Dochód podstawowy - Guy Standing - ebook + książka

Dochód podstawowy ebook

Standing Guy

4,3

Opis

Czy każdy powinien mieć udział w bogactwie społeczeństwa? Czy możemy stworzyć bardziej sprawiedliwy świat, przyznając każdemu gwarantowany dochód? Co to oznaczałoby dla naszego zdrowia, dostatku i szczęścia?
Regularne świadczenie pieniężne dla każdego obywatela – to właśnie Dochód podstawowy. Jakie skutki przynosi w zakresie gospodarki, biedy, pracy? Jakie argumenty można wysunąć przeciwko tej idei? I dlaczego nie można dłużej czekać z jej wprowadzeniem w życie? Na te i wiele innych pytań odpowiada w swojej przystępnej książce Guy Standing, który od ponad trzydziestu lat gra pierwsze skrzypce w dyskusji o dochodzie podstawowym.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 399

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (13 ocen)
9
0
3
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
tomaszkk

Całkiem niezła

Dochod podstawowy: mokry sen nierobów i lewactwa.
00
Ahrynczuk

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa lektura. Otwiera oczy i obala pewne powszechnie powielane mity. Warto przeczytać.
00
Tumor1970

Nie oderwiesz się od lektury

Podstawowa lektura dla wszystkich, którzy oczekują istotnej zmiany społecznej. Praktyczne wskazówki oraz realne dane z przeprowadzonych prób wdrażania dochodu gwarantowanego. Z tą wiedzą nie jesteśmy już bezradni wobec zmian, które następują i prognoz na nieodległą przyszłość.
00

Popularność




Ewolucja czerpie swą twórczą siłę od tych, którzy występują w imię niemożliwego, a nie od niewolników tego, co możliwe.

Barbara Wootton

Przedmowa

Przynajmniej od czasów Utopii Tomasza Morusa z 1516 roku wielu myślicieli flirtowało z ideą dochodu podstawowego: pomysłem, by wszyscy członkowie i członkinie społeczności otrzymywali – jako przysługujące im prawo – pewien regularny dochód. Niektórych odstręczała bezczelność tej koncepcji, inni wyśmiewali ją jako wydumaną fantazję lub wręcz zagrożenie – jakkolwiek odległe – dla całej cywilizacji, inni relegowali ją do sfery jałowego marzycielstwa (słusznego, być może, ale co z tego?), jeszcze inni okazywali się wręcz nieznośni w swoim entuzjazmie. Spektrum odczuć i reakcji było imponująco szerokie.

Jednak dopiero w latach 80. XX wieku zawiązano międzynarodową sieć, która miała za zadanie zachęcać do debaty o dochodzie podstawowym. Europejską Sieć Dochodu Podstawowego (Basic Income European Network, BIEN) formalnie ustanowiła we wrześniu 1986 roku mała grupa ekonomistów, filozofów i przedstawicieli innych nauk społecznych z zachodniej Europy na spotkaniu w belgijskim Louvain-la-Neuve. Był to symboliczny gest: Utopia, a więc pierwsza wizja społeczeństwa zapewniającego publicznie finansowany dochód podstawowy, została pierwotnie wydana właśnie w Louvain (po flamandzku: Leuven). Byłem wśród członków założycieli owej sieci, wymyśliłem też jej nazwę. BIEN to nie tylko skrót, lecz także nawiązanie do francuskiego słowa oznaczającego „dobrze”, przywodzącego na myśl dobrobyt, który – według naszego przekonania – byłby rezultatem wprowadzenia dochodu podstawowego.

Stopniowo, w miarę jak do BIEN wstępowali członkowie spoza Europy, stosowna wydała się nam zmiana nazwy. W 2014 roku litera „E” przestała odsyłać do Europy i zaczęła oznaczać „świat”, „Ziemię” bądź „glob” (Earth). Niemniej jednak do niedawna idea dochodu podstawowego wypłacanego wszystkim w ramach pewnego prawa leżała poza sferą zainteresowania komentatorów, akademików i polityków głównego nurtu. Zasługujące na wyróżnienie wyjątki od tej reguły obejmowały Michela Rocarda, byłego premiera Francji, oraz południowoafrykańskiego biskupa Desmonda Tutu, laureata Pokojowej Nagrody Nobla – obydwaj wystąpili swego czasu na kongresach BIEN. Sytuacja zmieniła się po krachu finansowym z lat 2007 – 2008 – przyniósł on poważne zagrożenie dla globalnej gospodarki, ale też spowodował nagły wzrost zainteresowania dochodem podstawowym.

Niech mi jednak czytelnicy i czytelniczki pozwolą w tym miejscu docenić tych, którzy – w ramach aktywności BIEN – podtrzymywali ideę dochodu podstawowego przy życiu w ciągu lat przemilczenia, a których badania i publikacje pomogły kształtować myślenie i tworzyć spójne propozycje polityczne. Od samego początku staraliśmy się umożliwić udział w debacie wszystkim opcjom i odcieniom politycznym, stawiając za jedyny warunek przywiązanie do równości płciowej i rasowej, a także szacunek dla wolnego i demokratycznego społeczeństwa.

Zdarzały się więc napięcia między tymi, którzy wychodzili z bardziej libertariańskich pozycji, a tymi, którym bliskie było podejście bardziej egalitarystyczne. Spierali się również zwolennicy dochodu podstawowego jako samodzielnej propozycji programowej z tymi, którzy widzą go jako część postępowej strategii politycznej. To jednak ów „szeroki front” był właśnie kluczem do sukcesu BIEN, on bowiem pozwolił wytworzyć pewną bazę wiedzy – niezbędną w momencie, gdy z pełnym przekonaniem możemy już powiedzieć, że „dochód podstawowy to idea, której czas właśnie nadszedł”.

Polityczny imperatyw?

Rosnące zainteresowanie dochodem podstawowym częściowo odzwierciedla coraz powszechniejsze rozpoznanie, że obecna polityka gospodarcza i społeczna wytwarza niedające się na dłuższą metę podtrzymać nierówności i niesprawiedliwości. Dwudziestowieczny system redystrybucji dochodu uległ załamaniu – przez postęp globalizacji, przez realizację doktryny „neoliberalnej”, przez technologiczną rewolucję, która utorowała drogę do zasadniczych przeobrażeń na rynku pracy. Jednym z rezultatów tych zmian był rozrost prekariatu złożonego z milionów ludzi pracujących bez stabilnego zatrudnienia i poczucia bezpieczeństwa, pozbawionych tożsamości opartej na przynależności do grupy zawodowej w sytuacji ciągle spadających i coraz bardziej chwiejnych płac realnych, przy utracie świadczeń i chronicznym zadłużeniu.

Podział dochodu narodowego między „kapitał” i „pracę” (inaczej siłę roboczą) wydawał się kiedyś w miarę stabilny, ten historyczny konsensus dawno jednak przeminął. Żyjemy w drugim wieku pozłacanym, w którym coraz większa część dochodu spływa do „rentierskiej” mniejszości – do tych, którzy żyją z posiadanej własności (fizycznej, finansowej, „intelektualnej”). Dla tej sytuacji trudno znaleźć moralne czy ekonomiczne uzasadnienie. Nierówności zaś narastają – podobnie jak resentyment. Połączenie niepokoju, anomii, alienacji i złości okazuje się wyjątkowo wybuchowe, umożliwia populistycznym politykom rozgrywanie społecznych lęków i budowanie poparcia dla programu, który musi się kojarzyć z najgorszymi aspektami historycznego pokłosia pierwszego wieku pozłacanego.

O ile nie zbudujemy nowego systemu dystrybucji dochodu – bądź przynajmniej konkretnego zalążka takiego systemu – zwrot w kierunku skrajnej prawicy, który stał przecież za decyzją Brytyjczyków o wystąpieniu z Unii Europejskiej oraz wyborem Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych w 2016 roku, okaże się tylko mocniejszy i wyraźniejszy. Uważam, że dochód podstawowy – jako początek bardziej egalitarnego i emancypacyjnego systemu – stał się w tej sytuacji politycznym imperatywem. To jeden z powodów, dla których napisałem poniższą książkę.

O książce

Ambicją tej książki jest przeprowadzenie czytelnika i czytelniczki przez szereg argumentów zwolenników i przeciwników wprowadzenia prawa do dochodu podstawowego, czyli świadczenia pieniężnego wypłacanego wszystkim jednostkom niezależnie od wieku, płci, stanu małżeńskiego, sytuacji zawodowej czy historii pracy. Opieram się na trzydziestu latach badań, dyskusji i działań aktywistycznych wielu różnych osób, przede wszystkim zaś na historii samej BIEN, szesnastu międzynarodowych kongresach i setkach przedstawionych na nich referatów, aż do kongresu w Seulu w lipcu 2016 roku. Na tyle, na ile to możliwe, podaję przypisy i źródła przydatne dla czytelników i czytelniczek zainteresowanych bardziej szczegółowymi aspektami debaty.

