Historia pod prad - Paweł Łepkowski - ebook

Historia pod prad ebook

Paweł Łepkowski

2,7

Opis

Historia nie jest nauką ścisłą. Jest jedynie mizerną próbą opisania świata, który minął i nigdy nie powróci. Historię zawsze piszą zwycięzcy, kształtują ją panujące systemy polityczne i koloryzują ci, którzy mają w tym określony interes. Żadna próba interpretacji wydarzeń z przeszłości nie jest trafna ani niezależna. Być może nigdy nie poznamy dokładnych szczegółów z życia niektórych ludzi, którzy zapisali się na kartach dziejów cywilizacji.

Bywa jednak, że nowe odkrycia archeologiczne czy archiwalne odsłaniają nam rąbka tajemnicy. Okazuje się wtedy, że nasze opinie o przeszłości, ukształtowane najczęściej w szkole i domu rodzinnym, były fałszywe. Historii nie tworzyli superbohaterowie, ale zwykli ludzie obdarzeni określonymi talentami, lękami i marzeniami.

Pisząc felietony zebrane w tej książce kierowałem się zasadą, że nic co ludzkie nie jest mi obce. W czasie kosmicznym dwa miliony lat istnienia naszego gatunku na tej planecie to zaledwie ułamek sekundy. A w ciągu tych dwóch milionów lat dzieje cywilizacji zajmują jedynie chwilę.

Żyjemy w przekonaniu, że nasze czasy są szczytowym osiągnięciem ludzkości jako gatunku. Tymczasem historia dowodzi, że niemal wszystkie procesy polityczne, społeczne i cywilizacyjne powtarzają się cyklicznie w niezmienionej formie.

Ta powtarzalność wydarzeń dotyczy szczególnie wojen, które niszczą i jednocześnie popychają ludzkość do przodu. I to właśnie wojna jako zjawisko historyczne najczęściej przewija się w moich felietonach przypominając o najbardziej pierwotnym przymiocie naszego gatunku.

 

Paweł Łepkowski

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 154

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,7 (3 oceny)
0
0
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Paweł Łepkowski

HISTORIA

POD PRĄD

Wydawnictwo Penelopa

Moim Rodzicom

©  Copyright Wydawnictwo Penelopa & Paweł Łepkowski

Skład:

Robert Lijka

Projekt graficzny okładki:

Kamila Kamińska

Redakcja: Jan Piński

ISBN: 978- 83-62908-56-1

Wydawca:

Jerzy Moraś

Wydawnictwo „Penelopa”

sp. z o.o ul. Grażyny 13/lok.7

Druk:

TOTEM

ul. Jacewska 89

88-100 Inowrocław

Wydanie I

Warszawa 2015

Wstęp

Historia nie jest nauką ścisłą. Jest jedynie mizerną próbą opisania świata, który minął i nigdy nie powróci. Historię zawsze piszą zwycięzcy, kształtują ją panujące systemy polityczne i koloryzują ci, którzy mają w tym określony interes. Żadna próba interpretacji wydarzeń z przeszłości nie jest trafna ani niezależna. Być może nigdy nie poznamy dokładnych szczegółów z życia niektórych ludzi, którzy zapisali się na kartach dziejów cywilizacji.

Bywa jednak, że nowe odkrycia archeologiczne czy archiwalne odsłaniają nam rąbka tajemnicy. Okazuje się wtedy, że nasze opinie o przeszłości, ukształtowane najczęściej w szkole i domu rodzinnym, były fałszywe. Historii nie tworzyli superbohaterowie, ale zwykli ludzie obdarzeni określonymi talentami, lękami i marzeniami.

Pisząc felietony zebrane w tej książce kierowałem się zasadą, że nic co ludzkie nie jest mi obce. W czasie kosmicznym dwa miliony lat istnienia naszego gatunku na tej planecie to zaledwie ułamek sekundy. A w ciągu tych dwóch milionów lat dzieje cywilizacji zajmują jedynie chwilę.

