Globalna Ukraina - Kazimierz Wóycicki - ebook

Globalna Ukraina ebook

Wóycicki Kazimierz

3,8

Opis

Globalna Ukraina” jest książką ukazującą, jak kraj o niezwykłej i skomplikowanej historii staje się miejscem zasadniczych rozstrzygnięć w światowej polityce i jak Ukraińcy, odpierając moskiewską agresję, zmieniają nie tylko powszechne dotychczas wyobrażenia o kontynencie europejskim i stosunkach Wschód–Zachód, ale także koordynaty polityki globalnej. To lektura obowiązkowa dla każdego, kto chce zrozumieć dynamikę obecnych wydarzeń.

O autorze:

Kazimierz Wóycicki – dyrektor Akademii Wschód, wykładowca polskich oraz ukraińskich uniwersytetów, jeden z najwybitniejszych polskich znawców współczesnej Ukrainy. Autor wielu opracowań i książek dotyczących Europy Środkowej i Wschodniej, m.in. „Nostalgia i polityka. Esej o powrocie do Europy Środkowej”, „Krótka historia UPA dla Polaków. Czy historycy nas pogodzą” oraz współautor (z Adamem Balcerem) książki „Polski pionek na wielkiej szachownicy”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 264

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (4 oceny)
2
1
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Voncohn

Nie polecam

Autor to absolutny debil i manipulant. Z uporem godnym lepszej, czyli jakiejkolwiek, sprawy, snuje swą opowieść o fantastycznych Ukraińcach, obdarzonych mocarnym intelektem i umiłowaniem wolności. Kretyńska ta wizja podkoloryzowana jest bredniami o poetach, co to by na pewno dostali Nobla, o OUN co tylko dobra swego ludu chciał, o nieistniejących oddziałach SS, pilnujących obozów koncentracyjnych tudzież o dzielnych członkach powojennej diaspory. No, po prostu proszę o miętowy listek czekoladowy i wiadro.
00

Popularność




Co­py­ri­ght © Wy­daw­nic­two Ar­bi­tror sp. z.o.o. 2022
Pro­jekt okładkiŁu­kasz Stach­niak
Ad­iu­sta­cja, składWi­told Ko­wal­czyk
Wy­da­nie I
Se­ria #Ar­bi­tror­My­śli
ISBN 978-83-66095-38-0
Wy­daw­nic­two Ar­bi­tror spółka z o.o.www.ar­bi­tror.pl e-mail:kon­takt@ar­bi­tror.pl
E-book:eLi­tera

Mapa świata z apo­ka­lipsą w tle

Dys­ku­sjom o woj­nie Ro­sji z Ukra­iną to­wa­rzy­szy jak cień apo­ka­lip­tyczny sce­na­riusz wojny ją­dro­wej.

Na­wet opty­mi­ści i sym­pa­tycy Ukra­iny mó­wią z nie­po­ko­jem, że kiedy Ro­sja za­cznie prze­gry­wać, od­wo­łać się może do ostat­niego atutu – broni nu­kle­ar­nej. Ro­syj­skie elity i sa­mego Pu­tina po­dej­rzewa się o zdol­ność do ta­kiego sza­leń­stwa. Sy­tu­acja wy­daje się więc bez wyj­ścia. Zwy­cię­stwo, któ­rego ży­czy so­bie cy­wi­li­zo­wany świat Za­chodu, skoń­czyć się może apo­ka­lip­tyczną ka­ta­strofą.

Tę nie­pew­ność i pełne nie­po­koju wa­ha­nie od­na­leźć można za­równo w ana­li­zach naj­wy­bit­niej­szych eks­per­tów, jak i w co­dzien­nych roz­mo­wach nas wszyst­kich, któ­rzy czu­jemy za­gro­że­nie wi­szące nad na­szym zbio­ro­wym lo­sem. Sta­bi­li­za­cja, bę­dąca obiet­nicą prze­ło­mo­wych lat 1989–1991, osta­tecz­nie się skoń­czyła. Na­wet ci, któ­rzy kwe­stio­no­wali pro­roc­two „końca hi­sto­rii”, jesz­cze przed kil­koma mie­sią­cami nie prze­wi­dy­wali, że „Wielka Hi­sto­ria” po­wróci z aż taką gwał­tow­no­ścią. Nikt nie jest w sta­nie po­wie­dzieć, co się zda­rzy w ciągu naj­bliż­szych ty­go­dni, mie­sięcy, a tym bar­dziej lat. Jedno jed­nakże jest pewne – świat nie po­zo­sta­nie taki, jaki był.

Wojna ro­syj­sko-ukra­iń­ska w za­sad­ni­czy spo­sób zmie­nia świat. Ja­ki­kol­wiek bę­dzie jej wy­nik, jego przy­szła mapa po­li­tyczna nie bę­dzie przy­po­mi­nała dzi­siej­szej.

Zwy­cię­stwo Ukra­iny jest też trudne do wy­obra­że­nia na­wet dla tych, któ­rzy go pra­gną – czy można bo­wiem od­nieść zwy­cię­stwo nad mo­car­stwem ją­dro­wym?

Dużo ła­twiej na­to­miast wy­obra­zić so­bie po­rażkę Ukra­iny, i to mimo od­wagi jej obroń­ców. Mo­skwa sys­te­ma­tycz­nie nisz­czy ukra­iń­skie mia­sta, nie zwa­ża­jąc na ogromne straty wła­sne („lu­dzi u nas mnogo”), zaj­muje co­raz więk­sze te­ry­to­rium, do­ko­nuje ogrom­nych prze­sie­dleń, do­pusz­cza się lu­do­bój­stwa. Na ko­niec ukra­iń­ski opór zo­sta­nie zła­many.

To jed­nak byłby tylko pierw­szy akt dra­matu. Zgod­nie z tym, co Kreml za­po­wiada, po ta­kim suk­ce­sie Ro­sja ru­szy da­lej. Na przy­kład na po­czą­tek za­żąda pół­noc­nej czę­ści Es­to­nii, re­gionu Na­rwy, któ­rej miesz­kańcy to w więk­szo­ści Ro­sja­nie. Skoro Za­chód mógł od­dać w ręce Pu­tina Ukra­inę, to czy zdo­bę­dzie się, aby ry­zy­ko­wać wojnę ją­drową dla tak nie­wiel­kiego skrawka ziemi? To wy­obra­że­nie po­cią­gnąć można oczy­wi­ście da­lej. Jak wia­domo, am­bi­cją Kremla jest wy­co­fa­nie się NATO z ca­łego te­renu by­łego bloku so­wiec­kiego. Po­ja­wiła się na­wet wy­po­wiedź, że zjed­no­cze­nie Nie­miec było hi­sto­rycz­nym błę­dem.

Gdy się wsłu­chać w głosy pro­pa­gan­dzi­stów Kremla, nie ma mowy o żad­nym kom­pro­mi­sie i li­czy się osta­teczne zwy­cię­stwo z „na­zi­stow­skim Za­cho­dem”. „Bę­dziemy miaż­dżyć ma­chinę wo­jenną NATO! – wy­krzy­kuje czo­łowy pro­pa­gan­dzi­sta Kremla Wła­di­mir So­łow­jow – tak samo jak miesz­kań­ców kra­jów NATO”.

NATO bę­dzie mu­siało za­dać so­bie py­ta­nie: „Czy mamy wy­star­cza­jąco dużo broni, aby się bro­nić? Czy mamy wy­star­cza­jąco dużo lu­dzi?”. A wtedy nie bę­dzie li­to­ści, nie bę­dzie li­to­ści. Nie tylko Ukra­ina zo­sta­nie pod­dana „de­na­zy­fi­ka­cji”. Wojna prze­ciwko Eu­ro­pie i światu przy­biera te­raz inny kie­ru­nek, a my bę­dziemy mu­sieli za­cho­wy­wać się bar­dziej su­rowo[1].

Ta­kie po­krzy­ki­wa­nia nie po­winny ską­d­inąd dzi­wić ani za­ska­ki­wać. Nowy jest tylko skraj­nie agre­sywny ton. Swój cel, czyli od­zy­ska­nie w pełni im­pe­rial­nej po­zy­cji i przy­wró­ce­nie Ro­sji wszyst­kiego, co stra­ciła po prze­gra­nej zim­nej woj­nie, for­mu­ło­wany był wie­lo­krot­nie.

Dą­że­niem wie­lo­let­nich ro­syj­skich dzia­łań było pro­wo­ko­wa­nie świa­to­wego cha­osu. Słu­żyła temu wojna in­for­ma­cyjna, we­apo­ni­za­cja in­ter­netu, bu­do­wa­nie na­rzę­dzi szan­tażu ener­ge­tycz­nego, pro­wo­ko­wa­nie w ca­łym świe­cie kon­flik­tów spo­łecz­nych, wspo­ma­ga­nie po­pu­li­zmu i po­pu­li­stycz­nych po­li­ty­ków. Były to dzia­ła­nia w du­żej czę­ści skryte – stąd też próba na­zwa­nia ich wojną hy­bry­dową – ma­sko­wane niby to do­ga­dy­wa­niem się z Za­cho­dem. Na ile ta po­li­tyka była sku­teczna, można się spie­rać. Jest jed­nak wiele ar­gu­men­tów, że taka wła­śnie się oka­zała. W każ­dym ra­zie wielu jest o tym prze­ko­na­nych. O Pu­ti­nie są­dzi się po­wszech­nie, że jest po­li­ty­kiem zde­cy­do­wa­nym i sku­tecz­nym.

Te­raz przy­szła faza jesz­cze nie wojny świa­to­wej, ale już wojny go­rą­cej. Nie­wy­klu­czone, że bru­talna na­paść na Ukra­inę miała być blitz­krie­giem. Tak się nie stało, ale nie czyni to wiel­kiej róż­nicy. Kreml ma nie tyle plan B, ile re­ali­zuje swoje już dawno uło­żone plany w no­wych oko­licz­no­ściach.

Rów­nież za­chodni ko­men­ta­to­rzy już od dawna ostrze­gali przed tym, ja­kie plany ro­dzą się w gło­wie Pu­tina. Opi­sy­wał je Edward Lu­cas[2], jesz­cze przed ro­kiem 2014. Nie oni też je­dyni. Nie wy­słu­chi­wano jed­nak tego z na­le­żytą po­wagą.

Jak Mo­skwa wy­obraża so­bie przy­szłość, od­czy­tać można na­to­miast nie tylko z ana­liz Lu­casa, ale także, a może przede wszyst­kim wprost z wy­po­wie­dzi Ław­rowa, Pie­skowa, Za­cha­ro­wej i, rzecz ja­sna, sa­mego Pu­tina.

Z wy­da­rzeń z 2014 roku i anek­sji Krymu Pu­tin mógł wy­cią­gnąć wnio­sek, że Za­chód, na­wet gło­śno pro­te­stu­jąc i ogła­sza­jąc cząst­kowe sank­cje, dą­żyć bę­dzie do usta­bi­li­zo­wa­nia sy­tu­acji i za­war­cia kom­pro­misu.

Okres po roku 2014 Ro­sja wy­ko­rzy­stała do re­formy sił zbroj­nych, zwięk­sza­jąc wy­datki na cele woj­skowe, re­orien­tu­jąc po czę­ści swoją po­li­tykę ku Azji, bu­du­jąc blok w za­sa­dzie an­ty­de­mo­kra­tycz­nych państw BRICS, a także uza­leż­nia­jąc pań­stwa Unii Eu­ro­pej­skiej od do­staw ro­syj­skich wę­glo­wo­do­rów. Było to wszystko przy­go­to­wa­niem do sze­roko za­kro­jo­nej wojny, któ­rej pierw­szym ce­lem stała się Ukra­ina.

Za­chód za­re­ago­wał w spo­sób bez po­rów­na­nia bar­dziej sko­or­dy­no­wany i so­li­darny, niż działo się w roku 2014. Ro­sja, na­wet je­śli nie była na to w pełni przy­go­to­wana, nie pod­daje się pre­sji i re­aguje na na­po­ty­kane trud­no­ści eska­la­cją. Li­czy też, zgod­nie z nie­ustan­nie gło­szo­nym prze­ko­na­niem, na sła­bość Za­chodu oraz na swoje zdol­no­ściach pro­pa­gan­dowe[3]. I że czas pra­cuje na jej rzecz.

Sank­cje wy­mie­rzone w Ro­sję mają ude­rzyć ry­ko­sze­tem w Za­chód, co spro­wo­ko­wać ma tam nie­po­koje spo­łeczne. Syte spo­łe­czeń­stwa będą miały dość wojny, która ob­niży ich po­ziom ży­cia. Każdy do­po­wie już so­bie sam, że je­śli w Ro­sji do­szłoby na­wet do ja­kichś nie­po­ko­jów w związku z kosz­tami wojny, to zdu­sić je by­łoby w miarę ła­two.

Fala głodu na świe­cie przez wstrzy­ma­nie eks­portu zbóż ma od­wró­cić uwagę od wy­da­rzeń w Ukra­inie, a Kreml z po­mocą ar­mii trolli bę­dzie gło­sił: „Cóż zna­czy kil­ku­set mar­twych Ukra­iń­ców w po­rów­na­niu z mi­lio­nami umar­łych z głodu”.

Kal­ku­la­cje Pu­tina mogą też być zwią­zane z mi­gra­cjami. Pierw­szą jej falą są uchodźcy z te­re­nów do­tknię­tych wojną. Je­śli na­wet przy­jęto ich nad­zwy­czaj życz­li­wie, na dłuż­szą metę bę­dzie się miało ich do­syć. A po tym na­pły­nie nowa, jesz­cze po­tęż­niej­sza fala uchodź­ców z Afryki, wy­wo­łana gło­dem. O ta­kim sce­na­riu­szu Kreml mówi otwar­cie, wy­sy­ła­jąc za­ra­zem swo­ich na­jem­ni­ków w new­ral­giczne miej­sca Czar­nego Lądu.

