Długo i szczęśliwie - Alison Cochrun - ebook + książka

Długo i szczęśliwie ebook

Cochrun Alison

3,7
35,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Dev zawsze wierzył w bajki. Nic więc dziwnego, że stał się producentem reality show – Ever After, w którym gwiazdy poszukują dla siebie idealnego partnera lub partnerki. Dev kocha ten program, na którym się wychował. Odkąd sięga pamięcią, Dev pochłaniał romanse, oglądał godzinami dramaty sercowe osadzone w romantycznych epokach i marzył o miłości. W prywatnym życiu nigdy nie miał szczęścia, w pracy jednak Dev wykazuje się szóstym zmysłem i niczym kupidyn z łukiem potrafi bezbłędnie przewidzieć idealne historie miłosne uczestników programu. Do czasu gdy głównym bohaterem jest geniusz, nerd nad nerdy, Charlie Winshaw, który spięty, szorstki i milczący nie jest w stanie nawiązać nawet najprostszej konwersacji z uczestniczkami Ever After. Dev musi ratować sytuacje, postanawia dać Charliemu kilka lekcji, spróbować natchnąć go na możliwość relacji z jedną z pań i znaleźć techniki na rozluźnienie przed kamerami. Ku zaskoczeniu Deva i Charliego prawdziwa chemia zadzieje się między nimi i poza scenariuszem Ever After. Tylko czy motyle w brzuchu i szansa na prawdziwą miłość wystarczą, by mieć odwagę wywrócić ich życie do góry nogami?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 451

Oceny
3,7 (3 oceny)
1
0
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Dominia323

Nie oderwiesz się od lektury

Przeurocza
00

Popularność




Alison Cochrun

DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE

przełożyła Monika Skowron

Tytuł oryginału: The Charm Offensive

Copyright © 2021 by Alison Cochrun

All rights reserved

Originally published by Atria Books, a division of Simon & Schuster, Inc.

Copyright © for the Polish edition by Grupa Wydawnicza Foksal, MMXXII

Copyright © for the Polish translation by Monika Skowron, MMXXII

Wydanie I

Warszawa MMXXII

Niniejszy produkt objęty jest ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że wszelkie udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Heather, Meredith i Michelle – ponieważ każdy wie, że przyjaźń między kobietami jest najlepsza

Pierwszy wieczór zdjęć

Pasadena, Kalifornia – sobota, 5 czerwca 2021 roku

20 zawodniczek i 64 dni do końca

Dev

Dev Deshpande dokładnie pamięta chwilę, w której zaczął wierzyć w prawdziwą miłość.

Ma dziesięć lat, siedzi z nogą założoną na nogę w salonie, wpatrując się z zachwytem w telewizor i oglądając Długo i szczęśliwie. Program przypomina mu historie, które czyta przed snem pod namiotem z pościeli w Gwiezdne wojny, dawno po tym, jak rodzice kazali mu zgasić światło – opowieści o rycerzach, wieżach i magicznych pocałunkach. I filmy, które ogląda ze swoją opiekunką, Marissą, o gorsetach, przystojnych mężczyznach ze srogimi minami i wymownych tańcach w milczeniu. Opowieści, przez które jego serce wydaje się za duże w stosunku do ciała małego chłopca.

Tyle że Długo i szczęśliwie jest lepsze od tamtych historyjek, ponieważ jest prawdziwe. To reality show.

Piękny blondyn na ekranie wyciąga ozdobioną klejnotami tiarę w kierunku kobiety w różowej sukni.

– Czy zechciałabyś zostać moją księżniczką?

Kobieta roni łzę, gdy w tle wzbiera muzyka. „Tak. Tak!”. Zakrywa usta dłońmi, a mężczyzna wkłada koronę na jej głowę, złoto spoczywa na jej złotych włosach. Złocista para obejmuje się i całuje.

Jak zahipnotyzowany ogląda świat karet zaprzęgniętych w konie, sukni balowych i romantycznych gestów z rozmachem. Świat dalekich egzotycznych podróży i prowadzących do omdlenia pocałunków przy ceglanym murze, gdy w oddali wybuchają fajerwerki. Świat, gdzie długie i szczęśliwe życie z ukochaną osobą jest gwarantowane. Patrzy, wyobraża sobie siebie w roli jednej z kobiet i to, jak obtańcowuje salę balową z jakimś przystojnym księciem.

– Wyłącz to anachroniczne patriarchalne gówno – rzuca jego mama, wchodząc do domu z dwiema torbami zakupów, po jednej na każdym ramieniu.

Ale Dev nie wyłączył anachronicznego patriarchalnego gówna. Prawdę mówiąc, zrobił inaczej. Przyłączył się do niego.

– Wznieśmy toast! – ogłasza, jednocześnie rozlewając resztę szampana do kieliszków wyciąganych w jego stronę przez ochocze dłonie. – Za początek wyprawy i znalezienie miłości!

Ma dwadzieścia osiem lat, siedzi na tylnej kanapie limuzyny z pięcioma pijanymi kobietami w pierwszy wieczór zdjęć do nowego sezonu Długo i szczęśliwie. Są tu była miss, blogerka podróżnicza, studentka medycyny, programistka i Lauren. Wszystkie piękne i błyskotliwe, maskują zdenerwowanie rozlewanym obficie szampanem, a kiedy w końcu limuzyna staje pod bramami zamku, wznoszą w podnieceniu toast. Dev obowiązkowo pociąga łyczek, żałując, że nie jest to coś mocniejszego, co stłumiłoby ból jego za dużego serca.

Przez najbliższe dziewięć tygodni będzie uczył zawodniczki występowania przed kamerą, przeprowadzi je przez Zadania Grupowe i Ceremonie Koronacyjne, pomoże im stworzyć ich własne idealne historie miłosne. Jeśli zrobi to dobrze, za dziewięć tygodni jedna z kobiet otrzyma Finałową Tiarę, zdobędzie narzeczonego i będzie żyła długo i szczęśliwie.

I może wtedy Dev zapomni o własnym życiu, o tym, że jemu nikt nigdy nie zagwarantuje długiego i szczęśliwego życia z drugą osobą.

Przykleja najlepszy uśmiech producenta do twarzy.

– Dobrze, drogie panie! Nadszedł czas, byście poznały księcia z bajki!

Chór okrzyków wypełnia limuzynę. Dev czeka chwilę, aż ucichnie.

– Sprawdzę u naszego reżysera, jak się sprawy mają. Za chwilę wracam.

Jak na zawołanie asystentka kierowniczki produkcji otwiera mu drzwi limuzyny. Dev wysiada z samochodu.

– Hej, skarbie – wita się Jules z troską w głosie. – Jak się masz?

Dev przesuwa torbę do przodu.

– Nie traktuj mnie protekcjonalnie.

Ale ona zdążyła się już odwrócić i raźnie maszeruje w stronę wzgórza bliżej zamku.

– Jeśli nie chcesz, by się nad tobą litowano, pewnie nie potrzebujesz tego – tu wyjmuje torebkę miętowych oreo spod ramienia – by zagłuszyć zalewającą cię depresję?

– Zalewającą mnie? To za dużo powiedziane. Lubię myśleć, że raczej pluskam się w depresji.

– A ile razy płakałeś w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin, słuchając piosenki na rozstanie Lelanda Barlowa?

– Trafiony, zatopiony.

Jules uderza paczką ciastek o jego klatę, nie zatrzymując się. Potem zerka na niego z ciekawością, jakby szukając dowodów na to, że urządził sobie epicki festiwal płaczu pod prysznicem przed trzema godzinami, a potem znów w lyfcie, w drodze do hotelowej sali balowej, skąd odebrał uczestniczki. Spogląda na jego strój. Dev ma na sobie standardowy uniform na pierwszy wieczór: szorty z głębokimi kieszeniami, koszulkę z krótkim rękawem – czarną, by ukryć plamy potu pod pachami – i wygodne buty, dzięki którym przetrwa dwunastogodzinne zdjęcia.

– Wyglądasz jak hinduski Kevin James po utracie wagi.

Przykleja czarujący uśmiech Fajnego Deva i podejmuje grę. Ona ma na sobie sztruksowe ogrodniczki i koszulkę z koncertu Paramore, do tego gigantyczne martensy i nerkę przewieszoną przez ramię i pierś, tak że przypomina ona szarfę. Gęste włosy spięła w zwyczajowy kok na czubku głowy. Jules Lu wygląda jak typowa dwudziestoczterolatka przeszczepiona z Los Angeles, ze swoim monstrualnym kredytem studenckim, zadowalająca się czymś mniejszym niż marzenie o karierze w stylu Grety Gerwig.

– A ty przypominasz smutną starszą osobę z koncertu Billie Eilish.

Obiema rękami pokazuje mu faki, jednocześnie przechodząc tyłem przez kontrolę bezpieczeństwa. Oboje migają identyfikatorami przed ochroniarzem, po czym niezwłocznie czmychają, by uniknąć zderzenia z meleksem wiozącym dwoje gońców. Okrążają ramię dźwigu, skąd z wysokości sześciu metrów kręcono ujęcia wprowadzające, i biegną wprost do drugiego reżysera, który zaczepia ich i wręcza im różowe poprawione harmonogramy dnia na planie zdjęciowym. Dev zawsze uwielbiał chaos i magię panujące pierwszego wieczoru zdjęć.

Jules ordynarnie sprowadza go na ziemię.

– Jesteś pewien, że nie chcesz o tym porozmawiać? – pyta.

Najwyraźniej ma na myśli rozstanie Deva i jego chłopaka sprzed trzech miesięcy oraz to, że Dev ma zaraz zobaczyć swojego byłego po raz pierwszy, odkąd podzielili się rzeczami. Ryan zabrał playstation piątkę, mieszkanie i wszystkie prawdziwe meble, Dev zatrzymał kolekcję wspólnych kubków Disneya i zestaw płyt DVD.

„To”, o czym nie rozmawiają, to także fakt, że Dev będzie musiał pracować ramię w ramię z Ryanem przez kolejnych dziewięć tygodni.

Rozmawianie o tym jest ostatnią rzeczą, jakiej chce teraz Dev, więc zapycha sobie usta trzema ciasteczkami. Jules przekrzywia głowę i wpatruje się w niego.

