Gwiazdy nad Akropolem - Kate Hewitt - ebook

Gwiazdy nad Akropolem ebook

Hewitt Kate

3,4

Opis

 

Podczas swojego pierwszego balu w Atenach Iolanthe Petrakis poznała Alekosa Demetriou. Uległa jego urokowi i spędziła z nim noc. W swej młodzieńczej naiwności sądziła, że teraz Alekos się z nią ożeni. Ale on nie miał takiego zamiaru, a nawet zaczął jej unikać, dlatego nigdy nie powiedziała mu, że była w ciąży. Poślubiła mężczyznę, którego wybrał jej ojciec. Jednak po dziesięciu latach znów staje twarzą w twarz z Alekosem…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 141

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,4 (19 ocen)
6
1
8
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
danutann

Z braku laku…

z braku laku
00
AgnieszkaZz122

Nie oderwiesz się od lektury

Szybko się czyta, dobrze napisana.
00

Popularność




Kate Hewitt

Gwiazdy nad Akropolem

Tłumaczenie: Anna Dobrzańska-Gadowska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Ten wieczór miał być pełen magii. Iolanthe Petrakis popatrzyła na swoje odbicie w owalnym lustrze, wiszącym na ścianie jej pokoju, i kąciki jej ust uniosły się w radosnym uśmiechu. Nowa suknia ze srebrzystej satyny spływała aż do kostek – suknia rodem z bajki, odpowiednia dla księżniczki. Iolanthe czuła się księżniczką, czuła się jak Kopciuszek przed pierwszym balem i nie mogła się już doczekać, kiedy zabawa rozpocznie się na dobre.

Z przyjemnych marzeń wyrwało ją ciche pukanie do drzwi.

‒ Jesteś gotowa? – zawołał jej ojciec, Talos Petrakis.

‒ Tak. – Iolanthe przygładziła lśniące ciemne włosy, upięte w elegancki kok przez gospodynię Amarę.

Serce biło jej mocno z radosnego podniecenia i zdenerwowania. Wzięła głęboki oddech, odwróciła się i otworzyła drzwi.

Talos chwilę przyglądał jej się bez słowa, wstrzymała więc oddech z nadzieją, że jej wygląd zyska jego aprobatę. Iolanthe, która za sprawą ojca prawie całe życie spędziła w jego odosobnionej willi na wsi, nie mogła znieść myśli, że teraz Talos mógłby cofnąć pozwolenie na jej udział w wieczorze pełnym rozrywek i przyjemności.

‒ Dobrze wyglądam? – spytała, przerywając przeciągającą się ciszę. – Amara pomogła mi wybrać suknię…

‒ Wyglądasz przyzwoicie. – Ojciec krótko skinął głową.

Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Talos nigdy nie okazywał jej czułości ani nie chwalił – przywykła do tego i jego reakcja całkowicie jej wystarczyła.

‒ Pamiętaj, że musisz zachowywać się spokojnie i z godnością.

‒ Oczywiście, tato.

Czy kiedykolwiek zachowywała się inaczej? Szczerze mówiąc, nigdy wcześniej nie miała takiej możliwości. Stłumiła uśmiech, nie chcąc, by ojciec odgadł jej myśli. Po długiej egzystencji w odosobnieniu była spragniona zabawy i odrobiny beztroski.

‒ Twoja matka byłaby zadowolona, gdy mogła cię teraz zobaczyć – rzekł Talos.

Serce Iolanthe ścisnęło się boleśnie. Althea Petrakis zmarła na raka, gdy jej córka miała zaledwie cztery lata. Nieliczne wspomnienia o matce były mgliste – lekki zapach perfum, delikatny dotyk miękkiej dłoni. Po śmierci żony Talos wycofał się z życia rodzinnego i prawie całkowicie poświęcił się prowadzeniu firmy. Iolanthe często zastanawiała się, czy byłby inny, bardziej obecny i czuły, gdyby Althea żyła. Widywała ojca co parę miesięcy, a jego krótkie wizyty kojarzyły jej się z urzędowymi inspekcjami.

