Fanatyzm i indyferentyzm – ich źródła i następstwa - Jakub Balmes - ebook

Fanatyzm i indyferentyzm – ich źródła i następstwa ebook

Jakub Balmes

0,0
5,04 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Protestantyzm po odrzuceniu powagi Kościoła znalazł się w konieczności szukania swego punktu oparcia wyłącznie w człowieku zapoznawszy charakter ducha ludzkiego i jego usposobienie, usunął pod religijnym i moralnym względem wszelkie zapory, tak że umysł człowieka musiał koniecznie rzucić się w jedną z tych dwóch ostateczności: w fanatyzm lub indyferentyzm. Dziwnym może się to wydawać, że te dwie rzeczy tak są do siebie zbliżone – i że tak różne obłędy z jednej płyną przyczyny. Pomimo tego tak jest w istocie. Protestantyzm dając człowiekowi prawo rozstrzygania w kwestiach religijnych, miał tylko dwie drogi przed sobą: albo przypuścić, że każdy człowiek otrzymał bezpośrednio z nieba dar prawdy – albo poddać każdą religijną prawdę pod rozbiór rozumu. Pierwsza z tych prowadzi do fanatyzmu, druga do indyferentyzmu.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 37

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



 

Ks. Jakub Balmes

 

Fanatyzm i indyferentyzm

– ich źródła i następstwa

 

oprac. przezKs. Stanisława Puszeta

 

Armoryka

Sandomierz

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

 

 

Wydanie według edycji XIX-wiecznej

Pisownię w znacznym stopniu uwspółcześniono.

 

© Wydawnictwo Armoryka

 

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

 

ISBN 978-83-7950-484-8

 

 

Rozdział I.

 

Protestantyzm po odrzuceniu powagi Kościoła znalazł się w konieczności szukania swego punktu oparcia wyłącznie w człowieku zapoznawszy charakter ducha ludzkiego i jego usposobienie, usunął pod religijnym i moralnym względem wszelkie zapory, tak że umysł człowieka musiał koniecznie rzucić się w jedną z tych dwóch ostateczności: w fanatyzm lub indyferentyzm. Dziwnym może się to wydawać, że te dwie rzeczy tak są do siebie zbliżone – i że tak różne obłędy z jednej płyną przyczyny. Pomimo tego tak jest w istocie. Protestantyzm dając człowiekowi prawo rozstrzygania w kwestiach religijnych, miał tylko dwie drogi przed sobą: albo przypuścić, że każdy człowiek otrzymał bezpośrednio z nieba dar prawdy – albo poddać każdą religijną prawdę pod rozbiór rozumu. Pierwsza z tych prowadzi do fanatyzmu, druga do indyferentyzmu.

W historii ducha ludzkiego przedstawia się powszechna i ustawiczna skłonność do tworzenia systematów, gdzie rzeczywistość rzeczy omijana, a umysł wykolejony z drogi zgody, oddaje się swobodnie własnym natchnieniom. Ustawiczną reprodukcją tego zjawiska są roczniki filozofii. Pokazuje się ono zawsze pod tą lub pod ową formą poza dziedziną filozofii. Jak tylko w umyśle powstanie jakaś osobliwsza idea, wnet spogląda on na nią z takim wyłącznym i ślepym uczuciem upodobania, z jakim ojciec patrzy na dzieci swoje. Pod takim wpływem rozwija on ją, stosuje do niej wszystkie fakty, naciąga wszystkie spostrzeżenia. I to, co dopiero było tylko wynikiem przesady lub dowcipu, staje się zarodkiem, z którego powstają całe ciała nauk. A jeśli ta myśl powstała w głowie, odbierającej popęd z gorącego serca, to rodzi fanatyzm, rozlewający wszelkiego rodzaju szaleństwa, tym groźniejsze, jeśli nowy ten system odnosi się do materii religijnych lub bezpośredni z nimi ma związek. Wtenczas wybryki i nadużycia przemieniają się w natchnienie niebios; gorączka szaleństw, w ogień Boży; mania wyróżniania się, w nadzwyczajne powołanie. Pycha nie znosząc oporu, miota się na wszystko, co jest ustalonym; znieważa powagę, rzuca się na instytucje, osłaniając gwałtowność swoją płaszczykiem gorliwości, a swoją ambicję mianem apostolstwa. Więcej ofiara swego obłędu, niż fałszerz – szaleniec ten wmawia w siebie, że nauka jego jest prawdziwa, że słyszał głos Boży! – A że w języku szaleńca jest coś nadzwyczajnego, zaraża on więc innych swoim szałem i w krótkim czasie znajduje wielu wyznawców. Prawda, że mało jest ludzi zdolnych do odegrania pierwszej w tym dramacie roli, ale na nieszczęście wielu jest takich, co bezrozumnie dają się w nią wciągnąć przez pierwszego lepszego, który ma odwagę wystąpić. Historia i doświadczenie uczą, że wystarcza słowo, by porwać tłumy, że dosyć wznieść sztandar, aby zebrać partię, choćby ten, co go wznosi był występnym, szalonym lub śmiesznym.

