Hybryda. Tom 3. Władca Podziemi - Jo.E. RACH. - ebook

Hybryda. Tom 3. Władca Podziemi ebook

Jo.E.RACH

4,1

Opis

„Hybryda” tom III – to podróż w czasy młodości Aragona – najpotężniejszego KUR-GALLI. To wyprawa w czasy świetności Sumeru – starożytnej, tajemniczej cywilizacji, którą Aragon władał tysiące lat temu. To również wędrówka po niezwykłym, fascynującym świecie KUR – wszechmocnego Władcy Podziemi, istoty, od której zależą losy całego Gatunku… całej planety…

Potraktowana jako narzędzie zemsty Kala zostaje zmuszona do walki z tajemniczym, potężnym wrogiem, który porwał ją z twierdzy Cassiela. Bezlitośnie torturowana i okaleczana traci nadzieję na przetrwanie… na dobre zakończenie… Czy zdoła wyjść obronną ręką z tej opresji? Czy pozna tożsamość agresora? Czy jeszcze kiedykolwiek będzie miała szanse spojrzeć w kochające oczy swojego mężczyzny?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 513

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (8 ocen)
4
1
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Mamaala

Dobrze spędzony czas

ciekawa jestem czy będzie dalszy ciąg że czekam nicierpliwie
00

Popularność




HYBRYDA

TOM 3

WŁADCA PODZIEMI

by Jo.E.RACH.

© by Jo.E.RACH.

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub części publikacji zabronione bez pisemnej zgody autora

ISBN 978-83-7859-550-2

okładka wg pomysłu autorki na podstawie obrazu Niny Kołaczyk

redakcja

Jolanta Król

lipiec 2015

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

Rozdział 1

– Ale się porobiło! – Z ciężkim westchnieniem odezwała się IZABEL, przerywając trwającą od kilkunastu minut ciszę.

Leżałam na olbrzymiej kanapie w bibliotece SETI-RISA, a moja głowa spoczywała na kolanach IZI. Powoli dochodziłam do siebie po wyjątkowo silnych emocjach ostatnich dni i godzin. Odkąd wpadłam do tego pomieszczenia jak bomba, były to pierwsze słowa, jakie ktokolwiek odważył się wypowiedzieć. Pewnie mój niezbyt normalny wygląd przyczynił się do tej głuchej, nieprzyjemnej ciszy. Przerwanie tego dziwnego stanu zawieszenia, niepewności, wydawało się najlepszym wyjściem.

– Jeszcze jak się porobiło – odezwałam się z podobnym westchnieniem.

– Chcesz o tym porozmawiać, KALO?

– Czyżbym wyglądała jak półtora nieszczęścia? – zastanowił mnie ton, jakim przyjaciółka zadała to pytanie. – W takim razie najwyższy czas zebrać się w sobie i zamknąć wreszcie tę sprawę! Koniec mazgajstwa! – postanowiłam zdecydowanie. Tym razem zamierzałam trzymać się tego postanowienia na… wieki wieków amen! Rozbawiło mnie trochę to określenie nieskończoności, więc spojrzałam na IZI z lekkim uśmiechem, dając jej wyraźny znak, że wracam do normy.

– Tylko tyle, by wyjaśnić tobie i Evie, co się stało. – Mój energiczny i pewny głos od razu zmienił atmosferę. Ulga widoczna na twarzach tych dwóch ślicznotek jeszcze bardziej mnie rozluźniła. Nie zmieniając wygodnej pozycji, zapytałam tylko:

– Czy znasz całą historię?

– Mój Pan wszystko mi wyjaśnił już wcześniej, a dzisiaj Eva dopowiedziała resztę. – IZI patrzyła na mnie ze współczuciem, a to wcale, a wcale mi nie odpowiadało. Wychodziłam na jakiegoś cholernego słabeusza i superwrażliwca w jednym! „Koniec z tym, do cholery!” – powtórzyłam sobie w myśli jeszcze raz.

– Więc wiesz, że zjawiliśmy się tutaj, by zadecydować o losie XAWIERA?

– Tak! – potwierdziła.

– SETI-RIS postanowił, że we trójkę podejmiemy decyzję większością głosów.

– To chyba najlepsze wyjście z tej dziwnej sytuacji, prawda? A co na to ARAGON? – zapytała przejęta. Znała doskonale zależność, jaka łączyła mojego ojca i Króla, i obawiała się o swojego partnera.

– Zaakceptował tę decyzję natychmiast.

Odetchnęła z ulgą, jakby zrzucono z niej stos kamieni. Natychmiast zrozumiałam, że zachowywałam się egoistycznie, skupiona tylko na sobie od momentu pojawienia się w bibliotece. A przecież IZI, zakochana w SETI-RISIE bez pamięci, trwała w niepewności przez cały ten czas. Kolejny raz w ciągu ostatnich godzin zrobiło mi się głupio.

– Więc wyrok na XAWIERA już wydany?

– Uhm – potwierdziłam.

– Kiedy? – zapytała z rozszerzonymi oczami.

– Co kiedy? – Nie zrozumiałam, o co jej chodzi.

– Kiedy zostanie… unicestwiony? – Z trudem wymówiła to słowo.

– W najbliższym czasie raczej mu to nie grozi – powiedziałam z całkowitym spokojem. Zaakceptowałam to już w pełni i wyraźnie czułam się z tym dobrze. Nie mogło być inaczej, skoro tak podpowiadała intuicja. A w tej zagmatwanej historii jej podpowiedzi zdawały się najistotniejsze.

– Jak… dlaczego? – zdenerwowana IZI spięła wszystkie mięśnie. – Kto opowiedział się za nim oprócz ARAGONA?

– Ja! – Ton mojego głosu dał jej jasno do zrozumienia, że zrobiłam to z przekonania i w pełni świadomie. – Może w pierwszej chwili moja decyzja wyda ci się niezrozumiała… w końcu to przecież on zgładził mojego Adama, to on spiskował i podburzał przeciw SETI-RISOWI, i to on zaatakował Evę i mnie, ale… moja intuicja opowiada się za nim. Chcę dać mu szansę… – przerwałam, zostawiając im czas na przemyślenia.

Znów zapadła głucha cisza. IZABEL zadumała się z mocno zaskoczoną miną, za to Eva spoglądała na mnie z dumą, jakbym dokonała jakiegoś heroicznego czynu.

A może dokonałam?

Może wreszcie pokonałam demona, który od dawna rozwalał moją psychikę i czynił mnie bardziej podatną na ciosy? – Tak! To chyba prawda – uświadomiłam sobie w tym momencie i z ulgą wypuściłam z płuc całe nagromadzone w nich powietrze. Z nowym, głębokim wdechem weszła we mnie siła i pewność. Już na zawsze!

I właśnie w tej chwili do naszych uszu dotarło ciche pukanie.

ARAGON!

Stał za drzwiami i nie ukrywał przede mną swojej aury. Z zaskoczeniem odebrałam jego zdenerwowanie i… niepewność.

– Wejdź, proszę – powiedziałam, okazując mu rozluźnienie i spokój, jaki właśnie osiągnęłam.

Wsunął się delikatnie do pomieszczenia przez lekko uchylone drzwi, nie z impetem i energią, jak zwykł to czynić na co dzień. Jego mocny wzrok taksował z uwagą moją postać, leżącą swobodnie na kanapie. Wyraźnie szukał objawów mojego załamania i obawa o mnie przebijała z całego jego zachowania.

– KALO, czy zechcesz ze mną porozmawiać? – zapytał niezbyt pewnym tonem.

– Oczywiście, tatku. – Zerwałam się błyskawicznie i podbiegłam do niego.

Dosłownie o kilkanaście centymetrów od jego potężnej sylwetki zatrzymałam się gwałtownie, nie mając pewności, czy mogę go dotknąć. Wspomnienie jego niedawnego odtrącenia, które pojawiło się nagle przed moimi oczami, zdecydowanie mnie zastopowało. Nie miałam pojęcia czy mi wybaczył, czy tylko chwilowo zapomniał o mojej winie ze względu na stan, w jakim się znalazłam.

– To ja i Eva wyjdziemy. Nie chcemy wam przeszkadzać. – Cichutki głos IZABEL lekko drżał.

– W niczym nam nie przeszkadzacie. – ARAGON spojrzał na IZI z sympatią. – Obie jesteście bardzo ważne dla mojej córki, a przez to i dla mnie. Dlatego właśnie przy was chciałbym ją przeprosić… za wszystko – powiedział spokojnie, lecz jakoś tak smutno, z goryczą. – KALO, wiem, że zachowałem się egoistycznie i niewybaczalnie. – Mówiąc to patrzył mi prosto w oczy i nie krył swoich emocji. – Straciłaś do mnie zaufanie. Nawet nie chcesz się przytulić tak, jak robiłaś to kiedyś. Ale rozumiem cię. Nie zasługuję na twoją spontaniczność.

