Emigrantka - Paula Tarnacka - ebook + książka

Emigrantka ebook

Tarnacka Paula

4,1

Opis

Karolina, młoda kobieta, rzuca renomowane studia w Polsce i postanawia przeprowadzić się do Stanów Zjednoczonych w tajemnicy przed rodzicami, którzy właśnie od lat tam mieszkają. Żądna nowych doznań, dalekiego świata, zagranicznej kariery oraz wielkiej miłości wyrusza w nieznane. Opowieść ta wzrusza, bawi, a zarazem pokazuje kawałek życia na emigracji, które bywa bardzo zaskakujące.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 295

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (13 ocen)
8
1
2
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Katarzyna0031

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka, polecam 😊
00
Livia2704

Nie oderwiesz się od lektury

polecam z całego serca,przyjemna lektura na kilka wieczorów ...mam nadzieję ,że będzie kolejna część przygód Karoliny 🌹
00
Nati8801

Nie oderwiesz się od lektury

Lekka książka na wolne popołudnie.
00
solo81

Nie oderwiesz się od lektury

Jeden wielki cukier , ale całkiem fajna
00

Popularność



Podobne


ROZDZIAŁ 1

Kiedy młoda energiczna kobieta powolnym, lecz zdecydowanym krokiem wchodzi w dorosłe życie, nic nie jest w stanie jej powstrzymać od osiągnięcia upragnionego celu. Obiera sobie cel, znajduje motywację i działa, nawet jeżeli czasem jej działania wydają się szalone, nieracjonalne, nieodpowiedzialne i kompletnie nieprzemyślane.

– Chcesz po prostu wszystko rzucić i wyjechać?! Teraz? Dopiero zaczęłyśmy drugi rok studiów!

– Właśnie dlatego uważam, że jest to najlepszy moment. Mało stracę tutaj, a tam zacznę od nowa. Nie martw się, na pewno jakoś się wszystko poukłada… – Karolina próbowała wytłumaczyć koleżance.

– A co na to twoi rodzice? Mówiłaś babci? Przecież nie możesz od tak po prostu spakować się i przeprowadzić na drugi koniec świata.

Karolina była z tych kobiet, którym jeżeli ktoś mówi, że czegoś nie mogą, nie powinny bądź to nie jest dla nich, na pewno zrobią to choćby na przekór, z podwójną motywacją na koniec udowadniając, że kto inny jak nie one. A satysfakcja? Jak przysłowiowa wisienka na torcie. Im większe wyzwanie, tym większa satysfakcja.

Wracając do pytania koleżanki: co na to Karoliny rodzice…? Karoliny rodzice nic jeszcze nie wiedzieli, bo od lat mieszkali za granicą, a dokładnie w Stanach. Karolinie, jako jedynej córce, niczego nie brakowało – poza rodzicami. Obiecali, że jak skończy studia, to zabiorą ją do siebie. „Kochanie, to jest najlepsze wyjście! Skończysz studia w Polsce, nauczysz się języka i może w międzyczasie znajdzie się ktoś, kto będzie chciał z tobą podjąć współpracę w Stanach. Przylecisz na gotowe! To naprawdę bardzo ważne mieć do czego lecieć. Tu wcale nie jest tak łatwo…” – powtarzali to podczas prawie każdej rozmowy telefonicznej, której od małego wyczekiwała z utęsknieniem. Nadzieja, że może tym razem ją do siebie zabiorą, zaczęła powoli wygasać. Już nie wierzyła w to, że kupią jej bilet i jej marzenie stanie się rzeczywistością. Przestała czekać na ich przyloty świąteczne i wakacyjne. Pożegnania były zbyt bolesne, dla nich zresztą też. Nawet prosiła ich, żeby więcej nie przylatywali.

Wielki kraj, o którym marzyła codziennie, coraz bardziej się od niej oddalał. Zawsze uważała, że została stworzona do czegoś większego. Oglądając Seks wwielkim mieście, wyobrażała sobie, że jest kobietą biznesu, a świat leży u jej stóp. Codziennie przed jej domem czeka zaparkowany luksusowy samochód, by zabrać ją do jej firmy. Nie wiedziała jeszcze, jakiej, chociaż studia wybrała w kierunku biznesu, ale nie wiedziała, jakiego biznesu chciałaby być szefową. Po pracy miał czekać na nią wyśniony książę z bajki – takiej trochę nowoczesnej bajki i taki trochę nowoczesny książę. Chciała być niezależna, chciała być kimś i coś osiągnąć, świętować swoje małe sukcesy w gronie najbliższych koleżanek w klimatycznym barze jak z filmów.

W każdym razie tak sobie to wszystko planowała, dopóki nie zadzwonił budzik i nie wyrwał jej ze snu do nieco innej rzeczywistości.

Mieszkanie z babcią w domku na obrzeżach małego miasteczka na pewno nie było szczytem jej marzeń. Babcia jak babcia, kobieta starsza i raczej nie na bieżąco z obecnymi trendami i metodami wychowawczymi, starała się, jak mogła, wskrzesić w sobie młodego ducha i stanąć na wysokości młodzieńczego zadania. Kochała Karolinę nad życie i za wszelką cenę próbowała dać jej choć trochę rodzicielskiej miłości i zainteresowania, których tak bardzo dziewczynie brakowało. Czasy były jednak już inne, choć obie starały się żyć w zgodzie i ogromnym wzajemnym zrozumieniu. Babcia często przymykała oczy na nastoletnie życie wnuczki, broniła jej przed rodzicami i ukrywała to, co trzeba było ukryć… Ona w zamian miała się uczyć i zachowywać przyzwoicie, jak na porządną kobietę przystało.

– Powiem im w odpowiednim momencie. Na przykład jak będę lądowała na lotnisku w Chicago…

– Czy ty na pewno to przemyślałaś? To nie jest zwykły wyjazd w góry, to jest przeprowadzka na inny kontynent! Nie możesz, ot tak, nie pokazać się na uczelni! Nie możesz, ot tak, wszystkiego zostawić! Powinnaś porozmawiać przynajmniej ze swoją babcią, zamiast uciekać jak tchórz! – krzyczała bardzo podirytowana przyjaciółka Karoliny.

