Farmaceuta z Auschwitz. Historia zwyczajnego zbrodniarza - Patrici Posner - ebook

Farmaceuta z Auschwitz. Historia zwyczajnego zbrodniarza ebook

Patrici Posner

5,0
39,26 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Kiedy przeciętny człowiek staje się oprawcą…

Przejmujący reportaż historyczny o Victorze Capesiusie, uprzejmym przedstawicielu farmaceutycznym, który po wcieleniu do SS z czasem stał się głównym aptekarzem w Auschwitz. Opowieść o człowieku, który z obojętnością przeprowadzał selekcje nowo przybyłych więźniów, odmawiał wydawania chorym potrzebnych im leków i rozdzielał cyklon B używany w komorach gazowych – gromadząc przy tym fortunę ze zrabowanych kosztowności i wyrwanych złotych zębów. Po wojnie konsekwentnie wypierał się swoich zbrodni, próbował manipulować świadkami w czasie procesów i śmiał się w twarz ofiarom. W więzieniu spędził jedynie niewielką część zasądzonego wyroku i dożył spokojnej starości otoczony szacunkiem sąsiadów… Farmaceuta z Auschwitz to opowieść o tym, jak w szczególnych okolicznościach zwykły człowiek może się zamienić w potwora. Opierając się na zebranych dokumentach i relacjach świadków, autorka osadza historię Capesiusa w znacznie szerszym kontekście. Odsłania bliską współpracę koncernów chemicznych z hitlerowcami oraz kulisy powojennych, często nieudanych, rozliczeń zbrodni nazistowskich.

Dokumentując życiorys Victora Capesiusa, Patricia Posner pokazuje czytelnikom przerażający świat chciwości, okrucieństwa i obojętności. Historia „farmaceuty z Auschwitz” szokuje i skłania do zawsze aktualnej refleksji nad „banalnością zła”. Mateusz Łabuz, Założyciel portalu II wojna światowa www.wwii.pl

Bardzo ważna książka.
Rabin Abraham Cooper, Centrum Szymona Wiesenthala

Szokująca, odkrywcza i wciągająca lektura. Od tej książki nie można się oderwać. To kamień milowy w badaniach historycznych nad II wojną światową i Holokaustem
Damien Lewis, autor The Nazi Hunters

Za tą pięknie napisaną opowieścią o przerażającym, choć mało znanym, obliczu Holokaustu, stoją rozległe badania archiwalne. Doskonały język Patricii Posner sprawia, że „Farmaceuta z Auschwitz” trzyma w napięciu od pierwszej strony, a opisane w nim wydarzenia zostają z czytelnikiem na długo.
Andrew Roberts, autor The Storm of War

Patricia Posner (właściwie Trisha Posner) – amerykańska dziennikarka brytyjskiego pochodzenia. Współpracowała ze swoim mężem, Geraldem, przy pisaniu licznych książek z gatunku literatury faktu, w tym biografii doktora Josefa Mengele zwanego Aniołem Śmierci. Publikowała artykuły w takich czasopismach, jak „The Huffington Post”, „Salon” i „The Daily Beast”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 425

Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Seria: MUNDUS. Historie

Projekt okładki Agnieszka Winciorek

Na okładce fotografie: D 58652126 © Dario Lo Presti | Dreamstime.com

Konsultacja merytorycznaPiotr Kruze, Mateusz Łabuz

Tytuł oryginału: The Pharmacist of Auschwitz. The Untold Story of Victor Capesius

Copyright © Patricia Posner, 2017

© Copyright for Polish Translation and Edition by Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Wydanie I, Kraków 2019 All rights reserved

Niniejszy utwór ani żaden jego fragment nie może być reprodukowany, przetwarzany i rozpowszechniany w jakikolwiek sposób za pomocą urządzeń elektronicznych, mechanicznych, kopiujących, nagrywających i innych oraz nie może być przechowywany w żadnym systemie informatycznym bez uprzedniej pisemnej zgody Wydawcy.

ISBN 978-83-233-4350-9

ISBN 978-83-8179-512-8 (e-book)

Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego

Redakcja: ul. Michałowskiego 9/2, 31-126 Kraków

tel. 12 663-23-80, fax 12 663-23-83

Dystrybucja: tel. 12 631-01-97, tel./fax 12 631-01-98

tel. kom. 506-006-674, e-mail: [email protected]

Konto: PEKAO SA, 80 1240 4722 1111 0000 4856 3325

Geraldowi, który nakłonił mnie, bym tą książką dała wyraz mojemu głębokiemu przeświadczeniu, że zbrodnie Holokaustu nigdy nie mogą odejść w niepamięć.

Spis treści

Słowo wstępne (rabin Abraham Cooper) 9

Od Autorki 12

1 „Wujek aptekarz” 15

2 Związki z Farben 19

3 IG Auschwitz 27

4 Na scenę wchodzi Capesius 34

5 Witamyw Auschwitz 47

6 Apteka 56

7 „Poznacie, co to szatan” 67

8 „Trucizna od Bayera” 77

9 „Niedwuznaczny zapach” 82

10 Węgierscy Żydzi 89

11 Złoto dentystyczne 99

12 Nieuchronnie zbliżający się koniec 106

13 „W automatycznym areszcie” 112

14 „Cóż takiego zawiniłem?” 124

15 Nikto niczym nie wiedział 151

16 Nowy początek 162

17 „Niewinność przed Bogiem” 170

18 „Banalność zła” 187

19 „Nie miałem władzy, by to zmienić” 202

20 „Sprawcy, którzy ponoszą odpowiedzialność za morderstwo” 211

21 Biurokraci bez polotu 217

22 „Nie ma się z czego śmiać” 224

23 Wyrok 239

24 „Wszystko było tylko złym snem” 249

Epilog 257

Podziękowania 262

Wybrana bibliografia 266

Przypisy 272

Indeks 311

O Autorce 319

Słowo wstępne

rabin Abraham Cooper

Miałem ten zaszczyt, że przez niemal trzydzieści lat dane mi było znać Szymona Wiesenthala – łowcę nazistów – i z nim współpracować. Straciwszy osiemdziesięciu dziewięciu krewnych podczas nazistowskiego Holokaustu oraz będąc zarówno ofiarą, jak i świadkiem nieopisanego barbarzyństwa i okrucieństwa w czasie Zagłady, Szymon, odkąd 5 maja 1945 roku żołnierze amerykańscy uwolnili go – żywego, ale jakby już umarłego – z obozu koncentracyjnego w Mauthausen, poświęcił każdy dzień życia na ściganie i tropienie sprawców masowego mordu na pobratymcach. Pomógł w odnalezieniu blisko 1100 zbrodniarzy nazistowskich, w tym Karla Josefa Silberbauera, który aresztował Annę Frank i jej rodzinę.

Jego motto brzmiało: „Prawo, nie zemsta”. „Potrzebujemy skazanych przestępców, a nie męczenników sprawy neonazistowskiej” – mówił nam w Centrum Szymona Wiesenthala, które założył w 1977 roku. Był bojownikiemo sprawiedliwość, walczącym niemal samotnie i bez znaczącego wsparcia w latach zimnej wojny o to, by pamięć na pewno przetrwała, a sprawiedliwość na pewno została wymierzona.

„Każdy proces będzie szczepionką przeciwko nienawiści i przestrogą dla przyszłych pokoleń przed złem, jakie człowiek może wyrządzić drugiemu człowiekowi” – tłumaczył słuchaczom podczas wykładów w amerykańskich kampusach uniwersyteckich w latach 70. i 80. XX wieku.

Ileż prawdy jest w słowach owego bojownika o prawdę. Żyjemy w świecie, w którym negowanie Holokaustu stanowi oficjalną doktrynę polityczną irańskiej mułłokracji, a tamtejsi ekstremiści pałający nienawiścią do państwa żydowskiego zafałszowują i profanują tekstyi materiały graficzne dotyczące Holokaustu; w świecie, w którym słowa takie jak ludobójstwo czy nawet Auschwitz są cynicznie przeinaczane przez polityków, ekspertów wypowiadających się publicznie, a także nauczycieli akademickich. Co gorsza, po siedemdziesięciu latach od Zagłady z łatwością przychodzi rozpatrywanie jej w kategoriach anachronizmu i stwierdzanie, że Auschwitz nijak ma się do współczesności1.

Właśnie dlatego książka Patricii Posner Farmaceutaz Ausch­witz. Nieznana historia Victora Capesiusa to niezwykle ważna i przydatna publikacja. Pokazuje życie mężczyzny wykształconego, Victora Capesiusa, który zdobył zawód farmaceuty, był lubianym sprzedawcą reprezentującym firmy IG Farben i Bayer, a także miał znajomych Żydów i utrzymywał z nimi kontakty towarzyskie w ojczystej Rumunii przed II wojną światową. Ten sam człowiek dołączył później do „anioła śmierci” w Auschwitzi kilka razy posłał do komory gazowej ludzi, których znał sprzed wojny, w tym małe żydowskie bliźnięta. Dbał też o nazistowskie zapasy cyklonu B i dostarczał medykamenty wykorzystywane przez lekarzy do koszmarnych i śmiercionośnych eksperymentów na kobietach w ciąży i dzieciach. Ten sam człowiek grzebał w ustach zamordowanych Żydów w poszukiwaniu złotych plomb, po czym, by zaspokoić chciwość, taszczył ciężkie walizy wypełnione kruszcem wydartym tysiącom ofiar.

