Długa droga - Anna Węgrzynowska - ebook + audiobook + książka

Długa droga ebook i audiobook

Anna Węgrzynowska

3,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Kiedy Alice wraca po dwóch latach do rodzinnego miasteczka Lakeville, nie podejrzewa nawet, jak wielkie niespodzianki tu na nią czekają. Serię wydarzeń, które wkrótce wywrócą jej życie do góry nogami, rozpoczyna spotkanie z Davidem, przyjacielem z czasów dzieciństwa. Choć nie widzieli się od długiego czasu, pewne rzeczy w ich relacji się nie zmieniły – wciąż czują, że ta znajomość mogłaby przerodzić się w coś naprawdę pięknego i głębokiego... Ale czy dzielące tych dwoje różnice, które kiedyś sprawiły, że ich drogi się rozeszły, teraz również dadzą o sobie znać?

Długa droga” to wzruszająca, pełna emocji opowieść o trudnych życiowych wyborach, walce z przeciwnościami losu i miłości, która trwa, na przekór wszystkiemu i wszystkim.

David odwrócił się i skierował w stronę drzwi. Wszedł do środka. Już tylko jedna rzecz pozostała mu po wizycie Alice, mianowicie pusta filiżanka, którą postawił na ławie, zanim wyszedł za paniami. Usiadł w fotelu, w którym siedziała Alice. Zamknął oczy i wspomniał tę chwilę, kiedy trzymał ją w swoich ramionach. Nadal czuł jej zapach i widział jej twarz…

Anna Węgrzynowska – urodziła się w Gdańsku w 1979 roku. Z malowniczych Mazur wyjechała wraz z mężem do Bristolu w Anglii, gdzie obecnie wychowują dwójkę dzieci. Pasję do książek zawdzięcza przyjaciółce, z którą po raz pierwszy wybrała się do biblioteki szkolnej. Uwielbia gotować oraz spędzać czas z rodziną i przyjaciółmi. Twórczemu zapałowi oddaje się w chwilach ciszy i samotności.
Długa droga” jest powieścią, którą, jak twierdzi, „otrzymała od Boga”. Budząc się pewnego ranka zaczęła opisywać swój sen. Na kanwie wyśnionej historii powstała fabuła jej literackiego debiutu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 389

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 11 min

Lektor: Agnieszka Baranowska

Oceny
3,9 (7 ocen)
3
2
1
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Wioletta03

Nie oderwiesz się od lektury

👍
00

Popularność




1. Spotkanie po latach

Uwielbiam na nią spoglądać, wygląda tak pięknie, gdy się uśmiecha. Dlaczego dużo milczy? Może dlatego, że jej mama w większości zabiera głos, a może po prostu nie chce.

Uprzejmie słucham jej mamy, przytakuję, rozmawiam, gdy trzeba odpowiedzieć, myśli moje jednak krążą wokół Alice. Tak dawno przecież jej nie widziałem, a tu ona dzisiejszego wczesnego popołudnia siedzi u mnie w domu na moim fotelu. W salonie, gdzie na samym środku stała ława, sofa po prawej stronie, spore okno wychodzące na ulicę, na wprost okna mała kuchnia oddzielona ścianą, a dookoła niej wolna przestrzeń, przez którą można było się do niej dostać. Natomiast z obu stron ławy stały dwa fotele, lekko przechylone w stronę sofy.

Tak elegancko, z gracją przekłada nogę na nogę. Ma buty w kolorze kremowym, na lekkim obcasie, przy czym jej stopy są lekko opuszczone, co podkreśla jej zgrabne nogi. Włosy długie, rozpuszczone, delikatnie przykrywają ramiona. Co jakiś czas powabnie poprawia je ręką, kiedy przy drobnych ruchach opadają jej na policzki. Ma na sobie kremową sukienkę na cienkich ramiączkach w drobne kwiatki, w kolorze liliowym, która podkreśla jej nieduży biust i wąską talię. Ciało ma delikatnie opalone, dzięki czemu wygląda jeszcze piękniej. Skupiona na tym, co jej mama w większości mówi, od czasu do czasu spogląda w moją stronę i uśmiecha się. Bardzo chciałbym, by jej uśmiech był szczery, a nie z uprzejmości. Gdyby była tu sama, zapytałbym ją o wiele rzeczy. Mam tyle pytań, które nazbierały się przez ten długi czas bez niej. Rozmawiając z jej mamą, dokładnie ją słyszałem. Gdy poprawia rękoma swoje długie, lekko pofalowane włosy, wtedy jej kolczyki tworzą dźwięk, będący jakby wstępem do pięknej melodii. Widziałem, rozgląda się po moim pokoju. Dokładnie wtedy mogłem na nią spoglądać, kiedy nie widziała. Tworzyłem przez tę krótką chwilę nowy wizerunek jej profilu, choć bałem się, że już go zapomniałem i kiedy była tak bardzo daleko, wiele razy próbowałem sobie przypomnieć. Teraz wiem, że nie zapomniałem, bo ta obecna chwila tylko mnie utwierdzała, że nigdy jej nie zapomnę. Może teraz wygląda trochę inaczej, ale to ta sama osoba i ten sam profil.

– Czy mama twoja dawno wyjechała? – zapytała pani Natalie.

– Mniej więcej rok temu, krótko po śmierci ojca. – David przestał na chwilę mówić i westchnął głęboko, wdychając powietrze do płuc. Bardzo kochał swojego ojca i jeszcze w głębi serca przeżywał jego śmierć. Po paru sekundach kontynuował. – Pojechała do mojej siostry, to jej pomogło się czymś zająć, ponieważ opiekuje się wnukami, kiedy siostra i jej mąż są w pracy.

– Tak mi przykro z powodu śmierci twojego ojca. Pewnie mocno to przeżyłeś – powiedziała miękkim głosem Alice, jakby chciała przez to podkreślić, jak jest jej przykro. Wiedziała przecież, że David bardzo kocha swoich rodziców i że jest w bliskich, przyjacielskich stosunkach z mamą, podobnie jak kiedyś z ojcem.

David spojrzał jej prosto w oczy, które głęboko patrzyły w jego źrenice, tak jak za dawnych czasów. Oboje przez chwilę poczuli się tak, jakby nic innego i nikogo więcej tu nie było, tylko oni i ich namiętne spojrzenia.

– Tak, bardzo mi go brakuje, jego żartów i uśmiechu, czas niby leczy rany, ale ja jeszcze muszę poczekać.

Alice próbowała przez miłe słowa wywołać uśmiech na jego twarzy.

– Był zabawnym i ciepłym człowiekiem, takim go pamiętam – powiedziała delikatnym, miękkim głosem.

– Pamiętam, jak raz się pomylił i przekazał moją paczkę komuś innemu. Wtedy strasznie długo czekałam na mój szal od cioci Anity – dodała nagle pani Natalie.

– Mamo, przecież… – próbowała coś powiedzieć, lecz mama jej przerwała.

– To był dobry człowiek, nie zrozum mnie źle – próbowała usprawiedliwić się pani Natalie.

– Pamiętam, tata panią przeprosił, miał wtedy ciężki okres w życiu, już chorował – dodał David.

– A ciocia Anita nie mogła uwierzyć, że tak długo na niego czekam. Hmm… cóż niektórzy nie… – próbowała coś jeszcze powiedzieć pani Natalie, ale córka jej przerwała, wchodząc w słowo. Było jej wstyd, że jej mama nie ma wyczucia i mówi niemiłe rzeczy o zmarłym ojcu Davida, za którym on jeszcze tęskni.

– A czym teraz się zajmujesz? – Alice spojrzała na Davida, jakby jej mama już skończyła rozmowę. Musiała szybko zareagować, żeby zmienić temat, bo myślała, że zaraz spali się ze wstydu za zachowanie swojej mamy. Widziała po minie, że Davidowi jest przykro słuchać takich rzeczy o swoim ojcu.

