Herakles szalejący - Eurypides - ebook

Herakles szalejący ebook

Eurypides

0,0

Opis

Herakles szalejący to dramat Eurypidesa, największego obok Ajschylosa i Sofoklesa tragika starożytnej Grecji.


Podczas gdy Herakles przebywa w podziemiu, porywając Cerbera w ramach jednej ze swoich dwunastu prac, jego ojciec Amphitryon, żona Megara i dzieci są skazani na śmierć w Tebach przez Lycusa.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 57

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wydawnictwo Avia Artis

2022

ISBN: 978-83-8226-757-0
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

Osoby dramatu

AMFITRYON, ojciec Heraklesa. MEGARA, małżonka Heraklesa. LIKOS, władca Teb. IRYS, posłanka bogini Hery. LYSA, jędza szaleństwa. SŁUGA. HERAKLES. TEZEUSZ, władca Aten. TRZEJ SYNOWIE HERAKLESA (osoby nieme). CHÓR STARCÓW TEBAŃSKICH.

Rzecz dzieje się w Tebach.

Herakles szalejący

W głębi sceny zamknięty i niezamieszkany dom Heraklesa tuż przy świątyni Zeusa-Zbawiciela. W świątyni otwartej widać na około ołtarza siedzącą rodzinę Heraklesa.

Ze świątyni wychodzi

AMFITRYON.

Któż nie zna Argejczyka, mnie, Amfitryona — Z Zeusem łoże moje dzieliła ma żona, Zaś spłodził mnie Alkaios, syn Perseuszowy, Mnie, ojca Heraklesa. Mam skłonienie głowy W tebańskiem oto mieście, tu, gdzie mężów plemię Wyrosło z siejby smoczej. Jeno że tę ziemię Nie wielu z nich posiadło: liczba tylko mała Aresa uszła rękom. Ta, co pozostała, Kadmowy wzniosła grodziec dla dziatek swych dziatek. Z nich właśnie król pochodził, co tu na ostatek Był panem, władca Kreon, syn Menoikeosa. Megary on był ojcem, a hymny w niebiosa Wznosili Kadmejczycy przy podźwiękach fletni, Gdy słynny mój Herakles wwiódł ją jak najświetniej W domostwa swego progi. Lecz syn rzucił Teby, Gdzie ja dzisiaj przebywam. Zatęsknił do gleby Ojczystej. Zostawiając małżonkę Megarę I krewnych, w cyklopijskie poszedł mury stare, Do Argos, skąd ja ongi, mord na Elektryonie Spełniwszy, uciekałem. Zapragnąwszy błonie

Rodzinne znów odzyskać, złagodzić mą dolę, Erechtejowi wielce się opłacił: rolę Uprawił ma zarosłą, bądź, że batog Hery Przymusił go do tego, bądź też los. I szczery Niejeden jeszcze mozół zniósł, aby na końcu Do Hadu zejść gardzielą Tainaru i słońcu Dziennemu trójciałego przynieść psa. Z powrotem Nie przyszedł jednak dotąd. Do dziś żyje o tem Śród ludu Kadmejczyków stara baśń, że panem Był tutaj pewien Likos, mąż Dyrki, w tem znanem Z bram siedmiu waszem mieście, zanim śród tych szlaków Królować jął Amfion i Zethos, rumaków Poskromiciele białych, obaj z Zeusa rodu. Syn jego, także Likos, przybywszy do grodu Kadmosa z niw eubojskich, zabija Kreona I tron jego zagarnia: Waśnią rozsprzężona Uległa mu ta ziemia. To krewieństwo moje Z Kreontem nie na dobre nam wychodzi: znoje Spadają, jak się widzi, na to nasze plemię, Ponieważ syn Herakles zeszedł tam pod ziemię, Więc Likos, dziś sławetny władca tej dzierżawy, Chce zbyć się jego dzieci, mordem za mord krwawy Płacący — myśli również zbyć się jego żony I mnie, jeżeli jeszcze mam być zaliczony Do żywych, ja, staruszek całkiem jaż zgrzybiały —, By kiedyś, gdy dorosną, mścić się nie zechciały Za mord, na macierzystym wykonany dziadzie. Toż ja, któremu syn mój, zanim w ciemnym Hadzie Zamieszkał, zdał opiekę nad dziećmi i strażę. Od stopni tych ołtarzy odejść się nie ważę: Wraz z matką ich tu siedzę, ażeby od skonu Krwi bronić Heraklowej, przebywam u tronu

Zeusa-Zbawiciela, w tym tu bożym domu, Co wzniósł go syn mój godny, ażeby pogromu Pamiątkę radosnego uczcić, zwyciężywszy Kraj Minyów. Przedsię żywot tutaj coraz krzywszy, Coraz to boleśniejszy prowadzić nam trzeba. Odzieży ni napoju ni kawałka chleba Godnego tu nie mamy; dom mając zamknięty, Na gołej leżę ziemi wraz z temi dziecięty I nie wiem, w jaki można ocalić się sposób. Z dawniejszych nam oddanych, przyjacielskich osób Snać jedni już przestali być przyjacielami, Zaś drudzy, choćby nawet chcieli się nad nami Zlitować, nic, acz wierni, uczynić nie mogą. Już taką to my dolą obdarzeni srogą! Nie życzę jej nikomu, tej przyjaźni próby, Jeżeli choć przez poły nie pragnie mej zguby.

Z świątyni wychodzi

MEGARA.