Chciałbym w tej książce zaoferować czytającym wprowadzenie i coś w rodzaju autorskiego przewodnika. Na kolejnych stronach rozważę, co właściwie rozumiemy przez „dochód podstawowy”, i omówię trzy główne perspektywy wykorzystywane zwykle dla jego uzasadnienia – kwestie sprawiedliwości, wolności i bezpieczeństwa – jak również samą argumentację ekonomiczną. Zajmę się także różnymi zarzutami wysuwanymi przeciwko koncepcji dochodu podstawowego, szczególnie w kontekście możliwości jego sfinansowania i wpływu na podaż pracy; spojrzę przy tym na praktyczne i polityczne wyzwania związane z jego wprowadzeniem.

Mam nadzieję, że poniższa książka okaże się użyteczna dla polityków i ustawodawców, jak również dla tych, których nazywa się zwykle – w cokolwiek protekcjonalny sposób – „laikami”, „zwykłymi” czytelnikami. Proste wezwanie, by „zapewnić każdemu i każdej dochód podstawowy”, jest ostatecznie sprawą bardziej złożoną, niż mogłoby się wydawać. Jednocześnie wiele osób ma na ten temat bardzo wyraziste opinie, które często są formułowane bez poparcia dowodami czy dłuższej refleksji. Czytelników i czytelniczki zachęcam więc do podejścia do tej książki z jak najbardziej otwartym umysłem.

Jako członek założyciel sieci BIEN – a aktualnie jej honorowy współprzewodniczący – pozostaję niewzruszonym zwolennikiem dochodu podstawowego. W książce wchodzę jednak sporadycznie w rolę adwokata diabła (a przynajmniej próbuję), by czytelnik i czytelniczka sami mogli zważyć poszczególne argumenty. Celem jest zachęcenie do rzeczowej dyskusji nieopartej wyłącznie na namiętnych emocjach, nieosuwającej się w dialog głuchych, a więc ludzi niezainteresowanych tym, co do powiedzenia ma druga strona. Do aktorów sceny politycznej należy przekucie debaty w konkretne działania.

Jak dać politykom skłonnym do poparcia dochodu podstawowego odwagę, by powiedzieli o tym głośno i pracowali na rzecz jego wprowadzenia? Jeśli o mnie chodzi, jestem już zmęczony zachowaniem wpływowych ludzi polityki przyznających się prywatnie do popierania tej idei, jednak rzekomo niewiedzących, w jaki sposób dokonać coming outu swych poglądów. Chciałbym, by argumenty przedstawione w tej książce pomogły, szczególnie w kontekście wydarzeń z roku 2016, ukształtować ich zbiorowy kręgosłup.

1 Dochód podstawowy znaczenie i historyczne początki

Najprostsza droga wiedzie poprzez drzwi. Dlaczego tak niewielu z niej korzysta?

Konfucjusz

Na początku musimy określić, co właściwie rozumiemy przez dochód podstawowy. Chociaż koncepcja ta ma kilka różnych wersji – omówimy je w stosownym czasie – dochód podstawowy zdefiniować można jako niewielką sumę pieniędzy wypłacaną jednostkom bezpośrednio, bezwarunkowo i regularnie (na przykład co miesiąc). Często nazywa się go powszechnym dochodem podstawowym, ponieważ wypłacany ma być wszystkim.

Ta zwodniczo prosta definicja domaga się wszakże dalszego rozwinięcia.

Podstawy

Co rozumiemy przez „podstawowy”?

Określenie „podstawowy” powoduje dużo zamieszania. W najskromniejszej wersji oznacza ono kwotę wystarczającą do przeżycia (choćby w najgorszych warunkach) w danym społeczeństwie. Możemy też mówić o większej sumie, głównym celem jest jednak zapewnienie elementarnego bezpieczeństwa ekonomicznego, a nie całkowitego bezpieczeństwa czy dostatku. Całkowite bezpieczeństwo nie byłoby bowiem ani osiągalne, ani pożądane.

Określenie, czym właściwie jest owo „podstawowe bezpieczeństwo”, samo w sobie stanowi wyzwanie, jednak intuicyjnie powinno to być dość łatwe do zrozumienia. Chodzi o to, co „dobre społeczeństwo” (jakkolwiek konkretnie je sobie wyobrazimy) powinno zapewniać swoim członkom na możliwie równych i pozbawionych wyjątków zasadach: o wystarczające do przeżycia wyżywienie i dach nad głową, możliwość edukacji i dostęp do opieki medycznej. Większość zwolenników dochodu podstawowego uważa, że powinien być on uznany za niezbywalne prawo, którego nie można się dobrowolnie zrzec. Tę kwestię omówimy szerzej w rozdziale trzecim.

Niektórzy uważają, że dochód podstawowy powinien wystarczać do „uczestnictwa w życiu społecznym”. Jako element definicji takie określenie wydaje się zbędne i zbyt abstrakcyjne. Jednak wyraża ono słuszne pragnienie zapewnienia wszystkich środków wystarczających do tego, by – jak głosi fraza kojarzona z Alexisem de Tocqueville’m – żyć i rozwijać się w społeczeństwie jako obywatele o równym statusie. Rozsądnym, pragmatycznym stanowiskiem byłoby więc dążenie do wprowadzenia dochodu podstawowego w wysokości zbliżającej nas do tego celu.

Jak wysoki miałby więc być dochód podstawowy? Niektórzy jego obrońcy uważają, że powinien zostać wprowadzony na najwyższym możliwym – dającym się utrzymać – poziomie, jak najbliżej granicy, ponad którą kończy się ubóstwo. To perspektywa libertariańska, rozważana w rozdziale trzecim, której często towarzyszy przekonanie, że dochód podstawowy mógłby zastąpić wszystkie państwowe świadczenia i usługi społeczne.

Inni, włącznie z autorem poniższej książki, uważają, że dochód podstawowy mógłby najpierw być wprowadzony na stosunkowo niskim poziomie i z czasem się zwiększać w zależności od rozmiarów funduszu ustanowionego na jego cele oraz zmian w dochodzie narodowym. Niezależnie jednak od tego, na jaki poziom się zdecydujemy, dochód podstawowy nie musi być – i nie powinien być – obliczony na rozmontowanie struktur państwa opiekuńczego.

Co rozumiemy przez „powszechny”?

W idealnym świecie moglibyśmy chcieć zapewnić wszystkim ludziom równe bezpieczeństwo ekonomiczne. W tym wypadku „powszechny” oznacza jednak tyle, że dochód podstawowy byłby wypłacany wszystkim mieszkańcom danej społeczności, danego obszaru czy państwa. Nie byłby on w ścisłym sensie „dochodem obywatelskim”, jak się go czasem określa, ponieważ obywatele danego kraju niemieszkający w nim nie kwalifikowaliby się do otrzymania świadczenia. Z drugiej strony, od osób przemieszczających się w granicach kraju można by wymagać zamieszkania w danym regionie przez określony czas, zanim będą mogły otrzymać tam dochód podstawowy (w wypadku przybywających z zagranicy chodziłoby o okres legalnej rezydentury). Są to kwestie polityczne, które można rozwiązać w ramach demokratycznych procedur.

Co rozumiemy przez „wypłacany jednostkom”?

Dochód podstawowy wypłacany byłby każdej jednostce jako jednostce – niezależnie od statusu małżeńskiego, rodzinnego, pozycji w gospodarstwie domowym. Innymi słowy, nie wiązałby się z wykluczeniem czy dyskryminacją jakiegokolwiek modelu gospodarstwa domowego. Jednocześnie, i inaczej niż w wypadku świadczeń wypłacanych na podstawie sytuacji rodzinnej, nie opierałby się na założeniu, że mieszkający pod jednym dachem dzielą się dochodem (czy wręcz dzielą się nim po równo, co jest założeniem częstym, acz pochopnym).

Dochód podstawowy powinien również być jednolity, to znaczy wypłacany w tej samej wysokości wszystkim dorosłym niezależnie od okoliczności. Niektóre państwowe świadczenia odwołują się dziś do rodziny jako podstawowej grupy, zakładając tak zwaną korzyść skali i w efekcie przyznając mniejsze kwoty poszczególnym członkom większych gospodarstw. Dochód podstawowy unika takich założeń – a więc i niezamierzonej dyskryminacji.

Większość zwolenników dochodu podstawowego (choć nie wszyscy) proponuje równocześnie wypłacanie pewnej mniejszej kwoty dzieciom, zaznaczając zazwyczaj, że powinna ona trafiać do matki dziecka (bądź osoby pełniącej ekwiwalentną rolę). Wielu chciałoby też stworzenia osobnego dodatku dla emerytów, starszych osób o złym stanie zdrowia i osób z niepełnosprawnością w ramach wyrównania za wyższe koszty życia i relatywnie małą szansę znalezienia dodatkowego dochodu. „Równość” można więc interpretować w tym wypadku jako zapewnienie równego podstawowego poziomu życia.