Nie mniej ważne niż odtworzenie przebiegu kariery Capesiusa w Auschwitz jest zrekonstruowanie przez Patricię Posner zbiorowego procesu zbrodniarzy nazistowskich, jaki toczył się przed zachodnioniemieckim sądem na początku lat 60. XX wieku. Na ławie oskarżonych oprócz Capesiusa zasiedli bliski współpracownik komendanta obozu w Auschwitz oraz lekarze, dentyści, a nawet kapo. Na żadnym etapie procesu, w tym po wyroku skazującym na dziewięć lat więzienia, Capesius, podobnie jak pozostali oskarżeni, nie okazał skruchy. Na ocalałych, którzy odważyli się zeznawać przed niemieckim sądem, żyjący naziści patrzyli z pogardą, jakby byli rozczarowani, że którekolwiek z ich ofiar przetrwały. Capesius – kłamca, złodziej i szabrownik okradający zwłoki – cały czas wypierał się popełnionych zbrodni, nie chciał wziąć odpowiedzialności za swoje czyny ani wyrazić żalu wobec Żydów, których zamordował. Uważał się za ofiarę, dobrego człowieka, który jedynie wykonywał rozkazy, trybik, który w ogóle nie powinien był trafić do aresztu.

24 stycznia 1968 roku, po upływie niespełna dwóch i pół rokuz dziewięcioletniego wyroku, Capesius został wypuszczony z więzienia przez niemiecki Sąd Najwyższy. Po raz pierwszy od zwolnienia pokazał się publicznie w Göppingen, kiedy wraz z rodziną wybrał się na koncert muzyki poważnej. Gdy wszedł do sali koncertowej, publiczność zgotowała mu entuzjastyczne brawa. Zdaniem wielu, w tym być może niektórych sędziów i byłych nazistów, którzy go uwolnili, Capesius zasługiwał na współczucie i wsparcie. Ostatecznie dla nich był po prostu dobrym Niemcem, który jedynie wykonywał rozkazy.

Patricia Posner zadbała o to, by nowe pokolenia mogły zrozumieć, że droga, którą wybrali Capesius i jemu podobni, zaprowadziła ich prosto do wrót piekła i na drugą stronę.

Rabin Abraham Cooper

prodziekan

współzałożyciel

Centrum Szymona Wiesenthala

Los Angeles, Kalifornia

sierpień 2016

Od autorki

Wiosną 1986 roku pojechałam do Nowego Jorku na spotkanie zaaranżowane przez mojego męża, publicystę Geralda Posnera, w restauracji polinezyjskiej Trader Vic’s w tamtejszym hotelu Plaza. Spotkanie było związane z prowadzoną przez nas kwerendą dotyczącą doktora Josefa Mengelego, osławionego „anioła śmierci” odpowiedzialnego za makabryczne eksperymenty medyczne w Auschwitz-Birkenau1, największym nazistowskim obozie koncentracyjnym. Nad biografią tego nazistowskiego zbiega zaczęliśmy pracować po tym, jak Gerald, działając pro bono, złożył pozew w imieniu dwóch ocalałych królików doświadczalnych Mengelego. Byliśmy w Niemczech i RPA, szukaliśmy informacji w archiwach, które od dawna nie były udostępniane, przeniknęliśmy również do powojennych środowisk neonazistowskich, które pomagały Mengelemu ukrywać się przed tropicielami nazistów.

W restauracji Trader Vic’s mieliśmy spotkać się z samym Rolfem Mengelem, jedynym dzieckiem tego okrytego złą sławą lekarza. Czekaliśmy z Geraldem w półmroku narożnego boksu na przybycie czterdziestodwuletniego Mengelego juniora. Jestem Brytyjką pochodzenia żydowskiego i wiem, że gdyby moi dziadkowie ze strony matki nie wyemigrowali do Zjednoczonego Królestwa na przełomie XIX i XX wieku, prawdopodobnie znaleźliby się w jednym z nazistowskich obozów zagłady. Być może zginęliby w Auschwitz, gdzie rządy sprawowali ludzie pokroju Mengelego. Nic dziwnego, że większa część naszej kwerendy dotyczącej Mengelego wydawała mi się czymś surrealistycznym. Mieliśmy za sobą nieprzyjemną i irytującą wymianę zdań, do której doszło w Buenos Aires między Geraldem a Wilfredem von Ovenem, jednym z najbliższych współpracowników nazistowskiego ministra propagandy Trzeciej Rzeszy Josepha Goebbelsa, autorem zajadle antysemickich dzienników spisanych w Argentynie po wojnie. Oglądałam też zbiór nazistowskich memorabiliów, „prezentów” od jednego ze sponsorów, którzy pomogli Mengelemu uzyskać obywatelstwo paragwajskie. Wszystko to jednak traciło na znaczeniu wobec zbliżającego się spotkania z Rolfem Mengelem.

Wielokrotnie rozmawialiśmy o tym z Geraldem. Dziecko nie ponosi odpowiedzialności za przewiny rodzica. Dzięki pracy, jaką wykonaliśmy, wiedziałam też, że Rolf potępiał działalność ojca w Auschwitz i starał się z całych sił zadośćuczynić za zło przez niego wyrządzone, zezwalając Geraldowi na nieodpłatne wykorzystanie pamiętników i listów zbrodniarza w powstającej biografii. Wizyta w Nowym Jorku była po części związana z zamiarem nakłonienia Rolfa do tego, aby opowiedział o ojcu na żywo w telewizji (na co Rolf przystał i wystąpili z Geraldem w programie Phil Donahue Show latem tamtego roku). Rozsądek podpowiadał mi, że mężczyzna, którego zaraz poznam, nie ponosi odpowiedzialności za mrożące krew w żyłach zbrodnie popełnione w Auschwitz przez człowieka, który nosił to samo nazwisko i był jego ojcem, a mimo to byłam kłębkiem nerwów i targały mną sprzeczne emocje. Gerald poznał Rolfa wcześniej, w Niemczech, i spędził w jego towarzystwie kilka tygodni, nawiązując z nim układną znajomość. Teraz to ja znajdowałam się w niezręcznej sytuacji.

Moje obawy rozwiały się niedługo po przybyciu Rolfa. Zdawało się, że jest równie zdenerwowany jak ja i dzięki tej obustronnej lękliwości udało nam się trochę oswoić strach, który nam towarzyszył. Szczerość, z jaką wypowiadał się o zbrodniach ojca, zrobiła na mnie duże wrażenie. W ciągu następnych dni odkryłam, że potworności będące dziełem Mengelego stanowią dla jego syna dziedzictwo, którego nie potrafi on zrozumieć ani przyswoić, i stara się on usilnie, żeby nie przekazać go własnym dzieciom.

Kiedy rozmawialiśmy o tym, jak jego ojciec uciekał przed wymiarem sprawiedliwości, w pewnej chwili zeszliśmy na temat chaosu, jaki zapanował po zakończeniu wojny w maju 1945 roku. Mengele przebywał jeszcze w Europie i był ścigany przez siły amerykańskie i brytyjskie. Okazało się, że podczas ucieczki wielokrotnie towarzyszyło mu sporo szczęścia, ale najbardziej zapadła mi w pamięć opowieść o tym, jak we wrześniu 1945 roku, osiem miesięcy po opuszczeniu Auschwitz tuż przed przybyciem Armii Czerwonej, Mengele pojawił się bez zapowiedzi w domu pewnego farmaceuty i jego żony w Monachium. Ów niewymieniony z nazwiska farmaceuta służył z Mengelem na froncie wschodnim w 1942 roku, zanim tego drugiego przeniesiono do Auschwitz. Rolf stwierdził, że mimo to tamten monachijski aptekarz wiedział o zbrodniach ojca od ich wspólnego znajomego, który pracował z Mengelem w obozie zagłady: innego farmaceuty, który nazywał się Victor Capesius.

– Capesius – powiedział Rolf. – To aptekarz z Auschwitz. Mój ojciec i Capesius byli bliskimi znajomymi.

Pamiętam ten moment, jakby to było wczoraj. Pierwszą rzeczą, jaka mi przyszła do głowy, było pytanie: „To w Auschwitz był aptekarz?”.

Mijały lata, podczas których pracowałam nad własnymi książkami i projektami realizowanymi wspólnie z Gerardem, nie tracąc nadziei, że pewnego dnia napiszę o Capesiusie. Chęć zrobienia tego narastała z upływem czasu, kiedy w coraz większym stopniu zdawałam sobie sprawę, że niewiele mówi się o Capesiusie i o roli, jaką odgrywał w Auschwitz, w tym w związku z jednym z największych niemieckich przedsiębiorstw farmaceutycznych, ponieważ więcej uwagi przykuwają bardziej osławieni naziści. Gromadząc przez lata informacje na jego temat, odkrywałam historię perwersyjnej medycyny i chciwości, której nie sposób pominąć milczeniem. Te kilka słów Rolfa Mengelego sprzed trzydziestu jeden lat zasiało ziarno, które dziś przynosi owoce. Oto osobliwa, niepokojąca, a momentami budząca gniew opowieść o aptekarzu z Auschwitz.

1

„Wujek aptekarz”

Był maj 1944 roku. W Auschwitz, nazistowskiej świątyni ludobójstwa na skalę przemysłową, nie ustawała praca. W apogeum szaleńczej wojny obliczonej na eksterminację Żydów w Europie Trzecia Rzesza przystąpiła do wywózki aż 800 tysięcy osób tej narodowości z Węgier do komór gazowych w Auschwitz1. W miejscu, które miało stać się symbolem masowej zagłady, z trudem radzono sobie ze wzmożonym napływem ofiar. W sam środek panującego tam chaosu trafili rumuński lekarz Mauritius Berner oraz jego żona i dzieci2. Bernerowie wraz z osiemdziesięciorgiem żydowskich sąsiadów z Siedmiogrodu, który wówczas znajdował się pod kontrolą Węgier3, przybyli do Auschwitz tuż przed wschodem słońca po trzech dniach gehenny w ciasnym wagonie bydlęcym.

„Od zewnątrz zdjęto kłódki i łańcuchy, po czym otwarto drzwi – wspominał później Berner. – Zobaczyliśmy ogromne sterty bagaży, tysiące walizek w nieopisywalnym nieładzie”.

