Dwie siostry - Asne Seierstad - ebook

Dwie siostry ebook

Asne Seierstad

4,4
31,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Autorka bestsellerowego Jednego z nas powraca z nową opowieścią.

Jak poznać życie codzienne w Państwie Islamskim? Należy sięgnąć po Dwie siostry! Norwesko-somalijskie nastoletnie siostry opuszczają Norwegię i zaczynają nowe życie w…Syrii. Obie wychodzą za bojowników Państwa Islamskiego i przeniosły się do Raqqa. Właśnie tam rodzą dzieci i prowadzą dom. Książka Åsne Seierstad to ich historia, ale opowiedziana w niecodzienny sposób. To relacje osób, które je znają - rodziców, rodzeństwa, przyjaciół, kolegów z klasy, nauczycieli i przywódców religijnych. Autorka przytacza rozmowy prowadzone przez bohaterki przez Facebooka, Twittera i inne media społecznościowe.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 630

Oceny
4,4 (11 ocen)
6
4
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.


Kolekcje



Åsne ‌Seierstad

Dwie ‌siostry

przełożyła ‌Iwona Zimnicka

Na ‌pracę nad ‌niniejszą książką autorka otrzymała ‌dotację ‌fundacji ‌Fritt Ord [Wolne słowo]. ‌

Tytuł ‌oryginału: ‌To søstre

Copyright ‌© ‌2016 Åsne Seierstad

All rights ‌reserved

Copyright © for the ‌Polish ‌edition by ‌Grupa Wydawnicza Foksal, ‌MMXVIII

Copyright ‌© for the ‌Polish translation ‌by Iwona Zimnicka, ‌MMXVIII

Wydanie I ‌

Warszawa MMXVIII

Od autorki

Dwie siostryto literatura ‌faktu.

Opiera się ‌na ‌przekazach świadków. Sceny ‌zbudowane zostały ‌na ‌podstawie relacji ‌osób w nich uczestniczących, czasami ‌kilku różnych, kiedy indziej ‌tylko jednej.

Opisy ‌myśli bohaterów wynikają z ich ‌opowieści o własnych ‌odczuciach w danej sytuacji.

Niektóre osoby ‌zdecydowały, że ‌nie pomogą ‌mi ‌przy ‌tworzeniu ‌tej ‌książki. Zostały ‌one przedstawione na ‌podstawie ‌swoich działań, źródeł ‌pisemnych ‌oraz ‌relacji ‌innych ‌osób na ‌ich temat.

Dla słów ‌arabskich zastosowano uproszczony system transkrypcji International Journal of Middle East Studies1. Czynię odstępstwa od tej zasady w wypadku niektórych arabskich nazw własnych, mających już ustaloną pisownię w językach zachodnich.

E-maile i SMS-y cytowane są w dużej mierze bez poprawek. W zamieszczonych w nich słowach arabskich zachowałam ortografię nadawców.

W celu dokładniejszego zapoznania się z przyjętą metodą pracy odsyłam do posłowia na końcu książki. Znajduje się tam również słowniczek wyrażeń z kręgu kultury islamu oraz literatura przedmiotu.

Część pierwsza

Rzekł Prorok o męczennikach:

Dusze ich są w zielonych ptakach, które budują gniazda w latarniach pod tronem Boga i swobodnie żywią się owocami Raju. Pan widzi je i pyta, czy czegoś pragną. Odpowiadają: „Czegóż miałybyśmy pragnąć? Bierzemy przecież z Ogrodu to, na co nam przyjdzie ochota”. Pan spytał jeszcze raz, a gdy zadał to pytanie po raz trzeci, odpowiedziały: „Panie, pragniemy, byś odesłał nasze dusze na powrót do naszych ciał, abyśmy mogły jeszcze raz oddać życie dla Ciebie”. Gdy Bóg zobaczył, że niczego więcej nie pragną, pozwolił im pozostać w Raju.

Powiedział Abd Allah Ibn Masud, zmarły około roku 650

Po śmierci wszyscy powrócimy do Allaha, lecz walczmy wszyscy o powrót do Allaha jeszcze za życia.

Umm Hudayfah alias Ayan, 10 października 2013 roku

Zerwanie

Piętrowe łóżko stało na środku pokoju. Wysoka balustrada z pomalowanych na biało metalowych rurek chroniła osobę śpiącą na górze przed sturlaniem się na podłogę. Zasłane kolorową pościelą, dzieliło pokój na dwie części. Przy drzwiach stało biurko, obok krzesło i szafa. Po drugiej stronie była komoda, a także okno wychodzące na trawnik, a dalej na blok z czerwonawej cegły, identyczny jak ich. Parapet znajdował się tak nisko, że łatwo dawało się jednym krokiem zeskoczyć wprost na trawę. Na meblach wisiały kartki z literami starannie wypisanymi najpierw ołówkiem, potem poprawionymi niebieskim flamastrem: „Łóżko”. „Okno”. „Krzesło”. „Stół”. „Szafa”. „Drzwi”. Zaklejona karteczkami była też tapeta nad komodą. „Duży”, „mały”, „wysoki”, „niski”, „ciepły”, „zimny”, „bogaty”, „biedny”. Arabskie litery zostały pracowicie wykaligrafowane, najwyraźniej przez osobę początkującą, często były bowiem poprzestawiane. Tłumaczenia na norweski zapisano z zachowaniem właściwej ortografii, lecz niedbale, słabo widocznym ołówkiem.

To młodsza z sióstr, ta, do której należało górne łóżko, ponaklejała te karteczki. Zdobiły one nie tylko pokój dziewcząt, wisiały w całym mieszkaniu: „Lampa”. „Kanapa”. „Zasłona”. „Półka”. Kurs arabskiego zaczynał się od rzeczy przyziemnych, ale cel miał wzniosły – czytać i rozumieć Koran, w takiej formie, w jakiej został objawiony Prorokowi Mahometowi.

„Ja”. „On”. „My”. „Ja jestem”. „On jest”. Allahu akbar. „Bóg jest wielki”. „Bóg jest większy”. „Poprowadź nas właściwą drogą!”

W ten październikowy poranek Leila zsunęła się z górnego łóżka wcześniej niż zwykle. Włożyła suknię do ziemi i poszła do matki, która krzątała się po przylegającej do pokoju dziewcząt kuchni. W tej rodzinie to Sara była na nogach najwcześniej. Wysuwała się z łóżka i stąpała po podłodze jak najciszej, żeby nie zbudzić Sadiqa. On wstawał dopiero wtedy, gdy jego ciału zaczynało brakować ciepła żony, gdy łóżko stygło i czuł, że marznie.

Sara stała zamyślona przy nakrytym do śniadania stole. Zaskoczona spojrzała na córkę, która tydzień wcześniej skończyła szesnaście lat. Leila była podobna do ojca, szczupła, wysoka, o długich, smukłych kończynach.

– Mogę ci pomóc wyszykować chłopców – zaproponowała matce.

– A nie idziesz dzisiaj do szkoły?

– Idę. Pomyślałam tylko, że może przydałoby ci się jakieś wsparcie…

– Nie, zajmij się sobą, z chłopcami sama dam sobie radę.

W przeciwieństwie do starszej siostry, która już przejęła część domowych obowiązków, Leila rzadko ofiarowała się z pomocą. Ojciec nazywał ją Zaspaną Królewną.

Sara wyminęła córkę i weszła do pokoju chłopców, sześcioletniego Isaqa i jedenastoletniego Jibrila. Obudziła ich dotykiem miękkich matczynych palców, młodszemu pomogła się ubrać, a potem zagoniła ich do kuchni. Sadiq już stał przy kuchence.

Fasolę ugotował poprzedniego wieczoru. Drobno posiekana cebula, skwiercząc, szkliła się na oliwie, jeszcze dwa zmiażdżone ząbki czosnku, trochę więcej oliwy, pokrojona w paski czerwona papryka i przyprawy, żeby całość nabrała koloru. Teraz dołożył fasolę i zmniejszył temperaturę, odczekał chwilę, po czym zmiksował całość ręcznym mikserem. Przełożył purée na półmisek i polał oliwą, malując nią złote kręgi w brunatnej masie.

Isaq i Jibril, ciągle zaspani, usiedli na krzesłach. Zaczęli zanurzać w paście fasolowej kawałki chleba i wkładać je do ust. Isaq jak zwykle nabrudził. Jibrilowi ani jeden okruszek nie upadł poza talerz.

Leila krążyła wokół stołu, na którym stał również dzbanek czarnej herbaty z kardamonem.

– Nie usiądziesz? – spytał ojciec.

– Nie. Poszczę – odparła szesnastolatka.

Ojciec więcej nie pytał. Leila i starsza siostra, Ayan, która teraz zajęła łazienkę, pilnie przestrzegały postów. Kobiety miały zakaz odprawiania rytuałów religijnych, gdy były nieczyste, więc dziewczęta, kiedy tylko mogły, nadrabiały stracone dni. Pościły najchętniej w poniedziałki i w czwartki, bo wówczas pościł Prorok Mahomet. Tego dnia był czwartek.

Ostatni ramadan okazał się wielkim wyzwaniem, w tym roku miesiąc postu wypadł w lipcu, kiedy słońce zachodziło dopiero po dziesiątej i wstawało zaledwie kilka godzin później. Długo trzeba było obywać się bez jedzenia i bez picia. Teraz, w październiku, podczas zu al-hidżdża – miesiąca pielgrzymki – dziewczęta znów pościły, a poza tym modliły się częściej. To była najświętsza pora w kalendarzu muzułmańskim, najlepszy czas na hadżdż – pielgrzymkę do Mekki. Dobre uczynki liczyły się teraz bardziej niż w ciągu całego roku.

W kuchni pojawił się opasany ręcznikiem Ismael, wiekowo zajmujący wśród rodzeństwa miejsce między Ayan a Leilą. Szedł do łazienki, gdzie Ayan akurat skończyła się myć. Jeśli natykał się na siostry, gdy paradował półnagi, starał się na niby z nimi zderzać. „Przestań! – krzyczały wtedy. – Mamo, on nam dokucza!”

Troje nastolatków w rodzinie – dziewiętnastoletnia Ayan, osiemnastoletni Ismael i szesnastoletnia Leila – odsunęło się od siebie. Zdaniem sióstr brata interesowały wyłącznie spotkania z kolegami, trening i gry komputerowe. Dziewczęta wstydziły się, że Ismael nie chodzi do meczetu. Zwracano na to uwagę. „Nie jesteś muzułmaninem!”, krzyczała na niego Ayan i prosiła matkę, żeby wyrzuciła go z domu. Nie mogła przecież mieszkać z kimś, kto się nie modli.

– Jest po prostu zagubiony – próbowała tłumaczyć go Sara.

– Wyrzuć go!

– Latem zabiorę go do imama w Hargejsie – mówiła matka uspokajającym tonem. – Poproszę imama, żeby odprawił nad nim modły, porozmawiał z nim…

To Ayan zwykle wszczynała kłótnie. Leila jedynie sekundowała siostrze. Ale poprzedniego wieczoru, kiedy Ismael po powrocie do domu z treningu chciał odstawić torbę w przedpokoju, podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję.