Żyjemy w przekonaniu, że nasze czasy są szczytowym osiągnięciem ludzkości jako gatunku. Tymczasem historia dowodzi, że niemal wszystkie procesy polityczne, społeczne i cywilizacyjne powtarzają się cyklicznie w niezmienionej formie.

Ta powtarzalność wydarzeń dotyczy szczególnie wojen, które niszczą i jednocześnie popychają ludzkość do przodu. I to właśnie wojna jako zjawisko historyczne najczęściej przewija się w moich felietonach przypominając o najbardziej pierwotnym przymiocie naszego gatunku.

Paweł Łepkowski

Akwizytor wielkiej zbrodni

Joseph Goebbels, cyniczny kłamca i hitlerowski zbrodniarz, był w młodości wrażliwym, głęboko wierzącym w Boga humanistą. Aby się o tym przekonać, wystarczy sięgnąć do jego dzienników.

Ciężkiej pracy profesora Eugeniusza C. Króla z Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk zawdzięczamy pierwsze wydanie w języku polskim dzienników jednej z najbardziej demonicznych postaci w dziejach ludzkości – Josepha Goebbelsa, ministra propagandy i oświecenia publicznego oraz ostatniego kanclerza III Rzeszy. Pierwszy, liczący ponad 800 stron tom pamiętnika, obejmuje niezwykle złożony okres młodości Goebbelsa. Dla osób zainteresowanych meandrami ludzkiej psychiki ta lektura to prawdziwy rarytas. Jest to bowiem opis powolnego przeobrażenia się ciekawego świata humanisty, który w młodości wykazywał się dużą wrażliwością na piękno literatury, muzyki, sztuki i przyrody, w wyrafinowanego zbrodniarza, który pośrednio i bezpośrednio wpłynął na tragiczny los milionów ludzi.

Chłopiec do bicia

Joseph Paul Goebbels urodził się 29 października 1897 r. w Rheydt, niewielkiej dzielnicy miasta Mönchengladbach, wchodzącego w skład Nadrenii-Północnej Westfalii, jako trzecie dziecko Conrada Goebbelsa i Kathariny Marii z domu Odenhausen. Jego rodzice, krawiec i gospodyni domowa, byli typowymi reprezentantami drobnomieszczaństwa północnych rubieży przemysłowego Zagłębia Ruhry, surowo przestrzegającymi nauczania Kościoła katolickiego. Powstałe jeszcze przed wojną, a niezwykle popularne po wojnie plotki o rzekomym żydowskim pochodzeniu rodziny Goebbelsa były całkowicie wyssane z palca.

Wyróżniający się intelektualnie z całego rodzeństwa Joseph nie znosił „małostkowego, niechlujnego i przesadnie drobiazgowego" ojca, którego nazywał „piwożłopem, dbającym jedynie o swój patetyczny żywot burżuja, człowieka pozbawionego krzty wyobraźni".

Czwórka rodzeństwa przyszłego ministra propagandy znacznie różniła się wyglądem od brata. Joseph był przy nich drobny, zawsze niemal anorektycznie chudy (jako dorosły mężczyzna ważył zaledwie 45 kg), a wiecznie boląca, wykrzywiona i zaledwie 18-centymetrowa stopa zadawała mu katusze aż do dnia samobójczej śmierci 1 maja 1945 r. w Berlinie. Kalectwo nie uchroniło go przed surowością ówczesnych nauczycieli, którzy znęcali się nad podopiecznymi, bijąc ich po plecach trzcinowymi wskaźnikami, a których, przy obecnie obowiązujących normach edukacyjnych, nazwalibyśmy po prostu sadystami.

