Gaza - o jedną masakrę za daleko - Norman.G Finkelstein - ebook

Gaza - o jedną masakrę za daleko ebook

Norman.G Finkelstein

4,2

Opis

 

 

„Gaza – o jedną masakrę za daleko” to wstrząsająca relacja ze zbrodni popełnionej przez armię izraelską na ludności Strefy Gazy na przełomie 2008 i 2009 r., a także bezlitosna krytyka propagandy usprawiedliwiającej masowy mord. Norman Finkelstein uważa, że poruszenie w świecie, jakie wywołała inwazja na Gazę, było tak duże, że od tej pory nieprawdopodobnym będzie usprawiedliwianie jakichkolwiek zbrodni izraelskich. Tym razem Izrael naprawdę poszedł za daleko. Zaś wszystkim zwolennikom polityki Izraela, niezależnie od orientacji politycznej i religijnej, wystarczy postawić proste pytania: „Czy jesteś za, czy przeciw czystce etnicznej, za czy przeciw dyskryminacyjnym prawom, za czy przeciw wyburzaniu domów, za czy przeciw drogom i koloniom tylko dla Żydów, za czy przeciw torturom, za czy przeciw masakrom?”

Norman Finkelstein jest jednym z najbardziej znanych intelektualistów amerykańskich żydowskiego pochodzenia, który – tak jak Noam Chomsky czy Naomi Klein – krytykuje politykę państwa Izrael. Za tę krytykę dostał od Izraela 10-letni zakaz wjazdu do tego kraju. Finkelstein, którego rodzice z warszawskiego getta zostali przez hitlerowców wywiezieni do obozów koncentracyjnych w Majdanku i Oświęcimiu, uważa, iż właśnie trauma Holocaustu jest tym, co nie pozwala uczciwemu Żydowi bronić prawa Izraela do bezkarnego łamania praw człowieka i norm międzynarodowych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 278

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (9 ocen)
4
3
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
mwkbook

Nie oderwiesz się od lektury

Książka napisana w 2012 roku, na temat inwazji Izraela na Gazę z 2008 roku - to pozwoliło na konkretny zbiór informacji z opublikowanych raportów (i NGOs i organizacji międzynarodowych, i państw, w tym Izraela), a także wydarzeń i reakcji opinii publicznej. Zaskakujące, jak dużo z tej książki znajduje odzwierciedlenie w 2023, 2024 roku. Myślę, że warto przeczytać, by zweryfikować swoją wiedzę ten temat dziś.
00

Popularność




Tytuły ‌oryginałów:

This Time We ‌Went Too Far. ‌Truth & Consequences ‌of the Gaza ‌Invasion

Przełożył:

Paweł ‌Michał ‌Bartolik

Wstęp:

Stefan Zgliczyński

Redakcja:

Przemysław Wielgosz, ‌Stefan Zgliczyński

Projekt ‌okładki:

Krzysztof ‌Ignasiak ‌http://ist.art.pl/

Zdjęcie na ‌okładce:

Ewa ‌Jasiewicz

Opracowanie graficzne:

Ireneusz ‌Frączek

© OR Books, ‌Nowy Jork, ‌2010

© Instytut Wydawniczy ‌Książka i Prasa 2010

ISBN ‌978-83-65304-37-7

Instytut Wydawniczy Książka i Prasa

ul. ‌Twarda 60, 00‍-818 Warszawa

tel. ‌022‍-624‍-17‍-27

[email protected]

http://www.iwkip.org

http://www.monde‍-diplomatique.pl

Skład wersji ‌elektronicznej:Marcin ‌Kapusta

konwersja.virtualo.pl

Carol i Noamowi, ‌za to, ‌że byli ‌ze mną

Wstęp

Norman Finkelstein ‌jest jednym z najbardziej ‌znanych intelektualistów ‌żydowskiego ‌pochodzenia krytykujących politykę państwa ‌Izrael. Jego najgłośniejsza ‌książka, Przedsiębiorstwo Holocaust, opublikowana ‌przez renomowane Verso w 2000 r., ‌doczekała się ‌już ‌trzech wydań ‌i została przetłumaczona na 16 ‌języków (po polsku ‌w 2001 r.). W 2006 r. w Polsce wyszła ‌kolejna ‌książka Finkelsteina ‌Wielka hucpa. O pozorowaniu ‌antysemityzmu i fałszowaniu ‌historii.

Krytycy Finkelsteina, a należą do ‌nich najbardziej wpływowe organizacje ‌żydowskie w USA, ‌zarzucają mu, ‌iż jego ‌bezpardonowa krytyka ‌wykorzystywania ofiar Holocaustu dla ‌legitymacji ‌zbrodni wojennych popełnianych ‌przez Izrael, czyli – ‌krótko ‌mówiąc ‌– zamykanie ust krytykom ‌Izraela ‌moralnym szantażem ‌„drugiego holocaustu” i oskarżeniem ‌o antysemityzm to ‌woda na młyn ‌wszelkiego ‌rodzaju ‌negacjonistów, neofaszystów ‌i arabskich ekstremistów. Przykład naszego ‌kraju, w którym dwie dotychczas wydane książki Finkelsteina ukazały się w wydawnictwach prawicowych, a jedna z przedmową publicysty bliskiego skrajnej prawicy, wydawałby się argumentem na rzecz powyższej tezy.

Publikacją najnowszej książki Finkelsteina Gaza – o jedną masakrę za daleko w serii Biblioteki Le Monde diplomatique chcemy pokazać, że inkorporowanie książek Finkelsteina na użytek patologicznych antysemitów nie ma nic wspólnego ani z intencjami Autora, ani z przesłaniem jego prac. Finkelstein uważa bowiem, odwrotnie niż jego najbardziej znani oponenci, tacy jak Elie Wiesel, Alan M. Dershowitz czy Abraham H. Foxman, iż właśnie żydowskie pochodzenie, trauma Holocaustu (oboje rodzice Finkelsteina z warszawskiego getta wywiezieni zostali do kacetów w Majdanku i Oświęcimiu) jest tym, co nie pozwala uczciwemu Żydowi bronić prawa Izraela do bezkarnego łamania praw człowieka i norm międzynarodowych.

Przeciwnie. To właśnie Żydzi na całym świecie, zdaniem Finkelsteina, winni uważnie przyglądać się poczynaniom „państwa żydowskiego” i głośno piętnować jego zbrodnie – właśnie w imię ofiar Holocaustu, aby ich pamięć nie była bezczeszczona polityką podwójnych standardów, zgodnie z którą Izraelowi wolno torturować, zabijać i okupować, a innym, oczywiście, nie.

Finkelstein przytacza zarzut „bezwzględnej i cynicznej eksploatacji istniejącego do dziś poczucia winy rdzennych Europejczyków za rzeź Żydów w czasie Holocaustu, w celu usprawiedliwienia własnych mordów na Palestyńczykach”, jaki postawił Izraelowi Gerald Kaufman, znany brytyjski poseł laburzystowski i były minister spraw zagranicznych w gabinecie cieni, którego część rodziny wymordowali naziści.

