Heart on fire - Black Hope - ebook + audiobook + książka

Heart on fire ebook i audiobook

Hope Black

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

11 osób interesuje się tą książką

Opis

Niegdyś przyjaciele, a potem… 

Nicole White i Nathaniel Wood, nigdy nie byli wrogami, a jednak walczyli ze sobą. A może tak naprawdę nie ze sobą, a z uczuciami, jakie się w nich tliły?

Ona to pozornie zwyczajna nastolatka, która stała przed wyborem studiów i planowała spędzić ostatni rok z przyjaciółmi w rodzinnym mieście Riverside. Odcięła się od przeszłości i wydarzeń, które kiedyś złamały jej serce. On był zwyczajnym chłopakiem, który miał dziewczynę, szczęśliwą rodzinę i plany na przyszłość. Wystarczyło jedno zdarzenie, by utracił to wszystko. Nikt nie przypuszczał, że pragnienie zemsty wypełniające serce i umysł Nathaniela, skrzyżuje ich drogi ponownie. A gdy to się już wydarzy, to cały ich świat stanie w płomieniach.

„Staliśmy się egoistami, pragnącymi więcej, a gdy zabraliśmy sobie już wszystko, zapłonęliśmy pożądaniem, którego nie dało się ugasić. Czuliśmy, jak brakło nam tchu, gdy tlen powoli się wypalał, a my bezsilnie obserwowaliśmy swój upadek. Patrzyliśmy, jak nasze uczucia obracały się w popiół, zakopując w swoim sercu ból, by przypominało cmentarz wspomnień. Bo na końcu tego wszystkiego, tylko one nam pozostały”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 602

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 17 godz. 27 min

Oceny
4,3 (97 ocen)
58
19
15
4
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
malaMi1996

Nie oderwiesz się od lektury

Nie mogłam się oderwać od książki. Rewelacyjna Czekam na kolejną część ❣️
30
Andzia-13

Dobrze spędzony czas

ciekawa książka ale brakuje mi tu happy endu nawet tak destrukcyjnej pary. czy to koniec?
ama_czyta

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam ❤️ Bardzo dobrze napisana i wciągająca historia 🔥
10
mater0pocztaonetpl

Nie oderwiesz się od lektury

Smutna, poraniona historia 💙💙💙 Historia miłości silnej, namiętnej dwóch zranionych serc... czekam na dalsze części
00
zaczytana_kociara87

Nie oderwiesz się od lektury

, Heart on fire ,, jest pierwszym tomem serii #fire Historia dwójki młodych ludzi, mocno doswiadczonych,którym los zdecydownie namieszał w życiu. Historia o dużym bagażu życiowych doświadczeń I przeżyć.Historia o pogubieniu się, popełnianiu błędów I zagubieniu swojej własnej drogi w życiu.O mierzeniu się z licznymi kłopotami i problemami. O trudnej relacji rodzinnej, braku miłości ,akceptacji ,poczucia bezpieczeństwa I więzi .O rezygnacji z dotychczasowego życia, marzeń I planów w imię zemsty.O podejmowaniu trudnych, niełatwych decyzji I ich konsekwencjach. O skrywanych sekretach I tajemnicach.O zmierzeniu się ze stratą ,odrzuceniem, śmiercią najbliższej osoby, bólu i cierpieniu.O potrzebie zapewnienia bezpieczeństwa za wszelką cenę i uchronienia przed złem. O trzymaniu się na dystans ,zerwaniu przyjaźni i ograniczeniu kontaktów. O napietej relacji,wrogim nastawieniu i walce pomiędzy sobą.O skrywanych uczuciach, tlących się emocjach I przybieraniu maski,aby ukryć swoje emocje .O sile,...
00

Popularność




© Black Hope, 2022

©Wydawnictwo Spark

Zdjęcie na okładce: Shutterstock

ISBN: 978-83-67200-11-0

ISBN ebook: 978-83-67200-12-7

Konwersja elektroniczna: Marlena Sychowska

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci (żyjących obecnie lub w przeszłości) oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest przypadkowe.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i powoduje naruszenie praw autorskich tejże publikacji.

Wydanie I

HEART

ON

FIRE

Black Hope

PROLOG

Początkowo byliśmy tylko dzieciakami, które zbyt szybko musiały dorosnąć. Kiedy całe Riverside już spało, zatracaliśmy się w nicości i mroku, z którego w końcu nie sposób było się wydostać. Brnęliśmy w to na oślep i walczyliśmy o wygraną, choć nie znaliśmy zasad gry. Nie wiedzieliśmy, jak grać, a nagroda czekała tylko na zwycięzców. Nie mieliśmy pojęcia, jaką cenę przyjdzie nam za to wszystko zapłacić. Byliśmy niedojrzałymi nastolatkami, z ogromnym darem do samodestrukcji, przypominającymi bombę z opóźnionym zapłonem. Wiedzieliśmy, że wszystko, co zbudowaliśmy, na pewno w końcu zniszczymy. A gdy już staniemy na ruinach naszych wielkich uczuć, co jeszcze nam może pozostać?

Dla mnie szanse i nadzieje zniknęły w przeciągu jednego dnia. Straciłam coś, czego nie dało się odzyskać. Zastanawiałam się tylko, czy początkiem upadku było nasze poznanie, czy może rozstanie. Walczyłam. Naprawdę walczyłam, dopóki starczyło mi sił, tylko że ta walka była z góry przegrana. Spotkaliśmy się w złym czasie i byliśmy zbyt uparci. Kochaliśmy za bardzo i za mocno jak na ten świat.

– Zatem Nicole, jak sobie radzisz z tą stratą? – zapytał terapeuta, przygryzając uchwyt okularów.

Uniosłam nieobecny wzrok, starając się skupić na rozmowie z mężczyzną, który mimo szczerych chęci nie był w stanie mi pomóc. Nie można uratować drugiego człowieka na siłę.

– Przywykłam do tego, że ludzie, na których mi zależy, odchodzą – odpowiedziałam ochrypłym głosem, skupiając wzrok na krótkich paznokciach.

Nerwowo zaczęłam skubać skórki, które zahaczały się przy płytce, i próbowałam nie wracać wspomnieniami do życia, jakie zostawiłam za sobą. Wszystko, co wydarzyło się kiedyś, było przeszłością, a ja musiałam nauczyć się patrzeć w przyszłość.

– I jak sobie z tym radzisz? – spytał, zakładając nogę na nogę.

– Odkładam problemy na bok i wracam do nich, kiedy jestem gotowa, żeby się z nimi zmierzyć. – Wzruszyłam ramionami, udając obojętność.

– Zdajesz sobie sprawę, że jeżeli nie przepracujesz problemów, to emocje, przed którymi uciekasz, tylko się nawarstwią? Wiesz, jak to się może skończyć?

W przytulnym, małym pokoiku rozbrzmiał spokojny i nieco melancholijny głos mężczyzny. Wysunął logiczne wnioski i wewnątrz siebie wiedziałam, że miał rację. Mimo to, zamiast udzielić mu odpowiedzi, wolałam skupić całą uwagę na niewielkim regale. Pamiętałam, kiedy po raz pierwszy przekroczyłam próg tego pomieszczenia. Niemal natychmiast mój wzrok powędrował na stos zakurzonych książek. Chciałam je wszystkie dotknąć i przestudiować strona po stronie. To była moja mała ucieczka od miejsca, w jakim się znalazłam.

– Wszystko w końcu pierdolnie – odparłam obojętnym głosem. – Ale wiesz, co jest najlepsze w złamanym sercu? Można je złamać tylko raz, bo reszta to zaledwie zadrapania – odpowiedziałam, nie skupiając się na sensie swojej wypowiedzi.

Zamknęłam powieki, pozwalając, aby wspomnienia, przed którymi próbowałam uciec, po raz kolejny mnie pochłonęły. Nieustannie obiecywałam sobie, że to już ten ostatni raz, gdy zatracam się w przeszłości. W rzeczywistości żadna z tych chwil nie była ostatnia i nigdy nie miała być. Tkwiłam w niekończącej się podróży po historii mojego utraconego życia.

– Nicole – odezwał się mężczyzna, który ostrożnie próbował przywołać mnie do teraźniejszości. Andre przywykł do takiego stanu rzeczy i wiedział, że tak zwane ucieczki z własnej świadomości, zdarzały mi się niesłychanie często.

– Tak? – zapytałam, potrząsając słabo głową.

Posłałam w jego kierunku słaby przepraszający uśmiech i przeczesałam dłonią splątane kosmyki włosów, które opadły na moją bladą twarz. Jeden incydent wystarczył, by odebrano mi wszystkie przedmioty, którymi mogłabym zrobić sobie krzywdę.

– Znowu odpłynęłaś, a powoli kończy nam się czas – zauważył, stukając palcem w tarczę naręcznego zegarka.

– Wybacz. O co pytałeś?

Zanim jednak pozna się zakończenie, trzeba przeżyć całą historię.

Zacznę więc od początku…

ROZDZIAŁ 1

NICOLE

Nigdy nie byłam fanką porannego wstawania, jednak w pewnej chwili dotarłam do momentu, w którym mogłam szczerze powiedzieć, że tego nienawidziłam. Powrót do szkoły po zdecydowanie zbyt krótkich wakacjach przypominał bolesne zderzenie się ze ścianą, kiedy pędzisz rozpędzonym autem. Spojrzałam za okno, nie kryjąc znudzenia omawianym tematem lekcji, i obserwowałam siedzące na drzewie ptaki. Czułam się jak cholerny ornitolog, ale wszystko wydawało się ciekawsze, niż omawianie przyczyn i następstw wojny secesyjnej.

– White – usłyszałam uniesiony głos nauczycielki. – Zechcesz wziąć udział w lekcji? Skoro nie musisz mnie słuchać, to może ją poprowadzisz? – zapytała z wyczuwalną kpiną, gdy podniosłam nieobecny wzrok na jej twarz.

Kobieta stała tuż obok i patrzyła na mnie ze szczerą niechęcią i wyższością. Właśnie dlatego nie lubiłam nauczycieli w tej szkole, każdy z nich uważał się za kogoś lepszego.

– Nie, dziękuję. Całkiem nieźle sobie pani radzi – odpowiedziałam, starając się zachować pozory uprzejmości.

– Rób tak dalej, White – mruknęła, poprawiając upiętego koka, i obróciła się na pięcie, by zapewne wrócić do prowadzenia zajęć. – Pierwsza nagana i to pierwszego dnia. Ciekawie zaczynasz ten rok szkolny.

Spojrzałam na rudowłosą starszą kobietę, która po tylu latach pracy jako nauczycielka, powinna wiedzieć, kiedy należy odpuścić. Na jej miejscu przesiedziałabym każdą lekcję na niewygodnym fotelu z nosem w gazecie i czekała na upragnioną emeryturę. Ona jednak musiała mścić się na uczniach za swoje szare, ponure i nudne życie.

