Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Globalna Ukraina” jest książką ukazującą, jak kraj o niezwykłej i skomplikowanej historii staje się miejscem zasadniczych rozstrzygnięć w światowej polityce i jak Ukraińcy, odpierając moskiewską agresję, zmieniają nie tylko powszechne dotychczas wyobrażenia o kontynencie europejskim i stosunkach Wschód–Zachód, ale także koordynaty polityki globalnej. To lektura obowiązkowa dla każdego, kto chce zrozumieć dynamikę obecnych wydarzeń.
O autorze:
Kazimierz Wóycicki – dyrektor Akademii Wschód, wykładowca polskich oraz ukraińskich uniwersytetów, jeden z najwybitniejszych polskich znawców współczesnej Ukrainy. Autor wielu opracowań i książek dotyczących Europy Środkowej i Wschodniej, m.in. „Nostalgia i polityka. Esej o powrocie do Europy Środkowej”, „Krótka historia UPA dla Polaków. Czy historycy nas pogodzą” oraz współautor (z Adamem Balcerem) książki „Polski pionek na wielkiej szachownicy”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 264
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Mapa świata z apokalipsą w tle
Dyskusjom o wojnie Rosji z Ukrainą towarzyszy jak cień apokaliptyczny scenariusz wojny jądrowej.
Nawet optymiści i sympatycy Ukrainy mówią z niepokojem, że kiedy Rosja zacznie przegrywać, odwołać się może do ostatniego atutu – broni nuklearnej. Rosyjskie elity i samego Putina podejrzewa się o zdolność do takiego szaleństwa. Sytuacja wydaje się więc bez wyjścia. Zwycięstwo, którego życzy sobie cywilizowany świat Zachodu, skończyć się może apokaliptyczną katastrofą.
Tę niepewność i pełne niepokoju wahanie odnaleźć można zarówno w analizach najwybitniejszych ekspertów, jak i w codziennych rozmowach nas wszystkich, którzy czujemy zagrożenie wiszące nad naszym zbiorowym losem. Stabilizacja, będąca obietnicą przełomowych lat 1989–1991, ostatecznie się skończyła. Nawet ci, którzy kwestionowali proroctwo „końca historii”, jeszcze przed kilkoma miesiącami nie przewidywali, że „Wielka Historia” powróci z aż taką gwałtownością. Nikt nie jest w stanie powiedzieć, co się zdarzy w ciągu najbliższych tygodni, miesięcy, a tym bardziej lat. Jedno jednakże jest pewne – świat nie pozostanie taki, jaki był.
Wojna rosyjsko-ukraińska w zasadniczy sposób zmienia świat. Jakikolwiek będzie jej wynik, jego przyszła mapa polityczna nie będzie przypominała dzisiejszej.
Zwycięstwo Ukrainy jest też trudne do wyobrażenia nawet dla tych, którzy go pragną – czy można bowiem odnieść zwycięstwo nad mocarstwem jądrowym?
Dużo łatwiej natomiast wyobrazić sobie porażkę Ukrainy, i to mimo odwagi jej obrońców. Moskwa systematycznie niszczy ukraińskie miasta, nie zważając na ogromne straty własne („ludzi u nas mnogo”), zajmuje coraz większe terytorium, dokonuje ogromnych przesiedleń, dopuszcza się ludobójstwa. Na koniec ukraiński opór zostanie złamany.
To jednak byłby tylko pierwszy akt dramatu. Zgodnie z tym, co Kreml zapowiada, po takim sukcesie Rosja ruszy dalej. Na przykład na początek zażąda północnej części Estonii, regionu Narwy, której mieszkańcy to w większości Rosjanie. Skoro Zachód mógł oddać w ręce Putina Ukrainę, to czy zdobędzie się, aby ryzykować wojnę jądrową dla tak niewielkiego skrawka ziemi? To wyobrażenie pociągnąć można oczywiście dalej. Jak wiadomo, ambicją Kremla jest wycofanie się NATO z całego terenu byłego bloku sowieckiego. Pojawiła się nawet wypowiedź, że zjednoczenie Niemiec było historycznym błędem.
Gdy się wsłuchać w głosy propagandzistów Kremla, nie ma mowy o żadnym kompromisie i liczy się ostateczne zwycięstwo z „nazistowskim Zachodem”. „Będziemy miażdżyć machinę wojenną NATO! – wykrzykuje czołowy propagandzista Kremla Władimir Sołowjow – tak samo jak mieszkańców krajów NATO”.
NATO będzie musiało zadać sobie pytanie: „Czy mamy wystarczająco dużo broni, aby się bronić? Czy mamy wystarczająco dużo ludzi?”. A wtedy nie będzie litości, nie będzie litości. Nie tylko Ukraina zostanie poddana „denazyfikacji”. Wojna przeciwko Europie i światu przybiera teraz inny kierunek, a my będziemy musieli zachowywać się bardziej surowo[1].
Takie pokrzykiwania nie powinny skądinąd dziwić ani zaskakiwać. Nowy jest tylko skrajnie agresywny ton. Swój cel, czyli odzyskanie w pełni imperialnej pozycji i przywrócenie Rosji wszystkiego, co straciła po przegranej zimnej wojnie, formułowany był wielokrotnie.
Dążeniem wieloletnich rosyjskich działań było prowokowanie światowego chaosu. Służyła temu wojna informacyjna, weaponizacja internetu, budowanie narzędzi szantażu energetycznego, prowokowanie w całym świecie konfliktów społecznych, wspomaganie populizmu i populistycznych polityków. Były to działania w dużej części skryte – stąd też próba nazwania ich wojną hybrydową – maskowane niby to dogadywaniem się z Zachodem. Na ile ta polityka była skuteczna, można się spierać. Jest jednak wiele argumentów, że taka właśnie się okazała. W każdym razie wielu jest o tym przekonanych. O Putinie sądzi się powszechnie, że jest politykiem zdecydowanym i skutecznym.
Teraz przyszła faza jeszcze nie wojny światowej, ale już wojny gorącej. Niewykluczone, że brutalna napaść na Ukrainę miała być blitzkriegiem. Tak się nie stało, ale nie czyni to wielkiej różnicy. Kreml ma nie tyle plan B, ile realizuje swoje już dawno ułożone plany w nowych okolicznościach.
Również zachodni komentatorzy już od dawna ostrzegali przed tym, jakie plany rodzą się w głowie Putina. Opisywał je Edward Lucas[2], jeszcze przed rokiem 2014. Nie oni też jedyni. Nie wysłuchiwano jednak tego z należytą powagą.
Jak Moskwa wyobraża sobie przyszłość, odczytać można natomiast nie tylko z analiz Lucasa, ale także, a może przede wszystkim wprost z wypowiedzi Ławrowa, Pieskowa, Zacharowej i, rzecz jasna, samego Putina.
Z wydarzeń z 2014 roku i aneksji Krymu Putin mógł wyciągnąć wniosek, że Zachód, nawet głośno protestując i ogłaszając cząstkowe sankcje, dążyć będzie do ustabilizowania sytuacji i zawarcia kompromisu.
Okres po roku 2014 Rosja wykorzystała do reformy sił zbrojnych, zwiększając wydatki na cele wojskowe, reorientując po części swoją politykę ku Azji, budując blok w zasadzie antydemokratycznych państw BRICS, a także uzależniając państwa Unii Europejskiej od dostaw rosyjskich węglowodorów. Było to wszystko przygotowaniem do szeroko zakrojonej wojny, której pierwszym celem stała się Ukraina.
Zachód zareagował w sposób bez porównania bardziej skoordynowany i solidarny, niż działo się w roku 2014. Rosja, nawet jeśli nie była na to w pełni przygotowana, nie poddaje się presji i reaguje na napotykane trudności eskalacją. Liczy też, zgodnie z nieustannie głoszonym przekonaniem, na słabość Zachodu oraz na swoje zdolnościach propagandowe[3]. I że czas pracuje na jej rzecz.
Sankcje wymierzone w Rosję mają uderzyć rykoszetem w Zachód, co sprowokować ma tam niepokoje społeczne. Syte społeczeństwa będą miały dość wojny, która obniży ich poziom życia. Każdy dopowie już sobie sam, że jeśli w Rosji doszłoby nawet do jakichś niepokojów w związku z kosztami wojny, to zdusić je byłoby w miarę łatwo.
Fala głodu na świecie przez wstrzymanie eksportu zbóż ma odwrócić uwagę od wydarzeń w Ukrainie, a Kreml z pomocą armii trolli będzie głosił: „Cóż znaczy kilkuset martwych Ukraińców w porównaniu z milionami umarłych z głodu”.
Kalkulacje Putina mogą też być związane z migracjami. Pierwszą jej falą są uchodźcy z terenów dotkniętych wojną. Jeśli nawet przyjęto ich nadzwyczaj życzliwie, na dłuższą metę będzie się miało ich dosyć. A po tym napłynie nowa, jeszcze potężniejsza fala uchodźców z Afryki, wywołana głodem. O takim scenariuszu Kreml mówi otwarcie, wysyłając zarazem swoich najemników w newralgiczne miejsca Czarnego Lądu.
Obrazy wciąż mordowanych Ukraińców przy towarzyszącemu temu poczuciu bezsilności zdemoralizują zachodnią opinię publiczną, która uzna, że ciągłe dostarczanie broni przyczynia się tylko do zwiększenia liczby ofiar (zapominając przy tym, że większość z nich ginie w wyniku nie samej walki, lecz mordowania ludności cywilnej). Zachód trzymany w szachu ostatecznie biernie przyglądać się będzie okrucieństwu tuż za swoimi granicami, widząc, że nie może temu zapobiec.