– Jestem tu dla ciebie, wiesz. Gdybyś chciał… – Nie kończy zdania, gdyż nie czuje, że może zaoferować mu pełne emocjonalne wsparcie. Zamiast tego ucieka się do zwyczajowego droczenia. – Daj mi znać, gdy będziesz gotowy to sobie odbić. Znam przynajmniej czterech kolesi z mojej siłowni, z którymi mogłabym cię umówić.

– Och, kochanie, nie udawaj, że kiedykolwiek przekroczyłaś próg siłowni.

Jules uderza Deva w ramię.

– Próbuję być dobrą przyjaciółką, dupku.

Jules jest świetną przyjaciółką, ale nie można ot tak odbić sobie sześciu lat związku, a myśl o powrocie do randkowania sprawia, że Dev chce wczołgać się do łóżka na kolejne trzy miesiące. Nie ma ochoty chodzić na niezręczne pierwsze randki z wysportowanym, przystrzyżonym queerowym mężczyzną z West Hollywood, któremu z pewnością będą przeszkadzały jego mizerna budowa ciała, dżinsy z Costco i bardzo niemodne okulary z apteki.

Sądził, że czasy pierwszych randek ma już dawno za sobą.

– Raczej zrobię sobie urlop od facetów – mówi do Jules z wystudiowaną obojętnością w głosie, podczas gdy dalej maszerują do Centrum Dowodzenia. – Skupię się na pisaniu scenariusza miłosnych historii innych ludzi.

Jules zbacza w kierunku stołu, gdzie można sobie dolać cold brew.

– Jasne, no tak, w tym sezonie praca będzie ci pasowała jak ulał. Poznałeś już księcia z bajki?

– Nie, ale to niemożliwe, żeby był taki zły, jak głoszą plotki na grupowym czacie.

– Jest jeszcze gorszy. – Jules podkreśla każde słowo klaśnięciem. – To chodząca katastrofa. Skylar mówi, że zepsuje cały sezon. I złamie kilka karier.

Dev może i by się przejął, gdyby nie pamiętał, że Skylar Jones popadała w katastroficzny nastrój za każdym razem, gdy zaczynali coś kręcić.

– Skylar myśli, że każdy sezon będzie ostatni. Szczerze wątpię, że Charles Winshaw położy kres dwudziestoletniej franczyzie. Do tego na Twitterze wystarczająco podniecali się castingiem.

– Hm, najwidoczniej zdjęcia przed planem były okropne. Zabrali go na plażę, a on prawie zleciał z białego konia.

Dev przyznał, że nie brzmi to wspaniale.

– Charles jest odludkiem. Pewnie potrzebuje trochę czasu, żeby przyzwyczaić się do kamer i świateł. To potrafi przytłoczyć.

Jules przewróciła oczami.

– Przyjęcie odludka nie przekona nikogo, że te instagramowe influencerki przyszły do programu w poszukiwaniu miłości.

– To nie są instagramowe influencerki – upiera się Dev, podczas gdy Jules Lu znów przewraca oczami. – Nie wszystkie są influencerkami z Insta. I oczywiście, że przyszły po miłość.

– Bo przecież nie po to, żeby wypromować nową linię odjechanych festiwalowych opasek na głowę na Etsy – ironizuje Jules. – Jedyni ludzie, którzy przyszli do programu, żeby odnaleźć miłość, mają tak wyprane mózgi przez przemysł ślubny i tak bardzo uzależniają poczucie własnej wartości od małżeństwa, że potrafią sobie wmówić, że autentycznie zakochali się w kimś, z kim spędzili łącznie może dziesięć godzin.

– To naprawdę smutne, że mimo młodego wieku jesteś już taka cyniczna.

– Smutny to jest ślepy idealizm u kogoś tak starego jak ty.

Dev rzuca w Jules ciasteczkiem oreo, w duchu przyznając jej trochę racji. W kwestii Charlesa Winshawa, nie w kwestii miłości i małżeństwa.

Dev pracuje przy produkcji Długo i szczęśliwie od sześciu lat i w tym czasie nową gwiazdę zawsze wybierano spośród kwiecia ulubieńców publiczności, którzy odpadli w poprzednim sezonie. Niedawno postąpiono inaczej, ponieważ ów schemat wywołał głośną krytykę w kręgu Bajkowej Rodziny, która podała w wątpliwość romantyczne intencje uczestników programu. Niektóre osoby, zamiast trafiać do reality show w poszukiwaniu miłości, próbowały zostać kolejną gwiazdą. Dlatego showrunnerka Maureen Scott postanowiła wywołać poruszenie i wciągnąć do nowego sezonu kogoś z zewnątrz.

Charles Winshaw – enigmatyczny milioner i technologiczny geniusz z biorącym się nie wiadomo skąd ośmiopakiem na brzuchu – rzeczywiście dobrze wpłynął na oglądalność bez względu na to, czy potrafił utrzymać się w końskim siodle, czy nie.

Dev wyjmuje z torby na ramię egzemplarz magazynu „People”. Jest to wydanie z nowym gwiazdorem na okładce, a na przodzie wysmarowano hasło: „Najbardziej pożądany kawaler z Doliny Krzemowej!”.

Blond loki, szeroka szczęka i dołeczek w brodzie. Po prostu książę na białym koniu.

Gdy odwracają się od stołu cateringowego, słońce powoli chowa się za dwiema wieżyczkami zamku, rozświetlając plan miękkim pomarańczowym blaskiem. Łańcuchy światełek lśnią na drzewach niczym gwiazdy, a w powietrzu unosi się zapach kwietnych bukietów. Jest jak w bajce, którą w dzieciństwie wymyślił Dev.

– Gównoburza, Dev! Cholerna gównoburza! – krzyczy Skylar Jones, kiedy wchodzą do namiotu Centrum Dowodzenia. To dopiero początek wieczoru, a ona zjadła już połowę tumsów, tabletek na zgagę, co nie wróży dobrze.

– A czemu właściwie gównoburza?

– Bo ten sezon będzie kompletnie i epicko spieprzony!

– Bardzo mi przykro słyszeć, że spieprzyliśmy sprawę, jeszcze zanim zaczęliśmy cokolwiek robić. – Dev wsuwa słuchawkę do ucha, a Jules podaje mu krótkofalówkę z ładowarki. – Czy chodzi o to, że nasz książę prawie spadł z konia?

– Szkoda, że nie wyleciał z siodła. – Skylar aż się gotowała ze złości. – Gdyby kuc go stratował, moglibyśmy zatrudnić kogoś z Jonas Brothers lub jakiegoś drugorzędnego Hemswortha.

– Wydaje mi się, że wszyscy bracia Jonasowie i każdy znany Hemsworth są żonaci.

– Och, to dlatego jesteśmy skazani na komputerowego nerda z zatwardzeniem?

Dev wie, że nie powinien śmiać się z szefowej. Skylar Jones, queerowa czarnoskóra kobieta, nie została kierowniczką produkcji całej machiny reality show dzięki temu, że umiała chillować. Gdy ze stresu związanego z pracą dorobiła się łysienia androgenowego jeszcze przed czterdziestką, po prostu zaczęła golić głowę.

– W czym mogę pomóc, Sky?

– Powiedz mi, co wiesz o Charlesie Winshawie.

– Hm… Charles Winshaw… – Dev zamyka oczy, wizualizuje sobie arkusze, które sporządził po zasięgnięciu języka w światku oraz przeczesaniu internetu, gdy przygotowywał się do tego sezonu, dlatego teraz zaczyna strzelać faktami jak z pistoletu. – Ma mózg Steve’a Wozniaka i ciało marvelowskiego superbohatera. Ukończył liceum w wieku szesnastu lat, kiedy wygrał konkurs na kodowanie i zdobył stypendium umożliwiające podjęcie studiów na Stanfordzie. Założył start-up technologiczny WinHan z kolegą z akademika, Joshem Hanem, jeszcze przed swoimi dwudziestymi urodzinami. Odszedł z firmy w wieku dwudziestu sześciu lat i obecnie prowadzi Fundację Winshawa, będąc dwudziestosiedmioletnim milionerem. Zaszczycił swoją obecnością okładki zarówno „Time’a”, jak i „GQ”, ale do tej pory skrzętnie chronił swoją prywatność, więc nie wiemy zbyt wiele o jego miłosnych relacjach. Ale… – Dev wzrusza ramionami. Taki ma zwyczaj. – Wnioskując z tego, co już wiemy, stawiałbym na to, że Charles szuka kobiety w wieku od dwudziestu pięciu do trzydziestu lat, niemającej więcej niż metr sześćdziesiąt siedem wzrostu. Wysportowanej, ale nieprzepadającej specjalnie za aktywnością na świeżym powietrzu. Kobiety przepełnionej ambicją i twardo stąpającej po ziemi, ogarniającej swoje życie i mającej jasne cele na przyszłość. Inteligentnej, ale nie inteligentniejszej od niego, towarzyskiej i planującej założenie w przyszłości rodziny. Powie, że szuka kogoś pasjonującego ze wspaniałym poczuciem humoru, ale tak naprawdę chce kogoś wyrozumiałego i zgodnego, kto z radością przystosuje się do jego życia w San Francisco. Biorąc pod uwagę te właśnie kryteria, przygotowałem już nawet teczki trzech kobiet, które z największym prawdopodobieństwem zostaną w programie najdłużej.

Skylar zwraca się teraz w kierunku pozostałych osób w namiocie.

– I właśnie dlatego, ludzie, Dev jest najlepszy.

Dev nieco prześmiewczo skłania się w kierunku miksera dźwięku. Skylar klepie go po plecach.

– A teraz, Dev, zrobisz, co następuje. Pospiesz się i leć do zachodniej bramy, tam stoi samochód, zabierzesz Charlesa i zaprowadzisz go tam, gdzie trzeba.

Choć Dev bardzo lubi porządne ponaglanie, zwłaszcza pierwszego wieczoru, nie rusza się z miejsca.

– Czy to nie Ry… To znaczy czy to nie opiekun Charlesa powinien go zaprowadzić?

– Teraz ty jesteś opiekunem Charlesa. Oto oddelegowuję cię do nowego zadania. I o ile nie chcesz, by program poszedł w ślady Average Joe, radzę ci, żebyś już tu nie stał z rozdziawioną paszczą i serio się pospieszył, do cholery.

Dev nadal ani drgnie.

