Hippolytos uwieńczony - Eurypides - ebook

Hippolytos uwieńczony ebook

Eurypides

0,0

Opis

Hippolytos uwieńczony to dramat Eurypidesa, największego obok Ajschylosa i Sofoklesa tragika starożytnej Grecji.


Tragedia opowiada historię miłości Fedry do jej pasierba Hipolita, oraz o okrutnej zemście jaką zgotowała Fedra, gdy jej uczucie zostało upublicznione.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 58

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wydawnictwo Avia Artis

2022

ISBN: 978-83-8226-759-4
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

Osoby dramatu

AFRODYTE bogini miłości. HIPPOLYTOS syn Tezeusza i amazonki Antiopy. SŁUŻBA. CHÓR KOBIET TROIZEŃSKICH. PIASTUNKA. FEDRA, małżonka Tezeusza, córka Minosa, króla Krety. TEZEUSZ król Aten, syn Ajgajosa (Egeusa). POSEŁ. ARTEMIS bogini łowów.

Rzecz dzieje się w mieście Troizenie przed pałacem króla Pitteusza.

Hippolytos uwieńczony

Na scenie jawi się

AFRODYTE.

Me imię na niebiesiech niepomiernie słynie I ludzie znają dobrze kipryjską władczynię. A jacy są mieszkańcy od ponckich wybrzeży Po fale Atlantyku, ten, kto we mnie wierzy, Doznaje mojej łaski, zaś poniżon będzie Pod słońcem, kto śmie deptać me święte orędzie. I bóstwa bowiem lubią, jeśli człek jest skory Oddawać przynależne niebianom honory. Wykażę ja tu zaraz prawdę mego słowa. Hippolit, amazonki syn, Tezeuszowa Latorośl, wychowaniec cnego Pitteusza, Jedyna, śród troizeńskiej ziemi żywa dusza Najlichszą mnie śród bogów mianuje i dumnie Miłosnem gardzi łożem. Nie znajdując u mnie Radości, Artemidę, siostrzycę Foibosa, Uważa za najpierwszą śród tych, co niebiosa Zajmują, i z Zeusza tą córą dziewiczą Na łowy, tępić zwierza, wyrusza z swą smyczą — Za wielka to zażyłość dla śmiertelnych ludzi, Zazdrości przecież we mnie zaszczyt ten nie budzi, Bo pocóż? Tylko jeszcze dzisiaj zobaczycie. Że zemszczę się za krzywdę swą na Hippolycie. Rzecz dawna, pójdzie łatwo, nie będzie zawodu:

Na obchód gdy świąteczny z Pitteusza grodu Pojawił się ten młodzian w ziemi Pandiona, Ujrzała go cna Fedra, ojca jego żona, I straszną się ka niemu rozpaliła żądzą — Przezemnie to się stało. Jeszcze nim zabłądzą Jej kroki do Troizeny, na znak swej miłości Świątynię zbudowała śród ateńskich włości, Na zboczu Palladyjskiem, skąd widać te łany — Przybytek ten, w Kiprydy cześć ufundowany, Ma zwać się od tej pory na zawsze kościołem Bogini Hippolyta... Potem, kiedy społem Z małżonką porzuciwszy mury Kekropsowe, Tezeusz tu zawitał, aby swoją głowę Od klątwy uratować, i roczną pokutę Odprawiać jął zdaleka od domu za lute Wylanie Pallantydów krwi, od onej chwili Napróżno się nieszczęsna ta kobieta sili Uwolnić się od cierpień: wzdycha, jęczy, ginie Z miłości, ale milczy. Jakiejby to winie Przypisać, z domowników nie wiada nikomu. Lecz długo tak nie można kochać pokryjomu: Wyjawię Tezejowi i ojciec młodziana Zabije, mego wroga. Tak więc wykonana Zostanie obietnica, jedna z trzech, któremi Obdarzył Tezeusza władca, nad morskiemi Falami władający, Pozeidon. I żona Paść musi, acz chwalebnie. Bo juścić mi ona I los jej nie oznacza znów tyle, bym miała Poniechać swojej zemsty na wrogach, jak chwała, Jak cześć moja wymaga... Lecz oto me oczy Spostrzegły Hippolyta: Z łowieckiej-ci kroczy Wyprawy syn Tezejów. Ustąpię mu z drogi.

Pospiesza tu z nim razem służby orszak mnogi I głośną składa pieśnią hołdy Artemidzie: On nawet nie przeczuwa, że ku śmierci idzie, Że słońce mu przyświeca już po raz ostatni.

HIPPOLYTOS.

Za mną, szeregu mój bratni, Hymny nam trzeba wznieść W cześć Artemidy, w córki Zeusa cześć!

CHÓR STRZELCÓW.

O pani dostojna, o pani! Zeusa ty córo i Latony, Z dziew najpiękniejsza, Z dziew, zajmujących gmach złocony Twego rodzica, nieboskłony Zeusa promienne: tobie w dani, Tobie jedynej hołd składamy: Niech się twa cześć nie umniejsza, O Artemido bez plamy, O dziew olimpijskich królowo!

HIPPOLYTOS.

Ten wieniec tobie składam, zioła woniejące, Zerwane, o władczyni, na dziewiczej łące, Na którą żaden pasterz nie pognał swych owiec I z sierpem nikt nie zaszedł. Nietknięty manowiec! Ta tylko skrzętna pszczoła pobrzękuje w wiośnie, Dziewicza rosa łan ten orzeźwia, kwiat rośnie Jedynie dla wybrańców, co nie wyuczoną, Lecz szczerą wstydliwością w swojem sercu płoną — Kto podły, temu wara! Więc, pani niebiosów, Racz przyjąć tę ozdobę twych złocistych włosów

Z mej ręki nieskalanej. Ja jeden na ziemi Zażywam takiej łaski, że mogę się z swemi Do ciebie zwracać słowy, żeśmy towarzysze, Że głos twój, o władczyni, każdej chwili słyszę, Choć lic twoich nie widzę! Chciałbym w takiej mierze Przez życie przejść, aż grób mnie w swe mroki zabierze.

