Czas przeszły zapisany - Andrzej Ryba, Leszek Kubiak - darmowy ebook

Czas przeszły zapisany ebook

Andrzej Ryba, Leszek Kubiak

0,0
0,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

„Niniejszy zbiór zawiera obszerny szkic, pióra prof. Sylwii Galij-Skarbińskiej i mojego pt. „Środowisko akademickie Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu w latach osiemdziesiątych XX wieku”. Jego zadaniem jest zarysowanie sytuacji na uczelni w czasach legalnej i podziemnej „Solidarności”, ze szczególnym uwzględnieniem wszelkich przejawów oporu społecznego wobec komunizmu. Dalej opublikowaliśmy dziesięć pamiętników działaczy NZS z lat osiemdziesiątych XX wieku. Mają one różny charakter. Autorzy niektórych próbują całościowo opisać swoją aktywność opozycyjną w czasie studiów. Inni świadomie koncentrują się na pewnych szczegółach, wybranych wydarzeniach.”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 519

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury
Redakcja i opracowanie: Wojciech Polak, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu, ORCID:https://orcid.org0000-0002-6069-2876 Sylwia Galij-Skarbińska, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu, ORCID:https://orcid.org/0000-0003-1799-4243 Michał Damazyn, Centrum Badania Historii „Solidarności” i Oporu Społecznego w PRL, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu, ORCID:https://orcid.org/0000–0001–6304–7904
Książka powstała pod merytorycznym nadzorem naukowym Centrum Badania Historii „Solidarności” i Oporu Społecznego w PRL, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu
Recenzenci: prof. dr hab. Mirosław Golon, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu dr Judyta Bielanowska, Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku
Projekt znaczka NZS UMK wykorzystanego na okładce jest autorstwa Marka Żaka.
Przygotowanie do druku:GRAFIKO, Krzysztof Pałubicki
Wydawca: Fundacja Historia.pl 80-885 Gdańsk Wały Piastowskie 1/1508 tel. (+48) 509 750 116
ISBN 978-83-66649-95-8
© Copyright by Fundacja Historia.pl and authors of texts and Wojciech Polak, Sylwia Galij-Skarbińska, Michał Damazyn
Konwersja:eLitera s.c.

Pamięci zmarłych działaczy

Niezależnego Zrzeszenia Studentów

Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu:

Zbyszka Nowka, Zbyszka Umińskiego,

Grzesia Misiakowskiego, Marka Reddigka,

Marka Żaka, Janusza Wandiuka,

Małgorzaty Nowak, Julka Krajniaka,

Mariusza Klimaszewskiego, Janusza Chatłasa,

Janusza Gulczyńskiego, Krzyśka Michalskiego,

Agnieszki Wojciechowskiej, Andrzeja Bokińca

i innych

Wojciech Polak

ZAMIAST WSTĘPU...

Pamiętniki są dla historyka źródłem niezwykle ciekawym i wartościowym. W przeciwieństwie do źródeł urzędowych zawierają one, oprócz faktografii, także warstwę refleksyjną, pozwalającą zrozumieć sposób myślenia ludzi w przeszłości, motywy ich działania, rozterki, triumfy i rozczarowania. Owa warstwa faktograficzna w pamiętnikach jest także odmienna w dokumentacji aktowej. Zawiera często opisy wydarzeń pozornie błahych, czasem anegdotycznych, a w istocie ważnych dla zrozumienia rozmaitych spraw.

Niezależne Zrzeszenie Studentów było dziełem pokolenia lat osiemdziesiątych XX wieku, do którego mam zaszczyt zaliczać się. Pełni zapału przystąpiliśmy do walki o wolną Polskę, aczkolwiek nikt nie wiedział kiedy i w jaki sposób ta wolność dokona się. Wielu z nas nie zdawało sobie sprawę z ceny jaką trzeba będzie za swoją aktywność zapłacić. Nie wiedzieliśmy, że będą to nie tylko esbeckie przesłuchania i zatrzymania na 48 godzin, ale także wielomiesięczne internowania, aresztowania i pobyty w więzieniach, a także miesiące tułaczki – ukrywania się przed SB.

Po latach opisałem losy toruńskiego NZS z lat osiemdziesiątych m.in. w książce „Najtrudniejsze egzaminy” i we fragmentach książki „Czas ludzi niepokornych”[1]. Korzystałem wtedy z relacji setek osób, które jednak znajdowały się tylko w moich notatkach. Teraz udało się namówić dziesięciu działaczy NZS UMK do spisania swoich wspomnień, które publikujemy w niniejszej książce. Inicjatorem przedsięwzięcia jest mój Przyjaciel – Andrzej Ryba, posiadający ogromne zasługi w utrwalaniu pamięci o „Solidarności” i NZS lat osiemdziesiątych.

Niniejszy zbiór rozpoczyna obszerny szkic, pióra prof. Sylwii Galij-Skarbińskiej i mojego pt. „Środowisko akademickie Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu w latach osiemdziesiątych XX wieku”. Jego zadaniem jest zarysowanie sytuacji na uczelni w czasach legalnej i podziemnej „Solidarności”, ze szczególnym uwzględnieniem wszelkich przejawów oporu społecznego wobec komunizmu. Dalej opublikowaliśmy dziesięć pamiętników działaczy NZS z lat osiemdziesiątych XX wieku. Mają one różny charakter. Autorzy niektórych próbują całościowo opisać swoją aktywność opozycyjną w czasie studiów. Inni świadomie koncentrują się na pewnych szczegółach, wybranych wydarzeniach. Myślę, że jedne i drugie pamiętniki są ciekawe i wartościowe.