– Przepraszam, ale nie rozumiem. Jestem opiekunem uczestniczek, a… Ryan opiekuje się księciem.

Ryan Parker jest dobry w te durnowate męskie klocki i szybko zaprzyjaźnia się z facetami, za to Devowi dobrze idzie zarządzanie kobietami. Cała ekipa niedawno, podczas ich rozstania na dwudziestych dziewiątych urodzinach Deva, miała natomiast okazję dowiedzieć się, że Ryan i Dev nie byli dla siebie dobrzy.

– A jednak Ryan nie potrafił zdobyć ujęć podczas wstępnych zdjęć, więc został przeniesiony do producenta nadzorującego, a ty bierzesz jego księcia. Słuchaj. – Skylar ujmuje twarz Deva w dłonie, mając w jawnym poważaniu niedawne notatki służbowe o nieprzekraczaniu granic w miejscu pracy. – Jesteś najlepszym opiekunem, jakiego mamy, a temu gościowi potrzeba najlepszego.

Dev większą miłością niż ten program darzy jedynie pochlebstwa na temat swych umiejętności.

– Jeśli ten sezon ma wypalić, potrzebuję Deva „naprawdę wierzę w bajki” Deshpandego, który wytrenuje naszą gwiazdę. Dasz radę to dla mnie zrobić?

Nie myśli o własnej nieudanej bajce. Mówi po prostu to, co szefowa chce usłyszeć:

– Oczywiście, że mogę.

– Wspaniale. – Skylar zwraca się teraz do Jules: – Znajdź teczkę Charlesa i przynieś ją Devowi. W tym sezonie będziesz jego osobistą asystentką. Pomóż mu z Charlesem. No już, idźcie, oboje. Słońce prawie zachodzi.

Dev nie potrafi nawet cieszyć się zniesmaczeniem Jules wywołanym tym, że będzie musiała dla niego pracować, ponieważ myśli jedynie o tym, że właśnie ukradł stanowisko Ryana i wkrótce zobaczy swojego byłego po raz pierwszy od trzech miesięcy.

Ale przecież teraz nie ma na to czasu. Robi więc to, co mu kazano. Spieszy się, do cholery, biegnąc kamienną ścieżką do zachodniej bramy, gdzie na gwiazdę czeka limuzyna.

I może to dobrze. Tak jest lepiej. Dev potrafi trenować kobiety nawet z zamkniętymi oczami, ale Charles Winshaw będzie wyzwaniem, czymś, w co zaangażuje cały umysł i całe ciało, przy czym zatraci się w jasnych światłach i pięknych historyjkach.

Pędzi do limuzyny, nie przystaje, tylko od razu chwyta za klamkę tylnych drzwi i w podekscytowaniu szarpie nieco mocniej, niż to konieczne; otwiera je na oścież, ponieważ Książę z Bajki wypadł właśnie z samochodu w plątaninie rąk i nóg, lądując u jego stóp.

Charlie

– Czy korona nie jest przypadkiem drobną przesadą?

Maureen Scott nie podnosi wzroku znad telefonu ani nie daje po sobie w żaden sposób poznać, że go usłyszała.

Charlie niezręcznie wierci się na tylnym fotelu limuzyny, smoking opina mu klatkę piersiową dokładnie tak, jak nie powinien. Czuje się nieswojo, odkąd wydepilowano woskiem jego ciało, opalono je i pokropiono niezwykle ostrą wodą kolońską. Mogli przynajmniej pozwolić mu zdjąć koronę, żeby nie wyglądał jak robiący striptiz książę William. Musiał nawet jeszcze raz sprawdzić, czy smoking nie okaże się kostiumem do zerwania.

(Nie okaże się. Choć w kontrakcie ma tyle klauzul dotyczących nagości, że powinno to wzbudzić uzasadnione podejrzenia).

Spogląda na czasopismo leżące akurat na siedzeniu i przeżywa dysonans poznawczy na widok zdjęć siebie samego. Gdyby teraz przyjrzał się sobie w lustrze, z pewnością zobaczyłby spoconą i zaczerwienioną twarz, z napięciem widocznym w kącikach oczu i ust. Tymczasem mężczyzna z okładki magazynu niczego się nie boi. Ma gładką twarz, przyjazne oczy, usta jakby od niechcenia układające się w lekki uśmiech. Mężczyzna z okładki to ktoś obcy.

Facet z okładki jest kłamstwem – kłamstwem, którym on musi żyć przez następne dwa miesiące. Zawarł pakt z diabłem i obecnie nie ma wpływu na okoliczności, w jakich się znajduje, ale może przynajmniej zdjąć tę głupią plastikową koronę. Sięga po nią.

– Nie rób tego, złotko – warczy Maureen Scott, wciąż nie odrywając wzroku od komórki.

I pomimo tego „złotka” słychać w jej głosie ostrość, przez którą jego dłonie bezwładnie opadają wzdłuż tułowia. Czyli jest skazany na koronę.

Albo… może mógłby wyskoczyć z jadącego pojazdu i zakończyć wreszcie ten niemądry, niefortunny wybieg medialny? Sprawdza działanie klamki u drzwi, ale oczywiście są zamknięte. Spodziewano się, że będzie próbował ucieczki, dlatego to właśnie twórczyni programu we własnej osobie odwozi go do studia na plan.

Dwa dni wcześniej ekipa Długo i szczęśliwie zabrała go na plażę, gdzie miał jeździć na białym koniu do wejściówki, jak Książę z Bajki, którym ma być. Książę powinien ze swej natury umieć jeździć konno. Zdecydowanie nie powinien bać się koni. Zamiast wyglądać postawnie i męsko, on wciąż się garbił, opóźniał produkcję i krzywił się na każde niepewne zachwianie siodła, aż słońce zaszło i wszyscy byli już całkiem wkurzeni zdjęciami. Łysa kobieta zarządzająca planem nazwała go „cholernie niereformowalnym”.

Co, szczerze mówiąc, było zgodne z prawdą.

Próbuje przypomnieć sobie, co powiedziała jego specjalistka od wizerunku, zanim wyjechał:

– Jesteś Charlie, do cholery, Winshaw. Zbudowałeś wartą miliard dolarów firmę technologiczną, zanim pozbyłeś się aparatu ortodontycznego. Dasz sobie radę w Długo i szczęśliwie.

– Ale przecież straciłem firmę – wymamrotał wtedy w odpowiedzi.

Parisa udała, że go nie słyszy. Nie musiał jej przypominać, co stracił, wiedziała to doskonale. I dlatego Charlie jest teraz tutaj. To jego ostatnia szansa, by wszystko odzyskać.

Czuje, że ciąży na nim presja, ale zanim lęk zamieni się w pełnoobjawowy atak paniki, przebiega w myślach listę sposobów radzenia sobie ze stresem: weź trzy głębokie oddechy; policz do trzydziestu w siedmiu różnych językach; trzynaście razy wystukaj alfabetem Morse’a „spokój” na kolanie.

Maureen Scott przestaje dźgać kciukami ekran telefonu i patrzy na niego. Po raz pierwszy tego wieczoru naprawdę mu się przygląda.

– Co my z tobą zrobimy? – duma słodkim głosikiem, od którego robi się niedobrze.

Chce jej przypomnieć, że to ona do niego przyszła, że to ona przez miesiące nieustannie nagabywała jego specjalistkę od wizerunku, aż w końcu zgodził się wziąć udział w tym show. Nic jednak nie mówi.

– Musisz się wyluzować – zaciąga Maureen.

Tak jakby te słowa komukolwiek kiedykolwiek pomogły w wyluzowaniu się. Srebrnosiwy bob Maureen stylowo szeleści, gdy kobieta posyła Charliemu groźne spojrzenie.

– Zależy od tego cała nasza przyszłość. Potrzebujesz osobistego rebrandingu, z wiadomych powodów. Program zresztą też. Nie spieprz tego.

Bardzo chciałby zwrócić jej uwagę na to, że zazwyczaj nie jest jego celem spieprzanie różnych rzeczy. Bardzo pragnąłby być kimś, kto wszystkiego nie spieprzy. Gdyby był taką osobą, nie zostałby nową gwiazdą randkowego reality show.

Maureen mruży oczy.

– Pozbądź się tej pochmurnej miny, kochanie. Będziesz miał okazję umawiać się z dwudziestoma pięknymi kobietami, a gdy będzie już po wszystkim, oświadczysz się tej, która zostanie. Co w tym takiego okropnego?

Co jest takiego okropnego w randkowaniu w telewizji, kiedy od dwóch lat nie poszedł na ani jedną prawdziwą randkę? Co jest takiego okropnego w udawanych zaręczynach z prawie nieznajomą osobą, na które decyduje się tylko po to, by móc wrócić za jakiś czas do pracy?

Nic. Absolutnie nic. Ma świetne przeczucia co do tego wszystkiego.

Z drugiej strony zaraz prawdopodobnie zwymiotuje.

– I kto wie – mówi dalej Maureen tym samym przesłodzonym tonem. – Może koniec końców znajdziesz prawdziwą miłość.

Nie znajdzie. Akurat tej jednej rzeczy był stuprocentowo pewien.

Samochód gładko się zatrzymuje, Maureen chowa telefon do kieszeni.

– A teraz, kiedy wysiądziemy, poznasz Deva, twojego nowego opiekuna, który przeprowadzi cię przez całą ceremonię wejścia.

Charlie chce spytać, co było nie tak ze starym opiekunem, ale kierowca gasi silnik, a Maureen, nie mówiąc ani słowa więcej, wysiada z auta i znika w otchłani nocy. Nie jest pewien, czy powinien za nią iść, czy tylko siedzieć w limuzynie niczym ładny szczeniak, czekając, aż ktoś się pojawi i nim pokieruje.

Wybrał pierwszą opcję, nie chcąc zrzekać się całej wolnej woli wraz z rozpoczęciem dwumiesięcznej podróży przez piekło reality show. W dramatycznym geście uderza całym ciałem w drzwi… które puszczają z podejrzaną łatwością.

Okazuje się, że dokładnie w tej samej chwili ktoś je otwiera. Charlie traci równowagę. Jednym płynnym ruchem ląduje u czyichś stóp.

– Cholera. Nic ci nie jest?