– Ale jaka to ucieczka, jak się ucieka do swoich rodziców? – rzuciła trochę przekornie Karolina.

Od lat przecież myślała tylko o tym. Młoda kobieta w wielkim mieście, z głową pełną pomysłów. Co by mogło pójść nie tak? Na pewno nie brała takich możliwości pod uwagę. Była obywatelką Stanów od wielu lat, więc nie byłaby na zupełnie straconej pozycji. Miała w głowie skrupulatnie ułożony plan, musiała tylko do niego odpowiednio się przygotować. Jej rodzice mieszkali w Chicago. Wiedziała, że wynajmują tam mieszkanie. Między innymi to był powód, dla którego zwlekali z jej przeprowadzką i zadecydowali, że najlepszym rozwiązaniem będzie ukończenie przez nią studiów w Polsce. Uważali to za najlepszą opcję, a jednocześnie przepustkę do rozwinięcia dalszej kariery i dorosłego życia. To dałoby im dodatkowy czas. Mieli w planach kupno własnego domu, w którym wszyscy czuliby się znacznie bardziej komfortowo niż w wynajmowanym ciasnym mieszkaniu w niezbyt bezpiecznej okolicy. Jednak obecnie wcale nie było to takie proste. Rynek nieruchomości od jakiegoś czasu był jak bańka mydlana, która w każdej chwili mogła pęknąć. Jeżeli kupiliby teraz dom, a za jakiś czas wszystko by się posypało, straciliby ogromne pieniądze. Z drugiej strony czekanie, tak naprawdę nie wiadomo jak długo i na co, wcale nie było bardziej korzystne. Ceny wynajmu ciągle szły w górę i rodzice mieli nadzieję, że sytuacja zrobi się jaśniejsza jak najszybciej. Chcieli dać Karolinie lepsze życie i kawałek swojego prywatnego kąta. Wiedzieli, że w Polsce jest bezpieczna i niczego jej nie brakuje.

Studia też były tematem, do którego wracali kilka razy. Szkoły w Stanach są bardzo drogie. Może kwalifikowałaby się na jakieś dopłaty, stypendia czy inne pomoce dla uczniów. Tylko tak było wygodniej, a na pewno dla nich. Pomimo kilku lat życia w Ameryce dalej brakowało im swobody, raczej nie należeli do ludzi nad wyraz ambitnych, energicznych, a przede wszystkim odważnych. Wyjazd za granicę kosztował ich wiele stresu, wyrzeczeń i walki ze swoimi słabościami. Do tego język, pomimo kursów, pozostawiał wciąż wiele do życzenia. Trochę samolubnie, ale młoda, piękna i tak energiczna kobieta jak ich córka na pewno dodałaby ich chaotycznemu, niepoukładanemu życiu jeszcze więcej atrakcji, na które oni w ogóle nie byli przygotowani. Czasem zastanawiali się, skąd w niej tyle ognia, werwy i zapału do pracy. Niby się cieszyli, niby byli dumni, ale jej kolejne pomysły, których nie brakowało, wywracały ich życie do góry nogami. Dlatego zdecydowali się wyjechać. Po lepsze życie dla niej. Im naprawdę wiele nie było trzeba. Kolejne kursy, wyjazdy szkoleniowe, obozy, niekończące się pasje Karoliny kosztowały ich fortunę. W Polsce nie mieli szans, by pozwolić sobie na zbyt wiele.

Karolina dostała się do jednej z lepszych szkół o profilu biznesowym. Zajęcia prowadzone były w dwóch językach – po polsku i angielsku. Wykładowcy mówili o niej: „zdolna, ale niepokorna”. Sprawiała wrażenie osoby pewnej siebie, zdecydowanej i twardo stąpającej po ziemi. Trudno było ocenić, czy był to jej charakter, czy może wykreowała własną osobowość na wzór swoich marzeń i idolek z telewizyjnych seriali. Jedno było pewne – cokolwiek sobie zaplanowała, musiała to osiągnąć, niezależnie od skutków czy konsekwencji. Powiedzmy, że to był mały minus jej zawziętości. Niestety, nikt nie urodził się idealny i Karolina zdawała sobie z tego sprawę. Wiele razy płakała przez swoje pochopne decyzje, jednak mimo wszystko szła do przodu, zawsze jak kot spadała na cztery łapy i z każdego niepowodzenia wychodziła z małymi zadrapaniami. Taka mała wielka wojowniczka. Brak rodziców na miejscu pomógł ukształtować jej charakter. W wielu sprawach zdana była tylko na siebie, pomoc babci i dalszej rodziny, która i tak, jak była potrzebna, miała swoje życie, swoje sprawy i swoje zajęcia… Czas upływał, a Karolina robiła się coraz bardziej niecierpliwa, coraz bardziej zmęczona i coraz bardziej obojętna na to, co stanie się dalej. Musiała zaryzykować. Wiedziała, że nie chce tak już dłużej czekać ani do wakacji, ani do końca studiów.

Był mroźny wieczór. Październik tego roku nie był łaskawy i nie otaczał mieszkańców studenckiego miasteczka słoneczną aurą. Właśnie przyjechał autobus, aby po ciężkim i długim dniu zabrać Karolinę do domu. Musiała dojeżdżać do szkoły około sześćdziesięciu kilometrów. To dokuczało jej chyba najbardziej. Podczas gdy większość znajomych po zajęciach spotykała się na mieście, odwiedzała pobliskie bary i kręgielnie, Karolina mogła jedynie pomarzyć o takiej swobodzie. W tygodniu ostatni autobus do jej miasteczka odjeżdżał o szóstej po południu, co – jak można się domyślić – nie dawało jej zbyt wiele czasu na spotkania towarzyskie. Wśród znajomych budziła zawsze wielki podziw, choćby dlatego, że miała wszystko, a przynajmniej tak im się wydawało. Rodzice nie szczędzili jej pieniędzy na dobre ubrania i gadżety, chociaż to jej nigdy nie imponowało. Oczywiście, lubiła się dobrze ubrać i wyglądała bardzo kobieco jak na swój młody wiek, jednak to nie było nigdy jej celem. Lubiła się podobać i bardzo często jej urok osobisty ratował ją z niejednej opresji. Jak na osobę o bardzo dużym poczuciu własnej wartości, potrafiła być skromna i się nie wywyższać. Znała swoją wartość, nie umniejszając przy tym innych. Wiedziała, kiedy może użyć swojego wdzięku, a kiedy lepiej pozostać w cieniu.