Niedoszły ksiądz

Pierwszy tom pamiętników późniejszego demiurga nowoczesnej propagandy politycznej wskazuje, że był on młodzieńcem bardzo uduchowionym. Dziecięce koszmary przycichały dopiero, kiedy w ciszy renesansowego kościoła mógł, trzymając w dłoni nieodłączną książeczkę do nabożeństwa, udać się do konfesjonału. Spowiednicy nudzili się jego wizytami, ponieważ chłopiec niewiele grzeszył. Nawet zainteresowanie płciowością pojawiło się u Józefa dopiero na studiach, a jego pierwszy kontakt miłosny miał miejsce dopiero w wieku 33 lat.

Być może był to wynik wstydu z powodu kalectwa lub wspominanych kilka razy w pamiętniku rozważań nad wyborem stanu kapłańskiego. Sam Goebbels nie pisze co prawda, że zamierza iść do seminarium duchownego, ale sugerują mu to znajomi, nawet w późniejszych latach studiów. W okresie studenckim jest bardzo zaangażowany w działalność licznych instytucji katolickich.

Joseph jest niemal całkowicie obojętny na los swojego kraju. Pod koniec 1917 r., kiedy jego bracia i połowa młodych Niemców walczą o przetrwanie na frontach I wojny światowej, zwraca się listownie o pomoc finansową do diecezji kolońskiej. Stosunkowo łatwo uzyskuje wsparcie od stowarzyszenia Alberta Magnusa, grupy wspomagającej szczególnie uzdolnionych studentów katolickich. Nie jest to pierwsza organizacja katolicka, która pomaga mu w życiu. 22 maja 1917 r. ten przyszły gromiciel „klechów i jezuickiej indoktrynacji", jak będzie nazywał swój rodzimy Kościół, wstąpił do bońskiego oddziału katolickiego związku Unitas. W gospodzie systematycznie spotyka się z pięcioma innymi członkami tego klubu i rozprawia o nauczaniu Kościoła i powinnościach katolika. Podobnie jak wszyscy członkowie stowarzyszenia, Goebbels przyjmuje przydomek Ulex. W biuletynie organizacyjnym Unitasu z 1917 r. możemy przeczytać: Ulex jest jednym z najznakomitszych młodych studentów, który stawia sobie za cel przestrzeganie zasad obowiązujących w Unitas.

Aż ciarki przechodzą, kiedy się czyta, że 5 września 1917 r. do podania Goebbelsa o pomoc finansową skierowanego do Stowarzyszenia Albertusa Magnusa dołączonych było kilka świadectw moralności katolickiej wystawionych przez księży i działaczy katolickich, w tym między innymi przez lokalnego proboszcza z Rheydt. Trzynaście lat później Geobbels rozpocznie oczyszczanie Niemiec z takich ludzi. Z jego rozkazów wielu księży i działaczy katolickich trafi do obozu koncentracyjnego w Dachau.

Poeta, który kłamstwo uczynił sztuką

Dopiero wstrząs związany z całkowitym odrzuceniem przez księdza Mollena, przyjaciela ze studiów, jego pięcioaktowego dramatu pt. „Judasz Iskariota" powoduje, że drogi Josepha Geobbelsa i katolicyzmu zaczynają się rozchodzić. W 1919 r., podczas studiów na Uniwersytecie we Fryburgu, rozłam ten zakończy się apostazją Goebbelsa. W tym czasie pisze książkę, którą sam będzie nazywał powieścią swojego życia, pt. „Michael". Jej główny bohater roztrząsa problem wiary i przynależności do wspólnoty religijnej. I tak jak u niego – wiara ginie przygnieciona zbyt wieloma wątpliwościami.

Goebbels był osobowością chimeryczną i głęboko depresyjną. W chwilach załamania pisał wiersze, które są obecnie różnie oceniane przez krytyków literackich. Ciekawą pozycję wśród tych utworów zajmuje czterolinijkowa epistoła napisana 15 czerwca 1918 r. do miłości z czasów studenckich Anny Stalherm.

