Hedonista - Opracowanie zbiorowe - ebook

Hedonista ebook

0,0
34,06 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Hedonista to książka, która powstała dla współczesnego, coraz bardziej zabieganego człowieka.

Ma ona skłonić go do refleksji nad podejmowanymi przez niego wyborami.
To swego rodzaju podróż przez jeden dzień z życia typowego człowieka Zachodu, przez który prowadzą czytelnika przewodnicy – wybitni specjaliści z różnych dziedzin medycyny.
Racjonalnie, bez ideologizowania i moralizowania pokazują dręczące go problemy.
Dlaczego stale dąży do przekraczania granic? Przed czym ucieka? Co go przygniata?
To pozycja wyjątkowa na rynku, gdyż mimo poruszanej tematyki autorzy nie stworzyli kolejnego poradnika pokazującego, jak żyć. Zamiast drogi na skróty i serwowania gotowych recept, skłaniają do zastanowienia się nad psychologicznymi i fizjologicznymi skutkami współczesnego stylu życia.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 117

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Hedonista, 2013

© Medical Education Sp. z o.o.

AUTORZY

Bartosz Łoza, psychiatra, kierownik Kliniki Psychiatrii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, zastępca dyrektora ds. lecznictwa Mazowieckiego Specjalistycznego Centrum Zdrowia im. prof. Jana Mazurkiewicza

Michał Lew-Starowicz, psychiatra, psychoterapeuta, seksuolog, III Klinika Psychiatrii Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie

Artur Mamcarz, kardiolog, kierownik III Kliniki Chorób Wewnętrznych i Kardiologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego

PROJEKT OKŁADKI

Bartosz Łoza

RYSUNKI

okładka i ilustracje Monika Skarzyńska, www.skarzynska.com

REDAKTOR PROWADZĄCA

Ewa Rybicka

ZASTĘPCA REDAKTOR PROWADZĄCEJ

lek. med. Andrzej Jabłoński

KOORDYNATOR PROCESU WYDAWNICZEGO

Jadwiga Kodym

SKŁAD I ŁAMANIE

Katarzyna Gadamska-Rewucka

KOREKTA

Marcin Kuźma, Elżbieta Nowacka-Kuźma, Izabela Olek

WYDAWCA

Medical Education Sp. z o.o.

ul. Kukiełki 3a

02-207 Warszawa

tel.: (22) 862 36 63/64

www.mededu.pl

Wszelkie prawa zastrzeżone

Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny lub inny), włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem na nośniki magnetyczne, optyczne lub inne media, bez zgody wydawcy.

Wydanie drugie

Warszawa 2013

ISBN 978-83-62510-76-4

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Wstęp

Życie stało się dla wielu syte i nudne. Monotonny, bezideowy styl życia skłania do poruszania się na krawędzi w poszukiwaniu energii – do zachowań hedonistycznych. Hedonistycznych w pełnym znaczeniu, dalekim od robienia sobie umiarkowanych, epikurejskich przyjemności. Poszukiwanie energii jest z zasady racjonalne (bo bez energii żyć się nie da), ale może być także niszczące (gdy przekształca się w bezideową eksploatację). Nie jest to więc tylko „apetytywne zachowanie” – poszukiwanie zaspokojenia instynktów, lecz współcześnie – w świecie i czasach, kiedy wiele osób doświadcza wypalenia i anhedonii, braku sensu i miłości – jest działaniem samonaprawczym, próbą swoistej rewitalizacji. Wiele z tak wybieranych aktywności jest ryzykownych i kontrowersyjnych, kompulsywnych i wyczerpujących. Inaczej mówiąc, hedonizm nie zawsze jest w stanie odwrócić depresyjną anhedonię, a nawet może ją pogłębić. Medycyna oparta na faktach nie jest jednak po to, by moralizować, lecz by dostarczać swoim klientom danych, z którymi zrobią już, co zechcą.

