Gra życia - Wiktoria Ciesielska - ebook

Gra życia ebook

Wiktoria Ciesielska

0,0
70,67 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Isabelle — jedna osoba, dwa różne odbicia życia. Od kochającej rodziny po wyłączenie z niej za wszelką cenę i wprowadzenie w świat surowych reguł bez ciepłych uczuć z ciągłym poczuciem obowiązku i własnej nie akceptacji innych. Po latach odzyskując to co zabrano próbuje odnaleźć się w tym co znała będąc dzieckiem, jako dorosła zmieniającą rolę córki jak i wypełniającą wolę rodziców nie wiedząc jak bardzo będzie kosztować ją wyzwolenie od ciągłego strachu i poddania się czyjeś woli.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 205

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wiktoria Ciesielska

Gra Życia

Jedynie miłość rozumie tajemnice: innych obdarować i samemu przy tym stać się bogatym.

© Wiktoria Ciesielska, 2016

Isabelle — jedna osoba, dwa różne odbicia życia od kochającej rodziny po wyłączenie z niej za wszelką cenę i wprowadzenie w świat surowych reguł bez ciepłych uczuć z ciągłym poczuciem obowiązku i własnej nie akceptacji innych. Po latach odzyskując to co zabrano próbuje odnaleźć się w tym co znała będąc dzieckiem, jako dorosła zmieniającą rolę córki jak i wypełniającą wolę rodziców nie wiedząc jak bardzo będzie kosztować ją wyzwolenie od ciągłego strachu i poddania się czyjeś woli.

ISBN 978-83-8104-173-7

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

1

Anglia, 1796

W ciepły, pogodny dzień października Księżna Elizabeth chętnie oddała się ulubionemu zajęciu — jeździe konnej. Podczas gdy synowie się uczyli, postanowiła wyjść na świeższe powietrze. Jej mąż próbował wybić z głowy tenże pomysł, ale wiedział, że kiedy się uprze nic nie zdziała. Obydwoje się ogromnie ucieszyli, dowiadując się o następnej ciąży już w piątym miesiącu jej. Jako mąż starał się jak mógł, ale wyperswadować żonie pomysły uchodziły płazem. Jak tylko usłyszał gdzie idzie postanowił, że bardziej przypilnuje niż przedtem.

Dochodząc do stajni dołączył do żony, po uszykowaniu konia jak to on miał w swoim zwyczaju posadził ją na grzbiecie Iwana, kasztana czystej krwi na którym lubiła jeździć. Chwilę po tym wsiadł na swojego w siodło i ruszyli powoli ścieżką. Patrząc na żonę myślał jak dostojnie i pięknie wygląda z znaczną widoczną ciążą. Marzył o córce, kochał synów a do szczęścia im potrzebna była córka. Elizabeth dałaby radość ubierając córkę w suknie, on sam nauczyłby tańczyć. Ubrana w zielony strój do jazdy konnej w damskim siodle napawała się szczęściem uśmiechając się promiennie od czasu do czasu do męża. Oczy błyszczały w niewielu już promieniach słońca padając na jej twarz. Byli w sobie do szaleństwa zakochani jak za pierwszym wejrzeniem, pierwszym spotkaniu. Po objechaniu okolic Elizabeth dostała skurczy, byli już nie daleko stajni, lecz skurcze się nasilały a wody płodowe odchodziły plamiąc strój i siodło. Z chwili na moment szybko się okazało, że nie zdąży zanieść żony do domu.

Ściągnął żonę z konia i ułożył ją na sianie. Stajenny zamknął konie w boksach, a gospodyni słysząc szybko przyniosła ręczniki.

Następowały kolejne skurcze trzymając za rękę aż kłykcie zbielały. Zaraz po następnym skurczu parła i powoli wychodziła już główka.

— Jeszcze raz głęboki wdech i przeć — mówiła starsza gospodyni odbierając dziecko swej pani.

Parła jeszcze dwa razy, a dziecko zakwiliło przechodząc w donośny płacz. William przeciął pępowinę i pękał z dumy.

— Mamy córeczkę — powiedział wzruszony do żony zmęczonej porodem — Jakie imię? — oddając dziecko Elisabeth.

— Isabelle Nord — przytulając do siebie dzieciątko — proszę wziąć ją do domu. Zanieś mnie kochanie. Proszę.

