Dom z widokiem na morze - Daria Mazur - ebook

Dom z widokiem na morze ebook

Daria Mazur

3,3

Opis

Zosia jest po rozwodzie. Wyjechała do dużego miasta, żeby się pozbierać. Kiedy wraca w rodzinne strony, ma nadzieję na lepsze życie. Umawia się na rozmowę o pracę. Zostaje zatrudniona przez wspólnika właściciela, jednak na inne stanowisko niż to, o które się starała. Swojego szefa poznaje dopiero w drodze na przyjęcie służbowe, gdzie ma udawać jego… dziewczynę. Gdy wszystko zaczyna się układać, pojawia się były mąż kobiety i zamienia jej życie w koszmar. Czy Zosia odzyska swoje szczęście?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 223

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,3 (12 ocen)
3
3
3
1
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Miroska561

Nie oderwiesz się od lektury

szokująca historia....
00

Popularność




Daria J. Mazur

Dom z widokiem na morze

Odzyskane szczęście

© Daria J. Mazur, 2017

Zosia jest po rozwodzie. Wyjechała do dużego miasta, żeby się pozbierać. Kiedy wraca w rodzinne strony, ma nadzieję na lepsze życie. Umawia się na rozmowę o pracę. Zostaje zatrudniona przez wspólnika właściciela, jednak na inne stanowisko niż to, o które się starała. Swojego szefa poznaje dopiero w drodze na przyjęcie służbowe, gdzie ma udawać jego… dziewczynę. Gdy wszystko zaczyna się układać, pojawia się były mąż kobiety i zamienia jej życie w koszmar. Czy Zosia odzyska swoje szczęście?

ISBN 978-83-8126-263-7

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Część pierwsza

Tymoteusz

Denerwowała się. Jutro razem z przyjaciółką miały rozmowę o pracę. Ola o dziesiątej, ona dziesięć minut później. Ubiegały się o stanowisko sekretarki w nowo otwartej firmie budowlano- projektowej. Każda miała inne plany. Ola chciała pracować w dziale geodezji, a Zosia w dziale dekoracji wnętrz. Najchętniej by się upiły, żeby się nie denerwować. No cóż. Nie mogły. Trzeba było zrobić dobre wrażenie. Nie mogły stawić się na rozmowę o pracę, będąc na kacu. Zosia powyrzucała wszystkie ciuchy z szafy. Nie znalazła nic odpowiedniego.

— Olka? — zapukała do drzwi od pokoju przyjaciółki

— Wejdź.

— Rany, Ola. Jak tu wygląda? — zapytała zszokowana bałaganem w pokoju.

— Pomóż mi, nie mam się w co ubrać. Pożyczysz mi jakiś ciuch na jutro?

— No to mamy problem. Ja też nie mam nic odpowiedniego i przyszłam do ciebie prosić dokładnie o to samo.

Popatrzyły po sobie milcząc.

— Zakupy? — zapytała Zosia

— Zakupy! — uradowana Ola zerwała się z łóżka i włożyła pierwsze z brzegu jeansy.

Pół godziny później były już pod galerią handlową. Odwiedzały różne markowe sklepy. Chciały wypaść jak najlepiej. Co by tu ubrać?

Żadna nie wiedziała. Musiały obgadać wszystko i zdecydować się na coś. Ale bez sensu było wracać do domu, więc udały się do knajpki na kawę i ciastko.

— Nie mam pojęcia. Podobała mi się ta mała czarna, ale na rozmowę o pracę raczej nie pasuje. Bardziej na przyjęcia towarzyskie- narzekała Ola.

— Ja już chyba wiem co kupię. Podobała mi się ta sukienka która zaczynała się pod biustem a kończyła w połowie uda. Do tego biała bluzeczka. Elegancko i z klasą. Seksownie a jednocześnie skromnie.

— Daj spokój, Zośka. Chyba założę zwyczajną garsonkę. Ale ze spodniami. Spódnica to do pracy. Na rozmowie bezpieczniej w spodniach.

— Dobra. To idę zapłacić i możemy iść.

Poprosiła o rachunek i zapłaciła za 2 kawy i 2 babeczki. Gdy odchodziła od baru zadzwonił jej telefon. Kiedy szukała go w torebce wpadła na kogoś.

— Prze… — Zamurowało ją gdy spojrzała na kogo wpadła. Był to nieziemsko przystojny mężczyzna. Mógł mieć nie wiele więcej niż 30 lat. Był wysoki. Dobrze ponad 180cm. I oczy. Piękne, duże i zielone oczy. Jak książę z bajki.

— Przepraszam -wyjąkała Zosia.

— Niech pani nie przeprasza- odpowiedział mężczyzna, ale nim cokolwiek dodał, ona już się oddaliła z wielkimi wypiekami na twarzy.

Opowiedziała Oli o cudownym facecie, który sprawił, że serce zabiło jej mocniej.

— Jakaś ty głupia. Dlaczego nie zagadałaś, co??

Ale Zosia nie miała zamiaru odpowiadać. Bez słowa wyszła z restauracji.

Po zakupach, z ubraniami o których rozmawiały i seksownymi czerwonymi szpilkami, zmęczone, ale zadowolone maszerowały do auta. Nagle Ola szturchnęła Zosię.

— Patrz. Co za auto. Jakby było cudownie takim się przejechać- wskazywała na krwisto czerwonego chevroleta w wersji sportowej, który stał obok ich skromnego Opla Astry z 2000 roku.

