Gniazda UFO - Damian Trela - ebook

Gniazda UFO ebook

Trela Damian

4,0

Opis

Gniazda UFO” – to przełomowa praca w kwestii poznania tajemnicy kręgów i piktogramów zbożowych.

W książce został dogłębnie przedstawiony problem i synteza zjawiska w zupełnie innym świetle niż powszechnie się to przyjmuje. Autor prezentuje ciekawą faktologię, zwracając uwagę na anomalny wymiar kręgów zbożowych. Dowodzi, że fenomen ten towarzyszy człowiekowi od wieków. W swojej analizie zjawiska autor skupia się m.in. na symbolice kręgów zbożowych i ich mistycznym wpływie na ludzką świadomość. ,,Gniazda UFO” to fascynująca lektura i próba odpowiedzi na pytanie, czym są kręgi zbożowe i ,,kto” stoi za ich powstawaniem.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 508

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (5 ocen)
3
0
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Copyrights © Damian Trela, 2018 r.

Projekt okładki

Sebastian Woszczyk

Korekta

Joanna Baran-Sabik, Piotr Pieńkowski

Wydawnictwo

Czas Tajemnic

ISBN  978-83-952477-2-9

Konwersja do epub i mobi A3M Agencja Internetowa

Podziękowania

Za pomoc przy pisaniu niniejszej książki należy się wdzięczność wielu osobom. Dlatego pragnę w tym miejscu podziękować wszystkim badaczom, publicystom i kolegom za inspiracje do napisania tej książki, materiały i przekazaną wiedzę.

Dziękuję tutaj Arkowi Miazdze, Piotrowi Cielebiasiowi, Marcinowi Stachurskiemu, Przemkowi Wiecławskiemu, Irkowi Krokowskiemu, Grzegorzowi Domańskiemu, Bolesławowi Kuli, Grzegorzowi Dawidowi, Freddy’emu Silvie, Eltjo H. Haselhoffowi, Krzysztofowi Dreczkowskiemu, Janowi Szymańskiemu, Arturowi Kijowskiemu, Gregowi Jefferysowi, Andrew Collinsowi, Terry’emu Wilsonowi, Terence Meadenowi, Zygfrydowi Świerkowskiemu, Busty’emu Taylorowi, Robowi Irvingowi, Wojciechowi Chudzińskiemu, Waldemarowi Czarnieckiemu.

Jestem głęboko wdzięczny pionierom polskiej ufologii, dziennikarzom i pierwszym polskim badaczom agrosymboli za wkład wniesiony w publicystykę tej tematyki oraz otwarcie drogi do dalszych poszukiwań. Te podziękowania kieruję szczególnie do Bronisława Rzepeckiego, Roberta Leśniakiewicza, Marka Rymuszki i redakcji „Nieznanego Świata”, Janusza Zagórskiego i Roberta Bernatowicza.

Szczególne podziękowania przekazuję Lucy Pringle, Colinowi Andrewsowi, Adamowi Piekutowi i Andy’emy Thomasowi za udostępnienie praw autorskich do niektórych zdjęć i innych materiałów oraz za wyjaśnienie niektórych zawiłości związanych z tematyką agrosymboli, życzliwość i słowa zachęty do zgłębiania wiedzy.

Dziękuję Drukarni Sowa za wszelką współpracę związaną z wydaniem tej książki. Joannie Baran - Sabik za to, że cierpliwie znosiła mój kwiecisty styl, Sebastianowi Woszczykowi za wspaniały projekt okładki, Markowi Sękowi i Radiu Paranormalium za promocję medialną książki.

Wyrazy wdzięczności składam wszystkim osobom, które zechciały się ze mną podzielić swoimi przeżyciami. Dziękuję tutaj za interesujące rozmowy, wszelką pomoc i konsultacje Tadeuszowi Filipczakowi, Rodzinie Szpuleckich, szczególnie śp. Jerzemu Szpuleckiemu, Rodzinie Welzant, Bartoszowi Luzarowi, Leszkowi Owsianemu i Miłoszowi Kusowi.

Na koniec chciałbym specjalnie podziękować mojej żonie, Joannie, za cierpliwość i wyrozumiałość w tym, że chwilami nie poświęcałem czasu jej i rodzinie, pisząc niniejszą książkę.

ZAMIAST WSTĘPU

Ta historia zaczyna się całkiem niewinnie. Pewnego lipcowego wieczoru, w niewielkiej miejscowości o nazwie Kłaczyna, Damian, młody badacz i entuzjasta zjawisk nieznanych, siedział przed lampką w swoim pokoju i czytał z przejęciem najnowszy numer ufologicznego periodyku „Czas UFO”. Było to wówczas jedno z niewielu wiarygodnych i rzetelnie opisujących tematykę UFO polskich czasopism. Z wypiekami na twarzy studiował artykuł, traktujący o pewnej formacji kręgów zbożowych, jaka pojawiła się niedawno na polach koło Torunia. Dla tego młodego badacza było to swoiste novum, coś absolutnie fascynującego. Dlatego z takim przejęciem i pasją pochłaniał każdą kolejną stronę raportu z wizji lokalnej. W kręgach z Pigży1 – bo o nich traktował tekst z „Czasu UFO” – kryła się jakaś niezwykła tajemnica, której jeszcze wówczas ten młody badacz nie potrafił pojąć i zrozumieć. Autor publikacji wyraźnie wskazywał w swoich teoriach na integralny związek wygniecionych z niebywałą precyzją zbożowych znaków z UFO.

Z tematem UFO Damian był już dobrze obeznany. Działając z ramienia legnickiego klubu zajmującego się badaniem i zbieraniem relacji o UFO, mógł już wyrobić sobie własne zdanie w tej - jakże niezwykłej - zagadce naszych czasów. Jednak w przypadku kręgów widział tajemnicę, która mogła wybiegać dużo dalej poza wymiar UFO i obcych cywilizacji.

Na zegarze dochodziła już północ i pomału zmęczenie zaczęło dawać mu się we znaki. Młody badacz nie mógł jednak zamknąć oczu, gdyż jego myśli wciąż trapiły sprawy nieziemskie. Marzył, żeby móc samemu zetknąć się z osobliwą zagadką zbożowych znaków. Możliwość wejścia do kręgu wykonanego jakąś nieznaną ręką wydawała się czymś fascynującym. Było to na swój sposób strasznie dziecinne. W końcu jednak sen wziął górę i Damian zasnął, przykładając ciężką od myśli głowę do poduszki.

Rankiem następnego dnia pewien rolnik przejeżdżał niewielką drogą, łączącą dwie przyległe do siebie miejscowości – Jugową i Kłaczynę. Ten mieszkaniec pobliskiej wsi Roztoka jechał ciągnikiem z ładunkiem żywca do skupu. Było już grubo po godzinie 8 rano, a słońce już dawno wisiało na bezchmurnym niebie, zapowiadając długi i upalny dzień. Rolnik przyciskał pedał gazu z całych sił i nerwowo spoglądał na swój zegarek. Miał powody do zmartwień, był spóźniony i obawiał się, że dzisiaj może mu się już nie udać„wbić” w kolejkę do skupu. Po prawej i lewej stronie drogi rozciągały się pola pszenicy i jęczmienia, należące głównie do działającej na tym terenie Spółdzielni Kółek Rolniczych. Tegoroczne żniwa zapowiadały się wprost wspaniale – sprzyjała im piękna i słoneczna pogoda, która utrzymywała się niezmiennie od ostatnich tygodni.

Gdy rolnik pokonał z zawrotną – jak na możliwości swego ciągnika marki URSUS – prędkością ostry zakręt w prawo, jego oczom ukazała się otwarta przestrzeń i malowniczy widok na okolicę. W tym samym momencie mężczyzna dostrzegł coś jeszcze. Coś na tyle dziwnego, że mimo iż wciąż był zaspany, przykuło to natychmiast jego uwagę. Znał każdy najmniejszy zakątek tego terenu i nie mógł się wprost nadziwić, że dziki mogły urządzić sobie takie harceprzez jedną noc. Gdy dnia poprzedniego mijał to samo miejsce w godzinach wieczornych, zboże nie było zniszczone. Oto po prawej stronie na polu widać było dziwny ślad. Z drogi widok był dość niewyraźny, dlatego rolnik w pierwszym momencie uznał, że ma do czynienia z niebywałym legowiskiem dzikiej zwierzyny. Zjechał na pobocze, wyłączył silnik i postanowił przyjrzeć się dewastacji z bliska. Zdawał sobie sprawę, że czas go goni, lecz kierowany ciekawością machnął ostentacyjnie ręką i zanurkował w pierwszych łanach. Po przedarciu się do biegnącej od drogi ścieżki technologicznej i przejściu około pięciu metrów, stanął jak wryty. Jego oczom ukazał się widok wprost niewiarygodny. Zboże na powierzchni więcej niż kilkunastu metrów było zaczesane w regularne kręgi. Środkiem formacji był ponadpiętnastometrowy krąg, zaś tuż obok niego w promieniach słońca widać było pięć mniejszych. 

Piktogram w Jugowej. Archiwum MCBUFOIZA

Później w wywiadzie telewizyjnym powie, że „wszystko wyglądało tak idealnie i precyzyjnie, że gdy słońce padało na kręgi, miało się wrażenie, że w tym miejscu stoi woda”. Tamtego dnia nie zdawał sobie jednak sprawy, że jego niezwykłe znalezisko stanie się obiektem zainteresowania mediów. Wydało mu się to niemożliwym, by leśna zwierzyna mogła coś tak wspaniałego wykonać. Racjonalne pojmowanie rzeczy kazało mu bardzo szybko odrzucić ten pomysł. Gdzieś jeszcze pojawiło się przypuszczenie, że to trąba powietrzna mogła ułożyć kłosy w tak finezyjne wzory. Wszak natura potrafi zaskakiwać i być nieprzewidywalna. Ale gdzie u licha trąba?! Przecież przez ostatnie dni nie spadła w tym miejscu ani jedna kropla deszczu. Więc co? Jaki diabeł? Siła nieczysta?

Szkoda było tracić czas na zastanawianie się. Rolnik pognał co sił do ciągnika i czym prędzej udał się w stronę pobliskiej miejscowości Jugowa. Tam roztrąbił jej mieszkańcom o swoim znalezisku. Szybko miejsce kręgów zalała fala ciekawskich. Wieść z prędkością światła rozniosła się po okolicy, dotarła też do lokalnej redakcji gazety i została puszczona dalej w obieg.