– To nie tak… – zaprzeczyłam, wyciągając do niego rękę. Ujął ją natychmiast, ale powstrzymał mnie od mówienia ruchem dłoni. – Pozwól mi powiedzieć kilka zdań – poprosił.

Kiwnęłam głową.

– Nie miałem prawa tak pastwić się nad tobą i niszczyć twojej psychiki. Moim najważniejszym obowiązkiem jest przecież opieka nad dzieckiem, które w pełni świadomie i z ogromną miłością powołałem na świat. A zachowałem się jak nieodpowiedzialny rodzic, który w chwilach bezmózgowej chuci płodzi przez przypadek swoje dzieci. Zawiodłem cię, córko, i bardzo tego żałuję. Żałuję, że egoistyczne podszepty doprowadziły do takiego obrotu spraw. Nawet teraz, w pełni świadomy swojej winy, nadal wciągnąłem cię swoim egoizmem w trudną sytuację i w pewien sposób zobligowałem do sądu nad XAWIEREM. Przeze mnie zostałaś zmuszona do cofnięcia się w najgorszy moment twojego życia i przeze mnie zdecydowałaś się pozostawić przy życiu mordercę Adama. Nie mogę pozwolić, byś cierpiała przez to jeszcze bardziej! Dlatego postanowiłem …

– Nie! – przerwałam mu zdecydowanie. – Nie podjęłam tej decyzji ze względu na ciebie! To moje suwerenne, rozmyślne postanowienie, wypływające z odczuć i intuicji. Gdyby XAWIER emanował złem i deprawacją, gdybym wiedziała, że traktuje swój czyn jak nic nieznaczący epizod, nie zrobiłabym tego nawet dla ciebie, tato. Na szczęście jest inaczej i myślę, że z czasem wszystko się ułoży.

Zaskoczona mina ojca dodała mi odwagi i już bez zastanowienia wtuliłam się w szeroką pierś, obejmując go mocno rękami w pasie.

– Kochanie! – Jego usta spoczęły na czubku mojej głowy. Poczucie ukojenia i szczęścia objęło każdą cząstkę mojego ciała. – Przepraszam, bardzo przepraszam.

– ARAGONIE, przecież wiesz, jak bardzo cię kocham. Najbardziej na świecie i tak, jak powiedziałam wcześniej – jesteś i zawsze będziesz dla mnie najważniejszy. Nikt i nic tego nie zmieni! Dlatego postanowiłam, że postaram się ze wszystkich sił nie sprawiać już więcej kłopotów i dać ci odpocząć od moich problemów. Zajmiesz się przede wszystkim sobą, a ja spokojnie wyciszę się w twierdzy CASSIELA. Oczywiście, jeśli mi na to pozwolisz.

– Wiadomo, skarbie. Dosyć już głupot narobiłem. Najwyższa pora wrócić do normalności.

Zamierzałam kuć żelazo, póki gorące, bo w takim nastroju ojciec był skłonny do wielu ustępstw. Odchyliłam głowę na tyle, by móc mu spojrzeć w oczy.

– Wybaczysz nam wszystkim? – zapytałam szybko.

– Jakbym miał inne wyjście! – wywrócił oczami rozbawiony.

– Takiego uwielbiam cię najbardziej! – wyrzuciłam żywiołowo i jeszcze mocniej wtuliłam się w niego. Właśnie tej bliskości, poczucia łączącej nas niezwykłej więzi, brakowało mi ostatnio tak bardzo. A potem pociągnęłam go w stronę kanapy.

– Usiądź z nami, proszę. Mam do ciebie kilka ważnych pytań.

Nie opierał się nawet przez chwilę. Podszedł do kanapy, po drodze mierzwiąc przyjacielskim gestem niesforne włosy Evy i zatrzymał się tuż koło IZABEL. A potem… niespodziewanie przyklęknął na jedno kolano! Pełne zaskoczenie! Dla całej naszej trójki! Wyciągnął dłoń do mojej przyjaciółki, a ona bez ociągania podała mu swoją. Mimo to, w jej oczach pojawił się cień dawnego lęku.

– Witaj, słodka IZABEL. – Ciepły głos ARAGONA mógł ukoić duszę. – Sporo lat upłynęło od naszego ostatniego kontaktu. Mam nadzieję, że znalazłaś szczęście i spokój przy boku SETI-RISA?

– Tak, Panie. Jestem bardzo szczęśliwa. – IZI, mimo widocznego niepokoju, odpowiedziała zdecydowanie i pewnie.

– Cieszę się, nawet nie wiesz jak bardzo! I ze względu na ciebie i ze względu na mojego potomka. – Nie miałam wątpliwości, że mówi szczerze. Dobra energia emanowała z całego jego organizmu. – Tobie, IZABEL, też jestem winien przeprosiny – kontynuował. – Wiele razy zachowywałem się wobec ciebie podle i teraz proszę o twoje wybaczenie.

– Ja… eee… – ze zdumienia prawie się zapowietrzyła, ale wyjątkowo szybko odzyskała rezon. – To z mojej winy tak się zachowywałeś, Panie. To ja reagowałam jak… tchórzliwa łania, zupełnie bez powodu.

ARAGON delikatnie uścisnął jej dłoń i złożył na niej pocałunek, zapierając mojej przyjaciółce dech w piersiach.

– Nie tak bez powodu i to jest najgorsze – przyznał się. – Czy mimo to zechcesz mi wybaczyć?

Zdecydowana mina IZI, pewność, z jaką patrzyła ojcu w oczy, radowała moją duszę. Wracała moja dawna, odważna IZABEL.

– Jeśli tego pragniesz, Panie, mogę powiedzieć ci słowo „wybaczam”, ale w rzeczywistości nie mam czego. To przecież dzięki tobie żyję od ponad 150 lat i jestem tym, kim jestem. Dzięki tobie dałam sobie radę z pierwszym, trudnym okresem po przemianie i dzięki twojej opiece rozwinęłam się i nauczyłam tak wielu rzeczy. To ja przepraszam za wszystkie problemy, które sprawiłam i dziękuję z całego serca za bezgraniczną cierpliwość dla moich wad.

ARAGON zaśmiał się serdecznie i spojrzał na mnie z czułością i dumą.

– Otoczyłaś się, kochanie, naprawdę wartościowymi istotami. Już nigdy nie zakwestionuję twoich wyborów. Swoim sercem potrafisz dostrzec więcej niż ja, zagłębiając się w umysły.

Z promiennym uśmiechem wskazałam mu miejsce między mną a Evą.

Usiadł zadowolony, a ja natychmiast wykorzystałam jego bliskość i oparłam mu głowę na ramieniu. Tak bardzo brakowało mi obcowania z ojcem przez ostatni, trudny okres, więc skwapliwie wykorzystałam nadarzającą się okazję.

– Powiedz mi, proszę, co będzie z XAWIEREM? – Dalsze unikanie tematu wydawało się bezsensowne. Zapadły przecież jakieś decyzje i musiałam je poznać.

– Hmm… – chrząknął nerwowo. – Po twoim wyjściu SETI-RIS postanowił oddać go do mojej dyspozycji. Ja mam decydować o jego dalszym życiu.

– I co postanowiłeś?

– Jeszcze nic. Nie wiem, jak postąpić. Może zechciałabyś mi pomóc? – zapytał z przejęciem. Prawdopodobnie nie dowierzał do końca, że już sobie całkowicie poradziłam. Musiałam mu to udowodnić!

– Wiem, że chcesz zatrzymać go przy sobie i to powinieneś zrobić. Nie stanowi żadnego zagrożenia i choć to totalnie niesprawiedliwe, kara w jego przypadku nie ma sensu.

– Naprawdę tak uważasz? – Nadal mi nie dowierzał.

– Oczywiście. Przecież wieloletnie uwięzienie go nie przyniesie nic dobrego. Ty będziesz cierpiał niepotrzebnie, a jego psychiki taka kara nie zmieni. Większość działań podjął świadomie, dążąc do ściśle określonego celu, czyli spotkania ciebie. Poza tym, o ile znam się na zależnościach, odkąd XAWIER napił się krwi KUR, należy tylko i wyłącznie do naszego Władcy Podziemi, i w zasadzie jedynie on o nim decyduje – podsumowałam zdecydowanie.

Ta ostatnia konkluzja uświadomiła mi, że oto pojawiło się przed nami o wiele większe wyzwanie. KUR w każdej chwili mógł nam się objawić, a to mocno mnie niepokoiło. – Myślałeś w ogóle o NIM? – Podkreśliłam wyraźnie, że chodzi mi o tajemniczego Władcę naszej Rasy.

– Bez przerwy o nim myślę – przyznał się natychmiast.

– Przebaczyłeś mu?

– Zastanawiałem się nad tym niejeden raz i teraz wiem, że zrobiłem to już dawno, ale nie chciałem się do tego przyznać, nawet sam przed sobą. Wolałem nie myśleć o nim wcale, chować głowę w piasek.

