Głosy - Bohdan Urbankowski - ebook + książka

Głosy ebook

Bohdan Urbankowski

5,0

Opis

Głosy to poetycki zapis rzeczywistości obozów koncentracyjnych Buchenwaldu i Auschwitz, gdzie każdy niemal wiersz  to inna postać – głos w przestrzeni – mówiący własnym, często bardzo indywidualnym językiem, opisujący wydarzenia, legendy obozowe, codzienność – tak bardzo subiektywnie, że nieraz to samo wydarzenie nabiera zupełnie innego wymiaru. Urbankowski posługuje się swobodnie konwencjami i stylami, jednocześnie tworząc niemal zapis dokumentalny. Głosy oparte są na wspomnieniach więźniów, na prawdziwych wydarzeniach – nie ma w nich nic nadto.

Książce towarzyszy audiobook. Robert Tekieli: „Kiedy przeczytałem w zapowiedzi, że tematyką Głosów jest rzeczywistość niemieckich obozów koncentracyjnych, pomyślałem: to już przeszłość, będzie nieciekawie. Okazało się jednak, że przeżyłem wstrząs. Spektakl, a właściwie rozpisana na kilkadziesiąt głosów audycja radiowa, przykuwał uwagę, wiersze sprawiały, że zaciskało mi się gardło, chwilami miałem łzy w oczach. Tematyka ludzkiego cierpienia, tematyka zła nieograniczonego niczym poza wyobraźnią oprawcy, niestety, zawsze będzie aktualna. I jeśli weźmie ją na warsztat utalentowany poeta, skutki są takie jak wyżej. […] Te subiektywne spojrzenia na dramatyczne najczęściej obozowe wydarzenia budują polifoniczny opis piekła. Topienie noworodków w wiadrze, obozowe miłości, sprzedawanie się. Deklaracje wiary i niewiary. Modlitwy. Dziecko opisujące różne wypróbowane przez siebie metody ucieczki od obozowej rzeczywistości w wyobraźnię. I prośba do dorosłego, by wziął je za rękę i poszedł z nim «na druty»”.

Premierze poprawionego wydania, będą towarzyszyły emisje spektaklu w różnych miastach w Polsce.  Nagranie pt. Głosy jest projektem autorskim  Maryli Ścibor-Marchockiej (koncepcja, reżyseria, produkcja, scenografia),  zrealizowanym w studio Radia Józef. Swoich głosów w spektaklu udzielili: Michał Żebrowski, Jerzy Zelnik, ś. p. Janusz Zakrzeński, Katarzyna Wełpa, Tadeusz Ścibor Marchocki, Rafał Jan Porzeziński, Michał Piela, Maria Pakulnis, Cezary Nowak, Mikołaj Müller, Zbigniew Moskal, Olga Miłaszewska, Wojciech Malajkat, Anna Majcher, Piotr Machalica, Agnieszka Kuczyńska, Rafał Królikowski, Wiesław Komasa,  ś. p. Krzysztof Kołbasiuk, Mikołaj Kawecki, Marek Jaromski, Sławomir Grzymkowski, Bartłomiej Głogowski, Sylwia Gliwa, Stanisław Dembski, Jacek Bursztynowicz, Barbara Bursztynowicz, ks. Marcin Brzeziński, Urszula Bartos-Gęsikowska, Adam Biedrzycki.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 449

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




CZĘŚĆ PIERWSZABUCHENWALDZKI APOKRYF

Każdy wiek każde pokolenie ma swoich umarłych

Mają oni do powiedzenia żywym tylko tyle

Ile żywi odważą się pojąć z ich śmierci

Przygotowałem na razie tylko na wschodzie moje oddziały Trupich Czaszek,rozkazując im zabijać bez miłosierdzia i bez litości mężczyzn,kobiety i dzieci polskiego pochodzenia i polskiej mowy.

Tylko w ten sposób zdobędziemy przestrzeń życiową, której potrzebujemy…

Polska zostanie wyludniona i zasiedlona przez Niemców.

Adolf Hitler

przemówienie z 22 sierpnia 1939 roku

wygłoszone na Obersalzbergu

Wszyscy fachowcy polskiego pochodzenia mają być wykorzystani w naszym przemyśle wojennym. Później Polacy znikną ze świata…

Dlatego jest rzeczą konieczną, by wielki naród niemiecki widział swe główne zadanie w zniszczeniu wszystkich Polaków.

Heinrich Himmler

przemówienie z 15 marca 1940 roku

do komendantów obozów w okupowanej Polsce

Wincenty Gawron-Kowalewski, Pory roku – zima

PROLOGW KRAJU POETY

Wer den Dichter will verstehen,

Muss in Dichter’s Lande gehen1

Johann Wolfgang Goethe

1 Kto chce zrozumieć poetę, musi jechać do kraju poety.

Godziny urzędowania śmierci • NN 30 628 • Miłości w Weimarze – spóźnione i zbyt wczesne •„Doktor Polak” • Saga rodu Goethów i Straussów • Ucieczka do Buchenwaldu 16 IV 1945 • Cmentarz w Weimarze • Marzenia brata Aleksandra • Niepotrzebne trumny • Nowe piękno i ucieczka „Szarego” • Blokowy Rybka • Mapa (legenda)

* „Krypta Goethego i Schillera otwarta 9.30–12.30 i 13.30–17.30.W poniedziałek zamknięta” – przepisane z weimarskiego grobowcaw któryś poniedziałek sierpnia 1968 roku.

NN 30 628

Tu, za bramą, przekroczywszy zimny płomień reflektorów,

przestawaliśmy być źli czy dobrzy

uczeni, prości, posiadający wiarę, mający rysy twarzy.

Byliśmy tylko nadzy – aż przezroczyści,

różniący się numerami.

Przez setki dni i nocy

powtarzałem swoje nazwisko –

literę po literze –

marznąc godzinami na apelu,

dźwigając kamienie, skomląc pod uderzeniami –

powtarzałem swoje nazwisko.

Napiszcie mi je na grobie,

niech nie zapomnę.

Gdy Bóg zawoła – rzucę mu je w twarz.

…fragmenty listu

Droga Irmin!...... mój adres: Konzentrationslager Weimar-Buchenwald ............... los chciał ............................................. znów blisko Ciebie, blisko młodości ......... Dąb, w którego cieniu ...... Goethe ...... wiersze .................................................................................... drzewo ................................................................................. zasadzone dłońmi poety ..................... inna legenda: ........................................................................... Niemcy będą potężne ............................................................................................. póki ...... obok znaków, które wyrył na korze poeta, znaki, których nikt ..................................................................................................................... gdy zaczęto budować baraki ............................................................ Dąb .................. znalazł się nagle w środku obozu ................................................ jakby poeta zasadził go między kuchnią dla więźniów a pralnią ..................

WOLFGANG GOETH

PASTOR WEIMARSKIEJ ŚWIĄTYNI

W LATACH 1939–1945BYŁEM Z BOGIEM

IRMIN GOETH

WIERNA ŻONA WIELEBNEGO WOLFGANGA

MATKA, KTÓRA PRZEŻYŁA SWOICH SYNÓW

Ten zakręt, gdzie Ilm omija błękitne wzgórza Ettersbergu,

czy jest jeszcze i w jakim kraju?

Co robię w domu pełnym korytarzy, piwnic i schodów,

które prowadzą ku innym schodom, korytarzom, piwnicom –

nigdy na zewnątrz, nigdy w światło dnia.

Co robię obok tego posiwiałego mężczyzny,

wśród obcych, posiwiałych sprzętów?

Zamykam okiennice bo z każdego okna

widzę to samo: wzgórze błękitne jak poranek

z jasnowłosym Hansem

i z Ilzą, i z siostrzyczką, która już wkrótce wyjedzie

ze śmiechem zbiegamy ku rzece –

Mgła

delikatniejsza niż koronki

dziergane przez umarłą dawno matkę.

Tylko mgła.

Hier ruhet in GottKURT GOETH+ 17.6.1953

Mężczyźni znają jedną tylko rozkosz

i my wspominaliśmy ją latami:

ruch ręki w dół – śmierć,

ruch ręki w górę – życie.

Ci, którzy nie zabili, są jeszcze dziewicami.

Męskości nie zdobywa się w łóżku kobiety,

lecz w walce z innym mężczyzną.

Potrzeba mądrości i męstwa,

by nie wpełzać w kanały, gdy trwa nalot,

ale idąc przez ogień, strzelać

do czołgających się więźniów.

Trzeba prawdziwej siły i czystości,

by na gardło leżącego rzucić kij,

stać prosto i

nie reagując na wrzask,

kołysać się, lekko uginając kolana.

Oto męska zabawa: położyć się na motor,

kolanami ścisnąć dygocący bak

i z rykiem rozdzierać błony nocy,

i znów w innym obozie

jednym uderzeniem pięści,

jednym kopnięciem w brzuch

do rana!

Do końca życia unikałem kobiet

to robi z człowieka szmatę,

rozładowuje.