— Wezmę cię do domu, chłopcy się ucieszą — powiedział książę biorąc żonę z siana składając lekki pocałunek na skropionym czole żony od potu.

Po ułożeniu żony w sypialni wraz z córką została, a potem poszedł do pokoi lekcyjnych przekazać dobrą nowinę.

— Tak, wasza wysokość.

— Chłopcy macie siostrę — powiedział uradowany ojciec.

— Możemy iść zobaczyć? — zapytał najstarszy Bastien.

— Pani Janet, proszę zrobić przerwę teraz, chłopcy za 15 minut wrócą — odrzekł książę — chłopcy powoli.

Wchodząc do sypialni jak myszki usiedli na łóżku po obu stronach matki i przyglądali się małej Isabelle, która raz po raz kwiliła.

— Czy będzie głośna? -zapytał Anthony.

— Podobnie jak wy.

— Mogę wziąć na ręce? — spytał nieśmiało Bastien.

— Podejdź bliżej — odpowiedziała k ładząc synowi na ręce mała Belle.

— Jest lżejsza niż bracia i ucichła, widzisz tato -powiedział ucieszony.

— Widzę, jest prześliczna skarbie podobnie jak ty, daj siostrę, jak skończycie możecie później odwiedzić mamę i siostrę.

— Chłopcy niechętnie poszli, a mała Bella spała w ramionach ojca.

— Do twarzy ci z córką — powiedziała Elza do męża czule się uśmiechając.

— Malutka śpi, odpocznij, będę nie daleko — mówiąc to kładł małą córeczkę do łóżka obok żony — dziękuję kochanie.

— Ja też dziękuje, to ty mi dałeś te cuda.

Prze szczęśliwy zawiadomił swoją matkę o narodzinach wnuczki. Jeszcze tego samego dnia chłopcy poszli do rodziców i małej siostrzyczki. Na następny dzień odebrał telegram o rychłym przyjeździe i zobaczeniu wnuczki przez babcię. Kazał od razu przygotować posiłek, a służba aby zaczęła sprzątać i wykonywać swoje obowiązki nie za głośno. Nie chciał obudzić małej, przychodził cztery razy dziennie do żony i jej pomagał. Starał się bardziej niż przy chłopcach. Elizabeth przyglądała się jak nią zajmuje się i czuła się bezkreśnie szczęśliwa. Stworzyli rodzinę o której tyle marzyli i tyle rozmawiali. Jako rodzice czuli dumę, wiedziała że William będzie dobrym i opiekuńczym ojcem, ma wielkie serce do nich ale zawsze starał się chronić rodzinę jak potrafi. Sama nie oddała by żadnego ze swych dzieci. Lada dzień po nadaniu telegramu przybyły Matki rodziców małej Isabelle. Po ujrzeniu małej wprost nie mogły się nacieszyć. Gratulowały obydwóm tego szczęścia, chłopcy od czasu do czasu pilnowali kiedy rodzice spożywali posiłek i wtedy gdy mama nakarmiła małą siostrę a tata załatwiał pilne sprawy poza domem.

Dzieci rosły, Sebastian stawał się podobny do ojca, był najwyższy z braci dziedzicząc wzrost po ojcu i kolor włosów zmieniła się na brąz o mocnych i głębokich rysach. Charakter także; był kopią ojca. Przekomarzał się z Anthonym, będący niższy od niego i podobny urodą do matki, która była z pochodzenia francuską. Krystian zaś mający figlarne spojrzenie i charakter bardziej zadziorny wdawał się w bójki z Anthonym. Bastien ich tylko rozdzielał. Nawet mała Isabelle rosła na żywą i krnąbrną dziewczynkę o brązowych ciemnych włosach, uroczej twarzyczce, niebiesko — zielonych oczach jak u ojca. Im starsza ujawniał się jej charakter nie dystyngowanej spokojnej jak by chciała matka lecz czasami nieznośnej i upartej dziewuszki budzącej sympatię wokół hipnotyzując czasami chłopców spojrzeniem nawet jeśli nie było one niewinne.

