Dlaczego krew jest czerwona - Liliana Trzpil - ebook

Dlaczego krew jest czerwona ebook

Liliana Trzpil

3,8

Opis

— Czy przekłuwać bąbel na pięcie? — Czym się różni kwaszone od skwaśniałego? — Jak wyleczyć łupież? — Jak odetkać bolące, zapalone ucho? — Kiedy powiedzieć dziecku, że jest adoptowane? Odpowiedź na te pytania i inne praktyczne zagadninia można znaleźć w niniejszej książce. Przetłumaczone z medycznego na polski.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 167

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (14 ocen)
4
5
3
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Liliana Trzpil

Dlaczego krew jest czerwona

Seria: ciekawa medycyna, cz. I

Zdjęcie na okładceDomena publiczna, licencja CC0: http://maxpixel.freegreatpicture.com/Medical-Anatomy-Blood-Cells-Health-Red-Medicine-1813410

© Liliana Trzpil, 2018

— Czy przekłuwać bąbel na pięcie?

— Czym się różni kwaszone od skwaśniałego?

— Jak wyleczyć łupież?

— Jak odetkać bolące, zapalone ucho?

— Kiedy powiedzieć dziecku, że jest adoptowane?

Odpowiedź na te pytania i inne praktyczne zagadninia można znaleźć w niniejszej książce. Przetłumaczone z medycznego na polski.

ISBN 978-83-8104-933-7

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Wstęp

Umiem tłumaczyć z medycznego na ludzki.

Książka prezentuje oficjalną wiedzę medyczną, zasady funkcjonowania ludzkiego ciała. Jest to wiedza z klasycznej medycyny lekarskiej, zwanej też zachodnią. Tylko została podana przystępnie. O trudnych rzeczach umiem pisać w łatwy sposób. Niesamowite, jak wiele mechanizmów działania w ludzkim ciele daje się opisać prostym językiem.

Na książkę składają się krótkie artykuły publikowane na blogu Ciekawa Medycyna w latach 2012 do 2014. Teksty zostały poprawione i ponownie zredagowane. W tej postaci, uporządkowanej i bardziej czytelnej, tekst będzie milszy dla Czytelnika.

Już w pierwszym roku blog zdobył popularność w internecie, oraz spozycjonował się w wyszukiwarkach, obecnie ma około 15.000 wejść miesięcznie, co jak na blog popularno-naukowy jest bardzo dobrym wynikiem.

Wszystkim moim Czytelnikom i komentatorom bloga dziękuję za towarzyszenie mi w przygodzie, jaką jest pisanie książki. Rozpoczęcie od pisania bloga okazało się bardzo dobrym treningiem. Reakcje Czytelników i komentarze były mi wskazówką, co trzeba wyjaśnić, i co poprawiać. Proszę pisać do mnie. Lubię pytania, to mnie inspiruje do dalszej działalności.

Adres bloga Ciekawa Medycyna:

http://ciekawamedycyna.blogspot.com

E-mail: [email protected]

KOŚCI

Kości są żywe

Rozmawiałam z pewną artystką na temat owalu twarzy, konkretnie owalu męskiego i kobiecego. Te owale się różnią. Zarówno w przypadku czaszki, jak i w przypadku miednicy, czyli bioder, można po samych kościach odróżnić płeć. Po samych kościach. Serio. Bez ciała. Same, suche kości. I malarze takie rzeczy wiedzą, bo właśnie inaczej maluje się owal twarzy męski, a inaczej kobiecy.

Płeć poznaje się po tych miejscach na kościach, gdzie są przyczepy mięśni i po tym, jak one wyglądają. Jak są masywne. Każdy guz na kości, wyrostek, górka, kreska, czy dołek — to jest przyczep ścięgna mięśnia. Na kości nie ma żadnych górek, czy wyrostków „tak sobie” i bez celu. One są po coś, zwykle są przyczepem mięśnia i ścięgien, i się powiększają, jeśli mięsień pracuje i ciągnie kość. Tam coś wtedy jest z ładunkiem elektrostatycznym i naprężeniami. Jak kość się napręża, kiedy mięsień ciągnie, to powstaje ładunek. To jest sygnał dla komórek w kości. Wewnątrz kości są żywe komórki kościotwórcze (osteoblasty) i kościogubne (osteoklasty) i one na bieżąco tę kość i tworzą, i zjadają, i modelują.

Wtedy moja przyjaciółka, malarka, bardzo się zdziwiła:

— Ej, to my zmiennokształtni jesteśmy? Jak tam te kości się cały czas modelują?

