Homoseksokracja - Matt Mayevsky - ebook

Homoseksokracja ebook

Matt Mayevsky

3,8

Opis

Dla jednych libertyński raj, dla drugich homoseksualna apokalipsa. Dwa światy oddzielone murem nienawiści łączy niewidzialna sieć współzależności i ludzkich dramatów. W kraju zwanym Homoseksokracją trwa kampania wyborcza. Feminonazistki pod przywództwem charyzmatycznej Imogen Arroyo rozpoczynają brutalny marsz po władzę. Sabotaż zakładów homonaturalizacyjnych burzy kruchą równowagę między Homosekokracją a heterosekusualnym gettem. Charlize Harper musi zmierzyć się z demonami przeszłości stojącymi na drodze do ocalenia świata.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 844

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (5 ocen)
1
2
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




HOMOSEKSOKRACJA

MATT MAYEVSKY

Foreknowledge Ltd

London

Copyrighted Material

Copyrighted Material

HOMOSEKSOKRACJA

First Edition

Published by Foreknowledge Ltd

90 Kingston Road, London, SW20 8DN, United Kingdom.

For more information visit www.mattmayevsky.com

Copyright © 2013 by Matt Mayevsky

All rights reserved. No part of this book may be reproduced, scanned, or distributed in any printed or electronic form without permission. Please do not participate in or encourage piracy of copyrighted materials in violation of the author's rights. Purchase only authorized editions.

ISBN: 978-1-312-02290-4

Projekt okładki: Tomasz Pląskowski

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

NOTA

Ta publikacja opiera się na wymyślonej historii. Nazwy, postaci, miejsca i zdarzenia są wytworami wyobraźni autora lub są wykorzystywane fikcyjnie. Wszelkie podobieństwo do rzeczywistych zdarzeń, mieszkańców, lub osób żywych lub martwych jest całkowicie przypadkowe.

WCZORAJ…

2006

Niemcy. Pięćdziesięciu teologów opracowuje „Biblię w sprawiedliwym języku”. O Bogu napisano w niej raz w rodzaju męskim, raz w żeńskim.

2009

USA. Wzrost liczby adopcji dzieci przez pary homoseksualne z 8% w 2000 roku do 19% w roku 2009.

Islandia. Coming out premier Jóhanny Sigurðardóttir, pierwszej na świecie przywódczyni rządu przyznającej się do swojej orientacji homoseksualnej.

2010

Wielka Brytania. Norrie May-Welby zostaje oficjalnie uznany za pierwszego na świecie osobnika pozbawionego płci.

2011

Polska. Anna Grodzka zostaje pierwszą w historii Europy posłanką transseksualną.

Chiny. Naukowcy z Uniwersytetu w Pekinie odkrywają, że serotonina w mózgu decyduje o orientacji seksualnej.

Szkocja. Służba zdrowia zaleca personelowi przychodni i szpitali unikania słów „mama” i „tata”, uznanych za obraźliwe wobec homoseksualnych "rodziców". Zalecono używanie słów takich, jak „opiekun”, „strażnik” lub „rodzic”. Z kolei zamiast słów „małżeństwo”, „żona” czy „mąż” pielęgniarki powinny mówić: „partnerzy”, „bliscy przyjaciele”, „bliscy”.

2012

Holandia, Amsterdam. W walce z nietolerancją wobec mniejszości seksualnych, lokalne władze postanawiają przesiedlanie szykanujących homoseksualistów hetero, do kontenerowego getta, na granicy miasta.

USA. Wzrost popularności portali „co-parentingowych” wspierających rodzicielskie partnerstwo. Jest to oferta dla osób, które chcą mieć dziecko, ale nie tylko nie zależy im na małżeństwie, ale są nawet w stanie zrezygnować ze związku uczuciowego czy erotycznego.

Szwecja. Sieć zabawek, Top Toy – właściciel franczyzy amerykańskiej sieci Toys R Us, wprowadza „neutralność płciową” w świątecznym katalogu.

Francja. Partia socjalistyczna proponuje wprowadzenie określeń „rodzic nr 1” i rodzic nr 2”, zamiast tradycyjnych „matka” i „ojciec”.

2013

USA. Administracja Obamy oficjalnie popiera małżeństwa homoseksualne.

Niemcy. Trybunał konstytucyjny orzeka; osoby homoseksualne mogą adoptować dzieci swoich partnerów.

UK. W parlamencie przegłosowano ustawę umożliwiającą zawieranie związków małżeńskich przez osoby tej samej płci.

Polska. Ruch Palikota przygotowuje ustawę, według której obywatele po ukończeniu 16 roku życia, sami mają decydować jakiej są płci.

Watykan. Benedykt XVI rezygnuje z bycia papieżem ze względu na odkrytą w Watykanie „siatkę gejowską”, szantażowaną przez osoby zewnątrz – podaje włoska gazeta „La Repubblica”.

Włochy. Zezwalanie parom homoseksualnym na adoptowanie dzieci czyni z nich towar – stwierdza przewodniczący Papieskiej Rady ds. Rodziny arcybiskup Vincenzo Paglia.

Belgia. W dniu legalizacji małżeństw homoseksualnych we Francji, belgijskie sekstremistki z grupy FEMEN atakują podczas debaty na uniwersytecie ULB jednego z głównych europejskich homofobów, Andre-Josepha Leonarda, arcybiskupa Mechelen – Brukseli i prymasa Belgii, oblewając go wodą święconą.

Watykan. Kobiety mają odgrywać większą rolę w administracji Watykanu – stwierdza papież Franciszek, po czym powołuje specjalną grupę kardynałów, której celem jest odpowiednie zreformowanie administracji.

Watykan. Arcybiskup Jean-Claude Perisset, watykański dyplomata podkreśla, że celibat nie jest dogmatem, ale tradycją Kościoła katolickiego.

Urugwaj. W parlamencie przegłosowano legalizację małżeństw osób tej samej płci.

Francja. Czternasty kraj świata legalizuje małżeństwa homoseksualne.

JUTRO…

Niedzielne popołudnie mogłoby stać się ikoną typowego upalnego dnia, nasyconego atmosferą i zapachem lata. Błękitne, bezchmurne niebo działało usypiająco, nawet wiatr wziął sobie wolne, ustępując pola inwazji promieni słonecznych. Wysoka temperatura skutecznie rozlokowała mieszkańców osiedla getta między klimatyzowanymi pomieszczeniami domów a pobliskim jeziorem. Tylko nieliczni decydowali się na bezpośrednią konfrontację żarem lejącym się z nieba niczym w strefie tropikalnej.

Wprawdzie wzdłuż szerokiej ulicy rozdzielającej szereg domków-klonów powtykano w ziemię potężne platany, jednak nawet ich cień nie gwarantował zadowalającego chłodu. Usypiający nastrój nie pozostawiał wielkiego wyboru co do sposobu spędzania czasu. Tym bardziej budziła podziw postawa Bruce’a Woodruma, który z poświęceniem godnym lepszej sprawy oddawał się zabawie z dziećmi. Jego żona Rebeca nie czuła się na siłach, żeby uczestniczyć w cotygodniowej rozrywce. Siedziała w cieniu werandy, popijając sok z truskawek i słuchając okrzyków uczestników rodzinnej rywalizacji. Bruce, postawny brunet z półdługimi włosami opadającymi na ramiona, był prawdziwym szczęściem dla Rebeki. Niewielu było dziś takich mężczyzn. Prawdziwy facet w klasycznym, pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pewny siebie, z głową na karku, który potrafi zadbać o swoją rodzinę.

Dzięki dobrej pracy Roberta mogli pozwolić sobie na zamieszkanie w lepszej części getta, zapewniając względny komfort życia dzieciom i sobie. Rebeca nie pracowała, zajmowała się domem. Oboje z Bruce’em wyznawali owali tradycyjny podział ról i obowiązków w rodzinie. To był dla nich azyl bezpieczeństwa, dawał pewność, a przede wszystkim szczęście. Czego mogła chcieć więcej? Może jedynie bardziej stabilnego stanu zdrowia. Był to jedyny i znaczący problem – z uwagi na planowane powiększenie rodziny. Mimo wszystko miała nadzieję, że będzie dobrze. W końcu o bezpieczeństwo finansowe oraz opiekę męża mogła być spokojna. Bruce był dla niej partnerem idealnym, a dla dzieci wymarzonym ojcem. Każdą wolną chwilę spędzał z pociechami, bawiąc się z nimi i rozpieszczając, o co czasami bywała nawet trochę zazdrosna. To jeszcze takie małe dzieci, myślała, wzdychając, małe, ale są właśnie w tym szczególnym wieku, w którym dają najwięcej radości rodzicom. Wtedy, kiedy świadomość dojrzewa, ale jednocześnie nie kończy się bezwzględna zależność od ojca i matki.

Uśmiechnęła się, widząc, jak mała próbując niezdarnie odbić piłeczkę rakietką, zamachnęła się, a następnie upadła na pupę. Długie blond loki zafalowały pod wpływem nagłej zmiany pozycji, a mina Anny wyrażała tragikomiczne zdziwienie. Obserwowała, jak Anna zastanawia się nad właściwą reakcją na całe to zdarzenie, lecz kiedy zdziwienie córki powędrowało w kierunku stanu bezgranicznej rozpaczy, Bruce był już przy niej. Podbiegł do córki, chwycił ją za ręce i z uśmiechem na ustach zaczął coś szeptać do ucha. Rebeca nie słyszała, ale domyśliła się treści i formy, w jakiej Bruce uspokaja małą. Zresztą na efekt nie trzeba było długo czekać, bo już po chwili roześmiana Anna biegała po soczysto zielonej trawie. Zniecierpliwiony synek stał w pobliżu. Chciał znowu się bawić, a może był po prostu zazdrosny o chwilową koncentrację uwagi na siostrze.

Rebeca nie była pewna, czy zabawa z dziećmi w takim upale jest dobrym pomysłem. Przed intensywnymi promieniami słonecznymi chroniły co prawda słomkowe kapelusze, niemniej nie była to najlepsza pora na zabawę na otwartym terenie. Zdawała sobie jednak sprawę, że niedziele są jedynym dniem w tygodniu, kiedy mogą być razem. Jutro mąż pojedzie wczesnym rankiem do pracy i wróci dość późno, jak co dzień. Bruce, jakby odgadując intencje Rebeki, wziął córkę na jedną rękę, a syna na drugą. On, przystojny, męski, uśmiechnięty, i dwójka malców rozbawionych tym niecodziennym sposobem transportu, zmierzali w jej stronę. Była przeszczęśliwa.

dzień I. HS

Gigantyczna estrada koncertowa przypominała konstrukcję będącą skrzyżowaniem platformy wiertniczej z lotniskiem. Całość jednak, zamiast górować nad tłumem, zdawała się jakby zanurzona w ogromnym placu. Skojarzenie z platformą wiertniczą miało swoje uzasadnienie także ze względu na liczbę i wielkość elementów, które mieściła na sobie estrada. Ogrom metalowej konstrukcji utrzymującej długą na milę scenę sprawiał niesamowite wrażenie. Obiekt budowano podobno ponad pół roku, a całość wyglądała na solidnie wykonaną. Piękna inżynieryjna praca. Dzięki wysiłkom projektantów scena była ruchoma. Wolno kręciła się wokół własnej osi, zwracając się w stronę widzów. Interesujące rozwiązanie stanowiła sieć ultracienkich, prawie niewidocznych stalowych lin. Trzeba było naprawdę bardzo mocno wytężyć wzrok i wykazać się spostrzegawczością, żeby zobaczyć tę misterną „stalową pajęczynę” spełniającą funkcję rezonatora dźwięku. Dzięki „pajęczynie” akustyka osiągała niesamowitą głębię, a dźwięk rozchodził się w przestrzeni z niejednakowym natężeniem, pojawiając się w różnych miejscach jednocześnie. Zupełnie jakby nad głowami uczestników sunęły kaskady i kawalkady fonii, tworzące osobliwe strumienie muzyczne. Dodatkową funkcją sieci stalowych lin była transmisja światła. Ten efekt specjalny widoczny był jednak dopiero wieczorem. Choć „pajęczyna” nie miała służyć jako oświetlenie, chwyty te stanowiły wizualny akompaniament, aranżację do rozproszonych fal dźwiękowych generowanych przez muzyków na centralnej scenie. Feeria barw i tonów prawdziwą ucztą dla zmysłów nawet najbardziej wyrafinowanych koneserów muzyki i sztuki popularnej w HS.