Nagle czuje na sobie ręce, które podnoszą go do pionowej pozycji, prawie tak, jakby był śliczną marionetką. Dłonie należą do wysokiego mężczyzny o ciemnej skórze, jego jabłko Adama znajduje się na linii wzroku Charliego. Jest coś niepokojącego w konieczności tak radykalnego zadzierania głowy tylko po to, aby móc spojrzeć na drugą osobę. Patrzy w górę. Widzi spektakularne kości policzkowe, oczy o intensywnym spojrzeniu za okularami w plastikowej oprawie oraz rozbawiony wyraz twarzy. Mężczyzna, który chwycił za przód jego smokingu (Dev?), wsuwa palce we włosy Charliego, by poprawić koronę, i tego jest już za wiele.

Za dużo dotykania.

Za dużo wszystkiego, za szybko.

Lęk przejmuje dowodzenie nad mózgiem i w panice Charlie rzuca się plecami na drzwi samochodowe, żeby odsunąć się od nowego opiekuna. Ten w odpowiedzi unosi brew.

– Zatem bez dotykania? – Mężczyzna posyła Charliemu krzywy uśmieszek, jakby to był jeden wielki żart.

Dotyk nigdy nie jest dla Charliego tematem do żartów. To nie tak, że go nienawidzi, ale woli, jeśli przed nim następuje ostrzeżenie i można sięgnąć od razu po żel antybakteryjny do rąk. Wie, że pisał się na program, w którym dotyk jest wymagany, więc próbuje się wytłumaczyć.

– Możesz mnie dotknąć, gdzie ci się podoba – zaczyna.

I zdaje sobie sprawę, że niezbyt elegancko ubrał to w słowa, bo mężczyzna znowu z zaskoczenia unosi brwi.

– Chwila, nie, chodziło mi o to… Nie przeszkadza mi, że mnie dotykasz, ale gdybyś mógł… ech… gdybyś mógł wcześniej umyć ręce. Wcale nie myślę, że jesteś brudny. Jestem pewien, że jesteś bardzo czysty. To znaczy pachniesz czystością, ale mam bzika na punkcie zarazków, więc mógłbyś mnie ostrzec? Zanim mnie dotkniesz?

To właśnie mu wychodzi, gdy próbuje komunikacji werbalnej z nieznajomym. Z początku opiekun tylko wpatruje się w niego w milczeniu, z opadniętą ze zdziwienia szczęką. Potem…

– Nie! – mówi z przekonaniem. – Wsiadaj z powrotem do samochodu.

Dev szarpnięciem otwiera tylne drzwi i kopie nogę Charliego czubkiem swojego converse’a. Powrót Charliego do limuzyny jest równie spektakularny co jego wypadnięcie sprzed dwóch minut. Próbuje przesunąć się do tyłu i zrobić miejsce dla bardzo wysokiego mężczyzny, który teraz częściowo siedzi na nim.

Dev prosi kierowcę, żeby wysiadł.

– Przepraszam – wypluwa z siebie Charlie.

Przepraszanie zawsze wydawało się dobrym pomysłem, kiedy nie rozumiał sytuacji społecznej, a teraz nie miał zielonego pojęcia, co się dzieje.

– Proszę, przestań mówić!

Dev gwałtownie wkłada ręce do gigantycznej torby na ramię i wyjmuje malutką butelkę zielonego żelu antybakteryjnego. Smaruje nim dłonie, a Charlie jest dziwnie poruszony tym gestem. Po chwili, kiedy dochodzi do wniosku, że więcej żelu oznacza więcej dotyku, jest też nim dziwnie wystraszony.

– Pochyl się – rozkazuje Dev.

– Yyy…

– Szybko! Do przodu!

Charlie pochyla się, a ten zupełnie obcy człowiek sięga za jego plecy i wyjmuje koszulę ze spodni, ciepłe palce ślizgają się po jego skórze. Tak, ostatnie dni nauczyły go, że typki z Los Angeles mają bardzo dziwny stosunek zarówno do przestrzeni osobistej, jak i do nagich ciał, a Charlie nie jest typkiem z LA. Nie przywykł do bycia obmacywanym w samochodach przez mężczyzn ubranych w naprawdę okropne szorty z kieszeniami.

Palce Deva kłują jak szpilki za każdym razem, gdy stykają się z ciałem Charliego; opiekun czule dotyka cielistego pasa z mikrofonem, który założono gwieździe już w studiu. Po piętnastu nieznośnych sekundach, które Charlie odlicza, by nie dać się wciągnąć wirowi paniki, Dev cofa się i osuwa na fotel. Charlie w końcu wypuszcza powietrze.

– Jasna cholera, facet. Ale byłeś zgrzany.

– Yyy… Co?

– Twój mikrofon. – Dev pokazuje na miejsce na plecach, gdzie koszula jest wyciągnięta ze spodni, a potem na własną słuchawkę, w której jakiś głos wydaje się coś krzyczeć. – Ktoś zostawił ci włączony mikrofon i znów znalazłeś się w zasięgu odbioru. Zawsze wystrzegaj się pluskiew. Uznaj to za pierwszą lekcję od swojego nowego opiekuna: wszystko, co powiesz, może zostać wyjęte z kontekstu. Twój monolog o tym, że pozwalasz mi się dotknąć, można z łatwością dokleić do zupełnie innej sceny.

– Och. – Nagle uświadomił sobie, że w południowej Kalifornii jest czerwiec i poci się bez klimatyzacji. – Dobrze. Okej, dobra. Jasne. Przepraszam.

Jego nowy opiekun uważnie przygląda mu się zza okularów. Charlie podtrzymuje kontakt wzrokowy przez dwie sekundy, sto dwadzieścia jeden, sto dwadzieścia dwa, po czym umyka spojrzeniem i z podenerwowania poprawia mankiety.

– Coś ci się stało? Jak wypadłeś z samochodu? – pyta delikatnie Dev. – Wyglądasz, jakby coś cię bolało.

– Och. Hm, nie.

Dev znów daje nura ręką do torby.

– Mam tabletki przeciwbólowe, maść tygrysią i plastry. Czego potrzebujesz?

– N-nic – mamrocze Charlie. – Nic mi nie jest.

Dev ma w rękach całą apteczkę.

– Ale twoja twarz… Jest ściągnięta, jakby cię coś bolało.

– Eee. To po prostu… Moja twarz.

Na to Dev gwałtownie odchyla głowę i wybucha śmiechem. Jedną z głównych porażek w życiu Charliego jest niezdolność do rozróżnienia, czy ktoś śmieje się razem z nim, czy z niego. W dziewięciu przypadkach na dziesięć chodzi o to drugie.

– To mylące – zauważa Dev tonem, który sugeruje Charliemu, że opiekun śmieje się razem z nim – bo wyglądasz jak gość z wytwornej reklamy perfum, ale zachowujesz się inaczej, jak gość z reklamy leków na zespół jelita drażliwego.

– Potrafię być tymi dwoma gośćmi naraz.

– W tym programie to niemożliwe. – Dev wyjmuje spod siebie czasopismo „People” i dźga palcem w twarz na okładce. – Jeśli ta cała sprawa ma wypalić, przed kamerami musisz być tym gościem.

Charlie wpatruje się w okładkową wersję samego siebie, szukając odpowiednich słów wytłumaczenia. „Nie jestem takim facetem. Nie chcę być takim facetem. To był wielki błąd”.

– Ja…

Otwierają się drzwi od strony Deva. Udaje mu się z dość dużą łatwością nie wypaść.

– Dev! Co ty narobiłeś, do cholery?! Mamy tyły, Skylar zdegraduje nas do castingu, jeśli nie dostarczymy Księcia na jego pieprzone miejsce w tej cholernej chwili.

Drobna pyskaczka energicznie wyciąga rękę w stronę Charliego.

– Jules Lu. Miło poznać. Asystentka produkcji. Mam dopilnować, żebyś był tam, gdzie masz być, wtedy, gdy masz tam być. A ty nie jesteś teraz tam, gdzie powinieneś być.

– Przepraszam. – Wpatruje się w jej dłoń, ale nie wyciąga swojej. – Yyy, ciebie też… poznać.

– Czy jemu się wydaje, że to było pełne zdanie? – pyta Jules Deva. – Boże, mamy przerąbane.

Dziewczyna wyszarpuje Deva z limuzyny, a Dev wyszarpuje stamtąd Charliego, który przez panujący wokół zamęt nie ma już możliwości powiedzieć Charliemu wszystkiego, co zamierzał. Ruszają ścieżką pod górę na plan zdjęciowy, który ma być jak z bajki. Zamek w oddali jest podświetlony, a gospodarz programu, Mark Davenport, czeka przed zdobioną fontanną. Wokół są lampki, kwiaty i zaprzęgnięte w konie karoce prosto z Kopciuszka.

Powinno wyglądać to jak bajka, ale zamek tak naprawdę jest domem milionera w Pasadenie, a dookoła kręcą się ubrani na czarno członkowie ekipy, pokrzykując i zaciągając się elektronicznymi papierosami. Mark Davenport wrzeszczy na swoją asystentkę, bo nie może znaleźć kombuchy, aż dziewczyna wybucha płaczem.

Zatem nie do końca przypomina to disneyowski klimat.

– Stań tutaj, proszę. – Dev pokazuje na małe „x” wyklejone taśmą i ostrzega Charliego, zanim oplecie rękami jego plecy, żeby włączyć mikrofon.

Charlie tężeje. Klamka zapadła. Nie może tego odkręcić, nie może się wycofać, nie może się schować. Jeśli będzie zbyt intensywnie myślał o minionym roku, o wszystkim, co go tu doprowadziło, do tego aktu desperacji, wie, że nie zdoła wziąć się w garść.

– Pamiętaj – szepcze mu cicho Dev do ucha – wszyscy w Centrum Dowodzenia już cię słyszą.

Charlie przełyka gulę gromadzącą się w gardle.

– Wyglądasz fatalnie.

– Och, to pewnie dlatego, że czuję się fatalnie.

– Mikrofon.

– Jestem… ach… fatalnie szczęśliwy, że tu jestem.

– Bardzo przekonujący wybieg. Masz to we krwi.

Charlie uśmiecha się wbrew sobie, a Dev wybucha:

– Tak! Tak! – Składa dłonie jak w pudełko i mruży jedno oko, jakby kręcił ujęcie. – Właśnie tak! Tak się uśmiechaj, gdy włączą się kamery.