Ano dokładnie. Jesteśmy zmiennokształtni.

KOMÓRKI MODELUJĄCE KOŚĆ

Komórki budujące kość siedzą sobie w kości, i nie dość tego, jeszcze po niej i w niej łażą. Kość nie jest lita. Nie jest całkowicie uwapniona, równo wszędzie tak samo, a sporo ludzi tak myśli, jeśli się nie zastanowi. Kość jest porowata, wystarczy popatrzeć na jakiekolwiek zdjęcie rentgenowskie kości. W kości jest siateczka BELECZEK KOSTNYCH. Tam mieszkają żywe komórki kości. I kość jest ukrwiona i unerwiona, jak i inne tkanki.

Weźmy na przykład kobietę w ciąży: to jej z organizmu wapń idzie na budowę kości dzieciaka. No, a skąd ten wapń „idzie” i którędy? Ano, z krwi idzie. Ale we krwi jest mniej więcej stałe stężenie wapnia. Gdyby nie było, to mielibyśmy skurcze i inne ciężkie zaburzenia. To skąd jest wapń uzupełniany w krwi? Ano z kości właśnie. I z zębów, zęby to też kość. I dlatego często ciąża oznacza wizyty u dentysty.

Tu malarka wypowiedziała się o własnych zębach we własnej ciąży, potwierdzając moje opisy. Szczegółów jej zębów nie podam, bo to już dane osobowe, i mogłaby dać w zęby mi za ujawnianie danych.

KANCIASTE PRZYCZEPY MIĘŚNI

Inny aspekt naszej zmiennokształtności: kulturysta, który ćwiczy, albo osoba, która dopiero zaczyna ćwiczyć, to buduje sobie mięśnie, ale — uwaga, uwaga — nie tylko mięśnie. Robią mu się i przyczepy na kościach większe. I taki mięśniak, jak się go rysuje, nawet w najprostszym komiksie, to jest bardziej kanciasty. Kanciastość jest nie na mięśniach, one są przecież miękkie, a na przyczepach. Tam jest wrażenie kanciastości, bo te miejsca przyczepu, czyli guzy i wypustki na kości, robią się większe i bardziej widoczne. Wiedzieliście o tym?

Jeszcze słówko o osteoklastach i osteoblastach, czyli tych komórkach, co zjadają, oraz co budują kość. One lubią te ładunki, co się tworzą, jak się kość napręża i wygina pod obciążeniem, albo jak mięsień ciągnie kość. I w taki sposób odgryzają i nadbudowują, żeby kość się prostowała. Jeśli się ugina. A przyczep mięśnia rozbudowują tak, żeby rósł.

Komórki modelujące kość „wiedzą” właśnie z tych naprężeń, gdzie i jak budować. Jak się kość wygina, to się z jednej rozciąga, a z drugiej sprasowuje. I jedne z tych komórek „wolą” jak się sprasowuje, a drugie — „wolą” jak się rozciąga i odpowiednio sobie tam wędrują i robią swoje (zjadają albo budują). To ten mechanizm. Nie geny. Nie jakieś wymuskane mediatory białkowe. Tylko czysta piękna mechanika. Nic tylko mosty budować.

Z kolan!!!

Koleżanka zwierzyła mi się:

— Dziś podźwigałam pudła i pakunki, i nie zachowałam zasad podnoszenia i odczuwam to. I dobrze, że boli, bo to sygnał, żeby te partie rozciągnąć.

Trochę mnie zaskoczyła, to zapytałam:

— Zaraz zaraz, co masz na myśli z zasadami podnoszenia? Zgięłaś się w krzyżu przez nachylenie? Zamiast zgiąć się w kolanach? I chrupnęło?

— Tak. Nie chrupneło, ale boli, dopiero w domu jak posiedziałam, to poczułam.

— No, to nie jest kwestia ćwiczeń rozciągających. To jest kwestia nawyku, żeby podnosić z kolan. Przy prostym grzbiecie, przy wyprostowanych plecach. Jak się (źle) podnosi z grzbietu, to może wypaść dysk. Dlatego należy podnosić ciężary z kolan.

To jest proste jak konstrukcja cepa: NIE Z GRZBIETU!!! Z KOLAN! Z KOLAN! Z KOLAN! Jak ciągniesz grzbietem (przez nieuwagę, starym nawykiem), jeśli tylko poczujesz w kręgosłupie co robisz, napięcie, ból, cokolwiek, to natychmiast należy przestać, ugiąć kolana i dać z kolan. I wcale nie trzeba podnosić z głębokiego przysiadu, wystarczy tak trochę podnieść, ale koniecznie nogami, z nóg, nie z krzyża. Można podnosić etapami, ale nogami, nie plecami.