Wraz z ojcem w wieku czterech i pół latek jeździła z ojcem konno, chodziła do stajni. Matka zaszczepiła w niej chęć do tańca i muzyki. Często siadywały do pianina i grały, czasami w pobliżu na sofie siedział William wsłuchując się w takt muzyki, która płynęła będąc z nimi podczas lunchu. Elizabeth czasami zostawiała ją przy nim, a z mężem tańczyła nieco. Widząc jak bardzo się stara pozwalała jej grać a sama siadywała koło męża i patrzyła. Złościło ją, że zabiera córkę do stajni; choć rzadko chorowała. Sama jeździła także zabierała chłopców i robili im wycieczki ucząc jazdy konnej w terenie.

W czasie słonecznych, ciepłych dni wyjeżdżali w teren i pozwalali dzieciom się bawić i uczyć na świeżym powietrzu. Pilnowali bardzo ich nauki i rozwoju często godząc się na kompromisy trzymając się także twardych utartych reguł. Chcieli by dom był dla nich ostoją, w której znajdą nie tylko ich ale i wsparcie ofiarując im zawsze czas, który dużo poświęcali swoim dzieciom a potem wnukom. Choć po synach nigdy nie wiedzieli czego spodziewać. Mieli tylko nadzieję, że będą w życiu sobie radzić.

Zawsze Bastien starał się jakkolwiek odpowiadać za braci, ale nie potrafił ich czasem zrozumieć. Różnił się swoim opanowaniem i spokojem i logicznie tłumaczył braci, choć młodszy z nich, Christian nie cierpiał reguł i jego figlarne oczy zdradzały pewne psikusy, na które czasami przymykali oczy. Wraz z Anthonym robił psikusy. Dwóch chłopców jeden czarne jak heban i niebieskich oczach, drugi wesołe zielone i włosach rudawy brąz było głośno w domu przez nich. Choć różnili się od siebie to nie mogli być daleko od siebie, jak jedno lub dwóch gdziekolwiek było musiała tam być reszta. Bracia ciągnęli wszędzie gdzie Isabelle weszła lub uciekła. Rodzice próbowali ich powstrzymać ale nie dziwili się temu, sami byli jak ogień i woda ale uzupełniali się oraz ciągnęło ich razem tam gdziekolwiek szli nie mając przed sobą tajemnic.

Z czasem rodzeństwo się zżyło, chłopcy różnili się sobą a Isabelle ulubienicą towarzystwa i wesołym usposobieniu nawet w troskach. Isabelle miała mocną więź z najstarszym bratem, uwielbiała gdy ją usypiał opowiadając podobnie jak ojciec. Z pozostałymi braćmi spędzała czas, uczą się tego co oni. Matka była troskliwa aż sprawiało to, że chętnie spędzała czas w gabinecie ojca, który raz po raz pokazywał jej książki i nauczył czytać. Miała tam swój kącik, gdzie czytała już za dużo książek jak na swój wiek. Była z niej dziewuszka w wieku pięciu lat uwielbiająca jazdę konną z ojcem przez co stawała się podobna do niego niż do matki z którą uczyła się jak być dobra gospodynią w domu i dobrą żoną, choć tego nie całkiem rozumiała.

Chcą uchronić córkę William postanowił wybrać jej męża, po tym jak zakochał się w narzeczonej innego i ją poślubił. Rozmawiał z żoną, doradzała mu ale uparcie do tego dążył. Stwierdził, że ją to uchroni przed tym jak sam na siebie ściągnął nieprzyjemne skutki.

Od początku jak ujrzał Elizabeth próbował się pohamować ale nie umiał tego zrobić z sercem i tak ją uwiódł. Zabiegał o nią u jej ojca i nareszcie poślubił. Wybrał córce panicza, syna księcia równego stanem starszym o pięć lat.

2

Cztery dni później

Urządzono przyjęcie do którego wszystko starannie przygotowano. Zjawili się goście w tym rodzina obu oraz część śmietanki towarzyskiej. W trakcie ogłoszono że młodemu paniczowi zostaje przyrzeczona Isabelle. Młody panicz Daniel Hannaball, syn diuka Prestona i Reginy Hannaball niezbyt podobało się to przedstawienie. Tak to wyglądało. Skonsternowany popatrzył na swoją przyszłą żonę pokręcił głową, ale zrobił dobra minę do sytuacji. Isabelle uciekła od niego chowając się za matką. Nieśmiało patrzyła to na ojca, to na ojca Daniela lub Daniela.