„Doktor Polak”

W tamtym kraju: w dzieciństwie,

aby przeżyć coś, co nas przerazi, nocą

zakradaliśmy się na stary cmentarz.

Kalecząc dłonie o okruchy szkła na murze

jakby o rozbijane lustro – myślałem, że zaraz

ujrzę tę drugą stronę – świat

ukryty za ciemnymi zwierciadłami grozy…

Cicho dogasające kwiaty, rzeźby

o rysach twarzy zatartych, podobnych do każdego z nas. I nic,

nic więcej… Krople mchu na twarzach posągów…

Dni buchały iskrami i gasły jak pieśni przy ogniskach.

Szarzy harcerze z biwaków wyrastali na mężczyzn –

twardych – jak szare głazy wrośnięte w tę ziemię.

Wiktor, Józek – głodomór, zastępowy Wilczek…

Spotykałem też młodszych – któryś z nich

podbiegł do mnie na ulicy, pocałował,

żona… obiad – zapraszał… Ma rocznego synka –

– Za stołem

gestapowcy. Nawet nie zdjęli płaszczy.

Popiół z papierosów skapuje wprost na obrus.

Pod ścianą – smugi krwi na tapecie – szary worek: ksiądz Jan…

… Wszystko godne przerażenia i podziwu

jest po tej stronie muru: pod ciśnieniem kamiennego nieba

życie odradza się w formach ostrych i jakże czystych:

Miłość: kobieta, by spotkać się z ukochanym,

z cichym śmiechem obłapia nogami jego szefa;

Wierność: wyrostek z warszawskiej kwiaciarni

kochający pierwszą miłością i pierwszą zazdrością,

donosi na jej kochanka i idzie – za nimi – do gazu.

Mądrość: aktor, który śpi z trupem,

rankiem bierze za niego chleb

i czarną, gorącą ciecz.

Ludzie są silniejsi niż śmierć. Nie,

nie są jak kamienne posągi –

są jak krople mchu na posągach.

…II fragment listu

...... ciała były odważniejsze od nas ...... biodra ...... otarły się o siebie, gdy ......... wchodziliśmy do kościoła ...................................................................................................... dłonie .................................................................................... już .................................................................................... nagie splecione jak ciała kochanków ciała nie kłamią ............... to my ....................................................................................... byliśmy zbyt młodzi .................................................................................................................................................................. tego lata może stać się cud: młodość po tylu latach ............... wraca do nas, którzy ............... i którzy może do niej dorośliśmy.

Emil Strauss | SS-Rapportführer1

WYRÓŻNIONY ODZNAKAMI

PIERŚCIENIA SS I SZPADY SS

Między naszymi oczami a ciemnością,

między naszymi oczami a ciemnością nad nami i w nas

trwa ten spektakl: sztandary, obłoki, imperia

jak niebo nad głowami – zachmurzone,

lecz przecież darzące światłem.

Między naszymi oczami a ciemnością

srebrną ławicą płyną

syreny, Apollo i muzy

jak wielka chmura dryfuje wzdęty Bóg – Biały Wieloryb –

Dom, w którym zbłądził Jonasz, a po nim pokolenia wędrowców

– badaczy Pisma.

Chrystus idzie po morzu, które śni się prorokom…

Wtem:

– ręce rozczapierzone – oczy puste, aż białe –

zza kulis, jak na brzeg ciemnej rzeki

wypełza – tak – doktor Faust!

Zwiedził świat i zaświaty świata, magazyny rzeczy przeszłych i

rzeczy mających się stać –

W plątaninie chmur i korzeni

nie spotkał Boga, żywego ni martwego,

nie ukazał mu się nawet Szatan

a tylko drugi człowiek z równie białymi oczyma…

O, krzyże, sztandary, ołtarze –

dekoracje u wybrzeży rzeki mającej ten jeden brzeg!

Człowiek umiera piękniej i wbija nóż piękniej

na rozświetlonej scenie, gdzie szept Boga zza złotawych zasłon

podpowiada słowa modlitwy, a trąby anielskie

wieszczą ciąg dalszy opowieści…

Biada,

biada jednak, gdy żywy zbłądzi za kulisy,

wplącze się w liny, tryby, w kostiumy oszalałe wiatrem,

w nieludzką maszynerię zaświatów, która kaleczy ciała,

ale zabija dusze.

1 W strukturze hitlerowskich obozów koncentracyjnych SS-Rapportführer był jednym z ważniejszych urzędników Wydziału III (Abteilung III), czyli kierownictwa obozu. „Raportowy” odpowiadał m.in. za kartoteki więźniów i utrzymanie dyscypliny w obozie.

Johann Strauss

SYN HEINZA STRAUSSA, FILOZOFA

1929–1945

Uciekaliśmy,

przebiegając ze snu w sen.

Ale w każdym ulica faluje

i przemienia się nagle w peron

szary, bez żadnego napisu

niezrozumiałe głosy zza blaszanych ścianek wagonów.

Uciekaliśmy.

Lecz ten słodkawy dym

płynący zza widnokręgu –

szare pociągi przejeżdżające nocą

przez ściany naszych domów – –

Głosy, z których rozumiesz tylko skowyt – – –

Zgodziła się bez słowa.

Słońce odbijało się w szynach.

Coraz mocniej szumiał, dygotał las.

Wtedy podała mi rękę.

Uścisnąłem ją mocno, aż do bólu.

Lotta Goeth

Jeśli ty mi przebaczysz, Johann,

niechby i Bóg nie przebaczył.

Nie mogłam ci powiedzieć,

brzuch pod paskiem pęczniał niby bulwa –

Kochałam tylko ciebie, Johann,

ale to,

to był przecież mój ojczym, prawie ojciec.

Wrócił z obozu zmęczony, cuchnący wódką

matka – chwyciwszy siostrzyczkę,

splunęła i poszła spać.

On prosił: połóż się przy mnie

prosił: ściśnij mi głowę, bo pęknie

A potem…

Wołałam ciebie, Johann,

wołałam poprzez wirującą noc,

aż zabrakło mi tchu,

gryzłam palce,

daremnie

próbując zgasić rozkosz

zapalającą się w brzuchu

jak mała – coraz większa – gwiazda.

Nie pamiętam już, co krzyczałam…

Kochałam tylko ciebie, Johann,

ale ty –

z tym chowaniem się po snach i wierszach

z tym trzymaniem się –

nie, nie za rękę –

zaledwie palcem za palec…

Tak było najlepiej: dla wszystkich

pozostaliśmy kochankami

o ciałach szesnastoletnich, smukłych,

dotykanych tylko przez słońce.

Heinz Strauss, Lehrer1

Nie zapomnijcie,

jak ciężkie były w Weimarze lata wojny –

ojcowie moich uczniów konali w błotnistych ranach okopów

mego brata Emila, poetę, rozdarł w lagrze granat szaleńca.

Nie zapomnijcie dni głodu, śmieci wirujących po chodnikach,

żebraków chwytających za płaszcze, dyszących gorączką w twarz.

Nie zapomnijcie i mnie, skromnego nauczyciela,

który dla ratowania świata mógł zrobić tylko tyle:

ni razu nie opuściłem lekcji.

Nawet dzień po pogrzebie syna –

Johann zginął tragicznie w czwartek, uroczystość była w niedzielę –

miałem wykład, pamiętam, o lęku Marcina Lutra

przed mrocznymi bramami przeznaczenia2…

Raz tylko… w połowie kwietnia…

Okupanci

przerwali mi zajęcia. Wczesnym rankiem

gnali nas niczym zwierzęta pod górę Buchenwaldu,

kazali stać na baczność przed żółtym, cuchnącym barakiem,

moja żona, Lisa, omdlała – tyle kilometrów

jakże musiało osłabić jej delikatne serce…

Zdążyłem wrócić na ostatnią lekcję. Prosto z zajęć

biegłem do domu ciężko dyszącą ulicą

jak uczniak przeskakiwałem dwa-trzy schody –

Leżała taka drobna, srebrne ostrze włosów

przecinało jej twarz…

1 Nauczyciel

2 Teoria predestynacji głosiła, iż pośmiertne losy człowieka nie zależą od jego uczynków. Żyjemy i działamy w jakimś czasie; nasze życie, zbawienie lub potępienie są z góry zdecydowane przez wszechmocnego Reżysera, który istnieje poza czasem sztuki i wie, jak to wszystko się skończyło. 16 kwietnia 1945 roku Amerykanie zorganizowali tysiącowi weimarczyków przymusową „wycieczkę” do obozu.