Co rozumiemy przez „bezwarunkowy”?

Bardzo ważny element koncepcji dochodu podstawowego – to, że powinien być zapewniany przez państwo bezwarunkowo – ma trzy istotne aspekty. Po pierwsze, chodzi o zniesienie warunku bycia osobą ubogą, a więc odrzucenie kryterium dochodowego i sprawdzania środków, którymi dana jednostka dysponuje (means-testing). Nikt nie musiałby udowadniać, że zarabia poniżej pewnego poziomu ani że nie jest za to „odpowiedzialny”, względnie „winny” swoich niskich dochodów. Tego rodzaju kryteria są dużo bardziej arbitralne i niesprawiedliwe, niż się to zwykle zakłada.

Po drugie, nie istniałyby żadne warunki związane z wydatkami, dochód podstawowy byłby wypłacany bez jakichkolwiek ograniczeń co do tego, kiedy, jak i na co można go wydać. To odróżnia dochód podstawowy od świadczeń rzeczowych, voucherów i różnych systemów kartkowych, które pozwalają kupić tylko określone przedmioty i są przez to z założenia paternalistyczne. Dochód podstawowy pozwala każdemu określić własne priorytety.

Po trzecie, nie istniałyby warunki behawioralne, a więc wymaganie od osób chcących zakwalifikować się do dochodu podstawowego określonych zachowań, takich jak podjęcie pracy, pracy określonego rodzaju czy też deklaracja samej gotowości do niej. Do tego rozumienia „bezwarunkowości” dochodu podstawowego odwołują się zwykle w dyskusjach i jego zwolennicy, i jego krytycy.

Co rozumiemy przez „regularny”?

Dochód podstawowy byłby wypłacany w regularnych odstępach – zwykle mówi się o trybie comiesięcznym, chociaż w grę wchodzą też rzadsze lub częstsze wypłaty. Co istotne, kwota otrzymywana każdego miesiąca byłaby podobna i wypłacana automatycznie, bez formularzy do wypełnienia, kolejek do odstania itd. Przewidywalność jest kluczowym elementem podstawowego bezpieczeństwa. Inaczej niż większość form świadczeń państwowych, dochód podstawowy byłby zatem gwarantowany i przewidywalny.

Byłby również nieodbieralny. Innymi słowy, dochód podstawowy byłby prawem, którego – podobnie jak innych fundamentalnych praw, na przykład prawa do wolności osobistej – nie można byłoby odebrać inaczej niż w wyniku postępowania sądowego. (Niektórzy zwolennicy dochodu podstawowego proponują zawieszenie go w wypadku więźniów, ale inne opcje obejmują użycie go do pokrycia części kosztów związanych z osadzeniem, wypłacanie dochodu podstawowego rodzinie osób odbywających karę czy nawet odkładanie pieniędzy na konto, co miałoby ułatwić powrót do społeczeństwa po odbyciu kary). Dochód podstawowy powinien być także nieobciążalny – nie mógłby zostać zajęty w związku z niespłaconymi długami. Chodzi bowiem o zapewnienie podstawowego bezpieczeństwa dochodu.

Ostrzeżenie

Stabilny i przewidywalny dochód podstawowy, wypłacany choćby się waliło i paliło, różni się więc od minimalnego dochodu gwarantowanego, który wyrównuje dochód do pewnego poziomu i wymaga zwykle złożonego testowania środków dostępnych danej jednostce. Jest też różny od świadczeń podatkowych i negatywnego podatku dochodowego, które przestają być wypłacane wraz ze wzrostem dochodów.

Niemniej wspomniane inne rozwiązania i dochód podstawowy wymienia się zwykle jednym tchem ze względu na ich wspólny mianownik: założenie, że każdy powinien mieć zapewnione podstawowe bezpieczeństwo w kwestii dochodów. W poniższej książce termin „dochód podstawowy” używany jest tylko na oznaczenie propozycji zgodnych z definicją zaproponowaną wcześniej w tym rozdziale, czytelnicy powinni jednak pamiętać, że wielu komentatorów łączy wszystkie wymienione koncepcje pod ogólnym hasłem „dochodu podstawowego”. Czasem może to być celowa manipulacja, zazwyczaj jednak znaczy to tyle, że dana osoba nie do końca wie, o czym mówi.

Dochód podstawowy vs podstawowe dotacje kapitałowe

To ważne, by odróżnić dochód podstawowy (skromne kwoty wypłacane regularnie) od podstawowych dotacji kapitałowych (większe kwoty wypłacane jednorazowo). Mówi się, że celem podstawowych dotacji kapitałowych jest zbudowanie „kapitalizmu równego startu”, który dopuszcza nierówności wytwarzane przez rynek, tymczasem dochód podstawowy ma doprowadzić do „kapitalizmu stałego utrzymywania dochodów powyżej pewnego poziomu”[1].

Zwolennicy podstawowych dotacji kapitałowych mają zwykle na myśli jednorazową wypłatę otrzymywaną przez wszystkich po osiągnięciu określonego wieku (na przykład dwudziestu jeden lat). Bruce Ackerman i Anne Alstott, dwoje głównych współczesnych obrońców tej koncepcji, nazywają ją „dotacją dla udziałowców” (stakeholder grant)[2]. Gdzie indziej sam nazwałem ją „dotacją na wejście w dorosłość” (coming-of-age grant, COAG)[3].

W wariancie nazywanym z kolei „obligacjami dziecięcymi” (baby bonds), wprowadzonym w Wielkiej Brytanii pod rządami New Labour, rodzice otrzymywali voucher na 250 funtów (lub więcej) w momencie narodzin dziecka do zainwestowania w funduszu powierniczym i wypłacenia w momencie, gdy dziecko osiągnie pełnoletność. Program zarzucony został przez koalicję konserwatystów i liberalnych demokratów rządzącą w latach 2010 – 2015, zanim jeszcze pierwsi potencjalni świadczeniobiorcy osiągnęli pełnoletność, tej decyzji oczywiście nie poprzedziła więc – bo i nie mogła poprzedzić – ocena jego rzeczywistego wpływu społecznego.

Główne zarzuty wobec jednorazowych dotacji kapitałowych dotyczą efektu „słabej woli”. Osoby otrzymujące naraz tak dużą kwotę – zwłaszcza w wieku osiemnastu czy dwudziestu jeden lat – mogą dać się skusić perspektywie ryzykownych inwestycji lub szybko przepuścić wszystkie pieniądze, zostając z niczym. Problemem jest też czas: niektórzy otrzymają grant, gdy wartość inwestycji będzie rosła, inni wtedy, gdy okazje do inwestowania będą rzadkie lub bardziej ryzykowne. Rada eksperta (czy też „impuls” wysłany przez przydzielonego przez rząd doradcę) może wpłynąć dobrze na jednych i źle na drugich w zależności od momentu. Ostatecznie zatem dotacje kapitałowe pozostawiają zbyt wiele przypadkowi.

Trudno byłoby w ten sposób pomóc tym, którzy już po otrzymaniu grantu znaleźliby się w trudnym położeniu. Mielibyśmy jednak do czynienia również z zagrożeniem natury etycznej: oczekiwanie, że po utracie pieniędzy otrzyma się dalsze wsparcie, mogłoby prowadzić niektórych do bardziej nieodpowiedzialnych i ryzykownych decyzji. Tymczasem skromna kwota wypłacana regularnie w ramach dochodu podstawowego nie zachęcałaby do nadmiernego ryzyka i posiadałaby tę dodatkową zaletę, że otrzymujący ją uczyliby się z czasem zarządzać pieniędzmi (jeśli wcześniej nie posiedli tej umiejętności).

Korzenie dochodu podstawowego

O laur oryginalnego pomysłodawcy – tego, kto pierwszy wysunął tezę, że państwo powinno zapewniać wszystkim swoim obywatelom pewien podstawowy dochód – walczy kilku kandydatów. Za twórcę wizji społeczeństwa zapewniającego dochód podstawowy dość powszechnie uważany jest sir Tomasz Morus, a to dzięki wyobrażeniu fikcyjnej wyspy z jego Utopii (tytuł znaczy dosłownie „miejsce nieistniejące”) opublikowanej po łacinie w 1516 roku.

Są jednak powody, by historię tej koncepcji rozpocząć dużo wcześniej: choćby od Peryklesa i Efialtesa, którzy w 461 roku p.n.e. z powodzeniem przewodzili plebejuszom w starożytnych Atenach. Co więcej, to ten drugi zainicjował szereg demokratycznych reform obejmujących między innymi wprowadzenie wynagrodzenia za odbywanie obywatelskiej służby w sądzie. Perykles, jego prawa ręka, przejął stery po tym, jak Efialtes został zamordowany (rzekomo przez przeciwników politycznych). Możemy widzieć w tym zły omen, niemniej właśnie Efialtesa należy nazwać faktycznie oryginalnym pomysłodawcą dochodu podstawowego, przynajmniej w wariancie „dochodu obywatelskiego”.