Blisko trzy miliony uczestników konwencji zorganizowanej przez Zjednoczoną Partię FEMEN musiało mieć zapewniony dobry widok i akustykę, a przede wszystkim znakomitą zabawę. Aby każdy z obecnych uczestników partyjnego show mógł nacieszyć wzrok, na scenie umieszczono holoprojektory emitujące ogromne hologramy. Wrażenie było doprawdy niesamowite, jakby giganci grali i tańczyli na tle bezchmurnego nieba. Wszystko było świetnie przemyślane i zorganizowane – wydzielono sektory dla uczestników, służby porządkowe czekały w gotowości, zapewniono dostęp do miękkich narkotyków. Cała impreza była naprawdę na wysokim poziomie. Jeśli ktoś chciał odpocząć od zabawy, odświeżyć się lub posilić, mógł w każdej chwili skorzystać z komunikacji szynowej, umożliwiającej przemieszczanie się użytkowników do stref obsługi z powrotem. Uczestnik nie musiał nawet pamiętać swojego sektora, pod warunkiem, że posiadał kartę identyfikacyjną wgraną do holokomu.

Impreza dopiero się rozkręcała, ale towarzystwo było już dobrze nastrojone. W końcu było to święto partii rządzącej, która mimo obyczajowego skandalu nadal utrzymywała się na topie polityki i życia społecznego.

Całą machiną politycznego show zza kulis sterował sztab wyborczy prezydent Charlize Harper. Głowa HS wyróżniała się spośród licznie zgromadzonego personelu. Była wysoką na blisko sześć stóp szczupłą blondynką ubraną w dopasowaną białą tunikę i spodnie tego samego koloru, lekko rozszerzone u dołu. Doskonała figura sugerowałaby raczej profesję modelki niż pierwszej obywatelki HS. Chirurgicznie wszczepiony implant przy lewej skroni umożliwiał bezpośrednią komunikację głosowo-holograficzną. Najnowsze rozwiązania pozwalały na to, aby komunikowane hologramy widział tylko ich odbiorca. Szczupłe dłonie Charlize Harper gestykulowały podczas rozmowy, a jej długie blond włosy, sięgające do połowy pleców i spięte w połowie długości, falowały przy każdym jej bardziej energicznym geście.

– Lena, jeszcze raz ci powtarzam, nie wdawaj się w szczegóły, nie dyskutuj, tylko jasno postaw sprawę, żeby już się nie wtrącali i dali nam spokojnie poprowadzić kampanię do końca. Nie ma powodów do obaw, ale też nie chcę być za każdym razem zaskakiwana w ostatniej chwili superpomysłami Rady. Niech wyluzują i cieszą się, że nadal jesteśmy w głównym nurcie – głos Charlize był zdecydowany i znamionował przekonanie o słuszności wypowiadanych słów.

Pomimo zabójczego tempa kampanii trzymała się naprawdę dzielnie i znosiła ponadprzeciętne trudy związane z pełnieniem obowiązków prezydenta.

– Tak, postaram się skrócić naradę do niezbędnego minimum – usłyszała głos stojącej naprzeciw hologramowej postaci wiceprezydent Leny-ona Mory. – Utemperuję ich, ostudzę nadmierny zapał i skieruję myśli na czas po wyborach. Mam kilka pomysłów, podsunę im tematy, które odwrócą ich uwagę od naszych zadań.

Lena-ona była niewiele niższa od Charlize, ale atletyczna sylwetka optycznie pomniejszała jej wzrost. Długie, jasnobrązowe włosy opadały swobodnie na plecy, a elektrostatyczny krem utrzymywał je w idealnym stanie. Hebanowa skóra Leny-ona dopełniała całości obrazu. Wyglądała niczym antyczna bogini. Doskonała w każdym calu. Ktoś, kto nie wiedział że Lena-ona Mora zmieniła płeć, nigdy nie domyśliłby się, że kiedyś mogła być mężczyzną. Charlize miała pełne zaufanie do Leny-ona, przynajmniej na tyle, na ile pozwalał polityczny rozsądek. W tej grze zaufanie było dobrem szczególnie rzadkim.

– Dobrze. Nie przedłużaj narady, proszę. I powiedz im to, co ustaliłyśmy. Jesteś mi bardzo potrzebna tu, na miejscu, a na narady będziemy mieć jeszcze czas. Nikt i nic nie może już zmienić naszego biegu po zwycięstwo – dodała z emfazą.

– Wykąpię ich w twoich słowach – dokończyła Lena-ona.

Tym stwierdzeniem rozbroiła Charlize. Obie roześmiały się jednocześnie, po czym prezydent się rozłączyła.

Dopiero teraz dotarł do niej potężny ryk elektrycznych gitar, który rozchodził się promieniście ze wszystkich stron sceny. Wiele osób z obsługi wyglądało zza kulis, obserwując niecodzienny występ popularnego zespołu Tęczowe Szpony. Sama była ich ciekawa. Ich występ miał być wprawdzie sceniczną przystawką przed głównym daniem, niemniej bardzo atrakcyjną. Tęczowe Szpony składały się z jednego squadu osób, których płeć utrzymywano w tajemnicy, przez co nigdy do końca nie było wiadomo, kto jest kobietą, a kto mężczyzną. Spekulacje o rzeczywistej płci członków zespołu rozgrzewały ciekawość odbiorców holotabloidów. Występy Tęczowych Szponów były imponujące i nawiązywały do korekty płci. Trudno było przekonać grupę do uczestnictwa w partyjnym show ZPF, jednak Charlize udało się w końcu namówić ich do współpracy.

Teraz mogła zbierać owoce swoich starań i tytanicznej pracy ostatnich kilkunastu tygodni. Dla obywateli HS wyborczym magnesem była przede wszystkim dobra zabawa, a piski i okrzyki dochodzące z sektorów dla publiczności świadczyły o właściwym wyborze repertuaru oraz artystów. W rytm demonicznej i elektryzującej, wręcz hipnotyzującej muzyki, na oczach publiczności dokonywała się transformacja płci Tęczowych Szponów. Dwanaście osób w rytmicznym tańcu, w niewytłumaczalny dla niewtajemniczonego widza sposób stawało się kobietami lub mężczyznami.

W HS nie wszystkim podobały się te występy, szczególnie oburzali się ortodoksyjni homoseksualiści, uważając, że występy jawnie promują niekontrolowaną zmianę płci, której skutkiem może być zakazana bigamia. Niektórzy dopatrywali się w tym ukrytej ideologii mówiącej o zacieraniu granic między płcią lub o tak zwanym płynnym transgenderyzmie. Członkowie Tęczowych Szponów swoimi nie do końca jednoznacznymi wyjaśnieniami dolewali tylko oliwy do ognia. Trzeba im było przyznać, że świetnie rozgrywali swój artystyczny marketing. Utrzymywanie się na topie wymagało coraz to bardziej wyrafinowanych i oryginalnych pomysłów. Nieważne, co się o nich mówiło, ważne, że się mówiło. Dla młodych obywateli HS byli hitem ostatniego roku, odkryciem i objawieniem artystycznym.

Ich występ powoli dobiegał końca i Charlize musiała skoncentrować się na swoim udziale w politycznym show. Dwóch gejów zajmujących się wizażem poprawiało jej strój i sceniczny makijaż. Asystenci stojący w pobliżu dbali o każdy szczegół programu i element przedstawienia. Jeden z nich wyświetlił przed nią, holochronometr odliczający czas do wejścia. Jeszcze dwadzieścia jeden sekund. Wszystko miała poukładane, ćwiczyła to przemówienie wiele razy i nie mogła już się doczekać kiedy wyjdzie przed publiczność.

Wyświetlacz wyzerował się. Drzwi prowadzące na scenę otworzyły się przed nią, geje-wizażyści w ukłonach odeszli, a za nią pozostała już tylko osobista świta składająca się z ochroniarek i asystentów. Weszła w strumień oślepiającego blasku, wystrzelonego w jednym momencie z całej sceny. Dopiero kiedy reflektory zmieniły natężenie i strumień światła z rozproszonego zmienił się na punktowy, dookoła rozległy się brawa. Publika była zadowolona. Uśmiechnęła się promiennie.

– Obywatele wspaniałego świata Homoseksokracji! Z radością patrzę na was i jestem dumna, służąc wam i naszej cywilizacji homoseksualnej. To od was zależą dalsze losy HS i jej przyszłość. Czy wolicie korporacyjnych Unitów ze sztandarami Homokościoła? Osobiście nie mam nic przeciwko korporacjom, o ile nie wciskają mi kolejnego zestawu turboseksu – na te słowa publiczność zareagowała spontanicznym śmiechem.

Turboseks był legendarnym już przykładem nietrafionego produktu Unitów. Wyspecjalizowani w zestawach do seksu wirtualnego przedstawiciele konkurencyjnej frakcji próbowali wprowadzić urządzenia dodatkowe stymulatory, zwiększające przyjemność podczas stosunku. Coś jednak poszło nie tak i wypuścili na rynek wadliwą serię ponad miliona niedopracowanych produktów, które ze względu na świetną promocję sprzedawały się błyskawicznie. Ten sukces zamienił się jednak w kompletną klapę, natychmiast pojawiły się masowe zwroty oraz reklamacje. Z turboseksu pozostało tylko „turbo”, nie mające jednak wiele wspólnego z rozkoszą. Zadaniem aureoli, którą zakładało się podczas stosunku, miało być stymulowanie neuronów, zamiast tego jednak wywoływała ona skurcze mięśni lędźwiowych. Unici szybko wycofali produkt z rynku, niemniej pamiętliwi klienci byli bezlitośni. Początkowe gniew i frustracja ustąpiły miejsca fali prześmiewczych komentarzy, holomemów i innych złośliwości pod adresem pechowego producenta. Wyciąganie niezapomnianej wpadki podczas kampanii było na porządku dziennym i dawało zamierzony efekt skojarzeniowy. Wyśmiać i osłabić wizerunek konkurentów w oczach wyborców.

– A może wolicie rządy Neomatrii i monarchię ula? – kontynuowała Charlize. W reakcji usłyszała głośne buczenie i okrzyki niezadowolenia. – Jeśli zależy wam na HS, takiej jaka jest teraz, jeśli zależy wam na kontynuacji tego, co zaczęliśmy, proszę, nie zapomnijcie zagłosować na ZPF. Nie pozwólcie, żeby zabawa przesłoniła w waszych oczach to, jak potrzebna jest wasza pełna mobilizacja. Jeśli przegapicie ten jeden moment, te kilka kluczowych dla HS godzin, to obudzicie się albo w korporacji, albo w ulu!!! – ostatnie słowa prawie wykrzyczała.