Dumania na weimarskiej nekropolii

............ samobójstwo. Młodych pochowano osobno – nie tak wyobrażali sobie pierwszy pobyt w zaświatach! Widać obowiązują tu rangi, godziny przyjęć i stroje wieczorowe. Panów grzebią we frakach i ukłonach, damy w sukniach – stosownie do mody panującej aktualnie w wieczności ...... Dobra noc, czcigodny Panie Radco ... Cmentarne miasto jest piękne – jak odbicie miasta w rzece i o świcie. Uliczki w barwach stonowanych szarym światłem, w centrum – zupełnie nieziemska świątynia Goethego i Schillera, dokoła – marmurowe groby-pałace, na obrzeżach – kalekie groby-rudery ...... Dobra noc, dobry człowieku ......... każda rzeźbiona w powietrzu aleja opowiada o tamtym, wiecznym Mieście, każdy kamień jest znakiem porządku potężniejszego niż śmierć ...... gdyby ci wytworni Nieboszczycy ......... wypłoszeni nalotem z promenad weimarskiego cmentarza pobiegli szukać schronienia na obozowym wzgórzu – zmarliby po raz drugi – ze zgrozy: ............... położony o jeden krąg wyżej cmentarz świata Buchenwald niczego już nie udaje! Nie ma tu grobowców-pałaców ani wielorodzinnych czynszówek ......... nie ma mogił ......... nie ma powietrza .............................. Dobra noc, Panie Boże .......................................... po pogrzebie podszedłem do I .................. składając niby-kondolencje ........................ delikatnie dotknąłem jej piersi, jak kiedyś nad rzeką. Musiała udać, że nic ...... żeby jej stary mąż niczego nie dostrzegł.

Brat Aleksanderzamordowany 11.4.1945

Zemsta – przez pięć lat

żułem to słowo jak chleb.

Trąc brzuchem o ropiejące deski,

gwałciłem ich białe, koronkowe kobiety.

Unosząc zdrewniałą rękę, zabijałem niemieckie dzieci –

jak oni: za nóżkę i

głową o kant zbryzganego muru.

Ta przyszłość, te dwa obrazy

ocaliły, wyciągnęły z piekła moje życie.

Byłem wolny.

Długo

siedziałem zgarbiony na pryczy.

Potem wstałem,

przeszedłem przez pusty plac apelowy.

Wiatr przewracał jakieś białe kartki. Zmierzchało.

W niemieckim płaszczu narzuconym na pasiak

poszedłem w stronę miasta.

W oknach zapalały się światła.

Z jakichś drzwi

dziewczynka z warkoczykami: Vati! Vati! –

Pewno dawno nie widziała ojca.

Policzki miała mokre, dziwnie delikatne.

Wynędzniała żołnierka kuliła się w cieniu jak suka.

Dziewczynka jadła obozowy chleb.

Tak łapczywie jak my za drutami.

Kobieta uśmiechnęła się niepewnie – – –

Nagle

jej twarz wykrzywiona,

czyjaś twarz

zza błysku ognia.

Dr. Hans Schmidt1, fragment listu

... naszą drogą, Irmin, wędrowały wozy z trumnami na grzbietach ...... dziesiątki, setki ...... kiedy nastał mróz ...... ześlizgiwały się na jezdnię, na chodniki, z rozbitych trumien wytaczali się umarli ...... Weimarczycy – przerażeni, że ich zaświatowa metropolia zmienia się w śmietnisko obu światów – w lager ............ zatrzasnęli cmentarną bramę ...... wówczas komendant Koch wydał rozkaz – na front pracy ruszyły nieczułe na mróz i wiatr komanda Buchenwaldu ......... nim z buków Ettersbergu opadł śnieg, nad pierwszym krematorium ............ jak ogromne gałęzie bzów, szumiał zielony i fioletowy dym – zwiastun wiosny2.............................................................................. na spopielałych trawach niepotrzebne już trumny ....................................... łodzie uderzające o brzeg

1 Sekretarz dwóch kolejnych komendantów Buchenwaldu, SS-Obersturmbannführera Karla-Ottona Kocha i SS-Standartenführera Hermanna Pistera. Notatki mają charakter apokryficzny, przedstawione w nich fakty są oparte na dokumentach i wspomnieniach. Uwaga edytorska: w przypadku lekarzy niemieckich skrót dr. został zapisany zgodnie z zasadami pisowni niemieckiej.

2 Krematorium buchenwaldzkie uruchomiono w marcu 1940 roku.

HELGA GOETH

DOBRA KOBIETA, WIERNA ŻONA NASZEGO PASTERZA

FRIEDRICHA

Tylko raz, jeden jedyny raz

pomyślałam o innym mężczyźnie, innych dłoniach.

To było dawno.

Leżałam na ziemi

jak na brudnej, wyziębłej od lat pościeli.

Chudy, w pasiaku i wojskowym płaszczu

Kruszył chleb córce, jakby była ptakiem,

potem mnie.

Te jego oczy,

myślałam, czy położy się na mnie,

myślałam, czy będę się bronić.

Wtedy zjawił się Friedrich,

strzelił z pistoletu w jego twarz,

to było dawno.

Byłam wierna,

dlaczego wciąż,

dlaczego widzę te oczy,

nawet teraz,

zasłaniam rękami twarz,

lecz wciąż je widzę.

T. POUND

SCHAUSPIELER1

Piękno – jedyna odpowiedź, jaką człowiek i tylko człowiek

może dać śmierci. Ile

napiętego do bólu piękna w ciałach nagich kobiet

biegnących łąką do gazu, ile w załamaniu rąk staruchy,

z których wyrwano

skarby:

fotografię dziecka i opłatek.

Oto skatowany muzułman2 podchodzi, wlokąc papierowy bandaż

Bij, bij jeszcze –

Wstaje skrwawiony i znowu podchodzi: Bij, bij – prosi…

Gruby kapo Jakub traci siły, więzień raz jeszcze ocalał.

Oto matka wybiera jednego z synów na śmierć:

odwraca głowę, drapie twarz, zasłania oczy,

lecz poprzez ręce widzi: esesman Goeth nie znika,

pistolet jak czarny palec Boga,

płomyk papierosa sinieje, odłamuje się, spada.

Cisza jakby pękała ziemia, rozpadały się ściany katedr, odpadały

ręce i twarze posągów –

Powstaje nowe piękno: to nie światło

między Niebem a Ziemią, to światło

pełznące nisko nad ziemią, w którym zapach ludzkiego ciała,

okruchy dobra i zła, popiół modlitw.

1 Aktor

2 Musulman (niem.) – bliscy śmierci, obojętni na wszystko więźniowie kiwali się jak muzułmanie podczas modłów. Według innej interpretacji określenie przywieźli komuniści więzieni wcześniej w łagrach sowieckich, gdzie muzułmanie z południowych republik umierali najprędzej.

Junosz / INSCENIZACJA

nic nie jest takie jak wydaje się oczom

życie śmierć nawet

zmieniają się po śmierci rosną im włosy i pazury

nawet język spuchnięty w ustach

nabiera innej wymowy

pomiędzy blokami

szary dąb

i my

obracając się w tańcu ciosami zdrewniałych rąk

za chwilę dobijemy więźnia płaczącego aktora

klęcząc zasłania sobie

nie głowę ale twarz właściwie tylko oczy

jego śmierć zbyt krzykliwa

przemieniła się już po minucie wypiękniała

kiedy na pierwszym planie

on konał pod uderzeniami

w głębi sceny za niewidzialną

kurtyną jego krzyku skomlenia milczenia,

spiskowcy wpełzali do samochodu by uciec

śmierć księdza józefa za wiarę

też zapewne miała odwrócić

uwagę nas żywych od czegoś innego straszniejszego

tam w głębi za zasłoną modlitw

co ukryje przede mną przed wami

moja śmierć

Dr. Hans Schmidt – notatki o sztuce

... najdoskonalszy spektakl wieku odegrano pod dębem Goethego: wybuch granatu ... lecz napięcie nie słabnie ......... więźniowie improwizują scenę samosądu nad zamachowcem, grają przekonująco, on też: słowem, ciałem, nawet odchodami ...... na wzgórzu pod Weimarem narodził się nowy rodzaj sztuki (nie pytam, czy się przyjmie, tylko kiedy) – sztuki z prawdziwą krwią ............ SS-mani, miast ogłosić alarm, gapili się na tego aktora, rechotali, klaskali – a za ich plecami .................. trop uciekinierów prowadzi do nikąd – porucznik „Szary”1 nie istnieje ............... komendant wyje, bo uciekli jego autem, przebrani w mundury SS .................. i to pierwsza pointa. Druga pointa: więźniowie zabili jedynego świadka, który mógł zdradzić, skąd w obozie ......... granat ......... zamachowiec rzucał go między siebie i Straussa ............ ale zamiast dwóch śmierci – dwóch śmiertelnie rannych! ......... jeszcze można go było przesłuchać – nie bijąc, obiecując morfinę ............... oni dali mu piękną śmierć. I teraz trzecia pointa: stary aktor odgrywał płacz, potrząsał ramionami – ale zasłaniał twarz, by nikt nie widział uśmiechu.

1 Bohaterem Buchenwaldu był porucznik Jankowiak, który odważył się na ucieczkę przebrany w mundur SS. Tutaj szczegóły wzorowane są na historii czterech więźniów z Oświęcimia, którzy w Zielone Świątki – 20 czerwca  1942 roku uciekli autem szefa gospodarczego Hauptsturmführera Kreuzmanna (a według innej wersji – samego komendanta Hössa).