– Słucham? – Poderwałam się energicznie z miejsca, szurając krzesłem po drewnianym parkiecie. – Niby za co? – uniosłam głos i spojrzałam na nią z wyrzutem.

– Chcesz jeszcze zostać po lekcjach? – zapytała ze sztucznym uśmiechem, który jedynie skrywał satysfakcję z faktu, że udało jej się wytrącić mnie z równowagi.

Patrzyłam jej w oczy i wiedziałam, że nie mogłam nic zrobić. Został mi ostatni rok i wchodzenie na wojenną ścieżkę z nauczycielką tylko pokrzyżowałoby moje plany. Zamilkałam zrezygnowana, gryząc się boleśnie w język. Ciężko oddychając, zacisnęłam dłonie w pięści i usiadłam z powrotem na miejsce. Adrenalina krążyła w moich żyłach i najchętniej wykrzyczałabym kobiecie prosto w twarz, jak beznadziejną nauczycielką i okropnym człowiekiem była. Niestety, nie mogłam tego zrobić, bo mówienie prawdy nigdy nie było mile widziane ani w tej szkole, ani w tym mieście. Riverside wydawało się idealnym miasteczkiem z uśmiechniętymi mieszkańcami w słonecznej Kalifornii. Wszystko to jednak było tylko pozorami, które skrywały kłamstwa i tajemnice.

Ostentacyjnie chwyciłam długopis i zeszyt, wbijając wzrok w zapisaną tablicę. Pani Lawrence powróciła do monotonnego monologu, a ja bezmyślnie zaczęłam kolorować kartkę, wyczekując przerwy. Chciałam spotkać się z przyjaciółmi, którzy mieli to szczęście, że nie rozpoczynali swojego pierwszego dnia w ostatnim roku szkolnym lekcją historii. Po kilku minutach bezmyślnego wpatrywania się w kwiatki i serduszka przebite strzałą, które nagryzmoliłam na marginesie, moje serce przyspieszyło na dźwięk dzwonka.

Nie czekając na zezwolenie nauczycielki, wstałam i spakowałam torbę. Zarzuciłam ją na ramię i wyszłam z klasy, unikając srogiego spojrzenia kobiety. Odetchnęłam z ulgą, gdy tylko przekroczyłam próg sali i usłyszałam gwar rozmów na szkolnym korytarzu. Słabo westchnęłam i ruszyłam szybkim krokiem w kierunku blondyna, którego dostrzegłam przy blaszanych szafkach ustawionych wzdłuż ściany.

– Ucieknijmy gdzieś – jęknęłam, niespodziewanie zawieszając ręce na jego szyi. – Zapłacę ci, ale zabierz mnie stąd.

Chłopak powoli zatrzasnął drzwiczki i zaśmiał się cicho, spoglądając na mnie z góry. Uniósł w rozbawieniu brew i odgarnął do tyłu włosy, które niesfornie opadły mu na czoło.

– Skarbie, to dopiero pierwszy dzień, a ty już chcesz uciekać? – zapytał, obejmując mnie w talii.

– Ty mi to mówisz, Wilson? – parsknęłam, odpychając się nieznacznie od przyjaciela. – Wczoraj pytałeś, czy dam ci alibi, jeżeli podpalisz szkołę.

Blondyn nawet tego nie skomentował, jedynie otworzył na oścież dwuskrzydłowe drzwi, przepuszczając mnie w nich. Przeczesałam palcami pasma włosów, które splątały się przy lekkim podmuchu kalifornijskiego ciepłego wiatru. Spojrzałam na czyste, błękitne niebo i zmrużyłam oczy.

– Szczerze, Chris – westchnęłam i ponownie spojrzałam na przyjaciela. – Co ja tu robię? – zapytałam zniechęcona i usiadłam na ławce obok chłopaka.

– Zdobywasz wiedzę, żeby w przyszłości umiejętnie i rozważnie podejmować decyzje. Dzięki temu będziesz mogła nawiązywać nowe znajomości biznesowe, co wpłynie pośrednio i bezpośrednio na twój status społeczny i stan konta bankowego – wygłosił przemowę, jakby już wcześniej miał ją misternie przygotowaną. – Osobiście jednak uważam, że zajęcia seksualne byłyby bardziej pożyteczne niż matematyka – dodał z uśmiechem, po czym założył na nos okulary przeciwsłoneczne.

– Idiota – skwitowałam, wywracając oczami.

– Kto? – usłyszałam znajomy głos za plecami. – Chris? – zapytała dziewczyna, opierając dłonie o moje spięte ramiona.

Pochyliła się do przodu i cmoknęła mnie przelotnie w policzek, a gdy chłopak nadstawił się w jej kierunku, uderzyła go w tył głowy.

– Po pierwsze, dlaczego jak mowa o idiocie, to uważasz, że chodzi o mnie? – prychnął z pretensją, pocierając potylicę. – A po drugie, dlaczego mnie bijesz?

– Już pędzę z odpowiedzią – odezwała się Lily. – Po pierwsze, zawsze w takich sytuacjach chodzi o ciebie, a po drugie, to tak dla zasady.

– Znajdź sobie w końcu faceta – mruknął z grymasem na twarzy.

Z lekkim uśmiechem na ustach, przez dłuższą chwilę przysłuchiwałam się ich nieco dziecinnej wymianie zdań. Przyjaźniliśmy się w trójkę od czasów przedszkola i nie wyobrażałam sobie bez nich życia. Od niedawna byliśmy jak trzej muszkieterowie, ale kiedyś wśród nas była jeszcze jedna osoba. Amy Wood niespodziewanie zniknęła i nikt nie chciał nam nic powiedzieć. Minął już rok, od kiedy bez słowa opuściła Riverside. Próbowałam dowiedzieć się, dlaczego wyjechała tak nagle i bez pożegnania, ale każdy, kto mógł cokolwiek wiedzieć, milczał w tej sprawie. Czasami zastanawiałam się, czy w jakiś sposób zawiniłam… Przyjaźniłyśmy się, a ona postanowiła zniknąć, więc może nie byłam tak dobrą przyjaciółką, za jaką się uważałam. Możliwe, że czegoś nie dostrzegłam i przeoczyłam w jej zachowaniu coś istotnego. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek będzie mi dane poznać odpowiedzi na dręczące mnie pytania.

– Nicole, słuchasz mnie? – Przed twarzą mignęła mi dłoń dziewczyny, a po chwili dotarł również jej uniesiony głos.

– Co? – Zdezorientowana spojrzałam na przyjaciół i gdy dostrzegłam ich szerokie uśmiechy, wyczułam zbliżające się kłopoty.

– Słuchaj uważnie – oznajmiła stanowczo, skupiając na sobie całą moją uwagę. – Powiemy rodzicom, że dzisiaj śpimy u Chrisa.

– Niby dlaczego?

– Pójdziemy na imprezę – wtrącił się wspomniany chłopak, na którego od niechcenia zerknęłam. – Kumpel dał mi cynk, że będzie jakaś akcja w porcie Hueneme.

– Super – prychnęłam i energicznie wstałam z ławki, zaciskając palce na pasku skórzanej torby. – To niech ten twój kumpel da ci też cynk, jak znajdzie twój zaginiony mózg – dodałam i ruszyłam pewnym krokiem w stronę parkingu.

Wyminęłam kilku znudzonych uczniów, którzy tępo wpatrywali się w ekrany swoich telefonów, i wygrzebałam z bocznej kieszeni torebki kluczyki do czerwonego audi. Wiedziałam, że ucieczka pierwszego dnia szkoły nie wróżyła niczego dobrego, ale nie potrafiłam wyobrazić sobie spędzenia kolejnych godzin w murach tego budynku.

– Marudo, zaczekaj – zawołał Chris, doganiając mnie razem z Lily.

– Dlaczego nie chcesz tam jechać? – zapytała dziewczyna, opierając się pośladkami o maskę mojego samochodu.

– Nie dacie mi spokoju? – mruknęłam znudzona, przestępując z nogi na nogę.

– Nie zadawaj pytań, na które znasz odpowiedzi, bo to obniża twoją inteligencję – oznajmił blondyn, sztucznie się uśmiechając.

– Ja – wskazałam na siebie – przynajmniej mogę sobie jeszcze coś zaniżyć – zakpiłam, na co wystawił w moim kierunku środkowy palec i pomachał mi nim przed twarzą.

– Dobra, dzieciaki, cisza – wtrąciła się przyjaciółka, przerywając naszą sprzeczkę. – Dlaczego nie chcesz jechać?

– Bo nie – burknęłam.

– Dojrzała odpowiedź – parsknął Wilson.

– Zamknij się. – Zerknęłam na niego wrogo i ciężko westchnęłam. – Jak jest jakaś impreza w porcie, to będzie na niej Nathaniel – wyznałam, czując się cholernie niekomfortowo z tym, co powiedziałam.

– Przecież tam będzie dużo ludzi. Pewnie się nawet nie spotkacie – oznajmiła entuzjastycznie.

– Zresztą – odezwał się Chris. – Dlaczego ty go tak właściwie unikasz?

– Nie unikam – odpowiedziałam. – Po prostu nie chcę go widzieć.

– Udowodnij.

Spojrzałam na Wilsona i zmarszczyłam brwi, dostrzegając jego prowokacyjny uśmieszek. Serce zabiło mi mocniej na samą myśl o spotkaniu bruneta, którego wolałam nie widzieć tak długo, jak tylko było to możliwe. Niestety, jak każdy człowiek, miałam pewną słabość. Nienawidziłam, gdy ktoś twierdził, że czegoś nie zrobię, albo rzucał mi wyzwania. Takie sytuacje działały na mnie jak płachta na byka i każdy, kto znał mnie trochę lepiej, doskonale to wiedział. Chris perfidnie wykorzystywał moją słabość, a ja nie potrafiłam z tym walczyć.

– O której? – zapytałam, patrząc hardo w jego oczy.

– O siódmej i przyjadę po ciebie, a potem lecimy po Lily – oznajmił i skinął słabo głową w kierunku milczącej blondynki.

Przytaknęłam i po chwili przyglądałam się powoli odchodzącemu chłopakowi. Sfrustrowana przetarłam dłońmi zmęczoną twarz i ignorując nieprzyjemne kłucie w klatce piersiowej, cicho westchnęłam. Nie powinnam się na to godzić, bo za każdym razem gdy spotykałam Nathaniela, dochodziło do jakiegoś niepotrzebnego starcia między nami. Wiedziałam, jakie pogłoski chodziły na jego temat w Riverside. Zresztą sama zauważyłam, że się zmienił. Nie byłam ślepa. W moich wspomnieniach, mimo wszystko, nadal miałam obraz chłopaka, który potrafił spędzić na balkonie całą noc. Pamiętałam, jak przychodził do Alexa, gdy mój brat jeszcze mieszkał w domu, a w nocy spotykaliśmy się na tarasie, kiedy wychodził zapalić. Rozmawialiśmy, czasem milczeliśmy i po prostu byliśmy, a mi to wystarczało. Szkoda, że potem przez jeden błąd wszystko przepadło. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej docierało do mnie, że przepadła nie tylko nasza relacja. Zrozumiałam, że również sam Nathaniel zatracił się w mroku, do którego wkroczył.