– Ismael! Stęskniłam się za tobą!

– Co? Przecież wyszedłem tylko na dwie godziny.

– A gdzie byłeś?

– Na treningu.

– Co ćwiczyłeś?

– No… Tors. Klatkę piersiową i ramiona.

Ach, te dziewczyny! Leila tak długo się na niego złościła, a teraz nagle zapałała miłością.

Ismael wciągnął dżinsy i koszulę, a potem dołączył do reszty rodziny. Otworzył lodówkę, na której dziewczęta oprócz karteczki ze słowem thallaja – „lodówka” po arabsku, nakleiły mądrości przyniesione z Islamic Cultural Centre Norway. Na zielonej naklejce – z naddartymi rożkami, jakby ktoś usiłował ją zerwać – widniał napis: „Allah nie patrzy na twoją zamożność i dobytek, patrzy na twoje serce i czyny”. Na fioletowej: „Kto wierzy w Allaha i Dzień Ostatni, nie powinien dokuczać sąsiadowi, powinien być szczodry wobec gości i mówić prawdę, która jest dobra, a poza tym milczeć. (Np. powstrzymywać się od nieprzyzwoitych, wulgarnych rozmów, od obmawiania, kłamstwa, rozsiewania plotek itp.)”.

Ismael zrobił sobie przy blacie trzy kanapki z makrelą w pomidorach na chlebie z pełnego przemiału. Osiemnastolatek dbał o spożywanie odpowiedniej ilości białka i twierdził, że rodzice używają za dużo oliwy, a gotowaniem i smażeniem zabijają cenne składniki pokarmowe. Chciał się odżywiać czysto, zdrowo i prosto, nie lubił somalijskich mieszanek przypraw.

Usiadł przy stole z rodziną i lekko szturchnął młodszych braci. Isaq odpowiedział mu głupią miną i uderzeniem zaciśniętej pięści, Jibril tylko się odsunął i warknął, żeby starszy brat przestał.

– Pozwól chłopcom zjeść w spokoju – włączyła się Sara.

Poranek powoli się rozjaśniał, ale do ukazania się słońca ponad dachami domów na wschodzie wciąż jeszcze pozostawało trochę czasu.

Sadiq był na zwolnieniu. Bark, na który spadła mu skrzynka w magazynie Coca-Coli, ciągle bolał. W przyszłym tygodniu wybierał się do fizjoterapeuty, do którego skierował go NAV2. Myśli niespokojnie krążyły mu po głowie. Już dawno nie miał żadnych wieści od matki, która została w Somalilandzie. Czyżby chorowała? Postanowił jeszcze dzisiaj do niej zadzwonić.

Trzasnęły drzwi szafy, coś ciężkiego przesunęło się w pokoju dziewcząt. Ayan wiosną tego roku skończyła szkołę średnią i teraz pracowała na zlecenie jako asystentka osób starszych, „potrzebujących praktycznej pomocy w życiu codziennym”, jak zapisano w jej umowie. Ten rok przerwy w nauce przed podjęciem studiów miała wykorzystać na zastanowienie się nad tym, co chce robić dalej.

Wyszła z sypialni z walizką.

– Po co ci to? – spytał Sadiq.

– Aisha chce pożyczyć. – Ayan spojrzała na ojca. – Wyjeżdża.

Córki często pożyczały różne rzeczy albo wymieniały się nimi z przyjaciółką mieszkającą niedaleko. Czasami prosiły ojca, żeby podrzucił je do niej samochodem. Sadiq zastanawiał się, co mają w plastikowych torbach, które woziły tam i z powrotem. Tłumaczyły, że u Aishy zepsuła się pralka, więc biorą do prania jej rzeczy. Aisha była o parę lat starsza od Ayan i wróciła do matki i sióstr z maleńkim dzieckiem, kiedy porzucił ją mąż.

Ayan też nie zamierzała jeść śniadania. Zaciągnęła walizkę do przedpokoju. Podeszła do lustra przy drzwiach wejściowych i tam owinęła hidżabem kręcone włosy.

Najstarsza córka odziedziczyła rysy matki. Pięknie sklepione czoło, miękkie okrągłe policzki, głęboko osadzone oczy. Hidżab naciągnęła tak, aby nie wymknął się spod niego ani jeden włos, na to narzuciła dżilbab, coś w rodzaju tuniki z kapturem, a na koniec obszerną pelerynę. W przedpokoju zrobiło się tłoczno. Jibril stał gotowy, Isaq usiłował wcisnąć stopę w but.

– Musisz rozwiązać sznurowadła – pouczył go Sadiq.

– Nie umiem – poskarżył się sześciolatek.

Ojciec stwierdził, że wszystkiego w życiu dotyczy ta sama zasada:

– Rusz głową, a nie mięśniami!

Najmłodszy był takiej samej budowy jak Sara i Ayan, krępej i mocnej, natomiast pozostała trójka była szczupła i smukła jak ojciec. Sadiq przykucnął, żeby rozsupłać splątane sznurowadła.

Ayan pierwsza opuściła dom.

– Cześć! – rzuciła, uśmiechając się do rodziny.

Drzwi się za nią zatrzasnęły. Kiedy wyszła, zabierając walizkę, w przedpokoju zrobiło się luźniej. Teraz miejsce przed lustrem zajęła Leila i zaczęła wykonywać identyczne gesty jak siostra. Po zawiązaniu hidżabu zarzuciła na ramię szkolny plecak.

– Podwieźć cię? – spytał ojciec, wciąż siłując się ze sznurowadłami Isaqa.

Leila, kiedy zaczynała lekcje o tej samej porze co młodsi bracia, zwykle jechała razem z nimi, chociaż do szkoły położonej po drugiej stronie torów kolejki miała zaledwie kwadrans piechotą.

– Nie, dziękuję – powiedziała.

Ojciec zdziwiony podniósł głowę.

– Muszę trochę schudnąć, więcej się ruszać – wyjaśniła.

– Ty? A w którym miejscu masz tłuszcz? Jesteś chuda jak szczapa! – Sara przewróciła oczami.

Leila tylko się uśmiechnęła i uściskała rodziców.

– Bardzo cię kocham, tatusiu – szepnęła ojcu do ucha. – Bardzo cię kocham, mamo – szepnęła do matki.

Wyznanie miłości padło po somalijsku. Z matką rodzeństwo zawsze rozmawiało w tym języku, z ojcem różnie, między sobą na ogół po norwesku.

– To co, idziemy razem? – spytał Ismael.

Oboje chodzili do szkoły średniej w Rud, ona do pierwszej klasy o profilu zdrowotno-socjalnym, on do trzeciej o profilu elektrycznym. Mieli różny rozkład zajęć i rzadko wychodzili razem, ale ponieważ poprzedniego wieczoru siostra stała się „dawną Leilą”, dziwnie byłoby nie wyjść teraz razem, jak zawsze w dzieciństwie.

– Nie, ja idę… – odparła Leila.

Brat nie usłyszał całej odpowiedzi, zobaczył tylko, że Leila znika z plecakiem.

Wreszcie wszyscy byli obuci na spotkanie z nowym dniem. Chłopcy biegiem ruszyli na górę po schodach, Jibril pierwszy, Isaq za nim. Tarasowy blok zbudowano na stromym zboczu. Aby dotrzeć do wyjścia po drugiej stronie, musieli wspiąć się trzy piętra wyżej.

Mgła spowijała wzgórze Kolsåstoppen wznoszące się za osiedlem niczym ciemna ściana. Sadiq otworzył samochód, chłopcy kłócili się, który siądzie z przodu.

– Okej, okej – uspokajał ich ojciec. – Jak to było poprzednim razem? Jibril siedział z przodu ostatnio, czyli teraz kolej Isaqa.

Zaczekali, aż silnik się rozgrzeje, w końcu Sadiq wyjechał z osiedla Lillehauger, jak zawsze za szybko, zbyt gwałtownie.

Po dotarciu do szkoły na Bryn Jibril, szóstoklasista, chciał, żeby ojciec jak najszybciej odjechał, wstydził się, że tata go odprowadza. Ale Isaq, uczeń od zaledwie dwóch miesięcy, poprosił Sadiqa, by towarzyszył mu aż na szkolny dziedziniec.

Kiedy zadzwonił dzwonek na lekcje, Sadiq wolnym krokiem wrócił do samochodu i pojechał do domu po Sarę. Miała dziś wyznaczoną wizytę u lekarza. Ostatnio bolała ją głowa, kark, palce, nadgarstki, biodra, nogi i stopy. Często bywała zmęczona i senna, było jej zimno, skórę miała lepką. Może jakieś tabletki by pomogły? Może poczułaby się lepiej, zażywając żelazo? Wapno? Witaminę D? Zamówiła regularne dostawy „Fri flyt” – kapsułki z rybim olejem z Vesterålen, które też nie pomogły. Powtarzała, że najlepiej by jej zrobiło gorące wielbłądzie mleko. Od niego bóle natychmiast przechodzą. Mieszkała teraz w kraju, w którym o tej porze roku słońce nie grzało i prawie nie dawało światła. Nie została stworzona do takiego życia.

Pojechali do centrum handlowego Sandvika i znaleźli miejsce na parkingu, na którym można było stać bezpłatnie przez trzy godziny. Stamtąd już piechotą poszli do Kliniki Bærum na spotkanie z lekarką rodzinną. Ta wysłuchała tłumaczonych przez Sadiqa skarg żony, zadała kilka pytań, zbadała Sarę i stwierdziła, że potrzeba jej nie tyle pigułek, ile zmiany stylu życia. Sara powinna więcej się ruszać, zacząć spacerować, no i zdecydowanie musi schudnąć.

Po konsultacji Sadiq odwiózł żonę do domu. Położyła się, żeby trochę odpocząć, jak zwykle w środku dnia.

Chłopcy kończyli szkołę o wpół do drugiej, nieco później wracała do domu Leila. Po zdjęciu hidżabu i sięgającego ziemi płaszcza myła się, modliła i trochę jadła, po czym szła do pokoju, który dzieliła z Ayan. Tam włączała komputer, żeby odrobić lekcje albo słuchać kazań lub recytacji Koranu. Dziewczęta dużo czasu spędzały u siebie. „Nie wchodzić!”, wołały zirytowane, kiedy ktoś nacisnął klamkę.

Inne matki martwiły się o córki, które spotykały się z chłopakami albo nieprzyzwoicie ubierały, ale Sara nie miała powodów do niepokoju. Chwaliła się przyjaciółkom, że dziewczęta zawsze jej słuchają. Nawet gdy chodzi o zapukanie do drzwi sąsiadów. Cieszyła się, że nie za bardzo wtopiły się w norweskość. Zmartwień przysparzał jej natomiast Ismael, który jej zdaniem za bardzo oderwał się od somalijskich korzeni i stawał się już zbyt norweski.

Wskazówki zegara minęły trzecią. Ismael wrócił ze szkoły wcześnie, obiecał pomóc młodszym braciom w odrabianiu lekcji. Mieli kłopoty z częścią przedmiotów. Wszyscy trzej chłopcy siedzieli teraz przy kuchennym stole. Dziwne, że Leila jeszcze nie przyszła. Zawsze wracała prosto do domu.