Nie dało się ukryć, że samochód robił wrażenie. Ale Zosi nie było stać na lepsze auto, a Ola nie miała samochodu wcale.

Kiedy chowały zakupy do bagażnika, ktoś nagle się odezwał. Aż podskoczyły wystraszone.

— Miło mi panią znów zobaczyć

— Śledzi mnie pan? — zapytała Zosia, kiedy zobaczyła, że to mężczyzna z restauracji, na którego wpadła.

— Ależ nie- odpowiedział z rozbawieniem na twarzy.- Po prostu zaparkowałem tutaj. Niby skąd miałem wiedzieć, że to pani auto? Pani pozwoli, że się przedstawię…

— Przepraszam, ale śpieszymy się- przerwała mu Zosia i wsiadła do auta- Wsiadasz czy mam odjechać bez ciebie? — zapytała Oli, która wpatrywała się w nieznajomego z otwartymi ustami.

— Eeeee, och, tak wsiadam- zająknęła się.- Do widzenia panu- powiedziała do mężczyzny i wsiadła zamykając za sobą drzwi.

— Co to miało być, do cholery? — wypaliła Ola kiedy wyjechały z parkingu należącego do galerii handlowej.- To był ten koleś z restauracji, tak? Takie ciacho.

— Czyś ty oszalała? — dodała kiedy były już w domu i Zosia rozpakowywała torby z zakupami u siebie w pokoju.

— Daj spokój, przecież wiesz, że nie chcę się więcej z nikim wiązać. Nie po tym wszystkim-odparła smutno Zosia.

— Tak wiem, ale kobieto. Nie każdy facet musi być dupkiem. A ten na pewno na takiego nie wygląda. Ale spoko. Twoja sprawa.

Wyszła zostawiając Zosię samą.

Zosia, wiele przeszła w sowim życiu. Miała za sobą nieudane małżeństwo. Trafiła na wyjątkowo podłego drania. Obrażał ją, była dla niego nikim. Zwykłą szmatą, którą można było wymieszać z błotem. Nigdy jej nie szanował. A co najgorsza bił ją. Chociaż ona wolała kiedy używał siły. Ten ból mijał. A kiedy słuchała słów typu: „Uważaj suko, jak podskoczysz to cię zabiję”, albo „I to ma być obiad? Trochę wody i makaron?” a kiedy odpowiadała, że to przecież rosół czy pomidorowa, i że przecież on lubi te zupy bo u matki swojej, je to zawsze padało: „Odpierdol się od mojej matki. Ona to porządna kobieta i może gotować co chce. A ty takie kurestwo, powinnaś mi mięsa dać”. Zawsze tak było. Pamiętała, że tylko początki były fajne. Jak ją bronił kiedy ktoś coś złego o niej powiedział albo jakoś krzywo na nią spojrzał. Aż tu nagle wszystko runęło 8 miesięcy po ślubie. Pamięta ten dzień, jakby to było wczoraj. Wstała o ósmej, żeby zrobić mu śniadanie. Chciała być miła, miała dobry humor. Zaniosła mu tosty i sok do pokoju. On spał więc położyła tackę na stoliku przy łóżku. Ale kiedy długo nie wstawał to zabrała to i sama zjadła. Potem obejrzała program w telewizji i zabrała sie za szykowanie obiadu. Chciała zrobić jego ulubione danie. Duszone ziemniaki z koperkiem i jajko sadzone na pół miękko. Była godzina czternasta kiedy nakładała obiad na talerze. Ale on nadal spał. Poszła więc go obudzić, a że nie reagował jakoś specjalnie to zaczęła powoli zsuwać z niego kołdrę. W następnej chwili nawet się nie zorientowała jak dostała w twarz z taką siłą, że upadła. Ale podniosła się, powiedziała: „Obiad na stole” i wyszła z pokoju. Zabrała swój talerz, telefon i zamknęła się w drugim pokoju. Płakała. Wysłała SMS do teściowej: „Łukasz mnie uderzył bo budziłam go na obiad”. Za nim się otrząsnęła z tego szoku była już prawie szesnasta. Zjadła obiad. Zimny już był i nie smakował tak jak smakuje kiedy jest ciepły. Powoli weszła do kuchni. Nie było go, ale talerz pusty stał na stole, więc domyśliła się, że już wstał. Tylko nie słyszała żeby wychodził. Weszła do sypialni. Pościel leżała rozwalona, a jego nie było. Usłyszała jak otwierają się drzwi do kuchni i aż podskoczyła wystraszona. To był on. Spojrzał na nią z obrzydzeniem, przeszedł bokiem obok niej i położył się do łóżka.

— Człowieku jest 16:00.- powiedziała do niego

— I co mnie to obchodzi- odpowiedział z pogardą.- Ja pracuję. Ty siedzisz w domu. Ja mam wolne i idę spać, a ty posprzątaj ten syf. Nie ma gdzie nogi postawić.

— Przecież rano sprzątałam. Jest jak w szpitalu czystko. Pozmywam i już.

— Nie. Posprzątasz jeszcze raz- powiedział, położył sie na bok i przykrył kołdrą.- I umyj kibel bo wyrzygałem twój obiad. Chciałaś mnie otruć i tego pożałujesz. A teraz wyjdź. Drzwi zamykają się z tamtej strony –dodał, a ona wyszła zamykając drzwi.