Dlatego, zdaniem Finkelsteina, Izrael nie jest objęty embargiem i blokadą ze strony państw Unii Europejskiej, co spotkałoby każde inne państwo stosujące metody choć w części podobne do tych, które on stosuje. Ba! W kulminacyjnym momencie masakry ludności Gazy do Izraela przyjechali szefowie Unii i zjedli obiad z jego premierem. Po czym, wraz z przedstawicielami rządów USA i Kanady, zastanawiali się, jak uniemożliwić dozbrajanie Palestyńczyków opierających się atakowi armii Izraela!

Jak haniebne jest to rozumowanie – obecne we wszystkich mainstreamowych mediach, powtarzane przez dziennikarzy albo z głupoty, albo z wyrachowania – dowodzą suche fakty: w ciągu 22 dni operacji w Gazie Izraelczycy zabili 1,4 tys. zamieszkujących ją Palestyńczyków, z których 4/5 stanowili nieuzbrojeni cywile, w tym 350 dzieci. Izrael zaś stracił 10 żołnierzy (w tym 4 od własnego ognia) oraz 3 cywilów. Ale rozbrajać, zdaniem Zachodu, trzeba ofiarę, zaś zbroić – kata.

Izrael otrzymuje od USA roczną pomoc wartości ok. 3 mld dolarów, jak również wyposażenie wojskowe wykorzystywane do walki z cywilną ludnością palestyńską. Biały fosfor, który Izrael stosował w Gazie nielegalnie, łamiąc konwencje międzynarodowe, miał nadruk „made in USA”.

W nagrodę za zrównanie z ziemią Gazy, 10 maja 2010 r. Izrael przyjęto do OECD (Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju) skupiającej 34 „wysoko rozwinięte i demokratyczne państwa”. A więc zamiast bojkotu i potępienia – międzynarodowe uznanie i prestiż…

Ciekawostką jest, iż to „wysoko rozwinięte i demokratyczne państwo” nie znosi krytyki. 26 maja 2008 r. aresztowało na lotnisku Ben Guriona w Tel Awiwie Normana Finkelsteina i deportowało poza swoje granice z 10-letnim zakazem wjazdu. Aby dostać się do Gazy i zobaczyć, co z niej zostało pół roku po zakończeniu „Operacji Płynny Ołów”, Finkelstein przekroczył granicę w Egipcie. Jego oczom ukazał się księżycowy krajobraz. Izrael zniszczył lub uszkodził 58 tys. domów, 280 szkół i przedszkoli, 1,5 tys. fabryk i warsztatów, 30 meczetów, instalacje wodne i kanalizacyjne, 80% upraw i niemal 1/5 ziemi uprawnej. Pozostało 600 tys. ton gruzów, a ogół strat ocenia się na 3-3,5 mld dolarów. Hamas, który rzekomo sprowokował atak izraelski (w rzeczywistości plan ataku przygotowany był dużo wcześniej, zaś rozejm zerwał sam Izrael zabijając w nalotach 6 bojowników Hamasu, aby mieć pretekst do rozpoczęcia wojny), zniszczył „kilka zabudowań cywilnych, (…) jedno całkowicie”. Do dziś większości budynków w Gazie nie odbudowano, gdyż Izrael nie wpuszcza do niej transportów z materiałami budowlanymi i cementem.

Najważniejsza światowa gazeta, New York Times, piórem swojego czołowego komentatora zagranicznego, Thomasa Friedmana, usprawiedliwiła izraelski terror, dowodząc, iż Izrael mordował cywilów w Libanie w 2006 r. i obecnie w Gazie, aby „dać nauczkę” Hezbollahowi i Hamasowi, i pokazać, że Izraelowi nie można „grać na nosie”. Nadwiślański (zachowując wszelkie proporcje) odpowiednik NYT, Gazeta Wyborcza, robi to samo piórem m.in. Dawida Warszawskiego, gotowego usprawiedliwić każdą zbrodnię Izraela „terrorem palestyńskich ekstremistów”, i to najlepiej na zapas.

Aby zdemaskować kłamstwa izraelskich polityków i wspierających ich dziennikarzy, takie jak np. prezydenta Izraela i laureata Pokojowej Nagrody Nobla Szymona Peresa: „operacje Izraelskich Sił Obronnych umożliwiły prosperity gospodarczą na Zachodnim Brzegu, uwolniły obywateli południowego Libanu od terroru Hezbollahu i umożliwiły mieszkańcom Gazy powrót do normalnego życia”, albo ministra obrony Ehuda Baraka, który zapewniał, że „dysponujemy najbardziej moralną armią na świecie”, wystarczy zobaczyć na ekranie telewizora bądź komputera ową prosperity albo zapoznać się z relacjami izraelskich żołnierzy, które po inwazji publikował izraelski dziennik Haaretz. Zgodnie z nimi armia izraelska dostała polecenie zniszczenia i zabicia jak największej liczby domów i ludzi w możliwie jak najkrótszym czasie, aby cofnąć Gazę do epoki „kamienia łupanego”. Masakra Gazy miała pokazać światu, że – nadwątlona porażką z Hezbollahem w Libanie w 2006 r. – kondycja Izraela jako państwa bez ograniczeń korzystającego ze swej mocy odstraszania jest znakomita.

Dlatego żołnierze mieli strzelać do wszystkiego, co się rusza i co się nie rusza. Nie wyłączając szkół, szpitali, ambulansów i budynków ONZ (które zresztą ostrzeliwane były ze szczególną zajadłością).

Jak powiedział jeden z żołnierzy: „Czujesz się jak dziecko bawiące się szkłem powiększającym, którym pali mrówki”. Udokumentowano przypadki umyślnego strzelania do takich kilkuletnich „mrówek” – przerażonych dzieci palestyńskich wymachujących skrawkami białego płótna…

Tak zwany raport Goldstone’a, przygotowany na zlecenie ONZ, jak również raporty Amnesty International i Human Rights Watch nie pozostawiają wątpliwości, iż Izrael popełnił w Gazie zbrodnie wojenne, a być może również zbrodnie przeciwko ludzkości. Za podobne zbrodnie do dziś ściga się nazistowskich zbrodniarzy, bałkańskich watażków czy członków wojskowych junt południowoamerykańskich. Polityków izraelskich przez wiele lat nie ścigał nikt. Czują się całkowicie bezkarni i nie muszą się nawet kryć ze swoimi intencjami – jak minister spraw zagranicznych Cypi Liwni, która tuż przed masakrą w Gazie stwierdziła publicznie, iż „długotrwały rozejm z Hamasem szkodzi strategicznym celom Izraela”, albo minister spraw wewnętrznych Eli Jiszaj deklarujący: „Musimy niszczyć 100 domów w odwecie za każdą wystrzeloną rakietę [Hamasu], choćby nawet rakiety te spadały na tereny niezamieszkane czy do morza”.