Sara próbowała do niej dzwonić. Komórka była wyłączona. Najstarsza córka też nie odbierała. Może dziewczynki miały jakieś popołudniowe zajęcia, o których informacja wyleciała jej z głowy?

Pozwoliła, by upłynęło trochę czasu, zanim znów zadzwoniła. Do Leili. Do Ayan. Sadiq też nie odbierał telefonu. Poprosiła, żeby Ismael wysłał SMS-a. Coś musiało się stać. Inaczej Leila by się nie spóźniała, prawda?

Sarze często przychodziły do głowy najczarniejsze myśli. Może ktoś ją pobił? Przecież są Norwegowie, którzy nie lubią ciemnoskórych, a już na pewno muzułmanów. Leilę już kiedyś prześladowała banda chłopaków.

Wreszcie najstarsza córka odebrała.

– Gdzie wy jesteście?! – zawołała matka. – Tak się niepokoję o Leilę! Jeszcze jej nie ma w domu!

– Nie martw się. Leila jest ze mną – odparła Ayan.

– O, to dobrze – odetchnęła z ulgą matka.

Były razem, a więc wszystko w porządku. Sara wyjęła z lodówki kilka kawałków jagnięciny i nalała wody do garnka, aby ugotować ryż dla siedmiu osób.

Sadiq siedział w bibliotece w Sandvika i czytał „Illustrert Vitenskap”3. Bark ciągle go bolał, wiedział więc, że jeszcze długo nie wróci do Coca-Coli. Chciał mieć inną pracę. Kiedyś marzył o studiach inżynierskich, zapisał się na kursy wieczorowe, ale w końcu zrezygnował.

Uwielbiał tę bibliotekę. Przychodził tu prawie codziennie. Od razu brał z półki ulubione czasopismo, przeglądał je, po czym uruchamiał komputer i surfował po Internecie.

Dopiero kiedy wyszedł zapalić, sprawdził komórkę i zobaczył nieodebrane połączenia.

– Dziewczynek jeszcze nie ma – poinformowała go żona, kiedy oddzwonił. – Możesz do nich zatelefonować i powiedzieć, że po nie przyjedziesz? Razem wróćcie do domu na obiad.

Sadiq wybrał numer Ayan, potem Leili. Mogły być w meczecie w pobliskim ośrodku islamskim Al-Rahma albo u Aishy. Telefon Leili był wyłączony. Ayan nie odbierała. Czyżby wybrały się aż do meczetu Tawfiiq w Oslo?

Wrócił do biblioteki, trochę poczatował z kolegą. Koło piątej postanowił jechać do domu. W przedpokoju zrzucił buty i od razu poszedł do salonu na kanapę z imitacji skóry. Czuł się zmęczony i w oczekiwaniu na obiad chciał się wyciągnąć.

Przed sobą miał telewizor. Na ścianie za nim wisiało zdjęcie Mekki. W rogu przy balkonie leżały dwa dywaniki, stało też wysłużone urządzenie do ćwiczeń. Poza tym w pokoju nie było nic więcej, umeblowany został oszczędnie, à la Somali.

Sara kazała mu dalej dzwonić.

– Gdzie te dziewczyny?! Nie chce mi się tak wydzwaniać – zdenerwował się.

Trochę po szóstej najstarsza córka wreszcie odebrała.

– Uspokój się, tato – powiedziała. Zrobiła krótką pauzę, jakby chciała mu dać trochę czasu. – Abu, usiądź. – Głos miała szorstki. – Wysłałyśmy wam maila. Przeczytaj go.

Rozłączyła się.

Sadiq wyjął laptop z plecaka, włożył okulary i uruchomił program pocztowy. Na samej górze listy zobaczył nieprzeczytaną wiadomość, wysłaną o godzinie 17:49, 17 października 2013 roku.

Zaczynała się po somalijsku:

Pokój, łaska Boża i błogosławieństwo nich będą z Wami, mamo i tato.

Później już było po norwesku:

Baaardzo Was kochamy, daliście nam w życiu wszystko. Jesteśmy Wam za to dozgonnie wdzięczne ❤.

Sadiq czytał dalej:

Prosimy Was o wybaczenie za całe zło, jakie Wam wyrządziłyśmy. Kochamy Was baaardzo, zrobiłybyśmy dla Was wszystko i nigdy specjalnie nie uczyniłybyśmy nic, żeby Was zranić, więc czy nie postępujemy słusznie, że robimy też wszystko dla ALLAHA swt i okazujemy Mu wdzięczność za to, co nam dał, stosując się do jego praw, zasad i nakazów?

Muzułmanie są atakowani ze wszystkich stron, dlatego musimy działać. Bardzo chcemy pomóc muzułmanom, a jedyny sposób, żeby naprawdę im pomóc, to być z nimi, uczestniczyć w ich cierpieniach i radościach. Nie wystarczy już siedzieć w domu i wysyłać pieniądze. Właśnie dlatego postanowiłyśmy pojechać do Syrii i tam pomagać tak, jak potrafimy. Wiemy, że to może się wydawać absurdalne, ale taka jest hakk, więc musiałyśmy jechać. Boimy się tego, co ALLAH swt powie nam w dzień sądu.

Cała krew odpłynęła Sadiqowi z głowy. W oczach mu pociemniało. Poczuł, że opuszczają go siły. Powietrze wokół niego jakby zgęstniało. To musi być jakiś żart. Dziewczynki sobie z niego zadrwiły.

Abu, ty wiesz, że to fard ajn, nie tylko dla mężczyzn, lecz również dla kobiet, dla każdego, kto ma siłę.

Sadiq prędko przebiegł wzrokiem maila w poszukiwaniu wyjaśnienia tych wygłupów. Znał określenie fard ajn – oznaczało indywidualny obowiązek religijny, taki jak modlitwa, post, jałmużna, pielgrzymka do Mekki.

Wyjechałyśmy już i niedługo dotrzemy do celu in szaa ALLAH. Prosimy, nie gniewajcie się na nas, bardzo nas bolało, że wyjeżdżamy bez takiego pożegnania, na jakie zasłużyliście. Wybaczcie nam in szaa ALLAH. Kiedy podejmowałyśmy decyzję, miałyśmy w umyśle to, co najlepsze dla naszej ummy, ale też to, co najlepsze dla naszej rodziny. Może trochę trudno to teraz zrozumieć, ale in szaa ALLAH, ta decyzja pomoże nam wszystkim w dzień sądu in szaa ALLAH.

Kochamy Was baaardzo i mamy nadzieję, że nie zerwiecie z nami kontaktu, in szaa ALLAH, wyślemy esemesa, kiedy dotrzemy do hotelu i wtedy będziecie mogli zadzwonić in szaa ALLAH.

Jeszcze raz chcemy powiedzieć, że kochamy Was całym sercem i przepraszamy, że musieliście się o tym dowiedzieć w taki sposób. Już i tak za dużo od Was dostałyśmy, ale musimy prosić o jeszcze jedną przysługę: dla naszego bezpieczeństwa i dla Waszego też, nikt oprócz rodziny nie może się dowiedzieć, że wyjechałyśmy. To bardzo ważne, nie da się powiedzieć, jak bardzo. Prosimy, postarajcie się zrozumieć nasze czyny in szaa ALLAH.

Niech będzie pochwalony ALLAH, władca całego świata ❤.

Ayan & Leila ❤

Sadiq zasłonił twarz dłońmi.

– Co tam jest napisane?! – Sara nachylała się nad ramieniem męża i patrzyła na zmianę to na czarne znaczki, to na Sadiqa.

– Ismael, przyjdź tutaj! – zawołał Sadiq.

Co ja znowu złego zrobiłem? – zadał sobie pytanie Ismael, słysząc drżenie w głosie ojca.

– Przeczytaj to na głos – nakazał Sadiq synowi, gdy ten przyszedł do pokoju.

Już po kilku linijkach Ismaelowi głos też zaczął drżeć.

– Co?! Co?! – krzyczała Sara.

Ismael czytał najpierw po norwesku, potem przekładał matce na somalijski.

– …postanowiłyśmy wyjechać do Syrii – przetłumaczył.

– Illahayow i awi! Boże, dopomóż! – krzyknęła Sara i osunęła się na podłogę.

Sadiq chciał pomóc jej się podnieść, ale sam opadł przy niej. Objął żonę i zaczął ją kołysać.

– Nie mogę w to uwierzyć! – powtarzał. – To niemożliwe.

Obaj najmłodsi wpatrywali się w rodziców. Isaq wreszcie podszedł i przylgnął do nich.

– Tatusiu, dokąd one wyjechały? – spytał Jibril.

– Nie wiem – odpowiedział Sadiq.

Usiłował opanować chaos w głowie. Dziewczynki nie mogły ot, tak po prostu wyjechać, bez żadnego uprzedzenia, w to nie wierzył. Były trzy możliwości. Pierwsza – wygłupiały się. Druga – tego maila napisał ktoś inny. Trzecia – nie przeczytał go dokładnie.

W Centrali Operacyjnej Policji odnotowano telefon o godzinie 21:54. Dzwoniący „otrzymał od dwóch córek e-mail z informacją, że wyjechały do Syrii, aby uczestniczyć w dżihadzie”.

Sadiq poprosił policję o namierzenie telefonów dziewcząt i sprawdzenie, gdzie się znajdują.

– Ktoś je porwał! – zawołała Sara.

Sadiq nie przestawał wydzwaniać. Dziewczynki nie mogły być daleko! Wreszcie na drugim końcu usłyszał kliknięcie.

– Abu…

Przerwał córce, odchrząknął, starając się zachować spokój.

– Ayan, zatrzymajcie się tam, gdzie jesteście, wszystko jedno, gdzie to jest. Zostańcie tam, a ja przyjadę. Wezmę tylko benzynę. Bardzo was proszę. Zaczekajcie tam na mnie…

– Tato, posłuchaj…

– Przyjadę po was samochodem. Gdzie jesteście?

– W Szwecji.

– Czekajcie na mnie. Wezmę samochód. Albo nie, przylecę. Przylecę samolotem!

– Zapomnij o tym, tato!

– Zastanówcie się, moje kochane, musimy porozmawiać. Z kim jesteście?

Rozmowa została przerwana. Kiedy Sadiq zadzwonił jeszcze raz, usłyszał tylko, że abonent jest poza zasięgiem.

Znów połączył się z Centralą Operacyjną Policji. Odnotowano tam, że dziewczęta znajdują się „w nieznanym hotelu w Szwecji”.

Nagle Ismael zaczął coś wołać ze swojego pokoju i zaraz wpadł do salonu, wskazując na swój komputer.

– Ayan jest na Facebooku!

Sadiq rozpoznał drugie imię i drugi człon nazwiska córki. „Fatima Abdallah”.

Usiadł i zaczął do niej pisać:

„Dziecko moje, powiedz mi, gdzie jesteście, żebym mógł się z Wami spotkać. Albo odbierz telefon. Sprawiacie rodzinie wielki kłopot. Nie pogarszajcie sytuacji jeszcze bardziej. Dzieeeeecko, tak cię proszę! Dzieeeeecko moje, porozmawiaj ze mną”.