‒ Wyglądasz pięknie, ale przyda się coś dla podkreślenia uroczystej chwili – Talos wyjął z kieszeni smokingu niewielkie aksamitne puzderko. – Oto ozdoba godna dorosłej kobiety, gotowej rozpocząć nowe życie u boku męża.

‒ Męża? – Iolanthe nie miała teraz najmniejszej ochoty myśleć o małżeństwie.

Wiedziała, że kiedyś będzie musiała poślubić wybranego przez ojca mężczyznę, lecz tego wieczoru zamierzała się zająć wyłącznie poszukiwaniem niewinnych przygód, no i może nieskomplikowanego flirtu.

‒ Otwórz – polecił Talos.

Uniosła wieczko i cicho krzyknęła z zachwytu na widok kolczyków z brylantami.

‒ Jakie piękne!

Nigdy dotąd nie miała biżuterii i nie potrzebowała jej.

‒ Mam tu coś więcej. – Z drugiej kieszeni Talos wyjął naszyjnik z trzema przepięknymi brylantami w kształcie łez. – Należał do twojej matki, miała go na sobie w dniu naszego ślubu.

Iolanthe ostrożnie wzięła z jego ręki naszyjnik i lekko dotknęła drogich kamieni.

‒ Dziękuję, tato – wyszeptała przez łzy.

‒ Czekałem na odpowiedni moment, żeby dać ci tę biżuterię. – Ojciec odchrząknął, wyraźnie skrępowany jej emocjonalną reakcją. – Nie codziennie młoda kobieta idzie na swój pierwszy bal, dlatego powinna być odpowiednio ubrana na taką okazję.

Iolanthe włożyła kolczyki i odwróciła się tyłem do ojca.

‒ Zapniesz naszyjnik? – spytała.

‒ Naturalnie. – Talos spełnił prośbę córki i lekko położył dłonie na jej ramionach. – Dziś wieczorem Lukas dotrzyma ci towarzystwa i zadba o twoje bezpieczeństwo. Okaż mi, że to doceniasz.

Iolanthe kilka razy widziała Lukasa, szefa działu technicznego w firmie ojca, i teraz na samą myśl o spędzeniu całego wieczoru z takim sztywniakiem ogarnęło ją wielkie rozczarowanie.

‒ Myślałam, że będę z tobą…

‒ Mam parę biznesowych spraw do załatwienia, a takie bale to doskonała okazja do ważnych spotkań. – Ojciec cofnął się, znowu jak zwykle chłodny i poważny. – Lukas to bardzo odpowiedni towarzysz. Pozwoliłem ci udać się na pierwszy bal, bo jesteś wystarczająco dorosła i już czas, żebyś wyszła za mąż. Lukas jest znakomitym kandydatem.

Przez głowę Iolanthe przemknęła myśl, że trudno byłoby jej wyobrazić sobie bardziej ponurą przyszłość, nie odezwała się jednak, widząc mocno zaciśnięte usta ojca. Nie mogła z nim w tej chwili dyskutować, więc w milczeniu kiwnęła głową, chociaż w głębi jej serca zapłonął ogień buntu.

Długo czekała na swój pierwszy bal i nie zamierzała spędzić całego wieczoru, nie mówiąc już o całym życiu, u boku niewyobrażalnie nudnego Lukasa Callosa.

Alekos Demetriou wszedł do sali balowej, w której światło bijące z niezliczonych kryształowych żyrandoli odbijało się od drogocennych ozdób kobiet, świetnie bawiących się u boku elegancko ubranych mężczyzn. Na pierwszym wielkim wydarzeniu sezonu zebrała się śmietanka towarzyska Aten, i tym razem Alekos również znalazł się w tym gronie.

Rok wcześniej jego nazwiska z pewnością nie umieszczono by na liście gości, głównie dlatego, że nikt go nie znał, lecz teraz sytuacja wreszcie się zmieniła. Alekos miał prawo być tutaj, miał prawo stać obok ludzi bogatych i uprzywilejowanych i nie widział żadnego powodu, by nie czerpać korzyści ze swojej pozycji.