Wśród codziennych aktywności jest wiele takich, które są mniej lub lepiej zaplanowanymi przekroczeniami, bywa – ekstremalnymi. To świat od pracoholizmu po wieczorne picie o jedną lampkę wina więcej (oczywiście dobrego wina), z pytaniem, gdzie są granice, których przekroczyć nie można. To świat, w którym pojawiają się nieformalni partnerzy, są zdrady i natrętne zakupy. Czy kanapka grubiej posmarowana masłem doprowadzi do zawału, a masturbacja do ślepoty? Czy joint zapalony całkowicie legalnie w Amsterdamie doprowadzi do szaleństwa już w Polsce, a romans z koleżanką czy kolegą z pracy – do zagłady gatunku ludzkiego, czy wręcz przeciwnie – do odnowy tego gatunku? A jeśli biegać dla zdrowia, to ile, by nie mieć udaru w drogich dresach znanej firmy? Kiedy właściwie nasz zły humor staje się już depresją? Ostateczną, doczesną karą za niemal wszystkie przekroczenia będzie depresja i jej ciemne jądro – anhedonia. Czy można jej uniknąć i być sytym?

Autorzy nie zamierzają przytłaczać wiedzą teoretyczną. Nie będzie więc za dużo o „hierarchii potrzeb” wg Maslowa, „szukaniu doznań” wg Zuckermana ani o „szukaniu nowości” wg Cloningera. Będzie to raczej vademecum dla poszukujących i błądzących. Przewodnik po codziennym zbieractwie i bilansowaniu w sobie energii.

O życiu współczesnych hedonistów nie dyskutuje się w sposób medyczny. Prym wodzą ideolodzy, którzy mają jedną radę, by czegoś nie robić albo robić coś wbrew sobie. Taka rada jest trudna do wykonania, o ile w ogóle jest słuszna. Do maja 2013 r. wyróżniano w USA uzależnienie od kofeiny; wypowiadano niezliczone banały nt. szkodliwości picia kawy, by ostatecznie takie rozpoznanie uznać jedynie za hipotezę naukową. O przekroczeniach w rodzaju palenia marihuany czy o związkach nieformalnych albo się nie mówi, albo mówi z wypiekami na twarzy, albo przeżywa lękowo czy desperacko. Nie ma tolerancji dla postaw hedonistycznych, chociaż praktykuje się je powszechnie i z ekstatycznym oddaniem. Pomijane jest, jaką funkcję pełnią te aktywności w codziennej fizjologii, czy są i w jakim stopniu są szkodliwe, neutralne lub paradoksalnie – korzystne medycznie.

Dla wszystkich, którzy szukają energii, to vademecum

AUTORZY

GODZINA 06.00Pobudka. W poszukiwaniu energii

„Być albo nie być” zostało współcześnie zamienione na „skąd wziąć energię?”. Nie ma już wojen i nic nam nie grozi. Nie chodzi o pieniądze ani o jedzenie. Żyjemy tak nieznośnie długo, że nie zakładamy końca. I kiedy już, już miało być całe to szczęście, nagle nie chce się nam wstać. To znak nadciągającej zagłady.

Rozglądamy się i widzimy – leży obok nas partner/partnerka. Tej obecności zawdzięczamy, że ryzyko depresji spada o 40–50% [1]. Jeśli jednak widzimy za oknem tylko bloki i sąsiada, to ryzyko depresji wzrasta o 30–50% [1]. Rozważania pod kołdrą mogą doprowadzić do wykrycia któregoś ze stanów „wyczerpania”, z którymi słabo sobie radzi psychiatria akademicka:

■ zespoły przewlekłego zmęczenia:

– zespół wypalenia

– chroniczny brak sensu

– zespół informacyjnego zmęczenia

– zespół cywilizacyjnego wykluczenia

■ zespoły psychosomatyczne:

– zespoły bólowe

– fibromialgia

– zaburzenia rytmów dobowych

– zespoły immunologiczne związane z przewlekłym zmęczeniem

– przewlekła choroba wieloobjawowa (zespół Zatoki Perskiej).

Wszystkie te stany łączy:

■ anhedonia – niezdolność do przeżywania radości

■ eksploatacyjny styl życia, wyczerpanie

■ brak źródeł satysfakcji

■ naprzemienne występowanie stanów rezygnacji i działań naprawczych.