Dopiero w ostatnich latach wysiłek licznych organizacji solidarnościowych i zaangażowanych w obronę praw człowieka prawników, którzy powołują się na prawo międzynarodowe i zasadę jurysdykcji uniwersalnej, zaczęły przynosić pewną zmianę tego stanu rzeczy. We wrześniu 2005 r. na lotnisku w Londynie uzbrojona w nakaz aresztowania policja czekała na generała Dorona Almoga oskarżanego za zbrodnie wojenne popełnione w czasie, gdy był on dowódcą obszaru Gazy (grudzień 2000- lipiec 2003). Almog, ostrzeżony przez izraelski wywiad, nie wysiadł z samolotu. W grudniu 2009 r. brytyjski sąd wydał nakaz aresztowania oskarżonej o zbrodnie podczas „Operacji Płynny Ołów” Cypi Liwni. Była minister zmuszona była odwołać planowaną wizytę w Wielkiej Brytanii. Próby postawienia przed sądem izraelskich zbrodniarzy wojennych podejmowano także m.in. w Hiszpanii i Belgii. Okoliczności te sprawiły, że od kilku lat izraelskie władze rozprowadzają wśród swych żołnierzy i polityków listę krajów, których należy unikać.

Izraelski historyk Ilan Pappé, autor przełomowej pracy The Ethnic Cleasing of Palestine, uważa, że milczenie świata zachodniego (ale i ZSRR) wobec czystki etnicznej, którą Izrael przeprowadził na Palestyńczykach w 1948 r., wzięło się z czystej kalkulacji politycznej – wy nie będziecie drążyć sprawy Holocaustu, za który jesteśmy odpowiedzialni bądź współodpowiedzialni, a my damy wam wolną rękę w kwestii palestyńskiej, gdyż niestosowne jest opisywanie Żydów trzy lata po Holokauście jako morderców, grabieżców, okupantów i kolonizatorów. Wygodniej jest mieć stosunki z państwem Izrael niż z samymi Żydami, stąd ceną zadośćuczynienia za Holocaust stała się zgoda państw europejskich, USA i ZSRR na wywłaszczenie Palestyny. Zarówno owa zgoda jak i proces wywłaszczania trwa do dnia dzisiejszego

Pappé traktuje ojców-założycieli Izraela (z Ben Gurionem na czele) jak kryminalistów, których wraz z wykonawcami ich planu czystki etnicznej należy ścigać tak jak przestępców wojennych.

To samo ma, jego zdaniem, dotyczyć odpowiedzialnych za ostatnie zbrodnie w Gazie – i to tak polityków, jak i żołnierzy, gdyż samo stwierdzenie, że „Izrael popełnia zbrodnie wojenne” niewiele znaczy i do niczego nie prowadzi. Musimy znać nazwiska wydających rozkazy ataku na nieuzbrojoną ludność cywilną, lotników zrzucających bomby i żołnierzy strzelających do kobiet i dzieci. Jeśli poznamy nazwiska, to będzie możliwe przygotowanie procesu i rozesłanie listów gończych – tak jak niegdyś za Pinochetem. Może wreszcie zbrodniarze przestaną czuć się bezkarni.

Jak pokazuje historia zatrzymanego w Polsce agenta Mossadu zamieszanego w zabójstwo jednego z przywódców Hamasu, daleka nas jeszcze czeka do tego droga. W czerwcu 2010 r. na lotnisku w Warszawie zatrzymano na podstawie wystawionego przez Niemcy europejskiego nakazu aresztowania obywatela Izraela, najprawdopodobniej agenta Mossadu, który pomógł sfałszować niemieckie dokumenty dla dowódcy izraelskiej bojówki przygotowującej zamach. Izrael natychmiast zażądał od Polski uniemożliwienia zgodnej z europejskim prawem ekstradycji do Niemiec i przekazania jego obywatela Izraelowi. Polska prokuratura, sąd i cały rząd znalazły się w nie lada kłopocie – złamać prawo europejskie albo narazić się Izraelowi na zarzut antysemityzmu.

Pamiętam wypowiedź telewizyjną premiera Donalda Tuska, który z głupawym uśmiechem tłumaczył dziennikarzom, że „sprawa jest delikatna”, bo to „państwo wiecie… Niemcy, Izrael, Polska, to się źle kojarzy…”

Dlaczego jest delikatna i z czym się źle kojarzy nie powiedział, ale możemy się domyślać, iż premier polskiego rządu miał skojarzenia ze szmalcownictwem, gdy podczas II wojny światowej Polacy wydawali Żydów na śmierć Niemcom. Polska w końcu przekazała izraelskiego agenta władzom niemieckim, gdzie został natychmiast zwolniony za kaucją.

Finkelstein przypomina w swojej książce, iż poza tak spektakularnymi masakrami, jak ta w Gazie, Izrael dzień w dzień zabija Palestyńczyków (w dniu, w którym piszę te słowa, agencje przyniosły wiadomość o zastrzeleniu z izraelskiego czołgu 3 palestyńskich cywilów); w ciągu ostatnich 9 lat zabił ich 5 tys. – z czego co najmniej połowę stanowią cywile, a niemal 1 tys. to dzieci i nastolatki. Izrael przetrzymuje również w więzieniach kilka tysięcy Palestyńczyków, w tym kobiety i dzieci, przy czym zbrodniarze izraelscy chodzą wolni w glorii chwały bohaterów. Za masakrę ludności cywilnej w Gazie, czyli za 1,4 tys. trupów, tysiące rannych i okaleczonych odpowiedział jak dotąd tylko jeden żołnierz izraelski, któremu zarzucono… kradzież karty kredytowej należącej do Palestyńczyka…

Jest również zdania, że skala uprzedzeń antymuzułmańskich w Europie jest nieporównywalnie większa od uprzedzeń antysemickich. Jest to jego osobista opinia, z którą możemy się zgadzać bądź nie, ale jednak coś jest na rzeczy w tym, iż np. rząd niemiecki od lat udaje, że nie ma problemu izraelskiego rasizmu i przemocy, a kanclerz Angela Merkel wręcza w Poczdamie, we wrześniu 2010 r., nagrodę M100 Medienpreis Kurtowi Westergaardowi (rysownikowi, który w 2005 r. na łamach duńskiego dziennika Jyllands Posten zamieścił bulwersujące karykatury Mahometa), głosząc patetycznie, że „wolność prasy jest filarem wolności ludzi”.

Finkelstein jest optymistą. Uważa, że poruszenie w świecie, jakie wywołała inwazja na Gazę, było tak duże, że od tej pory nieprawdopodobnym będzie usprawiedliwianie jakichkolwiek zbrodni izraelskich. Tym razem Izrael naprawdę poszedł za daleko. Zaś wszystkim zwolennikom polityki Izraela, niezależnie od orientacji politycznej i religijnej, wystarczy postawić jedno proste pytanie: „Czy jesteś za, czy przeciw czystce etnicznej, za czy przeciw dyskryminacyjnym prawom, za czy przeciw wyburzaniu domów, za czy przeciw drogom i koloniom tylko dla Żydów, za czy przeciw torturom, za czy przeciw masakrom?”

