Do zakochania - Katarzyna Mak - ebook

Do zakochania ebook

Katarzyna Mak

0,0
34,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Szczęście to pojęcie względne, czasem bywa też ulotne, o czym po raz kolejny przekonuje się Julia. Niestety przewrotny los postanawia ponownie skomplikować jej życie, stawiając na jej drodze Adama, o którym ona usilnie próbuje zapomnieć. Julka jest jednak uparta i dumna. Wierzy, że zdoła ugasić tlące się w jej sercu uczucie. Nieuniknione kontakty z Adamem ogranicza do minimum, sądząc, że tyle wystarczy, aby nie dać się po raz kolejny wplątać w grę, która toczy się o najwyższą stawkę – miłość.

Czy Julia wybaczy ukochanemu mężczyźnie i zdoła napisać kolejny rozdział ich wspólnego życia? Czy Adam jest na tyle silnym mężczyzną, by udźwignąć ciężar kłamstwa i zatajonej prawdy, która zwyczajnie mu się należała? I czy tych dwoje wreszcie zrozumie, że aby ocalić miłość, czasem trzeba przewartościować swoje życie i porzucić wzajemne pretensje?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 394

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copyright © by Katarzyna Mak, 2021

Copyright © by Virtualo, 2021

Redakcja: Katarzyna Smardzewska | panbook.pl

Korekta: Magdalena Siemiginowska | panbook.pl

Skład wersji elektronicznej: Michał Latusek

Projekt okładki: Anna Jędrzejak

Fotografia na okładce: © saulich84 | Adobe Stock

Wydanie I

Warszawa 2021

ISBN 978-83-272-9861-4

Książka jest objęta ochroną prawa autorskiego. Wszelkie udostępnianie osobom trzecim, upowszechnianie i upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Virtualo Sp. z o.o.

ul. Marszałkowska 104/122

00-017 Warszawa

www.virtualo.pl

Prolog

Nie obejrzałam się, choć czułam na sobie jego wzrok. Obawiałam się tego przenikliwego spojrzenia błękitnych oczu itego, że znów nie będę wstanie oprzeć się pokusie ijego urokowi. Bałam się też, że Adam będzie starał się mnie zatrzymać. Amoże właśnie otym marzyłam? Chyba doszczętnie postradałam rozum, bo kiedy odchodziłam, zdawało mi się, że gdzieś za plecami usłyszałam ciche: „do zatęsknienia”. Zastygłam wpół kroku, ale szybko uznałam, że się przesłyszałam, więc znów ruszyłam wstronę zaparkowanego nieopodal samochodu.

Rozdział 1

Miałam plan! Wreszcie miałam plan!

Wezwany przez pielęgniarkę Szymon poszedł na oddział. Skorzystałam więc z okazji, że chwilowo byłam sama, i zadzwoniłam do Dominiki. Musiałam jej o wszystkim powiedzieć i poinformować ją o zmianie planów. Tak jak przypuszczałam, była na mnie trochę zła, zarzucając mi, że powinnam bardziej na siebie uważać. Ale była też przejęta i mocno poruszyła ją wiadomość o chorobie Emi. Nie znała jej osobiście, ale nie kryła smutku z powodu stanu zdrowia dziewczynki.

– Zaraz do ciebie przyjadę – powiedziała.

– Nie ma potrzeby – odparłam. – Szymon niedługo skończy dyżur, więc wkrótce do ciebie dołączymy.

– A co potem? – zapytała. – Postanowiłaś już, gdzie się zatrzymamy? A może poszukam dla nas jakiegoś noclegu? Mogę się tym zająć.

– Zrobisz to dla mnie? – zapytałam niepewnie, nie chcąc jej niczego narzucać.

– Nawet tak nie żartuj! – zganiła mnie niczym starsza siostra. – Myślałaś, że zostawię cię z tym wszystkim samą? – zapytała, lekko oburzona.

– Nie – zaprzeczyłam natychmiast. – Nawet nie przyszło mi to do głowy. Ale nie wypadało nie zapytać. Miałam nadzieję, że właśnie tak zareagujesz, nie zmienia to jednak faktu, że czuję, jakbym cię wykorzystywała – dodałam szczerze.

– Wiesz co? – niemalże zapiszczała do słuchawki. – Gdybyś nie była w ciąży… – urwała w pół zdania i chyba nawet usłyszałam ciche przekleństwo.

Zaśmiałam się. Ta dziewczyna była szalona, a zarazem niesamowita. I była moją bratnią duszą, choć tak odmienną od mojej własnej. Ale ponoć przeciwieństwa się przyciągają. Cieszyłam się, że mam Dominikę. Jej przyjaźń była cennym skarbem.

– Okej, już się tak nie denerwuj – powiedziałam z nieskrywaną dłużej radością. – Poszukaj czegoś, co ci się spodoba. Daję ci pełną swobodę. Zdzwonimy się, jak będziemy już w centrum. Wtedy się spotkamy i omówimy resztę.

– No wreszcie zaczynasz gadać do rzeczy – powiedziała ze śmiechem. – To jak długo tutaj zabawimy? – zapytała jeszcze.

– Dwa, może trzy dni – odparłam, mając nadzieję, że podczas kolejnej, umówionej już wizyty lekarskiej nie wynikną żadne komplikacje i będziemy mogły pojechać do domu. – A potem wrócimy do Gdańska.

Usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Odwróciłam się pospiesznie, bo nie zauważyłam, by ktoś wchodził. To Adam.

– Muszę już kończyć – rzuciłam pospiesznie do słuchawki. – Zadzwonię później. – Rozłączyłam się i spojrzałam na wpatrującego się we mnie mężczyznę.

– Zostajesz na parę dni? – zapytał wprost. Najwyraźniej słyszał moją rozmowę z Dominiką.

– Tak – odparłam niepewnie. Nic innego nie przychodziło mi do głowy.

Poza tym nie miałam pojęcia, o czym właściwie miałabym z nim rozmawiać. Na temat stanu zdrowia swojej córki powiedział mi już chyba wszystko. A jeśli nawet coś przemilczał, to resztę dopowiedział Szymon. W tej chwili nie zamierzałam już wracać do tego tematu. Potrzebowałam wytchnienia. Tak, spokój był teraz dla mnie bardzo ważny. Najważniejszy. Nie tylko ze względu na dobro mojego dziecka, ale także ze względu na życie Emilki. Nie pojmowałam zatem, o czym w ogóle miałabym rozmawiać z Adamem. Przecież MY już nie mieliśmy wspólnych tematów, a może nawet nigdy nie mieliśmy.

– Jeśli będziesz jeszcze chciała zobaczyć się z Emilką… – zaczął cicho, jakby nie do końca pewien, czy powinien się w ogóle odzywać.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Sam oferował mi spotkanie z jego córką, choć jeszcze niedawno… Nie chciałam do tego wracać, ale w mojej głowie wciąż widziałam tamtą scenę, kiedy Adam przyłapał mnie na odwiedzinach u Emi. Był na mnie zły. I powiedział o jedno słowo za dużo.

„Życzę wam szczęścia”

Wam…

Pamiętam także, jak wówczas na mnie patrzył. Tej goryczy bijącej z jego spojrzenia po prostu nie dało się nie zauważyć. Poza tym powiedział coś jeszcze, tym razem do Szymona.

„A teraz bądź tak miły i zabierz stąd, proszę, swoją kobietę…”

W efekcie zabrzmiało to tak, jakby kazał mi się wynosić.

– Jeśli nie masz nic przeciwko, to bardzo chętnie – odpowiedziałam jednak, siląc się, by mój głos zabrzmiał naturalnie.

Kochałam Emi całym sercem. I skoro jej ojciec nie miał nic przeciwko, abym do niej jeszcze zajrzała, zamierzałam to zrobić. Musiałam tylko się nauczyć panować nad emocjami.

Adam przez chwilę milczał. Patrzył na mnie, jakby próbował wedrzeć się do mojej głowy i odczytać kłębiące się w niej myśli. Nie pojmowałam, skąd nagle wzięła się w nim taka zmiana nastawienia.

– Pytała o ciebie, kiedy się obudziła – powiedział ni stąd ni zowąd, udzielając mi jednocześnie odpowiedzi na dręczące mnie pytanie.

A więc robił to tylko dla Emi…

– Wpadnę do niej jutro, jeśli to nie kłopot.