Ob­razy wciąż mor­do­wa­nych Ukra­iń­ców przy to­wa­rzy­szą­cemu temu po­czu­ciu bez­sil­no­ści zde­mo­ra­li­zują za­chod­nią opi­nię pu­bliczną, która uzna, że cią­głe do­star­cza­nie broni przy­czy­nia się tylko do zwięk­sze­nia liczby ofiar (za­po­mi­na­jąc przy tym, że więk­szość z nich gi­nie w wy­niku nie sa­mej walki, lecz mor­do­wa­nia lud­no­ści cy­wil­nej). Za­chód trzy­many w sza­chu osta­tecz­nie bier­nie przy­glą­dać się bę­dzie okru­cień­stwu tuż za swo­imi gra­ni­cami, wi­dząc, że nie może temu za­po­biec.

Szan­taż bro­nią ją­drową wciąż bę­dzie trwać. Ro­syj­ska te­le­wi­zja po­ka­zy­wać bę­dzie zmon­to­wane fil­miki, jak mogą wy­glą­dać Nowy Jork, Lon­dyn lub War­szawa po wy­bu­chu bomby ato­mo­wej. Pu­tin dzie­lić bę­dzie Za­chód we­dle „stra­te­gii sa­lami”, ka­wa­łek po ka­wałku.

Kal­ku­la­cje Kremla do­ty­czyć też mogą po­wrotu Trumpa do Bia­łego Domu z ha­słem Ame­rica first i na wielu eu­ro­pej­skich po­pu­li­stów ta­kich jak Or­bán, Sa­lvini czy Le Pen, za­in­te­re­so­wa­nych zdo­by­ciem lub utrzy­ma­niem już spra­wo­wa­nej wła­dzy, a nie obroną war­to­ści, które le­gły u pod­staw Za­chodu i Unii Eu­ro­pej­skiej.

Może też li­czyć na tych, któ­rzy, nie wy­obra­ża­jąc so­bie zwy­cię­stwa nad Ro­sją, szu­kać będą ja­kie­goś po­śred­niego roz­wią­za­nia, gło­sząc, że wa­run­kiem po­koju jest za­cho­wa­nie twa­rzy przez Pu­tina.

Do­brym przy­kła­dem ta­kiej po­stawy są słowa by­łego szefa dy­plo­ma­cji USA, Henry’ego Kis­sin­gera. Ide­al­nym roz­wią­za­niem byłby po­wrót do sta­tusu sprzed 24 lu­tego. Dal­sze pro­wa­dze­nie wojny nie mia­łoby na celu wol­no­ści Ukra­iny, lecz ozna­cza­łoby ra­czej nową wojnę z Ro­sją. Zgro­ma­dzo­nej w Da­vos świa­to­wej eli­cie po­wie­dział on, że dla Za­chodu igno­ro­wa­nie po­zy­cji Ro­sji w Eu­ro­pie by­łoby za­bój­cze. Jego zda­niem, Ro­sja od 400 lat była nie­zbędną czę­ścią Eu­ropy i obecni przy­wódcy UE mu­szą o tym pa­mię­tać. „Ukra­ińcy po­każą, mam na­dzieję, że ich mą­drość jest równa ich bo­ha­ter­stwu”, pod­kre­ślił. Wła­ściwą rolą dla Ukra­iny ma być po­zo­sta­nie neu­tral­nym pań­stwem bu­fo­ro­wym, a nie gra­nicą Eu­ropy[4].

Wy­daje się, że Pa­ryż Ma­crona i Ber­lin Scholza – mimo de­kla­ra­cji so­li­dar­no­ści z Ki­jo­wem – przy­naj­mniej po czę­ści prze­ko­na­nia te po­dzie­lają.

Jak jed­nak z rad Kis­sin­gera sko­rzy­stać może Pu­tin? Bę­dzie da­lej ro­bił swoje, tak jak to czyni od dwóch de­kad. Mo­skiew­ska dy­plo­ma­cja słu­żyła za­wsze nie osią­gnię­ciu trwa­łego kom­pro­misu, ale je­dy­nie za­ma­sko­wa­niu ukry­tych dzia­łań.

Ule­ga­jący wpły­wom my­śle­nia geo­po­li­tycz­nego gło­szo­nego przez Kreml oraz sy­me­try­ści, usi­łu­jący umiej­sca­wiać się mię­dzy Ame­ryką i Ro­sją, nie na­zy­wają tego, do czego do­szło, jed­no­stronną na­pa­ścią i lu­do­bój­stwem, ale twier­dzą, że to ame­ry­kań­sko-ro­syj­ska wojna za­stęp­cza, proxy war, któ­rej Ame­ryka jest współ­winna. Do tego pa­pież li­tuje się nad Pu­ti­nem, że zo­stał spro­wo­ko­wany...

Ra­chuba Pu­tina wciąż, jak się wy­daje, po­lega na tym, że świa­towy ład się za­ła­mie, a na jego gru­zach oca­leć mia­łaby dyk­ta­tor­sko-oli­gar­chiczna pi­ra­mida wła­dzy w Ro­sji wraz z so­ju­szem dyk­ta­tur an­ty­za­chod­nich i an­ty­de­mo­kra­tycz­nych.

Jak wy­glą­da­łaby mapa świata po zwy­cię­stwie Pu­tina? Byłby to świat, w któ­rym pa­no­wa­łoby prawo bru­tal­nej siły. Rządy de­mo­kra­tyczne w więk­szo­ści państw za­stą­pione by zo­stały rzą­dami au­to­ry­tar­nymi. Po­pu­li­styczni po­li­tycy zdo­by­wa­liby wła­dzę, twier­dząc, że w ta­kim bru­tal­nym świe­cie wła­snych in­te­re­sów bro­nić można tylko rzą­dami sil­nej ręki. So­li­dar­ność mię­dzy­na­ro­dowa zo­sta­łaby za­stą­piona bez­względną kon­ku­ren­cją, w wielu wy­pad­kach pro­wa­dząca do ko­lej­nych wo­jen. Ha­sła ta­kie jak prawa czło­wieka sta­łyby się fik­cją. Za­chód, jaki znamy, prze­stałby ist­nieć.

I trzeba stwier­dzić, że taka po­li­tyczna mapa świata jest moż­liwa. Upa­dek zaś Ukra­iny ozna­czałby, że stała się ona nie tylko moż­liwa, ale także bar­dzo praw­do­po­dobna i re­alna.

Za­dzi­wia­jące jest to, że przy­szłość globu roz­strzyga się dziś na jej ma­łym skrawku, ja­kim jest Ukra­ina. Tylko w ob­rę­bie jej gra­nic to­czy się wojna, która już jest świa­towa, a każdy jej wy­nik wy­wrze glo­balny efekt. An­drew Wil­son, wy­bitny bry­tyj­ski ba­dacz dzie­jów Ukra­iny, za­ty­tu­ło­wał swoją książkę The Ukra­iniens: Une­xpe­ted na­tion (Ukra­ina: na­ród nie­ocze­ki­wany)[5] i istot­nie – Ukra­ina jesz­cze przed ćwierć wie­kiem wy­dała się kra­jem nie­mal nie­roz­po­zna­wal­nym, który po­zo­sta­wał w pół­cie­niu ro­syj­skiej po­tęgi.

Jak to się więc stało, że losy świata i kształt jego po­li­tycz­nej mapy de­cy­dują się na fron­cie wojny ro­syj­sko-ukra­iń­skiej, na pa­ru­set ki­lo­me­trach ukra­iń­skiej gra­nicy? Aby to so­bie wy­ja­śnić, nie wy­star­czy się­gnąć je­dy­nie do ana­lizy wy­da­rzeń bie­żą­cych.

Od Pe­re­ja­sła­wia do muru ber­liń­skiego

Aby zro­zu­mieć kon­flikt zbrojny to­czący się na na­szych oczach, trzeba nie­kiedy zaj­rzeć do pod­ręcz­ni­ków hi­sto­rii. Pa­trząc na za­miary Pu­tina z hi­sto­rycz­nego punktu wi­dze­nia, chce on nie tyle zmie­nić mapę świata, ile po­wró­cić do mapy, którą wszy­scy w grun­cie rze­czy do­brze znamy. To mapa, która dzieli świat na Wschód i Za­chód. A Wschód na tej ma­pie na­leży do Ro­sji.

Choć jest to mapa z cza­sów zim­nej wojny, to jed­nak sięga XIX wieku, a jej za­sad­ni­cze kon­tury za­ry­so­wane zo­stały jesz­cze wcze­śniej, bo w dru­giej po­ło­wie wieku XVII.

Po­wsta­nie Chmiel­nic­kiego na tle dzie­jów Eu­ropy uważa się za wy­da­rze­nie mar­gi­ne­sowe. Ża­den fran­cu­ski, bry­tyj­ski czy nie­miecki pod­ręcz­nik dzie­jów kon­ty­nentu nie wspo­mni o nim jako jed­nym z klu­czo­wych wy­da­rzeń hi­sto­rycz­nych.

Dla pol­skich hi­sto­ry­ków, choć ważne, też nie ma ono ja­kie­goś prze­ło­mo­wego zna­cze­nia. Uważa się, że po­wsta­nie przy­czy­niło się do po­waż­nego osła­bie­nia Rzecz­po­spo­li­tej, jed­nak nie do­strzega się w nim przy­czyny jej upadku. Z ta­ra­pa­tów, w ja­kie wpa­dła Rzecz­po­spo­lita z po­wodu tego po­wsta­nia, w końcu się ja­koś wy­do­była i chwile sła­bo­ści przy­kryła glo­rią wie­deń­ską. Umowę pe­re­ja­sław­ską od pierw­szego roz­bioru zdaje się od­dzie­lać zbyt długi czas po­nad 100 lat, aby wią­zać jedno z dru­gim.

Na wy­da­rze­nia po­łowy XVII wieku spoj­rzeć jed­nak można z szer­szej per­spek­tywy. Po­wsta­nie Chmiel­nic­kiego, a przede wszyst­kim koń­cząca je ugoda pe­re­ja­sław­ska (1654) to po­czą­tek prze­bu­dowy sto­sun­ków po­li­tycz­nych na kon­ty­nen­cie zwią­za­nej z nad­zwy­czaj szyb­kim wzro­stem po­tęgi Ro­sji[6]. Na­stęp­nym eta­pem po Pe­re­ja­sła­wiu sta­nie się bi­twa pod Po­łtawą (1709), która wy­eli­mi­nuje Szwe­cję jako kon­ku­renta Ro­sji. Fi­na­łem sta­nie się pierw­szy roz­biór Rzecz­po­spo­li­tej, który za­pewni Ro­sji po­zy­cję he­ge­mona we wschod­niej czę­ści kon­ty­nentu. Zwy­cię­stwo nad Na­po­le­onem do­pełni dzieła. Kon­gres wie­deń­ski ustali za­chod­nią gra­nicę im­pe­rium, która prze­trwa do pierw­szej wojny. Po krót­kim in­ter­me­dium wraz z drugą wojną im­pe­rium do­trze do Łaby i od­gro­dzi się od Za­chodu mu­rem ber­liń­skim. I to bę­dzie apo­geum.

Ro­syj­ska eks­pan­sja na Za­chód trwała 336 lat (1653–1989) i jak dość nie­spo­dzie­wa­nie się za­częła, tak też jesz­cze szyb­ciej się skoń­czyła. W roku 1991 Ro­sja po­wró­ciła, gdy cho­dzi o za­chod­nią gra­nicę, w przy­bli­że­niu do cza­sów sprzed Pe­re­ja­sła­wia.

Pu­tin nie może się z tym po­go­dzić. Otwie­ra­jąc wy­stawę po­świę­coną Pio­trowi I, po­rów­nał się do władcy, który w ro­syj­skiej hi­sto­rio­gra­fii na­zy­wany jest Pio­trem Wiel­kim. I nie na darmo go się tak na­zywa, to on bo­wiem po­ło­żył pod­wa­liny pod ro­syj­ską po­tęgę. Stwier­dził też, że Ro­sja musi od­zy­skać wszystko, co kie­dy­kol­wiek do niej na­le­żało. Brzmi to groź­nie, a za­ra­zem sza­leń­czo. Po czte­rech mie­sią­cach roz­pę­ta­nej przez sie­bie lu­do­bój­czej wojny Pu­tin stwier­dza zło­wrogo: „To się do­piero za­częło”.

Bill Brow­der, który Pu­tina zna oso­bi­ście i ro­bił in­te­resy w Ro­sji, za­nim zo­stał jego wro­giem, twier­dzi, że Pu­tin nie tyle jest chory psy­chicz­nie, ile że psy­cho­patą był od dzie­ciń­stwa, że brak mu em­pa­tii, su­mie­nia, nor­mal­nych ludz­kich emo­cji w kwe­stii ży­cia in­nych lu­dzi[7]. To wszystko skut­kuje ko­lej­nymi zbrod­niami[8]. Spo­sób pro­wa­dze­nia obec­nej wojny, jak się zdaje, w pełni to po­twier­dza. Pu­tin nie li­czy się chyba z ni­czyim ży­ciem – ani wła­snych żoł­nie­rzy, ani lud­no­ści bom­bar­do­wa­nych ukra­iń­skich miast. Bar­ba­rzyń­skie okru­cień­stwa do­ko­ny­wane są za jego zgodą i na jego roz­kaz. Pu­tin do­łą­cza w ten spo­sób do psy­cho­pa­tów, któ­rzy zdo­łali do­stać się na szczyt wła­dzy, ta­kich jak Hi­tler, Sta­lin, Kim Ir Sen czy Do­nald Trump.