Zmyła naczynia. Nie poszła do łazienki i nie sprzątała drugi raz. Uznała, że to jest bez sensu. Włączyła telewizor i płakała. Nawet nie wiedziała co leci za program.

Zadzwonił dzwonek do drzwi. Było już po osiemnastej. Zeszła, żeby otworzyć.

To była jej teściowa. Opowiedziała co się wydarzyło. Co Łukasz jej powiedział. Teściowa na nią spojrzała i powiedziała, że sama jest sobie winna. Myślała, że się przesłyszała. Co jest złego w tym, że chciała go obudzić na obiad? Przecież ileż można spać? Powinna już dużo wcześniej iść i go wygonić z łóżka, a mimo to pozwoliła mu spać do obiadu. A on nie tylko ją uderzył, ale zjadł i poszedł to zwymiotować. W czym zawiniła?

Teściowa poszła do jej męża. Obudziła go, bo znów spał. Zosia nie usłyszała wszystkiego co mu mówiła. Zaledwie niektóre zdania. Coś, że ma się opanować bo przyniesie hańbę rodzinie jak przyjedzie policja, co powiedzą ludzie i ma pokazywać ludziom, że to on jest ten dobry, a ona ta zła bo nikt jej potem nie uwierzy jak zechce komuś coś powiedzieć.

Tak też się stało. Zawsze dla ludzi był wspaniały. Udawał cudownego męża. Między ludźmi ją przytulał, obejmował kiedy gdzieś szli. A w domu??? Zamieniał się w tyrana. Wyzywał ją od najgorszych i nie rzadko uderzył za każdy jej nawet najmniejszy błąd w zachowaniu. Sąsiadom kazał ją śledzić. Nie mogła wyjść na spacer bo było mówione, że szła gdzieś w pola do kochanków. Nie mogła wyjść do sąsiedniego miasteczka bo było gadanie, że poszła się upić. A kiedy siedziała w domu też było to powodem do plotek, że przyjmuje kochanków pod dachem swojego męża. Kiedyś poznała kogoś przez internet. Rozmawiali zaledwie kilka razy. Ale pewnego dnia źle się czuła. Zaprosiła go więc do siebie. Nie wiedziała co ją czeka. Dotykał ją. Powiedziała, że jak nie przestanie to zadzwoni na policję. Zabrał ręce. Ale ona nie widziała, że ten zakłada prezerwatywę. Patrzyła w telewizor, nie słysząc go, ani nic w koło. W końcu on chwycił ją za ręce i lekko zsunął z kanapy. Nawet nie zdążyła zareagować. Zgwałcił ją. Kiedy powiedziała to mężowi to zaprowadził ją siłą na policję. Zrobił z niej pośmiewisko. Nikt jej nie uwierzył. NIKT. A kiedy potem przez jakiś czas ktoś ją śledził, jeździł autem tam i z powrotem obserwując ją, to komendant powiedział, że najpierw oskarża biednego chłopaka a teraz ma urojenia. Stało się tak jak przewidziała jej teściowa. Nikt jej nie uwierzył. Ona była ta zła, a on ten dobry. Rodzina nawet była po jego stronie mimo, że nie jeden raz mówiła im o swoich problemach. Powiedzieli, że ich kłamie. To był przełom. Postanowiła odejść. Złożyła pozew o rozwód. Po 4 latach małżeństwa.

Znalazła pracę i pokój do wynajęcia 80 km od wioski, w której z nim mieszkała. Miała wtedy 23 lata.

Teraz zamieszkała znów nie daleko tamtej miejscowości. W dawnym mieszkaniu jej przyjaciółki. Stanęła na nogi. Wróciła do poprzedniego nazwiska.

Szkoda tylko, że miała ślub kościelny. Ale po tym wszystkim miała jedną zasadę:

„Nie wdawaj się w romanse, żeby czasem się potem nie zakochać”.

Teraz zaczynała nowe życie. Miała nadzieję na wymarzoną pracę. Patrzyła na ubranie wiszące na wieszaku. Mimo, że nie należała do szczupłych pań, była pewna, że w tym stroju zrobi wrażenie.

Z resztą to nie jej wygląd miał dać jej pracę, bo nie chciała być modelką. Wystarczyła jej posada sekretarki w dziale dekoracji wnętrz.

Zawsze to lubiła. Mieszkanie, po za pokojem przyjaciółki, umeblowała sama, ściany i w ogóle cały wystrój to jej pomysł. Podobno bardzo ładny.

Nagle z zamyśleń wyrwało ją pukanie do drzwi.

— Mogę? — to była Ola.

— Wejdź.

— Denerwujesz się?

— Ech. Nie, chyba nie.- westchnęła Zosia- Najgorzej będzie przed samą rozmową.

— Drinka?

— Nie, dziękuje. Ale chętnie wypiję jutro. Nie ważne czy z okazji otrzymania pracy, czy wręcz przeciwnie.

— OK. To spoko. Ja idę spać. Zrobiło się późno. Buzi.

Zosia spojrzała na zegar. Nie wierzyła własnym oczom. Była już 23:35.

— O rany. Faktycznie. Dobranoc, Oli.

— Zośka wstawaj! Spóźnimy się! — Ola wpadła do pokoju Zosi bez żadnego uprzedzenia

— Ej!!! A jakbym spała nago to co?