– To znaczy, że go kochasz – stwierdziłam.

– Chyba nigdy nie przestałem. – Wspomnienia zamgliły mu oczy. Sądząc z jego rozpromienionej nagle twarzy, były to bardzo miłe wspomnienia. Moja ciekawość okresu, w którym ojciec przebywał w podziemnym świecie KUR i dzielił z nim życie, wzrosła niebotycznie.

– Co zatem zamierzasz z tym zrobić? – zadałam jedyne, właściwe w tej sytuacji pytanie.

– Zamierzam znaleźć go i prosić o przebaczenie za swój upór, za słabość i małostkowość, a przede wszystkim za monstrualny egoizm! Mam nadzieję, że jeszcze chce mnie pamiętać, że… czuje do mnie to, co wcześniej.

– Takie uczucia nie mijają nigdy – pocieszyłam go. Ale co ja wiedziałam! Tu nie chodziło o zwykłego KUR-GALLI, lecz o samego Władcę Podziemi, Stwórcę naszej Rasy. Skoro jednak przekazał przez XAWIERA tak wyraźne słowa miłości do ARAGONA, nie mógł kłamać. Nie widziałam sensu w takim łgarstwie.

– Mam nadzieję, córeczko. – Objął mnie ręką i przytulił mocno do swego boku, głaszcząc przy tym po ramieniu. – Przekonamy się niebawem. Pozałatwiam najpilniejsze sprawy i wyruszę na poszukiwania.

– Z XAWIEREM?

– N… nie – zająknął się, zaskoczony.

– Więc co z nim będzie?

– Hmm… zostanie… w moim domu – wyrzucił nerwowo. – To chyba najlepsze wyjście. Nie zdoła go opuścić, więc praktycznie będzie tam więźniem. Przynajmniej do mojego powrotu.

– Acha. – Chociaż powiedziałam to neutralnym tonem, ojciec spiął nerwowo mięśnie. – To właściwie najrozsądniejsze rozwiązanie. Gdzie on teraz jest?

– Został z SETI-RISEM i CASSIELEM w salonie.

– Chyba już najwyższy czas, byśmy wszyscy pomówili o przyszłości. Jest kilka spraw, które musimy ustalić. Pójdę po nich i porozmawiamy w siódemkę, dobrze?

– W siódemkę? – ARAGON otworzył szeroko oczy.

– To chyba logiczne. Skoro XAWIER zamieszka z tobą, automatycznie zacznie uczestniczyć w naszym życiu, więc bez sensu byłoby ciągłe ignorowanie go. Poza tym, nie chcę go ignorować. – Mówiłam coraz pewniej i już wiedziałam, że poradzę sobie z tym wyzwaniem.

– Zrób, jak uważasz, skarbie. Rozegraj to po swojemu. Obiecuję, że zgodzę się na wszystkie twoje decyzje.

– Mówisz, tato, że podejmujesz takie wyzwanie i ryzyko w jednym? – zapytałam, nie będąc pewną, czy się nie przesłyszałam.

Zaśmiał się, rozbawiony moją skonsternowaną miną.

– Tak. I dla twojej wiadomości – z pełną świadomością. Myślę, że jestem ci to winien. To będzie takie malutkie zadośćuczynienie, dobrze?

– No, masz! Ostrzegam cię jednak, że wykorzystam okazję bez skrupułów – rzuciłam z przebiegłą miną. – Nawet mam już pewien ciekawy pomysł. Tylko pamiętaj, żadnego wycofywania się. Mam dwóch świadków twojej niefrasobliwej propozycji!

– Chyba już zaczynam się bać! – Zrobił mocno przestraszoną minę, ale oczy błyszczały mu radością.

– Za późno, drogi ojcze. Przygotuj się na… ciekawe najbliższe godziny – postraszyłam go żartobliwie. – Idę. W pierwszym rzędzie musimy ustalić kilka najistotniejszych spraw.

Zostawiłam go, rozluźnionego, z IZABEL i Evą, a sama weszłam pewnym krokiem do salonu. Szybko omiotłam wzrokiem to wielkie pomieszczenie, by zorientować się w sytuacji. SETI-RIS siedział wygodnie w fotelu i prowadził spokojną konwersację z moim ukochanym CASSEM. Obydwaj wyglądali na odprężonych, ale na mój widok przerwali rozmowę i spojrzeli na mnie z dużą uwagą. Posłałam im uspokajający uśmiech i ruszyłam w ich kierunku, po drodze patrząc przez krótką chwilę na XAWIERA. Stał osamotniony, ze wzrokiem wbitym w podłogę, praktycznie w tym miejscu, w którym go pozostawiłam po wcześniejszym odczytaniu. Zastygł w kompletnym bezruchu i wyglądał jak jeden z posągów, których w tej rezydencji nie brakowało.

Podeszłam do naszego Króla i przyklęknęłam przy jego fotelu, ujmując z uczuciem jego dłoń.

– Masz z nami same kłopoty, mój Panie. Ze mną, z ARAGONEM, z naszymi sprawami. Pewnie chciałbyś zapomnieć o nas chociaż na trochę, odpocząć od zamieszania, które wprowadziliśmy w twoje życie – powiedziałam i pocałowałam na koniec jego długie palce.

– Wasze życie jest jednocześnie moim, KALO, i niczego bardziej nie pragnę, jak uczestniczyć w nim. Jeśli ARAGON przebaczy mi mój błąd, przebaczy mi to, że naraziłem twoje życie, nie chroniąc cię należycie przed atakiem i pozwoli na to, będę najszczęśliwszą istotą na świecie. Ale takich względów chyba szybko nie dostąpię. Twój ojciec nie przebacza tak łatwo. – Westchnął smutno i pogładził moje włosy.

Wyszczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu i uniosłam kciuk do góry.

– Jest dobrze – rzuciłam z entuzjazmem. – Odpuścił nam wszystkim. Właśnie o tym rozmawialiśmy.

– Uff… – odetchnął z ulgą.

– Przydałoby się spuścić trochę adrenaliny po całej tej zadymie – zażartowałam. Wiedziałam, że SETI lubi, kiedy się „wyrażam”. – Ale najpierw musimy przedyskutować kilka kwestii. Czy moglibyśmy to zrobić w bibliotece? Tata jest w niezłym nastroju i dobrze się czuje w towarzystwie IZI i EVY, więc lepiej to wykorzystać, zwłaszcza, że mam wobec niego pewne plany. Ale to na razie tajemnica. Chcę was wszystkich zaskoczyć.

Wpatrywali się we mnie podekscytowani, domyślając się, że czeka ich nie lada niespodzianka.

– Chodźmy więc zmierzyć się z nieuniknionym! Już czuję w powietrzu następną „zadymę”. – Tym razem to SETI-RIS żartował.

Wstałam zadowolona z dobrego humoru naszego Króla i nie puszczając jego dłoni ruszyłam do biblioteki. CASS musiał trochę poczekać na moją bliskość. Teraz ważny był SETI-RIS, którego postawiliśmy sprawą XAWIERA w trudnej sytuacji. Podjął decyzje niezgodne z zasadami, którymi się kierował i nie wiedziałam, jak to znosi. A dodatkowo zaraz miałam mu dodać jeszcze jeden zgryz, zapraszając XAWIERA do rozmowy. Musiałam jednak tak postąpić. Wiedział o rzeczach, które były dla nas niezwykle istotne.

Przechodząc w jego pobliżu powiedziałam:

– XAWIERZE, dołącz do nas. Mam do ciebie kilka pytań.

Król spiął się natychmiast i zatrzymał gwałtownie.

– KALO, dasz radę? Nie za wcześnie dla ciebie na takie rozmowy?

– Jest w porządku, nie martw się, Panie. – Nie spuszczałam wzroku z oszołomionego XAWIERA i jednocześnie wczuwałam się w reakcje organizmu. Nie kłamałam, mówiąc, że sobie poradzę. Odbierałam go spokojnie, bez większych emocji i to mnie ogromnie cieszyło. Oderwałam od niego wzrok i spojrzałam na Króla dopiero wtedy, gdy skinął mi głową, zażenowany i niepewny. – Jego wiedza jest mi teraz bardzo potrzebna.

– Myślę, że wiem do czego, KUR! – powiedział SETI-RIS z ledwie wyczuwalnym niepokojem, co wydawało się raczej zrozumiałe. Znów czekała nas niepewność i on to doskonale wiedział.

Ścisnęłam mu dłoń, dodając otuchy.

– Stawimy temu czoła wszyscy, jeśli pojawi się taka konieczność. Nie martwmy się na zapas.

Weszliśmy do biblioteki. Kompletnie osłupiała ujrzałam, że mój ojciec wstaje za IZI I Evą, by uhonorować SETI-RISA. Symboliczny gest wyrażający zarazem jego skruchę i przeprosiny, oszałamiał swoją niezwykłością. Chyba pierwszy raz w historii naszej Rasy Stwórca podkreślił tak bardzo znaczenie swojego potomka.