Patrzyła, jak krople deszczu spływają po szybach autobusu, i myślała o całej sytuacji. Jak zareagują jej rodzice? Czy będą szczęśliwi, czy będą źli, czy każą jej wracać, a może w końcu ją zrozumieją i pozwolą zostać. Nie chciała sprawić problemów, ale wiedziała, że jak im powie, to nigdy się nie zgodzą na jej przyjazd, a jak będzie już na miejscu, będą musieli znaleźć jakieś rozwiązanie. Nie chciała być żadnym obciążeniem, umiała o siebie zadbać. Wierzyła, iż na miejscu uda się jej ich przekonać, że studia w Ameryce to dobry pomysł, że da radę. W weekendy znajdzie sobie dorywczą pracę i będzie im pomagać.

– Żeby tylko pozwolili mi zostać – wyszeptała sama do siebie.

Pozostawała jeszcze kwestia babci. Nie chciała jej okłamywać, uciec i tak po prostu ją zostawić. Zdawała sobie sprawę, że babcia jest już leciwą kobietą i nie wiadomo, jak zniosłaby taką rozłąkę bez pożegnania. Ucieczkę – jak to podkreśliła koleżanka Karoliny. Dziewczyna była wdzięczna babci za każdą okazaną pomoc, no i kto wie, może będzie musiała do niej wrócić, jeżeli jej rodzice okażą się nieugięci.

Dojechała na przystanek swojego miasteczka. Wysiadła z autobusu i szła do domu szybkim krokiem. Patrząc w opłakane deszczem autobusowe szyby, zdecydowała, że porozmawia z babcią podczas wspólnej kolacji. Im szybciej, tym lepiej – myślała. Wiele razy babcia była powiernicą jej sekretów, starała się nigdy nie oceniać, a pomóc i doradzić ze względu na lata doświadczeń, chociaż nie zawsze mogła tego użyć jako argumentu – czasy się zmieniały i podejście ludzi do wielu spraw również. Rzeczy, które za czasów babci były wręcz nie do pomyślenia, dla jej pokolenia nie były niczym nadzwyczajnym. Za babcinej młodości telewizor w wiejskiej świetlicy odbierał jeden program, który i tak nie każdy mógł obejrzeć, więc co mogła doradzać dziewczynie, która umawia się do kina na wieczorną randkę z chłopakiem. „Idź, córciu, i korzystaj, tylko uważaj na siebie”. Tak powtarzała jej babcia, dla której mimo wszystko Karolina była trochę jak własna córka. Babcia zawsze żartowała, że dostała drugą szansę wychowania od nowa swojej córki, czyli mamy Karoliny, ale w bardziej cywilizowanym świecie. Była wdzięczna, że jej własna córka obdarzyła ją tak ogromnym zaufaniem i powierzyła opiekę nad wnuczką. Nie chciała nikogo zawieść. Od tamtej pory Karolina była więc trochę jej, czasem z powodu odległości nawet bardziej jej niż rodziców.

– Kochanie, dobrze, że już jesteś! Przygotowałam kolację! Widzę, że przemarzłaś w tym autobusie… Zrobić ci gorącą herbatkę?

– Tak babciu, poproszę…

– Idź się szybko rozbieraj z tych mokrych ubrań, bo jeszcze się pochorujesz.

Karolina przyszła do kuchni, gdzie czekała na nią babcia z pachnącą kolacją i świeżo zaparzoną herbatką.

– Coś cię trapi, moje dziecko? – zagadnęła z przejęciem babcia.

– Nie, babciu, ale chciałabym z tobą porozmawiać, poradzić się, poznać twoją opinię. – Karolina zaczęła powoli i z ogromnym spokojem, wzdychając lekko, gdyż w dalszym ciągu był to dla niej bardzo delikatny temat. Była przerażona. Nie chciała urazić ani zdenerwować starszej kobiety. Miała do niej ogromny szacunek. Do tej pory był to plan w głowie. Plan, którym podzieliła się tylko ze swoją przyjaciółką, a i ona nie wzięła go tak całkiem na poważnie. Teraz ten plan zaczynał wchodzić w życie, a przynajmniej Karolina w końcu podjęła pierwsze kroki, żeby spróbować.

– Myślałam o tym naprawdę długo i chyba to już jest odpowiedni czas, żebym z tobą porozmawiała.

– Chyba wiem, co masz na myśli, moje dziecko…

– Wiesz?! – Karolina mało nie spadła z krzesła z zaskoczenia, chociaż wcale jeszcze nie wiedziała, co jej babcia „wie”.

– Tak, Karolinko, myślę, że wiem. Zauważyłam, że jesteś ostatnio bardzo przygnębiona. Zauważyłam też, że unikasz rozmów z rodzicami. Wiesz, że cię kocham i chcę twojego szczęścia jak nikt inny, ale nie jestem w stanie dać ci tego wielkiego świata. Wiem, że twoje marzenia są większe niż nasze miasteczko. Wiem, jak bardzo marzysz o tym, żeby wyjechać stąd, i w żaden sposób nie mogę ci tego zabronić.

