Dzień Zakochanych - Penny Jordan, Carole Mortimer - ebook

Dzień Zakochanych ebook

Jordan, Penny, Carole Mortimer

3,7

Opis

Ślub z szefem

Czy Harriet jest narzeczoną szefa, Matthew Cole’a? Wszyscy w firmie tak myślą. Nie wiedzą, że to tylko gra pozorów. Czy aby na pewno? Wkrótce bowiem firmę obiega wiadomość o planowanym ślubie Matthew...

Walentynka dla Anastazji

W Dniu Zakochanych tajemniczy wielbiciel zasypuje Tazzy prezentami. Jednak jej to wcale nie cieszy. Od dawna kocha się w Rossie, swoim szefie, a on na pewno nie wpadłby na tak romantyczny pomysł...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 137

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (68 ocen)
25
10
22
10
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Penny Jordan

Carole Mortimer

Dzień zakochanych

Tłumaczyła:

Penny Jordan

Ślub z szefem

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Jak zawsze, kiedy Harriet musiała przejść obok biura szefa, jej mięśnie drętwiały i usilnie powstrzymywała się od rzucania spojrzeń na boki.

Nie powinna była zgodzić się na pracę dla Matthew Cole'a, to pewne. Gdyby nie Ben, jej najlepszy przyjaciel, nie zrobiłaby tego. Na tym polega zasadniczy problem z najlepszymi przyjaciółmi: czasami – w jej wypadku zbyt częst – uważają, że wiedzą, co jest dla kogo najlepsze. Jej przyjaciel najwyraźniej podzielał to przekonanie i wykorzystał wszystkie możliwe sztuczki, aby skłonić ją do podjęcia pracy u Matthew Cole'a.

Od podstawówki przyjaźniła się z Benem, a ich wzajemna życzliwość okrzepła w czasach uniwersyteckich.

Teraz, cztery lata po dyplomie, ich przyjaźń kwitła, i dlatego za radą Bena Harriet podjęła starania o pracę w biurze architektoniczno-projektowym, które w opinii przyjaciela było dla niej wymarzone.

Trzeba przyznać, że wszystko na to wskazywało. Problem polegał na tym, że w biurze istniała sieć współzależności, za którą odpowiadał bezkompromisowy właściciel, Matthew Cole. Człowiek ten kierował firmą wedle własnego uznania.

Czemu nie posłuchała intuicji? Gorzko tego żałowała. Pod wpływem intensywnego słońca, wpadającego przez okno, zmrużyła zielone oczy. Jej kasztanowe, sięgające do ramion włosy, lśniły w mocnym świetle. Gęste rzęsy nadawały jej oczom wyraz zmysłowości, dodatkowo podkreślanej przez ciepłe, pełne wargi.

Gdy minęła gabinet Matthew Cole'a, odetchnęła z ulgą. Bez zaglądania do środka wiedziała, że szefa tam nie ma. Najwyraźniej w jej umyśle wykształcił się system wczesnego ostrzegania, który informował ją o bliskości Matta.

Gdyby miała więcej rozumu, już podczas pierwszej rozmowy z nim zwróciłaby uwagę na swoje skrępowanie. Tymczasem Ben spytał ją jowialnie, czy była, jak to ujął: „powalona seksownością Matta, podobnie jak każda kobieta”. Oczywiście Harriet zaprzeczyła i dodała, że wcale nie dostrzega atrakcyjności Matta, nie wspominając już o „byciu powaloną”.

Niezwykle rozbawiła go jej reakcja.

Harriet jednak pozostała całkowicie odporna na uroki Matta. Tak przynajmniej sobie wmawiała, lekceważąc oczywistą prawdę.

Weszła do biura typu studio, które dzieliła z Benem i innymi członkami zespołu.

– Jak tam weekend? – spytał Ben, kiedy usiadła.

– Wspaniale – odparła. – Wszyscy cię pozdrawiają, a twoja mama przesyła ci kilka słoików powideł śliwkowych.

– Mam już całą półkę powideł – jęknął Ben. – Po dwudziestu sześciu latach mogłaby zapamiętać, że ich nie lubię!

– Może stara się ciebie nawrócić. A właśnie, chce wiedzieć, kiedy poznają Cindi! – Harriet wybuchnęła śmiechem, lecz spoważniała na widok zasępionej twarzy przyjaciela. – Co się stało? – spytała zatroskana. Pokręcił głową. – Daj spokój, Ben. Opowiadaj!