Jak to się jed­nak stało, że gdy tak wielu przy­wód­ców za­chod­nich w taki czy inny spo­sób tak długo ule­gała ma­ni­pu­la­cjom tego psy­cho­paty, „nie­ocze­ki­wany na­ród”, jak pi­sze o Ukra­iń­cach An­drew Wil­son, sta­wia temu psy­cho­pa­cie tak nie­ocze­ki­wany i silny opór?

Kra­dzież Rusi Ki­jow­skiej

Ro­sja do­ko­nała jed­nak cze­goś wię­cej niż tylko za­boru te­ry­to­rium, które dziś jest nie­pod­le­głą Ukra­iną i które Pu­tin – „Piotr Wielki” –chce od­zy­skać. Do­ko­nała też „kra­dzieży hi­sto­rii” z tym te­ry­to­rium zwią­za­nej. Zdo­łała prze­ko­nać cały świat i samą sie­bie, że te­ry­to­rialne zdo­by­cze sta­no­wią na­leżne jej dzie­dzic­two, są po­cząt­kiem jej hi­sto­rii. Tylko gdyby Wiel­kiej Bry­ta­nii udało się do­wieść, że In­die i Au­stra­lia to kraje, z któ­rych po­cho­dzi bry­tyj­ska ko­rona, Bry­tyj­czycy mo­gliby kon­ku­ro­wać z ro­syj­ską ope­ra­cją na hi­sto­rii.

Jak sku­teczna to była ope­ra­cja, de­cy­do­wały prze­bieg XIX-wiecz­nych pro­ce­sów na­ro­do­twór­czych i ro­syj­ska spe­cy­fika.

Re­formy w Ro­sji po­czątku lat 30. XIX wieku były od­po­wie­dzią na wy­zwa­nia epoki, która od­kry­wała ideę na­rodu i et­nosu wraz ro­man­tyczną fi­lo­zo­fią i li­te­ra­turą. Za pod­stawę pań­stwa wska­zano sa­mo­dzier­ża­wie, pra­wo­sła­wie i lu­do­wość, co wią­zało się z uzna­niem ję­zyka ro­syj­skiego za pań­stwowy[9]. Ce­lem re­form było kształ­to­wa­nie na­ro­do­wo­ści ro­syj­skiej, co było zgodne z du­chem czasu, na bar­dzo jed­nak spe­cy­ficzny spo­sób. W wielu in­nych miej­scach idea na­rodu po­bu­dzała do zmian spo­łecz­nych i da­wała re­wo­lu­cyjny im­puls. Wią­zała się z prze­mia­nami struk­tury spo­łecz­nej i po­zby­wa­niem się sta­no­wego, feu­dal­nego sys­temu. Idea no­wo­cze­snego na­rodu nio­sła w so­bie du­cha wol­no­ści (do­póki nie ska­ziły jej na­cjo­na­li­zmy). Ro­syj­ski ruch na­ro­do­twór­czy nie miał tego cha­rak­teru. Słu­żył im­pe­rium i je pod­trzy­my­wał. Idea na­rodu i im­pe­rium sta­no­wiła je­den zle­pek. W wy­padku ro­syj­skim miała umoc­nić i za­kon­ser­wo­wać im­pe­rium.

Waż­nym skład­ni­kiem ru­chów na­ro­do­twór­czych było też uj­mo­wa­nie prze­szło­ści w nowy spo­sób, czego waż­nym tłem były na­ro­dziny no­wo­cze­snych nauk hi­sto­rycz­nych. Głów­nym ak­to­rem dzie­jo­wych zda­rzeń sta­wała się zbio­ro­wość po­łą­czona wspólną hi­sto­rią, dla któ­rej po­cząt­ków szu­kano w moż­li­wie od­le­głej prze­szło­ści[10]. Ro­syj­ski na­ród-im­pe­rium po­trze­bo­wał więc hi­sto­rii na­pi­sa­nej zgod­nie z tym no­wym du­chem.

Wy­obra­że­nie, że to śre­dnio­wieczna Ruś z Ki­jo­wem sta­no­wiła po­czą­tek pań­stwo­wo­ści ro­syj­skiej, pierw­szy spo­śród hi­sto­ry­ków za­ry­so­wał Ni­ko­łaj Ka­ram­zin. Stąd był tylko krok do stwier­dze­nia, że był to rów­nież po­czą­tek na­rodu. Opo­wieść-nar­ra­cja two­rzona przez ta­kich XIX-wiecz­nych hi­sto­ry­ków jak Mi­chaił Po­go­din czy wpły­wo­wych pu­bli­cy­stów jak Mi­ko­łaj Kat­kow, wska­zy­wały na cią­głość na­rodu-im­pe­rium od wcze­snego śre­dnio­wie­cza. Włą­czano do tego daw­niej­sze „zbie­ra­nia ziem ru­skich”.

Śre­dnio­wieczną Ruś na­zwali ci hi­sto­rycy ro­syj­scy „ki­jow­ską” i wszystko wy­da­wało się pa­so­wać, bo­wiem Ki­jów był jed­nym z waż­niej­szych miast im­pe­rium.

Ów­cze­sne siła i wpływy po­li­tyczne Mo­skwy po­wo­do­wały, że ta­kie wy­obra­że­nie dzie­jów Ro­sji, a tym sa­mym Eu­ropy Wschod­niej z Ro­sją utoż­sa­mia­nej, zo­stało przy­jęte nie­mal po­wszech­nie[11].

Była to hi­sto­ria na­pi­sana przez ów­cze­snych zwy­cięz­ców, któ­rzy mo­gli do­ko­nać ta­kiej kra­dzieży „Rusi Ki­jow­skiej”, o którą zbyt słaby w owym cza­sie ukra­iń­ski ruch na­ro­dowy nie mógł się w ża­den spo­sób upo­mnieć.

A więc jak to się stało, że mimo ogromu zwy­cię­stwa i za­wład­nię­cia Eu­ropą wschod­nią, za­pa­no­waw­szy nie tylko nad jej te­ry­to­rium, lecz także nad jej opo­wie­ścią o prze­szło­ści, mógł się wy­ło­nić na­ród ukra­iń­ski, któ­rego ruch na­ro­dowy w XIX wieku był o wiele za słaby, aby upo­mnieć się nie tylko o nie­pod­le­głe pań­stwo, lecz także o skra­dzioną pa­mięć Rusi Ki­jow­skiej. I czy rze­czy­wi­ście stało się to tak zu­peł­nie nie­spo­dzie­wa­nie, jak o tym pi­sze An­drew Wil­son?

Szew­czenko czyta „Hi­sto­rię Ru­sów”

Nie­po­korni „ko­la­bo­ranci” im­pe­rium

Hi­sto­rycy ukra­iń­scy na­zy­wają po­wsta­nie Chmiel­nic­kiego wojną na­ro­do­wo­wy­zwo­leń­czą, mimo że do­znało ono ka­ta­stro­fal­nej po­rażki, je­śli przy­jąć, że jego ce­lem było utwo­rze­nie nie­za­leż­nego pań­stwa. Skąd tak gór­no­lotna ocena, można zro­zu­mieć, ana­li­zu­jąc nie tylko samo po­wsta­nie, lecz także jego da­le­ko­siężne skutki.

Wielki pa­ra­doks dzie­jów Ukra­iny po­lega na tym, że choć umowa pe­re­ja­sław­ska była fa­talna w skut­kach dla nie­dawno za­le­d­wie po­wsta­łego i krótko ist­nie­ją­cego pań­stwa, to jed­nak wraz z po­wsta­niem Chmiel­nic­kiego otwiera się okres, w któ­rym wy­ła­niają się pierw­sze kon­tury przed­no­wo­cze­snej toż­sa­mo­ści ukra­iń­skiej[12]. Bro­niąc się przed Po­la­kami i ka­to­li­cy­zmem, Ko­zacy wy­brali „wschod­niego cara”[13]. Nie ozna­czało to jed­nak, że utra­cili sa­mo­dziel­ność.

Choć Het­ma­nat ule­gał ca­rowi, to jed­nak Mo­skwie za­jęło pra­wie pół­tora wieku, za­nim po­zba­wili go wszyst­kich ob­ja­wów nie­za­leż­no­ści, za­równo w sfe­rze po­li­tycz­nej, jak i re­li­gij­nej. W tym jed­nak cza­sie spo­łecz­ność ko­zacka kształ­to­wała się jako spo­łe­czeń­stwo sta­nowe ze star­szy­zną ko­zacką, sta­jącą się zie­miań­stwem, i ary­sto­kra­cją, świa­domą wła­snej od­ręb­no­ści kul­tu­ro­wej od Ro­sji, a także wła­snych in­te­re­sów.

O tym po­czu­ciu od­ręb­no­ści de­cy­do­wała kul­tura ko­zacka prze­siąk­nięta sil­nie ide­ami wol­no­ści, bę­dąca za­równo wy­ni­kiem wzor­ców wy­nie­sio­nych ze szla­chec­kiej Rzecz­po­spo­li­tej, jak i ide­ami ste­po­wej anar­chi­stycz­nej wol­no­ści. W punk­cie wyj­ścia Ko­za­czy­zna była spo­łe­czeń­stwem wy­soce ega­li­tar­nym, o czym świad­czy spo­sób wy­boru het­ma­nów, któ­rzy mają za za­da­nie do­wo­dzić wy­pra­wami wo­jen­nymi, gdy po­zo­stałe sfery ży­cia po­zo­stają pod­dane zwy­cza­jom i na­ka­zom re­li­gij­nym. Spo­łecz­ność ko­zacka dąży do jak naj­da­lej po­su­nię­tej kon­troli nad tymi, któ­rym od­daje wła­dzę, i ta wła­dza do­ty­czyć ma przede wszyst­kim spraw woj­sko­wych. Z cza­sem ta mało zhie­rar­chi­zo­wana spo­łecz­ność za­czyna się we­wnętrz­nie róż­ni­co­wać, sta­jąc się spo­łe­czeń­stwem sta­no­wym, w któ­rym jed­nak dawne ide­ały wol­no­ści nie za­ni­kają.

Ukra­iń­scy Ko­zacy nie czuli się też w żad­nym wy­padku gorsi wo­bec ro­syj­skich pod­da­nych cara. Wprost prze­ciw­nie, mieli wszel­kie prze­słanki, by czuć swoją wyż­szość. Brali udział w bu­do­wie im­pe­rium. Świad­czyli Mo­skwie usługi woj­skowe, co czy­niło ich od­rębną ka­stą z wie­loma przy­wi­le­jami.

Istotny był czyn­nik re­li­gijny. Z Mo­skwą łą­czyło ich pra­wo­sła­wie, które jed­nak, mię­dzy in­nymi dzięki Aka­de­mii Mo­hy­lań­skiej w Ki­jo­wie, re­pre­zen­to­wało znacz­nie wyż­szy po­ziom na­ucza­nia i teo­lo­gii. Chcąc re­for­mo­wać Cer­kiew w Ro­sji, Piotr I ko­rzy­stał z „ka­pi­tału in­te­lek­tu­al­nego” Aka­de­mii. W wieku XVII Ukra­ińcy-Ko­zacy, po­bie­ra­jący na­uki w Mo­hy­lań­skiej Aka­de­mii, mieli wszel­kie po­wody, by czuć prze­wagę in­te­lek­tu­alną nad car­skimi dwo­ra­kami z Kremla. I w tym wy­padku nie mo­gło być mowy o po­czu­ciu niż­szo­ści.

Była jed­nak i druga strona me­dalu. Od­nowę Cer­kwi za­po­cząt­ko­wał jesz­cze za cza­sów Rzecz­po­spo­li­tej Piotr Mo­hyła. Był on pierw­szym, który po­łą­czył ideę pra­wo­sła­wia z ideą sło­wiańsz­czy­zny. Z cza­sem Mo­skwa prze­jęła i upań­stwo­wiła tą ideę, łą­cząc ją w hy­bry­dowy spo­sób z ideą Trze­ciego Rzymu i zbie­ra­nia ziem ru­skich.

Star­szy­zna ko­zacka za­czyna co­raz bar­dziej wra­stać w im­pe­rium. Jak rody Wi­śnio­wiec­kich, Czar­to­ry­skich czy San­gusz­ków w pierw­szej po­ło­wie XVII wieku się spo­lo­ni­zo­wały, tak samo rody Sko­ro­pad­skich czy Ko­ciu­be­jów ule­gają cał­ko­wi­tej, a przy­naj­mniej da­leko idą­cej ru­sy­fi­ka­cji. Dbali o swoją od­ręb­ność, nie­ustan­nie też pod­kre­ślali swoją lo­jal­ność wo­bec car­skiego tronu.

Car­ski rząd nie wy­ra­żał ja­kich­kol­wiek chęci, aby pójść na ustęp­stwa wo­bec ukra­iń­skiego au­to­no­mi­zmu, na­wet tego kon­ser­wa­tyw­nego i wier­no­pod­dań­czego, upar­cie pro­wa­dząc po­li­tykę cen­tra­li­za­cji i ru­sy­fi­ka­cji. Szlachta z te­ry­to­rium le­wo­brzeż­nej Ukra­iny co­raz bar­dziej asy­mi­lo­wała się z im­pe­rial­nym es­ta­bli­sh­men­tem, osła­bia­jąc tym sa­mym swój zwią­zek z Ukra­iną[14].