Głównym problemem sympatyków ZPF była ich niefrasobliwość. Owszem, nastroje rozkładały się harmonijnie – od pełnego poparcia, do neutralnej tolerancji, ale jeśli trzeba było spełnić swój obywatelski obowiązek, to zaczynały się schody. Zazdrościła Neomatrii dyscypliny wyborczej jej zwolenników. Ich graniczące z fanatyzmem posłuszeństwo zawsze dawało pewny wynik. Nawet Unici mieli swoje korporacyjne sposoby na przyciągnięcie tłumów. Charlize pozostawało jedynie przedstawianie alternatywnych wizji Homoseksokracji w rządów oponentów. Wyborcy byli jak dzieci, trzeba było im ciągle i ciągle przypominać te same frazy oraz instruować, co mają zrobić, żeby nie nadeszły koszmarne czasy dla HS. Liczyły się treściwy komunikat i proste przesłanie; ZPF – dobra, pozostali – źli albo nieskuteczni, co najmniej śmieszni.

– Wiem, że czekacie na swojego idola. Ja też jestem fanką Dolly Bena – po tych słowach publiczność zaczęła skandować pseudonim artystyczny ulubionego wykonawcy. Charlize uśmiechnęła się, zadowolona z efektu. Podniosła rękę do góry, prosząc tym gestem o uwagę. – Zanim jednak oddam was w ręce Dolly’ego Bena, pozwólcie, że zajmę wam jeszcze chwilę – chcąc podkreślić wagę swoich słów, odczekała stosowny moment. – Moment głosowania to już finalna decyzja – powiedziała w końcu. – To prywatny sprawdzian z naszego stosunku do cywilizacji, którą tworzymy. Z tego, czego tak naprawdę chcemy dla siebie i dla innych. Czy podejmiemy decyzję sami, czy pozwolimy ją podjąć naszym konkurentom za nas? Mam nadzieję, że wszyscy chcemy dobrze dla HS. Jednak niektóre koncepcje mogą okazać się katastrofalne w skutkach dla naszej gospodarki. Przypomnę tylko, że to ZPF wprowadziła łatwe procedury zawierania związków partnerskich. Każdy może podpisać ze swoją partnerką lub partnerem umowę, która reguluje wszystkie aspekty wspólnego pożycia, początkowo na okres próbny, potem na czas określony. Od chwili wprowadzenia nowych, uproszczonych zapisów liczba związków wzrosła o 12% w skali całego roku. Dzięki nim stajemy się bardziej stabilnym społeczeństwem. Związki partnerskie decydujące się na wychowywanie dzieci, w tym na adopcję homonaturalizowanych, wspieramy za pomocą ulg podatkowych oraz tanich kredytów. Nasza polityka propartnerska daje silne podstawy do tego, aby utrzymać liczebność naszej populacji na stałym poziomie, a co za tym idzie, oferuje możliwość realnego, podkreślam, realnego podwyższania standardu życia. Ponadto wspieramy surogatki, przy tej okazji chciałabym zwrócić się właśnie do nich. Nie ulegajcie mitomanii Neomatrii, to droga donikąd. ZPF docenia waszą rolę i surogatkom obojga płci zapewnia rzeczywistą i całościową opiekę medyczną oraz finansową. Nie będę udawała, że wiem, jak ciężka jest wasza praca oraz ile wymaga wyrzeczeń, ale wiem na pewno, jak ważne jesteście dla HS i z całego serca doceniam to, co robicie – zamilkła na chwilę, aby ostatnie słowa wybrzmiały i zapadły głęboko w świadomość słuchaczy. Kątem oka obserwowała holograficzne wskaźniki popularności, które unosiły się w powietrzu niczym trzy gigantyczne słupy. Przedstawiały poparcie dla trzech partii, w tym największe dla ZPF. – ZPF jest także gwarantem stabilnych relacji z Gettem Hetero – mówiła dalej. – Na dobrych relacjach z HG opiera się nasza gospodarka i powinniśmy docenić pracę, jaką wykonują, a której nasi obywatele nie chcą jej podejmować. Tym samym nie zabierają nam miejsc pracy, ale zajmują stanowiska w miejscach wymagających stałej obsługi – nie chciała i nie mogła ciągnąć tego wątku. Owszem, uznawano pracę hetero na rzecz HS, ale obie strony pałały do siebie wzajemną niechęcią. Obywatele HS uważali się za bardziej rozwinięty cywilizacyjnie gatunek i poświęcanie hetero uwagi większej niż to niezbędne nie miało specjalnie sensu. Skutek mógł być odwrotny od zamierzonego, poza tym nie chciała za mocno przedłużać swojego przemówienia. Znała mentalność przeciętnego wyborcy. Liczyła się przede wszystkim zabawa. – Obywatele HS, droga rozwoju, jaką wybraliśmy, składa się z wielu etapów. Niektóre wymagają większej cierpliwości i poświęcenia, z owoców innych możemy korzystać już dziś. Jestem wam niezmiernie wdzięczna za poparcie, dzięki któremu wspólnie możemy rozwijać HS, i proszę o więcej. Proszę nie dla siebie, ale dla nas, dla całej homoseksualnej wspólnoty. Chcę, żebyście pomogli HS wkroczyć w kolejny etap rozwoju. Ten scenariusz może zostać zrealizowany tylko z ZPF. Przypomnę hasło, które jest naszym znakiem firmowym na najbliższe lata: „Na zawsze piękni i młodzi!”. – W tym momencie przy akompaniamencie charakterystycznego intro muzycznego kampanii ZPF nad sceną rozświetlił się wielki hologramowy napis w tęczowych barwach. – „Na zawsze piękni i młodzi” to program, wyznaczający nowy kierunek. Jest on efektem wspólnych wysiłków sektorów medycznego, farmaceutycznego, kosmetycznego, sportowego i modowego. Chcemy, żebyście byli na zawsze… – Tu Charlize podniosła znacząco ręce do góry i dyrygowała tłumem.

– Pię-kni i mło-dzi! – chóralnie i zgodnie wyskandowała publiczność, a holonapis powiększył się.

– Celem projektu – zawołała prezydent – jest stworzenie i rozwój innowacyjnej infrastruktury zapewniającej mieszkańcom HS zachowanie młodości i piękna jak najdłużej. Dbamy o wszystkich, bez wyjątku. Chcemy, żeby nasi obywatele byli piękni, zdrowi i szczęśliwi!

Holonapis rozmył się, ustępując miejsca parom mężczyzn i kobiet trzymających się za ręce. Wśród nich można było rozpoznać zwycięzców ostatniego konkursu piękności na najładniejszą parę gejów i lesbijek. Hologramowe postaci ubrane były w obcisłe, białe stroje z logo ZPF.

– Pamiętajcie! – Charlize podniosła głos o oktawę wyżej – Przyszłość jest w waszych rękach, a konkretniej: w waszych głowach!

W tym momencie postaci z hologramów wymownie wskazały na miejsce przy skroniach, gdzie miały wszczepione chipy holokomów służące do identyfikacji tożsamości, płatności, komunikacji oraz do głosowania podczas wyborów. Projekcja przedstawiała teraz cztery główki, pokazane od strony holokomów, które były wszczepione w ich skroniach. Przed oczami hologramowych postaci wyświetliło się logo ZPF.

– ZPF – powiedziała każda z osób, wybierając tym samym partię, jak podczas wyborów.

Na koniec prezentacji znowu zabrzmiało intro wyborcze ZPF, a obraz się rozmył i ponownie ułożył w napis „NA ZAWSZE PIĘKNI I MŁODZI”.

– A teraz wykrzyczmy razem nasze hasło, pokażmy światu naszą moc, siłę i determinację!!! – Charlize rozgrzewała atmosferę, a holonapis prowokacyjnie zadrżał. – Na zawsze piękni i młodzi! – krzyczała.

– Na zawsze piękni i młodzi!!! – wołał donośnie trzymilionowy tłum.

Hasło powiększyło się, ale nieznacznie.

– Coś jakaś słaba jest dzisiaj wasza moc! – zażartowała Charlize. – Jeszcze raz!

– Na zawsze piękni i młodzi!!! – tym razem potężny ryk wydobył się z setek tysięcy gardeł uczestników konwencji. Dźwięk podkręcono dodatkowo systemem pajęczynowych głośników i wzmocniono efekt tęczowymi wyładowaniami elektrycznymi. Holonapis spotężniał, a tęczowy, hologramowy deszcz zaczął padać na scenę, która na moment zniknęła pod strumieniami wielobarwnych, wirtualnych kropel. Dźwięk muzyki towarzyszącej całemu pokazowi nie pozostawiał już żadnych złudzeń. To był wyczekiwany przez cały czas Dolly Ben, gej, dominujący na wszystkich listach przebojów.

W tym czasie Charlize zdążyła zejść ze sceny, a na jej miejscu pojawił się uwielbiany idol, zapatrzony w zasłaniający go przed oczami widzów wirtualny deszcz. Publiczność skandowała głośno jego imię, nie oszczędzając przy tym strun głosowych. Ben, ubrany był w dopasowaną obcisłą sukienkę w kolorze złota i niebieskie buty na wysokich obcasach, czekał cierpliwie aż będzie widoczny. Już teraz mógł być słyszalny.

– Na zawsze piękni i młodzi – skandował jeszcze tłum.

W pewnym momencie Ben przyłączył się i zaczął parafrazować:

– Na zawsze Ben!

Kiedy publiczność usłyszała wreszcie głos swojego idola, przyłączyła się i zewsząd zaczął rozbrzmiewać krzyk:

– Na zawsze Ben!

Charlize nie była zadowolona z niespodzianki, której artysta nie uzgodnił z nią wcześniej. Znając jednak Bena, nawet pobieżnie, domyślała się, e nie zrobił tego złośliwie, tylko raczej bezmyślnie. Elektroniczny deszcz zaczął się już na tyle przerzedzać, że szczupła i wysoka na siedem stóp sylwetka Bena rysowała się już wyraźnie. Jego charakterystyczna łysa głowa lśniła przyozdobiona złocistą aureolą z insygniami stewarda. Wirtualna sceneria zmieniła się we wnętrze samolotu, jak w najnowszym klipie Bena, znanym doskonale z holowizji. Hologramowi pasażerowie siedzieli po obu stronach przejścia, pośrodku którego stał realny Ben. W chwilę potem zaczęli pojawiać się stewardessy geje i stewardzi lesbijki, wyłaniali się na scenę w przezroczystych kapsułach poruszających się za pomocą specjalnych miniwind. Wszyscy stewardzi i stewardessy odziani byli wyłącznie w buty na wysokich obcasach, uniformy imitowały elektrotatuaże. Przedstawienie zaczęło się rozkręcać, a Ben swoimi charakterystycznym, wysokim głosem śpiewał o ciężko pracującym, nieszczęśliwym i samotnym stewardessie. Ciągłe rejsy nie sprzyjały nawiązywaniu trwałych relacji. Bohater opisywany przez Bena właśnie rozstał się ze swoim narzeczonym, i nawet nie zdążył zawrzeć kontraktu partnerskiego. Artysta odgrywał w tym przedstawieniu podwójną rolę, narratora i porzuconego. Śpiewając i kołysząc wdzięcznie biodrami, przechadzał się między rzędami siedzeń, obsługując gości. Stewardzi i stewardessy stanowili taneczne tło wyśpiewywanego dramatu. Cała sceneria odtworzona została z holoklipu, z tym że w tej chwili dokonano połączenia scenerii holowizyjnej z realną. Ben i tancerze poruszający się na scenie byli prawdziwi. Publiczność mogła podziwiać perfekcyjną synchronizację choreografii, jaką wykonywali uczestnicy spektaklu w hologramowym wnętrzu samolotu.