FRIEDRICH GOETH

PASTOR

ZGINĄŁ ZAMORDOWANY 11.4.1955

Rzadko wspominam dni tamte, o konturach zbyt ostrych,

jakby nie w świetle, lecz w metalu ryte,

usta zachłystujące się zgęstniałym czasem,

który z innego świata napłynął między nasze ręce, stoły, kwiaty,

zmieniając w popiół, co podłe,

niezdolne do innego, mocniejszego rodzaju istnienia.

Czas próby. Rośliny strzelały w górę,

pęczniały brzuchy kobiet, ulice wirowały w sztandarach,

matka wybierała na śmierć jedno, najsłabsze z dzieci,

syn pisał raport na ojca, wiedząc, że on, młody,

więcej przecież jest wart.

Czas próby. To, co kiedyś nazwą zbrodnią,

było aktem wiary: śmierć jest

jak ziemia albo powietrze.

Śmierć nie wymaga uzasadnień.

To życie,

życie musi się usprawiedliwić, kiedy rodzi się przyszłość,

z łodyg buchają kwiaty, eksplodują gwiazdy, pęka przestrzeń

i z ciemności napływa czas gęsty i ostry jak metal.

Czas próby. Czas, który będzie powracał jak przypływ

coraz wyższymi falami…

Blokowy RYBKA1

Ech, wy, inteligenci, pogrzebcie mnie twarzą

do dołu. Na nagrobku, że byłem blokowym.

Byłem dobrym blokowym: po żarcie kazałem

klęczeć jak za komunią – wtedy się nie gryźli

i nikt przy kotle nawet nie wylewał zupy – –

(a to wtedy oznaczało śmierć).

Po pracy kapucyni, a i profesorzy,

wszyscy żwawo ścigali się w robieniu żabek,

tajny radca miał niezłe wyniki w dupaka,

i nikt nie zwieszał mordy by filozofować – –

(to wtedy oznaczało śmierć).

Biłem. Bo tak się uczy psie i ludzkie dzieci

życia. Kijem w obojczyk – to najlepszy sposób

– w innym razie przegada cię taki profesor

i z dumą na obliczu – podrepcze do gazu

ze swą racją po pierwsze, po drugie, po trzecie…

Biłem – i ciągle żyli. Na najsłabszym bloku

pełnym księży, pedałów i saksofonistów,

cały obóz się dziwił, szeptano, że u nas

skądś pojawił się Chrystus – co kogo ubiją,

pójdzie po śmierć na druty, skoczy do latryny,

Chrystus go zaraz wskrzesi, czasem i umyje…

Przeżył Zaczyk – muzułman, Smirnow – komunista,

profesor od polskiego z brzuchem pełnym wierszy –

(więc wiersze też przeżyły); mógłby żyć i Czernik

cały blok go ukrywał, nie wyglądał jak Żyd,

rankiem ale znaleźli go z pokorą w ślepiach

i z gardłem na czerwono podciętym tak zmyślnie

jakby miał drugą gębę śmiejącą się strasznie

tak od ucha do ucha – jeden Bóg wie z czego…

1 Możliwe, iż pierwowzorem był jeden z najstarszych więźniów (nr 505) zesłany do Auschwitz pierwszym, tzw. „tarnowskim” transportem – 14 czerwca 1940 roku. Możliwe jest też inne źródło i wiersza, i postaci.

WŁADEK – STUDENT

LEGENDA

Profesor od przeszłości, Olejniczak, kazał nam zawsze robić mapy: Grecji, Iliady z Odyseją i burzą, oczu Kirke, wierszy Mickiewicza, Trzech Powstań. Gdyby nas losy rzuciły – mapa może się przydać.

Rysuję mapę.

1. Konzentrationslager Weimar-Buchenwald, jak nazwa wskazuje, rozciąga się między Weimarem a – dziwnie błękitnym dziś – niebem. Na zboczu góry Ettersberg. Od południa, od strony miasta droga. Droga krwi. (Po niemiecku BLUTSTRASSE).

2. Na prawo od drogi krzyki ludzi i żelazne hale Gustloff-Werke, na lewo administracja, osiedle SS, garaże. Z esesmańskich warsztatów harcerze Wiktor i Wilczek kradną broń, granaty, amunicję. Donat, też zresztą harcerz, przewozi ją do obozu w kotle z resztkami żarcia. (Świniarnia jest na drugim końcu mapy. 24 sierpnia 1944 będzie nalot. Wszystkie kierunki stracą ważność).

3. Droga prowadzi dalej. Po lewej, ale daleko, niewidoczne dla oczu – kamieniołomy. Na dnie – więzień przezywany Judaszem. Jeszcze żyje, porusza długimi, owadzimi nogami.

4. Znów droga i wreszcie – jakby siedziała zmęczona – brama główna. Haupttor. Od zewnątrz napis znany, oficjalny: JEDEM DAS SEINE1, od wewnątrz nieoficjalny: Bóg umarł. (Nietzsche). Niby kredą, ale nie da się zetrzeć. Może dlatego, że napisy muszą się nawzajem tłumaczyć.

5. Do bramy niby skrzydła – bloki komendantury i aresztu. Szare, brudne – ale śmierć jest tu właśnie taka. 20 bunkrów. W szarej ścianie wydrapany krzyż. Jego twórca kona dłużej i bez nadziei.

6. Za bramą plac apelowy z szubienicą. Wisielców nie ma. Wiszą na dębie Goethego, koło pralni. Poza tym jakieś zakłady, trupiarnia, kantyna, krematorium. – Akurat kogoś palą: może kobietę podobną do Marii, może mężczyznę podobnego do Chrystusa. Może jest to coś więcej niż podobieństwo.

7. I bloki. 68 bloków aż do północnego krańca mapy. Za kartoflarnią, na kupie żwiru ksiądz. Obok krzyżyk, którego nie chciał podeptać. Czy ktoś odważy się go podnieść?

8. Bryczka – więźniowie wiozą Karolka – Dziecko Obozu. Słońce i śmiech, jakiego nikt nie słyszał od lat, od stuleci. Za chwilę stanie przed nimi esesman Schmidt. Wściekły, bo nie dostał urlopu. Bryczki nie ma już co rysować. Co z Dzieckiem?

9. We wschodniej części mapy zakłady DAW i druty. A za drutami park i zamek Ettersburg, i bal. Królową balu chce być piękna Kommandeuse2 Ilza – żona ekskomendanta Karla Kocha. Jest sama (mąż pracuje), właśnie zapala lampkę. Przez ścianę przepływają złote baśniowe drzewa, złote wybrzeża, skrzydlate ryby. Ilse chyba będzie pisać list.

10. Na północnym wschodzie – ogrody i polskie więźniarki. Poranne światło kaleczy ich twarze. Jedna chyba umiera. Ktoś woła.

11. Klatka 5x6x3 metry wysokości. Drut kolczasty. Kona w niej 123 więźniów z Bydgoszczy. Skonali. Nie ma ich, ale nie ma też ich śmierci. Uprzątnięto.

12. Przy zachodniej granicy, od północy: świniarnia, psiarnia, kurniczarnia, ujeżdżalnia, gdzie nikogo nie ujeżdżają, a tylko rozstrzeliwują. W tej chwili polskich jeńców – oficerów, ale jednocześnie i Rosjan, i Żydów. I jednocześnie kamienna sala jest pusta, ale tak, jak po wyniesieniu z niej ciał. I tak zostanie.

13. Czas nie płynie. Czas wypłynął jak krew. Wieczność.

14. Szpital zwany Rewirem. Esesmani boją się wejść na zakaźny, gdzie oddycha się śmiercią. Tutaj pracuje doktor, który nie jest doktorem. Francuzi, którzy nie są już Francuzami, modlą się do Wszechmogącego, który nie jest Wszechmogący. Tylko śmierć jest prawdziwa, lecz i jej nie ma.

15. Śmierć jest na mapie.

16. Każdy znak ją identyfikuje i neguje. Mapa gotowa. Profesor od przeszłości odszedł w przeszłość, ja też wkrótce odejdę. Ale mapa zostanie. Dowód, że oprócz światów przyrody i psychiki istnieje jeszcze świat trzeci. Świat dobra, piękna i obłoków. Świat mapy. I ta mapa w końcu się przyda. Jeżeli obóz ocaleje, pozwoli wam go zwiedzać, jeśli nie – pozwoli odbudować. Krematorium (znów palą kogoś podobnego), kamieniołom (nogi jeszcze się ruszają), nawet kupę żwiru z tym księdzem. Pamiętajcie zwłaszcza o dębie.

1 Napis na bramie KL Buchenwald-Weimar, niemieckie tłumaczenie łacińskiej frazy Suum cuique (Każdemu to, co mu się należy). Autorem projektu był jeden z więźniów, architekt Franz Ehrlich. W obozie jest więcej jego dzieł, m.in. kwatera komendanta, meble czy minizoo. W roku 1941 Ehrlich został za zasługi został zwolniony z obozu, ale nie zaprzestał projektowania obozów zagłady (m.in. dla KL Sachsenhausen). Po wojnie zaangażował się w odbudowę Drezna.