Toż­sa­mość ko­zacką opartą na kul­tu­rze woj­sko­wej Mo­skwa zna­ko­mi­cie umiała wy­ko­rzy­sty­wać naj­pierw w woj­nie z Tur­kami, przy pod­boju Kau­kazu i Sy­be­rii. Lud­ność ukra­iń­ska za­sila osad­nic­two car­skie aż po Da­leki Wschód (po­zo­sta­ło­ścią tego jest tzw. ukra­iń­ski zie­lony trój­kąt w re­gio­nie Cha­ba­row­ska). Za­ra­zem niż­sze war­stwy spo­łecz­no­ści ko­zac­kiej co­raz bar­dziej po­pa­dają w pod­dań­stwo. Znie­wo­le­nie war­stwy lu­do­wej na­stę­puje późno, gdy pod­le­głość Ro­sji w dru­giej po­ło­wie XVIII wieku staje się zu­pełna. To wszystko w za­sad­ni­czy spo­sób od­róż­nia ukra­iń­sko-ko­zac­kich pod­da­nych cara od ro­syj­skich. Zmiana na gor­sze na­daje ukra­iń­skiej mó­wio­nej (a może le­piej po­wie­dzieć śpie­wa­nej) kul­tu­rze lu­do­wej szcze­gólne ce­chy, w które pa­mięć o daw­nych, lep­szych cza­sach i ste­po­wej wol­no­ści wciąż jest obecna. Po­wsta­nie Chmiel­nic­kiego i po­sta­cie het­ma­nów żyją w tej kul­tu­rze na le­gen­darny spo­sób w du­mach prze­ka­zy­wa­nych z po­ko­le­nia na po­ko­le­nie (od czasu po­zba­wie­nia Het­ma­natu jego nie­za­leż­no­ści do po­cząt­ków pro­ce­sów na­ro­do­twór­czych w XIX wieku nie mi­jają wię­cej niż dwa, trzy po­ko­le­nia)[15].

Dla­tego też w pełni ra­cję ma An­drew Wil­son, gdy pi­sze:

Trudno prze­ce­nić wagę sa­mego faktu po­wsta­nia od­ręb­nej pań­stwo­wo­ści ko­zac­kiej w 1648 roku. Wy­ja­śnia on zwłasz­cza cen­tralną rolę, jaka w świa­do­mo­ści spo­łecz­no­ści ru­siń­skiej za­jęła zmi­to­lo­gi­zo­wana kon­cep­cja „wol­no­ści”[16].

Pa­ra­doks okresu dru­giej po­łowy XVII wieku i pierw­szej XVIII w dzie­jach Ukra­iny po­lega na tym, że na­ród ko­zacki (po­dobny pod pew­nym wzglę­dem do pol­skiego na­rodu szla­chec­kiego), świa­domy swo­jej od­ręb­no­ści, któ­rym była star­szy­zna ko­zacka, co­raz bar­dziej się ru­sy­fi­ko­wał, jed­nak po­czu­cie sa­mo­dziel­nej toż­sa­mo­ści do­trwało do czasu roz­po­czę­cia pro­cesu na­ro­do­wo­twór­czego w wieku XIX. W pro­ce­sie tym, w związku z prze­mia­nami cy­wi­li­za­cyj­nymi i kul­tem lu­do­wo­ści, który nio­sła ze sobą epoka ro­man­ty­zmu, war­stwy lu­dowe za­częły od­gry­wać co­raz bar­dziej zna­czącą rolę.

Ro­sja zda­wała się wchła­niać to, co ukra­iń­skie, a jed­nak resztki toż­sa­mo­ści ko­zac­kiej prze­cho­wy­wa­nej we dwo­rach star­szy­zny i pa­mięć za­klęta w ko­zac­kich dum­kach śpie­wa­nych po wsiach uru­cho­miły pro­ces, któ­rego, jak się oka­zało, Mo­skwa nie umiała za­ha­mo­wać.

Całą dwu­znacz­ność toż­sa­mo­ści ko­zacko-ukra­iń­skiej, która do­trwała do XIX wieku, za­wie­szo­nej mię­dzy da­leko idącą lo­jal­no­ścią wo­bec cara (na­leży pod­kre­ślić, że wła­śnie cara, a nie­ko­niecz­nie sa­mej Ro­sji) a po­czu­ciem od­ręb­no­ści, w szcze­gólny spo­sób od­daje po­stać Ni­ko­łaja Go­gola. Po­cho­dzi on z ko­zac­kiej ro­dziny i uznaje ukra­iń­ski za swój ro­dzimy ję­zyk, opi­suje ukra­iń­ską wieś (Wie­czory na Chu­to­rze nie­da­leko Di­kańki). Pi­sze jed­nak po ro­syj­sku i de­kla­ruje się jako pod­dany i oby­wa­tel im­pe­rium. Py­ta­nie, czy opis pie­kła ro­syj­skiej pro­win­cji w Mar­twych du­szach jest wy­ni­kiem jego ukra­iń­skiego po­cho­dze­nia, musi po­zo­stać bez od­po­wie­dzi[17].

W dłu­gim okre­sie, gdy to, co na­le­żące do im­pe­rium, zda­wało się co­raz bar­dziej do­mi­no­wać nad tym, co ukra­iń­sko-ko­zac­kie, warto od­no­to­wać dwie po­sta­cie, które w walny spo­sób przy­czy­niły się do tego, że pro­ces jed­nak zo­stał od­wró­cony.

Bio­gra­fia i twór­czość Hry­ho­rija Sko­wo­rody (1722–1794) jest nie­zwy­kła. Był wy­cho­wan­kiem Aka­de­mii Mo­hy­lań­skiej, nie zro­bił jed­nak ani ka­riery ko­ściel­nej, ani woj­sko­wej, jak wielu ab­sol­wen­tów tej uczelni, lecz zo­stał wę­drow­nym fi­lo­zo­fem[18]. Fi­lo­zo­fia Sko­wo­rody ma głę­boki wy­miar psy­cho­lo­giczny i mówi o po­trze­bie sa­mo­re­ali­za­cji jed­nostki[19]. Jako nie­mal prze­sła­nie jego na­ucza­nia słu­żyć mogą strofy z jego Ogrodu pie­śni na­boż­nych (mimo że pie­śni miały być tak na­bożne, jego re­li­gij­ność bli­ska była oświe­ce­nio­wemu de­izmowi):

Wła­snym po­my­słem żyje każda głowa

I każde serce in­szą znosi próbę,

Bo ży­ją­cego myśl nie­jed­na­kowa.

A mnie swo­boda nade wszystko nęci.

I pro­sta droga przy bez­piecz­nej my­śli.

Dziś pi­sma Sko­wo­rody na­leżą do obo­wiąz­ko­wych lek­tur każ­dego ukra­iń­skiego ucznia szkoły śred­niej. Choć po­słu­gi­wał się ję­zy­kiem nieco ar­cha­icz­nym, ba­zu­ją­cym na staro-cer­kiewno-sło­wiań­skim, czer­pał ob­fi­cie także z mowy co­dzien­nej.

Hry­ho­rij Sko­wo­roda skon­flik­to­wał się z ów­cze­snym sys­te­mem aka­de­mic­kim. Wy­kła­dał mię­dzy in­nymi w Ko­le­gium w Char­ko­wie utwo­rzo­nym na wzór Aka­de­mii w Ki­jo­wie, ale zo­stał stam­tąd usu­nięty. Na­uczał po dwo­rach star­szy­zny ko­zac­kiej, ob­ra­cał się rów­nież w fu­to­rach – śro­do­wi­sku wiej­skim. Trasy jego wę­dró­wek nie są bez zna­cze­nia. Po­ru­szał się bo­wiem w ob­rę­bie za­równo Ukra­iny Sło­bodz­kiej, jak i Het­ma­natu. Dzie­liły je gra­nice ad­mi­ni­stra­cyjne i pań­stwowe, był to jed­nak ob­szar jed­nej ko­zac­kiej kul­tury.

Ukra­ina Sło­bodzka le­żała na pół­nocny wschód od Het­ma­natu. Był to te­ren zaj­mo­wany przez pułki ko­zac­kie bę­dące w tam­tym cza­sie już w służ­bie cara, za­cho­wu­jące da­leko idącą sa­mo­dziel­ność, je­śli cho­dzi o we­wnętrzną or­ga­ni­za­cję. Słowo „pułk” jest zresztą my­lące, po­nie­waż ozna­czało nie tylko jed­nostkę woj­skową, lecz także ad­mi­ni­stra­cyjną, ob­da­rzoną pewną au­to­no­mią: miała swoje cen­trum-sto­licę i wła­sne szkoły[20].

Ustrój spo­łeczny Ukra­iny Sło­bodz­kiej róż­nił się w istot­nym punk­cie od ustroju Ro­sji czy Rzecz­po­spo­li­tej. Sama jej na­zwa na to wska­zy­wała. Sło­boda ozna­cza wol­ność. Nie było tam pod­dań­stwa ani pańsz­czy­zny. Lud­ność w więk­szo­ści sta­no­wili wolni Ko­zacy, choć była wśród nich wy­raźna hie­rar­chia ze star­szyną na gó­rze dra­biny spo­łecz­nej, wła­da­jącą du­żymi ma­jąt­kami ziem­skimi. Wpro­wa­dze­nie pańsz­czy­zny na tych te­re­nach na­stą­piło do­piero w roku 1783 po li­kwi­da­cji struk­tury puł­ko­wej.

Ukra­ina, po któ­rej wę­dro­wał Sko­wo­roda, była więc ob­sza­rem wy­jąt­kowo po­dat­nym na jego „fi­lo­zo­fię wol­no­ści”. A jego twór­czość pod­trzy­my­wała ideę swo­body miesz­kań­com za­równo dworu, jak i wiej­skiego fu­toru w przeded­niu XIX-wiecz­nych pro­ce­sów na­ro­do­twór­czych.

Mu­zeum Sko­wo­rody w Pe­re­ja­sła­wiu zo­stało zbom­bar­do­wane w dru­gim mie­siącu obec­nej wojny.

Nie mniej waż­nym zja­wi­skiem w przeded­niu pro­cesu na­ro­do­twór­czego był obok Hry­ho­rija Sko­wo­rody Iwan Ko­tla­rew­ski, ży­jący już na prze­ło­mie XVIII i XIX wieku. Or­ga­ni­zo­wał mię­dzy in­nymi pułk ko­zacki, który wal­czył z Na­po­le­onem, z pew­no­ścią był więc w pełni lo­jalny wo­bec cara. Jego ka­riera woj­skowa, krótka zresztą, jest bez zna­cze­nia. Wielką na­to­miast rolę ode­grał po­emat jego au­tor­stwa, bę­dący tra­we­sta­cją Ene­idy We­rgi­liu­sza. Jego bo­ha­te­rem jest młody Ko­zak. Pierw­sze słowa tego sa­ty­rycz­nego w za­my­śle utworu brzmią:

Enei chłop­cem był ru­chli­wym.

Naj­waż­niej­sze było jed­nak to, że po­emat na­pi­sano w ukra­iń­skim dia­lek­cie oko­lic Char­kowa. Utwór, który uka­zał się w roku 1794, zdo­był od razu dużą po­pu­lar­ność z uwagi na żar­to­bliwy ton, świetne rymy i nie­zwy­kły po­mysł uczy­nie­nia mi­to­lo­gicz­nego he­rosa Ko­za­kiem, który za­miast na pod­bój Troi udaje się z wy­prawą na pod­bój Bi­zan­cjum. I trzeba do­dać, że jak grecki ory­gi­nał, tak jego ukra­iń­ski na­śla­dowca był wcie­le­niem od­wagi i uwiel­bie­niem swo­body. Utwór czy­tany był na dwo­rze w Pe­ters­burgu nie bez związku z ro­dzącą się modą na lu­do­wość. Uznano, że dia­lekt, na­zwany ma­ło­ro­syj­skim, świet­nie się na­daje do utwo­rów sa­ty­rycz­nych i lek­kich, ja­kim był utwór Ko­tla­rew­skiego.

U obu twór­ców prze­sła­nie wol­no­ści było wy­ra­zi­ste i czy­telne. Z nim kul­tura ukra­iń­ska prze­trwała naj­bar­dziej może trudny i skom­pli­ko­wany okres swo­ich dzie­jów.

Po­etycki mit i mit po­ety

Czego w Pe­ters­burgu się nie do­my­ślano, nie wie­dział o tym sam Ko­tla­rew­ski, po­emat o Ko­zaku-Ene­aszu był jed­nym z sy­gna­łów no­wej epoki – na­ro­dzin no­wo­cze­snych na­ro­dów eu­ro­pej­skich.

Pół wieku póź­niej, w roku 1851, car­ska tajna po­li­cja zli­kwi­do­wała groźny spi­sek – byli wśród spi­skow­ców rów­nież lu­dzie pióra – który zda­niem ca­ratu za­gnieź­dził się w ki­jow­skim Brac­twie Cy­ryla i Me­to­dego. Główne po­dej­rze­nia i za­rzuty do­ty­czyły pla­nów od­ręb­no­ści Ukra­iny i sprze­ciwu wo­bec na­ra­sta­ją­cej ru­sy­fi­ka­cji. Wśród aresz­to­wa­nych wów­czas mło­dych lu­dzi byli tacy, któ­rzy za­wa­żyli póź­niej na roz­woju ukra­iń­skiego ru­chu na­ro­do­wego: My­koła Ko­sto­ma­row (hi­sto­ryk i fi­lo­log, au­tor Księgi ro­dzaju na­rodu ukra­iń­skiego[21]), Pan­te­łej­mon Ku­lisz (hi­sto­ryk, au­tor pierw­szej po­wie­ści hi­sto­rycz­nej we współ­cze­snym tego słowa zna­cze­niu, Czarna rada) i po­eta Ta­ras Szew­czenko. Ten ostatni uwa­żany był już za na­ro­do­wego wiesz­cza dzięki zbio­rowi po­ezji Kob­ziarz i miał ode­grać w ukra­iń­skim ru­chu na­ro­do­wym wy­jąt­kową i nie­zwy­kłą rolę. Na ra­zie człon­ków brac­twa aresz­to­wano, a Szew­czenko wkrótce miał zo­stać ska­zany na ze­sła­nie.

