Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry - Reni Eddo-Lodge - ebook + książka
BESTSELLER

Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry ebook

Reni Eddo-Lodge

4,0

Opis

W 2014 roku Reni Eddo-Lodge, brytyjska dziennikarka i blogerka, opublikowała na Facebooku post zatytułowany „Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry”. Napisała w nim, że ma już dość wyjaśniania białym ludziom, jak czują się osoby o innym kolorze skóry, ma dość ich reakcji – od znudzenia i niezrozumienia po agresję. Ci, którzy sądzą, że biały kolor skóry jest „naturalny”, nie są w stanie pojąć, na czym polega rasizm, zwłaszcza ten ukryty, strukturalny. Po opublikowaniu postu Reni Eddo-Lodge została zasypana odpowiedziami. Jedni jej dziękowali, że otworzyła im oczy, inni, że wypowiedziała to, co sami czują. Książka Reni Eddo-Lodge jest próbą opisania tego doświadczenia w szerszym kontekście – kolonialnej historii Wielkiej Brytanii, ale też różnych współczesnych form dyskryminacji rasowej. Autorka pisze o własnych doświadczeniach, przytacza prace badaczy, nie pomija żadnego z ważnych aspektów rasizmu; pokazuje jego korzenie, pisze o uprzywilejowaniu białych, rasizmie strukturalnym i o czarnym feminizmie.

Posłowie do książki napisała Monika Bobako.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 272

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (346 ocen)
130
133
57
14
12
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
monikawa1

Całkiem niezła

Ciekawe spojrzenie na rasizm od strony białych przywilejów. Autorka co nieco wyjaśniła, gdzieś zamieszała, podrzuciła nowe elementy i zostawiła problem czytelnikowi. Muszę przyznać, że liczyłam na dialog, a poczułam się przytłoczona retoryką i co tu dużo mówić, zbesztana. To wewnętrzne drgnięcie sprzeciwu, którego doświadczyłam będąc osądzoną tylko za kolor skóry to jest ten haczyk, dla którego warto było przeczytać.
156
emopees

Nie polecam

Kolejna książka podszyta kulturowym marksizmem. Obarczanie kogokolwiek winą związaną z kolorem skóry, a to autorka ma na myśli, to już rasizm sam w sobie, więc jest to zwyczajnie rasistowska pozycja, którą czytając jako biali mamy odczuwać się winni problemom osób czarnoskórych i kolonialnej przeszłości sprzed 300 lat, na którą nie mamy wpływu, tym bardziej kiedy Polska kolonii nie posiadała. Ubijanie kapitału na kolorze skóry, dyskredytując inny, jest bardzo popularne w tych czasach, jednak jest to zjawisko obrzydliwe i każdy kto czytając tą książkę poczuł się współwinny może być świadom sprania swojego mózgu. To tak jakby każdy Niemiec miałby czuć się winny zbrodni swoich dziadków i krzywd wyrządzonych Polakom. Wątpię żeby tak było. Książka nie ma na celu pokazania jak postrzegają kolor skóry inni ludzie, a pokazanie że osobami czarnoskórymi nie można rozmawiać o kolorze skóry, bo to zakazane, ale czarnoskórzy mogą prawić o każdym. Rasizm, nierówność i marksizm, te 3 słowa doskonale ...
93
Pawelshoppinguk

Dobrze spędzony czas

Nie przekonala mnie
82
todmikol

Z braku laku…

Książka jest mocno osadzona w realiach brytyjskich, stąd może być mało zrozumiała dla polskiego czytelnika. Jednak mam wrażenie, że odpowiedź autorki na postawione w tytule pytanie brzmi "nie, bo nie". Taka odpowiedź jest raczej mało satysfakcjonująca.
60
DorotaMagdalena

Nie polecam

Strata czasu, płytkie wynurzenia kolejnej frustratki.
50

Popularność




 

Wstęp

22 lu­te­go 2014 ro­ku za­mie­ści­łam wpis na mo­im blo­gu. Da­łam mu ty­tuł: „Dla­cze­go nie roz­ma­wiam już z bia­ły­mi o ko­lo­rze skó­ry”.