– Jesteś pewna, że chcesz tam jechać? – zapytała zmartwiona Lily, która przez dłuższą chwilę obserwowała mnie w milczeniu.

– Jasne – odpowiedziałam za szybko i zbyt radośnie. – Będzie fajnie – dodałam, ani trochę nie wierząc we własne słowa.

– Nicole, powiesz mi, co się między wami stało?

Nerwowo przełknęłam ślinę i zacisnęłam palce na metalowym kluczyku do samochodu. Zerknęłam w bok, gdy usłyszałam głośny dzwonek, który wzywał uczniów na kolejną lekcję. Miałam nadzieję, że pozostawi ten temat i ruszy biegiem w kierunku szkoły, żeby się nie spóźnić. Dziewczyna niestety miała inne plany i nadal stała na wprost mnie, czekając na odpowiedź.

– Nic – skłamałam.

– Nie zmuszę cię do mówienia, ale nie kłam – westchnęła i położyła rękę na moim ramieniu. – Od roku się unikacie i nie wiem, czy to ma związek z wyjazdem Amy, czy o coś się pokłóciliście, ale to cię męczy.

– Uwierz mi – odchrząknęłam, udając obojętność. – Mam większe zmartwienia niż Nathaniel Wood – prychnęłam z pogardą i otworzyłam drzwi od strony kierowcy. – Zostajesz czy jedziesz?

– Wracam na lekcje, bo rodzice mnie zabiją. – Skrzywiła się nieznacznie, na co jedynie słabo skinęłam głową.

– To widzimy się wieczorem – rzuciłam, a po chwili odpaliłam silnik i wyjechałam ze szkolnego parkingu.

Nie zastanawiałam się nad konsekwencjami swoich decyzji. Byłam impulsywna i emocjonalna. Wiedziałam, że gdy rodzice się o tym dowiedzą, będę wysłuchiwać półgodzinnego kazania od matki, ale nie obchodziło mnie to. Nie wiedziałam, kiedy stałam się tak obojętna i nieczuła na ich rozczarowanie, które kiedyś wielokrotnie mnie raniło. Może zwyczajnie dorosłam i nie chciałam spełniać ich zachcianek? Może po prostu chciałam żyć swoim życiem?

***

Niechętnie wysiadłam z samochodu Wilsona i przesunęłam wzrokiem po rozpościerającym się przed nami tłumem ludzi. Na co dzień port w Hueneme był opustoszały i znalezienie w tym miejscu jakiejkolwiek żywej duszy, poza miejscowymi ćpunami i bezdomnymi, graniczyło z cudem. Nie byłam zachwycona, że kolejny raz biorę udział w imprezie, na którą przyrzekłam sobie nigdy więcej nie przychodzić. Paradoksalnie obiecałam to również chłopakowi, który teraz był głównym powodem mojej niechęci do tego miejsca.

– Zabawę czas zacząć – oznajmił zdecydowanie zbyt radosnym tonem Chris, na co wywróciłam oczami.

Westchnęłam z irytacją i ruszyłam przed siebie, modląc się w głębi duszy, by choć ten jeden raz nie opuściło mnie szczęście. Nie wyobrażałam sobie spotkania z Nathanielem po tak długiej przerwie. Mieszkaliśmy w tym samym mieście i chociaż liczba mieszkańców wynosiła ponad trzysta tysięcy, to przez ostatnie wakacje wpadałam na chłopaka wyjątkowo często. Cieszyłam się, że Nathaniel zakończył już edukację i przynajmniej nie będę musiała udawać, że nie widzę go na szkolnych korytarzach. Niestety, nie zdecydował się na studia i nie wyjechał do innego miasta, co też nie było dla mnie specjalnym zaskoczeniem. Wiedziałam, jaką drogę obrał brunet, a tam nie było czasu i miejsca na studenckie życie.

– Zabiję cię, Chris – mruknęłam, gdy po raz kolejny ktoś mnie trącił.

Spojrzałam wrogo na dziewczynę, która wyminęła mnie i nawet się nie odwróciła, żeby przeprosić. Byłam zmęczona i nie chciałam być w tym miejscu, a w takich sytuacjach włączał mi się tryb marudzenia.

– Nie narzekaj – parsknął i zarzucił rękę na moje spięte ramiona. – Wypijesz, rozluźnisz się trochę i może kogoś zaliczysz.

– Jedyną osobą, która w tym gronie cokolwiek zaliczy, będziesz ty – oznajmiłam, zerkając na blondyna. – I będzie to zgon – dodałam z szyderczym uśmiechem.

Gdy dotarł do niego cały sens mojej wypowiedzi, dostrzegłam powoli malujące się na jego twarzy niezadowolenie.

– Ja dziś nie piję.

– Zawsze tak mówisz – zaśmiała się Lily, chowając telefon do kieszeni spodni.

– Dziś prowadzę! – uniósł głos, próbując przekonać nas do swojej abstynencji.

Już otwierałam usta, by skomentować słowa przyjaciela, kiedy poczułam lekkie pchnięcie, przez które straciłam równowagę i wpadłam w czyjeś ramiona. Zanim zdołałam się odwrócić i unieść wzrok na mojego wybawcę, zerknęłam na twarze przyjaciół, a ich miny mówiły wszystko.

Głos ugrzązł mi w gardle. Gdy poczułam jego dotyk na ciele, przez mój kręgosłup przebiegł dreszcz, który dobrze znałam. Zaskakujące było to, że bez względu na ilość upływających dni, tygodni czy miesięcy, nieustannie czułam to samo. Podenerwowanie, zmieszane z ekscytacją, złością i żalem, że po tym wszystkim nie byłam dla niego aż tak ważna. Nie na tyle, by wysilić się chociaż na zwykłą rozmowę lub zwyczajne przepraszam.

– Co ty tu robisz? – odezwał się zachrypniętym głosem i mimo nieustannej nadziei, że usłyszę skruchę, nic takiego w nim nie było.

Brunet był obojętny, nieczuły i zimny, zupełnie jak trup, którego nie można już wskrzesić do życia. Nathaniel swoimi oczami, tonem głosu i każdym najmniejszym gestem pokazywał swoją wyższość i obojętność wobec innych ludzi. Nie było w nim śladu po chłopaku, który kiedyś przesiadywał popołudnia w moim pokoju i wbrew protestom Alexa pomagał zdać chemię, która od zawsze była moją piętą achillesową. Powinnam już pogodzić się z przeszłością i spojrzeć prawdzie w oczy, ale z jakiegoś powodu nie potrafiłam odciąć się od minionych wydarzeń.

– Ludzie zazwyczaj zaczynają rozmowę od przywitania – prychnęłam, wyswobadzając się z jego objęć.

Strzepnęłam niewidoczny kurz z ubrań i zarzuciłam włosy do tyłu, przeczesując je po chwili palcami. Spojrzałam na spiętych przyjaciół, którzy, chociaż stali obok mnie, postanowili milczeć i się nie wtrącać.

– Wilson – mruknął i skinął w stronę Chrisa. – Lily – dodał po chwili, zerkając na blondynkę.

– Cześć, Nate – odpowiedzieli chórkiem, wywołując u mnie nagły atak śmiechu, bo brzmieli jak przedszkolaki, które witają się ze swoją nauczycielką.

– Wypolerujcie mu jeszcze buty – wymamrotałam pod nosem, a jego pociemniałe tęczówki ponownie skupiły się na mnie.

Przełknęłam ślinę i ignorując łomoczące w klatce piersiowej serce, które utrudniało nabranie powietrza do płuc, hardo uniosłam głowę do góry.

– Nie odpowiedziałaś. Co tu robisz? – spytał ponownie, wsuwając zasinione dłonie w kieszenie spodni.

– A ty się nie przywitałeś.

– White – warknął, tracąc najwidoczniej cierpliwość do prowadzenia rozmowy, która prawdopodobnie nie szła po jego myśli.

– Wood. – Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. – Skoro oboje upewniliśmy się, że znamy swoje nazwiska, mogę już iść? Trochę się nam śpieszy – dodałam i rozejrzałam się dookoła, jakbym kogoś wypatrywała.

– Jedyne miejsce, do którego powinnaś iść, to dom i ciepłe łóżko – odpowiedział, zbliżając się nieznacznie.

– To jakaś propozycja? – zakpiłam i prowokacyjnie spojrzałam mu w oczy. – Wybacz, nie jesteś w moim typie.

– Nicole – wtrąciła się Lily, podchodząc bliżej, po czym zacisnęła palce na moim nadgarstku. – Chodź – szepnęła. – Chodźmy już.

– Jak sam widzisz, Nate – westchnęłam i zerknęłam znacząco na Lily. – Mamy plany i trochę się śpieszymy, ale nie trać nadziei – dodałam z fałszywą radością i poklepałam go w pierś. – Jakaś na pewno się zgodzi. W końcu tobie się nie odmawia.

Nie czekając na reakcję bruneta, obróciłam się na pięcie i zniknęłam w tłumie, ciągnąc za sobą przyjaciół. Ciężko oddychałam, chociaż moje płuca zdawały się pobierać za każdym razem coraz mniej tlenu. Przystanęłam po kilku sekundach w miejscu, gdy od nadmiaru emocji i adrenaliny, która krążyła w moich żyłach, lekko zakręciło mi się w głowie.

– Nadal twierdzisz, że nic się między wami nie wydarzyło? – usłyszałam drwiący ton przyjaciółki, przy której stanął Wilson.

– Nadal twierdzę, że nie wydarzyło się nic istotnego – oznajmiłam, przybierając obojętny wyraz twarzy.

Nie dla niego, dopowiedziałam w myślach.

ROZDZIAŁ 2

NATHANIEL

Przyglądałem się brunetce, która powoli oddalała się w towarzystwie przyjaciół. Powinienem chwycić ją za szmaty i zawieźć prosto do domu. Costello nie chciał, żeby Nicole miała jakikolwiek związek z jego interesami i ludźmi takimi jak on czy ja. Trzymał się na uboczu, bo chciał zapewnić jej bezpieczeństwo, chociaż nie było to do końca możliwe, skoro człowiekiem, który ją wychowywał był White. Co więcej, gdy Alex wyjechał na studia, jemu też obiecałem, że będę się trzymał na dystans. Rozumiał moją potrzebę zemsty, ale nie chciał, by jego siostra była przypadkową ofiarą. A ja nigdy nie zamierzałem skrzywdzić czy wmieszać w to dziewczyny. Nie ponosiła odpowiedzialności za to, co się stało.