2  Komendantka – tak zwracano się do Ilse Koch, żony komendanta KL Weimar-Buchenwald. Wariant I: opiekuńcza dusza, II – ciepła i milusia. Wariant III: Pan Komendant (…) Komendatka.

Franz Ehrlich, Brama KL Weimar-Buchenwald

IZWIASTOWANIE(Kinderaktion)

Ojczedlaczego mnie opuścisz

Ostatnie cuda • Maria Greczynka i Stary Jehowa • Prawa wielkich liczb – sobowtóry • Kinderaktion • Ewangelie • Dziecko i dzieci w obozie • Ksiądz Mieczysław – miniaturzysta • Wspomnienie o niespełnionych wakacjach • Dziennik komendanta Kocha • Bytomiacy • Początek i złoty wiek Buchenwaldu • Rycerze nadpowietrznej walki

UNBEKANNT

Bibelforscher1

Ci, co dziwią się naszym czasom,

niechaj sięgną po Księgę, którą zbyt prędko wzgardzili.

Tam wyjaśnione jest wszystko.

Gdy więc przeczytają dzień po dniu,

gwiazda po gwieździe Genezis – –

Gdy odtworzą partyturę trąb

Sądu Ostatecznego (zaklinam:

niech nie grają tego nawet żartem!) – –

Gdy wczytają się w Księgi Proroków

będące dziwnie dokładnym

sprawozdaniem z przyszłości –

pojmą prawdę:

Ten Bóg

(który ma więcej wieków niż my lat)

też nie jest nieśmiertelny. Wie o tym

i

jeszcze

w ostatniej chwili

pragnie coś uczynić – niestety

mylą mu się już cuda i modlitwy.

Kalekom

zamiast nóg odrastają ręce trzecie, a nawet czwarte – –

Ślepcy

dostają w darze skrzydła i mapy zaświatów – –

Anioł niosący zwiastowanie

bezradnie krąży nad barakami obozu,

z których więźniowie wywlekają setki ciał młodych kobiet…

ECHT DOPPELGAENGER2

nie ma metafizyki jest tylko statystyka,

prawa wielkich liczb bez księgi praw bez rąk

boga

podtrzymujących księgę

jeśli ludność jakiegoś kraju nawet kamienistego jak góry turyngii

przekroczy liczbę mieszkańców biblijnej judei

w populacji tej może powinien

zjawić się co najmniej jeden mesjasz

z mniejszym jednak prawdo-podobieństwem

matka jego będzie miała imię maria

i wielkie greckie oczy jak chcą malarze ikon

współczynnik warunków lokalnych

czyni śmierć tegoż mesjasza prawie pewną

tuż po urodzeniu

potem możliwość ta spada nader zachęcająco

nawet 51 procent co oznacza

że może lecz nie musi zginąć jako muzułman

i może lecz nie musi przeżyć jako kapo czy świadek jehowy

nie ma metafizyki jest tylko statystyka

więc jeśli na miliard wydarzeń

nieodwracalnych jak śmierć

trafi się jedno odwracalne

świat pozostanie taki sam konieczność

mówi czasem językiem przypadków czasem

jak na filmie pędzącym wstecz

na pozór cofa swe obrazy aby

od zmartwychwstania czyli ożywienia śmierci

dojść do chwili gdy mesjasz i tak opuszcza ludzkość

inną bramą nicości bramą cudownych narodzin

nie ma metafizyki jest tylko statystyka

po każdym zmartwychwstaniu mówią wielkie liczby

wzrasta szansa następnych początkowo prawie równa zeru

po każdej śmierci wzrasta szansa

na następną

nie oznacza to nadania sensu dziejom

może przyspieszenie ich biegu

STARY JEHOWA

UMARŁ JUŻ STARY JEHOWA HANDLARZ MYDŁEM

ALE NIE ROZPACZAJCIE WIERNI PRZYJACIELE

WKRÓTCE ZNÓW ZOBACZYCIE GO W JEGO SKLEPIKU

W RÓŻOWYM OPAKOWANIU

Marie die Griechin3

Stojąc nago przed barakami

myślałyśmy o białych wybrzeżach

naszych wysp miasteczek i wsi

z których każda jest przecież Itaką

O zimorodkach które o tej porze roku

kołyszą się tuż nad wodą

O tańcach i dziewczęcych niespełnionych wróżbach

Szary obłok

jak anioł przerażony słowami zwiastowania

ze skowytem odlatuje znad obozu

Zaczynamy wróżyć jeszcze raz

z lotu ptaka

z dymu krematorium

z wątroby rozdętej bólem

ile jeszcze ile jeszcze dni

Am Anfang4:

Kinderaktion. 12 August 1940. Wyłapywanie dzieci umykających przez krwawiące ulice Warszawy i tylu innych miast. Kinderaktion. Wagony nabrzmiałe skowytem, wapienne okna krzyczące ludzkimi głosikami: Mamo, tato, czemuście mnie opuścili. Kinderaktion. Sztywne ciałka ułożone w stosy jak okaleczone lalki, dym, który zmienia w noc każdą porę dnia. Kinderaktion. Nad obozem, nad światem krwawo płonąca gwiazda, ogromna gwiazda, od której zaczniemy liczyć lata nowej ery. Nie od cudu narodzin, od Dzieciobójstwa. Cud Dzieciobójstwa przeciw cudowi Narodzin.

STANISŁAW OLEJNICZAK

NAUCZYCIEL GREKI, ŁACINY I HISTORII

W GIMNAZJUM POLSKIM W BYTOMIU

Z zagubionych notatek Herodota

wiemy, że Filippides Grek,

który biegł spod Maratonu,

umarł godzinę wcześniej,

nim zdołał dotrzeć do Aten.

Biegł jednak nadal,

by wypełnić posłannictwo,

mimo śmierci wykrzywił twarz w uśmiechu,

mimo śmierci krzyknął Zwycięstwo! –

i dopiero upadł na ziemię.

Poeta, który wyszedł z lagru

ze śmiertelnym zastrzykiem w sercu,

idzie do was,

nikt nie wie,

że też jest martwy.

Minął ognistą bramę z napisem JEDEM DAS SEINE.

Wie, że musi powiedzieć,

ale przecież nie widział zwycięzców,

on widział tylko martwych.

Wie, że musi powiedzieć,

wszedł na ulicę prowadzącą do miasta,

do każdego miasta.

Wie, że musi powiedzieć,

wszedł na schody twojego domu.

Ewangelia na dzień dzisiejszy: ............... trzy dni i trzy noce pociąg z dziećmi z Warszawy błądził żelaznymi drogami, nim skamieniał u stóp Ettersbergu ...................................................... te, którym udało się przeżyć, ze skomleniem rozbiegły się wśród bloków, wcisnęły w szpary ścian, przybrały barwę kamyków ... Ewangelia na dzień ..................... i wtedy zaczęto słyszeć te szepty o Dziecku, o Chrystusie, który nawiedził Weimar-Buchenwald. Widziano Go w rewirze, w kamieniołomach, wszędzie, wszędzie – z wyjątkiem bunkra śmierci ............... Ewangelia .................. Część dzieci wysłaliśmy do Natzweiler, część do obozu w Ravensbrück. Jeśli zniszczy się odpowiednio liczną grupę – będzie w niej płaczący Chrystusik i moczący pieluchy Jan Chrzciciel i dwunastu różowiutkich apostołów ............ będzie grono przyszłych kapłanów, oficerów, uczonych gaworzących już o przyszłych zwycięstwach i wynalazkach. Szepty o Dziecku zamilkną jak wszystko – nawet płacz.

Anna NN

Wyobraź sobie:

W zamyśleniu otwierasz drzwi,

Jak do drugiego pokoju:

Długi, szary korytarz.

Czerwony krzyż na drzwiach.

Dwie więźniarki jak żołnierze na warcie.

Kubeł z zielonkawą wodą.

A jednak jest to izba porodowa.

Jednak i tu w obozie

Dzieci przychodzą na świat.

Czarnowłosa kobieta, która właśnie urodziła,

Jeszcze dyszy jak zwierzę.

Akuszerka przecina pępowinę.

Podaje dziecko więźniarkom.

Więźniarki topią je w kuble.

Brat Mieczysław

Malarz słonecznych miniatur

Ranki słoneczne jak z dziecinnych rysunków

Ptaki przelotne inicjały Boga –

Apokryfy mówiły prawdę:

Na białej pustyni żwirowiska

wyrosły nocą kępki traw, małe oazy

Słychać – po raz pierwszy – śmiech dzieci.

Najmłodszy z chłopców

lepi gliniane ptaki, chyba wróble.

Nagle jakby spoza rysunku

nadbiega esesman

Ptaki ulatują nad druty i dzieci ulatują jak ptaki.

Rysunek drugi: kamieniołom wyszarpany w zboczu góry

wzbiera ludzkim krzykiem jak rana.

Skalna ściana wali się na więźniów –

Nieruchomieje

tuż przed skamieniałymi oczyma vorarbeitra.