David westchnął głęboko.

– Po szkole poszedłem pracować w piekarni u pana Cielawskiego. Jego kuzyn, obecny mój szef, często tam kupował świeże bułki i raz zaproponował mi pracę u siebie przy sprzedaży. Zgodziłem się i mam teraz dobrą pracę. Zostałem przedstawicielem handlowym. Firma z czasem się rozwinęła i teraz zatrudnia ponad trzydzieści osób. Jedyny minus, albo plus, że dużo muszę podróżować. Jutro właśnie jadę do Rochester, by przedstawić nowy produkt.

– Widzę, Alice, że wypiłaś już herbatę. Napijecie się jeszcze, ty albo pani Natalie? – David spojrzał wpierw na Alice, potem na jej mamę, oczekując odpowiedzi.

– Dziękujemy, ale nie będziemy już dłużej przeszkadzały – powiedziała pani Natalie.

– Ależ nie przeszkadzacie – odpowiedział szybko David. Bardzo się cieszył, że to właśnie Alice go odwiedziła, a pani Natalie… Wiedział od dawna, jaka jest wyniosła, więc nie był bardzo zaskoczony, żałował tylko, że nie może z Alice porozmawiać na osobności. Po tak długim czasie, kiedy się nie widzieli, tyle miał jej do opowiedzenia.

– Dziękujemy, Davidzie, ale jednak musimy już iść, a ty powinieneś odpocząć przed jutrzejszą podróżą, bo pewnie musisz rano wstać.

– Pociąg mam dopiero o dziewiątej rano.

– Alice, idziemy. – Spojrzała prosto na córkę, jakby nie słyszała, co David do niej mówi.

– Bardzo miło było cię zobaczyć, Davidzie – powiedziała bez żadnych emocji w głosie pani Natalie.

– Dziękuję za pyszną herbatę – powiedziała Alice, po czym wstała i ruszyła w stronę Davida, żeby oddać mu pustą filiżankę.

Widząc, jak wstaje, David także wstał i podszedł do niej bliżej, by odebrać filiżankę. Złapał ją do prawej ręki. Zbliżył się jeszcze bardziej, patrząc dziewczynie prosto w oczy.

– Musimy już iść. Do widzenia – powiedziała. David zrobił krok naprzód i pochylił głowę w kierunku Alice, przybliżając swój prawy policzek do jej prawego policzka, by się pożegnać. Pewnie gdyby nie było jej mamy, pocałowałby ją w ten policzek, ale obawiając się jej reakcji, po prostu dotknął go swoim, co ona odwzajemniła i powtórzyli tę samą czynność z drugiej strony swoich twarzy, stykając się policzkami. Była tak blisko niego, że aż poczuł jej oddech na swoim ramieniu.

Całkiem odruchowo objął ją w tali lewą ręką, w prawej dalej trzymał filiżankę. Alice położyła ręce na jego ramionach, delikatnie ich dotykając tylko opuszkami swych palców.

– Teraz nie wiadomo, kiedy się znowu zobaczymy, więc życzę ci wszystkiego dobrego w twojej pracy – szepnęła mu do ucha, jednocześnie dotykając lekko swoim policzkiem jego twarzy. Wtedy jego ręka z talii Alice przeniosła się na jej jedwabne włosy. Poczuł jej ciepło w swoich ramionach. Myślał tylko o tym, by ta chwila trwała dłużej, niż powinna.

– Alice, tak się cieszę… – szepnął jej do ucha. Mama Alice, widząc, jak się zbliżyli do siebie, musiała to przerwać. Nagle głośno rzekła:

– Alice, musimy już iść, jest strasznie późno!

Alice odsunęła się od Davida, po czym mama złapała ją za rękę i przyciągnęła lekko do siebie, by ją pośpieszyć.

– Pa – rzekła Alice, spoglądając jeszcze w oczy Davida, który stał i przyglądał się całemu zdarzeniu. W głębi serca był zły na mamę Alice. Jednak pani Natalie, nie puszczając jej ręki, pociągnęła córkę w stronę drzwi.

– Mamo, przecież idę – odezwała się Alice, spoglądając na mamę.

– Odprowadzę panie! – rzekł David, jednocześnie kierując się w ich stronę. Jednak pani Natalie nie reagowała na to, co mówi David i nie puszczała ręki Alice, dopóki nie znalazły się na zewnątrz. Nie zamykając za sobą drzwi, David wyszedł za nimi i jeszcze krzyknął:

– Do widzenia!

Alice ledwo go usłyszała, bo pani Natalie szła szybkim krokiem, jakby ktoś ją gonił, a córka po prostu próbowała mamę dogonić. Obejrzała się i pomachała Davidowi. Mimo złości, jaką czuła w tej chwili do mamy i wstydu przed nim, uśmiechnęła się do niego. Było jej strasznie głupio z powodu dziwnego zachowania jej mamy. On jej też odmachał, ale była już za daleko, żeby to dojrzeć i tak zniknęła w oddali, wtapiając się w innych przechodniów.

David odwrócił się i skierował w stronę swoich drzwi. Wszedł do środka. Już tylko jedna rzecz pozostała mu po wizycie Alice, mianowicie pusta filiżanka, którą postawił na ławie, zanim wyszedł za paniami. Usiadł w fotelu, w którym siedziała Alice. Zamknął oczy i wspomniał tę chwilę, kiedy trzymał ją w swoich ramionach. Nadal czuł jej zapach i widział jej twarz uśmiechającą się do niego. To było niezwykłe, pomyślał. Zaczął wspominać chwile, gdy ją widział dwa lata temu. Doskonale pamiętał ten dzień, w którym się dowiedział, że wyjechała na studia. Wtedy to była młoda, ładna dziewczyna, ale teraz zmieniła się, wygląda bardziej dojrzale, jest piękną kobietą. Od czasu, gdy wyjechała, często wracał myślami do czasów, kiedy się wcześniej widywali. Zawsze się w niej podkochiwał, jednak to, co poczuł dzisiaj, to jakby zobaczył najpiękniejszą kobietę w swoim życiu. Mimo iż wyjechała i kontakt się urwał, to czasem mu jej brakowało. Do dzisiaj nie wiedział, jak bardzo. To przed jej wyjazdem przestali się widywać, ich drogi się oddaliły. Teraz przypomniało mu się coś jeszcze, wrócił myślami do czasów, kiedy to się stało. Ale byłem wtedy głupi, pomyślał, a wzrok swój zatrzymał na suficie, w który się wpatrywał, nie dostrzegając go w ogóle. Wspominał obraz Alice sprzed czasów, kiedy się przyjaźnili, myślał o swoim zachowaniu i o tym, co wtedy do niej czuł. Powróciło poczucie tego, jak bardzo była dla niego ważna. Wspominając dawne czasy i dzisiejszą jej wizytę, jednego był pewien, że znowu to poczuł, że jest dla niego ważna, nawet pomyślał, że jeszcze bardziej niż wcześniej.

Rozmyślając tak, osunął się z nogami lekko rozchylonymi, głowę przechylił w swoją lewą stronę i wsparł o bok fotela, który miał dość niskie oparcie, zaokrąglone jak półksiężyc, sięgające siedzącemu do łopatek, po czym usnął. Kiedy przebudził się w nocy zupełnie nieprzytomny ze zmęczenia, położył się na sofie stojącej tuż obok i znowu usnął.

2. Osiem kroków

Nagle było słychać dźwięk otwierających się drzwi.

– W końcu wróciłyście, co was tak długo nie było? – zapytał podenerwowany pan Anthony.

– Na spacerze spotkaliśmy paru znajomych Alice i się zagadałyśmy. A potem zostałyśmy zaproszone na kawę – rzekła mama Alice do swego męża.

– Do kogo? – zapytał.

– A wyobraź sobie do Davida, syna naszej dawnej gosposi.