Nabrałem powietrza do płuc i zacisnąłem szczękę, gdy brunetka nie była już w zasięgu mojego wzroku. Przejechałem językiem po wnętrzu policzka i skierowałem się do postoju przy granicy portu, gdzie zostawiłem motocykl. Trącając ramieniem przypadkowych uczestników imprezy, zbliżałem się do grupki znajomych, którzy czekali na rozpoczęcie wyścigu. Wyjąłem dłonie z kieszeni i poklepałem w plecy Willa, który dotarł na miejsce w trakcie mojej nieobecności.

– Jesteś w końcu – zauważył, przerywając dotychczasową rozmowę.

– Miałem coś do załatwienia – mruknąłem, skupiając wzrok na czarnej dwukołowej maszynie.

Przejechałem dłonią po skórzanym siedzisku i zmarszczyłem brwi. Przyjrzałem się przekręconej śrubie, która regulowała skład mieszanki tuż przy filtrze powietrza i gaźniku. Starłem palcem smar z boku motocykla i znacząco chrząknąłem.

– Ktoś przy nim grzebał.

– Co? – zapytał Will, kolejny raz przerywając pogawędkę z Jordanem.

– Potrzebny mi inny – oznajmiłem i otrzepałem ubrudzone dłonie w ciemne jeansy.

– Stary, skąd mamy ci teraz wziąć inny motocykl? – Jordan rozejrzał się dookoła, jakby próbował w ten sposób podkreślić absurd mojej prośby. – Za piętnaście minut macie się ścigać – dodał.

– Wiem, ale nie mogę nim jechać, bo pieprzony Wright chce wpakować mnie i Harrison na ścianę – warknąłem i pchnąłem maszynę, która upadła z hukiem.

Ludzie zgromadzeni wokół nas zamilkli i zaczęli z zainteresowaniem przyglądać się mojemu wybuchowi złości. Jordan i Will do tego przywykli, podobnie jak Issac i Molly, którzy powinni już tutaj być.

– Gdzie, do diabła, jest Harrison?

– Gdzieś tu się kręci – odpowiedział Will, nie odrywając wzroku od ekranu telefonu.

– Znamy stąd kogoś i możemy mu zaufać? – Potarłem twarz dłońmi, czując zmęczenie i złość, że kolejna rzecz tego wieczoru nie szła po mojej myśli.

– Kilka osób, ale ty i zaufanie? – parsknął Jordan. – Wybacz stary, ale ty nikomu nie ufasz.

– Wam ufam.

– Uroczo – zaśmiał się Will, wtrącając się w rozmowę. – Dobrze wiemy, że twoje zaufanie nawet do nas jest ograniczone – oznajmił. – Mam motocykl – dodał entuzjastycznie i schował telefon do kieszeni spodni.

– Jesteś pewien, że będzie sprawny?

– Tak, bo nie mówiłem, że chodzi o ciebie – prychnął, a dostrzegając moją minę, poklepał mnie w ramię. – Sorry, Nate, ale taka prawda. Ludzie albo cię nie lubią, albo się ciebie boją.

– Dobra – westchnąłem ciężko. – A gdzie jest Harrison? – Obróciłem się dookoła, wypatrując brunetki z niebieskimi pasemkami.

Nie doczekałem się odpowiedzi, w zasadzie nawet jej nie oczekiwałem. Nagłe zniknięcia Molly nie były niczym zaskakującym i każdy już do tego przywykł, ale teraz wyjątkowo była mi potrzebna, i wcale nie chodziło o seks. Zacisnąłem parokrotnie dłoń w pięść i chwyciłem telefon, decydując się na wykonanie połączenia. Skupiłem wzrok na ekranie urządzenia, a po kilku sekundach wsłuchiwałem się w irytujący sygnał.

– Kurwa – warknąłem pod nosem, gdy uruchomiła się poczta głosowa.

Wyjąłem z tylnej kieszeni spodni zgniecioną paczkę papierosów i wsunąłem jednego do ust. Odpaliłem go zapalniczką i rozejrzałem się dookoła, kolejny raz wybierając numer do przeklętej Harrison. Czekając na sygnał, zaciągnąłem się papierosem. Biały dym opuścił moje płuca, kiedy usłyszałem warkot i dostrzegłem rozchodzący się na boki tłum. Will powoli podjechał wypożyczonym motocyklem, a gdy zgasił silnik i z niego zsiadł, rzucił w moją stronę kluczyki.

– Zrób sobie nim okrążenie, zanim zacznie się wyścig – polecił. – Musisz go wyczuć.

– Poradzę sobie. – Wyrzuciłem niedopałek i przydepnąłem go butem. – Widziałeś po drodze Molly?

Chłopak pokręcił głową w odpowiedzi i zerknął na wyświetlacz telefonu.

– Dzwoniłeś do niej? – zapytał Jordan, który właśnie oglądał podstawioną dwukołową maszynę.

– Wyobraź sobie, że na to wpadłem – odpowiedziałem. Wstrzymałem powietrze, kiedy dostrzegłem nieopodal Nicole w towarzystwie Chrisa i Lily. – To jest, kurwa, jakiś żart – warknąłem i energicznie ruszyłem w jej kierunku.

– Nate – zawołał za mną Will. – Za chwilę masz wyścig!

Doskonale słyszałem, co powiedział, i wiedziałem również, że nie powinienem się teraz rozpraszać, ale to nie było możliwe, skoro ta cholerna, uparta idiotka nadal się tutaj kręciła. Ciężko oddychając, wyminąłem kilka pijanych dziewczyn i podstarzałych facetów, którzy mogliby być ich ojcami, po czym zatrzymałem się przy brunetce.

– Miałaś jechać do domu.

– Powiedz mi, Nate – westchnęła i teatralnie przewróciła oczami. – To jest już jakiś rodzaj obsesji?

– Wilson, weź ją, kurwa, do domu – rozkazałem, nie przejmując się ewentualnym protestem dziewczyny. – Zdajecie sobie sprawę, że to nie jest licealna impreza szkolnej drużyny sportowej, której największymi grzechami jest stosowanie sterydów i wykorzystywanie pijanych małolat?

Nikt jednak nie zdążył zareagować i odpowiedzieć na moje czysto retoryczne pytanie, bo podszedł do nas Will i Jordan. Zanim spojrzałem na przyjaciół, którzy za wszelką cenę próbowali nam przerwać rozmowę i utrzymać mnie z daleka od Nicole oraz problemów, które same do mnie lgnęły, zerknąłem na brunetkę. Stała nieporuszona moimi słowami i sprawiała wrażenie lekko znudzonej wcześniejszym monologiem. Nie przypominałem sobie, żeby kiedyś była tak uparta i zblazowana życiem, ale przecież mogła się zmienić.

– Wright już jest – oznajmił Jordan. – Cześć – dodał, zerkając w stronę blondyny i reszty i posyłając im słaby uśmiech.

Dobrze wiedziałem, że Evans miał słabość do przyjaciółki Nicole, ale od samego początku odradzałem mu bliższe kontakty z Lily Morgan. Oczywiście, personalnie nie miałem nic do blondynki, ale wątpiłem, żeby zrozumiała życie Jordana i jego wybory. Niektóre dziewczyny zwyczajnie nie umiały zaakceptować rzeczywistości i nieustannie próbowały zmienić charakter człowieka. Właśnie tak oceniłem Lily, a Jordan im dłużej o tym myślał, tym częściej przyznawał mi rację.

– Zaraz przyjdę.

– Ty jesteś Nicole, prawda? – wtrącił się Will i wysunął dłoń w kierunku brunetki, która niepewnie ją uścisnęła.

– Tak, a ty to?

– Will – przedstawił się, a po chwili przywitał się z Wilsonem i Lily. – Przyjaciel tego zjeba – dodał, na co wywróciłem oczami.

– Współczuję.

– Znalazłeś Harrison? – zapytałem i przeniosłem spojrzenie na Jordana, decydując się na zignorowanie dziecinnej zaczepki Nicole.

Evans pokręcił głową w odpowiedzi i zanim zdążyłem coś powiedzieć, Lily wskazała palcem na dziewczynę, która szła w naszą stronę.

– Idzie.

– Molly! – wydarłem się, odwracając plecami do pozostałych. – Gdzie, do cholery, byłaś? Za chwilę zaczyna się wyścig, Wright już jest.

Harrison leniwie podeszła i nie przejmując się moimi pretensjami, uniosła swoje zblazowane spojrzenie. Wzrok dziewczyny w pierwszej kolejności zatrzymał się na mnie, a po chwili od niechcenia zerknęła na resztę.

– Uspokój się i skup na wyścigu. Nie zamierzam być dawcą narządów przez twoje nerwy – prychnęła z grymasem. – White – niemal splunęła w stronę Nicole, gdy wypowiedziała jej nazwisko. – A ty co tutaj robisz?

– Czemu wszyscy się mnie o to dzisiaj pytają?

– Bo to nie jest miejsce dla ciebie – odpowiedziałem, zanim Molly zdążyła podzielić się z nami jakąś złośliwą ripostą.

– Nie ty o tym decydujesz – oznajmiła i szybkim krokiem odeszła, trącając mnie uprzednio w bark.

Zacisnąłem dłonie i zęby, próbując zapanować nad rozsadzającą mnie frustracją, która eskalowała z każdym następnym spotkaniem z brunetką. Patrząc w przeszłość, nie przypuszczałem, że nasza relacja przejdzie taką metamorfozę. Wiedziałem, że sam w dużej mierze się do tego przyczyniłem, ale tak było lepiej i bezpieczniej. Wiedza w tym świecie pociągała za sobą konsekwencje, które niejednokrotnie były nieodwracalne. Boleśnie przekonał się o tym mój ojciec, który sam chciał wymierzyć sprawiedliwość.

Ignorując przyjaciół, którzy próbowali się przekrzyczeć, skierowałem kroki w stronę linii startowej. Musiałem przygotować się do wyścigu, który według planu Wrighta zapewne miał zakończyć się na jego korzyść. Wiedziałem, że musiałem wygrać i na tym powinienem się skupić. To był mój jedyny cel tego wieczoru, jednak niepokoiła mnie obecność Nicole. To nie była tylko moja stara znajoma, z którą urwał mi się kontakt, ale również siostra mojego przyjaciela, który wyjechał na studia do Los Angeles.

– Możemy zaczynać czy musisz odmówić pacierz? – prychnął Wright, stając tuż obok.