Pół roku po masakrze Gazy izraelskie siły specjalne zaatakowały pokojową „Flotyllę Wolności”, konwój nieuzbrojonych statków wiozących m.in. materiały budowlane i wyprawki szkolne dla dzieci w Gazie. Zabiły 9 uczestników oraz aresztowały, uwięziły i okradły resztę jej członków, nie zważając na to, iż byli wśród nich laureatka pokojowego Nobla czy europejscy parlamentarzyści. Znów oburzenia nie było końca. I znów, tak jak po Gazie, wydawało się, że to jest ta kropla, która skaże Izrael na międzynarodowe potępienie i ostracyzm. Pod wrażeniem fali krytyki Egipt otworzył przejście w Rafah, a Izrael zadeklarował nieznaczne złagodzenie blokady (pozwalając np. wwozić hummus). Nie był to jednak początek zasadniczej zmiany sytuacji. Minęło kilka miesięcy i wszystko wróciło do normy: Izrael więzi 1,5 mln Palestyńczyków w Gazie, uniemożliwiając jej odbudowę i normalne życie mieszkańców. Torturuje oraz bez powodu, na widzimisię, zabija palestyńskich cywilów. Buduje mur separacyjny, uznany za nielegalny przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, zagarniając przy okazji ziemię palestyńską. Rozbudowuje nielegalne osiedla kolonistów izraelskich na ziemiach okupowanych. I kpi społeczności międzynarodowej w żywe oczy, ignorując uchwały Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych wzywające go do respektowania praw Palestyńczyków.

Jak długo jeszcze?

Stefan Zgliczyński

Wyrazy podziękowania

Colinowi Robinsonowi za pomoc w stworzeniu koncepcji książki i Maren Hackman za pomoc w jej urzeczywistnieniu. Cyrusowi Veeserowi za cenne wsparcie podczas końcowych prac redakcyjnych. Jestem też wdzięczny za współpracę Fundacji Badań Biospołecznych, a także Rudolphowi Baldeo, Annie Baltzer, Regan Boychuk, Noamowi Chomsky’emu, Johnowi Dugardowi, Mirene Ghossein, Asmie Ishak, Mike’owi Levy’emu, Darrylowi Li, Sanjeevowi Mahajanowi, Frankowi Menetrezowi, Allanowi Nairnowi, Mouinowi Rabbaniemu, Sarze Roy, Feroze’owi Sidhwy’emu i Eugenii Tsao. Ogromnie wiele dały mi też wskazówki dostarczone przez korespondencyjnych znajomych.

Nie chodzi o to, byście przeprowadzili masakrę, ale…

Dowódca izraelski instruujący żołnierzy tuż przed inwazją na Gazę [1]

Słowo wstępne

Jestem jednym z wielu ludzi, którzy poświęcili sporą część życia staraniom o sprawiedliwy pokój między Izraelem a Palestyną. Nie mogę jednak powiedzieć, że żyjący pod okupacją Palestyńczycy nadzwyczajnie odczuli skutki tych działań. Dotąd nie zdołano powstrzymać niszczycielskiego izraelskiego tarana. Zmiany, które nastąpiły, okazały się być zmianami na gorsze. Pod płaszczykiem tzw. procesu pokojowego Izrael skutecznie zaanektował olbrzymie połacie Zachodniego Brzegu oraz zniszczył ciągłość tkanki społecznej zarówno tam, jak i w Strefie Gazy.

Zbytnim pesymizmem tchnęłoby jednak stwierdzenie, że nie nastąpił żaden postęp. Izrael nie może już liczyć na odruchowe poparcie dla swej polityki. Sondaże opinii publicznej, w tym także te przeprowadzone wewnątrz społeczności żydowskich na świecie, dowodzą, że w ciągu ostatnich 10 lat rośnie niezadowolenie z postępowania Izraela. Ten przechył wynika w znacznej mierze z faktu coraz lepszego poinformowania opinii publicznej. Historycy obalili wiele rozprzestrzenianych przez Izrael mitów, mających służyć usprawiedliwieniu wydziedziczenia, wywłaszczenia i wygnania rdzennej ludności Palestyny. Organizacje praw człowieka udokumentowały to, jak Izrael maltretuje żyjących pod okupacją Palestyńczyków. Wreszcie na arenie prawno-dyplomatycznej wykrystalizował się konsens, zgodnie z którym realizacja podstawowych praw Palestyńczyków pozostaje niezbędnym warunkiem rozwiązania konfliktu.

Niezadowolenie z postępowania Izraela narastało od dawna i sięgnęło zenitu, gdy w grudniu 2008 r. państwo to dokonało najazdu na Gazę. Bezlitosny atak na bezbronną ludność cywilną wywołał powszechny szok i oburzenie. Głęboki rozłam zarysował się również wewnątrz społeczności żydowskich – szczególnie wśród młodego pokolenia. Wielu dawnych zwolenników Izraela wolało nabrać wody w usta niż stawać w obronie tego, czego bronić się nie da – nawet jeśli nie wystąpili z otwartym protestem.

W pierwszej części książki przeanalizowane zostaną motywy izraelskiego ataku na Gazę oraz przedstawiono kronikę „22 dni śmierci i zniszczenia” – jak to określiła Amnesty International. Prawdziwie przedstawić cierpienie, którego doświadczyli – przynajmniej tyle możemy zrobić dla mieszkańców Gazy. Nikt nie wskrzesi zabitych ani nie połata ran tych, którzy przeżyli – ale pamiętając, co się wydarzyło, możemy przynajmniej uczcić ich ofiarę.

Książka ta nie jest jednakże tylko lamentem – niesie też światło nadziei. Przelew krwi w Gazie obudził sumienie świata. Nigdy nie istniały okoliczności bardziej sposobne, by opinia publiczna nie tylko wyraziła swój żal, lecz również podjęła działanie. Po naszej stronie jest prawda i sprawiedliwość. To potężna broń, jeśli tylko nauczymy się jej skutecznie używać.

Mierzymy się obecnie z podwójnym wyzwaniem. Po pierwsze, musimy kształtować i informować opinię publiczną, przedstawiając w prawdziwym świetle żniwo wydarzeń w Gazie. Po drugie, musimy mobilizować poparcie dla takiego rozwiązania konfliktu, jakie uznają za właściwe wszystkie światłe kręgi opiniotwórcze – odrzucanego jednak przez pozostające w praktycznej izolacji Izrael i Stany Zjednoczone. Mam nadzieję, że książka ta pomoże sprostać temu wyzwaniu, oraz przyczyni się do tego, by wreszcie każdy Palestyńczyk i każdy Izraelczyk mógł godnie przeżyć swe życie.

1/ Samoobrona

Zapytany, jaki jest jego zdaniem najlepszy sposób rozwiązania „problemu Palestyny”, Mahatma Gandhi odparł (1 czerwca 1947 r.): „Całkowite odrzucenie przez Żydów terroryzmu i innych form przemocy” [1].

