Daj sobie prawo do przyjemności - Marja Kihlström - ebook

Daj sobie prawo do przyjemności ebook

Marja Kihlström

3,7

Opis

Każda kobieta zasługuje na orgazm. To, czy się o niego troszczy, jest punktem wyjścia do wszystkiego. Orgazmy wnoszą w życie mnóstwo radości i energii, mają pozytywny wpływ na zdrowie i zwiększają poczucie przynależności w związku.

Nikt nie powinien z nich rezygnować. Orgazm kobiety nie jest czymś zbędnym ani w żaden sposób mniej wartościowym niż przyjemność jej partnera. Każda kobieta zasługuje na orgazm. Od tej myśli wychodzimy i będziemy w tej książce wielokrotnie do niej wracać.

Z poradnika dowiesz się m.in.:

  • czym jest kobiecy orgazm i jak się go nie bać
  • jak szczerze rozmawiać o seksie
  • dlaczego nie warto omijać gry wstępnej
  • jak odkryć swój potencjał seksualny
  • jak współpracować z partnerem, by osiągnąć harmonię
  • jak w grze miłosnej przełamać stare nawyki i nauczyć się nowych sztuczek
  • czy zabawki erotyczne uatrakcyjniają życie seksualne

Daj sobie prawo do przyjemności” to praktyczny poradnik dla kobiet, pokazujący, jak uporać się z przeszkodami stojącymi na drodze do przyjemności. Autorka porusza różne aspekty seksu i seksualności, oddając również głos kobietom, które dzielą się swoimi doświadczeniami i wyzwaniami przed którymi stoją. Jej książka jest profesjonalna, nowoczesna i napisana w  empatycznym i szczerym stylu, z którego słyną Skandynawowie.

Marja Kihlström. Jest wykwalifikowaną fińską seksterapeutką i edukatorką, znaną również w mediach społecznościowych (prowadzi własny podcast i blog). Dzięki swojemu świeżemu spojrzeniu i wrażliwemu podejściu odmieniła życie wielu pacjentek i par o różnej orientacji. Jest autorką książek: Pannaan menemään (“Let’s go. Two Stories about Love” z Sami Minkkinen) oraz Daj sobie prawo do przyjemności. W 2019 r. ukazał się również zestaw ćwiczeń do Daj sobie prawo do przyjemności. Mieszka z mężem i trójką dzieci w Helsinkach.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 205

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (21 ocen)
7
3
8
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
merlin_45

Dobrze spędzony czas

Mnóstwo istotnych informacji na temat seksualności kobiety (ze szczególnym wskazaniem wpływu psychiki kobiet na odczuwanie orgazmu). Warto sięgnąć by poprawić jakość swojego życia
00

Popularność




Tytuł oryginału Iso O: matkaopas huipulle
First published in Finnish with the original title Iso O: matkaopas huipulle by Kosmos, Helsinki, Finland Published in the Polish language by arrangement with Bonnier Rights, Helsinki, Finland and Macadamia Literary Agency, Warsaw, Poland. Copyright © Marja Kihlström, 2018 © Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Zwierciadło sp. z o.o., Warszawa 2020
TłumaczenieKatarzyna Aniszewska
RedakcjaAnna Stawińska
KorektaAlicja Kaszyńska
Skład i łamanieSylwia Kusz, Magraf s.c., Bydgoszcz
Projekt okładkiKrzysztof Kiełbasiński
IlustracjeAdobe Stock
Zdjęcie autorkiAleksi Rytkönen
Redaktor inicjującaBlanka Wośkowiak
Dyrektor produkcji Robert Jeżewski
Wydanie I, 2020
ISBN: 978-83-8132-149-5
Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie, w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.
Wydawnictwo Zwierciadło Sp. z o.o. ul. Widok 8, 00-023 Warszawa tel. (22) 312 37 12
Konwersja:eLitera s.c.

Wstęp

Historia kobiecej seksualności jest naznaczona lekceważeniem. Już samo jej istnienie wielokrotnie podważano, a jej przejawy w najlepszym wypadku uznawano za chorobę. Ja sama w wieku kilkunastu lat musiałam mierzyć się z wulgarnymi wyzwiskami – jedni uważali, że ubieram się nie tak, jak powinnam, inni rozsiewali na mój temat kłamliwe plotki. Gdyby tylko ktoś mi wtedy powiedział, że wcale nie powinno tak być! Moje nauczycielki milczały. Tylko jedna przyszła kiedyś zapytać, czy nie potrzebuję pigułek. Nikt nawet nie wspomniał, że seks może stanowić wspaniałą zabawę! Na szczęście w ciągu ostatnich lat miałam okazję prowadzić zajęcia z edukacji seksualnej i często poruszać te tematy z młodymi ludźmi.