Katoliccy koledzy wyrzucają go ze swojego grona, chociaż latem 1919 r. w biuletynie Unitasu pojawia się ogłoszenie, że pan Goebbels dobrowolnie wystąpił z tego stowarzyszenia. Wieści o zerwaniu z Kościołem docierają do domu rodzinnego Józefa. Jego ojciec, Conrad Goebbels, bez żadnych nacisków prosi syna o zastanowienie się nad wyborem celu życia, ale w życiu młodego Josepha nie ma już odwrotu od kierunku, który wyznacza mu los. Jeszcze tylko przez rok będzie rozwijał to, co było u niego najlepsze – talent pisarski i umiejętności muzyczne.

Nadal otrzymuje pieniądze na naukę od stowarzyszenia Albertusa Magnusa. Dzięki temu przeznacza 250 marek na lekcje teorii muzyki u profesora Hermanna von Pfordtena. Często popisuje się swoimi umiejętnościami gry na pianinie przed znajomymi. Wraz z Anną Stalherm uwielbia słuchać Beethovena, Liszta, a nawet jakże polskiego w charakterze Chopina. Zdarza się, że czyta kolegom pamiętniki Ryszarda Wagnera i gra utwory tego kompozytora transkrybowane na pianino. Podczas jednej z wycieczek do Ravensburga zdumieni przyjaciele z uznaniem przyglądają się, jak Goebbels pięknie gra na wielkich organach katedralnych.

To nie tylko człowiek uzdolniony, ale prawdziwy geniusz intelektu. Uwielbia łacinę, którą się posługuje na poziomie nie gorszym od profesorów filologii klasycznej, ale nie jest mu także obcy język grecki. Pochłania książki, a wśród nich na pierwszym miejscu stawia literaturę rosyjską. W jego głowie wiecznie kotłują się przemyślenia wielkich dzieł Dostojewskiego i Tołstoja.

Polityka nie interesowała młodego Josepha Goebbelsa. Tę dziedzinę pozostawiał z pogardą ludziom pokroju swojego ojca i brata –,, burżuazyjnym opojom piwnym". Ciekawe, jak by zareagował, gdyby ktoś mu wtedy powiedział, że właśnie ludzie o takiej osobowości będą stanowić fundament ruchu politycznego, któremu będzie w przyszłości przewodził u boku Adolfa Hitlera?

W każdym razie pełne dramatyzmu frontowe wspomnienia brata, który walczył za ojczyznę na pierwszej linii ognia, nie robią na nim najmniejszego wrażenia. Podczas lektury pamiętnika Goebbelsa ma się wrażenie, że w młodości pojęcie „patriotyzmu" było dla niego skrajnie abstrakcyjne. Dwie dekady później będzie zwracał się do tysięcy weteranów I wojny światowej, zgromadzonych w berlińskim Pałacu Sportu, zaczynając od słów: „drodzy towarzysze broni". Kluczowym kłamstwem w jego życiorysie będzie rzekomy udział w Wielkiej Wojnie i kalectwo nabyte w bezpośredniej walce.

Jako minister propagandy najwięcej będzie kłamał o własnym życiu. W oficjalnej biografii każe się przedstawiać jako urodzonego antysemitę. Tymczasem jeszcze na studiach nie miał poglądów antyżydowskich. Wręcz przeciwnie, na każdym kroku pokazywał, że takie poglądy uważa za niestosowne. W 1919 r. zdarzyło mu się nawet skarcić Annę Stalherm, kiedy źle się wyraziła o żydowskim pochodzeniu nauczyciela Adolfa Bartelsa. „Jak wiesz, niezbyt przemawia do mnie ten przesadny antysemityzm. Nie powiem, żebym miał dużo dobrych żydowskich przyjaciół, ale uważam, że przedstawicieli tej nacji nie można się pozbyć z tego kraju ot tak, wytupując ich, że nie wspomnę już o pogromach, a gdyby nawet środki te przyniosły pożądane skutki, byłyby one wysoce niehonorowe i godne pogardy" – tłumaczył swojej koleżance młody Goebbels.