Ist­nie­nie osob­nego na­rodu ukra­iń­skiego kwe­stio­no­wały wła­dze car­skie, na­zy­wa­jąc Ukra­iń­ców Ma­ło­ru­si­nami. Czy­niło tak rów­nież pol­skie zie­miań­stwo, a wraz z nim więk­szość ów­cze­snej pol­skiej opi­nii pu­blicz­nej, na­zy­wa­jąc ich w Ga­li­cji Ru­si­nami. W za­chod­niej czę­ści kon­ty­nentu mało kto był świa­domy ist­nie­nia kwe­stii ukra­iń­skiej, tak jak po­wszech­nie do­strze­gano „kwe­stię pol­ską”. Przez długi czas głos ukra­iń­skiego ru­chu na­ro­do­wego, po­zba­wiony po­li­tycz­nego przy­wódz­twa, był le­d­wie sły­szalny.

Nie bra­kło jed­nak czyn­ni­ków sprzy­ja­ją­cych ukra­iń­skiemu ru­chowi. Na­le­żał do nich po­dział ziem ukra­iń­skich. Ruch ukra­iń­ski re­pre­sjo­no­wany w Ro­sji mógł w miarę swo­bod­nie roz­wi­jać się w Ga­li­cji, cie­sząc się na­wet pew­nym po­par­ciem Wied­nia (co miało za­równo an­ty­ro­syj­ską, jak i an­ty­pol­ską wy­mowę). To wła­śnie w Ga­li­cji Ko­ściół grec­ko­ka­to­licki, z któ­rym tak za­wzię­cie wal­czyło ukra­iń­skie pra­wo­sła­wie w wieku XVII, wy­rósł na nie­mal na­ro­dowy Ko­ściół ukra­iń­ski, a grec­ko­ka­to­licki za­kon ba­zy­lia­nów ode­grał w dru­giej po­ło­wie XIX wieku zna­czącą rolę w krze­wie­niu ukra­iń­sko­ści.

Sprzy­jały też Ukra­iń­com, tak jak więk­szo­ści ru­chów na­ro­do­twór­czych w Eu­ro­pie, wiel­kie pro­cesy spo­łeczne zwią­zane z urba­ni­za­cją i in­du­stria­li­za­cją, mi­gra­cją ze wsi do miast i kształ­to­wa­niem się miej­skiej in­te­li­gen­cji sta­ją­cej się w wielu wy­pad­kach no­śni­kiem i szer­mie­rzem idei na­ro­do­wej. Ta miej­ska in­te­li­gen­cja nio­sła owe idee w lud, który w epoce ro­man­ty­zmu roz­po­znano jako spraw­czy ele­ment dzie­jów. Dla­tego też, jak za­uważa An­drew Wil­son: „ukra­iń­ski ruch na­ro­dowy od lat 60. XIX wieku na­brał wy­raź­nie lu­do­wego cha­rak­teru”.

Głę­bo­kie pro­cesy spo­łeczne bie­gną wła­snym to­rem, czę­sto w kie­runku prze­ciw­nym, niż chcą tego na­wet, zda­wa­łoby się, nie­mal wszech­mocne po­li­tyczne rządy. Dla­tego też car­ska Ro­sja, mo­gąca ucho­dzić za wszech­władną, nie umiała po­wstrzy­mać ukra­iń­skiego ru­chu na­ro­do­wego.

Jak­kol­wiek jed­nak wielki wpływ przy­pi­sać tym pro­ce­som w wy­padku ukra­iń­skim, to rola, jaka przy­pa­dła Szew­czence, jest nie do po­mi­nię­cia. Z co naj­mniej kilku po­wo­dów zbiór lu­do­wych bal­lad Ta­rasa Szew­czenki Kob­ziarz, opu­bli­ko­wany w roku 1840, po­trak­to­wany zo­stał nie­mal od razu jako ma­ni­fest ukra­iń­skiej toż­sa­mo­ści[22]. Szew­czenko stał się na­ro­do­wym wiesz­czem. Żar­to­bli­wie stwier­dzić można coś wię­cej. Jak w ka­no­nie pol­skiej kul­tury jest trzech wiesz­czów, Mic­kie­wicz, Sło­wacki i Kra­siń­ski, oraz dwóch na­ro­do­wych ma­la­rzy – Ma­tejko i Grot­t­ger – Szew­czenko łą­czył to wszystko w jed­nym, bę­dąc i po­etą, i ma­la­rzem.

Szew­czenko uczy­nił Ko­za­czy­znę wiel­kim mi­tem na­ro­do­twór­czym. Sam był wy­zwo­leń­cem, chło­pem, któ­rego wy­ku­piono z nie­woli, co za­wdzię­czał ta­len­towi ma­la­rza i ry­sow­nika. Ni­gdy nie wy­rzekł się po­cho­dze­nia z gminu, za­ra­zem po­wią­zał ukra­iń­ską lu­do­wość z wal­kami Ko­za­ków o wol­ność, z po­sta­cią Boh­dana Chmiel­nic­kiego i pa­mię­cią o Het­ma­na­cie. Jako ma­larz i ry­sow­nik szki­co­wał Ba­tu­ryn (sie­dziba Ma­zepy) i Czeh­ryń (sie­dziba Chmiel­nic­kiego), które w jego twór­czo­ści ura­stały do miejsc sym­boli.

Mimo du­żych szans na ka­rierę w ar­ty­stycz­nych krę­gach Pe­ters­burga ni­gdy z tej moż­li­wo­ści nie sko­rzy­stał. Szybko na­ra­ził się wła­dzy twór­czo­ścią bez­kom­pro­mi­sowo kry­ty­ku­jącą znie­wo­le­nie i sa­mo­dzier­ża­wie.

Lek­turą dla Szew­czenki istotną, z któ­rej czer­pał in­spi­ra­cję, była Hi­sto­ria Ru­sów – dzieło ano­ni­mowe, na­pi­sane w kręgu ko­zac­kiego zie­miań­stwa i ary­sto­kra­cji naj­praw­do­po­dob­niej z oko­lic Sta­ro­du­bów na prze­ło­mie XVIII i XIX wieku. Do dziś nie ma pew­no­ści, kto był jej au­to­rem, wia­domo jed­nak, jaki kon­tekst to­wa­rzy­szył jej po­wsta­niu[23]. W związku z wpro­wa­dze­niem urzęd­ni­czych rang w car­skim im­pe­rium ko­zac­kie zie­miań­stwo mu­siało do­wo­dzić swego szla­chec­kiego po­cho­dze­nia. Czy­niono to po­przez po­szu­ki­wa­nia, które dzi­siaj na­zwa­li­by­śmy stu­diami hi­sto­rycz­nymi. Za­pi­sa­nych przez Ko­za­ków kro­nik było wiele, ale Hi­sto­rię Ru­sów ce­cho­wały wy­soki po­ziom li­te­racki, silne po­czu­cie ko­zac­kiej toż­sa­mo­ści i w prze­ci­wień­stwie do wielu tego typu utwo­rów nie­chęć do ca­ratu.

Wy­czy­tać w niej można było wię­cej niż tylko dzieje ko­zac­kich ro­dów zie­miań­skich. Cen­tralną po­sta­cią jest Chmiel­nicki, a ide­ałem – wolna Ko­za­czy­zna i wła­dza het­mań­ska. Ter­min Ruś użyty zo­stał w ty­tule już w zna­cze­niu Ruś-Ukra­ina, od­no­sząc się też do śre­dnio­wiecz­nej Rusi, któ­rej kon­ty­nu­acją miał być Het­ma­nat. Książka na­pi­sana przez ko­zac­kich zie­mian stała się ulu­bioną lek­turą wy­zwo­lo­nego z nie­woli chłopa Szew­czenki. Po­mo­gła mu ona stwo­rzyć syn­tezę lu­do­wo­ści z tra­dy­cją, w któ­rej na­czelną war­to­ścią sta­wała się wol­ność, a jej głów­nym wro­giem był ca­rat.

Opis dzie­jów Ukra­iny w po­ezji Szew­czenki oka­zał się po­krewny temu, co Ko­sto­ma­row za­warł już w Księ­dze ro­dzaju na­rodu ukra­iń­skiego, to jed­nak nie­by­wały ta­lent po­etycki i roz­pi­sa­nie tej hi­sto­rii w wielu utwo­rach uczy­niły ob­razy ukra­iń­skiego wiesz­cza nie­zwy­kle su­ge­styw­nymi.

Do­dać trzeba w tym miej­scu, że Szew­czenko wy­zna­czał też ka­non współ­cze­snego ukra­iń­skiego ję­zyka li­te­rac­kiego. Wiek XVII zna już jego doj­rzałe formy, czego świa­dec­twem była li­te­ra­tura po­le­miczna okresu unii brze­skiej. Pi­sma Hry­ho­rija Sko­wo­rody to dziś obo­wiąz­kowa lek­tura dla każ­dego, kto chce choćby po­bież­nie po­znać hi­sto­rię ukra­iń­skiej li­te­ra­tury. Był to jed­nak wciąż ję­zyk „wy­soki”, zwią­zany sil­nie ze staro-cer­kiewno-sło­wiań­skim, który tylko w ogra­ni­czo­nym za­kre­sie się­gał do mowy po­tocz­nej. Na­stęp­nego prze­łomu do­ko­nał, o czym była już mowa, Iwan Ko­tla­rew­ski, się­ga­jąc w swo­jej wer­sji Ene­idy do ję­zyka lu­do­wego. Do­piero jed­nak Ta­ras Szew­czenko do­ko­nał syn­tezy, łą­cząc tra­dy­cję z ję­zy­ko­wym bo­gac­twem dia­lek­tów cen­tral­nej i pół­nocno-wschod­niej Ukra­iny (Sło­bodz­kiej). Ory­gi­nal­ność jego po­ezji, jej nie­zwy­kła ryt­mika za­chwy­cają do dzi­siaj. Mimo za­awan­so­wa­nej formy ar­ty­stycz­nej jest to po­ezja o wa­lo­rach, które na­le­ża­łoby na­zwać pu­bli­cy­stycz­nymi.

Szew­czenko po­stę­po­wał po­dob­nie jak inni wielcy twórcy XIX-wiecz­nych na­ro­do­twór­czych li­te­ra­tur i hi­sto­rio­gra­fii: szu­kał po­cząt­ków swo­ich na­ro­dów. Jego to­wa­rzysz z Brac­twa Cy­ryla i Me­to­dego, My­koła Ko­sto­ma­row, pio­nier już na­uko­wej ukra­iń­skiej hi­sto­rio­gra­fii, w ar­ty­kule wy­mow­nie za­ty­tu­ło­wa­nym Dwie ru­skie na­ro­do­wo­ści się­gnął do śre­dnio­wie­cza, wi­dząc w nim źró­dło war­to­ści, które prze­jęła Ko­za­czy­zna.

Po­dej­ście po­ety w żad­nym wy­padku nie było kro­ni­kar­skie, a jego po­ezja ab­so­lut­nie nie jest próbą „ilu­stro­wa­nia” prze­szło­ści. Po­dej­ście Szew­czenki Oksana Za­bużko na­zywa po­nad­cza­so­wym albo też me­ta­hi­sto­rycz­nym[24]. Dla­tego Ukra­ina staje się w jego utwo­rach mi­tyczną kra­iną wol­no­ści i swo­body.

I to on stwo­rzył wi­zję dzie­jów Ukra­iny jako no­wo­cze­snego na­rodu, a nie Ko­sto­ma­row uzna­wany za fun­da­tora po­cząt­ków współ­cze­snej hi­sto­rio­gra­fii ukra­iń­skiej. Na­czelną war­to­ścią i ce­lem za­pro­jek­to­wa­nej przez niego na­ro­do­wej wspól­noty była na­wet nie tyle pań­stwowa nie­pod­le­głość, ile wol­ność. Spo­ra­dycz­nie się­gał do daw­nej śre­dnio­wiecz­nej Rusi, obec­nej w tra­dy­cji Ko­za­czy­zny, ale jego kon­cep­cja na­rodu po­wo­ły­wała się na ra­cje nie tyle hi­sto­ryczne, ile mo­ralne.

Za­ra­zem po­dej­ście Szew­czenki prze­ciwne jest ja­kiej­kol­wiek glo­ry­fi­ka­cji czy też „po­cie­sza­niu serc”. Ukra­ina jest kra­iną ruin i znisz­cze­nia, a także upadku i za­gu­bie­nia du­cho­wego. Przej­mu­jące są słowa w wier­szu Roz­ko­pana mo­giła:

Ci­chy świe­cie, kraju miły,

Moja Ukra­ino!

Za co cie­bie zruj­no­wano,

Za co matko, gi­niesz?

Czy się rano nie mo­dli­łaś,

Kiedy słońce wstaje?[25]

I jesz­cze sil­niej brzmi to w wier­szu za­czy­na­ją­cym się od nie­mal kul­to­wego w li­te­ra­tu­rze ukra­iń­skiej in­ci­pitu „Czeh­ry­nie, Czeh­ry­nie”.

A ja, jak sza­le­nie, na two­ich ru­inach.

Próżno pła­czę; mar­twym snem śpi Ukra­ina.

Ob­ro­sła ką­ko­lem, spo­wita w bu­rzan

I serce zbru­kała w błot­ni­stej ka­łuży,

Do wy­zię­błej dziu­pli po­wpusz­czała żmije.

A jej dzia­twa w ste­pie czczą na­dzieją żyje.

Po­eta jest bez­li­to­sny wo­bec na­ro­do­wych bo­ha­te­rów, i to tych naj­więk­szych, ta­kich jak Boh­dan Chmiel­nicki. Matka Ukra­ina tak się zwraca do Chmiel­nic­kiego w cy­to­wa­nym już wier­szu Roz­ko­pana mo­giła:

Oj, Boh­da­nie, gdy­bym czuła,

Że zgu­bisz nas wszyst­kich,

Udu­si­ła­bym cię w ło­nie,

Za­biła w ko­ły­sce.