Kiedy miałam dwadzieścia kilka lat, przeczytałam dwie książki, które wystarczyły, żeby wysadzić w powietrze mój cały dotychczasowy świat. Pierwszą z nich była „Fittstim” autorstwa Lindy Skugge, Belindy Olsson i Brity Zilg, a drugą – „The Good Orgasm Guide” Kate Taylor. Przeczytawszy je kilkukrotnie od deski do deski, zrozumiałam, że jako kobieta mam prawo sama decydować, jak będę żyć – i że dotyczy to także mojej seksualności. Od tego momentu marzyło mi się, żeby napisać książkę, która będzie mogła w podobny sposób zrewolucjonizować życie innych kobiet.

Dorosłe kobiety – szczególnie te pozostające w związkach heteroseksualnych – często nie uważają własnych orgazmów za ważne, w przeciwieństwie do ich partnerów... Nasze szczytowanie to kwestia równościowa, a jednak wydaje mi się, że wciąż pozostajemy w tej dziedzinie daleko w tyle. Orgazm kobiety to coś cennego i wspaniałego, co budzi zainteresowanie, urzeka. Zwracam na to uwagę w tekstach na moim blogu „Puhu muru”[1]. Seks to jeden z największych przysmaków naszego życia. Warto się go uczyć i ćwiczyć, zarówno wspólnie, jak i w samotności. Orgazmy mają bardzo pozytywny wpływ na nasze związki. Zdarza się, że droga do ich osiągnięcia jest wyboista – ale na szczęście można ją pokonać. Skoro trzymasz w dłoni moją książkę, to sama już na pewno zastanawiałaś się jak.

Dziękuję losowi, że urodziła mnie moja matka – kobieta, od której otrzymałam w darze szacunek do własnej kobiecości i seksualności. Już bardzo wcześnie zauważyłam, że nie wszystkie kobiety znajdują się w podobnej sytuacji co ja – i że należy z tym coś zrobić. Świat sam się nie zmieni, dopóki mu w tym nie pomożemy. Dedykuję tę książkę każdej kobiecie – albo osobie, która się nią czuje. Jednocześnie mam cichą nadzieję, że będą ją czytać wszyscy – bez względu na płeć – bo każdy z nas może nauczyć się czegoś o kobiecej cielesności. Specjaliści mogą wykorzystać tę książkę jako narzędzie w pracy z pacjentem, źródło nowych perspektyw myślowych – zarówno jeśli chodzi o rady seksuologów terapeutów, jak i doświadczenia samych kobiet. W jej tworzeniu wzięła udział blisko setka odważnych przedstawicieli obu płci.

Wszystko zaczyna się od ciebie. Ogromna część tego, co składa się na orgazm, następuje w twojej głowie. Żeby dotrzeć na szczyt, nie wystarczy ci mapa i bieg na orientację po wzgórku łonowym. W tej książce przyjrzymy się bliżej przeszkodom, które mogą stanąć na twojej drodze do przyjemności. Więc zaczynamy! Podróż potrwa całe życie i będzie wymagała mnóstwa pracy, zarówno w głowie, jak i bliżej podbrzusza. I choć wiele zależy od ciebie samej, badania potwierdzają, że dobry partner ma tu do odegrania kluczową rolę.

Życzę ci, aby wędrówka na szczyt obfitowała w miłe chwile. Zaprowadź dzieci do dziadków, podgłośnij muzykę i bierz się do roboty! Na tej wyprawie możesz wzdychać, wić się jak wąż, drapać i jęczeć, nie martwiąc się o to, co inni o tobie pomyślą – tak długo, jak sama będziesz czerpać z tego przyjemność. Szerokiej drogi!

Co myślę o sobie samej?

Każda kobieta zasługuje na orgazm. To, czy się o niego troszczy, jest punktem wyjściowym wszystkiego. Orgazmy wnoszą w życie mnóstwo radości i energii, mają pozytywny wpływ na zdrowie i zwiększają poczucie przynależności w związku. Nikt nie powinien musieć się bez nich obchodzić. Orgazm kobiety nie jest czymś zbędnym ani w żaden sposób mniej wartościowym niż przyjemność jej partnera. Każda kobieta zasługuje na orgazm. Od tej myśli zaczynamy i będziemy w tej książce wielokrotnie do niej wracać. Mam nadzieję, że uda mi się przekształcić ją w mantrę i zaszczepić w umyśle każdej czytelniczki.