Człowiek, który podzielił naukę

    W lutym 2014 r. upłynęło 205 lat od urodzin Karola Darwina, wielkiego angielskiego przyrodnika, którego teoria ewolucji gatunków pozostaje nadal jedną z najbardziej dyskusyjnych i kontrowersyjnych hipotez w dziejach naszej cywilizacji.

     Urodzony 12 lutego 1809 r. w niewielkim angielskim miasteczku Shrewsbury, położonym w malowniczym regionie West Midlands nad rzeką Severn, Karol Robert Darwin był piątym z sześciorga dzieci lekarza Roberta Darwina i pani Suzanny Darwin z domu Wedgwood. Swoje zainteresowania przyrodnicze odziedziczył zapewne po dziadku Erasmusie Darwinie, który zmarł 7 lat przed jego przyjściem na świat.

Dziedziczny geniusz

Określenie „odziedziczył" ma tu swoją wyjątkową konotację, Erasmus Darwin był bowiem głęboko przekonany, że człowiek, podobnie jak zwierzęta czy rośliny, dziedziczy pewne charakterystyczne cechy nabyte. Dziadek twórcy teorii ewolucji często używał określenia „ewolucja". Określenie to pojawia się w jego wierszowanym dziele filozoficznym o romantycznym tytule „Świątynia Przyrody". To nie jedyna spuścizna Erasmusa Darwina. Dziadek wielkiego uczonego zasłynął także z prac botanicznych, wśród których wyróżnia się napisana w latach 1783–1785 broszura pt. „Ogród botaniczny" (ang. „Botanical Garden"), a także opracowane w 1787 r. dzieło „Rodziny roślin" (ang. „The Families of Plants") czy poemat naukowo-poetycki „Miłości roślin" (ang. „The Loves of the Plants").

Z punktu widzenia współczesnej nauki za najważniejszą pracę Erasmusa Darwina należy uznać napisaną w latach 1794–96 „Zoonomię" – dzieło, w którym dziadek twórcy teorii ewolucji skupił się na patologii, a więc przyczynach i pochodzeniu (patogeneza) oraz mechanizmach i skutkach chorób opartych na bardzo postępowych poglądach w tamtych czasach, głoszonych przez wybitnego francuskiego myśliciela epoki Oświecenia Jeana-Baptiste'a de Moneta, kawalera de Lamarck, znanego w literaturze naukowej jako naturalista Lamarck. Ten wybitny biolog i nauczyciel akademicki jako pierwszy w historii wysunął koncepcję powstawania nowych gatunków w wyniku naturalnych procesów, a nie jako dzieła Stwórcy. Lamarkizm stał się nie tylko pierwszą materialistyczną teorią ewolucji odrzucającą moc kreacji Boga i poszukującą naturalnego mechanizmu i przyczyny powstawania zmian w wyglądzie i cechach istot żywych, ale wierzył także w system dziedziczenia zmian, jeśli wystąpią one w jednym pokoleniu dla obu płci. Innymi słowy, Lamarck nie tylko przewidział zaproponowaną pół wieku później przez Karola Darwina i Alfreda R. Wallace'a teorię doboru naturalnego jako głównego mechanizmu prowadzącego do kierunkowych zmian w procesie ewolucji, ale także przewidział powstanie genetyki, a nawet eugeniki, czyli technologii selektywnego rozmnażania zwierząt w oparciu o pewne cechy dziedziczne. Znamienne, że tę metodologię zaproponował dopiero w 1883 r. kuzyn Karola Darwina – angielski uczony Sir Francis Galton.