Chciałbym w tym miejscu podziękować wszystkim autorom pamiętników, którzy znaleźli czas, żeby poszperać nieco w zakamarkach pamięci, a potem przelać swoje wspomnienia na papier. Wiem, że nie było to łatwe, zwłaszcza w czasach epidemii. Tym większa jest moja wdzięczność.

Pamiętniki zostały opracowane i zredagowane oraz opatrzone w przypisy wysiłkiem prof. Sylwii Galij-Skarbińskiej, ks. dr. Michała Damazyna oraz prof. Wojciecha Polaka.

Wojciech Polak, Sylwia Galij-Skarbińska

ŚRODOWISKO AKADEMICKIE UNIWERSYTETU MIKOŁAJA KOPERNIKA W TORUNIU W LATACH OSIEMDZIESIĄTYCH XX WIEKU

Przystosowanie i opór z jednego wyrastały pnia: był nim imperatyw trwania. Trwania narodu w wymiarze biologicznym i kulturowym oraz trwania państwa polskiego, zabezpieczającego kulturowy byt Polaków [...]. Współwystępowanie przystosowania i oporu na różnych poziomach – polityki, kultury, życia zawodowego, życia powszedniego, a także w różnych wymiarach – intelektualnym, emocjonalnym, moralnym pociągało za sobą głębokie konsekwencje. Zapewniało przetrwanie, ale dla wielu [...]okazało się niszczące, powodując spustoszenie duchowe i deprywacje związane z kompromisami ponad miarę [...]

Krystyna Kersten[2]

Środowisko

Kiedy w 1945 roku decyzją władz powstał w Toruniu Uniwersytet Mikołaja Kopernika, od razu stał się szczególnie ważnym „obiektem” zainteresowania władz partyjnych zarówno na szczeblu centralnym jak i lokalnym. Edukacja była bowiem jednym z obszarów na którym władza ludowa chciała mieć w Polsce monopol. W ten sposób mogła kontrolować wychowanie i kształtowanie młodego człowieka w myśl komunistycznej ideologii, tak by zapobiec w przyszłości powstawaniu na tym polu silnych odśrodkowych nurtów antysystemowych o szerokim polu oddziaływania. Podporządkowanie środowisk tworzącej się przyszłej inteligencji było zatem sprawą kluczową. Osiągnąć to można było tylko w jeden sposób, wytaczając wobec nich cały arsenał środków i metod jakimi dysponowała policja polityczna – oręż w rękach władzy w walce z narodem.

W przypadku Torunia, sprawa zepchnięcia tworzącego się uniwersytetu do roli kuźni przyszłej prosystemowej elity intelektualnej z początku wydawała się prosta. Sądzono bowiem, że młody uniwersytet można bez problemu podporządkować. W krótkim czasie okazało się, że toruńskie środowisko akademickie sprawia wiele trudności i szerzą się w nim „postawy wywrotowe” i zaostrza się „walka ideologiczna”. Rolę i wagę tej ostatniej podkreślał w 1957 r. (z perspektywy 12 lat funkcjonowania uniwersytetu) I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Bydgoszczy Feliks Baranowski, podczas plenum KW PZPR w Bydgoszczy. Mówił wówczas: Uniwersytet to bardzo ważna placówka. Tam przygotowuje się kadry, które mają stanąć i prowadzić dalej budownictwo socjalizmu w naszym kraju. Tam przygotowuje się kadry naukowe, które winny rozwijać naukę w oparciu o naszą marksistowską metodologię. Uniwersytet toruński winien być tą placówką, która będzie promieniować na całe społeczeństwo, a nasza organizacja partyjna winna stanowić czołowy oddział w walce na froncie ideologicznym. Jest to zbyt wielka sprawa, abyśmy ją mogli wypuścić z rąk. Dlatego zrobimy wszystko, co jest możliwe, ażeby szalę walki ideologicznej, jaka z wielką ostrością toczy się na uniwersytecie, przechylić na nasza stronę, na stronę socjalizmu[3].

Niewątpliwie u źródeł owej „walki ideologicznej” leżało kilka czynników: wileńskie, a także lwowskie tradycje uniwersytetu, niezależna działalność naukowa, organizatorska, często powiązana z Kościołem Katolickim, a także reakcje jakie niewątpliwie musiały nastąpić w obliczu kolejnych kryzysów społeczno-politycznych. Żywe i silne tradycje wileńskie i lwowskie przynieśli ze sobą naukowcy wywodzący się z Uniwersytetu Stefana Batorego i Uniwersytetu Jana Kazimierza (warto w tym miejscu dodać, że stamtąd wywodzili się pierwsi rektorzy uczelni). To zwłaszcza ci naukowcy otwarcie ignorowali narzucaną odgórnie metodologię marksistowską, zarówno w pracy dydaktycznej jak i naukowej. W tym okresie na szczególną uwagę zasługuje postawa profesorów m.in.: Konrada Górskiego, Karola Górskiego, Mariana Gumowskiego, Henryka Elzenberga, Tadeusza Czeżowskiego, Ludwika Kolankowskiego. Na początku lat pięćdziesiątych spora grupa, uznanych za „reakcyjnych” profesorów i młodszych pracowników uniwersytetu została zwolniona lub odsunięta od zajęć dydaktycznych[4]. W późniejszym okresie, kiedy zmalała represyjność ze strony władz, w coraz większym stopniu otwarcie ignorowano narzucane odgórnie wymogi ideologiczne. Dla przykładu można tu podać wykłady prof. Artura Hutnikiewicza o literaturze emigracyjnej, na które dobrowolnie uczęszczali studenci różnych kierunków, czy też działalność jeszcze wówczas docenta Stanisław Salmonowicza, współpracującego z paryską „Kulturą” i Radiem „Wolna Europa”[5]. Można również przytoczyć w tym miejscu sprawę doc. Ludmiły Roszko, która zorganizowała zgromadzenie świeckie o nazwie Instytut Miłosierdzia Bożego, za co została skazana, po głośnym procesie, na 2 lata więzienia w zawieszeniu[6]. Niektórzy naukowcy z UMK byli wykładowcami w Zakonnym Niższym Seminarium Duchownym w Toruniu, prowadzonym przez oo. redemptorystów na toruńskich Bielanach[7].