Jakim słowem określiłabyś siebie jako kobietę? Może: wspaniała, kobieca, seksowna albopewna siebie. Kobiety, które tak o sobie myślą, znają swoją wartość i potrafią się nią cieszyć. Nie przejmują się tym, że ktoś może ich nie lubić. Potrafią spojrzeć dalej i dostrzec tych, którzy myślą inaczej. Często mają swoje sposoby, by bardzo szybko zaradzić trudnym, bolesnym sytuacjom i kryzysom. Najprawdopodobniej kobiety te są też pewne siebie w sypialni. Wiedzą, że są dobrymi, wspaniałymi partnerkami i wysoko cenią własną przyjemność. Zwykle należą również do grupy, która doświadcza orgazmów.

Nie dotyczy to jednak wszystkich. Kobiecość czy seksualność mogły nam się zgubić gdzieś po drodze, rozwiać za sprawą macierzyństwa czy zostać przysypane górą obowiązków. Bez względu na to, czy mamy dzieci, czy nie, życie może nas przytłoczyć i uwikłać w wir kolejnych zobowiązań. Nasze dni są wypełnione po brzegi, a w głowie ciąży poczucie winy za niedokończone zadania, czy to w pracy, czy w domu, w rodzinie czy w związku. Może i chciałybyśmy więcej od seksu, ale nie mamy odwagi tego zażądać. Myślimy, że jesteśmy gorsze od innych, brzydsze, grubsze, nudniejsze, albo nawet obrzydliwe. Te słowa słyszę od kobiet podczas sesji terapii seksualnej. Często mają one negatywny obraz własnego ciała, przepełnia je niechęć do siebie, problemy z osiągnięciem orgazmu, wyzwania w relacjach albo trudności ze znalezieniem partnera. Musimy nauczyć się dostrzegać, co kryje się za tymi odczuciami. Gdzie tkwią ich korzenie? Dlaczego myślimy o sobie w taki sposób? Zrozumienie to szansa na zmianę.

Te przedstawione powyżej sądy to tylko nieco karykaturalne uogólnienia. Nie każda z nas będzie koniecznie należeć do którejś z grup tak oceniających się kobiet. Każda dostrzeże w nich jednak pewne znane sobie cechy i emocje. Niekiedy może poczuć się bezbronna, podatna na zranienie, kiedy zacznie się zagłębiać we własną kobiecość i zastanawiać nad swoją seksualną historią. Ale kobieta może być mocna, a zarazem delikatna i wrażliwa. W tym połączeniu tkwi nasza siła. Kobiecość i seksualność nie funkcjonują oddzielnie. Nasza cielesność łączy się ze wszystkim, co nas otacza – czy tego chcemy, czy nie.

Nie wszystkie rodzimy się jako kobiety biologiczne, choć niektóre z nas czują się nimi od najmłodszych lat. Płeć to w końcu dużo więcej niż same narządy – dlatego nikt z zewnątrz nie ma prawa z góry narzucać żadnej osobie tożsamości płciowej.

W tej książce przedstawiam specjalnie przeze mnie zebrane historie kobiet i... kilku mężczyzn. Posługuję się również przykładami z życia moich klientek i klientów, oczywiście za ich pozwoleniem. Mam nadzieję, że przywołane przykłady pomogą zrozumieć, że do seksualności każdej kobiety prowadzi wyjątkowa ścieżka i że każdy orgazm jest inny. Najważniejsze to znaleźć własny sposób na przyjemność i nauczyć się doceniać samą siebie. Dlatego gorąco zachęcam do czytania tej książki gdzieś, gdzie możemy z łatwością sięgnąć po kartkę i długopis. W każdym rozdziale zaproponuję kilka ćwiczeń i zadam kilka pytań, nad którymi warto się zastanowić. Możesz zacząć od razu i pomyśleć w pierwszej kolejności o własnej kobiecości – ale nie myśl za dużo, pozwól myślom krążyć swobodnie. Jak postrzegam siebie jako kobietę?

Gdyby tylko kobiety nauczyły się kochać siebie i swoje ciało, i zrozumiały, jak potężnym lekiem antydepresyjnym i legalnym narkotykiem jest ich orgazm. Niweluje bóle, migreny, usuwa złe nastroje, dodaje werwy. Żaden moment nie jest zbyt zły na seks, nigdy nie jesteśmy tak zajęte, żeby nie mieć na to czasu.