Szantaż bronią jądrową wciąż będzie trwać. Rosyjska telewizja pokazywać będzie zmontowane filmiki, jak mogą wyglądać Nowy Jork, Londyn lub Warszawa po wybuchu bomby atomowej. Putin dzielić będzie Zachód wedle „strategii salami”, kawałek po kawałku.
Kalkulacje Kremla dotyczyć też mogą powrotu Trumpa do Białego Domu z hasłem America first i na wielu europejskich populistów takich jak Orbán, Salvini czy Le Pen, zainteresowanych zdobyciem lub utrzymaniem już sprawowanej władzy, a nie obroną wartości, które legły u podstaw Zachodu i Unii Europejskiej.
Może też liczyć na tych, którzy, nie wyobrażając sobie zwycięstwa nad Rosją, szukać będą jakiegoś pośredniego rozwiązania, głosząc, że warunkiem pokoju jest zachowanie twarzy przez Putina.
Dobrym przykładem takiej postawy są słowa byłego szefa dyplomacji USA, Henry’ego Kissingera. Idealnym rozwiązaniem byłby powrót do statusu sprzed 24 lutego. Dalsze prowadzenie wojny nie miałoby na celu wolności Ukrainy, lecz oznaczałoby raczej nową wojnę z Rosją. Zgromadzonej w Davos światowej elicie powiedział on, że dla Zachodu ignorowanie pozycji Rosji w Europie byłoby zabójcze. Jego zdaniem, Rosja od 400 lat była niezbędną częścią Europy i obecni przywódcy UE muszą o tym pamiętać. „Ukraińcy pokażą, mam nadzieję, że ich mądrość jest równa ich bohaterstwu”, podkreślił. Właściwą rolą dla Ukrainy ma być pozostanie neutralnym państwem buforowym, a nie granicą Europy[4].
Wydaje się, że Paryż Macrona i Berlin Scholza – mimo deklaracji solidarności z Kijowem – przynajmniej po części przekonania te podzielają.
Jak jednak z rad Kissingera skorzystać może Putin? Będzie dalej robił swoje, tak jak to czyni od dwóch dekad. Moskiewska dyplomacja służyła zawsze nie osiągnięciu trwałego kompromisu, ale jedynie zamaskowaniu ukrytych działań.
Ulegający wpływom myślenia geopolitycznego głoszonego przez Kreml oraz symetryści, usiłujący umiejscawiać się między Ameryką i Rosją, nie nazywają tego, do czego doszło, jednostronną napaścią i ludobójstwem, ale twierdzą, że to amerykańsko-rosyjska wojna zastępcza, proxy war, której Ameryka jest współwinna. Do tego papież lituje się nad Putinem, że został sprowokowany...
Rachuba Putina wciąż, jak się wydaje, polega na tym, że światowy ład się załamie, a na jego gruzach ocaleć miałaby dyktatorsko-oligarchiczna piramida władzy w Rosji wraz z sojuszem dyktatur antyzachodnich i antydemokratycznych.
Jak wyglądałaby mapa świata po zwycięstwie Putina? Byłby to świat, w którym panowałoby prawo brutalnej siły. Rządy demokratyczne w większości państw zastąpione by zostały rządami autorytarnymi. Populistyczni politycy zdobywaliby władzę, twierdząc, że w takim brutalnym świecie własnych interesów bronić można tylko rządami silnej ręki. Solidarność międzynarodowa zostałaby zastąpiona bezwzględną konkurencją, w wielu wypadkach prowadząca do kolejnych wojen. Hasła takie jak prawa człowieka stałyby się fikcją. Zachód, jaki znamy, przestałby istnieć.
I trzeba stwierdzić, że taka polityczna mapa świata jest możliwa. Upadek zaś Ukrainy oznaczałby, że stała się ona nie tylko możliwa, ale także bardzo prawdopodobna i realna.
Zadziwiające jest to, że przyszłość globu rozstrzyga się dziś na jej małym skrawku, jakim jest Ukraina. Tylko w obrębie jej granic toczy się wojna, która już jest światowa, a każdy jej wynik wywrze globalny efekt. Andrew Wilson, wybitny brytyjski badacz dziejów Ukrainy, zatytułował swoją książkę The Ukrainiens: Unexpeted nation (Ukraina: naród nieoczekiwany)[5] i istotnie – Ukraina jeszcze przed ćwierć wiekiem wydała się krajem niemal nierozpoznawalnym, który pozostawał w półcieniu rosyjskiej potęgi.
Jak to się więc stało, że losy świata i kształt jego politycznej mapy decydują się na froncie wojny rosyjsko-ukraińskiej, na paruset kilometrach ukraińskiej granicy? Aby to sobie wyjaśnić, nie wystarczy sięgnąć jedynie do analizy wydarzeń bieżących.
Od Perejasławia do muru berlińskiego
Aby zrozumieć konflikt zbrojny toczący się na naszych oczach, trzeba niekiedy zajrzeć do podręczników historii. Patrząc na zamiary Putina z historycznego punktu widzenia, chce on nie tyle zmienić mapę świata, ile powrócić do mapy, którą wszyscy w gruncie rzeczy dobrze znamy. To mapa, która dzieli świat na Wschód i Zachód. A Wschód na tej mapie należy do Rosji.
Choć jest to mapa z czasów zimnej wojny, to jednak sięga XIX wieku, a jej zasadnicze kontury zarysowane zostały jeszcze wcześniej, bo w drugiej połowie wieku XVII.
Powstanie Chmielnickiego na tle dziejów Europy uważa się za wydarzenie marginesowe. Żaden francuski, brytyjski czy niemiecki podręcznik dziejów kontynentu nie wspomni o nim jako jednym z kluczowych wydarzeń historycznych.
Dla polskich historyków, choć ważne, też nie ma ono jakiegoś przełomowego znaczenia. Uważa się, że powstanie przyczyniło się do poważnego osłabienia Rzeczpospolitej, jednak nie dostrzega się w nim przyczyny jej upadku. Z tarapatów, w jakie wpadła Rzeczpospolita z powodu tego powstania, w końcu się jakoś wydobyła i chwile słabości przykryła glorią wiedeńską. Umowę perejasławską od pierwszego rozbioru zdaje się oddzielać zbyt długi czas ponad 100 lat, aby wiązać jedno z drugim.
Na wydarzenia połowy XVII wieku spojrzeć jednak można z szerszej perspektywy. Powstanie Chmielnickiego, a przede wszystkim kończąca je ugoda perejasławska (1654) to początek przebudowy stosunków politycznych na kontynencie związanej z nadzwyczaj szybkim wzrostem potęgi Rosji[6]. Następnym etapem po Perejasławiu stanie się bitwa pod Połtawą (1709), która wyeliminuje Szwecję jako konkurenta Rosji. Finałem stanie się pierwszy rozbiór Rzeczpospolitej, który zapewni Rosji pozycję hegemona we wschodniej części kontynentu. Zwycięstwo nad Napoleonem dopełni dzieła. Kongres wiedeński ustali zachodnią granicę imperium, która przetrwa do pierwszej wojny. Po krótkim intermedium wraz z drugą wojną imperium dotrze do Łaby i odgrodzi się od Zachodu murem berlińskim. I to będzie apogeum.
Rosyjska ekspansja na Zachód trwała 336 lat (1653–1989) i jak dość niespodziewanie się zaczęła, tak też jeszcze szybciej się skończyła. W roku 1991 Rosja powróciła, gdy chodzi o zachodnią granicę, w przybliżeniu do czasów sprzed Perejasławia.
Putin nie może się z tym pogodzić. Otwierając wystawę poświęconą Piotrowi I, porównał się do władcy, który w rosyjskiej historiografii nazywany jest Piotrem Wielkim. I nie na darmo go się tak nazywa, to on bowiem położył podwaliny pod rosyjską potęgę. Stwierdził też, że Rosja musi odzyskać wszystko, co kiedykolwiek do niej należało. Brzmi to groźnie, a zarazem szaleńczo. Po czterech miesiącach rozpętanej przez siebie ludobójczej wojny Putin stwierdza złowrogo: „To się dopiero zaczęło”.
Bill Browder, który Putina zna osobiście i robił interesy w Rosji, zanim został jego wrogiem, twierdzi, że Putin nie tyle jest chory psychicznie, ile że psychopatą był od dzieciństwa, że brak mu empatii, sumienia, normalnych ludzkich emocji w kwestii życia innych ludzi[7]. To wszystko skutkuje kolejnymi zbrodniami[8]. Sposób prowadzenia obecnej wojny, jak się zdaje, w pełni to potwierdza. Putin nie liczy się chyba z niczyim życiem – ani własnych żołnierzy, ani ludności bombardowanych ukraińskich miast. Barbarzyńskie okrucieństwa dokonywane są za jego zgodą i na jego rozkaz. Putin dołącza w ten sposób do psychopatów, którzy zdołali dostać się na szczyt władzy, takich jak Hitler, Stalin, Kim Ir Sen czy Donald Trump.
Jak to się jednak stało, że gdy tak wielu przywódców zachodnich w taki czy inny sposób tak długo ulegała manipulacjom tego psychopaty, „nieoczekiwany naród”, jak pisze o Ukraińcach Andrew Wilson, stawia temu psychopacie tak nieoczekiwany i silny opór?