Siedział wpatrzony w ekran. Podczas wcześniejszej rozmowy Ayan wydawała się kompletnie nieprzystępna. Głos miała twardy. Musiałyjechać do Syrii. Żeby pomóc. Tamtejszym ludziom w potrzebie. To był ich obowiązek.

Zdecydowanie, które Sadiq wykrzesał z siebie, kiedy dzwonił na policję, gdzieś się ulotniło. Sara rozmawiała przez telefon z koleżanką.

– Biedni jesteście – mówiła tamta kobieta. – Słyszałam o dziewczynach z Anglii, które pojechały do Syrii i…

Z kuchni dobiegał zapach spalenizny. Na dnie garnka czernił się ryż.

Isaq stał się jakby częścią ciała Sadiqa. Najmłodszy chłopiec wczepił się w ojca niczym zwierzątko z wyciągniętymi pazurami. Sadiq go nie odpędzał. Jibril krążył wokół niego, zataczając nieco większe koła, niespokojny, czujny.

To Ayan zwykle kładła chłopców spać, czytała im Koran, opowiadała o życiu Mahometa albo po prostu rozmawiała o dniu, który minął.

Tego wieczoru położyli się bez błogosławieństwa Proroka.

O godzinie 22:47 przyszła odpowiedź od Fatimy Abdallah, czyli od Ayan:

„Abu, musicie się uspokoić. Lepiej się rozmawia, kiedy wszyscy są spokojni i trochę się zastanowią”.

„Dobrze, porozmawiaj ze mną teraz” – odpisał ojciec.

„Nie możemy porozmawiać jutro? – zaproponowała córka i dodała: – Bez względu na to, co robicie, dla dobra wszystkich nie mówcie o tym nikomu”.

„Moje dziecko, przecież jesteś silna, nie pozwól nikomu robić sobie wody z mózgu. Wierzę, że jesteś moją małą Ayan, która mnie słuchała. Twoja matka jest w śpiączce. W domu pełno policji. Są ludzie z Urzędu Ochrony Praw Dziecka”.

„Po co do nich dzwoniliście? Mówiłyśmy przecież, żebyście tego nie robili!”

„Moje dziecko, czy wy w ogóle o czymś nam powiedziałyście?”

„Nigdy nie pozwolilibyście nam wyjechać”.

„Ayaaan, bójcie się Boga, jeśli w niego wierzycie. Przecież Wam nie wolno podróżować bez męskiej opieki. Powiedz mi, który imam wam na to pozwolił, żeby mógł i mnie przekonać teologicznymi dowodami. Oślepnę, jeśli Was nie znajdę!”

„Abu, uspokój się! Dostaniesz całą książkę”.

„Moje córki! Nigdy wam nie wybaczymy tego, co zrobiłyście. Ani teraz, ani w wieczności. Nie dostaniecie też za to żadnej boskiej nagrody”.

„Tato, nie mów nic, czego będziesz później żałował. Wszyscy są zmęczeni, my też jesteśmy bardzo zmęczone. Czy możemy porozmawiać jutro?”

„Raj jest u stóp twojej matki. Tak mówi hadis, moje dziecko. Słowa Proroka. Wasza matka jest w szpitalu, w śpiączce. Jak ma wam się powieść? Gdzie jest ta boska nagroda, której poszukujecie? Dziecko moje, nie inwestuj w piekło!”

„Macie dwoje małych dzieci, musicie zachować siły dla nich. My damy sobie radę, jesteśmy bezpieczne” – zapewniła Ayan.

„Nie bądźcie naiwne” – napisał Sadiq i powtórzył, że raj jest u stóp ich matki. – „Zapomniałaś o tym?” – spytał najstarszą córkę.

„Do Raju wchodzi się dzięki łasce Allaha” – odparowała Ayan. I wylogowała się z Messengera.

Na komórce Ismaela pojawiło się zdjęcie przesłane przez aplikację Snapchat. Duży kawałek mięsa na talerzu, biały obrus, eleganckie sztućce.

„Ostatni posiłek w Europie!” – głosił podpis pod zdjęciem, które zniknęło po kilku sekundach.

Tekst przesłano za pośrednictwem aplikacji Viber. Ismael kliknął w wiadomość. Siostra najwyraźniej nie wiedziała, że usługa przesyłania wiadomości automatycznie pokazuje miejsce, w którym przebywa nadawca, jeśli uprzednio nie wyłączy on tej funkcji. Seyhan, Adana, Turcja. Ismael kliknął jeszcze raz i pokazała się mapa, a na niej niebieska kropka. Przybliżył ją, zobaczył ulice, skrzyżowania.

– One są w Turcji! – Ismael podniecony pobiegł do rodziców i pokazał im kropkę. – Widzę dokładnie, w którym miejscu! Dzwońcie na policję! Niech się skontaktują z policją turecką, żeby je zatrzymała w tej restauracji! Jedzą tam teraz!

Sadiq natychmiast zatelefonował na policję z informacją nieświadomie przekazaną przez córkę. Była już jedenasta.

– Jesteśmy w strasznej sytuacji – nalegał Sadiq. – Musicie nam pomóc, i to teraz. Znajdźcie je, zanim będzie za późno!

W centrali operacyjnej zapisano jego słowa i przekazano informację lokalnemu oddziałowi PST, Policyjnej Służby Bezpieczeństwa. Nieprzeczytany e-mail przeleżał w spokoju całą noc, podczas gdy dziewczęta spały w Grand Hotelu w Adanie, gdzie zameldowały się, okazując własne paszporty i podając pełne nazwiska.

Pół godziny przed północą w komputerze Sadiqa rozległo się piśnięcie oznaczające nadejście e-maila. Napisała Ayan. Nie było żadnych pozdrowień, żadnego „kochani rodzice”, od razu przeszła do rzeczy:

„Przeczytajcie CAŁĄ książkę i sprawdźcie, kim jest autor, zanim odpowiecie, planowałyśmy to i myślałyśmy o tym przez prawie CAŁY rok, NIGDY nie zrobiłybyśmy czegoś takiego pod wpływem impulsu. Pzdr Ayan”.

Sadiq otworzył załącznik. Był to tekst książki. Na stronie tytułowej widniało:

DEFENSE OF THE MUSLIM LANDS

The First Obligation After Iman

By Dr. Abdullah Azzam

(May Allah accept him as Shaheed)4

Na pierwszej stronie był cytat z Mahometa:

…But those who are killed in the Way of Allah, He will never let their deeds be lost5.

Sadiq czytał dalej. Ismael zamknął się w swoim pokoju. Leżał na łóżku z komórką w ręku i gapił się w sufit. Miał wrażenie nierzeczywistości. Zalogował się na Facebooku, przeglądał, klikał, w głowie mu szumiało. Nagle zauważył, że „Fatima Abdullah” jest online.

„Ayan. Tu Ismael – wstukał. – Rozumiem, że wyjechałyście. Co będziecie tam robić? Tak naprawdę. Kiedy lądujecie w Syrii?”

Starsza siostra odpowiedziała od razu:

„Najpierw powiedz, co w domu. Jest policja? Są z Urzędu Ochrony Praw Dziecka?”

„Nie. Nie”.

„Dzięki Bogu. Czy mama jest w śpiączce?”

„Płacze. Rozpacza. Twoja kolej”.

„Well, będziemy robić to, co będzie trzeba”.

„Czyli konkretnie co?”

„Wszystko od noszenia wody chorym po pracę w obozach dla uchodźców”.

„Mama uważa, że wyjdziesz za mąż. Żeby zadowolić mężczyzn, którzy uczestniczą w dżihadzie. Lol. Mama myśli, że cię zgwałcą”.

„Niech Bóg broni. Dobrze wiesz, że nie jesteśmy takie”.

„Ja już nie wiem, czy jeszcze coś wiem”.

„Masz mnie za dziwkę?”

„Nie wiem – odpisał Ismael i wstawił znaczek zapłakanej buźki. – Myślałem, że masz do mnie większe zaufanie. W każdym razie mogłaś mi coś powiedzieć”.

„Powstrzymałbyś nas! – odpisała siostra. – Przekaż mamie, że bardzo nam przykro z powodu tego smutku, jaki przeżywa, ale Allah jest na pierwszym miejscu, przed wszystkimi innymi”.

„Ona się na ciebie gniewa, nawet w śpiączce”.

„Wcale nie jest w śpiączce”.

„Ledwie mówi i ciągle płacze. To jak to nazwiesz?”

„Skoro płacze, to nie jest w śpiączce. Nie okłamuj nas w takich sprawach”.

„Hm, przesadziłem. Ale mogę to nagrać na wideo”.

„Nieeee”.

„Skąd miałyście pieniądze?”

„Pracowałam”.

„Ile macie pieniędzy?”

„Wystarczy. W każdym razie poproś tatę, żeby przeczytał całą tę książkę, którą mu wysłałam mailem”.

Przekazała telefon młodszej siostrze.

„Ismael, mój kochany, tu Leila, kocham mamę ponad wszystko na ziemi, ale jeśli chodzi o ALLAHA i Proroka, to boję się tego, o co ALLAH spyta mnie w dniu sądu. Wiem, że ranię wielu ludzi tu, w dunja, ale akurat w tej chwili w ogóle nie myślę o dunja. Wyjeżdżamy, bo tak baaardzo kocham moich rodziców i całą rodzinę, robię to nie tylko dla mojego własnego achira, ale również dla was. Nie jestem zbyt dobrą córką i nie daję rodzicom tego, na co NAPRAWDĘ zasługują, ale pomóc im w achira to moja szansa na odwdzięczenie się. Bardzo proszę, spróbuj zrozumieć. Gdybyś miał szansę pomóc rodzicom w dniu sądu, być może kosztem zranienia ich w dunja, ale dzięki temu oni mogliby trafić do dżanna, to czy też nie zrobiłbyś WSZYSTKIEGO, co w twojej mocy, gdyby była taka możliwość?”

Wiadomość przychodziła w kawałkach. Leila wciskała „wyślij” po każdej linijce. Ismael wiedział dostatecznie dużo na temat islamu, żeby zrozumieć wiadomość. Dunja oznaczało życie tu, na ziemi, achira – życie po życiu, a dżanna – raj.

„Czy wy wrócicie? Kiedyś, w ogóle?” – pytał dalej, nie wstając z łóżka.

„Nie bardzo wiemy, ale wcale nie chcemy wracać” – odpisała Leila.

„To znaczy, że prawdopodobnie już się nie zobaczymy?” – Ismael wstawił zapłakaną buźkę.

„W ogóle tak nie myśl. Przecież zawsze będzie ha, ha”.

„Ale w realu?”

„Nigdy nie wiadomo”.

Ismael wysłał emoji wyrażający rozczarowanie i dopisał: „Oh, well”.

„Jak się czujesz?” – spytała nagle młodsza siostra.

„Dziwnie. Nie wiem. Smutno”.