Kobieta, 49 lat

Ja i moje ciało

Prawie wszystkie z nas jako małe dziewczynki kochają swoje ciało. Czujemy się dobrze nago; rzucamy ubrania w kąt, kiedy się tylko da. Z biegiem lat uczymy się jednak dopasowywać do konwenansów panujących w bliższej i dalszej rodzinie, a potem – przedszkolu czy szkole. Cały czas obserwujemy swoje środowisko: Czy zachowujemy się wystarczająco dobrze? Czy jesteśmy cudowne w oczach innych ludzi? Jeśli na tym etapie dostaniemy negatywną informację zwrotną, możemy się wycofać, schować do swojej skorupy. Jedne mogą słyszeć brzydkie słowa na temat własnego wyglądu, inne doświadczą lekceważenia i porównywania do pozostałych dzieci. W rodzinie seksualność może być tematem tabu, którego w ogóle się nie porusza. Wówczas jesteśmy zmuszone dochodzić do wszystkiego samodzielnie, a cielesność staje się czymś brudnym i wstydliwym, czymś, co trzeba zachować w tajemnicy.

Często okazuje się jednak, że wysnuwanie wniosków nie jest takie łatwe i musimy się głębiej zastanowić, dlaczego relacja z naszym ciałem nie jest ani prosta, ani otwarta. Nie zawsze myślimy, jak poważne konsekwencje może mieć na przykład szkolne zastraszanie. A może zostawić głębokie rany, wyryć na naszym ciele słowo „wybrakowane”. Nawet pozornie niewinne przedrzeźnianie może pozostawić po sobie ślad. Ciągłe przypominanie – na przykład o tym, jak wysokie czy niskie jesteśmy – może doprowadzić do uformowania się negatywnego obrazu własnego ciała. Czasem niezadowolenie z własnego wyglądu, które wyrażają rodzice, może również odbić się na dziecku i znajdywać później odzwierciedlenie w jego bezwzględnym podejściu do swojego ciała. W moim gabinecie często słyszę, jak klientki początkowo negują wpływ pewnych przeżyć na widzenie siebie. To jednak jest już jakiś punkt wyjścia, który przybliża nas do prawdziwej rany czy głębokiej traumy. A kiedy zaczyna się prawdziwe rozpoznanie, w końcu dochodzimy do ich przyczyny. Zauważenie i wysłuchanie osoby z negatywną samooceną otwiera możliwość zaleczenia ran.

Każdą grupę znajomych cechuje jedyna w swoim rodzaju atmosfera i dynamika – bez względu na to, czy mówimy o rówieśnikach z podstawówki, czy o nastolatkach. W grupie każdy ma określoną rolę. Jedna osoba jest pięknością, inna kujonem, trzecia klaunem. W stereotypach często kryje się jakaś część prawdy. Jaką rolę odgrywałaś w swojej grupie? A może raczej spędzałaś czas sama? Czy krąg twoich znajomych wywierał na ciebie presję w kwestiach wyglądu? Czy starałaś się udawać kogoś, kim wcale nie byłaś – czy w związku z tym myślałaś, że jesteś nieodpowiednia?

Kilka lat temu jedna z moich przyjaciółek postanowiła zmierzyć się z narzucaną kobietom presją w kwestii wyglądu i przestała czytać czasopisma kobiece. Miała już po dziurki w nosie tego poczucia winy, które wywoływały w niej nigdy niekończące się porady kosmetyczne, listy ubrań potrzebnych na dany sezon i wskazówki dietetyczne. Dotarło do mnie, że sama doświadczałam podobnych uczuć, ale wcześniej nie zdawałam sobie z tego sprawy. W dzisiejszych czasach rolę czynnika zwiększającego presję przejęły media społecznościowe. Instagram i Facebook pękają od zdjęć pięknych kobiet, przy których trudno nie poczuć się jak zmęczona pani domu z porozciąganym przez porody ciałem – której nawet z pomocą specjalnego filtru nie da się zrobić dobrego zdjęcia. Już dużo mniejsza dawka presji byłaby w stanie wprowadzić człowieka w zły humor. Warto to sobie uświadomić i wyłączyć social media, kiedy zaczynają w nas budzić negatywne emocje. Przymus dobrego wyglądu odczuwamy i bez pomocy Instagrama czy magazynów. Już sama pewność siebie przyjaciółki może sprawić, że poczujemy się źle z własną niepewnością.