Koleżanka doszła do wniosku, że to ważne. Kurczę… Bardzo ważne. Z kolan. I proste. Jak konstrukcja cepa. A kto uważa, że przesadzam, niech przeczyta następną stronę.

Dysk mi wypadł

Wypadnięty dysk to przypadłość tych, co dźwigali „z grzbietu”. Jak kto ma pecha, to wystarczy, że się tylko schyli, ot, żeby zawiązać sznurowadło, i też mu wypadnie. Nawet bez dźwigania ciężarów. I czasem nagle, bez uprzedzenia, bez poprzedzających bólów.

CO TO JEST TEN „DYSK”?

Najpierw opowiem, co to jest kręgosłup. Kręgosłup składa się z kręgów, to wszyscy wiedzą. Ogólnowojskowa budowa pojedyńczego kręgu z kręgosłupa: krąg ma trzon, oraz pierścień z wyrostków kostnych. Kolumna złożona z kolejnych trzonów przenosi ciężar (ciała). W pierścieniu z wyrostków kostnych, w dziurze w środku, w rurze złożonej z kolejnych pierścieni, siedzi sobie rdzeń kręgowy. Kręgosłup, to taka kolumna pełnych kręgów plus pusta rura pierścieni (nadziana rdzeniem kręgowym i płynem mózgowo-rdzeniowym).

A GDZIE JEST TEN DYSK?

Dysk jest pomiędzy każdymi dwoma trzonami. Jest zbudowany z tkanki łącznej i ma kształt dysku, czyli spłaszczonej poduszeczki i trochę to amortyzuje kręgosłup przy dźwiganiu. Chodzi zarówno o dźwiganie ciężaru własnego ciała, jak i dodatkowych obciążeń, na przykład ciężarów w rękach.

JAK WYPADA DYSK?

Jak kręgosłup jest prosty i obciążony, to trzony naciskają poduszeczkę dysku równo, na całej powierzchni tej poduszeczki. A jak kręgosłup jest nachylony (zwykle do przodu, kiedy schylamy się, by coś podnieść) to brzegi trzonów naciskają z jednej strony bardziej i wyciskają pastylkę dysku (zwykle do tyłu). Jak się dysk przemieści, to uciska nerwy wychodzące z rdzenia kręgowego i to boli (bardzo). I już, cała tajemnica. Dlatego trzeba dźwigać z kolan. Nawet małe ciężary. Nawet nachylanie się powinno być z kolan, a nie przez skłon kręgosłupa. Nie z grzbietu. Z KOLAN!

CO NAJGORSZE:

Jak raz wypadnie, to już lubi wypadać, bo ma rozluźnione więzadła w tym miejscu, w którym wypadł. I marnie się to leczy. Tu jest największy problem. Tego po prostu nie ma jak leczyć. Co poradzić? Dźwigać z kolan. Już! Dziś! Od teraz! Jak czujesz w trakcie dźwignięcia, że starym zwyczajem dajesz z krzyża, to natychmiast przerwij, ugnij kolana i daj z kolan.

A JEŚLI JUŻ MI KIEDYŚ WYPADŁ?

To dźwigaj z kolan. I grzecznie poddaj się temu, co doktorzy zalecą dla danego przypadku, a oprócz tego wyrób sobie nawyk dźwigania z kolan. Zawsze i wszędzie. Nawet jak schylasz się, żeby zawiązać buty i nic nie podnosisz — to zegnij się w kolanach, a nie w pasie. Bo nawet przy wiązaniu butów może wypaść, nawet jak pochylisz się, żeby podnieść kasztan w parku, czy pogłaskać kota.

Bardzo bym chciała, żeby był jakiś prosty i skuteczny sposób lecznia. Na przykład, że weźmie się tabletkę i ona wszystko wyleczy. I to bez skutków ubocznych. Ale takiej metody nie ma, to się źle leczy. Nawet zoperowany dysk „lubi” boleć, bo boli blizna po operacji. Przecież tam są wyjścia nerwów w okolicy. Najprościej jest zadbać przed. Wiem, że to nudna rada, ale medycyna może to, co może. A tu niestety mało może.

Podsumowując: DŹWIGAJ Z KOLAN!

PŁUCA

Odma

Mój znajomy ma odmę i kiedy pisałam odcinek, leżał w szpitalu. Trafił do szpitala 1 stycznia. A to ciekawnie powitał Nowy Rok…

A CO TO ODMA?