— Isabelle, chodź do mnie usiądź — powiedział łagodnie Will.

— Nie, nie chcę go, jestem za mała aby wyjść za niego — stwierdziła patrząc na Daniela będąc jeszcze obok matki.

— Isabelle, dopiero go poznasz jaki jest, tylko usiądź proszę.- mówił jej ojciec nie wiedząc co już zrobić widząc nie chęć córki do kawalera.

— Zrobiła to, nic nie mogła poradzić, że nie może usiedzieć na miejscu jak on. Widząc spojrzenia innych starała się, ale i tak oczy patrzyły w stronę drzwi; a Daniel widząc to co robi był niezadowolony. Patrzyli na rodziców jakby chcieli od siebie uciec.

— Będziemy tu dwa tygodnie jeśli pozwolicie, poznają się bliżej — stwierdził Preston.

— Zostańcie, myślę, że się polubią ale nie od razu to będzie się działo — powiedział patrząc na obydwóch mając coraz mniejszą nadzieje.

— Aż dwa tygodnie, dlaczego ojcze? — zapytał Daniel nie ukrywając irytacji.

— Spokojnie, potem będziemy w domu — odpowiedział zmartwiony Preston.

Widząc zmartwienie mężów na twarzach starających się ukryć to próbowały rozluźnić atmosferę, a tylko pogorszyły. Natychmiast zerwała się z miejsca Isabelle wyrywając się rodzicom. Daniel był już bliżej braci, Isabelle uciekła do swojego pokoju, a za nią matka wołając ją aby otworzyła drzwi. Isabelle zdążyła nauczyć się zaklinowania drzwi. Rozpłakała się usiadła w kącie i łkała. W końcu usnęła ale przebudziło ją pukanie. Więc jak odeszli odblokowała i uciekła do stajni.

— Will, zaklinowała drzwi i nie chce wyjść — powiedziała z niepokojem Elza.

— To mamy problem. Isabelle się przestraszyła i nie będzie chciała wyjść — odparł zmartwiony już całkowicie William czując jakby go halsztuk dusił.

— To ładne ziółko mamy z siostry — odparł Bastien oparty o framugę.

— Co się dzieje? Daniel też zniknął, nie mówmy gościom; chodźmy poszukać. Żony zostaną.

— Przepraszam, nie wiedziałem że się przestraszy — powiedział Will.

Czuł się strapiony zachowaniem córki.

— Nie przepraszaj, skąd mieliśmy wiedzieć, że tak wyjdzie. Mój syn też jest niezbyt zadowolony z tego.- odpowiedział pocieszając go Preston.

— Isabelle wyglądała jakby miała się rozpłakać, tylko pogorszyłyśmy — powiedziała zaniepokojona Regina — idźcie poszukać, będziemy tutaj.

Tyle co wyszli dowiedzieli się, że Isabelle uciekła z pokoju. Tym razem już zdenerwowani kazał szukać ich w domu, a sami poszli do stajni sprawdzić. Widok w stajni jaki zobaczyli aż zmroził krew w żyłach.

Daniel był na samej górze stogu, który który sięgał do prawie samego sufitu. Isabelle skulona za kasztanowym ogierem w boksie, który nic jej nie zrobił; nie ruszał się kiedy łkała wciąż będąc za nim.

— Synku, zejdź na dół — mówił Preston wyciągając ręce do syna, który przecząco kiwał głową — proszę, spadniesz i się połamiesz.

— Isabelle, chodź do mnie. Córcia, proszę cię, chodź do taty.

— Nie, ten pan mnie weźmie i nie będzie was. Chcę do brata.

Koń nawet nie drgnął zagradzając mu dojście do córki.

— Idźcie po syna natychmiast- rozkazał władczo podwładnemu.

Po pojawieniu się najstarszego, od razu wziął ją i wyszli. Miała brudną sukienkę, która z początku była blady róż.

— Idźcie do domu, jeśli chcesz to z bratem — powiedział prawie rozpłakany ojciec widząc jak Isabelle mocno trzyma brata.

— Chodź też, nie zabierzemy jej wam. Nie spodziewałeś się takiej reakcji.- powiedział zmartwiony Preston trzymając syna u boku.

— I co narobiłem? Przez to prawie koń jej nie nic nie zrobił, tylko wprowadzę Ivana- wprowadził konia i poszedł do domu.