— Nie zrobiłoby to na mnie żadnego wrażenia, wierz mi. Nie lecę na babki- zaśmiała się Ola.

— Dobra. Która godzina?

— Nie uwierzysz. 9:00.

— Co? O kurna.

Wyskoczyła z łóżka i pobiegła wziąć szybki prysznic. Nie było potem czasu żeby układać włosy, więc je wysuszyła i uczesała w kok z kilkoma luźnymi kosmykami. Pół godziny później obie były zwarte i gotowe. Mimo, że miały dziesięciominutowe odległości czasowe w rozmowach, to postanowiły, że razem pójdą do firmy. Nie jechały samochodem, bo świeciło piękne słoneczko. Powietrze było przyjemne. W nocy musiało padać, bo pachniało majowym deszczem. Szły w milczeniu. Denerwowały się jakby szły na skazanie. A kiedy dotarły na miejsce… Cóż. Budynek nie różnił się niczym od reszty. Zwykły 4-piętrowy budynek.

Kiedy weszły do środka, aż je zamurowało. Parter to wielki hol z recepcją i tablicą informacyjną. Podeszły więc do pani, która się siedziała przy recepcji.

Przedstawiły się i powiedziały w jakiej sprawie przyszły. Dostały identyfikatory i usiadły na krzesłach czekając, aż je poproszą.

W holu na przeciw wejścia były dwie windy a pomiędzy nimi wisiała tablica informacyjna. Taka sama znajdowała się nad recepcją. Znajdowały się na niej informacje o budynku:

Parter- KADRY, ARCHIWUM, BIURO OCHRONY

Piętro 1- GEODEZJA

Piętro 2- BUDOWNICTWO

Piętro 3- PROJEKTOWANIE I URZĄDZANIE OGRODÓW

Piętro 4- PROJEKTOWANIE I DEKORACJA WNĘTRZ

— Wygląda na to, że będziemy miały do siebie daleko- odezwała się w końcu Ola.

— Noooo. A ja już się przyzwyczaiłam, że jesteś ciągle za ścianą.

Zaczęły się śmiać. Ale kiedy zobaczyły, że wybiła godzina 10:00 umilkły. I w tym samym momencie z windy wyszła kobieta. Miała blond włosy, była szczupła i elegancka. Podeszła do recepcji, a w następnej chwili powiedziała do mikrofonu:

— Pani Aleksandra Wolna. Poproszę do recepcji.

Zosia zacisnęła kciuki i lekko kopnęła przyjaciółkę w tyłek na szczęście.

Kiedy Ola poszła z Panią Blond, Zosia zaczęła się piekielnie denerwować. Nie do opisania. A czas ciągnął się całe wieki. Zastanawiała co się może stać.

Czy będzie szła na rozmowę schodami?

A może pojedzie windą? A jeśli winda się zatrzyma bo, np. się zepsuje albo z jakiegoś innego powodu?

— Pani Zofia Myśkiewicz, poproszę do recepcji.

Te słowa dotarły do niej dopiero kiedy została wywołana drugi raz. Spojrzała na zegar. Nie było jeszcze 10:10. Była zaledwie 10:05. Ciekawe o co chodzi? Możliwe, że wołają ją wcześniej.

— Pani Zofio, czy ma pani może jakieś zdjęcia pomieszczeń udekorowanych przez panią? — zapytała recepcjonistka

— Yyyyy, zaraz spojrzę, bo nie jestem pewna.

— Lepiej żeby jednak pani miała. Cokolwiek. Bo inaczej nie dojdzie do rozmowy kwalifikacyjnej.

Zosia zbladła. Myślała, że zemdleje. Ręce jej się trzęsły kiedy przeszukiwała swój smartfon. Przecież robiła zdjęcia i je wysyłała swojej siostrze. Muszą gdzieś być.

— Jest, mam zdjęcia z całego mieszkania, po za pokojem przyjaciółki, która udekorowała sobie pokój sama.

— Bardzo dobrze. W takim razie pójdzie pani z tym panem- i wskazała na mężczyznę, który właśnie do niej podchodził.

— Witam. Nazywam się Mateusz Grodzki. Zastępuję szefa, którego niestety dzisiaj nie ma.

— Zofia Myśkiewicz- podała rękę na przywitanie.

— Mam nadzieję, że ma pani chociaż jedno zdjęcie?

— Tak, mam. I to znacznie więcej.

— Miło mi to słyszeć. Zapraszam.

I poprowadził ją do windy. Mateusz wyglądał na bardzo sympatycznego pana. Mógł mieć około 40 lat. Tak przynajmniej wygląda. Zosia poczuła się nagle bardzo spokojna. Kiedy drzwi windy się otworzyły, ujrzała biurko, za którym nikt nie siedział. Bardzo ją to zdziwiło. A potem dostrzegła długi korytarz który za pewne prowadził do biur szefa i pracowników, którzy pracowali w tym dziale.

Poczekalnia była przestronna. Prosta, elegancka i jednocześnie nowoczesna. Kolory dominujące to czerń i biel. Pomyślała, że dołożyłaby jeszcze trochę czerwieni i kilka obrazów przedstawiających wnętrza mieszkań czy domów. Mateusz poprowadził ją korytarzem (szerokim na około 1,5 metra). Po lewej stronie nie było drzwi. Po prawej po kolei mijali drzwi do gabinetu zastępcy, gabinetu asystenta, aż w końcu ostatnie drzwi to gabinetu szefa. Otworzył je, a ona weszła do środka. Było to dosyć spore pomieszczenie. Eleganckie, z klasą i bardzo nowoczesne.