„Jasne, a myślałaś, że dla ciebie, głupia” – zadrwiłam w myślach.

– Nie. Żaden – odparł, uśmiechając się smutno. – Możesz wpadać, kiedy będziesz chciała. Choćby zaraz.

– Jestem zmęczona – skłamałam naprędce. Nie mogłam powiedzieć mu całej prawdy.

– Dobrze się czujesz? – zapytał wtedy wprost. Jak widać intuicja wciąż go nie zawodziła. Zawsze był bystry.

– Tak – odpowiedziałam pospiesznie, co nie umknęło jego uwadze.

– Na pewno? – zapytał, obserwując bacznie moją reakcję. Cholera, miałam nadzieję, że mi uwierzy, bo nie umiałam kłamać. – Twoja reakcja po spotkaniu z Emilką była co najmniej…

– Dziwna? – zapytałam, przerywając mu w pół zdania.

Skinął głową.

– Bo ja jestem dziwna – odparłam, siląc się na luźny żart. – Ale to już przecież wiesz. Osobiście miałeś okazję się o tym przekonać – dodałam chyba odrobinę zbyt złośliwie.

Pożałowałam tego natychmiast i ugryzłam się w język. Nie chciałam mu czynić żadnych wyrzutów czy jakkolwiek się na nim odgrywać. Szczególnie teraz, w tak trudnym dla niego okresie. Ale moja riposta płynęła prosto z serca. Była przepełniona żalem, niosła za sobą wiele wspomnień, o których usilnie starałam się zapomnieć.

Adam nie odpowiedział. Patrzył tymi swoimi błękitnymi oczyma, w których czaił się ból. Tylko udawał twardziela, ale sytuacja między nami zdawała się boleć także jego. Nie ułatwiał.

– Adam…

Właściwie nie wiem, co chciałam powiedzieć. Może przeprosić?

– Pójdę już – powiedział nagle, a potem, zanim zdążyłam cokolwiek dodać, zwyczajnie wyszedł i zostawił mnie samą.

„Chyba znów się pomyliłam, źle odczytując jego intencje” – pomyślałam i westchnęłam. „Dlaczego wciąż to sobie robię?”

Westchnęłam ponownie i zakryłam twarz dłońmi. Nie zamierzałam płakać. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Nie potrafiłam jedynie pojąć, dlaczego wciąż dawałam się tak wkręcać Adamowi, łapać na chwyty, które już wcześniej na mnie stosował.

Jaka ja byłam głupia…

W głowie kłębiły mi się miliony myśli. A każda z nich krążyła wokół mojego dziecka, wokół Emi i Adama. Wiedziałam, że muszę odsunąć urazy i skupić się na tym, co postanowiłam wspólnie z Szymonem. Musiałam za wszelką cenę pomóc Emilce. I wówczas wpadł mi do głowy kolejny, moim skromnym zdaniem genialny pomysł, dzięki któremu mogłam choć odrobinę osłodzić Emi gorycz tej wstrętnej choroby, która ją dopadła.

– Tak, tak! – pisnęłam radośnie, sięgając natychmiast po telefon. – Od tego powinnam była zacząć!

Szybko wygooglowałam w wyszukiwarce internetowej okolicznych fryzjerów. Obdzwoniłam wszystkich, wypytując o konkretną usługę. Chodziło mi o wykonanie peruki z pozyskanych ode mnie włosów. Za piątym razem udało mi się znaleźć osobę, która powiedziała, że wykonuje takie rzeczy na specjalne zamówienia. Ale finalnie dopiero za siódmym podejściem znalazłam kogoś, kto miał na dziś wolny termin.

– Dobrze zatem! – wypaliłam do słuchawki, czując ogarniającą mnie radość. – Wobec tego jeszcze dziś chciałabym umówić się z panią na strzyżenie.

– Będę wolna najprędzej o… – Kobieta po drugiej stronie zawahała się przez moment. – Siedemnastej trzydzieści. Pasuje pani?

– Musi – odparłam od razu. – Będę na pewno. Adres jest zgodny z tym, który wyświetla się na stronie internetowej? – zapytałam jeszcze.

– Tak – potwierdziła fryzjerka. – A peruka będzie do odbioru…

Cholera, znów to samo? – pomyślałam zawiedziona. Sądziłam, że jak już udało mi się umówić na wizytę, to i samo wykonanie peruki też odbędzie się w ekspresowym tempie. Ale jak widać znów się pomyliłam.

– Za jakieś dwa tygodnie…

– Źle mnie pani zrozumiała – przerwałam jej, mając nadzieję, że nie potraktuje mnie jak dwóch poprzednich fryzjerów, którzy rzucili słuchawką. – Bardzo zależy mi na czasie. Zlecenie musi zostać wykonane w ciągu maksymalnie dwóch dni.

– Obawiam się, że to nierealny termin, proszę pani – wyjaśniła kobieta, wymownie wzdychając.

– Nie da się nic zrobić? – jęknęłam, obawiając się, że wszędzie usłyszę podobną odpowiedź. – Bardzo mi na tym zależy. Zapłacę…

– Istniałaby szansa… – usłyszałam wówczas. – Ale na ten czas musiałabym odwołać innych klientów, a najlepiej całkowicie zamknąć zakład. Pewnie przyszłoby mi też pracować w nocy – dodała jeszcze, co tylko mnie upewniło, że jak zwykle chodzi o pieniądze.

– Proszę pani – powiedziałam stanowczo. – O koszty proszę się nie martwić. Pokryję wszystkie. Zapłacę nawet za potencjalnych klientów, a także dorzucę coś za pracę po godzinach. Tylko proszę się zgodzić i mi nie odmawiać.

Kobieta znów teatralnie westchnęła, po czym ponownie zabrała głos:

– Nie wiem, czy zdaje sobie pani sprawę z tego, że w tak krótkim czasie koszty mogą wzrosnąć z kilku do nawet kilkunastu tysięcy złotych?

A niech to! Zgodziła się! Guzik mnie obchodziło, że szło o pieniądze. Miałam ich całkiem sporo i byłam w stanie wydać znacznie więcej, byleby tylko sprawić przyjemność Emilce.

– Zatem widzimy się o siedemnastej trzydzieści? – zapytałam z nadzieją, że nie rozmyśli się w ostatniej chwili.

– Tak, proszę pani, o siedemnastej trzydzieści – odpowiedziała tylko, a potem się rozłączyła.

Ale byłam podekscytowana!

Rozdział 2

Dominika czekała na nas na parkingu galerii handlowej. Szymon, który dotąd zawsze tylko szukał okazji, by jakoś jej dopiec, teraz zdawał się jej nie zauważać. Nie robił tego jednak, by ją sprowokować. Był po prostu pod tak wielkim wrażeniem mojego czerwonego cacka. Nowiutki samochód niewątpliwie wywarł na nim piorunujące wrażenie. Nawet teraz, gdy najpierw obejrzał go dookoła, a potem wsiadł za kierownicę i odpalił silnik, którego słuchał niczym najlepszej muzyki, nie mógł się nachwalić jego ogólnych zalet i uroku.

– Cudo – powiedział, opuszczając wnętrze samochodu i patrząc na niego z tym podziwem, który można było dostrzec jedynie w męskim spojrzeniu.

Od dawna wiedziałam, że faceci w kwestii motoryzacji są niczym maniacy. Ale nie przypuszczałam, że można aż tak wielbić kawałek stali.

– Cieszę się, że ci się podoba – odparłam z powściągliwym uśmiechem, na co odpowiedział mi tym samym, dla odmiany ukazując rząd białych zębów w szerokim i jakże uroczym uśmiechu.

– No dobra. Dość już tych ochów i achów – wtrąciła się nagle Dominika, na co Szymon zmierzył ją chłodnym wzrokiem. – Znalazłam. – Zwróciła się już tylko do mnie, szperając przy okazji w swoim telefonie. Po chwili podstawiła mi go pod nos. – To hotel niedaleko stąd.

– Jaki hotel? – zapytał nagle Szymon i od razu jakby wrócił na ziemię z planety zwanej męskim pożądaniem.

– Nie wiesz, co to hotel, doktorku? – odparowała zaczepnie Dominika. Szymon posłał jej piorunujące spojrzenie.

– Nawet o tym nie myśl, pyskata dziewucho.