Alice w tym czasie stała przy kuchennym blacie, zagryzając jabłko i przysłuchiwała się rozmowie rodziców, którzy siedzieli w kuchni przy stole. Kuchnia znajdowała się w prawej części domu, zaraz obok salonu. W lewej części domu mieściły się pokój gościnny i toaleta. Natomiast na wprost wejścia, pomiędzy salonem a pokojem gościnnym, schody prowadziły do góry, gdzie były trzy pokoje i łazienka, w tym sypialnia rodziców, jeden mały i jeszcze jeden duży pokój, w którym mieściły się garderoba i inne potrzebne w domu rzeczy, takie jak odkurzacz, żelazko i deska do prasowania, gdzie gosposie prasowały ciuchy, gdyż mama Alice się tym nie zajmowała. Kiedy urodziła się Alice, mąż Natalie zatrudnił gosposię od sprzątania, gotowania i zakupów. Stać ich na to. On pracuje jako lekarz, a mama Alice jest pielęgniarką.

– Pani Helen, oj dawno jej nie widziałem. Czyżby chorowała?

– Nie. Wiesz, że sprzedała ten dom rodzinny i biednego chłopaka zostawiła samego. Wyjechała do córki, pomóc jej przy opiece nad dziećmi. Ciekawe, jak długo tam wytrzyma?

– Na pewno już tam zostanie, tam ma ciszę i spokój.

– Przy małych dzieciach ciszy przecież nie ma. Jak jest ich troję, to ma zajęcie.

– Pewnie nie jest tak źle, nawet przy trójce. – Próbował załagodzić sytuację mąż.

Alice zna swoją matkę i wie, jak lubi obmawiać innych, tworząc dziwne, negatywne scenariusze. Bardzo u niej tego nie lubi, ale ciężko jej się sprzeciwić. Dlatego nie mogą się dogadać, bo Alice, która ma czyste intencje i stara się dostrzegać w ludziach dobro, w oczach swojej mamy jest naiwna i mało doświadczona życiowo, co często od niej słyszy. Taką ma teorię pani Natalie, że córkę, zwłaszcza córkę, bo syna nie ma, trzeba nauczyć twardo stąpać po ziemi. Uważa, że w taki sposób ją wzmocni życiowo. Zresztą ma taki charakter, że lubi na innych patrzeć po swojemu. Brak jej empatii, by zanim kogoś oceni, najpierw spróbowała wyczuć, co ten ktoś myśli.

– Z tego, co wiem, to na pewno dwoje i to fajne dzieci.

Alice pamięta, jak David czasem opowiadał jej o swojej siostrze i jej rodzinie, zawsze się o nich wyrażał dobrze i w samych superlatywach.

– Alice, nie bujaj w obłokach, skoro tam nigdy nie byłaś. Zresztą, jak mogła sprzedać tak szybko swój dom rodzinny? Kiedy jej wnuki dorosną, to powinna tu wrócić, a nie siedzieć u córki na garnuszku, przecież nie będą jej chcieli trzymać przez całe życie. A potem co? Zwali się synowi na głowę? A jak on nieprędko założy rodzinę? Przy tej jego pracy pewnie długo pozostanie kawalerem. Będzie chciał przyprowadzać dziewczyny do domu, a tam mamusia z obiadem będzie czekała – powiedziała trochę szyderczo pani Natalie.

Alice nie brała do siebie słów mamy. Znała Davida i wiedziała, że pewnie wspólnie z mamą i siostrą podjęli decyzję o jej wyjeździe i sprzedaży domu. U nich w rodzinie dużo się rozmawiało i wspólnie dochodziło do pewnych wniosków, a to sprowadzanie różnych koleżanek jakoś do niego nie pasowało. Choć wyobrażając sobie przez chwilę Davida zapraszającego różne kobiety do domu, Alice poczuła lekkie ukłucie w sercu. Czyżby to była zazdrość, pomyślała.

– Pewnie nie ma wyjścia. Sprzedała dom i musi tam zostać, a chłopak nie wiadomo, czy ten dom utrzyma – kontynuowała swoje teorie pani Natalie. Mąż jej słuchał i się nie odzywał. Ciężko było jej przerwać, a on wolał się nie narażać. Wiedział, że się wygada, za chwilę zmieni temat i jej przejdzie. Jakby długo jej nie przechodziło, to miał swój sposób, najpierw dawał jej się wygadać, a jak już tego było za dużo, nagle pytał ją o coś innego i po prostu zmieniał temat bądź delikatnie wyrażał swoje zdanie, często inne od stanowiska żony. W odróżnieniu od niej nie lubi mówić źle o innych.

– Mamo, przecież David pracuje i na pewno dobrze sobie radzi.

– Dziecko drogie, co to za praca, gdzie ciągle go w domu nie ma i pewnie na samochód go nie stać. Słyszałaś sama, jak mówił, że jedzie pociągiem do pracy.

– Mamo, nie możesz kogoś tak oceniać.

– Już dawno ci mówiłam, żebyś się z nim nie zadawała. To biedota, która biedotą zostanie – uogólniła pani Natalie.

– Nie mogę tego słuchać – powiedziała pod nosem Alice.

– Co mówiłaś, bo nic nie słyszałam – zapytała matka, zwracając się do córki i jednocześnie zasłaniając zasłony w oknie.

– Powiedziałam tylko, żebyś nie była niesprawiedliwa – rzekła Alice.

– Jak ty się do mnie odzywasz? Zapomniałaś, ile pani Helen ci naszyła pięknych rzeczy, firan, sukienek? Kto by ci tak ładnie uszył i dokładnie tak jak sobie zażyczyłaś?

Alice próbowała skierować temat na przyjemniejszy, spoglądając w stronę taty, który się lekko uśmiechnął, wiedząc, o co chodzi, po czym dodał coś od siebie.

– Pamiętam, jak bardzo byłaś zadowolona z tej sukienki, którą uszyła ci na sylwestra, tej czerwonej, w której tak pięknie wyglądasz – mówił szczerze. Żona, mimo swojego ciężkiego charakteru, nadal mu się podoba i jako dobry mąż woli skupiać się bardziej na jej dobrych stronach.

– Tak, to prawda, przyznaję. – Pani Natalie odwróciła się od okna, gdy skończyła zasuwać firany, po czym usiadła przy stole. – Ale to prosta kobieta i owszem, o szyciu to ma pojęcie, ale jak ona tam się odnajdzie w innym miejscu? Chociaż może macie rację, a ten wyjazd i przebywanie blisko dużego miasta pewnie ją trochę życia nauczy. My to już trochę świata znamy, prawda, Anthony? – spojrzała na swojego męża, który patrzał na nią i uśmiechając się, przytaknął żonie. Oboje wychowali się tu w miasteczku, oboje sporo podróżowali.

– Teraz, Alice, mam dla ciebie niespodziankę, dlatego z taką niecierpliwością czekałem, aż przyjdziecie. – Wstał od stołu i skierował swoje słowa do Alice. Zdziwiona spojrzała z uśmiechem na matkę, która sama była zaskoczona. Ojciec podszedł do Alice. – Chodź, coś ci pokażę – odsunął Alice krzesło, by wstała, po czym wskazał ręką w kierunku korytarza i przepuścił ją przed sobą. Spojrzał na żonę z uśmiechem i także gestem ręki zaprosił ją, by z nimi poszła. Gdy Alice stała na korytarzu, ojciec z matką dołączyli do niej. Ojciec wskazał Alice schody. Zrozumiała, że ma iść na górę, zrobiła pierwszy krok, odwróciła się do niego i zapytała:

– Tato, gdzie ty mnie prowadzisz?

Ojciec tylko się uśmiechnął. Alice ruszyła do góry, mama za nią, a na końcu ojciec. Gdy weszły już na piętro, Alice spojrzała na wchodzącego za nimi ojca.

