Gdy mnie ukradniesz - Salach Katarzyna - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Gdy mnie ukradniesz ebook i audiobook

Salach Katarzyna

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

20 osób interesuje się tą książką

Opis

Scarlett nie wie nic o swojej rodzinie ani o tym, kim była, zanim została porwana i zamknięta w złotej klatce. Od czwartego roku życia jest przetrzymywana w fortecy jednego z najniebezpieczniejszych ludzi na świecie – Wiktora Petrova, bossa rosyjskiej mafii. 

Rola Scarlett od zawsze była dla niej jasna. Miała dbać o wygląd, żeby w przyszłości spodobać się mężowi wybranemu przez mafię, a tym samym stać się ogniwem łączącym dwie najpotężniejsze rodziny mafijne na świecie. Mężczyzna, który poślubi dziewczynę, został już wybrany i jest nim Alessandro Balducci.

Los Scarlett wydaje się przesądzony do dnia, kiedy po kilku latach do posiadłości przybywa Michael Wayne – prawa ręka Wiktora, jego najlepszy żołnierz oraz jedyny przyjaciel dziewczyny… Scarlett nie wie, że to właśnie on stoi za jej porwaniem. To skrzętnie skrywana przed nią tajemnica. Coś, o czym miała się nigdy nie dowiedzieć.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                          Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 406

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 12 min

Lektor: Katarzyna Salach

Oceny
4,5 (874 oceny)
592
184
67
24
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Morawiecka

Nie oderwiesz się od lektury

Wow! Dawno nie czytałam tak dobrze napisanej książki. Oczywiście temat mafii przewija się ostatnio dość często, ale ta książka jest naprawdę dobra. Nie ma porównania z innymi polskimi pisarkami.
50
Adziex_22

Nie oderwiesz się od lektury

Na tę pozycje natrafiłam właściwie przypadkiem i nie żałuje. Świetnie napisana książka, w której posracie są na prawdę wyraziste i z charakterem. Fajnie było poczytać coś co nie jest naszpikowane opisami seksu w co drugim rozdziale, z nadprzyrodzonymi zdolnościami głównych bohaterów 😂
20
elzbietaglowinska

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajnie czytało się tą historie , wciągające opisy sytuacji ,nie mogę się do niczego przyczepić . Świetnie napisana , wciąga od początku. Koniec jak dla mnie bardzo rodzinny i cudowny . W ciągu czytanych książek , gdzie niektóre są napisane bardzo kiepsko ta jest fenomenalna . Polecam wszystkim .
20
IwonaNiewiadoma

Nie oderwiesz się od lektury

wspaniała historia
20
sylszy

Nie oderwiesz się od lektury

wow...swietna😍
20

Popularność



Podobne


Copyright © 2023

Katarzyna Salach

Wydawnictwo NieZwykłe

All rights reserved

Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja:

Julia Deja

Korekta:

Karina Przybylik

Joanna Boguszewska

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-409-3

Prolog

Skryty pomiędzy drzewami obserwowałem okno na piętrze. W pokoju paliło się światło. Mogłem wyraźnie dostrzec jego skromne wnętrze. Nie w całości, ale wystarczająco dużo. W środku mignął zarys kobiecej sylwetki. Chwilę krzątała się po pomieszczeniu, aż w końcu usiadła na łóżku. Jej usta zaczęły się poruszać, a głowa kiwać rytmicznie. Czytała.

Sięgnąłem do kieszeni znoszonych dżinsów i wyciągnąłem pomiętą paczkę papierosów. Wsunąłem jednego do ust, nie przerywając obserwacji. Dom był niewielki, kwadratowy, ze spadzistym dachem. Bardzo zaniedbany. Z elewacji odpadał tynk, mech porastał dachówki, a z drzwi odpryskiwała farba. Podwórze nie wyglądało lepiej. Zbyt wysoka, wyschnięta trawa kładła się na podłożu, a chodnik prowadzący do frontowych drzwi był popękany.

Skończyłem palić papierosa i wrzuciłem niedopałek z powrotem do paczki. W tym samym czasie usta kobiety przestały się poruszać. Przez chwilę patrzyła na łóżko, a potem odłożyła książkę na szafkę nocną i pochyliła się, na kilka sekund znikając z pola widzenia. Następnie wstała, zgasiła światło i wyszła z pokoju.

Naciągnąłem kaptur na głowę i czarne rękawiczki na dłonie. Już czas. Bezszelestnie przeskoczyłem przez średniej wysokości żelazne ogrodzenie i opadłem na grubą warstwę trawy. Zacząłem wspinaczkę po ścianie, wykorzystując każdą jej nierówność – parapet, metalowy daszek, niewielki balkon. Zerknąłem przez ramię, upewniając się, że nikt mnie nie widzi. Nie. Na pewno nie. Gdyby tak było, już bym o tym wiedział.

Wejście do środka okazało się dziecinnie proste. Przygotowany sprzęt na nic się nie przydał, bo okno było otwarte. Była przecież ciepła, sierpniowa noc. Pchnąłem jedno ze skrzydeł, a potem postawiłem nogi na podłodze, która pod ciężarem moich masywnych butów zaskrzypiała. Zastygłem w bezruchu. Trwałem tak ponad minutę, a gdy nikt się nie zjawił, rozejrzałem się po wnętrzu. Było równie obskurne, jak wszystko, co na zewnątrz. Blade ściany, wytarta podłoga i źle przymocowana lampa, która zwisała na kablach z sufitu. Z mebli była tu tylko niska komoda, na której leżało kilka wysłużonych zabawek i niewielkich rozmiarów łóżko. Zrobiłem krok w jego stronę.

W spranej pościeli zakopana była dziewczynka. Spała głęboko. Przez chwilę przyglądałem się jej spokojnej twarzy. Miała wydęte, dziecięce usta, które drżały przy każdym wdechu. Jej długie, jasne loki rozsypały się na poduszce, a znacznie ciemniejsze od włosów, nienaturalnie długie rzęsy rzucały cień na pulchne, zaróżowione policzki. W małych dłoniach kurczowo ściskała różowego królika, któremu zostało już tylko jedno oko.

Jej ojciec miał u nas dług o wartości pół miliona dolarów. Nie zamierzał go spłacić. Otrzymaliśmy informację, że planuje ucieczkę. Zamierzał się ulotnić razem z naszymi pieniędzmi. Porwanie tego dziecka miało być dla niego karą i spłatą długu zarazem.

W mojej głowie, niczym nagle zapalone światło, błysnęła wątpliwość, ale szybko zarzuciłem na nią czarny koc. Za dużo myślałem. Od tego zadania zależała moja przyszłość. Nie mogłem tracić więcej czasu. Wyciągnąłem z kieszeni chusteczkę nasączoną otumaniającą substancją. Przyłożyłem materiał do twarzy dziewczynki. Drgnęła delikatnie, a potem odleciała. Wyglądała, jakby znów zapadła w sen. Wziąłem na ręce jej drobne ciało. Przywiązałem ją do swojej piersi specjalnymi pasami, a potem rozpocząłem ostrożną wędrówkę w dół.

1

Scarlett

Leżałam w wannie. Moje nagie ciało było ukryte pod grubą warstwą intensywnie pachnącej piany. Gorąca woda sprawiła, że policzki były rozgrzane do czerwoności.

– Scarlett, pora wychodzić. Za godzinę kolacja – ponagliła mnie Dasha.

Wstałam więc, pozwalając jej otulić moją mokrą skórę puszystym, białym ręcznikiem.

