Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
56 szkiców o czytaniu książek i o ich wzajemnych związkach autorstwa niedoścignionego erudyty.
Autor tej książki uważa się za medium, poprzez które rozmawiają ze sobą inne książki. Gdyby nie on, może by się nie spotkały. Z tych spotkań spisuje fragmenty rozmów tego, co napisane, z tym, co wyczytane, tego, co wyczytane, z tym, co domyślane, tego, co domyślane, z tym, co tylko przypuszczalne, tego, co przypuszczalne, z tym, co zaledwie widmowe. Ale z zasady przepędza zmyślone. Taki ta książka proponuje styl lektury.
Gdyż w opozycji do historii literatury widzi w ścisłym czytaniu królową wszech nauk nieścisłych.
Dziewięćdziesiąt procent tego, co o pisaniu i czytaniu wiadomo, zawdzięczamy naukom o literaturze. Autora tej książki interesuje pozostałe dziesięć procent.
"Interesują go wszelkie odnogi literatury, jej ścinki, ukosy, zagubione kiedyś lub zerwane nitki w ściegu. Wielkim bohaterem zbioru jest więc heterologia, Inność. »Świat staje się labiryntem, gdy zabłądzi do niego Inny« – pisze Gondowicz. A pisze to jako znamienity krytyk i jako filolog, który w swoich lekturach kopie głęboko i wyraźnie wbrew nurtowi, idąc w ślad za innymi amatorami bocznych dróg i strychów – Brunonem Schulzem, Franzem Kafką, Witkacym (którzy są także bohaterami esejów). Przy tym warszawskiego krytyka jak zawsze nie opuszcza gombrowiczowski humor, więc trochę dostaje się tym, którzy używają Baudrillarda i Derridy, »by zostać doktorem«". (z recenzji Kamili Dzikiej-Jurek pt. Trzymając literaturę za guzik zamieszczonej w miesięczniku "Znak")
O AUTORZE
Jan Gondowicz, ur. w 1950 r., literaturoznawca bardzo niezależny, tłumacz i wydawca. Autor bestiariusza Zoologia fantastyczna uzupełniona, książekeseistycznych Pan tu nie stał, Paradoks o autorze, Duch opowieści, monografiiTrans-Autentyk. Nie-czyste formy Brunona Schulza, a także licznych opracowań i przekładów. Za przekład Ćwiczeń stylistycznych Raymonda Queneau otrzymał Nagrodę „Literatury na Świecie” w dziedzinie poezji. Był nominowany do Nagrody im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego (2015) oraz do Nagrody Literackiej Gdynia (2015) w kategoriiesej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 404
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla Elizy
Klub Diogenes
(...) Całkiem niedawno, bo w lutym, byłem świadkiem promocji zbioru ciekawych prób eseistycznych Michała Szymańskiego Przebicia. Rozmowa o książce przyniosła godną uwagi konfrontację eseistycznej quasi-formy z całkiem już amorficznym szkicem literackim, która to nazwa określać może wszystko. Jako posiadacz esprit d’escalier, skądinąd właściwego eseistom, dopiero poniewczasie znalazłem kryterium zdolne rozdzielić jedno od drugiego. W tym celu niezbędny jest jednak tłumacz grecki.
Jak pamiętają ci, dla których piszę, Sherlock Holmes miał brata, siedem lat starszego, który przewyższał go w kunszcie dedukcji. Mycroft Holmes przewija się przez trzy opowieści, z których ostatnia, Tajemnica Bruce-Partington, zdradza, iż jako szara eminencja brytyjskiego rządu „czasem sam bywa tym rządem”. Ale to pierwsza, Grecki tłumacz, objaśnia jego obyczaje. Śledztw Mycroft nie prowadzi, bo nie znosi wstawać z fotela. Za to obraca w głowie najsroższe cudze zagadki. „Jego wielki mózg przypomina szafę z przegródkami, z których informacje mogą zostać użyte w każdej chwili”. Gardząc wszelkim uznaniem, należy do jednego tylko klubu, który sam zresztą założył, o nazwie Klub Diogenes. To przystań dla dżentelmenów, którzy nie pasują do innych klubów. Niczym Diogenes w beczce (dość luksusowej zresztą) chcą dać się ponieść myślom, gdzie wzrok nie sięga, z tym jednym życzeniem, by nikt się nie wtrącał. I tu Conan Doyle streszcza regulamin, którego liberalizm dorównuje stanowczości.
„Woli raczej, aby myślano, że się pomylił – mówi o bracie Sherlock – niż gdyby miał się trudzić nad wykazaniem słuszności swych poglądów”. Oto pochwała bezinteresowności, a zarazem dewiza prawdziwego eseisty. Ślepić przez lupę, gonić, brać jakieś typy za kołnierz, to jest, rzec chciałem, tłuc się gdzieś wśród turystów, użerać po hotelach, zwiedzać do upadłego, indagować tubylców – to dobre dla autora szkiców, które zawsze mają w sobie coś z wyprawy. Eseista zaś co najwyżej wpatrzy się w fotografie i przymknąwszy powieki, powróci myślą do zdarzeń, które w swoim czasie na zapas był przeżył. Jedyne eksplozje, z jakimi ma do czynienia, to wybuchy pamięci. Ocala godność myślenia traktowanego jako sztuka. I o ile uczony (a zresztą i polityk) ma szansę odnieść sukces tylko wtedy, gdy wszystkich wokół przekona, że zna drogę do celu, o tyle eseista (być może jak filozof) dociera niekiedy do celu tylko wówczas, gdy uświadomi sobie, że drogi nie zna. A nawet nie zna celu. Oto, czemu właściwym środowiskiem eseju jest Klub Diogenes, a patronować mu winien Mycroft Holmes, odlany z tej samej formy, co nasz Jerzy Stempowski. I nic dziwnego: Grecki tłumacz zawitał na łamy londyńskiego „The Strand Magazine” w tym samym 1893 roku, w którym w Krakowie przyszedł na świat Jerzy Stempowski.
Wzór tych dwu dżentelmenów, z których każdy bywał tyleż dyplomatą, co szarą eminencją, wskazuje, że eseista dzielić winien z nimi pewną właściwą im cechę: nad wiedzą, co powiedzieć, prymat wiedzy, czego nie powiedzieć.
fot. Stefan Okołowicz
Autor tej książki uważa się za medium, poprzez które rozmawiają ze sobą inne książki. Gdyby nie on, może by się nie spotkały. Z tych spotkań spisuje fragmenty rozmów tego, co napisane, z tym, co wyczytane, tego, co wyczytane, z tym, co domyślane, tego, co domyślane, z tym, co tylko przypuszczalne, tego, co przypuszczalne, z tym, co zaledwie widmowe. Ale z zasady przepędza zmyślone. Taki ta książka proponuje styl lektury. Gdyż w opozycji do historii literatury widzi w ścisłym czytaniu królową wszech nauk nieścisłych.
Dziewięćdziesiąt procent tego, co o pisaniu i czytaniu wiadomo, zawdzięczamy naukom o literaturze. Autora tej książki interesuje pozostałe dziesięć procent.