Odma to jest stan (pacjenta), kiedy powietrze dostaje się między płuco, a ścianę klatki piersiowej.

A dokładniej?

Normalnie to jest tak: płuco jedno i drugie — to są dwa worki. One wypełniają klatkę piersiową. Klatka piersiowa ma ze dwa centymetry grubości, znaczy dokładniej to jej ściana ma ze dwa centymetry grubości u chudych osób (u grubszych więcej), a w środku klatka piersiowa jest pusta i w tej pustce są płuca. Istotne jest to, że między płucami a ścianą klatki piersiowej nie ma nic. Znaczy to wszystko ciasno do siebie przylega, może jest trochę zwilżone płynem, ale tego płynu jest bardzo mało. Płuco przylega do ściany klatki dlatego, że jest zwilżone. Tak, jak przekrojone dwie połówki kartofla — jak się nieraz na mokro skleją ze sobą, to trudno je rozdzielić. Wracając do płuc: jak oddychamy, to czy bierzemy wdech, czy robimy wydech, czyli niezależnie od tego, czy w płucach się robi podciśnienie, czy nadciśnienie — to i tak płuco „samo” trzyma się ściany klatki piersiowej, jak przyklejone, właśnie na tej odrobinie mokrego. Żadnego specjalnego kleju, ani mocowania tam nie ma. Pięknie to działa, nie?

Odma może powstać właśnie dlatego, że nie ma specjalnego kleju. Jeśli dostanie się powietrze między ścianę klatki piersiowej a płuco, to płuco się odkleja. I jeśli powietrza wchodzi coraz więcej (a może tak być), to się płuco stopniowo zapada (jak przekłuty worek, czy pęknięty balon) i coraz gorzej się pacjentowi oddycha.

A skąd się bierze powietrze w odmie?

Powietrze może wejść na dwa sposoby:

— Albo od środka — jak na przykład pęknie pęcherzyk płucny. (Rzadko pękają, palaczom trochę częściej).

— Albo od zewnątrz, jak na przykład ktoś się zrani w klatkę piersiową, rana będzie dość głęboka i sięgnie płuc.

Powietrze w klatce piersiowej w miejscu, gdzie go być nie powinno, sprawia że płuca się gorzej napełniają i pacjentowi jest duszno. W skrajnym przypadku zapada się całe płuco, a potem, jeśli ma dużego pecha, może zapaść się i drugie i pacjent nie ma czym oddychać.

JAK SIĘ LECZY?

A to zależy od wielkości odmy:

— Jak duża odma — to zakłada się drenik i odsysa.

— A jak mała odma — to wystarczy wąs tlenowy pod nos i pooszczędzać się i bywa, że „samo” wróci do normy w parę dni.

Dużo zdrowia szanownemu pacjentowi.

Aktualizacja 2017: pacjent wrócił do zdrowia szybko, odma nie nawracała. Na szczęście.

Przeziębienie — co to właściwie jest?

Wirusy przeziębienia to konkretna grupa wirusów, która na stałe tkwi w śluzówce nosa, i którą zakażamy się we wczesnym dzieciństwie, zwykle od rodziców. Ujawniają się przy przemarznięciu, albo obniżeniu odporności i zaczynają rozmnażać. Dlatego, mimo kichania, wtedy nie jest się jakoś szczególnie zakaźnym. Większość ludzi i tak te wirusy w sobie ma. Gorzej z wirusem grypy i innymi wirusami dającymi podobne objawy: też powodującymi katar i kaszel, które już nie są takie powszechne, że są u niemal każdego i czekają w gardle. Takim wirusem to już możemy kogoś zarazić.

Jak odróżnić przeziębienie od grypy? Ano… po objawach to się nie da. Należy się zastanowić, czy się nie przemarzło niedawno i czy nie miało się kontaktu z grupą ludzi, gdzie ktoś mógł zarażać — aczkolwiek wtedy to raczej będzie wirus grypy, czy jakiegoś nieżytu, a nie przeziębienia. Wirusy przeziębieniowe to mamy w wystarczającej ilości swoje własne. Oznaczanie markerów wirusowych przy nieżytach nosa nie jest stosowane. Dlatego jest to trochę zgadywanka. Zasadniczo zdrowa dorosła osoba z nieuszkodzonym układem immunologicznym zwykle choruje na wirusa, a nie na bakterie. Albo zaczyna od wirusa.

JAK LECZYĆ?

Leżeć. Pić dużo. Jeść to, co wzmacnia odporność. Więcej opisałam na następnej stronie. Niestety, nie da się pozbyć trwale. Te wirusy zawsze będą obecne na śluzówkach, trzeba o siebie dbać.