Nie zapomniała, jak bardzo ją wspierał i pocieszał po zakończeniu jej pierwszego poważnego związku na początku studiów.

– Chodzi o Cindi – przyznał z bólem. – W trakcie weekendu trochę się pokłóciliśmy, nie po raz pierwszy. Harry, po prostu jej nie rozumiem. – Obrócił się na krześle, by spojrzeć na przyjaciółkę. – W jednej chwili nalega, byśmy razem zamieszkali i zaczęli budować wspólną przyszłość, a w następnej oświadcza, że wychodzi z przyjaciółmi i nie chce mnie znać. A wszystko dlatego...

– Dlaczego? – naciskała, lecz Ben pokręcił głową. Westchnęła.

Cindi, dziewczyna Bena, niedawno również podjęła pracę w tej samej firmie, lecz pracowały nad różnymi projektami i Harriet dopiero wróciła z urlopu, więc nie miały okazji się poznać. Wiedziała, że Cindi i Ben się spotykają i są w sobie zakochani.

– Ludzie w związkach często się kłócą – pocieszyła go. – Może spróbuj porozmawiać z nią o problemie?

– To nie jest zwykła kłótnia. Ona się zachowuje całkowicie irracjonalnie i świetnie o tym wie. Co do rozmowy o problemie... – Jego zwykle pogodna twarz spochmurniała. – Nie zamierzam wysłuchiwać ultimatów na temat mojego stylu życia!

– I co takiego zrobiła? Kazała ci wyrzucić twój stary sprzęt sportowy? – Gdy nie zareagował, popatrzyła na niego z troską i dodała cicho: – Dobrze, zatem chodzi o coś poważnego, a ja nie powinnam stroić sobie żartów. Rzecz w tym, że czasami bywasz uparty, więc jeśli masz zrezygnować z czegoś, co uważasz za wyjątkowe...

– To nie takie proste, Harry. Gdyby ona naprawdę mnie kochała, nie stawiałaby tak niedorzecznych warunków, bo wiedziałaby...

– Co by wiedziała? – spytała zaintrygowana.

Przez chwilę sądziła, że Ben nie odpowie, lecz nagle wybuchnął z wściekłością, jakby nie potrafił nad sobą zapanować:

– Wiedziałaby, że jesteś mi bliska jak siostra, uważam cię za najlepszą przyjaciółkę i doskonale wiem, że czujesz do mnie to samo! Ale ona uważa, że się we mnie podkochujesz.

Harriet przez kilka sekund milczała oszołomiona. Gdy wreszcie pojęła sens słów Bena, natychmiast zaprotestowała:

– To niemożliwe, aby tak myślała! Na pewno źle ją zrozumiałeś.

– Chciałbym ją źle zrozumieć! – wykrzyknął.

– W takim razie sama z nią porozmawiam – zaproponowała.

– Nie. Nie! To nic nie da. Nie uwierzy ci. I właśnie to mnie najbardziej boli. Dałem jej uroczyste słowo honoru, że jestem z nią całkowicie szczery, lecz najwyraźniej moje słowo nie jest dla niej wiarygodne. Ona chce... postąpić tak, jak jej zasugerowali przyjaciele. Zażądała, bym dowiódł, że między nami nic się nie dzieje. W tym celu mamy całkowicie przestać się kontaktować. Mam cię usunąć ze swojego życia. Oznajmiła, że jeśli ją kocham, tak właśnie postąpię, i dodała, że jeżeli nie przyjmę jej warunków, to znaczy, że jesteś dla mnie kimś ważniejszym od niej. Przekonywałem ją... Podkreślałem, że takie zachowanie jest głupie, a jeśli mnie kocha, powinna uwierzyć mi na słowo, że źle interpretuje to, co widzi. Ostatecznie, znam cię o niebo lepiej niż ona. Nie podkochujesz się we mnie, prawda?

Harriet parsknęła śmiechem.

– Nie, bynajmniej! – zapewniła go szczerze.

Czuła się urażona opinią Cindi, która ewidentnie uważała ją za osobę gotową niszczyć cudze związki. Machinalnie się pochyliła i wzięła za rękę przyjaciela, by go uścisnąć i wesprzeć na duchu.