Kradzież Rusi Kijowskiej
Rosja dokonała jednak czegoś więcej niż tylko zaboru terytorium, które dziś jest niepodległą Ukrainą i które Putin – „Piotr Wielki” –chce odzyskać. Dokonała też „kradzieży historii” z tym terytorium związanej. Zdołała przekonać cały świat i samą siebie, że terytorialne zdobycze stanowią należne jej dziedzictwo, są początkiem jej historii. Tylko gdyby Wielkiej Brytanii udało się dowieść, że Indie i Australia to kraje, z których pochodzi brytyjska korona, Brytyjczycy mogliby konkurować z rosyjską operacją na historii.
Jak skuteczna to była operacja, decydowały przebieg XIX-wiecznych procesów narodotwórczych i rosyjska specyfika.
Reformy w Rosji początku lat 30. XIX wieku były odpowiedzią na wyzwania epoki, która odkrywała ideę narodu i etnosu wraz romantyczną filozofią i literaturą. Za podstawę państwa wskazano samodzierżawie, prawosławie i ludowość, co wiązało się z uznaniem języka rosyjskiego za państwowy[9]. Celem reform było kształtowanie narodowości rosyjskiej, co było zgodne z duchem czasu, na bardzo jednak specyficzny sposób. W wielu innych miejscach idea narodu pobudzała do zmian społecznych i dawała rewolucyjny impuls. Wiązała się z przemianami struktury społecznej i pozbywaniem się stanowego, feudalnego systemu. Idea nowoczesnego narodu niosła w sobie ducha wolności (dopóki nie skaziły jej nacjonalizmy). Rosyjski ruch narodotwórczy nie miał tego charakteru. Służył imperium i je podtrzymywał. Idea narodu i imperium stanowiła jeden zlepek. W wypadku rosyjskim miała umocnić i zakonserwować imperium.
Ważnym składnikiem ruchów narodotwórczych było też ujmowanie przeszłości w nowy sposób, czego ważnym tłem były narodziny nowoczesnych nauk historycznych. Głównym aktorem dziejowych zdarzeń stawała się zbiorowość połączona wspólną historią, dla której początków szukano w możliwie odległej przeszłości[10]. Rosyjski naród-imperium potrzebował więc historii napisanej zgodnie z tym nowym duchem.
Wyobrażenie, że to średniowieczna Ruś z Kijowem stanowiła początek państwowości rosyjskiej, pierwszy spośród historyków zarysował Nikołaj Karamzin. Stąd był tylko krok do stwierdzenia, że był to również początek narodu. Opowieść-narracja tworzona przez takich XIX-wiecznych historyków jak Michaił Pogodin czy wpływowych publicystów jak Mikołaj Katkow, wskazywały na ciągłość narodu-imperium od wczesnego średniowiecza. Włączano do tego dawniejsze „zbierania ziem ruskich”.
Średniowieczną Ruś nazwali ci historycy rosyjscy „kijowską” i wszystko wydawało się pasować, bowiem Kijów był jednym z ważniejszych miast imperium.
Ówczesne siła i wpływy polityczne Moskwy powodowały, że takie wyobrażenie dziejów Rosji, a tym samym Europy Wschodniej z Rosją utożsamianej, zostało przyjęte niemal powszechnie[11].
Była to historia napisana przez ówczesnych zwycięzców, którzy mogli dokonać takiej kradzieży „Rusi Kijowskiej”, o którą zbyt słaby w owym czasie ukraiński ruch narodowy nie mógł się w żaden sposób upomnieć.
A więc jak to się stało, że mimo ogromu zwycięstwa i zawładnięcia Europą wschodnią, zapanowawszy nie tylko nad jej terytorium, lecz także nad jej opowieścią o przeszłości, mógł się wyłonić naród ukraiński, którego ruch narodowy w XIX wieku był o wiele za słaby, aby upomnieć się nie tylko o niepodległe państwo, lecz także o skradzioną pamięć Rusi Kijowskiej. I czy rzeczywiście stało się to tak zupełnie niespodziewanie, jak o tym pisze Andrew Wilson?
Szewczenko czyta „Historię Rusów”
Niepokorni „kolaboranci” imperium
Historycy ukraińscy nazywają powstanie Chmielnickiego wojną narodowowyzwoleńczą, mimo że doznało ono katastrofalnej porażki, jeśli przyjąć, że jego celem było utworzenie niezależnego państwa. Skąd tak górnolotna ocena, można zrozumieć, analizując nie tylko samo powstanie, lecz także jego dalekosiężne skutki.
Wielki paradoks dziejów Ukrainy polega na tym, że choć umowa perejasławska była fatalna w skutkach dla niedawno zaledwie powstałego i krótko istniejącego państwa, to jednak wraz z powstaniem Chmielnickiego otwiera się okres, w którym wyłaniają się pierwsze kontury przednowoczesnej tożsamości ukraińskiej[12]. Broniąc się przed Polakami i katolicyzmem, Kozacy wybrali „wschodniego cara”[13]. Nie oznaczało to jednak, że utracili samodzielność.
Choć Hetmanat ulegał carowi, to jednak Moskwie zajęło prawie półtora wieku, zanim pozbawili go wszystkich objawów niezależności, zarówno w sferze politycznej, jak i religijnej. W tym jednak czasie społeczność kozacka kształtowała się jako społeczeństwo stanowe ze starszyzną kozacką, stającą się ziemiaństwem, i arystokracją, świadomą własnej odrębności kulturowej od Rosji, a także własnych interesów.
O tym poczuciu odrębności decydowała kultura kozacka przesiąknięta silnie ideami wolności, będąca zarówno wynikiem wzorców wyniesionych ze szlacheckiej Rzeczpospolitej, jak i ideami stepowej anarchistycznej wolności. W punkcie wyjścia Kozaczyzna była społeczeństwem wysoce egalitarnym, o czym świadczy sposób wyboru hetmanów, którzy mają za zadanie dowodzić wyprawami wojennymi, gdy pozostałe sfery życia pozostają poddane zwyczajom i nakazom religijnym. Społeczność kozacka dąży do jak najdalej posuniętej kontroli nad tymi, którym oddaje władzę, i ta władza dotyczyć ma przede wszystkim spraw wojskowych. Z czasem ta mało zhierarchizowana społeczność zaczyna się wewnętrznie różnicować, stając się społeczeństwem stanowym, w którym jednak dawne ideały wolności nie zanikają.
Ukraińscy Kozacy nie czuli się też w żadnym wypadku gorsi wobec rosyjskich poddanych cara. Wprost przeciwnie, mieli wszelkie przesłanki, by czuć swoją wyższość. Brali udział w budowie imperium. Świadczyli Moskwie usługi wojskowe, co czyniło ich odrębną kastą z wieloma przywilejami.
Istotny był czynnik religijny. Z Moskwą łączyło ich prawosławie, które jednak, między innymi dzięki Akademii Mohylańskiej w Kijowie, reprezentowało znacznie wyższy poziom nauczania i teologii. Chcąc reformować Cerkiew w Rosji, Piotr I korzystał z „kapitału intelektualnego” Akademii. W wieku XVII Ukraińcy-Kozacy, pobierający nauki w Mohylańskiej Akademii, mieli wszelkie powody, by czuć przewagę intelektualną nad carskimi dworakami z Kremla. I w tym wypadku nie mogło być mowy o poczuciu niższości.
Była jednak i druga strona medalu. Odnowę Cerkwi zapoczątkował jeszcze za czasów Rzeczpospolitej Piotr Mohyła. Był on pierwszym, który połączył ideę prawosławia z ideą słowiańszczyzny. Z czasem Moskwa przejęła i upaństwowiła tą ideę, łącząc ją w hybrydowy sposób z ideą Trzeciego Rzymu i zbierania ziem ruskich.
Starszyzna kozacka zaczyna coraz bardziej wrastać w imperium. Jak rody Wiśniowieckich, Czartoryskich czy Sanguszków w pierwszej połowie XVII wieku się spolonizowały, tak samo rody Skoropadskich czy Kociubejów ulegają całkowitej, a przynajmniej daleko idącej rusyfikacji. Dbali o swoją odrębność, nieustannie też podkreślali swoją lojalność wobec carskiego tronu.
Carski rząd nie wyrażał jakichkolwiek chęci, aby pójść na ustępstwa wobec ukraińskiego autonomizmu, nawet tego konserwatywnego i wiernopoddańczego, uparcie prowadząc politykę centralizacji i rusyfikacji. Szlachta z terytorium lewobrzeżnej Ukrainy coraz bardziej asymilowała się z imperialnym establishmentem, osłabiając tym samym swój związek z Ukrainą[14].
Tożsamość kozacką opartą na kulturze wojskowej Moskwa znakomicie umiała wykorzystywać najpierw w wojnie z Turkami, przy podboju Kaukazu i Syberii. Ludność ukraińska zasila osadnictwo carskie aż po Daleki Wschód (pozostałością tego jest tzw. ukraiński zielony trójkąt w regionie Chabarowska). Zarazem niższe warstwy społeczności kozackiej coraz bardziej popadają w poddaństwo. Zniewolenie warstwy ludowej następuje późno, gdy podległość Rosji w drugiej połowie XVIII wieku staje się zupełna. To wszystko w zasadniczy sposób odróżnia ukraińsko-kozackich poddanych cara od rosyjskich. Zmiana na gorsze nadaje ukraińskiej mówionej (a może lepiej powiedzieć śpiewanej) kulturze ludowej szczególne cechy, w które pamięć o dawnych, lepszych czasach i stepowej wolności wciąż jest obecna. Powstanie Chmielnickiego i postacie hetmanów żyją w tej kulturze na legendarny sposób w dumach przekazywanych z pokolenia na pokolenie (od czasu pozbawienia Hetmanatu jego niezależności do początków procesów narodotwórczych w XIX wieku nie mijają więcej niż dwa, trzy pokolenia)[15].