– Jeszcze wyżej – powiedział, po czym skierował swój wzrok na wąskie schody prowadzące na strych. Alice zdziwiła się, nagle ojciec do niej podszedł i rzekł.

– Tylko uważajcie, moje panie, schody są bardzo strome. Ja, pozwólcie, pójdę pierwszy. – Minął damy i ruszył do góry. Alice z mamą spojrzały tylko na siebie, zrobiły zdziwione, ale uśmiechnięte miny, po czym poszły za ojcem do góry. Alice pierwsza, a mama tuż za nią. Pan Anthony już wszedł na górę i zatrzymał się tuż przed drzwiami jedynego pomieszczenia znajdującego się na poddaszu, do którego wejście znajdowało się zaraz przy schodach. Odwrócił się i spojrzał na Alice, która stała tuż za nim. – Pamiętam, jak ciężko ci było pogodzić się z tym, że z twojego pokoju urządziliśmy sobie z twoją mamą sypialnię.

To prawda, pomyślała Alice. Z jej pokojem wiązało się dużo wspomnień, jednak był on większy, a rodzice mieli wcześniej sypialnię w małym pokoiku zaraz obok garderoby, który po ich zmianie pozostał pusty. Tam wstawili Alice meble i rzeczy, ale nie wszystkie się zmieściły, więc resztę wynieśli na strych.

– Tato, przecież to wasz dom, a ja teraz to tu jestem właściwie tylko gościem.

– Kochanie, zawsze tu będzie twój dom i razem z mamą chcielibyśmy, byś to wiedziała i tak się czuła.

– To prawda – przytaknęła pani Natalie, przenosząc wzrok z męża na córkę. Dziewczynie było trochę przykro, że już nie ma własnego pokoju, tylko musi spać w pokoju dla gości. Jednak pogodziła się z tą myślą i rozumiała swoich rodziców. Teraz już chciała zostać sama ze swoimi myślami. Od kiedy wróciły od Davida, nie mogła przestać o nim myśleć. Chciałaby w spokoju zebrać myśli.

– Dziękuję, tato, wiem – odpowiedziała, uśmiechając się do niego.

Pan Anthony przeniósł wzrok z córki na klamkę drzwi prowadzących na strych i nacisnął na nią.

– Oto moja niespodzianka! – Pomału otworzył drzwi i wszedł do środka. Alice weszła tuż za nim. Nie pamiętała, kiedy była tam ostatnio. Pokój był spory, bo zajmował powierzchnię nad całością domu. Kojarzyła, że wcześniej był bardzo zagracony. W jednym kącie stały kartony ze starymi zdjęciami, książkami i jakimiś nieużywanymi rzeczami. Z drugiej strony stały meble. W dachu, na dwóch ścianach, tej zaraz z prawej i z lewej strony schodów, były zrobione kukułki z oknami, gdyż nie był to typowy strych, tylko pokój, który rodzice mieli w planach urządzić, ale zrobili z niego graciarnię, która przydaje się pewnie w każdym domu.

Jakie było zdziwienie Alice, kiedy weszła do starego strychu, a zobaczyła świeży, odmalowany na kremowy kolor, nadal zagracony, ale czysty pokój.

– Pomyślałem, że skoro przyjeżdżasz do nas na dłużej, na wakacje, to ucieszysz się z własnego pokoju.

– Wiesz co, tato, to świetny pomysł. – Ucieszona Alice podbiegła do ojca i rzuciła mu się na szyję, całując go w policzek z radości. Oboje z żoną wymienili spojrzenia. Alice radośnie wskoczyła na łóżko, kładąc się na plecach, nogi wyprostowane położyła wzdłuż łóżka, krzyżując je ze sobą w okolicy kostek.

– Podoba mi się tu – rzekła, kładąc ręce pod głowę. Pani Natalie przyglądała się całej sytuacji, zachwycona mężem i jego pomysłem. Nawet ona się wzruszyła.

– To piękna niespodzianka – powiedziała, spoglądając na męża, potem na córkę.

– Nic o tym nie wiedziałaś? – zapytała mamę Alice.

– Skądże. Nawet nie wiem, kiedy to zorganizowałeś, Anthony – spojrzała na męża.

– Pamiętasz, jak wyjechaliśmy na weekend nad morze jakieś dwa miesiące temu – zapytał, na co kiwnęła twierdząco jego żona. – To właśnie wtedy przyszła ekipa, syn mojego drogiego przyjaciela Tadeusza z kolegą i pomalowali ten pokój. Był winny mi przysługę i z wdzięczności jeszcze złożyli to łóżko.

– Sprytnie, że ja nic nie zauważyłam. To fakt, dawno tu nie przychodziłam. A teraz już wiem – uśmiechnęła się pani Natalie – dlaczego, kiedy dwa tygodnie temu chciałam tu po coś przyjść, ty nalegałeś, bym się nie przemęczała i nie wchodziła po tych stromych schodach, i przyniosłeś mi to pudełko ze starymi zasłonami, których potrzebowałam. Alice usiadła na łóżku, a pani Natalie nagle wyszła.

– Tato, naprawdę dziękuję – nie kryła zadowolenia.

– Cieszę się, że ci się podoba.

Do pokoju z powrotem weszła pani Natalie, niosąc czystą, wcześniej powleczoną pościel z gościnnego pokoju.

– Proszę, Alice. – Położyła pościel na łóżku. – A teraz chodź na dół, zjemy kolację, pani Zuzanna przygotowała coś pysznego dla ciebie.

– Nie, mamo, nie mam ochoty. Chciałabym już tylko położyć się spać.

– Przecież nic nie jadłaś.

– To nic. – Alice szybko wstała i wybiegając z pokoju, krzyknęła: – Idę się myć.

Słychać było, jak biegnie po schodach i zamyka za sobą drzwi od łazienki. Rodzice tylko spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się. Pani Natalie rozłożyła pościel ładnie na łóżku. Po raz pierwszy od dawna podeszła do męża i pocałowała go w policzek.

– Dziękuję, jesteś kochany. – Naprawdę była z męża bardzo dumna.

– Dla tych słów z twoich ust było warto – żartobliwie powiedział do żony, całując ją w policzek. Pani Natalie uśmiechnęła się, po czym oboje zeszli na dół do kuchni, żeby coś zjeść.

Alice po zakończonym prysznicu wróciła na strych do swojego nowego pokoju. Od razu zauważyła rozłożoną pościel. Zgasiła światło i zapaliła lampkę stojącą na małym stoliku przy łóżku. Usiadła na brzegu, zdjęła kapcie, położyła się i przykryła pachnącą, świeżą pościelą w liliowym kolorze. Położyła głowę na poduszce, spojrzała przez okno w dachu, które znajdywało się tuż nad jej głową. Na niebie widać było lekko świecące gwiazdy. Widok był przepiękny.

Tego właśnie potrzebowałam, ciszy i spokoju, pomyślała. Chciała poukładać sobie myśli, jakie krążyły w jej głowie i których były tysiące. Bardzo się ucieszyła, że zobaczyła Davida. Przecież zanim wyjechała na studia, bardzo się lubili i przyjaźnili. Nagle wróciły też inne wspomnienia. Owszem, przyjaźnili się, dopóki nie zaczął się spotykać z Monicą.