„Do nas to też jeszcze w pełni nie dotarło. Nie smuć się, nie umarłyśmy i czujemy się dobrze. Staraj się myśleć pozytywnie. Think pink =) Pamiętasz, jak było wiosną? Powiedziałeś, że NIGDY nie zrobiłabym czegoś takiego, bo twoim zdaniem jestem za wielkim tchórzem”.

„No tak, wygrałaś. Czy w związku z tym możesz już wrócić?”

Leila nie odpowiedziała, więc szybko dopisał:

„Ha, ha. No nie. Bawcie się dobrze. Róbcie to, co uważacie za słuszne”.

„We will”.

„I’m cool” – zapewnił Ismael.

„Dobranoc”.

Leila wysłała uśmiechniętą buźkę i serduszko.

Wylogowała się.

Ismael dalej leżał na łóżku z telefonem w ręku. Po policzkach ciekły mu łzy.

W salonie Sadiq czytał Defense of the Muslim Lands, jednocześnie obserwując komórkę i Facebooka, na wypadek gdyby córki się odezwały.

Nie ma żadnego kalifa – zaczynał się tekst. – Nie ma wspaniałego królestwa, którego niegdyś obawiał się świat. Ludu, któremu zawierzono ostatnie objawienia Boga. Religii przeznaczonej dla całej ludzkości. Gdzie to teraz jest? – pisał autor. – Nieczyści zwiedli otumanione masy muzułmanów, obsadzając kukły o drewnianych łbach w roli fałszywych przywódców. Kolonializm otrzymał nową twarz. Przybyli zza wszystkich horyzontów, aby podzielić nas między sobą, jak gości sproszonych na ucztę. Nie ma większego upokorzenia dla ludu, którego przeznaczeniem było poprowadzić ludzkość ku zbawieniu. Jak muzułmanie mogą zrozumieć powagę sytuacji? Ich dom chwieje się w posadach, a sąsiedzi się naśmiewają.

Sadiq przebiegał wzrokiem kolejne stronice. Muzułmanie muszą się zjednoczyć pod wodzą jednego kalifa. Należy o to walczyć mieczem.

Abdullah Azzam był ojcem nowoczesnego dżihadyzmu. W czasie, gdy wykładał w Arabii Saudyjskiej na początku lat osiemdziesiątych, poznał Osamę Bin Ladena i sprawił, że ten saudyjski biznesmen zaczął finansować mudżahedinów – świętych wojowników walczących z Sowietami. Pogłębiając swoją przyjaźń z Bin Ladenem w Afganistanie, wydał fatwę zawierającą zasady tego, kiedy dżihad stanowi obowiązek indywidualny – fard ajn, a kiedy można pozwolić, by za ciebie walczyli inni – fard kifaja.

„Sama modlitwa – w porównaniu z dżihadem na polu walki – jest jak dziecinna zabawa” – pisał Azzam. Jego tekst wyrażał pogardę dla tchórzostwa. „Z każdą łzą spływającą po waszym policzku, po naszej piersi spływa krew. Bluźnicie waszym uwielbieniem, bo wierni ofiarują jedynie modlitwę, mudżahedin natomiast ofiaruje własną krew”.

Palestyńczyk cytował fragmenty sury Skrucha6 z Koranu. „Czyż wy uważacie, że ten, kto napoi pielgrzyma i odwiedzi święty Meczet podobny jest temu, kto uwierzył w Boga w Dzień Ostatni i walczył na drodze Boga? Oni nie są równi przed Bogiem. Bóg nie prowadzi drogą prostą ludzi niesprawiedliwych”7.

Dalej pisał: „Jeśli naruszony zostanie skrawek muzułmańskiej ziemi, choćby taki o wielkości dłoni, to dżihad jest fard ajn dla wszystkich muzułmanów, zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Dziecko może wówczas wyjechać bez zezwolenia rodziców, a żona bez zezwolenia męża”.

A więc właśnie to dziewczynki chciały pokazać mu w tej książce. Zobowiązanie wobec muzułmańskiej ummy umożliwiało im podróż bez jego zgody. Uważały, że mają po swojej stronie uczonych.

Sadiq zamknął dokument.

Dżihad.

Kalifat.

Męczeńska śmierć.

Bzdury.

„Przeczytajcie CAŁĄ książkę, zanim odpowiecie”. A potem to, co sprawiło największy ból: „Planowałyśmy to i zastanawiałyśmy się nad tym przez prawie CAŁY rok”.

Tej nocy Sadiq nie zasnął.

Niebo spadło.

Zasłonięta

Rozjaśniło się, wstawał nowy dzień.

Ismael zaraz po przebudzeniu sprawdził Vibera, Facebooka, Messengera, WhatsApp. Nic.

„Ayan, Leila, żyjecie?” – dopisał do nocnego wątku.

Sara płakała:

– Ktoś musiał je do tego namówić!

– Zrobił im pranie mózgu – dodał Sadiq.

Ismael już nie drżał tak jak poprzedniego wieczoru, ale ciągle był w szoku. Czuł się jak po uderzeniu pięścią, na które się nie przygotował. Wyrzucał sobie, że niczego nie zrozumiał. Godzin wysłuchiwania kaznodziejów i imamów na YouTubie. Złości, że nie dał się namówić na chodzenie z siostrami do meczetu. Wyrzutów. Obrzydzenia dla kuffar – niewiernych.

„Nie używajcie tego słowa!” – pouczali córki rodzice. „Ono wyraża brak szacunku”.

Siostry zrezygnowały z niego na pewien czas, po czym pogarda dla niewiernych znów wypełniła mieszkanie. Dziewczyny same jakby nie mogły osiągnąć dostatecznego stopnia czystości, kiedy wszystko wokół nich stawało się coraz brudniejsze.

Leila często mówiła o dniu sądu, kiedy to jedynie prawowierni zdołają uniknąć gniewu Boga. Powtarzała, że życie na ziemi to tylko próba, prawdziwe życie będzie później, w raju, jeśli pójdzie się za głosem Boga. Wówczas będzie się żyło w ogrodzie, w którym najwspanialsze owoce dojrzewają nad rzeką płynącą mlekiem, a towarzyszyć temu będzie intensywna przyjemność, bo znajdzie się tam wszystko, czego dusza zapragnie. Wszelkie uczucia będą czyste i piękne, nikt nie zazna gniewu, smutku, żalu ani bólu, zapanuje idealna harmonia, szczęście i wielka radość. Dom będzie miał podłogę z diamentów, a ściany ze złota. Wśród śpiewu aniołów cały czas będzie się czuło obecność Boga. Leila irytowała się, gdy brat wyrażał powątpiewanie.

– A jak ty sądzisz, co będzie po śmierci? – pytała.

– Człowiek umiera, zostaje złożony w ziemi, no a potem… to już koniec.

– Nie, nie – protestowała Leila. – Potem pójdziesz albo do raju, albo do piekła. Uwierz mi, Ismael, jeszcze nie jest za późno. Pozwól sobie pomóc. Mogę ci wskazać właściwą drogę.

Podkreślała, że wątpienie w słowo Boże to bluźnierstwo, a za bluźnierstwo właściwą karą jest śmierć.

Nagle uświadomił sobie, w jaki ekstremizm popadły jego siostry. Że też wcześniej nie dostrzegł, do czego to wszystko zmierza!

Jeszcze kilka razy przeczytał długą wiadomość, którą Leila przysłała poprzedniego wieczoru. Napisała, że ważniejsza jest odpowiedzialność przed Allahem w dniu sądu, aniżeli martwienie się tym, czy rani się kogoś tu i teraz. „Nie jestem zbyt dobrą córką i nie daję rodzicom tego, na co NAPRAWDĘ zasługują, ale pomóc im osiągnąć życie wieczne to moja szansa na odwdzięczenie się”. A więc zaciągając się na świętą wojnę, chciała ich wszystkich ocalić przed piekłem. Bo ktoś, kto umiera jako męczennik, może zabrać ze sobą do raju siedemdziesięciu członków rodziny. Leila poświęciła się dla nich.

Rano do Sadiqa zadzwoniła Policyjna Służba Bezpieczeństwa, oddział z Asker i Bærum, gdzie wreszcie odczytano informację o tym, że dziewczęta znajdują się w Turcji. Policjant zadawał wiele pytań dotyczących sióstr, wypytywał o kręgi, w jakich się obracały, z kim utrzymywały kontakty, kto mógłby coś wiedzieć, czy rodzice mają jakieś ślady.

Aby policja mogła wszcząć poszukiwania, rodzina musiała oficjalnie zgłosić zaginięcie dziewcząt.

Sadiq odłożył słuchawkę. Najmłodsi chłopcy weszli do pokoju. W ten piątkowy poranek żadne matczyne palce nie pogładziły ich po głowach. Żaden tata nie walczył z zasupłanymi sznurowadłami. Nie kłócili się o to, kto będzie siedział z przodu, bo nikt ze starszych nie wziął się w garść na tyle, by ich wyprawić i odprowadzić do szkoły. Chłopcy kręcili się wokół dorosłych.

– One źle zrobiły, że wyjechały? – spytał Isaq.

– Tak.

Malcy popatrzyli na Sadiqa. W końcu usiedli przy komputerze, żeby sobie pograć.

Kto mógł coś wiedzieć? Kto wiedział o tym wcześniej? Sadiq usiłował wpaść na jakiś ślad, jakiś wątek, cokolwiek. Przez całą noc wysilał mózg, starając się zrozumieć. Nad ranem przyznał, że nie miał pojęcia, co robiły jego córki i z kim spędzały czas przez ostatni rok. Kilkakrotnie woził je do meczetu Tawfiiq w Oslo, największego somalijskiego meczetu w Norwegii. Wiedział jedynie, że wchodziły tam wejściem przeznaczonym dla kobiet. Podrzucał je również na spotkania organizacji Islam Net, a także do meczetu w Sandvika. Ale z kim się tam spotykały? Czyżby zainspirował je nauczyciel Koranu? Czy on przypadkiem nie był wojownikiem świętej wojny w Mauretanii? Sadiq niezbyt dobrze to pamiętał, może coś mu się mieszało. Musiał przyznać, że nie pilnował córek dostatecznie. Uznał, że powinien objechać meczety i popytać. A może Aisha coś wiedziała? Czy Ayan nie mówiła, że to jej walizka? Trzeba pojechać do niej i sprawdzić.

Nic takiego jednak nie zrobił. Dalej się tylko zamartwiał.

Byli tacy zadowoleni, tak, wręcz dumni z córek. Przypomniał sobie, jak pierwszy raz wybierały się na wieczorne spotkanie w meczecie. „Zaczyna się o ósmej”, powiedziały. Rodzice śmiali się, kiedy zrozumieli, że dziewczęta naprawdę wybierają się do meczetu, że nie jest to kłamstwo, mające im umożliwić spędzenie piątkowego wieczoru na mieście. Ale w związku z tym nie znał teraz żadnych nazwisk, żadnych twarzy, nie miał pojęcia, z kim kontaktowały się w ciągu ostatniego roku.

Po południu na dzień przed wyjazdem Ayan poprosiła go o pomoc w załatwieniu kilku spraw.