– Babciu!!! – Karolina rzuciła się w objęcia babci. To tak jakby pół tony strachu właśnie opadło z jej barków. – Babciu!! Ja myślałam, że ty nie będziesz z tego pomysłu zadowolona…

– Ależ dziecko, ha ha! Kto powiedział, że jestem zadowolona? Ale też kiedyś miałam marzenia… – Trochę tajemniczo zaczęła babcia. – Czasy były ciężkie, a twój prawdziwy dziadek dostał możliwość wyjazdu do Stanów. Nie zastanawialiśmy się ani chwili. Chcieliśmy wziąć ślub, mieć kawałek swojego kąta, a wszystko kosztowało fortunę. Przez pierwsze dwa lata pisaliśmy listy, chciał mnie do siebie zabrać, mówił, że tam założymy rodzinę, ale koszty były kolosalne, a ja nie byłam gotowa, żeby zostawić wszystko i wyjechać…

– Babciu, nigdy nie opowiadałaś o dziadku… – wtrąciła Karolina.

– Bo nie było dobrej ku temu okazji, a skoro wyjechał i nas zostawił, to nie było do czego wracać…

– Zostawił? Mama zawsze mówiła, że dziadek zaginął…

– Jak już ci mówiłam, czasy wtedy były inne i łatwiej było po prostu powiedzieć, że zaginął. W naszej wiosce wszyscy się znali, tak było prościej, nie chciałam niczyjej litości.

– No i co było dalej? – Historia ta bardzo zaciekawiła Karolinę, gdyż jej mama przedstawiała ją zupełnie inaczej.

– Przypłynął po prawie trzech latach. Bardzo go kochałam, chciałam, żeby został, żeby już tam nie wracał, ale on twierdził, że ma bardzo dobrą pracę i że nie może tak tego teraz zostawić. Nalegał, żebym z nim poleciała. Chciał mnie zabrać. Mówił, że będziemy w końcu razem. Zgodziłam się, że jak wszystko tutaj pozałatwiam, to wtedy wrócimy do tej rozmowy i że po mnie przyleci. Niedługo po naszej rozmowie wrócił do Stanów i więcej już z nim nie miałam kontaktu. Okazało się, że jestem w ciąży z twoją mamą, pisałam do niego listy, ale one z niewiadomego powodu wracały. Jego rodzina nic mi nie chciała powiedzieć. Chciałam lecieć i go odszukać, codziennie przed spaniem marzyłam, że w końcu dostanę list lub on zjawi się w drzwiach. Po paru latach przez przypadek dowiedziałam się, że założył nową rodzinę, że jest szczęśliwy. Nie pozostało mi nic innego, jak wykreślić go ze swojego życia i zacząć od nowa.

– I nigdy przez te wszystkie lata go więcej nie spotkałaś?

– Nie, to było zbyt bolesne. Później poznałam twojego dziadka, wyszłam za mąż i załatałam rany w sercu. Nie warto było do tego wracać. Byliśmy bardzo młodzi, niezbyt dojrzali. Nie mam do niego żalu, ale mówię ci to wszystko tylko z jednego powodu! Nie bój się, moje dziecko! Łap wiatr w żagle i pędź po marzenia! Jesteś młoda, piękna i świat czeka na ciebie z otwartymi rękoma. Na pewno nie będzie łatwo i musisz się przygotować, że będziesz miała rzucane kłody pod nogi, ale ja w ciebie wierzę i wiem, że dasz radę! Nigdy się nie poddawaj i biegnij, biegnij po swoje, choćby miało ci tchu w piersiach brakować.

Karolina zalana łzami rzuciła się babci na szyję i wyszeptała:

– Dziękuję, na pewno cię nie zawiodę!

ROZDZIAŁ 2

Wylot do Chicago z warszawskiego lotniska zaplanowany był na czwartą po południu. Była szósta rano i Karolina zbierała wszystkie swoje bagaże. Jak można się domyślić, nie było ich mało, jako że dziewczyna planowała zostać tam trochę dłużej. Miała cały plan podróży, jednak gdy obudziła się rano, dopiero wtedy dotarło do niej, że to nie jest już sen, nie są już marzenia, to dzieje się naprawdę. I właśnie w tym momencie jej wszystkie plany runęły z hukiem. Przecież nawet nie wiedziała, jak dostanie się z lotniska do rodziców. A co, jeśli zmienili mieszkanie? Ostatnio ciągle mówili o przeprowadzce. Nie pytała ich o adres, nie pytała, gdzie mieszkają, nie chciała, żeby się czegokolwiek domyślali. Jak zareagują na jej widok i co będzie dalej? Jedynym planem Karoliny na tę chwilę była szczęśliwa podróż. Reszta miała się jakoś sama ułożyć.

Musiała się pospieszyć, bo czekała ją długa i męcząca droga. Najpierw autobusem, żeby zdążyć na pociąg, a potem pociągiem do Warszawy. Ustaliła z babcią, że nie będzie żadnego pożegnania, żadnych fajerwerków i świętowania. Świętować nie było jeszcze co, a żegnać się nie było po co, skoro niedługo mogła wrócić. Miała zadzwonić, jak doleci, i informować babcię na bieżąco o wszystkich ustaleniach.

Podróż pociągiem trwała parę godzin. Karolina miała czas na przemyślenia. Bała się bardzo, ale wewnętrznie była niesamowicie szczęśliwa. Właśnie spełniało się jej największe marzenie. I nawet jakby miała za chwilę wrócić, to warto było podjąć ryzyko, a przecież leciała do swoich rodziców, a nie obcych ludzi. W najgorszym wypadku, jeżeli nie pozwolą jej zostać, to chociaż spędzi z nimi trochę czasu, zobaczy kawałek innego świata i na chwilę zaspokoi swoje wewnętrzne pragnienia.