Już sama nie wiem, kogo mam bardziej za to winić: jego, moich rodziców czy siebie? Alice zadawała sobie te pytania w myślach. Zanim pojawiła się ona, miałam przyjaciela, z którym spędzałam wspaniałe chwile. No cóż, przecież on był prawie dorosły, a ja byłam jeszcze nastolatką. O czym ja w ogóle myślę? Przecież to tylko mój dawny przyjaciel, a teraz to tylko znajomy, z którym mam miłe wspomnienia i tyle. Miło go było widzieć. Tak się zmienił, włosy miał krótko przystrzyżone, wyglądał strasznie męsko. Koszulę miał białą z podwiniętymi przed łokcie rękawami. Był naprawdę przystojny. Tak cudownie było go znowu zobaczyć. Gdy mnie obejmował, to poczułam się taka szczęśliwa. Nadal czuję jego zapach i oddech na moim policzku. Choć z drugiej strony to pamiętam, jak było mi przykro, gdy zaczął się spotykać z Monicą. Ale ja jestem głupia. Po co w ogóle do niego poszłam? Gdybym go nie spotkała na ulicy przy jego domu, bo nie wiedziałam, że tam mieszka, to pewnie sama bym się specjalnie do niego nie wybrała. Spacerowałam z mamą chodnikiem naprzeciw jego domu, a on akurat wyszedł na chwilę do samochodu. Pamiętam jego bardzo zaskoczone spojrzenie. Ja też nie kryłam zaskoczenia. Nasze spojrzenia się spotkały, byliśmy osiem kroków od siebie. Nawet nie mogłam uciec wzrokiem i udać, że go nie widzę. Byłyśmy coraz bliżej niego. Mimo iż na pewno się zmienił, to wszędzie poznałabym zarys jego sylwetki, szaroniebieskie oczy i to głębokie spojrzenie. Nie mogłam zawrócić mamy i pójść w inną stronę, to ona pierwsza się odezwała, gdy byłyśmy już dość blisko.

– Witaj, Davidzie, jak się czuje mama? – Powiedziała mama, podchodząc bliżej. Wtedy stanęliśmy naprzeciw siebie. Patrzyłam na moją mamę, lecz cały czas czułam jego wzrok na sobie.

– Dzień dobry. Dziękuję, dobrze, pani Natalio – odpowiedział, patrząc cały czas na mnie. Wtedy lekko się uśmiechnęłam, odwróciłam głowę w swoją lewą stronę. Wzięłam głęboki wdech i oblizałam językiem suche usta zaskoczona tym niespodziewanym spotkaniem. Chciałam uciec gdzieś wzrokiem, żeby nie musieć mu spojrzeć prosto w oczy, bałam się tego spojrzenia. Zupełnie nie wiedziałam, jak się zachować, mogłam się spodziewać tego spotkania, ale w głębi serca liczyłam, że do niego nie dojdzie. Miałam w planach specjalnie unikać tych miejsc, w których mogłabym go spotkać, nie wiedziałam jednak, że teraz tutaj mieszka.

– Witaj, Alice. – Usłyszałam jego głos, który poznałabym wszędzie. Brzmiał tak miękko i radośnie, co w tej krótkiej chwili zmieniło na moment moje nastawienie i najnormalniej w świecie mogłam się z nim przywitać. Spojrzałam prosto w jego oczy i uśmiechając się, odpowiedziałam.

– Dzień dobry, Davidzie.

– Zapraszam panie serdecznie na kawę. Teraz tu mieszkam. – Wskazał ręka na dom stojący po jego lewej stronie. Było ich kilka w jednym rzędzie, może około dwudziestu. Szeregowe, z poddaszem użytkowym, ustawione przy chodniku wzdłuż głównej ulicy. Niektóre były złączone, a inne oddzielało wąskie przejście prowadzące z tyłu domu do niedużego ogrodu. Wyglądały na niezbyt stare, może sprzed piętnastu czy dwudziestu lat.

– Ale my… – zdążyłam z siebie wydobyć, spoglądając przez prawe ramię na moją mamę, która nie zważając na to, co mówię, ruszyła w stronę domu Davida.

– Bardzo chętnie, dziękujemy – dodała. Nie mogłam uwierzyć, że mi to robi. Chciałam coś powiedzieć, żeby ją powstrzymać, jednak wiedziałam, że jak moja mama już coś postanowi, to niełatwo jest jej to wybić z głowy. A teraz wyglądała na bardzo pewną siebie i wiedzącą, czego chce. Nie rozumiałam tylko, dlaczego tak bardzo jej na tym zależało. Patrzyłam na nią z niedowierzaniem.

– Proszę, Alice. – David gestem swojej ręki zasugerował, bym szła przed nim. Zawsze był w nim dżentelmen, który szanuje kobiety i pamięta o manierach. Lekko, bez przekonania uśmiechnęłam się i nie patrząc w jego stronę, poszłam za mamą, która czekała na nas przed drzwiami. David po chwili otworzył je i przytrzymał ręką tak, byśmy pierwsze weszły do środka. Przez cały czas żałowałam w myślach, że przyjęłyśmy to zaproszenia. Dawno temu obiecałam sobie, że to koniec naszej znajomości. Co on sobie wyobrażał, że tak po prostu zapomnimy o wszystkim i znowu zostaniemy przyjaciółmi? Cieszę się, że jutro wyjeżdża. Nie będę musiała go specjalnie unikać, bo przecież wcale mnie nie obchodzi. Nasza przyjaźń była kiedyś, a teraz już się skończyła. W tym samym momencie, gdy Alice to pomyślała, poczuła wielki smutek w głębi serca. Położyła się na bok i usnęła. Rano obudziło ją słońce świecące prosto w jej twarz.

Pierwsze, o czym David pomyślał po przebudzeniu, to która jest godzina. Spojrzał na zegarek wiszący na ścianie.

– Ojej, już siódma, a mam przecież pociąg o dziewiątej – powiedział głośno do siebie.

Zaczął się szybko pakować, ponieważ wczoraj tego nie zrobił. W dziesięć minut był już spakowany. Zrobił sobie kawę, na śniadanie kanapki z żółtym serem i pomidorem. Usiadł przy stole w salonie i zaczął jeść. W chwili refleksji i przy zapachu porannej kawy pomyślał o niej. Znowu pojawiła się w jego życiu i nie zamierzał tego tak zostawić.

Muszę ją jeszcze raz zobaczyć przed wyjazdem, pomyślał. Nie mógł przestać o niej myśleć. Chciałby jej powiedzieć, jak bardzo mu przykro, że wcześniej oddalili się od siebie. Już nawet nie pamiętał, jak to dokładnie było.

Wiem, że tęskniłem, pomyślał, i zaraz jej to powiem. Przecież nawet nie wiem, kiedy ona wraca do Nowego Jorku i czy ją znowu zobaczę. Spojrzał na zegarek, była siódma czterdzieści dwie. Wziął ostatni łyk kawy, pobiegł do łazienki umyć zęby, twarz i wybiegł z domu. Ruszył do samochodu z walizką. Tak będzie szybciej, pomyślał. Otworzył drzwi do samochodu, zapalił silnik i odjechał swoim grafitowym ośmioletnim samochodem – toyotą corollą. Była sobota, więc na drodze nie było dużego ruchu, jedynie czerwone światła z sygnalizatora wydłużały mu drogę.

W tym samym czasie, gdy David opuszczał dom i pakował walizkę do samochodu, Alice kończyła śniadanie w jadalni z rodzicami. Mimo iż idąc spać, była zła na Davida, to gdy wstała rano, dużo o nim myślała i wtedy uśmiech sam pojawiał się jej na twarzy.

– Alice, podać ci jeszcze naleśnika? – zapytała mama.

– Nie, dziękuję mamo, już się najadłam – odpowiedziała.

– Zjedz jeszcze jednego, proszę. – Wyciągnęła talerz z naleśnikami w kierunku Alice.

– Dziękuję mamo, ale już muszę iść.

Wstała od stołu i wybiegła z jadalni, nie wyjaśniając nic więcej.

– Alice, przecież to twoje ulubione – krzyknęła pani Natalie, ale Alice już zamknęła za sobą wejściowe drzwi.