Powstrzymuje ją ten mały chłopiec –

Nie wiadomo, skąd się zjawił, gdzie zniknął.

Na skale został odcisk jego rączki.

Rysunek trzeci: obok ścieżki jak zeschnięty krzew

dogorywa stary rabin z Tarnowa.

Twarz, oczy w płomieniach wrzodów,

palce od nóg, od rąk

odłączone, jak wijące się robaki…

Nasz chłopiec jakby się bawił:

przysypuje ziemią twarz, palce i całe ciało –

Znika, nim chory zbudzi się z gorączki.

Rabin nie będzie wiedział, kto go wskrzesił…

Ale my, rzemieślnicy z Bożej Łaski,

którzy znamy nie tylko Ewangelie,

lecz i tajemne krajobrazy Apokryfów –

Nie mamy wątpliwości.

Boimy się tylko,

jaki będzie ostatni z rysunków:

już ktoś doniósł, że w lagrze

jest jeden więzień więcej – –

już go szukają…

NN lat 6

MAMUSIUJA PRZECIEŻ BYŁEM GRZECZNYCIEMNOCIEMNO5

WILHELM LENZ6

Właściwie nie wiadomo, skąd

zjawił się w obozie ten dzieciak.

Mówiono, że złapano go jak psiaka

podczas akcji dziecięcej w Warszawie

Mówiono, że znalazło go trzech więźniów

chyba w grudniu, w obozowej stajni.

(Ojca nikt nie znał – dziewczyna, może Greczynka,

poszła do nieba podczas lekarskich doświadczeń).

Głupcy, myśleli naiwnie

że nic nie wiem! –

Już trzeciego dnia

doniósł mi o dziecku któryś kapuś

nie pamiętam – Czernik czy Knittel.

Ratowali dzieciaka wszyscy:

polski lekarz, potem muzyk,

nawet ksiądz

wygrzebywał mu gniazdo w swym sienniku –

Wiedziałem wszystko, wszystko

z wyjątkiem jednego: czemu

nie kazałem zlikwidować tego dziecka…

Będą mówić, że bałem się polskich spiskowców.

Będą mówić, że chciałem mieć dobry uczynek,

by wyhandlować życie,

gdy nadjadą alianckie czołgi.

To będzie tylko część prawdy

ta nieważna, łatwa do pojęcia.

Andrzej z Warszawy

lat 16

czy przyszła tutaj

żona za mężem

albo on za nią

dobrowolnie

nikt z ludzi

choćby nie wiem jak

wierzył w miłość niebo

i nagrodę w niebie

tylko raz

ten pies żółtawy kundel

setki kilometrów

za swym panem

zagryzając usta patrzyliśmy

jak właściciel

chciał odpędzić psa od drutów

durne zwierzę nie rozumiało

pan

płakał i rzucał w niego kamieniami

kundel uciekał i wracał

mniejsze kamienie aportował

w końcu nie wytrzymało

psie serce

z radosnym ujadaniem

frunął do nas

na druty

czy u wejścia niebios

nie będzie budy

choćby kawałka derki

dla psa

czy przywiążą go

łańcuchem do tej budy

jeżeli jego pan

obozowy kapo

zostanie odwieziony

w najdalsze kręgi piekieł

Doktor Polak

Egzamin na Kursy Medyczne, przed laty.

– Jakbym słyszał szum skrzydeł – pisałem,

że kiedyś pomogę Bogu,

że wynajdę dla Niego szczepionki, pokonam

czarną śmierć, wobec której jest bezradny.

Jak modlitwę szeptałem słowa przysięgi Hipokratesa.

Lato zamiast w Pucku nad morzem,

które tam ma kolor bursztynu,

spędziliśmy z Hanką w szpitalu,

chodząc dokoła chorych…

W obozie butelki z wodą, papierowe bandaże

– to już wszystkie lekarstwa.

Jeszcze: dotyk ręki –

tym musisz ich uzdrowić.

Jeden z konających

pokazał mi rzecz najcenniejszą,

nie, nie Biblię księdza Józefa

– kartki!

Na nich setki numerów

czasem nazwisko, czasem parę słów:

Chłopiec, którego ukrywano

w obozowej stajni, pośród zwierząt,

nie wytrzymał,

rzucił się na druty jak psiak.

Zastrzykami z fenolu zabito

oficerów przywiezionych z Oświęcimia,

zapisano: zmarli na serce.

Na kartkach wrzucanych w ziemię

w butelkach – jak czynią rozbitkowie –

dopisuję

kolejne nazwisko, prawdziwą przyczynę śmierci.

Kiedy nadejdzie czas,

ktoś dopisze moje nazwisko.

Dr. Hans Schmidt

notatka o spotkaniu z byłym lagerkommandantem Kochem

......... ogromny plac ...... i wiatr ...... na drucie, którego koniec ginie w niebie, kołysze się żarówka ............ przede mną nagle ......... dawny komendant Koch – żelazny hełm, ogromne motocyklowe okulary – Musisz odnaleźć mój dziennik! – dyszy mi prosto w twarz. Wionie od niego czymś trupim ......... Dziennik Kocha ukryty jest w biurku, .........teraz należy do nowego komendanta Pistera ............ Koch nie chce, żebym go wykradł, chce, żebym dalej pisał ......... Bogowie opuścili las Ettersberg. Rzeszą rządzą zdrajcy i ludzie słabi ......... SS-mani zapadają na tyfus, piją wódkę, popełniają samobójstwa ............ on sam słyszy co noc jakieś głosy, ale nikt mu nie wierzy ............ trzeba rozbijać ściany, zrywać podłogi ......... Götterdämmerung7 powtórzył trzy razy i odszedł ...... Stałem ... skamieniały. Z ciemności wypływały drewniane baraki – okręty wiozące chorych i umierających ............ nikt nie wykrzyknie: Ziemia!

JÓZEF KWIETNIEWSKI | 1903

PIERWSZY NACZELNIK ZHP W NIEMCZECH

SEKRETARZ GIMNAZJUM POLSKIEGO W BYTOMIU

WYKŁADOWCA UNIWERSYTETU LUDOWEGO

Padnij!

– i esesmani skaczą po naszych ciałach.

Powstań!

– kilku więźniów nie podniosło się z błota.

Na bramie obozu

ktoś napisał: Bóg umarł.

Powinien dopisać,

że Abel też marnie skończył.

Z bogów Starego Testamentu

pozostał tylko Kain

nieśmiertelny

Bóg naszego stulecia.

Padnij,

esesmani skaczą po naszych ciałach.

Powstań,

kilku więźniów znów się nie podniosło.

Padnij.

Powstań.

Padnij.

Powstań.

STANISŁAW WEBER

REDAKTOR „BIAŁEGO ORŁA”

KIEROWNIK SPÓŁKI WYDAWNICZEJ „KATOLIK”

PREZES „BURSY POLSKIEJ”

WYKŁADOWCA UNIWERSYTETU LUDOWEGO

WIĘZIEŃ BUCHENWALDU

Najlepsi uczniowie Goethego –

policjanci z tytułami doktorów filozofii –

w lot docenili naszą pracę:

pojęli, że tacy jak ja

dziennikarze, nauczyciele, księża

nad kamienistą ziemią

wznosimy niewidzialne dla nich, niezniszczalne

domy, katedry, całe miasta.

Z najmniejszych ziarenek świata

– drukarskich czcionek –

w odświętnym języku ojców

budzi się Śląsk –

Nad hałdami wzrastają sady, których drzewa

pełne zarazem kwiatów i owoców

sadził Jan z Czarnolasu,

konwalie u ich stóp –

mała córka poety

Śląsk. Gdzie Jezusa nie dosięga

śmierć ani wniebowzięcie

– wraca z grobu cichymi ścieżkami modlitw,

czasem siada przy drodze,

zafrasowany mówi o miłości

do sąsiadów, do kraju, który

jak obłok nad kamienistą ziemią,

jak dłonie darzące wodą i światłem.

Oni, najlepsi uczniowie Goethego, pojęli to wszystko –

zaczęli palić nasze książki,

teraz spiesznie naprawiają swój błąd:

palą nas.

Heinz Strauss

W czasach dzieciństwa ludzkości, dzieciństwa zła,

o, wtedy wystarczyły jęki jednej ofiary, Galilejczyka,

miarka krwi cieknącej spod gwoździ i najbardziej bolesny

cichy charkot: Ojcze,

Ojcze czemu mnie opuściłeś.

Łza Boga

wstrząsnęła, oczyściła ziemię.

Po dwóch blisko tysiącach lat

dwóch tysiącach lat krzywdy i płaczu

śmierć jednego sprawiedliwego nie wystarczy.

Wszyscy, wszyscy jesteśmy winni:

zbrodniarz i matka zbrodniarza, i przyjaciel

i dziecko spożywające owoc zbrodni.

Gdy przyjdzie po nas Syn Boży,

wyprowadzi z uczty życia, z kręgu tańca,

nie pytajmy, czy na krwawą ofiarę,

czy może

wyprowadza nas z murów przeklętego domu, z warowni zła,

która zaraz osunie się w otchłań.