Niestety uśmiech Charliego zamiera, gdy tylko Dev zwraca na niego uwagę.

– Cóż, teraz wyglądasz tak, jakby zbierało ci się na wymioty.

– Chyba tak jest.

– Nie będziesz wymiotował! Zaraz poznasz dwadzieścia kobiet, każda z nich pragnie odnaleźć miłość! – Dev zdaje się sądzić, że to rozkoszna perspektywa, tak jakby za chwilę miały się spełnić wszystkie bajeczne marzenia Charliego. Tak jakby Charlie marzył o życiu w bajce. – Będzie wspaniale!

Dev zapomina o zasadzie „ostrzeż-przed-dotykiem”, jego dłoń opina biceps Charliego i piecze przez warstwy smokingu i koszuli. Charlie nie jest pewien, co w tej chwili dzieje się z jego ciałem, ale wie, że nie jest to nic dobrego. Za chwilę może być bardzo, bardzo źle.

Dev pochyla się jeszcze bardziej. Jego gorący oddech pali policzek Charliego. Pachnie cukrem, czekoladą i czymś jeszcze, czego Charlie nie potrafi rozpoznać.

– Wiem, że masz teraz zawroty głowy, ale na koniec tego wszystkiego odnajdziesz miłość – szepcze Dev. – Za dziewięć tygodni będziesz miał narzeczoną.

I wtedy Charlie naprawdę wymiotuje na Deva. Brudzi go od stóp do głów.

Dev

Na jego converse’ach są wymiociny.

Racja, wymiociny zawsze lądują na jego butach pierwszego wieczoru zdjęć, ale zwykle dzieje się to o świcie, nie o zmierzchu, a zwrócona treść żołądkowa najczęściej należy do pijanej uczestniczki, nie do samego Księcia z Bajki.

Znów okazuje się, że Charles Winshaw wcale nie jest księciem; i nie ma znaczenia to, jak bardzo go przypomina. A rzeczywiście go przypomina. Ma szerokie ramiona, smoking ledwo zakrywa jego muskularną budowę. Do tego prosty nos, kwadratowa szczęka i słodkość – słodycz, która zaskoczyła Deva, kiedy Charles wypadł z limuzyny. Wszyscy mężczyźni trafiający do programu są przystojni. Ale dotąd żaden z nich nie był słodki.

Poza tym żaden z nich nigdy nie był aż tak przystojny. Tak się składa, że Charles Winshaw jest najpiękniejszym mężczyzną, jakiego Dev widział w swoim życiu, nawet gdy ma akurat resztki wymiocin na dołeczku w brodzie. Nawet gdy plecie kompletne bzdury. Nawet gdy poci się z nerwów.

(Może zwłaszcza wtedy, gdy poci się z nerwów).

– Prze… Tak b-bardzo, bardzo, bardzo przepraszam – bełkocze.

Cała irytacja, którą Dev poczuł na widok wymiocin, znika, gdy podnosi wzrok na ogromne oczy Charlesa Winshawa, który przypomina teraz przerażone pisklę. Jest jak prawie stukilowy pisklak z paraliżującymi napadami lęku i dość zaawansowaną germofobią, który nie potrafi sklecić pełnego zdania.

Facet od scenografii podchodzi z wężem, żeby niby od niechcenia zmyć wymiociny z chodnika, i oblewa Deva strumieniem zimnej wody, co zupełnie go nie zaskakuje, biorąc pod uwagę to, jak do tej pory przebiegał ten wieczór.

– Ja… naprawdę… bardzo przepraszam – powtarza Charles, kiedy ekipa z charakteryzacji wpada niezwłocznie, by poprawić mu makijaż.

Wymiociny znikają z podbródka, światła zostają ustawione i gdzieś z ciemności dochodzą krzyki pierwszej asystentki reżysera: „Kontrola końcowa, proszę!”. Nikt nie zważa na to, czy Charles jest gotowy zostać Księciem z Bajki, czy też nie.

Zdecydowanie nie jest gotowy. Wygląda blado i słabo. Dev chce zostać przy jego boku, ale asystentka reżyserki dzwoni, żeby się schował, więc w ostatniej chwili wyskakuje z kadru.

Kręcą. Odgłos końskich kopyt na mokrym bruku ścieżki wypełnia uciszony przed chwilą plan, wówczas w kadrze pojawia się kareta i podjeżdża do fontanny, gdzie czeka Charles. Kamera numer jeden skupia się na Charlesie, tymczasem dwójka filmuje otwarcie drzwi. Wyłania się z nich kobieta w niebieskiej sukni: duże niebieskie oczy pasują do jej stroju, do tego ma blond loki i smukłą figurę. Nieśmiało uśmiecha się na widok Charlesa, w jej głębokim dekolcie umieszczono naszyjnik z krzyżykiem.

Nazywa się Daphne Reynolds i jest byłą miss z limuzyny Deva. Nic dziwnego, że Maureen kazała jej wysiąść z karety w pierwszej kolejności. Szczerze mówiąc, wygląda tak, jakby ktoś podał drukarce 3D algorytm na wydrukowanie zwyciężczyni Długo i szczęśliwie. Dev wie z jej teczki, że skończyła studia, a jej ojciec jest wielebnym, co oznacza, że uczestniczka spodoba się dużej grupie konserwatywnych fanów programu, nie odcinając się od jeszcze większej grupy feministycznej, która – jak twierdzi – ogląda program „ironicznie”.

– Cześć – mówi Daphne, gdy jej obcasy zaczynają stukać na kamieniach.

Charles nie odpowiada jej. Charles się nie rusza. Stoi przy fontannie, ma zesztywniałe ramiona, wygląda nieporadnie, jakby był nieobecny duchem, nie reaguje na to, że podchodzi do niego piękna kobieta. Ani cienia uśmiechu. Ani przebłysku pożądania.

Być może w odpowiedzi na jego obojętność Daphne waha się, zbliżając się do niego. Bełkocze, przystaje i przez chwilę wygląda tak, jakby rozważała przeskoczenie przez bramę. Robi kolejny krok przed siebie, a jej srebrzyste obcasy zahaczają o rąbek sukni lub o wyjątkowo mokry kamień, więc ślizga się i przewraca na niewzruszonego niczym ściana Charlesa Winshawa. Jest to prawie perfekcyjne – choć nieco nietypowe jak na ten show – pierwsze spotkanie, tyle że Charles, zamiast wyciągnąć ramię na ratunek Daphne, odskakuje do tyłu, by uniknąć kontaktu fizycznego kobiety z jego klatką piersiową.

Jej udaje się wstać bez jego pomocy.

– Stop! Stop! – krzyczy Skylar. Reżyserka wypada z namiotu Centrum Dowodzenia na plan, choć kamery Długo i szczęśliwie nie przestały kręcić. – Co to było, do diabła? Jak dwoje seksownych ludzi może być tak wstrętnie nieseksownych, gdy są razem? Powtórka!

Opiekun Daphne eskortuje ją z powrotem do powozu i rozpoczynają scenę od otwarcia drzwi. Tym razem Daphne się nie przewraca, ale Charles nadal wygląda na niezainteresowanego, wymieniają uścisk dłoni, jakby byli na zebraniu zarządu. Zatem kręcą scenę od nowa. I znowu. Za piątym ujęciem Jules, chodząca w ogrodniczkach z drugiej ręki, chowa się z zażenowania, Charles wygląda tak, jakby zaraz znów miał zwymiotować ze stresu, a Skylar wykrzykuje bluźnierstwa do wszystkich słuchawek.

Dev musi coś zrobić, zanim ten sezon rzeczywiście zostanie epicko spieprzony. Macha rękami przed kamerą, by zwrócić na siebie uwagę Skylar przebywającej w Centrum Dowodzenia i zażądać pięciu minut przerwy. Potem ekspresowo pokonuje dziedziniec i idzie w kierunku pierwszej limuzyny, gdzie uczestniczki czekają na przejazd karocą.

– Drogie panie! – wita się i wślizguje do środka. – Jak leci?

Przez dwie godziny zdążyły już wypić sporo szampana w limuzynie, polanego im przez nowego opiekuna, Kennedy’ego, który sprawia wrażenie, jakby wciąż był zszokowany swoim niespodziewanym awansem. Kobiety pokrzykują w podnieceniu. Chyba są w środku tanecznej imprezy. Dev w duchu opłakuje to, że nie spędzi następnych dziewięciu tygodni z tymi cudownymi kobietami.

– Przykro mi, że was opuściłem, ale kazali mi pracować z Księciem z Bajki. Jest trochę zdenerwowany tym, że zaraz pozna tyle pięknych kobiet.

Zbiorcze „Oooch” niesie się po limuzynie. Idealnie.

– Myślę, że potrzebuje waszej pomocy, żeby się rozluźnić.

Dev zwraca się do Angie Griffin, studentki medycyny, oraz do następnej kobiety w kolejce do wysiadania z limuzyny. Angie ma urodziwą trójkątną twarz okoloną ślicznym afro i figlarny uśmiech, który sugeruje, że jest idealną kandydatką do zrelaksowania nerda technologii.

– Angie, może podeszłabyś do niego i trochę potańczyła? – Dev pokazowo porusza ramionami.

Angie zdaje się porównywać w myślach ryzyko ewentualnego upokorzenia w telewizji publicznej z dreszczykiem wywołanym tańcem z Charlesem Winshawem, po czym wypija resztę szampana.

– Zróbmy to! – mówi z ekscytacją, a Dev wie, że będzie idealnie. Ten odcinek został załatwiony.

Gramoli się z limuzyny i podbiega do Charlesa, by odegrać sequel.

– Znów zamierzam cię dotknąć – przestrzega Dev i, dobry Boże, Charles rumieni się, gdy Dev sięga do niego i poprawia jego blond loki pod koroną. Dev nie potrafi sobie wyobrazić, jak książę przetrwa dziewięć tygodni obmacywania przez kobiety. – Dobra. Teraz musisz to włączyć.

– Muszę to włączyć? – Charles powtarza słowo „to” powoli, jakby smakował je na języku.

Dev obserwuje, jak mieli ten wyraz, przyciskając język do tyłu bardzo białych i bardzo prostych zębów. Dev delikatnie upomina samego siebie, że ma przestać gapić się na buzię tego faceta.

– Tak. Stań się gościem z reklamy perfum. Przywołaj to, co zwykłeś robić, kiedy musiałeś występować przed tłumami w WinHan. Włącz to.