Erasmus Darwin był wielkim zwolennikiem lamarkizmu, a w szczególności koncepcji dziedziczenia cech nabytych. Przyglądając się osiągnięciom jego słynnego wnuka, można wysnuć wniosek, że Erasmus Darwin nie mógł się mylić. Jego wnuk naprawdę odziedziczył po nim nie tylko umysł naukowca, ale także ogromną ciekawość otaczającego go świata wraz ze wspaniałą umiejętnością wyrażania swoich poglądów za pomocą pięknego, literackiego języka angielskiego. Czytając poetyckie zwrotki „Świątyni przyrody" Erasmusa Darwina trudno się oprzeć wrażeniu, że ten XVIII-wieczny przyrodnik-amator przewidział odkrycie kodu DNA oraz że wierzył w spontaniczną ewolucję świata żywego – koncepcję, której sens uzasadnił dopiero jego genialny wnuk.

Unitariański stosunek do świata

Czytając współcześnie prace napisane przez Erasmusa i Karola Darwinów ma się wrażenie, że pasowaliby do naszych czasów. Wydawałoby się, że dorastali w środowisku silnie zlaicyzowanym i wielokulturowym. Tymczasem obaj pochodzili z surowych protestanckich rodzin. Zarówno matka, jak i ojciec Karola pochodzili ze środowisk o tradycjach unitarystycznych.

W XVIII i XIX w. unitaryzm był nurtem religijnym dążącym do połączenia wszystkich nurtów reformacji. Żyjący w XVI w. polscy wyznawcy tej doktryny religijnej nazywani byli Braćmi Polskimi lub arianami. Odrzucali feudalny porządek społeczny, nosili drewniane szable symbolizujące pacyfizm, wierzyli w wolną wolę człowieka i nieingerowanie Boga w sprawy ziemskie. W ich opinii Stwórca nie był wszechmocny, albowiem nie znał przyszłości odkąd dał ludziom możliwość wolnego wyboru ich czynów. Unitarianie traktowali sakrament chrztu jako drugorzędny obyczaj i pozostawiali decyzję jego przyjęcia wyłącznie dorosłym członkom swojej społeczności.

Najważniejszym jednak dogmatem unitarian, kształtującym takie osobowości jak Erasmus czy Karol Darwin, był pogląd, że zarówno wiara, jak i zbawienie nie muszą być sprzeczne z zasadami rozumu. Założyciel społeczności religijnej unitarian, włoski reformator religijny i teolog Faust Socyn (ur. 5 grudnia 1539 w Sienie, zm. 3 marca 1604 w Lusławicach), głosił człowieczeństwo Jezusa, który został wybrany przez Boga do realizacji jego celów, a tym samym odrzucał dogmat Trójcy Świętej oraz zapowiedź piekła czy czyśćca po śmierci.

Nawet wśród kościołów protestanckich XVIII-wiecznej Anglii poglądy unitarystyczne były przyjmowane jako zbyt liberalne, odrzucające boską naturę Zbawiciela oraz niemoralnie nadające ludzkiej woli nadmierne prawo decydowania o własnym losie w zastępstwie Boga. Unitarianie byli więc odbierani jako kasta o radykalnie niebezpiecznych poglądach. Być może z tego powodu Robert Darwin, wbrew tradycji rodziny swojej i żony, postanowił ochrzcić Karola w Kościele anglikańskim. Był to gest czysto symboliczny, ponieważ niezależnie od metryki chrztu, wszystkie dzieci państwa Darwinów uczęszczały z matką na modlitwy oraz naukę do kaplicy unitariańskiej.

