Dziewczynka, która nie lubiła swojego imienia - Elif Shafak - ebook

Dziewczynka, która nie lubiła swojego imienia ebook

Elif Shafak

3,9

Opis

Oto opowieść o pomysłowej, zdolnej i odważnej dziewczynce ze Stambułu. Wszystko w jej życiu układałoby się wspaniale, gdyby nie jej nietypowe imię. Dlaczego rodzice nie nazwali jej Różą albo Jaśminą, tylko wybrali dla niej imię… Pelargonia?

Najlepszymi przyjaciółkami Pelargonii są książki, dlatego dziewczynka dużo czasu spędza w szkolnej bibliotece. Właśnie tam znajduje magiczny globus i odkrywa zaznaczone na nim tajemnicze miejsce – nieznany ósmy kontynent. I tak zaczyna się pełna przygód podróż Pelargonii na skrzydlatym koniu przez Las Możliwości prosto do krainy opowieści, baśni i legend.

Czy dziewczynce, która nie lubi swojego imienia, uda się ocalić bajkowy świat?

Elif Shafak, ceniona brytyjsko-turecka powieściopisarka, w swojej pierwszej książce dla dzieci z dużą wrażliwością opowiada najmłodszym o wartości przyjaźni i mocy wyobraźni.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 92

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (28 ocen)
9
12
3
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
juliazag

Całkiem niezła

Sam pomysł na historię bardzo ciekawy, ale czegoś mi tutaj zabrakło. Nie do końca pasuje mi język, styl pisania. Tak jak uwielbiam styl Shafak w literaturze pięknej, tak tutaj był zbyt "ciężki"...
00
MagdalenaLukas

Nie polecam

nie polecam, płytkie
00
Kasiamamamisi

Nie oderwiesz się od lektury

piękna opowieść o tym, jak ważne jest polubienie siebie, nie poddawanie się w drodze do celu, jak ważni są przyjaciele i marzenia. książkę czytałam 6letniej córce, ale sama wciągnęłam się bardzo!
00
Rainbowdash55

Dobrze spędzony czas

przyjemna, przygodowa i ucząca🦄💜
00
oliwkaaaa

Dobrze spędzony czas

Trochę za krótkie zakończenie jak na to co wcześniej się działo i z jakimi trudnościami mierzyli się bohaterowie, ale poza tym - cudowność!
00

Popularność




 

 

 

 

Tytuł oryginału: Sakız Sardunya

Copyright © 2014 by Elif Shafak

Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2022

Copyright © for the Polish translation

by Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2022

 

Redaktorki inicjujące• Paulina Surniak, Weronika Jacak

Redaktorka prowadząca• Aneta Cruz-Kąciak

Marketing i promocja• Natalia Kołacz

Redakcja• Karolina Borowiec-Pieniak

Korekta• Anna Nowak, Joanna Pawłowska

Projekt typograficzny wnętrza i łamanie• Mateusz Czekała

Projekt okładki• Aleksandra Urbańska-Ziemek

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej• Dariusz Nowacki

 

Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.

 

eISBN 978-83-67176-24-8

 

Zygzaki

Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.

ul. Fredry 8, 61-701 Poznań

tel.: 61 853-99-10

[email protected]

www.zygzaki.pl

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W dużym mieście, na szerokiej ulicy, na trzecim piętrze błękitnej kamienicy mieszkała pewna dziewczynka. Nie była ani wysoka, ani niska. Jej brązowe włosy latem mieniły się na blond, zimą wydawały się rudawe. Może i była szczupła, ale nie był z niej żaden chudzielec. Twarz – okrągła, a oczy – piwne. Przepadała za czytaniem książek, słuchaniem muzyki, oglądaniem filmów, rysowaniem, grą w piłkę, skakaniem na skakance i pieczeniem czekoladowych ciasteczek. Najbardziej lubiła bawić się z samą sobą. Zabawa polegała na odczytywaniu znanych kształtów z obłoków rozsianych po niebie. Czasem chmura przypominała ślimaka giganta, a czasem żyrafę. Niekiedy był to hamburger albo topiące się lody w wafelku.

Do zwierząt, które lubiła, zaliczały się: koty, psy, kozy, konie i pręgowane wiewiórki. Wprawdzie jak dotąd nigdy nie zdarzyło się jej spotkać pręgowanej wiewiórki, ale czy to przeszkadza w tym, żeby je lubić? Ściany jej pokoju całe były oblepione zdjęciami pręgowanych wiewiórek.

Od wczesnego dzieciństwa pragnęła mieć kota albo psa, albo choćby kozę. Właściwie to i koń by się nadał, ale mama, pani Hajal, której imię oznaczało Marzenie, każdą prośbę kwitowała krótkim stwierdzeniem: „Przenigdy”. Dlaczego?