Pewnie wreszcie dotarło do niego, o czym mówimy, bo wyraźnie się wkurzył. Oczywiście swoją złość zamierzał wyładować na Bogu ducha winnej Dominice.

– Uspokójcie się. Oboje! – Musiałam działać szybko, bo zatargi pomiędzy tą dwójką były ostatnią rzeczą, na jaką w tej chwili miałam ochotę.

– Zamierzałaś zamieszkać w hotelu? – Szymon wwiercił we mnie spojrzenie, zupełnie lekceważąc zarozumiałą minę Dominiki.

– Nie chciałam ci sprawiać kłopotu – odparłam spokojnie.

Przecież była jeszcze Dominika. Nie zamierzałam jej zostawiać samej. Zwłaszcza po tym, co dla mnie robiła. A jakoś, póki co, nie widziałam tych dwojga pod jednym dachem. To groziło katastrofą.

– No wiesz co? – obruszył się Szymon i spojrzał na mnie urażonym wzrokiem. – Nawet nie chcę o tym słyszeć.

– Ale Szymon…

– Chcę mieć na ciebie oko – przerwał mi w pół zdania. – I nie zamierzam przyjąć odmowy. Zamieszkasz ze mną, w moim mieszkaniu, Julka.

– Masz już tam U SIEBIE jakąś klatkę, w której zamierzasz ją zamknąć? – zapytała kąśliwie Dominika, na co Szymon obrzucił ją lodowatym spojrzeniem. Właściwie już nawet otwierał usta, by nie pozostać jej dłużny, ale uprzedziłam go:

– Nie zostawię Dominiki samej.

– Mną się nie przejmuj – odparła mimochodem moja przyjaciółka, ale na Szymona spojrzała tak, jakby miała ochotę udusić go gołymi rękami. – Jestem już dużą dziewczynką i sobie poradzę.

– Nie wątpię – prychnął Szymon, za co zmroziłam go wzrokiem. Wcale nie ułatwiał mi podjęcia właściwiej decyzji. – No dobra – powiedział nagle, podnosząc ręce w geście kapitulacji. – Mam lepszy pomysł – dodał, a Dominika spojrzała na niego z ironicznym uśmieszkiem, ściągając brwi.

Jak widać, oboje nie umieli się powstrzymać. Na szczęście Szymon zdawał się tym w ogóle nie przejmować.

– Zamieszkajcie u mnie OBIE – powiedział nagle pełnym przekonania głosem, na co Dominika prychnęła niczym dzika kotka. Na szczęście Szymon już nie reagował na jej zaczepki, ale jego zacięta mina wyraźnie wskazywała, że miał ochotę udusić ją gołymi rękami. Powstrzymał się jednak, za co byłam mu wdzięczna.

– To chyba nie jest najlepszy pomysł. – Wreszcie i ja zabrałam głos w tej sprawie, obrzucając ich oboje bacznym spojrzeniem.

– Posłuchaj, Julka – powiedział Szymon bardzo poważnie, nawet chyba odrobinę za bardzo, co w ogóle nie było w jego stylu. – Mnie i tak całymi dniami nie ma w domu, więc prawie nie będziemy sobie wchodzić w drogę. – Potem uśmiechnął się złośliwie i dodał, jakby nie mógł się powstrzymać: – Przy odrobinie szczęścia może uda mi się nie udusić tej małej zołzy.

Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową. Zapowiadało się ciekawie…

Siedziałam na fotelu fryzjerskim i patrzyłam w swoje odbicie w lustrze. Obserwowałam, jak moje długie, lśniące włosy pasmo po paśmie lądują wpierw na moich ramionach, a potem w specjalnym pojemniku. Ten widok sprawił, że przez chwilę zrobiło mi się trochę smutno. Nagle bowiem przypomniała mi się Marta, która, ilekroć wspominałam o zmianie fryzury, skutecznie mi to wyperswadowywała, nazywając sam pomysł bestialstwem. A teraz, patrząc, jak moje włosy znikają w plastikowym pojemniku, poczułam niepewność. Niemniej świadomość, że dzięki temu będę mogła wywołać uśmiech na tej ślicznej, malutkiej twarzyczce, dodawała mi pewności, że postępuję właściwie.

„Zresztą włosy nie język” – pomyślałam, przyglądając się uważnie powstającej fryzurze. „Odrosną”

Moje, jeszcze chwilę temu długie, włosy sięgały już ledwie karku. Według mnie na klasycznego boba były odrobinę za krótkie, a wciąż za długie na fryzurkę w stylu chłopczycy.

– Co robimy dalej? – spytała nagle fryzjerka, zastygając na moment z nożyczkami w ręce.

Nie miałam pojęcia. Nie planowałam tego aż tak skrupulatnie, bo przecież tak naprawdę nie mój wygląd liczył się w tym wszystkim najbardziej.

– A co pani proponuje? – zapytałam.

Wtedy kobieta obeszła mnie dookoła, uważnie mi się przyglądając.

– Proponuję zrobić bardzo krótką, a zarazem modną i praktyczną fryzurkę. Ma pani drobną buzię i smukłą szyję i na pewno będzie w niej pani ładnie.

– Wobec tego proszę czynić swoją powinność – odparłam, zdając się już wyłącznie na nią.

Po około trzech kwadransach fryzura była gotowa. Nie spodziewałam się, że będzie aż taka elegancka. Dotąd wydawało mi się, że styl na chłopczycę to zwyczajnie niemal męska fryzura. Dlatego nie kryłam, że jestem pozytywnie zaskoczona.

– I jak? – spytała fryzjerka, obserwując wnikliwie moją reakcję. – Może być?

– Tak – odparłam, przyglądając się w lustrze swojemu nowemu obliczu, zupełnie się przy tym nie poznając. – Bardzo może – dodałam, posyłając jej pełen wdzięczności uśmiech.

– W tej fryzurze pani szyja wydaje się jeszcze smuklejsza. Niczym u łabędzia – powiedziała, znów obchodząc mnie dookoła. – Mówił już ktoś pani, że ma bardzo zmysłową szyję?

„Nie” – pomyślałam, ale nagle przypomniałam sobie pieszczoty Adama i jego pocałunki właśnie w tym miejscu, na samym karku…

– Nie – odparłam pospiesznie, odpychając od siebie tę pełną erotyzmu myśl.

– No to ja pani to mówię – dodała fryzjerka, obdarzając mnie ciepłym uśmiechem. – No dobra. To byłby koniec na dziś. – Kobieta ściągnęła pelerynkę z moich ramion i strzepała na podłogę resztę zbędnych już włosów.

Wstałam z fotela i sięgnęłam do torebki po portfel.

– Ile płacę? – zapytałam, a fryzjerka, która właśnie schyliła się, by posprzątać włosy, popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się tylko.

– Nie musi mi pani dzisiaj za nic płacić – odparła szybko.

Zaskoczyła mnie. Sądziłam, że poprosi o zaliczkę, albo nawet zażąda z góry całej kwoty.

– Widziałam smutek i tęsknotę w pani spojrzeniu – dodała. – I wtedy zrozumiałam, że robi to pani dla kogoś wyjątkowego, dla kogoś, kto naprawdę bardzo tego potrzebuje. Dlatego zapłaci pani dopiero przy odbiorze. Nie zedrę z pani. Obiecuję.

– Nie musi pani tego robić – odpowiedziałam pospiesznie, zaskoczona jej nagłą zmianą zachowania. – Mogę zostawić zaliczkę, a nawet zapłacić z góry całą kwotę, bo, jak już powiedziałam wcześniej, zależy mi na czasie.

– Wiem – przerwała mi kobieta, wstając z kucków z szufelką wypełnioną resztkami włosów. – I obiecuję, że postaram się wykonać ją możliwie jak najprędzej. A o pieniądze naprawdę proszę się teraz nie martwić. Przyrzekam, że wezmę tylko tyle, ile będzie trzeba. Postaram się też przełożyć klientów na inny termin. Nie chcę obciążać pani dodatkowymi kosztami.

Byłam naprawdę zdziwiona tą nagłą przemianą. Wówczas pomyślałam też, że nie wszyscy ludzie kierują się w życiu jedynie chęcią zysku, choć czasem pierwsze wrażenie może być mylne.