Dasha była ze mną, od kiedy pamiętam. Towarzyszyła mi na każdym etapie życia. Zastępowała matkę, nauczycielkę, opiekunkę oraz… strażnika. Była moją guwernantką. Kilka miesięcy temu przekroczyła pięćdziesiątkę, ale wyglądała na znacznie mniej. Bardzo o siebie dbała. Zawsze prezentowała się nieskazitelnie. Była kobietą szczupłą, o brzoskwiniowej cerze i ciemnorudych, idealnie ułożonych włosach do ramion. Jej twarz codziennie pokrywał perfekcyjny makijaż, a ciało odziewał elegancki strój. Dla wielu uchodziła za wzór kobiecości.

Osuszyłam ciało kilkoma delikatnymi ruchami, a potem odebrałam z rąk Dashy krótki, jedwabny szlafrok. Zarzuciłam go na ramiona.

– Siadaj – poleciła, wskazując ruchem głowy toaletkę.

Rozczesała, a następnie wysuszyła moje jasne włosy. Ułożyła je w grube loki, które rozsypały się na plecach.

– Jutro podetniemy końcówki – zarządziła.

Wolałabym ściąć więcej, ale Wiktor nigdy by się na to nie zgodził. Uważał, że prawdziwa kobieta powinna mieć włosy długie do pasa. Miałam odmienne zdanie. W tej i wielu innych kwestiach, jednak w tym domu niewiele ono znaczyło. Owszem, mogłam je mieć, lecz nie powinnam go wygłaszać. I przestałam to robić. Dawno temu.

Dasha uniosła mój podbródek.

– Co ci jest, kochanie? Jesteś dziś jakaś milcząca.

– Nie czuję się najlepiej.

Kobieta zmarszczyła idealnie wydepilowane brwi.

– Coś cię boli? – spytała, sięgając po podkład.

– Znowu migrena.

– Ach. Zaraz przyniosę ci coś przeciwbólowego. Najpierw musimy przywrócić kolor twojej skórze. Zbladłaś. – Po grymasie na jej zazwyczaj gładkiej twarzy mogłam wnioskować, że nie była tym faktem zachwycona.

Nałożyła na moją cerę kilka różnych kosmetyków, a potem wykonała resztę makijażu.

– Gotowe. Zaraz wracam – oznajmiła po kilku minutach, a potem opuściła moją sypialnię.

Podniosłam się z krzesła i podeszłam do okna. Uchyliłam je, aby wpuścić do środka nieco świeżego powietrza.

Dasha wróciła, nim zdążyłam się obejrzeć.

– Proszę, wypij. – Wcisnęła w moją dłoń szklankę z musującym, przezroczystym płynem.

Opróżniłam jej zawartość małymi łykami. Na języku czułam metaliczny posmak, gdy oddawałam puste naczynie. Dasha odłożyła je na stolik, a następnie skierowała się do garderoby, skąd wróciła ze srebrną, satynową sukienką na cienkich ramiączkach.

– Proszę, nie dziś. – Westchnęłam, przykładając palce do pulsującej skroni.

– Wiktor prosił, abyś ją dziś założyła.

Spojrzałam ponownie na cienki skrawek połyskującej tkaniny. Skoro Wiktor Petrov „prosił”, to decyzja zapadła. Dalsza dyskusja nie miałaby na nią żadnego wpływu. Zdjęłam szlafrok i założyłam przygotowaną wcześniej koronkową bieliznę.

– Ręce do góry – nakazała Dasha, po czym wsunęła na mnie materiał, który od razu dopasował się do krzywizn mojego ciała. – Cudowna – szepnęła, lustrując z zachwytem swoje dzieło. – Jeszcze moment i zaraz skończymy – orzekła, sięgając po perfumy.

Spryskała nimi mój dekolt, a potem musnęła nogi nawilżającym olejkiem.

– Proszę, włóż je. – Podała mi srebrne sandałki na szpilce. – I jeszcze to. – Zapięła na mojej szyi łańcuszek z zawieszką w kształcie łzy.

Nadgarstek przyozdobiła bransoletką z tej samej kolekcji.

– Tak, teraz jesteś gotowa. Chodźmy. – Klasnęła w dłonie, a potem ruszyła w stronę wyjścia z apartamentu.

Z mojej złotej klatki.

Przed drzwiami stało dwóch strażników. Zawsze. O każdej porze dnia i nocy, chyba że nie było mnie w domu. Zmieniali się dość często, więc nie czułam przywiązania do żadnego z nich. I żadnemu z nich nie ufałam. Niezmiennie od kilku lat obłapiali moje ciało tymi obrzydliwymi spojrzeniami, niezależnie od tego, co miałam na sobie. Przywykłam do tego już dawno, choć ostatnio odnosiłam wrażenie, że te spojrzenia przybrały na sile. Nie miało znaczenia, kto stał akurat na straży. Wszyscy byli tacy sami. Jedyne, czym mogłam się pocieszyć, to że tylko na tyle mogli sobie pozwolić. Za cokolwiek innego straciliby życie. Tylko raz ktoś odważył się podjąć to ryzyko. Nigdy więcej go nie widziałam.

Ruszyłam przestronnym korytarzem w kierunku sali balowej. Dasha szła u mojego boku. Jak zwykle podziwiała złote wykończenia, bogate zdobienia, wiekowe żyrandole zwisające z wysokich, łukowatych sufitów i ogromne portrety najbardziej zasłużonych – według Wiktora – przodków oraz przyjaciół rodziny. Nigdy nie rozumiałam, co tak bardzo ją fascynowało w tym widoku. Zupełnie jakby codziennie widziała ten przepych po raz pierwszy.

Po drodze minęło nas czterech mężczyzn.

Dom Wiktora był fortecą nie do sforsowania. Położony na obrzeżach Moskwy, nadziany zabezpieczeniami i strażnikami, którzy robili obchód co pięć minut. Obchód wokół rezydencji, ogrodu i wewnątrz. Dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Stróżujące psy, wysoki na cztery metry mur, pancerne samochody i zaawansowana elektronika. Wszystko, co choćby w małym stopniu mogło przyczynić się do zachowania bezpieczeństwa.

Strażnik, czuwający przy otwartych na oścież drzwiach prowadzących do sali balowej i znajdującej się obok jadalni, skinął mi głową na przywitanie. Nie odpowiedziałam. Weszłam do środka i usłyszałam, jak drzwi się za mną zamykają.

Wiktor siedział u szczytu długiego na dwadzieścia osób stołu, choć nakrycia były tylko dwa. Uniósł na mnie wzrok znad grubego pliku dokumentów. Zmierzył pozornie neutralnym spojrzeniem najpierw moje ciało, a potem twarz.

– Jesteś blada. Dobrze się czujesz?

Subtelność to cecha, o której Wiktor nigdy nie słyszał. Jeśli coś mu się nie podobało, mówił o tym wprost i oczekiwał poprawy. Jeśli wszystko było w porządku, nie mówił nic. Na punkcie mojego wyglądu był wyjątkowo wyczulony. Odkąd sięgam pamięcią, robił wszystko, abym prezentowała się perfekcyjnie. Zdrowa dieta, laserowa depilacja, zabiegi ujędrniające i modelujące sylwetkę. Wszystko, co tylko mógł.

– Dobry wieczór. Tylko ból głowy.

Wiktor zmarszczył brwi w wyrazie konsternacji.

– Dasha już mi podała środki przeciwbólowe. Zaraz powinny zacząć działać.

Bez słowa wrócił do czytania dokumentów.

Czekałam, aż pozwoli mi usiąść. Obserwowałam jego gęste, przyprószone siwizną włosy i starannie przycięty zarost. Był przystojnym mężczyzną o ciemnych oczach i śniadej cerze. Jego ciało skryte było pod szytym na miarę, grafitowym garniturem, spod którego wystawał kołnierzyk czarnej koszuli.

– Usiądź – nakazał w końcu. – Muszę z tobą porozmawiać.