Zaczynała nowy rok z hukiem i tak jak początek był dla niej nad wyraz ekscytujący i spontaniczny, miała nadzieję, że taki pozostanie. Podróż do Warszawy okazała się bardzo komfortowa. Adrenalina, która towarzyszyła jej od rana, sprawiła, że dziewczyna nawet nie zauważyła, kiedy siedziała już na lotnisku, gotowa do wejścia na pokład olbrzymiego samolotu. Było bardzo dużo ludzi. Nawet nie myślała, że aż tak dużo osób podróżuje do Stanów. Samoloty odlatywały codziennie. Każdego dnia setki podróżujących wylatywały do swoich rodzin, pracy, szkoły lub po prostu na wakacje. Wchodząc na pokład samolotu, Karolina dostrzegła bardzo dużo młodych osób, w wieku licealnym… Dlaczego w takim razie jej rodzice nigdy nie zabrali jej wcześniej chociaż na święta, ferie, choćby tylko na chwilę? Czy było coś więcej, czego jej nie chcieli powiedzieć? Dlaczego ciągle wymyślali nowe wymówki i wciąż przekładali plany, wynajdywali nowe powody? To wszystko, co jej tłumaczyli i mówili do tej pory, w co Karolina mocno wierzyła, jakby straciło teraz znaczenie. Widząc tych wszystkich młodych ludzi, dziewczyna poczuła się trochę oszukana. Usiadła na swoim miejscu i złapała głęboki oddech. Siedziała przy oknie, ucieszyła się z tego, ponieważ miała lekką klaustrofobię, a przynajmniej tak jej się wydawało. Nigdy wcześniej nie miała okazji lecieć samolotem i nie wiedziała, czego ma się spodziewać. Obok niej siedziała młoda kobieta, taka koło czterdziestki, a obok kobiety starszy pan. Dużo starszy. Przyglądała się mu przez dłuższą chwilę. Kobieta, która miała miejsce pośrodku, stała parę rzędów dalej i rozmawiała ze stewardesą. Ten starszy pan wyglądał na jeszcze starszego od jej babci. „Że też nie boi się tak lecieć” – wyszeptała pod nosem i odwróciła głowę w stronę okna.

Powoli zaczęli oddalać się od rękawa. Dziewczyna słuchała, jak stewardesa omawia zasady bezpieczeństwa na wypadek lądowania awaryjnego. Na samą myśl Karolinę oblały siódme poty. Adrenalina powoli zaczynała schodzić, a zaczęła pojawiać się panika wespół z całą serią wszystkich możliwych emocji. Zaczęła nawet przez chwilę żałować swojej decyzji. Mogła siedzieć cierpliwie z babcią albo otwarcie o wszystkim powiedzieć rodzicom, uprzedzić ich. Czułaby się jednak bezpieczniej, wiedząc, że oni wiedzą o jej podróży. Czułaby się bezpieczniej, wiedząc, że na nią czekają. A tak jedyne, co jej w duszy grało, to ciągła niepewność i strach przed tym, jak zareagują na jej nieoczekiwaną wizytę. Samolot poderwał się. Nabrała powietrza w policzki – to podobno miało pomóc na zatkane uszy. Podobno miała też tego w ogóle nie odczuć, a przynajmniej tak jej tłumaczyła koleżanka, która latała z rodzicami na każde możliwe wolne, święta i urlopy.

Stewardesa podeszła do jej rzędu i zapytała, czego by chciała się napić.

– Czy mogę dostać gorącą herbatę? – odpowiedziała Karolina lekko spięta.

– Tak, oczywiście. Ja mam tylko soki i wodę, ale koleżanka zaraz przyjedzie drugim wózkiem i zaparzy herbatkę – odpowiedziała uprzejmie kobieta i ruszyła do następnych pasażerów siedzących z tyłu.

– Denerwujesz się? – zagadnęła pani siedząca obok Karoliny.

– Tak, troszkę.

– To twój pierwszy raz w samolocie? – kontynuowała pasażerka.

„Pierwszy raz w samolocie, pierwszy raz do Ameryki, pierwszy raz tak daleko i pierwszy raz tak okłamuję rodziców” – pomyślała.

– Tak, pierwszy – odpowiedziała.

– Nie przejmuj się. Ja też się kiedyś denerwowałam, a teraz traktuję to jak podróż pociągiem na drugi koniec Polski. Zjesz obiad, obejrzysz parę filmów i akurat będziemy na miejscu. A jak już zobaczysz rodzinę, która na ciebie czeka, to od razu i zmęczenie odejdzie.

– Na mnie nikt nie będzie czekał. – Miała to być tylko myśl, która miała nie wyjść z jej ust, ale wyszła, i sąsiadka Karoliny bardzo dobrze to usłyszała.

– No ale chyba do kogoś lecisz? Czy tak sama, taka młoda, do takiego wielkiego kraju? Chyba nie lecisz w „ciemno”? – wypytywała trochę wścibsko kobieta, co przestraszyło Karolinę jeszcze bardziej. Przecież nic o niej nie wiedziała, kompletnie jej nie znała, nie wiedziała nawet, jak ma na imię. – Ameryka to nie jest kraj na samotne wyprawy takiej młodej i urodziwej dziewczyny – dodała sąsiadka, ale nie zdążyła dokończyć swojej myśli, bo właśnie stanęła obok nich druga stewardesa z wózkiem z kawą i herbatą.

– Czy któraś z pań życzy sobie gorącą herbatkę? – zapytała życzliwym głosem.

– Tak, ja poproszę. – Karolina wychyliła się po swoją filiżankę. – Lecę do rodziców – rzuciła kobiecie obok, myśląc, że to zaspokoi jej ciekawość i przestanie wypytywać o podróż.

Niestety, tego Karolina nie wzięła zupełnie pod uwagę, gdy planowała swoją wyprawę. Nie pomyślała, że przecież spędzi prawie jedenaście godzin w samolocie, siedząc obok obcej osoby. To oczywiste, że sąsiadka się do niej odezwała, kto by chciał siedzieć tyle godzin i nie wiedzieć, kto siedzi obok. Dziewczynie zrobiło się trochę głupio, że odpowiadała lekko opryskliwie i od niechcenia. Kobieta na pewno nie miała złych zamiarów. A i podróż na pewno byłaby przyjemniejsza, jeśli można byłoby porozmawiać z kimś ciekawym obok.

– Przepraszam, nie chciałam być nieuprzejma – zaczęła rozmowę jeszcze raz. – Lecę do rodziców, ale jest to niespodzianka, dlatego nie będą czekać na mnie na lotnisku. – Powiedziała to z lekką dumą w głosie, tak jakby sama uwierzyła przez chwilę, że rodzice będą skakać ze szczęścia na jej widok.