Nagle Ben-steward zauważył wpatrzonego w siebie młodego, przystojnego pasażera. Wymieniali między sobą coraz bardziej wymowne spojrzenia, co Ben perfekcyjnie podkreślał swoją grą. Kiedy większość pasażerów zasnęła i na pokładzie było mniej pracy, światła subtelnie przygasły, a Ben ukradkiem spoglądał na swój nowy obiekt pożądania. Atrakcyjny pasażer nie spał i wyłapał łakomy wzrok Bena, co te zauważył i wycofał się spłoszony za kotarę. Bał się, nie chciał kolejnego rozczarowania. Publiczność emocjonowała się muzycznym spektaklem, spontanicznie reagując na każdy zwrot akcji. W pewnym momencie pasażer wstał i zaczął iść w kierunku Bena. Steward odwrócił się, jakby chciał uciec, ale pasażer zdążył schwycić go za rękę i przyciągnąć do siebie. Ben wydawał się prawdziwie zniewolony magnetyzmem nieznajomego. Pasażer zaprowadził ich do ustronnego miejsca przeznaczonego tylko dla personelu i nie zważając na obecność dwóch innych par, gejów i lesbijek, zbliżył się do Bena, obejmując go od tyłu. Muzyka dostosowywała się do dramaturgii przedstawienia, brzmienie stało się głębsze i bardziej intensywne. Pasażer przesunął rękę po zewnętrznej stronie uda Bena i powoli zaczął je gładzić, docierając do skraju sukienki. Wsunął rękę pod materiał, drugą ręką obejmując Bena i przyciskając go do siebie w talii. Następnie podniósł sukienkę Bena na wysokość bioder, odsłaniając jego nagie opalone pośladki.

Charlize, oglądając przedstawienie zza kulis, zastanawiała się, czy Ben nie nosi majtek z zasady, czy tylko teraz przezornie ich nie założył. Muzyka przybrała na sile, dochodząc do punktu kulminacyjnego. Pasażer jedną ręką rozpiął swój rozporek, wyswobadzając potężnego penisa, gotowego do pracy. Tłum wiwatował, dopingując mężczyźnie. Tancerze dookoła zmysłowo wyginali swoje ciała, idealnie dobierając tempo tańca i ruchy do muzycznej aranżacji. Kiedy pasażer wepchnął swój nabrzmiały penis w Bena, muzyka eksplodowała kaskadą dźwięków, którym towarzyszył snop iskier i fajerwerków mieniących się nad głowami uczestników show. Ben otworzył lekko usta w niemym okrzyku rozkoszy. Stewardzi i stewardessy do tej pory tańczący osobno, teraz dobrali się w pary tej samej płci i przyłączyli do seksualnej zabawy, tworząc muzyczną orgię. Muzyka wspierała wykonawców rytmicznymi dźwiękami. Nagle Ben kopulujący z pasażerem unieśli się w powietrze na wysokość co najmniej dziesięciu stóp. W tej różnobarwnej iluminacji sprawiali wrażenie nieziemskiego stworzenia, wijącego się, zmieniającego pozycje, drgającego. Lewitacja magnetyczna uniosła kolejne kopulujące pary. Siła pożądania przepełniającego spektakl, zmysłowa muzyka i erotyczna atmosfera skusiły wielu widzów, którzy pod wpływem chwili aktywnie włączyli się do show…

***

Sześć mil od miejsca spektaklu na konwencji ZPF bezszelestnie sunął homobus przewożący pracowników ze strefy Hetero Getta do miejsc pracy w HS. Robert miał dobre miejsce przy oknie i mimo znacznej odległości, doskonale widział rozjarzone światłami niebo nad miejscem partyjnego show. Wiedział, że w HS trwa kampania wyborcza i wszystkie wydarzenia kręcą się wokół wyścigu po władzę.

Świat HS fascynował go na swój sposób swoim bogactwem, wielobarwnością, spontanicznością i luzem. Tutaj każdy miał to, co chciał, każdy był tym, kim chciał być. Tolerancja dla inności stworzyła społeczeństwo bardzo liberalne w kwestiach światopoglądowych i obyczajowych, niekiedy w swoich skrajnych odmianach dochodzące do libertynizmu. Robert nawet przed samym sobą nie przyznawał się do fascynacji HS. Uważał, że Homoseksokracja jest taka, jaka jest tylko i wyłącznie dzięki wyzyskowi hetero. Jesteśmy dla nich tanią siłą roboczą, niewyczerpalnym źródłem zasobów naturalnych, na którym budują swoją cywilizację, myślał ze złością. Może lepiej byłoby dla niego, gdyby nie miał w HS pracy, nie musiałby tu przyjeżdżać i oglądać tych zadowolonych z siebie homotwarzy.

Mieszkańcy HS traktowali ludzi z getta w najlepszym przypadku obojętnie, jakby byli niewidzialni. Częstą jednak postawą było jawne okazywanie wyższości. Homoseksualni czuli się po prostu lepszym gatunkiem ludzi i jasno dawali temu wyraz w kontaktach z mieszkańcami getta. Zwykły mieszkaniec HG, nie mający do czynienia z homoobywatelami, nie był narażony na tego typu przykrości. Większość heteroseksualnych wyznawała określony pogląd na temat relacji getta i HS, ale świadomość ta była sterowana przez holowizję. Na własnej skórze heterowykluczenie można było odczuć dopiero tu, w Homoseksokracji. Owszem, dla większości, która godziła się na takie traktowanie, był to po prostu koszt, jaki należało ponieść, godząc się na pracę w HS, dzięki której można było żyć na bardzo przyzwoitym poziomie w getcie. W HG trudno było znaleźć legalne zatrudnienie, dominowała za to szara i czarna strefa rynku. Praca była przywilejem, zależnym głównie od administracji Heterokościoła. Jeśli ktoś nie miał szczęścia zaczepić się w jednym z zakładów lub biur należących do Heterokościoła, żył najczęściej na progu ubóstwa. No, chyba że należał do gangu, ale to z kolei wiązało się z ciągłym ryzykiem i uzależnieniem od rozbudowanej hierarchii organizacji przestępczych.

Robert westchnął ciężko. Dla zabicia czasu podczas dłużącej się podróży zaczął ukradkiem obserwować twarze współpasażerów. Byli to najczęściej młodzi, albo bardzo młodzi mieszkańcy HG, w większości kobiety. One miały zdecydowanie niższy próg homofobii niż mężczyźni. Wielu z hetero aplikujących o pracę odpadało na testach sprawdzających zdolności przystosowawcze do pracy w HS. Nawet ci, którym udało się dostać zatrudnienie, niejednokrotnie nie wytrzymywali warunków na miejscu i sami się zwalniali. Ktoś, dla kogo główną wartością był heteroseksualizm oparty na modelu patriarchalnym, nie mógł ot tak przestawić się na inne reguły gry. Dla wielu wiązało się to z poniżeniem, a nawet utratą szacunku dla samego siebie. Po prostu nie dawali rady.

Pierwszym sprawdzianem umiejętności przystosowawczych była dla pracowników hetero konieczność ubierania się na terenie HS w stylu tam obowiązującym. A panowały dość wyśrubowane normy w tym względzie, wymogiem był chociażby strój idealnie przylegający, dopasowany do ciała. Formalnie miało to eliminować wszelkie możliwości kradzieży i przemytu, a nieformalnie podkreślało seksualność pracownika. Mężczyźni nosili pomarańczowe, obcisłe kombinezony z niebieskim logiem HG, kobiety niebieskie kombinezony z pomarańczowym logiem. Stroje były tak zaprojektowane i tak dopasowane, że miało się poczucie własnej nagości, odsłonięcia przed innymi. Według Roberta było to jeszcze jedno świadectwo upokorzenia hetero. Sprawić, żebyśmy czuli się gorzej, zredukować nas do roli obiektów seksualnych, myślał. Wprawdzie warunki traktatu między Hetero Gettem i Homoseksokracją, regulujące zasady pracy, jasno określały, że molestowanie i wykorzystywanie seksualne pracowników HG będzie surowo karane, ale wciąż słyszało się o przypadkach naruszania prawa. Najsmutniejszy było jednak to, że nierzadko winę zrzucano na ofiary molestowania i gwałtów, oskarżając pracowników HG o prowokacje. Mimo wszystko nikomu nie zależało na eskalowaniu problemu, zarówno Heterokościół, jak i administracja Homoseksokracji starały się tuszować tego typu incydenty – w imię utrzymania status quo.

Pasażerowie homobusu nie mieli specjalnie wesołych min. Każdy chciał po prostu przetrwać, wykonać swoją pracę, dostać wypłatę i żyć prawdziwym, nieskrępowanym życiem w getcie. Praca w HS była złem koniecznym, ale też wielkim przywilejem. Żeby się tu dostać, trzeba było nie tylko przejść testy zdolności dostosowawczych, ale co bardzo istotne, spełniać także wysokie wymagania odnośnie do fizycznej atrakcyjności. Do pracy przyjmowano głównie osoby młode, proporcjonalnie zbudowane, zdrowe i zadbane. Co kwartał sprawdzano, czy standard wizualnej jakości pracowników HG się nie obniżył. Dyskwalifikacja oznaczała koniec pracy w HS. Pomimo wszystkich niebezpieczeństw, niedogodności i upokorzeń, opłacało się. Nie dostawali wprawdzie takich samych stawek jak obywatele HS, ale w porównaniu ze standardami getta zarobki były oszałamiające. Nawet gangi nie zapewniały takich profitów. Zainteresowanie zatrudnieniem w HS było więc nadzwyczaj duże. Kto miał chociaż cień szansy i spełniał podstawowe kryteria narzucone przez HS, zgłaszał się ze swoją aplikacją do jednego z biur pracy w getcie. Robert pracował tu już od pół roku, w tym czasie standard jego życia zmienił się diametralnie. Nie zmniejszyło to jednak jego głębokiej niechęci do homoseksualnych. Nienawidził tego świata czystym, szczerym uczuciem.

Aby oddalić od siebie niewesołe myśli, zapalił niespiesznie jointa. Zaciągnął się i wypuszczając strumień dymu, przechylił głowę do tyłu. Tak było dobrze. Zamknął oczy, delektując się psychotropowym doznaniem. Dym poszybował do góry, rozpraszając się leniwie przy dachu homobusu.

– Nie masz partnerki na dzisiejszą noc? – usłyszał nagle. – Twoja dziewczyna nie jest ci wierna? Nie musisz się tym martwić. Najnowsza sensoryczna konsola do cyberseksu XY Omega 2 sprawi, że pokochasz doznania wirtualne. Seks realny ma swoje granice. Cyberseks z XY Omega 2 wprowadzi cię w nowy poziom nieograniczonych doznań. 

Holoreklama przed jego oczami przedstawiała kopulujące pary o różnych preferencjach seksualnych. Obraz podzielił się na sześć części, na których pary lub grupy demonstrowały różne dyscypliny seksualne. Robert nie cierpiał tych nachalnych reklam, nie można było się od nich uwolnić. Cyklicznie pojawiały się w formie hologramu przed jego oczami. Inwazyjne reklamy włączały się co jakiś czas samoczynnie przez holokom pracowników getta, testowano w ten sposób nowe formy holomarketingu. W HS obowiązywał ścisły zakaz tej formy przekazu informacyjnego, ale nie dotyczyło to hetero. Ktoś zaklął siarczyście.

– Kurwa, to jest jakaś pierdolona holoindoktrynacja! – Współpasażer Roberta, drobny, szczupły kilkunastoletni chłopak z długimi blond włosami do ramion pokręcił poirytowany głową. – Robią nam pranie mózgu, łącząc w tych holoreklamach seks heteroseksualny z homo. Co oni sobie, kuźwa, wyobrażają? Że w ten sposób przeciągną nas na swoją stronę? – zapytał chyba bardziej siebie niż sąsiada.