Może jestem głupia, ale muszę się jeszcze z nim zobaczyć, pomyślała Alice, wybiegając z domu. Spojrzała na zegarek, była siódma pięćdziesiąt dziewięć. Miała nadzieję, że zdąży. Dom rodziców Alice znajdował się trochę na uboczu, z dala od gwarnych ulic. Alice musiała biec w kierunku głównej ulicy, gdyż David mieszkał w samym centrum miasta. Gdy wybiegła za róg jednej z ulic, wpadła wprost na grupkę stojących na chodniku i rozmawiających ze sobą dawnych znajomych ze szkoły, między innymi na Matthew, który szybko ją zauważył i lekko złapał za ramię, by zatrzymać i móc z nią porozmawiać.

– Witam cię, Alice, miło cię widzieć. Już wróciłaś? – zapytał.

O nie, tylko nie on, pomyślała.

– Przepraszam, ale się spieszę, muszę zdążyć na pociąg. Udało jej się wyrwać z jego uścisku.

– Już wyjeżdżasz?! – zapytał.

– Tak! – oczywiście skłamała. Nie chciała, by zabierał jej czas. Pobiegła dalej w kierunku domu Davida. Musiałam spotkać właśnie go, pomyślała. Nie przepadała za nim. Zawsze był dla niej miły, ale czasem za bardzo się narzucał, co ją denerwowało. W tym samym czasie, gdy Alice biegła, David znowu zatrzymał się na czerwonym świetle. Po chwili usłyszał wołanie kobiety dochodzące ze strony chodnika.

– Peter! Peter! Peter!

Nagle przy jego oknie od samochodu pojawiła się twarz kobiety, około trzydziestoletniej. Zapukała w szybę, którą David otworzył.

– Widział pan może małego chłopca, czteroletniego, w czerwonej koszuli i niebieskich spodenkach – zapytała zdenerwowana kobieta.

– Przykro mi, ale nie widziałem.

Kobieta podziękowała i oddaliła się. David widział, jak odchodzi, wołając dalej imię chłopca. Po chwili zapaliło się zielone światło. David, zamiast pojechać prosto, skręcił w prawo, w kierunku, w którym poszła ta kobieta.

Nie mogę jej tak zostawić, pomyślał. Podjechał samochodem niedaleko niej i zawołał:

– Proszę pani, proszę pani. – Gdy się odwróciła, powiedział:

– Proszę wejść do samochodu, poszukamy pani syna, tak będzie szybciej.

Kobieta zobaczyła w nim uczciwego, młodego człowieka, bez wahania weszła do samochodu. Najważniejsze dla niej było teraz odnaleźć syna. Jeździli między uliczkami bardzo wolno, a młoda kobieta nie kryła zdenerwowania.

– Mój kochany Boże, gdzie jest moje dziecko? – mówiła do siebie, ale tak, że David wszystko słyszał. – Nie rozumiem, jak mógł tak zniknąć – powiedziała, płacząc. Przykrywała co chwila ręką usta, które jej się z nerwów trzęsły.

– Proszę się uspokoić, niech się pani nie martwi, znajdziemy go. – Jechał uliczkami, ale nie widzieli nigdzie Petera. Nagle usłyszeli płacz dziecka. Kobieta spojrzała na Davida, który zatrzymał na poboczu samochód i oboje natychmiast wysiedli. Biegali, wołali, szukali, ale płaczu już nie było słychać.

– Rozdzielmy się – powiedział David.

– Dobrze, ja pójdę w tę stronę – powiedziała kobieta i pobiegła prosto w kierunku kolejnych domów. David natomiast skręcił w uliczkę w prawo, która zaprowadziła go do parku. Wbiegł na górę, a zbiegając z niej, tylko z drugiej strony, zobaczył drzewo i opartego o nie płaczącego chłopca, siedzącego na ziemi z podkulonymi pod brodą nogami, które obejmował rękoma. Podszedł do niego i ukucnął.

– Cześć, czy masz na imię Peter? – zapytał miękkim głosem.

– Tak – odpowiedział, płacząc. David zauważył, że chłopiec ma podarte spodenki i mocno skaleczony łokieć. Wyglądał, jakby miał rozciętą skórę i krwawił.

– Co ci się stało?

Chłopiec nadal płakał i nie odpowiadał.

– Pewnie nie możesz rozmawiać z nieznajomymi. Mam na imię David i razem z twoją mamą cię szukamy. Jak chcesz, to ci pomogę do niej dojść.

Chłopiec spojrzał na Davida i powiedział:

– Boli mnie noga i ręka… Nie mogę chodzić – wydobył z siebie te słowa przerywane płaczem.

– Wiesz co, złap mnie mocno za szyję… o tak. Nie bój się.

David wziął chłopca na ręce i szedł z nim pod górę. Po chwili zobaczył mamę chłopca, która już biegła w ich kierunku.

– Mój kochany – krzyczała i płakała. Podbiegła do nich i zaczęła mocno ściskać syna. Chłopiec złapał ją za szyję i płakał, ale z radości. Mama wzięła syna na ręce i szli wszyscy w stronę głównej ulicy.

– Dziękuję panu bardzo, niech Bóg pana błogosławi. Jest pan wspaniałym człowiekiem.

– Najważniejsze, że Peter się odnalazł. Teraz chodźmy do samochodu i opatrzmy ranę.

Podeszli do samochodu i David wyjął apteczkę pierwszej pomocy.

– Usiądź na siedzeniu – powiedział i pomógł mu.

– Ale to będzie bolało – zabierał rękę chłopiec.

– Nie martw się, jestem bardzo sprytny i umiem najlepiej na świecie leczyć rany.

Chłopiec się uśmiechnął. David oczyścił ranę, zakleił plastrem i owinął bandażem

– Zawiozę was teraz na pogotowie. – Spojrzał na mamę chłopca. – Może trzeba to zszyć.

– Czy ma pan tyle czasu? Już i tak go dużo panu zabrałam – rzekła kobieta.

David spojrzał na zegarek, była ósma pięćdziesiąt. Wiedział, że już nie zdąży na pociąg. Będę musiał pojechać samochodem. Dobrze, że wziąłem moją walizkę, pomyślał. Zrobiło mu się jednocześnie smutno na sercu i żal, że nie zdąży zobaczyć się z Alice.

– Spokojnie zdążę do pracy, bo mam na siedemnastą – powiedział do mamy chłopca. Nie dodał tylko, że ponad trzysta pięćdziesiąt kilometrów stąd, ale nie chciał jej więcej martwić. Już i tak wystarczająco się denerwowała. Wsiedli do samochodu i pojechali na pogotowie. Jak tylko weszli do środka, pielęgniarka pomogła posadzić chłopca na wózek.

– Nie martw się, wszystko będzie dobrze – uśmiechnął się David do chłopca, który odwzajemnił uśmiech, po czym pielęgniarka powiozła Petera w stronę sali, a jego mama zdążyła szybko podziękować Davidowi, który spoglądając jeszcze raz, jak się oddalają, wyszedł ze szpitala. Było mu szkoda chłopca, który powstrzymywał łzy, ale był przestraszony i zmartwiony całą tą sytuacją.

Kiedy David przywiózł chłopca do szpitala, Alice dotarła na stację, była dziewiąta pięć. Podeszła szybkim krokiem do okienka informacji.

– Dzień dobry, o której odjeżdża najbliższy pociąg do Rochester? – zapytała szybkim oddechem panią po drugiej stro­­­­nie okienka.

– To ten, który właśnie odjeżdża – pani wskazała na ruszający pociąg.

Alice podbiegła bliżej z nadzieją, że zobaczy przez któreś okienko Davida. Jednak zdążyła dotrzeć do tylnej części pociągu, który jeszcze szybciej się oddalił. Próbowała go dogonić, ale bez szans. Pociąg znikał coraz prędzej z zasięgu jej wzroku. Przystanęła na chwilę, patrząc w stronę pociągu, aż w końcu zupełnie zniknął jej z oczu. Poczuła tylko pustkę w sercu, jakby ktoś zabrał jej radość z wnętrza. Odwróciła się zrezygnowana. Nawet nie wie, jak dotarła do stojącej poza peronem ławki, na której usiadła. Siedząc tak przez jakąś chwilę, wpatrywała się w pusty peron.