Dlatego też w pełni rację ma Andrew Wilson, gdy pisze:
Trudno przecenić wagę samego faktu powstania odrębnej państwowości kozackiej w 1648 roku. Wyjaśnia on zwłaszcza centralną rolę, jaka w świadomości społeczności rusińskiej zajęła zmitologizowana koncepcja „wolności”[16].
Paradoks okresu drugiej połowy XVII wieku i pierwszej XVIII w dziejach Ukrainy polega na tym, że naród kozacki (podobny pod pewnym względem do polskiego narodu szlacheckiego), świadomy swojej odrębności, którym była starszyzna kozacka, coraz bardziej się rusyfikował, jednak poczucie samodzielnej tożsamości dotrwało do czasu rozpoczęcia procesu narodowotwórczego w wieku XIX. W procesie tym, w związku z przemianami cywilizacyjnymi i kultem ludowości, który niosła ze sobą epoka romantyzmu, warstwy ludowe zaczęły odgrywać coraz bardziej znaczącą rolę.
Rosja zdawała się wchłaniać to, co ukraińskie, a jednak resztki tożsamości kozackiej przechowywanej we dworach starszyzny i pamięć zaklęta w kozackich dumkach śpiewanych po wsiach uruchomiły proces, którego, jak się okazało, Moskwa nie umiała zahamować.
Całą dwuznaczność tożsamości kozacko-ukraińskiej, która dotrwała do XIX wieku, zawieszonej między daleko idącą lojalnością wobec cara (należy podkreślić, że właśnie cara, a niekoniecznie samej Rosji) a poczuciem odrębności, w szczególny sposób oddaje postać Nikołaja Gogola. Pochodzi on z kozackiej rodziny i uznaje ukraiński za swój rodzimy język, opisuje ukraińską wieś (Wieczory na Chutorze niedaleko Dikańki). Pisze jednak po rosyjsku i deklaruje się jako poddany i obywatel imperium. Pytanie, czy opis piekła rosyjskiej prowincji w Martwych duszach jest wynikiem jego ukraińskiego pochodzenia, musi pozostać bez odpowiedzi[17].
W długim okresie, gdy to, co należące do imperium, zdawało się coraz bardziej dominować nad tym, co ukraińsko-kozackie, warto odnotować dwie postacie, które w walny sposób przyczyniły się do tego, że proces jednak został odwrócony.
Biografia i twórczość Hryhorija Skoworody (1722–1794) jest niezwykła. Był wychowankiem Akademii Mohylańskiej, nie zrobił jednak ani kariery kościelnej, ani wojskowej, jak wielu absolwentów tej uczelni, lecz został wędrownym filozofem[18]. Filozofia Skoworody ma głęboki wymiar psychologiczny i mówi o potrzebie samorealizacji jednostki[19]. Jako niemal przesłanie jego nauczania służyć mogą strofy z jego Ogrodu pieśni nabożnych (mimo że pieśni miały być tak nabożne, jego religijność bliska była oświeceniowemu deizmowi):
Własnym pomysłem żyje każda głowa
I każde serce inszą znosi próbę,
Bo żyjącego myśl niejednakowa.
A mnie swoboda nade wszystko nęci.
I prosta droga przy bezpiecznej myśli.
Dziś pisma Skoworody należą do obowiązkowych lektur każdego ukraińskiego ucznia szkoły średniej. Choć posługiwał się językiem nieco archaicznym, bazującym na staro-cerkiewno-słowiańskim, czerpał obficie także z mowy codziennej.
Hryhorij Skoworoda skonfliktował się z ówczesnym systemem akademickim. Wykładał między innymi w Kolegium w Charkowie utworzonym na wzór Akademii w Kijowie, ale został stamtąd usunięty. Nauczał po dworach starszyzny kozackiej, obracał się również w futorach – środowisku wiejskim. Trasy jego wędrówek nie są bez znaczenia. Poruszał się bowiem w obrębie zarówno Ukrainy Słobodzkiej, jak i Hetmanatu. Dzieliły je granice administracyjne i państwowe, był to jednak obszar jednej kozackiej kultury.
Ukraina Słobodzka leżała na północny wschód od Hetmanatu. Był to teren zajmowany przez pułki kozackie będące w tamtym czasie już w służbie cara, zachowujące daleko idącą samodzielność, jeśli chodzi o wewnętrzną organizację. Słowo „pułk” jest zresztą mylące, ponieważ oznaczało nie tylko jednostkę wojskową, lecz także administracyjną, obdarzoną pewną autonomią: miała swoje centrum-stolicę i własne szkoły[20].
Ustrój społeczny Ukrainy Słobodzkiej różnił się w istotnym punkcie od ustroju Rosji czy Rzeczpospolitej. Sama jej nazwa na to wskazywała. Słoboda oznacza wolność. Nie było tam poddaństwa ani pańszczyzny. Ludność w większości stanowili wolni Kozacy, choć była wśród nich wyraźna hierarchia ze starszyną na górze drabiny społecznej, władającą dużymi majątkami ziemskimi. Wprowadzenie pańszczyzny na tych terenach nastąpiło dopiero w roku 1783 po likwidacji struktury pułkowej.
Ukraina, po której wędrował Skoworoda, była więc obszarem wyjątkowo podatnym na jego „filozofię wolności”. A jego twórczość podtrzymywała ideę swobody mieszkańcom zarówno dworu, jak i wiejskiego futoru w przededniu XIX-wiecznych procesów narodotwórczych.
Muzeum Skoworody w Perejasławiu zostało zbombardowane w drugim miesiącu obecnej wojny.
Nie mniej ważnym zjawiskiem w przededniu procesu narodotwórczego był obok Hryhorija Skoworody Iwan Kotlarewski, żyjący już na przełomie XVIII i XIX wieku. Organizował między innymi pułk kozacki, który walczył z Napoleonem, z pewnością był więc w pełni lojalny wobec cara. Jego kariera wojskowa, krótka zresztą, jest bez znaczenia. Wielką natomiast rolę odegrał poemat jego autorstwa, będący trawestacją Eneidy Wergiliusza. Jego bohaterem jest młody Kozak. Pierwsze słowa tego satyrycznego w zamyśle utworu brzmią:
Enei chłopcem był ruchliwym.
Najważniejsze było jednak to, że poemat napisano w ukraińskim dialekcie okolic Charkowa. Utwór, który ukazał się w roku 1794, zdobył od razu dużą popularność z uwagi na żartobliwy ton, świetne rymy i niezwykły pomysł uczynienia mitologicznego herosa Kozakiem, który zamiast na podbój Troi udaje się z wyprawą na podbój Bizancjum. I trzeba dodać, że jak grecki oryginał, tak jego ukraiński naśladowca był wcieleniem odwagi i uwielbieniem swobody. Utwór czytany był na dworze w Petersburgu nie bez związku z rodzącą się modą na ludowość. Uznano, że dialekt, nazwany małorosyjskim, świetnie się nadaje do utworów satyrycznych i lekkich, jakim był utwór Kotlarewskiego.
U obu twórców przesłanie wolności było wyraziste i czytelne. Z nim kultura ukraińska przetrwała najbardziej może trudny i skomplikowany okres swoich dziejów.
Poetycki mit i mit poety
Czego w Petersburgu się nie domyślano, nie wiedział o tym sam Kotlarewski, poemat o Kozaku-Eneaszu był jednym z sygnałów nowej epoki – narodzin nowoczesnych narodów europejskich.
Pół wieku później, w roku 1851, carska tajna policja zlikwidowała groźny spisek – byli wśród spiskowców również ludzie pióra – który zdaniem caratu zagnieździł się w kijowskim Bractwie Cyryla i Metodego. Główne podejrzenia i zarzuty dotyczyły planów odrębności Ukrainy i sprzeciwu wobec narastającej rusyfikacji. Wśród aresztowanych wówczas młodych ludzi byli tacy, którzy zaważyli później na rozwoju ukraińskiego ruchu narodowego: Mykoła Kostomarow (historyk i filolog, autor Księgi rodzaju narodu ukraińskiego[21]), Pantełejmon Kulisz (historyk, autor pierwszej powieści historycznej we współczesnym tego słowa znaczeniu, Czarna rada) i poeta Taras Szewczenko. Ten ostatni uważany był już za narodowego wieszcza dzięki zbiorowi poezji Kobziarz i miał odegrać w ukraińskim ruchu narodowym wyjątkową i niezwykłą rolę. Na razie członków bractwa aresztowano, a Szewczenko wkrótce miał zostać skazany na zesłanie.
Istnienie osobnego narodu ukraińskiego kwestionowały władze carskie, nazywając Ukraińców Małorusinami. Czyniło tak również polskie ziemiaństwo, a wraz z nim większość ówczesnej polskiej opinii publicznej, nazywając ich w Galicji Rusinami. W zachodniej części kontynentu mało kto był świadomy istnienia kwestii ukraińskiej, tak jak powszechnie dostrzegano „kwestię polską”. Przez długi czas głos ukraińskiego ruchu narodowego, pozbawiony politycznego przywództwa, był ledwie słyszalny.