Robert wzruszył tylko ramionami. Miał to w nosie. Nie chcesz, to nie słuchaj i nie oglądaj, pomyślał. Nic jednak nie powiedział. Nie był w nastroju na rozmowy. Miał swoje zdanie na temat tego typu reklam. Według niego była to jeszcze jedna forma poniżania heteroseksualnych. Nie żeby miał coś przeciwko cyberseksowi, bo uważał, że oferuje on naprawdę niesamowite doznania i miał wielu znajomych, którzy po wypróbowaniu wirtualnego seksu rezygnowali definitywnie z realnego. Faktycznie, w wirtualu nie było żadnych ograniczeń w zakresie fantazji czy najdziwniejszych scenariuszy. Można było tworzyć i spełniać własne fantazje seksualne albo korzystać z gotowych schematów. Sensory wybudzały każdy atom ciała i wprowadzały go w stan seksualnej ekstazy. Producenci konsol do cyberseksu byli naprawdę mistrzami świata w swojej dziedzinie i nie było co do tego żadnych wątpliwości. A że oferowali cały wachlarz upodobań seksualnych? No cóż, nawet wśród heteroseksualnych były czarne owce.

Robert zdawał sobie sprawę, że wśród mieszkańców getta jest wielu kryptohomoseksualistów. Dlaczego więc nie przenosili się do HS? Być może ze względu na niezdecydowanie co do swojej płci lub orientacji. Dusili się w swoich biologicznych skorupach, bojąc się pokazać światu prawdziwe ja. W tym aspekcie homoseksualni górują nad nami, skonstatował w myślach. A jak jest ze mną, zadał sobie retoryczne pytanie. Czy jestem faktycznie stuprocentowym hetero? Nie założyłem rodziny, nie mam żony, dzieci, żyję sam. Chodzę oczywiście na dziwki z kolegami, ale czy w ten sposób nie uciekam od swojej prawdziwej natury? Czasem zadawał sobie to pytanie, jednak za każdym razem jednoznaczną odpowiedź stanowił dla niego pojawiający się w jego wyobraźni obraz Diane. Kochał realną, prawdziwą kobietę. Była dla niego kwintesencją kobiecości, marzeniem ze snów. Nie było chyba takiej rzeczy, której by dla niej nie zrobił. Chociaż… Przypomniał sobie ostatnie, zakończone kłótnią spotkanie z Diane.

Im lepszy seks, tym większy apetyt. Po stosunku z Diane zawsze czuł fizyczny, wilczy głód. Poszedł do kuchni sprawdzić, czy mógłby czymś się posilić. Otworzył drzwi dużej lodówki. Szybka wzrokowa inwentaryzacja dała jeszcze szybszy wynik. Indyk nadziewany owocami. To była mistrzowska potrawa, której nikt lepiej od Diane nie potrafił przygotować. Na samą myśl o zanurzeniu zębów w kruche mięso prawie dostał ślinotoku. Mięso było porcjowane, pewnie przeznaczone na rodzinny posiłek, ale Robert nie dbał o to. Nałożył trzy porcje, wrzucił je do żaroodpornego naczynia i całość umieścił w mikrofali. Zastanowił się przez chwilę, po czym wybrał program podgrzewania przez jedną minutę. Stał w oczekiwaniu na posiłek, wzrokiem popędzając mozolnie pełzające wskazówki na wyświetlaczu. Dźwięk zakończenia podgrzewania był najmilszym odgłosem, jaki teraz mógł usłyszeć. Wyjął szybko pojemnik z jedzeniem i nie fatygując się z przełożeniem mięsa do talerza, zaczął pracować widelcem, jeszcze zanim usiadł do stołu. Nabrał słuszny kawałek indyka i zapakował go do ust. Przymknął oczy z rozkoszy. Dopiero po trzecim kawałku mięsa zorientował się, że Diane stoi w drzwiach kuchni i obserwuje go rozbawiona. Zmieszał się lekko, ale ona jak zwykle była szybsza od niego.

– Jedz, proszę, nie krępuj się. – Podeszła do niego i przejechała palcem wzdłuż owłosionej części jego czaszki.

Był wygolony na łyso, nie licząc stylizowanego pośrodku głowy platynowego krzyża. Nasada krzyża przebiegała wzdłuż całej czaszki, od końca wysokiego czoła do karku. Ramiona krzyża były stosunkowo krótkie i znajdowały się w górnej części głowy.

– Zasłużyłeś na super posiłek, mam nadzieję że ci smakuje – powiedziała zmysłowo, nachylając się do niego. Ostatnie słowa zaakcentowała, dotykając językiem małżowiny jego ucha.

Poczuł, jak elektryzujący dreszcz rozlewa się wzdłuż całej długości jego kręgosłupa wibrując przy pulsującym gwałtownie członku. Ta kobieta to demon seksu, pomyślał.

– Przyłączysz się? – zapytał, wskazując na talerz.

– Nie, dziękuję. – Pokręciła przecząco głową. – Nie mam apetytu – mówiąc to, usiadła obok, po jego prawej stronie. Zamyśliła się, albo sprawiała wrażenie zamyślonej.

Robert był często zazdrosny o te chwile, kiedy myślami uciekała od niego. Położył dłoń na jej ręce, a kiedy spojrzała na niego, zapytał:

– Czym się martwisz, Diane? W czym mogę ci pomóc? – Uśmiechnęła się, ale na granicy bezosobowości. Jej wygolona na łyso głowa obnażała doskonałe proporcje czaszki i nieskazitelne piękno twarzy.

– Nie, Robercie, nie możesz mi pomóc. Po prostu czasami zbyt dużo myślę o swoich obowiązkach, o kolejnych zadaniach, jakie mnie czekają.

– Znowu kłopoty z HS? – zapytał, bo w sumie co innego mogło być większym powodem problemów.

– Relacje z HS układają się poprawnie, ale sam wiesz, jak mieszkańcy getta reagują na niektóre decyzje polityczne. Zawsze są niezadowoleni, mimo tego, że żyjemy na jako takim poziomie właśnie dzięki nim.

– Na jako takim? – w głosie Roberta dawało się wyczuć nieskrywaną ironię. – Chyba już zbyt dawno nie oglądałaś swojego królestwa, kochanie. – Spojrzała na niego smutno. Spróbowała pogładzić go po policzku, ale on odsunął się gwałtownie.

– Nie powinnam nawet zaczynać takich tematów. Reagujesz typowo, jak większość hetero. Zawsze to samo. Niezrozumienie, niechęć, nietolerancja. Wam wszystkim wydaje się, że gdyby nie HS, to żylibyśmy w kraju miodem i mlekiem płynącym, w istnym raju na Ziemi. Ale prawda jest taka, że łatwiej jest zrzucić winę na coś lub na kogoś, niż samemu zmierzyć się ze swoimi słabościami. Nasza gospodarka jest uzależniona od HS, nie jesteśmy samowystarczalni.

– Gospodarka? – prychnął Robert – Co nazywasz gospodarką? Niewolniczą pracę w HS, sprzedaż dzieci pedałom i lesbom? To jest dla ciebie gospodarka? – Diane w reakcji lekko rozszerzyła źrenice, ale Robert nie dostrzegł tego.

– Zakończmy ten temat, Robercie. Kocham cię, ale pewnych rzeczy nie chcesz przyjąć do wiadomości. Jesteś wystarczająco inteligentny, żeby zrozumieć, ale nie chcesz zrozumieć. Przykro mi.

Robertowi odechciało się jeść. Wytarł usta chusteczką i odsunął od siebie talerz. Nie widział już w tej kobiecie pięknej, nagiej Diane. Nie widział jej szczupłego, proporcjonalnego ciała i sterczących piersi nadnaturalnej wielkości. Widział przeciwnika, oponenta, kogoś, kto ma wątpliwości, co jest dobrem, a co złem.

– Chyba źle działają na ciebie kontakty z HS – odparował.

– A czy tobie jest źle kiedy dostajesz wypłatę od nich? Diane odpowiedziała wbrew sobie. – Jest ci źle, kiedy wydajesz zarobione u nich pieniądze? Wszyscy narzekacie, a to jest spoiwo, które trzyma wszystkich razem w getcie. Gdyby nie zbiorowa religia nienawiści, pewnie pozabijalibyście się nawzajem. Kto nam broni niezależnego rozwoju? Dlaczego kwitną biznes sprzedaży dzieci, rynek surogatek czy praca w HS? Czy jest tu jakiś przymus? Wybieracie to, ponieważ tak jest najłatwiej. Alternatywą jest cięższa praca w kierunku niezależności. Kto to wybiera? Nikt. Getto to zbiorowisko hipokrytów.

Robert wstał od stołu. Zaczął nerwowo chodzić wzdłuż kuchni, czując, jak krew uderza mu do głowy. Co ona wygaduje? Jak można tak myśleć? W pewnej chwili stanął i patrząc Diane prosto w oczy, zapytał:

– Po czyjej ty jesteś stronie? Kogo reprezentujesz? Może to prawda, co mówią, że jesteś agentką homoseksualnych? – Twarz Diane stężała

– Chyba powinieneś już iść. Zaczynasz bredzić. – Słowa Diane otrzeźwiły na moment Roberta, ale po chwili znów opanowała go złość. Tym razem oburzył się na Diane za wyrzucenie go ze swojego domu jak psa. Pierdolić to, pomyślał, i poszedł do sypialni po swoje rzeczy. Był zbyt zły, ale jednocześnie zbyt dumny, żeby na spokojnie dalej rozmawiać, lub w jakikolwiek sposób rozładować napięcie.

Diane nadal siedziała sama przy stole kuchennym. Czekała, aż Robert wyjdzie. Jest zbyt wzburzony, żeby coś mogło trafić do jego głowy, rozmyślała. Niemniej było jej bardzo przykro. Odsuwała od siebie złe emocje, starała się pohamować gniew. Spychała uczucia w głęboką studnię podświadomości. Nie miała takiego komfortu jak Robert, żeby kierować się emocjami, była zbyt odpowiedzialna. On mierzył wszystko swoją wiarą, wydawał sądy zwykłego, przeciętnego mieszkańca getta. Kiedy jest się odpowiedzialnym tylko za siebie, krytyka boleśnie przesuwa się poza granice zdrowego rozsądku. Łatwo wypowiadać słowa, za którymi nic nie ma… Decyzji, poświęcenia, odpowiedzialności. Zamknęła oczy, musiała się wyciszyć. Najbliższy czas będzie dla niej wystarczająco trudny, żeby jeszcze miała się dołować kolejną kłótnią z kochankiem.

Nagle poczuła dłoń Roberta na swoich plecach. Drgnęła lekko, ale nie otworzyła oczu.

– Przepraszam – powiedział i pocałował ją w tył głowy. – Nie zgadzam się z tobą, ale chcę żebyś wiedziała, że to nie zmienia moich uczuć do ciebie. – Zamyślił się na chwilę, szukając jakiejś mądrej puenty. Nic jednak nie przychodziło mu do głowy. Jeszcze raz ją pocałował. – Idę, muszę ochłonąć. – Diana nic nie odpowiedziała, więc szybkim krokiem wymaszerował z kuchni, kierując się do drzwi wyjściowych.