Do tego falanga esesmanów z ujadającymi owczarkami niemieckimi tworzyła surrealistyczny kolaż sylwetek na tle oślepiającego blasku reflektorów.

„Nie potrafiłem pojąć, gdzie jesteśmy, co się stało, skąd ten obraz całkowitego zniszczenia. Patrzymy przed siebie i ponad dwoma torami, kilkaset metrów od nas, dostrzegamy dwa kominy fabryczne, z których wysoko w górę strzelają płomienie, słupy ognia... Najpierw wydawało nam się, że znaleźliśmy się na zbombardowanej stacji kolejowej [...], te ogromne słupy ognia wydobywającego się z kominów kazały mi domyślać się, że jesteśmy w jakiejś hucie żelaza, albo u wrót dantejskiego piekła”.

Choć ogarnął go strach, doktor Berner pocieszał żonę i dzieci. „Najważniejsze, żeby cała nasza piątka trzymała się razem [...] i żebyśmy nikomu nie pozwolili nas rozdzielić”.

W tym momencie stanął przed nimi oficer SS: „Mężczyźni na prawo, kobiety na lewo”.

„W jednej chwili oddzielono mnie od żony i dzieci” – wspominał Berner. Stali w dwóch równoległych rzędach, oddalonych od siebie o niespełna pół metra.

„Chodź, najdroższy, ucałuj nas” – krzyknęła jego żona.

„Podbiegłem do nich. Pocałowałem żonę i dzieci ze łzami w oczach i z gardłem ściśniętym z żalu, po czym spojrzałem w oczy mojej połowicy, duże, smutne, piękne, przepełnione strachem przed śmiercią. Dzieci patrzyły na nas w milczeniu, schowane za matką. Nie rozumiały, co się dzieje”.

Jeden z żołnierzy pchnął Bernera z powrotem do rzędu mężczyzn. Po kilku minutach inny żołnierz wrzasnął: „Lekarze – ustawić się tutaj”. Na te słowa Berner dołączył do grupki gromadzącej się w pobliżu kilku ciężarówek Czerwonego Krzyża. Stamtąd widział nieskazitelnie ubranego kapitana SS w białych rękawiczkach, który stał przed wielotysięczną kolejką nowo przybyłych ciągnącą się wzdłuż torów. Poszczególne osoby podchodziły do niego, a on kciukiem pokazywał na prawo albo na lewo, raz jeszcze rozdzielając tłum. Dopiero później Berner dowiedział się, że tym oficerem był Josef Mengele, a skierowanie na lewo oznaczało wyrok natychmiastowej śmierci4.

Kilka kroków za Mengelem stał inny oficer SS, niski i krępy mężczyzna odwrócony tyłem do Bernera. Wydawał polecenia więźniom, którzy zostali wyselekcjonowani przez Mengelego. W pewnej chwili ów esesman odwrócił się. Zaskoczony Berner potrząsnął głową i przetarł oczy, żeby mieć pewność, że się nie myli. Tym majorem SS na rampie kolejowej w Auschwitz był nie kto inny niż Victor Capesius, aptekarz z rodzinnego miasta Bernera.

W latach 30. XX wieku Capesius był dość lubianym przedstawicielem handlowym potężnego niemieckiego koncernu chemiczno-przemysłowego IG Farben. Sprzedawał leki produkowane przez spółkę zależną koncernu Farben – firmę farmaceutyczną o nazwie Bayer5.

„Po wybuchu wojny straciłem kontakt z Capesiusem – wspominał Berner – do czasu, aż trafiłem z rodziną do Auschwitz. I kogóż tam zobaczyłem? Doktora Capesiusa we własnej osobie”6.

Berner powoli przesunął się w tłumie, aż znalazł się na tyle blisko Capesiusa, by ten mógł go usłyszeć. Mówił dużo i szybko.

– Pamięta mnie pan!? – błagał Capesiusa, żeby ten pozwolił mu wrócić do żony, dwunastoletniej córki i dziewięcioletnich bliźniaczek.

– Bliźniaczek? – Capesius wyglądał na zaintrygowanego.

Capesius i inny lekarz SS, doktor Fritz Klein, odszukali żonę i córki Bernera. Zaprowadzili całą rodzinę do Mengelego, który bacznie przyglądał się długim rzędom nowych więźniów.

Klein powiedział Mengelemu o bliźniaczkach.

Mengele miał obsesję na punkcie wyłuskiwania bliźniąt do eksperymentów. Jednak niewiele wcześniej Rzesza znalazła się w niekorzystnej sytuacji w trwającej wojnie, w związku z czym wiedział, że nie może już sobie pozwolić na zabieranie każdej pary.

– Jednojajowe czy dwujajowe? – spytał.

– Dwujajowe – odrzekł Klein.

– Później – stwierdził Mengele, dając mu znak ręką, aby odszedł. – Teraz w ogóle nie mam czasu.

– Będą musiały wrócić do grupy – powiedział Capesius, zwracając się do łkającego Bernera. – Nie płacz. Żona i dzieci tylko wezmą kąpiel. Za godzinę zobaczycie się znowu7.

W rzeczywistości Bernera wysłano do jednego z podobozów pracy stanowiących część obozu w Auschwitz. Dopiero po wojnie dowiedział się, że jego bliscy zostali zagazowani w niespełna godzinę po przyjeździe.

Tamtego dnia Capesiusa na rampie rozpoznały jeszcze dwie inne osoby. Doktor Gisela Böhm, pediatra, i jej dziewiętnastoletnia córka Ella, przyjechały tym samym pociągiem. Ella dodawała otuchy bliźniaczkom Bernera podczas przerażającej podróży. Obie kobiety bardzo zaskoczył widok Capesiusa na rampie.

Doktor Böhm również znała Capesiusa z czasów, gdy ten był przedstawicielem handlowym firmy Bayer. Prowadził aptekę w jej rodzinnym mieście, Schässburgu, i składał wizyty handlowe jej mężowi, który też był lekarzem. Zdarzyło się nawet, że pokazał im film reklamowy Bayera8.

Ella dobrze wspominała Capesiusa z okresu, kiedy miała dwanaście lat, a ojciec przedstawił go jej jako „wujka aptekarza”. Capesius podarował jej notatnik firmowy Bayera. „Byłam bardzo dumna z mojego bayerowskiego notatnika – wspominała po latach. – Chwaliłam się nim w szkole”9. Capesius od czasu do czasu odpoczywał w towarzystwie jej bliskich przy basenie publicznym. Ella zapamiętała, że był dla niej „bardzo miły”.

Gdy go zobaczyła, od razu pomyślała, że może pomóc oddzielić ją i jej matkę od tysięcy pozostałych. Nie udało jej się jednak zwrócić na siebie jego uwagi. „Co on tu robi? – zastanawiała się. – Co aptekarz robi w tak okropnym miejscu?”10

2

Związki z Farben

Niełatwo odpowiedzieć na pytanie, które nurtowało Ellę. Aby zrozumieć, co farmaceuta pokroju Capesiusa robił w Auschwitz, trzeba przede wszystkim wiedzieć, jak powstał sam obóz stanowiący ośrodek eksperymentów medycznych, pracy przymusowej i eksterminacji; śmiercionośny owoc partnerstwa militarno-przemysłowo-politycznego między nazistami a IG Farben, czyli największym przedsiębiorstwem ówczesnych Niemiec. Właśnie w przypadku Capesiusa chodziło o coś więcej niż poznanie ponurej historii, która doprowadziła go do Auschwitz. Przed wojną Capesius pracował dla Farben i firmy farmaceutycznej będącej częścią tego koncernu – Bayer. Te koneksje umocniły jego pozycję wśród wielu nazistów odbywających służbę razem z nim w obozie.

Konsorcjum Interessen-Gemeinschaft Farben (Wspólnota Interesów Farben) zostało założone w grudniu 1925 roku, jedynie około ośmiu lat przed tym, jak Hitler został kanclerzem Niemiec. Sześć czołowych spółek chemicznych i farmaceutycznych połączyło się, tworząc ten potężny konglomerat. Wśród nich były największe na świecie przedsiębiorstwa produkujące barwniki: Bayer, Hoechst, BASF i Agfa1.

W ciągu czternastu lat, jakie upłynęły od powstania IG Farben do wybuchu II wojny światowej, koncern zdobył rekordowo dużą liczbę czterech nagród Nobla w dziedzinach chemii i medycyny. Miał wręcz monopol na patentowanie innowacyjnych rozwiązań, przodując w produkcji surowców syntetycznych, w tym kauczuku i benzyny, oraz przełomowych leków na syfilis i malarię, ponadto posiadał prawa patentowe do morfiny, nowokainy, a nawet wyłączne prawa do aspiryny jako leku przeciwbólowego. Poza tym koncern chlubił się prowadzeniem nowatorskich badań nad bardzo szerokim asortymentem produktów, od sztucznego środka słodzącego, jakim była sacharyna, po bardzo silne gazy trujące i paliwo rakietowe o obiecujących parametrach. Zatrudniał ćwierć miliona pracowników, którzy byli lepiej opłacani i mieli większe kwalifikacje niż personel konkurencji. Tworząc gęstą sieć partnerstw i filii, koncern IG Farben w rekordowo krótkim czasie stał się największym przedsiębiorstwem chemicznym świata i czwartym pod względem wielkości konglomeratem przemysłowym, który w rankingu deptał po piętach takim potęgom, jak General Motors, U.S. Steel i Standard Oil. Była to zdecydowanie najbardziej dochodowa niemiecka firma2.