„Ja pierniczę!!!” – pomyślałam. Tego nawet ja się nie spodziewałam.

SETI-RIS, choć w pierwszej chwili drgnął zaskoczony, ruszył jednak w kierunku mojego ojca bez ociągania.

– Czy to oznacza, ARAGONIE, że mi przebaczasz? – zapytał, stając jakieś pół metra przed ojcem.

– Tak, i jednocześnie przepraszam za nieodpowiedzialne zachowanie. Narobiłem głupot i teraz muszę się za nie pokajać. To doskonała nauka na przyszłość.

– Kompletnie nie wiem, co powiedzieć – wypalił SETI-RIS. – Jestem tak zaskoczony, że brakuje mi słów…

– Więc najrozsądniej będzie, jak wszyscy siądziemy i porozmawiamy spokojnie, zostawiając przeszłość za sobą – przerwał mu ARAGON.

– Tak, to najlepsze wyjście – zgodził się SETI-RIS. Wskazał mojemu ojcu miejsce na olbrzymiej kanapie i sam zaraz usiadł koło niego. – Kochanie, usiądź z nami – zwrócił się do IZI. – Ty, Evo, też; wystarczy miejsca dla wszystkich.

CASSIEL i ja usadowiliśmy się w fotelach i na chwilę zapadła cisza. Spojrzenia wszystkich powędrowały jakoś tak automatycznie w kierunku XAWIERA, stojącego niepewnie przy drzwiach. Zadrżał zdenerwowany. Nie dziwiłam się jego reakcji. Nadal przecież nie wiedział, co zrobi z nim ARAGON.

– Czy wiesz coś o KUR? – zapytałam go, przerywając dzwoniącą w uszach ciszę. – Kontaktował się z tobą w jakiś sposób?

– Odkąd wypuścił mnie, nie nawiązał ze mną połączenia ani raz – odpowiedział cicho. – Ale… kontrolował mnie. Wiem, kiedy wchodzi w mój umysł. To… taka moja… zdolność. Podobno jestem jedynym, który go wyczuwa.

– Kiedy zrobił to ostatni raz? – pytałam dalej, nawet nie starając się ukryć zaskoczenia. Zresztą nie tylko ja miałam osłupiałą minę.

– Kilka dni temu. Drugiej nocy po mojej pierwszej rozmowie z ARAGONEM.

– Czyli trzyma rękę na pulsie! Musisz szybko podjąć konkretne decyzje, tato – podsumowałam te niepokojące wieści.

– Wiem. Myślę o tym bez przerwy. Najlepiej będzie, gdy udam się na teren KUR jak najszybciej.

– Podejmujesz duże ryzyko, ARAGONIE. Nie wiadomo, co się zmieniło przez te setki, a właściwie już tysiące lat – zaniepokoił się nasz Król.

– Muszę je podjąć i chcę! Zrozumiałem wiele spraw w momencie, gdy pokonałem tę dziwaczną blokadę, która odrzucała wspomnienia o tamtym wspaniałym okresie. W ogóle, nie rozumiem, jak mogłem przestać myśleć o KUR! Przecież jego nie da się zapomnieć!

– To prawda – odezwał się cichutko XAWIER z jakąś nabożnością w głosie. – Jest czystą doskonałością.

Wlepiłam wzrok w ojca.

– Aż tak?

– Tak, KALO! – potwierdził podobnym do XAWIERA tonem. – Jego widok zapiera dech w piersiach. XAWIER trafił w sedno. KUR to czysta perfekcja, doskonałość i nieziemskie piękno w jednym.

– No, to moja ciekawość sięgnęła właśnie gwiazd! – wyrzuciłam podekscytowana. – Gdyby nie to, że obawiam się go tak bardzo, najchętniej towarzyszyłabym ci, tato.

– Nie ma takiej możliwości! Dopóki nie poznam jego zamiarów, nie ujawnię twojego istnienia! – ARAGON wyglądał na mocno zdenerwowanego. – Nawet nie wiem, czy zechce mi się ukazać i czy w ogóle wyjdę cało z ewentualnego spotkania.

– Tato!!! Co ty… – krzyknęłam przerażona, ale przerwał mi natychmiast:

– Przepraszam, kochanie, plotę bzdury. Przecież gdyby chciał zrobić mi coś złego, zmusiłby mnie do ujawnienia się, na przykład… porywając SETI-RISA. Z tego, co mówił mi XAWIER, wiedział o nim od samego początku, podobnie jak o przyjaźni, jaka nas połączyła. Skoro nie zrobił do tej pory żadnego ruchu, to znaczy, że albo czeka, albo jestem mu już obojętny. Tak czy siak, muszę się z nim spotkać. – Choć mówił spokojnie, gdzieś w swojej podświadomości nadal czułam nieokreślony strach. Czyżby znów intuicja odbierała jakieś sygnały? Chwilowo były jeszcze zbyt słabe, bym mogła wiedzieć, czego dotyczą. Pozostawiłam więc ten temat i skupiłam się na teraźniejszości.

– A zatem, co postanowiłeś, ARAGONIE? – zapytał SETI-RIS, szczęśliwy z nazwania go przez ojca przyjacielem i to przy tylu świadkach.

Mój ojciec przechodził dzisiaj samego siebie! Nawet ja, przyzwyczajona do tego, że nie ukrywał swoich uczuć do mnie, odbierałam to spotkanie jako jedno z najważniejszych w moim życiu.

– Myślę, że ureguluję i pozamykam najważniejsze sprawy i jak najszybciej udam się w moje ojczyste strony. Nie wiem, kiedy wrócę, dlatego zdeponuję u mojego paryskiego zarządcy listy dla ciebie, SETI-RISIE i dla KALI, które dostaniecie dopiero w wyznaczonym przeze mnie terminie.

– Tato! – krzyknęłam ponownie, zrywając się z fotela.

– Spokojnie, skarbie. To na wszelki wypadek. Zawsze wolę być przygotowany na różne ewentualności. Skąd wiadomo, na jak długo zatrzyma mnie przy sobie KUR, jeśli w ogóle tego zechce? Jest bardzo zaborczy i może upłynąć wiele lat, zanim pozwoli mi zobaczyć się z bliskimi.

Wcale nie uspokoił mnie tymi słowami, więc usiadłam zrezygnowana i wyrzuciłam z siebie rozgoryczonym głosem:

– W ogóle mi się to nie podoba! Jakaś paranoja! Z każdej strony źle!

– To moja wina, KALO. Zakładam najgorsze scenariusze i denerwuję cię niepotrzebnie. W głębi ducha wierzę jednak, że wszystko ułoży się jak najlepiej. Bądźmy więc dobrej myśli i przejdźmy do reszty spraw. – Ojciec starał się wyciszyć moje nerwy i trochę to zadziałało.

– Dobrze, tato. Pozostają więc jeszcze dwie ważne kwestie: XAWIER i Eva. Z tego, co powiedziałeś, zabierasz go do siebie; i co dalej?

– Nie wiem, nadal nie wiem. Może najlepiej pozostawić to czasowi. Często problemy rozwiązują się same.

– Będzie tam więźniem, czy domownikiem? – Parłam jak czołg, chcąc wiedzieć, na czym stoję. W końcu, jak zawsze twierdził, to też był mój dom.

Wyraźnie zmieszany ARAGON chrząknął nerwowo.

– Zrobię, jak zechcesz, bo przecież to ty jesteś najważniejszym domownikiem – zasadził z grubej rury, aż mnie przytkało.

– Ale… jak… – zająknęłam się w pierwszej chwili. Szybko jednak zebrałam się w sobie. Ojciec chciał mojej pomocy i zamierzałam nie zawieść go. – Dobrze, porozmawiamy o tym później. Teraz chcę ustalić coś w sprawie Evy. Bardzo mi zależy na niej i na jej losie. Powrót do Genewy, do jej dawnego domu, nie jest dla niej dobrym rozwiązaniem. Zbyt dużo złego ją tam spotkało. – Popatrzyłam na moją panią fizyk z uczuciem. Zresztą teraz wszyscy wpatrywali się w nią z zainteresowaniem i, co bardzo mnie ucieszyło, nie wywołało to u niej najmniejszej paniki.

– Najlepiej więc będzie zapytać ją samą, co by chciała. – SETI-RIS zaskoczył mnie swoimi słowami, a ojciec jeszcze dołożył:

– No właśnie! Zwłaszcza, że to wyjątkowo żywiołowa istota, która doskonale wie, czego chce.

Chyba miałam niezbyt mądrą minę, bo CASS uśmiechał się pod nosem, wyraźnie rozbawiony.

– No, to słuchamy cię, Evo. – SETI-RIS mówił charyzmatycznym głosem, który nie pozwalał zapomnieć, że jest Władcą od tysięcy lat. Znając jego historię wiedziałam, że już jako człowiek był urodzonym przywódcą.