Odwraca się od ołtarza w kierunku domostwa. W tej chwili występuje z chóru i zachodzi mu drogę

STARY SŁUGA.

O książę! — gdyż li boga władcą zwać wypada —, Czy raczysz mnie wysłuchać? Dobra moja rada.

HIPPOLYTOS.

I owszem, boć nie mądrze postąpiłbym przecie.

STARY SŁUGA.

A wiesz ty, jaki zwyczaj panuje na świecie?

HIPPOLYTOS.

Nie, nie wiem. W jakiej sprawie twa się warga trudzi?

STARY SŁUGA.

Nikt pychy i uporu nie lubi śród ludzi.

HIPPOLYTOS.

Rzecz prosta, bo i któżby lubił pychę człeka?

STARY SŁUGA.

Że nikt zaś na uprzejmą grzeczność nie narzeka.

HIPPOLYTOS.

Na uprzejmości ludzie nigdy źle nie wyśli.

STARY SŁUGA.

Czyż bóstwa, powiedz, nie są takiej samej myśli?

HIPPOLYTOS.

Gdy życie ich w ten sposób, jak i nasze, płynie.

STARY SŁUGA.

A jednak pokrzywdziłeś dostojną władczynię.

HIPPOLYTOS.

Ja? Kogo? Strzeż się, proszę, by kłamcą nie zostać.

STARY SŁUGA (wskazując na posąg Afrodyty):

Masz oto przed swym domem cną Kiprydy postać.

HIPPOLYTOS(bijąc przelotny pokłon posągowi).

Jam czysty, nieskalany, pozdrawiam ją zdala.

STARY SŁUGA.

Dostojna jej potęga ludzką moc obala.

HIPPOLYTOS.

Nie wszystkim hołd się składa, ludzie to czy bogi.

STARY SŁUGA.

O mędrszyś, niż potrzeba! Szczęsnej życzę drogi!

HIPPOLYTOS.

Nie znoszę bóstw, co w nocy spełniają swą władzę.

STARY SŁUGA.

Daj bogom co boskiego, to ci, synu, radzę.

HIPPOLYTOS(szybko się odwracając)

Odejdźcie, moi słudzy; do domu pospieszcie, Zgotujcie nam śniadanie; dobrze jest nareszcie Posilić się po łowach przy obfitym stole. I konie oporządzić potrzeba; mam wolę Pohasać po śniadaniu, zabawa się przyda.

(Do starego sługi)

Niech dobrze tu się miewa ta twoja Kipryda.

Znika. Scena się opróżnia. Pozostaje

STARY SŁUGA (przed ołtarzem Afrodyty).

Nie pójdę-ci ja drogą, jaką chodzą młodzi, Co myślą tak, jak o tem mówić się nie godzi Człekowi służebnemu, lecz do twej dostojnej Świętości się pomodlę, Kiprydo!... Niech wojny Nie będzie między wami! Jeżeli, jak słyszę, Zbyteczne prawi głupstwa w swej młodzieńczej pysze, Ty zamknij na to uszy, boć przecież bogowie Winni mieć rozum większy, niż ma człek w swej głowie. (Znika).

Z drugiej strony zjawia się

CHÓR KOBIET.

Okeanosa wiecznie świeży zdrój Płynie wiadrami z opoczystych ścian, Rzeźwością życia zalewając łan. Tam krok wypoczął mój, Tam też mojemu zjawiła się oku Dawna ma druha, mocząca w potoku Lśniste purpury, by potem, Słonecznem oblane złotem, Na skalnej suszyć je zboczy. Od niej to pierwszej jam się dowiedziała, Juk cierpi ma pani wspaniała. Jaka to boleść ją tłoczy.

*

Nie pozwalając wychodzić za próg. Do łoża przykuł okrutny ją los. Przepaska jasny zaciemnia jej włos. Strasznie zwalona z nóg,

Trzy dni odtrąca wszelkie dary boże, Do ust niczego wziąć już dziś nie może, Dar Demetery jej na nic! Tak do ostatnich granic Złamana, nie widząc słońca, Spoglądać musi w milczeniu, jak skrycie Ucieka młode jej życie, Jak prędko zdąża do końca.

*

Jakież to bóstwo, o pani, Tak twoje zmysły tumani? Któż taką ci daje zapłatę? Zali to Pan, czy Hekate? Zali to Macierz gór, Czy Korybantów chór? A może tak cierpisz bez miary, Że, poskąpiwszy ofiary, Zraniłaś świętą Łowczynię? Ona-ć to bowiem, ta królowa boża, Przebiegać umie lądy, a i morza Ona przepłynie!

*

Czyżby miłosna zawiejaWtargnęła w gród Erechteja? Czyżby od twoich się progów Odwrócił potomek bogów, Małżonek twój i pan, Na żądzę przewrotną zdan? A może z twej Krety rodzinnej Do tej przystani gościnnej Przybyli jacyś żeglarze I, straszne z domu przyniósłszy ci wieści,

Zadali pani mojej te boleści, Te męki wraże?

*

Dola rodzącej kobiety Niejednokrotnie tak nieszczęsna bywa, Że, drogą, którą kroczy jej nadzieja żywa, Spieszy wraz obłęd i szał! I ja, niestety, Tych samych doznałam losów,