Hitler, jeszcze zanim doszedł do władzy, podzielał niezachwiane przekonanie panujące w Niemczech, jakoby kraj ten przegrał I wojnę światową także dlatego, że dysponował niewielkimi zasobami naturalnymi potrzebnymi, aby prowadzić przedłużające się walki. Kluczowe branże krajowego przemysłu niemal przestały funkcjonować po tym, jak blokada morska Niemiec podjęta przez marynarkę brytyjską odcięła dostawy kauczuku, ropy naftowej, stali i azotanów. W rezultacie kraj został dotknięty utrzymującymi się niedoborami wszystkiego, od prochu strzelniczego po paliwo, przez co Niemcy zaczęły słabnąć także na polu bitwy. Ostatecznie to właśnie brak surowców w połączeniu z powszechnym głodem wśród ludności cywilnej złamał niemiecką wolę walki3.

Hilter, piechur, który otrzymał Żelazny Krzyż za swoją służbę, walczący podczas I wojny światowej, żywił przekonanie, że kraj między innymi musi być samowystarczalny pod względem militarnym. Technologie koncernu Farben dawały mu wyjątkową możliwość odbudowy Niemiec bez dalszej zależności od innych państw pod względem dostępności ropy naftowej, kauczuku i azotanów. Jednak los od samego początku nie sprzyjał związkowi dobrze się zapowiadającego narodowego socjalisty i monolitycznej spółki, a to dlatego, że wielu najlepszych naukowców pracujących w koncernie Farben i blisko jedną trzecią jego zarządu stanowili Żydzi. Umizgi między Farben a Trzecią Rzeszą miały więc w sobie coś schizofrenicznego. W nazistowskiej literaturze i w kręgu nazistowskich komentatorów oczerniano koncern, nazywając go „narzędziem międzynarodowego kapitału finansowego”, za czym krył się pogląd panujący wśród nazistów, że żydowska klika kontroluje światowe rynki finansowe i różne gałęzie przemysłu oraz manipuluje nimi. Zdarzało się, że koncern Farben nazywano prześmiewczo IG Molochem, nawiązując do bóstwa kananejskiego, któremu składano ofiary z dzieci – chodziło o przywołanie powtarzanego od stuleci oszczerstwa, jakoby Żydzi zabijali dzieci chrześcijańskie i wykorzystywali ich krew podczas obrzędów religijnych. Zjadliwie antysemicki tygodnik „Der Stürmer” publikował rysunki satyryczne przedstawiające niejakiego Isidora G. Farben, obraźliwą karykaturę stanowiącą połączenie Żyda-skąpca i męskiej prostytutki4.

Ostrze nazistowskiej krytyki najdotkliwiej uderzało w filie farmaceutyczne koncernu Farben, w których systematycznie testowano leki na zwierzętach laboratoryjnych. O dziwo, najwyżsi rangą naziści zagorzale agitowali na rzecz praw zwierząt, a Hitler był wegetarianinem i liczył, że pewnego dnia zdelegalizuje wszystkie rzeźnie w Niemczech. Co więcej, naziści wprowadzili przepisy chroniące zwierzęta przed myśliwymi, zakazujące wykorzystywania zwierząt w filmach i cyrkach oraz wyjmujące spod prawa rzeźników koszernych. Niemcy były pierwszym państwem, w którym zakazano wiwisekcji. Za eksperymenty laboratoryjne na zwierzętach karano obozem koncentracyjnym, a w niektórych przypadkach wręcz śmiercią. Jeden z najważniejszych naukowców w dziedzinie medycyny pracujących w koncernie Farben, Heinrich Hörlein, dowodził, że badania na zwierzętach mają kluczowe znaczenie dla bezpiecznego testowania leków ratujących życie. Naziści uznali, że taka opinia jedynie potwierdza, iż Farben to „międzynarodowa organizacja żydowska”5.

Carl Bosch, laureat nagrody Nobla w dziedzinie chemii i prezes IG Farben, nie był fanem Hitlera. Bosch uważał, że naziści są niewiele lepsi od łajdaków politycznych, którzy za nic mają innowacyjność w nauce będącą istotą działalności koncernu. Gdy jednak Hitler zaczął piąć się na szczyty władzy, Bosch zdał sobie sprawę, że jego przedsiębiorstwo musi przepoczwarzyć się z outsidera, któremu nie należy ufać, w partnera, bez którego nie można się obejść6. Sięgnął więc do firmowej szkatuły i stał się największym sponsorem nazistów podczas wyborów w 1933 roku, w których NSDAP uzyskała ponad 17 milionów głosów i Hitler ugruntował swoją pozycję na stanowisku kanclerza7. Oprócz tego Bosch wydelegował rzecznika prasowego koncernu Farben, człowieka, który szczycił się bliskimi kontaktami z nazistami, by ten dowiódł Berlinowi na własnym przykładzie, że firmą kierują głównie „chrześcijanie, którzy do wszystkiego doszli wyłącznie własną pracą”8.

Tymczasem Hitler zaczął bardzo interesować się patentami koncernu związanymi z benzyną syntetyczną. Podczas spotkania z dwoma członkami ścisłego kierownictwa Führer zaskoczył ich stwierdzeniem, że Farben jest najważniejszym punktem jego planu zapewnienia Niemcom samowystarczalności9. Kiedy Bosch i Hitler prowadzili rozmowy na szczycie pod koniec 1933 roku, początkowo połączyła ich pasja, z jaką rozprawiali o drogim, pilnym i pracochłonnym programie mającym na celu osiągnięcie niezależności pod względem dostępu do paliw. Mimo to pod koniec spotkania atmosfera popsuła się, po tym jak Bosch wyraził obawę dotyczącą coraz powszechniejszego rugowania Żydów z życia naukowego przez nazistów. Bosch stwierdził otwarcie, że w chemii i fizyce nastąpi regres o sto lat, jeśli Niemcy zmuszą tutejszych żydowskich naukowców do opuszczenia kraju. Na tę sugestię Hitler wpadł w szał. „To będziemy pracować przez sto lat bez fizyki i chemii” – wrzeszczał.

W rezultacie powstał między nimi spór. W tym samym roku naziści przyjęli ustawę o pełnomocnictwach, która dawała Hitlerowi władzę umożliwiającą mu zakazanie Żydom działalności naukowej i technologicznej, nauczania na uniwersytetach, podejmowania pracy w administracji państwowej i świadczenia usług na rzecz rządu. Wbrew poradom innych członków zarządu, Bosch kontynuował krucjatę w obronie żydowskich naukowców. Nic dziwnego, że Hitler nigdy więcej nie zgodził się na to, by przebywać z nim w tym samym pomieszczeniu10.

Naziści mogli zlikwidować każde przedsiębiorstwo mniejszym nakładem sił i środków, ale Hitler i jego poplecznicy wiedzieli, że potrzebna jest im wiedza i potęga Farben. Zatem zabrawszy się do tego na dobre w 1937 roku, zrobili jedyną rzecz, jaka w tej sytuacji była do przyjęcia w Trzeciej Rzeszy: koncern został poddany nazyfikacji. Hitler powołał Roberta Leya, chemika firmy Bayer, na szefa niemieckiego Frontu Pracy. Wszyscy żydowscy pracownicy biurowi stracili posady. Jedną trzecią członków rady nadzorczej usunięto siłą z jej siedziby, zakazując im wszelkich kontaktów z firmą. Czołowi naukowcy żydowscy pracujący w jednostkach badawczych koncernu zostali relegowani i niezwłocznie zastąpieni innymi pracownikami11. Zanim zupełnie pozbyto się Żydów z kierownictwa Farben, Carl Bosch objął niewiele znaczącą funkcję prezesa honorowego koncernu (kiedy umierał trzy lata później, tkwiąc w szponach alkoholizmu i depresji, przewidywał w rozmowach z lekarzami, że Hitler poprowadzi Niemcy do klęski).

Przed lipcem 1938 roku, kiedy to w Trzeciej Rzeszy wprowadzono przepisy stanowiące, że wystarczy jeden Żyd w zarządzie, żeby można było mówić o „spółce żydowskiej”, napięcia i uszczypliwości między nazistami a Farben należały do przeszłości. Wielu wysokich rangą pracowników koncernu wstąpiło do partii nazistowskiej, a niektórzy nawet do SS. Farben z powodzeniem wystąpił o zaświadczenie, że jest „firmą niemiecką” spełniającą wszystkie przepisy dotyczące rasy12. W celu pokazania, jak poważnie koncern traktuje wytyczne, aby stać się firmą aryjską, zwolniono z niego nawet 107 żydowskich kierowników działów pracujących w międzynarodowych filiach przedsiębiorstwa poza granicami Niemiec13. Do tego firmie udało się przekształcić spółkę zależną IG, która w całości wchodziła w skład koncernu, w jedno z najskuteczniejszych zapleczy szpiegowskich nazistów w Stanach Zjednoczonych. Jako że do Farben należały przedsiębiorstwa Agfa, Ansco i General Aniline produkujące błony fotograficzne, „sprzedawcy” reprezentujący koncern pozyskiwali wszelkie możliwe materiały, od zdjęć tajnych instalacji wojskowych po kopie poufnych planów strategicznych sił lądowych i powietrznych14.

Aneksja Austrii przez Hitlera w marcu 1938 roku stanowiła pierwszy dowód na duży stopień zażyłości w ramach partnerstwa między Farben a Trzecią Rzeszą. W ciągu kilku tygodni koncern przejął kontrolę nad Skodawerke-Wetzler, największym austriackim przedsiębiorstwem chemicznym, w którym udziałowcem większościowym była rodzina Rothschildów należąca do elity bankowców w Europie. Farben zainstalował w firmie aryjskich techników i kierowników, usuwając z niej siłą wszystkich Żydów piastujących wysokie stanowiska (dyrektor Skody Isador Pollack został dosłownie skopany na śmierć przez członków SA (Oddziałów Szturmowych NSDAP))15.