Władze drażniło także zaangażowanie środowiska akademickiego w działalność powstałego w 1958 r. Klubu Inteligencji Katolickiej w Toruniu (głównie naukowcy)[8], a także Duszpasterstwa Akademickiego, prowadzonego od 1948 r. przez oo. jezuitów przy Kościele p.w. Świętego Ducha. Władza od samego początku funkcjonowania duszpasterstwa zdawała sobie sprawę z jego wielkiego wpływu na młodzież, stąd też wszystkimi siłami starała się kontrolować te środowiska, wykorzystując m.in. tajnych współpracowników.

Tak też było w Toruniu od chwili powstania Duszpasterstwa Akademickiego, które pokrywa się z początkami uniwersytetu i powrotem jezuitów w 1945 r. Opiekę duszpasterską nad środowiskiem akademickim w Toruniu, tuż po powstaniu uniwersytetu w 1945 r., objęli księża z kościoła pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Pierwszymi duszpasterzami byli: ks. Franciszek Jank, następnie księża: Witold Pietkun, Zygfryd Kowalski i Stanisław Ringwelski. Kościół Ducha Świętego stał się oficjalnie świątynią akademicką w okresie, gdy rektorem UMK w latach 1946–1948 był profesor Ludwik Kolankowski. Wówczas Senat Uniwersytetu Mikołaja Kopernika oficjalnie zaaprobował przejęcie przez jezuitów opieki nad środowiskiem akademickim[9]. Pierwszym oficjalnym duszpasterzem akademickim w powojennym Toruniu został o. Stanisław Bajko, od 1948 r. zastąpiony przez o. Mieczysława Nowaka. Kolejni duszpasterze to: o. Władysław Janczak, o. Wacław Niedźwiadek (od 1953 r.), o. Longin Szymczukiewicz (od 1958 r.) i przybyły w 1963 r. do Torunia o. Władysław Wołoszyn[10]. I to właśnie on odegrał w nim wielką rolę. Stał się inspiratorem wielu działań podejmowanych przez młodzież akademicką[11]. Głównym celem duszpasterstwa oo. jezuitów w Toruniu był rozwój intelektualny i duchowy młodzieży, poszerzanie horyzontów myślowych w takich dziedzinach jak: filozofia, sztuka, teologia, historia, literatura, nauki społeczne. Duszpasterstwo organizowało spotkania, odczyty, wykłady, dyskusje o kwestiach z obszaru teologii, ale także historii, polityki, ekonomii na które zapraszano wybitnych działaczy, naukowców, publicystów z całego kraju. Prowadzono regularnie Studium Myśli Chrześcijańskiej – kilkudniowe cykle odczytów i wykładów poświęconych nie tylko problematyce religijnej, ale także nurtującym problemom z zakresu spraw społecznych, politycznych i historii.

Jak wskazuje Krzysztof Stachewicz, tematyka spotkań była bardzo rozległa i obejmowała w zasadzie wszystkie gałęzie nauki i sztuki. Reprezentowane były nauki przyrodnicze (fizyka, kosmologia, biologia) i ich implikacje filozoficzne (kosmos, ewolucja, cybernetyka), biblistyka, socjologia, antropologia kulturowa, psychologia, historia, historia sztuki, literatury, Kościoła, ekonomia, medycyna, seksuologia, matematyka, polonistyka, rusycystyka, filologia klasyczna, prawo, polityka[12].

Wśród prelegentów byli artyści malarze, poeci, aktorzy, publicyści, pisarze, krytycy sztuki, krytycy filmowi i literaccy, redaktorzy, działacze społeczni i polityczni. Bywali w Toruniu na cyklach wykładowych filozofowie, etycy, teolodzy. Reprezentowali łącznie 35 dziedzin nauki i sektorów kultury. Często prelegenci zapraszani byli wielokrotnie, jak np. etyk Andrzej Szostek, filozof Wojciech Chudy, biblista Henryk Muszyński, historyk Bohdan Cywiński, filozofowie przyrody i nauki Michał Heller i Józef Życiński, biblista Waldemar Chrostowski. To tu można było zobaczyć i posłuchać Karola Wojtyłę, Józefa Tischnera, Michała Hellera, Stefana Swieżawskiego, Stanisława Grygiela, Zofię J. Zdybicką, Klemensa Szaniawskiego, Andrzeja Grzegorczyka, Jana Andrzeja Kłoczowskiego, Jacka Salija, Michała Głowińskiego, Andrzeja Kijowskiego, Stanisława Barańczaka, Wiktora Woroszylskiego, Jana Twardowskiego, Władysława Hasiora, Tadeusza Mazowieckiego, Stefana Bratkowskiego, Andrzeja Stelmachowskiego, Lecha Falandysza, Janusza Ziółkowskiego, Stanisława Brzozowskiego, Henryka Muszyńskiego, Romana Brandstaettera, Zbigniewa Lengrena, Wiesława Juszczaka, Jacka Sempolińskiego, Stefana Kisielewskiego i wielu innych[13].