„Możesz wziąć samochód?” – spytała. Oczywiście, mógł, przecież był na zwolnieniu i nie miał żadnych planów na ten dzień. Prawdę mówiąc, nawet się ucieszył, że córka o coś go prosi, ponieważ ostatnio była dość opryskliwa, unikała kontaktu, prawie przestała z nim rozmawiać. Dręczyło go to, bo z całej rodziny to Ayan była do niego najbardziej podobna z charakteru. Leili często nie rozumiał, natomiast z Ayan łączyło go duchowe pokrewieństwo. Lubiła dyskutować, dowiadywać się różnych rzeczy, dawniej zawsze pytała go o radę, z czasem jednak zaczęła wygłaszać własne opinie i przestali zgadzać się we wszystkim. W końcu ich dyskusje całkiem się urwały.

Pojechali drogą E18 w stronę Oslo. Ayan chciała zajrzeć do paru sklepów w okolicy meczetu Rabita. Wyjaśniła, że Aisha wyjeżdża i potrzebuje pomocy w zakupach. O nic więcej nie pytał, po prostu się cieszył, że córka chce go zabrać na shopping.

Podczas jazdy głównie milczeli, to znaczy on usiłował skłonić ją do rozmowy, ale miał wrażenie, że oddziela ich od siebie zasłona. Kiedy dotarli do śródmieścia, poszedł do kawiarni przy centrum handlowym Gunerius na Storgata, a Ayan chodziła po sklepach.

Ścisnęło go w sercu. Woził ją, żeby mogła kupić rzeczy potrzebne na wyjazd. Na ich wyjazd. To Ayan musiała wszystko zaplanować, z nich dwóch to ona była szefową, tą, która podejmuje inicjatywę, która przewodniczy. Nazywał ją wicedowodzącą rodziną. Po Sarze.

W domu, kiedy Ayan już wniosła wszystkie torby z zakupami, objęła go i powiedziała: „Bardzo dziękuję, tatusiu!”.

One nas otępiały uściskami, pomyślał Sadiq. Doiły z niego ojcowską miłość, zaślepiły go.

Później, wieczorem, Ayan wyszła z pokoju i poprosiła, żeby pożyczył jej swoją kartę Visa. Jej karta straciła ważność, a musiała kupić coś przez Internet. „Prawie nie mam pieniędzy na karcie”, odparł zgodnie z prawdą, bo miał mniej niż tysiąc koron. Ayan trochę się zdenerwowała. „No a nie możesz mnie zawieźć do banku DNB w Sandvika? Tam wpłacę gotówkę na twoją kartę”.

„Bank jest już dawno zamknięty, czy to nie może poczekać do jutra?” Ayan nalegała jednak, żeby spróbowali, ale Sadiq miał rację, bank okazał się nieczynny. Co chciała kupić? Bilety? Nie, bilety musiały już mieć. Kto im je załatwił? Kto zorganizował podróż? Kto w ogóle nakłonił je do tego wyjazdu?

Leila prawie cały wieczór spędziła w pokoju dziewcząt.

„Chora jesteś?”, spytał. Młodsza córka tylko pokręciła głową. Potem lekko poboksowała go w brzuch, jak za dawnych czasów. „Wybiję ci z brzucha cały tłuszcz, tato”, powiedziała uśmiechnięta. A kiedy Ismael wrócił do domu z treningu, rzuciła mu się na szyję.

Po zakupach i wypadzie do banku Ayan poszła do pokoju, w którym siedziała Leila. Zalogowała się na Twittera i napisała: „Dobro to język, który słyszą głusi i widzą ślepi”. Dzień wcześniej tweetowała: „Szajtan to wirus & Islam to kuracja”. Arabskie słowo szajtan oznaczało szatana.

Jej zdjęcie profilowe przedstawiało ptaka z zielonymi błyszczącymi piórami. Prorok powiedział, że jeśli zginiesz w dżihadzie, Allah pozwoli twojej duszy zamieszkać w zielonym ptaku, który pofrunie do raju i tam zbuduje gniazdo w jednej z latarni zwisających z tronu Bożego.

Policja otrzymała zgłoszenie o zaginięciu dziewcząt o wpół do pierwszej. Dopiero wtedy za pośrednictwem Interpolu rozpoczęto poszukiwania na skalę międzynarodową. Według rejestru podjęto następujące kroki: „Powołanie się na sytuację wyższej konieczności i wysłanie wniosków o pomoc do banków, teleoperatorów, linii lotniczych, posterunków granicznych”.

Komenda Okręgowa Policji dla Asker i Bærum wyznaczyła do zajmowania się sprawą osobę odpowiedzialną z Jednostki do spraw Zaginięć. Funkcjonariusz utrzymywał kontakt z Sadikiem.

– Wyślecie ludzi, żeby szukali moich córek? – spytał Sadiq.

– Poinformowaliśmy Ministerstwo Spraw Zagranicznych, ambasada w Ankarze również została wprowadzona w sprawę, współpracujemy z policją turecką.

– A co oni robią?

– Będziemy was informować – obiecał policjant.

– Ale jak mogliście wypuścić je z kraju? Dlaczego nie zatrzymaliście ich na lotnisku? Leila jest niepełnoletnia… i…

Sadiq nie dostał żadnej odpowiedzi. Dowiedział się natomiast, że wysłano już samochód, który przywiezie ich na przesłuchanie.

– Gdyby chodziło o zaginięcie norweskich dzieci, zareagowaliby inaczej – poskarżyła się Sara. – Wszystko dlatego, że jesteśmy Somalijczykami! Policja nie traktuje nas poważnie.

Sara miała wrażenie, że wyrwano jej kawałek ciała. Poczucie straty ściskało żołądek.

Na posterunku policji po kolei zabierano ich do jakiegoś pokoju. Najpierw Sadiqa, a potem Sarę.

– Co mam odpowiadać? – spytała męża.

– Po prostu mów, jak jest. Leila niedawno skończyła szesnaście lat, Ayan ledwie uzyskała pełnoletniość. Obie są obywatelkami norweskimi. Policja zrobi wszystko, żeby je odnaleźć – zapewnił.

Przesłuchanie prowadzili dwaj mężczyźni. Jeden z Jednostki do spraw Zaginięć, drugi z miejscowego oddziału PST.

Na koniec przyszła kolej Ismaela.

„Jak się czujesz?” – pytali.

„Co zamierzasz robić w przyszłym roku? Masz jakieś plany?”

„Starasz się o przyjęcie do jakiejś szkoły czy wybierasz się w podróż?”

„Ty też uczyłeś się w szkole koranicznej?”

„Chodzisz do meczetu?”

„Też jesteś radykalistą?”

„Znałeś ich plany?”

„Czy zostały zmuszone do wyjazdu?”

„Co wiedzieli twoi rodzice?”

Osiemnastolatka zirytowały te pytania. Miał poczucie, że celem przesłuchania było sprawdzenie, czy jest blisko związany z siostrami pod względem ideologicznym, czy możliwe, by pojechał za nimi, i czy należą do jakiejś większej siatki terrorystycznej. Jego natomiast interesowało przede wszystkim powstrzymanie sióstr.

Funkcjonariuszom z przekonaniem obwieścił jednak coś, co do czego Sadiq wcześniej zasiał wątpliwości: siostry wyjechały dobrowolnie.

W samochodzie podczas powrotnej podróży do domu Sadiq nie krył rezygnacji.

– Oni widzą w nas zagrożenie! Nie traktują nas jak rodziny, która zgłosiła zaginięcie dwóch córek. Zadzwoniliśmy po pomoc, a oni podchodzą do nas jak do przestępców.

Tego samego dnia około piątej po południu rozległ się dzwonek do drzwi.

– Mamy nakaz przeszukania – oświadczyli przybyli policjanci. Dwaj umundurowani, jeden w cywilu. Spytali o pokój dziewcząt. Sara im go wskazała. Ci w mundurach otwierali szafy i szuflady, natomiast funkcjonariusz w cywilu robił notatki. Zabrali papiery, notatniki i akcesoria komputerowe, po czym przeszli do innych pomieszczeń. Przeglądali szafy z ubraniami, półki, pudełka. Isaq znów przykleił się do Sadiqa.

– Tatusiu, daj mi rękę – powiedział, patrząc na policjantów.

Rodzinę poproszono o pozostanie w salonie, a kiedy Sadiq wstał, żeby iść za funkcjonariuszami, surowo przykazano mu, żeby się nie zbliżał.

– Czy my jesteśmy terrorystami? – wołała Sara po somalijsku, krążąc po pokoju. – Zamierzacie nas prześladować, zamiast nam pomóc?

– Siadaj i uspokój się – łagodził Sadiq. – To jest ich praca.

– Boże, dopomóż mi! Boże, dopomóż! – zawołała Sara.

Wzburzona przesłuchaniem i przeszukaniem zadzwoniła do przyjaciółki, ale nie znalazła u niej wsparcia.

– Co?! Skontaktowaliście się z policją? To wielki błąd! Oni nic nie zrobią dla Somalijczyków! Szukajcie dziewczynek na własną rękę, nie czekajcie na norweską policję.

Ismael nie mógł dłużej znieść płaczu matki i zdenerwowania ojca, w końcu zamknął się w swoim pokoju. Na porannego SMS-a nie dostał żadnej odpowiedzi. O siódmej wieczorem wysłał kolejną wiadomość:

„Halo. Odpowiedzcie, pls”. O ósmej: „Halo”. O dziewiątej: „Ayan?”.

Tego samego dnia rano dziewczęta wymeldowały się z Grand Hotelu w Adanie. Oddano im paszporty, które w chwili przybycia zostawiły w recepcji. Następnie pojechały na południe w stronę granicy syryjskiej. Pod wieczór wyłączyły telefony i nie zostały już więcej zarejestrowane przez tureckich operatorów sieci komórkowych.

Sadiq krążył po mieszkaniu, zdjęty lękiem o los córek, ale spokoju nie dawało mu coś jeszcze: dziewczęta go poniżyły, policja zdeptała, stracił twarz. Nad niczym nie miał kontroli.

„No, Sadiq, pokaż teraz, kim jesteś” – szeptał mu głos w głowie.

Jestem tym Sadikiem, który potrafi wziąć odpowiedzialność za swoją rodzinę.

Według wpisu z Vibera o „ostatnim posiłku w Europie” to Adana była ostatnim znanym miejscem, w którym zatrzymały się dziewczęta. Sadiq nie mógł czekać, aż się same pojawią, zmienią zdanie albo wytropi je policja. Musiał je znaleźć, zanim pojadą dalej.

To Sara podjęła decyzję za niego.

– Jedź ich szukać – nakazała z kanapy.

Sadiqowi nagle zaczęło się spieszyć. Odnalazł kierunek. Teraz wystarczyło już tylko trzymać się obranego kursu.

Turkish Airlines codziennie latały z Oslo do Stambułu. Zarezerwował bilet na następny dzień, do torby podróżnej wrzucił trochę ubrań i pożyczył od przyjaciela dwadzieścia tysięcy koron. Na lotnisku Gardermoen całą tę kwotę wymienił na dolary. Samolot odlatywał dwadzieścia minut po dwunastej.