Przejęcie Skody przez Farben odbyło się według schematu stosowanego przez koncern w innych państwach, które padły ofiarą napaści ze strony Hitlera. W 1938 roku, podczas impasu, jaki zapanował w relacjach między Niemcami a Czechosłowacją, Farben wykorzystał zagrożenie napaścią przez nazistów do nabycia firmy Aussiger Verein, największego czeskiego przedsiębiorstwa chemicznego, po cenie wyprzedażowej. Zanim 1 września 1939 roku Polska została napadnięta przez niemiecką Trzecią Rzeszę i jej sojuszników, koncern tak dobrał sobie sprzymierzeńców w Trzeciej Rzeszy, aby zyskać jak najwięcej na łupach wojennych. Przed wojną największym poplecznikiem Farben był dowódca Luftwaffe Herman Göring. Po dokonaniu podziału terytorium Polski pomiędzy Trzecią Rzeszę a Związek Radziecki, koncern zawarł najbliższy sojusz z dowódcą SS Heinrichem Himmlerem, który miał ostatnie słowo w kwestii podziału przedsiębiorstw i mienia w tym kraju. Dzięki temu Farben zapewniło sobie przejęcie trzech najważniejszych polskich firm z branży chemicznej i produkcji barwników16.

Do czerwca 1940 roku Niemcy podbili Polskę, Danię, Luksemburg, Belgię, Holandię i Norwegię, a także, wsparte przez sojusznicze faszystowskie Włochy, w zdumiewający sposób rzucili na kolana Francję podczas zażartego szturmu, który trwał sześć tygodni. Wielu członków ścisłego kierownictwa koncernu Farben miało w pamięci gorzkie wspomnienia o tym, jak Francuzi egzekwowali potężne reparacje od niemieckiego przemysłu po I wojnie światowej. Poza tym francuska branża chemiczna od dawna stanowiła najgroźniejszą konkurencję dla Niemiec. Francuskie firmy zostały szybko obsadzone pracownikami aryjskimi, a Farben za pośrednictwem nowego holdingu przejął kontrolę nad wartościowym francuskim przemysłem chemicznym17.

Aspiracje koncernu rosły wraz z liczbą zwycięstw odnoszonych przez Niemcy na froncie. Dyrektorzy opracowali plany przejęcia kontroli nad branżą chemiczną nie tylko w okupowanych krajach, ale i w państwach, które miały zostać podbite w przyszłości, w tym w Szwajcarii, we Włoszech, które wówczas były sojusznikiem Niemiec, i w Związku Radzieckim, a także w Wielkiej Brytanii i w Stanach Zjednoczonych. Równocześnie przedsiębiorstwo Farben dostarczyło niewiarygodnie dużo, bo aż 85% wszystkich zasobów wojskowych wykorzystanych przez nazistów w działaniach wojennych18.

Upadek Francji miał okazać się szczytem osiągnięć wojskowych Niemiec w Europie Zachodniej. Naziści uporczywie bombardowali Anglię z powietrza, ale Brytyjczycy nie dali się pokonać. Wówczas Hitler zignorował rady sztabu generalnego i zaczął przygotowania do utworzenia frontu wschodniego i napaści na Rosję. Nazistowscy dowódcy wiedzieli, że pierwszy rok walk pochłonął znaczne zasoby paliwa i amunicji. Kończył się nawet kauczuk, potrzebny do produkcji niemal wszystkiego, od opon samochodowych po obuwie szturmowe, a niechybnym skutkiem wojny na dwa fronty miał być gwałtowny wzrost zapotrzebowania na surowce. Hitler domagał się od Farben gwarancji podwojenia produkcji kauczuku syntetycznego i benzyny syntetycznej, żądając wybudowania dwóch nowych potężnych fabryk. Koncern oddelegował dwa zespoły zwiadowcze do znalezienia odpowiednich lokalizacji dla tych przedsięwzięć: jeden udał się na południe Norwegii, a drugi do zachodniej Polski. Oba zespoły były ściśle nadzorowane przez Niemców i chronione przed atakiem ze strony aliantów.

Trzydziestodziewięcioletni Otto Ambros, chemik uznawany powszechnie za specjalistę od kauczuku syntetycznego w koncernie Farben, kierował wcześniej budową pierwszego dużego zakładu firmy produkującego kauczuk syntetyczny, który to zakład znajdował się w miejscowości Schkopau na wschodzie Niemiec. Ambros wyjechał do Polski, skąd przywiózł do frankfurckiej siedziby koncernu wieści o znalezieniu idealnego miejsca do budowy obu fabryk. Miejsce to znajdowało się na Śląsku, nieopodal zbiegu trzech rzek. Produkcja kauczuku syntetycznego i benzyny syntetycznej wymagała ogromnych ilości wody potrzebnej do przeprowadzania wysokociśnieniowych procesów chemicznych stanowiących podstawę obu technologii. Przez okolicę przebiegały trzy linie kolejowe. Niedaleko było stamtąd do autostrady, a w promieniu niewiele ponad trzydziestu kilometrów funkcjonowały duże ośrodki górnicze. Kolejną zaletą, na którą wskazał Ambros, była bliskość terenu, na którym naziści urządzali w byłych koszarach wojskowych obóz koncentracyjny. To znaczyło, że koncern mógł mieć stały dostęp do więźniów stanowiących tanią siłę roboczą19.

Inni dyrektorzy szybko zatwierdzili propozycję Ambrosa, po czym uzyskano oficjalną zgodę Trzeciej Rzeszy. W Farben zdecydowano, że nowa filia koncernu zostanie nazwana tak jak niewielka polska miejscowość położona nieopodal obiektu: IG Auschwitz20, 21.

3

IG Auschwitz

Koncern Farben miał rozległe plany wobec IG Auschwitz. Zakładano, że będzie to nie tylko największy zakład przedsiębiorstwa, ale i pierwszy wyposażony w ogromną instalację do uwodorniania umożliwiającą produkcję kauczuku i paliwa syntetycznego na niespotykaną wcześniej skalę. W Farben wierzono, że IG Auschwitz będzie przynosił niebotyczne zyski. Koncern był pewien owych założeń do tego stopnia, że odrzucił ofertę dofinansowania projektu złożoną przez rząd niemiecki. Gdyby przyjęto pieniądze od Trzeciej Rzeszy, naziści automatycznie staliby się partnerem Farben. Zamiast tego dyrektorzy firmy woleli wziąć na siebie całe ryzyko, ale i zatrzymać cały zysk.

Koncern wyasygnował na ten ambitny projekt budowlany kwotę wynoszącą niemal miliard marek Rzeszy (obecnie stanowiącą równowartość około 55 miliardów dolarów)1. Plany zakładały budowę rozległego obiektu o powierzchni kilkunastu kilometrów kwadratowych, który miał zużywać więcej energii elektrycznej niż Berlin. Dowódca SS Heinrich Himmler przykładał tak dużą wagę do powodzenia przedsięwzięcia IG Auschwitz, że wyznaczył zaufanego szefa sztabu, generała SS Karla Wolffa, aby pośredniczył w relacjach między Farben a SS.

20 marca 1941 roku Wolff spotkał się w Berlinie z chemikiem i jednym z dyrektorów Farben podpułkownikiem SS Heinrichem Bütefischem. Celem spotkania było omówienie w szczegółach tego, w jaki sposób sąsiadujący z zakładem obóz koncentracyjny mógł­by przydać się koncernowi. Wielu wykwalifikowanych robotników służyło na frontach w szeregach armii niemieckiej, w związku z czym przedsiębiorstwu brakowało doświadczonego personelu. Planowano sprowadzić nie tylko Niemców, ale i pracowników zwanych eufemistycznie „wolnymi”, którzy pochodzili z Holandii, Belgii, Francji, a także Polski2, i którym płacono rażąco zaniżone pensje. Himmler rozkazał dyrektorowi Inspektoratu Obozów Koncentracyjnych dostarczenie ponad 12 000 więźniów obozów. Ponieważ obozy takie jak Auschwitz stanowiły dla SS źródła zysku, Bütefisch wiedział, że Himmler będzie domagał się zapłaty za każdego więźnia wykorzystanego przez Farben.

Po twardych negocjacjach trwających pół dnia koncern przystał na zapłatę czterech marek Rzeszy (czyli równowartości 1,60 dolara wówczas i 20 dolarów w 2015 roku) za dzień pracy wykwalifikowanego więźnia, trzech marek za więźniów bez kwalifikacji i półtorej marki (60 centów) za dzieci. W zamian za te opłaty – które ostatecznie wyniosły w sumie ponad 5 milionów dolarów – SS zgodziło się zapewnić transport więźniów z baraków w Auschwitz i z powrotem, czyli na odległość około sześciu kilometrów od placu budowy, a także pełne wyżywienie pracujących3. Kilka tygodni po zawarciu porozumienia dyrektorzy Farben osobiście oprowadzili Himmlera po terenie, na którym powstawały zakłady IG Farben. Gość był pod wrażeniem i obiecał zapewnić stały dopływ więźniów obozu do pracy4. Otto Ambros z Farben napisał w notatce ze spotkania: „Okazuje się, że nasza nowa przyjaźń z SS jest bardzo opłacalna”5.

W koncernie zdawano sobie sprawę z ogromu wyzwania, jakie stanowił realizowany projekt pod względem technicznym, a także ograniczeń czasu wojny, które bardzo utrudnią dostęp do wszelkich surowców. Mimo to budowa od początku okazała się stwarzać więcej trudności, niż zakładano, i szybko zaczęto odnotowywać opóźnienia w realizacji planu6. Ale w IG Auschwitz mierzono się też z powszechnym problemem, którego nie przewidziano: dyrekcja Farben nie zdawała sobie sprawy ze straszliwych konsekwencji ponoszonych przez jej robotników z powodu nieludzkiego traktowania więźniów przez esesmanów.