Nie wiedziałam, co powiedzieć i jak wyrazić swoją wdzięczność. Odruchowo uścisnęłam więc stojącą na wprost mnie kobietę i obdarowałam ją najszczerszym, pełnym wzruszenia uśmiechem.

Rozdział 3

Dominika, tak jak zapowiedziała, czekała na mnie w samochodzie. Wydawała się czymś zajęta. Chyba ustawiała coś w panelu na wyświetlaczu, bo wyraźnie przesuwała po nim palcem. Ją chyba także, podobnie zresztą jak Szymona, kręciły te wszystkie bajery, nowinki technologiczne, których nie brakowało w moim nowiutkim aucie. A jednak mieli z Szymonem wspólne zainteresowania! Cieszyła mnie ta myśl. Niezwykle.

Nie zwróciła na mnie szczególnej uwagi, gdy wolnym krokiem podeszłam do samochodu. Zatrzymałam się tuż obok szyby, a ona ledwie na mnie zerknęła, po czym niezwłocznie wróciła do swojego zajęcia. Nie wiedziałam, czy ignorowała mnie, bo była tak bardzo pochłonięta własnymi sprawami, czy może zwyczajnie mnie nie poznała. Zastukałam więc w szybę, a ona znów tylko na mnie przelotnie spojrzała. Po chwili jednak dostrzegłam błysk w jej oku, a potem drzwi auta otwarły się z impetem. Musiałam odskoczyć, by przypadkiem nimi nie oberwać.

– Boże, Julka! – wykrzyknęła, zwracając na siebie uwagę kilku przechodniów. – Coś ty zrobiła z włosami?

– Jest aż tak źle? – zapytałam.

– Nie! – zaprzeczyła natychmiast. – Nie to miałam na myśli. Po prostu wyglądasz… – zawahała się na moment – …zupełnie inaczej.

Uśmiechnęłam się tylko. Dominika miała rację. Wyglądałam inaczej i tak też się czułam.

– Rany Julek! – piała, śmiejąc się z własnego żartu. – Skąd ta nagła zmiana?

Patrzyłam na nią przez chwilę i zwlekając z odpowiedzią, zastanawiałam się, co powie, gdy pozna przyczynę mojej decyzji. Dominika nie kryła rozżalenia z powodu tego, co spotkało Emi, ale czy nie uzna, że przesadziłam?

– Potrzebowałam włosów na perukę dla Emi – powiedziałam wprost, czekając już tylko na jej reakcję.

Chyba trochę się bałam, że mnie zwyczajnie opieprzy, bo znów robię coś za plecami Adama, albo wytknie mi, iż kolejny raz mieszam się w życie jego córki, a co za tym idzie, także jego własne. Raz mi to już wypomniała. Może przejęła się za bardzo rolą mojej opiekunki, ale musiałam przyznać, że miała rację, bo ilekroć interesowałam się sprawami Adama, sama cierpiałam. Tym razem jednak mnie zaskoczyła. Pokręciła jedynie z niedowierzaniem głową, a potem powiedziała coś, czym mnie zupełnie zszokowała:

– Nie sądziłam, że tak bardzo kochasz tego faceta.

Naprawdę mnie zaskoczyła. Właściwie spodziewałam się jej złości, niezadowolenia, ale nie czegoś takiego.

– To nie tak…

– Nie zaprzeczaj. – Weszła mi w słowo. – Kochasz ojca tej małej. Kochasz Adama Millera – dodała, patrząc na mnie już zupełnie poważnie.

Zastanawiałam się chwilę nad tym, co właśnie powiedziała, i choć wiedziałam, że to prawda, to nie mogłam się do tego przyznać. Nie po tym, jak próbowałam ułożyć sobie życie z Szymonem. Co by sobie o mnie pomyślała…

– Nie zaprzeczam, że Adam nie jest mi obojętny, ale kocham nie jego, lecz jego córkę – upierałam się.

Chyba byłam niewystarczająco przekonująca, bo Dominika wyglądała, jakby mi nie uwierzyła. Pokręciła głową, ale na szczęście już się ze mną nie sprzeczała. I dobrze, bo nie chciałam się z nią o to pokłócić.

W mieszkaniu Szymona zjawiłyśmy się wieczorem. On akurat kończył przygotowywać kolację. Był w kuchni. Pochylał się nad deską, na której kroił warzywa. Stał zwrócony do nas plecami.

– No nareszcie – powiedział przez ramię. – Już się bałem, że ta jędza cię przekonała i pojechałyście do hotelu.

Kiedy Dominika chrząknęła wymownie, odwrócił się w naszą stronę. Podejrzewałam, że pośle jej jeden z tych swoich szelmowskich uśmieszków, ale on natychmiast spojrzał na mnie.

– Julka?! – Nie wiem, czy rzeczywiście przez chwilę miał problem i mnie nie rozpoznał, czy był aż tak dobrym aktorem, ale faktem było, że zdumienie miał wypisane na twarzy. – Co ty, mały potworze, zrobiłaś z moją Julią? – zapytał, posyłając zadziorne spojrzenie towarzyszącej mi dziewczynie.

Dopiero teraz pojęłam, że wkręcał nas obie. Na moment zerknął na mnie, a potem przeniósł wzrok na Dominikę, na co ona tylko przewróciła oczami.

– Julka? To naprawdę ty? – naigrywał się.

– Nie. – Na szczęście Dominika podchwyciła żart. – Król Julian – dodała, wytykając mu język, na co już we troje parsknęliśmy śmiechem. I dobrze. Śmiech to zdrowie.

Szymon odłożył nóż na deskę, wytarł ręce papierowym ręcznikiem, a potem podszedł do mnie i obszedł mnie dookoła dwa razy. Z jego twarzy nie znikał zachwyt, a z ust pełen zadowolenia uśmiech.

– Boże – odezwał się po chwili. Jego głos na szczęście brzmiał już odrobinę poważniej. – Wyglądasz jak nie ty. Ładnie, bardzo ładnie, ale zupełnie nie jesteś do siebie podobna.

– O, popatrz! I znów się w czymś zgadzamy? – zaśmiała się lekko Dominika.

– Cieszę się, że moja nowa fryzura stała się… – Myślałam przez chwilę, udając strasznie poważną. – Pewnego rodzaju gałązką oliwną – dokończyłam.

– Nawet-tak-nie-żartuj – odburknęła Dominika. Szymon z kolei obrzucił ją tylko gniewnym spojrzeniem i wyciągnął do mnie ramiona.

– Chodź do mnie, mój ty mały chłopaczku.

Posłuchałam i już po chwili znalazłam się w jego silnych ramionach. Przytuliłam się do niego ciasno.

„Chłopaczku?” – pomyślałam jeszcze, W moim odczuciu zabrzmiało to co najmniej… dziwnie. Zresztą nie tylko w moim, bo Dominika też wymownie chrząknęła i zrobiła zniesmaczoną minę. Na szczęście nie skwitowała tego głośno, więc i ja nie zamierzałam niczego mówić, by nie sprawić Szymonowi przykrości. Palnął gafę. Trudno.

– Zrobiłaś to dla Emi, prawda? – zapytał, szepcząc w moje włosy.

Jak dobrze mnie rozumiał…

W odpowiedzi tylko pokiwałam głową, bo nie miałam ochoty rozwodzić się nad tym tematem. Zrobiłam to i już. Nie było o czym mówić.

– Jesteś wielka, wiesz? – Szymon ucałował czubek mojej głowy.

– Dość tych czułości! – Dominika przerwała nam w chwili, kiedy w moich oczach zaiskrzyły łzy. Kochana dziewczyna. Myśli o wszystkim. Jak zwykle zresztą. – Chcesz nas zagłodzić na śmierć? – zapytała uszczypliwie, buńczucznie zakładając ręce na biodra.

Szymon odsunął się ode mnie i spojrzał na nią zadziornie.

– Naprawdę nie wiem, jak wytrzymam z nią te kilka dni – westchnął, po czym wrócił do przygotowywanej wcześniej kolacji.

Nie wiedzieć czemu, pomyślałam o tym samym.

Późnym wieczorem zadzwonił mecenas Przygodzki i poprosił o kolejne spotkanie. Nalegał, abyśmy spotkali się jutro. Nie do końca było mi to w smak, ponieważ do tej pory wszystkim naszym spotkaniom towarzyszył stres, którego przyrzekłam się wystrzegać dla dobra obojga dzieci.