Przy oknie na wprost wejścia stało ogromne biurko.

Po lewej od wejścia stała kanapa i stolik a po prawej w kącie był barek. Po środku ściany były drzwi. Bardzo ją ciekawiło co za nimi jest. Ściana ta była oszklona, ale zamglona. Nic nie było przez nią widać.

— Proszę usiąść na kanapie- wyrwał ją z zamyślenia Mateusz.

Usiadła. I czekała, kiedy to zastępca szefa przeglądał jej dokumenty.

— Może mi pani pokazać te zdjęcia udekorowanych wnętrz?

— Oczywiście, bardzo proszę- podała telefon z otwartym albumem, w którym znajdowały się zdjęcia jej mieszkania.

— Hmmmmm. Bardzo ciekawe.-A po dłuższej chwili dodał- Podoba mi się pani oryginalność w dekoracjach. Niech mi pani powie, np. Hmmmm. Co by pani zmieniła, np. w naszej poczekalni?

— Dodałabym czerwieni. Jeśli szafka, drzwi i biurko są czarne a ściany białe to krzesła ładnie by wyglądały, gdyby były czerwone. Na ścianach bym powiesiła obrazy. Nie wiele. Zaledwie 2—3 i po jednym w korytarzu pomiędzy gabinetami. Ale nie zwyczajne obrazy. Takie, które będą przedstawiać jakieś wnętrze.

— A w tym gabinecie?

Zaskoczył ją tym pytaniem. Tu jej się podobało wszystko.

— Nic bym nie zmieniła. To gabinet szefa. Powinien tak właśnie wyglądać. Chociaż na tym stoliku postawiłabym wazonik z kwiatkami.

— Dobrze.-powiedział. Wstał, nacisnął jakiś guzik na biurku, a szklana ściana z zamglonej zrobiła się przezroczysta. Ujrzała jakby lustrzane odbicie gabinetu, w którym właśnie siedziała.- To jest dla pani.- powiedział w końcu Mateusz.

Nie była pewna czy dobrze usłyszała.

— Słucham?

— To jest pani gabinet. Jeśli oczywiście przyjmie pani posadę asystentki szefa.

— Ale, ale… -jąkała się zaskoczona- Ale ja składałam dokumenty o posadę sekretarki, więc jakim cudem?

— Tak, to prawda. Wiem o tym. I mam nadzieję, że szef mnie za to nie wyrzuci z pracy. Mam jednak przeczucie, że będzie pani idealną asystentką. A po za tym, jeśli pani odmówi, nie będę mógł nic więcej dla pani zrobić bo przed panią zatrudniłem już sekretarkę. Pani Marta to na prawdę idealna kandydatka na to stanowisko. Z resztą tak jak pani na stanowisko asystentki. To jak? Przyjmuje pani tę posadę?

— Ja… O tak, oczywiście, że tak- odpowiedziała a z radości, aż uściskała Mateusza.

— Witam na pokładzie, Zofio. Mów mi po prostu Mateusz. Nie przejmuj się tym, że mam 50 lat. Ponoć tego nie widać- uśmiechnął się i puścił do niej oko. — W takim razie do zobaczenia w piątek o 9:00.

— Do widzenia, Mateuszu.

Kiedy wychodziła dopiero zauważyła, że na prawo od windy (jak się wychodzi z windy to po prawej stronie), na przeciw biurka sekretarki były drzwi do toalety damskiej, męskiej i drzwi do pomieszczenia komunalnego. Zapewne to tam sekretarka szykuje gościom kawę czy herbatę. Na lewo od windy było wyjście na schody. No nic. Nie zostało jej nic innego, jak wrócić do domu i świętować nową posadę. Weszła do windy i nacisnęła przycisk „PARTER”.

W holu postanowiła udawać, że nie dostała pracy sekretarki. W sumie to tak jest, ale za to ma lepszą pracę niż mogła sobie wyobrazić.

Więc z ponurą miną wyszła z windy. Recepcjonistka poprosiła ją aby zajrzała do Kadr i podpisała umowę. Tak też zrobiła. Włożyła swoją umowę do torebki i wyszła.

Nie widziała nigdzie Olki, więc pomyślała, że koleżanka poszła do domu.

— Witam na pokładzie, pani Myśkiewicz. I do zobaczenia jutro w pracy.- Powiedziała recepcjonistka- Nazywam się Ilona Farna.

— Miło mi poznać. Do zobaczenia.

Kiedy wychodziła wpadła na Olę.

— Hej. Poszłam kupić szampana. Mam tę robotę. Wiesz jak się cieszę. Będę sekretarką. Jupiiiiiiiii- podskakiwała z radości Ola.- A co z tobą? Nie cieszysz się?

— Nie dostałaś pracy? Nie będziesz sekretarką? — Dodała już z powagą, kiedy zobaczyła minę przyjaciółki.

— Nie będę sekretarką, Oli. Nie dostałam tej roboty- powiedziała ponuro.

— Oj, Zosieńko. Tak mi przykro. To niesprawiedliwe. Miałaś lepsze kwalifikacje ode mnie.

I w tej chwili na twarz Zosi wyskoczył promienny uśmiech i łzy szczęścia popłynęły jej z oczu.