Frekwencja na referatach wynosiła od stu do tysiąca osób, wyraźnie wzrastając z czasem. Wojciech Polak wspominał po latach: Na wykłady organizowane przez O. Wołoszyna chodzić należało. Czyniła tak cała toruńska inteligencja, a jeżeli nawet młodsi studenci kierowali się początkowo snobizmem, to szybko dochodzili do wniosku, że na owe wykłady po prostu chodzić warto[14].To wszystko wymykało się spod kontroli władz, a zarazem sprawiało, że z wielkim zaangażowaniem prowadzono rozpracowanie tego środowiska.

Młody uniwersytet, tworząc dopiero własną historię i tradycję, w różnym stopniu reagował także na kolejne kryzysy polityczne i gospodarcze w PRL. Lata pięćdziesiąte były niewątpliwie trudne dla toruńskiego ośrodka. Oprócz problemów wewnętrznych[15], społeczność żywo reagowała na wydarzenia roku 1956. Uczelnia, stała się miejscem, w którym gwałtownej krytyce poddawano stalinowskie metody rządzenia i składano propozycje głębokich reform. To m.in. wydarzenia października 1956 r. na uniwersytecie doprowadziły do odsunięcia ze stanowiska dwóch twardogłowych polityków w regionie: I i II sekretarza KW PZPR[16]. W okresie popaździernikowej odwilży na uczelni powstało wiele kół naukowych, a także inicjatyw kulturalnych. Cieszyły się one początkowo dużą dozą niezależności, uczyły studentów krytycznego myślenia, integrowały społeczność akademicką.

Środowisko toruńskich naukowców i studentów nie pozostało bez reakcji na wydarzenia marca 1968 r. Zorganizowano wiec, który zgromadził około 800 osób, przeważnie studentów. Przybył nań nawet ówczesny rektor prof. Witold Łukaszewicz i spore grono naukowców. Mimo, że rektor uczelni stwierdził nielegalność wiecu, pozostał na nim w charakterze obserwatora, przede wszystkim by zapobiec zorganizowaniu pochodu, który zostałby najpewniej rozbity przez oddziały milicji obywatelskiej i SB, czekające w pogotowiu[17]. Uchwalono rezolucję, wzorowaną na rezolucji studentów Uniwersytetu Warszawskiego. Żądano w niej m.in. uwolnienia wszystkich uwięzionych studentów i pracowników naukowych, przywrócenia na studia studentów relegowanych z uczelni, rekompensaty dla poszkodowanych uczestników zajść, ukarania winnych wtargnięcia milicji i bojówkarzy na uczelnie, podania pełnej listy ofiar i winnych, sprostowania fałszywych relacji podawanych w prasie na temat zajść, jawności życia politycznego, nieskrępowanego rozwoju kultury polskiej. W tym miejscu należy podkreślić, że tylko nieliczni młodsi pracownicy naukowi poparli działania i rezolucje toruńskich studentów. Żaden z profesorów o wielkim autorytecie oficjalnie takiego poparcia nie udzielił[18].

***

Cechą charakterystyczną systemów totalitarnych było występowanie tzw. „drugiego życia”[19]. Sztucznie narzucony system, w którego instytucjonalny kształt był oparty tylko i wyłącznie na ideologicznej wizji, nie spełniał warunków przetrwania. Społeczeństwo było zmuszone wytworzyć pewne nieformalne mechanizmy, które pozwoliły by mu w nim funkcjonować. Doskonale to widać na przykładzie środowiska toruńskiego. Niechęć do totalitarnego systemu i ideologii naukowcy i studenci wynosili nierzadko z domów o tradycjach niepodległościowych i patriotycznych. Nawet ci, którzy włączali się w działalność ZMP, ZMS, SZSP i innych organizacji ściśle powiązanych z PZPR tkwili nierzadko w swoistej schizofrenii. Co innego głosili oficjalnie, co innego myśleli a nawet mówili w zaufanym gronie przyjaciół.

Przed Sierpniem

Lata siedemdziesiąte to nowy okres w dziejach uniwersytetu, mimo, że praktycznie aż do ich schyłku środowisko nie uaktywniło się opozycyjnie. Był to niewątpliwie czas wielkich nadziei – jeszcze nie na zmianę systemu – ale na wyjście z kryzysu politycznego i gospodarczego. Owe nadzieje wspierała jeszcze wizja rozbudowującego się uniwersytetu, poszerzania bazy dydaktyczno-naukowej, możliwości zawierania kontaktów i umów z ośrodkami zachodnimi[20]. Uczelnia jeszcze w połowie lat siedemdziesiątych stanowiła zamknięty „mikroorganizm”, który w ten sposób usiłował zapewnić sobie minimum autonomii[21]. Oczywiście podejmowano dyskusje związane z aktualnymi wydarzeniami polityczno-społecznymi, jednak prawdziwa kontestacja zrodziła się dopiero w drugiej połowie lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku – a dokładnie w 1978 roku głownie w środowisku studenckim.