W ciszy zajęłam wolne miejsce. Nie dopytywałam, o co chodzi. Rzadko odzywałam się niepytana. Zazwyczaj czekałam, aż Wiktor sam się odezwie.

– Najpierw coś zjedz. Wyglądasz, jakbyś miała zaraz zemdleć – rzucił do mnie, nie odrywając wzroku od kartek.

Nałożyłam sobie na talerz sałatkę. Nie umknęło mojej uwadze, jak Wiktor ukradkowo zerknął, czy przypadkiem porcja nie jest za duża. Ujęłam widelec i wsunęłam zielony listek do ust. Lana – pomoc kuchenna – zbliżyła się do mnie z uśmiechem i napełniła moją lampkę czerwonym winem. Mimo iż nie byłam jeszcze pełnoletnia, Wiktor pozwalał mi pić wino jako dodatek do kolacji.

– Dziękuję – wyszeptałam, odwzajemniając jej uśmiech.

Wiktor cisnął dokumenty na stół i zawiesił na mnie spojrzenie.

Upiłam łyk wina, nie przerywając kontaktu wzrokowego, jaki się między nami nawiązał. Miał mi do przekazania ważną informację. Znałam go na tyle dobrze, aby to wiedzieć.

– Za dwa tygodnie kończysz osiemnaście lat.

Odłożyłam kieliszek na stół.

– Wyprawimy z tej okazji przyjęcie – oznajmił beznamiętnym głosem.

Przestałam jeść i czekałam na słowa, które wiedziałam, że zaraz padną.

– Na tym przyjęciu pojawi się Alessandro Balducci. Twój przyszły mąż.

Byłam świadoma, że ten dzień nadejdzie i wiedziałam, że będzie to niedługo, ale i tak serce zabiło mi szybciej, a oddech stał się płytszy.

– Przyjedzie razem ze swoją rodziną, jak na prawdziwego Włocha przystało. Podobno nie może się doczekać, żeby cię wreszcie poznać. – Kącik ust Wiktora uniósł się w czymś, co mogło być uśmiechem lub zwykłą drwiną. – Dasha zadba, abyś zrobiła dobre pierwsze wrażenie.

Spuściłam wzrok na lampkę i zauważyłam, że moja dłoń oparta na stole drży.

– Chyba nie muszę ci mówić, jak ważne będzie to dla nas wydarzenie? Na to właśnie czekaliśmy. To jest rodzina, która jest nas warta. Razem stworzymy coś wielkiego.

To było moje zadanie. To po to Wiktor przez tyle lat utrzymywał mnie przy życiu. Po to o mnie dbał. Po to mnie stworzył. Nie było to żadną tajemnicą, choć dowiedziałam się o tym dopiero kilka lat temu. Mogłoby się wydawać, że to wystarczająco dużo czasu, aby przywyknąć do myśli, że jestem jedynie środkiem do osiągnięcia celu. Zawsze jednak ta świadomość była gdzieś z boku. Niewidoczna, ignorowana, zasypana grubą warstwą bieżących spraw.

– Rozumiem – wymamrotałam.

Sama byłam zaskoczona tym, jak spokojnie brzmiał mój głos.

– To dobrze. Mam nadzieję, że do czasu przyjęcia uporasz się z tymi bólami głowy. Ostatnio często ci się zdarzają. Nie chcę, żeby cokolwiek zepsuło ten wieczór.

Przytaknęłam, wciąż na niego nie patrząc.

– I nie rób takiej zbolałej miny. Mam też dobrą wiadomość, która na pewno poprawi ci humor.

Uniosłam głowę.

– Na jutrzejszej kolacji będzie nam towarzyszył gość honorowy. Przyjedzie do nas prosto z Włoch…

Spięłam się.

– Po czterech latach nieobecności w nasze progi zawita nie kto inny, jak Michael Wayne.

2

Scarlett

Stałam przy oknie i obserwowałam, jak słońce nieustępliwie chyli się ku zachodowi. Dokładnie w tej części ogrodu dwanaście lat temu leżałam z Michaelem na kocu w czerwoną kratę i uczyłam się czytać. A raczej on usilnie próbował mnie nauczyć. Dla mnie to była strata czasu. Często odmawiałam współpracy i byłam nieposłuszna. Przekupywał mnie wtedy czekoladkami. Albo obietnicą, że pozwoli mi spić piankę ze swojego piwa, które smakowało mi zdecydowanie za bardzo jak na sześciolatkę.

Uśmiechnęłam się w duchu na to wspomnienie.

Gdy już tracił cierpliwość, bo żadne argumenty nie trafiały do mojej dziecięcej główki, zaczynał mi czytać książki przeznaczone dla nieco starszych dzieci i przerywał w najbardziej interesującym momencie, po czym podawał mi książkę i mówił: „Jeśli chcesz wiedzieć, co będzie dalej, musisz sobie przeczytać sama”. Pamiętam, jak strasznie mnie to denerwowało. Rzucałam się wtedy na niego z udawaną złością i pełną świadomością, że złapie mnie w locie i przerzuci sobie przez ramię. Chyba że już nie miałam do niego siły… wtedy wykorzystywałam swoją umiejętność płaczu na zawołanie. To zawsze na niego działało. Nie potrafił mi odmówić.

Rozległo się pukanie do drzwi.

– Proszę.

Dasha weszła do środka.

– Och, widzę, że już jesteś gotowa. – Uśmiechnęła się.

Tak, byłam gotowa.

Od kiedy dowiedziałam się, że Michael wrócił, nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Wczoraj miałam problem z zaśnięciem, a od rana czułam się, jakbym wypiła o dwie kawy za dużo. Czytanie Szkarłatnej litery nie pomogło, więc zajęłam ręce i myśli przygotowaniami.

Na dzisiejszą kolację wybrałam czarną sukienkę do ziemi z rozporkiem do połowy uda, której elastyczny materiał ciasno przylegał do mojego ciała.

– Możemy już schodzić. Kolacja będzie gotowa za dziesięć minut.

– A Michael? – Spojrzałam na nią z pytaniem wypisanym na twarzy.

Nie widziałam jego samochodu.

– Już jest. Przyjechał razem z Wiktorem – oznajmiła, wygładzając marszczenie, które pojawiło się na pościeli.

Już tu jest.

Moje serce zaczęło walić jak szalone. Ruszyłam szybkim krokiem w kierunku wyjścia, prawie się wywracając w złotych, wiązanych w kostce sandałkach.

– Zwolnij! – zawołała za mną Dasha.

Ale ja chciałam go już zobaczyć. Natychmiast. Minęło tyle czasu…

Drzwi do sali balowej jak zwykle były szeroko otwarte. Weszłam do środka. Michael stał zwrócony do mnie plecami, jednak rozpoznałam go od razu. Wszędzie bym go poznała. Nawet po samej sylwetce. Znałam przecież jego ciało niemal jak własne. Szerokie plecy, muskularne ramiona, długie nogi i… wąskie biodra, które nigdy wcześniej nie zwróciły mojej uwagi.

Wiktor przeniósł na mnie wzrok. Uśmiech, który zastygł na jego twarzy, sprawił, że Michael odwrócił się w moją stronę. Jego krótko przycięte, nieco dłuższe na górze ciemne włosy były zmierzwione, jakby przed chwilą przeciągnął po nich dłonią. Jego skóra pociemniała od ostatnich lat spędzonych w słonecznych Włoszech, lecz niebieskie oczy pozostały takie same.

Przesuwały się teraz po moim ciele, aby po chwili powrócić do twarzy. Wydawał się… zaskoczony moim widokiem. Zignorowałam jego spojrzenie i niewzruszona ruszyłam ku niemu. Chciałam znaleźć się w jego silnych ramionach i poczuć jego zapach. Zasmakować dobrze znanego bezpieczeństwa i życzliwego ciepła.