Esencją starożytnej greckiej demokracji było bowiem założenie, że obywatele uczestniczą w polis, w politycznym życiu miasta. Perykles wprowadził więc rodzaj świadczenia, podstawowego dochodu, które wynagradzało ich za czas włożony w tę działalność i miało zachęcać plebs (ówczesny odpowiednik prekariatu) do udziału w polis. Płatność nie była uzależniona od tego, czy ktoś faktycznie aktywnie uczestniczył w życiu miasta – było to tak czy inaczej uważane za moralny obowiązek. Niestety, ten oświecony, oparty na demokracji deliberatywnej i wspomagany dochodem podstawowym system został zniesiony w wyniku oligarchicznego zamachu stanu w 411 roku p.n.e. Droga do podobnych rozwiązań została zablokowana na długi czas.

Średniowiecznych korzeni dochodu podstawowego można się dopatrywać w posiadającej epokowe znaczenie Karcie Lasu (Charter of the Forest) opublikowanej równocześnie z Magna Carta w 1217 roku. (Nazwy Magna Carta używa się często w stosunku do oryginalnej Wielkiej Karty Swobód z czerwca 1215 roku, jednak została ona tak nazwana dopiero przy okazji wydania skróconej wersji z 1217 roku – po przeniesieniu pewnych sekcji właśnie do wspomnianej Karty Lasu, gdzie zostały dodatkowo rozwinięte). Karta Lasu potwierdzała prawo „zwykłych ludzi” (to jest nieszlachciców, przedstawicieli niższych klas) do dbania o własne przeżycie i korzystania w tym celu z estovars – dóbr wspólnych używanych w celu zapewnienia sobie przetrwania. W XIII wieku każdy kościół zobowiązany był odczytywać Wielką Kartę Swobód całemu zgromadzeniu wiernych cztery razy do roku. Wartym uwagi elementem owej zrewidowanej Magna Carta było przyznanie wdowom „uzasadnionego estovaru z tego, co wspólne”. Każda wdowa posiadała odtąd prawo do podstawowego dochodu – w formie żywności, opału i materiałów budowlanych pobieranych z dóbr wspólnych.

Jednak to właśnie Tomasz Morus pierwszy zaproponował spójne wyobrażenie tego, jak wyglądać może społeczeństwo zapewniające dochód podstawowy. W oryginalnym uzasadnieniu, pod wieloma względami aktualnym do dziś[4], przedstawił on dochód podstawowy jako skuteczny sposób walki ze złodziejstwem – skuteczniejszy niż zwyczajowa wówczas egzekucja przez powieszenie. Jeden z bohaterów jego książki mówi:

Żadna kara pod słońcem nie powstrzyma ludzi od kradzieży, jeśli tylko w ten sposób mogą zdobyć pożywienie… Zamiast karać ich w sposób straszliwy, dużo rozsądniejszym byłoby zapewnić każdemu pewne środki utrzymania, tak by nikogo koniecznością samą nie zmuszać do zostania złodziejem, a następnie – truchłem.

Dziesięć lat później hiszpańsko-flamandzki uczony i przyjaciel Morusa, Johannes Vives, przedstawił burmistrzowi Brugii szczegółowy plan zapewnienia minimum środków utrzymania wszystkim mieszkańcom miasta, co doprowadziło do krótkiego programu testującego pomysł w mieście Ypres. Z tego powodu niektórzy to właśnie Vivesowi przypisują rolę pierwszego, który zainicjował w praktyce coś w rodzaju dochodu podstawowego. Jednak w jego modelu pomoc (pożywienie) trafiała tylko do ubogich. Vives był też zwolennikiem workfare, a więc zmuszania ubogich do pracy w zamian za otrzymaną pomoc. Mimo to Morus, Vives i inni uwiarygodnili ideę publicznie finansowanego i zapewnianego wsparcia dla ubogich – w miejsce arbitralnej pomocy charytatywnej ze strony Kościoła i bogaczy.

W kolejnych stuleciach kilku innych myślicieli poszło śladami Morusa. We Francji na przykład Monteskiusz w pracy O duchu praw z 1748 roku uznawał, że państwo „winne jest wszystkim obywatelom zabezpieczony byt, żywność, przyzwoitą odzież i rodzaj życia, który nie byłby przeciwny zdrowiu”[5]. Markiz de Condorcet, człowiek oświecony jak na swoje czasy, argumentował na rzecz podobnego rozwiązania. Gilotyna, która zakończyła jego życie w 1794 roku, znów jednak oznaczała porzucenie tej ścieżki.

Najbardziej być może wpływowym obrońcą idei w tej wczesnej fazie był Thomas Paine, wielki republikanin i autor Praw człowieka. Kluczowa z naszej perspektywy teza nie pojawiła się jednak w jego szeroko dystrybuowanej broszurze Zdrowy rozsądek (1776), która zainspirowała amerykańskich rewolucjonistów i której kopia rzekomo znajdowała się w każdym domu w Ameryce, lecz w jego kanonicznym eseju Sprawiedliwość agrarna (Agrarian Justice) napisanym w roku 1795[6]. To właśnie tam zaproponował rodzaj dotacji kapitałowej „na wejście w dorosłość” oraz dochód podstawowy dla osób starszych – dwie idee niezwykle innowacyjne jak na tamte czasy.

Współczesny mu angielski radykał Thomas Spence również argumentował na rzecz dochodu podstawowego jako naturalnego prawa i kwestii samej sprawiedliwości. Wyobrażał sobie rodzaj „dywidendy społecznej” pozyskiwanej z renty gruntowej przekazywanej funduszom parafialnym i rozdzielanej po równo między wszystkich mieszkańców w trybie cokwartalnym.

W XIX wieku kilku pisarzy rozważało różne warianty dochodu podstawowego. W kontynentalnej Europie szczególnie aktywni pod tym względem byli francuscy, holenderscy i belgijscy myśliciele – w tym zwłaszcza Charles Fourier, Joseph Charlier i François Huet, socjaliści, którzy w roku 1853 zaproponowali bezwarunkowy transfer pieniężny do wszystkich młodych dorosłych osób sfinansowany podatkami od spadków i darowizn. Zostali jednak zmarginalizowani – z jednej strony przez eksplozję komunistycznego radykalizmu, z drugiej przez paternalistyczne nastawienie socjaldemokracji.

Po drugiej stronie Atlantyku wśród uczestników debaty znaleźć można było na przykład Henry’ego George’a, którego książka Postęp i nędza (1879) sprzedała się w milionach egzemplarzy, wywołując szeroki i długotrwały oddźwięk. Inną ważną publikacją była powieść Edwarda Bellamy’ego W roku 2000 (1888), drobiazgowo przedstawiająca życie w Ameryce roku 2000, gdzie wszyscy obywatele uzyskują równy dochód.

W Wielkiej Brytanii radykalna powieść futurystyczna Williama Morrisa Wieści znikąd (1890), napisana po części jako reakcja na książkę Bellamy’ego, oferowała wizję kooperatywnego, opartego na rzemiośle społeczeństwa w Anglii roku 1956. Powieść okazała się zbyt skupiona na sprawie, by uznano ją za wielkie dzieło, jednak Morrisowi udało się uchwycić coś szczególnego w portrecie społeczeństwa, którego członkowie – otrzymujący od państwa dochód podstawowy – poświęcali się pracy jako aktywności twórczej, a nie harówce dla szefów. To wizja pracy, którą prędko zatracono przez smutny labouryzm propagowany zarówno przez socjalistów, jak i komunistów na początku XX wieku – uzależniający kwestie dochodu i świadczeń wyłącznie od pracy wykonywanej w ramach zatrudnienia.

Drugą falą zwolenników dochodu podstawowego moglibyśmy nazwać pisarzy publikujących tuż po I wojnie światowej: Bertranda Russella, Mabel i Dennisa Milnerów, Bertrama Pickarda, G.D.H. Cole’a i uczniów Henry’ego George’a[7]. Walter van Trier w interesującej rozprawie doktorskiej uznał Milnerów za pionierów dochodu podstawowego (który oni sami nazywali „dodatkiem państwowym”) jako konkretnego, praktycznego rozwiązania ustawowego[8]. Niedługo po nich, w latach 20., brytyjski inżynier C.H. Douglas ufundował ruch na rzecz „kredytu społecznego” i jako pierwszy naszkicował wizję powodowanej rozwojem technologii, stale zwiększającej się przepaści między wydajnością całej gospodarki a dochodem i siłą nabywczą robotników. W XXI wieku miała się znaleźć cała grupa myślicieli wychodzących z podobnych założeń.