Wziął kieliszek szampana z tacy podsuniętej przez krążącego w pobliżu kelnera i uważnie rozejrzał się dookoła, jak zwykle szukając twarzy swojego przeciwnika. Talos Petrakis, człowiek, który zabrał mu dosłownie wszystko, z uśmiechem na twarzy, przedstawiając światu fałszywe oblicze szlachetnego, dobrodusznego biznesmena.

Na myśl o Petrakisie serce Alekosa zalała fala żółci. W pierwszym okresie po zdradzie Petrakisa bezskutecznie walczył z obezwładniającą furią, rozpaczą i bólem, jednak potem zorientował się, że może skanalizować te emocje i wykorzystać je. I odniósł sukces – przez ostatnie cztery lata przekuł je w stalową determinację, nieugiętą wolę walki i dążenie do sukcesu.

W końcu osiągnął punkt, w którym mógł się zacząć zastanawiać, w jaki sposób najskuteczniej zemścić się na wrogu. Stanięcie twarzą w twarz z Petrakisem miało być pierwszym krokiem.

Kątem oka dostrzegł błysk przejrzystej bieli, odwrócił się i zobaczył młodą kobietę stojącą po przeciwnej stronie balowej sali. Jej smukłe ciało opinała biała, naszywana kryształkami suknia, twarz przesłonięta była kremową maską, taką samą, jakie tego wieczoru włożyło wiele innych uczestniczek balu.

Poruszyła się i uwagę Alekosa zwróciły jej kruczoczarne włosy o granatowym połysku, podkreślające łagodną krągłość policzka i smukłą szyję. Wyglądała wzruszająco niewinnie i pięknie w porównaniu z wyrafinowanymi damami, które spacerowały po sali, przybierając znudzone pozy. Na ich tle dziewczyna w białej kreacji lśniła niczym świeżo wydobyta perła wśród sztucznych klejnotów. Szeroko otwartymi oczami rozglądała się dookoła, zupełnie jakby stała na progu jaskini pełnej skarbów.

Alekos nie mógł sobie przypomnieć, by sam kiedykolwiek patrzył na świat w taki sposób, z uczuciem, że życie jest kopalnią cudów i możliwości. Może było tak, gdy był dzieckiem, zanim życie pokazało mu swoją ponurą twarz, zanim się dowiedział, jak obojętni i okrutni potrafią być ludzie.

Mimo oczywistego zainteresowania otoczeniem młoda kobieta wciąż stała pod ścianą, zbyt nieśmiała albo może po prostu całkowicie zadowolona z roli obserwatorki wydarzeń. Alekos ruszył w jej stronę. Nie wiedział, kim jest ta dziewczyna, ale zamierzał się tego dowiedzieć.

‒ Alekos, miło cię widzieć! – Na jego ramieniu spoczęła ciężka dłoń.

Odwrócił się, przywołując na twarz uprzejmy uśmiech na powitanie Spira Anatosa, krępego menedżera, który jako jeden z pierwszych skorzystał z usług jego softwarowej firmy.

‒ Witaj. – Alekos uścisnął rękę Anatosa. – Cieszę się, że tu jestem.

‒ Może wreszcie trochę się zabawisz, co? Moja Sofia zawsze mówi, że zbyt ciężko pracujesz.

‒ Może ma rację.

Przez ostatnie cztery lata rzeczywiście harował jak wyrobnik, wracając do domu tylko po to, by coś zjeść i przespać się parę godzin. Czas wyrzeczeń przyniósł jednak bardzo konkretne owoce – Alekos miał dwadzieścia sześć lat i był szefem własnej, szybko się rozrastającej firmy.

‒ Ten wieczór poświęć wyłącznie na rozrywkę. – Spiro szeroko rozłożył ramiona i parsknął śmiechem. – Pij, jedz i tańcz, chłopie! I kochaj się!

Alekos skinął głową. Najwyraźniej starszy mężczyzna sam sporo już wypił.