Moje ciało idealnie wpasowało się w twarde sklepienia jego mięśni i znów poczułam się jak dziecko. Przez kilka pierwszych sekund Michael wydawał się ostrożny i zdystansowany, szybko się jednak rozluźnił i wzmocnił uścisk. Uniósł mnie, jakbym nie ważyła więcej od piórka. Schował twarz w moich włosach. Jego klatka piersiowa uniosła się, gdy zrobił głęboki wdech.

– Jesteś. To naprawdę ty – wyszeptałam drżącym głosem.

Michael jedną ręką obejmował mnie w talii, a drugą położył na mojej głowie. Czule pogładził moje rozpuszczone włosy.

– Jestem – mruknął.

Jego głos był tak głęboki i rozległ się tak blisko mojego ucha, że na moich przedramionach pojawiła się gęsia skórka.

Kiedy postawił mnie na podłodze, wsunęłam swoje dłonie w jego – duże, szorstkie od blizn i ciepłe.

– Daj mi na siebie spojrzeć. Tak długo cię nie widziałem… – Jego wzrok był tak intensywny, że poczułam, jak zaczynam się rumienić. – Ależ się zmieniłaś! – zauważył z niedowierzaniem.

– Z czternastolatki, którą ze mną zostawiłeś, wyrosła prawdziwa kobieta, prawda? – rzucił lekko Wiktor.

W spojrzeniu, które posłał Michaelowi, widniało coś gorzkiego i niepokojącego. Coś, co sprawiło, że zrobiło się niezręcznie. Zabrałam dłonie. Michael popatrzył na mnie z ciepłym uśmiechem, a potem zwrócił się do Wiktora. Nim zdążył się jednak odezwać, drzwi od kuchni otworzyły się i pojawiła się Lana. Niosła talerze z przystawkami.

– Zapraszam do stołu – rzekł Wiktor. – Umieram z głodu.

Usiedliśmy więc. Zajęłam miejsce po lewej stronie Wiktora. Michael usiadł naprzeciwko mnie. Zaczęliśmy jeść.

Wiktor przez cały ten czas obrzucał Michaela gradem pytań. Rozmawiali głównie o interesach, więc nie odzywałam się ani nawet specjalnie nie przysłuchiwałam. Upiłam łyk wytrawnego wina, przyłapując Michaela na tym, że mi się przygląda. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, posłał mi dyskretny, przepełniony czułością uśmiech. Robił to za każdym razem. A mnie za każdym razem skręcało w żołądku. Co się ze mną działo?

– Dobrze się czujesz? Jesteś zarumieniona. – Podejrzliwość była wyczuwalna zarówno w głosie, jak i w spojrzeniu, którym obdarzył mnie Wiktor.

Jęknęłam w duchu. Zażenowanie tylko pogłębiło mój rumieniec.

– Chyba wypiłam o lampkę za dużo – skłamałam, odsuwając od siebie wino.

Taka odpowiedź najwidoczniej go zadowoliła, bo wrócił do rozmowy, którą prowadził z Michaelem.

Ja straciłam apetyt, więc jedynie przesuwałam na talerzu kawałek pomidora. Moje oczy zawędrowały w stronę długich palców Michaela, a stamtąd do jego szerokich, opalonych przedramion. Mięśnie skryte pod jego skórą poruszały się rytmicznie, kiedy odkrajał kawałek kurczaka. Nagle zapragnęłam go dotknąć. Poczuć pod palcami drobne, ciemne włoski i wypukłości licznych żył. Podążyłam wzrokiem za widelcem, który włożył do ust. Pięknych, choć surowych. Męskich i wyraźnie wykrojonych. Jego mocno zarysowana szczęka na przemian zaciskała się i rozluźniała, gdy przeżuwał listek sałaty. Na jednej z jego wysokich kości policzkowych pojawiła się nowa blizna, która tylko dodawała mu męskości. Kiedy się uśmiechnął, ukazując szereg równych, naturalnie białych zębów, w jego prawym policzku pojawił się dołeczek odmładzający go o całą dekadę. Nieznany mi dotąd rodzaj ciepła rozlał się po moim podbrzuszu.

– Byłbym wdzięczny, gdybyś zaczął już jutro – oświadczył Wiktor. – Nie chcę tracić czasu. Potrzebuję nowych ludzi. Sprawdzonych. Mam nadzieję, że zdążymy ze wszystkim, zanim znów wyjedziesz.

„Zanim znów wyjedziesz”.

Moje ciało zesztywniało w odpowiedzi na te słowa. Oczywiście, musiał kiedyś wyjechać. Byłabym najbardziej naiwną istotą na świecie, gdybym pomyślała, że wrócił na zawsze. Albo chociaż na dłużej. Z tego co słyszałam, bardzo wzmocnił naszą pozycję na terenie Włoch. Wiktor ufał mu bezgranicznie i nie było powodu, dla którego miałby go stamtąd zabrać. Nie teraz, kiedy rozwój następował tak dynamicznie i zaczynaliśmy powoli zapuszczać tam korzenie. Jeśli Wiktor ściągnął go tu tylko po to, aby wyszkolił nowych żołnierzy, mógł go oddelegować w każdej chwili.

Cała ekscytacja związana z powrotem Michaela ulotniła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Znowu miał mnie porzucić. A ja straciłam czujność na tyle, aby o tym zapomnieć.

– Przepraszam – przerwałam Wiktorowi w pół zdania, za co ukarał mnie srogim spojrzeniem. – Pójdę się położyć, jeśli pozwolisz. – Uniosłam brwi w oczekiwaniu na odpowiedź.

– Znowu migrena? – spytał, bacznie przyglądając się mojej twarzy.

Dzięki Michaelowi musiał być naprawdę w świetnym humorze, skoro nie zrugał mnie za wtrącenie się.

– Tak – skłamałam. – Jutro powinnam poczuć się lepiej.

– Dobrze. Możesz odejść, nie wyglądasz najlepiej. Dasha potem do ciebie zajrzy.

Przytaknęłam, tym samym się z nim żegnając, a potem wstałam. Michael zmarszczył brwi. W jego oczach błysnął niepokój. Posłałam mu smutny uśmiech.

– Do zobaczenia jutro – powiedziałam, po czym pospiesznie odeszłam od stołu.

3

Michael

Nie poznałem jej. Nie w pierwszej chwili, choć wiedziałem, że to musi być ona. Nikt inny nie miał tak jasnych, lśniących włosów, tak dużych, niewinnych oczu i tak gładkiej, świetlistej skóry. Mimo to wciąż nie mogłem uwierzyć, że kobieta, która zmierzała w moją stronę pewnym krokiem, to moja mała Scarlett.

Zmieniło się nie tylko jej ciało, ale także sposób bycia. Gdy wyjeżdżałem cztery lata temu, dopiero zaczynała dojrzewać. Jej ciało wciąż było kanciaste, a rysy twarzy dziecięce. Dziś natomiast nie mogłem oderwać wzroku od jej krągłości i tej iskry, która błyszczała w jej oczach.

We Włoszech myślałem o niej codziennie. Przez pierwszy miesiąc budziłem się w nocy zlany potem i przerażony myślą, że beze mnie nie jest bezpieczna. To była moja największa obawa. Nie bałem się niczego oprócz tego, że mogłaby dziać jej się jakakolwiek krzywda, a mnie nie było obok. Martwiłem się i czułem bezradny. Poza tym cholernie za nią tęskniłem. Mimo to trzymałem się polecenia, które wydał mi Wiktor – nie mogłem się z nią kontaktować. Przynajmniej nie bezpośrednio. Po miesiącu nieobecności zacząłem wariować, więc przekupiłem jednego ze strażników, aby co niedzielę dostarczał mi raport. O tym, co robiła przez cały tydzień i czy jest dobrze traktowana. Czasem zdarzało się zrobione ukradkiem zdjęcie.