Jeśli chodzi o ogólną zasadę, Russell jasno wyraził cel dochodu podstawowego:

Plan, którego jestem rzecznikiem, sprowadza się zasadniczo do tego, że powinno by się zapewnić wszystkim, bez względu na to, czy pracują, pewien dochód, wystarczający na niezbędne wydatki, i że należałoby dać tym, którzy chcą zająć się jakąś pracą uznaną przez społeczeństwo za pożyteczną, jakiś większy dochód – powiększony w stopniu, na który by pozwalała całkowita ilość wyprodukowanych towarów. […] Po ukończeniu nauk nie powinno się nikogo zmuszać do pracy, a ci, którzy nie chcieliby pracować, otrzymywaliby minimum utrzymania i mieliby zupełną swobodę[9].

Wiele osób stawiało w tym czasie podobne tezy, wszystko to działo się zaś w bardzo konkretnym społecznym kontekście – w czasie skrajnie trudnej sytuacji gospodarczej po rzezi, jaką była Wielka Wojna z lat 1914 – 1918, która zdziesiątkowała przemysłową klasę robotniczą Europy. Jednak brytyjska Partia Pracy, która debatowała nad ideami dochodu podstawowego i dodatków państwowych na swojej corocznej konferencji w roku 1920, formalnie odrzuciła je rok później. Stracono w ten sposób okazję, by zrobić ważny krok w kierunku innego społeczeństwa.

W kolejnych latach w Ameryce pojawiło się kilka odosobnionych głosów na rzecz dochodu podstawowego – wśród osób wartych wyróżnienia był senator Huey Long. W Wielkiej Brytanii różne warianty tej idei pojawiały się na marginesie debat o państwie dobrobytu, szczególnie we wczesnych pracach Jamesa Meade’a i pracy Juliet Rhys-Williams z 1943 roku, której koncepcje rozwijał jej syn Brandon, poseł Partii Konserwatywnej. Jednak to labourzystowska wersja państwa dobrobytu zwyciężyła, przywiązując na stałe kwestie dochodu i świadczeń do wykonywania pracy najemnej, ścieżka dochodu podstawowego została zaś ponownie zarzucona.

Związany ze szkołą frankfurcką psychoanalityk Erich Fromm proponował „gwarancję powszechnego utrzymania” w znanej książce z 1955 roku pt. Zdrowe społeczeństwo i w późniejszym esejuPsychologiczne aspekty dochodu gwarantowanego. Labourzystowskie państwo dobrobytu było jednak właśnie na fali wznoszącej – głos Fromma i pokrewnych mu myślicieli pozostał więc nieusłyszany.

Trzecia fala debaty o dochodzie podstawowym zaczęła się w latach 60., zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, a to w związku z rosnącym zaniepokojeniem bezrobociem strukturalnym i technologicznym. To z owego zaniepokojenia wynikała głośna propozycja Planu Wsparcia dla Rodzin (Family Assistance Plan), rodzaju negatywnego podatku dochodowego, wysunięta przez prezydenta Richarda Nixona w 1972 roku. Odmówił on użycia terminu „gwarantowany dochód roczny” i przesadą byłoby nazwać go zaangażowanym w sprawę dochodu podstawowego, wierzył bowiem w sensowność wsparcia „pracujących biednych”, przez co rozumiał zatrudnionych na niskopłatnych posadach – ignorował zaś liczne formy pracy nieodpłatnej.

Niemniej plan był krokiem w stronę dochodu podstawowego. Przeszedł przez Izbę Reprezentantów, został jednak odrzucony w Senacie mimo powszechnego poparcia w sondażach opinii publicznej. Ironia losu polegała na tym, że reformę uśmiercili demokraci – niektórzy tłumaczyli się pokrętnie, że proponowana kwota była niewystarczająco wysoka. To kolejny przypadek zarzucenia pewnej ścieżki. W zamian podążono drogą świadczeń podatkowych.

Nieco wcześniej, w roku 1968, pod petycją na rzecz negatywnego podatku dochodowego podpisała się imponująca liczba 1200 ekonomistów ze 150 różnych uniwersytetów. Chociaż potem na wiele lat o tym zapomniano, to w 1967 roku, tuż przed swoją śmiercią, Martin Luther King pisał:

Doszedłem do przekonania, że najprostsze rozwiązanie okaże się najbardziej skuteczne – rozwiązaniem problemu biedy jest bezpośrednie zniesienie jej za pomocą szeroko dyskutowanego dziś środka, jakim jest dochód gwarantowany […]. Stworzyć trzeba będzie nowe formy pracy przyczyniające się do społecznego dobra, a dostępne dla tych, dla których nie są dostępne prace tradycyjne […]. Powszechne bezpieczeństwo ekonomiczne nieuchronnie spowoduje cały szereg pozytywnych zmian. Godność jednostki rozkwitnie, gdy kontrolę nad własnym życiem dostanie ona w swoje ręce, kiedy otrzyma gwarancję stabilnego stałego dochodu, kiedy będzie wiedzieć, że ma dostęp do środków samorozwoju[10].

W podobnym czasie pojawiło się wielu zwolenników tej idei, jednak większość z nich popierała raczej oparty na kryterium dochodowym minimalny dochód gwarantowany. Wśród nich znalazło się cały szereg laureatów tak zwanego ekonomicznego Nobla: James Meade, Friedrich Hayek, Milton Friedman, Jan Tinbergen, James Tobin, Paul Samuelson i Gunnar Myrdal. Tę koncepcję popierali też inni wpływowi ekonomiści, jak John K. Galbraith, oraz socjologowie, przede wszystkim Daniel Patrick Moynihan, senator z Nowego Jorku, który – mimo tego, że był demokratą – wywarł duży wpływ na Plan Wsparcia dla Rodzin Nixona[11].

Co do czwartej fali, można chyba powiedzieć, że zaczęła się niepozornie wraz z zawiązaniem Europejskiej (dziś Światowej) Sieci Dochodu Podstawowego (BIEN) w 1986 roku. Oparta w pierwszych latach istnienia na stałym dopływie osób nawróconych na sprawę, sieć nabrała prawdziwego rozpędu od razu po krachu finansowym z lat 2007 – 2008. Odtąd ekonomiści i komentatorzy różnych opcji zaczęli występować z poparciem dla jakiegoś wariantu dochodu podstawowego, często nawiązując do lęku przed bezrobociem technologicznym, rosnącymi nierównościami i wysokim bezrobociem w ogóle.

Wśród należących do czwartej fali zwolenników dochodu podstawowego znajdowali się i znajdują kolejni zdobywcy tak zwanego ekonomicznego Nobla: James Buchanan, Herbert Simon, Angus Deaton, Christopher Pissarides i Joseph Stiglitz; akademicy Tony Atkinson, Robert Skidelsky i Robert Reich, były sekretarz pracy w administracji Billa Clintona; wpływowi dziennikarze ekonomiczni, tacy jak Samuel Brittan i Martin Wolf; wreszcie wiodące postaci w ruchu BIEN, takie jak niemiecki socjolog Claus Offe czy belgijski filozof Philippe Van Parijs.

W ostatnich latach idea dochodu podstawowego przyciągnęła też liderów Doliny Krzemowej i inwestorów kapitału podwyższonego ryzyka, a niektórzy z nich – jak jeszcze dokładnie zobaczymy – aktywnie finansują tę sprawę. Są wśród nich Robin Chase, współzałożycielka Zipcar; Sam Altman, szef inkubatora start-upów Y Combinator; Albert Wenger, wpływowy inwestor venture capital; Chris Hughes, współzałożyciel Facebooka; Elon Musk, założyciel SolarCity, Tesli i SpaceX; Marc Benioff, dyrektor generalny Salesforce; Pierre Omidyar, założyciel eBaya; czy Eric Schmidt, dyrektor wykonawczy konglomeratu Alphabet, ojca Google’a.

Niektórzy odrzucają dochód podstawowy na podstawie dość wulgarnego założenia, że wsparcie ze strony tej grupy automatycznie oznacza błędność koncepcji. Tymczasem na tym etapie powiedzieć można tyle, że szerokie poparcie dla idei ze wszystkich stron politycznego spektrum, od biznesmenów po liderów związków zawodowych i aktywistów, wśród przedstawicieli wszystkich dziedzin nauk społecznych, jest zwiastunem ruchu bardziej obszernego i aktywnego niż jakikolwiek w przeszłości.

Spoglądając wstecz na cztery fale debaty, pierwszą z nich, dość niespójną i rozproszoną, traktować można jako odpowiedź na konfliktową naturę kształtującego się wówczas przemysłowego kapitalizmu – poszukiwanie sposobów ocalenia małych społeczności i wartości twórczej pracy przeciwko proletariackiej pracy najemnej zagarniającej coraz większy teren. Siłą napędową drugiej fali była głównie sprawiedliwość społeczna i potrzeba naprawienia krzywd I wojny światowej, która zdziesiątkowała klasę robotniczą. Ten ruch stłamsiło jednak monstrum powszechnego labouryzmu podtrzymywane przy życiu zarówno przez socjaldemokratów, jak i komunistów oraz socjalistów z Towarzystwa Fabiańskiego.