29 listopada 1947 r. Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło rezolucję o podziale znajdującej się pod mandatem brytyjskim Palestyny na państwo żydowskie na 56% jej obszaru oraz państwo arabskie na pozostałych 44% [2]. Wywiązała się wojna, w wyniku której nowo powstałe państwo Izrael rozszerzyło swe granice, zajmując niemal 80% Palestyny. Jedynymi jej częściami, które nie zostały podbite, były Zachodni Brzeg, zaanektowany wówczas przez Królestwo Jordanii, oraz Strefa Gazy, która znalazła się pod kontrolą administracyjną Egiptu. Około 250 tys. Palestyńczyków, wygnanych ze swych domów w czasie wojny 1948 r. i po niej, uciekło do Gazy, przytłaczając swą liczbą jej 80-tys. rdzenną ludność.

Dziś 80% ludności Gazy to uchodźcy z 1948 r. oraz ich potomkowie; ponad połowa ludności nie ukończyła 18. roku życia. 1,5 mln żyjących dziś mieszkańców Strefy upchniętych jest na skrawku ziemi o długości 41 km i maksymalnej szerokości 12 km1 – stanowiącym jedno z najgęściej zaludnionych miejsc na świecie. Ten wąski pas na Półwyspie Synaj graniczy na północy i na wschodzie z Izraelem, na południu z Egiptem, a na zachodzie z Morzem Śródziemnym. Przez 40 lat trwającej od 1967 r. okupacji, zanim jeszcze premier Ariel Szaron wycofał w 2005 r. wojska izraelskie z centrum na obrzeża, Izrael zdołał narzucić Strefie Gazy nadzwyczajny reżim wyzysku, który cofnął ją w rozwoju i, jak pisze zajmująca się ekonomią polityczną na Harvardzie Sara Roy, pozbawił „rdzenną ludność jej najważniejszych zasobów gospodarczych – ziemi, wody i siły roboczej – jak również wewnętrznej zdolności i potencjału rozwoju tych zasobów” [3].

Drogę ku obecnej rozpaczliwej sytuacji Gazy znaczą rozliczne okrucieństwa z przeszłości, o których mało kto poza Palestyną pamięta czy w ogóle słyszał. Po ustaniu działań wojennych w 1949 r. Egipt surowo powstrzymywał działalność fedainów (powstańców palestyńskich) w Gazie, aż w lutym 1955 r. Izrael dokonał krwawego najazdu zza granicy, zabijając 40 Egipcjan. Przywódcy izraelscy dążyli do wciągnięcia Egiptu w wojnę, pragnęli bowiem obalenia jego prezydenta Gamala Abdela Nasera. Ów najazd na Gazę był nader skuteczną prowokacją, prowadząc do eskalacji starć zbrojnych. W październiku 1956 r. Izrael dokonał wraz z Wielką Brytanią i Francją inwazji na egipski Synaj, podejmując też okupację od dawna upragnionej Gazy. Znany historyk izraelski Benny Morris tak przedstawia kolejne fakty:

Wielu fedainów oraz ok. 4 tys. Egipcjan i Palestyńczyków z wojsk regularnych znalazło się w Strefie Gazy w potrzasku, zidentyfikowani i zaszczuci przez Izraelskie Siły Obronne, Główną Służbę Bezpieczeństwa i policję. Prawdopodobnie wielu fedainów zostało straconych bez sądu w trybie przyspieszonym, zaś część zabita podczas dwóch masakr, jakich dopuściła się armia izraelska zaraz po rozpoczęciu okupacji Strefy Gazy. Gdy 3 listopada zdobyto Chan Junis, jej oddziały zastrzeliły setki uchodźców palestyńskich i rdzennych mieszkańców miasta. Jeden z raportów ONZ mówi, że Izraelskie Siły Obronne, krążące po mieście i znajdującym się w nim obozie dla uchodźców „w poszukiwaniu ludzi posiadających broń”, zabiły „ok. 135 rdzennych mieszkańców” oraz „140 uchodźców”.

W w dniach 1 i 2 listopada w ręce Izraelskich Sił Obronnych dostało się Rafah. 12 listopada miała tam miejsce potężna operacja przeszukiwawcza, w trakcie której oddziały izraelskie zabiły od 48 do 100 uchodźców oraz kilku rdzennych mieszkańców. 61 osób zostało rannych. Poszukiwano dawnych żołnierzy egipskich i palestyńskich oraz ukrywających się wśród ludności fedainów […].

Między 2 a 20 listopada, w różnych incydentach mających miejsce podczas operacji przeszukiwawczych w Strefie Gazy, dokonano egzekucji kolejnych 66 Palestyńczyków, prawdopodobnie fedainów […].

ONZ ocenia, że podczas 3 pierwszych tygodni okupacji oddziały izraelskie zabiły ogółem od 447 do 550 cywilów arabskich [4].

W marcu 1957 r. potężna presja dyplomatyczna i groźba sankcji gospodarczych ze strony prezydenta Stanów Zjednoczonych Dwighta D. Eisenhowera zmusiła Izrael do wycofania się ze Strefy Gazy.

Obecna sytuacja w Gazie wynika bezpośrednio z wydarzeń z 1967 r. Podczas wojny w czerwcu 1967 r. Izrael rozpoczął ponowną okupację Strefy Gazy (oraz okupację Zachodniego Brzegu) i pozostaje siłą okupacyjną aż do dziś. Morris zauważa, że „przytłaczająca większość Arabów na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy znienawidziła okupację od początku”; że „Izrael miał zamiar pozostać […] a jego rządów nie mogły obalić ani zakończyć łatwe do zmiażdżenia nieposłuszeństwo czy opór obywatelski. Jedynym realnym rozwiązaniem pozostawała walka zbrojna”; że „okupacja izraelska, tak jak każda okupacja, opierała się na brutalnej sile, represjach i strachu, kolaboracji i zdradzie, biciu i izbach tortur, codziennym zastraszaniu, upokarzaniu i manipulacji”; oraz że okupacja „stanowiła zawsze brutalne i upokarzające doświadczenie dla okupowanego” [5].

Palestyńczycy podejmowali walkę z okupacją izraelską od samego początku. Mimo równie nieprzejednanych represji izraelskich, mieszkańcy Gazy wsławili się szczególnie niezłomnym oporem – tak pokojowym, jak i zbrojnym. W 1969 r. szefem południowego dowództwa Izraelskich Sił Obronnych został Ariel Szaron, który nie zwlekał z rozpoczęciem kampanii miażdżenia ruchu oporu w Strefie Gazy. Czołowy amerykański uczony, specjalizujący się w tematyce Gazy, przypominał jak Szaron

nakładał na obozy dla uchodźców 24-godzinne godziny policyjne, w trakcie których wojsko przeszukiwało dom po domu i gromadziło wszystkich mężczyzn na głównym placu celem przesłuchania. Wielu mężczyznom kazano w trakcie przeszukań całymi godzinami stać po pas w Morzu Śródziemnym. Ponadto ok. 12 tys. członków rodzin osób podejrzanych o udział w partyzantce deportowano do obozów dla aresztowanych […] na Synaj. Nie minęło kilka tygodni, a prasa izraelska zaczęła krytykować wojsko i policję graniczną za bicie ludzi, strzelanie do tłumu, niszczenie dobytku w domach oraz tworzenie w czasie godzin policyjnych nieznośnych warunków. […] W lipcu 1971 r. Szaron przyjął też taktykę „odchudzania” obozów dla uchodźców. Do końca sierpnia wojsko wywłaszczyło ponad 13 tys. ich mieszkańców. Armia wytyczyła buldożerami szerokie drogi wewnątrz obozów i przez część gajów cytrusowych, ułatwiając operacje oddziałom zmechanizowanym i odciążając piechotę, zmuszoną wcześniej kontrolować obozy. […] Wojskowe represje przetrąciły kręgosłup ruchowi oporu [6].