— Zośka, o co chodzi? — spytała zaskoczona Ola.

— Nie dostałam pracy sekretarki. Zostałam asystentką szefa, ha ha ha.

— Poważnie? O jejuńku, ale super.

I w podskokach wracały do domu. Ola zaczynała pracę w poniedziałek, ale Zosia już na drugi dzień. Nie mogła sobie pozwolić na alkohol.

— Obiecuję ci, Oli, że oblejemy to w sobotę. Dzisiaj jedynie po lampce szampana. Muszę być gotowa do pracy na jutro.

— Szkoda, ale ja tam wypije resztę z tej cudownie zimnej butelki. Kurcze, zaczynamy nowe życie. Za nową pracę.

— Za nową pracę i lepsze życie.-Powiedziała Zosia i stuknęły sie kieliszkami.

Po błogim lenistwie i objadaniu sie chipsami poszły wziąć prysznic i do łóżek. Zosia leżała i nie mogła zasnąć. Była zaskoczona tym co wydarzyło się tego dnia. Była ciekawa co ją czeka w nowej pracy. Zasnęła, nawet nie wiedziała kiedy. Ale kiedy wstała rano, była 6:15. Do pracy szła na 9:00. Miała nie całe 3 godziny.

Wstała więc, wzięła prysznic i zrobiła sobie śniadanie. Ola jeszcze spała i nie chciała jej budzić. Kiedy wychodziła już do pracy, z pokoju wyszła jej przyjaciółka.

— Hej, a ty dokąd. A kopniak na szczęście?

— Jasne- lekko się wypięła.-No to pa.

Kiedy doszła do firmy była za kwadrans dziewiąta. Przywitała się z Iloną recepcjonistką i podążyła do windy. W biurze przywitała ją pustka.

Zapukała do gabinetu Mateusza, ale go nie było. Poszła więc do swojego gabinetu i rozejrzała się. Nie mogła uwierzyć, że to jest jej świat i jej praca.

Na biurku stał nowiuśki laptop. Usiadła w fotelu i zauważyła kopertę ze swoim imieniem. Otworzyła i przeczytała:

„Pani Zofio. Ten laptop od dziś należy do Pani. Bedzie Pani przy nim pracowała. Ma wgrane odpowiednie programy, więc zaoszczędzi sobie Pani trudu instalacji tego co trzeba.

Pierwszym Pani zadaniem jest… wystrojenie swojego gabinetu. Ma puste białe ściany, więc ma Pani wolną rękę. Proszę się przyłożyć do tego. O 12:00 wybierze się Pani z Mateuszem na zakupy, aby zaopatrzyć się we wszystko co będzie potrzebne w przygotowaniu gabinetu pod Pani projekt. Przy biurku na szafce, zapewne Pani zauważyła stoi drukarka. (Ma ona również funkcję skan i ksero). Kiedy skończy Pani projekt, proszę go wydrukować dwukrotnie. Jeden projekt weźmie Pani na zakupy, a drugi proszę w teczce, którą znajdzie Pani w swoim biurku po lewej stronie, zostawi Pani u mnie na biurku. Zobaczymy się kiedy Pani będzie z powrotem.

Tymoteusz Kocur

„OAZA””

— Co??? Jak ja mam w 3 godziny zrobić projekt?

Od razu wzięła się do pracy. Zrobiła zdjęcie każdej ściany. Tej szklanej również, gdyż zauważyła, że ona nie ma biurka z guzikiem, który zamgli ścianę. A przecież też chciała trochę prywatności i nie być pod stałą obserwacją szefa. Za pomocą kabla USB wgrała zdjęcia do laptopa. Potem za pomocą odpowiedniego programu zabrała się za projekt. Narożnik ściany przy wejściu, czyli kącik dla gości postanowiła, że będzie w kolorze fioletu.

Pomyślała o tapecie gładniej ale w dwóch odcieniach. Jasny szary z ciemnym szarym. Paski przyklejane na zmianę raz jeden, raz drugi. Od drzwi wejściowych do miejsca, w którym będzie kończyć się narożnikowa kanapa. Ale nie ta czarna, która jest teraz. Inna, kremowa. Szklany stolik przy niej. Barek zmieniła na kolor drzewa sosnowego.

Nad nim umieściła obraz fioletowej orchidei. Nad drzwiami wejściowymi umieściła zegar. Zwykły okrągły zegar. Na suficie wzdłuż szklanej ściany umocowała długi karnisz na pilota, do której przypięta była długa kotara w nierówne kremowo-fioletowe paski. Kotara miała się zasłaniać od strony barku i okna, aż do środka czyli miejsca, w którym znajdowały się drzwi do gabinetu szefa. Nad oknem nie zmieniła nic ale za to biurko, jak i szafki również miały kolor drzewa sosnowego. Na biurku postawiła fioletowego storczyka i lampkę z mocnym światłem do pracy, gdy zrobi się już późno. Na suficie były halogeny, które można było rozjaśniać i przyciemniać jak tylko się chciało, więc nic nie zmieniła.

Podłoga miała kremowe płytki więc też tak zostawiła.

Przyjrzała się swojemu projektowi i stwierdziła, że nie jest to jakiś idealny projekt na nagrodę albo coś w tym stylu. Ale jest jej. To ma być jej kąt.

I może się nie spodobać.