Jak krótko chorować (na przeziębienie)

No i proszę, kolejny temat pcha się drzwiami i oknami: znajomy w ramach noworocznych postanowień miał ćwiczyć bieganie, ale się rozchorował i skarży się, że nie ma siły ćwiczyć. A tak się składa, że właśnie jak się choruje, to wręcz należy przestać ćwiczyć.

PRZY WIRUSIE NIE MOŻNA SIĘ RUSZAĆ.

Wiesz czemu? Nie? To opowiem. Otóż taki wirus — on nie jest komórką. On nie ma swojego metabolizmu. To jest kawałek materiału genetycznego z programem „powielaj się” i otoczka. Plus ewentualnie jakiś receptor czy enzym do łączenia z komórką, żeby móc łatwiej do niej wejść. Do naszej własnej, osobistej komórki ciała. I tyle. Więcej w wirusie nic nie ma.

Ale czemu nie wolno się ruszać? Dlatego, że żeby sobie wirusa nie rozmnożyć, bo taki wirus wchodzi do naszej komórki i sobie z niej korzysta. Z jej metabolizmu. Właśnie dlatego nie należy się ruszać, ani uprawiać sportu. Należy właśnie unikać wysiłku. Żeby nasze komórki pracowały w tym czasie jak najmniej. Bo jeśli będziemy pracować, to w pracujących komórkach wirus namnaża się szybciej. Proste. Jak konstrukcja cepa. Leżeć plackiem i to jeszcze w cieple.

DLACZEGO LEŻEĆ W CIEPLE?

Wtedy wirus ma trudniej z rozmnożeniem się, bo mamy wolniejszy metabolizm. W zimnie to nam komórki bardziej pracują, żeby utrzymać temperaturę ciała i wirus się mnoży.

A JAK MUSZĘ IŚĆ DO PRACY?

Jeśli będziesz łazić, to będziesz dłużej chorować. Smutne, ale po prostu tak jest. Nie ma innej metody (jak dotąd). Przynajmniej łaź jak najmniej. Ubierz się ciepło i siadaj w cieple. I pij dużo. I… trudno: pośmierdź czosnkiem, albo weź inny immunostymulant. Dwa akapity dalej omawiam dokładniej.

NIE SPIESZYĆ SIĘ ZE ZBIJANIEM GORĄCZKI

Mam swoją małą strategię na wirusa połączonego z brakiem czasu. Kładę się od razu, na krótko, zwykle na dwa dni. Przez pierwsze 12 godzin nie zbijam gorączki, żadnych tabletek. No, chyba że mnie powali 39 stopni, to wtedy zbijam. Ale jak nie rośnie do 40 stopni i nie grozi ugotowaniem mózgu, to przez pierwsze 12 godzin nic nie biorę. I wtedy choruję krócej, i tak jest najszybciej. To dlatego działa, że gorączka sprzyja uwalnianiu mediatorów i aktywizuje nasz układ odpornościowy. Przy czym najważniejszy jest początek, dlatego przetrzymuję pierwszą dobę i męczę się bez zbijania gorączki.

Oczywiście wszystkie czosnki, miody i inne leki wzmacniające odporność jak najbardziej jem.

Zwykle mam kupę ciekawszych rzeczy do roboty niż chorowanie. Dlatego, jak tylko się dowiedziałam na zajęciach z immunologii, że gorączka jest tak naprawdę układowi immunologicznemu potrzebna (żeby się zaktywizował), to przy pierwszej okazji przetestowałam to. Na sobie. Podziałało. Ze zwykłego (dla mnie) tygodnia albo dwóch chorowania czas choroby skrócił mi się do około 3 dni. Serio. Zaczęłam na stałe stosować ten sposób. Po to, by chorować krótko. Jak z jakiś ważnych powodów pochodzę na początku choroby, zamiast się od razu położyć, to choruję dłużej.

IMMUNOSTYMULANTY

Jest jeszcze jedna rzecz, która pomoże na wirusa. Może się ona na przeziębienie przydać, zwłaszcza przełażone. A to jest: wszystko, co wzmaga odporność.

Czosnek. Jest silnie bakterio i wirusobójczy.

Jeżówka, czyli echinacea. To jest roślina, ziółko. Można zażyć to zioło w dowolnej formie. Może być jako herbata, nalewka, tabletki, cokolwiek. Kupowalne w aptece. Też wzmaga odporność. Niektórzy hodują w ogródku, bo ładny kwiatek ogrodowy.

Jeśli znajdziecie jeszcze coś, bo tych specyfików jest sporo, to też warto wziąć. Wymieniłam akurat moje ulubione.