‒ Będę pamiętał o twoich sugestiach – mruknął.

Pożegnał Spira i poszedł dalej, zdecydowany odszukać kobietę, która przykuła jego uwagę.

Iolanthe stała pod ścianą, zasłaniając maseczką twarz. Udało jej się wymknąć Lukasowi, którego w pewnym momencie zatrzymał inny biznesmen, i nie miała najmniejszej ochoty go szukać.

Przecierpiała już kilka tańców z protegowanym ojca – dłonie miał wiecznie wilgotne, był sztywny jak wieszak i rozmawiał wyłącznie o komputerach. Pomyślała, że chciałaby jeszcze zatańczyć, oczywiście z kimś innym, kimś, kto patrzyłby jej w oczy i był przynajmniej odrobinę zainteresowany tym, co ona ma do powiedzenia. Wyobraziła sobie nawet taką scenę – wysoki, przystojny młody mężczyzna podchodzi do niej i z lekkim, zmysłowym uśmiechem podaje jej rękę…

Roześmiała się cicho, rozbawiona i zażenowana swoimi dziewczęcymi fantazjami. Wszystko wskazywało na to, że będzie stała w tym miejscu do końca balu, unikając wzroku Lukasa, zafascynowana widokiem starszych od siebie, bardziej wyrafinowanych kobiet, które odchylały do tyłu głowy, zanosząc się dźwięcznym śmiechem.

Cóż, nie było jej tu wcale źle. Dla osoby, która prawie całe życie spędziła praktycznie w samotności, wszystko było ciekawe.

‒ Dobry wieczór.

Iolanthe drgnęła nerwowo. Głos mężczyzny, który nagle pojawił się przed nią, był niski i autorytatywny. Oszołomiony umysł dziewczyny dopiero po chwili przetworzył wiadomość, że nieznajomy mówi właśnie do niej.

‒ Dobry… dobry wieczór. – Instynktownie przycisnęła maskę do twarzy i zamrugała, usiłując lepiej się przyjrzeć mężczyźnie.

Był bardzo wysoki i ciemnowłosy, jakby żywcem wyjęty z jej naiwnych marzeń, o oczach koloru topazu, które wpatrywały się w nią z zaciekawieniem, i pięknie zarysowanych zmysłowych wargach. Iolanthe poczuła się tak, jakby wpadła do króliczej nory i znalazła się w jakiejś dziwnej alternatywnej rzeczywistości. Nigdy nie przypuszczała, że jeden z wytworzonych przez jej wyobraźnię scenariuszy może się ziścić. Nie mogła się zdecydować, czy mężczyzna wygląda jak pozytywny bohater jednego z romansów, które czasami pożyczała jej Amara, czy też raczej jak czarny charakter.

‒ Spostrzegłem panią z drugiej strony sali – odezwał się. – I doszedłem do wniosku, że muszę panią poznać…

‒ Naprawdę?

Gdy się uśmiechnął, w jego policzku pojawił się cudowny dołek i to sprawiło, że nagle wydał jej się mniej przerażający.

‒ Naprawdę – zapewnił ją. – Miałem wrażenie, że dobrze się pani bawi w tym kącie, obserwując wszystkich uważnie.

‒ Nigdy nie byłam na balu – wyznała Iolanthe i natychmiast się skrzywiła, zawstydzona własną naiwnością.

Była przekonana, że ten fascynujący mężczyzna zaraz pożałuje swojej decyzji i odejdzie. Nie miała pojęcia, co mu powiedzieć, ponieważ nie miała żadnego, ale to żadnego doświadczenia w dziedzinie flirtu.

‒ Może zaczniemy naszą znajomość od przedstawienia się sobie – zaproponował. – Jestem Alekos Demetriou…

‒ Iolanthe. – Zaczerwieniła się gwałtownie.

Uśmiechnął się znowu i zmierzył ją uważnym, szacującym spojrzeniem. Nie wiedziała, czy to, co widział, przypadło mu do gustu, miała jednak ogromną nadzieję, że tak było.