W godzinach popołudniowych Damian, będący na zakupach w pobliskim sklepie, usłyszał od stojącego w kolejce mieszkańca wsi niewiarygodną wiadomość o lądowaniu UFO w Jugowej. Damian z początku wziął tę historię za zwykłą bajkę, lecz chwilę później dokładnie taką samą fantastyczną nowinę usłyszał od innych ludzi. Coś najwyraźniej musiało się stać tej nocy, skoro cała wieś – jak długa i szeroka – trąbiła tylko o jednym. Do Jugowej było niedaleko, więc Damian porwał swój rower i popędził co sił w stronę miejsca zdarzenia. Ze znalezieniem kręgów nie miał najmniejszych problemów. Po wjechaniu na pobliskie wzgórze widać było, jak na dłoni, długi sznur samochodów ustawionych wzdłuż drogi. Po paru minutach w miejscu tym znalazł się i sam badacz.

Jakież zdziwienie i euforia ogarnęły go, gdy dotarł do centrum największego spośród całej formacji kręgu. Kłosy we wnętrzu układały się idealnie w spirale. Były zaczesane zgodnie ze wskazówkami zegara, a w niektórych miejscach cechowało je wręcz finezyjne wyłożenie, przypominające momentami warkocze. Łodygi nie były połamane, tylko delikatnie – jak za dotknięciem niewidzialnej ręki – przygięte do podłoża. Grunt pod wyłożonym zbożem był też nietknięty. Wydawało się, że siła odpowiedzialna za utworzenie znaku zadziałała z góry. Całość robiła ogromne wrażenie.

Niezwykłe kręgi w Jugowej szybko stały się atrakcją turystyczną w okolicy. Przez to miejsce w ciągu paru tygodni przewinęła się rzesza ludzi z całej Polski. Do znaków zbożowych dotarło też wielu badaczy. Dokonano gruntownych czynności badawczych, pomiarów, pobrano próbki i przeprowadzono wywiady wśród mieszkańców. Znaleźli się też naoczni świadkowie tańca świateł nad polami w noc poprzedzającą powstanie kręgów. Po przeanalizowaniu materiału badacze postawili jednoznaczny werdykt – kręgi zbożowe w Jugowej były autentyczne.

Jugowa była jednym z pierwszych miejsc w Polsce, w których pojawiły się kręgi. Upalne lato 2001 r. rozpoczęło się wprost wyśmienicie. Było początkiem mojej fascynacji owym zjawiskiem i trwa ona po dziś dzień.

Opisana powyżej historia nie jest scenariuszem do filmu pt. „Znaki”2, lecz zdarzyła się naprawdę, zaś tym młodym badaczem, który zetknął się oko w oko po raz pierwszy z wielką zagadką kręgów zbożowych, w fachowej literaturze określanych mianem agrosymboli3, byłem ja. Moja wielka przygoda z kręgami rozpoczęła się właśnie siedemnaście lat temu, w niewielkiej miejscowości położonej malowniczo na Dolnym Śląsku i ciągle dopisuję do swej opowieści kolejne rozdziały. Dziś mam wrażenie, że tamtej nocy chyba wyczarowałem sobie te kręgi. Choć pewnie ktoś trzeźwo myślący powiedziałby, że to zwykły zbieg okoliczności i pewnie miałby rację. Ale wtedy czułem, że ścieżka mojego życia połączyła się z tą przecinającą znaki w Jugowej i wciągnęła mnie bezgranicznie w temat urokliwych krasnalskich kręgów4. Od tamtej pory zdążyłem odwiedzić wiele miejsc, w których pojawiły się kręgi zbożowe. Ta historia rozpoczyna się od Dolnego Śląska, wiedzie poprzez osławione pola Wylatowa, a kończy swój bieg gdzieś w angielskich stronach. Temat kręgów zbożowych jest wciąż dla mnie otwartym rozdziałem. Nieustannie dopisuję do niego kolejne wydarzenia.

Wielu z Czytelników – choćby pobieżnie obeznanych w omawianej tu tematyce – na pewno ma wyrobione zdanie w sprawie kręgów i piktogramów zbożowych5, jakie co roku w różnych miejscach na świecie pojawiają się na polach. Dla wielu z nich to temat niewarty dalszej uwagi. Na przestrzeni wielu lat mieliśmy okazję poznać niebywały kunszt artystyczny, aktywnych szczególnie w Wielkiej Brytanii, tzw. cropmakerów6. Ludzie ci potrafią z niebywałą precyzją wygnieść finezyjne znaki w zbożu i zachwycić nimi świat. W swojej twórczości wielokrotnie kierują się mistyką, artystyczną duchowością i próbą integracji z naturą. Chcą też być bezpośrednio uczestnikami w tworzeniu nieznanego. Z pomocą idą im osiągnięcia współczesnej zaawansowanej techniki. Lecz nawet w ich artystycznych dziełach w zbożu dzieją się też rzeczy co najmniej niezwykłe. Same okoliczności tworzenia stają po jednej stronie z tajemnicą, która wciąga i fascynuje.

Każda historia ma gdzieś swój początek i koniec. W przypadku agrosymboli końca jeszcze nie widać, ale jednego możemy być pewni. Zjawisko to jest tak stare, jak ludzkość i towarzyszy nam od wieków. Przez lata kręgi fascynowały na wiele sposobów. Można odnieść nieodparte wrażenie, że wraz z rozwojem coraz bardziej dojrzewaliśmy do rozumienia tego, co ktoś lubcoś próbuje poprzez znaki w zbożu przekazać. Dziś rozumiemy je na wiele sposobów. Na pewno współczesnym odpowiednikiem przekładania języka kręgów i piktogramów na język ludzki jest działalność wygniataczy kręgów. Oni też chcą być częścią tej wielkiej zagadki.

Tak więc tworzenie kręgów i piktogramów przez cropmakerów jest jedną stroną medalu. Drugą – tą ważniejszą – jest faktyczne zetknięcie z nieznanym. Całokształt niewytłumaczalnych zjawisk, jakie towarzyszą kręgom zbożowym – mimo tylu hipotez i teorii – w dalszym ciągu czyni wielką wyrwę w naszej wiedzy o otaczającym świecie. Nauka nauczyła się sprytnie omijać takie sprawy. Metoda deski i sznurka we wczesnych latach 90. XX wieku szybko została okrzyknięta za przełom w sprawie badań nad agrosymbolami. Tylko nieliczni, prywatnie zaangażowani w sprawę naukowcy, podjęli własne, prywatne badania. Zetknięcie się z całą gamą dowodów dla wielu z nich było niemałym zaskoczeniem. Gros z nich – poprzez empiryzm – dostrzegło w urokliwych krasnalskich znakach elementy, które wykraczały poza powszechnie uznane i przyjęte paradygmaty.

Głębsze spojrzenie na problem agrosymboli otwiera przed nami furtkę na inną rzeczywistość. Poszukiwania sensu i znaczenia znaków opierają się na ich symbolice. Ich metaforyczne znaczenie powoduje regres naszych przekonań i ich nieuchronne przewartościowanie. Studiując symbolikę agrosymboli, zaczynamy paradoksalnie poznawać głębiej swoje wnętrze i duchowość. To, co niezrozumiałe, metafizyczne i transcendentne, staje się naraz pojęte. I bynajmniej nie chodzi tutaj o powielanie zbanalizowanych tez o odwiedzinach kosmitów, którzy przekazują w zbożu zakodowane obrazki, poprzez które następuje poszerzanie ludzkiej świadomości. Problem jest bardziej złożony i niejako wymyka się logicznemu pojęciu. Czym jest owa obca inteligencja i skąd może pochodzić? To wciąż wielka tajemnica.

Celem niniejszej książki nie jest przeto udzielenie definitywnej odpowiedzi na pytanie, jakie zjawisko kryje się za powstawaniem agrosymboli. Przede wszystkim niniejsze opracowanie ma na celu zaprezentowanie, z zachowaniem jak najdalej idącego obiektywizmu i rzetelności, materiału badawczego ostatnich lat z terenu Polski i z zagranicy. To pewnego rodzaju zapis dokumentalny najważniejszych wydarzeń, jakie lawinowo narosły do niewyobrażalnych ilości przez ostatnie lata, który – mam cichą nadzieję – zwróci uwagę na zjawisko powszechnie znane i starannie przemilczane, a przy tym dopomoże stworzyć bardziej przychylny dlań klimat i podłoże pod przyszłe naukowe badania.

Zapraszam wszystkich Czytelników do tej fascynującej podróży w głąb historii, aż do czasów współczesnych, poprzez pola i łąki, aż do samych granic jednej z największych tajemnic naszych czasów.

NAJWIĘKSZA ZAGADKA NASZYCH CZASÓW

Kręgi zbożowe, zwane też agroglifami7 bądź agrosymbolami, to regularne formy geometryczne utworzone przez precyzyjne wyłożenie roślin na polach uprawnych. Ich historia sięga daleko w głąb średniowiecza, w podaniach ludowych i legendach można spotkać się z pierwszymi opisami takich formacji. Choć znane są też rysunki naskalne z epoki neolitycznej i wcześniejszych, które prezentują wczesne dzieła ludzkie w postaci geometrycznych wzorów narysowanych bądź wyrytych w skale. Wielu badaczy kręgów w rysie historycznym zjawiska nawiązuje także do osławionych dzieł z Nazca8. Ciągnące się kilometrami w południowo-zachodniej części Peru olbrzymie kontury figur geometrycznych, zwierząt i roślin są bez wątpienia dziełem człowieka. W wielu z nich tkwi tajemnica. Kształty niektórych wzorów dość wiernie odzwierciedlają gwiazdozbiory.

Ogrom i precyzję znaków z Nazca można dostrzec dopiero z góry. Z całą pewnością intencją twórców było zwrócenie uwagi na dzieła widziane z lotu ptaka, co w wydaje się być dość kontrowersyjne. Któż bowiem w tamtych czasach potrafił wzbijać się ku niebu? Wielu badaczy nie wyklucza, że mieszkańcy Nazca mogli posiąść umiejętność wznoszenia się w górę dzięki balonom, pozostaje to oczywiście tylko domysłem. Symbolika złożonych figur geometrycznych musiała na tyle mocno elektryzować świadomość już w tamtych czasach, że zachęcała ludzi do karkołomnej pracy – tworzenia linii na pustynnych bezkresach w regularne twory. Jednakowoż wydaje się oczywiste, że w tak odległych epokach historycznych człowiek znajdował się bliżej natury i pojmował doskonale mechanizmy przyrody, kolejność pór roku i wynikające z tego implikacje. Dziś spuścizną tamtych czasów są też kamienne kręgi i świątynie. Kompleks kręgów ze Stonehenge jest złożoną strukturą upamiętniającą czasy, gdy człowiek potrafił żyć z naturą w harmonii i wykorzystywać jej wszystkie atuty.