– Coś się stało? – zapytałam podejrzliwie.

Musiałam się upewnić, że za tą propozycją nie kryje się coś, co może mi jakkolwiek zaszkodzić. W grę wchodziła bowiem naprawdę duża stawka. Ludzkie życie, a nawet dwa.

– Nie, Julio. Zapewniam, że to nic szczególnego – odparł zdawkowo. – Pojawiła się tylko nowa okoliczność, która wymaga twojej obecności. Ale nie kłopocz się, bo skoro powiadasz, że zatrzymałaś się na parę dni w Krakowie, to pomyślałem, że może tym razem to ja złożę wizytę tobie.

Zamilkłam na moment, nie wiedząc, jak się odnieść do tej jego nagłej, tajemniczej propozycji. Po ostatnich wydarzeniach stałam się bardziej podejrzliwa. Nie miałam powodu, żeby nie ufać akurat Arkadiuszowi, ale, jak to mawiają, lepiej dmuchać na zimne. Musiałam tylko mieć pewność, że po tym spotkaniu nie wyląduję w szpitalu ze skurczami, które mogłyby doprowadzić do przedwczesnego rozwiązania.

– A przybliżyłbyś mi choć trochę, na czym ma polegać to spotkanie?

Przygodzki westchnął. Był bardzo tajemniczy.

– To miała być niespodzianka – powiedział jedynie, coraz bardziej mnie intrygując.

Nie byłam pewna, czy w moim stanie jakiekolwiek niespodzianki są wskazane. Nie reagowałam na nie zbyt dobrze.

– Będę z tobą szczera, Arku – powiedziałam. – Nie czuję się najlepiej i chyba już nawet trochę boję się tych wszystkich niespodzianek, których ostatnio miałam pod dostatkiem.

– Coś ci dolega? Jesteś chora? Coś z dzieckiem? – Zasypał mnie pytaniami.

– W zasadzie nie dzieje się nic złego – odparłam, nie chcąc budować zbędnego napięcia. – Ale w drodze powrotnej do domu pojawiły się komplikacje, do których w dużej mierze przyczynił się stres.

– Co się stało? To coś poważnego? – zapytał z troską.

– Lekarz mówi, że mam być dobrej myśli – odpowiedziałam szczerze. – Ale faktem jest, że dostałam skurczów. Dzięki szybkiej reakcji lekarzy i sprawnemu opanowaniu sytuacji nic się nie stało. Jednakże pan doktor okazał się bezkompromisowy i mnie czasowo uziemił – wyjaśniłam pokrótce.

– Kamień z serca – odparł Przygodzki, nie szczędząc mi w słuchawce kolejnego westchnienia. – Ulżyło mi, że nic wam nie jest. Obojgu.

– Zatem powiedz tylko: czy to naprawdę coś tak pilnego i ważnego?

– W zasadzie nie – odpowiedział pospiesznie. – To miała być najzwyklejsza niespodzianka, bez żadnych dziwnych pytań czy zdjęć – wyjaśnił, jakby czytał w moich myślach. – Ktoś… bardzo chciał się z tobą zobaczyć – dodał, jeszcze bardziej mnie intrygując.

– Chyba zaczynam się niepokoić – odparłam, siląc się na żart.

– Naprawdę nie ma czym, Julio. Wierz mi, że opowiedziałbym ci wszystko jak na spowiedzi, ale dałem słowo, że dochowam tajemnicy. Może zatem rzeczywiście lepiej będzie, jeśli przełożymy to spotkanie na inny termin? – zasugerował.

– Nie. Nie ma takiej potrzeby. Ufam ci, dlatego widzimy się jutro.

– Na pewno? – zapytał jeszcze, jakby z obawą.

– Tak. Do zobaczenia jutro.

Arkadiusz Przygodzki już nieraz pokazał mi, że mogę mu ufać. Ceniłam go za to, jak również za lojalność, którą udowodniał mi w momentach takich jak ten. Jego postawa była godna naśladowania. Miałam szczęście, że zaliczałam się do grona jego przyjaciół, bo w dzisiejszych czasach mało było ludzi podobnych do niego.

Rozdział 4

Rano zadzwoniła do mnie fryzjerka. Było jeszcze bardzo wcześnie, dochodziła dopiero siódma, a ta przemiła kobieta zatelefonowała tylko po to, by mnie poinformować, że wszystko idzie zgodnie z planem. Zapewniła mnie także, że najpóźniej do jutra wieczora będę miała gotową perukę. Bardzo uradowały mnie takie wieści, zwłaszcza o poranku, co oczywiście nie umknęło uwadze Dominiki.

– Tryskasz dziś pozytywną energią – powiedziała, uśmiechając się do mnie. – Dobre nowiny?

Pokiwałam głową i odłożyłam telefon.

– Takie lubię najbardziej – powiedziałam, nie przestając się uśmiechać.

– A może zdradzisz coś więcej?

Opowiedziałam jej pokrótce o mojej rozmowie z fryzjerką, a potem dodałam jeszcze: – I tym oto sposobem dziś wszystko wydaje się dużo prostsze, dużo piękniejsze i na pewno bardziej optymistyczne niż wczoraj.

Dzisiaj rzeczywiście pod wieloma względami czułam się znacznie lepiej niż poprzedniego dnia. I choć nadal odrobinę intrygowało mnie spotkanie z mecenasem i jego tajemniczym towarzyszem, to już nie denerwowałam się na zapas. Bardziej niepokoiła mnie jednak wizyta u Emi. Miałam obawy, czy zdołam wygrać walkę ze stresem. To niełatwe, patrzeć na cierpienie tego brzdąca. Jednak świadomość, że gra toczy się o najwyższą stawkę, czyli życie, kazała mi poprzysiąc, że dam radę. Wiedziałam, że muszę być dzielna!

Idąc do łazienki, spojrzałam we własne odbicie w lustrze, które wisiało w ciasnym korytarzu niewielkiego mieszkanka. Chyba rzeczywiście Szymon miał rację, wyglądałam trochę jak chłopczyca. Moja nowa JA była zupełnie nie do poznania. Nagle zdałam sobie sprawę, że to dziwne uczucie: patrzeć na siebie jak na całkiem obcą osobę. A może tego mi było trzeba? Może właśnie od tego powinnam zacząć już dawno temu? Od zmian. Bo najdrobniejsze modyfikacje, które czynimy w życiu, mogą nas zupełnie odmienić. Tylko czy na lepsze?

– Julia? Dzwoni twój telefon – krzyknęła za mną Dominika.

Kiedy ja poszłam do łazienki, by spokojnie wyszykować się na umówione spotkanie z Przygodzkim, ona, stojąc przy aneksie kuchennym, właśnie przygotowywała nam obu herbatę. Wróciłam więc niezwłocznie do niewielkiego saloniku, który graniczył z kuchnią. Tak jak przypuszczałam, był to Arek.

– Halo? – odebrałam niezwłocznie.

– Witaj, Julio. Jesteśmy już w centrum. Gdzie zatem mamy cię szukać? – zapytał.

– Spotkajmy się w jakiejś kawiarni – powiedziałam. – Jestem w mieszkaniu przyjaciela i nie chciałabym nadużywać jego gościnności – wyjaśniłam.

– Rozumiem. W takim razie znajdę coś i wyślę ci SMS z lokalizacją, dobrze?

– Okej – odparłam.

Znów poczułam tę nutę niepewności. Ale nie zamierzałam się już tym dłużej trapić. Przecież Arek obiecał mi, że nic złego mnie nie spotka.

„Głowa do góry. Będzie dobrze” – pomyślałam, a potem na powrót szybko zaszyłam się w łazience.

– Poczekam tu na ciebie.

Dominika jak zwykle nie chciała się narzucać. Nie przeszkadzała mi jej obecność, wręcz przeciwnie. Lubiłam ją mieć obok, co nie oznaczało, że zamierzałam ją do czegokolwiek zmuszać.

– Jeśli tylko masz ochotę, to chodź ze mną – zaproponowałam. Dziwnie się czułam, kiedy Dominika odgrywała głównie rolę mojego kierowcy czy mojej asystentki. Dla mnie przede wszystkim była przyjaciółką i tak też chciałam ją traktować. Z szacunkiem, który należał się przyjaciołom.