„Niektórzy tak mają!” – pomyślałam z dumą.

Tym razem moja czarnowłosa „opiekunka” zmieszała się mocno. Zerwała się natychmiast po ostatnich słowach Króla i wyglądała, jakby chciała się gdzieś schować.

– Panie… ale… przecież… – wydukała.

– Śmiało. Mów, co podpowiada ci serce – zachęcił ją lekkim uśmiechem.

Zebrała się w sobie i wypaplała jednym tchem:

– Wiem, że to może okazać się nierealne, ale najbardziej pragnęłabym zostać w domu ARAGONA. Tam, nawet mimo uwięzienia, czułam się bardzo dobrze. A kiedy zobaczyłam pracownię i bibliotekę, to jakbym znalazła raj na ziemi. – Mówiła to z oczami wbitymi w stopy.

Przez dłuższą chwilę panowała kompletna cisza, którą przerwało dopiero wymowne parsknięcie mojego ojca.

– A nie mówiłem, że wie doskonale, czego chce – rzucił żartobliwie. – Może zaskoczę was wszystkich, ale mnie takie rozwiązanie odpowiada. Zaczynam kierować się intuicją, jak moja córka. To, mam nadzieję, wyjdzie mi na dobre.

– No, ale… co z XAWIEREM? – zapytałam wprost.

– Nie boję się go! – Eva, której oczy zabłysły radością natychmiast po usłyszeniu niespodziewanych słów mojego ojca, wypowiedziała to z determinacją.

– A twoja wyprawa? – drążyłam. – Jeśli znikniesz na dłużej, tato, to…

– Zaopiekuję się nią. – Cichy głos XAWIERA zabrzmiał dla mnie jak wystrzał armatni. Choć wzdrygnęłam się zaskoczona, od razu uwierzyłam temu oświadczeniu. Coś w jego głosie mówiło mi wyraźnie, że to prośba o możliwość odkupienia win, o dostanie szansy na przebaczenie.

– Wierzę ci – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. Choć ewidentnie zakłopotany, wytrzymał mój wzrok dzielnie. Powoli oderwałam spojrzenie od niego i kierując je na ojca zapytałam:

– Co z karmieniem? – Czułam się w obowiązku przypomnieć im, że Eva, będąc młodym KUR-GALLI, przemienionym zaledwie kilka lat temu, potrzebuje częstego dokarmiania krwią.

Ojciec machnął lekceważąco ręką.

– Poradzimy sobie z tym, nie martw się, kochanie.

– Chyba jestem w szoku! – Pokręciłam głową, niedowierzając realności tej sytuacji. Obrót o sto osiemdziesiąt stopni – oto, co zafundował mi przed chwilą ARAGON.

– He, he – zaśmiał się mój ojczulek. – W tej chwili to raczej ja obawiam się, żebyś nie zaszokowała mnie zbyt mocno. Wiem przecież, że wymyśliłaś coś… hm… spektakularnego. To pewnie jakaś kara dla mnie, prawda? Przyznaj się.

– Bardziej zadośćuczynienie za przeżyty stres.

– No, to teraz już boję się całkiem na serio! – droczył się ze mną. – Słucham, córko, czym przyłożysz staremu ojcu?

– Poznaj moje dobre serce, tatku… – przerwałam wypowiedź na chwilę dla lepszej dramaturgii. – Chcę tylko… abyś opowiedział nam wszystkim kilka ważnych historii ze swojego życia. Pamiętasz, kiedyś mi to obiecałeś, ale jak do tej pory zbywałeś mnie krótkimi wzmiankami. Myślę, że dzisiaj mi nie odmówisz.

– Spryciula! – rzucił rozbawiony. – Jeśli taka ma być moja kara to… dobrze, zgadzam się. Ale teraz będzie to tylko jedna historia, za to bardzo dla mnie istotna. Na inne umówimy się w późniejszym czasie. Muszę przecież jak najszybciej udać się na teren KUR. Dla komfortu i bezpieczeństwa na tę dość długą opowieść wolałbym jednak zabrać was do swojego domu. Czy to odpowiada wszystkim?

Omamy słuchowe! Tylko tak dało się określić to, co dotarło do moich uszu. Zresztą zaskoczenie, które wyrażały otaczające mnie twarze świadczyło, że nie tylko ja jestem w szoku. Czyżbyśmy gwałtownie przenosili się z epoki tyrana w epokę łagodnego baranka?

„Nie!” – W to nie uwierzyłabym nigdy. – „Co najwyżej w epokę drzemiącego smoka, czy czegoś w tym rodzaju!” – pomyślałam rozsądnie.

– ARAGONIE, to będzie moja pierwsza wizyta w twoim domu – przerwał ciszę nasz Król. Nie powiedział tego z pretensją, ale ojciec najwyraźniej poczuł się zażenowany.

– Tak, wiem, ale wierz mi, przyjacielu, to nie wynikało z mojej niechęci do goszczenia ciebie, lecz… jakoś tak wychodziło… – zaczął się tłumaczyć. – Najpierw moją psychikę atakowały demony przeszłości, które musiałem pokonać, później pojawiła się ANNA, następnie KALA… a potem – sam pamiętasz, jak to wyglądało. Cały mój świat kręcił się wokół tej zaskakującej istoty – wskazał na mnie głową – I od pewnego momentu… twój też… więc wiesz, o czym mówię…

– Aż za dobrze, ARAGONIE – przerwał mu SETI-RIS, spoglądając na mnie z tęsknotą. – Nie powiedziałem tego z pretensją, po prostu właśnie to sobie uzmysłowiłem.

– Cieszę się i dziękuję ci za wyrozumiałość. Doskonale wiem, jak bardzo trudny bywam, we współżyciu, więc od teraz zamierzam przejść małą metamorfozę. Zobaczymy, jak mi to wyjdzie! – Zakończył aż za bardzo świadomy efektu tego oświadczenia. Rozejrzał się z troszeczkę ironicznym uśmiechem po otaczających go, zdumionych twarzach i ze stoickim spokojem zapytał po chwili:

– Więc jak, wszyscy gotowi na przenosiny?

– Muszę tylko uprzedzić moją Straż i wydać dyspozycję na czas nieobecności – odezwał się Król.

– Oczywiście. Poczekamy. Powiedz, że nie będzie cię dwie doby. Niestety, dłużej to trwać nie może. Domyślam się, że KUR wie o naszym spotkaniu i dlatego nie chciałbym, by czekał zbyt długo. Lepiej nie denerwować smoka!

SETI-RIS wyszedł pospiesznie, a kiedy wrócił po kilkunastu minutach, stanęliśmy w ścisłym kręgu i przywierając do siebie ściśle, pozwoliliśmy przenieść się ARAGONOWI do jego sekretnej twierdzy.

„Noc pełna niespodzianek, obłędnych niespodzianek!” – Tylko takie stwierdzenie cisnęło się na myśl. A przecież to, co czekało nas za chwilę, miało być następną. Nie miałam pojęcia, o czym zechce nam opowiedzieć. I gdy tylko wszyscy ulokowali się wygodnie w ogromnym salonie ojca, zapytałam:

– Tatku, co to będzie za historia?

– Opowiem wam o okresie mojego życia, który ukształtował mnie najbardziej – o moich młodych latach, kiedy jeszcze byłem człowiekiem… i… o mojej pierwszej miłości.

– Ja pierniczę! – wyrwało mi się euforycznie.

Zaśmiał się, zadowolony z mojej reakcji i rozpoczął swoją opowieść:

Rozdział 2

– Jak zapewne słyszeliście, urodziłem się w krainie Ki-en-gir, nazywanej Sumerem, w 3135 roku starej ery. Moim ojcem był En-Angaki-Gaszer, Władca Uruk, starożytnego miasta-państwa, a jednocześnie najwyższy kapłan boga AN i bogini INANNY. Matką natomiast –Enala, córka najlepszego przyjaciela mojego ojca. Przyszedłem na świat, jako pierworodny syn, bardzo oczekiwany i kochany. Ojciec, wspaniały, potężny Król, doprowadził w czasie swojego panowania to piękne miasto do pełnego rozkwitu. Za jego rządów urosło ono do rangi najsilniejszego, największego i najbardziej wpływowego miasta-państwa Sumeru. W czasie, kiedy się urodziłem, rządził nim mądrze i sprawiedliwie już od dwudziestu lat. Choć zawsze prowadził politykę pokoju i unikania konfliktów, zdołał sobie podporządkować wiele miast Ki-en-gir. Przede wszystkim dlatego, że nastawił się na rozwój handlu, rzemiosła, rolnictwa, a nie na walkę bez potrzeby. To właśnie dało mu uznanie ludu i innych władców. Spełniał się doskonale w roli Króla, przywódcy i kapłana. Niestety, zanim poślubił moją matkę, Enalę, jego życie osobiste układało się niezbyt szczęśliwie. Chociaż bardzo tego pragnął, nie mógł doczekać się potomstwa. Jego pierwsza żona, córka zaprzyjaźnionego Władcy Ur – miasta sąsiadującego z naszym – roniła wszystkie ciąże. Pomimo, że nie było to małżeństwo z miłości, lecz typowy polityczny związek, ojciec i tak bardzo obawiał się o jej zdrowie i życie. Zamierzał nawet zrezygnować z możliwości posiadania potomka, by nie narażać życia partnerki. Ona jednak, z ogromną determinacją, dążyła do pozostania matką. Jak nietrudno się domyślić, jej wyniszczony krwotokami organizm nie przetrzymał kolejnego porodu. W wieku trzydziestu siedmiu lat ojciec został wdowcem. Stało się to kilka lat przed moim przyjściem na świat.