Czuł się bardziej zatroskany niż przedtem. Nie poprawiło się mu po tym jak znalazł córkę. Teraz zaczął już wątpić w swój ojcowski instynkt. Pojawiając się w sali Elizabeth domyśliła się, że Isabelle weszła do boksu konia, ale jeszcze nie widziała go tak zmartwionego. Dowiadując się o tym co zaszło, powiedziała, że pomoże przekonać córkę do Daniela. Serce jej się łamało, ale nie chciała żeby tak się troskał. Wiedziała, że Isabelle się przestraszyła i próbowała pocieszyć męża.

Nie cała godzinę później goście rozeszli się do pokoi, a sami zajrzeli do pokojów dziecięcych. Nie znaleźli córki w pokoju, ale Bastien już zdążył uśpić siostrę. Została u niego pokoju. William siedział i patrzył na śpiącego syna i córkę zastanawiał się co poszło nie tak. Pokoje surowo urządzone tylko zabawki i książki miały swoje inne miejsca. Łóżka i stoliki były podobne. Następne dni zatroskanie malało, ale nie znikało. Lepiej zaczęli się dogadywać, a ojcowie stwierdzili że będzie coraz lepiej.

Spotykali się co jakiś czas, ale Isabelle już nie tak chętnie szła do ojca. Chodziła obok ale gdy przychodzili do towarzystwa Księcia z Danielem uciekała do matki, bracia spędzali więcej czasu z ojcem. Elizabeth z mężem nie spodziewali się nagłej wizyty jej byłego narzeczonego. Nagle uderzyło ją jak bardzo stał się zawistny. Nie zapowiadało się pomyślnie dla nich i ich rodziny. Spotykając go w salonie jego twarz wręcz biła szyderczym uśmiechem.

— Witam, widzę, że sobie ułożyłaś szczęśliwie życie. Macie śliczną córkę oraz przystojnych synów- stwierdził skupiając wzrok na małej.

Jego surowe niebieskie oczy zmieniły się na niebezpiecznie zimne uważnie przyglądając się jej. Elizabeth znała ten wzrok, szybko musiała odwrócić jego uwagę. To nie wróżyło nic, po nim mogła się spodziewać wszystkiego.

— Witam, dziękuję. Jaki powód wizyty teraz znajdziesz? — zapytała oschle Elizabeth widząc jak mąż przesuwa się bliżej synów i córki.

— Odbiło się echem o narodzinach waszej Isabelle, ze mną także mogłaś mieć córkę — powiedział kąśliwie do Williama Eric- co by było gdyby któreś zniknęło?

— Znalazłbym cię i kazał oddać dziecko — odparł ponuro William biorąc synów za ręce a Isabelle na ręce. — popamiętałbyś mnie.

— Szkoda by było was jej zabierać, ale żona Irmina chętnie by zyskała córkę mojej byłej narzeczonej.

— Zapomnij, od tamtej pory jestem wierny rodzinie. Żadne z nas nie ma ochoty na romans, jest nam niepotrzebny w życiu.

— Tak samo jak przedtem Irminie, którą porzuciłeś aby wziąć mi Elizabeth. Ze mną też by było jej dobrze.

Irytujący uśmieszek posłał Williamowi.

— Nie, Elizabeth za nic nie oddam a już na pewno żadne z dzieci. Irmina nie była na poważnie, błaha miłostka. Wyjdź stąd.

— Nie ładnie tak wyganiać gościa.– powiedział ironicznie Eric.

— Nie dam sobie odebrać żony i dzieci. Żegnam.- powiedział William stojąc obok żony z dziećmi które chowały się za nimi obydwoma.

Elizabeth wiedziała, że wróci; ale obawiała się, że weźmie ich córkę i nakłamie jej o nich. Słońce zamieniło się w deszcz, a dzieci się martwiły, że nie wyjdą popołudniu; nie umiały sobie znaleźć miejsca. Z większą uwagą doglądali z czasem dzieci mając nadzieję, że Eric już się nie pojawi. To były tylko pozory, które im stworzyli przez długi czas. Opiekuńczość Sebastiana wobec siostry bardziej uderzała braci pomimo tego zżyli się przez lata, a potem gdy jedno zniknie powoduje uspokojenie się reszty na długi czas.