Kilka miesięcy przed moim wyjazdem do Włoch Wiktor zaczął nieco inaczej postrzegać naszą relację. Zaczął sądzić, że może być… problematyczna. Że Scarlett za bardzo się do mnie przywiązała. Byłem świadomy, że nie wysłał mnie do Włoch tylko dlatego, że byłem wobec niego lojalny i mógł na mnie polegać. Drugi powód chwilę temu wtulał się w moje ramiona. Jej ciało było miękkie i ciepłe, a skóra aksamitna w dotyku. Wciąż była drobna i szczupła, jednak teraz jej biodra były subtelnie zaokrąglone, a dekolt sukienki ciasno opinał krzywizny jej piersi. Od zawsze była wyjątkowo uroczym dzieckiem i stała się ładną dziewczynką, lecz teraz… wyrosła na niemożliwie piękną kobietę. Chwilę zajęło mi przyswojenie informacji, że to było to samo dziecko, które uczyłem pływać na basenie na parterze budynku.

Kiedy wyszła, Wiktor sięgnął po dwie szklanki i napełnił je bezbarwnym płynem. Jedną z nich położył na stole przede mną.

– Bimber. Wódka jest przereklamowana – wyjaśnił. – Za twój powrót – rzucił, a potem opróżnił naczynie.

Ja również się napiłem.

– I co o niej sądzisz? – spytał, siląc się na obojętny ton. Uzupełnił swoją szklankę.

– O kim? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, choć doskonale wiedziałem, kogo miał na myśli.

– O Scarlett, oczywiście. – Upił kolejny łyk alkoholu, tym razem znacznie mniejszy.

Nie wiedziałem, co chciał usłyszeć. Wyczuwałem jednak, że nie pytał bez powodu.

– No śmiało. Przyznaj, że jest spełnieniem marzeń każdego mężczyzny – mruknął sarkastycznie, kładąc nacisk na słowo „każdego”.

Niezależnie od tego, czy pił do mnie, czy może miał na myśli siebie, nie podobały mi się tory, na jakie wskoczyła nasza rozmowa.

– Nie patrzę na nią w ten sposób – oznajmiłem spokojnym głosem.

Musiałem przyznać przed samym sobą, że skłamałem. Oczywisty był fakt, że nie umknęła mi jej metamorfoza. Niemniej zrzucałem to na karb zaskoczenia, a nie męskich instynktów.

– Cóż. Alessandro na pewno będzie miał z niej nie lada pociechę – oznajmił Wiktor, po czym po raz drugi opróżnił szkło.

Zacisnąłem zęby. Zbliżały się jej osiemnaste urodziny, spodziewałem się więc takiego obrotu sprawy. Ale nie przypuszczałem, że mężczyzną, którego wybierze Wiktor, będzie Alessandro, przyszły przywódca włoskiej mafii. Mężczyzna sporo ode mnie młodszy, a już zadziwiająco bezwzględny i okrutny. Miałem okazję współpracować z nim w ciągu tych czterech lat, które spędziłem w jego ojczyźnie. Nasza kooperacja parła do przodu tylko dlatego, że stawiałem nasz rozwój ponad swoje przekonania i zasady. Ponadto Alessandro był porywczy i agresywny. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że działał w sposób niekontrolowany i chaotyczny. Zadawał ból, bo sprawiało mu to przyjemność, nie musiał mieć w tym żadnego celu. Poza tym najpierw robił, później myślał. Liczył się wyłącznie ze zdaniem swojego ojca, lecz nawet on nie potrafił zapanować nad swoim synem w sposób wystarczający.

Oddanie Scarlett w jego ręce było jak wyrok. Niejednokrotnie widywałem kobiety opuszczające jego sypialnię. Posiniaczone, zakrwawione, zapłakane i stawiające krzywo nogi.

– Czasem, gdy na nią patrzę, żałuję, że jest dla nas taki ważny – wymamrotał Wiktor, rzucając mi wymowne spojrzenie.

Szklanka prawie pękła pod naporem moich palców.

– Kiedy ostatnio rozmawialiśmy, nie mówiłeś, że już wybrałeś dla niej… męża. – Ostatnie słowo z trudem przeszło mi przez gardło.

Wiktor wzruszył ramionami.

– Nie byłem pewny. Dobrze ci szło. Myślałem, że może nie będę musiał jej oddawać.

– Co się zmieniło? Rozwijamy się w zawrotnym tempie na tamtych terenach.

– Owszem, ale potrzebujemy pewności. I przede wszystkim więcej władzy nad Alessandrem. Wiesz, co mówią: nic tak nie spaja, jak małżeństwo – wybełkotał.

Zaśmiałem się gorzko.

Tego typu małżeństwa w naszej rzeczywistości zdarzały się dość często. Czasem nawet faktycznie spełniały swoją funkcję, jednak nie w tym przypadku.

– Myślisz, że Scarlett byłaby w stanie zdobyć nad nim jakąkolwiek władzę? Że będzie miała wpływ na niego albo jego decyzje? – Uniosłem brwi.

Wiktor uśmiechnął się.

– Chyba nie wiesz, jak duża władza kryje się między nogami kobiety. Jeśli dobrze to rozegra, może się udać.

Zaczynały puszczać mi nerwy.

– Bzdura. Znam go. Weźmie ją, prawdopodobnie siłą, a potem stanie się dla niego bezwartościowa i bezużyteczna. Czasy, kiedy takie małżeństwo cokolwiek zmieniało, dawno minęły.

– Mylisz się…

– Nie – przerwałem mu. – To ty się mylisz.

Wiktor zaczerwienił się na twarzy. Nikt nie miał prawa się mu przeciwstawiać. Nikt, oprócz mnie. Wiedział, że gdybym się od niego teraz odwrócił, mógłby bardzo dużo stracić.

Westchnął.

– Wiem, że zmanipulowanie go może być trudne. W tym przypadku nie ma na to innego sposobu niż kobieta. Jeśli którakolwiek miałaby go owinąć sobie wokół palca, to tylko Scarlett. Żadna inna. Oprócz tego, że jest piękna, jest też uległa, a zarazem charakterna. Na pewno szybko mu się nie znudzi. Reszta już zależy od niej. To nasza jedyna szansa.

– To się nie uda – warknąłem. – Ona ma dopiero osiemnaście lat. Nie nadaje się do takich gierek. – Zgromiłem go spojrzeniem.

– Nie martw się. Mając taką aparycję, nie będzie musiała za wiele robić.

– Nie doceniasz go. – Skrzywiłem się.

– To ty nie doceniasz jej, Michaelu.

Pokręciłem głową.

– Będziesz tego żałował. Nic nie ugrasz. Sytuacja we Włoszech jest stabilna. Mógłbyś ją powierzyć komuś innemu. – Wypowiedzenie ostatniego zdania przyszło mi z trudem.

Prawda jednak była taka, że nic gorszego niż trafienie w ręce Alessandra nie mogło jej spotkać.

– Na współpracy z nikim innym tak bardzo mi nie zależy. Jeśli się nie uda, to trudno. Podejmę to ryzyko i ją poświęcę. Zresztą decyzja już zapadła.

4

Scarlett

Leżałam w łóżku przykryta cienką, atłasową pościelą, gdy nagle usłyszałam po drugiej stronie drzwi charakterystyczne odgłosy szarpaniny. Wstałam pospiesznie i po cichu skierowałam się w tamtą stronę. Złapałam za klamkę i zaczęłam nasłuchiwać.

– To ja tu wydaję rozkazy – warknął stanowczy głos.