– Nie, Julka. Idź sama. Ja tutaj na ciebie poczekam – powiedziała przemiłym głosem.

Zamierzałam jej to wkrótce wynagrodzić, ale teraz musiałam się pospieszyć. Cmoknęłam ją w policzek i posłałam jej przyjacielski uśmiech, po czym wyszłam z auta i skierowałam się w stronę drzwi kawiarni. Szybko weszłam do środka i przy jednym ze stolików od razu zauważyłam mecenasa. Towarzyszył mu mężczyzna w podeszłym wieku. Nie od razu go rozpoznałam, choć nawet pomimo dzielącej nas odległości mimo wszystko wydał mi się dziwnie znajomy. Miałam tylko nadzieję, że to nie jeden z tych uroczo wyglądających starszych panów, którzy tak źle potraktowali mnie podczas pierwszego spotkania rady nadzorczej.

„Nie, Arek by mi tego nie zrobił” – zapewniłam się ponownie w myślach.

Znajdowałam się ledwie parę kroków od nich, kiedy zostałam dostrzeżona. Na mój widok obaj panowie wstali. I właśnie wtedy w starszym mężczyźnie rozpoznałam jego… To ten miły człowiek, taksówkarz. Ten sam, który pomógł mi w jednym z trudniejszych momentów mojego życia.

– Witam – powiedział mecenas i wyciągnął do mnie rękę, którą natychmiast przyjęłam. Patrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Dopiero po chwili zrozumiałam, że zaskoczył go widok metamorfozy, którą przeszłam. – Nie poznałem cię, Julio. Ta nowa fryzura bardzo cię odmieniła.

Posłałam mu uśmiech, a potem spojrzałam na spoglądającego na mnie w milczeniu starszego pana.

– Dzień dobry – przywitałam się szczerze wzruszona i z nim również wymieniłam uścisk dłoni.

Teraz wszystko powoli stawało się jasne. Już rozumiałam, po co mnie tutaj ściągnęli. W tej chwili cała ta aura tajemniczości zyskała w moich oczach uzasadnienie.

Przygodzki wciąż przyglądał mi się uważnie i wydawało mi się nawet, że chciał mi coś powiedzieć, ale ubiegł go taksówkarz.

– Bardzo ci dziękuję, dziecko, za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. – Stojący nieopodal mnie mężczyzna wciąż serdecznie ściskał moją dłoń i patrzył na mnie błyszczącymi z emocji oczyma. – To dzięki tobie moja córka, moja najdroższa Madzia, wreszcie się odnalazła – wyznał z ulgą, która biła z jego głosu, mimiki i każdego najdrobniejszego gestu. – Czeka ją jeszcze niełatwy powrót do normalnego życia, ale już teraz wierzę, że da radę. Ważne, że jest już bezpieczna, że jest z nami. A to wszystko dzięki tobie, dziecko, i dzięki panu mecenasowi, rzecz jasna.

Nie zdążyłam nawet otworzyć ust, by cokolwiek mu odpowiedzieć, bo głos ponownie zabrał Arek:

– Córka pana Stefana była przetrzymywana w jednym z domów publicznych w Hamburgu.

„O Boże! To straszne” – pomyślałam, szczerze współczując tej dziewczynie.

Wiedziałam, jak to jest. Sama omal nie padłam ofiarą gwałtu, więc podskórnie czułam, jakie to musiało być okropne i destruktywne.

– Ale już wszystko dobrze. – Przygodzki chyba odrobinę przejął się moją reakcją, bo dotknął uspokajająco mojej dłoni.

– To wszystko dzięki tobie – powtórzył starszy mężczyzna, patrząc na mnie z wdzięcznością, której od niego nie oczekiwałam. Miałam u niego dług wdzięczności i zrobiłabym dla niego i jego rodziny znacznie więcej, gdyby zaszła taka konieczność. – Dzięki wam – poprawił się jeszcze. – Będę zobowiązany do końca moich dni.

– Nie. – Pokręciłam głową. – Żadne takie, proszę pana. Chyba nie muszę panu przypominać, ile sama panu zawdzięczam?

– To nie to samo…

– Może i nie – odparłam, mając świadomość, że poszukiwania tej dziewczyny musiały być kosztowne, ale tutaj chodziło o coś zgoła innego. Nie ma w życiu cenniejszych wartości od miłości, honoru czy dobroci płynącej prosto z serca, choć często o tym zapominamy… – Ale nie ma mowy o jakimkolwiek poczuciu zobowiązania. Bardzo panu dziękuję, za wszystko – dodałam, a potem przytuliłam patrzącego na mnie załzawionymi oczami mężczyznę.

– Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebowała… czegokolwiek… – przemówił po chwil tak przejętym głosem, że aż chwytało mnie za gardło. – Nie wiem, może…

– Oczywiście – odparłam.

W zamian nie oczekiwałam od niego niczego, ale musiałam potwierdzić. Nie wypadało inaczej.

– Wiesz, dziecko, że odkąd wróciła moja córka, to i żona powolutku zaczyna wracać do zdrowia? – powiedział, kiedy zasiedliśmy przy stoliku.

Odruchowo nakryłam jego dłoń swoją ręką.

„Dla takich wieści warto żyć” – pomyślałam, będąc jednocześnie bardzo wzruszona i szczęśliwa z tego powodu. Cieszyłam się, że mogłam pomóc, a właściwie zainterweniować, bo na miano bohatera zasłużył Arek.

– Nawet pan nie wie, jak się cieszę – odparłam, lekko pociągając nosem. I wtedy też nagle w mojej głowie zrodził się pewien plan, który postanowiłam natychmiast wcielić w życie. – Mogę mieć do pana jeszcze jedną prośbę, panie Stefanie?

– Co tylko zechcesz, drogie dziecko.

– Potrzebuję kierowcy, bo sama ostatnio miewam problemy zdrowotne, a pan nadawałaby się do tej pracy idealnie.

Przez chwilę patrzył na mnie zdezorientowanym wzrokiem, ale wytłumaczyłam mu pokrótce, na czym miałaby polegać jego praca. Obiecał wszystko sobie wnikliwie przemyśleć i ustosunkować się do złożonej mu propozycji. A ta była naprawdę dobra. Miałam więc nadzieję, że na nią przystanie. Wciąż potrzebował pieniędzy dla żony i córki, która po tym, co przeszła, na pewno wymagała psychoterapii. Byłam niemalże pewna, że ten szlachetny człowiek nie przyjąłby więcej żadnej jałmużny. Musiałam więc sprawić, by nie odczuł, że znów chcę mu pomóc, ale żeby czuł, że jest samowystarczalny.

– A teraz zostawię już państwa samych – powiedział pan Stefan, powoli zbierając się do wyjścia. Na pożegnanie uścisnął dłoń mecenasa, a potem jeszcze raz przytulił mnie serdecznie.

– Bóg mi cię zesłał, drogie dziecko, choć wtedy mogłaś myśleć zupełnie inaczej – powiedział czule, a w moich oczach nagle zatańczyły łzy wzruszenia.

Nie wiem, czy to kwestia wieku, czy może czułości, która biła z głosu mężczyzny, ale przez chwilę poczułam się jak w ramionach ojca.

– Cieszę się, że mogłam panu pomóc – wydukałam słabym głosem.

Tylko tyle zdołałam z siebie wydusić, bo miałam ściśnięte gardło i coś chwytało mnie za serce.

– Do widzenia, pani Julio.

– Do widzenia – odparłam, a potem patrzyłam, jak odchodzi.

– Dobrze się czujesz? – zapytał mecenas, kiedy zostaliśmy sami.

Uśmiechnęłam się tylko i pokiwałam potakująco głową, ledwo panując nad łzami.

– Zaskoczona?

– Bardzo – odparłam. – Ale szczęśliwa.

– Cieszę się, że mogłem pomóc – odparł. – A teraz powiedz mi jeszcze: zrobiłaś to celowo?

Spojrzałam na niego, oczekując, że mi wyjaśni, co miał na myśli, zadając takie pytanie.

– Naprawę potrzebujesz kierowcy? – wyjaśnił z błyskiem w oku.

Przejrzał mnie, bo był bardzo bystry, o czym mogłam się już wiele razy przekonać. Dziś tylko to potwierdził.

Pokręciłam głową.

