Dla szczęścia - Stanisław Przybyszewski - ebook

Dla szczęścia ebook

Stanisław Przybyszewski

0,0
12,49 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Dla szczęścia” to utwór Stanisława Przybyszewskiego, polskiego pisarza, poety, dramaturga okresu Młodej Polski. Przybyszewski był skandalistą, przedstawicielem cyganerii krakowskiej i nurtu polskiego dekadentyzmu.

Dla szczęścia” to wspaniały dramat Stanisława Przybyszewskiego. Jest to jeden z dramatów obok takich dzieł jak Złote runo oraz Goście, które składają się na cykl dramatyczny Taniec miłości i śmierci. Obok samej twórczości rozgłos Przybyszewskiemu przynosiła także atmosfera, jaką wokół siebie wytwarzał. Był uważany za legendarną postać europejskiej bohemy, przez Strindberga nazywany był „genialnym Polakiem”. Przybyszewskiego uważa się za prekursora współczesnego satanizmu intelektualnego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 49

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wydawnictwo Avia Artis

2021

ISBN: 978-83-8226-615-3
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

OSOBY

HELENA.

 OLGA.  MLICKI.  ZDŻARSKI.

AKT I

Obszerny pokój z głównemi drzwiami na kurytarz. Na lewo drzwi do przyległych pokoi, na prawo okno, za niem biurko z wysuniętemi szufladami. Na biurku listy, papiery, koperty w wielkim nieładzie. Na stole pali się wysoka lampa; niewyraźne światło. Winieje.

Scena I

HELENA I MLICKI.