Oto on:

„Prze­sta­łam wda­wać się w dys­ku­sje z bia­ły­mi na te­mat ra­sy. Nie wszyst­ki­mi bia­ły­mi, lecz tyl­ko z ogrom­ną więk­szo­ścią, któ­ra nie chce przy­jąć do wia­do­mo­ści ist­nie­nia ra­si­zmu struk­tu­ral­ne­go i je­go symp­to­mów. Nie mo­gę dłu­żej prze­rzu­cać mo­stów nad ot­chła­nią emo­cjo­nal­ne­go zo­bo­jęt­nie­nia oka­zy­wa­ne­go przez bia­łych, gdy oso­ba o in­nym ko­lo­rze skó­ry dzie­li się swo­im do­świad­cze­niem. Nie mo­gę pa­trzeć, jak za­ci­ska­ją po­wie­ki i prze­sta­ją nas sły­szeć, jak­by ktoś są­czył im do uszu me­la­sę i za­ty­kał prze­wo­dy słu­cho­we.

To, że odłą­cza­ją się emo­cjo­nal­nie, jest skut­kiem ży­cia w nie­uświa­do­mio­nym po­czu­ciu, że ich ko­lor skó­ry jest nor­mą, a wszyst­kie in­ne – od­stęp­stwem od niej. W naj­lep­szym wy­pad­ku bia­li uczą się nie wspo­mi­nać o tym, że ko­lo­ro­wi są «in­ni», że­by przy­pad­kiem nas nie ura­zić. Na­praw­dę my­ślą, że ich do­świad­cze­nia ży­cio­we wy­ni­kłe z ta­kie­go, a nie in­ne­go ko­lo­ru skó­ry są i po­win­ny być uni­wer­sal­ne. Nie mo­gę dłu­żej pa­trzeć na to zdu­mie­nie i nie­chęć, z ja­ki­mi przyj­mu­ją fakt, że nie każ­dy do­świad­cza świa­ta tak sa­mo jak oni. Ni­g­dy nie mu­sie­li na­my­ślać się nad tym, jak by­cie bia­łym łą­czy się z wła­dzą, więc ile­kroć ktoś de­li­kat­nie im o tym przy­po­mi­na, przyj­mu­ją to ja­ko afront. Oczy za­cho­dzą im mgieł­ką (nu­da) al­bo sze­ro­ko się otwie­ra­ją (obu­rze­nie). Usta drżą lek­ko, szy­ku­ją się do ob­ro­ny. Już, już chcą ci prze­rwać, za­ga­dać cię, a nie uczci­wie wy­słu­chać, bo prze­cież coś ci się po­my­li­ło.

Chcąc zro­zu­mieć ra­sizm struk­tu­ral­ny, na­dal mu­si­my przy­zna­wać pierw­szeń­stwo uczu­ciom bia­łych. Ci zaś, na­wet je­śli nas sły­szą, to na­praw­dę nie słu­cha­ją. Jak gdy­by coś dzia­ło się ze sło­wa­mi po wy­do­by­ciu się z na­szych gar­deł, za­nim do­trą do ich uszu. Na­po­ty­ka­ją ba­ry­ka­dę i tam się za­trzy­mu­ją.

W ten spo­sób do­cho­dzi do emo­cjo­nal­ne­go odłą­cze­nia. Nie jest to wiel­ka nie­spo­dzian­ka, bo prze­cież ni­g­dy nie mie­li po­ję­cia, co zna­czy trak­to­wać oso­bę o in­nym ko­lo­rze skó­ry jak rów­ne­go so­bie, ko­goś, kto ma rów­nie war­to­ścio­we my­śli i uczu­cia jak oni. W do­ku­men­cie Lee Mun Wa­ha The Co­lor of Fe­ar[1] zo­ba­czy­łam, jak lu­dzie o ciem­nej skó­rze, bli­scy pła­czu, usi­łu­ją prze­ko­nać aro­ganc­kie­go bia­łe­go, że to, co mó­wi, na­rzu­ca im i po­wie­la bia­łe ra­si­stow­skie ste­reo­ty­py. Pa­trzy on nie­wi­dzą­cym wzro­kiem, kom­plet­nie zbi­ty z tro­pu przez ten ból, w naj­lep­szym ra­zie ba­ga­te­li­zu­jąc go, w naj­gor­szym – wy­śmie­wa­jąc.