3

Dwa lata później

Przyjechał Eric z Irminą. Wysiedli pewni siebie na co patrzyli z niepokojem Will z Elizabeth. Żona podzieliła się z nim obawami, sam miał domysły, że to zrobią. A te sierpniowego dnia przed urodzinami Isabelle lało z nieba deszczem. Po krótkiej wizycie nie zauważyli zniknięcia ich najmłodszego z dzieci. Irmina zachłannie trzymała torbę małej a Eric trzymał wyrywającą się i płaczącą Isabelle. Po tym William rzucił się za nimi ale nie zdążył bo już odjechali z jego dzieckiem nie wiadomo gdzie. Martwili się strasznie, pytali ale nikt nie wiedział skąd przyjechali. Synowie wciąż się pytali gdzie jest siostra. Czuł, że zawiódł żonę i siebie, choć ona go starała się pocieszyć sama dając radę ze zniknięciem jedynej córki. Widział, że miała nadzieję ale łzy, które czasami leciały po policzkach trafiały do niego samego powodując pogłębienie własnego rozczarowania i zawodu wobec rodziny. Musiał się podnieść i nie wiedział co zrobi jeśli znowu ją spotka. Miał synów jeszcze.

Najstarszy zamknął się w sobie a pozostałych dwóch nawet nie chciało już słuchać więcej. Tak charakter wszystkich trzech się zmienił na spokojniejszy niż był nie mając siostry obok, z którą tak chętnie spędzali czas. Stali się bardziej cichy, a Christian częściej siedział z nosem w książkach, nie był tak żywym dzieckiem to zaniepokoiło rodziców choć wiedzieli powód nawet własnego smutku. Nawet Anthony uciekł do książek. Zaszło wiele zmian, lecz w większości bracia zauważyli, że bez niej już nie ma tyle uśmiechów w domu. Miłość jaką mieli podzielili na synów mając nadzieję, że ona wróci. Choć poszukiwania nie dawały efektów jak tylko zawód a nadzieja umykała przez palce jak czas.

W tym czasie Isabelle z roku na rok była w szkółce żeńskiej i tęskniła widząc jak inne co jakiś były z rodzicami, ona słuchała kłamstw i kąśliwych uwag od Irminy a Eric zmuszał ją do rozmowy. Szła do pokoju, a w nim cichutko popłakiwała próbują sobie przypomnieć jak lub co robili jej prawdziwi rodzice. Znosiła drwiące docinki od innych dziewcząt pokazując surowe obliczę i nosiła twarz uniesioną. Nie pozwalała sobie na to aby okazać skruchę lub łzy w oczach. Uczyła się to znosić ukrywając uczucia, że ją zabolało. Łzy płynęły rzadko; tak że nikt nie widział choć trzy panie uczące lub zajmujące się innymi obowiązkami widziały, że psychicznie to odczuwa. Wiedziały kim jest ale nie mogły wydać nawet widząc, że ją szukają nawet tam. Próbowały zapanować nad atmosferą ale Isabelle zyskała przezwisko „” dziecka, nie z tego łoża „”. Rzewnie płakała w czasie świąt Bożego Narodzenia i urodzin, kiedy od zniknięcia nie świętowała mając tylko złośliwe uwagi. Strasznie ją to bolało, ale nieprzestała wierzyć, że coś się zmieni. Zmieli jej imię na Emilia aby zakryć, że nie jej ich córką. Postarali się aby jej rodzice nic nie wiedzieli, zmylali ich tropy. Wiedzieli, że bardzo przeżywają i szukają bezskutecznie. Sprawdzali adresy, ludzi ale nic nie pomogło w poszukiwaniach. Kończyło się niepowodzeniem, choć nadzieja żony księcia musiała im starczyć. Coraz bardziej urodziwa i opanowana stawała się niedostępna i zamknięta w sobie o bezwzględnym spojrzeniu na świat z znajomością kilku języków. Pomimo dobrych wyników choćby w najwyższym stopniu wciąż byli niezadowoleni, to było rzadkością, bowiem ujawniał się w niej książęcy charakter rodziców biologicznych. W końcu sama próbowała też szukać ich ale kończyło się fiaskiem. Będąc w końcu w domu choć krótko włamała się do biurka Erica, za co została wyrzucona stamtąd. Irmina chytrze ukrywała to co naprawdę należało do niej kłamiąc jej w żywe oczy; nie chcąc aby dowiedziała się prawdy i mieć kogoś kto dobrze umie się zająć sprawami domowymi pod jej wygodę.