Czy wobec tego kobieta jest ofiarą zewnętrznych czynników – rodziny, znajomych, mediów? Nie. Możemy same zadecydować, po której staniemy stronie i nie akceptować nacisków związanych z wyglądem. Nie ma nic złego w dbaniu o urodę czy czerpaniu z niej dobrego samopoczucia. Ale jeśli robimy to niewolniczo – i dla innych, nie dla siebie – warto się zastanowić dlaczego. Jeśli chcesz silikonowych piersi, pomyśl, czy powodem jest nadzieja, że pomogą ci pełniej cieszyć się swoją kobiecością – czy raczej fakt, że twój partner uwielbia duże biusty? To, czy robimy coś dla siebie, czy innych, ma ogromne znaczenie. Zadowalanie ludzi to niekończące się bagno, które z łatwością ciągnie nas coraz głębiej – przez co czujemy się coraz bardziej niewystarczające.

Być może walka, o której mówię, wydaje ci się odległa od kwestii osiągania orgazmów – ale wcale tak nie jest. Przejmując kontrolę nad różnymi aspektami swojego życia, zyskujemy poczucie panowania nad emocjami. Nikt nie zasługuje na to, by stać się przedmiotem spełniającym cudze oczekiwania wobec kobiecego ciała – każdy powinien być w swoim życiu podmiotem, samodzielnie podejmującym wszelkie decyzje. To – bardziej niż cokolwiek innego – daje nam tę magiczną moc, by z uwodzicielskim uśmiechem na ustach powiedzieć partnerowi, czego naprawdę oczekujemy od seksu. A wtedy wystarczy już tylko, że oczyścimy głowę z niepotrzebnych myśli i oddamy się przyjemności.

Nie warto stresować się swoim wyglądem – a już na pewno nie w sypialni. Niejeden mężczyzna klient powiedział mi zresztą, że w jego oczach właśnie te małe „pęknięcia” czynią partnerkę atrakcyjną. Odstający kobiecy brzuszek jest niezwykle seksowny, a prawdziwie podniecona kobieta – bez względu na wygląd – zawsze rozbudza w mężczyźnie najgorętsze żądze.

Moja relacja z cielesnością zawsze była bardzo trudna. Jako młoda dziewczyna nigdy się nie dotykałam, nigdy nie uważałam swojego ciała za piękne. Seks zaczęłam uprawiać bardzo wcześnie, jako 14-latka, kiedy jeszcze samej siebie nie znałam i niczego o sobie nie wiedziałam. Był chłopak, był seks – ale nie było orgazmów. Nie z mojej czy czyjejkolwiek winy. Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego działo się tak, a nie inaczej – i nie wiem, dlaczego mój stosunek do ciała zawsze był aż tak powściągliwy.

Kobieta, 39 lat

Codziennie w szkole inni naśmiewali się ze mnie, wykluczali z rozmów, mówili, że jestem nieudacznikiem. Zawsze byłam trochę pucułowata; w końcu w okresie dojrzewania wpadłam w wir zaburzeń odżywiania. Wszystko to wciąż ma wpływ na moje życie. Zawsze muszę w pewien sposób dopraszać się o uwagę innych, nawet przyjaciół. Być może dlatego ciągle pakuję się w przygody na jedną noc i nieszczególnie cieszę się seksem.

Kobieta, 27 lat

Pracę nad lepszym obrazem swojego ciała możesz rozpocząć w domu przed lustrem, w samej bieliźnie lub nago – szukając fragmentów, które najbardziej ci się w nim podobają. Warto robić to regularnie, chwaląc samą siebie na głos i powtarzając, jak cudowne jest własne ciało. W każdym odbiciu lustrzanym kryje się piękno; czasem trzeba się tylko nauczyć patrzeć na siebie nowymi oczyma. Pewność siebie możesz też poprawić, zakładając częściej ulubione ubrania, zamiast odkładać je na święta czy inne specjalne okazje. Te ubrania, w których czujesz się źle, najlepiej po prostu oddać. Wyrób w sobie nawyk regularnego dopieszczania swojego ciała: pielęgnuj skórę pachnącymi olejkami czy peelingami, a może spróbuj kąpieli w lodowatej wodzie? Dopilnuj, by ciało z czasem stało się twoim domem – który doceniasz i kochasz.