Dla zapewnienia ciągłości rodu musiał więc poślubić nową kobietę i spróbować z nią spłodzić następcę. Tym razem jednak nie zamierzał wchodzić w żadne polityczne układy, lecz złączyć się z kobietą, którą pokocha. Wybrał więc Enalę, córkę dowódcy wojsk naszego miasta, człowieka, któremu ufał i którego szanował. Znał ją od dziecka i bardzo lubił, a gdy w wieku siedemnastu lat zmieniła się w piękną kobietę, zakochał się w niej jak młodziak. Choć różnica wieku była duża, bez wątpienia zostali stworzeni dla siebie. Wszystkie moje wspomnienia z dzieciństwa i młodości przepełnione są ich miłością. Kiedy po dwóch latach ich związku przyszedłem na świat, szaleli ze szczęścia. Stałem się oczkiem w ich głowach i rozpieszczali mnie obłędnie. Zapewnili mi najlepsze opiekunki i najlepszych nauczycieli, którzy dbali o rozwój mojego mózgu od najmłodszych lat. Prawie nieograniczona ciekawość, jaka mnie przepełniała, czyniła pracę tych ludzi wyjątkowo ciężką. Odpowiedzi na setki dociekliwych pytań zmuszały ich do ciągłego pogłębiania wiedzy. Oprócz tego, moja piękna i mądra mama opowiadała mi, czasami całymi godzinami, przeróżne historie, wyjaśniała wszystkie moje wątpliwości, niezmordowanie odpowiadała z uśmiechem na niezliczoną ilość pytań.

Pamiętam doskonale dzień, w którym wymogłem na niej opowieść o niezwykle frapującym mnie temacie – o naszych bogach. Miałem wtedy siedem lat. Mieszkaliśmy przecież w jednej z części świątyni, zwanej Zigguratem, wybudowanej dla boga AN. Nie dziwota więc, że nasi bogowie wzbudzali moje zainteresowanie. Ojciec, jako najwyższy kapłan, dostępował czasami łaski spotykania się z nimi i przyjmował ich rozkazy. Nigdy nie zapomniałem pierwszej historii o tych tajemniczych istotach, którą opowiedziała mi mama z iskrzącym, pełnym czci wzrokiem.

– Zapamiętaj ARAGONIE, mój synu, wszystko, co teraz usłyszysz – wymówiła z powagą. – Kiedyś to przecież ty zostaniesz najwyższym kapłanem boga AN, ojca wszystkich bogów, Pana Nieba i Wszechświata. Boga, który razem ze swoimi zastępcami EN-LIL – Panem Powietrza i EN-KI – Panem Ziemi i Wody tworzy Wielką Trójcę. Jeśli będziesz grzecznym i mądrym chłopcem, zobaczysz również przewspaniałą boginię INANNĘ. Ona pojawia się w swojej świątyni E-anna, czyli Domu Nieba i zaprasza do niego twojego ojca. Poznasz ją dopiero wtedy, gdy zmienisz się w młodego, odpowiedzialnego mężczyznę. Ojciec zabierze cię do niej i pochwali się bogini swoim wspaniałym synem. Na to jednak musisz zasłużyć, będąc posłusznym dzieckiem i ucząc się pilnie.

Zapamiętałem jej słowa bardzo dokładnie. Ujrzenie boskiej istoty stało się moim marzeniem, więc zabrałem się ostro za naukę. Najbardziej pokochałem astrologię i matematykę.

Właśnie tamtego dnia mama streściła mi w sposób przyswajalny i zrozumiały dla chłopca w moim wieku mit o powstaniu człowieka. Usiedliśmy w pięknym ogrodzie, otaczającym Ziggurat i rozpoczęliśmy wspólną wędrówkę po świecie Istot Wyższych.

– My ludzie, zostaliśmy stworzeni przez bogów na ich podobieństwo – zaczęła swoją opowieść. – Potrzebowali nas do pracy. EN-KI – Pan Ziemi i Wody, najmądrzejszy z bogów, ulepił nas z gliny, a bogini Matka tchnęła w nas życie. Mieliśmy im służyć po wsze czasy, a uprzywilejowani Królowie zostali wyznaczeni do utrzymywania porządku i do pilnowania, by przypisane ludziom prace zostały wykonane właściwie. Pierwsi Królowie panowali bardzo długo. Król Alilim przez dwadzieścia osiem tysięcy osiemset lat, a Król Alagar przez trzydzieści sześć tysięcy. Na początku nasi Stworzyciele wydawali się zadowoleni ze swego dzieła. Ludzie rozmnażali się i zapełniali coraz większe obszary, posłusznie wykonując wolę swoich Władców. Dopóki pracowali wydajnie i nie narzekali, wszystko toczyło się pomyślnie. Jednak wśród nowych pokoleń z czasem zaczął narastać bunt. Nie chcieli pracować, nie dostając nic w zamian. Zaczęto się dopominać o wynagrodzenie i o dostęp do wiedzy, zwłaszcza do wiedzy o uzdrawianiu i leczeniu swoich ciał. To jednak nie leżało w interesie bogów. Nikt z nich nie potrzebował słabych, chorujących istot niższego gatunku. Miały przetrwać tylko najsilniejsze osobniki, nadające się do ciężkiej pracy i rozrodu.

Tylko EN-KI, dobry i mądry bóg, przyjaciel istot, które stworzył, stanął po naszej stronie i upomniał się o nas u AN. Ten jednak zabronił EN-KI udzielania wszelkiej pomocy ludziom, a dodatkowo, w karze za sprzeciwianie się woli bogów, zesłał na rodzaj ludzki wszelkie możliwe plagi. Nieposłuszeństwo musiało zostać zniszczone w zarodku. Ówczesne pokolenie naszych przodków zdziesiątkował głód, zarazy i najgorsze choroby. Na koniec bogowie zatrzęśli ziemią, grzebiąc pod nią tysiące, tysiące istnień, a nieustanne ulewy spowodowały, że wszystkie wody wystąpiły z brzegów, dobijając resztki. Tylko nielicznym udało się uratować. Zanosili błagania do swoich surowych Stwórców o przebaczenie, lecz ci nie zamierzali ich wysłuchać. Zamierzali doprowadzić ludzkość do całkowitego wyginięcia. Na szczęście EN-KI, przejrzawszy tajne zamysły AN wobec ludzi, zdołał uratować wybraną grupę swoich poddanych i zaopiekował się nimi. Nauczył ich leczenia, budowania zbiorników wodnych i zapełniania ich rybami. Nauczył budowy sieci kanałów, służących do nawadniania ziemi w celach rolniczych i pokazał, jak wytwarzać narzędzia ułatwiające i przyspieszające pracę. Ludzie ci przysięgli, iż nigdy więcej nie wystąpią przeciw swoim bogom, pozostaną na zawsze posłuszni ich rozkazom i po kres czasów będą czcić Najwyższe Istoty. Mimo to, kiedy AN i EN-LIL dowiedzieli się o postępku EN-KI, postanowili go ukarać. Porwali go z ziemi, z naszej planety, którą tak bardzo pokochał, i od tej pory żaden człowiek nigdy więcej go nie widział. Jakby przestał istnieć. Ludzie jednak nigdy nie zapomnieli o swoim dobroczyńcy – czczą go i kochają po kryjomu przez cały czas. AN po wymierzeniu kary EN-KI na szczęście przyjrzał się jeszcze raz ocalałym ludziom, zaciekawiony, dlaczego jego zastępca tak wiele zaryzykował dla nic nieznaczącego niewolnika. Widząc potulne, wystraszone niedobitki jeszcze nie tak dawno bardzo licznej nacji, postanowił darować im życie. Tak właśnie my, ludzie, ocaleliśmy. I dlatego od tamtej pory służymy bogom bez oporów i czcimy ich, budując świątynie, modląc się i składając w nich dary, których wymagają.