Powoli uniosłem głowę i zmierzyłem go spojrzeniem, zachowując maskę obojętności. Nie zamierzałem wysilać się na jakąkolwiek odpowiedź i zniżać do jego poziomu. Byłem ponad tą sytuacją. Wyścig, który lada chwila się odbędzie, jedynie to przypieczętuje. Chwyciłem kask, leżący na siedzisku motocykla, i zacisnąłem na nim palce.

– Co powiesz na podniesienie stawki? – zapytałem, nieznacznie podrzucając przedmiot w dłoniach.

– Nie bierzesz pod uwagę, że to ja wygram?

– Gdybym obawiał się przegranej, nie byłoby mnie w tym miejscu – oznajmiłem, zerkając kątem oka na podchodzących powoli moich i jego znajomych. – To jak Elliot? Wchodzisz to?

– O co chodzi? – wtrąciła się Molly, której poniekąd to również dotyczyło.

– Wood składa mi właśnie propozycję – odpowiedział mój rywal. – Dawaj – prychnął z pogardą.

– Wyścig bez kasków, trasa do latarni morskiej na południowo-wschodnim wejściu do kanału – oznajmiłem ze stoickim spokojem, obserwując, jak stojący na wprost mnie szatyn powoli blednie. – Coś nie tak? – zakpiłem.

– Zdajesz sobie, kurwa, sprawę, jaki tam jest spad? – zapytała Harrison, uderzając mnie w ramię.

– To czyste samobójstwo – wymamrotał niepewnie Wright.

– Czyli wymiękasz? – Uniosłem brew, przyglądając mu się wyczekująco.

– Wchodzę w to.

– Nate, to zły pomysł. – Pomiędzy nami stanął Will, ale zamiast wysilić się na odpowiedź, rzuciłem do niego kask, który złapał w ostatniej chwili.

– Jest jeden problem – odezwał się nagle Elliot, gdy odwróciłem się plecami. – Moja partnerka nie dojechała. Muszę znaleźć inną – dodał, na co wzruszyłem ramionami.

– Mało masz tutaj lasek? – parsknąłem. – Tylko się streszczaj, mam plany na wieczór.

Usiadłem na motocyklu i skinąłem w kierunku Molly, która miała jechać razem ze mną jako pasażerka. Dziewczyna z wyraźnym grymasem zrobiła niewielki krok w moją stronę, a kiedy zacisnąłem palce na kierownicy, znieruchomiałem.

– Nicole, nie rób tego – usłyszałem znajomy głos zdenerwowanej blondynki.

Obróciłem głowę w kierunku pojazdu, którym miał jechać Wright, i poczułem, jak serce w mojej klatce piersiowej powoli zwalnia i coraz słabiej pompuje krew. Zlustrowałem stojącą obok niego brunetkę i zerknąłem na Willa i Jordana, którzy byli w takim samym szoku jak ja. Nie taki był plan i wiedziałem, że bez względu na wszystko ona nie mogła z nim jechać. Szanse na to, żeby Elliot przeżył ten wyścig, były niewielkie. Gdyby White coś się stało, Alex by mnie zabił i jestem przekonany, że Costello po wszystkim znalazłby jakiś sposób, żebym zmartwychwstał tylko po to, by znowu mnie zabić. Zresztą Nicole nie zasługiwała na taki koniec. Owszem, była niesamowicie wkurzająca w ostatnich miesiącach i wiedziałem, że miała do mnie pretensje o wyjazd mojej siostry i zatajenie jego przyczyn. W sumie miała nawet prawo, żeby się wściekać, bo nie tylko Amy zniknęła z jej życia, ale również ja się odsunąłem. Czasami jednak miałem wrażenie, że White z zasady chciała być na mnie wściekła. Zupełnie jakbym zrobił coś, czego nie byłem świadom, ale to przecież nie miało żadnego sensu.

– Wybierz inną – odezwałem się, gwałtownie schodząc z motocyklu.

Spojrzenia wszystkich zatrzymały się na mnie i każdy w napięciu czekał na reakcję Elliota. Chwilę wcześniej sam powiedziałem, że ma wybrać jakąś laskę z tłumu, ale nie przypuszczałem, że wybierze akurat cholerną White.

– Co? – zaśmiał się, jakby usłyszał właśnie najlepszy dowcip w życiu.

– Ona z tobą nie pojedzie – oznajmiłem, powoli się do nich zbliżając.

Mój wzrok spotkał się ze zdezorientowanym spojrzeniem Nicole, która przyglądała mi się wyraźnie skonfundowana. Wiedziałem, że dla dziewczyny cała ta sytuacja mogła być mocno myląca. Nie pamiętałem, jak długo już ze sobą normalnie nie rozmawialiśmy i ile czasu unikałem miejsc, w których mogłem spotkać brunetkę. Domyślałem się, że tego nie rozumiała i nie widziała zaistniałej sytuacji w takich samych barwach jak ja, ale to nie był mój problem.

– Żartujesz sobie?

Milcząca do tej pory Nicole wyminęła motocykl i uniosła hardo głowę, spoglądając prosto w moje oczy. Stanęła ze mną twarzą w twarz i chociaż widziałem, jak ciężko poruszała się jej klatka piersiowa przy każdym głośnym wdechu, musiałem po cichu przyznać, że imponowała mi swoją walecznością. Choć po prawdzie uważałem jej zachowanie za szczyt dziecinady, bo na oślep pakowała się w coś, o czym nie miała pojęcia, charakteru nie mogłem jej odmówić.

– Powtórzę, bo chyba za pierwszym razem nie dosłyszałaś – odchrząknąłem. – To nie jest miejsce dla ciebie – powiedziałem szeptem, muskając opuszkami palców zaróżowiony policzek dziewczyny.

– To chyba ty nie zrozumiałeś – mruknęła, zaciskając palce na moim nadgarstku. – Nie ty o tym decydujesz – oznajmiła, po czym odepchnęła moją rękę. – I nie dotykaj mnie.

Otaczający nas ludzie głośno buczeli, komentując na głos odważne, aczkolwiek niesłychanie głupie zachowanie Nicole. Przełknąłem ślinę, a wraz z nią swoją dumę i plan, który przez zachowanie brunetki, mówiąc kolokwialnie, poszedł się jebać. Wstrzymałem powietrze i ze świstem je wypuściłem, zerkając znacząco na Jordana i Willa. Skinąłem słabo i ledwo zauważalnie na White, która obróciła się na pięcie i ponownie podeszła do szyderczo uśmiechającego się Wrighta. Zanim Nicole zdążyła wsiąść na motocykl, Will chwycił ją do góry nogami. Dziewczyna wisiała głową w dół na jego ramieniu i mimo prób wyrwania się oraz rozmaitych przekleństw, które opuszczały jej usta, Jones wyminął tłum i oddalił się z nią.

– Co ty odwalasz, Wood? – Elliot gwałtownie ruszył w moją stronę, rzucając na ziemię skórzane rękawice, które kilka sekund wcześniej zapewne planował ubrać na dłonie.

– Wybierz inną dziewczynę – oznajmiłem, poruszając karkiem na boki. – Proste.

– Wybrałem już.

– Trudno – mruknąłem nieporuszony wyzwiskami, jakie padały z ust mężczyzn, którzy towarzyszyli Wrightowi. – Wybrałeś tę, wybierz następną.

– Jaki masz, kurwa, problem? – warknął, po czym położył dłonie na moim spiętym torsie i popchnął mnie do tyłu.

Lekko się zachwiałem, tracąc na chwilę równowagę, po czym głośno parsknąłem śmiechem, w którym nie było ani krzty rozbawienia. Wyprostowałem się i spojrzałem na szatyna z góry. Choć był mi niemal równy wzrostem, to wiedziałem, że nad nim górowałem i to nie tylko pod tym względem.

– Zrób to jeszcze raz, a będziesz zbierać zęby z asfaltu.

Niektórzy ludzie, mimo wcześniejszego jasnego komunikatu, i tak próbują przekonać się na własnej skórze o bolesnych konsekwencjach podejmowanych przez siebie decyzji. Takim samym człowiekiem był Wright, ponieważ nie minęło kilka sekund, kiedy musiałem odchylić się w bok. Jego pięść musnęła powietrze obok mojej twarzy, a w kolejnej chwili to ja zadawałem mu ciosy, które przy odpowiedniej sile i precyzji mogły być dla niego śmiertelne. Tym razem jednak nie planowałem go zabić, a zwyczajnie dać lekcję pokory. Seria słabszych uderzeń w splot słoneczny wystarczyła, by Elliot z trudem łapał oddech i wleciał w otaczający nas tłum, który głośno skandował moje nazwisko. Nie było to dla mnie nic nowego. Już przywykłem do tego, że ludzie spodziewali się po mnie najgorszego.

– Ktoś jeszcze ma jakieś obiekcje? – zapytałem, ocierając rozciętą wargę. – Skoro nikt już nie ma nic do powiedzenia, wybierz inną dziewczynę albo ścigajmy się sami – zaproponowałem.

Elliot splunął krwią na beton i trzymając rękę na brzuchu, próbował się wyprostować.

– Załatwmy to między sobą – zgodził się, podpierając się o motocykl.

– Świetnie.

ROZDZIAŁ 3

NICOLE

Siedziałam w towarzystwie Lily i Chrisa w naszej ulubionej pizzerii na obrzeżach Riverside. Relacjonowaliśmy sobie nawzajem wydarzenia ze szkoły i zajęć, które niestety w dużej mierze mieliśmy osobno. Najczęściej widywaliśmy się na przerwach, dlatego wykorzystywaliśmy każdą nadarzającą się okazję na wspólne spędzenie czasu po lekcjach. Dodatkowym powodem do przejedzenia pieniędzy był fatalny dzień i mój humor, który sięgał dna.

Moment, w którym otworzyłam oczy, był pierwszym pechowym wydarzeniem tego dnia. Właśnie wtedy zrozumiałam, że kolejny raz zaspałam do szkoły. W czasie pośpiesznych przygotowań do wyjścia zdążyłam pokłócić się z rodzicami o późny powrót do domu i nieobowiązkowość. Oczywiście usłyszałam całą listę swoich przewinień i nie obyło się bez standardowego stwierdzenia, że ich rozczarowuję. Przełknęłam to, bo nie powiedzieli nic, czego już nie słyszałam w swoim osiemnastoletnim życiu. Z każdą kolejną godziną było niestety coraz gorzej. Kłótnia z nauczycielką przelała czarę goryczy.

– Nie wierzę, że jej to powiedziałaś. – Chris parsknął śmiechem, wgryzając się w kawałek ciepłej i smakowicie wyglądającej pizzy.

– Sama nie wiem, dlaczego to zrobiłam – mruknęłam, chowając twarz w dłoniach. – Jak moi rodzice się dowiedzą, to zamurują mnie w pokoju bez okien i dostępu do internetu – westchnęłam, gnębiona nie tyle wyrzutami sumienia, co strachem.