>> Polecam lekturę książki Cynthii M. Bulik „The Woman in the Mirror: How to Stop Confusing What You Look Like with Who You Are”. Bulik w bardzo realistyczny i interesujący sposób analizuje w niej wszelkie naciski, którym poddawane są kobiety.

Dążenie do perfekcji i wstyd

Poczucie winy to kolejny aspekt samokrytyki; alternatywna perspektywa, z której można ją przeanalizować. Wiele z nas poczuwa się do winy na przykład w kwestiach związanych z macierzyństwem, pracą, związkiem czy własnymi rodzicami. Delikatne wyrzuty sumienia są jak najbardziej zdrowe i mogą nam wyjść na dobre, motywując do pracy nad pewnymi kwestiami. Każda z nas musi się tego czasem podjąć. Ale kiedy poczucie winy zaczyna ciążyć lub przekształca się we wstyd, warto zawołać: koniec zabawy.

Rzadko która kobieta myśli, że wymaganie od siebie – na przykład – idealnego porządku w domu może wywoływać poczucie wstydu i prowadzić do problemów ze szczytowaniem. Amerykańska badawczyni Brené Brown zaobserwowała, że kiedy dążymy w swoim życiu do ideału, w pewnym momencie niechybnie musimy zmierzyć się również ze wstydem. Perfekcjonizm wypływa z chęci spełnienia cudzych oczekiwań dotyczących tego, kim jesteśmy i jak dobrze radzimy sobie z powierzonymi zadaniami. Poczucie nieadekwatności i wstyd oddalają nas od innych ludzi, zasłaniając nasze „ja” ciemną kotarą – którą może być również związek. Wstyd pożera autentyczność, co może sprawić, że czujemy się odizolowane nie tylko od innych, ale i od siebie. Możemy odczuć go jako uścisk w piersi czy dziwny nieuświadomiony dreszcz – wstyd to mocno cielesne doznanie. Na tym etapie dobrze jest się na chwilę zatrzymać i zastanowić, kto wywiera na nas presję bycia idealną – my same czy może ktoś inny? Dla kogo cały czas sprzątamy? Czy potrafimy nauczyć się traktować same siebie i swoje życie bardziej łaskawie? Czy warto, żebyśmy zabiegały o koronę najlepszej kochanki, zaniedbując przy tym siebie i symulując orgazmy?

Dążenie do doskonałości może wiązać się też bezpośrednio z seksualnością. Możemy pragnąć idealnego ciała, próbować nauczyć się perfekcyjnej techniki miłosnej czy chcieć stać się idealną kochanką. Robiąc to, automatycznie zapominamy o sobie, marginalizujemy własne uczucia, oddalamy się od swojego „ja”. Chcemy tylko zadowolić innych. A jeśli nie poświęcimy orgazmom należnej uwagi, szybko zaczną nam uciekać. W dłuższej perspektywie zaspokajanie partnera kosztem własnych pragnień i potrzeb może prowadzić do spadku libido.

Psychoterapeutka Leena Hattunen porównała kiedyś seksualność do jedzenia pierożków karelskich. Jak ty to robisz? Starannie, widelcem, nie chcąc niczego zabrudzić – czy palcami, robiąc przy tym odrobinę bałaganu? Czy jedząc, zastanawiasz się, jak pierożek smakuje? Jak się czujesz, kiedy masło, którym jest posmarowany, topi się i rozpływa na twoich wargach? Czy zatrzymujesz się, żeby czerpać z tej chwili radość – czy raczej skupiasz całą uwagę na tym, by porządnie wszystko zjeść, jakbyś wykonywała jakieś zadanie?

W imię burzenia pozorów doskonałości warto zapomnieć o idealnych orgazmach. Orgazmy będą przychodzić i odchodzić, a w każdym z nich będzie coś wyjątkowego. Nie istnieje żaden „orgazm idealny”, nie można ich hierarchizować. Poza tym – nie chodzi przecież tylko o sam akt szczytowania, ale też o doświadczanie rozkoszy przed nim. Dlaczego miałybyśmy cieszyć się samym celem, skoro można czerpać przyjemność z całej podróży? Ciągłe oczekiwanie, poszukiwanie coraz to lepszych orgazmów wywołuje niezadowolenie, co tylko jeszcze bardziej wszystko komplikuje. Warto w zamian doświadczać tego, co nieidealne, otworzyć umysł na wszystko, co nas spotyka. Zwykły seks późnym wieczorem we wtorek może się okazać właśnie tym momentem, kiedy niczym nie będziemy się stresować, damy radę po prostu odpuścić. I nagle ziemia się zatrzęsie, a sąsiedzi za ścianą zaczną zachodzić w głowę, co się dzieje.