W korespondencji wewnętrznej koncernu wyliczano nieustające przypadki nadużyć: więźniowie byli „brutalnie chłostani na placu budowy”, a czasami kopani i bici; kilku zatłuczono na śmierć pałkami. Jeden z dyrektorów napisał: „Owo [bicie] zawsze dotyka najsłabszych więźniów, którzy naprawdę nie są w stanie pracować ciężej”7. To nie tylko nie pozwalało najmniej wytrzymałym na pracę, ale i miało ogólnie „demoralizujący wpływ tak na wolnych robotników, jak i na Niemców”8. Ponadto codzienny marsz więźniów z Auschwitz odbierał im większość sił, jeszcze zanim przystąpili do pracy. Ubrani w niedopasowane drewniaki i cienkie więzienne uniformy źle znosili letnie upały i zimowe przenikliwe mrozy. Kierownicy zakładu przyglądali się z niepokojem, jak do podnoszenia pięćdziesięciokilogramowych worków z cementem przystępuje najpierw trzech, później czterech, a w końcu pięciu niedożywionych więźniów9. Członkowie dyrekcji skarżyli się współpracownikom, że SS nie rozumie, co jest potrzebne, aby „wolne przedsiębiorstwo” mogło się prężnie rozwijać.

Za to owładnięci obsesją na punkcie biurokracji naziści wymagali, aby każdy robotnik przymusowy, który opuścił obóz po apelu o godzinie 4 rano, był obecny na wieczornym apelu. W rezultacie pod koniec każdego dnia pracy rozgrywały się surrealistyczne sceny, w których więźniowie wlekli za sobą ciała tych, którzy zmarli w ciągu zakończonej zmiany, żeby zgromadzić wszystkich w bloku, aby naziści mogli odliczyć trupy jako „obecnych”. Kilka razy w tygodniu naziści wywozili stosy zwłok do krematoriów. Ten osobliwy zwyczaj wynikał z dbania o zysk: SS zarabiało na każdym nieboszczyku, pozyskując złoto z plomb oraz włosy do wypełniania materacy i produkcji ciepłych skarpet dla marynarzy okrętów podwodnych i pilotów Luftwaffe10. Gdyby martwych pracowników pozbywano się w zakładach Farben, SS straciłoby możliwość ostatecznego zbezczeszczania ich ciał.

Dyrektorzy Farben przejmowali się złym traktowaniem więźniów, którzy dla nich pracowali, nie ze względów humanitarnych. Raczej irytowało ich, że trzech robotników wykonuje pracę, której podołałby jeden dobrze odżywiony Niemiec. Rozgorzała zajadła dyskusja w zarządzie o tym, jak nadać impetu pogrążonym w stagnacji pracom budowlanym. Dyrektorzy obawiali się, że jeśli zakłady produkujące kauczuk syntetyczny i benzynę syntetyczną nie sprostają zamówieniom armii Hitlera, SS zrzuci winę na koncern. Nikt nie chciał narażać się na gniew Hitlera i Himmlera z powodu projektów uznanych za nieodzowne. W związku z tym w lipcu 1942 roku, gdy zażarte walki na froncie wschodnim trwały już rok, zarząd Farben zatwierdził niezwykłą propozycję, która przypieczętowała upadek moralny jego członków: zdecydował, że najlepszym sposobem na rozwiązanie problemu z siłą roboczą w IG Farben będzie wybudowanie kosztem 20 milionów dolarów własnego obozu koncentracyjnego. Na lokalizację wybrano tereny przyległe do miejsca trwającej budowy i leżące na wschód od macierzystego obozu Auschwitz. Minister pracy Rzeszy Ernst „Fritz” Sauckel przystał na propozycję Farben, stwierdzając, że to najlepszy sposób na „wykorzystanie [więźniów] w największym stopniu przy możliwie najmniejszych nakładach”.

Nowy obóz nazwano Monowitz Buna-Werke, zestawiając nazwę polskiej wsi Monowice (niem. Monowitz), którą zrównano z ziemią, aby zrobić dla niego miejsce, oraz niemiecki wyraz Buna oznaczający kauczuk syntetyczny. Dostęp do stałego źródła niewolniczej siły roboczej miał ostatecznie skłonić Farben i inne niemieckie przedsiębiorstwa do wybudowania 45 podobozów – związanych z górnictwem, hutnictwem, przemysłem chemicznym, przemysłem lekkim, a nawet przetwórstwem żywności – w promieniu niemal pięćdziesięciu kilometrów w czasie, w którym Ausch­witz zostawiał coraz wyraźniejszy ślad w wiejskim krajobrazie tej części Polski11.

Postronny obserwator mógł po prostu uznać obóz Monowitz za kopię Auschwitz, podobnie jak pierwowzór otoczoną zasiekami z drutów kolczastych pod napięciem i obstawioną wieżami obserwacyjnymi z wartownikami uzbrojonymi w karabiny maszynowe, pilnowaną przez psy i nocami omiataną światłem ze szperaczy, aby zapobiegać ucieczkom. Obóz Monowitz był wyposażony w szubienicę i odrażające izolatki, a także obsadzony falangą złożoną z byłych skazańców, którzy pełnili funkcję sadystycznie usposobionych brygadzistów nadzorujących pracujących niewolniczo więźniów12. Był tam też dom publiczny (niem. Frauenblock), w którym więźniarki były zmuszane do pracy jako niewolnice seksualne niemieckich robotników. Koncern Farben zlecił nawet wykonanie kopii szyderczego napisu wykutego w żelazie i wieńczącego bramę obozu Auschwitz: Arbeit macht frei, czyli „praca czyni wolnym” (wielu więźniów za trafniejsze uważało słowa wykute w kamieniu nad bramą do piekła u Dantego: „Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją”13).

Oprócz milionowych wydatków na budowę obozu koncern Farben zgodził się na pokrycie wszelkich kosztów wyżywienia i zakwaterowania, podczas gdy SS odpowiadało za bezpieczeństwo. Zarząd przedsiębiorstwa robił, co mógł, aby zwiększać zyski przez ograniczanie nakładów. Więźniów zmuszano do spania najczęściej we trzech na drewnianych pryczach przeznaczonych dla jednej osoby. W jednym baraku umieszczano pięciokrotnie więcej Żydów niż wolnych niemieckich robotników w innym14. Cienkie sienniki służące za posłania ciągle wywoływały infekcje i choroby15. Do tego koncern prowadził brutalne eksperymenty w celu określenia, jaką minimalną ilość żywności muszą dostawać więźniowie, aby nie głodowali i nadawali się do pracy. Podstawowym pożywieniem w Monowitz była wodnista zupa nazywana przez więźniów Buna ze względu na gumowaty posmak. Przyjmując dziennie nie więcej niż 1200 kalorii, robotnicy przymusowi tracili na wadze średnio około czterech kilogramów tygodniowo, aż osiągali względnie stabilny stan wychudzenia, w którym wyglądali jak obciągnięte skórą szkielety16.

Notatki sporządzane wewnątrz koncernu wskazują, że zdaniem jego urzędników tych więźniów, którzy zmarli z powodu ciężkiej pracy, można było z łatwością zastąpić nowymi, przywiezionymi najbliższym transportem. Benjamin Ferencz, jeden z głównych amerykańskich prokuratorów występujących w procesach o zbrodnie wojenne po zakończeniu II wojny światowej, stwierdził, że „żydowscy robotnicy w obozie koncentracyjnym nie byli nawet niewolnikami. Panowie dbają o własność, jaką stanowią podlegli im niewolnicy, i starają się ją utrzymać; planem i zamiarem nazistów było wyeksploatowanie Żydów, a następnie ich spalenie”17.

Koncern Farben miał problem, ponieważ SS kierowało większość przybywających więźniów prosto do komór gazowych. Członkowie kierownictwa żalili się na przykład, że z pewnego transportu liczącego 5022 Żydów na natychmiastową śmierć wysłano 4092 osoby. Po tym, jak wpłynęła oficjalna skarga, SS wyjątkowo przystało na kompromis, zgadzając się na rozładunek niektórych pociągów w pobliżu IG Auschwitz w celu znalezienia ludzi nadających się do pracy. Kiedy nieopodal Monowitz rozładowano pierwszy pociąg, co drugi z 4087 więźniów uniknął komory gazowej i stał się zniewolonym robotnikiem. Mimo to kierownicy Farben wyrazili rozczarowanie faktem, że w owym pociągu było „tak wiele kobiet i dzieci, a także starych Żydów”18.

Pomimo niespotykanych wcześniej przeszkód członkowie ścisłego kierownictwa koncernu uznali Monowitz za wzór do naśladowania podczas realizacji kolejnych projektów. Prezes Carl Krauch napisał do Himmlera 27 lipca 1943 roku, że jest „szczególnie kontent”, iż z rozmów na temat nowej fabryki kauczuku syntetycznego wynika, że SS będzie „nadal nas sponsorować i nam pomagać [...], jak miało to miejsce w Auschwitz”19.

Ostatecznie przez IG Auschwitz przewinęło się blisko 300 tysięcy niewolniczych robotników. Właśnie tam pracowali jako nastolatkowie Elie Wiesel i Primo Levi (obaj przeżyli i zostali poczytnymi pisarzami, którzy opowiedzieli o tym, co się tam działo). Levi pisał, że fabryka Farben była „bezkresną gmatwaniną żelaza, cementu, błota i dymu [oraz] zaprzeczeniem piękna. [...] Wewnątrz jej ogrodzenia nie ma ani cienia, ani trawy, a ziemia jest przesiąknięta trującymi wydzielinami węgla i nafty i niczego tam nie ma żywego, poza maszynami i niewolnikami; bardziej żywe są maszyny”20.