W „opozycji przedsierpniowej” działali aktywnie m.in.: Stanisław Śmigiel, Wiesław Cichoń, Konrad Turzyński, Klemens Baranowski, Krystyna Kuta, Mirosława Sędzikowska, Wiesław Janowski, Andrzej Huniewicz, Krystyna Antowska (obecnie: Antowska-Śmigiel), Jan Wyrowiński, Anna Wyrowińska, Antoni Stawikowski, Małgorzata Stawikowska, Robert Ziemkiewicz, Paweł Raszkowski, Andrzej Wiskirski, Piotr Jankowski, Teresa Kruszewska, Zbigniew Wysocki, Józef Adamczyk, Janina Ochojska (obecnie Ochojska-Okońska), Jan Szejka, Małgorzata Złotucha (obecnie Złotoucha-Wymysłowska), Emilia Karolewska, Barbara Polak, Barbara Chojnicka (obecnie Jackowska), Anna Czerwińska (obecnie Wangin), Krzysztof Karczewski, Marek Berak, Andrzej Trombala, Eugeniusz Świderek, Bogusław Mansfeld, Katarzyna Kałamajska-Liszcz, Krzysztof Liszcz, Ryszard Ziarkiewicz, Jan Sordyl, Wojciech Richtel, Tamara Mączarowska, Grażyna Chmiel, Lidia Oniszczuk (obecnie: Brzozowska), Zbigniew Nowek, Alina Walukiewicz.

Opozycjoniści, powiązani przede wszystkim z Komitetem Samoobrony Społecznej „KOR”, a także z Ruchem Młodej Polski i Konfederacją Polski Niepodległej, przemycali bibułę, drukowali ulotki, urządzali akcje kolportażu ulotek i plakatów (m.in. w obronie represjonowanych) prowadzili działalność samokształceniową, organizowali tajne prelekcje niezależnych naukowców i opozycjonistów z innych ośrodków z którymi nawiązywali współpracę. Organizowano też wykłady i spotkania w ramach Towarzystwa Kursów Naukowych. Odbywały się one średnio raz w miesiącu, a nawet częściej, w akademikach lub w mieszkaniach prywatnych. Brali w nich udział głównie członkowie wspomnianych już grup opozycyjnych. Wiele spotkań nie dochodziło do skutku z powodu zatrzymywania wykładowców przez MO i SB na Dworcu Głównym lub w mieście.

W tym samym czasie powstała, złożona głównie ze studentów historii, grupa zajmująca się przywożeniem z Warszawy i kolportażem wydawnictw niezależnych. Dopiero w drugiej połowie 1979 r. ruszył na większą skalę przerzut wydawnictw niezależnych z Warszawy, które kolportowano następnie m.in. na uczelni. Przywożono książki wydawane przez „Nową”, a także gazetki Komitetu Obrony Robotników: „Głos”, „Biuletyn Informacyjny KOR”, „Robotnika”. SB nigdy nie wpadła na ślad działającej od jesieni 1978 r. na terenie Torunia Biblioteki Społecznej, której początek dał zbiór książek z wydawnictw emigracyjnych Antoniego Stawikowskiego, a następnie inne kolekcje prywatne. Największa z nich była własnością prof. Józefa Kozłowskiego i jego żony – doc. Barbary Narębskiej. Oboje oni byli wybitnymi artystami plastykami i pracownikami Wydziału Sztuk Pięknych. Z zagranicy przywozili duże ilości bibuły, którą następnie chętnie udostępniali m.in. studentom i pracownikom UMK. Dużą kolekcję książek przekazał też bibliotece Wiesław Cichoń (działacz związany z UAM w Poznaniu), większą część z nich niestety skonfiskowała SB w czasie jednej z rewizji. Stałe dostawy książek z wydawnictw emigracyjnych zapewniał Bibliotece Społecznej wuj Stawikowskiego – Arno Gerkewitz. Wzbogacano też bibliotekę o podziemne wydawnictwa krajowe, przywożone z Warszawy[22].

Aktywnym opozycjonistą przed sierpniem 1980 r. był Zbigniew Nowek, student prawa na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, rodem z Bydgoszczy.W latach 1974–1978 Zbigniew Nowek uczył się I Liceum Ogólnokształcącym im. Ludwika Waryńskiego (obecnie Cypriana Kamila Norwida) w Bydgoszczy. Jego największym przyjacielem był kolega z klasy Maciej Kapczyński. W tym czasie atmosfera w kraju stawała się napięta. W 1976 r. powstał Komitet Obrony Robotników (KOR), a następnie inne organizacje opozycji demokratycznej. Od 1977 r. Maciej Kapczyński zaczął dostawać od swojego, związanego z KOR, kuzyna Piotra Kapczyńskiego (który studiował w Szkole Głównej Planowania i Statystyki w Warszawie) „Biuletyn KOR”, a także rozmaite inne ulotki i gazetki. Czytali je razem ze Zbigniewem Nowkiem, a następnie pożyczali innym osobom. Początkowo byli to raczej dorośli niż koledzy z klasy. Nowek z Kapczyńskim założyli też własne archiwum wydawnictw podziemnych, które przechowywali w piwnicy. Maciej Kapczyński na bieżąco trzymał bibułę, w pamiętającej II wojnę światową, skrzyni po granatach. Nowek i Kapczyński dyskutowali także na temat założenia w przyszłości niezależnego wydawnictwa drukującego książki. W 1978 r., po maturze Zbigniew Nowek rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu (UMK), a Piotr Kapczyński na Akademii Medycznej w Gdańsku. Nadal jednak prowadzili wspólnie działalność opozycyjną. Wkrótce nawiązali kontakty z gdańskimi Wolnymi Związkami Zawodowymi (WZZ), a przez Macieja Kuronia z warszawskim Studenckim Komitetem Solidarności (SKS). Zbigniew Nowek i Maciej Kapczyński brali udział w niektórych akcjach SKS i WZZ. Kolportowali też wydawnictwa podziemne na terenie Bydgoszczy. Na przykład latem 1979 r. rozklejali ulotki (po klatkach schodowych w Bydgoszczy) w obronie represjonowanego działacza opozycji z Grudziądza Edmunda Zadrożyńskiego.[23]