Czasami mam wrażenie, że polowanie na orgazm rujnuje cały stosunek. Marzą mi się szybkie numerki na stole w kuchni, ale one nie pozwalają na szczytowanie. Do tego potrzeba dużo czasu i pracy. Wydaje mi się niesprawiedliwe, że mąż zawsze dostaje to, czego chce – a ja nie. Męski orgazm jest miarą współżycia – kiedy nadchodzi, seks musi się skończyć. To niesprawiedliwe nie tylko wobec mnie czy w moim własnym związku – ale wobec całej populacji kobiet, we wszystkich związkach heteroseksualnych. Marzę o tym, żeby dochodzić podczas stosunku. I choć próbuję już od lat, ciągle nie widzę rezultatów. Koniec końców, jestem jednak zadowolona, że w jakiś sposób jest mi przynajmniej choć trochę przyjemnie. W sumie seks to nie tylko sam orgazm.

Kobieta, 26 lat

Jeżeli jesteśmy bezwzględne, wymagające i krytyczne wobec siebie, najczęściej podobnie traktujemy również innych. Wstyd niszczy naszą zdolność do odczuwania empatii i współczucia wobec innych ludzi. Jednocześnie rozluźnia stworzone już więzi. W bliskiej relacji takie zachowania są szczególnie destrukcyjne i prowadzą do różnego rodzaju problemów. Bo jak masz objąć i pocieszyć zmęczonego partnera, kiedy sama się biczujesz, żeby dać ze wszystkim radę? Zdolność do empatii odgrywa niezwykle ważną rolę w związkach, które obie strony odczuwają jako szczęśliwe. Kiedy poprzez własne doświadczenia potrafimy ujrzeć daną sytuację z punktu widzenia drugiej osoby, ta czuje się wysłuchana i zauważona – wszystko dzięki empatii. Warto zresztą popracować też nad własną odpornością na wstyd – bo nigdy nie uda nam się kompletnie usunąć go z własnego życia. A jak dowiodła w swoich badaniach Brené Brown, empatia to na uczucie wstydu najlepszy lek.

Obniż poprzeczkę, ucząc się empatii wobec samej siebie. Zacznij od tego, żeby zaakceptować możliwość niepowodzenia. Nie próbuj już być osobą, której według ciebie spodziewają się inni – zamiast tego zatrzymaj się i posłuchaj, co mówi ci własne serce. Bądź dla siebie łagodna – nie zawsze wystarczy ci czasu czy siły, żeby utrzymać dom w perfekcyjnym porządku. Na urlopie też spuść nieco z samodyscypliny. Nikt nie dochodzi do orgazmu za każdym razem, a presja może to jeszcze bardziej utrudnić. To normalne.

>> Polecam lekturę książki Brené Brown „I Thought It Was Just Me (but it isn’t): Telling the Truth About Perfectionism, Inadequacy, and Power” (2007). Przeczytałam ją na początku mojej przygody z seksuologią i wywarła na mnie ogromne wrażenie. Brown opowiada o swoich badaniach na temat wstydu i o doświadczeniach kobiet biorących w nich udział. Porusza przy tym wiele kwestii, z którymi każdej kobiecie przychodzi się w pewnym momencie zmierzyć. To nadzwyczaj ważne, żeby rozpoznać te wspomnienia, które wiążą się ze wstydem – nikt nie jest w stanie przejść bez niego przez życie.

Zastanów się i napisz na kartce:

Czy jest jakaś dziedzina życia, w której usilnie dążysz do perfekcji? Czy boisz się niepowodzenia? W jakich sytuacjach związanych z seksem zdarzyło ci się doświadczyć wstydu? Czym to się objawiło? Jak mogłabyś popracować nad zwiększeniem swojej tolerancji na wstyd? Przypomnij sobie chwilę, kiedy okazałaś sobie więcej współczucia. Jak możesz się pocieszyć w trudniejszych momentach?