Nie brakło jednak czynników sprzyjających ukraińskiemu ruchowi. Należał do nich podział ziem ukraińskich. Ruch ukraiński represjonowany w Rosji mógł w miarę swobodnie rozwijać się w Galicji, ciesząc się nawet pewnym poparciem Wiednia (co miało zarówno antyrosyjską, jak i antypolską wymowę). To właśnie w Galicji Kościół greckokatolicki, z którym tak zawzięcie walczyło ukraińskie prawosławie w wieku XVII, wyrósł na niemal narodowy Kościół ukraiński, a greckokatolicki zakon bazylianów odegrał w drugiej połowie XIX wieku znaczącą rolę w krzewieniu ukraińskości.
Sprzyjały też Ukraińcom, tak jak większości ruchów narodotwórczych w Europie, wielkie procesy społeczne związane z urbanizacją i industrializacją, migracją ze wsi do miast i kształtowaniem się miejskiej inteligencji stającej się w wielu wypadkach nośnikiem i szermierzem idei narodowej. Ta miejska inteligencja niosła owe idee w lud, który w epoce romantyzmu rozpoznano jako sprawczy element dziejów. Dlatego też, jak zauważa Andrew Wilson: „ukraiński ruch narodowy od lat 60. XIX wieku nabrał wyraźnie ludowego charakteru”.
Głębokie procesy społeczne biegną własnym torem, często w kierunku przeciwnym, niż chcą tego nawet, zdawałoby się, niemal wszechmocne polityczne rządy. Dlatego też carska Rosja, mogąca uchodzić za wszechwładną, nie umiała powstrzymać ukraińskiego ruchu narodowego.
Jakkolwiek jednak wielki wpływ przypisać tym procesom w wypadku ukraińskim, to rola, jaka przypadła Szewczence, jest nie do pominięcia. Z co najmniej kilku powodów zbiór ludowych ballad Tarasa Szewczenki Kobziarz, opublikowany w roku 1840, potraktowany został niemal od razu jako manifest ukraińskiej tożsamości[22]. Szewczenko stał się narodowym wieszczem. Żartobliwie stwierdzić można coś więcej. Jak w kanonie polskiej kultury jest trzech wieszczów, Mickiewicz, Słowacki i Krasiński, oraz dwóch narodowych malarzy – Matejko i Grottger – Szewczenko łączył to wszystko w jednym, będąc i poetą, i malarzem.
Szewczenko uczynił Kozaczyznę wielkim mitem narodotwórczym. Sam był wyzwoleńcem, chłopem, którego wykupiono z niewoli, co zawdzięczał talentowi malarza i rysownika. Nigdy nie wyrzekł się pochodzenia z gminu, zarazem powiązał ukraińską ludowość z walkami Kozaków o wolność, z postacią Bohdana Chmielnickiego i pamięcią o Hetmanacie. Jako malarz i rysownik szkicował Baturyn (siedziba Mazepy) i Czehryń (siedziba Chmielnickiego), które w jego twórczości urastały do miejsc symboli.
Mimo dużych szans na karierę w artystycznych kręgach Petersburga nigdy z tej możliwości nie skorzystał. Szybko naraził się władzy twórczością bezkompromisowo krytykującą zniewolenie i samodzierżawie.
Lekturą dla Szewczenki istotną, z której czerpał inspirację, była Historia Rusów – dzieło anonimowe, napisane w kręgu kozackiego ziemiaństwa i arystokracji najprawdopodobniej z okolic Starodubów na przełomie XVIII i XIX wieku. Do dziś nie ma pewności, kto był jej autorem, wiadomo jednak, jaki kontekst towarzyszył jej powstaniu[23]. W związku z wprowadzeniem urzędniczych rang w carskim imperium kozackie ziemiaństwo musiało dowodzić swego szlacheckiego pochodzenia. Czyniono to poprzez poszukiwania, które dzisiaj nazwalibyśmy studiami historycznymi. Zapisanych przez Kozaków kronik było wiele, ale Historię Rusów cechowały wysoki poziom literacki, silne poczucie kozackiej tożsamości i w przeciwieństwie do wielu tego typu utworów niechęć do caratu.
Wyczytać w niej można było więcej niż tylko dzieje kozackich rodów ziemiańskich. Centralną postacią jest Chmielnicki, a ideałem – wolna Kozaczyzna i władza hetmańska. Termin Ruś użyty został w tytule już w znaczeniu Ruś-Ukraina, odnosząc się też do średniowiecznej Rusi, której kontynuacją miał być Hetmanat. Książka napisana przez kozackich ziemian stała się ulubioną lekturą wyzwolonego z niewoli chłopa Szewczenki. Pomogła mu ona stworzyć syntezę ludowości z tradycją, w której naczelną wartością stawała się wolność, a jej głównym wrogiem był carat.
Opis dziejów Ukrainy w poezji Szewczenki okazał się pokrewny temu, co Kostomarow zawarł już w Księdze rodzaju narodu ukraińskiego, to jednak niebywały talent poetycki i rozpisanie tej historii w wielu utworach uczyniły obrazy ukraińskiego wieszcza niezwykle sugestywnymi.
Dodać trzeba w tym miejscu, że Szewczenko wyznaczał też kanon współczesnego ukraińskiego języka literackiego. Wiek XVII zna już jego dojrzałe formy, czego świadectwem była literatura polemiczna okresu unii brzeskiej. Pisma Hryhorija Skoworody to dziś obowiązkowa lektura dla każdego, kto chce choćby pobieżnie poznać historię ukraińskiej literatury. Był to jednak wciąż język „wysoki”, związany silnie ze staro-cerkiewno-słowiańskim, który tylko w ograniczonym zakresie sięgał do mowy potocznej. Następnego przełomu dokonał, o czym była już mowa, Iwan Kotlarewski, sięgając w swojej wersji Eneidy do języka ludowego. Dopiero jednak Taras Szewczenko dokonał syntezy, łącząc tradycję z językowym bogactwem dialektów centralnej i północno-wschodniej Ukrainy (Słobodzkiej). Oryginalność jego poezji, jej niezwykła rytmika zachwycają do dzisiaj. Mimo zaawansowanej formy artystycznej jest to poezja o walorach, które należałoby nazwać publicystycznymi.
Szewczenko postępował podobnie jak inni wielcy twórcy XIX-wiecznych narodotwórczych literatur i historiografii: szukał początków swoich narodów. Jego towarzysz z Bractwa Cyryla i Metodego, Mykoła Kostomarow, pionier już naukowej ukraińskiej historiografii, w artykule wymownie zatytułowanym Dwie ruskie narodowości sięgnął do średniowiecza, widząc w nim źródło wartości, które przejęła Kozaczyzna.
Podejście poety w żadnym wypadku nie było kronikarskie, a jego poezja absolutnie nie jest próbą „ilustrowania” przeszłości. Podejście Szewczenki Oksana Zabużko nazywa ponadczasowym albo też metahistorycznym[24]. Dlatego Ukraina staje się w jego utworach mityczną krainą wolności i swobody.
I to on stworzył wizję dziejów Ukrainy jako nowoczesnego narodu, a nie Kostomarow uznawany za fundatora początków współczesnej historiografii ukraińskiej. Naczelną wartością i celem zaprojektowanej przez niego narodowej wspólnoty była nawet nie tyle państwowa niepodległość, ile wolność. Sporadycznie sięgał do dawnej średniowiecznej Rusi, obecnej w tradycji Kozaczyzny, ale jego koncepcja narodu powoływała się na racje nie tyle historyczne, ile moralne.
Zarazem podejście Szewczenki przeciwne jest jakiejkolwiek gloryfikacji czy też „pocieszaniu serc”. Ukraina jest krainą ruin i zniszczenia, a także upadku i zagubienia duchowego. Przejmujące są słowa w wierszu Rozkopana mogiła:
Cichy świecie, kraju miły,
Moja Ukraino!
Za co ciebie zrujnowano,
Za co matko, giniesz?
Czy się rano nie modliłaś,
Kiedy słońce wstaje?[25]
I jeszcze silniej brzmi to w wierszu zaczynającym się od niemal kultowego w literaturze ukraińskiej incipitu „Czehrynie, Czehrynie”.
A ja, jak szalenie, na twoich ruinach.
Próżno płaczę; martwym snem śpi Ukraina.
Obrosła kąkolem, spowita w burzan
I serce zbrukała w błotnistej kałuży,
Do wyziębłej dziupli powpuszczała żmije.
A jej dziatwa w stepie czczą nadzieją żyje.
Poeta jest bezlitosny wobec narodowych bohaterów, i to tych największych, takich jak Bohdan Chmielnicki. Matka Ukraina tak się zwraca do Chmielnickiego w cytowanym już wierszu Rozkopana mogiła:
Oj, Bohdanie, gdybym czuła,
Że zgubisz nas wszystkich,
Udusiłabym cię w łonie,
Zabiła w kołysce.
Taras Szewczenko nie odwoływał się do przeszłości potężnego państwa i sławy jego władców, jaką była dawna Ruś. Dla niego średniowieczne eposy, takie jak Powieść minionych lat lubSłowo o wyprawie Igora, były nie tyle pomnikami monumentalnej przeszłości, ile przede wszystkim moralnymi traktatami o kruchości władzy i zmiennych ludzkich losach[26]. Takie podejście do historii widać zarówno w jego twórczości malarskiej, jak i poetyckiej.