Mijając przestronne pomieszczenie, w którym pracował zespół jego architektów, Matt Cole stanął jak wryty i wbił wzrok w intymną scenę. Oto Harriet, pochylona nad Benem, trzymała go za rękę.

Matt miał trzydzieści sześć lat, kierował własną nowoczesną, zyskowną firmą i powinien dysponować niezwykle przenikliwym umysłem. Dlaczego więc od razu nie zorientował się, co się dzieje z jego uczuciami? Gdy po raz pierwszy ujrzał Harriet, powinien był natychmiast podjąć szybkie działania zapobiegawcze.

Odpowiedź nasuwała się sama. W swojej arogancji uwierzył wówczas, że ma dostatecznie dużo siły i władzy nad własnymi emocjami, by je kontrolować. Gwałtownie zareagował na Harriet, emocjonalnie i fizycznie, niemniej zignorował wszystkie te objawy. Wmówił sobie, że co prawda jest atrakcyjna, lecz nie ma to znaczenia, bo z zasady nigdy nie mieszał życia prywatnego z zawodowym. Wcześniej nie miał żadnych kłopotów z przestrzeganiem tej reguły, więc nie przyjął do wiadomości, że tym razem może być inaczej.

Nie docenił siły własnych uczuć. Błąd. Poważny błąd.

Był jedynym dzieckiem starszych rodziców. Jego matka zmarła wkrótce po porodzie, ojciec zaś zszedł z tego świata, gdy Matt studiował na pierwszym roku. Młody, samotny mężczyzna skoncentrował się więc wyłącznie na pracy, bo tylko ona zapewniała mu poczucie bezpieczeństwa.

Dopuszczał małżeństwo i dzieci – w odpowiednim czasie. Namiętna, nieokiełznana i szaleńcza miłość, kiedy cały świat staje do góry nogami, nie wchodziła w grę. Stało się jednak inaczej. Co gorsza, coraz trudniej było mu zmagać się z uczuciami.

Usiłował nabrać dystansu do Harriet, odgrodzić się od niej, wznieść wokół siebie mur obojętności, lecz wkrótce dotarło do niego, że równie dobrze mógłby starać się oddychać powietrzem pozbawionym tlenu.

Każdego dnia wymyślał preteksty, aby podejść do jej biurka. Codziennie z narastającą zazdrością patrzył, jak Harriet poświęca uwagę Benowi. Jak bardzo chciał być na jego miejscu!

Teraz pragnął podejść do Harriet, wziąć ją w ramiona i gorąco ucałować, aby poczuła ten sam ogień namiętności, który go trawił. Do diabła z konsekwencjami! Jeszcze silniejsze niż jego pożądanie było pragnienie chronienia jej. Chciał ocalić ją przed pogardliwymi i krytycznymi uwagami ze strony niektórych kolegów. Swoim zachowaniem mogła sobie ściągnąć na głowę nieprzyjemności.

Nie miało znaczenia, że wielokrotnie powtarzał sobie, że jest jej pracodawcą i powinien chronić ją w takim samym stopniu, jak pozostałych zatrudnionych. Kochał ją i nie mógł znieść tego, co o niej opowiadano. Nie potrafił nabrać dystansu do rozgrywających się zdarzeń. Zdawało się, że wszyscy, nie wyłączając Bena, wkrótce jej zasugerują, by nie robiła z siebie pośmiewiska i nie okazywała uczuć mężczyźnie, który wyraźnie ich nie odwzajemniał.

Czy jednak miał prawo wtrącać się w cudze sprawy, jako pracodawca czy jako zakochany w niej mężczyzna?

Pod względem moralnym – raczej nie. Za to emocjonalnie... Matt odetchnął głęboko.

Bezradnie patrzył, jak Harriet coraz bardziej zbliża się do Bena. Całą siłą woli powstrzymywał się przed rozdzieleniem ich.

Naprawdę nie wiedziała, jak niedorzecznie się zachowuje? Nie uświadamiała sobie, co mówili ludzie? Przecież na każdym kroku dawała dowody swojej miłości do Bena, który widział w niej wyłącznie przyjaciółkę. Najwyższa pora, by poznała prawdę!

Matt uświadomił sobie jednak, że do tego potrzeba mężczyzny znacznie odważniejszego niż Ben. W ubiegłym tygodniu przypadkowo usłyszał, jak Cindi w zaufaniu opowiada starszej koleżance o kłótni z Benem na temat jego przyjaźni z Harriet.