Kobieta wyzwolona

Podczas wizyty w Berlinie trafiłam kiedyś do lokalnego seksklubu. Moją uwagę zwróciła kobieta w średnim wieku, która tańczyła nago, zupełnie nie zważając na otoczenie. Zatraciła się całkowicie w swym niemal zwierzęcym tańcu, a ja wpatrywałam się w nią jak oczarowana. Zupełnie zburzyła mój obraz tego, kim może być kobieta i czym jest jej seksualność. Wszystkie powinnyśmy dążyć do podobnego poziomu wyzwolenia, ale w tym celu wcale nie trzeba wyjeżdżać do Berlina ani wyginać się przed innymi na golasa. Jak Paula McManus trafnie zauważyła w książce „Fittstim”: w oczekiwaniach, jakie stawiamy wobec tańczącej przedstawicielki płci żeńskiej, kumulują się nasze przeświadczenia, że kobieta powinna umieć robić wszystko odpowiednio, nie za dużo, nie za mało. To ważne, żebyśmy najpierw rozpoznały ten mechanizm, a potem rozniosły go w puch.

Chodzi o wyzwolenie naszej cielesności i zaakceptowanie jej na własnych warunkach. Nie jest niczym brudnym, brzydkim czy zabronionym, nie trzeba się jej wstydzić ani ukrywać. Seksualność to życiowa siła, której współczesna kobieta nie musi w sobie negować. Każda z nas jest pod tym względem wyjątkowa i nie warto, żebyśmy porównywały się z innymi. Erotyzm i cielesność dla każdego oznaczają coś innego. Bez względu na to, jak wygląda twój intymny świat, bądź jego częścią. Najważniejsze, byś nauczyła się rozumieć, czym jest twoja własna seksualność i jak możesz ją swobodnie wyrażać. Twoje erotyczne „ja” wciąż musi być obecne i widoczne – tylko wtedy będziesz w stanie odpuścić i oddać się przyjemności wszystkimi zmysłami.

Odejście od przesadnego konformizmu jest często niewiarygodnie trudne, bo nas, kobiety, całe życie chwali się za grzeczność. Wszyscy oczekują, że będziemy grzeczne. Matki, nauczyciele, krewni i przełożeni prawią nam komplementy, kiedy słuchamy poleceń, dobrze się dostosowujemy i sumiennie wykonujemy naszą pracę. Jednocześnie z łatwością przypisuje się nam również odpowiedzialność za innych – przede wszystkim za chłopców, którzy ze względu na swoją naturę nie są zdolni do podobnego posłuszeństwa. Tak zawsze powtarzano mi w szkole. W najgorszym wypadku grzeczność całkowicie tłumi osobisty głos kobiety i zastępuje go innym, wciąż przypominającym wyłącznie o potrzebach bliźnich. Nie zawsze jednak musimy być dla innych dostępne, zagłuszając własne potrzeby. Kobieta ma prawo mówić głośno, wyrażać swoją opinię i prosić partnera o zaspokojenie jej potrzeb w łóżku. Może się zdarzyć, że ktoś nazwie ją trudną – mimo że nikt nie określiłby tak zachowującego się podobnie mężczyzny. Ten byłby „w pozytywnym znaczeniu wymagający”, „pewny siebie”, „wiedziałby, czego chce”. Kobiety też mają prawo stać twardo na własnych nogach i upewniać się, że ich głos jest przez innych słyszany. Wszyscy na tym skorzystają.

Od przedstawicielek płci pięknej wymaga się również podporządkowania pewnym normom. Zakładamy, że każda z nas marzy o związku i dzieciach. Nawet lider pewnej fińskiej partii politycznej publicznie zwoływał kobiety na „kółko porodowe”. Z tego samego powodu często litujemy się nad singielkami. Zakładamy, że są wyalienowane i straszymy je samotną starością. Często nie jest to jednak kwestia samotności, a autonomii. Nawet bezdzietność – ta, która jest czyimś życiowym wyborem – może wywoływać zdumienie i potępienie. A przecież kobieta ma pełne prawo zadecydować, że chce żyć samotnie, na własnych warunkach i według własnych zasad. Może uprawiać seks z partnerem, z którym nie tworzy związku, chodzić na imprezy swingersów, spotykać się z wieloma mężczyznami bez większych zobowiązań. Nie wszyscy chcą czy potrzebują stałej, bliskiej relacji. Również rodzinę można w dzisiejszych czasach zakładać na wiele sposobów. W rozdziale drugim przyjrzymy się bliżej temu, jakie wyzwania stawia kobiecej seksualności na drodze do orgazmu zarówno samotność, jak i życie w związku.

Mam dużą rodzinę. Choć prowadzę zabiegane życie, zawsze trzymałam się mocno mojej kobiecości. Uważam, że to jedyna część mnie, która naprawdę odzwierciedla to, kim jestem.