‒ Chcesz zatańczyć?

‒ Och, ja… ‒ Pomyślała o ojcu, o jego wyraźnym poleceniu, by trzymała się Lukasa.

Ale co złego mogło wyniknąć z jednego tańca? Przecież na bal przychodzi się po to, żeby tańczyć, prawda? Przez całą resztę życia będzie posłuszną córką i dobrą żoną, lecz dziś… Iskra buntu, która kilka godzin wcześniej zatliła się w jej sercu, teraz buchnęła pełnym płomieniem.

‒ Więc jak? – Alekos z wyraźnym rozbawieniem uniósł jedną brew i wyciągnął do niej rękę.

‒ Tak – odparła zdecydowanym tonem. – Tak, bardzo chętnie zatańczę.

Alekos drgnął, gdy dłoń Iolanthe spoczęła w jego dłoni. Całe jego ciało zalała potężna fala nieoczekiwanego pożądania.

Zaczął już żałować, że wdał się w rozmowę z tą dziewczyną, w oczywisty sposób bardzo młodą i jeszcze bardziej niewinną. I bez wątpienia piękną – widział to nawet mimo tej idiotycznej maski. Potrafił docenić jej delikatne rysy i idealną cerę, czystą, cudowną linię podbródka i szyi. Zza pierzastej maseczki patrzyły na niego oczy srebrzyste niczym promień księżyca na wodzie, szczere i trochę wystraszone.

Najwyraźniej Iolanthe nie nauczyła się jeszcze udawać. Jej oczy rozszerzyły się, gdy Alekos przyciągnął ją do siebie, i rozbłysły odbiciem jego pragnienia.

Praca nie pozwalała mu na prowadzenie życia towarzyskiego, dlatego potrzeby seksualne zaspokajał w zupełnie podstawowy sposób, podczas przelotnych romansów z doświadczonymi kobietami, równie cynicznymi jak on sam. Iolanthe zdecydowanie nie pasowała do tej kategorii.

Jeden taniec, powiedział sobie. Jeden krótki taniec. Potem uśmiechnie się i odejdzie, bo niby dlaczego miałby poświęcić tej dziewczynie więcej czasu.

Poprowadził ją na parkiet. Poszła za nim lekkim krokiem, z wysoko uniesioną głową, a kiedy objął ją i przyciągnął mocniej do siebie, jej biodra i piersi przylgnęły do niego zupełnie naturalnie, jakby tańczyli tak codziennie.

Na czoło wystąpiły mu krople potu. Pożądanie płonęło w jego żyłach z intensywnością, która całkowicie go zaskoczyła. Nigdy dotąd nie reagował tak na żadną kobietę, dlaczego więc właśnie ta rozbudziła w nim takie emocje… Dlaczego właśnie teraz?

Była piękna i pełna uroku, to prawda, ale też chyba zbyt młoda i nieśmiała. Zaklął w myśli. Niepotrzebne mu teraz były żadne życiowe komplikacje.

‒ Mieszkasz w Atenach? – zagadnął z uprzejmym uśmiechem.

‒ Mój ojciec ma tutaj dom, lecz dotąd mieszkałam głównie na wsi. – Przechyliła głowę na bok i uśmiechnęła się w odpowiedzi.

‒ Na wsi? – powtórzył zachęcająco, zdeterminowany podtrzymać lekki ton rozmowy i stłumić palące go pożądanie.

‒ W posiadłości ojca – wyjaśniła.

‒ Ach, tak…

Wyglądało na to, że właśnie poznał bogatą młodą dziedziczkę, którą rodzina trzymała za wysokimi murami do tej chwili, kiedy to miała pokazać się światu, wzbudzić podziw i zachwyty, a następnie wyjść za mąż, za odpowiedniego kandydata, rzecz jasna.

Iolanthe zaśmiała się cicho, nie kryjąc rozbawienia.

‒ Tak, moje życie było dotąd tak nudne, jak ci się wydaje, więc pewnie uważasz, że nie mam nic ciekawego do powiedzenia. I słusznie.