A ZIMNY PRYSZNIC?

— Albo kąpiel w morzu? — Takie pytanie zadał mi kolega.

Odpowiedź: A skoro masz siedzieć w cieple — to jak myślisz? — Na co kolega zauważył bardzo rozsądnie:

— Ale przecież zimna kąpiel wzmacnia odporność.

Ano… faktycznie wzmacnia. Tak. Hartowanie. Tyle, że wzmacnia odporność u zdrowego. A nie u chorego, jak mu się wirus w komórkach namnaża. Wtedy zimna kąpiel zwiększa ilość wirusa.

Antybiogram

CO TO JEST?

Antybiogram to taki posiew bakterii z wymazu gardła, lub innego materiału (np. krwi), w którym potraktowano rosnące bakterie różnymi antybiotykami, aby było wiadomo, który konkretnie im szkodzi. A który nie. Dlatego trzeba czekać kilka dni na wynik, żeby bakterie zdążyły urosnąć. Albo żeby mieć pewność, że nie urosły, bo antybiotyk skutecznie zadziałał.

Wymaz może być skąd się chce, zwykle jest pobierany z gardła. Można i z innych miejsc, nosa, ucha, rany, wszystkiego. Można robić posiew każdego materiału pozyskanego z ciała ludzkiego. Piszę z myślą o leczeniu gardła, które się przewleka, wikła i „nie idzie” na antybiotykach.

ROBIĆ ANTYBIOGRAM? CZY NIE ROBIĆ?

Oto jest pytanie. Dylemat wynika ze sposobu leczenia. Już wyjaśniam.

Jeśli pacjent trafia do lekarza to zazwyczaj lekarz daje antybiotyk „w ciemno”, bez posiewu. Dlaczego:

— z racji braku refundacji antybiogramu, i niechęci do zlecania badania odpłatnego;

— oraz złego stanu pacjenta, który jest chory, źle się czuje i chce się położyć, a nie latać po laboratoriach.

Dlatego lekarz daje antybiotyk w ciemno. Żeby było szybciej.

O ile lekarz da antybiotyk. Bo tak, jak wcześniej była moda „antybiotyk na wszystko”, to teraz zaczyna być moda w drugą stronę: „antybiotyk to zło wszelakie, nie dawać”.

Na ogół jeśli pacjent dostanie antybiotyk, to dostanie go w ciemno, bez pobrania wymazu.

Teraz mamy dwa możliwe skutki tego postępowania:

1. Antybiotyk podany w ciemno zwykle jest szerokozakresowy, czyli działający na wiele rodzajów bakterii. Antybiotyk trafia we wrażliwość bakterii. Tak jest zazwyczaj. Pacjent jest wyleczony, koniec przygody.

2. Gorzej, jak antybiotyk nie trafia. Po tygodniu nadal nic, a nawet jakby gorzej. I co teraz? Ano… następny antybiotyk. Czasem takie nie utrafienie w skuteczny lek potrafi ciągnąć się przez kilka antybiotyków. I to jest moim zdaniem dobry moment na ewentualne wizyty w laboratorium w celu zrobienia wymazu i antybiotykogramu.

KIEDY POBIERAĆ WYMAZ

Zgodnie z kanonami sztuki powinno być tak, że najpierw powinno się pobrać wymaz, potem dopiero pacjent ma zażyć pierwszy antybiotyk w ciemno i zacząć leczenie. W tym czasie należy czekać na wynik z labu i jak będzie wynik wymazu, to wtedy ewentualnie ma być korekta antybiotyku, jeśli pierwszy antybiotyk jest nietrafiony. W praktyce jest to, jak pisałam — niewygodne, bo pacjent chce dostać leczenie już od razu na pierwszej wizycie i standardowo antybiotykogramu się nie zleca.

A W CZYM JEST PROBLEM Z POBIERANIEM WYMAZU PÓŹNIEJ?

Problem jest taki, że antybiotyk może przyhamować wzrost bakterii i na posiewie może się nic nie hodować. Chodzi o to, że bakterie nadal są w ciele pacjenta, klinicznie pacjent choruje i źle się czuje, i ten stan ciągnie się, ciągnie i mimo brania leków pacjent nie może się wyleczyć. To jest najtrudniejsza do leczenia wersja, bo to niby wyleczone, niby ociupinkę się poprawiło (pewnie bardziej od leżenia), ale jednak nie wyleczone i wraca. A niestety właśnie nie wiadomo, co wraca i czym leczyć, bo się nie chce hodować na posiewie.