Kobieta odwróciła głowę w stronę Karoliny i lekko uniosła brwi z zaskoczenia.

– Odważna jesteś, ale wybrałaś niezbyt przyjemny okres na wakacje. Styczeń w Chicago bywa bardzo śnieżny i mroźny. Nie ma za bardzo co robić ani co zwiedzać. Downtown jest piękne, ale komu chce się zwiedzać w śniegu po kolana…

– Downtown, czyli centrum, tak?

– Ha ha – zaśmiała się kobieta. – My, Polacy, rozmawiamy już tym slangiem amerykańskim i zapominamy, że ktoś „nowy” może nas kompletnie nie rozumieć. – Bardzo rozbawiło to kobietę, która jeszcze przez chwilę śmiała się sama do siebie. Gdy się w końcu uspokoiła, odpowiedziała: – Tak, miałam na myśli centrum Chicago. Jest naprawdę piękne. Budynki, mosty, rzeka płynąca pomiędzy zapierają dech w piersiach. Na długo zostajesz?

– Tego jeszcze nie wiem, to zależy… – Karolina nie dokończyła, bo tak naprawdę sama nie wiedziała, od czego miało to zależeć.

– Rozumiem. Pójdziesz trochę do pracy, zarobisz pieniądze, wielu młodych ludzi tak sobie dorabia. Jak się dobrze zakręcisz, to na sprzątaniu czy w jakimś sklepie dobrze sobie zaoszczędzisz.

– Na sprzątaniu? – zapytała niepewnie Karolina. Nie bardzo rozumiała, o co chodzi kobiecie i o jakim sprzątaniu mówi.

– No na sprzątaniu, czyli w serwisie sprzątającym. Większość nowo przybyłych tak zaczyna. Często zostaje to ich pracą na dłużej. Tak jest po prostu wygodniej i łatwiej, nie trzeba martwić się o język i wiele innych spraw. – Kobieta tłumaczyła z przekonaniem, czego Karolina kompletnie nie rozumiała. Jej mama nie pracowała na żadnym sprzątaniu, a przynajmniej nigdy jej o tym nie mówiła.

– Nie, nie, ja nie będę pracować w „serwisie”, chyba w ogóle nie będę pracować. Będę kontynuować szkołę, tak myślę… Nie wiem jeszcze, zależy, co ustalimy z rodzicami.

Kobieta zaśmiała się po raz drugi, założyła słuchawki na uszy i nasunęła koc. W samolocie były przyciemnione światła i można było zauważyć, że wielu pasażerów poszło spać. Karolina zastanawiała się, co ją tak znowu rozbawiło. „O co tej kobiecie tak naprawdę chodzi? Dlaczego sugerowała, że ma iść na jakiś serwis? Sprzątać, ale gdzie sprzątać i co?” Ta cała rozmowa znowu wydawała się jej kompletnie niezrozumiała. Jeszcze nawet nie doleciała, nie wyszła z samolotu, a miała coraz większy mętlik w głowie. Jeżeli kiedykolwiek była pewna siebie, mówiła, że ma plan i nic nie jest w stanie go pokrzyżować, to kłamała. Chyba zbyt mało jeszcze wiedziała i widziała, a jej pewność siebie malała z każdą godziną lotu.

We wszystkich momentach zwątpienia Karolina starała się szukać czegoś pozytywnego, w końcu z jakiegoś powodu się na to wszystko zdecydowała. Rodzice! Po raz kolejny ten wyraz zagnieździł się w jej głowie. Wielki kraj i jej marzenia już nie były tak ważne jak fakt, że w końcu ich zobaczy. Po pięciu latach rozłąki, obiecywania z roku na rok, że niedługo się zobaczą, teraz dzieliły ich tylko godziny. Na samą myśl serce zaczynało jej bić coraz szybciej. Nie mogła ani zasnąć, ani skupić się nad żadnym filmem. Zbyt wiele emocji kłębiło się w jej sercu. Nawet gdyby trochę opanowała swoje myśli i zdecydowała się zmrużyć oczy chociaż na chwilę, było to wręcz niewykonalne. Starszy pan siedzący na pierwszym miejscu jej rzędu chrapał tak przeraźliwie, że kobieta pośrodku musiała włożyć stopery do uszu. Karolina jakoś nie mogła się do nich przekonać. Włączyła ten sam film po raz drugi, myśląc, że tym razem skupi się bardziej na jego treści niż na głosach w głowie, które nie pozwalały jej odpocząć. Nie wiedząc nawet kiedy, zasnęła.

Wybudził ją głos stewardesy, która rozdawała pasażerom śniadanie i ciepłe napoje.

– O, dzień dobry! Ktoś tu chyba trochę pospał. – Rześko przywitała ją kobieta z siedzenia obok. – Witamy w Ameryce! Pozostało nam ostatnie czterdzieści pięć minut lotu. – Jak skowronek wyśpiewała sąsiadka.

Karolina była lekko zamyślona, rozespana i kompletnie niegotowa na poranne rozmowy. Poranne, jeżeli tak je można było nazwać. Była trzecia nad ranem czasu polskiego.

– Zaraz wysiadamy, a ja ci się w ogóle nie przedstawiłam. Jestem Julia. A ty?

– Karolina… Miło mi – odpowiedziała, ziewając.

– Słuchaj, tu jest mój numer telefonu. Jeżeli cokolwiek by się nie powiodło z twoich planów lub potrzebowałabyś pracy, zadzwoń do mnie. Mam swój serwis sprzątający, dobrze zapłacę. Jesteś młoda, piękna i szkoda mi cię. Kobiety tutaj na serwisach wcale do najprzyjemniejszych nie należą. Jak zobaczą, że jesteś młoda, niedoświadczona, wykorzystają cię, obedrą z kasy i godności. Wiem, co mówię, też kiedyś zaczynałam.