Trzecia fala wyrażała niepokój przed technologicznie motywowanym bezrobociem i zanikła w miarę spadku tego niepokoju. Wreszcie czwartą falę wznieciły masowe poczucie braku bezpieczeństwa oraz rosnące nierówności, jak również zaniepokojenie potencjalnym zmniejszeniem liczby miejsc pracy w związku z postępem robotyzacji, automatyzacji i sztucznej inteligencji. Dochód podstawowy wydaje się dziś głębiej zakorzeniony w debacie publicznej, w czym pomogło uświadomienie sobie przez lewicę, że labouryzm się skończył, zaś przez prawicę – że chroniczne poczucie zagrożenia i nierówności czynią gospodarkę rynkową coraz mniej stabilną i coraz trudniejszą do utrzymania.

Co mówi nam nazwa?

Idei, którą się tu zajmujemy, przez wieki nadano wiele nazw, jednak różne ich warianty mają bardzo konkretne konotacje.

Dochód podstawowy. Zaletą tej nazwy jest prostota i fakt, że część osób jest już z nią oswojona. Różni się od „dochodu minimalnego”, pojęcia oznaczającego zazwyczaj programy oparte na kryterium dochodowym, w ramach których państwo rzekomo gwarantuje biednym pewien dochód, o ile jednak udowodnią, że faktycznie są biedni i na niego „zasługują”. Dochód podstawowy to również nie „gwarantowany dochód roczny” – ten ostatni termin był swego czasu popularny w Kanadzie i Stanach, a oznaczał (ponownie opartą na kryterium dochodowym) gwarancję dochodu w postaci negatywnego podatku dochodowego. Dochód podstawowy różni się też od „płacy minimalnej”, określonej ustawowo kwoty (zwykle godzinowej), którą zatrudniający muszą wypłacać pracownikom.

Podstawowy grant dochodowy (Basic Income Grant, BIG). To popularne określenie dochodu podstawowego w południowej Afryce. W Stanach skrót USBIG oznacza Amerykańską Sieć Podstawowej Gwarancji Dochodu (US Basic Income Guarantee Network).

Powszechny dochód podstawowy (Universal Basic Income, UBI). Ten termin, powszechnie stosowany w Ameryce Północnej i Europie, akcentuje to, że dochód podstawowy byłby wypłacany po równo wszystkim osobom niezależnie od statusu rodzinnego czy finansowego.

Bezwarunkowy dochód podstawowy (BDP). Niektórzy aktywiści doklejają do dochodu podstawowego określenie „bezwarunkowy”, chcąc zaznaczyć, że jego otrzymywanie nie zależałoby od sposobu jego wydawania, przestrzegania określonych norm zachowań ani wysokości dochodu. Nie jest jednak prawdą, że nie istniałyby zupełnie żadne kryteria – by być beneficjentem dochodu podstawowego, należałoby choćby (to najbardziej oczywisty przykład) legalnie zamieszkiwać dane państwo czy lokalną społeczność. Dlatego słowo „bezwarunkowy” może raczej powodować zamieszanie niż rozjaśniać sprawę.

Dochód obywatelski bądź dochód za obywatelstwo. To prawdopodobnie trzecia najpopularniejsza nazwa, sugerująca z jednej strony, że do świadczenia uprawnieni byliby wszyscy obywatele państwa, z drugiej – że uprawnieni byliby do niego tylko obywatele. Kwestia jest podwójnie problematyczna. Prawie wszystkie konkretne propozycje dochodu podstawowego wykluczają z niego obywateli danego kraju żyjących za granicą, większość propozycji włącza zaś długoterminowych legalnych rezydentów danego obszaru – nawet jeśli nie posiadają oni obywatelstwa. Termin nie jest więc poprawny w dosłownym sensie, chociaż konotuje ideę dochodu podstawowego jako obywatelskiego prawa. Jego nowym, popularnym wariantem jest obywatelski dochód podstawowy.

Dochód partycypacyjny. Ten koncept, który szczegółowo omówimy dalej, kojarzony jest zwykle z Tonym Atkinsonem, jego długoletnim obrońcą. Z dochodem podstawowym łączy go kilka cech – byłby powszechny, wypłacany jednostkom w gotówce w regularnym trybie – zakłada jednak, że otrzymujący go musieliby podjąć w zamian jakąś aktywność gospodarczą. Przez ustanowienie tego behawioralnego kryterium dochód partycypacyjny odróżnia się w kluczowym obszarze od dochodu podstawowego.

Dywidenda społeczna orazdywidenda dla wszystkich (dividends--for-all). Termin „dywidenda społeczna”, bliski niżej podpisanemu, ma szlachetną historię i wskazuje na ważne uzasadnienie dla dochodu podstawowego – byłby on zwrotem od inwestycji i akumulacji bogactwa w całym społeczeństwie (zob. rozdział drugi).

Dodatek państwowy (state bonus). Ten termin, używany na przykład przez Milnerów i Pickarda, był popularny na początku XX wieku. Jest pod pewnymi względami atrakcyjny – wyraża ideę wypłaty socjalnej otrzymywanej od państwa.

Demogrant. Zdobywszy popularność w Stanach w latach 60., termin ten został na krótko przyjęty – a potem zarzucony – przez demokratycznego senatora George’a McGoverna w trakcie jego nieudanej kampanii prezydenckiej. Dziś pozostaje pociągającą propozycją wyostrzającą związek między „demokracją” a „grantami”.

Dotacja wolnościowa (freedom grant). Tę nazwę, jako zastępnik BIG, proponowałem w kontekście RPA po tym, jak na pierwszego postapartheidowego prezydenta wybrano tam Nelsona Mandelę[12]. Niestety Międzynarodowy Fundusz Walutowy i ówczesny minister finansów byli w opozycji do BIG, a od tego czasu nierówności i chroniczne poczucie zagrożenia tylko się spotęgowały.

Dotacja stabilizacyjna (stabilization grant). Kolejna zaproponowana przeze mnie nazwa odnosi się do takiej formy dochodu podstawowego (lub jego części składowej), która uzależniona byłaby od cyklu koniunkturalnego: wzrastałaby w okresie recesji, by zachęcić do wydawania pieniędzy, i była obniżana w lepszych okresach. Tę koncepcję omówimy szerzej w rozdziale piątym.

Dotacja dla udziałowców (stakeholder grant). To przemianowana koncepcja dotacji kapitałowych zakładających wypłacenie jednej dużej kwoty osobom osiągającym pełnoletność. Fundamentalna różnica między dotacjami kapitałowymi a dochodowymi dotyczy wspomnianej wcześniej kwestii „słabej woli”. Jednak dotacje kapitałowe łączy z dochodem podstawowym kilka pryncypialnych cech: powszechność, bezwarunkowość, nieodbieralność i otrzymywanie ich przez konkretne jednostki.

Spośród tej masy pojęć określających jedną fundamentalną ideę najchętniej używam „dochodu podstawowego” i „dywidendy społecznej”. Pierwsze z tych określeń posiada pewne zalety, których nie ma drugie z nich, i na odwrót – stanie się to jasne w kolejnych rozdziałach.

Zanim przejdziemy dalej, należy podkreślić, że wprowadzenie dochodu podstawowego nie zakłada automatycznego ani koniecznego zniesienia wszystkich państwowych świadczeń lub nawet ich większości – wbrew temu, co twierdzą niektórzy komentatorzy[13]. Dochód podstawowy powinien być raczej postrzegany jako fundament nowego systemu dystrybucji dochodu – niezależnie od tego, czy ostatecznie zastąpi inne świadczenia. Dochód podstawowy to nie „socjal” ani „zasiłek” pod inną nazwą – mówimy o konkretnym dochodzie.

[1] John Cunliffe, Guido Erreygers (red.), The Origins of Universal Grants. An Anthology of Historical Writings on Basic Capital and Basic Income, Palgrave Macmillan, Basingstoke 2004, s. XI.

[2] Bruce Ackerman, Anne Alstott, The Stakeholder Society, Yale University Press, New Haven 1999; ciż, Why Stakeholding? [w:] Erik O. Wright (red.), Redesigning Distribution. Basic Income and Stakeholder Grants as Cornerstones for an Egalitarian Capitalism, Verso, London – New York 2006, s. 43 – 65.

[3] Guy Standing, CIG, COAG and COG. A Comment on a Debate [w:] Erik O. Wright (red.), Redesigning Distribution…, dz. cyt., s. 175 – 195.

[4] Leonid Bershidsky, Letting the Hungry Steal Food Is No Solution, „Bloomberg”, 4 maja 2016.