Niemniej wcale tak nie musi być, że bakterie są przyhamowane. Czasem posiew daje hodowlę. Zwłaszcza jak pacjent dalej źle się czuje, i to coraz gorzej. Jeśli bardzo źle się czuje, to znaczy, że antybiotyk nie zadziałał, bakterie hulają sobie w najlepsze i… ROSNĄ na pożywce, mimo antybiotyku! Czyli bakteria będzie się hodowała i można jej zrobić antybiogram, czyli oznaczenie wrażliwości na antybiotyki. Tak po prostu: pobrać wymaz, zrobić antybiogram, i już. I leczyć dobranym, celowanym antybiotykiem. I wtedy będzie dobrze poleczone.

Tylko niestety dość często po przyjęciu antybiotyku posiew jednak nie chce rosnąć. A jak pacjent nadal źle się czuje, to bez posiewu ani rusz.

JAK MOŻNA POMÓC POSIEWOWI?

Jeśli choroba się przewleka, leki nie bardzo działają i nie chcemy kolejnego antybiotyku w ciemno, to należy odczekać ze dwa-trzy dni bez antybiotyku, aż się antybiotyk zmetabolizuje i wypłucze, i wymaz powtórzyć, w nadziei, że wtedy się bakteria uhoduje. W tym czasie, kiedy pacjent jest bez antybiotyku, pacjentowi niestety robi się gorzej.

Teraz już widzicie, czemu zgodnie z kanonami sztuki od wymazu się zaczyna? Przed antybiotykiem? Żeby tego właśnie momentu uniknąć, tego wypłukiwania antybiotyku i czekania przez pacjenta. Po wypłukaniu może uda się założyć hodowlę i zrobić oznaczenia. I wtedy można leczyć w sposób celowany. Polecam. Za to zdecydowanie nie polecam brania trzeciego antybiotyku w ciemno.

Po antybiotyku

Antybiotyki, nawet te stosunkowo mało wredne, dają zaburzenia żołądkowo-jelitowe, ponieważ zabijają bakterie, w tym również grzeczne i chciane bakterie jelitowe. Te bakterie, które wszyscy mamy w jelitach, one trochę pomagają trawić, i tak jest prawidłowo. Kiedy wchodzi antybiotyk, to przestaje być prawidłowo.

Objawy mogą być różnie nasilone, od kompletnie żadnych, czy niewielkiego dyskomfortu, aż do pełnych, silnych objawów jelitowych, oględnie mówiąc: górą i dołem.

JAK SIĘ USTRZEC

Niestety. Nie da się tego uniknąć, antybiotyki zaburzają florę jelitową i już. Nawet te „delikatne”, o stosunkowo słabo nasilonych działaniach niepożądanych, a szeroko-zakresowe, często stosowane właśnie ze względu na stosunkowo słabo nasilone działania niepożądane, czyli penicyliny i cefalosporyny. One stosunkowo często dają uczulenia i o tym piszę w odcinku „UCZULENIE NA ANTYBIOTYKI”, natomiast nie mają takich działań jak: głuchota czy uszkodzenie kości (dzieci w fazie wzrostu kości!!! au!). Właściwie oprócz tych nieszczęsnych uczuleń, to są niezłe. Ale też dają zaburzenia flory jelitowej. I inne antybiotyki też zaburzają florę jelitową. Każdy antybiotyk może dać zaburzenia flory jelitowej — bo zabija bakterie.

MOŻNA SOBIE TROCHĘ POMÓC

Mam nieprzyjemność należeć do tej grupy pacjentów, która po przyjęciu popularnych, szerokozakresowych antybiotyków ma mocno nasilone objawy zaburzeń przewodu pokarmowego, a odcienie zieleni na mojej twarzy wyglądają bardzo malowniczo. Dlatego poświęciłam temu zagadnieniu szczególną uwagę w czasie studiów, oraz w czasie brania leków i pracując z pacjentami. Może i innym pacjentom się przyda. Moja metoda jest prosta. Zaopatruję się w coś z lactobacillusem:

— Jogurt, kefir, zsiadłe mleko (Tylko koniecznie te krótkotrwałe, którym puchnie wieczko. Jak coś ma trwałość 2 miesiące, to nikt mi nie wmówi, że tam są żywe kultury bakterii.)

— Kwaszony ogórek, kapusta, lub sok z nich. (Znów: lepiej żywe, nie pasteryzowane, czyli nie z zamkniętego słoika, bo pasteryzacja zabija lactobacillusa. Takie z beczki, lub z własnego kwaszenia będą dobre.)