Ta gorzka, ale wyrazista wizja ponadczasowej, a przez to i mitycznej Ukrainy zaczynała w drugiej połowie wieku promieniować coraz silniej. Należy przy tym zaznaczyć, że Szewczenko przeniósł Ukrainę nie tyle w mityczną przeszłość, ile w uniwersalny mityczny czas. Oksana Zabużko swoją książkę o Szewczenkowskim micie Ukrainy zaopatruje w podtytuł „próba filozoficznej analizy”. Dowodzi, że twórczość Szewczenki jest nie tylko kreacją artystyczną, ale w pełni świadomym projektem nowoczesnej już narodowej tożsamości[27].
Sam zresztą stał się też postacią mityczną. Jego wizja cierpiącej Ukrainy (Matki Ukrainy) miała odpowiednik w jego własnym życiu, w którym doświadczył długoletniej zsyłki, prześladowań, zakazu pisania i druku. Uczestnicy ukraińskiego ruchu narodowego mogli nie tylko czerpać natchnienie z jego poezji, lecz także dostrzegać w nim wzorzec postępowania, „przeglądać się jak w lustrze w jego biografii”[28].
Władze carskie, traktując ukraiński ruch narodowy jako coraz groźniejszy, sięgały po coraz dalej idące represje (jak ukaz emski z 1876 roku, zakazujący używania w druku języka ukraińskiego). Wizjonerstwo i talent Szewczenki potrafiły to jednak przezwyciężyć. Oddziaływał coraz silniej zarówno w Ukrainie, w obrębie carskiego imperium, jak i poza jego granicami w imperium Habsburgów.
Mit kozacki w drugiej połowie XIX wieku przenika do regionów, które w zasadzie kozaczyzny nie znały – do Galicji i do Bukowiny (stąd oddziały Ukraińskiej Armii Halickiej przybiorą nazwę Strzelców Siczowych). Również tam Szewczenkowski mit zaczął silnie oddziaływać[29], zastępując wpływy rosyjskie, które w pierwszej połowie wieku był tam jeszcze niemałe (były związane z poczuciem jedności ziem ukraińskich, ale z czasem słabły z uwagi na nieprzejednany stosunek caratu do ukraińskości i Kościoła unickiego). Gdy pod koniec XIX wieku nasilały się carskie represje, a wraz z nimi postępowała rusyfikacja, ukraiński ruch narodowy mógł się rozwijać właśnie na tych ziemiach, mając tam znacznie więcej swobody. Ukraińcom w Galicji sprzyjało to, że Wiedeń kierował się zasadą divide et impera i widział w Ukraińcach przeciwwagę dla dominującego polskiego ziemiaństwa i dworu. Za paradoks uznać też można, że unia brzeska, która powołała Kościół greckokatolicki w celu scaleniu ziem ruskich z Koroną, stała się ostoją tożsamości ukraińskiej, a księża uniccy zostali orędownikami ukraińskiego ruchu narodowego.
Coraz szersza warstwa ukraińskiej inteligencji tworzyła silne ośrodki w miastach takich jak Lwów, Stanisławów czy Przemyśl[30]. W jej kręgach mit Szewczenkowski oddziaływał w oczywisty sposób najsilniej.
Wyobrażenie ponadczasowej Ukrainy przybierało też w Galicji konkretny historyczny kształt. Galicja – czyli Haliczyna – była spadkobierczynią dawnego Księstwa Halickiego. Na daleką przeszłość z XIV wieku powoływali się już Habsburgowie, przywołując przynależność tych ziem do korony węgierskiej św. Jerzego i Andegawenów. Ukraińcy zaś mogli twierdzić, że byli tu od zawsze, przed Węgrami, Habsburgami i przed Polakami od czasów średniowiecznej Rusi[31]. Taki obraz rysował Mykoła Kostmarow na przełomie XIX i XX wieku i przejął go Iwan Franko, najwybitniejsza postać ruchu narodowego w Galicji. Połączył on Szewczenkowski mit Kozaczyzny z całkiem nowoczesnym wyobrażeniem warstw ludowych, zarówno wsi, jak i proletariatu miejskiego. Wraz z Mychajłą Drahomanowem, jednym z najważniejszych twórców ukraińskiej myśli politycznej, wywarł decydujący wpływ na rozwój ukraińskiego ruchu narodowego w kierunku lewicowym[32].
Pozwalało to działaczom z Galicji czuć się częścią znacznie szerszego, ogólnoukraińskiego nurtu. Jego ukraińscy czytelnicy zyskiwali poczucie, że mogą być również Kozakami[33]. Na wschodnich terenach zaboru austriackiego do Kozaczyzny można było nawiązać poprzez tradycję hajdamacką, w podobny sposób jak w Polsce można było zrobić bohatera narodowego z Janosika. Nie na darmo wojskowe formacje ukraińskie powstające w Galicji przybierały nazwę Strzelców Siczowych, chociaż żadnej siczy na tych ternach nigdy nie było.
Inteligencja ukraińska, której przedstawicielem był Franko, świadomie pobudzała i aktywizowała wieś, co owocowało szerokim ruchem spółdzielczym i samokształceniowym, a jego istotnym elementem było kształtowanie obrazu przeszłości. Ruch ukraiński w Galicji czerpał ze swobód, jakie dawał Wiedeń w drugiej połowie XIX wieku (z czego korzystali też Polacy, mający nad Ukraińcami przewagę administracyjną i majątkową). Z czasem ukraińska Galicja, tworząc silne ośrodki intelektualne, zaczęła wywierać wpływ na tereny naddnieprzańskie w zaborze rosyjskim, zwracając jakby dług, który stamtąd zaciągnęła.
Mychajło Hruszewski, uważany za ojca nowoczesnej ukraińskiej historiografii, uczynił średniowieczną Ruś początkiem ukraińskich dziejów. Opowieść Hruszewskiego w pełni odpowiadała sposobowi, w jaki europejskie XIX-wieczne historiografie, związane z ruchami narodotwórczymi, tworzyły obraz narodowych przeszłości (w podobny sposób jak Polska Piastów stawała się początkiem współczesnej Polski lub królestwo Franków początkiem Francji). W samym jednak centrum tej narracji pozostała opowieść o kozaczyźnie i miłujących wolność Kozakach. A tę historię, zanim Hruszewski zaopatrzył ją w naukowe argumenty i źródłowe przypisy, narodowym mitem uczynił Taras Szewczenko, przypieczętowując to swoim niezwykłym życiem, które uczyniło jego postać mitem niemal tak silnym, jak jego twórczość.
Sen i Bal u Senatora
Procesy narodotwórcze ogarniają w XIX wieku całą Europę i mają wspólne kulturowe, gospodarcze i społeczne przyczyny. Wśród tych podobieństw kryją się też znaczące różnice. Porównując je, tym bardziej uzmysłowić możemy sobie ich znaczenie i zdać sobie sprawę ze specyfiki poszczególnych kultur narodowych. Niemiecki historyk Klaus Zernack głosił potrzebę historiografii „relacyjnej” (czy też porównawczej)[34]. Uzasadniał to tym, że żadna z historii narodowych nie daje się, jego zdaniem, wyodrębnić z szerszego kontekstu krajów sąsiednich i całego kontynentu. Refleksja Zernacka nasuwa pytanie o różnice oraz podobieństwa ukraińskiego i polskiego procesu narodotwórczego.
Zestawienie fragmentów twórczości Adama Mickiewicza i Tarasa Szewczenki może być do tego pierwszym krokiem. Należy jednak pamiętać o tym, że ten, kto chciałby porównać te procesy w pełniejszym zakresie, postawiłby sobie zadanie wymierzone na lata pracy. Poemat Sen orazDziady Mickiewicza z Balem u Senatora i scenami, w których centralną postacią jest Nowosilcow, szczególnie się do tego nadają.
Przede wszystkim uderzają podobieństwa. W obu wypadkach obecna jest podobna nienawiść do caratu, służalczości i zniewolenia.
Sen był przyczyną długoletniego zesłania ukraińskiego wieszcza. Autor odmalował w nim carycę jako chudą pokraczną czaplę. Podobno tego właśnie car Mikołaj nie mógł mu darować. W istocie jednak najgroźniejszy dla carskiego reżymu był obraz społeczeństwa poddanego bezdusznej hierarchii i upokarzającej podległości, w którym sygnał dany z góry wywołuje lawinę ciosów wymierzonych w tych na dole, poprzez wszystkie szczeble drabiny poniżenia.
Najwyższego dostojnika
W gębę! Biedak sprytnie
Oblizał się i mniejszego
Buch w brzuch
[...]
A mali malutkich
Marny drobiazg okładali
Pięściami...
...
Sąsiedni mniejszego
Niźli sam był, a ten małych
A mali malutkich...
Jest to mroczny obraz, który oddaje, jak może się zdawać, rosyjskie realia aż po dzień dzisiejszy. Podobnie Mickiewiczowski Senator zachowuje się służalczo wobec cara, zarazem prześladując wszystkich, którzy stoją poniżej niego.
Mickiewicz pokazuje też samowolę władzy i aparat sprawiedliwości, który jest jedynie jego pozorem:
Któż tu mówi o winach; – są inne przyczyny –
Kto długo był w więzieniu, widział, słyszał wiele –
A rząd ma swe widoki, ma głębokie cele,
Które musi ukrywać. – To jest rzecz rządowa –
Tajniki polityczne – myśl gabinetowa.