– On się zaklina, że widzi w niej wyłącznie przyjaciółkę – wyznała płaczliwie.

– Może w taki sposób postrzega ich związek, choć to oczywiste, że jest inaczej – obwieściła ponuro starsza pracownica. – Wystarczy popatrzeć, jak za nim tutaj przyszła! Cindi, nie popełnij tego samego błędu, co ja – ostrzegła. – Mój były mąż przysięgał, że jego sekretarka nic dla niego nie znaczy, a później ta suka oznajmiła mi, że go pragnie i będzie go miała, choćby nie wiem co. Istnieją takie kobiety. Jeśli chcesz znać moje zdanie, Harriet do nich należy. Wystarczy na nią popatrzeć, kiedy jest z Benem.

– Proszę, nie mów tak... – zaprotestowała Cindi. – Ben twierdzi, że mnie kocha, ale...

– Zatem zażądaj dowodu! Powiedz mu, że chcesz, aby ona wyniosła się z jego życia.

Tymczasem Harriet ewidentnie nie zniknęła z życia Bena i nie miała takiego zamiaru.

Czyżby nie wiedziała, co mówią ludzie? Nie dbała o to, że Ben widział co innego? Nie miała dumy, nie szanowała samej siebie, brakowało jej poczucia własnej wartości? Takie myśli, jedna za drugą, przelatywały przez głowę Matta.

Zacisnął usta i po raz tysięczny zastanowił się, dlaczego to się przytrafiło właśnie jemu. Nie tego pragnął i z pewnością nie tego potrzebował. Miał wrażenie, że zazdrość wypala mu dziurę w trzewiach. Cynicznie pomyślał, że scenarzysta telenoweli miałby doskonały materiał na kilka odcinków serialu, gdyby przypadkiem poznał szczegóły tej sytuacji.

Harriet kocha Bena, Ben kocha Cindi, Cindi kocha Bena, Ben nie kocha Harriet, Harriet nie kocha Matta, Matt kocha Harriet z dziką, wyniszczającą namiętnością, która uniemożliwia mu normalne funkcjonowanie.

W pewnym momencie poważnie brał pod uwagę wyrzucenie Harriet z pracy. Potem jednak się opanował. Nawet gdyby prawo nie zabraniało mu takiego czynu bez uzasadnionego powodu, była zbyt cennym nabytkiem dla firmy, aby tak łatwo się jej pozbywać. W przeciwieństwie do Bena, odpowiedzialnego i pogodnego pracownika, Harriet wniosła do firmy pasję i talent, wzbogacając zespół świeżą dawką dynamizmu.

Rzecz jasna, próbował już przezwyciężyć uczucie, którym ją darzył. Starał się, i to jak! Przez kilka ostatnich miesięcy umówił się z większą liczbą kobiet niż przez poprzednie lata. Żadna z nich nie odwróciła jednak jego uwagi od Harriet na dłużej niż pięć minut.

Wewnętrzny radar Harriet, pozwalający jej z daleka wyczuć obecność Matta, tym razem zawiódł. Nie miała pojęcia, że szef mógł podsłuchać, jak stanowczo mówiła do Bena: „Nie możemy tutaj o tym rozmawiać” i kręciła głową. Potem po raz kolejny uścisnęła mu rękę i dodała: „Może zjemy razem kolację? Mam mnóstwo nowin z domu”.

Matt patrzył na nią i czuł się tak, jakby ktoś wyrywał mu serce z piersi, kawałek po kawałku. Pragnął podejść bliżej, obrócić ku sobie Harriet i spytać, czy jest świadoma tego, co robi. Tylko co potem? Nie miał prawa się wtrącać. Czy jednak powinien milczeć?

Harriet nie miała pojęcia, o czym myśli Matt. Patrzyła ze smutkiem na Bena. Zrobiłaby wszystko, aby go wesprzeć. Cindi najwyraźniej kochała jej przyjaciela, a on odwzajemniał to uczucie. Harriet była zdumiona, że Ben postanowił spytać ją wprost o to, czy przypadkiem nie jest w nim skrycie zakochana. Jakże miałaby go kochać, skoro... Skoro coraz bardziej się obawiała, że darzy miłością Matta?

Matt! Machinalnie podniosła głowę i zerknęła na korytarz. Zdrętwiała na widok przełożonego i poczuła, jak na jej policzki wypełza rumieniec.