Mina Charlesa mogłaby być ucieszna, gdyby nie była tak dogłębnie żałosna, a mężczyzna nie stwarzał zagrożenia, że rozwali cały program.

– Dasz sobie radę – mówi Dev, nie podając żadnego dowodu na to, że tak będzie. Ale dobrze mu idzie pokładanie wiary w kimś, w kogo inni by może już nie uwierzyli. – Wierzę w ciebie.

Dev schodzi z zasięgu kamer.

Kiedy Angie wysiada z karocy kilka minut później, sunie ku Charlesowi w rytmie samby, a on nie jest pełen odrazy na jej widok. Pozwala Angie położyć rękę na swoim biodrze i tangiem okrążyć dziedziniec, do tego szczerze uśmiecha się do kamer. Prawdziwe złoto reality show. Skylar sprawia wrażenie zadowolonej, gdy odzywa się w słuchawce Deva.

Od tamtej pory Charles odpręża się coraz bardziej przy każdej kobiecie, którą poznaje. Kiedy uczestniczki decydują się na mocne, odważne wejście, na przykład wyskoczenie w przebraniu kangurzycy, ponieważ są z Australii, lub założenie na siebie ciężarnego brzucha, gdyż chcą dać mu dzieci, on przyjmuje to wszystko spokojnie. Udaje mu się przetrwać dwadzieścia wyjść z karety i ani razu nie wymiotuje, więc wszyscy są pod wrażeniem przeszkolenia wykonanego przez Deva, ponieważ najwidoczniej taką ustawili poprzeczkę.

– Idzie ci zjawiskowo, do cholery! – woła do niego Dev, gdy kamery przygotowują się na przejście do powitalnej przemowy Charlesa do zgromadzonych kobiet.

Charles w odpowiedzi rumieni się i wpatruje we własne stopy, jakby to była najmilsza rzecz, jaką ktokolwiek kiedykolwiek mu powiedział.

Dev tymczasem martwi się, że naprawdę jest to najmilsza rzecz, jaką ktokolwiek kiedykolwiek powiedział Charlesowi Winshawowi. Rzuca się, by poprawić mu włosy.

– No to na podstawie pierwszego wrażenia, jakie na tobie zrobiły, która jest w twoim typie?

Charles umyka przed palcami Deva.

– Ech, żadna?

W piersi Deva wzbiera irytacja.

– A co powiesz na Daphne? Oboje jesteście nieśmiali i trochę… nieskładni.

– Przypomnij mi, która to była Daphne.

– Niebieska suknia. Pierwsza wysiadła z karety. Pięć razy kręciliśmy tę scenę.

– Och… ja… – Koniec zdania.

W pobliżu znajduje się kamerzystka, więc Dev ścisza głos.

– Nie mogę ci doradzić, jeśli nie będę wiedział, czego szukasz u partnerki.

Charles elegancko odskakuje w bok, co prawie kończy się lądowaniem twarzą w sukulencie.

– U partnerki? Jednej z tych kobiet? Aaale… To znaczy ja nie. Ja nie po to… Przecież ten program to ściema.

Iskierka poirytowania wybucha pełnym pożarem w żołądku Deva.

– Jak to: ściema? – Marszczy czoło w zmieszaniu.

– No bo ten show… przecież nie chodzi w nim o miłość.

Charles Winshaw stoi przed nim, ale Dev widzi tylko Ryana sprzed sześciu lat, kiedy Dev dopiero dołączył do ekipy prosto z Uniwersytetu Południowej Kalifornii. Ryan Parker: skórzana kurtka, ciemne włosy wpadające mu do oczu, marazm opanowany do perfekcji. „W tym programie wcale nie chodzi o miłość – powiedział Ryan, oprowadzając Deva po zamku. – Nie jesteśmy tu po to, by ktoś mógł po programie żyć z drugą osobą długo i szczęśliwie. Mamy pomóc Maureen Scott zrobić coś ciekawego w telewizji.

Dev był już wtedy tak zadurzony – w Ryanie, w tym programie i w idei znalezienia się za kamerami i ożywiania historii – że odpowiedział tylko: „Nie ma nic ciekawszego od miłości”.

Ryan nigdy nie wprowadził go w błąd. To Dev musi przyznać, nawet dziś. Od pierwszej wspólnie spędzonej nocy Ryan powtarzał, że nie wierzy w bratnie dusze, bajki lub miłość po grób do jednego człowieka. Dev ochoczo zmarnował sześć lat na związek z mężczyzną, który od samego początku mówił mu, jak skończy się ich miłosna historia.

A teraz zmarnuje dziewięć tygodni na opiekę nad mężczyzną, który sądzi, że program to ściema. Zamierza oblecieć cały świat z facetem, który nie przyszedł tu dla miłości; niebawem będzie czuwał przy kimś, kto najwyraźniej zjawił się tu tylko po to, by wykorzystać romantyczne nadzieje dwudziestu kobiet do realizacji własnych egoistycznych celów.

W tym programie, w tym świecie długie i szczęśliwe życie powinno być gwarantowane.

Zatem co zrobić z tym, że Charles Winshaw nie chce żyć długo i szczęśliwie?

Charlie

Nie jest pewien, jakim cudem przeszedł tak szybko od bycia „zjawiskowym, do cholery” do rozpieprzania wszystkiego, ale widzi zmianę na twarzy Deva. Charlie nie rozumie, o co chodzi.

Właśnie poznał dwadzieścia kobiet i zapomniał imiona dwudziestu kobiet, tymczasem nie jest teraz w stanie ogarnąć umysłem niczego poza tym, że na jego smokingu znalazł się jakimś sposobem brokat.

Bierze pod uwagę ponowne przeprosiny, ale Dev akurat ciężkim krokiem idzie w kierunku gigantycznego białego namiotu na planie. W jego miejsce zjawia się Jules, jej kok podskakuje jak jabłko Adama.

– Chodź, Charles. Zaprowadzę cię do środka na powitalną przemowę do kobiet.

Próbuje nie dręczyć się tym, co zrobił, że aż tak rozwścieczył Deva. Jednak cały czas ta sprawa nie daje mu spokoju.

Myśli obsesyjnie na ten temat podczas wygłaszania całej sztampowej mowy – napisanej przez jego poprzedniego opiekuna – o tym, że bardzo go cieszy „jego misja, jaką jest poszukiwanie miłości”, i że „jest pewien, że jego przyszła żona znajduje się w tym pomieszczeniu”. Nie przestaje rozmyślać, gdy kamery znów przeniosły się na plan Pogaduszek. Wtedy blondynka chwyta go za nadgarstek i od teraz Charlie skupia się tylko na tym, by uniknąć niepożądanego dotyku.

– Mogę cię ukraść na chwilę? – pyta przymilnie kobieta.

Wydaje mu się, że ma na imię Megan. Szarpie go za nadgarstek i wyciąga na zewnątrz, na patio. Charlie słyszy, jak producenci szepczą do zawodniczek, gdy ich mijają:

– Nie jest za bardzo do przodu?

– Chyba ktoś tu chce wygrać.

– Jesteś od niej o wiele ładniejsza.

Megan ciągnie go na niewielką ławkę obok basenu, gdzie już czekają kamery. Następnie siada zbyt blisko niego, za bardzo dotyka go bez pozwolenia i plecie mu słodkie bzdury do ucha o swoim kanale na YouTubie, na którym umieszcza filmiki z treningami. Ludzie zawsze mówili mu, że ma okropne wyczucie społeczne (zwykle zwalniając go z pracy, zrywając z nim lub kasując jego zakupy), ale nie jest zupełnie zielony. Wie, jakie wrażenie robi swoim wyglądem. Zwłaszcza na kobietach. Zwłaszcza na tej kobiecie, która wędruje właśnie dłońmi po jego udach.

Zaciska szczęki i próbuje wysłuchać jej opowieści o pracy specjalistki do spraw samoopalacza w Tampie, dopóki nie przerywa im druga blondynka, która przyszła stawić Megan czoła, ponieważ ta kradnie czas Charliego. Już po chwili dwie kobiety wrzeszczą na siebie. On próbuje rozładować niespodziewane napięcie, potem nagle dowiaduje się skądś, że spięcia wcale nie są niespodziewane, ale starannie skoordynowane przez producentów ze słuchawkami, podżegających kobiety do drobnych sprzeczek.

Są chwile, kiedy jest w porządku. Rozmawia z programistką Delilah, która wszczyna kłótnię na żarty na temat spacji kontra tabulatorów i pierwszy raz podczas całego wieczoru czuje, że wie, o co chodzi. Inna kobieta, Sabrina, opowiada mu ciekawe historie o swoim blogu podróżniczym. W pewnej chwili, kiedy Charles próbuje zrobić unik przed stanowczą kobietą, która uparcie dotyka jego tyłka, znajduje Daphne (pierwszą kobietę wysiadającą z limuzyny, teraz sobie przypomina) oraz Angie (kobietę tańczącą z nim, tego nie mógłby zapomnieć), jak popijają na spółkę wino z butelki za generatorem prądu. Życzliwie częstują go dolewką pinota i dają mu znać, że połowa guzików jego koszuli jest rozpięta, co jest miłe.

Wkrótce jest druga nad ranem, ma dotkliwy ból głowy, niestrawność oraz niepokojącą dziurę w klatce piersiowej, w której gromadzi się lęk. Co gorsza, czuje okrutną i całkowitą pewność, że to był błąd. Jak mógł się łudzić, że da radę? Nie powinien był dać się przekonać Parisie, że to dobre posunięcie.

Wycofa się – sam wyłoży pieniądze, które przepadły w produkcji. Cała Ameryka usłyszy plotki o tym, że Charles Winshaw miał załamanie nerwowe w reality show. Nigdy więcej nie będzie pracował w branży technologicznej. Ale tak będzie lepiej. Pewnie łatwiej mu pójdzie ukrywanie się w ustronnej chatce w górach Sierra Nevada, z dala od ludzi. Zapewne nauczy się strugać.

– Prawie przetrwałeś najgorszą część – zapewnia go Jules podczas przerwy, kiedy przynosi mu butelkę wody.

Inna kobieta poprawia mu włosy. Deva, jak zauważa, nigdzie nie ma.