Koncentrycznie złożone formacje powstające w roślinach uprawnych (i nie tylko) od zawsze w równym stopniu, niczym dzisiaj dziedzictwo kulturowe Nazca, fascynowały człowieka. We wczesnych epokach historycznych były utożsamiane z siłami natury, magią i demonicznymi mocami. Budziły respekt, a czasami nawet strach. We współczesnych czasach bliżej im do dzieł wykonanych ręką ludzką i manifestacji zjawisk UFO.

Dotychczasowe badania i zebrany materiał naukowy na temat kręgów zbożowych świadczy jednoznacznie, że agroformacje to zjawisko o charakterze światowym. Lista udokumentowanych przypadków mówi o ponad 15 tysiącach odkrytych i zbadanych formacji. Obecnie średnio rocznie odnotowuje się pojawienie ponad 80 kręgów i piktogramów na świecie. W latach 90. XX wieku w samej Wielkiej Brytanii rocznie potrafiło pojawić się około 100 formacji. Co więcej, zjawisko to ma charakter globalny. Znaki w zbożu odkryto w przeszło 70 krajach. Były też przypadki w trawie, owsie, śniegu, lodzie, piasku oraz trzcinie, rzepaku i ryżu9. Lista ta nie zamyka całkowicie miejsc pojawień się geometrycznych znaków. Literatura popularnonaukowa dotycząca tematu traktuje też o pojawieniu się kręgów w wodzie i chmurach. Istnieją także doniesienia o układających się w podobne wzory stadach ptaków i chmar owadów, tak jakby sama forma kręgu miała swoje naturalne pochodzenie i była czymś powszechnie spotykanym w przyrodzie.

Nie da się ukryć, że we wczesnych fazach manifestacji kręgów zbożowych zjawisko to bardzo mocno łączono z obserwacjami UFO. W miejscach pojawień się niezidentyfikowanych obiektów latających często odnajdowano na ziemi dziwne ślady. Bodaj najsłynniejszym incydentem, w którym odnotowano pojawienie się kręgu (w tym przypadku były to trzciny bagna) jest zdarzenie z Tully (Australia) z roku 1966. Pewien farmer o imieniu George Pedley obserwował unoszący się nad drzewami dyskoidalny obiekt. W miejscu, gdzie pojawiło się UFO, świadek odkrył później w trzcinach idealny krąg. Rośliny w tym miejscu były w wielu miejscach powyrywane z korzeniami i unosiły się na lustrze wody na kształt kręgu. Zdarzenie odbiło się głośnym echem w australijskich mediach i miejsce domniemanego lądowania UFO zostało dokładnie przebadane. Jednak próby wyjaśnień w oparciu o działanie trąb powietrznych nie spotkały się z ciepłym przyjęciem wśród ufologów10. Ten i wiele innych przypadków lądowań UFO i odkrytych później śladów w zbożu oraz innych roślinach bardzo mocno zakorzeniły się w historii kręgów i przez następne lata kształtowały dalsze badania nad tym fenomenem.

Mimo wszystko jednak kręgi i piktogramy nie wzbudzały jeszcze tak dużych emocji w tamtych latach, co w czasach współczesnych i wiele przypadków ich manifestacji nie wychodziło poza wąski krąg informacyjny farmerów. Dla wielu z nich klasyczne wyjaśnienia w postaci trąb powietrznych i aktywności dzikiej zwierzyny były wystarczające do zaakceptowania.

Wczesne lata 80. XX wieku zapoczątkowały dyskusję na temat zjawiska. Kręgi zbożowe pojawiające się coraz częściej na polach angielskich w hrabstwie Wiltshire, zaczęły zwracać większą uwagę okolicznych mieszkańców. Szybko też wzbudziły ciekawość mediów i świata nauki. W prasie lokalnej i telewizji ukazały się pierwsze relacje na ten temat. Wypowiadający się do kamery farmerzy wzruszali ramionami i rozkładali bezradnie ręce. Twierdzili – już w blasku fleszy – że żaden człowiek nie jest w stanie wykonać tak złożonych wzorów w zbożu. Wielu z nich przekonywało reporterów, że zjawisko jest dla nich czymś absolutnie normalnym. Ich dziadkowie wielokrotnie odkrywali takie znaki podczas żniw, zaś oni sami, jeszcze jako dzieci, traktowali kręgi jako miejsca zabaw. Colin Andrews – jeden z pierwszych badaczy, który żywo zainteresował się agrosymbolami i rozpoczął swoje własne śledztwo w tej sprawie – dotarł nawet do relacji kręgów zbożowych jeszcze z lat 20. XX w11.

Z kolei naukowcy reprezentujący poważne instytucje nie wykazywali początkowo entuzjazmu w zetknięciu z odkrywanymi raz po raz na angielskich polach agrosymbolami. Gros intelektualistów z góry uznawało kręgi za zwykłe, acz dość rzadkie zjawisko meteorologiczne, tak jakby cała tajemnica była tylko osobliwym fenomenem przyrody. Dopiero działania naukowe podjęte w późniejszym czasie przez niezależnych badaczy podważą wysunięte w latach 80. XX w. wnioski i wskażą na szereg anomalii występujących w kręgach, które przeczą konserwatywnym teoriom. W międzyczasie same kręgi zbożowe – już pod lupą pierwszych analityków i entuzjastycznie podchodzących do tematu mediów, traktujących zjawisko jako świetny materiał ogórkowy na zapełnienie pierwszych stron gazet w dość nudnym sezonie wakacyjnym – zaczynają stopniowo się rozpowszechniać i przyjmować coraz bardziej zaawansowane formy geometryczne. W latach 90. XX w. mamy już do czynienia z prawdziwym wysypem skomplikowanych i finezyjnie ułożonych, najpierw piktogramów, a później już zaawansowanych fraktali.

Colin Andrews, Pat Delgado i Lucy Pringle – pierwsi cereolodzy12 z Anglii – w trakcie prowadzonych badań zaczęli natrafiać w zbożu na rzeczy zgoła osobliwe. Kłosy roślin w wielu miejscach były idealnie zaczesane do środka (w niektórych kręgach układały się w różnych kierunkach na tej samej długości bądź tworzyły niezwykle zawiłe warkocze). Co najważniejsze, nie były połamane, tylko delikatnie przyłożone do gruntu. Samo podłoże zaś nie wykazywało w autentycznych formacjach żadnych zniszczeń. Niekiedy badaczom w nowo odkrytych kręgach udawało się znaleźć nietknięte grudki błota, które na pewno pod ciężarem buta potencjalnych hochsztaplerów zostałyby zgniecione. Aparatura badawcza w wielu kręgach odnotowywała też szereg anomalii. „W połowie lat 80, gdy jako pierwsi zajęliśmy się badaniem kręgów i jako jedni z pierwszych docieraliśmy do wielu takich formacji, odnajdywaliśmy zadziwiającą precyzję i dokładność w wyłożeniu zboża” – pisał Colin Andrews w swojej książce pt. „Circular Evidence”13. Te znamienne cechy już coraz trudniej można było znaleźć w bardzo skomplikowanych piktogramach, jakich istny wysyp nastąpił w następnych latach.

Faktycznie pierwszym angielskim badaczom jeszcze w latach 80. XX w. bardzo trudno było uwierzyć w możliwość robienia kręgów przez człowieka. Wiele z tych formacji cechowała precyzja i dokładność. Na łamach gazet i specjalistycznych czasopism drukowano, jedna za drugą, publikacje o znakach jako zjawisku pozaziemskiego pochodzenia (fala UFO przetaczająca się w tym czasie jeszcze bardziej podgrzewała atmosferę teorii i domysłów). Nikomu do głowy nie przychodziło, że komuś ukradkiem nocą chciałoby się wygniatać dziwne formy w zbożu. Przekonanie to umacniał ponadto fakt, że zjawisko coraz bardziej rozpowszechniało się na świecie. W trakcie badań angielskich kręgów, niczym z rękawa, sypały się informacje o odkrywanych piktogramach w wielu innych krajach Europy, w Stanach Zjednoczonych, Afryce oraz Azji. Nie było jednak takiego drugiego miejsca na świecie, jak osławione hrabstwo Wiltshire, gdzie z roku na rok przybywało kręgów zbożowych w zadziwiająco dużych ilościach. Fakt pojawiania się skomplikowanych formacji zbożowych na tak wąskim obszarze ziemskim wydawał się być wówczas czymś bezprecedensowym.

Sprawa wyjaśniła się we wrześniu 1991 r. Wówczas to dwóch emerytowanych starszych panów – Doug Bower i Dave Chorley – ogłosiło światu, że to oni przez ostatnie lata wygniatali kręgi w zbożu14. W mediach zawrzało, prasa zaczęła prześcigać się w prezentowaniu wypowiedzi tych zabawnych barowych kawalarzy15. Ukazały się zdjęcia uśmiechniętych żartownisiów i ich sprzętu do wygniatania zboża (w głównej mierze była to sprawdzona deska ze sznurkiem). Kanał telewizyjny Discovery wyemitował program z udziałem cropmakerów. Bower i Chorley popisali się przed kamerami swoimi artystycznymi możliwościami i wgnietli w zbożu dość urokliwy piktogram. Nie da się ukryć, że wyjście z cienia tych dwóch starszych panów było zabójczym ciosem dla fascynatów kręgów zbożowych. Media z wolna zaczęły odchodzić od tego tematu, traktując całą sprawę jako definitywnie zamkniętą i wyjaśnioną. Tymczasem niezmordowany Andrews i popierający go inni badacze wyrażali swój stanowczy sprzeciw wobec rewelacji Chorley’a i Bowera, zwracając uwagę na szereg anomalii występujących w kręgach, których – ich zdaniem – nie sposób było wywołać przy udziale zwykłej deski i sznurka. Wątpliwości budził ponadto fakt tworzenia się kilku formacji tej samej nocy, w kilku miejscowościach, na dość dużym obszarze. Choć dziś nie ulega najmniejszej wątpliwości, że w połowie lat 80. XX w. na terenie Anglii działało już kilka grup wygniataczy kręgów, to jednak fakt pojawiania się piktogramów w wielu innych rejonach świata we wczesnej fazie manifestacji fenomenu dość mocno podważa teorię zabawy żartownisiów w zbożu. O ile bowiem na angielskich polach fascynacja tematem UFO mogła w jakimś wąskim zakresie znajdywać swoje przełożenie na urokliwą sztukę agrarną, o tyle już w odległych rejonach krajów azjatyckich i Ameryki Południowej twórcom kręgów dość trudno przypisać inspiracje literaturą spod znaku UFO.