Ale trudno. Dostała wolną rękę. Wydrukowała dwa razy projekt. Wyciągnęła teczkę z szafki.

W tym momencie ktoś zapukał do drzwi.

— Proszę wejść.

— Gotowa?

To był Mateusz. Zdziwiło ją, że tak szybko, ale kiedy spojrzała na zegarek i doznała szoku. Była 12:15.

— Tak, tylko zostawię to na biurku szefa- pokazała na teczkę i zaniosła do gabinetu obok. Swój projekt włożyła do drugiej teczki, zabrała torebkę i razem z Mateuszem wyszli.

— Jutro masz się uszykować i szef przyjedzie po ciebie o 20:00-powiedział, kiedy już jechali windą na dół.

— Jak to?

— Pojedziesz z szefem na imprezę firmową. Myślę, że szef zadba również o to, żebyś miała się w co ubrać.

— Ale przecież się nie widzieliśmy. Nie rozumiem.

— Szef widział ciebie z nagrania z monitoringu. Miał spotkanie od rana a teraz jest gdzieś w sklepie i kupuje dla ciebie sukienkę i buty.

— Nie wierzę.

Milczeli długo. Chodzili od sklepu do sklepu robiąc zakupy. Płacili i dzwonili do firmowego kierowcy gdzie ma jechać i co odbierać. Zosia czuła się potwornie głodna, bo dzień zleciał nawet nie wiedziała kiedy. Kupili wszystko co było potrzeba. Już nie mogła się doczekać, kiedy będzie mogła dekorować swój gabinet.

— Czas chyba w końcu coś zjeść. Nie wiem jak ty, Zofio, ale ja jestem potwornie głodny- powiedział Mateusz.

— O tak. Chętnie coś zjem.

— Dobrze. Jest 17:30. Zleciało nam trochę. Szczerze mówiąc. Podoba mi się twój pomysł. Zamówiłem też dzisiaj, za nim po ciebie przyszedłem, 3 obrazy do poczekalni. W takim stylu, jakim wczoraj radziłaś. Myślę, że ci się spodobają.

Zjedli w najlepszej restauracji w okolicy. A potem Mateusz odwiózł ją do domu.

— Padam z nóg- powiedziała, wchodząc do swojej sypialni.

— No fakt. Siedząc na tyłku nogi strasznie się męczą- odpowiedziała kpiąco Ola.

— Weź mnie, Olka nie denerwuj. Do południa siedziałam i robiłam projekt własnego gabinetu, a potem przez 5,5 godziny chodziłam z zastępcą szefa po sklepach robiąc zakupy do zrealizowania projektu. Później zjedliśmy razem w restauracji i przywiózł mnie do domu.

— O WOW!. To żeś miała dzień.

— No a to nie wszystko. Jutro o 20:00 mam być gotowa, bo szef po mnie przyjedzie i mam z nim jechać na jakąś imprezę służbową.

— Żartujesz???

— Niestety nie.

— Aaaaa, Zośka. Ktoś przywiózł ci paczkę jakąś godzinę temu. Leży w salonie na kanapie.

Przebrana już w dres poszła zobaczyć co to za paczka. Był to fioletowy karton w storczyki. Otworzyła i zobaczyła kopertę. Otworzyła ją i przeczytała:

„Pani Zofio.

Oto Pani strój na jutro. Bardzo przepraszam, że nie mogliśmy się spotkać i osobiście porozmawiać, ale obiecuję to wynagrodzić. Jeszcze będzie mnie miała Pani dosyć.

Tymoteusz Kocur

„OAZA””

Zosia była zdumiona. Wyciągnęła z kartonu długą czarną suknię na cieniutkich ramiączkach. Była lekko rozkloszowana co dawało jej piękny lekki jak wiatr wygląd. Do tego był szal na ramiona. Sukienka robiła piorunujące wrażenie. I buty. Piękne sandałki na nie wysokiej szpilce.

— I jak wyglądam? — zapytała Oli, okręcając się, gotowa do wyjścia

— Olśniewająco.

— Olśniewająco? Tak to bym wyglądała jak bym ważyła 50 góra 55 kilo, a nie ponad 70.

— Wierz mi, Zośka. Wyglądasz bosko. Ta sukienka idealnie pokrywa twoje krągłości. Jakby szyta na ciebie. Wyglądasz idealnie.

W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Nigdy nie była tak zestresowana. Wreszcie pozna swojego szefa. Była ciekawa tego mężczyzny. Czy jest przystojny? Młody? Starszy? Szczupły czy przy kości? Miły czy surowy? Dręczyło ją wiele pytań. Ale jednego była pewna. Była mu bardzo wdzięczna i zrobi wszystko, żeby mu się przypodobać. Zabrała torebkę i podeszła do drzwi. Otworzyła i… Zobaczyła mężczyznę około 40 może 45 lat. Ubrany w elegancki garnitur. W uchu miał słuchawkę.

— Pani Myśkiewicz? Pan Kocur czeka na panią.-powiedział mężczyzna.

— Oczywiście. A pan to…?

— Artur. Szofer pana Tymoteusza.

— A, no tak. W takim razie niech pan prowadzi, Arturze.-Powiedziała a potem okręciła się i zawołała do przyjaciółki- Pa Oli. Nie czekaj na mnie z kolacją.

Zamknęła drzwi i poszła u boku Artura.