Mama mówiła to przejęta, pełnym czci tonem, a ja – zasłuchany w niezwykłą historię – chłonąłem jej każde słowo. Dopiero wiele lat później dowiedziałem się, że rzeczywistość przedstawiała się zupełnie inaczej. Jednak na ten dzień była to dla mnie jedyna i niepodważalna prawda.

– W nagrodę za ciężką pracę i bogobojne życie niektórzy z nas dostąpią łaski udania się do Dilmum – kontynuowała mama. – To rajska kraina, w której nie ma chorób ani śmierci. Trafiają tam tylko najlepsi, ci, którym udaje się przejść przez Podziemny Świat Kur-nu-gi-a, zwany Krainą Bez Powrotu. Władzę w nim sprawuje niezwykle mocarna istota zwana KUR, przerażający bóg, na którego usługach pozostają straszliwe demony Galla. W mrocznych czeluściach swojego świata więzi on boginię ERESZKIGAL i czasami pozwala jej wydawać wyroki na ludzi. Każdy człowiek, zstępujący do Kur-nu-gi-a, podlega obowiązującym tam prawom Me, musi więc rozpocząć swoją ostatnią podróż, przechodząc przez siedem bram Podziemnego Świata, by na koniec stanąć przed obliczem bogini lub samego boga KUR. Wtedy dopiero następuje ostateczna ocena życia śmiertelnika. Jeśli wypadnie dobrze, przechodzi do Dilmum, a tam czekają na niego ludzie, których kochał i którzy odeszli wcześniej. Jeśli jednak człowiek nie zostanie uznany za godnego pobytu w Krainie Szczęścia z powodu nieuczciwego życia, życia wbrew boskim prawom i nakazom, jego ciało umrze. Potworne demony Galla usuną z niego całą krew, a wysuszone truchło wrzucą w niezgłębione czeluście Podziemnego Świata. – Mama mówiła to z najwyższą powagą i strachem. Święcie to wierzyła.

– Tak jakby teraz wiele się zmieniło! – wypaliłam spontanicznie. – Największe religie robią ludziom wodę z mózgu bez przerwy. A tak w ogóle, ten mit w wielu miejscach przypomina mi nauki chrześcijańskie. Czyżby ktoś wykorzystał w nich starożytne sumeryjskie wierzenia?

– Oczywiście, KALO. – ARAGON natychmiast potwierdził moje przypuszczenia. – Nowożytne religie to zbitek dawnych wierzeń, mitów, kosmologii, dostosowany do czasów, w których je tworzono. Była potrzeba jednego boga, to go wymyślono. Była potrzebna trójca, wymyślono trójcę. Zwykłe opium dla ciemnego ludu, które każdego myślącego człowieka doprowadza do wstrząsu intelektualnego. Niestety, w tamtym okresie ja również święcie wierzyłem w to, co słyszałem z ust mojej rodzicielki. Pamiętam dokładnie, jak bardzo wystraszyły mnie jej słowa i obiecałem sobie solennie, że zasłużę na Dilmum. Opowieść mamy wiele razy wpływała na moje życiowe decyzje. A zafascynowany darami i naukami wielkodusznego boga EN-KI postanowiłem rozwijać umiejętności, podarowane przez niego ludziom.

– Nie pomyślcie tylko, że zamierzam się chwalić. – ARAGON przebiegł po nas wzrokiem. – Chcę tylko, jak najwierniej, przedstawić wam ten okres, byście zrozumieli, czemu miał on tak ogromny wpływ na całe moje życie. Dlatego nie mogę ukrywać swoich zdolności, swoich odkryć, bo na nich głównie opiera się ta historia. A to, że byłem dzieckiem nieprzeciętnym, wiedziano od najmłodszych lat. Doskonała pamięć i wyjątkowa spostrzegawczość okazały się moimi największymi atutami. Nazywali mnie genialnym dzieckiem, ale ja nie zwracałem na to uwagi i robiłem swoje. Odkąd dowiedziałem się od mamy, że nasi bogowie przybyli z nieba, bardzo często obserwowałem firmament. Możliwość dojrzenia ich między gwiazdami stała się moją obsesją. Tak właśnie rozpoczęła się pasja astrologiczna. Ruchy gwiazd, fazy księżyca, wszelkie widoczne konstelacje miałem w jednym palcu. Rysowałem je najpierw patykiem na ziemi, a później już rylcem na glinianych tabliczkach. W ten sposób powstała moja wielka mapa nieba, która ułatwiła mi prace nad kalendarzem księżycowym. Stworzyłem ją sam, bez niczyjej pomocy i byłem z niej bardzo dumny. Na ówczesny stan wiedzy i możliwości stanowiła wielkie osiągnięcie i dopiero kilkaset lat później zrozumiałem, gdzie popełniłem błędy. Byłaby o wiele dokładniejsza, gdybym w swych obserwacjach oparł się nie tylko na księżycu, ale i na słońcu. Niemniej jednak, wynaleziona przeze mnie miara czasu została wprowadzona w życie i sprawdzała się całkiem nieźle. Podobnie jak system sześćdziesiątkowy, który również jest moim odkryciem, i z którego jestem do tej pory bardzo dumny. W końcu wykorzystuje się go do dziś. Czy ktoś z was wyobraża sobie, by doba nie miała dwudziestu czterech godzin, godzina sześćdziesięciu minut, a minuta sześćdziesięciu sekund? Na pierwszy rzut oka wszystkim wydaje się to teraz ewidentne, ale za moich czasów, niestety, ewidentne nie było. Pracowałem nad tym nie jeden rok, dopiero jednak w wieku lat piętnastu dopieściłem satysfakcjonująco. Wtedy też wynalazłem mój pierwszy zegar słoneczny. Umieściłem go w centralnym punkcie ogrodu otaczającego Ziggurat.

Pamiętam doskonale, jak bardzo rodzice cieszyli się z mojego zamiłowania do nauki, ale mieli z tym jednocześnie duży kłopot. Zbyt szybko się uczyłem i prześcigałem w wiedzy swoich nauczycieli. Z roku na rok, coraz cięższym zadaniem okazywało się znalezienie kogoś, kto mógł znacząco wzbogacić moją wiedzę. Ojciec nieustannie rozsyłał posłańców do innych miast-państw Sumeru w poszukiwaniu odpowiednich nauczycieli. Kiedy już wydawało się, że wszyscy mądrzy przewinęli się przez naszą domenę i więcej nikogo nie znajdziemy, zdarzyło się coś niespodziewanego. Pewnego wiosennego dnia przybył do naszego miasta kapłan z Esnuna, miasta leżącego bardzo daleko poza terytorium Sag-gi-ga, czyli Ciemnogłowych, jak w otaczających krainach określano nas, Sumeryjczyków. Kapłan ten, jak się okazało, pochodził z naszego ludu, lecz w dzieciństwie został porwany przez dzikich wojowników akadyjskich i wywieziony w nieznane. Pozostawał wśród nich, w ich obozach przez kilka lat i dopiero, gdy dorósł, zamieszkał w dużej osadzie, którą wcześniej często odwiedzał razem z porywaczami. Wtedy Esnuna rozwijała się już bardzo prężnie, a centrum jej stanowiła świątynia, zbudowana na cześć Szepczącego boga. Właśnie do tej świątyni zgłosił się zaraz po ukończeniu szesnastu lat i został przyjęty na służbę przez kapłanów. Niedługo stał się jednym z nich, głównie dlatego, że Szepczący najczęściej kontaktował się właśnie z nim, i to odkąd tylko pojawił się w świątyni.

– Dlaczego nazywano tego boga Szepczący? – przerwałam ojcu, zaintrygowana.

ARAGON uśmiechnął się, zadowolony.

– Od razu widać KALO, że jesteś moją córką. To właśnie było moje pierwsze pytanie do NINIDO, tego kapłana. Odpowiedź, której mi udzielił, niezmiernie rozpaliła moją ciekawość. Z tego, co mówił, nikt nigdy tego boga nie widział. Słyszeli go tylko! Jego głos brzmiał tak, jakby ktoś szeptał do ucha, lub wręcz w środku głowy. Kiedy odzywał się do kogoś po raz pierwszy, najczęściej wyglądało to bardzo komicznie. Wystraszony człowiek, słysząc głos boga, rozglądał się panicznie wokół, szukając źródła dźwięków. Nikomu jednak nie udało się dostrzec nawet najmniejszej obecności jakiejkolwiek postaci. Tylko w taki sposób Szepczący kontaktował się z kapłanami, wydawał im polecenia i czasami rozmawiał. Dopiero jednak z NINIDO zaczął wdawać się w dłuższe pogawędki. Powiedział mu, że robi to dlatego, iż uważa umysł NINIDO za chłonny i bardzo otwarty. Uczył go tak przez wiele lat, przekazując część swojej przeogromnej wiedzy nie tylko słowami, lecz również obrazami, przedstawianymi bezpośrednio w głowie kapłana. Zabronił mu jednak udostępniania tej wiedzy głupcom i polecił znalezienie kogoś godnego, kto potrafiłby wykorzystać ją właściwie. Niestety, znalezienie takiego osobnika okazało się trudne. Przez prawie dwadzieścia lat częstszego lub rzadszego kontaktu z Szepczącym, na drodze NINIDO nie pokazał się nikt, warty uzyskania zgromadzonej w jego pamięci wiedzy. Już prawie tracił wiarę w znalezienie godnego ucznia, gdy pewnego dnia wydarzyło się coś, co napełniło go nadzieją.