DLACZEGO LACTOBACILLUS MA POMÓC — skoro w brzuchu mamy przede wszystkim Escherichię coli?

Nie mam pojęcia. Ale pomaga. Sprawdziłam empirycznie na sobie, i w książkach mądrych też tak piszą, żeby zlecać pacjentom tabletki, albo jedzenie z lactobacillussem. Aha, bo jeszcze można sobie kupić w aptece liofilizowanego lactobacillusa, ale tak na logikę to żywy powinien być lepszy niż suszony. Na sobie nie sprawdzałam, zwykle jadłam żywe.

TABLETKĘ POPIĆ JOGURTEM?

NIE!!!! Dopiero za godzinę, albo dwie. Właśnie nie od razu, bo antybiotyk zabije bakterie z jogurtu. Zjeść tabletkę z antybiotykiem (kapsułkę, zawiesinkę, czy co tam mamy jako postać leku). Odczekać godzinę albo dwie, żeby się wchłonęło i żeby w przewodzie pokarmowym było już małe stężenie antybiotyku i wtedy zjeść pokarm żywymi bakteriami. I przez tę godzinę czy dwie pacjentowi jest niedobrze. Niestety. Moja twarz wtedy miała najbardziej interesujący odcień zielonego i zwykle nie wytrzymywałam dwu godzin, tylko jadłam lacto po jednej, a najwyżej po drugiej poprawiałam drugim jogurtem. Pomagało. Spektakularnie pomagało.

JEŚLI NIE POMOŻE?

Oj. Dobrze jest zadbać o lactobacillusa, niemniej zwłaszcza przy silniejszych antybiotykach faktycznie może to nie wystarczyć. W skrajnej formie, jeśli wytłucze się większość bakterii jelitowych, to mogą zostać takie szczepy, które nie dość że są odporne, to jeszcze same wywołują zapalenie jelit. Zwykle mamy w jelitach trochę takich bardzo niebezpiecznych bakterii, ale normalnie to one się nie rozmnażają za bardzo, bo szybciej rozmnażają się te zwykłe jelitowe bakterie. Takie poantybiotykowe zapalenie jelit rzadko się zdarza, ale może mieć ciężki przebieg. Jak ciężki? Bardzo. Do śmierci włącznie. O tym piszę w kolejnym odcinku. Na szczęście to się rzadko zdarza, żeby był tak ciężki przebieg.

Drogi Czytelniku: jeśli picie jogurtów i innych form „dobrych bakterii” nie pomaga, objawy są nasilone, a zwłaszcza jak pojawi się krew — trzeba biegiem do lekarza. Serio. Rzadko jest aż tak. Zwykle pomaga.

DRUGA WAŻNA SPRAWA:

Dziewczynki i kobiety powinny dostarczać lactobacillusa w jeszcze jedno miejsce, gdzie laktuś fizjologicznie jest. Jak dostarczać? Najprościej przemyć jogurtem, czy innym laktusiem, a szczegóły są w książce „Trudne tematy”, kolejnej książce z serii Ciekawa Medycyna. Tam opisuję między innymi podstawowe, a ciekawe rzeczy o układzie rozrodczym.

Miłego chorowania. Dla mnie pomysł, że jogurt czy zsiadłe mleko może tak bardzo pomóc był trochę zaskakujący. Ale działa. I jeśli można sobie prosto pomóc, to warto to zrobić.

Rzekomobłoniaste

Zgodnie z zapowiedzią opiszę, co się może wydarzyć po antybiotyku, kiedy solidnie nam się przerzedzi flora jelitowa. Antybiotyki wszystkie, również te stosunkowo mało wredne, dają zaburzenia żołądkowo-jelitowe, ponieważ zabijają bakterie, w tym również grzeczne i chciane bakterie jelitowe, które wszyscy mamy w jelitach. Kiedy wchodzi antybiotyk, to przestaje być prawidłowo. Przeciętnie nasilone objawy zaburzeń żołądkowo jelitowych daje się złagodzić i zostało to opisane w poprzednim odcinku. Teraz opiszę ciężkie powikłanie, które zdarza się rzadko, ale zagraża życiu. Rzekomobłoniaste zapalenie jelit. Opiszę skąd się bierze i jak się to leczy.

SKĄD SIĘ BIERZE?

Jeśli antybiotyk wytłucze większość bakterii jelitowych, to mogą zostać takie szczepy, które nie dość, że wywołują zapalenie jelit o ciężkim przebiegu, to jeszcze są odporne na większość leków. Na przykład bakteria Clostridium difficile, wywołująca rzekomobłoniaste zapalenie jelit.