HELENA(siedzi przy biurku, czyta jeden list po drugim, odrzuca je potem ze wstrętem, wstaje i wpatruje się błędnie przed siebie. Słychać jak drzwi od kurytarza się otwierają, a potem z trzaskiem zamykają. Helena drgnęła, idzie do okna i przyciska skronie do szyby).MLICKI(wchodzi, zatrzymuje się zdumiony, niespokojnym wzrokiem mierzy Helenę, przystępuje do biurka, wrzuca bezładnie papiery i listy do szuflad i zamyka je. Potem bierze papierosa, zapala go powoli, siada na krześle. Po chwili zmęczonym głosem). Ty otworzyłaś moje biurko? HELENA(zwraca się wolno ku niemu, stoi chwilę tyłem ku oknu odwrócona, śmieje się urwanym, ochrypłym śmiechem). Tak! — może ci to niemiło? MLICKI. Dlaczegoś to zrobiła? HELENA(patrzy nań pogardliwie i milczy).MLICKI(rozdrażniony). Czemuś to zrobiła? HELENA(śmiejąc się ironicznie). Bo chciałam wiedzieć, jaka jest treść listów owej pani — owej pani, o której tyle słyszałam. A przecie przyznasz, że to rzecz dla mnie bardzo ważna (patrzy chwilę na niego). Sądzisz, żem nie wiedziała, iż mnie od kilku tygodni oszukujesz? Gdzie spędzasz całe wieczory? na konferencyi redakcyjnej? ha ha ha! MLICKI(podrażniony). Mogłaś trochę cierpliwiej czekać. Dziś byłabyś się o wszystkim dowiedziała i nie potrzebowałabyś... (wskazuje na biurko). HELENA. Byłabym się dowiedziała? Od ciebie? od ciebie? Gdyby się Zdżarski nie był przypadkowo wygadał, nicbym nie wiedziała. O wstydź się, wstydź, jakiś ty nikczemny! Za kilka tygodni masz wziąść ślub z tą — z tą panią, a słowaś mi jeszcze o tem nie wspomniał. Bałeś się, co?... MLICKI(chodzi po pokoju z udanym spokojem). Więc do rzeczy. Miło mi bardzo, że o wszystkim wiesz i oszczędziłaś mi długich wyjaśnień... (przeciągle), ja wyjaśnień strasznie nie lubię... HELENA(z wzrastającym oburzeniem). Boś nędzny tchórz! (krzyczy), na coś grał tę nędzną komedyę? Śledziłeś każdy mój ruch, chciałeś wyzyskać chwilę, w której byłabym przystępną dla twoich wyjaśnień. Ha! ha! Szukałeś sposobności, żeby wszystko powiedzieć, a nie odważyłeś się na to... nie odważyłeś się na to, żeby twojej dawniejszej kochance powiedzieć »kocham inną« — a kłamałeś — kłamałeś bezustannie! O! Jak ty nędznie kłamałeś! MLICKI(tracąc spokój). Proszę cię, daj teraz pokój! Mam dosyć twoich życzliwych uwag. Wymówki są zupełnie nie na miejscu. Powinnaś być mi wdzięczną, że tak długo ci przykrości oszczędzałem... Więc wiesz już, że się musimy rozstać!... HELENA(z wściekłością). Rozstać!... rozstać!... Ha, ha, ha! Nie, nie, mój kochany, tak szybko to nie idzie! Krew mi wyssałeś, duszę mi zniweczyłeś, ze czci mnie odarłeś, a teraz chcesz mnie wyrzucić?!... Oddałam ci wszystko, co tylko kobieta dać może!... Dla ciebie porzuciłam rodziców, dla ciebie wytykają mnie ludzie palcami... A teraz, teraz mamy się rozstać!! Ha, ha, ha!... jak pies będę szła za tobą, jednej minuty spokoju ci nie dam — o ty — ty!... (zanosi się płaczem). O Boże! Boże!... MLICKI. W ten sposób oczywiście się nie porozumiemy. Trzeba wreszcie, żebyś spokojnie całą rzecz rozpatrzyła. Kocham inną. Długo walczyłem z tem uczuciem, by nie robić cię nieszczęśliwą. Uległem, bom musiał uledz. Są uczucia, wobec których obowiązki i tem podobne rzeczy są czczym frazesem. A zresztą o ile cię znam, nie chciałabyś, bym tylko z obowiązku został przy tobie... Wątpię, czybyś chciała żyć z człowiekiem, który przez całe życie będzie cię uważał za kulę u nogi, za... za... zaporę do szczęścia. HELENA(przerywa mu gwałtownie). Ja kulą u nogi? ja?..., A czem ty się dla mnie stałeś? — Byłam dzieckiem prawie, gdyś mi raj obiecywał, by mnie tylko posiąść, a teraz jestem kulą u nogi? Ja tobie zaporą? a tym mnie czem?... czem?... Co się ze mną stanie?... Gdzie ten raj... ta... ha, ha, ha, ta wieczna rozkosz, którąś mnie nęcił? MLICKI. Nie unoś się. Zapędzasz się coraz bardziej w twoim niesprawiedliwym żalu. Przecież nie poszłaś za mną dlatego, żem ci raj obiecywał, tylko dlatego, żeś mnie kochała. Więc cię tylko ta niespodziewana rozkosz nęciła, a nie miłość twoja, he?... HELENA(patrzy błędnie przed siebie). MLICKI. A więc, gdybyś była wiedziała, że pójdziesz w nieszczęście ze mną... HELENA. Tak, w nieszczęście, ale z tobą! z tobą, a nie dlatego, byś mógł po trzech latach mnie opuścić — dla innej — dla tej pani — (nagle spokojna). Zresztą po cóż te długie rozprawy. Jesteś przecież wolny, niczem nieskrępowany. Nie kochasz mnie, więc idź, idź, gdzie ci się podoba, idź do niej, idź! MLICKI(siada naprzeciw niej, wolno i łagodnie). Słuchaj Hela, mówże ze mną rozsądnie. HELENA(prostuje się gwałtownie). Ale dajże mi raz przecie spokój! Czego chcesz jeszcze odemnie? Czy lękasz się o mnie?... MLICKI. Tak — zanadto jestem do ciebie przywiązany, żeby mi to miało być obojętnem. HELENA. Przywiązany! przywiązany! Ha, ha, ha, może poczuwasz się do wdzięczności za tyle rozkoszy? może mi chcesz dać odszkodowanie?... (z dziką ironią). Wiesz co? Sprawa załatwi się najlepiej, jeżeli mnie wydasz za kogo. MLICKI(z tłumioną wściekłością). Podła! HELENA. Ty, ty jesteś podły! Dlaczego mnie wziąłeś? Dlaczegoś mi całe dwa lata miłość kłamał (w najwyższem oburzeniu). Płaciłeś moją miłość!... Strawą i odzieniem płaciłeś moją miłość! Jezu! Jezu! jakie to obrzydliwe (porywa się). Czego chcesz, czego?... Mamże prosić niebios, by wszelkie błogosławieństwo na twoją głowę zlały, mamże cię w czoło całować i mówić: Idź mój Stefanie, idź, szukaj dla siebie innego szczęścia?!... MLICKI(patrzy na nią cały czas, potem śmieje się krótko). All right! To wcale nie źle powiedziałaś. Więc dobrze, będziemy żyć dalej spokojnie i szczęśliwie. Wiesz aż nadto dobrze, że cię nie opuszczę, dopóki ci twej przyszłości nie zapewnię... Spodziewałem się, że serce twoje delikatniej odczuwa... HELENA(oburzona). Niecny z ciebie komedyant! Chciałeś powiedzieć, ze zostajesz ze mną, bo cię do tego zmuszam?... MLICKI. Otóż to właśnie powiedziałem. HELENA(patrzy na niego z osłupieniem). Ja cię chcę zmusić?... Ja?... MLICKI. Rozumie się — skoro mówisz: nie chcę twojej pomocy — to znaczy tyle, co: będziesz mnie miał na sumieniu. HELENA. Na sumieniu? MLICKI. Oczywiście! bez mojej pomocy zmarniejesz. HELENA. A