Pi­sa­łam już kie­dyś o tym bia­łym wy­par­ciu ja­ko o wszech­obec­nej po­li­ty­ce, któ­ra w swo­im funk­cjo­no­wa­niu opie­ra się na im­ma­nent­nej nie­wi­dzial­no­ści ra­sy. Nie mo­gę dłu­żej roz­ma­wiać z bia­ły­mi o ra­sie, bo gdy się im zwró­ci na nią uwa­gę, za­czy­na­ją się wszyst­kie­go wy­pie­rać, wy­ko­nu­ją nie­zdar­ne men­tal­ne wy­gi­ba­sy i akro­ba­cje. No bo kto chce, by przy­po­mi­na­no mu o in­sty­tu­cjo­nal­nym sys­te­mie, któ­ry przy­no­si mu ko­rzy­ści kosz­tem in­nych?

Nie mo­gę kon­ty­nu­ować tej roz­mo­wy, po­nie­waż czę­sto przy­stę­pu­je­my do niej z bar­dzo róż­nych po­zio­mów. Nie mo­gę oma­wiać szcze­gó­łów pro­ble­mu z kimś, kto nie do­strze­ga je­go ist­nie­nia. Jesz­cze go­rzej, gdy oso­ba bia­ła mo­że i by­ła­by skłon­na roz­wa­żyć moż­li­wość ist­nie­nia te­goż ra­si­zmu, ale uwa­ża, że roz­ma­wia­my jak rów­ny z rów­nym. Otóż nie.

Nie mó­wiąc już o tym, jak nie­bez­piecz­ne jest dla mnie wcho­dze­nie w dys­ku­sję z po­le­micz­nie na­sta­wio­ny­mi bia­ły­mi. Gdy pod­no­si się szmer dez­apro­ba­ty i na­ra­sta prze­ko­ra, mu­szę mieć się na bacz­no­ści, bo je­śli oka­żę złość, fru­stra­cję al­bo roz­draż­nie­nie bra­kiem zro­zu­mie­nia z ich stro­ny, na­tych­miast przy­wo­ła­ją z pa­mię­ci ra­si­stow­skie fi­gu­ry złych czar­nych, któ­rzy dy­bią na nich i na ich bez­pie­czeń­stwo. I z du­żym praw­do­po­do­bień­stwem po­my­ślą, że ich za­drę­czam al­bo za­stra­szam. Bia­li przy­ja­cie­le przy­pusz­czal­nie sta­ną za ni­mi mu­rem i bę­dą się wza­jem­nie za­pew­niać o praw­dzi­wo­ści wła­snej wer­sji hi­sto­rii. Pró­by na­wią­zy­wa­nia z ni­mi po­ro­zu­mie­nia i ste­ro­wa­nia ich ra­si­zmem nie są war­te wy­sił­ku.

W każ­dej roz­mo­wie o tym, jak to Mi­li Bia­li Lu­dzie czu­ją, że od­bie­ra im się głos, gdy mo­wa o ra­sie, po­ja­wia się pa­ra­dok­sal­ny, to­tal­ny brak zro­zu­mie­nia czy em­pa­tii dla tych z nas, któ­rzy zo­sta­li w wi­docz­ny spo­sób na­zna­cze­ni ja­ko in­ni i po­no­szą te­go kon­se­kwen­cje przez ca­łe ży­cie. Lu­dzie o od­mien­nym ko­lo­rze skó­ry są ska­za­ni na praw­dzi­wą do­ży­wot­nią au­to­cen­zu­rę. Ma­my do wy­bo­ru – wy­po­wia­dać swo­ją praw­dę i szy­ko­wać się na od­wet al­bo trzy­mać ję­zyk za zę­ba­mi i uda­wać, że nic się nie sta­ło. Swo­ją dro­gą dziw­ne mu­si to być ży­cie: za­wsze mieć pra­wo gło­su i wpa­dać w obu­rze­nie, kie­dy pro­szą, że­byś wresz­cie, dla od­mia­ny, po­słu­chał. Wy­ni­ka to chy­ba, jak są­dzę, z ni­g­dy nie­pod­wa­ża­ne­go prze­świad­cze­nia bia­łych o wła­snym uprzy­wi­le­jo­wa­niu.