Czternaście lat później

Po otrzymaniu wiadomości od pewnej kobiety, która pracowała w domu Rowney'ów William myślami wrócił do okoliczności zajścia zniknięcia i pomyślał, że to pomyłka. Ta kobieta go zapewniała ale Emilia opisana w liście odpowiadała opisowi Isabelle. Zaniepokojona żona podeszła do niego od tyłu fotela Willa i patrzyła ze zdumieniem na treść listu. W jednym momencie gasnąca nadzieja odżyła, ten wygląd i znamię na ramieniu, które miała od dziecka. Prawie wzruszona nie wyrwała listu mężowi. Z wrażenia opadła na mężowskie kolana. Może jednak wróci, pomyślała. Mąż skrzywił się widząc reakcję żony a wiedział, że ma dobrą intuicję. Czyżby to Isabelle, zadawała sobie to pytanie mając mieszane uczucia.

— Will, od kogo list? W tym jest rysunek podobizny …. — zamarła trzymając kawałek papierka na którym widniał rysopis Emilii -te oczy, twarz, włosy jak u ciebie. Ten medalion, który daliśmy do wygrawerowania na piąte urodziny. To ona.

— To Emilia, nie Isabelle — odparł zmarkotniały Will– chciałbym chociaż wiedzieć co się z nią dzieje — patrzył na żonę mając tęsknotę do swojej jedynej rodzonej córki.

— Panie, pewna panna chce się zobaczyć z państwem, nalega — powiedział George — mówi, że ma nie wiele czasu a chce koniecznie czegoś się dowiedzieć.

Wiliam odłożył dokumenty i poszli do salonu. Widząc tam siedzącą dziewczynę, zastygli w pół kroku. Była łudząco podobna wręcz sami nie wiedzieli czy to ich mała córeczka. Podeszli bliżej, widząc ich dygnęła witając się z szacunkiem, oni również. Patrzyli na siebie przez chwilę, Emilia zmieniła na moment spojrzenie widząc tęsknotę w oczach pana domu; zrozumiała ją. Lecz pani domu miała rysy, które coś jej przypominały kiedy patrzyła w własne lustro. Pokazała im pakunek nędznie zwinięty rozpoczynając rozmowę.

— Chciałam się dowiedzieć coś o tej dziewczynce, teraz już pewnie wyrosła. Może państwo coś mi powiedzą, znalazłam to w moich rzeczach.

— W takim razie pokaż.

Biorąc od niej pakunek zobaczyli to co bardzo dobrze pamiętali: sukienka i baletki, rzeczy, które miała założone w dzień zniknięcia Isabelle.

— Kochanie, zobacz, poznajesz to?

Widząc wzrok księcia i księżnej znała te uczucia wspomnień i zawodu przez łzy, które mieli teraz na twarzach wymalowane.

— Pewnie nic nie mówią — powiedziała zrezygnowana Emilia od razu łapiąc ich wzrok niezadowolenia. Mówił on coś innego.

— To rzeczy naszej córki w dniu zniknięcia gdyby nie ty to bym już tego nie zobaczyła. Twoje imię?

— Emilia choć służące podobnie jak ja mówiły po cichu Isabelle. Ale im nie wierzyłam.

— Mogę zobaczyć medalion?

— Proszę, i tak miałam oddać do pakunek bo nie mogę nosić go w domu.

Podając mu pamiętała ja kies ostrze zrobiło rysę na wewnętrznej stronie dłoni jak u niego. Eric tego nie miał, a kończyła się u środkowego palca. Ktoś miał szorstkie ręce, tylko nie wiedziała kto. Te włosy i budowa ciała, kiedy biegł do bramy. Nagle wspomnienia ożyły a ona dostała zimnego potu na plecach. Przyjrzała się choć nie powinna tęczówce oczu, Elizabeth załapała, że te oczy to kolor jego tęczówek podczas zabawy z dziećmi i nie tylko.

— Jacy są rodzice? — spytała przejęta Elizabeth.