Szeroki medialny rozgłos wyczynów Douga i Dave´a otworzył furtkę kolejnym kawalarzom. Znalazło się bardzo wielu chętnych do podzielenia pasji dwóch staruszków z Hampshire. W tym miejscu wydają się być dość prorocze słowa Andrewsa, który przy wydawaniu swojej książki pt. „Circular Evidence” wyraził obawy, że zainteresowanie ludzi tematem kręgów zainspiruje niektórych do wygniatania własnych. Dzisiaj już w samej Anglii działa obecnie kilkanaście organizacji cropmakerów. Ludzie ci potrafią tworzyć w zbożu najbardziej złożone figury geometryczne. Twierdzenie, że tylko najbardziej skomplikowane agroglify są dziełem nieznanego zjawiska, straciło na znaczeniu. Przeprowadzone przez Andrewsa przy udziale finansowym filantropa Laurence’a Rockefellera16 dochodzenie tylko potwierdziło powyższe przypuszczenia. Andrews korzystając ze współpracy prywatnych detektywów (od 1999 r. do 2000 r.) zgłębił środowisko wygniataczy kręgów i mógł z dużym prawdopodobieństwem ustalić miejsca pojawień się fałszywych formacji. Po zakończeniu indagacji wystosował do prasy w tej sprawie oficjalne oświadczenie, które - niestety - zostało przez liczne grono badaczy dość mocno skrytykowane. Andrews przyznał, że 80% kręgów, szczególnie tych najbardziej skomplikowanych, jest dziełem człowieka, zaś tylko 20%, zwłaszcza tych najprostszych formacji, wykazuje cechy nieznanego nauce zjawiska, łamiącego elementarne aksjomaty naukowe17.

Surowe sprawozdanie Andrewsa zostało okrzyknięte zdradą. Wielu badaczy na czele z Lucy Pringle i Nancy Talbott nie mogło się z nim zgodzić. Dla wielu z nich finezyjne fraktale18, których swoisty wysyp nastąpił wraz z rokiem 1991, w swojej doskonałości i precyzji były nie do wykonania przez człowieka. Faktycznie na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat pojawiło się bardzo wiele skomplikowanych znaków. Dość trudno jest przypisać niektórym z nich ludzką działalność przy udziale deski i sznurka.

Wiele z tych kręgów poprzez swoją symbolikę nawiązuje do naszych kultur, odzwierciedla harmonię z przyrodą i wykazuje precyzję matematyczną (fraktalną). W 1991 r. na polach w Barbury Castle ukazał się fraktal ochrzczony przez wielu matką wszystkich kręgów. Zamykał on w sobie i zarazem przedstawiał zasadę trzech w jednym, ponieważ powierzchnia środkowego kręgu odpowiada sumie powierzchni otaczających go trzech kręgów. Jeśli zsumuje się powierzchnię czterech kręgów i wyciągnie pierwiastek kwadratowy, uzyska się liczbę 31,680. Liczba ta odpowiada Bogu – pisał o kręgu w Barbury znany ekspert w dziedzinie numerologii i symbolizmu, John Michell.

Lucy Pringle twierdzi, że kręgi – poprzez swoją symbolikę – są dla nas ostrzeżeniem i swoistym przesłaniem, które może pochodzić z kosmosu. Do takich wniosków mogła dojść Pringle, gdy jako pierwsza dotarła do słynnej formacji w Chilbolton, położonej w hrabstwie Hampshire. Późnym latem 2001 r. został odkryty na polu znak, który przerósł najśmielsze oczekiwania sympatyków zbożowych formacji. Pikogram z Chilbolton bowiem był niejako odpowiedzią na wysłany w 1974 r. drogą radiową w ramach programu SETI19 sygnał z obserwatorium astronomicznego w Arecibo. Piktogram zawierał informację o jego nadawcy i został wykonany na polu tuż pod nosem anten przynależnych do pobliskiego obserwatorium astronomicznego.

Kosmos i matematyczna precyzja zdają się towarzyszyć wielu agroglifom. Dość głośnym echem w mediach odbiła się formacja, jaka ukazała się w Niemczech na polach w miejscowości Grasdorf w 1991 r. Wzór składający się z siedmiu znaków i aż trzynastu kręgów odzwierciedlał symbole Układu Słonecznego, wykorzystywane przez kulturę sumeryjską. Ponadto piktogram powstał w pobliżu dawnego sanktuarium germańskiego boga Wodana, co – samo w sobie – było całkiem zastanawiające.

Symbolika starożytnych kultur jest w ogóle dość mocno wyakcentowana w historii kręgów i piktogramów. Na przestrzeni wielu lat znaki bardzo często ukazywały się w pobliżu mistycznych miejsc mocy i w swojej strukturze nawiązywały do harmonii z naturą. Kompleks kamieni świątyni Stonehenge jest miejscem wzmożonej aktywności piktogramów od wielu lat. 7 lipca 1996 r. przelatujący w jego pobliżu pilot dostrzegł jeden z najpiękniejszych i najbardziej skomplikowanych agroglifów. Była to formacja nazwana później przez badaczy Julią Set i zdaniem lotnika powstała w przeciągu zaledwie 15 minut! 

Zbiór Julii - piktogram z 7 lipca 1996 r. Zdj. Lucy Pringle

Została tak nazwana, gdyż była dokładnym odwzorowaniem matematycznym fraktalu nazywanego Zbiorem Julii. Okoliczności znaleziska były na wskroś sensacyjne zważywszy na fakt, że ekipie badającej piktogram zajęło aż pięć godzin wymierzenie całej formacji składającej się ze 149 kręgów. Jeszcze bardziej spektakularny znak powstał dwadzieścia dni później na polach w Windmill Hill. Formacja, nazwana tym razem Potrójnym zbiorem Julii, składała się już z aż 194 przylegających do siebie kręgów i wprawiła w zdumienie wszystkich ją odwiedzających.

Te i wiele innych skomplikowanych figur wykazywało anomalie, obok których trudno jest przejść obojętnie. Rozpoczęty wraz początkiem lat 90. XX w. spór o prawdziwy i fałszywy krąg wyszczególnił pewien szablonowy zespół cech agroglifów, które miały przemawiać za ich autentycznością. Nie trzeba chyba nikogo tu przekonywać, że precyzja wykonania piktogramu jest znamienna w ocenie badanego miejsca. Źdźbła roślin nie są połamane, tylko delikatnie przygięte do podłoża. W odkrytych kręgach w trawie czy też rzepaku wielokrotnie udało się powyższą cechę zauważyć i była zdaniem wielu badaczy nie do podrobienia przez człowieka z uwagi na fakt, że źdźbła tych roślin są bardzo delikatne i podatne na złamania. Zboże w kręgach układa się prawoskrętnie bądź lewoskrętnie. Niekiedy można zaobserwować podwójny układ – z wierzchu kłosy układają się w lewą stronę, pod spodem w przeciwną. Powszechnie spotyka się też zjawisko tworzenia się tzw. warkoczy na obrzeżach kręgu bądź tuż przy jego środku. Samo wnętrze natomiast jest przestrzenią wolną od zboża i nie wykazuje żadnego skrętu.

Badania laboratoryjne przeprowadzone przez naukowca z Michigan, Wiliama C. Levengooda wykazały ponadto szereg anomalii w strukturze molekularnej roślin, jak i samej gleby pobranej z kręgów. W przypadku zboża zauważa się stosunkowo mocno uwidaczniającą się dehydratację i zmiany komórkowe (badane kłosy przez Levengooda i Johna Burka posiadały pogrubione ściany komórkowe oraz liczne przestrzeliny, a kolanka w wielu miejscach były powyginane w nienaturalny sposób w stosunku do próbek kontrolnych). Z kolei badania przeprowadzone niezależnie przez Tima Corsona, Steva Purkaple’a i Adama Piekuta dowiodły niezbicie, że istnieje wyraźny wzrost wydajności zbiorów zbóż z piktogramów. Plony z nasion pobranych z wylatowskich formacji przez Piekuta były bardziej urodzajne od kontrolnych. Cechy te zostały zauważone także przez wielu farmerów.

W samych kręgach dzieją się równie niezwykłe rzeczy. Ludzie odwiedzający formacje w zbożu doznają wielu przedziwnych stanów psychofizycznych: od omdleń, poprzez drżenie rąk, do zawrotów i bólów głowy. Wiele osób traktuje znaki jako miejsca mocy i z większą łatwością potrafi osiągać stany zmienionej świadomości, wchodząc w głęboką medytację. Freddy Silva uważa, że przyczyną zmiennych nastrojów, które mogą przyjmować zarówno pozytywne, jak i negatywne formy, są odkryte w kręgach oddziaływania ultradźwięków. Fale te mogą w jakiś sposób oddziaływać na aktywność mózgową i świadomość.

Mówiąc o dźwiękach, trzeba też wspomnieć o tajemniczych odgłosach, jakie wielu osobom udało się usłyszeć, a nawet nagrać wewnątrz kręgów. Pat Delgado odwiedzając pierwsze formacje zbożowe w Wiltshire w latach 80. XX w. kilkakrotnie słyszał w swojej głowie wibrujący głos nieznanego źródła. Pewnej ekipie telewizyjnej podczas pracy przy programie o piktogramach udało się nagrać podobny dźwięk. Analiza wykazała później, że miał on częstotliwość 5,2 Hz, a więc był infradźwiękiem.

Oprócz efektów psychofizycznych w kręgach stwierdzono działania na urządzenia elektroniczne. Baterie w kamerach cyfrowych, telefonach i wszelkich innych urządzeniach (być może za sprawą ultradźwięków) mogą bardzo szybko się rozładowywać. Podobny efekt zaobserwowała ekipa badająca kręgi w Pigży koło Torunia (1999 r.) i Jugowej (2001 r.) w Polsce.

