4,50 zł
Po śmierci Heraklesa jego potomstwo i matka są prześladowani przez Eurystheusa, który był odpowiedzialny za wiele problemów Heraklesa. Są zatem zmuszeni do ucieczki i błąkania się po Helladzie. Aby uniemożliwić dzieciom Heraklesa zemstę na nim, Eurystheus starał się je zabić. Uciekają w końcu pod ochroną Iolausa, bliskiego przyjaciela i siostrzeńca Heraklesa, do Aten, gdzie główna akcja zaczyna się w świątyni Zeusa. Kopreus przybywa tam i żąda wydania Heraklidów. Demofon, król Aten, po wysłuchaniu Kopreusa, odmawia mu, więc Kopreus wyjeżdża, grożąc wojną. Demofon, przejmuje inicjatywę w swoje ręce i rozpoczyna kampanię przeciwko Eurysteusowi. Jednak kapłani prorokują, że zwycięstwo Ateńczyków jest możliwe tylko wtedy, gdy Persefonie zostanie złożona ludzka ofiara - dziewica szlachetnego rodu. Demofon i lud Aten odmawiają złożenia takiej ofiary, ale Makaria, córka Heraklesa dobrowolnie poświęca swoje życie się na ołtarzu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 45
Eurypides
Heraklidzi
przeł. Jan Kasprowicz
Armoryka
Sandomierz
Projekt okładki: Juliusz Susak
Na okładce: Noël Coypel (1628–1707), Fighting Achelous (ca. 1669), licencja public domain,
źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Noël_Coypel_-_Hercules_Fighting_Achelous,_1667-1669.jpg
This file has been identified as being free of known restrictions under copyright law,
including all related and neighboring rights.
Tekst wg edycji:
Eurypides
Heraklidzi
Wyd. Akademia Umiejętności
Kraków 1918
Zachowano oryginalną pisownię.
© Wydawnictwo Armoryka
Wydawnictwo Armoryka
ul. Krucza 16
27-600 Sandomierz
http://www.armoryka.pl/
ISBN 978-83-7950-846-4
Osoby dramatu.
IOLAOS, towarzysz broni Heraklesa.
KOPREUS, herold króla Eurysteusa.
CHÓR obywateli ateńskich.
DEMOFON, król Aten.
MAKARIA, córka Heraklesa.
SŁUGA Hyllosa.
ALKMENE, matka Heraklesa.
GONIEC.
EURYSTEUS, król Argosu.
Rzecz dzieje się w Atenach, na placu publicznym, niedaleko świątyni Zeusa.
Na scenę wchodzi
IOLAOS.
Od dawna-m ja to wiedział, ze człowiek cnotliwy
Dla bliźnich swoich żyje, ale kto jest chciwy,
Kto serce ma zwrócone ku zyskom, ten żadnej
I państwa nie przyniesie korzyści i składny
Nie będzie w obcowaniu, gdyż dba li o siebie.
Wiem o tem coś — nie tylko ze słuchu. W potrzebie
Znaleźli się krewniacy i ja, choć w Argosie
Spokojnie mogłem siedzieć, wolałem w ich losie
Z współczucia uczestniczyć. Sam jeden, gdy z nami
Żył jeszcze tu Herakles, jego się trudami
Dzieliłem, zaś od chwili, gdy już w niebie świeci,
Pod skrzydła swoje wziąwszy jego biedne dzieci,
Opiekę wykonywam troskliwie nad niemi,
Choć sam jej potrzebuję. Bo gdy już z tej ziemi
Ich ojciec sobie poszedł, pragnął nas coprędzej
Wygładzić Eurysteus. Uszliśmy tej nędzy:
Ojczyznę straciliśmy, lecz uratowany
Nasz żywot! Uciekając od łanów na łany,
Od miasta my do miasta błądzili. Bo juści
Nie dosyć jednej zbrodni, Eurystej dupuści
I tej się jeszcze hańby, że po wszystkie krańce,
Gdzie tylko chcemy spocząć, wysyła posłańce
I wzywa do powrotu i bronią zagraża
Argiwską, co dla wszystkich bez wyjątku wraża,
Czy będzie to przyjaciel czy też wróg, i własną
Krzepotą się też chełpi. A iż sprawa jasną
Wszem wobec, że ja żadnej nie mam tutaj mocy,
Że dzieci te są małe i w doli sierocej,
Bez ojca, żyć zmuszone, więc każda nas ręka
Przepędza, bo się władzy silniejszego lęka.
I tak ja z uchodźcami moimi uchodzę
I cierpię z cierpiącymi, nie chcąc ich w tej drodze
Opuszczać, by ktokolwiek nie przyganił z ludzi:
»Sieroty to bez ojca, a czyż się potrudzi
Z pomocą Iolaos, choć krewny?«... Po całej
Helladzie tak błądzący, wreszcie zawitały
Te dzieci razem zemną w maratońskie włości
I ziemie te sąsiedzkie, by żebrać litości
U bożych tu ołtarzy. Bo jak nam się zdaje.