— Rzadko ich widuje, będąc w szkole raz na rok a tak nie mają czasu. Ci u których jestem nie traktują mnie jak córkę tylko obcą osobę. Podejrzewam, że nie jestem ich córką, ja tam nie pasuje.- odpowiedziała nieco z goryczą.

— Wspomnienie? Jak ma na imię ten? — spytał badawczo William.

— Eric, proszę pana. Ona, Irmina. Nie chciałam zając aż tyle czasu, przepraszam. Muszę już iść, będą znów niezadowoleni.

— Przyjdź jeszcze, proszę.

— Jeśli będę mogła.

Pierwsza chciała zatrzymać dłużej, dowiedzieć się ale rozprysło się jak bańka mydlana. Widząc nerwowy wzrok na zegar, reagowała o wiele bardziej inaczej niż do obcej osoby.

— Czyli już nie pojawisz się?

— Tego sama nie jestem pewna — powiedziała zawiedziona Elizabeth.

Wsiadając na konia, nie chciała odjeżdżać bez pożegnania ale widzieć niezadowolenie od strony Erica i Irminy ostudziło jej zapał. Ten zapach w domu przypominał jej szarlotkę.

— Do widzenia Isabelle– powiedział cicho William widząc następnie przestrach tego co ona wie spóźniając się.

Był bliski zamknięcia drzwi patrząc jak odjeżdża, teraz już wiedział. Nie Emilia, to Isabelle. Powróciło do niego wspomnienie, a on stał i nic nie zrobił. Teraz to wiedział i nic nie zrobił znowu. Po zamknięciu drzwi zauważyli synów stojących na schodach. Patrzyli ja oniemiali i ze złością na rodziców. Synowie stali na schodach ledwo będąc na nogach trzymali się barierki.

— Dlaczego ją puściliście? To była Isabelle, tak samo jeździ konno. Wiem, że to ona.- zaczął Bastien.

Prawie się rozpłakał, widząc to zajście sam by pobiegł i zatrzymał.

— Właśnie, Bastien ma rację. To była siostra. — podsumował niezadowolony Anthony.

— Nie, synku. To Emilia, nie Isabelle.- powiedziała matka.

— Ten Eric i Irmina nie mieli dzieci i żadne się im nie urodziło. To kłamstwo. Zmienili imię. To była siostra.

Znów chciało się mu płakać.

— Może to prawda — powiedział William.

— To jest prawda, rozpoznałbym siostrę — powiedział ze złością zrozpaczony Anthony — Gdzie mieszka?

— U … Rowney'ów, Will pamiętasz ich dwie wizyty? To na pewno Isabelle tylko że traktują ją jak służbę. Nigdy nie byli zadowoleni z tego jak u nich pracują choćby nie wiem jak starali — odrzekła Elizabeth — jest nadzieja, kochanie.

Przytuliła go, on chowając do kieszeni medalion i ją także uściskał ukrywając twarz w jej włosach.

— Nie, nie ma — powiedział surowo i odszedł do gabinetu.

Tymczasem u Rowney'ów. W holu wejściowym na drugim stopniu stała Irmina a u stóp wściekły Eric w surowym wręcz pozbawionym kolorów holu.

— Gdzieś ty była do diaska? — zapytał surowo.

— Jeździć konno– odpowiedziała zaczynając kłamstwo.

Irmina już się domyślała gdzie była, próbowała zwrócić uwagę męża na to co trzyma Emilia.

— Masz zakaz, po coś tam była?

— I tak nic się nie dowiedziałam. Będę jeździć konno.

Wpadła w furię odpychając od siebie ręce, które próbowały ją uciszyć.

— Zupełnie jak jej ojciec rozpuścił ją, matka była zbyt uległa.- odparła złośliwie Irmina widząc, że i tak nie ukryją tego faktu przed nią.

— Jaki ojciec, po co te kłamstwa skoro i tak nie możecie mieć dzieci. Mówcie.

— William i Elizabeth Nord, ty niewdzięczne dziewuszysko.

Wtedy Eric szarpnął ją w stronę drzwi wyrzucając na schody wejściowe. Widząca to służba bała się przeciwstawić panu ale żal było im panienki.

— Znikasz stąd, rachunek ci prześlę a zabierasz to co masz na sobie i w rękach. Już nie wrócisz tu na dobre.