– Koty gubią sierść, dostanę od nich alergii. Psy szczekają, kozy meczą i sąsiedzi będą się skarżyć. A koń? Niby gdzie mielibyśmy go wcisnąć, córeczko?

– Mamo, ja tak bardzo bym chciała karmić jakieś zwierzątko.

– Nakarmisz, gdy pójdziemy do zoo!

– Tam karmienie zwierząt jest zabronione. Ja chcę mieć własne zwierzątko w domu!

W końcu tata, pan Hasan, jeszcze tego samego roku sprezentował jej dwa małe żółwie. Hodowała je w terrarium stojącym na stoliku. Nazywały się Dzień i Noc. A że były identyczne, to nie sposób było się zorientować, który jest który.

Dziewczynka miała dociekliwą naturę. Encyklopedię o zwierzętach przeczytała od deski do deski. Dowiedziała się, że żółwie jedzą dżdżownice. Pewnego dnia świeżo po deszczu rozkopała ziemię i zebrała ich całą masę. Niektóre były króciutkie, a inne długie jak makaron. Wszystkie wsadziła do słoika i zaniosła do domu.

– Popatrz, mamo, jakie jedzonko zebrałam dla Dnia i Nocy!

Ale pani Hajal zerwała się z krzykiem:

– Natychmiast usuń te paskudne stwory z mojego domu!

Już nigdy więcej nie przyniosła do domu dżdżownic. Żółwikom do jedzenia podawała tylko karmę. Dodatkowo podsuwała im wapno, żeby miały twarde skorupy. Były przecież ich jedyną ochroną. Kto wie, może i z ludźmi jest tak samo. Wprawdzie nie mają skorup, ale czasem, żeby mogli poradzić sobie z trudnościami życia, też muszą być z nich twardziele.

Poza zwierzętami lubiła także sport, zwłaszcza siatkówkę i koszykówkę. Interesowała ją także piłka nożna. Mówiono, że „futbol nie jest dla dziewczynek”. Skądże! Ona w swoim pokoju trzymała album, w którym zbierała karty z piłkarzami. O wiele lepiej od wielu chłopców z klasy wiedziała, ile goli strzelił dany zawodnik i ile razy wygrała dana drużyna.

Z owoców najbardziej lubiła jabłka, mandarynki i arbuzy, a z kolorów – fioletowy i zielony; z pór roku – zimę oraz wiosnę. Z deserów przepadała za zapiekanym ryżowym budyniem, a z napojów – za lemoniadą cytrynową. To wszystko lubiła najbardziej od swoich najmłodszych lat. Była jednak pewna rzecz, której zdecydowanie nie lubiła, wcale a wcale. Nie lubiła własnego imienia!!!

Nie podobało się jej. Właściwie to się go wstydziła. Jakaż szkoda, że nie ma innego! Na przykład takiego jak jej kuzynka, która nazywała się Bahar, czyli Wiosna. Albo jak córki sklepikarza, te z warkoczami i piegami: Lilia, Sara i Ofelia. A może jak koleżanki ze szkoły: Ada, Asly, Ajszegiul, Bejza, Defne, Ebru, Ela, Gamze, Kiubra, Meltem, Ozlem, Pynar, Tuba, Zejnep. Ależ na tym świecie jest imion, jedno ładniejsze od drugiego, no i prostsze. Ale jej rodzice zlekceważyli te możliwości. Tak szukali i tak kombinowali, aż wymyślili coś po prostu niedorzecznego. Żeby chociaż miała jeszcze jakieś imię na zapas albo jakieś przezwisko – nic. Nawet tego nie miała. W szkole każdy dostał jakąś ksywę, czasem sympatyczną, a czasem zabawną. Tylko ona jedna jedyna nie miała. Czemu? Bo samo jej imię było tak dziwaczne, że brzmiało jak śmieszne przezwisko.

Pewnego dnia dostrzegła wiadomość na ostatniej stronie gazety, którą podczas śniadania czytał tata. Tekst na temat dziwacznych imion, które gwiazdy filmowe i słynni piosenkarze nadawali swoim dzieciom. Dzięki niemu dowiedziała się, że są na świecie inni, którzy tak jak ona mają nadzwyczajne imiona: Brzoskwinia, Jabłko, Figa, Słowik, Ocean, Niebieski Anioł, Kostka Cukru.

Ciekawe, jak oni się czuli z takimi imionami? Jakie to uczucie, gdy już jesteś dorosłą osobą i ktoś zwróci się do ciebie: „Panie Oceanie”, „Pani Słowik”?