[5] Monteskiusz, O duchu praw, przeł. Tadeusz Boy-Żeleński, posł. Stanisław Łojek, Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2003, s. 399.

[6] Thomas Paine, Agrarian Justice [w:] tegoż, Common Sense and Other Writings, Barnes & Noble, New York 2005, s. 321 – 345.

[7] Bertrand Russell, Drogi do wolności. Socjalizm, anarchizm i syndykalizm, przeł. Amelia Kurlandzka, Towarzystwo Wydawnicze „Rój”, Warszawa 1935; E. Mabel Milner, Dennis Milner, Scheme for a State Bonus. A Rational Method of Solving the Social Problem, Simpkin, Marshall & Co., London 1918; Bertram Pickard, A Reasonable Revolution. Being a Discussion of the State Bonus Scheme – A Proposal for a National Minimum Income, Allen & Unwin, London 1919; G.D.H. Cole, The Next Ten Years in British Social and Economic Policy, Macmillan & Co., London 1929.

[8] Walter van Trier, Every One a King, praca doktorska, Faculteit Sociale Wetenschappen. Departement sociologie, Katholieke Universiteit Leuven, Leuven 1995.

[9] Bertrand Russell, Drogi do wolności…, dz. cyt., s. 131 – 132, 219.

[10] Martin Luther King, Where Do We Go from Here? Chaos or Community?, Harper & Row, New York 1967.

[11] Wybór stanowisk i ich analiza, zob. James E. Meade, Poverty in the Welfare State, „Oxford Economic Papers” 1972, 24(3), s. 289 – 326; tenże, Agathotopia. The Economics of Partnership, Aberdeen University Press, Aberdeen 1989; James Tobin, The Case for an Income Guarantee, „The Public Interest” 1966, 4 (lato), s. 31 – 41.

[12] Michael Samson, Guy Standing (red.), A Basic Income Grant for South Africa, University of Cape Town Press, Cape Town 2003.

[13] Na przykład: Alan Beattie, A Simple Basic Income Delivers Little Benefit to Complex Lives, „Financial Times”, 3 czerwca 2016.

2 Dochód podstawowy jako sprawiedliwość społeczna

A dostatkami swymi się podzieli,

I każdy znajdzie, ile mu potrzeba.

Szekspir, Król Lear (przeł. Leon Ulrich)

Jak wyglądają etyczne oraz filozoficzne uzasadnienia koncepcji dochodu podstawowego? Zasadnicza teza mówi, że jako narzędzie sprawiedliwości społecznej odzwierciedla on z konieczności społeczny czy też kolektywny charakter bogactwa danego społeczeństwa. Według mnie to właśnie sprawiedliwość społeczna jest najważniejszą perspektywą wspierającą dochód podstawowy jako ekonomiczne prawo – chociaż oczywiście uzupełniają ją dwie inne perspektywy: wolnościowa i związana z bezpieczeństwem ekonomicznym.

Niestety duża część publicznej debaty o dochodzie podstawowym skupia się na nim jako na formie alternatywnej wobec istniejących programów opieki społecznej, przez co dyskutuje się głównie o tak zwanych doniosłych skutkach wprowadzenia dochodu podstawowego – o tym, jak rzekomo wpływa on na świat pracy. Tymczasem prawdziwe uzasadnienie możemy znaleźć gdzie indziej – wychodząc od kwestii społecznej sprawiedliwości.

Dziedziczenie społeczne – Thomas Paine i dywidendy społeczne

Perspektywa oparta na sprawiedliwości społecznej wiąże się z intuicyjnie pojmowalną tezą, w myśl której bogactwo społeczeństwa ma kolektywny charakter, nasz dochód i majątek są w dużo większej mierze wynikiem starań i osiągnięć przeszłych pokoleń niż czegokolwiek, co jesteśmy w stanie osiągnąć sami. Rozważmy często cytowane słowa Thomasa Paine’a ze Sprawiedliwości agrarnej napisane zimą 1795 roku i przesłane dyrektoriatowi Republiki Francuskiej w 1796 roku:

Jest stanowiskiem nie do podważenia, że ziemia w swoim naturalnym, nieuprawianym stanie była – i zawsze byłaby – wspólną własnością całego rodzaju ludzkiego […] i tylko wartość wszelakich usprawnień, nie zaś ziemi samej, może się znaleźć w posiadaniu jednostki. Na każdym posiadaczu uprawianej ziemi ciąży więc zobowiązanie, by płacić całej społeczności rentę gruntową (nie znam bowiem lepszej dla tej koncepcji nazwy), wynikającą właśnie z posiadanej ziemi, i to z owej renty opisany tu fundusz miałby pochodzić[14].

Jego plan, wywiedziony z takiego rozumowania, był nadzwyczaj jasny i radykalny, zwłaszcza biorąc pod uwagę społeczny i polityczny zamęt w ówczesnej Francji i Stanach Zjednoczonych (gdzie pisał). Propozycja Paine’a brzmiała:

Należy stworzyć Fundusz Narodowy, z którego każdy otrzymywać będzie w wieku dwudziestu jeden lat sumę 15 funtów szterlingów – jako częściową rekompensatę utraty udziału w naturalnym dziedzictwie, spowodowanej przez wprowadzenie systemu własności ziemskiej. Następnie każdy, kto przeżył już ponad pięćdziesiąt lat, a także każdy, kto ów wiek osiągnie, powinien otrzymywać sumę 10 funtów raz w roku do końca życia[15].

Paine zalecał również, by „ślepym i kulawym” przekazywać regularne wypłaty na tej samej podstawie co osobom starszym. Nie można winić go za to, że dla wszystkich innych przewidywał raczej coś, co dziś nazwalibyśmy dotacją kapitałową, niż regularny dochód podstawowy, którego wypłacanie w ramach ówczesnych struktur administracyjnych byłoby trudne do wyobrażenia. Paine dalej tak uzasadniał swoje uniwersalistyczne apele:

Proponujemy, by wypłaty […] przekazywano każdej osobie, tak bogatej, jak biednej. Dobrze jest tak uczynić, by zapobiec krzywdzącym różnicowaniom. Jest to też sprawiedliwe, gdyż zastępuje udział w naturalnym dziedzictwie, które jako prawo należy do każdego człowieka niezależnie od własności, którą stworzył lub którą mógł odziedziczyć już od kogoś innego. Jeśliby zaś ktoś nie chciał otrzymywać owej wypłaty, mógłby złożyć ją do wspólnej puli[16].

Możemy znaleźć tu zalążek apologii dochodu podstawowego jako społecznej dywidendy, zaś kilka stron dalej w słowach, w które powinni wsłuchać się wszyscy współcześni politycy i komentatorzy, Paine stwierdzał z emfazą: „To nie o dobroczynności, lecz o prawie, nie o darze, lecz o sprawiedliwości, mówię tu i o nie apeluję. […]Nie obchodzi mnie czyjekolwiek bogactwo, o ile jego konsekwencją nie jest nędza innego człowieka”[17].

Dochód podstawowy można więc rozumieć jako społeczną dywidendę wypłacaną z kolektywnego bogactwa należącego do społeczeństwa – bogactwa stworzonego i utrzymanego przez naszych przodków – oraz jako zbiorowy zwrot z dóbr wspólnych i zasobów naturalnych, które należą do wszystkich. Takie rozumowanie wspiera koncepcję dochodu podstawowego jako wynikającego ze sprawiedliwości społecznej raczej niż stanowiącego wyłącznie odpowiedź na ubóstwo. Z tej perspektywy dochód podstawowy skontrastować można z systemami uprawnień opartymi na bezpośrednich składkach, z których wyrosnąć miały programy ubezpieczeń społecznych w XIX i XX wieku.

Debata wśród libertarian

Współczesne filozoficzne omówienia kwestii sprawiedliwości społecznej zdominowane zostały przez debatę między „prawicowymi” i „lewicowymi” libertarianami. Oba te obozy wychodzą z założenia, że każda jednostka ma lub powinna mieć prawo do samoposiadania (self-ownership), nie ma więc obowiązku służby innym, chyba że poprzez dobrowolne działania. Jedno stronnictwo różni się jednak od drugiego nastawieniem do przyrody, zasobów naturalnych i własności.

Perspektywa prawicowa wychodzi z założenia, że w punkcie wyjścia przyroda, zasoby naturalne oraz zwłaszcza ziemia nie są niczyją własnością i mogą zostać wzięte w posiadanie przez tego, kto pierwszy wysunie do nich roszczenia, bez uprzedniej zgody innych członków społeczeństwa ani konieczności wypłacania im rekompensat. Lewicowa perspektywa libertariańska wychodzi z założenia, że przyroda w jej naturalnym stanie stanowi domenę „dóbr wspólnych”, posiadanych przez wszystkich, i że prywatne zawłaszczenie jej części można usprawiedliwić tylko wtedy, gdy ogół wyraził na to zgodę – w toku demokratycznie podjętej decyzji – i otrzymał stosowną rekompensatę.