Widocznie nie było nam dane się spotkać, pomyślała.

– Nawet nie wiem, kiedy wraca – mówiła cichutko do siebie, ledwo ruszając ustami. Czuła w sercu smutek i pewną pustkę. Stała tak bez ruchu przez chwilę. Uśmiechnęła się pod nosem, wspominając, jak wczoraj się czuła, gdy trzymał ją w swoich ramionach. Zapamiętała jego troskliwy głos oraz spojrzenie. Patrzył na nią tak, że poczuła się wyjątkowa i bardzo szczęśliwa. Poznała paru mężczyzn w swoim życiu, ale nigdy jeszcze z nikim się nie spotykała, a David był wyjątkowy. Teraz przypomniało się jej, jak zabierając od niej pustą filiżankę, delikatnie dotknął jej palców. Poczuła wtedy, jak przyjemne ciepło rozchodzi się po jej ciele. Cóż, westchnęła głęboko, pora wracać, pomyślała. Wstała i ruszyła w stronę domu rodziców.

3. Spotkanie z przyjaciółmi

Idąc i rozmyślając o powodzie swojego przyjazdu do miasteczka, w którym się wychowała, doszła do wniosku, że tak naprawdę nie ma ochoty wracać do domu. Zmieniła swój kierunek ruchu, już wiedziała, czego pragnie i za czym, a raczej za kim tęskni. Jest jedno miejsce, do którego chciałabym pójść, pomyślała. Minęła kilka ulic i znalazła się nieopodal miejsca, gdzie z oddali było widać szeregi domków stojących blisko siebie, które dzieliły płoty i krzaki bądź wysokie drzewa. Wzdłuż domów ciągnęła się długa ścieżka, a po jej drugiej stronie znajdowały się pola i łąki. Dzień był piękny, słoneczny, po drodze było słychać ćwierkające wróble na drzewach. Gdy Alice spojrzała na łąkę, zobaczyła na niej mnóstwo polnych kwiatów, maków, chabrów i kłosków trawy, które uwielbiała. Postanowiła ich nazbierać, by ułożyć z nich pachnący bukiet, co uczyniła. To miejsce zawsze uwielbiała, szczególnie latem. Kojarzyło jej się ze wspaniale spędzonymi chwilami z najlepszymi przyjaciółkami. Z bukietem polnych kwiatów w ręku poszła w stronę ostatniego domu. Gdy tam dotarła, zatrzymała się przed wejściem. Ale tu jest pięknie, pomyślała. Zamknęła oczy, wzniosła głowę w stronę nieba, wzięła głęboki oddech i pomyślała: to tu czuję się tak dobrze. Odetchnęła świeżym powietrzem i otworzyła oczy. Był to drewniany dom, pomalowany na kremowy kolor, nieduży, z małą werandą z przodu, do której prowadziło parę schodów. Na werandzie stało kilka starych glinianych donic z kwitnącymi kwiatami. Sam dom wymagał już pomalowania, gdyż widać było odpryski farby w wielu miejscach, zwłaszcza przy oknach. Ale Alice i tak się podobał. Zadowolona weszła po schodkach do góry. Dawno tu nie była, ponad dwa lata. Była podekscytowana, zastanawiała się, jak zareaguje Basia, gdy ją zobaczy. Schowała bukiet kwiatów za plecami, podeszła do drzwi i z radością w sercu oraz uśmiechem na ustach zapukała. Po chwili zapukała drugi raz, jednak nikt nie otwierał drzwi. Nacisnęła na klamkę, ale było zamknięte na klucz. Pewnie nikogo nie ma w domu, pomyślała. Odwróciła się w stronę schodów, po czym usiadła na pierwszym stopniu. Sukienką zakryła kolana. Postanowiła poczekać na domowników. W tym czasie wspominała chwile spędzone z Basią i Janet. Było ich tak wiele, że uśmiech nie schodził jej z twarzy. Nagle usłyszała głosy. Ktoś podążał w jej kierunku, gdyż głosy były coraz wyraźniejsze. Alice nadal siedziała na schodach, nie wstawała. Jeśli to Basia, chciała jej zrobić niespodziankę. Była ciekawa jej miny, jak się zobaczą. Nagle zobaczyła Basię ze spuszczona głową wchodzącą na schody. Za nią szli jej mama i tata, oboje ją dojrzeli i się uśmiechnęli. Gdy Basia podniosła głowę, nie mogła uwierzyć własnym oczom. Przykryła obiema dłońmi usta z niedowierzania.

– Alice, to ty?! – krzyknęła z radości. Szybko podbiegła do przyjaciółki, po czym obie rzuciły się sobie w ramiona.

– Tak się cieszę, że cię widzę – szepnęła Alice.

– Zrobiłaś mi prawdziwą niespodziankę – powiedziała Basia.

Gdy wypuściły się z uścisków, złapały się radośnie za ręce. Stanęły naprzeciwko siebie i przez chwilę patrzały z uśmiechem, radując się tą chwilą.

– Kiedy przyjechałaś? – zapytała Basia.

– Wczoraj.

– Chodźcie dziewczęta do środka – zbliżyła się pani Violet, podchodząc do Alice. Na powitanie uściskały się, przytuliły i pocałowały dwa razy w policzek, po czym pani Violet wyprzedziła je i otworzyła zamknięte drzwi. Alice przywitała się jeszcze z ojcem Basi, on pierwszy podał jej rękę. Ściskając ją, uśmiechnął się i wskazał, by szły przed nim.

– Chodźcie, chodźcie – powtórzyła pani Violet i wszyscy zaraz za nią weszli do środka.

– Zapraszam do stołu, upiekłam wcześniej placek z owocami sezonowymi, to sobie zjemy.

Zaraz od głównego wejścia z lewej strony były schody na górę, a z prawej kuchnia i jadalnia.

Alice z Basią usiadły do stołu, a pan Carl chwilę z nimi porozmawiał i usiadł w salonie, który mieścił się przy jadalni, dzieliła go ściana z dużym wejściem bez drzwi.

– Co chcecie do picia, dziewczynki? – zapytała grzecznie pani Violet. Zwracała się do nich pieszczotliwie jak do małych dziewczynek. Zawsze tak ciepło się zwracała do Alice. To najlepsza przyjaciółka jej córki, tak jak Janet. Obie je uwielbia i ceni, gdyż jej córka je uwielbia, a ona jako matka jest szczęśliwa, że jej córka ma tak cudowne przyjaciółki.

– Coś zimnego – rzekła Alice.

– Ja naleję, mamo. – Basia wstała od stołu, nalała w dzbanek kompotu z truskawek, po czym postawiła go na stół, obok trzy szklanki, a do czwartej nalała kompotu i zaniosła swojemu tacie.

– Dziękuję, słonko – uśmiechnął się ojciec.

– Proszę, Alice – pani Violet nalała kompotu i przysunęła jej szklankę.

– Dziękuję – uśmiechnęła się Alice.

– Kochanie, masz ochotę na ciasto – krzyknęła nie za głośno pani Violet do męża.

– Tak, kochanie – odkrzyknął pan Carl.

Pani Violet postawiła najpierw ciasto i talerzyki na stole, przy którym Alice z Basią rozmawiały o tym, jak bardzo się za sobą stęskniły. Potem parę kawałków zaniosła dla swojego męża.

Mama Basi zaczęła zmywać pozostawione w zlewie naczynia.

– Mamo, ja to zrobię – odezwała się Basia.

– Nie, nie trzeba. Rozmawiajcie sobie, tak dawno się nie widziałyście.

– Mmm, ale pyszny placek – zachwycała się Alice. – Czy to z borówkami?

– Tak, świeżo wczoraj zebrane. Cieszę się, że ci smakuje.