Jednak tych nietypowych imion nie było aż tak trudno zaakceptować jak jej własnego. Gdyż jej własne imię w całej swej rozciągłości brzmiało: Pelargonia Bluszczolistna.

– Mamo, skąd wam przyszedł do głowy pomysł, żeby nazwać mnie Pelargonią Bluszczolistną? – pytała za każdym razem.

– To przecież nazwa kwiatu, czyż nie jest piękna?! – odpowiadała mama. – Zupełnie jak Róża, Lilia, Narcyz. Niczym się od nich nie różni, nieprawdaż?

– Ale z ich imion nikt się nie naśmiewa. Z mojego wszyscy żartują!

– Tylko ci się zdaje. Dlaczego mieliby się z niego śmiać? Wszyscy lubią kwiaty. I kropka!

Za każdym razem, gdy pani Hajal chciała zamknąć jakiś temat rozmowy, na końcu zdania wypowiadała to swoje „I kropka!”. Wiedząc to, Pelargonia tylko westchnęła. Dorosłym nie sposób cokolwiek wytłumaczyć.

Sprawdziła w encyklopedii. Roślina o nazwie pelargonia bluszczolistna naprawdę istniała. Po łacinie jej nazwa była jeszcze dziwniejsza: Pelargonium peltatum. Kwiaty miewały kolor biały, różowy, żółty lub czerwony. Dowiedziała się, że roślina pochodzi z południowej Afryki. Hodowana w doniczkach, kwitnie całorocznie, można ją postawić na balkonie, na parapecie. Liście wydają ciekawy zapach przypominający woń cytryny, który odstrasza robaki i owady.

Długo przyglądała się zdjęciu i prawdę mówiąc, podobało jej się to, co na nim widziała. Ładna roślina. Jednak wcale jej to nie przekonało. Skoro rodzice koniecznie chcieli jej nadać imię, które jest nazwą kwiatu, czemu nie nazwali jej Różą albo Jaśminą?

Bohaterowie książek, a zwłaszcza komiksów, miewali niesamowite imiona. Także ci w filmach animowanych. To nie było dla nich wielkim problemem, żyli przecież w wymyślonym świecie. Tam nikt nikomu nie robił przykrości z powodu imienia. Dzwoneczek, Ralph Demolka, Simba, Niesamowity Hulk. Historie były pełne bohaterów o przedziwnych imionach.

Pelargonia jednak nie była ani bohaterką powieści, ani postacią wymyśloną, tylko zwykłą dziewczynką, która mieszkała w spokojnej dzielnicy Stambułu. Gdy poszła do szkoły, uczniowie drwili z jej imienia. Za każdym razem, gdy nauczyciel sprawdzał listę obecności, nieszczęsna Pelargonia niczego tak bardzo nie pragnęła, jak tego, by ze wstydu zapaść się pod ziemię.

– Kerem.

– Jestem!

– Nazli.

– Obecna!

– Pelargonia?

Gdy przychodziła jej kolej, cała klasa zgodnym chórem wykrzykiwała:

– Pelargonica donica!!!

W takich chwilach Pelargonii zbierało się na płacz, chciała uciec jak najdalej. A że była grzecznym dzieckiem, oczywiście nie robiła rzeczy tak niewłaściwych. Jedynie spuszczała głowę i cichutko siedziała w swojej ławce.

Klasowe łobuziaki ułożyły nawet rymowankę na jej temat:

 

Zła pogoda, z nieba woda

leci na ulicę.

Pelargonia jak piwonia

w oknie tkwi, w donicy.

 

Już obłoki ślą potoki,

zatapiają łodzie.

Pelargonia z gracją słonia

sączy swoją wodę.

 

Śpiewali ją za każdym razem, gdy padał deszcz. A co na to Pelargonia? A co niby miała zrobić? Cichutko siedziała i słuchała.

Czasem zdarzało się, że dogadywała się z kimś ze swojej klasy, przez jakiś czas. Spędzała z tą osobą przerwy, siadali razem przy obiedzie, a nawet zwierzali się sobie ze swoich tajemnic. I tak fajnie upływało kilka dni. Jednak zaraz potem ta nowa przyjaciółka lub przyjaciel przyłączali się do grupy dzieciaków, które naśmiewały się z jej imienia, i Pelargonia widziała, jak ukradkiem z innymi się z niej podśmiewują. I to łamało jej serce.

Nie tak wygląda prawdziwa przyjaźń. Nie drwisz z kogoś, na kim ci zależy, tylko dlatego, że inni tak robią. „Już wolę bawić się sama niż mieć fałszywego przyjaciela”. Tak mówiła do siebie i rzeczywiście bywała samotna. Czasem nawet zdawało się jej, że jest jedna jedyna na całym świecie.