Nie mo­gę dłu­żej za­mę­czać się psy­chicz­nie, pró­bu­jąc ko­mu­ni­ko­wać mój punkt wi­dze­nia, jed­no­cze­śnie ba­lan­su­jąc na bar­dzo roz­huś­ta­nej li­nie, aby przy­pad­kiem nie za­rzu­cić żad­ne­mu bia­łe­mu współ­udzia­łu w utrwa­la­niu ra­si­zmu struk­tu­ral­ne­go i nie na­ra­zić się na ostra­cyzm.

Tak więc nie roz­ma­wiam już z bia­ły­mi o ra­sie. Nie mo­gę zmie­nić świa­ta, nie mam tak wiel­kiej si­ły prze­bi­cia, ale mo­gę wy­zna­czyć gra­ni­ce. Mo­gę prze­ciw­sta­wić się ich po­czu­ciu uprzy­wi­le­jo­wa­nia wo­bec mnie. Za­cznę od prze­rwa­nia roz­mo­wy. Sza­la jest za­nad­to prze­chy­lo­na na ich ko­rzyść. Czę­sto wca­le nie chcą słu­chać i się uczyć; je­dy­ne, cze­go pra­gną, to eg­ze­kwo­wać swo­ją si­łę, udo­wod­nić, że nie mam ra­cji, wy­czer­pać mnie emo­cjo­nal­nie i po­twier­dzić sta­tus quo. Nie roz­ma­wiam z bia­ły­mi o ra­sie, je­śli nie jest to ab­so­lut­nie ko­niecz­ne. Je­śli zo­sta­nę po­pro­szo­na o wy­stęp w me­diach czy na kon­fe­ren­cji, co bę­dzie ozna­cza­ło, że ktoś mo­że usły­szeć, co mam do po­wie­dze­nia i po­czuć się mniej sa­mot­ny, nie od­mó­wię udzia­łu. Ale nie za­da­ję się już z ty­mi, któ­rzy za­miast słu­chać, chcą mnie wy­śmiać i szcze­rze mó­wiąc, nie za­słu­gu­ją na uwa­gę”.

Klik­nę­łam „pu­bli­kuj” i wpis na blo­gu za­czął żyć wła­snym ży­ciem. Po la­tach na­dal spo­ty­kam, w róż­nych kra­jach i sy­tu­acjach, no­we oso­by, któ­re mó­wią mi, że go czy­ta­ły. W 2014 ro­ku, kie­dy lin­ko­wa­no go w ca­łym in­ter­ne­cie, szy­ko­wa­łam się na nie­chyb­ną la­wi­nę ra­si­stow­skich ko­men­ta­rzy. Od­zew oka­zał się zu­peł­nie in­ny, tak bar­dzo, że nie wie­rzy­łam wła­snym oczom.

W od­po­wie­dziach wy­raź­nie za­ry­so­wał się po­dział we­dług ras. Do­sta­łam mnó­stwo wia­do­mo­ści od czar­nych i brą­zo­wych. Ca­łą ma­sę po­dzię­ko­wań i uwag ty­pu „wy­ra­zi­łaś mo­je do­świad­cze­nie”. Do­no­szo­no mi o łzach wzru­sze­nia, dys­ku­to­wa­no tro­chę o tym, jak po­dejść do pro­ble­mu, czę­sto wy­so­ko ce­niąc dzia­ła­nia edu­ka­cyj­ne ja­ko spo­sób na osią­gnię­cie po­ro­zu­mie­nia. Te wia­do­mo­ści do­da­wa­ły mi otu­chy. Wie­dzia­łam, jak trud­no jest ubrać w sło­wa to po­czu­cie fru­stra­cji, dla­te­go gdy róż­ne oso­by kon­tak­to­wa­ły się ze mną i dzię­ko­wa­ły za ob­ja­śnie­nie te­go, z cze­go wy­tłu­ma­cze­niem bo­ry­ka­ły się przez ca­łe swo­je ży­cie, cie­szy­łam się, że do­po­mo­głam. Wie­dzia­łam, że je­śli ja czu­ję się mniej sa­mot­na, to oni za­pew­ne też.

Nie spo­dzie­wa­łam się na­to­miast wy­bu­chu emo­cji lu­dzi bia­łych, któ­rym zda­wa­ło się, że mo­je po­sta­no­wie­nie o nie­roz­ma­wia­niu z bia­ły­mi o ra­si­zmie umniej­sza ja­koś ten świat, i że to ab­so­lut­na tra­ge­dia. Ich od­czu­cia naj­le­piej chy­ba opi­sać sło­wa­mi: „Do­bi­jasz nas”.