O deficycie dowiadujemy się zwykle dopiero wtedy, gdy łamany jest szyk społeczny – ktoś nie przychodzi do pracy lub „nieoczekiwanie” zmienia pracę. Większość jednak wtapia się bezradnością w niebyt ogółu pracowników.

Wszystkie te stany wydają się o poranku nieprzezwyciężalne, a jednak w końcu wstajemy. Wielka w tym zasługa rytuałów.

GODZINA 06.01Rytuały poranne

To, co wydaje się porannym chodzeniem z kąta w kąt, jest jak ogrzewanie przez gady ciała w słońcu lub wgrywanie software’u do pamięci operacyjnej. Najmniej rozsądne byłoby przyjęcie, że ten zestaw rytuałów nic nie znaczy. Świt zastaje pary negocjujące swoje pozycje specjalnym językiem prób i błędów:

■ staranne lub niestaranne wyciskanie tubki pasty do zębów

■ pozostawienie deski klozetowej podniesionej lub opuszczonej

■ rozwijanie rolki papieru toaletowego od ściany lub do ściany

■ rozwieszanie lub rzucanie w kąt wilgotnego ręcznika

■ spłukanie lub brudzenie umywalki po myciu zębów

■ mycie lub niemycie kubka po kawie…

Złapanie partnera, który znowu źle wycisnął pastę do zębów, pozwala na przeprowadzenie małej bitwy, której rekompensatą może być prezent. Niezrobienie kawy partnerowi to już wojna. W tej sytuacji następny nierozwieszony ręcznik może spowodować rozwód. Ale rozwodowi można zapobiec, podporządkowując się regule wieszania papieru toaletowego. Za wyprowadzenie rano psa można już nic więcej w życiu nie robić, to odpust zupełny. Wyrzucenie śmieci daje pozycję męczennika.

Tak następuje potwierdzenie społecznych pozycji. Wyłamanie się z tej zasady jest ważniejszym powodem rozstań niż np. niewierność czy przemoc, jak pokazuje lista przyczyn rozwodów w USA [2]:

1. 73% – brak zaangażowania w związek

2. 56% – bezcelowe kłótnie

3. 55% – niewierność

4. 46% – zbyt wcześnie zawarte małżeństwo

5. 45% – nierealistyczne oczekiwania

6. 44% – nierównoprawność w związku

7. 41% – nieumiejętność bycia w związku

8. 29% – przemoc domowa.

Dzięki rytuałom o poranku nie ma krwawej łaźni, pan domu wyprowadza pudla (obaj się nienawidzą), a pani może obejrzeć telewizję śniadaniową.

GODZINA 06.30Biegać czy nie biegać

Kiedy Sharon Stone doznała małego udaru podczas joggingu, świat się zawahał. Dziś mniej już jest biegaczy na ulicach, a ich miejsce na trasach zaczynają wypełniać wyraźnie starsi wiekowo nordic-walkerzy. Pokolenie biegaczy raczej przeniosło się do klubów fitness. Ale biegać czy nie biegać? A może spacerować? I czy tylko dlatego o świcie, że w wojsku i harcerstwie z uporem wypędzali z łóżek o poranku?

■ Jedna z pierwszych prac na ten temat wskazuje, że zawał serca zdarza się u jednego biegacza na 7620 na rok [3].

■ Niewątpliwie zawały są częstsze rano.

■ Jeśli zaczniemy biegać w trakcie klinicznej depresji, to działanie to nie da efektu poprawy nastroju [4].

■ Wydatek 1000 kcal na wysiłek fizyczny na tydzień jest niezbędny, by żyć [5].

■  Dość duże ryzyko dla krążenia występuje, jeżeli aktywność podejmuje osoba generalnie nieaktywna, starsza i z jakimś ryzykiem krążeniowym [5]. Lepiej wówczas spacerować. W tej sytuacji rozwój cellulitu po joggingu jest już tylko niewielkim problemem.

GODZINA 07.00Jeść śniadanie czy nie jeść

W języku angielskim konfuzja wyziera już z nazwy: breakfast oznacza dosłownie koniec okresu poszczenia. I niewątpliwie tak powinno być z dziećmi. Ale nie z dorosłymi.