Przy wyjściu zobaczyła stojącą czarną limuzynę. Zaparło jej dech w piersiach. W sumie to się tego spodziewała, ale mimo to i tak była pod wrażeniem. Auto miało przyciemnione szyby. Nie było widać kto siedzi w środku i co robi. Kiedy szofer otworzył jej drzwi ujrzała piękne wnętrze. Siedzenia z kremowej skóry, kątem oka ujrzała barek, ale tylko tyle. W aucie było ciemno, a jedyne światło jakie padało do środka to te z latarni. Uniosła lekko sukienkę i wsiadła. W tym samym momencie drzwi auta się zatrzasnęły. Była sama, albo tak jej się przynajmniej wydawało. Chociaż z drugiej strony czuła jakby ją ktoś obserwował. Samochód ruszył. Wpatrywała się w okno w zamyśleniu.

— Miło mi cię znowu widzieć, Sofi

Te słowa ją tak wystraszyły, że aż podskoczyła i krzyknęła.

— Jak to znowu? Kto tu jest?

I wtedy zapaliły się jasne światełka wokół dachu auta. Ujrzała na przeciw siebie mężczyznę. Nie ziemsko przystojnego. Uderzająco podobnego do Orlando Blooma w „Piratach z Karaibów”. Długie czarne włosy i urocza bródka. Serce zabiło jej mocniej. Widziała już tego mężczyznę. To było zaledwie kilka dni temu. W restauracji w galerii handlowej. Wpadła na niego. A potem na parkingu oskarżyła go, ze ją śledzi. Gdyby nie fakt, że auto nie jechało wcale tak wolno. Fakt. Gdyby w ogóle nie jechało, to natychmiast by z niego wysiadła.

— To pan? — spytała zdumiona

— Tak. Tymoteusz Kocur. Miło mi.

— Ale… ale jak…?

— Powiem tak. Byłem cholernie zły na Mateusza, kiedy mi powiedział, że zatrudnił nie tylko sekretarkę ale i asystenta.

— Dlaczego?

— Dlaczego? Jestem szefem. Wybór mojej asystentki należy do mnie. A on mi powiedział, że zatrudnił asystenta. Myślałem, że szlag mnie trafi. Powiedział mi, że mam się nie denerwować. On mi wszystko wyjaśni. A ja i tak byłem wściekły. Pokazał mi zdjęcia jakie pani przedstawiła. Byłem pod wrażeniem. Nie ukrywam. Stwierdziłem, że musi być zdolny ten mój asystent. Ale i tak miałem odesłać go do domu pozbywając pracy już na drugi dzień. Czyli wczoraj.

— To dlaczego pan tego nie zrobił?

— Ponieważ Mateusz nie powiedział mi, że mój ASYSTENT to kobieta. Gdyby powiedział „asystentka” to co innego. Asystentka musi czasami brać udział w najróżniejszych imprezach firmowych, jako moja partnerka. A z mężczyzną byłoby to niemożliwe. Na imprezy chodzą pary lub idzie się solo, jeśli nie ma się asystentki. Więc kazałem Mateuszowi iść do siebie i napisać pismo tak, aby ten „mężczyzna” nie był za bardzo urażony. A sam chciałem wyjść z biura i się zrelaksować. Na prawdę byłem wściekły. A kiedy wychodziłem, Ilona mi pogratulowała zdolnej asystentki. Podziękowałem, ale to co powiedziała dotarło do mnie jak już wyszedłem z budynku. Wróciłem i poprosiłem, aby powiedziała to jeszcze raz. A kiedy to zrobiła, to prawie pobiegłem to biura ochrony i kazałem im pokazać nagranie z kamer z holu i 4 piętra od godziny 10:00. Kiedy panią zobaczyłem… hmmm… pomijając to co pomyślałem. Pobiegłem do windy, wjechałem na górę, kazałem Mateuszowi pieprzyć te papierzyska i poprosiłem do gabinetu. Dałem instrukcje, co ma zrobić, a sam napisałem kartkę i zostawiłem na pani biurku. Nie mogłem sam osobiście z panią porozmawiać bo pani przychodziła do pracy na 9:00, a ja o 8:00 miałem ważne spotkanie. Kiedy przyszedłem to sekretarka powiedziała, że wyszła pani z Mateuszem jakieś 5 minut wcześniej.

— Rozumiem. Muszę pana przeprosić za swoje zachowanie wtedy w galerii. Przykro mi bardzo.

— A mnie nie.

Spojrzała na niego zdumiona.

— No tak, to było nawet zabawne- odpowiedział na jej milczenie.

— Panie Kocur, dojeżdżamy- usłyszeli z głośnika, którego ona nie widziała.

— Oczywiście Arturze, dziękuję.

Przez chwile panowała cisza.

— Musi pani udawać moją dziewczynę- wypalił nagle Tymoteusz.

— Co?

— To jest pani zadanie na dziś. Powiedzieli mi, że mam zapomnieć o nowych udziałach, jeśli nie będę miał dziewczyny. Zapewniłem ich, że mam dziewczynę.

— A ma pan?

— Nie. I nigdy nie miałem.

Spojrzała na niego zdumiona. „Ciekawe czy sypia w ogóle z kobietami? A może woli facetów?” Pomyślała.

— Żeby była jasność. Nie jestem gejem i nigdy jeszcze nie spałem z kobietą, ani tym bardziej mężczyzną- dodał widząc jej minę.

— Dlaczego mi to pan mówi?

— Bo za