O starcze, ty, coś zburzył gród Tafiów, na wojnę Zastępy Kadmejczyków powiódłszy przehojne! Jak też to niczem pewnem nikt nie darzy ludzi: Widziałam szczęście ojca: wszędzie podziw budzi, Bywało, jego wielkie bogactwo! Jak hucznie Na tronie swoim siedział, dla którego włócznie Tak godzą pożądliwie w pierś szczęsnego człeka! I dzieci miał! Mnie jego oddała opieka W małżeństwo cne synowi twojemu, ród sławny Ze słynnym Heraklesem związując. Nie dawny To czas, a jak się wszystko zmieniło! Oboje Czekamy oto śmierci, ty i ja, i moje Te dzieci, które, niby jak kokosz pisklątka,

Pod skrzydła swoje tulę, ciągle niebożątka Pytają się, to jedno, to drugie: »Gdzie, mamo, Jest ojciec? Co porabia? Czy wróci?« To samo Bez końca powtarzają w swej złudzie dziecięcej, A ja wciąż je zabawiam i coraz to więcej Pocieszam, jako mogę, i patrzę w podziwie, Jak wszystkie się odrazu rzucają żarliwie Ku progom, skoro tylko zaskrzypią im wrota — Do kolan tak ojcowskich pędzi je ochota. Mów, starcze: Jest nadzieja? Masz-li wybawienia Jakową dla nas drogę? Ku tobie spojrzenia Dziś zwracam. Myśl ucieczki będzie chyba na nic, Silniejsze od nas straże czyhają u granic, A w przyjaciołach również żadnej my nadziei Pokładać nie możemy. Jeśli ci się klei Myśl jaka, wyjaw-że ją, byśmy, słabi zasię, Uniknąć mogli śmierci, nie tracąc na czasie.

AMFITRYON.

Nie łatwo, córko moja, radzić nam wypadnie, Jeżeli nie obmyślim wszystkiego dokładnie.

MEGARA.

Trzebaż ci jeszcze strapień? Życie-ć tak się śmieje?

AMFITRYON.

Rad żyję i rad żywię niepłoną nadzieję.

MEGARA.

I ja. Lecz wierzyć trudno, w co się wierzyć nie da.

AMFITRYON.

Przez samą choćby zwłokę już się zmniejsza bieda.

MEGARA.

Pośrednim ja się czasem, pełnym bolu, trwożę.

AMFITRYON.

Ze wszystkich tych utrapień wywiedzie nas może, I mnie i ciebie, córko, jakaś szczęsna ścieżka I syn mój, twój małżonek wrócić nie omieszka. Dlatego się uspokój i łzy, które rzeką Obfitą z oczu dzieci nieustannie cieką, Osuszyć racz, zmyślając choćby jakie baśnie — Zaprawdę, smutne baśnie! Ale cóż?! Toć właśnie Niedola, co świat dręczy, nieraz się przesila I wiatry niepomyślne mogą lada chwila Utracić swą gwałtowność! [I szczęścia potęga Nie bywa przecież wieczną!] Wszystko się rozsprzęga I łamie, zaś najtęższym według mego zdania Jest człowiek, co przystępu nadziei nie wzbrania I pełen jest ufności. Rozpaczają tchórze.

CHÓR STARCÓW TEBAŃSKICH.

Pod ten świątynny dach Do sędziwego starca legowiska, Przychodzim, orszak, wsparty na kosturze, Jęków żałosnych pieśniarze, Niby te siwe łabędzie. Słowa my tylko, nic więcej, Podobni marze, Co w nocnych się rodzi snach. Drżymy na ciele, lecz dusza wam bliska Jak najgoręcej Chce wam dopomódz! Ach! Biedne wy dziatki, Biedne bez ojca sieroty,

I ty, staruchu, I serce matki, Opłakującej tak męża, Co w Hadu zeszedł gmach.

*

O nie zwalniajcie nóg, By nie ustały w tej męczącej drodze! Niech każdy ciężkie kolana wytęża, Jako ów koń, co pod górę, Do twardej zaprzężon roboty, Ciągnie i ciągnie swą mękę, Ładowną furę, Śród głazem zasianych dróg. Komu znużenie dokucza zbyt srodze, Podaj mi rękę, Lub pochwyć płaszcza róg! Wspierać się wzajem, Jak w nasze te lata młode, Gdyśmy rycerzyMężnych zwyczajemSzli w bój, by drogą ojczyznę Sławą otoczył bóg!...

*

Patrzcie, te dzieci Jakimi błyski strzelają groźnymi! Ogień ten świeci W źrenicach ojca! Nie przygasł nawet śród nieszczęść ogrojca Tych ócz olbrzymi Czar!

Jakichto, Grecyo, straciłabyś wojów, Jakich rycerzy do bojów, Gdyby ci płód ten zmarł!

PRZODOWNIK CHÓRU.

Lecz oto już się zbliża, widzę, ku świątyni Król Likos, pan tej ziemi. Cóż on im uczyni?

Jawi się

LIKOS.

Jeżeli mi jest wolno, zapytam się żony I ojca Heraklesa — a żem jest niepłony Wasz pan i król, więc wolno —: dopókiż to chcecie Przedłużać jeszcze żywot? Macie-li na świecie Nadzieję ocalenia od śmierci? Mniemacie, Że ojciec tych powróci, leżący w komnacie Hadowej, byście mogli narzekać bez miary, Że umrzeć wam kazano? Ty chełpiszu stary, Rozsiewasz mi po Grecyi niestworzone baśnie, Że Zeus z twą połowicą stworzył tego właśnie Półbożka, a ty znowu chwalisz się, że śluby Zawarłaś z najdzielniejszym z bohaterów! Duby, Smalone