Usłyszał przypadkowo rozmowę kupców, w której z dużą atencją opowiadali o potężnym i mądrym Władcy Uruk, pilnie poszukującym nauczyciela dla swojego syna. Zaintrygowany NINIDO podszedł do rozmawiających i zapytał:

– Dlaczego Król Uruk nie może znaleźć nikogo do nauki syna? Czyżby to następny rozkapryszony książę, z którym nikt nie potrafi wytrzymać?

Kupcy skłonili się kapłanowi uniżenie i najbardziej wygadany z nich natychmiast mu odpowiedział:

– Wielki kapłanie Szepczącego boga, Książę Aragon nie jest rozpieszczonym młodzieńcem. Wprawdzie nie brakuje mu temperamentu i potrafi czasami nieźle nabroić, ale ogólnie wiadomym jest, że posiada wiele mądrości i niezwykłych talentów. Wszyscy poddani wiedzą, że w krótkim czasie Książę prześcigał w wiedzy każdego sprowadzonego nauczyciela. We wszystkich sąsiadujących z Uruk miastach nie ma już nikogo, kto mógłby sprostać umysłowi tego młodzieńca. Dlatego Król En-Angaki-Gaszer rozesłał gońców do bardzo odległych miast z prośbą do ich Władców, by pomogli mu znaleźć kogoś odpowiedniego.

– A wy, skąd o tym wiecie? Może to zwykłe plotki? – zapytał NINIDO.

– Nie, kapłanie, to nie plotki. Byliśmy w Uruk już nieraz i słyszeliśmy o młodym Księciu. Poza tym, jeden z tych gońców zabrał się z nami do miasta Kisz. Uznał, że w większej grupie bezpieczniej dotrze do celu. To on opowiedział nam ze szczegółami tę historię. Podobno młody Książę umieścił na glinianych tabliczkach całe niebo i to mając niecałe piętnaście zimnych pór.

To, co usłyszał NINIDO, zapadło mu w serce, a intuicja podpowiedziała mu, że oto znalazł właściwego spadkobiercę swojej wiedzy. Natychmiast udał się więc do świątyni, by zapytać Szepczącego o radę. Stanął w miejscu, w którym najczęściej rozmawiał z bogiem i opowiedział na głos całą historię, zasłyszaną od kupców. Postanowił robić tak codziennie, aż do momentu, gdy jego bóg go usłyszy. Bywało bowiem, że Szepczący nie odzywał się do niego bardzo długo i nie reagował na jego modły.

Tym razem udało się już za trzecim razem. Po zrelacjonowaniu Szepczącemu rozmowy, usłyszał w głowie cichy głos:

– Udaj się do niego i pomagaj mu rozwijać umysł. Powoli przekaż mu wszystko, czego cię nauczyłem. Zrób to jednak mądrze, nie podając mu niczego na tacy. Niech do większości rozwiązań dochodzi sam, jedynie z twoją niewielką pomocą.

– Tak, Panie. Zrobię wszystko, jak każesz – zapewnił NINIDO.

– Już się nie usłyszymy, kapłanie. Będzie mi brakowało rozmów z tobą – przekazał mu bóg, uszczęśliwiając go i zarazem zasmucając.

– Czy to oznacza, Panie, że mam już nie wracać? – zapytał strapiony.

– Tak. Pozostań w krainie, w której się narodziłeś i zdobądź przyjaźń młodego Księcia. Jest bowiem prawdą to, co o nim mówią. To mądry i zdolny dzieciak. Chcę byś zaopiekował się nim.

Zgodnie z wolą swojego boga, jeszcze tego samego dnia wyruszył na spotkanie ze mną. Pamiętam każdy szczegół tych pierwszych, wspólnie spędzonych godzin.

Pojawił się w miejscu, w którym pracowałem, nie kontaktując się wcześniej z moimi rodzicami. Sobie tylko znanym sposobem dowiedział się, gdzie może mnie znaleźć i zbliżył się do mnie na tyle, na ile pozwolili mu pilnujący mojego bezpieczeństwa wojownicy. Choć czasy wtedy były wyjątkowo spokojne, a najazdy pustynnych nomadów zdarzały się niezwykle rzadko, to ojciec wolał trzymać rękę na pulsie. Dlatego zabronił mi oddalać się od Zigguratu bez opieki wojowników, wybranych dla mojej ochrony spośród najlepszych żołnierzy.

Siedziałem w ten pamiętny dzień nad jednym ze stawów, otaczających nasze miasto i pracowałem zawzięcie, cyzelując mój kalendarz. Najlepiej myślało mi się na świeżym powietrzu. Wtedy właśnie NINIDO zbliżył się do pilnujących mnie olbrzymów. Zatrzymali go natychmiast i nie zamierzali dopuścić do mnie. Choć wiedzieli, że jest kapłanem, nie ulegli jego perswazjom. Obcy, zupełnie nieznany im kapłan, wzbudził czujność. Poradzili mu, by skontaktował się najpierw z Królem i dopiero, gdy on się zgodzi, dopuszczą go do Księcia.

NINIDO widząc, że tak nic nie wskóra, zaryzykował i krzyknął do mnie:

– Książę Aragonie, mój bóg przysłał mnie tutaj, bym przekazał ci wiedzę.

Zrobił to na tyle głośno, że przykuł moją uwagę. Oderwałem wzrok od obliczeń i spojrzałem w jego kierunku. Chyba dostrzegłem w jego wyglądzie i wyrazie twarzy coś bardzo interesującego, bo postanowiłem mu odpowiedzieć:

– Raczej twój Król, chciałeś powiedzieć.

Skłonił się nisko, ale jakoś tak butnie, czym jeszcze bardziej mnie zaintrygował.

– Nie, Książę. W moim mieście rządzi Szepczący bóg i to on mnie tu wysłał – zaskoczył mnie nieźle, aż otworzyłem usta ze zdumienia. Dochodziły do nas wprawdzie wieści o tym przedziwnym miejscu, ale nie do końca w nie wierzyliśmy. Miasto bez Króla, bez pojawiającego się choćby od czasu do czasu boga, wydawało się nierealne.

– Przepuśćcie go – nakazałem wojownikom. Choć wykonali to polecenie natychmiast, pozostali w pełnej gotowości i wyraźnie zbliżyli się w moją stronę.

Tymczasem ten intrygujący kapłan podszedł do mnie pewnym krokiem i skłonił się jeszcze raz, ale już bardzo lekko.

– Mój bóg chce, abym cię uczył, Książę – powtórzył. – Zanim odmówisz, pozwól mi udowodnić, że ci się przydam.

– Dobrze – zgodziłem się po chwili zastanowienia. W końcu, niczym nie ryzykowałem. – Jeśli zdołasz zaskoczyć mnie swoją wiedzą, nie będę widział przeszkód, byś został moim nauczycielem. Kucnij tu, przy mnie i spójrz na te tabliczki. Czy wiesz, co one przedstawiają?

Wykonał moje polecenie niezwłocznie, wpatrując się uważnie w kilka otaczających mnie glinianych tabliczek.

– Opracowałeś, Książę, system pomiaru czasu. Wspaniale! To system sześćdziesiątkowy. Brakuje ci tylko podzielenia okręgu tym samym sposobem. Muszę przyznać, że jestem mile zaskoczony twoimi zdolnościami – pochwalił mnie i od razu wiedziałem, że to najważniejsze uznanie, jaką otrzymałem za swój trud. Jednocześnie to, że znalazł się ktoś, kto rozumiał mój wynalazek, sprawiło mi olbrzymią radość.

– Skąd masz taką wiedzę, kapłanie? – zapytałem.

– Od Szepczącego. To on przekazywał mi wszystkie nauki i chciał, by trafiły we właściwe ręce. Dlatego wysłał mnie tutaj, Książę. Uznał, że jesteś godny tej wiedzy.

– Naprawdę? Jestem zaszczycony tym wyróżnieniem. Ale skąd twój bóg mnie znał? – nawet nie próbowałem ukryć podekscytowania.

– Tego mi nie powiedział. Przypuszczam, że jest wszechwiedzący. Innej odpowiedzi nie potrafię ci udzielić, Książę.

– To chociaż powiedz mi, czy możesz mi pomóc z tym okręgiem? – gorączkowałem się.

– Oczywiście. Pomogę ci w tym, ale nie tak, jak myślisz, Książę. Naprowadzę cię na tyle, byś samodzielnie sobie poradził.