Trzy dni po wyjeździe córek ojciec wyruszył tą samą trasą. Nie miał od nich wieści od wieczora w dniu ich wyjazdu.

Please turn off all electronic devices. Przez kilka godzin nie mógł sprawdzać komórki co minutę. Został sam ze swoimi myślami.

Ayan zmieniła się zwłaszcza po letnich wakacjach. Bardziej zamknęła się w sobie i stała się milcząca, ale następowało to stopniowo. Przez ostatnie miesiące Sadiqowi wydawało się, że to jakieś kłopoty sercowe.

Sara zlekceważyła jego niepokój. „Ayan to nastolatka. Przejdzie jej. Daj jej spokój”.

To żona zwykle okazywała córkom większą surowość. To ona tupnęła nogą, kiedy Ayan kilka lat wcześniej zakochała się w chłopaku poznanym w Islam Net. Był Somalijczykiem tak jak ona i któregoś dnia Ayan oznajmiła, że zamierza się zaręczyć. Sara bardzo niechętnie zgodziła się, aby się spotykali, ale stwierdziła, że na małżeństwo są stanowczo za młodzi.

„Mnie to nic a nic nie obchodzi. Zrobię, co będę chciała”, oświadczyła Ayan matce. Zaimponowała wtedy Ismaelowi. On nigdy w życiu nie ośmieliłby się odezwać takim tonem. Ale gdy siostrze pozwolono spędzać więcej czasu z tamtym chłopakiem, marzenia rozwiały się w konfrontacji z rzeczywistością i straciła dla niego zainteresowanie.

Czyżby w tę historię wciągnęła ją jakaś nowa miłość?

Sadiq pierwszy raz zaobserwował flirt córek z radykalnym islamem dwa lata wcześniej. Leila miała czternaście lat i chodziła do dziewiątej klasy, Ayan siedemnaście.

– Wybieramy się do Oslo z kilkoma koleżankami, a nie mamy pieniędzy – powiedziała wtedy Ayan.

Sadiq zwykle dawał im w takich wypadkach pewną sumę, żeby miały na kebab, lody czy inne drobiazgi. Tamtym razem nie miał gotówki, dał im więc swoją kartę Visa i podał PIN.

– Wolno wam wydać w sumie pięćset koron.

– A jeśli to nie wystarczy?

– Musi wystarczyć.

Odtwarzał sobie tamtą scenę w głowie. Ayan go uściskała, Leila także. Wieczorem wróciły z kilkoma torbami pełnymi zakupów.

– Wydałyśmy sześćset koron. – Ayan ukłoniła się przepraszająco.

Sadiq starał się być surowy.

– Nigdy więcej tak nie róbcie. Umowa to umowa.

Dziewczynki przeniosły się do swojego pokoju, wkrótce potem znów z niego wyszły. To znaczy wyszły dwa czarne namioty. Sara zareagowała natychmiast.

– Ściągajcie to zaraz!

One tylko się śmiały. Drapowania się trzęsły.

– Słuchajcie mamy – dołączył ojciec. – Wyglądacie jak diabły!

Widać im było tylko oczy. Spoglądały wyzywająco. Nosy obciągnięte materiałem sterczały jak czarne dzioby.

– Skąd wzięłyście ten pomysł? – spytał Sadiq.

– Same na niego wpadłyśmy.

Posłusznie jednak wróciły do swojego pokoju, zdjęły nikaby, złożyły je i schowały do szafy. Z pokoju wyszły obrażone. Twierdziły, że islam wymaga, by kobiety się zasłaniały.

– Nikab nie ma nic wspólnego z islamem – oświadczył Sadiq. – To kultura, a nie religia. W dodatku kultura arabska, a nie somalijska.

– Za czasów Proroka kobiety nosiły nikaby – oświadczyły dziewczynki. – Bóg kazał Prorokowi przekazać swoim żonom i córkom, że mają się zakrywać, żeby nie padało na nie spojrzenie obcych.

– Mnie nie będziecie uczyły o Mahomecie! – zdenerwował się Sadiq. – Znam Koran o wiele lepiej niż wy. Już w wieku ośmiu lat umiałem wyrecytować pierwszą surę! – Dalej tłumaczył, że Prorok nigdy nie prosił swoich żon ani córek o zasłanianie twarzy, ale nastolatki upierały się, że przynajmniej ulubiona żona Proroka, młodziutka Aisza, nosiła nikab, gdy znajdowała się wśród obcych.

– To i tak nie oznacza, że wy macie się w ten sposób ubierać!

– Latem w Somalilandzie widziałyśmy mnóstwo dziewczyn w nikabach!

– Owszem, ale nas to nie dotyczy – stwierdził ojciec. – Nasza rodzina nie jest taka. Gdzie wy je w ogóle kupiłyście?

– W Salonie Hidżabów, przy meczecie Rabita. Mają tam muzułmańskie stroje dla kobiet, nikaby, mnóstwo ładnych rzeczy.

Uważały, że znakomicie wydały pieniądze. Oprócz nikabów przyniosły jeszcze długie do ziemi płaszcze i kilka nowych hidżabów.

Minął pewien czas, zanim Sadiq znów zobaczył tamte nikaby. Sara jednak stale znajdowała te zasłaniające całą twarz szaty na półkach w szafie i w szufladach córek, gdy chowała do nich świeżo wyprane ubrania.

Nieco później dziewczęta znów podjęły temat. Ayan stwierdziła, że dokuczają jej męskie spojrzenia. Leila się z nią zgadzała.

– Oni się na nas gapią – skarżyły się. – To jest haram. Chcemy się zasłaniać.

– To oczywiste, że chłopcy w szkole się na was gapią. Jesteście takie śliczne – zażartował Sadiq.

– Nam nie chodzi o chłopaków, tylko o Somalijczyków w Oslo. O dorosłych mężczyzn na Grønland, którzy się w nas wpatrują, kiedy idziemy do meczetu w tej dzielnicy. Próbują nas podrywać.

– Każcie im pilnować własnego nosa. Powiedzcie po prostu, że jesteście córkami Sadiq gabayaa – poety Sadiqa – a przekonacie się, że nie będą was zaczepiać.

W Somalii Sadiq był członkiem grupy poetów. Spotykali się w kawiarniach Hargejsy, deklamowali wiersze, dyskutowali, aż nadeszła wojna domowa i rozpierzchli się po świecie. Dużo później niektórzy odnaleźli się za pośrednictwem Internetu. Strofy wierszy i myśli fruwały online pomiędzy Hargejsą, Neapolem, Göteborgiem i Bærum. W Oslo Sadiq często uczestniczył w somalijskich wieczorach kulturalnych, czytał wtedy własne wiersze albo grał na bębnach. Dzięki temu zyskał poważanie i wysoką pozycję wśród liberalnych członków społeczności somalijskiej, natomiast ci bardziej religijni pogardzali bębniarzem. W ich ustach określenie „muzyk” było wyzwiskiem. Muzyka i wszystko, co się z nią wiązało, stanowiła siedlisko grzechu.

Somalijczyków w Oslo obowiązywał twardy kodeks honorowy. Ludzie pilnowali jedni drugich. Sadiqa – mimo że studiował dwa lata w Arabii Saudyjskiej i płynnie posługiwał się klasycznym arabskim, był zatem o wiele lepiej wykształcony niż większość jego rodaków – uważano za człowieka, który niedostatecznie poważa islam. „Jemu się wydaje, że jest Norwegiem”, powtarzano za jego plecami. Wielu młodych intensywniej praktykowało religię i interpretowało Koran surowiej niż poprzednie pokolenie.

Dziewczynki były takie zdecydowane. Dyskutować potrafiły zawsze. Sadiq w końcu się ugiął:

– No dobrze, na Grønland tak się ubierajcie, jeśli chcecie, ale nie tutaj, w Bærum. I nigdy nie chodźcie tak do szkoły!

Wiedział, że w społeczeństwie norweskim kobieta zasłonięta uważana jest za kobietę „zniewoloną”. Poeta i muzyk nie chciał mieć przypiętej łatki ciemiężyciela.

Wkrótce jednak rodziców wezwano na rozmowę do gimnazjum w Gjettum. Do szkoły poszedł Sadiq. Uczennica również musiała uczestniczyć w tej rozmowie.

– Mamy problemy z Leilą – powiedziała wychowawczyni. – Nauczyciele muszą mieć kontakt wzrokowy z uczniami, muszą widzieć ich wyraz twarzy. A to niemożliwe, kiedy córka nosi nikab.

Sadiq popatrzył na Leilę.

– Czy my się nie umawialiśmy, że nie będziesz chodziła w nikabie do szkoły?

Leila nie odpowiedziała.

– Musisz się dostosować do zasad obowiązujących w szkole. Jeżeli szkoła nie zgadza się na zakrywanie twarzy, to tak ma być – ciągnął, patrząc na zmianę to na nauczycielkę, to na Leilę.

– Dobrze, tato.

– Chicken or beef?

Sadiq podniósł wzrok na turecką stewardesę, a potem spojrzał na tackę z posiłkiem. Po pierwszym kawałku kurczaka ścisnęło go w żołądku. Odłożył plastikowy widelec. Za oknem niebo było błękitne, unosiło się na nim kilka puchatych chmur. Myśli wędrowały. Czy to on popełnił jakiś błąd? Okazywał córkom zbytnią łagodność? Nie zapanował nad wszystkim? Zbyt zajmowały go własne sprawy? Bębny? Wiersze?

Poprosił o jeszcze jedną herbatę z cukrem. Miała metaliczny smak.

Jak mógł niczego nie zrozumieć?!

Ale komu przyszłoby do głowy, że jego córeczki zgłoszą się do udziału w dżihadzie?

One nas otępiały uściskami. Doiły ze mnie ojcowską miłość.

Jego córeczki. Jedyne.

Znalazł się w przestrzeni powietrznej Turcji.

Tymczasem w domu Sara była kompletnie zagubiona. Również ona wyciągała z pamięci urywki wspomnień.

Córki już dawno zaczęły narzucać sobie surową dyscyplinę. Modlitwy, ubiór, jedzenie, zachowanie. Wszystko miało być czyste i stosowne. Przestały się malować i nosić biżuterię. Najpierw odrzuciły perfumy na bazie alkoholu, później wszystkie inne pachnidła. To było haram – mogło działać przyciągająco na mężczyzn.

Ściągnęły z Internetu listę E-dodatków do żywności, zawierających ślady tego, co nie było halal. Uważnie oglądały opakowania, porównywały je z wykazem, sprawdzając, czy dany produkt nadaje się dla muzułmanów. Wiele produktów często używanych w domu nie przeszło kontroli. Sadiq w końcu się rozzłościł. „W którym miejscu w Koranie napisano coś o E-dodatkach?”

Któregoś dnia Sara postanowiła zajrzeć do albumu z fotografiami i zobaczyła, że wiele zdjęć zostało z niego wyrwanych. Niektóre całkiem zniknęły, z innych wycięto głowy i ciała. W całym albumie nie zostało ani jedno zdjęcie Ayan i Leili. Pozostali członkowie rodziny na szczęście się uchowali.

Sara wpadła w złość.