– Tak właśnie sobie was wspominam. To, jak często siadywaliśmy w kuchni i jedliśmy świeży placek pani własnej roboty. Tak jak za dawnych czasów.

– My także często myślimy o tobie i się zastanawiamy, jak ci się tam żyje – powiedziała pani Violet.

– Kiedyś w sklepie spotkałam twoja mamę, to mówiła, że egzaminy zdajesz bardzo dobrze i mieszkasz w swoim mieszkaniu, które ci specjalnie kupili.

– Tak, to prawda. Mieszkam w małym domku, z salonem i kuchnią oraz małą jadalnią na dole, a na górze są dwa pokoje: jeden pojedynczy, drugi podwójny, ale nie za duży, no i łazienka. Do szkoły idę pięć minut. Rodzice nie chcieli, bym mieszkała daleko od szkoły. Mogłam zamieszkać w internacie, takim dużym hotelu zaraz przy szkole, ale mama mówiła, że tam mieszkają studenci, którzy za dużo imprezują, a za mało się uczą i nie będę miała spokoju do nauki. Owszem, studenci lubią się bawić, ale myślę, że moja mama trochę przesadza, ale wiecie, jak mojej mamie ciężko jest czasem coś przetłumaczyć. Może też jest moim rodzicom na rękę, że mogą mnie tam odwiedzać, kiedy tylko chcą, no i mają gdzie przenocować.

– Wiesz, Alice, na pewno robią to z troski o ciebie.

– Tak, ja to rozumiem i doceniam, bo zdaję sobie sprawę, że nie wszystkich stać, żeby kupić dziecku dom. Dla rodziców niektórych moich znajomych same opłaty za studia już były ogromnym wydatkiem.

– Tak, zgadza się – mama spojrzała na córkę. – Niestety, nie stać nas na takie studia – powiedziała z wielkim żalem w głosie.

– Mamo, przecież rozmawialiśmy już na ten temat. Wiesz, że ja to rozumiem. – Złapała mamę za rękę. – Proszę, nie wracajmy już do tego.

Pani Violet pokiwała tylko lekko głową, jednak w sercu poczuła wielki smutek. Bardzo to przeżywała, że nie może jedynej córce opłacić studiów. Jej mąż już mniej pracuje, gdyż trzy lata temu miał stan przedzawałowy, co mu nie pozwala się przesilać i ciężko pracować jak dotychczas. Wcześniej pracował jako budowlaniec, a teraz czasem w nocy stróżuje w niedużej fabryce na obrzeżach ich miasteczka.

– Jak ci się podobają te studia, czy interesujące? – zapytała z ciekawością Basia.

– Tak, tylko dużo muszę się uczyć. Profesorowie są bardzo mili i ciekawie prowadzą zajęcia.

– A nie żałujesz, że nie wybrałaś pedagogiki?

– Staram się o tym nie myśleć, tylko cieszę się, że dobrze się tam czuję, poznałam dużo wspaniałych ludzi. Gdy jednak Alice usłyszała słowo pedagogika, poczuła lekki smutek w sercu. Basia dobrze zna swoją przyjaciółkę i wyczuła w jej słowach, że nie jest do końca zadowolona, ale nie chciała jej ciągnąć za język. Pomyślała, że może później, na osobności, Alice powie jej więcej.

– A chłopców też poznałaś fajnych… – Basia próbowała wyciągnąć z Alice jakieś pikantne szczegóły odnośnie do jej znajomości z chłopakami.

– Tak, mnóstwo – zażartowała Alice, po czym obie zaczęły się śmiać. Basia zrozumiała, że Alice tylko na osobności zdradzi jej pikantne szczegóły, jeśli jakieś są.

– A jakieś koleżanki tam masz? – zapytała pani Violet.

– Tak, jedną, z którą się najlepiej dogaduję. Ma na imię Rose. To bardzo miła i życzliwa dziewczyna.

– Czuję się zazdrosna – powiedziała z uśmiechem na twarzy Basia.

– Kochana, wiesz, że drugiej takiej wyjątkowej na świecie nie ma! Rose jest bardzo dobrą koleżanką, ale mało się widzimy, bo naprawdę mamy dużo nauki. A znasz mnie i wiesz, że jak coś zacznę robić, to na sto procent. Mam zamiar skończyć te studia i potem znaleźć dobrą pracę.

– Ty tego chcesz, czy twoja mama? – nie wytrzymała i zapytała zgryźliwie Basia. Alice wie, że jej przyjaciółka pragnie, by spełniała swoje marzenia i poszła na pedagogikę. Twierdzi, że Alice kończy te studia bardziej dla swoich rodziców niż dla siebie.

– Basiu, jak możesz?! – odezwała się pani Violet.

– Wszystko w porządku. – Alice spojrzała na panią Violet, potem na Basię. – Ja naprawdę chcę być dobrą pielęgniarką i pomagać ludziom.

– Jasne – powiedziała z poważną miną Basia.

– Już nic nie mówię – odezwała się ponownie.

– Basiu… – wtrąciła się pani Violet.

Alice spojrzała na Basię, westchnęła i pokiwała tylko głową. Wtedy Basia się do niej uśmiechnęła, a Alice odpowiedziała tym samym. Jakby rozumiały się bez słów. Alice wiedziała, że Basia nie popiera jej wyjazdu na studia. Alice wiele razy jej tłumaczyła, że to było przemyślane, rozmawiały o tym przed jej wyjazdem do Nowego Jorku. Powtarzała jej, że rodzice dobrze ją znają i chcą dla niej jak najlepiej, a ich rady są dla niej bardzo ważne i docenia, co dla niej robią.

– Jak zwykle uparta – szepnęła pod nosem Alice, patrząc na Basię, która dobrze słyszała, co powiedziała jej przyjaciółka, jednak postanowiła już nie odezwać się na ten temat ani słowem.

– Chodź, coś ci pokażę w moim pokoju – powiedziała do Alice.

– Dziękuję za pyszne ciasto i kompot – zwróciła się do pani Violet Alice.

– Proszę bardzo, jeżeli miałabyś jeszcze ochotę, to daj znać.

– Dobrze, dziękuję bardzo.

Obie dziewczyny wstały od stołu i ruszyły na górę do pokoju Basi, który znajdował się z prawej strony schodów, zaraz obok łazienki, która z kolei sąsiadowała z sypialnią rodziców.

Basia otworzyła drzwi do swojego pokoju i zaprosiła Alice do środka.

– Zobacz – powiedziała i sięgnęła po zdjęcie, które stało na małej szafce przy łóżku po lewej stronie ściany na wprost drzwi.

Alice spojrzała na zdjęcie i się uśmiechnęła.

– To było robione parę dni przed moim wyjazdem.

– Zgadza się – odpowiedziała Basia. Obie patrzały na zdjęcie w białej ramce, na którym zostały uwiecznione Alice, Basia i Janet – druga ich przyjaciółka. We trzy stały na schodach domu Basi.

– Jak za dawnych dobrych czasów, jakby to było wczoraj. Pamiętam, jak robił nam to zdjęcie brat Janet – Paul, który przyszedł po nią, bo było już ciemno, a my jak zwykle nie mogłyśmy się rozstać – Alice wspomniała dawne czasy krótko przed jej wyjazdem do Nowego Jorku.

– To wtedy David powiedział ci, że spotyka się z Monicą.

Na słowo David Alice aż zrobiło się gorąco, po czym westchnęła.

– Tak, pamiętam.

– Zabolało cię to wtedy, przecież się przyjaźniliście, ale to zniszczyło waszą przyjaźń, prawda?

– Widocznie już nie było nam dane się więcej widywać, może to był dobry czas, by każde zaczęło swoje życie w innych kierunkach. David mógł robić sobie, co chce. – Alice próbowała udać, że ją to nie obchodzi. – To były dawne czasy – dodała. – Teraz jesteśmy o dwa lata starsi i bogatsi