Dwóch synów Terejowych ma w ręku te kraje,
Wylosowane ongi. Ród to Pandiona
I krewny tych dziateczek. Oto jest i ona
Przyczyna, żeśmy, dalej idący i dalej,
Ku miedzom świętych Aten krok swój skierowali.
Wygnańców tych, widzicie, strzeże starców dwoje:
Za tymi tu chłopcami ja z opieką stoję,
Alkmene zaś w świątyni ukryła dziewczęta
I trzyma je w troskliwych objęciach — pamięta,
Że juści takich młódek wypuszczać nie można
Przed ołtarz, między tłumy, musi być ostrożna.
Zaś Hyllos, a z nim razem bracia, starsi wiekiem,
Warowni poszedł szukać, byśmy w tem dalekiem
Opolu zamieszkali, gdyby razem z temi
Sieroty chciał kto znowu wygnać nas z tej ziemi.
Tu do mnie, dziatki! dziatki! Chwyćcie się mej szaty!
Już herold spieszy ku nam, przez te nasze katy
Wysłany, by nas ścigał, nas, biedne wygnańce,
Zmuszone wciąż się tułać snać po ziemi krańce!
Plugawcze! Obyś szczezł już razem z tym, co ciebie
Tu wysłał! Ileż złego — a niech cię pogrzebie
Ta ziemia! — słyszał z ust twych i ojciec tych dziatek!
Jawi się herold Eurysteusa
KOPREUS.
Czy myślisz, żeś spokojne znalazł na ostatek
Wytchnienie? Żeś zawitał, ty człowieku głupi,
Do miasta swych przyjaciół? Takich tu nie kupi,
Co chcieliby potężne ramię Eurysteja
Zamienić na twą starość! Daremna nadzieja!
Precz! Poco jeszcze zwlekasz? Do Argos! Precz! Dalej!
Jest rozkaz, by tam ciebie ukamienowali.
IOLAOS.
Bynajmniej! Schron tu mamy! Któż nas od ołtarzy —
Któż z wolnej tej ziemicy wygnać się poważy?
KOPREUS.
Nie wahasz się ponownie trudzić o, tej dłoni?
IOLAOS.
Przemocą z tego miejsca nikt mnie nie wygoni.
KOPREUS.
Zobaczysz. Lichy z ciebie prorok jest tym razem.
IOLAOS.
Dopókim żyw, nie zmusi nikt mnie swym rozkazem.
KOPREUS.
Precz! Precz! Choćbyś się bronił, jako chciał, w tę porę
I tych ja — Eurysteja to własność — zabiorę!
IOLAOS (krzyczy).
O wy, co w grodzie Aten siedzicie od wieka!
Ratujcie nas! Zeusowi, którego opieka
Nad zborem ludu władnie, zwierzyliśmy życie!
Gwałt, gwałt nam się tu dzieje! Słyszycie! Słyszycie!
Gałązki zbeszczeszczone! Spada hańba sroga —
Srom spada na to miasto wasze i na Boga!
Jawi się z Chórem
PRZODOWNIK CHÓRU.
Ha! Cóż to?! Co za krzyk się zrywa od ołtarza?
Czy może czeka na nas jaka dola wraża?
IOLAOS.
Widzicie, co za starzec wala się w tym pyle?
I Tyle mojego, tyle!
PRZODOWNIK CHÓRU.
A któż cię poturbował, nieszczęsny człowiecze?
IOLAOS.
Ten oto, przyjaciele, tak mnie strasznie wlecze
Od stopni ołtarzowych, urągając Bogu.
CHÓR.
Do ludu czterech miast
Z jakiego przybywasz rozłogu?
Gdzie kraj twój leży?
Czy od eubojskich wybrzeży
Przy plusku wiosła
Łódź cię tu niosła,
Przez morze niosła cię do nas?
IOLAOS.
Nie z wysp my, przyjaciele! We wasze pielesze
Z mykeńskiej ja krainy razem z temi spieszę.
PRZODOWNIK CHÓRU.
Jak lud cię zowie
Mykeński — jak zwią cię ziomkowie?
IOLAOS.
Towarzysz Heraklesa, Iolaos!... W świecie
Słuch jakiś o nazwisku mojem wszak znajdziecie?!...
PRZODOWNIK CHÓRU.
I owszem, słyszeliśmy już dawniej. Lecz radzi
Będziemy się dowiedzieć, kogo to prowadzi
Twa ręka? Czyje to dzieci?
IOLAOS.
Synowie Heraklesa! Do was, pod mą wodzą,
I do waszego miasta po pomoc przychodzą.
PRZODOWNIK CHÓRU.
A czegóż pragną od nas i naszego grodu?
Z jakiego przyszli powodu?
IOLAOS.
Abyście ich