W grudniu 1987 r. w wypadku drogowym na granicy Gazy z Izraelem zginęło 4 Palestyńczyków, co stanowiło bezpośredni impuls do wybuchu masowej rebelii (intifady) przeciwko rządom izraelskim na terytoriach okupowanych. Morris przypomina: „Nie była to zbrojna rebelia, lecz potężna, nieustępliwa kampania nieposłuszeństwa obywatelskiego, podczas której strajkowano i zamykano obiekty handlowe. Towarzyszyły jej gwałtowne (choć nie zbrojne) demonstracje przeciwko siłom okupacyjnym. Symbolami i bronią tej rebelii były kamienie, czasami koktajle Mołotowa i noże, nie zaś karabiny i bomby”. Reakcja Izraela nie była jednak w żadnym razie proporcjonalna. „Próbowano niemalże wszystkiego: strzelano by zabić, strzelano by ranić, bito, dokonywano masowych aresztowań, torturowano, sądzono, osadzano w areszcie administracyjnym, nakładano sankcje gospodarcze”. „Znaczna część zabitych Palestyńczyków – bardzo często dzieci – została zastrzelona, choć nie zagrażali niczyjemu życiu”. „Jedynie znikoma mniejszość złoczyńców [z Izraelskich Sił Obronnych] usłyszała zarzuty ze strony wojskowej machiny prawnej – a za sprawą śmiesznie niskich wyroków niemal wszyscy z nich zdołali wymigać się od odpowiedzialności” [7].

Na początku lat 90. Izrael skutecznie stłumił intifadę. Następnie przyjął potajemnie wynegocjowane w Oslo porozumienie z Organizacją Wyzwolenia Palestyny (OWP), podpisane we wrześniu 1993 r. na trawniku Białego Domu. Izrael miał nadzieję, że porozumienia z Oslo pomogą mu usprawnić okupację, umożliwiając wycofanie wojsk z obszaru bezpośredniej styczności z Palestyńczykami oraz zastąpienie ich przez palestyńskich podwykonawców. Jak pisał były minister spraw zagranicznych Izraela Szlomo Ben-Ami: „Zgodnie z jednym z założeń Oslo, OWP miała […] pomóc Izraelowi zdławić [pierwszą] intifadę oraz zwalczyć wszelkie przejawy rzeczywistej walki demokratycznej o palestyńską niepodległość” [8]. Izraelowi zależało przede wszystkim na przekazaniu Palestyńczykom brudnej roboty okupacyjnej. Jak zauważył były minister izraelski Natan Szarański: „Ideą Oslo było znalezienie Palestyńczykom mocnego dyktatora, który […] utrzyma ich pod kontrolą” [9]. „Palestyńczycy stworzą lepsze wewnętrzne służby bezpieczeństwa niż nasze” – tłumaczył sceptykom w swych szeregach premier Izraela Icchak Rabin – „gdyż nie pozwolą na jakiekolwiek apelacje do Sądu Najwyższego i uniemożliwią różnym stowarzyszeniom na rzecz praw obywatelskich w Izraelu krytykę tamtejszych warunków. […] Będą rządzić przy użyciu swoich własnych metod, i co najważniejsze przejmą dotychczasowe zadania żołnierzy izraelskich” [10].

W lipcu 2000 r. szef OWP Jaser Arafat i premier Izraela Ehud Barak spotkali się w Camp David z prezydentem Stanów Zjednoczonych Billem Clintonem w celu negocjowania zakończenia konfliktu. Szczyt zakończył się klęską oraz koncertem zjadliwych oskarżeń i kontroskarżeń. Jeden z głównych negocjatorów izraelskich w Camp David, Ben-Ami, pozwolił sobie później na komentarz: „Gdybym był Palestyńczykiem, też bym odrzucił Camp David”. Również były dyrektor Centrum Studiów Strategicznych w Jaffie stwierdził, że „potężne ustępstwa”, jakich zażądał od Palestyńczyków Izrael w Camp David, „były nie do zaakceptowania i nie mogły być zaakceptowane” [11]. Dalsze negocjacje również nie przyniosły przełomu dyplomatycznego. W grudniu 2000 r. Clinton przedstawił swe „współrzędne” rozwiązania konfliktu, które obie strony przyjęły z zastrzeżeniami [12]. Rozmowy wznowiono w styczniu 2001 r. w egipskiej Tabie. Wszyscy główni aktorzy zapewniali, że „nastąpił znaczny postęp” i że „porozumienie nigdy nie było bliższe”, lecz nagle premier Barak jednostronnie „ogłosił zawieszenie” negocjacji – w wyniku czego „izraelsko-palestyński proces pokojowy został zawieszony w nieskończoność” [13].

Gdy we wrześniu 2000 r. wciąż trwały gawędy dyplomatów, Palestyńczycy na terytoriach okupowanych wszczęli kolejny otwarty bunt. Druga intifada – tak jak rebelia z 1987 r. – oznaczała z początku głównie walkę bez użycia przemocy. Niemniej, jak mówi Ben-Ami: „Nieproporcjonalna odpowiedź Izraela na powstanie ludowe, w początkach którego młodzi, nieuzbrojeni ludzie stawili czoła żołnierzom izraelskim z ich śmiercionośną bronią, sprawiła, że intifada wymknęła się spod kontroli i zamieniła w wojnę na całego” [14].

Mało kto dziś pamięta, że pierwszy w czasie drugiej intifady przeprowadzony przez Hamas zamach samobójczy miał miejsce po 5 miesiącach bezlitosnej izraelskiej rzezi. Tylko przez pierwszych kilka dni siły izraelskie wystrzelały milion magazynków z amunicją, a liczba Palestyńczyków zabitych w pierwszych tygodniach 20-krotnie przekraczała liczbę zabitych w tym samym czasie Izraelczyków. „Nieproporcjonalna odpowiedź” nakręciła spiralę przemocy, a Izrael ze szczególnym okrucieństwem mścił się na Gazie. Niczym zbrodniarz z Księgą Eklezjasty w ręku, Izrael dokonywał kolejnych ataków, niosąc Strefie Gazy żniwo śmierci i potężnego zniszczenia, stające się oczywistością niczym następstwo pór roku: „Operacja Tęcza” (2004), „Operacja Dni Pokuty” (2004), „Operacja Letni Deszcz” (2006), „Operacja Jesienne Chmury” (2006), „Operacja Gorąca Zima” (2008) [15].