Agroglify na przestrzeni ponad dwudziestu lat ich obserwacji zostały poddane skrupulatnym badaniom przy użyciu szeregu specjalistycznych instrumentów. W Wylatowie w 2002 r. pojawiło się aż pięć różnych piktogramów. W piktogramie z 27 czerwca, przy pomocy stopera, stwierdzono wystąpienie ewidentnych anomalii czasowych. Eksperyment z działającymi dwoma jednocześnie sekundnikami (jeden znajdował się wewnątrz kręgu, drugi był umieszczony poza nim) dowiódł, że wewnątrz wylatowskiej formacji czas biegł nieco wolniej. Wyniki tego doświadczenia zostały potwierdzone przez niezależne badania dra Jana Szymańskiego przeprowadzone w późniejszych latach w tej miejscowości. Co ciekawe, w tym samym piktogramie igła kompasu wyginała się w środku formacji aż o 20-40 stopni. Ponadto w wielu innych miejscach na świecie stwierdzono zakłócenia elektromagnetyczne, a czasami nawet licznik Geigera rejestrował promieniowanie radioaktywne otoczenia.

Gama anomalii budzi z pewnością kontrowersje i jest bardzo długa. Można do niej zaliczyć także lokalizacje manifestacji agroformacji i ich okoliczności powstania. Przeprowadzone badania przez zespół badaczy z BLT Research20 na czele z Nancy Talbott dowiodły, że kręgi lubią pojawiać się szczególnie w miejscach o wysokim poziomie wód gruntowych. Jak powszechnie wiadomo, woda to dobry przewodnik elektryczności, dlatego stwierdzane przez radiestetów anomalie w kręgach nie są przypadkowe. Gdybyśmy przyjrzeli się mapie geometrycznej hrabstwa Wiltshire, na pewno zwrócilibyśmy uwagę na bardzo rozbudowaną sieć anomalii geomantycznych tego malowniczo położonego rejonu Anglii. Kręgi bardzo często pojawiają się w tych rejonach i trudno zrzucić to na karb przypadku. Jednak szczególnie kontrowersyjny wydaje się sam czas powstawania agroformacji. Zdaniem wielu badaczy znaki powstają w przeciągu paru sekund. Świadczą o tym relacje naocznych świadków i pewne zapisy wideo, choć tym ostatnim zarzuca się oszustwo. Jednak słynne nagranie z monitoringu pól Wylatowa z 2004 r. jest z całą pewnością autentyczne i dowodzi, że formacja 21 kręgów, jaka ukazała się w lipcu na polu Tadeusza Filipczaka21 powstała w przeciągu chwil. Widać na nagraniu błyski nad polem, a po paru minutach w blasku pierwszych promieni słonecznych wyłania się zarys piktogramów.

Wreszcie anomalie świetlne są bez wątpienia wymownym przykładem na to, że powstawaniu agroformacji towarzyszą rzeczy co najmniej niezwykłe. Dziwne kule, błyski światła, a nawet materialne obiekty UFO obserwuje się nad kręgami zbożowymi i nie ulega wątpliwości, że zjawiska te są integralnie powiązane ze sobą. Co ciekawe, sympatycy deski i sznurka bardzo często obserwowali nad stworzonymi przez siebie formacjami dziwne znaki świetlne. Iluminacji tych w żaden racjonalny sposób nie udawało im się wyjaśnić i istnieje podejrzenie, że sam kształt agroglifu może generować niewytłumaczalne zjawiska.

Przedstawione w wielkim telegraficznym skrócie wyżej fakty, to tylko przykłady wielu ukazujących się co roku na świecie kręgów/piktogramów zbożowych. Stanowią przyczynek do obalenia tezy, jakoby wszystkie agroformacje były dziełem człowieka, a samo zjawisko nie zasługuje na uwagę nauki. Kręgi i piktogramy towarzyszą ludzkości od wieków. Dzisiaj fascynują z jeszcze bardziej zwielokrotnioną siłą. Z pomocą nauki odkrywamy ich tajemnice i staramy się jeszcze lepiej je zrozumieć.

Spróbujmy nieco uchylić rąbka tajemnicy towarzyszącej agrosymbolom, rozwijając szerzej poruszone wyżej wątki w następnych rozdziałach.

CZĘŚĆ I

KIEDY DIABEŁ KOSIŁ ZBOŻE

Zanim kręgi zbożowe znalazły się w kręgu zainteresowań ciekawskich, nieznośnych wygniataczy (cropmakerów) i poważnych badaczy, wieki temu, w czasach mrocznego średniowiecza i późniejszych epok historycznych, nikt nie posądzał człowieka o tworzenie finezyjnych znaków na polach. W łanach buszowały bezkarnie demoniczne istoty. Diabły kosiły kosą pszenicę i jęczmień w ułamkach sekund, po polach grasowały nieznośne południce i dusiły drzemiących na ziemi rolników, zaś tajemnicze zmory wyplatały z kłosów zbóż piękne warkocze, czasami też pomagały mieszkańcom wsi wypełniać ich szpichlerze do pełna i zapewniać dobrobyt. Lecz jeśli kto wszedł im w paradę, mogła spotkać go surowa kara, a nawet śmierć. W tajemniczych kręgach działy się rzeczy na poły magiczne. Ludzie zaczarowani mocą znaków tańczyli w ich wnętrzu, zahipnotyzowani melodyjną muzyką. Jeszcze inni ginęli bezpowrotnie w mroku.

Rodzajowi ludzkiemu od zawsze towarzyszyły zjawiska niewytłumaczalne. W tych odległych czasach rozum prostego człowieka pojmował tylko wąski wycinek zjawisk przyrodniczych. To, czego nie dało się pojąć i zrozumieć, było częścią świata nadprzyrodzonego. Ludzie mieli o czym pisać i opowiadać. Świat folkloru ludowego wypełniały opowieści o demonach i tajemniczych kręgach.

Przeglądając stare kroniki historyczne i wczytując się w fascynujący świat legend i podań średniowiecza, trudno jednoznacznie orzec, który tekst jest najstarszym opisem tajemniczych kręgów i piktogramów zbożowych, współcześnie tak powszechnie odnajdowanych na polach całego świata. Pewne podanie ludowe z niemieckich kronik „Newe volkkommene Thueringische Chronica Ae Johannesa Binhardusa” donosiło o niezwykłym zjawisku z miejscowości Sessenhausen. „Anno Domini 1543: dnia 4 maja w Sessenhausen o godzinie 4 po południu pojawiła się gwiazda wielkości kamienia młyńskiego, z którego wyleciał ognisty smok do płynącej wody, którą wypił, a potem przeleciał ponad polem jęczmienia i na szerokości 15 stóp położył cały plon. W końcu znowu wzleciał do góry i zniknął wraz z gwiazdą”. Kilka lat później niecodzienne żniwa mieszkańcom tym razem niemieckiego Berlina zaserwowały już istoty ze wszech miar demoniczne. „W 1559 roku w czasie żniw, gdy koszono owies, pokazała się owa cudowna twarz nieopodal Berlina. Nagle poczęto widywać na polach wiele ludzkich postaci, najpierw piętnastu, potem dwunastu, a te ostatnie były jeszcze straszliwsze i obrzydliwsze niż pierwsze. Bo nie miały głów. Wszystkie 27 z taką siłą cięły kosami owies, że aż szum szedł po okolicy, a owies i tak stał, a że rozeszła się wieść po wsi, wyszli ludzie obejrzeć to dziwo, ale gdy pytali owych mężów, kim są, skąd przybyli, co robią, oni milczeli i nadal cieli owies. A gdy ludzie podeszli i chcieli ich pobić, ci umknęli stamtąd, ale nawet w biegu kosili owies...”22.

Diabeł z kosą bardzo mocno zakorzenił się w kulturze średniowiecza. Wszelkie nieziemskie sprawki na polach bardzo często tłumaczono aktywnością czarta. Wymownym tego przykładem jest następna bodaj najsłynniejsza opowieść ludowa. Jest nią pewien pamflet datowany na 22.08.1678 r. Na stronie tytułowej widnieje rysunek diabła z kosą, który ścina owies, tworząc w zbożu kształt owalu.

Diabeł koszący zboże. Pamflet z 1678 roku. Zdj. za ww.oldcropcircles.weebly.com

 Legenda opowiada o pewnym właścicielu pola i jego kłótni z rolnikiem wynajętym do skoszenia owsa. Autor tekstu już na samym wstępie podania podkreśla niezmierzoną siłę mocy nieczystych: „Człowiek może zrzędzić na Niebiosa i gardzić Piekłem, jak mu się podoba, ale są prawdziwie takie rzeczy, których mądre uznanie za Wszechmocną Opatrzność nie zaprzestają się okazywać. (…) Są rzecz jasna takie rzeczy, jak Diabły i musimy uwierzyć, że te Diabły mają swoje Piekło. A jak jest Piekło, musi też być Niebo i sam Bóg”23. Po tym zgrabnym wstępie autor przechodzi do opisu przygody, jaka spotkała właściciela pola. Otóż proponuje on swojemu sąsiadowi skoszenie zboża za odpowiednie wynagrodzenie. Przy negocjowaniu zapłaty za usługę, między nimi dwoma dochodzi do kłótni. Właściciel nie zgadza się na proponowaną przez sąsiada sumę, uznając ją za zbyt wygórowaną. W końcu „wścieknięty rolnik z pomarszczonym czołem w złości, powiedział biednemu chłopu, że prędzej diabeł skosi owies niż ty”. Następnej nocy nad polem skąpego właściciela dochodzi do manifestacji dziwnych świateł. „Tej samej nocy (…) na oczach kilku świadków całe pole stanęło w płomieniach. Rano doniesiono o tym gospodarzowi. Kiedy przybył na miejsce zdarzenia, ku swemu zdumieniu ujrzał, że całe zboże zostało skoszone, jak gdyby diabeł faktycznie postanowił popisać się swoją zręcznością. Skosił zboże i poukładał każde jego źdźbło z taką dokładnością, że człowiekowi zajęłoby to całą wieczność”24.

Wyżej zaprezentowane podania ludowe, to szablonowe przykłady na to, jak ludzka percepcja odległych czasów pojmowała otaczającą rzeczywistość. Nie da się ukryć, że kultura chrześcijańska odbiła trwałe piętno na racjonalizacji świata przyrodniczego. Umysł człowieka dokonywał podziału zjawisk na dwie fundamentalne kategorie: świat naturalny i świat nadprzyrodzony. Wszystkie przejawy fenomenów nienaturalnychbyły znakiem od Boga, bądźmanifestacją szatana albo innych demonicznych istot. Logika pojmowania świata była prosta i co do zasady selektywna. Kroniki historyczne i pióra uczonych nie wychodziły poza wymiar duchowy i wręcz gardziły naukową interpretacją. Religia znajdowała się w samym centrum umysłu i interpretacja naukowa była ostatnią, przelewaną piórem na papier. W średniowiecznych legendach opowieści o czarcich kręgach znalazły miejsce w sferze demonicznej. Rzadko kiedy kojarzono je z boską opatrznością. I nie ma się czemu dziwić. Wszak demony były z natury figlarne i psociły. Posiadały też moc nadprzyrodzoną. Któż potrafiłby „poukładać każde źdźbło z taką dokładnością” jak nie sam demon?