Ostatni gest dużo go kosztował i najchętniej w ogóle nie odzywałby się do Diane. Czuł wobec niej zbyt duży respekt, by wyjść bez słowa pożegnania. Pomimo swojego emocjonalnego zacietrzewienia, wiedział, kiedy przeginał i brnął w ślepą uliczkę. Nie zgadzał się z nią, ale też nie chciał jej stracić. W żaden sposób jednak nie zmieniało to jego przeświadczenia o rozminięciu się polityki prowadzonej przez Diane Langford z realnymi problemami zwykłych mieszkańców getta. Wierzył w inne niż uległość sposoby ułożenia relacji z homoseksualnymi. Kiedy homobus wjechał na estakadę jego oczom ukazał się niecodzienny widok: przed nim maszerował pochód wyborczy Neomatrii. Strumień wspomnień natychmiast wyparował. Robert skoncentrował się na spektaklu ulicznym. Wiele słyszał o Neomatrii, ale nigdy wcześniej nie widział ich pochodu, a już tym bardziej na żywo. Większość współpasażerów podzielała jego zainteresowanie, a było na co popatrzeć.

Neomatria stanowiła dość osobliwy byt społeczno-polityczny zorganizowany na zasadach kastowości, opierający się głównie na surogatkach obojga płci. I była to jedyna partia z HS posiadająca swoje biura i zwolenników w getcie. Robert miał mieszane uczucia co do tej frakcji. Z jednej strony partia wspierała surogatki hetero, z drugiej strony jednak była to organizacja z wrogiego mu obozu.

Pochód składał się z wielkich, jeżdżących platform, na szczycie których prezentowały się najwyższe rangą surogatki przebrane w strojne, rokokowe suknie. Na perukach znamionujących insygnia władzy zamiast włosów wiły się i poruszały syntetyczne, bardzo cienkie, białe węże. Nie były wprawdzie szkodliwe, niemniej robiły piorunujące wrażenie. Każda z platform reprezentowała inny dystrykt HS. Dominowały aranżacje w stylu barokowym, pełne kwiecistego przepychu. Na gigantycznych podestach Robert widział trony wkomponowane w quasi-altany chroniące przed słońcem. Siedziały na nich liderki poszczególnych dystryktów otoczone przez swoje córki arystokratki, poniżej zaś, na samych platformach, widać było setki surogatek poruszających się rytmicznie w zmysłowym tańcu.

Liderki dystryktów rodziły tylko dziewczynki, i tylko na wewnętrzne potrzeby partii, poszerzając w ten sposób swój dwór. Nie mogły rodzić na zamówienie, jak zwykłe siostry Neomatrii. Robert nigdy nie widział tylu surogatek na raz w jednym miejscu. Ubrane były w jednakowe stroje, o ile to, co miały na sobie, można było nazwać ubraniem. Na głowach nosiły imitacje wielkich czaszek bogini płodności. Każda z nich zakończona była ostrym haczykowatym dziobem. Na czaszkach czarnym atramentem wymalowane były rozmazane oczy, z których na półnagie ciała surogatek spływały krople imitujące łzy. Ubrania zastępowały im elektrotatuaże przedstawiające granatowe łzy oraz wijące się animowane kwiaty. Po bokach czaszek sterczały olbrzymie zakręcane rogi, przyozdobione najczęściej białymi naturalnymi kwiatami. Z tyłu wystawały pawie pióra imitujące włosy. Niesamowity efekt strojów oraz liczba tańczących surogatek, z których wiele było w różnych stadiach ciąży, robił imponujące wrażenie. Maszerujące obok platform postsurogatki nie mogły już rodzić dzieci, ich rolą była obsługa surogatek-pracownic i pomoc im. Tylko „czynne” surogatki miały prawo do noszenia czaszek. Z platform dudniła specyficzna muzyka, która kojarzyła się Robertowi z etno dubstepem, połączeniem muzyki ludów pierwotnych z ciężkimi brzmieniami elektronicznymi. Czoło pochodu otwierała największa i najbardziej wystawna platforma, na niej obecna była najważniejsza liderka Neomatrii. Jej platforma zorganizowana była w kształcie złotej piramidy.

Homobus zjechał z estakady, zasłaniając widok dalszej części pochodu.

– Pierdolone lesby – usłyszał głos siedzącego obok młodego blondyna.

Robert nie skomentował słowem wymownej recenzji. Nie wróżył długiej przyszłości współpasażerowi z niewyparzonym językiem.

***

Vladimir Bowen, szef Ultrakatolickiego Centrum Homoseksokracji, rozsiadł się wygodnie w fotelu. Wysoki na sześć i pół stopy, anorektyczny i bardzo młody, prezentował się jak średniowieczny święty. Długie siwe włosy wyostrzały jego i tak już wyraźne rysy twarzy. Jedyną ozdobą, jaką nosił, stanowiły podłużne srebrne kolczyki, symbol gejów związanych z korporacjonistami. Ubrany był w czarną sutannę, która miała na celu nadać mu duchowego wyrazu.

– Od czego zaczniemy? – zapytał z uśmiechem Vladimir.

Zmysłowy tembr jego głosu hipnotyzował pewnie wielu gejów, ale Steve-ona Hatch była już od dawna po drugiej stronie barykady. W odpowiednim czasie rozpoznano u niej gynemimezę, czyli transgenderyzm typu M/K, występujący u mężczyzn. Korekta płci była jedną z jej najlepszych decyzji życiowych. Steve-ona Hatch pracowała jako hlogerka, zasilając tym samym znaczną społeczność profesjonalnych, niezależnych dziennikarzy. Była jedną z bardziej znanych i cenionych za obiektywizm oraz rzetelność hlogerek politycznych. Z kolei Vladimir Bowen reprezentował dość osobliwy twór, partię opartą na korporacjach. Unici z większym powodzeniem prowadzili swoją działalność komercyjną niż społeczną, a polityką interesowali się od niedawna i według Steve-ona była to raczej przykrywka do dalszej ekspansji rynkowej.

 – Zacznijmy od początku – uśmiechnęła się Steve-ona, ukazując nienaganne uzębienie.

Twarz lolitki, duże okulary, krótkie, czarne włosy nadawały jej dziewczęcego charakteru. Siedząc naprzeciw Vladimira, czuła lekki dyskomfort. Jej drobna, filigranowa postać zapadała się w zbyt miękkim jak dla niej fotelu.

– Od początku czego, Steve? Od początku świata? – Vladimir miał doskonały humor jak na przedstawiciela ugrupowania z najsłabszym poparciem wśród konkurujących partii.

Steve-ona próbowała zmienić pozycję na wygodniejszą, moszcząc się i wiercąc w poszukiwaniu jak najbardziej optymalnego ułożenia ciała.

– Nie, raczej nie chciałabym aż tak bardzo oddalać się od chwili obecnej, chyba że w Wielkim Wybuchu kryje się tajemnica nagłego zainteresowania polityką przez Unitów – odpowiedziała, usadawiając się wreszcie odpowiednio na niewygodnym siedzeniu.

Vladimir wyprostował się. Już wcześniej domyślał się, w którym kierunku potoczy się rozmowa. Zawsze solidnie przygotowywał się do wywiadów i doskonale znał styl Steve-ona Hatch. Vladimir był liderem Unitów, ale tylko w marketingowym wymiarze. Miał spełniać rolę znaku firmowego, politycznego brandu przyciągającego nowych zwolenników, rozczarowanych polityką ZPF i pominiętych przez Neomatrię. Kluczowe decyzje nadal zapadały w korporacyjnej części organizacji Unitów. Vladimir chciał jednak udowodnić swoim zwierzchnikom, że stać go na coś więcej niż status figuranta. Wróżył sobie wielką karierę polityczną.

– Zajmujemy się polityką od początku naszej działalności. Wprawdzie jesteśmy bardziej kojarzeni z biznesem, ale to nie zmienia naszego zaangażowania w problemy społeczne HS, a także Hetero Getta – widząc demonstracyjnie uniesione brwi Steve-ona, dodał szybko. – Ale oczywiście Ty, pytając o politykę, miałaś na myśli udział w wyborach, a nie lokalne działania pro publico bono. – Steve-ona skinęła głową, holokamera rejestrowała każdy szczegół, skanując laserem obraz w czasie rzeczywistym. – Fakt, polityki w tym rozumieniu nie uprawialiśmy. Nasza działalność obejmowała głównie wsparcie środowisk transgenderów oraz homoseksualnych reprezentujących neoliberalny światopogląd tak w sferze społecznej, jak i gospodarczej.

– OK, ale nadal nie rozumiem skąd nagłe zainteresowanie polityką, dlaczego dotychczasowa forma promowania neoliberalnych poglądów już wam nie wystarcza? – Steve-ona wykorzystała chwilę zastanowienia się Vladimira nad kolejnym zdaniem.

– Z prostego powodu – odparł Vladimir. – Po prostu chcemy być uczestnikiem i kreatorem zmian, a nie tylko biernym ich obserwatorem. Chcemy mieć realny wpływ na regulacje i zmiany w prawie. Jak wiesz, reprezentujemy w tej chwili znaczny odsetek osób mających problem z korektą płci.

– Od kiedy to genderzy mają problem z korektą płci? Steve-ona nie wytrzymała i przerwała Vladimirowi. – Przecież jesteśmy liberalną demokracją bezpośrednią, z pełnymi swobodami w zakresie transseksualizmu.

– Zgadza się – Vladimir przytaknął skwapliwie – niemniej problem dotyczy tych, którzy nie są pewni swojej płci, co często jest mylone z zaburzeniami homoseksualnej orientacji seksualnej. Wiemy już od dawna, że to nie biologia determinuje płeć, tylko nasza psychika. Ci, którzy określają się jako homoseksualni, nie mają w HS problemu. Tu procedura jest łatwa, zresztą sama wiesz, bo przechodziłaś ten proces. Z drugiej strony mamy też przypadki, kiedy transseksualni po zmianie płci stają się hetero. No i tu także sprawa wydaje się dość prosta: deportacja do Hetero Getta. Jednak największy problem maja te osoby, którym nie jest łatwo określić własną płeć. W związku z tym trudno im stwierdzić, czy ich orientacja seksualna mieści się w naszej homoseksualnej normie, czy też nie. Nie wiedzą, ale zwlekają z podjęciem decyzji, bojąc się przesiedlenia do HG. Nie wiem, czy wiesz, ale według naszych badań ponad 20% mieszkańców HS jest niepewnych swojej tożsamości płci – zamilkł na chwilę, przyglądając się uważnie hlogerce i próbując ocenić, na ile jego słowa zrobiły na niej wrażenie.

Steve-ona dość sceptycznie podeszła do rewelacji Vladimira. W drodze do władzy wyolbrzymia się każdy problem, byleby tylko zdobyć poparcie, ale z drugiej strony… Jeśli Unici opierają swoją strategię na genderach, to może coś w tym jest? Może faktycznie jest to niezagospodarowana nisza społeczna, nad którą nikt do tej pory zbyt uważnie się nie pochylił. Wiedziała, że transgenderów jest dość dużo, bo sama była jedną z nich, nie sądziła jednak, że problem może być aż tak spory. U niej sprawa faktycznie była dość prosta. Zmiana płci wiązała się z jasno określoną homoseksualną orientacją. Gdyby nie zmiana płci, byłaby deportowana do HG. Jeśli przyjrzeć się temu z perspektywy narysowanej przez Vladimira, to rzeczywiście coś jest na rzeczy. Lepiej podrążyć ten temat. Była w końcu jedną z najlepszych hlogerek i nie mogła przyjmować wszystkiego na wiarę. Musiała sprowokować Vladimira.

– Myślę, że opisane przez ciebie zjawisko jest mocno przerysowane. Zgadzam się, że jest wiele trudnych przypadków, z którymi nie zawsze HS potrafi sobie poradzić. Uważam jednak, że prawdziwy problem genderów ma miejsce w getcie. Nie sądzę, żebyście w HS zdołali zbić na tej strategii wystarczający kapitał polityczny, aby móc się choćby otrzeć o władzę, a co dopiero ją przejąć. – Nie musiała długo czekać na reakcję Vladimira. Roześmiał się teatralnie.