Głos, który rozpoznałam od razu. Otworzyłam drzwi i wyjrzałam na korytarz.

Michael klęczał na podłodze tuż obok leżącego na plecach strażnika. Jego kolano znajdowało się niepokojąco blisko gardła obezwładnionego mężczyzny. Drugi strażnik leżał parę metrów dalej. Jęczał, trzymając się za bark.

Michael podniósł głowę i spojrzał na mnie. Przez chwilę zobaczyłam na jego twarzy coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam. Determinację, groźbę i bezwzględną obojętność. Nie wiem, czemu tak bardzo zaskoczył mnie ten widok. Przecież od zawsze wiedziałam, kim Michael był i co robił. Przy mnie jednak zawsze był zupełnie inny. W moim towarzystwie nigdy nawet nie podniósł głosu. Zawsze uśmiechnięty, pogodny i czuły. Skory do zabaw i wygłupów. Łatwo było zapomnieć, że mężczyzna, któremu mogłam wejść na głowę, był również bezlitosnym, wysoko postawionym członkiem rosyjskiej mafii.

Kiedy nasze oczy się spotkały, jego twarz natychmiast złagodniała. Wstał i wyciągnął dłoń do leżącego strażnika, pomagając mu wstać.

– Umiesz nastawić bark? – wymamrotał do niego.

Tamten pokręcił głową.

– W takim razie zabierz swojego towarzysza na dół. Niech ktoś wezwie lekarza.

– Nie mogę zostawić panny Scarlett samej…

– Nie zostawiasz jej samej, tylko ze mną. A teraz idź, zanim doniosę Wiktorowi, jakich beznadziejnych żołnierzy postawił przed jej drzwiami – wycedził przez zaciśnięte zęby, a potem odwrócił się w moją stronę.

Gdy jego potężna sylwetka zmierzała ku mnie wzburzonym krokiem, poczułam się mniejsza, niż byłam.

– Wejdźmy do środka – powiedział, kładąc mi dłoń na plecach i wpychając mnie z powrotem do pokoju.

– Wiktor wie, że tu jesteś? – spytałam, jak tylko zamknął za nami drzwi.

Michael posłał mi spojrzenie, które trudno mi było rozczytać.

– Nie. A powinien? – Uniósł ciemną brew.

Wzruszyłam ramieniem, owijając się ciaśniej małym szlafrokiem.

– Nie pozwala nikomu do mnie wchodzić o tej godzinie.

Michael uśmiechnął się nieznacznie.

– Mnie by pozwolił. – Założył kosmyk moich włosów za ucho.

Kiedy jego palce musnęły moją skórę, moje serce zamarzło, aby po chwili zapłonąć.

– Podczas kolacji nie mieliśmy okazji, żeby porozmawiać, a nie chciałem czekać do jutra. Jeśli jesteś zmęczona…

– Nie – zaprotestowałam nieco zbyt gwałtownie.

Zarumieniłam się, a Michael uśmiechnął się szerzej, ukazując krawędzie równych zębów. Minął mnie i rozsiadł się w głębokim, różowym fotelu, w którym zwykliśmy siadać razem, bo tyle tam było miejsca. Graliśmy wtedy w planszówki, a gdy byłam starsza, to także na konsoli. Czasem oglądaliśmy filmy albo po prostu rozmawialiśmy. Zdarzało się nam również milczeć, wówczas każde było pochłonięte swoim zajęciem. Zawsze jednak byliśmy blisko i czuliśmy swoją obecność. Był dla mnie niczym starszy, nieco nadopiekuńczy brat.

Teraz ten fotel wydawał się… niekompletny, mimo że potężna sylwetka Michaela skutecznie wypełniała wolną przestrzeń. W sumie to było całkiem zabawne zestawienie. Duży, ubrany na czarno mężczyzna z kaburą przy pasie zatopiony w różowym, zamszowym fotelu. Nigdy wcześniej tego nie zauważyłam. Może po prostu w moich oczach nigdy nie był wielkim, złym bandziorem. Był moim przyjacielem, który zaparzał mi herbatę, kiedy bolał mnie brzuch.

– Jak się czujesz? – zapytał, wyrywając mnie ze wspomnień.

Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że odkąd weszliśmy do pokoju, nie ruszyłam się ani o centymetr. Pokręciłam delikatnie głową, a potem usiadłam na skraju łóżka. Daleko od Michaela. Założyłam nogę na nogę i poprawiłam materiał szlafroka. Nagle poczułam się skrępowana, choć tak naprawdę na widok miałam wystawione jedynie nogi.

– Już lepiej, dziękuję.

– Jak często zdarzają ci się bóle głowy? – Zmarszczył brwi, nie zwracając uwagi na moje zmieszanie.

To był przecież Michael. Mój Michael. Tylko i aż.

– Co jakiś czas. Byłoby to do zniesienia, gdyby nie to, że często trwają po trzy, cztery dni, a tabletki pomagają tylko na chwilę. – Uśmiechnęłam się słabo.

– Powinnaś skonsultować to ze specjalistą. – Oparł łokcie na podłokietnikach, a dłonie puścił luźno. – Jutro się tym zajmę.

Przyćmione światło lampki odbijało się od nierówności na jego rękach – żył, blizn i wypukłości mięśni. Musiałam się zmusić, aby oderwać od niego wzrok. Był niesamowicie… męski.

– Nie trzeba. Już był u mnie neurolog. Wszystko jest w porządku. Taki mój urok. – Posłałam mu kolejny uśmiech. – Mój organizm po prostu tak reaguje na zmęczenie, niewyspanie czy stres.

Michael oderwał plecy od oparcia fotela.

– Stres, zmęczenie? Co się dzieje?

Przygryzłam dolną wargę.

– Przecież wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć – zapewnił.

Poczułam, jak do moich oczu napływają łzy.

– Kiedyś mogłam – szepnęłam.

Schowałam twarz za włosami, więc nie widziałam, jak Michael wstaje, ale za to bardzo dobrze go słyszałam.

Chwilę później kucał przy moich odsłoniętych nogach i odgarniał luźne kosmyki.

– Hej, wciąż możesz. – Starł łzę, która z rzęs skapnęła na mój policzek.

– Jak długo? Dopóki nie wyjedziesz? Potem znów przestaniesz się odzywać na kolejne kilka lat? – Nie zamierzałam poruszać tego tematu, lecz stało się.

Mięsień w szczęce Michaela drgnął, gdy zacisnął zęby. Usiadł koło mnie. Tak blisko, że z łatwością mogłam poczuć ciepło bijące z jego ciała. Objął mnie ciężkim ramieniem.

– Przepraszam. – Przyciągnął mnie do siebie.

Tylko tyle miał mi do powiedzenia?

– Za co? Za to, że zostawiłeś mnie tutaj samą, czy za to, że przez cztery lata nie dałeś znaku życia? – spytałam cicho, ale z mocą.

Puściła we mnie jakaś tama, z której obecności nie zdawałam sobie sprawy.

– Za wszystko. Nie płacz, proszę.

Wtuliłam twarz w jego ramię. Moczyłam mu koszulkę, jednak nie przejmowałam się tym. Nie raz i nie dwa wypłakiwałam się w jego rękaw. Nigdy za to przez niego. Dłoń Michaela spoczęła na moim policzku, a kciuk pogładził kość policzkową. Ten dotyk podziałał na mnie kojąco. Zaczęłam się wyciszać.

– Wiesz, że musiałem wyjechać – wyszeptał w moje włosy.

– Wiem.

Miał rację. Wyrzucanie mu tego nie było fair. Ale tego, że zapomniał o moim istnieniu na cztery lata, już tak.

– Przepraszam, Scarlett.

Moje imię na jego języku brzmiało wyjątkowo miękko.