Maciej Kapczyński podczas studiów w Gdańsku kontynuował bliską współpracę ze swoim kuzynem Piotrem – wtedy już znanym gdańskim opozycjonistą. Wiosną 1980 r. Piotr Kapczyński, Maciej Kapczyński i Zbigniew Nowek postanowili stworzyć własne wydawnictwo podziemne. Zdobyli zapas papieru, powielacz „Cyklos” (na korbę) dostali od Bogdana Borusewicza. Mieszkanie, w którym umieszczono powielacz, zgromadzono papier, farbę i inne potrzebne materiały było własnością Józefa Przybylskiego (pracownika „Budimoru”) w Nowym Porcie, przy ulicy Władysława IV. W czerwcu 1980 r. Zbigniew Nowek przyjechał do Gdańska i wraz z Kapczyńskimi zamknął się na wiele tygodni w podziemnej drukarni. Początkowo drukowali wszyscy. Z czasem wykształcił się jednak podział ról. Maciej Kapczyński i Zbigniew Nowek zajmowali się drukowaniem a Piotr Kapczyński głównie sprawami organizacyjnymi. Druk nie był łatwy. Dysponowali jedynie farbą offsetową, która nie bardzo nadawała się do powielacza (była za gęsta), zatykała tkaninę na wałku i na drukowanych kartkach powstawały białe plamy. Powielacz hałasował, więc po uwagach sąsiadów skierowanych do Józefa Przybylskiego, Zbigniew Nowek i Maciej Kapczyński wyłożyli drzwi i okna kocami, po mieszkaniu chodzili w samych skarpetach a mówili przyciszonym głosem. Z mieszkania wychodzili rzadko, pracowali także przez całe noce, śpiąc niekiedy po dwie godziny na dobę. Jedzenie przywoził im uczynny przyjaciel i bardzo aktywny opozycjonista – Ryszard Pusz. W lipcu i sierpniu Nowek i Kapczyńscy wydrukowali „Dokumenty cenzury” (część materiałów wywiezionych z Polski przez zbiegłego do Szwecji cenzora Tomasza Strzyżewskiego i przekazanych do dyspozycji KSS „KOR”) i raport Konwersatorium Doświadczenie i Przyszłość pt. „Jak z tego wyjść”. Tekst raportu Piotr Kapczyński i Zbigniew Nowek uzyskali w Warszawie, dzięki pomocy Jadwigi Staniszkis. Nakład obu książek wynosił około 3 tysięcy egzemplarzy. Część z nich była kolportowana w Warszawie kanałami Komitetu Obrony Robotników. Akcja transportu ich do stolicy była niezwykła. Sporą część nakładu zawieźli pociągiem w ogromnych walizach Piotr i Maciej Kapczyńscy oraz Zbigniew Nowek. Przygoda z drukiem mogła dla całej trójki zakończyć już w tym momencie, gdyż przed dworcem stał wóz milicyjny. Funkcjonariusze patrzyli podejrzliwie na osobników w dźwigających ogromne pakunki, ale zapewne nie chciało im się interweniować. W Warszawie książki dostarczono do Ewy Milewicz, Piotra Naimskiego, Macieja Rayzachera, Henryka Wujca i Teresy Boguckiej.[24]

W sierpniu 1980 r., do drukarni Wydawnictwa „Alternatywy”, gdzie pracowali Zbigniew Nowek, Maciej Kapczyński i Piotr Kapczyński, przyjechał Bogdan Borusewicz. Jego przybycie wywołało pewną konsternację. Sytuacja w kraju i w regionie była napięta. Od lipca 1980 r. strajki ogarniały coraz to nowe zakłady pracy. SB usilnie poszukiwała Bogdana Borusewicza, chcąc go aresztować. Jego osobiste przybycie do tajnej, zakonspirowanej drukarni było bardzo ryzykowne. Borusewicz poprosił drukarzy o wydrukowanie kilkuset ulotek w obronie zwolnionej z pracy w Stoczni Gdańskiej Anny Walentynowicz. Zbigniew Nowek, Maciej Kapczyński i Piotr Kapczyński, spełnili tę prośbę z nadmiarem. Nakład ulotek wyniósł, z inicjatywy drukarzy, ok. 6–8 tysięcy egzemplarzy. Motyw tego działania był oczywisty. Kapczyńscy i Nowek obawiali się, że Borusewicz przyjdzie jeszcze raz po dodruk, woleli więc od razu wydrukować więcej. Bogdan Borusewicz wywiózł ulotki z drukarni taksówką. Zostały one następnie rozrzucone w Stoczni oraz w kolejce elektrycznej i stały się jedną z przyczyn pamiętnego strajku, rozpoczętego 14 sierpnia 1980 r.[25]

***

Wydarzenia lat osiemdziesiątych otworzyły nowy rozdział w dziejach uniwersytetu. Nie sposób w jednym artykule opisać wszystkich podejmowanych inicjatyw, można jednak pokusić się o próbę syntezy. Wyznaczyć kluczowe czynniki wpływające na wydarzenia na UMK: powstanie i działalność „Solidarności”, NZS, struktur poziomych UMK, akcje opozycyjne, represje ze strony władz partyjnych i Służby Bezpieczeństwa w kontekście zachodzących zmian w poszczególnych okresach.