Ta­ras Szew­czenko nie od­wo­ły­wał się do prze­szło­ści po­tęż­nego pań­stwa i sławy jego wład­ców, jaką była dawna Ruś. Dla niego śre­dnio­wieczne eposy, ta­kie jak Po­wieść mi­nio­nych lat lubSłowo o wy­pra­wie Igora, były nie tyle po­mni­kami mo­nu­men­tal­nej prze­szło­ści, ile przede wszyst­kim mo­ral­nymi trak­ta­tami o kru­cho­ści wła­dzy i zmien­nych ludz­kich lo­sach[26]. Ta­kie po­dej­ście do hi­sto­rii wi­dać za­równo w jego twór­czo­ści ma­lar­skiej, jak i po­etyc­kiej.

Ta gorzka, ale wy­ra­zi­sta wi­zja po­nad­cza­so­wej, a przez to i mi­tycz­nej Ukra­iny za­czy­nała w dru­giej po­ło­wie wieku pro­mie­nio­wać co­raz sil­niej. Na­leży przy tym za­zna­czyć, że Szew­czenko prze­niósł Ukra­inę nie tyle w mi­tyczną prze­szłość, ile w uni­wer­salny mi­tyczny czas. Oksana Za­bużko swoją książkę o Szew­czen­kow­skim mi­cie Ukra­iny za­opa­truje w pod­ty­tuł „próba fi­lo­zo­ficz­nej ana­lizy”. Do­wo­dzi, że twór­czość Szew­czenki jest nie tylko kre­acją ar­ty­styczną, ale w pełni świa­do­mym pro­jek­tem no­wo­cze­snej już na­ro­do­wej toż­sa­mo­ści[27].

Sam zresztą stał się też po­sta­cią mi­tyczną. Jego wi­zja cier­pią­cej Ukra­iny (Matki Ukra­iny) miała od­po­wied­nik w jego wła­snym ży­ciu, w któ­rym do­świad­czył dłu­go­let­niej zsyłki, prze­śla­do­wań, za­kazu pi­sa­nia i druku. Uczest­nicy ukra­iń­skiego ru­chu na­ro­do­wego mo­gli nie tylko czer­pać na­tchnie­nie z jego po­ezji, lecz także do­strze­gać w nim wzo­rzec po­stę­po­wa­nia, „prze­glą­dać się jak w lu­strze w jego bio­gra­fii”[28].

Wła­dze car­skie, trak­tu­jąc ukra­iń­ski ruch na­ro­dowy jako co­raz groź­niej­szy, się­gały po co­raz da­lej idące re­pre­sje (jak ukaz em­ski z 1876 roku, za­ka­zu­jący uży­wa­nia w druku ję­zyka ukra­iń­skiego). Wi­zjo­ner­stwo i ta­lent Szew­czenki po­tra­fiły to jed­nak prze­zwy­cię­żyć. Od­dzia­ły­wał co­raz sil­niej za­równo w Ukra­inie, w ob­rę­bie car­skiego im­pe­rium, jak i poza jego gra­ni­cami w im­pe­rium Habs­bur­gów.

Mit ko­zacki w dru­giej po­ło­wie XIX wieku prze­nika do re­gio­nów, które w za­sa­dzie ko­za­czy­zny nie znały – do Ga­li­cji i do Bu­ko­winy (stąd od­działy Ukra­iń­skiej Ar­mii Ha­lic­kiej przy­biorą na­zwę Strzel­ców Si­czo­wych). Rów­nież tam Szew­czen­kow­ski mit za­czął sil­nie od­dzia­ły­wać[29], za­stę­pu­jąc wpływy ro­syj­skie, które w pierw­szej po­ło­wie wieku był tam jesz­cze nie­małe (były zwią­zane z po­czu­ciem jed­no­ści ziem ukra­iń­skich, ale z cza­sem sła­bły z uwagi na nie­prze­jed­nany sto­su­nek ca­ratu do ukra­iń­sko­ści i Ko­ścioła unic­kiego). Gdy pod ko­niec XIX wieku na­si­lały się car­skie re­pre­sje, a wraz z nimi po­stę­po­wała ru­sy­fi­ka­cja, ukra­iń­ski ruch na­ro­dowy mógł się roz­wi­jać wła­śnie na tych zie­miach, ma­jąc tam znacz­nie wię­cej swo­body. Ukra­iń­com w Ga­li­cji sprzy­jało to, że Wie­deń kie­ro­wał się za­sadą di­vide et im­pera i wi­dział w Ukra­iń­cach prze­ciw­wagę dla do­mi­nu­ją­cego pol­skiego zie­miań­stwa i dworu. Za pa­ra­doks uznać też można, że unia brze­ska, która po­wo­łała Ko­ściół grec­ko­ka­to­licki w celu sca­le­niu ziem ru­skich z Ko­roną, stała się ostoją toż­sa­mo­ści ukra­iń­skiej, a księża uniccy zo­stali orę­dow­ni­kami ukra­iń­skiego ru­chu na­ro­do­wego.

Co­raz szer­sza war­stwa ukra­iń­skiej in­te­li­gen­cji two­rzyła silne ośrodki w mia­stach ta­kich jak Lwów, Sta­ni­sła­wów czy Prze­myśl[30]. W jej krę­gach mit Szew­czen­kow­ski od­dzia­ły­wał w oczy­wi­sty spo­sób naj­sil­niej.

Wy­obra­że­nie po­nad­cza­so­wej Ukra­iny przy­bie­rało też w Ga­li­cji kon­kretny hi­sto­ryczny kształt. Ga­li­cja – czyli Ha­li­czyna – była spad­ko­bier­czy­nią daw­nego Księ­stwa Ha­lic­kiego. Na da­leką prze­szłość z XIV wieku po­wo­ły­wali się już Habs­bur­go­wie, przy­wo­łu­jąc przy­na­leż­ność tych ziem do ko­rony wę­gier­skiej św. Je­rzego i An­de­ga­we­nów. Ukra­ińcy zaś mo­gli twier­dzić, że byli tu od za­wsze, przed Wę­grami, Habs­bur­gami i przed Po­la­kami od cza­sów śre­dnio­wiecz­nej Rusi[31]. Taki ob­raz ry­so­wał My­koła Ko­st­ma­row na prze­ło­mie XIX i XX wieku i prze­jął go Iwan Franko, naj­wy­bit­niej­sza po­stać ru­chu na­ro­do­wego w Ga­li­cji. Po­łą­czył on Szew­czen­kow­ski mit Ko­za­czy­zny z cał­kiem no­wo­cze­snym wy­obra­że­niem warstw lu­do­wych, za­równo wsi, jak i pro­le­ta­riatu miej­skiego. Wraz z My­chajłą Dra­ho­ma­no­wem, jed­nym z naj­waż­niej­szych twór­ców ukra­iń­skiej my­śli po­li­tycz­nej, wy­warł de­cy­du­jący wpływ na roz­wój ukra­iń­skiego ru­chu na­ro­do­wego w kie­runku le­wi­co­wym[32].

Po­zwa­lało to dzia­ła­czom z Ga­li­cji czuć się czę­ścią znacz­nie szer­szego, ogól­no­ukra­iń­skiego nurtu. Jego ukra­iń­scy czy­tel­nicy zy­ski­wali po­czu­cie, że mogą być rów­nież Ko­za­kami[33]. Na wschod­nich te­re­nach za­boru au­striac­kiego do Ko­za­czy­zny można było na­wią­zać po­przez tra­dy­cję haj­da­macką, w po­dobny spo­sób jak w Pol­sce można było zro­bić bo­ha­tera na­ro­do­wego z Ja­no­sika. Nie na darmo woj­skowe for­ma­cje ukra­iń­skie po­wsta­jące w Ga­li­cji przy­bie­rały na­zwę Strzel­ców Si­czo­wych, cho­ciaż żad­nej si­czy na tych ter­nach ni­gdy nie było.

In­te­li­gen­cja ukra­iń­ska, któ­rej przed­sta­wi­cie­lem był Franko, świa­do­mie po­bu­dzała i ak­ty­wi­zo­wała wieś, co owo­co­wało sze­ro­kim ru­chem spół­dziel­czym i sa­mo­kształ­ce­nio­wym, a jego istot­nym ele­men­tem było kształ­to­wa­nie ob­razu prze­szło­ści. Ruch ukra­iń­ski w Ga­li­cji czer­pał ze swo­bód, ja­kie da­wał Wie­deń w dru­giej po­ło­wie XIX wieku (z czego ko­rzy­stali też Po­lacy, ma­jący nad Ukra­iń­cami prze­wagę ad­mi­ni­stra­cyjną i ma­jąt­kową). Z cza­sem ukra­iń­ska Ga­li­cja, two­rząc silne ośrodki in­te­lek­tu­alne, za­częła wy­wie­rać wpływ na te­reny nad­dnie­przań­skie w za­bo­rze ro­syj­skim, zwra­ca­jąc jakby dług, który stam­tąd za­cią­gnęła.

My­chajło Hru­szew­ski, uwa­żany za ojca no­wo­cze­snej ukra­iń­skiej hi­sto­rio­gra­fii, uczy­nił śre­dnio­wieczną Ruś po­cząt­kiem ukra­iń­skich dzie­jów. Opo­wieść Hru­szew­skiego w pełni od­po­wia­dała spo­so­bowi, w jaki eu­ro­pej­skie XIX-wieczne hi­sto­rio­gra­fie, zwią­zane z ru­chami na­ro­do­twór­czymi, two­rzyły ob­raz na­ro­do­wych prze­szło­ści (w po­dobny spo­sób jak Pol­ska Pia­stów sta­wała się po­cząt­kiem współ­cze­snej Pol­ski lub kró­le­stwo Fran­ków po­cząt­kiem Fran­cji). W sa­mym jed­nak cen­trum tej nar­ra­cji po­zo­stała opo­wieść o ko­za­czyź­nie i mi­łu­ją­cych wol­ność Ko­za­kach. A tę hi­sto­rię, za­nim Hru­szew­ski za­opa­trzył ją w na­ukowe ar­gu­menty i źró­dłowe przy­pisy, na­ro­do­wym mi­tem uczy­nił Ta­ras Szew­czenko, przy­pie­czę­to­wu­jąc to swoim nie­zwy­kłym ży­ciem, które uczy­niło jego po­stać mi­tem nie­mal tak sil­nym, jak jego twór­czość.

Sen i Bal u Se­na­tora

Pro­cesy na­ro­do­twór­cze ogar­niają w XIX wieku całą Eu­ropę i mają wspólne kul­tu­rowe, go­spo­dar­cze i spo­łeczne przy­czyny. Wśród tych po­do­bieństw kryją się też zna­czące róż­nice. Po­rów­nu­jąc je, tym bar­dziej uzmy­sło­wić mo­żemy so­bie ich zna­cze­nie i zdać so­bie sprawę ze spe­cy­fiki po­szcze­gól­nych kul­tur na­ro­do­wych. Nie­miecki hi­sto­ryk Klaus Ze­rnack gło­sił po­trzebę hi­sto­rio­gra­fii „re­la­cyj­nej” (czy też po­rów­naw­czej)[34]. Uza­sad­niał to tym, że żadna z hi­sto­rii na­ro­do­wych nie daje się, jego zda­niem, wy­od­ręb­nić z szer­szego kon­tek­stu kra­jów są­sied­nich i ca­łego kon­ty­nentu. Re­flek­sja Ze­rnacka na­suwa py­ta­nie o róż­nice oraz po­do­bień­stwa ukra­iń­skiego i pol­skiego pro­cesu na­ro­do­twór­czego.

Ze­sta­wie­nie frag­men­tów twór­czo­ści Adama Mic­kie­wi­cza i Ta­rasa Szew­czenki może być do tego pierw­szym kro­kiem. Na­leży jed­nak pa­mię­tać o tym, że ten, kto chciałby po­rów­nać te pro­cesy w peł­niej­szym za­kre­sie, po­sta­wiłby so­bie za­da­nie wy­mie­rzone na lata pracy. Po­emat Sen orazDziady Mic­kie­wi­cza z Ba­lem u Se­na­tora i sce­nami, w któ­rych cen­tralną po­sta­cią jest No­wo­sil­cow, szcze­gól­nie się do tego na­dają.

Przede wszyst­kim ude­rzają po­do­bień­stwa. W obu wy­pad­kach obecna jest po­dobna nie­na­wiść do ca­ratu, słu­żal­czo­ści i znie­wo­le­nia.

Sen był przy­czyną dłu­go­let­niego ze­sła­nia ukra­iń­skiego wiesz­cza. Au­tor od­ma­lo­wał w nim ca­rycę jako chudą po­kraczną cza­plę. Po­dobno tego wła­śnie car Mi­ko­łaj nie mógł mu da­ro­wać. W isto­cie jed­nak naj­groź­niej­szy dla car­skiego re­żymu był ob­raz spo­łe­czeń­stwa pod­da­nego bez­dusz­nej hie­rar­chii i upo­ka­rza­ją­cej pod­le­gło­ści, w któ­rym sy­gnał dany z góry wy­wo­łuje la­winę cio­sów wy­mie­rzo­nych w tych na dole, po­przez wszyst­kie szcze­ble dra­biny po­ni­że­nia.

Naj­wyż­szego do­stoj­nika

W gębę! Bie­dak spryt­nie

Ob­li­zał się i mniej­szego

Buch w brzuch

[...]

A mali ma­lut­kich

Marny dro­biazg okła­dali

Pię­ściami...

...

Są­siedni mniej­szego

Niźli sam był, a ten ma­łych

A mali ma­lut­kich...