Stąpajmy, nie zostawiając śladów. Tak czy tak,

wszystkim zostanie okazana sprawiedliwość,

niektórym jeszcze łaska.

Pieśń o Złotym Wieku

z notatnika komendanta Kocha:

........................ brudny świt 1937. Pod dębem Goethego pierwszy apel: 149 szarych ciał, szare twarze złodziei i bandytów. Potem zwożono Polaków, Żydów, klechów, ludzi zbędnych i podłych. Takimi stworzył ich Bóg. Kalekami. My stworzyliśmy ich na nowo. Zrobiliśmy z nich krawców, stolarzy, kamieniarzy... Kalekie ręce odzyskały sprawność połączone w jeden organizm z innymi kalekimi rękami. Więźniowie pozbawieni nóg wyplatali wiklinowe kosze, ci bez rąk –nogami toczyli pniaki drzew8. Zmieniliśmy zło w dobro. Jeszcze nie wszyscy pojmują, czym jest Weimar-Buchenwald! Kim są kapłani i słudzy naszych fabryk. My – Niemcy – cofnęliśmy czas w Złoty Wiek budowniczych piramid. W znak słońca. Pociągi pod żaglami stalowych obłoków przywożą niewolników ze wszystkich stron świata – lecz nie wracają próżne. Wywożą na pokładach drzewo świętych lasów, dzieła sztuki i mączkę kostną, worki włosów i cudowną broń – Wunderwaffe. Nikt nas nie może pokonać – bo nikt odważy się zawrócić czasu.

ANTONI JÓZEFCZAK

1882

NAUCZYCIEL, KIEROWNIK BURSY POLSKIEJ W BYTOMIU

Byłem żołnierzem nadpowietrznej walki, która się o narodowość naszą toczy

Słowacki

MIŁOSZ SOŁTYS9

pielęgniarz

Nie to że brudziliśmy się krwią

najbardziej przerażało

to

że wysychała

tak szybko

jakby jej nigdy nie było

1 Nieznany Badacz Pisma Świętego

2 Prawdziwy sobowtór

3 Maria Greczynka

4 Początek

5 Ostatnie słowa dziecka zamykanego w komorze gazowej – według wspomnień Rudolfa Redera Bełżec (Kraków 1946, s. 63). Wspominając krzyk dzieci, autor, członek zbrodniczej przecież „obsługi” krematorium, komentował: „Szarpało się w nas serce na strzępy. A później znowu przestawaliśmy czuć”.

6 Jednym z pierwowzorów był niemiecki blokowy Wilhelm Lenz, który zyskał w obozie wdzięczny przydomek „opiekuna” polskiego bloku 51.

7Zmierzch bogów

8 Szczegół o zapracowywaniu „kadłubów” wzięty z opisu łagrów sowieckich w obwodzie magadańskim (Władysław Anders, Bez ostatniego rozdziału, Gdynia 1992, s. 102).

9 Urodził się 27 września 1895 roku w Opolu, zmarł 30 marca 1945 w Buchenwaldzie. Harcerz, ochotnik I Brygady. Bohater walk pod Łowczówkiem (ciężko ranny), pod Konarami i nad Stochodem. Komendant ochrony Polskiego Komisariatu Plebiscytowego w hotelu Lomnitz (odparł dwa niemieckie ataki). Pierwszy komendant harcerstwa polskiego na Śląsku, redaktor „Harcerza Śląskiego”. Dowódca batalionu w walkach o Górę św. Anny. Pierwszy dyrektor Gimnazjum Polskiego w Bytomiu (niezatwierdzony przez władze niemieckie). Odznaczony Krzyżem Niepodległości i Krzyżem na Śląskiej Wstędze Wierności i Zasługi. Twórca konspiracyjnej „Silesii” (AK), skupiającej byłych powstańców śląskich. Wydawca gazetki „Polska Żyje”, oficer kontrwywiadu AK na Lubelszczyźnie.

Jerzy Potrzebowski, Układanie do snu

IIROMEO, JULIA I POPIÓŁ

Jestem pewienże to Ty idziesz za mną

Czas ballad • Miłości obozowe i inne: Maria, Chris, Andrzej i Meier • Powrót „Szarego” • Nowy Werter, czyli Hauptsturmführer i pastorowa • Plan Kohouta • Weimar z lotu ptaka • Dimko – śmierć Marii Greczynki i taniec żywego więźnia • Kilka uwag o sztuce XX w. (Pound, dr. Schmidt, Junosz) • Modlitwa Ali • Zimowa przygoda inż. Damazyna • Radiostacja • Co powiedział Maurer • Wszystko jest poezją • Hanka

BALLADA ALDA

Są dwie siostry: Nadzieja i Śmierć.

Obie piękne, obie szalone;

Śmierć ma oczy ciemne jak śmierć –

Nadzieja ma oczy zielone.

I wędrują przez świat siostry dwie,

Nie wstrzymają ich granice ani morza,

Przejdą wszędzie: Nadzieja i Śmierć

Przez okopy, przez druty obozów…

I ty także kiedyś spotkasz je,

Tobie także kiedyś drogę przetną – –

Obie piękne: Nadzieja i Śmierć

Ale wybrać możesz tylko jedną.

Jestem starsza i mądrzejsza – kusi Śmierć,

Znam pieszczoty bardziej wyszukane…

Choć na chwilę, choć na próbę wybierz mnie –

A na zawsze już ze mną zostaniesz.

Na to młodsza, Nadzieja, w śmiech:

Ja nie będę już mądrzejsza ani starsza,

Ani wierna ci nie będę też

Ale w ciężkich chwilach będę wracać!

Są dwie siostry: Nadzieja i Śmierć

Raz za tobą, raz przed tobą biegną,

Można kochać obie naraz – ale żyć,

żyć

można tylko z jedną…

Dr. Hans Schmidt

fragment listu do Irmin

......... naszej ścieżki od dawna nie ma, Irmin. Poszerzono ją, wybrukowano rękami więźniów (przepraszam, lecz to znaczący błąd) – może dlatego nazywają ją Blutstrasse – droga krwi ... nad nią rosną, wciąż rosną, żelazne hale Gustloff-Werke ... świątynie śmierci ...... Jeszcze nie wszyscy je widzą i ja ......... przymykam oczy – przez metalowe ściany widzę wiosenne zbocza Ettersbergu ... i nas idących pośród fioletowych bzów ...... Irmin ............ słońce – jakby dzieci biegły ze śmiechem po uliczkach Weimaru ... wciąż czuję na twarzy promienie – palce aniołów, mówiłaś ... cicha muzyka witraży ............ cudzy ślub, ksiądz, podpowiadający nie nam słowa przysięgi ........................ ukryci za filarem powtarzaliśmy je cicho, tak cicho ................................. żeby słyszał nas tylko Bóg.

Doktor Polak

Noc kaszle, spluwa na niebo kropelkami białawej flegmy.

Zamiast raportu dla szefa tego szpitala

piszę – nie wiem – chyba dla Boga.

Poniedziałek. Bibelforscher zwany Hiobem, badacz Pisma

– kilka dni leżał w gnoju i modlitwie –

wstał nagle, obmył się wodą,

na piersiach – trochę niezgrabnie – zaczął pisać swój numer –

nikt nie myślał, że właśnie umiera.

We wtorek – idąc po jakieś butelki, bandaże,

widziałem Hankę – na wzgórzu, w martwym ogrodzie SS

próbowała zapalać kwiaty – jakby lampki nagrobne, od świtu.

Ale – Boże – nie jestem pewien –

gdy krzyknąłem jej imię – milczała, jakby nie do niej,

gdy krzyknąłem powtórnie – zasłoniła twarz.

W środę pognali wszystkich do palenia zwłok –

krematorium już nie nadąża, palą w dołach.

Czasem leichenträgerzy przynoszą nie całkiem umarłych,

czasem kapo dobija ich pałką, czasem nie.

Lager. Właściwie Durchgangslager. Świat.

Żywi bez imion.

Umarli bez ciał.

Cmentarzysko bez grobów.

Gdzież – jeżeli nie tutaj,

powinien zjawić się Bóg?!

Kohout

Weimar-Buchenwald

Władca Indii

kazał wyryć na swoim grobowcu,

że wygrał dziesięć wojen,

podbił cztery królestwa,

a szczęśliwy był tylko

ćwierć godziny swojego życia.

Byłem szczęśliwszy niźli władca Indii.

Co wieczora w dzieciństwie

modliłem się wraz z matką

o pogodę,

z równym przejęciem o deszcz.

Trzymając ojca za rękę,

przebiegałem komnaty pałacu na Hradczanach,

jak przebiega się z baśni w baśń…

Po latach,

już ze swym synkiem,

rysowałem kwiaty ogromne

na podłodze – żeby nikt nie ukradł…

Nawet tutaj, w trupiarni,

zbieraliśmy się, aby wspólnie

żuć chleb, słuchać wierszy

i raz

odważyłem się śpiewać wraz z innymi

balladę o nadziei,

chociaż nie miałem głosu

ani nie znałem języka.