Na polach można było spotkać różne istoty „nie z tego świata”. Niektóre odnosiły się z uznaniem do człowieka i pomagały mu nawet w jego pracach rolnych. W angielskich podaniach ludowych częstym gościem w gospodarstwach domowych był demon o nazwie Puck25, zwany też po prostu Robinem Goodfellowem. Był to na wpół oswojony leśny stwór, znany i powszechnie w literaturze folkloru opisywany, charakteryzujący się psotnym i żartobliwym poczuciem humoru.

Rycina przedstawiająca demona Puck tańczącego w kręgu. Zdj. za Wikipedia

„Jeśli ma talent, Puck może zrobić drobne prace domowe dlaCiebie, szybkie robótki domowe lub ubijanie masła, ale te mogą być cofnięte w momencie jego podłych sztuczek, jeśli popadłeś w niełaskę z nim. Jeśli zostawisz mu drobne upominki, takie jak szklanka mleka lub inne smakołyki, może również wykonywać pracę dla Ciebie, w przeciwnym razie może on napsocić, do piwa nie doda drożdży albo jakieś inne takie szatańskie akty”26 – głosi pewne angielskie podanie ludowe. Goodfellow znany był też z pomocy przy żniwach, ale jeśli coś mu się nie spodobało, lubił psocić i „kłaść zboże”. Takie miejsca zgodnie z przypowieściami angielskimi i irlandzkimi były otaczane kultem. Kojarzone były często z przestrzenią, w której stykał się świat rzeczywisty z paranormalnym, tak samo jak dzisiaj kręgi zbożowe utożsamiane są z portalami do innych wymiarów27.

Analogie do „dobrych duszków” i polnych stworów spotykamy w literaturze folkloru całego świata. W polskich przypowieściach króluje przede wszystkim postać osławionego krasnoludka. Wielu autorów podań opisuje je w bardzo specyficzny sposób. „Krasnoludki są to malcy mieszkający już to w rozpadlinach ziemi, już w zwaliskach – w ogóle wszędzie, gdzie są jamy, jaskinie, nory. (…) Krasnoludków nikt nie widzi, skoro tylko owe czapki mają na głowach. Występują dobroczynnie, przychodzą na pomoc uciśnionemu człowiekowi i wybawiają go czynem jakim z niedoli”2829. Krasnoludki zwane też skrzatami towarzyszyły człowiekowi przy żniwach. Pomagały mu zbierać plony i gromadzić je w spichlerzach. Gdy zbiory były nieurodzajne, swoją magią napełniały magazyny do pełna.

Ale nie tylko z dobroczynnością można było się spotkać ze strony polnych demonów. Wśród nich były też te złe i niebezpieczne. Malowniczy zakątek Kujaw – ten sam, gdzie na przestrzeni lat 2000-2005 w Wylatowie pojawiały się przepiękne agroglify w zbożu – wręcz epatuje opowieściami o złych duchach. Według regionalnych legend na przyległych do domostw ziemiach można było natknąć się na negatywnie nastawione do ludzi południce30. Był to żeński demon pól i łąk, który opiekował się wegetacją zbóż i innych roślin uprawnych. Południca potrafiła przybierać różne kształty: antropomorficzne, zoomorficzne, a czasami nawet można ją było spotkać bezcieleśnie unoszącą się nad polami. Istoty te wywodziły się z dusz zmarłych po zaręczeniu kobiet. Pojawiały się w zbożu, na drogach polnych i miedzach. Zimą ukrywały się w norach pod ziemią, a w okresie żniw wychodziły na zewnątrz i napastowały nieostrożnych żeńców. Ludzie bardzo obawiali się południc. „Powiadają, że południca łapie dzieci, a śpiących na polu żniwiarzy dusi i obija”.

O innym demonie zbożowym, zwanym też płonnikiem często mówiło się w okolicach Wielkopolski i Kujaw. Kolejna przypowiastka opisuję ową zmorę jako istotę, która przybrała postać zwierzęcia. „Pewnego niedzielnego poranka pewien pasterz pasł swoje bydło na polu. (…) Nagle usłyszał w zbożu szum i gdy spojrzał, zobaczył dużego czarnego psa. Ten biegł początkowo przez zboże, a potem zniknął na polu sąsiada. Gospodarz najpierw myślał, że to był wściekły pies i zatrzymał się, ale gdy go już więcej nie zobaczył, poszedł na miejsce, gdzie pies przebiegł pole. Wówczas rozjaśniało mu się w głowie. Mianowicie, tam gdzie pies przebiegł żyto, była wąska ścieżka, a gdy mężczyzna spojrzał na ślady stóp, wyraźnie zobaczył jedną ludzką, a drugą psią. Był to więc płonnik, który przybrał postać psa. Na polu przy wyciętej ścieżce wszystkie kłosy były wycięte i równo ułożone”31.

Ale to nie wszystko. Bo znane są i też opowieści o „nieziemskich mocach” południc. W Kujawskiem wierzono, że „południce lubią tańczyć w polach przed żniwami. Zbierają się wtedy w krąg i harcują, tańczą i śpiewają. Młodych żniwiarzy kuszą zaś obietnicami zabawy i rozkoszy. Tego, kto do tanecznego kręgu dostanie się, nie wypuszczają już nigdy”32. Czasami w miejscu takich tańców można było znaleźć ślady odciśnięte w zbożu. „Mówiono, że w zbożu chodzą jakieś duchy, ponieważ zboże jest pokręcone. Mówiono, że to dzieci diabelskie urządzają sobie wesele. Po co ich tu czart przyniósł”33. Inny fragment przypowieści cechuje już większa ilość szczegółów. „Pod lasem są na trawniku wydeptane jakieś koła mniejsze i większe, które nie zrastają się wcale lub pożółkłą tylko trawą. Są to ścieżki wydeptane w krąg przez mory (inne określenie na południce – przyp. autora), które w trawie w kółko się kręcąc, koła owe zakreślały”34.

Magiczne istoty nie tylko przybywały z podziemi i jam. Niektóre posiadły umiejętność latania wysoko w chmurach i miały wpływ na zmiany pogody. W IX w. we Francji dużą sławą cieszyły się opowieści o istotach przybywających na Ziemię „powietrznymi statkami”. Były to demony z Magonii. Tłumaczono nimi wszelkie anomalie pogodowe i odciśnięte w zbożu ślady. 

Francuska rycina z IX w. przedstawiająca nalot magońskich statków. Zdj. za www.shardsofmagonia.worldpress.com

W jednej z legend czytamy: „Kiedy na niebie gromadziły się wielkie chmury burzowe, były to statki Magonów. Czarodzieje pogody pomagali im przez tworzenie wirów wiatru, błyskawic i grzmotów. Czasami Magoni złośliwie zrzucali swoje ładunki za burtę i wtedy zsyłali grad na ziemię, żeby położyć zboże. Po to, by móc wylądować swoimi statkami i z pomocą czarodziei, kraść wyłożone zboże”35. W imię zwalczania ludowych zabobonów, do walki z legendami stanął żyjący w IX w. biskup Lyonu – Agobard. Chciał on za wszelką cenę wymazać ze świadomości prostych ludzi niechrześcijańskie wierzenia o Magonach. W swoim dziele pisał, że lud widzi złe duchy w takich zjawiskach atmosferycznych, jak grad i burze. Karcił każdego za wiarę w magońskie demony. Udało mu się podobno uratować spod szubienicy czterech więźniów, którzy zostali skazani za „psucie plonów” i diabelski pakt z Magonami. O mały włos i jego samego spotkałaby szubienica jako kara za wstawiennictwa. Agobard zmarł jednak śmiercią naturalną, ale silnej wiary w demony wśród prostych ludzi nie udało mu się do końca wykorzenić. Zjawy i polne duchy miały się wciąż bardzo dobrze i bezkarnie panoszyły się po zbożu.

Wiele z nich posądzano o powstawanie „wijących kół”, „pędzących szatanów”, „czarcich kręgów”. Miejsca te wiązano z magiczną mocą. W legendach norweskich i duńskich spotykamy się z opowieściami o elfach i nimfach. Istoty te wabiły ludzi swoimi czarodziejskimi fletami do takich kręgów. Nieszczęśnicy omamieni ich muzyką, przekraczali granicę znaku i wchodzili do magicznego świata, gdzie czas i przestrzeń rządziły się innymi prawami. Potem już w amoku tańczyli z demonami. Wielu z nich już nie wracało do świata rzeczywistego. Świetnie to ilustruje XIX – wieczny obraz Nilsa Blommera, pt. „Łąka elfów”. Na takie przypowieści natykamy się dziś wertując też legendy takich znanych współcześnie z występowania agrosymboli miejsc, jak angielski zakątek hrabstwa Wiltshire. Motyw kręgu i tańca dość trafnie został zilustrowany w legendzie spisanej przez brytyjskiego folklorystę, Johna Aubreya. Czytamy w niej o nietypowej przygodzie, jaka spotkała mieszkającego we wiosce Yatton Keynell, niedaleko Chippenham, wikariusza Harta. W roku 1633 lub 1634 r. natknął się on w swojej okolicy na zrobione w trawie kręgi i tańczące wśród nich elfy. Wikary został przywabiony przez dziwną muzykę.

„Ujrzał niezliczoną ilość małych ludzi tańczących w kółko i śpiewających swoje melodie. Był tym bardzo poruszony, ale, jak sam twierdził, nie mógł uciec, gdyż był, jak przypuszcza, trzymany w jakiś czarach. Nie wcześniej elfy spostrzegły go i otoczyły ze wszystkich stron. W tym oczarowaniu i strachu, upadł on, a wówczas mali ludzie zaczęli szczypać go całego, wytwarzając jakieś ogłuszające dźwięki. Po czym porzucili go i znikli. Kiedy słońce wzeszło, Hart znalazł się w samym środku elfiego kółka”36.

Z podobną legendą spotykamy się w tatrzańskim folklorze. Tym razem zetknięcie z demonicznymi postaciami zakończyło się bardziej tragicznie. W słowackiej legendzie „O dwóch zielarzach z Vazca i dziwożonach” poznajemy bliżej przygodę dwóch zielarzy tatrzańskich.