– Coś mi podpowiadało, że muszę tak postąpić – wyjaśniłam, lekko zmieszana. – Uważasz, że źle zrobiłam?

– Nic z tych rzeczy. Nie czynię ci żadnych wyrzutów ani tym bardziej nie osądzam twoich wyborów – wyjaśnił pospiesznie. – Twoja postawa względem tego biednego mężczyzny uświadomiła mi po raz kolejny, jak wielkie masz serce. Szkoda tylko, że już zajęte – dodał nagle, a ja poczułam, jak moje policzki okrywają się szkarłatem.

Ostatnio stale słyszałam podobne określenia. Ale te, które wychodziły od mężczyzn, robiły na mnie podwójne wrażenie. Nagle uświadamiałam sobie, że wokół mnie, w zasięgu moich rąk, są ludzie zasługujący na moją przyjaźń, a nawet głębsze uczucia, na które niestety nie miałam większego wpływu. Dziś po raz nie wiadomo który dotarło do mnie, że Arek był kolejnym mężczyzną mającym zadatki na świetnego faceta, a ja, wbrew wszelkiej logice, zakochałam się właśnie w Adamie, dla którego nic nie znaczę i który nie zasługuje na moją miłość.

– Bardzo ci dziękuję. Za wszystko. – Tylko tyle zdołałam odrzec, na co on posłał mi czarujący uśmiech.

– Cała przyjemność po mojej stronie, pani prezes.

Znów patrzył na mnie tak jakoś… inaczej. Peszył mnie jego wzrok, ale musiałam to wytrzymać, bo w istocie nie robił nic złego.

– A teraz chyba musimy porozmawiać o czymś jeszcze – powiedział nagle, zupełnie poważniejąc.

Popatrzyłam, zaskoczona, a nawet się rozejrzałam, chyba obawiając się kolejnej niespodzianki.

– Świetnie wyglądasz w tej fryzurze – wypalił nagle.

– Dziękuję – odpowiedziałam.

Wciąż nie wiedziałam, do czego właściwie zmierzał, ale zrobiło mi się miło, słysząc ten komplement w jego ustach.

– Naprawdę ci w niej do twarzy, ale…

– Coś nie tak z moimi włosami? – Odruchowo ich dotknęłam.

– Nie, z twoimi włosami wszystko okej. Może się jednak okazać, że twoja nagła zmiana looku przysporzy nam niewielkich problemów – wyjaśnił, ale ja nadal nie miałam pojęcia, o czym do mnie mówi. – Nie jestem pewien, co na to powie nasz partner biznesowy. Nie wiem, czy przedstawiciele NANO w umowie, którą niedawno z nami, a właściwie z tobą zawarli, nie zamieścili czasem wzmianki o dotychczasowym wizerunku.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytałam.

– Być może okaże się, że nie dojdzie do sfinalizowania kontraktu i nie zostaniesz ich twarzą nowego modelu samochodu, gdyż nie będzie im odpowiadała twoja nowa stylizacja – wyjaśnił wreszcie. – Może nawet obciążą nas kosztami za niedotrzymanie warunków kontraktu.

Patrzyłam na niego totalnie zaskoczona tym, co mi właśnie powiedział. Chyba rzeczywiście miał rację. Prezesi NANO mogą okazać się niezadowoleni z mojej przemiany. A ja potrzebowałam tych pieniędzy, gdyż stanowiły pewnego rodzaju zabezpieczenie. Poza tym nie wiedziałam, o jakiej kwocie zadośćuczynienia mówimy, a ostatnio miałam mnóstwo pilniejszych wydatków. Ale jak to mawiają: nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Stało się i już.

– Trudno – powiedziałam, siląc się na obojętność. – Musimy postawić sprawę jasno i zapytać wprost, co sądzą o mojej nowej stylizacji.

– Tak też zamierzam zrobić – powiedział Arkadiusz, a potem od razu sięgnął po telefon i skierował aparat w moją stronę. – Najlepiej zająć się tym od razu. Mogę ci zrobić zdjęcie?

Pokiwałam głową, a on cyknął mi kilka fotek. Odetchnęłam z ulgą, że szykując się na to spotkanie, zrobiłam delikatny makijaż. Nie chciałam wyglądać jak jakaś uboga krewna byłej już MNIE.

– A teraz powiedz mi jeszcze, ale już tak zupełnie szczerze – rzekł nieoczekiwanie Arek. – Jak się czujesz?

– W zasadzie to nawet dobrze – odparłam, posyłając mu przyjacielski uśmiech.

Byłam z nim szczera. Dziś naprawdę czułam się dobrze. I miałam nadzieję, że z każdym dniem będzie coraz lepiej.

Rozdział 5

Szymon wrócił z pracy późnym popołudniem. Zjedliśmy wspólnie obiad, po którym zasiedliśmy we troje w małym, przytulnym saloniku. Dominika zrobiła kawę, ja natomiast zadowoliłam się zieloną herbatą. Zapach małej czarnej nadal mnie odrzucał.

Rozmawialiśmy o wielu mało istotnych, a nawet w ogóle nieważnych rzeczach, które raz po raz wywoływały niekontrolowany uśmiech na mojej twarzy. Najbardziej jednak radował mnie widok dwójki moich przyjaciół, którzy nie skakali sobie do oczu. Oboje robili małe postępy, co mnie niezwykle cieszyło, bo chwilami miałam dosyć tych ich ciągłych zaczepek, które w każdej chwili mogły się przerodzić w karczemną awanturę.

– Jak wrażenia po pierwszej nocy? Wyspałyście się? – zapytał Szymon.

Nie wiem, co mu chodziło po głowie, ale ilekroć mówił o łóżku bądź spaniu, tylekroć unikał kontaktu wzrokowego z Dominiką.

„Czyżby wreszcie dostrzegł w niej kobietę?” – przemknęło mi przez głowę, gdy znów zerkałam raz na Szymona, raz na Dominikę, która uśmiechała się, w ogóle nie podejrzewając, o czym rozmyślam. Pewnie słono by mi się oberwało, gdyby wiedziała, co też chodzi mi po głowie.

„A może Szymon miewał fantazje na jej temat?” – pomyślałam jeszcze.

Nawet bym się za bardzo nie zdziwiła, bo Dominka to naprawdę piękna dziewczyna.

– Ja tak – odpowiedziałam. – Nie wiem, jak Dominika.

– Ja? – spytała i spojrzała na mnie, jakbym naraz zapytała ją o coś niestosownego.

Jedynie pokiwałam głową, oczekując odpowiedzi.

– Nie najgorzej. Trochę było duszno.

„Tak” – przemknęło mi złośliwie przez głowę, ale postanowiłam milczeć. „Zwłaszcza że za ścianą, na kanapie, spał półnagi facet”

Obie z Dominiką zajmowałyśmy sypialnię Szymona, natomiast on musiał się zadowolić twardą, i chyba jak dla niego trochę za małą, sofą. Kiedy w nocy wstawałam do toalety, widziałam, jak przewracał się z boku na bok. Było mi go żal.

– Macie już jakieś plany na dzisiejszy wieczór? – zapytał, ale nim którakolwiek z nas zdołała otworzyć buzię, szybko dodał: – Bo jeśli nie, to ja proponuję mały wypad do kina. Grają dziś świetną komedię.

„Czy on ma na myśli Bridget Jones 3?” – pomyślałam.

Widziałam dziś na mieście plakat promujący ten film. Czyżby Szymon chciał mi coś przez to powiedzieć? Czytałam kiedyś książkę i doskonale znałam fabułę.

– Obiecałam, że wpadnę do Emi – zaczęłam, starając się, aby mój głos brzmiał obojętnie, co nie było łatwe, bo Szymon nagle nabrał wody w usta. – Ale wy możecie w tym czasie…

– Powiedz lepiej, że żartujesz – przerwał mi, nawet nie próbując udawać, że nie jest na mnie zły za tę insynuację.

Spojrzałam na Dominikę. Wydawała się obojętna, ale słowa Szymona dotknęły ją do żywego. A to nowość…

– Nie, dlaczego? – Postanowiłam pociągnąć jeszcze temat, zwłaszcza że sama go zaczęłam, a rozmowa nie przebiegała tak, jakbym tego oczekiwała.

Spojrzałam niewinnie najpierw na nią, a potem na Szymona, który nagle sprawiał wrażenie jakby bardziej zainteresowanego tym niecodziennym spokojem mojej przyjaciółki. Całe szczęście, że oboje zakopali już topór wojenny.