Ataki te nie ostudziły jednak wrzenia w Strefie Gazy, która psuła Izraelowi krew już w czasach porozumień z Oslo. Rabin rozpaczał: „Gdyby to tylko zatonęło w morzu” [16]. W kwietniu 2004 r. premier Szaron ogłosił, że Izrael „wycofa się” z Gazy, a w 2005 r. usunięto z niej zarówno wojska izraelskie, jak i kolonistów żydowskich. Doradca Szarona Dow Weisglass tak przedstawił w jednym z wywiadów motywy wycofania się z Gazy: złagodzi ono międzynarodowe – szczególnie amerykańskie – naciski na Izrael, co doprowadzi do „zamrożenia […] procesu politycznego. Zamrożenie procesu politycznego zapobiegnie zaś powstaniu państwa palestyńskiego”. Roy zauważa: „wycofując się z Gazy, rząd Szarona dążył wyraźnie do uniemożliwienia jakiegokolwiek powrotu do negocjacji politycznych […] jednocześnie stabilizując i pogłębiając swą kontrolę nad Palestyną” [17]. Izrael stwierdził następnie, że nie stanowi już w Gazie siły okupacyjnej. Organizacje praw człowieka i instytucje międzynarodowe odrzuciły jednakże to twierdzenie, gdyż nadal na niezliczone sposoby utrzymano nieomal totalną dominację Izraela nad Strefą Gazy. „Armia izraelska zachowuje kontrolę nad Gazą bez względu na to czy znajduje się wewnątrz niej, czy też została rozmieszczona na jej obrzeżach” – brzmiała konkluzja Human Rights Watch [18].

Jest tajemnicą poliszynela, że porozumienia z Oslo zakończyły się klęską, nie przynosząc trwałego pokoju. Samo to stanowi jednak banał, za sprawą którego znikają z pola widzenia cele tych porozumień. Jeśli – jak mówi Ben-Ami – celem Izraela było doprowadzenie do rozkwitu klasy kolaborantów palestyńskich, to Oslo przyniosło mu nader wymierne korzyści. Wystarczy spojrzeć na podpisane we wrześniu 1995 r. porozumienia Oslo II i szczegółowo przyjrzeć się prawom i obowiązkom, jakie przyjęły na siebie obie strony porozumienia z 1993 r., by dostrzec główne motywy negocjatorów palestyńskich. Bite 4 strony dokumentu poświęcone są „swobodzie ruchu VIP-ów” palestyńskich (w rozdziale tym poświęcono osobne miejsce „VIP-om pierwszej kategorii”, „VIP-om drugiej kategorii”, „VIP-om trzeciej kategorii” oraz „mniej ważnym VIP-om”). Natomiast kwestia „uwolnienia palestyńskich więźniów i aresztowanych” – których liczba idzie w tysiące – znajduje się na szarym końcu i nie poświęcono jej nawet jednej strony [19].

Porozumienia z Oslo przewidywały 5-letni okres przejściowy – mający jakoby służyć „budowaniu zaufania” między dawnymi wrogami. Zastanawiające jest jednak, że ilekroć Izrael szczerze pragnął pokoju z drugą stroną, proces pokojowy postępował w szybkim tempie. I tak np. Egipt pozostawał przez dziesięciolecia prawdziwą Nemezis Izraela w świecie arabskim – właśnie to państwo niespodziewanie zaatakowało Izrael w 1973 r., niosąc śmierć tysiącom jego żołnierzy. Lecz wystarczyło zaledwie pół roku od zwołanego we wrześniu 1978 r. przez prezydenta Stanów Zjednoczonych Jimmy’ego Cartera szczytu w Camp David, by spisano i udostępniono publicznie egipsko-izraelski dokument „Ramy pokoju”, a w marcu 1979 r. formalnie zakończono działania wojenne, podpisując traktat pokojowy. Potrzeba było tylko 3 lat, by w kwietniu 1982 r., Izrael ostatecznie wycofał się z egipskiego Synaju [20]. W przypadku Egiptu nie widziano żadnej potrzeby „budowy zaufania” przez połowę dekady.

Celem wpisanego w ramy Oslo przewlekłego okresu przejściowego nie była w istocie budowa zaufania, które ułatwiłoby podpisanie izraelsko-palestyńskiego porozumienia pokojowego, lecz budowa struktur kolaboracyjnych, umożliwiających Izraelowi pozostanie okupantem bez ponoszenia kosztów. Słusznie zakładano, że bonzowie palestyńscy szybko zorientują się, gdzie stoją najlepsze konfitury związane z władzą i przywilejami – w wyniku czego niewielu zachowa opory przed współpracą. Większość zaś – choć niechętnie – spełniać będzie pragnienia tej władzy, która ma do zaoferowania największe horyzonty korzyści.

W okresie przejściowym wybuchały kolejne kryzysy, co pozwoliło Izraelowi przetestować wiarygodność palestyńskich podwykonawców. W najwyższych szeregach przywództwa palestyńskiego widoczny problem stanowił Arafat, który mimo całego oportunizmu ciągle przypominał sobie o swej przeszłości nacjonalisty palestyńskiego i nie chciał się pogodzić z rolą zarządcy bantustanu. Dopiero po jego odejściu ze sceny w listopadzie 2004 r. nastąpiło nowe rozdanie kart, w czym widziano sposobność osiągnięcia modus vivendi między „Autonomią Palestyńską” a Izraelem. Na to było już jednak za późno.

W styczniu 2006 r. oburzeni korupcją ówczesnych elit Palestyńczycy udzielili poparcia w wyborach ruchowi islamskiemu – Hamasowi. Izrael – przy poparciu Stanów Zjednoczonych – niezwłocznie uszczelnił blokadę Gazy. Od nowo powstałego rządu zażądano wyrzeczenia się przemocy, a także uznania Izraela oraz wcześniejszych porozumień izraelsko-palestyńskich. Te wstępne warunki zaangażowania międzynarodowego stawiano nader jednostronnie: nie żądano bowiem wyrzeczenia się przemocy przez Izrael, nie domagano się od niego wycofania z terytoriów okupowanych od 1967 r. ani umożliwienia Palestyńczykom realizacji ich prawa do samostanowienia. Hamas miał uznać wcześniejsze porozumienia, w tym porozumienia z Oslo, choć oznaczały one utrwalenie okupacji i umożliwienie Izraelowi znacznej rozbudowy nielegalnych kolonii [21]. Tymczasem Izrael mógł bez problemu posłać do śmietnika takie wcześniejsze porozumienia jak np. przyjęta w 2003 r. „mapa drogowa” [22].

W czerwcu 2007 r. Hamas umocnił swą kontrolę nad Gazą, tłumiąc pucz, za którym kryły się Stany Zjednoczone do spółki z Izraelem i elementami związanymi z dawnym reżimem palestyńskim [23]. Gdy Hamas odrzucił inicjatywę „wsparcia dla demokracji” ze strony prezydenta Stanów Zjednoczonych George’a W. Busha, natychmiastową reakcją Izraela i Stanów Zjednoczonych było dalsze przykręcenie śruby Strefie Gazy. W czerwcu 2008 r. Hamas i Izrael przyjęły dzięki pośrednictwu Egiptu zawieszenie broni, lecz w listopadzie zostało ono złamane przez Izrael. Przeprowadził on zza swej granicy krwawy najazd na Gazę – podobny do tego z lutego 1955 r. Po raz kolejny celem było sprowokowanie odwetu i dostarczenie w ten sposób pretekstu do zmasowanego ataku.