„W dzień letniej równonocy, przed świętem świętego Jana, lecznicze zioła mają większą moc niż kiedy indziej. Wiedziało o tym i dwóch zielarzy z Važca. A że tej nocy moc ziół jest jeszcze większa, wyruszyli z domu wieczorem, chcąc przy świcie księżyca nazbierać tych najlepszych roślin.

(…) Jednak z mijającą nocą zaczęło przybywać tatrzańskiej mgły. Nie martwiło to jednak już zielarzy, ponieważ nazbierali tyle, że im wystarczy na cały rok. Gdy zbierali się do domu, mgły się rozstąpiły i nastał ładny upalny dzień.

W owym czasie, i to jeszcze pod Tatrami, o burze biedy nie ma. Po chwili na zachodzie zbiegło się kilka ciężkich chmur, zza Krywania zadudniło i nad głowami zaczęło się im błyskać. (...) W prawdziwej tatrzańskiej burzy z obłoków lała się woda, bez litości przemaczając obu chłopów. W biegu – bardziej z pamięci niż według wzroku – natrafili na w połowie rozpadnięte budy dawnych urządzeń, na których niegdyś pracowali górnicy.

(…) Nieboskłon na chwilę pojaśniał, ale zaczynało się już ściemniać, więc zielarze zadecydowali, że w owej budzie zostaną na noc. Ściągnęli z siebie mokre ubrania, aby im powysychały, do kopy suchego mchu, który w kącie znaleźli, się zagrzebali i zasnęli.

Tylko że około północy obudziły ich jakieś wrzaski. Zbliżały się i mieli wrażenie że zamieniają się one w śpiew. Ze śpiewu w chichoty, radosne okrzyki i odgłosy tupania.

– Idę zobaczyć, co się dzieje – powiedział ten śmielszy; wstał, ubrał spodnie i płaszcz, i wyszedł na zewnątrz.

Drugi pozostał w mchu, ale oka nie zmrużył. Przyjaciel długo nie wracał; wstał więc i spojrzał przez szparę, co się dzieje. Na łące taniec, jakieś dziewki – z pewnością to były dzikie leśne panny – wzięły kamrata między siebie; tańczą z nim w kole raz w jedną, raz w drugą stronę, radośnie krzyczą, podskakują, nogi im ledwie ziemi dotykają. A chłop już ledwo oddech łapie, a te go tylko skubią, ciągną, szarpią, podając sobie jak jakiś worek.

Zielarz nie mógł uwierzyć własnym oczom, ale je przymknął i powrócił do mchu. Wiedział już z kim ma do czynienia jego nieszczęsny kompan. Były to leśne panny, niespokojne i błądzące dusze dziewcząt, które przed ślubem pomarły.

W ciągu dnia drzemią w wysokich skałach tatrzańskich wierzchołków, a na noc schodzą do dolin; po dolinach hasają, tańczą, młodych chłopów do koła wciągają, jak gdyby swych małżonków chciały wytańcować. Za ręce łapią, z koła człowieka nie wypuszczą – dopóki duszy nie wyzionie. I później go jeszcze skubią i szarpią, póki go na marne strzępy nie rozszarpią. Wiedział zielarz, że kamrata właśnie te dziwożony złapały; ba, wiedział i to, że już mu pomóc nie można. Tylko się w kącie skulił, cały ze strachu i zimna się trząsł, oka nie zmrużył i dopiero nad ranem zmęczenie z dwóch nieprzespanych nocy na chwilę go przemogło.

Obudził się, gdy przez szparę w drewnianym dachu połaskotał go słoneczny promień. Wyskoczył na nogi i pobiegł na zewnątrz. Na łące został obdarowany strasznym widokiem. Trawa zdeptana w ogromnym kole, a po środku niej leży jego towarzysz”37.

Jeszcze inne przypowieści mówią o zagubionym czasie w kręgach z tańczącymi demonami. Przykładem może być angielska legenda o dwóch rolnikach Rhysie i Llewellynie. Pewnej nocy obaj wracali lasem do domu, gdy Rhys usłyszał dziwną muzykę dobiegająca z oddali. Rhys zaczął tańczyć w jej rytm, Llewellyn uznał go za szalonego i udał się sam do domu. Następnego dnia wszelki słuch po Rhysie zaginął. Zorganizowane poszukiwania nie dały rezultatu. Llewellyn został posądzony o morderstwo, ale na szczęście sprawą zainteresował się pewien mędrzec. Udał się on w miejsce, gdzie ostatni raz widziano Rhysa. Wszedł w krąg, gdzie wcześniej tańczył zagubiony rolnik. Po wypowiedzeniu magicznego zaklęcia, Rhys naraz pojawił się nadal tańcząc w rytm muzyki z „małymi ludźmi”. Mędrcowi udało się go wyciągnąć z magicznego kręgu i wtedy Rhys oświadczył, że tańczy dopiero od kilku minut, Był zaskoczony faktem, że upłynęło tak wiele czasu od chwili, gdy zaginął. Wkrótce potem zachorował i zmarł38.

Analogiczne historie można znaleźć też w podaniach z kręgu północnoamerykańskiego folkloru indiańskiego. O spotkaniach z „gwiezdnymi dziewicami”, które opadały z nieba i tańcząc na chmurze wygniatały kręgi na preriach pisał m.in. Lewis Spence w książce pt. „Mity północnoamerykańskich Indian”.

Sprawa tzw. fairy rings (z ang. czarodziejskie koła) zainteresowała badaczy już w XVII w. Oto bowiem Robert Plot – angielski przyrodnik i chemik; wychowanek Uniwersytetu Oxford – w naukowej pracy pt. „Natural History of Staffordshire” (1686) przyjrzał się, z uwagą godną podziwu, tajemniczym znakom w trawie. Empiryczne poznanie świata w tamtej epoce na pewno było dalekie od doskonałości. W wielkich angielskich naukowych dziełach XVII w. wciąż więc można się spotkać z kultowym podziałem zjawisk przyrodniczych na naturalne i nienaturalne, ergo boskiego bądź demonicznego pochodzenia. Jednak angielski naukowiec w dość imponujący sposób jednym sztychem pióra odrzucił demoniczne teorie na daleki margines. Plot odwiedził wiele miejsc i zebrał szereg ludowych opowieści o mitycznych fairy rings. W naukowej rozprawie stanowczo odrzucił zabobonne wierzenia o elfach i wiedźmach. Co jednak ważniejsze, w swojej pracy nawiązuje do tajemniczych świateł obserwowanych nad polami. W wyjaśnieniu błysków światła i kul ognia w sukurs Plotowi przyszła ówczesna wiedza meteorologiczna. Może – jak na tamte czasy – nie była imponująca, ale wystarczyła do usystematyzowania zebranych informacji w interesującą teorię naukową. Plot uznał, że za powstawanie niektórych kręgów mogą być odpowiedzialne błyski światła39, tak często obserwowane przez ludzi, które stanowią część wyładowań atmosferycznych. Zamieszczone do tekstu rysunki ilustrują sposób, w jaki błyskawica byłaby w stanie wypalić w trawie okrągłe pierścienie i inne kształty.

Rysunek z pracy Roberta Plota przedstawiający, jak błyskawica może tworzyć na Ziemi osobliwe ślady. Zdj. za ww.oldcropcircles.weebly.com

Bez wątpienia cześć opisanych przez Plota czarodziejskich kręgów mogła dotyczyć zjawiska, które współcześnie w świetle wiedzy naukowej ma swoje wytłumaczenie. Z czarcimi kołami40 bowiem spotykamy się i dzisiaj na łąkach, w lesie i na polanach. Daleko im na pewno do „grzmotów z nieba” i elfich tańców. Są to zwykłe skupiska i kolonie grzybów ułożone w regularne kręgi dzięki temu, że grzybnia rozwija się równomiernie we wszystkich kierunkach, a owocniki wyrastają na obrzeżu opanowanej przez nią sfery. W siedemnastowiecznej Anglii wiedza przyrodnicza nie była na tyle zaawansowana, aby pojąć i zrozumieć czarcie kręgi. Plot podjął jednak pierwszą próbę racjonalnego spojrzenia na zjawisko kręgów zbożowych. Wszak nie da się wykluczyć, że część badanych przez angielskiego przyrodnika miejsc mogła – w rzeczy samej – dotyczyć klasycznych agroglifów.

Podsumowując, znaki na polach utożsamiały siły nieczyste i stały się tematem legend. Ile w tych opowieściach jest prawdy? Folklor ludowy był naszpikowany elementami fantastycznymi. Jeszcze do XVII w. w Europie dominował pogląd, że klęski żywiołowe, burze i wyładowania atmosferyczne są przejawem gniewu Bożego. W podaniach wielokrotnie pojawiają się mistyczne demony. Ludzie średniowiecza i kolejnych epok starali się pojąć zachodzące wokół nich zjawiska przyrodnicze. Pojawiające się na polach kręgi zbożowe mogły co najwyżej wprawić w zdumienie i zostać uznane za dzieło szatana. Prosty umysł nie pojmował ich natury.

Zadziwiające konotacje możemy zauważyć we współczesnych reakcjach mieszkańców wsi, którym przyszło stanąć oko w oko z osobliwymi znakami w polu zboża. Dla wielu z nich takie miejsca są wciąż dowodem na działanie sił nieczystych.

WCZESNE ŚWIADECTWA I PIERWSZE FOTOGRAFIE

Przyszła pora na współczesność. Jak się można spodziewać, kręgi i piktogramy zbożowe nie zniknęły w mrokach historii. Mimo że demony i figlarne skrzaty już dawno poszły wodstawkę, w łanach zboża wciąż można było natrafić na niesamowite znaki. Z kolejnymi relacjami, już bazującymi bardziej na wyważonych naukowo szczegółach, spotykamy się w XIX w.

Wydawać mogłoby się, że błyskawiczny rozwój nauki i techniki ponad sto lat temu powinien już sprostać tajemnicy agrosymboli. Wszak diabła z kosą zastąpiono światłym umysłem. Zabobony przestały już krępować rozum. Otaczający świat przyrody tak mocno fascynował i bezgranicznie wciągał, że doczekał się donośnych odkryć naukowych. Niesforne kręgi jednak wciąż wprawiały w zdumienie. Dla pewnego angielskiego naukowca okazały się być przeto dużym wyzwaniem naukowym.