– Musisz porozmawiać jeszcze tylko z jedną uczestniczką – ciągnie Jules – a potem wybierzesz cztery kobiety i odeślesz je do domu podczas Ceremonii Koronacyjnej.

Chce powiedzieć Jules o swoim nowym planie, żeby samemu odesłać się do domu podczas Ceremonii Koronacyjnej, ale ona już prowadzi go na miejsce scenografii, w którym ma spotkać się z Kianą. Rozmawiają przez mniej więcej minutę, po czym Charlie zauważa rosłego białoskórego mężczyznę o potężnych muskułach i tatuażach na szyi, który idzie w ich stronę. Za nim podąża dwóch kamerzystów, a za nimi dwóch ochroniarzy.

Kiana wędruje za wzrokiem Charlesa, na którego symetrycznej twarzy pojawił się właśnie wyraz przerażenia.

– O Boże. Nie.

– Do diabła, co to ma być, dziwko?

– O co chodzi? – pyta Charlie, choć nie wie kogo. Może mężczyznę wykrzykującego potworne uwłaczające słowa? Może Kianę, do której kierowane są owe obelgi? Może kieruje to pytanie do kamer lub członków ekipy telewizyjnej, a może do małego półkola uczestniczek zgromadzonego po to, by obejrzeć zajście?

– Koleś, umawiasz się z moją dziewczyną? – ryczy mężczyzna, dźgając palcem w klatkę piersiową Charliego.

Po pierwsze: au. Po drugie: Kiana zostawiła chłopaka w domu, a oni przyprowadzili go na plan, by na nią nawrzeszczał? Co gorsza, nikt nie reaguje ani nie przerywa. Jest czterech kamerzystów, a żaden z nich nie interweniuje, kiedy mężczyzna znów popycha Charliego.

– Roger, to nie jego wina! – krzyczy Kiana.

– Stul dziób, dziwko!

Coś w tej drugiej „dziwce” wywołuje u Charliego panikę. Czuje, że zbliża się atak. A nie może dostać teraz ataku. Nie przed tymi wszystkimi kamerami. Nie teraz, przecież przyszedł do programu po to, by udowodnić światu, że nie jest mężczyzną czującym wyzwalacze i miewającym ataki, ale mężczyzną, który nigdy się nie załamuje, ma wszystko pod kontrolą i potrafi wziąć się w garść, nawet pod presją.

Charlie patrzy na Kianę, jej mina wyraża mieszankę smutku i wstydu, a jedyną rzeczą potężniejszą od napadu lęku, wczepiającego pazury w jego klatkę piersiową, jest jego oburzenie. Odzywa się do chłopaka:

– To, jak się do niej zwracasz, jest nie do przyjęcia – mówi Charlie.

Albo to próbuje powiedzieć, zanim raźno obrywa z pięści w twarz i już nic nie mówi.

Dev

– Przydziel mnie z powrotem do pracy z uczestniczkami.

– Dev…

– Proszę, Sky. Proszę. Nie mogę poświęcić kolejnych dziewięciu tygodni na to, żeby nie odstępować tego faceta na krok. Jest zimny, dziwny i mówi, że program to „ściema”.

Skylar właśnie kazała jedynce się obrócić, żeby widzowie nie widzieli, jak znudzony jest Charlie, gdy rozmawia z Kianą, po czym zwraca się do Deva:

– Ten show to ściema.

– Jest wyreżyserowany. Jasne, ustawiamy pewne rzeczy, tworzymy idealne składniki romansu, ale ludzie naprawdę się zakochują. – Dev pokazuje na ekran, akurat kiedy Charles usiłuje powstrzymać ziewnięcie. – On nie przyszedł tu po miłość.

– Nie znoszę być posłańcem przynoszącym złe wieści, ale większość twoich dziewczyn też nie.

– Moje kobiety to przyzwoite osoby. Charles taki nie jest.

Dev sądził początkowo, że Charles jest słodki, ale najwyraźniej pomylił się w ocenie jego charakteru.

Skylar wytrząsa z pudełka kolejną tabletkę na zgagę.

– Wiesz, że jesteś najlepszym producentem, jakiego mamy.

– Skoro jestem najlepszy, nie powinienem być uziemiony z fajtłapą, której nie da się przeszkolić.

– Dev, to nie była moja decyzja, żeby przydzielić cię do obsługi księcia, więc jeśli wkurza cię to przeniesienie, pogadaj z Maureen… Co to ma być, do cholery?

Kamera numer trzy zrobiła przejście na asystentkę producenta i ochroniarza, odprowadzających do wyjścia kogoś, kto był chyba człekokształtnym ucieleśnieniem toksycznej męskości.

– Do diabła, kto to jest? Kto przyprowadził tego gościa na mój plan?

Odpowiedź na te pytania staje się jasna, kiedy nieznajomy wywołuje sprzeczkę z Kianą i Charliem. Kiana zostawiła chłopaka w domu, a Maureen ściągnęła go na plan zdjęć.

– Fak.

Dev wycofuje się do namiotu Centrum Dowodzenia, schodzi stromym podjazdem do miejsca, gdzie Maureen koordynuje scenę wraz z innym producentem.

– Cięcie! Musisz zrobić cięcie! Charles nie jest na to gotowy! Musisz go stamtąd wyciągnąć!

– Wyluzuj – mówi Maureen Scott, machając lekceważąco dłonią. – Ameryka kocha mężczyzn, którzy potrafią się bić. Nasz nowy książę może nas zaskoczyć.

Dev wie, że nie zaskoczy.

– Poważnie, nie sądzę, by…

– Luzik, D. – mówi drugi producent, ponieważ jest nim Ryan, będący na swoim nowym stanowisku producenta nadzorującego.

Były Deva stoi przy Maureen i wygląda jak zwykle niczym tajemniczo atrakcyjne połączenie rockmana i miłośnika klubu żeglarskiego. Ryan ma na sobie spodnie khaki z mankietami, żeglarskie buty, w pasie przewiązał flanelową koszulę, brązowe włosy spiął w ciasny kok. Jego widok sprawia, że Dev czuje się tak, jakby właśnie dostał prosto w splot słoneczny.

Przez wiele tygodni zadręczał się wizją ponownego spotkania z Ryanem. Ćwiczył, jak wyjść na zdystansowanego i niewzruszonego, nadal Fajnego Deva, któremu dobrze się wiedzie. A jednak w rzeczywistości to Ryan stoi tam i wygląda swobodnie, obojętnie, a Dev jest rozgorączkowany i pełen emocji. Ryan Parker zawsze sprawiał, że Dev czuł się niedorzecznie, kiedy pokazywał, że mu zależy. Facet po drugiej stronie planu już nie tylko wykrzykuje mizoginistyczne bluzgi, ale też zaczyna szturchać Charlesa.

– Słupki oglądalności już skaczą do góry – mówi opanowanym tonem Ryan, unikając wzroku Deva. – I tuż za kadrem czeka ochrona.

Ale Dev wie, że ochroniarze przerwą bójkę tylko po tym, jak ona wybuchnie, wcześniej nie przeszkodzą w robieniu dobrej telewizji. Choć nie znosi Charlesa i swojego nowego przydziału, to przemoc nie mieści się w bajce Deva. Od wtoczenia się na plan we własnej osobie dzielą go dwie sekundy, nawet jeśli miałoby to zniszczyć ujęcie. Program dysponuje prawnym pozwoleniem na wykorzystanie każdego materiału filmowego, jeśli Dev przypadkowo się na nim pojawi, ale producenci nie powinni występować przed kamerami. Już ma to zrobić, gdy czyjaś ręka chwyta go za łokieć. To Ryan, przeczuwający jego następny ruch.

– Niech to zagra, D.

Zatem Dev pozwala, by scena się rozegrała, co oznacza, że dzięki Ryanowi Parkerowi patrzy z odległości prawie dziesięciu metrów, jak Charles Winshaw obrywa w twarz.

Ponieważ Devnaprawdę solidnie myli się w ocenie charakterów.

– Cóż, dobra wiadomość jest taka, że nos nie jest złamany – ogłasza lekarz z planu na zatłoczonym zapleczu pełnym producentów i kamer. Charles siedzi na stole, na koszuli ma krew, a w nozdrzach dwa bawełniane waciki. – Zła wiadomość brzmi następująco: na pewno będzie miał siniaki i musi tu siedzieć, aż krwawienie ustanie.

– Szlag – warczy Skylar. – Już i tak jesteśmy do tyłu z harmonogramem, mieliśmy zacząć kręcić Ceremonię Koronacyjną dziesięć minut temu!

Lekarz piorunuje ją wzrokiem.

– Co oczywiście nie jest tak ważne jak jego zdrowie – poprawia się Skylar. – Pójdę tylko zorganizować jakieś ujęcia uczestniczek na podestach.

Przeciska się obok dwóch kamerzystów, tymczasem Maureen chyłkiem wymyka się do Charlesa.

– Posłuchaj, złotko, mam nadzieję, że wiesz. My nie zapraszaliśmy tego faceta na plan.

„Zdecydowanie go zaprosili”.

– Pojawił się znienacka i zażądał rozmowy z Kianą. Nie mieliśmy zielonego pojęcia, co ma zamiar zrobić.

„Och, zdecydowanie wiedzieli”.

Maureen kładzie wymanikiurowaną dłoń na ramieniu Charlesa.

– Bardzo mi przykro, że do tego doszło.

„Zdecydowanie nie jest jej przykro”.

Ryan miał rację: scysja z użyciem siły fizycznej pierwszego wieczoru ogromnie zwiększy oglądalność. Dev nie może jej o to winić, Maureen Scott robiła tylko to, co do niej należało. Jedyną rzeczą, której widzowie pragną bardziej od szczęśliwego zakończenia, jest drama.

Charles w odpowiedzi milczy, Maureen zabiera dłoń i zwraca się do lekarza:

– Dziesięć minut?

– Dziesięć minut powinno wystarczyć, żeby przestał krwawić, ale…

– Dziesięć minut – mówi pewnym siebie głosem Maureen, po czym wychodzi za Skylar.

Lekarz podaje Charlesowi dwa zimne okłady i wciska Devowi paracetamol.

– Pilnuj, żeby trzymał przy twarzy kompresy z lodem dziesięć minut, potem wyjmij gazę i podaj mu sześćset miligramów tego.