Jest to mroczny ob­raz, który od­daje, jak może się zda­wać, ro­syj­skie re­alia aż po dzień dzi­siej­szy. Po­dob­nie Mic­kie­wi­czow­ski Se­na­tor za­cho­wuje się słu­żal­czo wo­bec cara, za­ra­zem prze­śla­du­jąc wszyst­kich, któ­rzy stoją po­ni­żej niego.

Mic­kie­wicz po­ka­zuje też sa­mo­wolę wła­dzy i apa­rat spra­wie­dli­wo­ści, który jest je­dy­nie jego po­zo­rem:

Któż tu mówi o wi­nach; – są inne przy­czyny –

Kto długo był w wię­zie­niu, wi­dział, sły­szał wiele –

A rząd ma swe wi­doki, ma głę­bo­kie cele,

Które musi ukry­wać. – To jest rzecz rzą­dowa –

Taj­niki po­li­tyczne – myśl ga­bi­ne­towa.

To się tak wszę­dzie dzieje – są taj­niki stanu –

Mic­kie­wicz uka­zuje też cy­niczne kłam­stwo car­skiego czy­now­nika, który, uda­jąc nie­wie­dzę o lo­sie po­li­tycz­nego więź­nia, ofe­ruje po­moc jego matce. Mic­kie­wi­czow­ski se­na­tor mógłby być dzi­siaj Ław­ro­wem lub rzecz­ni­kiem Kremla.

Jak Szew­czenko nie oszczę­dza ukra­iń­skiego spo­łe­czeń­stwa, po­dob­nie czyni au­tor Dzia­dów. Sceny w sa­lo­nie po­ka­zują ob­raz kon­for­mi­zmu, zdrady i pod­ło­ści.

Ob­razy Ro­sji i re­żymu są u Szew­czenki i Mic­kie­wi­cza przede wszyst­kim bar­dzo po­dobne.

Tym cie­kaw­sze może się wy­dać szu­ka­nie róż­nic.

Po­emat Sen ry­suje cały prze­krój spo­łe­czeń­stwa ukra­iń­skiego. Jego pierw­sza część mówi o nę­dzy, cier­pie­niu i bie­dzie zwy­kłych lu­dzi. Miej­scem, w któ­rym roz­po­czyna się nar­ra­cja, jest zwy­kła wiej­ska chata. U Mic­kie­wi­cza miej­scem ak­cji jest sa­lon, za­równo ten z Balu u Se­na­tora, jak i „sa­lon war­szaw­ski”. Nie na­leży oczy­wi­ście za­po­mi­nać o pierw­szej czę­ści Dzia­dów, gdzie do­mi­nuje sprawa ludu i lu­do­wo­ści, jed­nak po­dej­ście Mic­kie­wi­cza nie przy­po­mina i nie mo­gło przy­po­mi­nać po­dej­ścia Szew­czenki. Pol­ski wieszcz po­chyla się nad sprawą chłop­skiej krzywdy, za­ra­zem wpi­su­jąc się w ro­man­tyczny nurt chło­po­ma­nii. Szew­czenko opi­suje lud od we­wnątrz i by­łoby nie­do­rzecz­no­ścią przy­pi­sy­wa­nie wy­ku­pio­nemu z pańsz­czy­zny chło­po­ma­nii. U Mic­kie­wi­cza po­li­tyka zja­wia się w sa­lo­nie, u Szew­czenki jest bun­tem chłop­skim, na­wet je­śli bunt ten jest ślepy i de­struk­tywny.

To ze­sta­wie­nie – chaty i sa­lonu – do­brze od­daje kon­trast mię­dzy pol­ską kul­tury „szla­checką” a po­dej­ściem „na­rod­nic­kim”, do­mi­nu­ją­cym w ukra­iń­skim ru­chu na­ro­do­wym aż do pierw­szej wojny świa­to­wej. Można by to na­zwać kon­tra­stem kon­tu­sza i wy­szy­wanki, co po pol­skiej stro­nie ujaw­niło się jako ste­reo­typ Ukra­ińca jako miesz­kańca wsi.

Pol­ski pro­ces na­ro­do­twór­czy ro­dzi się w sa­lo­nie i wię­zie­niu, w któ­rym sie­dzą spi­skowcy, we­dle po­etyc­kich wer­sów wiesz­cza:

Bo te­raz Pol­ska żyje, kwit­nie w ziemi cie­niach,

Jej dzieje na Sy­bi­rze, w twie­rdzach i wię­zie­niach.

Dla­tego mar­ty­ro­lo­gia prze­obraża się w bo­ha­ter­stwo i staje źró­dłem re­li­gijno-mi­stycz­nych unie­sień, gdy tym­cza­sem mar­ty­ro­lo­gia w po­ezji Szew­czenki jest opi­sem co­dzien­nych cier­pień ludu, po­ni­że­nia i biedy. Przy­wo­łuje od sa­mego po­czątku lu­do­wość. Jest zwią­zana nie z walką o nie­pod­le­głość, lecz z sy­tu­acją spo­łeczną.

Pol­sko-ukra­iń­skie róż­nice w spo­so­bie wza­jem­nego po­strze­ga­nia

To, że Mic­kie­wicz, Li­twin, nie zaj­muje się Ukra­iną w swo­jej twór­czo­ści po­etyc­kiej, nie po­winno dzi­wić. Nie­mniej po­dej­muje te­mat w wy­kła­dach pa­ry­skich. Stepy ukra­iń­skie są dla niego kra­iną po­ezji li­rycz­nej, na­ce­cho­wa­nej smut­kiem i tę­sk­notą. Wy­róż­nia też obok li­tew­skiej ukra­iń­ską szkołę pol­skiego ro­man­ty­zmu[35]. Pi­sze:

[...] nie szuka swych bo­ha­te­rów po­mię­dzy mę­żami po­li­tycz­nymi, sławi nie­któ­rych wo­dzów ludu. Po raz pierw­szy roz­gła­sza imiona nie­znane w świe­cie li­te­rac­kim; jest to li­te­ra­tura wy­bit­nie lu­dowa.

Miał zresztą po­wody tak twier­dzić. Więk­szość pol­skich ro­man­ty­ków z ukra­iń­skiej szkoły wi­działa w Ukra­inie hi­sto­ryczną kra­inę i baj­kowy kra­jo­braz, jak to się dzieje u An­to­niego Mal­czew­skiego, Se­we­ryna Gosz­czyń­skiego czy Jó­zefa Boh­dana Za­le­skiego. W twór­czo­ści Za­le­skiego, w tam­tej epoce cie­szą­cej się dużą po­pu­lar­no­ścią, Ukra­ina po­zo­staje od­le­głą sen­ty­men­talną kra­iną dzie­ciń­stwa[36].

U jed­nego chyba Sło­wac­kiego wśród ro­man­ty­ków ob­raz Ukra­iny i sto­sun­ków pol­sko-ukra­iń­skich jest kon­kretny, w żad­nym wy­padku baj­kowy, a opis wza­jem­nych sto­sun­ków jest bru­talny (o czym póź­niej).

Dla pol­skich ro­man­ty­ków Ukra­ina była je­dy­nie hi­sto­ryczną kra­iną, a Ukra­ińcy nie byli na­ro­dem. „Nie szu­kano tam bo­ha­te­rów po­mię­dzy mę­żami po­li­tycz­nymi”. Mic­kie­wicz pi­sze wiersz Do przy­ja­ciół Mo­skali, ale w żad­nym utwo­rze ani on, ani nikt z pol­skich ro­man­ty­ków nie zwraca się w po­dobny spo­sób do Ukra­iń­ców z tego pro­stego po­wodu, że nie po­strzega się ich jako upodmio­to­wio­nych po­li­tycz­nie.

Szew­czenko był zaś au­to­rem zna­czą­cego wier­sza-prze­sła­nia Do Po­la­ków:

Kie­dy­śmy byli Ko­za­kami

I nic o unii nie sły­szeli,

Na wol­nych ste­pach, wolni sami,

Bra­ta­li­śmy się z Po­la­kami

I żyli so­bie naj­we­se­lej!

Wą­tek pol­ski po­ja­wia się w utwo­rach ukra­iń­skiego wiesz­cza wie­lo­krot­nie i dzieje Pol­ski są przez niego nie tylko wspo­mi­nane, lecz także in­ter­pre­to­wane. Szcze­gól­nie wy­ra­zi­sty po­etycko-pu­bli­cy­styczny ob­raz dzie­jów Pol­ski za­wiera po­emat Haj­da­macy, bę­dący za­ra­zem wiel­kim epo­sem rów­nież ukra­iń­skiej hi­sto­rii.

Była nie­gdyś szla­chet­czy­zna,

Wszystko butne pany,

Wo­jo­wała Mo­skwę, Niemce,

Ordę i Suł­tany...

...

Hula w dzień i w nocy,

I kró­lami po­nie­wiera...

Nie mó­wię Ste­fa­nem:

Bo ci obaj nie­zwy­czajni

Ze zwy­cię­skim Ja­nem, –

A in­nymi. Nie­bo­racy

Milcz­kiem pa­no­wali,

Wrzały sejmy i sej­miki

Są­siedzi cze­kali,

Spo­glą­da­jąc, jak kró­lo­wie

Z Pol­ski ucie­kają,

I słu­cha­jąc, jak pa­no­wie

Sza­le­nie hu­kają:

„Nie po­zwa­lam! nie po­zwa­lam!”

...

A ma­gnaty palą chaty,

Sza­blice har­tują.

Długo, długo tak się działo,

Aż na tron Pia­stow­ski

Sko­czył fi­glem po­nad La­chy

Żwawy Po­nia­tow­ski.

Za­pa­no­waw­szy, my­ślał szlachtę

Przy­du­sić tro­chę... Nic z tego!

Pra­gnął ich do­bra po oj­cow­sku,

A może jesz­cze chciał czego.

Je­dyne słowo nie po­zwa­lam

My­ślał, że wy­drzeć im zdoła,

A po­tem... Pol­ska wy­buch­nęła,

Szlachta za­wzięła się... woła:

„Słowo ho­noru! Próżna praca!

Po­ha­niec! Mo­skiew­ski sługa!”[37]

Wiele też mó­wią o spoj­rze­niu Szew­czenki na Pol­skę frazy z wier­sza Trzy wrony, w któ­rym jedna z owych wron, pod­miot li­ryczny, czyni taką oto uwagę od­no­szącą się do pol­skiego stanu du­cha wi­dzia­nego przez ukra­iń­skiego po­etę:

Ja w Pa­ryżu by­łam

I trzy złote z Ra­dzi­wił­łem

I z Po­toc­kim prze­piła

...

Ucztu­je­cie wciąż w Pa­ryżu

Ło­try obrzy­dliwe

Że­ście rzekę krwi wy­lali

Że w Sy­bi­rze tłumy

Szlachty wa­szej, to i za­raz

Cię roz­piera duma!

A cho­dzi o pol­skich ma­gna­tów, któ­rzy po po­wsta­niu li­sto­pa­do­wym pro­wa­dzili na emi­gra­cji we Fran­cji hu­lasz­czy tryb ży­cia.

Wszyst­kie te uwagi po­etyc­kie w for­mie, jed­nak z pu­bli­cy­stycz­nym za­cię­ciem, świad­czą nie tylko o kry­tycz­nym dy­stan­sie Szew­czenki do Pol­ski, lecz także o jego na swój spo­sób do­brym zo­rien­to­wa­niu w pol­skich spra­wach.

Je­stem prze­ko­nany, że te­mat hi­sto­rii Pol­ski wi­dzia­nej oczyma ukra­iń­skiego wiesz­cza jest wart osob­nego, po­głę­bio­nego stu­dium.

Po­rów­na­nie ka­no­nicz­nych utwo­rów na­ro­do­wych li­te­ra­tur może być do­brym klu­czem do zro­zu­mie­nia po­do­bieństw i róż­nic XIX-wiecz­nych pro­ce­sów na­ro­do­wo­twór­czych. Czo­łowi twórcy, dzięki sile ar­ty­stycz­nego ta­lentu, po­tra­fią od­dać ko­lo­ryt epoki i niu­anse ludz­kich po­staw oraz emo­cji. Na­ukowa hi­sto­rio­gra­fia, choć nie­zbędna dla kry­tycz­nego roz­ra­chunku z prze­szło­ścią, bywa w po­rów­na­niu z dzie­łem li­te­rac­kim blada i zbyt su­cha.

Zro­zu­mie­nie ory­gi­nal­no­ści ukra­iń­skiego pro­cesu na­ro­do­twór­czego na tle po­dob­nego, lecz prze­cież od­mien­nego pro­cesu w Pol­sce, jest po­trzebne i nie­zbędne w dia­logu obu kul­tur. Do tego też trzeba zro­zu­mieć wiel­kość i ory­gi­nal­ność twór­czo­ści Ta­rasa Szew­czenki, który Ukra­inę uczy­nił po­nad­cza­so­wym mi­tem[38].

Rzecz­po­spo­lic­kie dzie­dzic­two

Nie spo­sób wy­kre­ślać ogrom­nych te­re­nów dzi­siej­szej Ukra­iny z hi­sto­rii Pol­ski ani też nie spo­sób daw­nej Rzecz­po­spo­li­tej wy­kre­ślać z ukra­iń­skich dzie­jów. Ki­jow­ska hi­sto­ryk Na­ta­lia Ja­ko­wenko po­stu­luje, by uży­wać przy­miot­nika „rzecz­po­spo­licki” dla pod­kre­śle­nia, że obie hi­sto­rie na­kła­dają się na sie­bie. Nie cho­dzi­łoby o za­cie­ra­nie róż­nic w spoj­rze­niu na dawną Rzecz­po­spo­litą. Ta „rzecz­po­spo­licka” wspólna w du­żej czę­ści prze­szłość mia­łaby swoją pol­ską i ukra­iń­ską in­ter­pre­ta­cję. Trzeba też od razu po­wie­dzieć, że in­ter­pre­ta­cje są i będą w wielu wy­pad­kach skraj­nie od­mienne[39].