„Nie masz po­ję­cia, jak strasz­nie mi przy­kro, że tak się przez nas czu­jesz – na­pi­sał ktoś w ko­men­ta­rzu. – Ja­ko bia­ły, je­stem bo­le­śnie za­że­no­wa­ny sys­te­mo­wym przy­wi­le­jem, któ­re­go ist­nie­nia nie uzna­je­my, a cie­szy­my się nim na co dzień. Wstyd mi tym bar­dziej, że sam uświa­do­mi­łem to so­bie do­pie­ro ja­kieś dzie­sięć lat te­mu”.

In­ny ko­men­ta­tor ape­lo­wał: „Nie prze­sta­waj roz­ma­wiać z bia­ły­mi, mó­wisz ja­sno i o waż­nych rze­czach, ist­nie­ją prze­cież spo­so­by na do­tar­cie ze swo­im prze­sła­niem”. Jesz­cze ktoś in­ny, tym ra­zem czar­ny, na­pi­sał: „To okrop­nie żmud­ne za­da­nie, prze­ko­ny­wa­nie lu­dzi, ale nie po­win­ni­śmy da­wać za wy­gra­ną”. Na ko­niec usły­sza­łam po pro­stu: „Pro­szę, nie spi­suj bia­łych na stra­ty”.

Te od­po­wie­dzi, choć peł­ne sym­pa­tii, po­twier­dza­ły ist­nie­nie tej sa­mej ot­chła­ni nie­zro­zu­mie­nia, o któ­rej pi­sa­łam na blo­gu. Wy­da­wa­ło się, że po­my­lo­no ad­re­sa­ta mo­je­go tek­stu. Nie pi­sa­łam go wca­le z za­mia­rem obu­dze­nia wy­rzu­tów su­mie­nia u bia­łych al­bo ob­ja­wie­nia im ja­kiejś praw­dy. Wte­dy nie mia­łam po­ję­cia, że nie­chcą­cy ogło­si­łam, że zry­wam ro­mans z bia­ło­ścią. Nie spo­dzie­wa­łam się też, że bia­li czy­tel­ni­cy zro­bią w in­ter­ne­cie coś w ro­dza­ju wir­tu­al­ne­go czu­wa­nia pod oknem mo­jej sy­pial­ni z gło­śni­kiem i bu­kie­ta­mi kwia­tów, bę­dą wy­zna­wać swo­je grzesz­ki i bła­gać, bym nie od­cho­dzi­ła. Wszyst­ko to wy­da­wa­ło mi się ja­kieś dziw­ne i kło­po­tli­we. Są­dzi­łam, że pi­sząc tam­ten post, mó­wię tyl­ko ty­le, że mam dość. Nie by­ło to wo­ła­nie o po­moc ani po­kor­ne bła­ga­nie o zro­zu­mie­nie i współ­czu­cie u bia­łych. Nie by­ła to też za­chę­ta dla bia­łych, by od­da­li się sa­mo­bi­czo­wa­niu. Prze­sta­łam roz­ma­wiać z ni­mi o ko­lo­rze skó­ry, po­nie­waż wca­le nie uwa­żam, że re­zy­gna­cja to ozna­ka sła­bo­ści. Cza­sem tak ka­że in­stynkt sa­mo­za­cho­waw­czy.

Roz­wi­nę­łam post „Dla­cze­go nie roz­ma­wiam już z bia­ły­mi o ko­lo­rze skó­ry” w książ­kę, aby – i tu pa­ra­doks – kon­ty­nu­ować roz­mo­wę. Od­kąd po­sta­wi­łam gra­ni­cę, nie ro­bię już pra­wie nic oprócz mó­wie­nia o ra­si­zmie – na fe­sti­wa­lach mu­zycz­nych, w stu­diach te­le­wi­zyj­nych, do li­ce­ali­stów, na zjaz­dach par­tii po­li­tycz­nych – i wi­dzę, że za­po­trze­bo­wa­nie na te­go ro­dza­ju wy­mia­nę po­glą­dów nie słab­nie. Lu­dzie chcą roz­ma­wiać. Ta książ­ka jest po­kło­siem pię­ciu lat wzbu­rze­nia, fru­stra­cji, mę­czą­cych wy­ja­śnień i sąż­ni­stych ko­men­ta­rzy na Fa­ce­bo­oku. Opo­wia­da nie tyl­ko o tym, co w ra­si­zmie oczy­wi­ste, ale też o tym, jak ła­two się w nie­go ze­śli­zgnąć – o tych dro­bia­zgach, któ­re trud­no do­pre­cy­zo­wać, i tych, któ­re ka­żą nam wąt­pić w swo­je czło­wie­czeń­stwo. Wiel­ka Bry­ta­nia jest cią­gle moc­no za­kło­po­ta­na ra­są i róż­ni­cą.