John Rand Capron41 – bo o nim tu mowa – był skądinąd znanym i cenionym astronomem i fotografem, stale współpracującym z angielskim naukowym pismem „Nature”. W periodyku tym ukazało się wiele jego publikacji. W czerwcowym numerze z roku 1880 Capron podzielił się z czytelnikami swoim niezwykłym odkryciem. Przechadzając się po sąsiedzkiej farmie w miejscowości Guildown w hrabstwie Surrey, John natrafił w polu na osobliwy krąg i bardzo szybko skojarzył swoje znalezisko z burzą, która przetoczyła się przez to miejsce ostatniej nocy. Oto pełna treść listu naukowca publikowana na łamach pisma Nature: „Ostatnio odnotowane burze w Surrey były bardzo gwałtowne i porywiste, a ich skutki w niektórych przypadkach okazały się bardzo interesujące. Zwiedzając pewne gospodarstwo w moim sąsiedztwie w środę (21 czerwca), zauważyłem, że pole pszenicy w oddali, w jednym miejscu, uformowało się wyraźnie na kształt okrągłych plam. Gdy przyjrzałem się bliżej temu zjawisku, mogłem dojrzeć już więcej zdumiewających szczegółów, mianowicie w centrum widać było kilka stojących łodyg, a wokół nich powalone kłosy zboża układały się równomiernie w regularny krąg, a na jego zewnętrznej stronie widać było ścianę nietkniętego, stojącego zboża. Wysyłam szkic wykonany na miejscu (niestety, szkic najprawdopodobniej nie został zamieszczony wraz z listem – przy. autora), co daje pełniejsze wyobrażenie mojego odkrycia. Ziemia w tym miejscu jest piaszczysta i z lekką zawartością piaskowca, a zboże żyzne z silnymi kłosami, a ja nie mogłem stwierdzić, jakie czynniki zadziałały, że utworzyły tak dziwne znaki, tj. jakie czynniki pogodowe, jak deszcz czy wiatr, albo oba naraz. Nie stwierdziłem nic poza tym, że odnotowano w tym miejscu intensywne opady. Moim zdaniem mogło to być działanie jakiegoś wiatru cyklonu, więc może któryś z czytelników zauważył podobne działanie wiatru”42.

Autor listu – jak wynika to z treści – zachował daleko idącą ostrożność w wyrażaniu euforii swoim odkryciem i pozwolił sobie na zaprezentowane pewnej sugestii naukowej. Wyraźnie zaakcentował wpływ czynników pogodowych, jako możliwą przyczynę powstania kręgu. Co ciekawe, argumenty dotyczące sfery meteorologicznej sto lat później zostaną użyte przez niektórych badaczy w wyrażaniu naukowych poglądów na temat kręgów zbożowych.

Mimo że nie zachował się wspomniany przez Caprona szkic znalezionego kręgu, to już w samej relacji każdy czytelnik zauważył zapewne szereg istotnych szczegółów, tak bardzo charakterystycznych w odkrywanych współcześnie agrosymbolach. „W centrum widać było kilka stojących łodyg”, „wokół nich powalone kłosy zboże układały się równomiernie w regularny krąg” i wreszcie „na jego zewnętrznej stronie widać było ścianę nietkniętego, stojącego zboża”. Czy nie przypomina to czegoś? Możemy żałować jedynie, że parający się zawodowo fotografią Capron nie wykonał choć jednego zdjęcia swemu odkryciu. Wielka szkoda. Aczkolwiek wyobraźnia może bardzo łatwo podpowiedzieć, że na takim obrazie pewnie ujrzelibyśmy klasyczny krąg zbożowy.

Naukowa notatka Caprona jest ostatnią znaną relacją z końca XIX w. i niejako zamyka mglisty okres dawnych epok historycznych. Następne lata okazały się już bardziej owocne. Wiek XX w. był początkiem narodzin lotnictwa i dał większą szanse dostrzeżenia finezyjnych tworów w zbożu z lotu ptaka. Z pomocą przyszedł też coraz bardziej udoskonalany i upowszechniany wynalazek w postaci aparatu fotograficznego.

Kolejna znana historia pewnego kręgu, a raczej formacji kręgów, którą przytacza wielu autorów, pochodzi z roku 1904 i zaczęła się oryginalnie, w formie listu w ,,The Reading Evening Post” w 1994 r. Jej autorem jest pani Wheeler, mieszkanka słynącego z kręgów zbożowych hrabstwa Wiltshire. Pani Wheeler, będąc poruszona traktowaniem pojawiających się w jej okolicy piktogramów jako dzieł cropmakerów, przytoczyła własne doświadczenie z agrosymbolami sprzed prawie stu lat i na końcu wspomniała o historii opowiedzianej przez jej wuja, Teda Lawesa. Ten nie żyjący już mieszkaniec Tilshead, w 1904 r. odkrył na swoim polu pszenicy układ aż sześciu kręgów. Formacja – według relacji Lawesa – była ułożona w linii prostej. Tworzyły ją cztery duże kręgi i dwa mniejsze. Wszystkie umieszczone były bardzo blisko siebie i w równych odstępach. Tak blisko, że miało się wrażenie, iż znaki stykały się ze sobą. „Były odrysowane jak przy użyciu kompasu”. Największy z nich „był tak duży jak dom”. Mężczyzna wspominał, że jego rodzina wchodziła do środka kręgów i próbowała podnieść przyłożone do ziemi kłosy zboża, ale rośliny były „tak mocno przygniecione do ziemi, że zaraz kładły się z powrotem na płasko”.

Świadków podobnych odkryć z odległych lat 20. XX w. było znacznie więcej. Na światło dziennie wychodzą wciąż nowe przypadki, które dowodzą niezbicie, że kręgi zbożowe pojawiały się dużo wcześniej zanim ich pierwsi wygniatacze wtargnęli śmiało w pole z deską i sznurkiem.

Kolejne trzy zdarzenia są z całą pewnością zaskakujące. Mamy bowiem do czynienia z pierwszymi na świecie znanymi zdjęciami agroglifów. Pierwsza fotografia ukazała się w drukowanej w 1909 r. książce pt. „Records of the Past” („Zapiski z przeszłości”) i do literatury o agrosymbolach trafiła pod koniec XX w. za sprawą organizacji ICCRA43. W rozdziale poświęconym archeologicznym pozostałościom po tubylczych Amerykanach z rejonu Kandiyhi, w stanie Minesota, można natknąć się na przedziwną fotografię. Widać na niej dwa odciśnięte w zbożu (prawdopodobnie okrągłe) ślady. Większy krąg otoczony jest pierścieniami, co widać przy lewym boku przy bardziej dokładnym przyjrzeniu się. Oczywiście nie można z całą pewnością stwierdzić, że są to formacje zbożowe, które znamy współcześnie. Choć ujęcie przedstawia jakieś ślady sfotografowane z oddali, to wydaje się, że ich kształt jest regularny, więc hipoteza agroglifu jest w tym przypadku możliwa.

Dokładniejsze, z większą ilością szczegółów, jest kolejne zdjęcie. W 2013 r.w sieci zaczęła krążyć tajemnicza fotografia czegoś, co na pierwszy rzut oka możemy uznać za krąg zbożowy. Zdjęcie pochodzi z roku 1927 i zostało zamieszczone po raz pierwszy na stronie internetowej organizacji NICAP (National Investigations Committee on Aerial Phenomena) parającej się badaniem UFO w USA. Zarówno autor, jak i same okoliczności powstania obrazu są nieznane. Wiadomo jedynie, że zdjęcie zostało wykonane w stanie Nowy Jork.

Zdecydowanie więcej możemy natomiast powiedzieć na temat angielskiej fotografii agrosymbolu z pierwszej połowy XX w. W 1932 r.archeolog Eliot Cecila Curwena dokonał bardzo ciekawego odkrycia w miejscowości Stoughton Down. Natknął się on na cztery arcyciekawe kręgi w polu. Następstwem tego znaleziska były notatka, zdjęcia i szkic, jakie ukazały się na łamach archeologicznego periodyku „Sussex Notes and Queries”, (wydawanego na początku XX w. nakładem Sussex Archaelogical Society).

Stoughton Down. Prawdopodobnie pierwsze na świecie zdjęcie kręgów zbożowych (1932 r.). Zdj. za www.oldcropcircles.weebly.com

Na ten sensacyjny materiał natknął się Andy Thomas. Oto jego pełna treść:

„Podczas sierpnia 1932, odwiedzający wzgórze Bow, w pobliżu Chichester, mogli zwrócić uwagę na pewne ciekawe kręgi w polu dojrzałego jęczmienia., kiedy patrzyli w północno-zachodnim kierunku, w stronę Stoughton Down. Znalezisko było zlokalizowane na krawędzi dolnej, lewej części pola. Z góry Bow można było dojrzeć trzy ciemne kręgi i część czwartego. Z bliska były to kręgi, w których jęczmień był wyłożony albo ubity do ziemi, gdzie środek był lekko uniesiony do góry. Rozmiar jednego kręgu miał jakieś 40 jardów i patrząc na resztę kręgów z góry, wydaje się, że trzy pozostałe były tej samej wielkości. Szkic ilustruje rozmieszczenie kręgów i ich przybliżoną wielkość w stosunku do całego pola, co udało się ustalić, patrząc na znalezisko z góry Bow”44.

I w naszym kraju nie brakuje starych opowieści o agroglifach jeszcze z początku XX w. W jednym z numerów „Nieznanego Świata” anonimowa autorka listu wspomina, że kiedyś natknęła się na krótką notatkę prasową z gazety pt. „Płonie Polskie”, w której opowiedziano o dziwnych śladach w zbożu i problemach z ich skoszeniem w trakcie żniw. Rzecz miała miejsce kilka lat przed II wojną światową w okolicach Hrubieszowa (woj. lubelskie). Na łamach gazety kobieta pisała o swoich problemach ścinania bardzo mocno przylegających do podłoża kłosów podczas żniw. W jednym miejscu „zboże było jakieś takie zbite” i „przylegało do ziemi, że nie dało się jego podnieść kosą”. Skończyło się więc na wycinaniu łodyg sierpem na kolanach. Kosa okazała się nieprzydatna. „To był nie pierwszy już raz, gdy przy użyciu kosy nie dało się kosić” – donosiła kobieta45.

Jeszcze bardziej enigmatycznie prezentuje się przypadek upubliczniony przez brytyjski periodyk ufologiczny „UFO Brigantia”. W nr 1/1986 zamieszczono krótki opis przeżycia„Pana Kovaca”, który w maju 1938 r. w miejscowości Mirkowice z okna swojej posesji zauważył dwóch dziwnie wyglądających osobników o„ciemnej karnacji”, krzątających się przed jego domem przez kilkanaście minut. W trakcie tej niecodziennej obserwacji świadek był całkowicie „sparaliżowany