Umiejętności badającej te objawy charakteru i usposobienia ducha ludzkiego oddał Kościół katolicki przez swe walki z herezją niemałą usługę. Będąc wiernym wielkich prawd przechowawcą, zna na wskroś słabości ludzkiego ducha, jego skłonność do przesady; śledził on z bliska jego kroki, uważał na wszelkie ich poruszenia, odpierał je z nadzwyczajną siłą, ilekroć godziły na prawdy, których jest stróżem. W czasie tej długiej i gwałtownej walki wydobył na jaw wszystkie ducha ludzkiego szaleństwa i odkrył mnogie jego zboczenia. W historii herezji zebrał nieoceniony skarb faktów, złożył obraz, w którym duch ludzki przedstawionym jest we właściwej sobie mierze, w charakterystycznych swych rysach. Obraz ten wielce będzie pożytecznym dla geniusza, który zechce wierną ludzkiego ducha skreślić historię.

Zaiste wybryków fanatyzmu nie brak historii europejskiej z ostatnich trzech wieków. Jego pomniki stoją widoczne; gdzie tylko zwrócimy kroki, natrafimy na krwawe ślady na drogach sekt zrodzonych przez protestantyzm, na ślady wynikłe z zasadniczej sekt tych podstawy. Nic nie było w stanie powstrzymać tego niszczącego prądu ani gwałtowność charakteru Lutra ni jego usiłowania, by przeszkodzić każdej nauce niezgodnej z tą, którą on ogłaszał. Bezbożność rodziła bezbożność, przesada przesady, z fanatyzmu wyszedł fanatyzm. Fałszywa reforma znalazła się wkrótce rozdzieloną na mnóstwo sekt, które nowe tworząc systematy, świeże stawiały sztandary. I tak być koniecznie musiało, bo oprócz niebezpieczeństwa pozostawienia ducha ludzkiego bez żadnej pomocy, wobec wszystkich religijnych kwestii, istniał jeszcze inny pierwiastek obfity w smutne następstwa – chcę tu mówić: o pozostawieniu wykładu Ksiąg świętych, sądowi każdego z osobna.

I ujrzano wtenczas, że nie ma gorszych nadużyć nad te, które się czynią z rzeczy najlepszych. Zrozumiano, że nieoszacowana ta Księga, w której tyle światła dla ducha, tyle pociechy dla serca, nadzwyczaj jest niebezpieczną dla umysłów pysznych. Cóż dopiero, jeśli do zuchwalstwa, odrzucenia wszelkiej religijnej powagi dodamy zwodnicze owo przekonanie, że Pismo św. we wszystkich swych częściach jest jasnym – lub że każdy otrzyma natchnienie z niebios, jak tylko wątpliwości powstaną.

Gdy