– I tu się mylisz Steve. Nam nie chodzi o krótki polityczny sprint, chociaż ostatnie dni, które pozostały do wyborów, będą miały właśnie taki charakter. Nam zależy na dłuższej perspektywie czasowej, na długim marszu. Będziemy budzić świadomość naszych wyborców powoli. Wiemy, że trend problemu tożsamości płci jest wzrostowy. Sztywne schematy podziału na hetero i homo rozmywają się – widząc malujące się zdumienie w oczach Steve-ona, szybko uzupełnił. – Nie jestem wywrotowcem i nam, Unitom nie chodzi o zmianę ustroju HS. Po prostu chcemy większej tolerancji dla genderów. Być może warto byłoby wydzielić dla nich pewną strefę autonomiczną, w której będą mogli dojrzewać do określenia swojej właściwej płci.

– To głupie – usłyszała swój głos Steve-ona. Nie zdążyła dodać nic więcej, bo tym razem Vladimir wykazał się większym refleksem.

– Nie, to nie jest głupie – zaakcentował ostatnie słowo. – To jest konieczne, jeśli nie chcemy wywołać napięć społecznych. W jakiś sposób trzeba dać ujście bioewolucji i znaleźć odpowiednią przestrzeń między HS i Hetero Gettem. Tradycyjny podział na homoseksualnych i hetero miażdży swoją żelazną logiką coś, co nie jest jednoznacznie określone. Nie każdy transgender ma świadomość, że jest transgenderem. Ci ludzie są wbici w schemat, który ich przerasta i przytłacza. Zresztą obecny rząd też zauważa potrzebę zmian. – Steve-ona spojrzała przenikliwie na Bowena, ale on zdążył zreflektować się, że powiedział o kilka słów więcej niż powinien. Szybko zmienił temat. – Tak więc, jak widzisz, mamy wszelkie przesłanki do tego, żeby ubiegać się o mandat polityczny. Reprezentujemy znaczny odsetek społeczeństwa. Poza tym mamy bardzo dobre relacje z przedstawicielami środowisk transgenderów w HG.

Steve-ona nie dała się nabrać na ten okrążający manewr i wróciła do interesującego ją wątku.

– Według sondaży nie macie szans na samodzielne rządy. Czy to oznacza koalicję z ZPF? Nie sądzę, żeby wam było po drodze z Neomatrią.

– Nie jest nam po drodze z Neomatrią… – potok słów, którym Vladimir próbował zarzucić Steve-ona, wskazywał na chęć rozwodnienia tematu. – Zresztą, nie wiem, kto chciałby wchodzić z nimi w koalicję – nie ukrywał pogardy dla swoich politycznych konkurentów. – A co do ZPF, nie dzielmy skóry na niedźwiedziu. Takie ustalenia zapadają po wyborach, póki kampania trwa, wszystko jest jeszcze możliwe. O ostatecznym wyniku nie będą decydować niezbyt przychylne nam sondaże, ale wyborcy. Liczymy na silne poparcie nie tylko transgenderów, ale przede wszystkim całej społeczności obywateli wspierających i utożsamiających się z neoliberalną polityką genderyzmu. Znamy potrzeby i preferencje obywateli HS, chociażby z naszej działalności komercyjnej. Wiemy, co jest potrzebne Homoseksokracji do dalszego rozwoju i dobrobytu. Nie wystarczy zadowalać się status quo, jak to proponuje ZPF.

– Wasi oponenci zarzucają wam, że włączyliście się do wyborów nie z rozbudzonej potrzeby poprawy warunków społecznych, jak twierdzisz, ale w celu poszerzenia rynku zbytu na usługi korporacji Unitów – widząc, jak Vladimir już otwiera usta, gotów do riposty, dorzuciła błyskawicznie. – To nie wszystko. Oprócz komercyjnej hipokryzji – nie mogła odmówić sobie prywatnej złośliwości – mówi się także o waszej zbyt daleko idącej kolaboracji z gettem, wykraczającej poza ramy relacji wyznaczone przez administrację prezydent Harper. Czy rzeczywiście sądzisz, że uda się wam osiągnąć taki sam sukces w polityce jak w biznesie? Tym bardziej, że nie zrezygnujecie z działalności komercyjnej. Ciągle będziecie się spotykać z zarzutami wykorzystywania do własnych celów biznesowych polityki, a co za tym idzie: władzy. Nie wszystkim będzie odpowiadał wizerunek drapieżnej korporacji, która chce zawłaszczyć kolejną część przestrzeni publicznej. Mogę zgodzić się z diagnozą dotyczącą środowisk genderów w HS i getcie. To faktycznie problem warty ponownego rozpatrzenia, chociaż nie wydaje mi się, żeby skala przedstawionego przez ciebie zjawiska miała aż takie rozmiary. Niemniej przyznaję, że coś w tym jest, należy zająć się szerzej problemem dotykającej niemałej w końcu społeczności oraz zwolenników genderyzmu. Co do wydzielania kolejnego getta, autonomii czy jakkolwiek to nazywać, to jestem bardzo sceptyczna. Tu nie chodzi tylko o samych genderów, ale także o pozostałych obywateli HS, którzy także musieliby wyrazić zgodę na nowy byt polityczno-gospodarczo-społeczny. Mamy wystarczająco dużo problemów z zachowaniem względnej równowagi w relacjach z HG, żeby fundować sobie dodatkowy problem z nowym gettem. Strategia Unitów budowana jest na kruchych podstawach – skwitowała Steve-ona.

– Szanuję twoje zdanie, Steve, ale jestem głęboko przekonany, że się mylisz –głos Vladimira był spokojny i wyważony. W jego wypowiedziach wyczuwało się nie tyle mocne przekonanie do wypowiadanych sądów i opinii, ale raczej znakomite wyszkolenie polityczne, oparte na doborze słów spośród ograniczonego zbioru argumentów oraz formuł zgodnych z interesami korporacjonistów. – Stworzenie autonomii dla genderów, a nie getta, to naprawdę dobry pomysł. Nie ma obaw, że sami sobie stworzymy nowy kłopot, podobny do obecnych relacji z Hetero Gettem. Tam mamy do czynienia z nadwyżką populacji, która jest różnymi sposobami rozładowywana, i na czym w końcu my także korzystamy. W przypadku genderów taki problem nie zaistnieje. Ta autonomia byłaby rodzajem enklawy i miejscem dojrzewania do decyzji, której efektem byłaby ostatecznie właściwa korekta płci. Wiem, że może to budzić pewne kontrowersje związane z zagrożeniem fundamentalnych zasad czystości orientacji seksualnej, a co za tym idzie z biseksualizmem. Jednak są skuteczne sposoby, eliminujące ryzyko zakazanych kontaktów. Chcemy zająć się tym aspektem, nie czekając na łaskawe decyzje ZPF. Także Neomatria nic z tym nie zrobi, bo to nie leży w jej interesie. Nie oszukujmy się, ZPF jest partią status quo, wiemy, jak wyglądała ich polityka przez ostatnie dwie kadencje i wiemy, jaka będzie przez kolejną, jeśli wygrają. Nic się nie zmieni. Tylko my możemy wnieść nową jakość do polityki. Co do oskarżeń o zbyt daleko idącą zażyłość z gettem, to jeszcze raz podkreślam, że chodzi nam tylko o środowiska genderów, no i oczywiście o kryptohomoseksualistów obawiających się ujawnienia swojej orientacji. Poza tym nie ma żadnych uregulowań prawnych odnośnie do monopolu administracji prezydent Harper na relacje z gettem. To, co robimy i to, co proponujemy mieści się w normach prawa HS. A nasza działalność komercyjna? Dzięki niej jesteśmy samowystarczalni i transparentni w naszych finansach. Wszyscy wiedzą, z czego czerpiemy zyski i w związku z tym, kto nas popiera. Hipokryzją byłoby udawanie, że nie będziemy mieć z biznesem nic wspólnego lub sztuczne oddzielanie naszej działalności komercyjnej od politycznej. Jest jeszcze jeden element, którym chcemy zainteresować wyborców. Nasza oferta wyborcza jest skoncentrowana przede wszystkim na rozwoju gospodarczym HS. W opozycji do tego, co nam funduje ZPF, czyli uzależnienia zasobowego od HG w postaci homonaturalizowanych, zalewania naszego rynku używkami wątpliwego pochodzenia i jakości oraz desantem heteroseksualnych pracowników, my mamy lepsze rozwiązania. I skuteczniejsze. Naszym zdaniem promowanie modelu związków partnerskich na siłę oraz wprowadzanie do naszego społeczeństwa dużej liczby młodych homonaturalizowanych przez tradycyjną maszynkę homosocjalizacji to czysty absurd. Chcemy zmienić ten paradygmat. Zgadzamy się co do założeń. Potrzebujemy więcej rąk do pracy, tu oczywiście zgoda. Powinniśmy pracować na rzecz powiększenia liczby homoobywateli, bo nasze społeczeństwo czystokrwistych homoseksualistów ma naturalny problem z reprodukcją ludności. Jednak zamiast przeprowadzać operację, która niczego nie zmieni, a tylko usankcjonuje chory układ, wolimy wszystko przebudować od nowa. Po pierwsze, wprowadźmy reglamentacyjny system posiadania dzieci w HG. Teraz mnożą się tam jak króliki. Psujemy ich, kupując młodych hetero do homonaturalizacji. Kontrolę jakości towaru wprowadzamy, o zgrozo, post factum. Wiem, że mogę być posądzony o homoeugenikę, ale takie są przemilczane realia. Rodzenie dzieci w HG powinno być kontrolowanym przywilejem. Po drugie, powinniśmy wprowadzić system kontraktowy z tymi, którzy zapewnią naszemu społeczeństwu obywateli z odpowiednim zestawem genów. Kolejna sprawa to nasze rodziny zastępcze. Obawiam się, że gdyby nie sponsorski program ZPF, to nie mielibyśmy zbyt wielu chętnych na wychowywanie homonaturalizowanych. Z naszych analiz wynika, że rodziny zastępcze ograniczają drastycznie wydatki. Wiem, wiem… Zaraz padnie oskarżenie o komercjalizację problemu. Ale wbrew pozorom to problem, który nas wszystkich dotyczy. Każdy członek naszego społeczeństwa płaci rodzinom zastępczym za socjalizację homonaturalizowanych. To nieefektywne, kosztowne, i przede wszystkim ograniczające rozwój naszej gospodarki. Model singielski jest najbardziej wydajny gospodarczo. Homoseksualni żyjący i mieszkający solo to ludzie bez zobowiązań, zarabiają więcej i więcej wydają. Są bardziej zainteresowani wyspecjalizowanymi produktami i usługami wyższej jakości. To oni pobudzają rozwój nowych technologii. Wystarczy porównać homoseksualnych singli z heteroseksualnymi rodzinami w getcie. Tam nie ma gospodarki. Jakie jest rozwiązanie problemu? Jak już powiedziałem, nie zmuszajmy do bycia rodzicami zastępczymi i nie sponsorujmy tego. Jak ktoś będzie bardzo chciał odchować sobie homonaturalizowanego czy zafundować usługę surogatki, to proszę bardzo. Ale bez sztucznych, państwowych subwencji. Homonaturalizowani powinni być wychowywani przez specjalne ośrodki państwowe lub prywatne, w inkubatorach homosocjalizacji. Przebywaliby tam, powiedzmy, do piętnastego roku życia, a później państwo powinno im na start zapewnić podstawowe warunki do życia w HS. I takie rozwiązanie koniecznie należy połączyć z odpowiednim systemem edukacji, który pozwoli młodym szybko i bezboleśnie wejść do społeczności dorosłych. To oszczędziłoby mnóstwo pieniędzy. Zredukowalibyśmy liczbę hamulców gospodarczych. Co byśmy zyskali? Homoseksualnych uwolnionych od konieczności wychowywania dzieci, a także nowych homonaturalizowanych, pozyskanych w tanim i efektywnym procesie homosocjalizacji. I jeszcze jedna, ostatnia kwestia, a mianowicie kontrakty partnerskie. Komu to potrzebne? Jeszcze jeden, nieefektywny, a często po prostu martwy przepis. Naszym zdaniem wystarczy zwykła umowa cywilnoprawna regulująca sprawy majątkowe i spadkowe – Vladimir dyplomatycznie pominął aspekt podatków.