Od Sierpnia do Grudnia (1980–1981)

Żywa reakcja na wydarzenia na Wybrzeżu w 1980 r. doprowadziła do powołania na toruńskiej uczelni struktur „Solidarności” i NZS jeszcze we wrześniu. Zmianę nastrojów kadry naukowej i studentów ukazują akta sprawy operacyjnego rozpracowania prowadzonej przez SB od lipca 1980 r. pod krypt. „Merkury”[26]. Tajni współpracownicy, których raporty stanowią podstawę sprawy, donosili m.in. o wielkiej wrzawie, oczekiwaniu zmian na eksponowanych stanowiskach politycznych, usunięcia się w cień skompromitowanych polityków i działaczy, a także entuzjazmie jaki towarzyszył tworzeniu na uczelni pierwszych niezależnych struktur związkowych. W jednym meldunków czytamy:

Na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu ukonstytuował się – obejmujący zasięgiem swego oddziaływania całą uczelnie – Komitet Założycielski Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych „Solidarność”, skupiający szacunkowo około 80 procent zatrudnionych. Zdecydowana większość członkostw i aktywistów nowego związku to ludzie stojący na gruncie socjalizmu, a wysuwane w dyskusjach postulaty większych swobód obywatelskich, demokracji, jak również krytyka popełnianych w przeszłości błędów służyć mają – w intencji zabierających głos – umocnieniu socjalizmu demokratycznego przy zachowaniu kierowniczej roli partii. Jest także grupa osób, którzy choć ostrożnie – wysuwają koncepcję zmian ustrojowych, w kierunku „umiarkowanego kapitalizmu” na wzór Finlandii czy Austrii.

Komitet Założycielski nie prowadzi obecnie działalności merytorycznej, lecz zamierza jedynie przygotować i przeprowadzić (po zatwierdzeniu związku przez sąd wojewódzki w Warszawie) wybory do władz NSZZ. Jako formy działania na przyszłość widzi się równoległy do przedstawicieli ZNP udział we wszystkich organach samorządnych uczelni i reprezentowanie w nich opinii zrzeszonych pracowników. Sądzi się jednak, że w ruchu związkowym szkół wyższych dominować będzie ośrodek warszawski, jako największe skupisko pracowników naukowych.

Odnośnie ruchu studenckiego Komitet Założycielski akceptuje jego pełną autonomiczność, stąd też chce ograniczyć się do wzajemnych konsultacji bez ambicji do kierowania młodzieżą. Naukowcy spodziewają się, że z początkiem nowego roku akademickiego powstanie nowy „wieloświatopoglądowy” związek studencki, jego komitet założycielski nie ma dotychczas autorytetu na uczelni, ale kadra wstrzymuje się od jego oceny do czasu przyjazdu gros młodzieży[27].

Proces tworzenia obydwu struktur przebiegał bardzo szybko. Już 1 września w Bazie Techniczno-Magazynowej powstał Komitet Organizacyjny nowego związku na UMK. Na zebraniu wybrano jego prezydium. Przewodniczącym został Andrzej Kryszak a jego zastępcą Leszek Gulewski. Około połowy września Komitet zgłosił akces do MKZ. Rektor Bohr od początku podszedł do inicjatywy bardzo życzliwie. Dał temu wyraz już na pierwszym spotkaniu 12 września 1980 r. przyznając związkowcom pomieszczenie w rektoracie – co oznaczało faktyczne uznanie związku jako reprezentacji pracowników.

W tym samym czasie zebrania założycielskie odbywały się na wszystkich jednostkach organizacyjnych UMK. W połowie września zebranie założycielskie nowego związku odbyło się w Instytucie Fizyki. Jego inicjatorem był dr Jerzy Wieczorek, którego wybrano na delegata do tworzonego Zakładowego Komitetu Założycielskiego nowego związku. Następnie odbyły się zebrania w innych jednostkach organizacyjnych uczelni. Na Wydziale BiNOZ delegatem wybrano prof. Juliusza Narębskiego, w Instytucie Chemii – dr Lucynę Tomaszewską, na wspólnym zebraniu Instytutu Astronomii i Katedry Radioastronomii – mgr. Eugeniusza Pazderskiego. Trzeba zaznaczyć, że pracownicy UMK masowo zapisywali się do nowego związku. W grudniu 1980 r. już ok. 2000 pracowników UMK w 21 oddziałach było członkami „Solidarności”, w maju liczba ta wzrosła do około 2100[28]. Na ogólnym zebraniu w Auli UMK – 18 września utworzono oficjalnie Zakładowy Komitet Założycielski (ZKZ) i wybrano jego Prezydium w składzie: prof. Juliusz Narębski (przewodniczący), dr Jerzy Wieczorek (wiceprzewodniczący), Leszek Gulewski i dr Lucyna Tomaszewska. Zadecydowano też, że nie będzie to związek autonomiczny, lecz wchodzący w skład „Solidarności”. W późniejszym okresie prezydium związku poszerzyło się o kolejne osoby[29].

Pod koniec października Komitet Założycielski NSZZ „Solidarność” na UMK przyjął projekt działania, w którym postulował m.in.: konieczność walki o przywrócenie autonomii wyższych uczelni oraz wprowadzenia demokratycznych mechanizmów zarządzania. Akcentowano też konieczność kontroli podziału funduszu płacowego oraz wprowadzenie reprezentantów Związku do ciał kolegialnych uczelni. Delegaci uczelni uczestniczyli również w odbywającym się 28 października zebraniu Ogólnopolskiej Komisji Pracowników Nauki przy NSZZ „Solidarność”[30].

Na jesieni wybrano władze oddziałowe związku, zaś 2 grudnia 1980 r. odbyło się Walne Zebranie Delegatów NSZZ „Solidarność” na UMK. Powołano na nim Komisję Uczelnianą (42 osoby: 21 delegatów oddziałów i 21 osób wybranych podczas zebrania) z historykiem – prof. Tadeuszem Grudzińskim na czele. Kilka dni później Komisja wybrała Prezydium w składzie: dr Andrzej Lewandowski (wiceprzewodniczący), dr Jerzy Wieczorek (wiceprzewodniczący), Bogumił Makowski, dr Błażej Wierzbowski, Leszek Gulewski, prof. Józef Stanisław Kwiatkowski, Maria Sum, prof. Jerzy Tomaszewski.