Byłem szczęśliwy,

dziękuję ci, życie.

Dr Polak

listy w butelkach po lekarstwach

Noc. Chore bloki rzężą i pokasłują przez sen. Ja piszę.

Co ważne, a co nie,

ocenicie już wy, po latach

trzymając w ręku tę brudną butelkę z listami.

Czwartek. Gryps od Hanki. W nocy

ktoś mówił, że pod innym nazwiskiem

powrócił ten oficer,

ten, który uciekł autem komendanta.

Ukrywa się w obozie jako „Szary”.

Niewiele o nim wiem – poza tym,

że wymagało to odwagi,

jakiej ja mieć nie będę.

Piątek. Ojciec Jan, nasz dawny kapelan

znów uratował życie Czernikowi,

żuł chleb, ale nie łykał,

karmił go jak ptaki karmią młode!

Czernik odzyskał życie, lecz nie wierzy,

że to ksiądz, a nie Bóg mu pomógł…

Sobota. W nocy odszedł filozof – ten Czech,

co za wszystko dziękował, a w modlitwie

prosił niebo o śmierć powolną, z widokiem na Hradczany –

Umyślił złapać tyfus i potem

uciec ze szpitala – mniej pilnują…

Wykonał jednak tylko połowę planu:

w gorączce wypełzł jak wielki świerszcz za blok

i uparcie patrzył na południe,

może pięć może siedem minut –

zanim zamarzł z wytrzeszczonymi gałami.

Nie wierzę, by widział Boga.

Wierzę, że widział Hradczany.

Rzeczy bardziej niezwykłe pomijam.

Ktoś mógłby nie uwierzyć

i z urąganiem wrzucić tę butelkę znów w fale ziemi.

Nie mam, nie miałem złudzeń,

nasza śmierć, nasza odwaga czy podłość

nikogo niczego nie nauczą.

Dlatego kończę zwykłymi życzeniami:

oby nas pochowano w trumnach.

KAPO OLEG DIMKO | Leichenheizer1

1.6.1920 – 1.6.1945

Zmarł śmiercią samobójczą

Po pracy wszyscy mężczyźni wychodzili przed blok

i każdy – zanim dopaliło się słońce –

uparcie patrzył w stronę, gdzie stoi rodzinny dom,

uparcie patrzył w stronę, gdzie stoi rodzinny dom.

Mogłem skonać ze śmiechu: całe nasze komando

za dni parę, jednego po drugim, za parę dni

nasi następcy wepchną do tych samych pieców.

Po pracy staną pod tym samym blokiem

I będą patrzeć w stronę domów, w stronę pierwszych świateł w dali.

Więc piłem wódkę, słuchając, jak ciepło mi śpiewa w kiszkach,

razem z własnymi rękami pełzałem po ciałach więźniarek,

nawet po zimnym jak marmur brzuchu tej Greczynki…

Cóż, że inni patrzyli, ja też patrzyłem, do łez

wchodząc w jej ciało powoli, uważnie – by potem pamiętać.

Czasem wołałem Knittla, tego śpiewaka,

przez kwadratową szybkę

patrzyliśmy na ludzi

wspinających się po ścianach w stronę plamy światła,

dorośli po chudych rączkach, nóżkach dzieci,

jak po gałązkach –

– Nie dziwił się.

Nie dziwił się, gdy potem kazałem mu śpiewać i tańczyć kankana –

a ja nie dziwiłem się, że tańczył.

Którejś nocy czy dnia – na tym obłędnym apelu

za latryną znalazłem Czecha, który wypełzł, by zdechnąć na tyfus.

Nim rzuciłem go na jego miejsce – zatoczyłem rundę wokół dębu,

moje mięśnie wydychały ciepło, a ja biegłem jak triumfator,

biegłem wokół padających z zimna i śpiewałem:

Rascwietali jabłoni i hruszi…

Esesmani zaczęli klaskać i to mnie ocaliło.

Kiedy wyszedłem za druty,

życie było zbyt łatwe i zbyt oczywiste.

Anna NN

Gnałam co tchu.

Za późno.

Maria już wyszła z bloku.

Znów biegłam. Chyba coś krzyczałam.

Esesman Schmidt dał mi kartkę.

Ta kartka oznaczała życie.

Maria odepchnęła mnie ręką

Lewą, rozczapierzoną jak szpony.

Nie zostawię maleństwa – dyszała.

Pędziłam, krztusząc się każdym oddechem.

Schmidt krzyczał, lecz dał drugą kartkę. Dla dzieciaka,

Nawet mnie klepnął – żebym frunęła jak ptak.

Gdy dobiegłam – padłam na ziemię.

Rzygałam.

Drzwi komory były już zamknięte.

Dr. Hans Schmidt

SS-Hauptsturmführer

(fragmenty korespondencji Sen I)

...... zdjąłem obrączkę, którą on ci wkładał .........: nad twoim nagim ramieniem ............................................................... krzyż drewniany w hotelowym oknie ....................................... błogosławił nasze splecione ciała ......................................................... znów ........................................................................... sen: ......... pociąg staje, wysiadam tylko ja ............ nie ma peronu ... miasta ......... dom ......... okna puste, niektóre zasłonięte tekturą ......... obchodzę ...... dookoła – szukam drzwi ..................... za mną ............... kroki, bliskie, coraz bliższe ............................................. ............................................................... budzę się mokry Przyjedź! Tylko Ty możesz mnie wyleczyć. Pamiętaj ......... na polanie Ettersbergu ............................................................ wkładaliśmy sobie na palce żywe obrączki z trawy .................. to my jesteśmy mężem i żoną!

MARIA NN

Kochałam tylko ciebie, Chris, wszystko inne nie było ważne

i czułam, że to twoje, musiało być twoje –

niemożliwe,

by z takich pieszczot, pocałunków, z takich słów

miało się nic nie narodzić!

Dziecko miłości, która

zwyciężyła obóz i śmierć. Pisklę

o wielkich oczach i paznokciach

mniejszych niż płatki śniegu…

Czyż mogłam je zostawić

Musiałam iść z nim –

aż tam…

Ale kiedy wrzucili puszki z błękitnymi kryształkami gazu,

kiedy wszyscy zaczęli krzyczeć, drapać drzwi,

jakiś chłopiec płakał, że ciemno,

jakaś matka wyła, że widzi

twarz anioła czy nawet Boga –

ja wyszczerzałam oczy i myślałam o tobie.

Obrzękłe, poruszane śmiercią ciała

zataczały się w tańcu i kolejno

opadały na beton. Z nosów, z uszu

jak ze źródełek wypływała krew, coraz więcej czarnej, pieniącej się…

Ale ja, przyciskając swe pisklę, ja dziękowałam Stwórcy

że nawet tu, za drutami

dał nam tyle chwil szczęścia.

Narastał łopot skrzydeł, mrok pękał, widziałam

coraz wyraźniej twarz, nie, nie Boga,

widziałam twoją twarz,

czułam dotyk twych rąk.

Andrzej z Warszawy

lat 16

ja jeden cię kochałem

chociaż

nie miałem odwagi nawet

dotknąć twej ręki

mario

pamiętasz

wtedy

po porodzie

na margarynę i przylepkę chleba

powiedziałaś

pierwsze kwiaty tej wiosny

mario

listy do niego przeniosłem

tylko tę bułkę

zatrzymałem

by dać ci ją znowu

tobie była bardziej potrzebna

mario

czy mi wybaczysz

mario

nie doczekałem

aż odrosną ci włosy

ale tam

na pewno będziesz miała

długie złote warkocze

i dam ci kwiaty

prawdziwe

pachnące kolorowe

i niejadalne

bo przecież ci głodni z obozu

gdzie trafią – jeśli nie tam z nami

Chris Knittel. Opernsänger2

BOHATER, ORGANIZATOR UCIECZEK3

Cóż tajemnicą życia? – Liczą się pojedyncze ruchy,

złe lub dobre, jak w partii szachów. A życie –

życie jest bezwstydne – nie ma tajemnic.

To nie było już przerażające:

ci, którzy mieli wynosić nasze trupy,

jedli jeszcze, z chichotem klepiąc się po plecach,

jeden z nich, Ukrainiec

rzucił mi cały bochen chleba: Żryj powoli…

Przedtem ja wygrywałem:

– ogłosiłem

śmietnik moją własnością. I pobierałem znaleźne;

– za pół kromki mogłem wskazać miejsce,

gdzie ksiądz Józef zakopał Biblię,

za drugie pół – czuwałem, gdy jakiś muzułman

kiwał się nad nią w modłach, czekając na cud;

– zostałem pomocnikiem felczera

bo odsprzedałem mu jedną kurewkę, Marynię.

Już byłem pewien, że wygrałem,

ale los wywrócił szachownicę:

jakiś podlec doniósł na mnie Niemcom.

I właziłem do komory nagi

z gębą pełną świeżego chleba,

żułem powoli, jednak nie za wolno,

żeby nic nie zmarnować –