To się tak wszędzie dzieje – są tajniki stanu –
Mickiewicz ukazuje też cyniczne kłamstwo carskiego czynownika, który, udając niewiedzę o losie politycznego więźnia, oferuje pomoc jego matce. Mickiewiczowski senator mógłby być dzisiaj Ławrowem lub rzecznikiem Kremla.
Jak Szewczenko nie oszczędza ukraińskiego społeczeństwa, podobnie czyni autor Dziadów. Sceny w salonie pokazują obraz konformizmu, zdrady i podłości.
Obrazy Rosji i reżymu są u Szewczenki i Mickiewicza przede wszystkim bardzo podobne.
Tym ciekawsze może się wydać szukanie różnic.
Poemat Sen rysuje cały przekrój społeczeństwa ukraińskiego. Jego pierwsza część mówi o nędzy, cierpieniu i biedzie zwykłych ludzi. Miejscem, w którym rozpoczyna się narracja, jest zwykła wiejska chata. U Mickiewicza miejscem akcji jest salon, zarówno ten z Balu u Senatora, jak i „salon warszawski”. Nie należy oczywiście zapominać o pierwszej części Dziadów, gdzie dominuje sprawa ludu i ludowości, jednak podejście Mickiewicza nie przypomina i nie mogło przypominać podejścia Szewczenki. Polski wieszcz pochyla się nad sprawą chłopskiej krzywdy, zarazem wpisując się w romantyczny nurt chłopomanii. Szewczenko opisuje lud od wewnątrz i byłoby niedorzecznością przypisywanie wykupionemu z pańszczyzny chłopomanii. U Mickiewicza polityka zjawia się w salonie, u Szewczenki jest buntem chłopskim, nawet jeśli bunt ten jest ślepy i destruktywny.
To zestawienie – chaty i salonu – dobrze oddaje kontrast między polską kultury „szlachecką” a podejściem „narodnickim”, dominującym w ukraińskim ruchu narodowym aż do pierwszej wojny światowej. Można by to nazwać kontrastem kontusza i wyszywanki, co po polskiej stronie ujawniło się jako stereotyp Ukraińca jako mieszkańca wsi.
Polski proces narodotwórczy rodzi się w salonie i więzieniu, w którym siedzą spiskowcy, wedle poetyckich wersów wieszcza:
Bo teraz Polska żyje, kwitnie w ziemi cieniach,
Jej dzieje na Sybirze, w twierdzach i więzieniach.
Dlatego martyrologia przeobraża się w bohaterstwo i staje źródłem religijno-mistycznych uniesień, gdy tymczasem martyrologia w poezji Szewczenki jest opisem codziennych cierpień ludu, poniżenia i biedy. Przywołuje od samego początku ludowość. Jest związana nie z walką o niepodległość, lecz z sytuacją społeczną.
Polsko-ukraińskie różnice w sposobie wzajemnego postrzegania
To, że Mickiewicz, Litwin, nie zajmuje się Ukrainą w swojej twórczości poetyckiej, nie powinno dziwić. Niemniej podejmuje temat w wykładach paryskich. Stepy ukraińskie są dla niego krainą poezji lirycznej, nacechowanej smutkiem i tęsknotą. Wyróżnia też obok litewskiej ukraińską szkołę polskiego romantyzmu[35]. Pisze:
[...] nie szuka swych bohaterów pomiędzy mężami politycznymi, sławi niektórych wodzów ludu. Po raz pierwszy rozgłasza imiona nieznane w świecie literackim; jest to literatura wybitnie ludowa.
Miał zresztą powody tak twierdzić. Większość polskich romantyków z ukraińskiej szkoły widziała w Ukrainie historyczną krainę i bajkowy krajobraz, jak to się dzieje u Antoniego Malczewskiego, Seweryna Goszczyńskiego czy Józefa Bohdana Zaleskiego. W twórczości Zaleskiego, w tamtej epoce cieszącej się dużą popularnością, Ukraina pozostaje odległą sentymentalną krainą dzieciństwa[36].
U jednego chyba Słowackiego wśród romantyków obraz Ukrainy i stosunków polsko-ukraińskich jest konkretny, w żadnym wypadku bajkowy, a opis wzajemnych stosunków jest brutalny (o czym później).
Dla polskich romantyków Ukraina była jedynie historyczną krainą, a Ukraińcy nie byli narodem. „Nie szukano tam bohaterów pomiędzy mężami politycznymi”. Mickiewicz pisze wiersz Do przyjaciół Moskali, ale w żadnym utworze ani on, ani nikt z polskich romantyków nie zwraca się w podobny sposób do Ukraińców z tego prostego powodu, że nie postrzega się ich jako upodmiotowionych politycznie.
Szewczenko był zaś autorem znaczącego wiersza-przesłania Do Polaków:
Kiedyśmy byli Kozakami
I nic o unii nie słyszeli,
Na wolnych stepach, wolni sami,
Brataliśmy się z Polakami
I żyli sobie najweselej!
Wątek polski pojawia się w utworach ukraińskiego wieszcza wielokrotnie i dzieje Polski są przez niego nie tylko wspominane, lecz także interpretowane. Szczególnie wyrazisty poetycko-publicystyczny obraz dziejów Polski zawiera poemat Hajdamacy, będący zarazem wielkim eposem również ukraińskiej historii.
Była niegdyś szlachetczyzna,
Wszystko butne pany,
Wojowała Moskwę, Niemce,
Ordę i Sułtany...
...
Hula w dzień i w nocy,
I królami poniewiera...
Nie mówię Stefanem:
Bo ci obaj niezwyczajni
Ze zwycięskim Janem, –
A innymi. Nieboracy
Milczkiem panowali,
Wrzały sejmy i sejmiki
Sąsiedzi czekali,
Spoglądając, jak królowie
Z Polski uciekają,
I słuchając, jak panowie
Szalenie hukają:
„Nie pozwalam! nie pozwalam!”
...
A magnaty palą chaty,
Szablice hartują.
Długo, długo tak się działo,
Aż na tron Piastowski
Skoczył figlem ponad Lachy
Żwawy Poniatowski.
Zapanowawszy, myślał szlachtę
Przydusić trochę... Nic z tego!
Pragnął ich dobra po ojcowsku,
A może jeszcze chciał czego.
Jedyne słowo nie pozwalam
Myślał, że wydrzeć im zdoła,
A potem... Polska wybuchnęła,
Szlachta zawzięła się... woła:
„Słowo honoru! Próżna praca!
Pohaniec! Moskiewski sługa!”[37]
Wiele też mówią o spojrzeniu Szewczenki na Polskę frazy z wiersza Trzy wrony, w którym jedna z owych wron, podmiot liryczny, czyni taką oto uwagę odnoszącą się do polskiego stanu ducha widzianego przez ukraińskiego poetę:
Ja w Paryżu byłam
I trzy złote z Radziwiłłem
I z Potockim przepiła
...
Ucztujecie wciąż w Paryżu
Łotry obrzydliwe
Żeście rzekę krwi wylali
Że w Sybirze tłumy
Szlachty waszej, to i zaraz
Cię rozpiera duma!
A chodzi o polskich magnatów, którzy po powstaniu listopadowym prowadzili na emigracji we Francji hulaszczy tryb życia.
Wszystkie te uwagi poetyckie w formie, jednak z publicystycznym zacięciem, świadczą nie tylko o krytycznym dystansie Szewczenki do Polski, lecz także o jego na swój sposób dobrym zorientowaniu w polskich sprawach.
Jestem przekonany, że temat historii Polski widzianej oczyma ukraińskiego wieszcza jest wart osobnego, pogłębionego studium.
Porównanie kanonicznych utworów narodowych literatur może być dobrym kluczem do zrozumienia podobieństw i różnic XIX-wiecznych procesów narodowotwórczych. Czołowi twórcy, dzięki sile artystycznego talentu, potrafią oddać koloryt epoki i niuanse ludzkich postaw oraz emocji. Naukowa historiografia, choć niezbędna dla krytycznego rozrachunku z przeszłością, bywa w porównaniu z dziełem literackim blada i zbyt sucha.
Zrozumienie oryginalności ukraińskiego procesu narodotwórczego na tle podobnego, lecz przecież odmiennego procesu w Polsce, jest potrzebne i niezbędne w dialogu obu kultur. Do tego też trzeba zrozumieć wielkość i oryginalność twórczości Tarasa Szewczenki, który Ukrainę uczynił ponadczasowym mitem[38].
Rzeczpospolickie dziedzictwo
Nie sposób wykreślać ogromnych terenów dzisiejszej Ukrainy z historii Polski ani też nie sposób dawnej Rzeczpospolitej wykreślać z ukraińskich dziejów. Kijowska historyk Natalia Jakowenko postuluje, by używać przymiotnika „rzeczpospolicki” dla podkreślenia, że obie historie nakładają się na siebie. Nie chodziłoby o zacieranie różnic w spojrzeniu na dawną Rzeczpospolitą. Ta „rzeczpospolicka” wspólna w dużej części przeszłość miałaby swoją polską i ukraińską interpretację. Trzeba też od razu powiedzieć, że interpretacje są i będą w wielu wypadkach skrajnie odmienne[39].