Ben był przystojnym, młodym mężczyzną, lecz nic ponad to. Pod żadnym względem nie mógł się równać z Matthew Cole'em. Matt uosabiał wszystko, co Harriet najbardziej podziwiała w mężczyznach. Czasami uważała go za nierealny wytwór fantazji: tajemniczy, nieprzenikniony, zmysłowy.

Niestety, Matt nawet jej nie lubił. Czasami patrzył na nią tak, jak teraz: jakby z całego serca jej nienawidził.

– Harriet, chciałbym z tobą porozmawiać w gabinecie.

– Teraz? – wymamrotała.

– W tej chwili – potwierdził ostro. Ben lekko pchnął ją w kierunku szefa.

– Zobaczymy się wieczorem – mruknął.

Matt zniknął już w głębi korytarza. Harriet pospieszyła za nim, zastanawiając się nerwowo, o co chodzi.

Nigdy nie doszło między nimi do otwartego konfliktu – nic dziwnego, w końcu był nie tylko jej bezpośrednim przełożonym, ale także właścicielem firmy. Niemniej często ścierali się w zawoalowany sposób.

Po krótkotrwałym i nieudanym pierwszym związku Harriet nadal spokojnie oczekiwała na pojawienie się prawdziwego ukochanego. Na razie nie widziała powodów do pośpiechu. Tymczasem jej misterne, zdroworozsądkowe plany wzięły w łeb, kiedy ujrzała Matta. Nie pomogło też powtarzanie sobie, że trzeźwo myśląca kobieta nie może idiotycznie zakochiwać się w mężczyźnie, który nigdy nie odwzajemni jej uczuć.

Nagle dotarło do niej, że stoi na progu gabinetu szefa, który przeszywa ją wzrokiem, jakby czytał jej w myślach i zamierzał kwestionować sens każdej z nich.

– Wejdź i zamknij drzwi. Usiądź.

Zesztywniała Harriet zajęła miejsce na krześle.

Matt wyjątkowo nie opracował w myślach planu działania. Wiedział tylko, że dla własnego dobra Harriet powinna oddalić się od Bena.

– Zwrócił moją uwagę fakt, że twoje... uczucia do Bena są przedmiotem poważnej i nasilonej krytyki w biurze, a także źródłem niepotrzebnych plotek.

Zmartwiała Harriet poczuła, jak koniuszki jej uszu zaczynają płonąć. Matt obrócił się wraz z fotelem, widziała teraz jego profil.

– Jeśli masz na myśli niedorzeczne sugestie Cindi, jakobym skrycie kochała Bena...

– Skrycie? – wtrącił Matt gwałtownie i obrócił się ku niej. – Nie ma nic skrytego we wzruszającej scence, której przed chwilą byłem świadkiem. Wzruszającej, pod warunkiem, że ktoś nie zna prawdy! Cała firma wie, co się święci, Harriet. – Matt popatrzył na nią tak, że chciała zapaść się pod ziemię.

– A co się święci? – wykrztusiła po chwili.

Miał ochotę podejść i ją objąć, pospieszyć z zapewnieniem, że nikomu nie pozwoli jej krzywdzić, lecz wiedział, że nie może. Robił to dlatego, żeby jej pomóc, nie po to, by zadać jej ból.

– Zatem nie chcesz dostrzec, że twoja miłość do Bena nie jest odwzajemniana. Uganiasz się za nim, kręcisz w jego pobliżu i kleisz do niego. W ten sposób nie tylko stajesz pomiędzy nim a Cindi, lecz także narażasz się na pogardę ze strony ludzi.

Zimne, brutalne słowa trafiały w nią niczym ciosy pięści. Musiała się bronić.

– Nie, to nieprawda – wyszeptała z bólem.

– To szczera prawda. Nie wiesz, co to duma? Godność osobista?

Krew szybko odpłynęła z twarzy Harriet.

Ultimatum Cindi najwyraźniej dotarło nie tylko do uszu Bena. Harriet z przykrością dowiedziała się, że jej koledzy wiedzą o urojeniach dziewczyny Bena, lecz najgorsze było to, że Matt wierzył w te odrażające bzdury.

Matt był jej szefem, a na tym etapie kariery nie mogła sobie pozwolić na żadne plamy na życiorysie. Nie chciała przecież być uważana za kobietę obsesyjnie narzucającą się mężczyźnie, który jej nie chce.