Wspomniany najazd stanowił jedynie preludium do dłuższej inwazji. 27 grudnia 2008 r. Izrael rozpoczął „Operację Płynny Ołów” [24]. W pierwszym tygodniu nastąpiły ataki lotnicze, po których 3 stycznia 2009 r. rozpoczęto inwazję z ziemi i z powietrza. Izraelskie lotnictwo, dysponujące najnowocześniejszymi na świecie samolotami bojowymi, wykonało niemal 3 tys. lotów bojowych nad Strefą Gazy i zrzuciło tysiąc ton materiałów wybuchowych. W skład sił lądowych wchodziły brygady, wyposażone w wyrafinowane systemy zbierania informacji oraz broń, taką jak karabiny automatyczne i wyposażone w kamery telewizyjne karabiny snajperskie dalekiego zasięgu.

W czasie ataku zbrojne grupy palestyńskie wystrzeliły na Izrael ok. 570 prymitywnych rakiet i 200 pocisków moździerzowych. 18 stycznia nastąpiło zawieszenie broni, lecz żelazny uścisk ciągle dławił gospodarkę w Strefie Gazy.

Międzynarodowa opinia publiczna zareagowała z przerażeniem na izraelski atak wymierzony w bezbronną ludność cywilną. Badająca fakty misja Rady Praw Człowieka ONZ, kierowana przez szanowanego prawnika Richarda Goldstone’a, opublikowała we wrześniu 2009 r. obszerny raport, dokumentujący dokonane przez Izrael zbrodnie wojenne i prawdopodobne zbrodnie przeciwko ludzkości. O podobne zbrodnie – lecz na nieporównywalnie mniejszą skalę – oskarżono w raporcie również Hamas. Stało się jasne, że – jak to ujął dziennikarz izraelski Gideon Levy – „tym razem przesadziliśmy” [25].

Izrael oficjalnie usprawiedliwiał „Operację Płynny Ołów” samoobroną przed atakami rakietowymi Hamasu [26]. Nawet jednak pobieżna weryfikacja faktów dowodzi fałszywości takiego wytłumaczenia. Gdyby Izrael chciał zapobiec tym atakom, nie prowokowałby ich zrywając przyjęte w czerwcu 2008 r. zawieszenie broni z Hamasem. Izrael mógł wręcz zaproponować odnowienie – a przez to uhonorowanie – zawieszenia broni. Były izraelski oficer wywiadu powiedział Międzynarodowej Grupie Kryzysowej (International Crisis Group) dokładnie, co następuje „Możliwości zawieszenia broni, które rozpatrywano po wojnie, rozpatrywano również nim jeszcze ona wybuchła” [27].

Ogólnie rzecz biorąc, Izrael miał szanse na osiągnięcie takiego porozumienia z przywództwem palestyńskim, które oznaczałoby rozwiązanie konfliktu i zakończenie starć zbrojnych. Deklarowanym celem „Operacji Płynny Ołów” było jednakże zniszczenie „infrastruktury terrorystycznej”, co od czasu zakończenia inwazji jeszcze zmniejsza wiarygodność alibi „samoobrony”, które wynalazł sobie Izrael. Przytłaczającej większości celów nie stanowiły kwatery Hamasu, lecz obiekty „w oczywisty sposób nie-terrorystyczne i nie należące do Hamasu” [28]. Wrócę do tego niebawem. Warto jednak najpierw przyjrzeć się izraelskim twierdzeniom o samoobronie, konfrontując je ze stanem praw człowieka na Okupowanych Terytoriach Palestyńskich w okresie poprzedzającym inwazję.

Doroczny raport B’Tselem (Izraelskie Centrum Informacyjne ds. Praw Człowieka na Terytoriach Okupowanych) [29] stwierdza, że między 1 stycznia a 26 grudnia 2008 r. izraelskie siły bezpieczeństwa zabiły 455 Palestyńczyków, z których co najmniej 175 nie brało udziału w walkach. Palestyńczycy zabili w tym samym okresie 31 Izraelczyków, w tym 21 cywilów. Już przed wojną – którą Izrael rzekomo rozpętał w samoobronie – stosunek liczby zabitych Palestyńczyków do liczby zabitych Izraelczyków wynosił zatem 15:1, zaś w wypadku osób nie biorących udziału w walkach nie mniej niż 8:1. Tylko w Gazie Izrael zabił w rozpatrywanym okresie co najmniej 158 osób nie biorących udziału w walkach. Palestyńskie ataki rakietowe z terytorium Gazy pociągnęły za sobą wówczas śmierć 7 cywilów izraelskich. Stosunek między odpowiednimi liczbami zabitych wynosi tu więc ponad 22:1. (Odkąd rozpoczęły się w 2001 r. aż do stycznia 2009 r. palestyńskie ataki rakietowe kosztowały życie 21 Izraelczyków. Tymczasem przez 3 lata od momentu wycofania się na obrzeża Gazy – w okresie tym od palestyńskich rakiet zginęło 11 Izraelczyków – armia izraelska zabiła 1250 mieszkańców Gazy, w tym 222 dzieci.)

Izrael darł szaty z powodu przetrzymywania przez Hamas jednego izraelskiego żołnierza, pojmanego w czerwcu 2006 r. Tymczasem sam przetrzymuje ponad 8 tys. palestyńskich więźniów politycznych, z których 60 to kobiety, a 390 – dzieci. Wśród tych więźniów 548 znajduje się w areszcie administracyjnym bez wyroku ani procesu, w tym 42 przetrzymywanych jest od ponad 2 lat. Nie dość tego – Izrael rozszerzył swe „wszechogarniające ograniczenia wolności poruszania się palestyńskich mieszkańców Zachodniego Brzegu”; rozbudował nielegalne kolonie żydowskie na Zachodnim Brzegu i w Jerozolimie Wschodniej; skonfiskował kolejne ziemie na Zachodnim Brzegu, powodując tym samym „poważne straty dla Palestyńczyków […] którzy nie mogą uprawiać dalej swej ziemi i czerpać z tego dochodów”; „zniszczył jakąkolwiek możliwość rozwoju i rozbudowy” społeczności palestyńskich; utrzymał dyskryminacyjny system dystrybucji wody (palestyńska ludność Zachodniego Brzegu 9-krotnie przewyższa swą liczebnością populację nielegalnych kolonizatorów żydowskich, lecz zużywa ogółem mniej wody niż ci ostatni); kontynuował budowę muru, równoznaczną z aneksją 12% Zachodniego Brzegu, choć Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości wydał w lipcu 2004 r. opinię doradczą, zgodnie z którą konstrukcja ta jest nielegalna.