Obawiałam się ich reakcji i tego, co zrobią, gdy dowiedzą się o naganie. Wiedziałam, że to był mój ostatni rok i czasami powinnam ugryźć się w język, ale nie zawsze mi to wychodziło. Oparłam głowę o ramię blondynki, która siedziała obok, i ciężko westchnęłam, słysząc nieustający chichot Wilsona.

– Ty zawsze najpierw mówisz, a potem myślisz – rzuciła Lily, przełykając głośno swój napój.

– A czy nie miałam racji?! – zapytałam, energicznie prostując się na krześle.

– Może i miałaś – zaczął Chris, przeżuwając jedzenie. – Ale nie musiałaś jej od razu mówić, że ty, w przeciwieństwie do niej, nie widziałaś na własne oczy wojny secesyjnej, więc możesz nie pamiętać wszystkiego.

Zgromiłam wzrokiem przyjaciela, bo już bez jego ciągłego wytykania doskonale wiedziałam, że przesadziłam. Niestety Lily miała rację, moje czyny i słowa często wyprzedzały proces myślowy. Zdawałam sobie sprawę z tego, że byłam impulsywna, i niejednokrotnie wpędzało mnie to w kłopoty. Miałam tylko nadzieję, że kiedyś przez swój niewyparzony język nie znajdę się w sytuacji bez wyjścia.

– Dobra, zmieńmy temat – zarządziła Lily, zapobiegając naszej bezsensownej dyskusji. – Powinniśmy wyrwać się na jakąś imprezę – zaproponowała, po czym wepchnęła do buzi duży kawałek pizzy.

– Muszę ci przypomnieć, że jest czwartek? – Zerknęłam na dziewczynę. – I w poniedziałek byliśmy już na imprezie, którą wymyślił ten dureń siedzący przed nami. – Wskazałam palcem na Chrisa, który spojrzał na mnie zaskoczony, udając niewiniątko.

Impreza w porcie była pomysłem moich przyjaciół i spokojnie mogłam ich obwiniać o wydarzenia tamtego wieczoru. Gdyby mnie tam nie wyciągnęli, nie spotkałabym Nathaniela i żaden jego kumpel by mnie nie uprowadził. Wszystko było ciągiem zdarzeń przyczynowo-skutkowych, który zaczął się od pomysłu Wilsona. Oczywiście wiedziałam, że miałam wolną wolę i mogłam odmówić, nie jechać lub zwyczajnie nie pakować się w tarapaty, ale łatwiej było zwalić winę na kogoś innego. W tym wypadku padło na blondyna, który właśnie z trudem przełykał przeżute jedzenie.

– Ale, że ja? – zapytał zaskakująco wysokim tonem głosu.

– Ty.

– Nicole – odchrząknęła dziewczyna, spoglądając na mnie z politowaniem. – Nikt ci nie kazał prowokować Nate’a.

– Jemu nikt nie kazał się urodzić, a jednak żyje i chodzi po świecie – burknęłam.

– Kiedyś ci to nie przeszkadzało – wtrącił swoje trzy grosze Wilson.

Głośno zassałam powietrze i przetrzymałam je chwilę w płucach, zastanawiając się nad powodami swojej przyjaźni z tym chłopakiem. Chris Wilson był niezastąpiony, lojalny i zawsze mogłam na nim polegać, ale był również niesłychanie wkurzający.

– Kiedyś uznałam, że przyjaźń z tobą jest dobrym pomysłem – odgryzłam się, złośliwie się uśmiechając. – Jak widać, ludzie popełniają błędy.

– Zabolało – prychnął, kładąc rękę na piersi, jakby faktycznie zakłuło go serce.

– Co ty robisz? – zapytała Lily, marszcząc czoło.

Chwilę przyglądałyśmy się chłopakowi, który znieruchomiał i przeskakiwał zdezorientowanym spojrzeniem pomiędzy mną a blondynką. Odchrząknął i zaskakująco poważnie odpowiedział:

– Trzymam się za serce.

– Idioto – westchnęła, po czym uderzyła się otwartą dłonią w czoło. – Serce jest po drugiej stronie.

– Co za różnica. – Wilson wzruszył ramionami, jak gdyby w ogóle się tym nie przejął i wyjął dzwoniący telefon z kieszeni.

– Dobrze, że lekarze nie wychodzą z takiego samego założenia co ty, bo statystyki zgonów znacznie by wzrosły – wymamrotałam pod nosem, pozwalając chłopakowi odebrać.

Chris wstał od stolika i odszedł na bok, kontynuując rozmowę. Kiedy zerknęłam na Morgan, zauważyłam, że wpatrywała się jak zahipnotyzowana w ekran swojego telefonu. Na jej ustach błąkał się słaby uśmiech, choć zdawało mi się, że próbowała go ukryć. Niestety, ku jej nieszczęściu, nie byłaby dobrym graczem, bo zachowywanie pokerowej miny nie było jej mocną stroną. Znałam ją zbyt dobrze i jeżeli chodziło o emocje, zawsze była dla mnie jak otwarta księga.

– Kto to? – zagadnęłam, a kiedy na jej policzki wkradły się rumieńce, wiedziałam, że ta odpowiedź mi się nie spodoba.

– Nikt – odpowiedziała zbyt szybko i schowała telefon.

– Lily.

– Nicole.

– Fajnie, że znamy swoje imiona, ale nie ściemniaj – westchnęłam. – To był Evans? – zapytałam, chociaż tak naprawdę czułam, że to on.

Lily nieśmiało przytaknęła i z jednej strony jej zachowanie było urocze, może nawet odrobinę rozczulające. Wiedziałam jednak, że skoro chodziło o Evansa, to skończyłoby się złamanym sercem. Chciałam ją uchronić od łez i cierpienia, które w tym wypadku musiało nadejść.

– Wiem, że go nie lubisz.

– To wcale nie tak, że go nie lubię. – Oparłam łokcie o blat stolika i powoli wypuściłam powietrze z ust, zastanawiając się nad słowami, których powinnam użyć. – Nie mam nic do Jordana, tylko to nie jest odpowiedni chłopak dla ciebie. Kocham cię jak siostrę, wiesz o tym – wyznałam, a blondynka potwierdziła skinieniem głowy. – Zwyczajnie mu nie ufam, a ty jesteś cholernie kochliwa. Nie trzeba ci wiele, żeby chłopak skradł twoje serce. Nie jestem pewna, czy Evans jest tym, któremu powinnaś je powierzyć – dokończyłam ze spokojem i szczerą troską.

– Wiem – wyszeptała smutno, po czym spuściła wzrok.

– Mogę się mylić – dodałam, nie potrafiąc znieść jej przygnębienia. – To twoja decyzja i będę cię wspierać.

– Dzieci moje kochane – zawołał radośnie Wilson, podchodząc do stolika. – Chciałaś imprezę, więc Chris załatwił imprezę – oznajmił, stając dumnie na wprost nas.

Uniosłam wzrok na chłopaka i po raz kolejny przeklęłam w myślach swój gust i zaćmienie umysłu, które z pewnością miałam, gdy zdecydowałam się na znajomość z nim.

– Tobie naprawdę brakuje piątej klepki.

– A tobie brakuje poczucia humoru i seksu, bo jesteś marudna jak baba od historii – skwitował.

– Lawrence? – Skrzywiłam się. – Przynajmniej nie jestem przenośnym workiem chorób wenerycznych jak ty – odgryzłam się i posłałam mu buziaka.

– Skończcie – szepnęła Lily, trącając mnie w ramię. – Ludzie się patrzą i za chwilę znowu pójdzie jakaś plotka na całe miasto.

– Dobra, będę tą mądrzejszą. Gdzie jest ta impreza? – zapytałam niechętnie.

– U mojego znajomego.

– A dostanę więcej szczegółów? – Uniosłam brew, zaskoczona tajemniczością chłopaka, który był największą gadułą w naszym towarzystwie.

– I tak nie znasz. – Machnął ręką, jakby odganiał natrętną muchę. – Wpadnę po ciebie jakoś o ósmej.

– Wymyślę coś, żeby się wyrwać, ale najpóźniej o drugiej się zwijamy – zadecydowałam, obserwując reakcję przyjaciół, którzy zgodzili się bez słowa protestu.

Nie wiedziałam jeszcze co, ale coś nie pasowało mi w ich zachowaniu. Nie chciałam wyjść na paranoiczkę, jednak przez kilka sekund miałam wrażenie, że dawali sobie jakieś tajemne znaki. Gryzłam się z tą myślą przez dłuższą chwilę, ale nie widziałam sensu wypytywania ich o to w tamtej chwili.

Miałam większe zmartwienia na głowie niż dziwne zachowanie Lily i Chrisa. Istniało spore prawdopodobieństwo, że dzwonili już do mamy ze szkoły. Jeżeli odebrała telefon, miałam jeszcze bardziej przerąbane, bo nigdy nie obchodziły ich moje tłumaczenia. Zgodzenie się na wysłuchanie obu stron musiałoby wynikać z chęci poznania prawdy, a ona nigdy ich nie obchodziła. Odkąd pamiętałam, ważniejsza była dla nich pozycja i opinia obcych ludzi niż ich własnych dzieci. Domyślałam się, że mieli wiele na sumieniu, ale w tej chwili mogłam jeszcze tkwić w błogiej nieświadomości.

Jednak już wkrótce wszystkie karty miały zostać odsłonięte i decyzję o tym, czy grać dalej, mogłam podjąć tylko ja.

***

Rozejrzałam się dookoła, przestępując niecierpliwie z nogi na nogę. Letni wiatr owiał moje ciało i chociaż w Kalifornii wrzesień zawsze był ciepłym miesiącem, to zadrżałam. Miałam jednak podstawy, by sądzić, że reakcja mojego ciała nie była spowodowana temperaturą, a nerwami, które towarzyszyły mi od dłuższej chwili. Czekałam na rogu ulicy, jak dziewczyna do towarzystwa, która szukała okazji, żeby sobie dorobić, a Chrisa nadal nie było. Miał zjawić się dziesięć minut temu, a jeżeli jego auto nie zamieniło się w samochód widmo, to oznaczało, że albo zapomniał, albo umarł. Bezpieczniejsza dla niego byłaby śmierć. Wyjęłam z tylnej kieszeni spodni telefon i odszukałam imię przyjaciela w kontaktach. Odczekałam trzy sygnały, przeklinając Chrisa w myślach, kiedy w końcu usłyszałam w słuchawce jego rozbawiony głos.

– Halo?

– Gdzie ty, do cholery, jesteś? – zapytałam zdenerwowana, zerkając w bok, gdy dotarł do mnie głośny warkot silnika.

– Mała zmiana planów – odchrząknął nerwowo, a jego nagła zmiana nastroju była kolejnym zaskoczeniem tego wieczoru.