Około 25 tysięcy z owych przymusowych robotników dosłownie zaharowano na śmierć, a średnia długość ich życia wynosiła jedynie trzy miesiące21. Zanim wszakże wojna dobiegła końca, ambitny eksperyment koncernu Farben, jakim było IG Auschwitz, okazał się porażką pod względem strategicznym. Choć firma wpompowała w ten zakład ogromne pieniądze, a śmierć zebrała w nim niebywale obfite żniwo, ku ogromnej konsternacji Hitlera zdołano tam wyprodukować tylko niewielkie ilości paliwa syntetycznego; produkcja kauczuku Buna nie doszła do skutku. To miejsce zapisało się na stałe w historii wyłącznie ze względu na śmiercionośną rolę, jaką odegrało w realizacji ostatecznego rozwiązania.

4

Na scenę wchodzi Capesius

Victor Ernst Capesius był człowiekiem, który z wielu powodów miał niewielkie szanse na to, by trafić do służby w Auschwitz. Nie pochodził z Niemiec ani z Austrii, a to przedstawiciele tych narodowości przeważali wśród żołnierzy, lekarzy i urzędników zatrudnianych w obozach koncentracyjnych. Capesius przyszedł na świat 2 lipca 1907 roku w rodzinie głęboko wierzących luteranów, którzy mieszkali w Reußmarkt w Siedmiogrodzie – miasteczku znanym tylko z tego, że leży niedaleko miejsca, gdzie w średniowieczu urodził się Wład Drakula1. Jego ojciec był lekarzem i urzędnikiem do spraw zdrowia publicznego2. Dzieciństwo Capesiusa niczym się nie wyróżniało. Był spokojnym i przeciętnym uczniem uczęszczającym do miejscowej szkoły luterańskiej w Sybinie, siedmiogrodzkim3mieście o na tyle wyrazistym germańskim charakterze, że większość rdzennych Niemców nazywała je Hermannstadt. Capesius skończył naukę ze średnimi wynikami na tle 32-osobowej grupy absolwentów, po czym podjął studia I stopnia i 30 czerwca 1930 roku na Uniwersytecie im. Ferdynanda I w mieście Kluż-Napoka, przez rdzennych Niemców nazywanym Klausenburgiem, uzyskał dyplom z farmakologii ogólnej4. Pierwszą pracę podjął jako pomocnik w aptece wuja, Apotheke zur Krone (Apteka pod Koroną), w pobliskiej Sighisoarze5. Matka mówiła mu, że być może pewnego dnia odziedziczy ten interes6.

Capesius spędził tam raptem pięć miesięcy, po czym w 1931 roku został powołany do odbycia służby w wojsku rumuńskim. Nadano mu stopień porucznika i skierowano do Bukaresztu jako asystenta farmaceuty. Wkrótce jednak udało mu się uzyskać przedłużoną przepustkę, aby studiować chemię na Uniwersytecie Wiedeńskim7. W tym samym czasie Hitler doszedł do władzy w sąsiednich Niemczech, co nie mogło ujść uwadze młodego studenta o niemieckich korzeniach. Właśnie w Wiedniu Capesius poznał swoją przyszłą żonę, dwudziestoczteroletnią Friederike Bauer. Fritzi, jak nazywał ją Capesius, studiowała w Instytucie Farmakologii. Oboje przygotowywali się do zdobycia tytułów doktorskich pod kierownictwem tego samego profesora, doktora Richarda Wasitzky’ego8.

Fritzi uważała, że Capesius jest czarujący. Kiedy zaczęli się spotykać, opowiadała koleżankom, że jest nim zachwycona. Wszystko jej się w nim podobało, od kasztanowych włosów, które przedwcześnie zaczęły szpakowacieć, po głęboko osadzone ciemnobrązowe oczy. Niektóre znajome mówiły jej, że Capesius wygląda na niezgułę, ale ona stwierdzała, że się mylą, podkreślając, że to wspaniały tancerz9. Oboje czuli, że mają ze sobą wiele wspólnego, bo ich ojcowie są lekarzami. Pochodzili z głęboko religijnych rodzin luterańskich, choć ojciec dziewczyny był żydowskim konwertytą. W roku 1932, gdy ich związek rozkwitał, Fritzi przedstawiła Capesiusa rodzicom. Później spędziła z nim przerwę międzysemestralną w Siedmiogrodzie.

W tym czasie Capesius napisał rozprawę o zastosowaniu ziela o nazwie komosa w leczeniu pasożytów u człowieka i 30 listopada 1933 roku na Uniwersytecie Wiedeńskim uzyskał tytuł doktora farmacji10. Niedługo po powrocie do Sighisoary został kierownikiem apteki wuja. Był to dochodowy interes, przynoszący zarobki rzędu 200 tysięcy marek Rzeszy rocznie (co wówczas stanowiło równowartość 56 tysięcy dolarów, podczas gdy średni roczny dochód w Stanach Zjednoczonych wynosił 1601 dolarów)11.

W tymże roku wielu rdzennych Niemców mieszkających w Rumunii poruszyła wieść o tym, że Hitler został kanclerzem Niemiec. Za to Capesius niespecjalnie interesował się wrzeniem na niemieckiej scenie politycznej. Wstąpił wprawdzie do miejscowego klubu towarzyskiego o zabarwieniu nacjonalistycznym, ale raczej w celu nawiązania kontaktów biznesowych, niż po to, by pielęgnować w sobie jakąkolwiek żarliwość światopoglądową. Kiedy nie pracował, unikał wiadomości na temat bieżących wydarzeń; wolał relaksować się w gronie przyjaciół. Niedzielami często widywano go w towarzystwie sióstr Mild, dwóch urokliwych dziewcząt, które były jego rówieśnicami, piknikujących w parku pośród morza polnych kwiatów. Najbardziej smakowały mu tradycyjne potrawy, takie jak nadziewane papryki czy ciasto z kremem waniliowym, poza tym szczycił się tym, że dobrze tańczy, zwłaszcza walce. Capesius, jego bliski kolega Roland Albert i niemal tuzin innych dobrych znajomych spędzali niektóre wiosenne i letnie weekendy w popularnym kąpielisku nad potokiem na obrzeżach Sybina. Jesienią chodzili po górach masywu Harghita. Capesius opowiadał o ładnej Niemce, studentce medycyny o imieniu Friederike, którą poznał w Wiedniu. Jeśli jednak zamierzał w ten sposób wzbudzić zazdrość kilku miejscowych dziewcząt, próżno się starał, bo te plotkowały za jego plecami o tym, jaki jest włochaty, „wielki i ciężki”; jedna myślała nawet o nim, że „ma cygańskich przodków”. Wzdrygały się za każdym razem, gdy zdarzyło mu się zaśpiewać; głos miał mocny, ale okropny12.

Praca w rodzinnej aptece dawała wprawdzie poczucie bezpieczeństwa i wygody, ale nie była zbytnio ekscytująca. Capesius zaczął rozglądać się za zatrudnieniem w innym miejscu. W lutym 1934 roku udało mu się zdobyć synekurę na stanowisku krajowego przedstawiciela handlowego firmy Romigefa S.A., rumuńskiego przedsiębiorstwa należącego do grupy kapitałowej spółki Bayer, najbardziej prestiżowej jednostki zależnej koncernu IG Farben o profilu farmaceutycznym13. Miesiąc wcześniej pobrali się z Fritzi i nie mogli się doczekać, kiedy powiększy się ich rodzina. Fritzi zaszła w ciążę jeszcze przed końcem roku. Dla obojga praca w Farben oznaczała dużo większe możliwości rozwoju niż uwiązanie do wujowej apteki.

W latach 30. XX wieku niemiecka firma farmaceutyczna, w której zatrudnił się Capesius, była czołowym przedsiębiorstwem w tej branży na świecie. Co więcej, nowoczesna branża farmaceutyczna kształtowała się głównie w Niemczech. Wszystko zaczęło się ponad sto lat wcześniej, w 1827 roku, w aptece rodzinnej o nazwie Engel-Apotheke (Apteka pod Orłem) w mieście Darmstadt w Niemczech, gdy praprawnuk założyciela Heinrich Emanuel Merck wyodrębnił czyste alkaloidy stanowiące podstawowy składnik wielu leków, między innymi kodeiny i kokainy. W tym samym czasie Ernst Christian Friedrich Schering założył przedsiębiorstwo Schering AG produkujące w Berlinie na niewielką skalę chemikalia oraz nieliczne związki chemiczne do zastosowań medycznych. Kilka lat później Friedrich Bayer otwarł w Wuppertalu zakład produkujący barwniki ze smoły węglowej. W ciągu dekady opatentował technologię wytwarzania ich niewielkim kosztem na masową skalę. Gdy Bayer odkrył, że jego barwniki mają właściwości odkażające, zaczął je sprzedawać jako leki.

Niemieckim naukowcom przypisuje się niemal wszystkie przełomowe odkrycia w farmacji. Dwudziestodwuletni aptekarz Friedrich Sertürner wyizolował substancję aktywną występującą w maku lekarskim i nazwał ją Morfeuszem w nawiązaniu do imienia greckiego boga marzeń sennych. Będąc pracownikiem firmy Bayer, jeden z uczniów Sertürnera w 1898 roku dodał dwie grupy acetylowe do cząsteczki morfiny, tworząc heroinę (nazwaną tak od niemieckiego słowa heroisch, czyli heroiczny). Rok później ten sam chemik wyodrębnił kwas salicylowy, który po ożywionej dyskusji wśród pracowników postanowiono zarejestrować jako nowy lek firmy Bayer o nazwie handlowej aspiryna.

Capesius był dumy, że firma Farben/Bayer jest bezkonkurencyjna w produkcji innowacyjnych leków. Okazał się gorliwym i lojalnym pracownikiem, zyskując sympatię klientów, wśród których promował produkty firmy w gabinetach lekarskich, aptekach i przychodniach w całym Siedmiogrodzie. Zajmował się nawet sprzedażą barwników i środków chemicznych producentom tkanin14.