– No już, nie płacz. – Pocałował mnie w czoło.

Słyszałam po jego głosie, że nie tylko dla mnie to była trudna rozmowa.

– Jeśli znowu wyjedziesz… Gdziekolwiek by to nie było… Chcę mieć możliwość rozmowy z tobą. Chociaż raz na jakiś czas.

– Dobrze, daję słowo, że tak będzie.

Uniosłam głowę, aby sprawdzić, czy mówił poważnie.

– Obiecujesz?

– Tak. – Położył moją małą dłoń na swojej twardej klatce piersiowej w miejscu, gdzie rytmicznie i mocno biło jego serce. – Przysięgam.

5

Michael

Scarlett zrobiła to samo. Ujęła moją dłoń i położyła ją sobie tuż nad lewą piersią. Ciepło jej ciała przebijało się przez jedwabny materiał. Pod palcami czułem, jak szybko uderza jej serce.

Nasz stary rytuał. Ten gest zawsze towarzyszył obietnicom, jakie sobie składaliśmy. Nie były one wielkie, ale wciąż były to obietnice. Ona obiecywała mi, że przeczyta książkę, którą jej podrzuciłem, zje zupę jarzynową, której nie znosiła, albo że nie będzie się błąkać po budynku po zmroku. Ja zwykłem obiecywać jej różne wyjścia. Na początku plac zabaw i lody. Potem przyszedł czas na kino, wypady nad jezioro, a zimą łyżwy. Raz nawet zabrałem ją na koncert. Każda z tych pozornie zwyczajnych wypraw była dla niej na wagę złota. Nie marzyła o niczym innym, jak o wyrwaniu się chociaż na chwilę poza mury tego miejsca i doskonale o tym wiedziałem. Sama nie mogła tego robić. O ile wyjście do biblioteki czy na zakupy z dwoma strażnikami u boku było do zniesienia, o tyle wycieczka rowerowa traciła cały swój urok. Od tego byłem ja. Wiktor mi ufał, więc nigdy nie stawał nam na drodze. Wiedział, że ze mną jest bezpieczna. A ja chciałem pokazać jej tyle, ile byłem w stanie. Nikt inny nie mógł tego zrobić albo po prostu nie miał na to ochoty. A ja? Świetnie się z nią bawiłem. I od samego początku czułem się za nią odpowiedzialny.

Wolną dłonią objęła mój policzek. Jej dotyk był tak delikatny, że przypominał muśnięcie.

– Bardzo za tobą tęskniłam – szepnęła.

Jej błękitne oczy lśniły jak dwie tafle niespokojnej wody. Schowałem jej dłoń pod swoją.

– Ja za tobą też.

Wymknęła jej się kolejna łza. Mieniła się jak diament.

– Już wystarczy tych łez. – Starłem ją kciukiem.

Jej płacz sprawiał mi ból nie do opisania. Czułem się winny, bezsilny i wkurwiony, że musiałem wyjechać i zostawić ją tutaj.

Scarlett pokiwała głową i zabrała rękę. Nawet gdy płakała, wciąż była zjawiskowo piękna. Jej skóra pozostała jasna i gładka. Nie wydawała z siebie przy tym żadnych dźwięków. Jedynie jej oddech stawał się urywany, a rzęsy zlepiały się w ciemne kępki. Od zawsze tak miała. Od zawsze płakała w ciszy, jakby się bała, że ktoś może ją za to ukarać.

Wstała i podeszła do okna. Była boso, a jej drobne stopy stawiały bezgłośne kroki. Jak tylko zdałem sobie sprawę, że nieco za długo przyglądam się jej długim nogom, natychmiast odwróciłem wzrok.

– Wiesz już, kiedy wyjeżdżasz? – spytała zduszonym od emocji głosem.

Stała zwrócona do mnie plecami, więc nie widziałem jej twarzy. Jej ramiona lekko drgały. Również wstałem.

– Nie wiem. Decyzja o tym, kiedy i gdzie wyjadę, należy do Wiktora. Chciałbym jednak zostać jak najdłużej – powiedziałem cicho, po czym stanąłem u jej boku.

– Znajdziesz dla mnie trochę czasu? Pomiędzy szkoleniami? – zapytała, obserwując podświetlony podjazd, na którym zaparkował czarny samochód.

Wysiadło z niego trzech młodych mężczyzn.

– Spędzę z tobą każdą wolną chwilę. – Szturchnąłem ją żartobliwie w bok.

Na jej twarzy wreszcie pojawił się uśmiech. Nieco smutny i niepewny, ale jednak uśmiech.

Z pełną subtelności gracją wsunęła się na parapet. Znów założyła nogę na nogę, a ręce skrzyżowała na piersi.

– Na początku nie było tak źle – wyznała. – Wiedziałam, że musisz wyjechać. Rozumiałam to. Cierpliwie czekałam, aż się odezwiesz. Tak mijały dni, tygodnie, miesiące… – Pokręciła głową. – Wiktor strofował mnie za każdym razem, gdy o ciebie pytałam. Cała reszta udawała, że o niczym nie wie albo po prostu ignorowali moje pytania – urwała.

Jej kolano przypadkowo otarło się o moje udo. Poczułem ten dotyk zaskakująco mocno, mimo iż dzielił nas materiał moich jeansów.

– W pewnym momencie myślałam nawet, że coś ci się stało. Ze stresu nie mogłam jeść. – Zaśmiała się nerwowo.

Na samo wyobrażenie drobnej, złotowłosej postaci siedzącej przy stole, przygarbionej i pobladłej z niepewności i poczucia porzucenia… Kurwa. Miała tylko czternaście lat. Oprócz mnie nikt się nią nie interesował. Miała po prostu być. Najlepiej posłuszna i niewychodząca przed szereg. Jak cień. Ignorowana i traktowana przedmiotowo. To było przecież tylko dziecko. Dziecko, o które nigdy nikt tak naprawdę nie zadbał. Scarlett nie było dane zaznać troski i miłości. Może dlatego od początku tak usilnie starałem się być obok i otoczyć ją płaszczem ochronnym. Starałem się, lecz nie mogłem się oszukiwać. Chociaż oddałbym za nią życie, o uczuciach wiedziałem tyle, co nic. I ta myśl, którą dawno temu wepchnąłem w najgłębszą część umysłu, a mimo to co jakiś czas do mnie wracała – to ja jej zafundowałem takie życie. Ja. A jej żołądek kurczył się ze strachu na myśl, że coś mi się mogło stać…

– Dasha zaczęła się niepokoić, więc w końcu powiedziałam jej o swoich obawach. Szybko je rozwiała i zaczęłam powoli do siebie dochodzić. Minął rok i przestałam o ciebie wypytywać. Czułam się cholernie samotna, więc poprosiłam Wiktora o dodatkowe lekcje biologii i chemii, aby zająć czymś głowę. Nawet się ucieszył. Zawsze chciał, żebym została lekarzem. Według niego to jedyny sposób, abym się jeszcze na coś komuś przydała. – Przygryzła dolną wargę.

Wyglądała wtedy nieprawdopodobnie niewinnie.

– Potem poprosiłam, aby zapisał mnie na naukę jazdy konnej.

Poderwałem głowę, słysząc te słowa.

– Błagałam go miesiącami i w końcu się zgodził. Oczywiście pod warunkiem, że zawsze będzie mi towarzyszył ktoś ze straży. – Skrzywiła się. – Od tamtej pory moje życie kręci się wokół koni i przedmiotów ścisłych.

– Cieszę się, że znalazłaś coś, co sprawia ci radość. Chciałbym, żebyś była szczęśliwa – wyszeptałem. – Zasługujesz na to jak nikt inny.

– To się szybko nie wydarzy. – Jej głos przepełniła gorycz.