‒ Wcale nie – zaprotestował gładko. – Wręcz przeciwnie, uważam, że rozmowa z tobą jest bardzo odświeżająca.

‒ Jak szklanka wody?

‒ Albo kieliszek najlepszego szampana. – Zajrzał jej w oczy. – Czy po tym balu wracasz na wieś?

‒ Pewnie tak, chociaż wolałabym zostać w Atenach – westchnęła lekko. – Chciałabym wreszcie zacząć robić coś sensownego. Czasami wydaje mi się, że całe moje dotychczasowe życie to jedno długie oczekiwanie. Miałeś kiedyś takie wrażenie?

‒ Zdarzyło mi się to parę razy – przyznał.

Ostatnie cztery lata upłynęły mu na oczekiwaniu. Zemsta to długa gra, nie miał jednak najmniejszego zamiaru opowiadać o tym tej dziewczynie.

‒ Na co czekasz? – zapytał.

‒ Na przygodę – odparła bez chwili wahania. – Nie chcę zdobywać niebotycznych szczytów ani szukać złota, chcę tylko zrobić coś ciekawego. Och, na pewno myślisz, że to głupie…

‒ Nie.

Była taka młoda, szczera i pełna nadziei. Dziwne, że ta mieszanka aż tak bardzo uderzyła mu do głowy.

‒ Jakiego rodzaju przygodę masz na myśli?

‒ Coś, co sprawi, że życie stanie się godne zachodu, ważne. – Jej dłoń instynktownie zacisnęła się na jego ramieniu.

Alekos zupełnie nie rozumiał, skąd wzięła się w nim chęć, by osłonić ją przed światem. Nie znał jej przecież i nic o niej nie wiedział, więc dlaczego obchodziło go, co się z nią stanie? Dlaczego czuł lęk na myśl, że jej kruche marzenia zginą w zderzeniu z twardą rzeczywistością, tak jak kiedyś jego własne…

‒ Ważne? – powtórzył znowu.

Taniec z tą smukłą dziewczyną nagle okazał się prawdziwym wyzwaniem, i emocjonalnym, i fizycznym. Chciał znów usłyszeć jej ciepły śmiech, ale pragnął też pocałować te delikatne różowe usta.

‒ Sądzę, że każdy chce się czuć ważny. – Iolanthe wzruszyła ramionami. – Mnie na tym naprawdę nie zależy, chciałabym tylko zrobić coś, co w jakiś sposób odmieniłoby czyjeś życie, choćby w najmniejszym stopniu. Chcę żyć, a nie jedynie przyglądać się, jak żyją inni, obserwować innych ludzi z nosem przyciśniętym do szyby. Ale jakie to ma znaczenie? Najprawdopodobniej po prostu wyjdę za mąż, i tyle.

Tak jasno i klarownie wypowiedziana prawda, której sam przecież już się domyślił, obudziła w nim instynktowny bunt.

‒ Dlaczego tak mówisz?

Podniosła na niego jasne oczy, których blask zupełnie teraz przygasł.

‒ Mam dwadzieścia lat i ojciec zamierza wybrać dla mnie męża. Jestem na tym balu wyłącznie po to, by się pokazać odpowiednim kandydatom.

Prawie wypluła te słowa.

‒ Czy twój ojciec ma na myśli kogoś konkretnego? – spytał.

‒ Może. – Zacisnęła usta i odwróciła wzrok. – Tak czy inaczej, chcę mieć coś do powiedzenia w tej sprawie.

‒ To oczywiste.

‒ Nie wiem, czy mój ojciec zgadza się z takim punktem widzenia. No, ale najlepiej zmieńmy temat. Nie mam ochoty o tym myśleć, nie dzisiaj, kiedy być może mam jedyną okazję bawić się w towarzystwie najprzystojniejszego mężczyzny na balu.

Posłała mu kokieteryjny, lecz pełen poczucia humoru uśmiech. Chyba bawiło ją to, że nagle tak bezwstydnie z nim flirtuje.