– Chciałam tylko wyjaśnić Benowi...

– No, co chciałaś mu wyjaśnić? – spytał wyzywająco. Wstał zza biurka i podszedł bliżej. – Sugerowałaś mu, że z tobą będzie mu lepiej?

– Nie!

– Nie? Co więc mu mówiłaś? Błagałaś go, by cię pokochał?

– Nie! Nie! – Harriet nie posiadała się z oburzenia. Wstała, żeby stawić mu czoło, lecz zaraz tego pożałowała, bo stał bardzo blisko.

Nie należała do szczególnie niskich kobiet, gdyż miała metr siedemdziesiąt pięć wzrostu, lecz była smukła, a Matt miał ponad metr osiemdziesiąt trzy i solidną posturę.

Matt dostrzegł łzy w jej oczach. Objął Harriet i przytulił, by ją ukoić. Zesztywniała, kiedy jego dłonie zacisnęły się na jej ramionach.

Matt jej dotykał. Patrzył jej w oczy uważnie, z powagą.

Nie powinien był tego robić. Niepotrzebnie zbliżył się do niej, uświadomił sobie poniewczasie. Pospiesznie cofnął ręce.

Ponownie zdrętwiała. Nienawidziła siebie za to, jak bardzo pragnęła się do niego przytulić.

– Pomijając wszystko inne – usłyszała poważny głos Matta – twoje zachowanie wywołuje zamieszanie i niesnaski w biurze. Tego nie zamierzam tolerować. Pracujemy tutaj wspólnie, w zespołach, których członkowie zostali pieczołowicie przeze mnie dobrani. Jeżeli z jakiegoś powodu postanowię wymienić jeden z elementów konstrukcyjnych drużyny, nie będę miał żadnych oporów. Czy rozumiesz, w czym rzecz?

– Tak. Grozisz, że mnie wylejesz – podsumowała zwięźle. – Ale nic nie rozumiesz! Podobnie jak Cindi. To prawda, kocham Bena, lecz jak przyjaciela... brata, jeśli wolisz. Nie tak, jak sugerujesz.

– Zatem w twoim zachowaniu nie ma seksualnego podtekstu?

– Najmniejszego – podkreśliła stanowczo.

– Naprawdę? – Zerknął na nią z ironią. – Udowodnij to. Zacznij od tego, że publicznie dasz jednoznacznie do zrozumienia, że się z kimś spotykasz.

– Spotykam się z kimś? – powtórzyła zdezorientowana. – Z kim?

– Ze mną!

Jej twarz robiła się na przemian blada i purpurowa. Harriet nawet nie podejrzewała, że jest w takim samym stopniu poruszona, jak on. Matt sam nie rozumiał, co wyprawia. Jego zachowanie było niedopuszczalne pod względem moralnym i każdym innym. Powinien natychmiast wyjaśnić, że wycofuje się z tego, co powiedział, a Harriet powinna zapomnieć o całej rozmowie. Niezwłocznie!

– Chyba nie masz na myśli... Czy chcesz powiedzieć... Och, nie, tego nie mogłabym zrobić. To niemożliwe... Nie. W żadnym razie! – zaprotestowała lekko zadyszana.

Jej słowa nie tylko uraziły Matta; wręcz zniweczyły jego dobre intencje. Ogarnęła go determinacja, która zdominowała wszystko inne.

– Właśnie powiedziałaś, że nie kochasz Bena – przypomniał. – Daję ci okazję udowodnienia tego wszystkim.

Zapadła wymowna cisza.

– Jeśli tego nie zrobisz, będę wiedział, że kłamiesz – dokończył lodowatym tonem.

Patrzyła na niego, zastanawiając się, czemu wpakowała się w taką kabałę.

– Nikt nie uwierzy, że się spotykamy.

– Zatem będziemy musieli wszystkich przekonać, prawda? – Matt nie miał wątpliwości. – Decyzja należy do ciebie.

– Niezły wybór – mruknęła i dodała ze złością: – Dlaczego to robisz?

Paliło ją w gardle, oczy piekły.

– Chcę ukrócić zamęt i chaos w mojej firmie. Zresztą, jeśli faktycznie nie kochasz Bena, skorzystasz z okazji, aby to udowodnić.

W żadnym wypadku nie zamierzał wyznać, że sam poszukuje pretekstu, aby z nią przebywać...

Harriet