– Jaka zmiana planów? – Spięłam się, bo czułam, że cokolwiek wymyślił, to mi się nie spodoba.

– Wiesz, kochanie – odezwał się. – Wpadliśmy z Lily szybciej na tę imprezę, żeby pomóc w przygotowaniu domu i trochę zapomnieliśmy, że musimy cię odebrać – oznajmił zmieszany. Oczami wyobraźni widziałam, jak nerwowo chodził w kółko po pomieszczeniu, w którym aktualnie się znajdował. – Ale załatwiliśmy ci transport! Zaraz powinien być.

Podenerwowanie u blondyna nie było często spotykanym zjawiskiem. Chris to był ten typ człowieka, który kierował się w życiu zasadą „miej wyjebane, a będzie ci dane”. Chciałam zapytać o powody jego dziwnego zachowania, ale nagle wszystko stało się jasne jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Warkot silnika, który usłyszałam na początku naszej rozmowy, rozbrzmiał tuż obok, a gdy spuściłam wzrok, zauważyłam czarnego mustanga.

– Ty sobie ze mnie żartujesz?! – warknęłam do telefonu, kiedy auto się zatrzymało.

– Do zobaczenia, Nicole! – krzyknął do słuchawki i pośpiesznie zakończył połączenie, nie dopuszczając mnie do słowa.

Spojrzałam na wyświetlacz, po czym wzięłam głęboki oddech i podeszłam niechętnie do samochodu, którego silnik nadal cicho warczał. Przystanęłam, nabierając powietrza do płuc, i niechętnie otworzyłam drzwi, próbując zapanować nad drzemiącą we mnie złością. Zerknęłam z grymasem na profil bruneta, który nawet nie drgnął, gdy zajęłam miejsce tuż obok niego.

Pieprzona skamielina.

Zatrzasnęłam z premedytacją drzwi, doskonale zdając sobie sprawę, że zdenerwuję tym chłopaka. Nate gdyby tylko mógł, wybudowałby ołtarzyk dla tego samochodu.

– Możesz delikatniej? – Zacisnął szczękę i nie zamierzając czekać na moją odpowiedź, gwałtownie ruszył przed siebie.

– Ciesz się, że w ogóle wsiadłam do tego samochodu – burknęłam bezsensownie pod nosem, nie mogąc znaleźć żadnej riposty na jego uwagę.

– Uważasz, że zrobiłaś mi łaskę?

– Po prostu jedź – westchnęłam i spojrzałam przez boczną szybę, chłonąc widok pogrążającego się w mroku Riverside.

– Też nie jestem zachwycony tym, że musiałem cię odebrać – oznajmił po dłuższej chwili milczenia.

Zmarszczyłam brwi i ignorując nieprzyjemne kłucie w klatce piersiowej, obróciłam głowę w stronę bruneta. Zlustrowałam spięte mięśnie jego dłoni, zaciskające się na kierownicy, i przesunęłam wzrokiem po tatuażach na rękach, których reszta skrywała się pod materiałem czarnej, dopasowanej koszulki. Płuca paliły niepokojem, a umysł walczył z wspomnieniami, które już dawno powinny przestać mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie.

– Więc co tu robisz? – zapytałam szeptem, oblizując koniuszkiem języka suche usta.

– Twoi przyjaciele się na ciebie wypięli – oznajmił. Raniła mnie obojętność, z jaką to powiedział. – Miałaś do wyboru mnie albo pijanego Colsona.

– Mogłeś mówić od razu – prychnęłam, próbując ukryć, jak podziałały na mnie jego słowa. – Poczekałabym na Colsona.

– Zabawne.

– Nie próbowałam być zabawna.

– Nie miałem na myśli ciebie, a twoje dziecinne zachowanie. Miałem cię tylko dowieźć w jednym kawałku na imprezę.

– Miałeś? – zapytałam z kpiną. Nie wydawało mi się możliwe, by ktokolwiek był w stanie zmusić Nathaniela do zrobienia czegoś, na co nie miał ochoty.

– Chyba nie myślałaś, że jestem tu, bo tego chciałem – prychnął z pogardą. – Z poczucia przyzwoitości postanowiłem zawieźć siostrę mojego kumpla na imprezę, ale rozumiem, że to może być dla ciebie zbyt skomplikowane.

– Siostrę kumpla – parsknęłam, kręcąc głową, i ponownie obróciłam głowę.

Nie mogłam na niego patrzeć, bo za każdym razem, gdy szukałam w jego pociemniałych tęczówkach krzty skruchy, dostrzegałam jedynie obojętność. To bolało i nie rozumiałam, jak tak łatwo przyszło mu zachowywanie się wobec mnie niczym ostatni kutas. Nigdy nie nazwałabym nas przyjaciółmi, ale byliśmy dobrymi kumplami. Może faktycznie cała nasza relacja była sprowokowana przyjaźnią Nathaniela z moim bratem. Pewnie w innej sytuacji nawet nie zwróciłby na mnie uwagi i byłabym jedynie upierdliwą przyjaciółką jego młodszej siostry, ale stało się inaczej. Szkoda tylko, że najwidoczniej dla niego to nie było nic istotnego i wartego uwagi.

– Tak – przytaknął.

– Zawsze byłam tylko siostrą twojego kumpla? – dopytałam, chcąc usłyszeć to od bruneta.

Nigdy nie doszło między nami do żadnej bezpośredniej konfrontacji. Nagle zniknął z mojego życia tak samo jak jego siostra. Wielokrotnie chciałam poznać powody ich zachowania i wyjazdu Amy, ale za każdym razem dostawałam jedynie zdawkowe informacje, które nic nie wnosiły do mojego życia.

Czekałam na odpowiedź, która powinna opuścić usta Nathaniela, ale tym razem było dokładnie tak samo jak zawsze. Milczenie i cisza, która zdawała się nie mieć końca. Zacisnął mocniej dłonie na kierownicy i nie spuszczając wzroku z drogi, nieznacznie przyspieszył. Do końca podróży żadne z nas już się nie odezwało, a kiedy podjechaliśmy pod dom, w którym odbywała się impreza, miałam w głowie kilkanaście sposobów na zamordowanie swoich przyjaciół. Gdy tylko samochód zatrzymał się na podjeździe, bez słowa wysiadłam i zatrzasnęłam za sobą drzwi.

– Czy ty rozumiesz, że masz delikatnie zamykać te pierdolone drzwi?!

Nathaniel krzyknął, nie przejmując się ludźmi, którzy stali pod domem. Znieruchomiałam, bo mogłam zrozumieć, że nie byłam dla niego nikim ważnym. Nie musiał mnie lubić ani ze mną rozmawiać, ale nie zamierzałam pozwolić na to, żeby traktował mnie jak gówno. Byłam człowiekiem i należał mi się szacunek. Osoby, które paliły papierosy lub wyszły się przewietrzyć, spojrzały w naszym kierunku z wyraźnym zainteresowaniem.

– Rozumiem, że nikt nie nauczył cię szacunku do ludzi, ale twoje ego mogłoby chociaż raz być na poziomie twojej inteligencji. – Obróciłam się przodem i podeszłam do bruneta szybkim krokiem, stając z nim kolejny raz twarzą w twarz.

Czekałam na złośliwą ripostę lub ostrą krytykę, ale im dłużej patrzyłam w jego oczy, tym bardziej byłam przekonana o jego niepoczytalności. Nagle, bez najmniejszego powodu chłopak parsknął śmiechem i przeczesał palcami ciemne włosy.

– Dobra – parsknął ze słabym uśmiechem. – Punkt dla ciebie – oznajmił i jak gdyby nigdy nic pstryknął mnie w nos i wyminął, wsuwając dłonie do kieszeni ciemnych spodni.

Stałam w miejscu przez kilka sekund, próbując zrozumieć tę sytuację i to, co właśnie się wydarzyło. Oniemiała, patrzyłam na plecy bruneta, który przystanął przy kilku chłopakach i zaczął z nimi rozmowę. Ciężko oddychałam, czując na sobie spojrzenia gapiów, którzy zapewne oczekiwali po chłopaku jakiegoś wybuchu złości, rozlewu krwi czy ostrych epitetów skierowanych pod moim adresem. Nigdy nie słyszałam, żeby uderzył jakąś dziewczynę, ale jego napady agresji były wszystkim dobrze znane.

– To dla ciebie jest jakaś gra? – zawołałam, chcąc mieć pewność, że usłyszy moje pytanie.

– White – westchnął, przerywając rozmowę i powoli obrócił się w moją stronę. – Całe nasze życie jest grą.

Po chwili zniknął, zostawiając mnie z jeszcze większym mętlikiem w głowie. Serce obijało moją klatkę piersiową, a oddech palił płuca tak samo jak kilkanaście minut wcześniej, gdy wsiadłam do samochodu chłopaka. Nie rozumiałam jego zachowania, ale jakbym mogła, skoro nawet sama dla siebie byłam zagadką?

Ruszyłam pewnym i szybkim krokiem do domu Evansa, przypominając sobie o planie unicestwienia przyjaciół. Doskonale wiedzieli, że nie zgodziłabym się pójść na imprezę do Jordana, dlatego wysłali po mnie Nathaniela. Co więcej, ich dziwne zachowanie w pizzerii nagle stało się dla mnie jasne. Przekroczyłam próg otwartych drzwi i wyminęłam tłum pijanych nastolatków. Przystanęłam pośrodku salonu i zgarnęłam ze stołu otwartą butelkę tequili, modląc się w myślach, by nikt do niej wcześniej nie napluł. Wyjęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer do Lily, ale od razu włączyła się poczta głosowa. Wywróciłam oczami i zaciskając palce na szklanej szyjce, wyszłam na taras.

Przymknęłam powieki i zaciągnęłam się świeżym, nocnym kalifornijskim powietrzem. Lekki, przyjemny wiatr owiał moją twarz, a gdy tylko się odwróciłam, natrafiłam wzrokiem na niebieskie tęczówki przyjaciela.

– Co tam, Nicole? – zapytał, nerwowo pocierając kark. – Jak impreza? Długo już tu jesteś? – Rozejrzał się nerwowo. – Widziałaś Lily? Może pójdziemy jej poszukać? Chodź – dodał pośpiesznie. Mimo całej złości na ich spisek rozbawiło mnie to.

Chłopak próbował wciągnąć mnie do salonu, żeby znaleźć ratunek u Lily. Obawiałam się jednak, że Chris został pozostawiony sam sobie, bo jeżeli Morgan na imprezie miała wyłączony telefon, to oznaczało tylko jedno. Podjęła już decyzję, czy Jordan zasługiwał na jej serce, tylko zwyczajnie nie miała odwagi, by powiedzieć mi to prosto w oczy. W tym momencie postanowiłam skupić się na Wilsonie, który nieudolnie próbował uciec przed moją złością. Musiałam mocno się wysilić, by zachować powagę, gdy widziałam jego zdenerwowanie i nieudolną próbę odwrócenia mojej uwagi od jego zdradzieckiego zagrania.