‒ Powiedzmy – uśmiechnął się lekko.

‒ Założę się, że śmieszą cię moje wyznania o tym, jak to chciałabym robić coś ważnego. – Odchyliła głowę do tyłu, żeby swobodnie na niego spojrzeć.

‒ Nie widzę w nich nic śmiesznego.

Sam kiedyś miał takie ambicje i wznosił się w górę na skrzydłach nadziei. Dopiero później runął na ziemię i to w rezultacie tego upadku teraz jedyną rzeczą, jakiej rzeczywiście pragnął, była zemsta.

‒ Każdy chce zostawić po sobie jakiś trwały ślad – dodał.

‒ A ty? – Popatrzyła na niego z zaciekawieniem. – Jaki ślad chciałbyś po sobie zostawić?

Alekos zawahał się. Zależało mu, żeby nie odsłonić zbyt dużej części swoich planów.

‒ Chcę doprowadzić do sprawiedliwego zakończenia pewnej sprawy – rzekł w końcu, zgodnie z prawdą.

Chciał przecież, żeby Talos Petrakis zapłacił za swoje winy, prawda?

‒ To szczytny cel – oświadczyła po chwili milczenia. – I o wiele więcej, niż ja kiedykolwiek osiągnę, jestem tego pewna.

‒ Kto wie, co uda ci się osiągnąć? – odparł. – Jesteś młoda i masz całe życie przed sobą. Jeśli nie chcesz, wcale nie musisz wychodzić za mąż.

Lekko wydęła wargi, może aż zbyt poważnie zastanawiając się nad jego słowami. Przez głowę przemknęła mu myśl, że zupełnie niepotrzebnie podżega tę naiwną bogatą pannę do buntu.

‒ Co miałabym robić, jeżeli nie wyszłabym za mąż?

‒ Zdobyć pracę. Może pójść na studia. Jakie przedmioty najbardziej lubiłaś w szkole?

‒ Uczyłam się w domu, ale zawsze najbardziej lubiłam zajęcia plastyczne – roześmiała się. – Nie mam żadnych specjalnych talentów…

‒ Nigdy nie wiadomo.

‒ Jesteś optymistą.

Parsknął śmiechem, raczej gorzkim niż pogodnym. Można było przypisać mu wiele wad, ale z całą pewnością nikt inny nie nazwałby go optymistą.

‒ Po prostu nie podoba mi się, że młoda kobieta, taka jak ty, zamyka oczy na mnóstwo możliwości, jakie jej daje życie.

Skrzywiła się lekko.

‒ Na pewno wydaję ci się bardzo naiwna i niedoświadczona, zwłaszcza w porównaniu z innymi kobietami na tej sali.

‒ Większość tych kobiet grzeszy cynizmem i zblazowaniem – rzucił bez zastanowienia. – Ty jesteś jak powiew świeżego powietrza.

Chciał jej powiedzieć komplement i dopiero po paru sekundach dotarło do niego, że powiedział prawdę. Jej niewinność i całkowita szczerość, które wcześniej wydawały mu się nudne, teraz z każdą chwilą intrygowały go coraz bardziej. Sam cierpiał na syndrom wiecznego rozczarowania, nikomu nie ufał i niczyim losem się nie interesował. Uświadomił sobie, że z jakiegoś dziwnego powodu zależy mu, by Iolanthe nie straciła swojego optymizmu, niezależnie od tego, jaka przyszłość ją czeka.

Taniec dobiegł końca, lecz Alekos wcale nie chciał zostawić dziewczyny samej, tak jak to wcześniej planował. I pewnie dlatego, zupełnie wbrew zdrowemu rozsądkowi, postąpił inaczej.

‒ Masz ochotę wyjść na chwilę na taras? – zaproponował.

Jej oczy zabłysły. Rozejrzała się po sali, popatrzyła na niego i wyprostowała smukłe ramiona, jakby właśnie podjęła decyzję.

‒ Tak – odparła. – Bardzo chętnie będę ci towarzyszyć.

Czysta