Od na­pi­sa­nia tam­te­go blo­go­we­go po­stu w 2014 ro­ku mo­ja sy­tu­acja znacz­nie się zmie­ni­ła. Te­raz przez więk­szość cza­su roz­ma­wiam z bia­ły­mi o ra­sie. Bran­ża wy­daw­ni­cza jest zdo­mi­no­wa­na przez bia­łych, więc na pew­no nie opu­bli­ko­wa­ła­bym tej książ­ki bez roz­mo­wy na te­mat ra­si­zmu z przy­naj­mniej kil­kor­giem z nich. By­li też bia­li, o któ­rych ni­g­dy bym nie po­my­śla­ła, że kie­dy­kol­wiek za­mie­nię z ni­mi wię­cej niż sło­wo – na przy­kład by­ły li­der Bry­tyj­skiej Par­tii Na­ro­do­wej, Nick Grif­fin. Wiem, że zda­niem wie­lu osób nie po­win­no się udo­stęp­niać mu try­bu­ny do gło­sze­nia po­glą­dów, dla­te­go mia­łam dy­le­mat w związ­ku z wy­wia­dem, któ­ry zna­lazł się na stro­nie 153. Nie je­stem pierw­szą oso­bą, któ­ra da­je Grif­fi­no­wi moż­li­wość wy­po­wie­dze­nia się pu­blicz­nie, mam tyl­ko na­dzie­ję, że po­słu­ży­łam się je­go sło­wa­mi w spo­sób od­po­wie­dzial­ny.

Krót­ka uwa­ga na te­mat de­fi­ni­cji: w tej książ­ce okre­śle­nie „ko­lo­ro­wy” od­no­si się do osób o in­nym ko­lo­rze skó­ry niż bia­ły. Uży­wam go, po­nie­waż brzmi dla mnie o nie­bo le­piej niż „nie­bia­ły” – wy­raz, któ­ry nie­sie z so­bą su­ge­stię ja­kie­goś bra­ku czy de­fi­cy­tu. Sło­wa „czar­ny” uży­wam na okre­śle­nie osób po­cho­dze­nia afry­kań­skie­go i ka­ra­ib­skie­go, w tym osób mie­sza­ne­go po­cho­dze­nia. A że przy­ta­czam spo­ro wy­ni­ków ba­dań na­uko­wych, od cza­su do cza­su po­ja­wi się tu wy­ra­że­nie „czar­ni i po­cho­dzą­cy z mniej­szo­ści et­nicz­nych”. Nie prze­pa­dam za tym ter­mi­nem, bo ko­ja­rzy się z roz­da­wa­ny­mi pa­cjen­tom służ­by zdro­wia an­kie­ta­mi „kon­tro­li róż­no­rod­no­ści”, ale po­sta­no­wi­łam przy nim po­zo­stać w tro­sce o pre­cy­zję w od­czy­ty­wa­niu wy­ni­ków ba­dań.