W jakiejś książce przeczytała, że każdy na Ziemi ma gdzieś swojego odpowiednika. Cokolwiek człowiek robi na Ziemi, jego odpowiednik we wszechświecie robi to samo. Na przykład: człowiek płacze, i ten w kos­mosie też płacze, gdy ty tutaj się śmiejesz, ten tam także się śmieje. Ten temat bardzo Pelargonię zainteresował. Przez kilka nocy z rzędu obserwowała niebo. Oczywiście wiedziała, że gwiazdy są bardzo, bardzo daleko. Mimo to miała nadzieję, że może gdzieś tam, na wysokościach nieba, dostrzeże wędrującą znaną sobie dziewczynkę. Taką podobną do niej, ale o skórze zielonej jak u pasikonika, wielkich uszach i oczach jak dwie żarówki – taką Pelargonię kosmitkę.

Po jakimś czasie jednak porzuciła te wymysły. Szczerze mówiąc, uznała, że nie ma takiej dziewczynki, która by mogła ją przypominać, choćby była kosmitką. Ona była tą jedyną Pelargonią w całym wielgachnym wszechświecie.

Na całej Ziemi była jedynym dzieckiem o tak dziwacznym imieniu.

A tego swojego imienia nie lubiła nic a nic.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pelargonia nieraz żaliła się rodzicom na swoje imię. Niestety nie traktowali jej poważnie. Zresztą, co tu dużo mówić, to, że szczera rozmowa z dorosłymi zakończy się sukcesem, jest tak prawdopodobne, jak to, że w środku sierpnia spadnie śnieg. Dorośli albo udają, że nie słyszą pytań, które im nie odpowiadają, albo zbywają je żartami. Niekiedy też suszą głowę i udzielają reprymendy, a zaraz potem zamykają temat ostatecznie.

– Mamusiu, a gdyby tak znaleźć dla mnie nowe imię? – spytała wiele lat temu mamę. Miała wtedy ze cztery lata, może pięć. Nie chodziła jeszcze do szkoły, ale już przeczuwała, że w przyszłości to imię narobi jej sporo kłopotów.

– Ależ czemu? Jak można nie lubić własnego imienia? – pytała pani Hajal, marszcząc swoje wąskie brwi. – Tak nie wypada. Uznajmy, że w ogóle tego nie słyszałam. Zobaczysz, jeszcze twoje imię się na ciebie obrazi.

– Obrazi? – spytała Pelargonia, pełna obaw.

– Naturalnie, zobaczysz, że w końcu zostaniesz bezimienna. Nie będzie wiadomo, jak cię zawołać, bo nikt nie będzie miał pojęcia, jak się do ciebie zwrócić. „Ej ty, no ty!”, tak będą do ciebie wołać. I wszyscy będą się oglądać, bo przecież każdy to „ty”! Tak jak każdy to „ja”.

– Mamo, namieszałaś mi w głowie.

– No właśnie o tym mówię. Jak nie będziesz używać swojego imienia, to pomiesza ci się w głowie. Nie waż się zrażać do siebie swojego własnego imienia. I kropka!

Zdaniem pani Hajal wiele rzeczy w życiu przejawiało skłonność do obrażania się. Niedopita do połowy szklanki woda płacze; ubrania, których się nie wkłada, obruszają się i kurczą, a zniszczone rzeczy po wyrzuceniu do kosza popadają w przygnębienie. Jeśli nie spodoba ci się prezent urodzinowy i bezgłośnie w duszy to okażesz, to anioły się na ciebie obrażą i już nikt nigdy nie da ci żadnego prezentu. A jeśli pracy domowej nie zrobisz na czas, to ona się na ciebie pogniewa i nie zdasz do kolejnej klasy. Jeżeli natomiast każdego wieczoru nie poskładasz mundurka, to mundurek się tak nadmie, że kto wie, może nawet nie ukończysz szkoły. Najbardziej obrażalskie są potrawy. Za każdym razem podczas posiłku pani Hajal naciskała na córkę, aby skończyła jedzenie, tymi słowy:

– Na Boga, nie odkładaj tego ryżu. Inaczej każde ziarenko z osobna będzie za tobą płakać.

Raz Pelargonia nie wytrzymała i spytała wprost:

– Mamo, a ugotowane warzywa mają serca? Czy obwarzanek prosto z pieca ma żołądek, który burczy? Ugotowana kukurydza ma uszy, które słyszą?

– Co to za pytania?!

– Kiedy nadgryzam chleb, to czy on odczuwa ból? A kiedy gryzę pieroga, to czy uszkadzam mu farsz w środku? Kiedy obieram ze skórki jabłko, to czy ono się wstydzi?

– Oczywiście, córeczko, że nie. Co to