Dziedzictwo Henry’ego George’a

Henry George wszedł przebojem na amerykańską scenę polityczną pod koniec XIX wieku i od razu stał się tam wpływową figurą. Jego najbardziej znana książka, Postęp i nędza z 1879 roku, wyprzedała się w całym, ponad trzymilionowym nakładzie niemal natychmiast po publikacji. Po tym jak w środku kampanii wyborczej autor zmarł na zawał w Nowym Jorku, na jego pogrzebie pojawiło się ponad 100 tysięcy osób[18].

George twierdził, że ziemia jest dobrem wspólnym dziedziczonym przez ogół i wszyscy powinni mieć udział w związanym z nią dochodzie z renty. Zaproponował wprowadzenie podatku gruntowego od całej prywatnie posiadanej ziemi i podzielenie pochodzącej zeń nadwyżki bezpośrednio między obywateli; twierdził, że taki „pojedynczy podatek” może zastąpić wszystkie inne, włącznie z tymi od pracy i produkcji. Odtąd wielu miało używać argumentów George’a do obrony idei dochodu podstawowego opłacanego z podatków od ziemi. Mimo że on sam wychodził z lewicowo-libertariańskiej perspektywy zakładającej kolektywną własności ziemi, podejście George’a wyjątkowo cieszyło prawicowych libertarian: poleganie raczej na podatku od ziemi niż na podatkach od konsumpcji i dochodu osobistego jest zgodne z ich wyobrażeniem wolności.

George rozumiał, że wielka część bogactwa pochodzi z renty – nie tylko z własności ziemi, ale też z innych zasobów naturalnych oraz własności intelektualnej takiej jak patenty, których istnienie uważał za nieuzasadnione i którym aktywnie się sprzeciwiał. W ostatnich dekadach dochody z renty z tych pozostałych źródeł wręcz eksplodowały[19], jak omówimy to szerzej w rozdziale siódmym, dziś można więc przedłużyć argumentację George’a i zauważyć, że podatek od wszystkich form renty pomógłby sfinansować dochód podstawowy.

Opowieść z Middlesbrough

Uzasadnienie „ze sprawiedliwości społecznej” znajduje ilustrację w przykładzie Middlesbrough, upadłego miasta przemysłowego na północnym wschodzie Anglii[20]. Jeszcze w latach 20. XIX wieku było ono tylko jedną z wielu niewyróżniających się niczym wiosek, jednak wraz z otaczającym je regionem Teesside w ciągu dekady od odkrycia pobliskiej rudy żelaza stało się jednym z centralnych punktów rewolucji przemysłowej i brytyjskiego imperium. To tu powstawały pierwsze huty żelaza, z których później wyrosły zakłady chemiczne i huty stali. Most Golden Gate w San Francisco zbudowano ze stali z Middlesbrough, podobnie jak Harbour Bridge w Sydney, a także znaczną część sieci kolejowej w Indiach. Na bramie miasteczka umieszczono hasło: „Zrodzone z żelaza, zbudowane ze stali”.

A jednak dziś stary ratusz Middlesbrough stoi opuszczony na wzgórzu otoczonym przez nieużytki i chwasty. Po obszarach mieszkalnych badanych przez Tracy Shildrick i jej współpracowników porozrzucane są opuszczone domy o zabetonowanych oknach[21]. W mieście żyje około 140 tysięcy osób – wiele z nich jest niechętnych pomysłowi przeprowadzki i odcięcia się od swych korzeni. Na własnej skórze odczuwają okrucieństwo historii.

Znaczną część bogactwa tych, którzy żyją dziś w zamożniejszych częściach kraju, wygenerowali właśnie robotnicy z Teesside w XIX i XX wieku. Dlaczego potomkowie tych ostatnich – pierwotnych twórców bogactwa i potęgi kraju – mają żyć w warunkach znacznie mniej komfortowych i znacznie bardziej niepewnych niż owa lepiej sytuowana dziś reszta?

Gdy myślimy o Middlesbrough – a także innych podobnych miejscach znanych z historii społeczeństw przemysłowych – powinniśmy pamiętać argumenty Paine’a. Społeczności wytwarzające bogactwo, którym cieszą się następnie inni, mogą na pewnym etapie znaleźć się w złym położeniu choćby przez deindustrializację i narastające ubóstwo, tymczasem ci, którzy dorobili się na ich produktywnym wysiłku, będą prosperować dalej – często dzięki dziedziczonemu bogactwu i statusowi. Dochód podstawowy może być więc widziany jako transfer części naszego kolektywnego dziedzictwa do członków gorzej sytuowanych społeczności. Rozsądny podział bogactwa wytworzonego przez dziewiętnastowiecznych pracowników hut żelaza i ich następców jest więc wymogiem międzypokoleniowej sprawiedliwości społecznej.

Argument „z dywidendy społecznej” próbuje się często kontrować tezą, że żadna jednostka nie posiada domyślnie prawa do udziału w odziedziczonym bogactwie społecznym, ponieważ żadna nie może zrobić nic, by na to dziedziczenie „zasłużyć”. Jednak w takiej sytuacji, idąc dalej tym tropem, należałoby znieść system spadkowy w ogóle – jeśli prywatne spadki są dopuszczalne, sens ma również zasada dziedziczenia społecznego.

Gospodarka rentierska

Nasze odziedziczone bogactwo nie składa się tylko z ziemi i zasobów materialnych, ale również z tych niematerialnych – jak aktywa finansowe czy własność intelektualna. Tymczasem zasoby niematerialne również są źródłem renty związanej z ich naturalnym bądź celowo sprowokowanym ograniczeniem, przedsiębiorstwa i jednostki otrzymują dochód wyłącznie na mocy ich posiadania. W wypadku własności intelektualnej państwo tworzy i egzekwuje prawa oraz regulacje – system patentów, praw autorskich, marek itp. przynosi olbrzymi dochód w postaci renty.

W 1813 roku Thomas Jefferson nazwał idee „naturalnymi dobrami publicznymi” – ponieważ przekazanie idei komuś innemu nie powoduje jej utraty przez pierwotnego twórcę. Jefferson dodał też, że patenty przyniosły „społeczeństwu więcej wstydu niż pożytku”. Nowoczesne państwo wzmocniło jednak system ochrony patentów, przyznając mikroskopijnej mniejszości dwudziestoletni monopol i związany z nim dochód, ochrona autorskich praw majątkowych może natomiast trwać nawet dziewięćdziesiąt pięć lat[22]. Te rentierskie dochody zostają jeszcze zwiększone przez wielkie rządowe subsydia – zwykle w formie ulg podatkowych – za którymi nie idzie zobowiązanie do oddania czegoś w zamian całemu społeczeństwu.

Wiele opatentowanych wynalazków pochodzi z publicznie dotowanych badań. Dlaczego więc jednostka lub pojedyncza korporacja miałaby otrzymywać z nich cały dochód? Dochód podstawowy byłby sposobem na dystrybuowanie tak wytworzonych zysków między wszystkich członków społeczeństwa. Ostatecznie przecież społeczeństwo uczyniło to wszystko możliwym – i społeczeństwo zostaje obciążone ryzykiem, któremu rzekomo mają przeciwdziałać systemy ochrony własności intelektualnej. Niesprawiedliwość całej sytuacji pogłębia jeszcze to, że w globalnym systemie gospodarczym bogacące się osoby i korporacje mogą łatwo przelewać swój dochód za granicę, unikając podatków od dochodu, którego uzyskanie jest możliwe za sprawą hojności całego społeczeństwa, lub uchylając się od nich.

W tym kontekście warto rozważyć przypadek Billa Gatesa, jego nadzwyczajnego bogactwa i całkowitego pochodzącego z niego dochodu. Gates to od lat jeden z najbogatszych ludzi na świecie, którego majątek był wart 80 miliardów dolarów pod koniec 2016 roku. Jego osobisty wkład w rozwój opiera się na wynalazkach i ideach ukutych przez innych ludzi, jednak to on otrzymuje większość dochodu, zarówno z własnych pomysłów i inwencji, jak i z osiągnięć swoich poprzedników. Ów dochód jest zaś oparty na posiadanym przez Gatesa wieloletnim monopolu na oprogramowanie i pozostałe produkty Microsoftu – a to z kolei jest możliwe dzięki patentom oraz prawom autorskim wzmocnionym na całym globie przez ustalenia Światowej Organizacji Handlu z 1995 roku. W budowaniu jego fortuny udziały miały więc raczej państwo i międzynarodowe regulacje niż sam jednostkowy wysiłek. Dochód Gatesa jest oparty w dużej mierze nie na merytorycznych kryteriach czy ciężkiej pracy, lecz na sztucznych i arbitralnych zasadach uprzywilejowujących jeden konkretny sposób na uzyskiwanie dochodu.