Grzecznie podziękowała i wsunęła małą karteczkę w boczną kieszonkę bagażu podręcznego. Dalej nie wiedziała, co kobieta ma na myśli i o co jej chodzi, ale chciała być uprzejma. Nauczona była, by nie palić żadnych mostów, bo nigdy nie wiadomo, kiedy możemy kogoś potrzebować.

Samolot wylądował! W końcu wylądowali! Ludzie na pokładzie zaczęli bić brawo pilotowi, nawet ją to wzruszyło. Bardzo ładny gest rodaków wobec pilota i załogi samolotu. Dopiero teraz poczuła, jak wali jej serce i ściska gardło.

Przed wylotem dowiedziała się, w które miejsce po odprawie ma iść, żeby złapać taksówkę. Adres miała zapisany na karteczce, język też znała, więc nie powinna mieć problemu z komunikacją i ewentualnym znalezieniem jakiejś pomocy. Kolejka do odprawy była dosyć długa, ale posuwała się bardzo sprawnie. Dziewczyna była pod wrażeniem organizacji całego personelu. Lotnisko w Chicago było bowiem jednym z większych lotnisk na świecie.

Kiedy podeszła do okienka, mężczyzna z odprawy celnej zapytał:

– Do kogo pani przyleciała i jak długo planuje pani pozostać na terenie Stanów Zjednoczonych? – Po czym spojrzał na nią zza okularów.

– Przyleciałam do rodziców, nie wiem jeszcze, jak długo zostanę, to zależy od nich. – Znowu zaczęła się tłumaczyć i poczuła się lekko zawstydzona.

– Jeżeli rodzice nie będą chcieli pani dłużej gościć, proszę dać znać, chętnie przyjmę tak piękną kobietę pod swój dach – odpowiedział żartobliwie celnik. Karolina była do tego przyzwyczajona, jej uroda nigdy nie uchodziła niezauważona. Długie czarne włosy, które opadały lekko na ramiona, podkreślały jej smukłą sylwetkę. Wyraźne brązowe, momentami aż czarne oczy powodowały, że ludzie, w szczególności nowo poznani, tracili przy niej głowę. Śniada karnacja po ojcu sprawiała, że często była mylona z Włoszką lub Hiszpanką, która po prostu świetnie mówi po polsku.

Karolina uśmiechnęła się swoimi śnieżnobiałymi zębami, podziękowała i skierowała się w stronę odbioru bagażu. Na szczęście jej torby i walizki akurat wyjechały z maszyny i nie musiała długo czekać. W zasadzie i tak jej to nie przeszkadzało, wiedziała, że nawet jeżeli dojedzie teraz do domu rodziców, to ich tam nie zastanie. O tej porze na pewno byli jeszcze w pracy. Wolała dłużej zostać na lotnisku, niż czekać na ulicy przed ich budynkiem.

Zabrała walizki i zaczęła kierować się w stronę wyjścia, tak jak pozostali pasażerowie. Do każdego wyjścia były ogromne kolejki. Podróżujący wychodzili, a za drzwiami czekały tłumy odbierających swoich bliskich. Rodzice, dziadkowie, dzieci z balonami, banerami, kwiatkami lub czekoladkami. Jedni płakali z radości i witali się, drudzy szybko odchodzili, żeby zrobić miejsce kolejnym wychodzącym, a jeszcze inni wypatrywali w szklanych drzwiach, czy tym razem wyjdzie ich ukochana osoba. Karolinie było trochę przykro. Ona też mogła mieć takie przywitanie, ale wybrała inną drogę.

Odwróciła się w stronę drzwi prowadzących na postój taksówek. Wychodziła już na zewnątrz, gdy nagle ktoś złapał ją za rękę. Przerażona odwróciła głowę i dostrzegła starszego, przystojnego mężczyznę.

– Karolina! Stój! – Mężczyzna nadal ściskał jej ramię.

– Tata?! – krzyknęła z niedowierzaniem.

ROZDZIAŁ 3

Kiedy jechali autem do mieszkania, towarzyszyła im niepokojąca cisza. Karolina postanowiła przerwać to męczące milczenie.

– Tato, ja wiem, że nie tak miało to wyglądać…

Ojciec jednak nic nie odpowiedział. Nadal panowała głucha cisza. Sprawiał wrażenie bardzo zdezorientowanego, nie wiedział, co ma powiedzieć. Na lotnisku przycisnął Karolinę do siebie z całej siły, tak jakby chciał ją przytulić za te wszystkie stracone lata. Nie umiał wydobyć z siebie żadnego słowa. Miał jakąś blokadę. Zmieniła się i to bardzo. Wydoroślała. Kiedy pięć lat temu przylecieli z żoną na wakacje do Polski, ich córka była roześmianą nastolatką, a dzisiaj stała przed nim dorosła kobieta. Już nie nastolatka, nie dziecko, tylko młoda, dorosła kobieta. Przestraszył się na jej widok. Czekał na tę filigranową dziewczynkę, którą widział ostatnim razem. Rozmawiali przecież prawie codziennie, jak mogli nie zauważyć, że ich dziewczynka tak się zmieniła.

– Tak, masz rację, nie tak to miało wyglądać. – Ojciec był bardzo przytłoczony całą sytuacją. – Mama jest w pracy, nie mogła wziąć dzisiaj wolnego – kontynuował.

– Od dawna wiedzieliście? – zapytała przez zaciśnięte zęby, spoglądając na niego ukradkiem i gniotąc nerwowo w dłoniach pas samochodowy.

– Wczoraj w nocy zadzwoniła do nas babcia, była bardzo zmartwiona i przerażona. Myślała, że będzie silna, że dobrze zrobiła, puszczając cię samą, ale jak już pojechałaś, to spanikowała. My też byliśmy przerażeni, dzwoniliśmy do ciebie. Nie odbierałaś naszych telefonów! Baliśmy się, że coś ci się stanie, że się zgubisz na lotnisku. Chciałem, żebyś wiedziała, że będę tu na ciebie czekać…

– Nie chciałam, żebyście wiedzieli. Bałam się, że się nie zgodzicie na mój przylot, a ja już nie jestem dzieckiem! Mam prawo do własnych decyzji! – wydusiła.