W 1817 r. ośmioletni Karol Darwin zaczął nawet pobierać pierwsze nauki w szkole prowadzonej przez kaznodzieję unitariańskiego. W tym samym roku chłopiec przeżył wielki dramat, który pozostawił trwały ślad w jego pamięci. Po długiej chorobie, prawdopodobnie na raka żołądka, zmarła matka Karola, 52-letnia Susannah Wedgewood Darwin. Sam Karol Darwin tak wspominał ten okres swojego życia, będąc już starszym panem: „Matka moja zmarła w lipcu 1817 r., kiedy miałem niewiele ponad osiem lat i, rzecz dziwna, prawie jej nie pamiętam – z wyjątkiem jej łoża śmierci, czarnej aksamitnej sukni oraz osobliwie zbudowanego stolika do robót. Sądzę, że do tego braku wspomnień częściowo przyczyniły się moje siostry, które z żalu nie mogły mówić o niej ani wspominać jej imienia, częściowo zaś – ciężki stan jej zdrowia".

Ta śmierć spowodowała liczne zmiany. Na wiosnę tego samego roku wysłano Karola do szkoły dziennej w Shrewsbury. Do tej pory jego nauczycielką domową była starsza siostra Karolina, ale jak sam wspominał po latach, siostra nauczyła go niewiele. Miał wielkie braki do nadrobienia w Shrewsbury. Martwił się tym, ponieważ nie przepadał za nauką. Jedynie zamiłowanie do nauk przyrodniczych było znacznie większe niż u kolegów z ław szkolnych. Młody Karol uwielbiał też kolekcjonować znaczki, monety i inne przedmioty. Te zdolności do pozyskiwania i katalogowania zbiorów okazały się niezwykle przydatne w dalszej karierze badawczej.

Wszystko, tylko nie medycyna

W 1818 r. Karol Darwin wstąpił do szkoły [great school] doktora Buttlera w Shrewsbury, gdzie pobierał nauki przez siedem lat do połowy roku 1825 r., kiedy to ukończył 16. rok życia. Z tego okresu wspominał długie samotne wędrówki wokół szkoły i wspinanie się na szczyt dawnych fortyfikacji otaczających Shrewsbury. Te umiejętności radzenia sobie w trudnym terenie okazały się później przydatne w czasie licznych samotnych wędrówek na wyspach Galapagos.

Samą szkołę doktora Buttlera wspominał jako nudne miejsce, które w żaden sposób nie mogło wpłynąć na jego rozwój intelektualny. Jak twierdził, była ona ściśle klasyczna i poza nielicznymi wiadomościami z geografii i historii starożytnej nie uczono w niej niczego więcej. Latem 1825 r. zakończył edukację w Shrewsbury School i przez dwa miesiące pomagał ojcu jako lekarz-praktykant leczący biednych w Shropshire. W tym samym roku dołączył do swojego brata Erasmusa jako student medycyny na Uniwersytecie w Edynburgu. Rzadko się jednak spotykali, ponieważ jego brat był już wtedy słuchaczem ostatniego roku medycyny.

Karol nie znosił profesji wyznaczonej mu przez ojca. Chirurgia czy inne przedmioty medyczne wyraźnie go nudziły. Jego oceny na studiach nie wskazywały w żaden sposób, że imię i nazwisko Karola Darwina stanie się ikoną nauk przyrodniczych. Jego zainteresowanie nauką ożywiło się dopiero podczas wykładów Roberta Granta, członka Towarzystwa Królewskiego, jednego z największych biologów początku XIX w., który później prowadził katedrę anatomii porównawczej na Uniwersytecie w Londynie. Młodego Darwina szczególnie zainteresowały badania nad anatomią i cyklem życia bezkręgowców morskich w zatoce Firth of Forth, na bazie których Grant dowodził słuszności bardzo śmiałych w owych czasach poglądów na temat ewolucji Jean-Baptiste'a de Lamarcka.