„Nie byłyśmy zakryte, mamo! Pomyśl tylko, co by było, gdyby zobaczył nas ktoś spoza rodziny. To haram!”

Przepadły wspomnienia. Sara bardzo żałowała tych fotografii.

Przeszła do pokoju dziewcząt. Rozejrzała się. Nie, to zbyt bolesne. Wyszła. Wyjechały. Bez pożegnania.

„Kochamy Was baaardzo, zrobiłybyśmy dla Was wszystko i nigdy specjalnie nie uczyniłybyśmy nic, żeby Was zranić”. Tak napisały. No to wracajcie do domu!

Dawniej krzyczała na Ayan, że zrobiła się zbyt norweska. Wtedy, przed laty, bała się, że ją straci. Najstarsza córka imprezowała, a któregoś wieczoru na oczach Sadiqa z kieszeni wypadła jej puszka ze snusem8.

W tamtym czasie Ayan ubierała się tak jak jej koleżanki, w wąskie spodnie i obcisłe T-shirty. W pewien letni, nadzwyczaj gorący wieczór Ayan zaprosiła na samosy, somalijskie pierożki, kilka koleżanek z klasy. Wparadowały do kuchni w wydekoltowanych bluzkach, z odsłoniętymi brzuchami i białymi udami. „Boże, przecież one są gołe!”, zawołała Sara po somalijsku. „Przestań, mamo! Daj ludziom spokój” – odparowała jej nastoletnia córka. „Dobrze, pod warunkiem, że obiecasz mi, że NIGDY sama się tak nie ubierzesz!” Ayan popatrzyła gniewnie na matkę, w końcu odwróciła się ze śmiechem do koleżanek.

Dopiero teraz Sara zaczęła się zastanawiać, kiedy ostatnio koleżanki z klasy odwiedziły jej córkę. Nie mogła sobie tego przypomnieć. Sama miała jedynie somalijskie znajome i nie widziała nic dziwnego w tym, że Ayan straciła kontakt ze szkolnymi koleżankami.

Kiedy Sara wraz z dziećmi przyjechała do Norwegii, tuż po przełomie tysiącleci, Ayan miała sześć lat, Ismael pięć, a Leila trzy. Nigdy nie powinni byli tu przyjeżdżać! Nigdy nie powinni byli opuszczać ojczyzny! Wówczas coś takiego by się nie zdarzyło. Wciąż miałaby córki przy sobie. Właściwie nigdy nie chciała wyjeżdżać z Somalilandu, to Sadiq był przekonany, że będzie im lepiej na Zachodzie.

Kiedy była w ciąży z Leilą, Sadiq kupił paszport z wizą turystyczną do Danii i z Addis Abeby poleciał do Kopenhagi. Kolega powiedział mu, że powinien jechać do Norwegii, bo to najlepsze miejsce dla Somalijczyków. Sadiq przeprawił się więc dalej do Oslo, zgłosił się na policję i powiedział, że zostanie zabity, jeśli odeślą go do ojczyzny, tak jak zabici zostali jego ojciec i brat. Mówił, że gdy miał czternaście lat, zebrano wszystkich mężczyzn z okolicy. Ci, którzy popierali bunt przeciwko dyktatorowi Siadowi Barremu, musieli zginąć. Sadiqa wzięto razem z mężczyznami, ale matka pobiegła za nim z krzykiem: „To ledwie dziecko, to ledwie dziecko!”.

Uratowało go to, uniknął śmierci, lecz wszystkich pozostałych mężczyzn, łącznie z ojcem, zgładzono na jego oczach. Matka prosiła później: „Pomścij go”, Sadiq zabrał więc karabin leżący przy jakimś trupie na ulicy i dołączył do buntowników, tak opowiadał władzom decydującym o przyznaniu azylu.

Siły buntowników wygrały, ale pokój trwał krótko. Zwycięzcy zaczęli walczyć o władzę. Dwa klany z byłej armii opozycyjnej zamieszkujące różne brzegi rzeki przepływającej przez Hargejsę chciały rządzić, więc ponownie sięgnęły po broń. W tej wojnie nie warto było umierać, dlatego Sadiq wyjechał.

Wysłano go do ośrodka dla uchodźców w Tanum w gminie Bærum, następnie pół roku spędził w Levanger, po czym znów trafił na południe Norwegii, do ośrodka Klemetsrud w Oslo. Tam opowiadał, że po wybuchu wojny został aresztowany i przetrzymywano go w niewoli w należącej do rodziny łodzi frachtowej wraz z bratem i resztą załogi, podczas gdy samą łódź wykorzystywano do przewozu broni. Jego brat zginął, Sadiqa natomiast uwolniono.

„Jestem człowiekiem niebezpiecznym”, oświadczył policji w chwili przybycia. W ośrodku zapewniono mu terapię u psychologa, który miał mu pomóc w pokonaniu wojennych traum. Po pewnym czasie gniew ustąpił, poziom agresji opadł, Sadiq się uspokoił i zaczął myśleć o sprowadzeniu rodziny. Najpierw jednak musiano mu przyznać azyl, a to się przeciągało. Po dwóch latach dostał odpowiedź.

„W opinii Urzędu do spraw Cudzoziemców argumenty podniesione przez wnioskodawcę nie przemawiają za tym, by jego lęk przed prześladowaniem po powrocie do ojczyzny był – w rozumieniu ustawy lub konwencji – uzasadniony. Wojna domowa i ogólnie trudna sytuacja w Somalii jako takie nie stanowią podstawy do udzielenia azylu”.

Zdaniem Urzędu do spraw Cudzoziemców porwanie łodzi frachtowej należącej do rodziny było rodzajem przypadkowej napaści o charakterze przestępczym. Wskazano również, że do zdarzenia tego doszło w czasie już odległym, a wnioskodawca przebywał następnie w ojczyźnie, nie mając z tego powodu żadnych problemów. Władze nie uwzględniły również podnoszonego przez wnioskodawcę argumentu, że należy do niewielkiego klanu pozbawionego wpływów. „Wnioskodawca może natomiast uzyskać zezwolenie na pracę” – informowała dalsza część pisma sporządzonego w maju 1998 roku. Zezwolenie wydano na rok, obejmowało „cały kraj” i mogło być odnawiane. Najważniejsze zdanie znalazło się na samym końcu: „Zezwolenie może stanowić podstawę do wydania zgody na osiedlenie się w Norwegii”.

Sadiq natychmiast zaczął się ubiegać o sprowadzenie rodziny. Wypełniał wnioski, pisał pisma, ponaglał. Sprawa znów się przeciągała. W maju 2000 roku, dwa lata po otrzymaniu zgody na osiedlenie się w Norwegii, przefaksował napisany odręcznie list do ambasady norweskiej w Etiopii – w tym kraju mieszkała Sara z dziećmi, oczekując na połączenie z rodziną. „Mój rodzina nie ma żadnego krewnego w Addis Abeba i tam nie mają żadnego wsparcia, więc to jest pjekło”. Napisał, że żona i dzieci chorują. „Dlatego proszę Was, dajcie mój rodzinie piorytet, zanim wyjedziecie na urlop”.

Jeszcze jesienią tego roku Sarę sprowadzono do Norwegii w ramach programu łączenia rodzin pod egidą ONZ-etu. Rodzina zamieszkała w Bærum. Ismaelowi i Leili zagwarantowano miejsca w przedszkolu, Ayan chodziła do klasy przygotowawczej – nowo przybyłe dzieci uchodźców przez rok uczyły się norweskiego, po czym były przenoszone do klas odpowiednich do swojego poziomu wiekowego. Od pierwszego dnia szkoły Ayan nosiła chustę, która, jak nauczyli się jej koledzy z klasy, nazywa się hidżab. Miała je w różnych kolorach, z koronkami, ozdobione rozmaitymi wzorami, w jaskrawych barwach. Gdy po raz pierwszy pobiła się z kimś w obronie tej chusty, to prześladowca, jasnowłosy chłopiec, wyszedł z tej utarczki z płaczem. Jeśli ktokolwiek mówił coś, co się jej nie podobało, od razu atakowała. Początkowo siłą mięśni, później słów. Nikt nie potrafił tak się wykłócać jak Ayan. Gdy już przełamała barierę językową, nauczyciele ze szkoły podstawowej w Evje zorientowali się, jak bystrą jest dziewczynką. Wiedziała różne rzeczy, o których jej koledzy z klasy nie mieli pojęcia, uwielbiała też opowiadać rozmaite historie. Jedyna w klasie uczennica z Afryki zwyczajnie imponowała.

Rok po przyjeździe do Norwegii Sara zaszła w ciążę i w 2002 roku urodził się Jibril. Pięć lat później na świat przyszedł Isaq. W miarę powiększania się rodziny gmina Bærum przydzielała im coraz większe mieszkania. Długo mieszkali w Hamangskogen na osiedlu z rzędami wysokich bloków, między którymi było mnóstwo wolnej przestrzeni. Roiło się tam od dzieci. Dziewczynki skakały na skakankach, łaziły po drabinkach, jeździły na plażę, na pływalni uczyły się odpowiedniego poruszania rękami i nogami w wodzie. Największym marzeniem Leili było towarzyszenie starszej siostrze we wszystkich jej zajęciach. Czasami otrzymywała na to pozwolenie, najczęściej jednak nie.

Ismael każdą wolną minutę poświęcał grze w piłkę nożną. Myślał o futbolu, kiedy kładł się spać i kiedy wstawał, miał nadzieję, że któregoś dnia ojciec zapisze go do klubu. Marzył o stroju z logo Bærum Sportsklubb na piersi, marzył o meczach, o wyjazdach na turnieje, opowiadaniu o strzelonych w weekend golach, o tym, by mieć trenera. Nie dawał ojcu spokoju. Sadiq z nadejściem każdego kolejnego sezonu odpowiadał: „w przyszłym roku”, a Ismael dalej kopał piłkę między blokami.

Sadiq uczestniczył w rozmaitych kursach i programach, Sara natomiast czuła się samotna. Aż do bólu tęskniła za rodziną w Hargejsie, kiedy woziła najmłodszego synka w wózku i wysłuchiwała nieprzyjemnych komentarzy w związku ze wszystkim, co robiła. Nigdy nie wiedziała, co takiego złego było w jej zachowaniu, bo nie rozumiała, co do niej mówią starsi mieszkańcy Bærum, spacerujący po tych samych terenach. Czy chodziła w niewłaściwe miejsca? Nie podobał im się kolor jej skóry? Chusta na głowie? Zasłonięte ciało?

Przeprowadzili się tutaj, tu mieszkali, żyła w Norwegii od trzynastu lat, ale jej dusza ciągle tkwiła w Somalilandzie.

Teraz całkiem się rozdarła.

Sara poszła do sypialni, położyła się na pustym, niezaścielonym łóżku. Komórkę z dzwonkiem ustawionym na pełną moc miała obok siebie. Na wszelki wypadek.

Owszem, nieraz dochodziło do sporów między nią a dziewczynkami, ale mimo wszystko… Przecież potrafiły rozmawiać o różnych rzeczach. I córki zawsze prosiły o pozwolenie… Nawet gdy chodzi o zapukanie do drzwi sąsiadów.