– Karolina, do cholery! Jesteś naszą córką! – powiedział ojciec lekko podniesionym i podirytowanym głosem. – Kochamy cię i chcieliśmy dla ciebie jak najlepiej. Może nie do końca wyszło nam to tak, jak planowaliśmy. Wydawało nam się, że masz wszystko, czego potrzebujesz. Chcieliśmy cię ochronić! Tutaj naprawdę nie jest tak lekko, jak ci się wydaje…

– Ale nigdy nie daliście mi szansy zobaczyć i ocenić po swojemu – wtrąciła.

– Bo dla nas ciągle byłaś małą dziewczynką, która ma jeszcze czas… Chyba sami broniliśmy się przed twoją dorosłością…

Karolina spodziewała się tego, a w zasadzie spodziewała się jeszcze gorszej reakcji, więc nie było tak źle. Wiedziała, że przez jakiś czas różne emocje będą towarzyszyły ich codziennemu życiu, w końcu to ogromna zmiana dla nich wszystkich.

Droga z lotniska do domu wydawała się jej bardzo długa, tak jakby przejeżdżała z jednego miasta do drugiego. Nie widziała żadnych dużych budynków i tego telewizyjnego przepychu, który zawsze jest pokazywany w amerykańskich filmach. Wydawało się jej, że każdy dom i każdy budynek, który mijają, jest taki sam. Było dokładnie tak, jak mówiła kobieta w samolocie. Zasypane śniegiem ulice. Przynajmniej widać było, że odśnieżarki dawały sobie radę dużo lepiej niż w Polsce. Jeździło ich pełno, kilka po każdej stronie ulicy. Jedne spychały zaległy śnieg na boki, inne od razu posypywały solą. Pomimo trudnych warunków atmosferycznych kierowcy doskonale sobie radzili. Nikt nie stał w korkach, nikt nie blokował drogi, nikt nie ślizgał się na ulicach.

Skręcili w jakieś osiedle, chyba już dojeżdżali. Karolina rozglądała się za budynkami mieszkalnymi, ale dokoła widziała tylko domy jednorodzinne. Żaden z nich nie miał podjazdu, a auta były zaparkowane po obydwu stronach ulicy. Ojciec też znalazł puste miejsce pomiędzy samochodami i powiedział, że już dojechali. Wysiadła z auta i zaczęła się rozglądać.

– Myślałam, że mieszkacie w mieszkaniu – powiedziała.

– Tak, mieszkamy, to ten brązowy dom po lewej stronie. Wynajmujemy mieszkanie na górze, od kobiety, która mieszka na dole.

To wszystko wydawało jej się dziwne. Tak naprawdę te domy nie wyglądały jakoś specjalnie. Osiedla domków w Polsce wyglądają zupełnie inaczej. Trudno było ocenić okolicę, bo wszystko było zasypane śniegiem. Na ulicy gdzieniegdzie były powystawiane krzesła. Karolina domyśliła się, że tak ludzie „rezerwują” sobie miejsce parkingowe. „Trochę śmieszne” – pomyślała.

Weszli po paru stopniach na górę, ojciec wyciągnął klucze i otworzył drzwi wejściowe. Weszli do małej klatki schodowej ze starymi, drewnianymi schodami. Po lewej były drzwi, które prowadziły do części mieszkalnej właścicielki domu. Pod schodami były następne drzwi, ale oni szli na górę, tak jak powiedział ojciec. Weszli do korytarzyka, w którym naprzeciwko znajdowały się lustrzane drzwi, a po lewej i prawej stronie otwarta przestrzeń mieszkania. Po lewej w otwartym pomieszczeniu stało łóżko i dwie nocne malutkie szafeczki. Po prawej mieściła się kolorowa kanapa ze szklanym stolikiem i szafka z telewizorem. Ani do sypialni, ani do pokoju telewizyjnego nie było drzwi. Z pokoju było wyjście do kuchni, która była znacznie większa od wcześniejszych pomieszczeń. Znajdował się tam nawet stolik z czterema drewnianymi krzesłami. Po lewej stronie kuchni jedne drzwi prowadziły do łazienki, a drugie do malutkiego pokoiku, który służył jako spiżarnia i przechowalnia. W tym momencie zrozumiała, dlaczego rodzice nie chcieli jej zabrać do siebie wcześniej. Tam po prostu nie było warunków mieszkalnych dla nich wszystkich. Pewnie jej to nieraz tłumaczyli, ale jakoś szybko o tym zapominała.

Nie było nawet miejsca, żeby położyć dmuchany materac. Spiżarnia była zbyt mała, żeby przerobić ją na ewentualną sypialnię, a zresztą przecież i tak planowali kupić domek z ogródkiem i wtedy mieli ją zabrać. Planowali tak, jakby w ogóle nie brali pod uwagę, że ich córka dorasta, studiuje, może kogoś poznać, chcieć założyć rodzinę i nie myśleć więcej o żadnym wyjeździe. Kiedy odwróciła się w stronę kanapy, otworzyły się drzwi do mieszkania, a w progu stanęła jej matka.

– Mam nadzieję, że przyleciałaś tutaj z porządnym planem. – Z uśmiechem przywitała córkę w drzwiach. – Cieszę się, że jesteś! Chyba potrzebowaliśmy z ojcem tego kopa – dodała radośnie, po czym wyściskała ją i wycałowała, jakby Karolina wciąż była małą dziewczynką. Matka była bardzo pogodną osobą, ostrożną, jednak bardzo lubianą w każdym towarzystwie. Zawsze była uśmiechnięta od ucha do ucha i życzliwa. Jeszcze kiedy mieszkała w Polsce, wszystkie koleżanki Karoliny ją uwielbiały. Niesamowicie ciepła i radosna kobieta.

– Niestety, moje plany runęły w gruzach w momencie wejścia na pokład samolotu – powiedziała Karolina z miną, jakby nie miała jakiegokolwiek pomysłu, co dalej.

– I co my teraz z tobą, dziecko, zrobimy? Chcesz tu zostać na stałe? – dopytywała matka.