Nim zdążyłem się odezwać, zadała kolejne pytanie.

– A ty? Jak ci tam było? We Włoszech?

– Na początku nie było łatwo, ale w końcu doszliśmy do porozumienia. Potem wszystko potoczyło się szybko. Na ten moment nasza pozycja na tamtejszym rynku jest stabilna i wciąż się umacnia. Współpraca przynosi zyski obu stronom.

– Nie chodziło mi o interesy. Miałam na myśli, czy jest ci tam dobrze? Czy jesteś szczęśliwy? – Spojrzała na mnie nieśmiało.

Jej oczy w kształcie migdałów były duże i błyszczące. Otoczone wachlarzem grubych, ciemnych rzęs.

Czy byłem szczęśliwy? W moim słowniku nie było tego pojęcia. Moje życie to wyznaczone zadania i ich realizowanie. Kiedy zbyt długo zwlekałem z odpowiedzią, rzekła:

– Cztery lata to bardzo długo. W ciągu tego czasu można sobie ułożyć życie. – Spuściła wzrok na moją klatkę piersiową.

A więc o to chodziło. Pytała o kobietę.

– Scarlett…

Uniosła dłoń.

– Nie, nie odpowiadaj. Nie chcę wiedzieć. – Ześlizgnęła się z parapetu i wróciła na łóżko.

– Nie mam nikogo, jeśli o to chodzi – oznajmiłem, opierając się o parapet.

Przez moją sypialnię przewinęło się dużo kobiet, jednak zawsze kończyło się na łóżku.

Rumieniec zabarwił jej policzki.

Przerwało nam pukanie do drzwi. Do środka weszła Dasha. Na mój widok przystanęła.

– Och. Nie spodziewałam się tutaj nikogo o tej porze. – Zmierzyła bacznym spojrzeniem najpierw mnie, a potem Scarlett. – Wiktor mówił, że głowa dalej daje ci się we znaki. Przyniosłam leki.

Scarlett poruszyła się, a potem wstała.

– Dziękuję, czuję się już lepiej – oznajmiła.

Spłoszyła się, jakby właśnie została przyłapana na czymś niestosownym.

– Dobrze, to ja… przyjdę za chwilę – mruknęła Dasha, choć ewidentnie nie miała zamiaru wychodzić.

– Nie trzeba, zostań. Na mnie już czas. Do jutra. – Posłałem Scarlett ostatnie spojrzenie, a potem opuściłem pokój.

6

Scarlett

Weszłam do jadalni. Wiktor siedział przy stole i czytał poranną gazetę. Miał na sobie swój zwyczajowy strój – idealnie dopasowany garnitur i eleganckie buty. Na czubku jego nosa tkwiły okulary korekcyjne, których używał do czytania.

Michaela nie było.

Podeszłam bliżej i dostrzegłam, że na stole są tylko dwa nakrycia. Jedno zajęte przez Wiktora, a drugie – jak przypuszczałam – przeznaczone dla mnie. Zwolniłam kroku.

Wiktor rzucił mi spojrzenie znad grafitowych, prostokątnych oprawek.

– Siadaj. Michael nie będzie jadał z nami śniadań – wyjaśnił.

Zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę miałam to pytanie wypisane na twarzy, czy może w ciągu tych lat, które z nim spędziłam, nauczył się czytać mi w myślach.

Gdy nie odpowiedziałam, dodał:

– Jego grafik jest napięty. Będziecie się widywać podczas kolacji.

– Dobrze – odparłam, zajmując miejsce.

Wiktor odłożył gazetę i zaczął nakładać sobie na talerz.

– Jak głowa?

– Dobrze, już mi przeszło. Czuję się znacznie lepiej.

Poczekałam, aż skończy, po czym sięgnęłam po owoce.

– Cieszę się. Wyglądasz też zdecydowanie lepiej.

Spojrzałam na niego. Wlepiał wzrok w moją twarz.

Mimo że od zawsze traktował mnie przedmiotowo i nigdy nie dał mi zapomnieć, do czego jestem mu potrzebna, to z biegiem czasu czułam, jak jego postawa wobec mnie ulega przemianie. Wciąż byłam jego zabawką. Na wiele lat rzuconą w kąt i ignorowaną, ale od jakiegoś czasu… chciał się mną pobawić. Fakt, że nie mógł tego zrobić, tylko potęgował tę chęć. Byłam tego świadoma, choć wieloletnie doświadczenie umożliwiało mu trzymanie w ryzach swoich zachcianek i fantazji. W tym sensie Wiktor nie stanowił dla mnie zagrożenia. Ani on, ani nikt inny znajdujący się w tym domu.

Chwyciłam dzbanek z kawą i napełniłam białą filiżankę. Chwyciłam za sztućce.

– Cóż, skoro czujesz się już dobrze – rzekł, ocierając usta chusteczką – to mam coś dla ciebie.

Wstał i ujął plik białych kartek skryty pod gazetą. Podszedł do mnie i położył dokumenty tuż obok mojego talerza.

Wciąż trzymając w dłoniach sztućce, rzuciłam okiem na pierwszą stronę. Było na niej zdjęcie mężczyzny. Młodego, choć starszego ode mnie. Ubranego w drogi garnitur. Był przystojny. Jasnobrązowe włosy miał zaczesane do tyłu, a oczy w kolorze gorzkiej czekolady współgrały ze śniadą karnacją i rzędem pięknych, olśniewająco białych zębów.

Alessandro Balducci.

Moje ręce zaczęły drżeć, więc odłożyłam sztućce na talerz.

– Przeczytaj w wolnej chwili. Jest tam wszystko, co musisz wiedzieć.

– Muszę wiedzieć? – powtórzyłam cichym głosem.

Podniosłam plik jedną dłonią, aby bliżej przyjrzeć się obcej dla mnie twarzy.

– Chyba nie sądziłaś, że dzień, w którym Alessandro przyjedzie złożyć ci urodzinowe życzenia, będzie dniem, w którym dowiesz się, jak wygląda twój przyszły mąż. – Wiktor zaśmiał się. – Może i mógłbym ci zrobić taką niespodziankę, jednak niestety do tego spotkania musisz się odpowiednio przygotować.

– Co masz na myśli? – Zmarszczyłam brwi.

Czułam, że nie chodzi tylko o perfekcyjny makijaż i idealną fryzurę.

Wiktor przewrócił oczami.

– Chyba nie zdajesz sobie do końca sprawy, z czym przyjdzie ci się zmierzyć. – Upił łyk gazowanej wody.

– Myślałam, że gra toczy się o małżeństwo widniejące na papierze.

– Owszem, ale żeby do niego doszło, musisz przypaść Alessandrowi do gustu, czyż nie?

Nie, nie tak miało być.

– Decyzja przecież zapadła. Pobierzemy się niezależnie od tego, czy mu się spodobam, czy nie. A może się mylę? – Uniosłam brwi.

Miałam nadzieję, że nie. To by znacznie skomplikowało sprawę. Uwodzenie to starania i gra, do której zdecydowanie nie byłam stworzona. Nie wiedziałam nawet, czy potrafiłabym udawać radość z sytuacji, przez którą nie mogłam spać dzisiejszej nocy. Ponadto w tym momencie pojawiało się ryzyko niepowodzenia, które wcześniej mi nie groziło. Miałam po prostu być posłuszna i potulna, czyli taka jak zawsze.

– Owszem. Tak było, dopóki Alessandro nie zobaczył cię na zdjęciu i nie wyraził jawnego zachwytu twoją urodą. W tym przypadku bylibyśmy głupcami, gdybyśmy nie spróbowali wyłuskać czegoś więcej, prawda? Nie chcemy, żeby czar prysł. Masz być spełnieniem jego marzeń.

O Boże…