Gdy lekarz wychodzi, Jules idzie w jego ślady, żeby zebrać kamerzystów i ociągających się członków ekipy. Wtedy Dev zostaje sam na sam z gwiazdorem, którego nienawidzi, w programie, który kocha, nie będąc pewien, jak powinien postąpić. Charles ma zimne okłady pod oczami, zakrwawiona gaza dynda mu z nosa.

– Wyglądasz absurdalnie.

Najwidoczniej tak właśnie postąpi.

– Cóż, a ty cuchniesz rzygami – odparowuje Charles.

– I czyja to wina?

Charles próbuje się uśmiechnąć, ale przez ból wychodzi mu tylko grymas. Odrywa kompresy z lodem od twarzy, by pokazać siniaki już tworzące się pod oczami.

– Czy ty też będziesz próbował mnie przekonać, że Maureen nie zapłaciła temu facetowi, by pojawił się na planie?

– Nie musiała mu płacić – wyjaśnia Dev. – Goście tacy jak on wchodzą na plan za darmo.

Charles wygląda na zranionego, jak zazwyczaj zresztą, ponieważ oczy wyglądają tak, jakby zajmowały dziewięćdziesiąt procent twarzy. Są szare jak burzowa chmura, mają kolor nieba podczas burzy z piorunami w Karolinie Północnej, którą Dev pamięta z dzieciństwa. Charles nerwowo oblizuje wargi.

– Czy ja cię… czymś zdenerwowałem albo…?

– Powiedziałeś, że ten program to ściema. – Słowa zabrzmiały surowiej, niż zakładał, i Dev ugryzł się w język.

Krzyczenie na Charlesa nie pomoże. Poza tym Skylar ma rację. Dev jest najlepszy. Jeśli nie chcą, żeby z tego całego sezonu wyszła nieedytowalna seria ujęć, gdzie ich gwiazda dostaje – dosłownie i w przenośni – po dupie, Dev musi się postarać.

Głęboko nabiera powietrza do płuc.

– Wiem, wiele osób uważa ten program za ściemę, ale ja nie. Myślę, że jeśli jesteś otwarty na cały proces, możesz odnaleźć miłość w ciągu kolejnych dziewięciu tygodni. Mogę ci pomóc ją znaleźć.

Charles wymachuje nogami, które nie sięgają podłogi, ponieważ siedzi na skraju stołu.

– Ale ja naprawdę nie szukam miłości.

– W takim razie czemu przyszedłeś do programu?

– Najwidoczniej po to, by skopano mi tyłek przed dwudziestoma milionami widzów.

To wywołuje u Deva śmiech. Charles znów próbuje się uśmiechnąć. Tym razem się udaje i… cholera. Jest nawet uroczy. Kobiety pewnie już się w nim zakochały, jeśli nie po uszy, to przynajmniej po pas.

– Nie przejmuj się – odmruknął Charles ze wzrokiem wbitym w swoje kolana. – Niedługo już nie będę gwiazdą.

Dev robi kilka kroków i staje pół metra od stołu.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Ja… sądziłem, że dam radę to zrobić, ale się myliłem. Maureen może mnie na kogoś wymienić.

– Nie, nie może. Już publicznie ogłosiła, że jesteś gwiazdą.

– Mogę pokryć koszty.

– Możesz zwrócić miliony dolarów, gdy stacja telewizyjna pozwie cię o naruszenie umowy?

– Eee, chyba. – Wygląda na nieco zażenowanego. – Tak, pewnie tak.

Dev potrzebuje minuty, by zdjąć okulary jedną ręką, a drugą otrzeć twarz.

– Posłuchaj, czy możemy zacząć od początku? – Wyciąga dłoń. – Cześć, miło mi cię poznać. Dev Deshpande.

Charles pozwala, by jeden z okładów spadł mu na kolana, żeby mógł uścisnąć Devowi dłoń. Dev czuje na dłoni jego lodowate palce. Wzdraga się.

– Mnie też miło cię poznać. Charlie Winshaw.

– Charlie?

Lekko wzrusza ramionami, zbyt ostrożnie, by zdecydować się na pełen wzrusz.

– Charles to model w reklamie perfum. Ja jestem Charlie.

– Charlie – powtarza Dev, poddając próbie lekkość tego imienia. – Charlie, po co zgłosiłeś się do programu, jeśli nie po to, by odnaleźć miłość?

Nic dziwnego, że pytanie pozostaje bez odpowiedzi. Charlie wierci się, a zimny okład spada z jego kolan na podłogę. Dev przysuwa się bliżej, by go podnieść.

– Chwila, niech go… – Wskazuje na woreczek z lodem i odkłada go na miejsce pod lewym okiem Charliego.

Charlie spina się na ten dotyk, po czym rozluźnia się i pozwala Devowi pomóc, więc każdy z nich trzyma po jednym kompresie. To idealna metafora tego, co Dev robi w Długo i szczęśliwie.

Próbuje jeszcze raz.

– Dlaczego zgłosiłeś się do programu?

Charlie trzy razy powoli i głęboko oddycha. Unoszenie się jego klatki piersiowej sprawia, że guziki smokingu się napinają.

– Zanim, ech, ustąpiłem ze stanowiska dyrektora do spraw technologii w mojej firmie, dorobiłem się opinii… podobno bywałem w pracy… trudny. Byłem ciężarem. Od tamtej pory nie… nie znalazłem zatrudnienia w branży technologicznej, a moja specjalistka od wizerunku zgodziła się na propozycję Maureen, bym zgłosił się do programu, ponieważ sądziła, że to pomoże ocalić moje imię. Zaczynam widzieć, co w tej teorii jest błędnego, choć…

Dev ma ochotę powiedzieć mu, by przestał pieprzyć. Reputacja trudnego szefa nie wystarczyłaby do tego, by umieścić go na czarnej liście, skoro jest tak biały, tak męski i tak konwencjonalnie przystojny jak Charlie, nie wspominając o byciu geniuszem, co zostało potwierdzone. Ale to była największa liczba słów, jakie wypowiedział do tej pory – wiele gramatycznie poprawnych zdań z rzędu – zatem Dev nie łapie go na gorącym uczynku.

– Dlaczego nie założysz nowej firmy? – pyta zamiast tego.

Charlie znów delikatnie wzrusza ramionami.

– Nie mam głowy do interesów. To zawsze była rola Josha. A ludzie wcale nie pchają się drzwiami i oknami, żeby zostać moimi partnerami biznesowymi.

– No dobrze, to w takim razie po co w ogóle chcesz pracować? Najwidoczniej masz wystarczająco dużo kasy, żeby zapłacić stacji „na odpierdol”. Czemu nie założysz własnej fundacji charytatywnej i nie zaczniesz pławił się w górach złota jak Sknerus McKwacz?

Charlie marszczy twarz.

– Ale ja chcę pracować – mówi. – Nie chodzi o pieniądze. Chodzi o pracę. Jestem w niej dobry.

Dev zna doskonale dreszczyk odczuwany, kiedy jest się w czymś cholernie dobrym.

– Zatem chcesz, żebym pomógł ci wyjść na człowieka, którego można zatrudnić?

Charlie powoli przytakuje.

– Zdecydowanie to potrafię – zapewnia Dev – ale z uwagi na to, w co wierzę, powinienem rozpisać ci historię miłosną, a skoro mam pomóc ci odbudować reputację, ty też musisz mi pomóc. Musisz zrobić to dla mnie: postaraj się, żeby zagrało z kobietami. Musisz być obecny. Charles od Perfum, zawsze, gdy kamera jest włączona.

Charlie znów głęboko nabiera trzy wdechy do płuc.

– Bycie obecnym jest dla mnie bardzo trudne. Wyczerpuje mnie emocjonalnie i niekiedy będę potrzebował czasu. Żeby przestawić głowę. W przeciwnym razie, eee… Nie jestem pewien… czy to, co mówię, ma sens.

Teraz to Dev potyka się o własne słowa.

– Ach, tak, jasne. Ma wielki sens.

Dev naprawdę potrafi się z tym identyfikować. Kiedy filmują, Dev umie całym sobą rzucić się w wir pracy, karmić się wszechobecną energią, dając swemu zajętemu mózgowi idealne ujście dla naddatków. Dziewięć tygodni upływa mu pod znakiem zrównoważonej diety złożonej z kawy i ciasteczek, w ogóle nie czuje potrzeby, żeby się zatrzymywać. Jednak niezmiennie po nakręceniu Finałowej Tiary załamuje się. Energia sięga dna, tworząc próżnię w jego głowie. Wdrapuje się do łóżka i zostaje tam przez tydzień, kiedy to musi się przestawić.

Zawsze tak pracował. Na studiach przychodziły ogromne przypływy kreatywnej energii. Przez dwa tygodnie pisał scenariusz – otwierał serce i wylewał wszystko na kartki – a potem, ni z tego, ni z owego, budził się, dochodził do wniosku, że świat to gówniane miejsce, wślizgiwał się z powrotem do łóżka i oglądał The Office, aż znów miał siły, by stawiać czoła rzeczywistości.

Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu prawie opowiada Charliemu Winshawowi o kawie, ciasteczkach i taplaniu się w depresji, o natłoku myśli i za dużym sercu. Impuls, by się mu zwierzyć, nie ma sensu, poza tym, że czuje się tak, jakby przeżywał ten wieczór od lat – jak gdyby utknął w osobistym piekle nieśmiesznego Dnia świstaka, nawiedzany przez słodkich chłopców, którzy nie wierzą w miłość.

Dev przełyka wyznanie wzbierające mu w gardle.

– Wygląda na to, że mamy umowę.

Wyciąga rękę ku Charliemu.

– Umowa – odpowiada Charlie i swą ogromną dłonią ściska jego dłoń.

Charlie nie od razu cofa rękę, więc jak gdyby zamierają i trzymają ręce w uścisku odrobinę za długo. Dev nie zwraca uwagi na to, że jego skóra wrze pod wpływem dotyku, ponieważ w końcu robią postępy i Dev nie zamierza tego spieprzyć tylko dlatego, że dotyka go śliczny mężczyzna, który nie wie, jak długo powinien trwać stosowny uścisk dłoni.

Kiedy staje się jasne, że Charlie nie zamierza puścić jego ręki, Dev cofa ją pierwszy.

– Pewnie już minęło dziesięć minut. Przystąpimy do oszacowania szkód?

Odsuwają woreczki