– Wpadlibyśmy po drodze do szpitala, zostawilibyście mnie u Emi, a potem, już po seansie, odebralibyście mnie – kontynuowałam, licząc, że mnie oboje nie wyśmieją.

Szymon patrzył na mnie w nieodgadniony sposób. Nie wiem, co mu bardziej nie pasowało: towarzystwo, z którym chciałam go wysłać na seans do kina, czy może był na mnie zły, że znów zamierzałam się spotkać z Adamem. Nie mogłam mu przecież obiecać, że nie zamienię z nim choćby słowa, gdy na niego wpadnę. Bo tego, że go tam zastanę, byłam akurat w stu procentach pewna. Adam zdawał się mieszkać w szpitalu. Trudno było mu się dziwić. Ja na jego miejscu pewnie zachowywałabym się podobnie.

– Czujesz się na siłach, by znów zobaczyć się z córką Adama? – zapytał nagle Szymon.

Miałam rację, że przemawiała przez niego gorycz, a może nawet zazdrość o Adama. Udowodnił to, kiedy świadomie nie nazwał Emilki tak jak zwykle, po prostu Emi, za to podkreślił wyraźnie, czyją jest córką.

Spojrzałam na Dominikę, licząc, że mnie wesprze, ale ona uciekła wzrokiem i nie odezwała się ani słowem.

– Tak. Nic mi nie będzie – zapewniłam. – Muszę jedynie nauczyć się panować nad emocjami – dodałam jeszcze. – Więc jak? – zapytałam ponownie, drążąc temat kina.

Szymon nie był zachwycony moim pomysłem i chyba nie uwierzył w moje zapewnienia. Nie skwitował tego jednak ani słowem. I dobrze, bo i tak nie planowałam go posłuchać. Dziś zobaczę się z Emi. Decyzja zapadła i nie zamierzałam jej zmieniać.

– Nie mam ochoty na kolejne wycieczki do szpitala – odparł nagle. Trudno było się mu dziwić, skoro niedawno stamtąd wrócił. – Wieczór przed telewizorem też mnie nie kusi, więc jeśli tylko nie masz nic przeciwko…

Szymon spojrzał na Dominikę, która nagle zrobiła wielkie oczy, jakby połknęła żabę. Była nie mniej zaskoczona ode mnie, choć ja improwizowałam, udając, że reakcja Szymona w ogóle mnie nie zdziwiła. Patrzyłam więc teraz już tylko na moją przyjaciółkę, oczekując konkretnej i jasnej odpowiedzi.

– Okej – odparła wreszcie, udając obojętność. Wcale nie była obojętna. Po prostu nie chciała dawać Szymonowi satysfakcji z tego, że ją tak pozytywnie zaskoczył. – Musisz mi jednak coś przyrzec.

– Co tylko zechcesz – odparłam.

– Jeśli nie wrócę z tego kina, to obiecaj mi, że nie zostawisz mnie na pastwę losu i odszukasz moje ciało w pobliskiej rzece albo w jakiejś studzience kanalizacyjnej. – Wzdrygnęła się teatralnie.

Nie zdołałam się powstrzymać i wybuchnęłam śmiechem. Szybko odkryłam, że nie tylko ja się śmiałam.

„Fajna byłaby z nich para” – pomyślałam raz jeszcze, spoglądając na każdego z nich raz po raz. „To pewne”

Dochodziłam właśnie na oddział, na którym leżała Emi, gdy z oddali, na korytarzu, nieopodal drzwi, za którymi znajdował się pokój, w którym leżała, zauważyłam postać Ostróżki. Nie byłam gotowa na takie spotkanie. Nawet – albo zwłaszcza – tutaj. Przemknęło mi przez myśl, żeby się niepostrzeżenie wycofać, ale wówczas on odwrócił głowę w moim kierunku. Dostrzegł mnie natychmiast i posłał mi bezczelny uśmiech, który tak dobrze zapamiętałam, a który to gościł na jego podłej twarzy tamtego feralnego dnia. Obleciał mnie strach. Może niepotrzebnie, bo znajdowaliśmy się przecież na korytarzu w szpitalu, gdzie kręciło się mnóstwo osób. Poza tym jakiś wewnętrzny głos podpowiadał mi, że nie wolno mi się teraz wycofywać, a tym bardziej uciekać przed tym mężczyzną i tym samym pokazywać mu, że się go boję.

Ruszyłam więc niepewnie do przodu. Powoli zbliżałam się w jego stronę, ale nie po to, żeby zamienić z nim choćby słowo, ale zwyczajnie dlatego, by go ominąć i zignorować. Skierowałam się do automatu z ochronną odzieżą, który znajdował się za jego plecami. Przechodząc, obrzuciłam go ukradkowym, ale pełnym pogardy spojrzeniem, aż dotarłam do celu. Starając się zapanować nad drżeniem rąk, zaczęłam wrzucać monety, gdy nagle usłyszałam za sobą jego głos.

– Znów się spotykamy.

Nadal starałam się nie zwracać na niego uwagi, choć moje serce z przerażenia waliło jak oszalałe.

– Głucha jesteś? – syknął groźnie i pociągnął mnie za łokieć, obracając jednym ruchem w swoim kierunku.

Natychmiast wyszarpnęłam rękę i spojrzałam na niego gniewnie. Miałam ochotę splunąć mu w twarz.

– Tknij mnie jeszcze raz, ty obleśny typie, a gorzko tego pożałujesz – warknęłam, ledwie się powstrzymując, by nie rzucić się na niego z pięściami.

Moja reakcja szczerze go zaskoczyła. Zapewne spodziewał się ujrzeć płaczącą, zastraszoną dziewczynę, a tymczasem zobaczył pewną siebie kobietę.

– Lepiej trzymaj dziób na kłódkę, bo możesz wrócić tam, gdzie twoje miejsce! – Nie pozostawał mi dłużny, choć wyraźnie spuścił z tonu.

Obrzuciłam go wówczas jeszcze jednym pogardliwym, pełnym obrzydzenia spojrzeniem, a potem wzięłam do rąk plastikowe opakowanie, które wypluł automat, i z wolna ruszyłam przed siebie. Karol podążał ze mną ramię w ramię.

– Dam panu dobrą radę – powiedziałam, patrząc mu odważnie w oczy, choć w środku trzęsłam się jak osika. – Proszę nie wchodzić mi w drogę, bo w innym wypadku osobiście dopilnuję, by stanął pan przed sądem za molestowanie seksualne więźniarek. – Sama nie mogłam uwierzyć, że zdołałam mu zagrozić, w dodatku zwyczajnie blefując. Jednak świadomość, że ten podły typ to mój wróg numer jeden, dodawała mi nadludzkiej odwagi.

Poza tym wciąż obwiniałam zarówno tego człowieka, jak i panią Melanię za to, co wydarzyło się pomiędzy mną a Adamem. Nadal zachodziłam w głowę, jak by się ułożyły nasze sprawy, gdyby wówczas nie postanowiono nas rozdzielić.

– Blefujesz!

Nie wiem, czy mnie aby nie przejrzał. Niemniej kiedy tak na mnie patrzył, nie kryjąc się z wrogością w tych swoich przepastnych oczach, ciarki ponownie przebiegły mi po plecach.

– Nie śmiałabym – odparłam, udając opanowanie, choć wciąż trzęsłam się z emocji. – Ostrzegam pana po raz ostatni. Proszę się trzymać ode mnie z daleka.

– A co, jeśli nie posłucham?

– Proszę zaryzykować, a szybko się pan przekona.

Wyminęłam go ponownie, czując, jak nogi się pode mną uginają. Zatrzymałam się jednak jeszcze, dosłownie na moment.

– Może się pan zabawiać, z kim tylko zechce – powiedziałam. – Ale niech się pan nie waży tknąć palcem grubej Marty, bo spełnię moją groźbę nieco szybciej.

Jego mina wyrażała naprawdę sporo. Złość, wściekłość, ale także strach, co utwierdzało mnie w przekonaniu, że coś było na rzeczy w tym moim czczym gadaniu. Pozostawało mi zatem wierzyć, że mam go już z głowy. Marta także.

„Ciekawe, co u niej?” – pomyślałam nagle.