła się w ogromnej, pustej sali balowej. Ściany były zrobione z gładkich, żółtawych, błyszczących kamieni, a podłogi z iskrzącego marmuru. Jedyne co stało na środku głuchej przestrzeni to olbrzymie, lśniące zwierciadło. Trzykrotnie większe od niej samej.

Jako, że śniła nie kierowały dziewczyną ludzkie rozterki, nie zastanawiała się, po prostu robiła to co powinna, działo się to co miało się wydarzyć.

Podeszła więc do lustra i stanęła naprzeciw, widząc w nim całą swą postać. Przysuwała się bliżej do swego odbicia, aż mogła dotknąć ręką gładkiej tafli. Kiedy jej dłoń złączyła się z tą po drugiej stronie obraz na moment zawirował i nie widziała już siebie.

Wyrosła przed nią smukła, długonoga kobieta ze złotymi włosami sięgającymi pasa. Ubrana była w prostą, białą, lnianą sukienkę, a na jej głowie osadzony był wianek z bladoróżowych stokrotek. Była trzy razy większa od Sary. Rozciągała się na całą objętość tafli.

Śniąca podniosła więc głowę do góry, gdyż jej uwagę, całkowicie pochłonęły oczy postaci. Szaro-zielone, dzikie, lekko skośne, jak u jej Sebastiana. Oczy dziewczyny jednak były jakieś inne, jakby powstały tysiące lat wcześniej. Przepełnione smutkiem i nieznanym chłodem. Od wieków podróżujące w niebycie, widziały tak wiele i posiadały wiedzę wymarłą. Przez ułamek sekundy w źrenicach ujrzała wijące się korzenie.

Kobieta przechyliła głowę w bok i uśmiechnęła się zarazem dziko jak i kojąco do Sary. Patrzyła na nią jakby chciała przejrzeć na wylot. Hipnotyzowała wibracjami delikatnie pulsującymi z tafli. Drgania przenikały całe pomieszczenie. Sala balowa pulsowała razem ze śniącą, a śniącej bardzo się to podobało.

— Kim jestem? — zapytała postać pięknym, dostojnym głosem.

— Nie wiem. — pomyślała w odpowiedzi Sara i usłyszała jak jej myśl głośno odbija się głuchym echem, po ścianach komnaty.

— Mamo, kim jestem? — powtórzyła dziewczyna miękko.

Sara patrzyła na nią jak zaczarowana, to było jej dziecko, mieszanka jej genów i Sebastiana, jak mogła wcześniej tego nie zauważyć. Taka piękna, taka dorosła. Poczuła ukłucie w sercu, którego przecież teraz nie posiadała…

— Jesteś moją córką. — stwierdziła cicho Sara.

— Tak mamusiu, ale kto stoi po drugiej stronie lustra? — zapytało dziewczę, znów przechylając głowę, tym razem w lewo, jak to zwykł był robić Sebastian.

— Nie rozumiem… — odpowiedziała zdezorientowana Sara, nadal przypatrując się z zachwytem kobiecie, która była jej dzieckiem, chociaż wyglądała na starszą od niej. Trudno jednak było określić wiek istoty w odbiciu, biła od niej zbyt silna aura.

Postać spostrzegła, że zaczyna tracić śniącą, śniąca bowiem podświadomie uruchomiła ludzki proces analizowania. Zbyt wiele osobistych bodźców i informacji spowodowało, iż przestawała działać intuicyjnie, a zaczęła kierować się umysłem. Dziewczyna w odbiciu wiedziała, iż zaraz utracą kontakt.

— Kto jest po drugiej stronie lustra?! — szybko wysyczała pytanie, wbijając wibracje swojego dźwięcznego, przeraźliwego głosu głęboko w podświadomość Sary, aż zadrżały mury ogromnej sali. Spojrzała na nią przenikliwie, po czym rozpłynęła się w tafli zwierciadła, zostawiając matkę na środku pustej sali.

— Alicja! — wykrzyknęła Sara, uświadamiając sobie jak oczywista była odpowiedź na to pytanie.

W tym momencie przebudziła się, patrząc tępo na skąpane w półmroku szyby. Budził się nowy dzień i nieśmiało wschodziło słońce. Próbowało przebrnąć przez ciężkie, masywne chmury, które wisiały nad ich domem całą noc. Nagle jednemu z promieni udało się przebić i wylądował wprost na zaspanej twarzy kobiety.

Ta nie miała już żadnych wątpliwości jak na imię musi otrzymać jej córka.