W przeciwieństwie do Granta, którego poglądy pokrywały się z wizją przyrody dziadka Erasmusa, młody Karol nie lubił większości wykładowców. Nie znosił nawet wykładów z historii naturalnej, które tak naprawdę były dysputami geologicznymi prowadzonymi przez Roberta Jamesona. Już wtedy wykazywał szczególne zainteresowanie jedynie poglądami śmiało sprzeciwiającymi się obowiązującym doktrynom naukowym. Materiały archiwalne, a w szczególności księgi rachunkowe zachowane z tego okresu świadczą o tym, że przyszły uczony w ogóle nie był skory do nauki. Bez wątpienia więcej pieniędzy trwonił na buty niż na książki. Nie oszczędzał też na innych rozrywkach, które skandalizowały w owych czasach życie edynburskiej uczelni. Z zajęć na uczelni najbardziej nie znosił ćwiczeń z chirurgii, które wiązały się z niemiłym obowiązkiem bywania w prosektorium. Z zapisków z tego okresu wyłania się postać dość gnuśna, zakochana w wygodach i niezdecydowana co do swojego celu w życiu. Dziwić może, że przyszły badacz gatunków na wyspach Galapagos przywiązywał szczególną wagę do dobrze pościelonego łóżka i wbrew modzie żywieniowej w owych czasach dopłacał za większą ilość warzyw w posiłkach. Człowiekiem, który popychał go w ambicjach i nie dał spocząć na laurach, był jego ojciec – Robert Darwin, mężczyzna wysoki – 188 cm, szeroki w barach i bardzo korpulentny: „Był najtęższym człowiekiem, jakiego znałem – wspominał z miłością po latach w swojej autobiografii – ważył 152 kg, lecz później przybrał jeszcze znacznie na wadze. Głównymi cechami jego charakteru były spostrzegawczość i sympatia dla innych. Nie znałem nikogo, kto by go przewyższał lub nawet mu dorównywał pod tym względem". Chociaż ojciec był autorytetem i wzorem moralnym, nie udało mu się zaszczepić u syna miłości do medycyny.

26 stycznia 1828 r. Karol Darwin przybył na Uniwersytet w Cambridge. Wspaniałym materiałem historycznym obrazującym okres nauki Darwina w Christ's College jest sześć jego ksiąg rachunkowych z tego okresu. Analizujący je profesor Geoffrey Thorndike Martin dowiódł, że podczas trzech lat spędzonych wCambridge Karol Darwin wydał niebagatelną kwotę ok. 636 funtów (ponad 30 tys. dzisiejszych funtów), płacąc za jedną z najdroższych kwater studenckich oraz usługi pucybuta, fryzjera, krawca, kapelusznika, kowala, a nawet ogrodnika czy kominiarza. Wśród tych wydatków zapewne najmniejszą kwotę stanowiły koszty przeznaczone na książki. Bez wątpienia nauka w czasie studiów ustępowała znacznie polowaniom, konnym przejażdżkom czy bardzo mocno zakrapianym imprezom.

Do śmiesznych ciekawostek należy fakt, że w czasie studiów na Uniwersytecie w Cambridge Darwin wstąpił do Gourmet Club, nieformalnej grupy studentów, którzy stawiali sobie za cel zjeść raz na tydzień zwierzę, którego mięso nie figuruje w menu tradycyjnej kuchni angielskiej. Jego członkostwo w tym klubie wygasło w sposób spontaniczny, kiedy spróbował mięsa pieczonej sowy. Członkowie klubu byli zniesmaczeni, kiedy je wypluł i nazwał tak obrzydliwym, że „aż trudnym do określenia".

Nie mógł przecież wiedzieć, że w przyszłości przyjdzie mu spożywać w czasie licznych podróży najprzeróżniejsze potrawy ugotowane z mięsa tak egzotycznych gatunków zwierząt jak puma, której mięso jadł w Patagonii, czy południowo-amerykański Nandu plamiste, zwane także od nazwiska swojego testatora, strusiem Darwina.

Podróż na Galapagos

Ale nie tylko ten jeden gatunek strusia nosi w swojej nazwie łacińskiej nazwisko twórcy teorii ewolucji. W czasie jednej z pierwszych podróży młody Karol Darwin otrzymał na 25. urodziny (12