Zacząć trzeba od dość powszechnego w Polsce wyobrażenia, że zaczynają się one na dobre od unii lubelskiej (1569), jeśli pominąć epizod z legendarnym Szczerbcem i Złotą Bramą. Dla Ukraińców zaczynają się dużo wcześniej i w niekorzystny sposób, od przejęcia przez polską koronę Rusi Halicko-Włodzimierskiej. Wedle strony polskiej było to zdarzenie pokojowe, wedle ukraińskiej – podbój. Dotyczy to oczywiście epoki, w której z narodowymi podziałami należy się obchodzić co najmniej ostrożnie.
Unię horodelską (1413), rozpoczynającą polityczny proces prowadzący do unii lubelskiej, postrzega się z polskiego punktu widzenia jako zdarzenie ze wszech miar pozytywne[40]. Widzi się je jako wynik sojuszu litewsko-polskiego z pominięciem jednak wpływu na Ruś-Ukrainę.
W ujęciu ojca nowoczesnej historiografii ukraińskiej Mychajła Hruszewskiego[41] unia horodelska to akt, który zapoczątkował marginalizację żywiołu ruskiego i ekspansję katolicyzmu jeszcze w ramach Wielkiego Księstwa Litewskiego. Współcześni ukraińscy historycy dostrzegają to w podobny sposób[42].
Następne okresy wspólnej do pewnego stopnia historii oceniane są po obu stronach odmiennie. Nazwa Rzeczpospolita Obojga (a nie Trojga) Narodów nie bierze pod uwagę Ukraińców. Unia brzeska (1596), traktowana po stronie polskiej jako próba uregulowania stosunków wyznaniowych, w odbiorze ukraińskim to początek ostrej fazy konfliktu katolicyzmu z prawosławiem. Odmienne są oceny dotyczące powstania Chmielnickiego. Nazwanie go wojną narodowowyzwoleńczą budzi u polskiego odbiorcy zdziwienie.
Rok 1648 wyznacza datę rozchodzenia się dróg polskich i ukraińskich, jak twierdzi Jarosław Hrycak, w dwa całkowicie już przeciwstawne kierunki. Wraz z tym rośnie też rozbieżność ocen.
Chmielnicki w oczach polskiego stereotypu jest przynajmniej przywódcą powstania, ale Żeleźniak i Gonty to jedynie przywódcy okrutnej i zatrważającej rzezi[43]. Dla Ukraińców koliszczyzna (1768) z postaciami Maksyma Żeleźniaka i Iwana Gonty to bunty społeczne uzasadnione sytuacją ludności wiejskiej, a hajdamacy cieszą się w wyobrażeniach historycznych Ukraińców sympatią co najmniej taką, jak wśród Polaków Janosik, choć zajmują miejsce bez porównania ważniejsze.
Po rozbiorach dawna Rzeczpospolita trwała w pamięci społecznej jako epoka „złotego wieku” i wspaniała przeszłość, którą pielęgnowano w imię walki o niepodległość, dzieło narodu szlacheckiego, w którym jednak nie było miejsca na chłopa Ukraińca.
Tam, gdzie po stronie polskiej były duma i opowieść o wielokulturowości i tolerancji, po stronie ukraińskiej trwała świadomość braku równouprawnienia, a często ucisku.
Zarazem ukraiński obraz dawnej Rzeczpospolitej wcale nie jest jednoznacznie negatywny. Dawna Rzeczpospolita w oczach Ukraińców była miejscem przekazu wartości zachodnich do Ukrainy. Stwierdzenie to trzeba doprecyzować. Nie chodzi o przekaz z „polskiej” Rzeczpospolitej, wyżej stojącej kulturowo, do jakiejś na wschód niższej kulturowo Ukrainy. Ten przekaz dokonuje się na terenie Rzeczpospolitej, ponieważ jest ona w części terenem ukraińskim. Od roku 1569 zachodzą procesy polonizacji wyższych warstw, jednak dużej części szlachty one nie dotyczą. Kościół greckokatolicki, mimo że miał ujednolicać stosunki wyznaniowe, pozwala na zachowanie odrębności od tego, co rzymskokatolickie.
Jak starszyzna kozacka służy carowi, ale zachowuje poczucie odrębności, tak żywioł ukraińsko-ruski jest częścią Rzeczpospolitej, pozbawiony w dużym stopniu, poprzez polonizację, warstwy wyższej i przywódczej, trwa jednak jako odrębna kultura.
Sprawy są zresztą skomplikowane i złożone. Nie należy zarazem zapominać, że ów straszny Gonta był polskim szlachcicem i miał polską żonę (i wcale ani jej, ani swoich dzieci nie zamordował, jak dla literackiej dramaturgii napisał Szewczenko w Hajdamakach)[44]. Natalia Jakowenko we wspaniałym studium Druga strona lustra[45] pokazuje, jak niebywale skomplikowane były kwestie tożsamości w Rzeczpospolitej XVI–XVII wieku.
Ukraińcy nie chcą wcale Rzeczpospolitej wykreślać ze swoich dziejów. Czynią raczej znaczną część historii dawnej Rzeczpospolitej własną. I jest to bynajmniej część istotna i ważna, decydująca o tym, że kultura ukraińska ciąży ku Zachodowi. Spór prawosławia z katolicyzmem, którego tak ważnym miejscem stanie się Akademia Mohylańska, to świat dysput religijnych, które toczą się z pomocą podobnych narzędzi intelektualnych w całej Europie (nie było ich w tamtym czasie w Rosji, gdzie prawosławie zastygło w antykwarycznej, średniowiecznej formie).
Kultura Hetmanatu w okresie rządów Mazepy miała wszelkie rysy kultury zachodniej wraz z barokowym stylem wznoszonych wówczas cerkwi. Mazepa też zrobił niebywałą karierę jako bohater literacki dzięki Byronowi i Słowackiemu, i w żadnym wypadku nie był traktowany jako postać egzotyczna, przypominał raczej Casanovę, miał jedynie znacznie mniej szczęścia.
Dawna Rzeczpospolita wedle Ukraińców nie ma być w żadnym wypadku polska. Jest w oczach ukraińskich „rzeczpospolicka”, co nie powinno ani nadmiernie dziwić, ani tym bardziej budzić sprzeciwu.
W oczywisty sposób Polacy rozpoznają poważną część swego dziedzictwa kulturowego na terenach dzisiejszej Ukrainy. To dziedzictwo można sobie nawzajem wydzierać, co nieraz już się zdarzało. Podróżując po Ukrainie, pokazywać palcem: „To jest polskie i tamto jest polskie”. Zabieg tym bardziej absurdalny, że jest to dziedzictwo przynależne nie tylko czasowi historycznemu, lecz także terytorium, które dzisiaj jest ukraińskie. Nadanie temu miana wspólnego dziedzictwa jest w bardzo europejskim duchu, zdaje się jednak zbyt ogólnikowe i może prowadzić do nadmiernych uproszczeń. Nazwanie go „rzeczpospolickim” lepiej oddaje istotę rzeczy i niepowtarzalną złożoność tego zjawiska, co czyni je tym ciekawszym i cenniejszym.
Jeśli wierzyć Tarasowi Szewczence, stosunki polsko-ukraińskie układały się na samym początku idealnie. Jak przedstawia to ukraiński bard w wierszu Do Polaków:
Kiedyśmy byli Kozakami
I nic o unii nie słyszeli,
Na wolnych stepach, wolni sami,
Brataliśmy się z Polakami
I żyli sobie najweselej!
„Rzeczpospolicka” przeszłość z pewnością nie była aż tak baśniowo-utopijna. Wątpliwe też, aby stosunki polsko-ukraińskie mogły kiedykolwiek układać się aż tak idealnie, jeśli opowieściami o przeszłości się dzieli, a nie je dla siebie zawłaszcza, będziemy mogli żyć razem „weselej”, niż to w rzeczywistości i często w stosunkach polsko-ukraińskich bywało.
Hajdamacy i Sen srebrny Salomei
Juliusz Słowacki, Antoni Malczewski czy Seweryn Goszczyński (krótko mówiąc: ukraińska szkoła polskiego romantyzmu[46]) w utworach takich jakSen srebrny Salomei, Maria, Zamek kaniowski dają bardziej wnikliwy obraz stosunków polsko-ukraińskich na wschodnich ziemiach dawnej Rzeczpospolitej niż niejedno opracowanie historyczne.
W Śnie srebrnym Salomei romans, a właściwie mezalians Kozaka ze szlachcianką uruchamia pełną tragicznych wydarzeń, a nawet okrucieństwa fabułę. Wyraźnie można tu rozpoznać liczne toposy literackie, które w ponad wiek później przenikną do opisów rzezi wołyńskiej, takie jak chrzczenie noży czy rozpruwanie brzuchów ciężarnych kobiet. Nie jest to jednak okrucieństwo tylko jednej strony. To w dużej mierze tragiczne zawirowania historii uruchamiają wydarzenia na szlacheckim dworze, na zamku czy na ukraińskiej wsi. Najlepiej chyba ilustruje to Sen srebrny Salomei. Między bohaterami tego utworu rozgrywa się dramat nie tylko miłości i zdrady, dla którego stosunki społeczne są istotnym tłem i do pewnego stopnia jego źródłem i przyczyną. Słowacki nie pomija też złożonej sytuacji politycznej, gdy polskiemu dowódcy każe się sprzymierzyć z Moskwą przeciw ukraińskiemu chłopstwu:
Rozkazują byś rozesłał wici
Po Podolu, jako Regimentarz,
I z Grzywołem się łączył moskalem
Przeciw chłopstwu.