Pi­szę – i czy­tam – że­by prze­ko­nać sa­mą sie­bie, że in­ni my­ślą po­dob­nie, że nie je­stem w tym od­osob­nio­na, że to, co czu­ję, jest re­al­ne, wia­ry­god­ne, praw­dzi­we. Je­stem bo­le­śnie świa­do­ma ra­sy tyl­ko dla­te­go, że od­kąd się­gam pa­mię­cią, by­łam przez mój świat wy­raź­nie pięt­no­wa­na ja­ko in­na. Choć czę­sto ana­li­zu­ję nie­wi­dzial­ną bia­łość i roz­trzą­sam jej wy­klu­cza­ją­cą na­tu­rę, pa­trzę ja­ko out­si­der­ka. Zda­ję so­bie spra­wę, że nie do­ty­czy to więk­szo­ści bia­łych, któ­rzy idą przez ży­cie bło­go nie­świa­do­mi wła­snej ra­sy, do­pó­ki ktoś nie po­da w wąt­pli­wość jej do­mi­na­cji. Kie­dy bia­li bio­rą do rę­ki ko­lo­ro­we pi­smo, prze­glą­da­ją in­ter­net, czy­ta­ją ga­ze­tę al­bo włą­cza­ją te­le­wi­zor, wi­dok lu­dzi, któ­rzy wy­glą­da­ją tak sa­mo jak oni, u szczy­tów wła­dzy al­bo eg­ze­kwu­ją­cych swój au­to­ry­tet, nie jest rzad­ki ani dziw­ny. Zwłasz­cza w kul­tu­rze afir­ma­cja bia­ło­ści ja­ko ce­chy po­zy­tyw­nej jest tak roz­po­wszech­nio­na, że prze­cięt­ny bia­ły na­wet jej nie za­uwa­ża i kon­su­mu­je ją bez sprze­ci­wu. Być bia­łym zna­czy być czło­wie­kiem; biel jest uni­wer­sal­na. Wiem to tyl­ko dla­te­go, że nie je­stem bia­ła.

Na­pi­sa­łam tę książ­kę, aby dać wy­raz te­mu, co czu­ję, gdy w imię utrzy­ma­nia sta­tus quo bez­czel­nie krad­nie mi się mój głos i wia­rę w sie­bie. Na­pi­sa­łam ją, że­by prze­ciw­dzia­łać bra­kom w za­kre­sie wie­dzy hi­sto­rycz­nej i nie­zna­jo­mo­ści tła po­li­tycz­ne­go, do­star­czyć ci punkt za­cze­pie­nia po­trzeb­ny w sprze­ci­wie wo­bec ra­si­zmu. Mam na­dzie­ję, że uży­jesz jej ja­ko na­rzę­dzia.

Nic już mnie nie po­wstrzy­ma przed mó­wie­niem o ra­sie. Każ­dy głos prze­ciw­ko ra­si­zmo­wi stop­nio­wo od­bie­ra mu moc. Nie stać nas na luk­sus mil­cze­nia. Ta książ­ka jest pró­bą za­bra­nia gło­su.

Przy­pi­sy

[1] Ten do­ku­ment o ra­si­zmie z 1994 ro­ku był po swo­jej pre­mie­rze pro­mo­wa­ny przez Oprah Win­frey. To moc­ne ki­no.

Ty­tuł ory­gi­na­łu:

Why I’m No Lon­ger Tal­king to Whi­te Pe­ople Abo­ut Ra­ce

Re­dak­cja: Sła­wo­mir Kró­lak

Ko­rek­ta: Agniesz­ka Stę­plew­ska, Ewa Ślu­sar­czyk

Pro­jekt okład­ki: Prze­mek Dę­bow­ski

Kon­wer­sja do for­ma­tów EPUB i MO­BI: Mał­go­rza­ta Wi­dła

Na zdję­ciu na okład­ce au­tor­ka książ­ki

Co­py­ri­ght © Ama­al Sa­id

103. pu­bli­ka­cja wy­daw­nic­twa Ka­rak­ter

Co­py­ri­ght © Re­ni Ed­do-Lod­ge, 2017

Co­py­ri­ght © for the trans­la­tion by An­na Sak, 2018

Co­py­ri­ght © Po­sło­wie by Mo­ni­ka Bo­ba­ko 2018

ISBN 978-83-67016-19-3

Wy­da­nie II

Wy­daw­nic­two Ka­rak­ter

ul. Gra­bow­skie­go 13/1, 31-126 Kra­ków

ka­rak­ter.pl

 

Za­pra­sza­my in­sty­tu­cje, or­ga­ni­za­cje oraz bi­blio­te­ki do skła­da­nia za­mó­wień hur­to­wych z atrak­cyj­ny­mi ra­ba­ta­mi.

Do­dat­ko­we in­for­ma­cje do­stęp­ne pod ad­re­sem sprze­daz@ka­rak­ter.pl oraz pod nu­me­rem te­le­fo­nu 511 630 317