 – Rozumiem, chociaż z wieloma tezami się nie zgadzam. – Steve-ona znowu próbowała przyjąć wygodniejszą pozycję w fotelu. W końcu poirytowana usiadła na jego brzegu. – Rozumiem logikę argumentacji – powtórzyła – ale czy nie obawiacie się, że ta wolta w kierunku polityki nie obróci się przeciwko wam? Może pozyskacie wyborców, ale co się stanie, jeśli przez to stracicie klientów?

– Spodziewałem się tego pytania. – Vladimir uśmiechnął się wyrozumiale. – Oczywiście rozważaliśmy i takie scenariusze, ale mamy mocne podstawy. Zarówno w biznesie, jak i w polityce kierujemy się podobnymi zasadami efektywności. Ktoś, kto akceptuje nasze wartości w biznesie, nie będzie czuł kolizji z naszą działalnością polityczną, bo i jedno, i drugie wychodzi z tego samego pnia. Unici koncentrują się na człowieku, na jego potrzebie bycia szczęśliwym tu i teraz. Naszym zadaniem jest zapewnienie podstawowego pakietu szczęścia, w który wchodzą, między innymi, darmowy dostęp do podstawowych usług cyberseksu, zwiększenie wysokości refundacji za zakup miękkich narkotyków na receptę, zniżki na wszelkie formy rozrywki. Biznes i polityka to system naczyń, które chcemy połączyć pod mocnym szyldem neoliberalizmu i tolerancji.

– Przykładając to, co mówisz do realnych wyników sondażowych, można powiedzieć, że raczej niewielka część społeczeństwa popiera neoliberalizm i tolerancję w waszym wydaniu. Rzeczywiście przejęliście imponujące trzy czwarte rynku rozrywki, ale do podobnego wyniku w przestrzeni politycznej jeszcze wam daleko – zauważyła hlogerka.

– Zgadza się – przyznał Vladimir – zgadza się co do wyniku sondażowego. My co prawda opieramy się na innych źródłach i według naszych danych jest on dwukrotnie wyższy od tych podanych rzez ciebie. Zapominasz jednak o bardzo ważnym aspekcie. Mianowicie o tym, że my dopiero zaczęliśmy nasz polityczny marsz po władzę. Oczywiście schlebia mi oczekiwanie od nas lepszego wyniku – uśmiechnął się prowokacyjnie do Steve-ona, dodając. – Pomimo przedstawionych obaw mam nadzieję, że nie zawiedziemy twoich oczekiwań.

Steve-ona nie dała się sprowokować. Zamyślona pokiwała głową, zastanawiając się nad kształtem kolejnego pytania. Vladimir, nie czekając na Hatch, wykorzystał moment do autopromocji i promocji Unitów

– ZPF jest partią skoncentrowaną na status quo, to partia technokratów, skutecznych, to prawda, ale nie myślących o potrzebach i pragnieniach zwykłych obywateli HS. W ZPF, która przedstawia się jako frakcja środka, największe wpływy mają lesbijki, a dzięki włączeniu Jego Ekscelencji do administracji prezydent Harper oddziałują też na Homokościół, co budzi mój najwyższy niesmak. Neomatria jest z kolei partią feministycznego ekstremum, opartą głównie na surogatkach. Natomiast Unici są formacją pokazującą naturalną koegzystencję gejów, lesbijek i genderów. To my odzwierciedlamy prawdziwy, złoty środek HS. Unici nie faworyzują żadnej z homogrup, ani ze względu na orientację, ani ze względu na płeć, czy to biologiczną, czy tożsamościową.

 – Taka przemowa bardziej pasuje do prowincjonalnego księdza Homokościoła, niż do lidera partii pretendującej do przejęcia władzy – odpowiedziała z uśmiechem niewiniątka Steve-ona. Vladimir poczerwieniał na twarzy. Hlogerka trafiła wreszcie w czuły punkt Bowena.

– Jesteśmy partią stworzoną w oparciu o wartości tolerancji. Uważamy, że każdy ma prawo do szczęścia i do hedonizmu w takim zakresie, w jakim go potrzebuje, ale nie kosztem innych homoobywateli. Dobrze wiesz, że jesteśmy za państwem świeckim i za jednoznacznym rozdziałem Homokościoła od państwa. Czas zmienić tę niezrozumiałą zasadę, według której HS reprezentowana jest przez kler. Nie potrzebujemy kościoła jako pośrednika w relacjach z gettem, tym powinna zajmować się administracja prezydent Harper. Kogo oni reprezentują? – zapytał retorycznie. – Chyba samych siebie. Zbierają profity z pozycji, jaką sobie wypracowali, kiedy formowała się Homoseksokracja.

Steve-ona wyczuła polityczną krew i postanowiła pójść za ciosem:

– Rozumiem, że chodzi o konflikt korporacji. Zarzucasz Homokościołowi dokładnie to, co ja Unitom. Tak naprawdę chcielibyście przejąć miejsce Homokościoła – bardziej stwierdziła, niż zapytała i prowokacyjnie mrugnęła do Vladimira. Ten machnął poirytowany ręką, wykrzywiając przy tym twarz w wulgarnym grymasie.

Steve-ona zacierała w duchu ręce, nie sądziła, że tak łatwo uda jej się sprowokować Vladimira. To będzie arcyciekawy materiał dziennikarski. Zgodnie z jej przypuszczeniami Bowen miał zbyt małe doświadczenie polityczne, żeby reprezentować Unitów. Od samego początku dziwiła się temu wyborowi i jedynym wytłumaczeniem była silna protekcja Vladimira przez wysoko postawionych członków partii. Ktoś musiał go bardzo mocno promować, ktoś o niezwykle mocnej pozycji wśród Unitów, skoro wystawiał na front człowieka, od którego zależała polityczna przyszłość korporacjonistów. Chyba że… Steve-ona przypomniała sobie wcześniejsze słowa Vladimira. Chyba że wszytko to było wcześniej uzgodnione z ZPF. Może za tą przaśną fasadą słów kryła się całkiem logiczna konstrukcja? To, co przedstawia się publice to tylko teatr marionetek, a za sznurki jak zwykle pociąga ktoś inny.

 – Nie chcę się powtarzać – Vladimirowi bardzo zależało żeby wypaść jak najlepiej, ale czuł że Steve-ona przejęła kontrolę nad wywiadem. Był poirytowany i coraz trudniej było mu to ukryć. Świadomość, że nie panuje w pełni nad swoimi emocjami jeszcze bardziej wytrącała go z równowagi. Żeby nie wypaść z roli, musiał się bardzo mocno koncentrować na tym, co mówi, a to powodowało, że zdawał się cedzić słowa. Był wściekły na Steve-ona. – Nie chcę się powtarzać – powtórzył – ale mówiłem wyraźnie, jaki mamy plan, strategię i na jakich wartościach tworzymy naszą ofertę dla obywateli HS. Homokościół reprezentuje przede wszystkim siebie i spełnia dyrektywy administracji prezydent Harper w relacjach z gettem. Poza tym instytucja ta ma ograniczone możliwości inicjatywy ustawodawczej, nie ma też swojej stałej reprezentacji w Gabinecie. Dziwię się, że taka doświadczona hlogerka jak ty, tego nie wie – z każdym kolejnym zdaniem powoli odzyskiwał grunt pod nogami. – Na poziomie ruchu obywatelskiego zrobiliśmy już wszystko, co było do zrobienia i ciągle w tym nurcie aktywnie działamy – kontynuował – uważamy jednak, że w HS powinna nastąpić zmiana światła, z żółtego ZPF na zielone Unitów. Po prostu czas ZPF się już skończył, tylko oni sami tego jeszcze nie wiedzą. Od dłuższego czasu tkwimy w gospodarczej i społecznej stagnacji. Stać nas na coś więcej niż banalnie śmieszne programy upiększające i przedłużające młodość. – Steve-ona domyśliła się, że ostatnie słowa są rękawicą rzuconą w kierunku prezydent Charlize Harper.

– To, co proponuje ZPF, to długofalowa strategia, masz prawo tego nie doceniać ze względu na swój młody wiek. Jednak to prawo przysługuje młodemu człowiekowi, ale już nie szefowi partii rzekomo reprezentującej ponad 20% społeczeństwa. – Vladimir roześmiał się w odpowiedzi, dając sobie w ten sposób chwilę do namysłu na przygotowanie ciętej riposty.

***

W kameralnej sali gmachu ZPF znajdowało się kilka osób ze ścisłego kierownictwa partii, będących jednocześnie członkami Gabinetu HS. Wszyscy oglądali holo wywiadu z udziałem Vladimira Bowena. Pierwsza odezwała się pięćdziesięcioletnia niska i krępa Ron-ona Perez, szefowa Departamentu Zdrowia i Urody.

– Co ten debil pieprzy? – zapytała retorycznie. – Przecież ten kutas swoją gadką może popsuć nam wyborczy finisz – dodała.

– Bowen chce podkreślić swoją podmiotowość, i powie wszystko w celu pomnożenia politycznego kapitału. Tacy są Unici, ich credo to wysokie zyski, niskie koszty, niezależnie czy chodzi o politykę, czy gospodarkę. Jedno i drugie to tylko biznes – Bart Nash, anorektyczny, czterdziestodwuletni szef Departamentu Skarbu, pogładził się po łysej czaszce, odpowiadając bardziej sobie niż Ron-ona.

– Ale ten ich głupawy, polityczny kapitał może nam odebrać kilka punktów procentowych, jak będzie dalej chrzanił o koalicji z nami – wściekała się Ron-ona. – Nie wydaje mi się, żeby jego słowa mogły nam zaszkodzić. Przecież oni są na początkowym etapie rozwoju jako polityczny byt – transgender Sarah-on Russel, szef Departamentu Handlu, próbował uspokoić Ron-ona, lecz jego słowa zamiast załagodzić sytuacje, tylko rozjuszyły Perez.

– Kuźwa, czy wy nie rozumiecie, że oni mają to w dupie? Właśnie dlatego, że są nowi w polityce, będą próbować wszystkich możliwych sztuczek. Będą szukali wyłomu i swojej politycznej niszy, aż ją w końcu wydłubią i będą konsekwentnie poszerzać. Na pewno nie ignorowałabym Bowena, ani ze względu na młody wiek, ani na jego pozorną niesamodzielność. Widzę w nim ambicję i duży zapał do przypodobania się publice. Zarzucają nam technokratyzm, ale sami nie są lepsi. Dla nich wybory to nic innego jak polityczny biznesplan. Jestem pewna, że zrobili dokładne badania przed wyznaczeniem Vladimira na szefa partii. Dzięki Bowenowi chcą zdobyć młodszy elektorat Homoseksokracji i to już jest dowodem ich cholernej przebiegłości. Będą firmować tego fircyka jako symbol nowego, otwartego pokolenia. Zobaczycie, że mam rację – po tych słowach Ron-ona usiadła wreszcie przy stole.

Była poirytowana, bo