Za­cząć trzeba od dość po­wszech­nego w Pol­sce wy­obra­że­nia, że za­czy­nają się one na do­bre od unii lu­bel­skiej (1569), je­śli po­mi­nąć epi­zod z le­gen­dar­nym Szczerb­cem i Złotą Bramą. Dla Ukra­iń­ców za­czy­nają się dużo wcze­śniej i w nie­ko­rzystny spo­sób, od prze­ję­cia przez pol­ską ko­ronę Rusi Ha­licko-Wło­dzi­mier­skiej. We­dle strony pol­skiej było to zda­rze­nie po­ko­jowe, we­dle ukra­iń­skiej – pod­bój. Do­ty­czy to oczy­wi­ście epoki, w któ­rej z na­ro­do­wymi po­dzia­łami na­leży się ob­cho­dzić co naj­mniej ostroż­nie.

Unię ho­ro­del­ską (1413), roz­po­czy­na­jącą po­li­tyczny pro­ces pro­wa­dzący do unii lu­bel­skiej, po­strzega się z pol­skiego punktu wi­dze­nia jako zda­rze­nie ze wszech miar po­zy­tywne[40]. Wi­dzi się je jako wy­nik so­ju­szu li­tew­sko-pol­skiego z po­mi­nię­ciem jed­nak wpływu na Ruś-Ukra­inę.

W uję­ciu ojca no­wo­cze­snej hi­sto­rio­gra­fii ukra­iń­skiej My­chajła Hru­szew­skiego[41] unia ho­ro­del­ska to akt, który za­po­cząt­ko­wał mar­gi­na­li­za­cję ży­wiołu ru­skiego i eks­pan­sję ka­to­li­cy­zmu jesz­cze w ra­mach Wiel­kiego Księ­stwa Li­tew­skiego. Współ­cze­śni ukra­iń­scy hi­sto­rycy do­strze­gają to w po­dobny spo­sób[42].

Na­stępne okresy wspól­nej do pew­nego stop­nia hi­sto­rii oce­niane są po obu stro­nach od­mien­nie. Na­zwa Rzecz­po­spo­lita Obojga (a nie Trojga) Na­ro­dów nie bie­rze pod uwagę Ukra­iń­ców. Unia brze­ska (1596), trak­to­wana po stro­nie pol­skiej jako próba ure­gu­lo­wa­nia sto­sun­ków wy­zna­nio­wych, w od­bio­rze ukra­iń­skim to po­czą­tek ostrej fazy kon­fliktu ka­to­li­cy­zmu z pra­wo­sła­wiem. Od­mienne są oceny do­ty­czące po­wsta­nia Chmiel­nic­kiego. Na­zwa­nie go wojną na­ro­do­wo­wy­zwo­leń­czą bu­dzi u pol­skiego od­biorcy zdzi­wie­nie.

Rok 1648 wy­zna­cza datę roz­cho­dze­nia się dróg pol­skich i ukra­iń­skich, jak twier­dzi Ja­ro­sław Hry­cak, w dwa cał­ko­wi­cie już prze­ciw­stawne kie­runki. Wraz z tym ro­śnie też roz­bież­ność ocen.

Chmiel­nicki w oczach pol­skiego ste­reo­typu jest przy­naj­mniej przy­wódcą po­wsta­nia, ale Że­leź­niak i Gonty to je­dy­nie przy­wódcy okrut­nej i za­trwa­ża­ją­cej rzezi[43]. Dla Ukra­iń­ców ko­lisz­czy­zna (1768) z po­sta­ciami Mak­syma Że­leź­niaka i Iwana Gonty to bunty spo­łeczne uza­sad­nione sy­tu­acją lud­no­ści wiej­skiej, a haj­da­macy cie­szą się w wy­obra­że­niach hi­sto­rycz­nych Ukra­iń­ców sym­pa­tią co naj­mniej taką, jak wśród Po­la­ków Ja­no­sik, choć zaj­mują miej­sce bez po­rów­na­nia waż­niej­sze.

Po roz­bio­rach dawna Rzecz­po­spo­lita trwała w pa­mięci spo­łecz­nej jako epoka „zło­tego wieku” i wspa­niała prze­szłość, którą pie­lę­gno­wano w imię walki o nie­pod­le­głość, dzieło na­rodu szla­chec­kiego, w któ­rym jed­nak nie było miej­sca na chłopa Ukra­ińca.

Tam, gdzie po stro­nie pol­skiej były duma i opo­wieść o wie­lo­kul­tu­ro­wo­ści i to­le­ran­cji, po stro­nie ukra­iń­skiej trwała świa­do­mość braku rów­no­upraw­nie­nia, a czę­sto uci­sku.

Za­ra­zem ukra­iń­ski ob­raz daw­nej Rzecz­po­spo­li­tej wcale nie jest jed­no­znacz­nie ne­ga­tywny. Dawna Rzecz­po­spo­lita w oczach Ukra­iń­ców była miej­scem prze­kazu war­to­ści za­chod­nich do Ukra­iny. Stwier­dze­nie to trzeba do­pre­cy­zo­wać. Nie cho­dzi o prze­kaz z „pol­skiej” Rzecz­po­spo­li­tej, wy­żej sto­ją­cej kul­tu­rowo, do ja­kiejś na wschód niż­szej kul­tu­rowo Ukra­iny. Ten prze­kaz do­ko­nuje się na te­re­nie Rzecz­po­spo­li­tej, po­nie­waż jest ona w czę­ści te­re­nem ukra­iń­skim. Od roku 1569 za­cho­dzą pro­cesy po­lo­ni­za­cji wyż­szych warstw, jed­nak du­żej czę­ści szlachty one nie do­ty­czą. Ko­ściół grec­ko­ka­to­licki, mimo że miał ujed­no­li­cać sto­sunki wy­zna­niowe, po­zwala na za­cho­wa­nie od­ręb­no­ści od tego, co rzym­sko­ka­to­lic­kie.

Jak star­szy­zna ko­zacka służy ca­rowi, ale za­cho­wuje po­czu­cie od­ręb­no­ści, tak ży­wioł ukra­iń­sko-ru­ski jest czę­ścią Rzecz­po­spo­li­tej, po­zba­wiony w du­żym stop­niu, po­przez po­lo­ni­za­cję, war­stwy wyż­szej i przy­wód­czej, trwa jed­nak jako od­rębna kul­tura.

Sprawy są zresztą skom­pli­ko­wane i zło­żone. Nie na­leży za­ra­zem za­po­mi­nać, że ów straszny Gonta był pol­skim szlach­ci­cem i miał pol­ską żonę (i wcale ani jej, ani swo­ich dzieci nie za­mor­do­wał, jak dla li­te­rac­kiej dra­ma­tur­gii na­pi­sał Szew­czenko w Haj­da­ma­kach)[44]. Na­ta­lia Ja­ko­wenko we wspa­nia­łym stu­dium Druga strona lu­stra[45] po­ka­zuje, jak nie­by­wale skom­pli­ko­wane były kwe­stie toż­sa­mo­ści w Rzecz­po­spo­li­tej XVI–XVII wieku.

Ukra­ińcy nie chcą wcale Rzecz­po­spo­li­tej wy­kre­ślać ze swo­ich dzie­jów. Czy­nią ra­czej znaczną część hi­sto­rii daw­nej Rzecz­po­spo­li­tej wła­sną. I jest to by­naj­mniej część istotna i ważna, de­cy­du­jąca o tym, że kul­tura ukra­iń­ska ciąży ku Za­cho­dowi. Spór pra­wo­sła­wia z ka­to­li­cy­zmem, któ­rego tak waż­nym miej­scem sta­nie się Aka­de­mia Mo­hy­lań­ska, to świat dys­put re­li­gij­nych, które to­czą się z po­mocą po­dob­nych na­rzę­dzi in­te­lek­tu­al­nych w ca­łej Eu­ro­pie (nie było ich w tam­tym cza­sie w Ro­sji, gdzie pra­wo­sła­wie za­sty­gło w an­ty­kwa­rycz­nej, śre­dnio­wiecz­nej for­mie).

Kul­tura Het­ma­natu w okre­sie rzą­dów Ma­zepy miała wszel­kie rysy kul­tury za­chod­niej wraz z ba­ro­ko­wym sty­lem wzno­szo­nych wów­czas cer­kwi. Ma­zepa też zro­bił nie­by­wałą ka­rierę jako bo­ha­ter li­te­racki dzięki By­ro­nowi i Sło­wac­kiemu, i w żad­nym wy­padku nie był trak­to­wany jako po­stać eg­zo­tyczna, przy­po­mi­nał ra­czej Ca­sa­novę, miał je­dy­nie znacz­nie mniej szczę­ścia.

Dawna Rzecz­po­spo­lita we­dle Ukra­iń­ców nie ma być w żad­nym wy­padku pol­ska. Jest w oczach ukra­iń­skich „rzecz­po­spo­licka”, co nie po­winno ani nad­mier­nie dzi­wić, ani tym bar­dziej bu­dzić sprze­ciwu.

W oczy­wi­sty spo­sób Po­lacy roz­po­znają po­ważną część swego dzie­dzic­twa kul­tu­ro­wego na te­re­nach dzi­siej­szej Ukra­iny. To dzie­dzic­two można so­bie na­wza­jem wy­dzie­rać, co nie­raz już się zda­rzało. Po­dró­żu­jąc po Ukra­inie, po­ka­zy­wać pal­cem: „To jest pol­skie i tamto jest pol­skie”. Za­bieg tym bar­dziej ab­sur­dalny, że jest to dzie­dzic­two przy­na­leżne nie tylko cza­sowi hi­sto­rycz­nemu, lecz także te­ry­to­rium, które dzi­siaj jest ukra­iń­skie. Nada­nie temu miana wspól­nego dzie­dzic­twa jest w bar­dzo eu­ro­pej­skim du­chu, zdaje się jed­nak zbyt ogól­ni­kowe i może pro­wa­dzić do nad­mier­nych uprosz­czeń. Na­zwa­nie go „rzecz­po­spo­lic­kim” le­piej od­daje istotę rze­czy i nie­po­wta­rzalną zło­żo­ność tego zja­wi­ska, co czyni je tym cie­kaw­szym i cen­niej­szym.

Je­śli wie­rzyć Ta­ra­sowi Szew­czence, sto­sunki pol­sko-ukra­iń­skie ukła­dały się na sa­mym po­czątku ide­al­nie. Jak przed­sta­wia to ukra­iń­ski bard w wier­szu Do Po­la­ków:

Kie­dy­śmy byli Ko­za­kami

I nic o unii nie sły­szeli,

Na wol­nych ste­pach, wolni sami,

Bra­ta­li­śmy się z Po­la­kami

I żyli so­bie naj­we­se­lej!

„Rzecz­po­spo­licka” prze­szłość z pew­no­ścią nie była aż tak ba­śniowo-uto­pijna. Wąt­pliwe też, aby sto­sunki pol­sko-ukra­iń­skie mo­gły kie­dy­kol­wiek ukła­dać się aż tak ide­al­nie, je­śli opo­wie­ściami o prze­szło­ści się dzieli, a nie je dla sie­bie za­własz­cza, bę­dziemy mo­gli żyć ra­zem „we­se­lej”, niż to w rze­czy­wi­sto­ści i czę­sto w sto­sun­kach pol­sko-ukra­iń­skich by­wało.

Haj­da­macy i Sen srebrny Sa­lo­mei

Ju­liusz Sło­wacki, An­toni Mal­czew­ski czy Se­we­ryn Gosz­czyń­ski (krótko mó­wiąc: ukra­iń­ska szkoła pol­skiego ro­man­ty­zmu[46]) w utwo­rach ta­kich jakSen srebrny Sa­lo­mei, Ma­ria, Za­mek ka­niow­ski dają bar­dziej wni­kliwy ob­raz sto­sun­ków pol­sko-ukra­iń­skich na wschod­nich zie­miach daw­nej Rzecz­po­spo­li­tej niż nie­jedno opra­co­wa­nie hi­sto­ryczne.

W Śnie srebr­nym Sa­lo­mei ro­mans, a wła­ści­wie me­za­lians Ko­zaka ze szlach­cianką uru­cha­mia pełną tra­gicz­nych wy­da­rzeń, a na­wet okru­cień­stwa fa­bułę. Wy­raź­nie można tu roz­po­znać liczne to­posy li­te­rac­kie, które w po­nad wiek póź­niej prze­nikną do opi­sów rzezi wo­łyń­skiej, ta­kie jak chrzcze­nie noży czy roz­pru­wa­nie brzu­chów cię­żar­nych ko­biet. Nie jest to jed­nak okru­cień­stwo tylko jed­nej strony. To w du­żej mie­rze tra­giczne za­wi­ro­wa­nia hi­sto­rii uru­cha­miają wy­da­rze­nia na szla­chec­kim dwo­rze, na zamku czy na ukra­iń­skiej wsi. Naj­le­piej chyba ilu­struje to Sen srebrny Sa­lo­mei. Mię­dzy bo­ha­te­rami tego utworu roz­grywa się dra­mat nie tylko mi­ło­ści i zdrady, dla któ­rego sto­sunki spo­łeczne są istot­nym tłem i do pew­nego stop­nia jego źró­dłem i przy­czyną. Sło­wacki nie po­mija też zło­żo­nej sy­tu­acji po­li­tycz­nej, gdy pol­skiemu do­wódcy każe się sprzy­mie­rzyć z Mo­skwą prze­ciw ukra­iń­skiemu chłop­stwu:

Roz­ka­zują byś ro­ze­słał wici

Po Po­dolu, jako Re­gi­men­tarz,

I z Grzy­wo­łem się łą­czył mo­ska­lem

Prze­ciw chłop­stwu.