Jeden z największych dylematów ludzkości: jeść śniadanie czy nie jeść, wydaje się rozstrzygnięty. Niezależnie od tego czy jemy, czy jemy tylko trochę, czy niczego nie jemy, kolejne posiłki są zjadane w takich samych ilościach [6]. Co więcej, efekt śniadania wydaje się kluczowy dla całodobowego bilansu kalorycznego. Oznacza to, że osoby, które chcą schudnąć, powinny rozpocząć redukcję jedzenia od śniadania. Jest to też jeden z nielicznych posiłków, których faktycznie można nie zjeść dzięki odwróceniu w pracy uwagi od jedzenia. Jednak jeśli niezjedzenie śniadania jest tylko desperacką manipulacją, by następnie się napakować kaloriami, czeka szybka nadwaga. Generalnie, każda okazja, by nie przeżyć jeszcze jednego wzrostu glukozy i insuliny, jest warta zastosowania. Teorie, że zjedzenie śniadania zapobiega późniejszemu, kompensacyjnemu objadaniu się, nie znajdują potwierdzenia; być może zjedzone śniadanie nawet stymuluje późniejszy głód.

Wszyscy obawiający się, że brak śniadania ograniczy ich metabolizm i zaraz zemdleją z głodu, mylą się. W przeciętnych warunkach metabolizm ani nie wzrasta po śniadaniu, ani też brak śniadania nie zmniejsza metabolizmu. Paradoksalnie brak śniadania może powodować nawet przejściowy wzrost metabolizmu. Dwie doby głodzenia nie pogarszają sprawności poznawczej. Skrajna postać tej koncepcji to zupełne niejedzenie podczas dnia (z wyjątkiem owoców, warzyw i płynów) – pobudza to układ sympatyczny w dzień (warrior diet), a jedzenie wieczorem harmonizuje z działaniem układu parasympatycznego. Zręczna koncepcja, której nikt nie stosuje. Przede wszystkim ze względu na obyczaje.

GODZINA 08.00Jazda samochodem do pracy w stylu Formuły 1

Rano może owładnąć nami demon motoryzacji. Poczucie wolności i pędu. Tymczasem minister komunikacji powiedział, że jeżdżący szybko to mordercy, chociaż tabloidy właśnie łapią urzędników ministra na przekraczaniu prędkości. Kolizje i wypadki drogowe w statystykach przypisuje się przyczynom podporządkowanym celowi zbierania danych. Jednak dość propagandowo wiąże się je głównie z nadmierną prędkością. Nic bardziej mylnego.

Oficjalna amerykańska agencja monitorująca wypadki wymienia aż trzy powody (zaburzenia koncentracji, zmęczenie, alkohol), które wyprzedzają nadmierną prędkość jako przyczynę zgonów w wypadkach drogowych [7]. Ponieważ więc już wiemy, że minister potrzebuje tylko podkładki do zbierania pieniędzy z fotoradarów, to my dodajemy gazu, bo prędkość jest sexy.

Doskonałym przykładem tego, o jakie demony tu chodzi, był wzrost sprzedaży w ostatniej dekadzie paliwożernych pick-upów (głównie w USA). W tym samym czasie, gdy ceny paliw biły rekordy, ten styl zupełnie nieekonomicznego i niepraktycznego samochodu stał się bardziej atrakcyjny niż sportowe korwety i mustangi, tzw. muscle cars (mięśniaki). Pick-upy kupowano, bo był to symbol pokolenia w kraciastych koszulach zakochanego w Nirvanie.

Dziś największy seksapil mają klasyki glamour, na czele z mercedesem [8]. Czyli znowu chodzi o „kasę” i prestiż. W badaniu 1000 kierowców tego typu klasyczne limuzyny okazały się najatrakcyjniejsze, zarówno dla mężczyzn, jak i dla kobiet. Na drugim miejscu pod względem atrakcyjności znalazły się pick-upy (podziw głównie u kobiet), spychając na trzecie miejsce typowe samochody sportowe.