Tak jak w przypadku większości osób należących do jego pokolenia w Europie Środowej wybuch II wojny światowej przerwał rozwój najprawdopodobniej udanej, choć prozaicznej kariery zawodowej Capesiusa. W 1939 roku, gdy naziści napadli na Polskę, Rumunia zachowała neutralność. Za to rok później, w listopadzie 1940 roku, kraj ten zawarł sojusz z Trzecią Rzeszą, po tym jak rządzący żelazną ręką faszystowski marszałek Ion Victor Antonescu przeprowadził udany zamach stanu. Gdy Hitler zaatakował Związek Radziecki w czerwcu 1941 roku, liczne rumuńskie oddziały wysłano, by odwalały za niego brudną robotę na froncie wschodnim15.

Capesius miał szczęście. Gdy powołano go na powrót do wojska, został na krótko przydzielony do apteki szpitalnej w mieście Cernavodă we wschodniej Rumunii, nieopodal Morza Czarnego16. Powrót do służby martwił go najbardziej z powodu rozłąki z trzema córkami, sześcioletnią Melittą, czteroletnią Ingrid i roczną Christą. W styczniu 1942 roku awansował do stopnia kapitana i – z przyczyn, których nie wyjaśniono w dokumentach dotyczących jego służby – dostał przepustkę, aby móc ponownie podjąć pracę na cywilnym stanowisku w firmie Farben/Bayer. Podróżował tak często, że w niektórych okresach mieszkał jednocześnie w Klausenburgu i Sighisoarze, zanim ostatecznie kupił mieszkanie na piątym piętrze kamienicy przy ulicy Iona Brezoianu w dzielnicy Bukaresztu zamieszkałej przez przedstawicieli klasy wyższej. Przeprowadził się tam z rodziną, a dzięki wystarczająco wysokim zarobkom mógł odłożyć odpowiednią kwotę, by zainwestować w nowoczesny apartament przy ulicy dra Marcoviciego. Został bywalcem najlepszych klubów dla ludzi biznesu w mieście i stał się znany w tamtejszych kręgach towarzyskich17.

Choć walki na froncie ominęły Rumunię, oznaki wojny widać było wszędzie, zwłaszcza na dworcach przy dużych węzłach kolejowych. Dziesiątki tysięcy żołnierzy z Niemiec i innych państw Osi przemieszczały się tamtędy w drodze na pola walk w Rosji. Capesiusa dziwiło, że pociągi zmierzające na wschód wyjeżdżały wypełnione żołnierzami, a wracały puste. Nikt nie dostawał przepustki z frontu wschodniego.

Krajem, w którym Capesius dorastał i pracował, zawładnął ferwor narodowego socjalizmu. Tamtejsze kręgi przywódcze i instytucjonalne nie tylko opowiadały się za faszyzmem, ale dały się porwać bez reszty zajadle antysemickiej ideologii głoszonej przez Hitlera. Dochodząc do władzy, Hitler obwiniał „międzynarodową klikę żydowską” o zniewolenie Niemiec po tym, jak przegrały I wojnę światową, i mówił, że to państwo stanie się znowu wielkie, wyłącznie jeśli nie będzie w nim Żydów. To prowokatorskie wskazywanie kozła ofiarnego było dobrze przyjmowane w państwach satelickich, takich jak Rumunia, w których liczono na to, że naśladowanie Hitlera i jego rządów silnej ręki poprawi ich pozycję w Europie. Rumuńscy chrześcijanie byli podatni na tę demagogię, ponieważ wielu z nich uznawało Żydów za morderców Chrystusa, którzy wywierają ogromny wpływ na gospodarkę ich kraju.

Siedmiogród – region, z którego pochodził Capesius – był zamieszkany przez jedną z najstarszych społeczności żydowskich w Europie, której początki sięgały roku 87 naszej ery. Na przestrzeni wieków przez Siedmiogród przetaczały się gwałtowne fale antysemityzmu. W XI wieku zakazano małżeństw między wyznawcami judaizmu a chrześcijanami. W wiekach XV i XVI zabroniono Żydom mieszkania w największych miastach regionu. W drugiej połowie XVIII wieku rządzący tam wówczas Habsburgowie nałożyli na Żydów szereg drakońskich podatków i zmusili ich do życia w gettach. Kłamliwe pogłoski o tym, jakoby Żydzi zabijali dzieci chrześcijańskie na potrzeby rytuałów religijnych, rozchodziły się lotem błyskawicy, stając się zarzewiem pogromów wspieranych przez rząd i powszechnej przemocy stosowanej przez członków samozwańczej straży obywatelskiej. Gdy Rosjanie podbili Siedmiogród w XIX wieku18, wprowadzili własny, słowiański rodzaj antysemityzmu, którego częścią była koncepcja, jakoby Żydzi należeli do odrębnej rasy.

Choć większa część Europy stała się beneficjentem liberalizujących teorii polityczno-społecznych, które rozlały się na Wschód po rewolucji francuskiej 1789 roku, Siedmiogród okazał się na nie odporny i nie doszło tam do zmodernizowania poglądów dotyczących Żydów. W 1866 roku uchwalono nową konstytucję, która stanowiła, że obywatelami są wyłącznie chrześcijanie, a prawa przysługujące Żydom w kraju, w którym stali się bezpaństwowcami, w tym prawo własności, zostały jeszcze bardziej ograniczone. W 1940 roku marszałek Antonescu przystąpił do rumunizacji, czyli programu zbliżonego do hitlerowskiej aryzacji. Skonfiskowano cały żydowski kapitał i rozdano go Rumunom, dążąc do osiągnięcia celu reżimowej władzy, jakim było wypędzenie wszystkich Żydów.

Wśród mentorów i bliskich znajomych Capesiusa byli gorliwi zwolennicy nowej nienawiści. Nauczyciel przedmiotów ścisłych, którego Capesius „bardzo szanował”, podzielał pogląd o narodowo-­-socjalistycznym rodowodzie, zgodnie z którym rdzennych Niemców należy chronić przed „szkodnikami”19. Roland Albert, przyjaciel Capesiusa, wstąpił do bojówki neofaszystowskiej, gdy Antonescu doszedł do władzy w 1940 roku20. Wkrótce zaczął powtarzać skrajne opinie dyskredytujące nie tylko Żydów, ale również mieszkających w Rumunii Cyganów i Ormian: „krew była zanieczyszczana żałośnie dużym procentem miejskich wariatów, wiejskich głupków i słabeuszy” – stwierdził Albert21.

W nowej Rumunii między przyjaciółmi wybuchały czasem pozornie niewinne sprzeczki. Albert wspominał, że pewnego razu znaleźli się z Capesiusem na strychu, gdzie stał gramofon. „Masz też coś klasycznego?” – spytał Albert. – „Schuberta albo Beethovena?”. „Nie, wolę charlestona i walca” – odpowiedział Capesius. „Kołtun” – stwierdził Albert poważnym tonem22. Później mówił dziennikarzowi, że owe utwory ukazują „tę wyraźną różnicę pomiędzy nami a Żydami. [...] Jazz, ta asfaltowa muzyka, którą zatruwają dziś świat [...], ta muzyka czarnuchów”23.

Nie ma dowodów na to, by młody Capesius podczas podróży po kraju w imieniu koncernu Farben/Bayer chłonął uprzedzenia, którymi dzielili się z nim nauczyciele lub znajomi. Zważywszy na kontekst kulturowy i historyczny, w którym rdzenny Niemiec pokroju Capesiusa dorastał, uczył się, żył i pracował, urąganie Żydom było najłagodniejszym wyrazem światopoglądu, z jakim się spotykano. Sam Capesius twierdził później: „Nigdy nie miałem wrogiego stosunku do Żydów”24.

Bez względu na to, jakie były jego rzeczywiste poglądy, działał rozsądnie, stawiając interesy na pierwszym miejscu. Kiedy zaczynał pracę w Farben, w gronie jego przełożonych było dwóch Żydów, którzy jednak musieli odejść z firmy w 1939 roku w związku z wprowadzeniem restrykcyjnych antyżydowskich ustaw uchwalonych w następstwie praw norymberskich25. Wielu spośród lekarzy, farmaceutów, klinicystów i fabrykantów, których Capesius obsługiwał w imieniu koncernu Farben/Bayer, było Żydami. Żaden z nich nigdy nie zgłaszał, aby Capesius okazał wobec niego jakiekolwiek oznaki antysemityzmu.

W istocie żydowscy klienci Capesiusa niewątpliwie zajmowali wysokie miejsca na liście osób, z którymi robił interesy. Pełna determinacja, z jaką Capesius poświęcił się zarabianiu pieniędzy, przeważała nad wszelkimi rozterkami, jakie mogły mu towarzyszyć w związku z żydowskością jego klientów. Gdy Josef Glück, żydowski właściciel fabryki włókienniczej, złożył skargę bezpośrednio w siedzibie koncernu Farben we Frankfurcie z powodu opóźnień w dostawach zamówionych barwników, Capesius odwiedził go. Osobiście zaradził niedociągnięciom, a następnie ściśle nadzorował obsługę tego klienta, aby mieć pewność, że Glück jest zadowolony z obrotu spraw. Poza tym Capesius wielokrotnie zbaczał z drogi, aby bezzwłocznie uzupełnić towar na potrzeby jednego z największych klientów, Alberta Ehrenfelda, żydowskiego hurtownika handlującego lekami. Podejmował też szczególne starania, aby na bieżąco informować dwóch żydowskich lekarzy, doktor Giselę Böhm i doktora Mauritiusa Bernera, o nowych lekach, jakie firma Bayer przygotowywała do wprowadzenia na rynek26.

Zatrudnienie w koncernie Farben pozwalało Capesiusowi trzymać się z dala od narastającej wojny przeciwko Żydom prowadzonej w jego ojczyźnie. Ta sytuacja zmieniła się jednak wiosną 1943 roku, gdy Rumunia ostatecznie znalazła się w polu rażenia alianckich bombowców, w związku z