– Stój.

– No błagam cię! On cię tylko podrzucił na imprezę. Nie róbmy z tego wielkiej sprawy – jęknął i uniósł ręce do góry. – Nic ci nie zrobił. Nie wywiózł do lasu, nie zamordował i nie przeleciał – wyjaśnił pospiesznie, próbując się usprawiedliwić. – Chyba że na to liczyłaś – dodał z uśmiechem. – Może chciałaś, żeby cię przeleciał i jesteś wkurzona, bo tego nie zrobił – kontynuował z zadowoleniem.

– Debil, kretyn, pacan… – wymieniłam, bezradnie opierając się łokciami o barierkę.

– Ja też cię kocham – wyznał i objął mnie ramieniem. – To co? Szukamy Lily?

– Jakbym chciała oglądać porno, to zostałabym w domu i włączyła Redtube.

– Teraz już chociaż wiem, na jakiej stronie oglądasz pornosy – parsknął i szeroko się uśmiechnął. – A jak tam z Nathanielem? – zapytał niby od niechcenia, poruszając brwiami.

– Chris – westchnęłam, nie kryjąc zmęczenia ich ciągłymi próbami wciągnięcia ze mnie jakiś informacji. – Między mną a nim nic się nie zmieni. Przywiózł mnie i wkurzał tak samo albo jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Nie próbujcie nas jakkolwiek pogodzić. – Przy ostatnim słowie zrobiłam palcami cudzysłów w powietrzu.

– Wiem, że nic na siłę. Po prostu kiedyś często razem gadaliście, a potem… – urwał na chwilę, szukając odpowiedniego słowa.

– A potem zrozumiałam, jaki jest Nathaniel Wood – dokończyłam za niego, wzruszając obojętnie ramionami.

– Co to znaczy?

– Nie szukaj drugiego dna tam, gdzie go nie ma – mruknęłam.

Albo tam, gdzie nie ma zostać odnalezione, dodałam w myślach.

– Dobra, odpuszczam – powiedział z rezygnacją. – Wracam do środka, idziesz? – zapytał, zerkając przez ramię.

W odpowiedzi pokręciłam głową, a chłopak po chwili zniknął w tłumie, pozostawiając mnie samą. Odwróciłam się i opierając łokcie o barierkę, uniosłam wzrok na niebo. Ciemne gwiazdy migotały na ciemnogranatowym niebie, dając złudne nadzieje i spokój, który znikał zazwyczaj tak szybko, jak się pojawiał. Zignorowałam przebiegające obok dziewczyny, które chichocząc, uciekały przed zawodnikiem szkolnej drużyny piłkarskiej. Ciężko wypuściłam wstrzymywane powietrze i upiłam spory łyk z butelki, którą wzięłam wcześniej ze stołu. Liczyłam na odrobinę spokoju, kiedy obok mnie pojawiła się osoba, która była zaprzeczeniem wszystkiego, w co kiedykolwiek próbowałam wierzyć. Nie chciałam jego towarzystwa ani rozmowy, mimo to znowu się zjawił, a to, czego ja chciałam, nie miało żadnego znaczenia.

– Chcesz? – Wysunął w moim kierunku paczkę papierosów.

Zerknęłam na wyciągniętą dłoń, przygryzając nerwowo wnętrze policzka. Pokręciłam głową i odwróciłam wzrok, skupiając się ponownie na niebie i gwiazdach.

– Co ty robisz? – zapytałam, zaciskając palce na balustradzie, o którą do tej pory się opierałam.

– Palę? – odpowiedział pytaniem, po czym prychnął pod nosem. Zerknął na mnie, unosząc brew w rozbawieniu i przez chwilę czułam jego uważne spojrzenie na swoim profilu.

– Nie o to pytam.

– Więc, o co? – Zaciągnął się. – Musisz być bardziej konkretna, White, jeszcze nie czytam w myślach.

– Nieważne. – Pokręciłam głową, sfrustrowana własnym zachowaniem i brakiem zdecydowania. Odwróciłam się i czym prędzej oddaliłam od chłopaka, który ciągnął za sobą zbyt wiele bólu i mroku, bym dobrowolnie chciała być blisko niego.

Nie odwracając się, weszłam do salonu i przystanęłam w miejscu, wsłuchując się w słowa piosenki We Don’t Have To Take Our Clothes Off. Przesunęłam wzrokiem po tańczących, właściwie nieznanych ludziach, i zatrzymałam go na Lily, która kołysała się powoli w rytm lecącej melodii, zamknięta w ramionach Jordana. Uśmiechała się do niego nieśmiało, gdy nagle pochylił się do niej i musnął jej usta. Nie obchodzili ich ludzie, byli razem i to było dla nich najważniejsze. Pasowali do siebie, ale nie umiałam cieszyć się jej szczęściem, gdy ciągle obawiałam się najgorszego. Ludzie kłamali i krzywdzili, a im bardziej nam na kimś zależało, tym łatwiej można było nas zranić. Nie chciałam, by blondynka cierpiała przez uczucia, które właściwie wcale nie były nam potrzebne do życia. Łatwiej było nie kochać, niż później żyć ze złamanym sercem.

Westchnęłam i wróciłam na taras, rozglądając się uważnie na boki. Nie chciałam znowu wpaść na Nathaniela. Przełknęłam ślinę, gdy dostrzegłam w oddali drewnianą huśtawkę, na której zamierzałam spędzić pozostałe godziny trwającej imprezy. Kiedy po chwili usiadłam, podkurczyłam nogi i otworzyłam butelkę, którą nadal trzymałam w dłoni. Zignorowałam wewnętrzne podszepty sumienia i wzięłam niewielki łyk.

Pierwszy za Chrisa.

Wilson zawsze był przy mnie i przeżyliśmy ze sobą naprawdę kawał historii. Niektórzy nie potrafili zrozumieć naszej przyjaźni. Wiele osób uważało go za płytkiego i rozpieszczonego narcyza, ale to nie była prawda. Pierwsze wrażenie sprawiało, że wokół chłopaka kręciły się głównie dziewczyny, które chciały, żeby w ich życiu coś się wydarzyło i by miały o czym opowiedzieć koleżankom. Żeby mogły powiedzieć, że spały z tym Wilsonem – jednym z najbogatszych dzieciaków w tym oszukańczym i zgniłym mieście. Prawda jednak była taka, że nikt go nie znał. Widziałam jego wzloty i upadki, podobnie jak on moje. Byłam z nim, kiedy po raz pierwszy się zakochał i tak naprawdę ten pierwszy raz był zarazem jego ostatnim. Kto o tym wiedział? Tylko ja.

Drugi za Alexa.

Mój brat to jedyna osoba w tej pieprzonej rodzinie, której szczerze na mnie zależało. Kłóciliśmy się, ale wiedziałam, że wskoczyłby za mną w ogień. Może to właśnie sytuacja z naszymi rodzicami sprawiła, że byliśmy sobie bliscy. Mieliśmy tak naprawdę tylko siebie, nawet jeżeli teraz mieszkał w innym mieście.

Trzeci za złamane serce.

Pewne rzeczy powinno zabierać się ze sobą do grobu. Powiedzenie niektórych słów niczego nie zmieni. Ból i rozczarowanie nagle nie znikną. Nic nie cofnie czasu i błędów, jakie popełniliśmy.

Czwarty za brak zaufania.

Niektóre sytuacje w naszym życiu są ze sobą powiązane i przypominają grę w domino. Kiedy już wydaje się, że coś jest idealnie ułożone, wystarczy jeden fałszywy lub niepewny ruch, by wszystko runęło jak domek z kart.

Piąty za brak miłości, brak miłości rodziców. Brak cholernych rodziców.

To nie stało się z dnia na dzień, bo takie rzeczy nie dzieją się nagle. Możemy nie zauważać pewnych zmian, bo niektóre są zbyt drobne czy błahe. Czasami zwyczajnie nie chcemy czegoś dostrzegać, choć ja widziałam wszystkie rysy w naszej rodzinie i to bolało, ale za każdym kolejnym razem trochę mniej. Czułam ich rozczarowanie, oziębłość. Słyszałam krzyki i ból w głosie swojego brata, gdy wieczorami opuszczał gabinet taty. Zauważałam dziwnych ludzi, którzy późnymi wieczorami kręcili się pod domem. A w tym wszystkim najgorsza była bezradność i brak nadziei.

Szósty za…

Chciałam przysunąć gwint butelki do ust, gdy ktoś niespodziewanie wyjął mi ją z dłoni. Przeniosłam zamglony wzrok na chłopaka, stojącego naprzeciw mnie.

– Co tu robisz? – westchnęłam zrezygnowana, utrzymując z Nathanielem kontakt wzrokowy. – Idź sobie – wybełkotałam i machnęłam ręką. – Czekaj! – uniosłam głos, gdy zrobił krok do tyłu. – Oddaj butelkę.

– Chyba już ci wystarczy.

– Jak będę miała dość, to sobie powiem dość, a że nie mam, to oddaj moją butelkę. – Wyciągnęłam rękę w kierunku bruneta, czekając, aż zwróci mi moją własność. – To się nazywa kradzież – dodałam. – To jest przestępstwo i możesz odpowiadać za to przed sądem. – Zmrużyłam oczy.

– Dobra, potem oskarżysz mnie o kradzież wódki, ale teraz… – Podszedł bliżej i pochylił się powoli w moją stronę.

– To jest tequila – przerwałam mu, wytykając jego błąd, na co wywrócił oczami. – I co ty tu robisz? Nie musisz zbałamucić jakiejś naiwnej pierwszoklasistki?

– Zbałamucić? – powtórzył rozbawiony. – Wyszedłem na fajkę i zobaczyłem jakąś idiotkę, która upiła się na huśtawce – wyjaśnił beznamiętnie.

– Tak. To naprawdę fajnie, ale oddaj mi to – mruknęłam, po czym pochyliłam się, zachwiałam i w ostatniej chwili chwyciłam butelkę. – I idź sobie – dodałam, wyrywając mu ją z dłoni.

– Pójdę, ale z tobą – oznajmił i siłą przyciągnął mnie do siebie.

Wbrew własnej woli wstałam z huśtawki, a gdy objął mnie ręką w talii, pomagając utrzymać pion, pośpiesznie przysunęłam gwint do rozchylonych ust.

– Szósty za ciebie, Nate – szepnęłam i przełknęłam gorzką ciecz.

– Dlaczego za mnie?

Bo ciągle tu byłeś. Zawsze żyłeś gdzieś obok i nie potrafiłam się ciebie pozbyć. Byłeś jak mój cień, a jak pozbyć się własnego cienia? Można jedynie wejść w mrok…