GODZINA 09.00Poranna odprawa w pracy.Gromadzenie i marnowanie energii

Każda praca rozpoczyna się jakimś zebraniem. W warstwie świadomej jest to wymiana informacji. Ale ważniejsza jest warstwa nieświadoma – to rytuał grupowego myślenia. Wydaje się, że w czasie takiej rozmowy o coś chodzi, jednak kluczowe jest raczej odtworzenie struktury grupy – jej poczucia siły i przynależności członków. Według Irvinga Janisa grupowe myślenie (groupthink) opiera się na ośmiu podstawowych iluzjach:

■ Iluzja nieomylności grupy – zwiększa optymizm i pozwala podejmować ryzykowne działania.

■ Poczucie nadzwyczajnej słuszności działań grupy – swoista moralność grupy, nasze jest słuszne i możemy robić, co chcemy.

■ Racjonalizacja własnych błędów – nasze błędy nie są błędami.

■ Dehumanizacja oponentów grupy – oponenci są głupi, słabi, źli…

■ Autocenzura poglądów, które nie mieszczą się w koncepcji grupy.

■ Iluzja jednomyślności – np. milczenie jest traktowane jako akceptacja.

■ Nacisk grupy na lojalność – z wykluczaniem niepokornych.

■ Strażnicy umysłu (mind guards) – zwykle samozwańczy, zwalczający indywidualne (niegrupowe) poglądy.

Dzięki tym cechom grupa zyskuje przejściowo sprawność zadaniową, a słabsze jednostki oparcie w mocnej strukturze. Jakie są jednak szkody? Pomińmy opłakane efekty dla rozwoju firmy (np. tzw. paradoks Abilene – wszyscy zgadzają się ze wszystkimi). Następują dehumanizacja i dezindywiduacja. Mówi się o komforcie pracy w korporacji, ale też o korporacyjnej depresji, gdy część swojej wolności oddajemy w zamian za sytość. W istocie depresja w takim łagodnie opresyjnym środowisku to katastrofa, w której zapadamy się pod ciężarem pozornych zaszczytów, zależności i dóbr materialnych, jakie spływają w nadmiarze. W zasadzie życie w korporacji przebiega według reguł i objawów klasycznego uzależnienia.

GODZINA 10.00Konflikt z szefem w pracy.Dzień, w którym wszystko mu wygarnę

Między pracą a pracą, między dniem a dniem, pochłonięci zadaniami zawodowymi, ludzie włóczą się bez celu. Właściwie tylko przygotowują się do kolejnego dnia pracy. Dobierają pantofelki do torebki, by koleżanka pozazdrościła. Osoby takie poruszają się jak zombie i często mówią o zmęczeniu (oczywiście po pracy, bo w pracy jest keep smiling). Wówczas ktoś dobroduszny może zauważyć, że zbyt ciężko pracują i powinny coś zmienić w życiu. Ta uwaga może rozpocząć spiralę myśli i działań, które doprowadzą do bardzo pięknej katastrofy. Pojawia się obsesyjna myśl, by wygarnąć szefowi, wziąć odwet, rzucić pracę, ale wcześniej obowiązkowo powiedzieć przełożonemu prawdę (czyli co?). W finale buntownik rozumie, że wyszedł na durnia. Teraz następuje wypłata końcowa: nie musi się już starać, bezradnie przeprasza, dziwi się, co mu się stało, uśmiecha się etc.

„Piękna katastrofa” może przebiegać różnie, w zależności od płci bohaterów. Szef mężczyzna dobrotliwie łamie kark desperatowi i ten już się z tego nie podnosi; dowiaduje się, gdzie jego miejsce w stadzie. Z kolei szefowa kobieta raczej wchodzi w dłuższą rywalizację, w trakcie której wciąga i prowokuje ofiarę, przy czym często nie zagryza jej sama, tylko daje hasło innym zaufanym stronniczkom, które już sobie poradzą za pomocą złych języków i „małych uprzejmości”.

Wbrew pozorom nie agresja jest tu najważniejsza, ale bardziej podstawowa frustracja, często mająca źródło poza pracą. To taka rozpaczliwa próba zaktywizowania się, nadrobienia czasu. To traktowanie szefów jak taty i mamy, z którymi można pokłócić się o wyjście do kina. Jednak tata i mama na koniec przytulają, a tu należy być pewnym, że skomplikowany układany wieczorem zostanie zapomniany w chwili próby, głos się załamie, a argumenty o poranku zabrzmią śmiesznie.