Po ustąpieniu prof. Tadeusza Grudzińskiego z funkcji przewodniczącego Komisji Uczelnianej na funkcję tą został wybrany podczas II Walnego Zebrania Delegatów (27 maja 1981 r.) prof. Jan Głuchowski z Wydziału Prawa i Administracji[31]. Należy też dodać, że uczelniana „Solidarność” od lipca 1981 r. miała swoich trójkę swoich przedstawicieli w Zarządzie Regionu (byli nimi mgr Zbigniew Bobiński, dr Błażej Wierzbowski i dr Andrzej Lewandowski).

Równie szybko – 16 września na UMK ukonstytuował się Tymczasowy Komitet Założycielski (TKZ) Niezależnego Zrzeszenia Studentów Polskich[32]. W apelu informującym o powstaniu TKZ umieszczono w trzynaście postulatów, które określono jako „ogólnoakademickie”[33]. Wkrótce, podczas zjazdu (na Politechnice Warszawskiej) przedstawicieli 60 grup założycielskich nowej organizacji studenckiej ustalono jej nazwę: Niezależne Zrzeszenie Studentów. Oficjalnie NZS UMK założone zostało na wiecu założycielskim, który odbył się 23 października 1980 r. Na czele Zrzeszenia w Toruniu stanął opozycjonista i student prawa, Zbigniew Nowek. Kilka dni wcześniej TKZ NZSP wydało specjalną ulotkę w której zapraszano do przybycia do Auli UMK na Bielanach. Czytamy w niej m.in.:

W naszej historii każde pokolenie musiało w którymś momencie decydować o losie Ojczyzny. Dla nas taki moment nadszedł teraz. Jest to sprawdzian naszego patriotyzmu i nasz wielki obowiązek moralny. Wszyscy musimy podjąć działania na rzecz odnowy życia w Polsce.

W naszym środowisku pierwszym krokiem do tego jest powołanie niezależnej organizacji studenckiej. Organizacja taka stwarza warunki, w których każdy student będzie mógł działać zgodnie ze swoim sumieniem. Tylko taka sytuacja daje szansę sukcesu[34].

Oprócz Zbigniewa Nowka czołowymi działaczami NZS UMK byli: Andrzej Chatłas, Wojciech Wrzecionkowski, Wiesław Janowski, Grażyna Łętowska (obecnie: Raszkowska), Marek Wachnik, Jacek Stryczyński, Jacek Partyka, Ryszard Brejza, Piotr Rydel, Rajmund Niszczota, Adam Szumlas, Robert Ziemkiewicz, Małgorzata Zbigniewicz (obecnie: Czołowska), Hanna Zbigniewicz (obecnie: Skupin), Joanna Perkowska (obecnie: Muszyńska), Piotr Gierszewski, Grzegorz Górski, Grzegorz Misiakowski, Jacek Kalas, Wojciech Polak, Maria Chojnicka (obecnie: Adamkiewicz), Iwona Perlicka (obecnie: Król), Marek Żak, Waldemar Adamkiewicz, Mirosław Maciejewski, Mieczysław Gliński, Dariusz Gaicki, Kazimierz Mordaszewski, Czesław Skonieczny, Piotr Jankowski, Jerzy Witkowski, Zbigniew Zygora, Zbigniew Berent, Krzysztof Żebrowski, Honorata Muszyńska (obecnie: Puzio), Bożena Kaźmierczak (obecnie: Słomińska), Joanna Kaźmierczak (obecnie: Pietrzak), Marek Reddigk. NZS UMK prowadził aktywną działalność wydawniczą, samokształceniową, kulturalną. Najważniejszym pismem wydawanym przez NZS UMK był „Immunitet”, którego redaktorką naczelną była Grażyna Łętowska[35].

Faktycznie związkowi studenckiemu pozostawiono autonomię działania. Władze uczelni, szczególnie rektor Ryszard Bohr, podobnie jak w przypadku „Solidarności” podchodził do organizującego się zrzeszenia z dużą życzliwością. Dzięki temu przydzielono studentom lokal z telefonem i maszyną do pisania oraz powielacz[36]. Powstanie zrzeszenia wywołało krytykę ze strony działającemu na uczelni Socjalistycznego Związku Studentów Polskich. O wiele bardziej atrakcyjny był bowiem dla studentów nowy związek powstały na fali społecznego wzburzenia, aniżeli skostniałe struktury reżimowego zrzeszenia. Sami działacze toruńskiego SZSP przyznawali zresztą później, że ich związek przegrał wojnę propagandową z NZS [37].

Powstająca organizacja zrzeszała ludzi o dość różnych poglądach i przyjętym systemie wartości. Łączył ich szacunek do polskiej tradycji narodowej, idee tolerancji, szacunku dla innych kultur i narodów zwłaszcza tych ciemiężonych dyktaturą proletariatu. Za cel najwyższy uznawali niepodległość – choć widzieli różne drogi do niej prowadzące. Było więc naturalne, że z czasem organizacja coraz bardziej się upolityczniła i zaangażowała w bieżące konflikty z władzą. Bodźcem do działania dla jej członków była przede wszystkim wrażliwość moralna na krzywdę wyrządzaną przez wynaturzony system komunistyczny jednostkom i całemu społeczeństwu. Większość członków Zrzeszenia nastawiona była zdecydowanie antykomunistycznie, chociaż na zewnątrz nie było to w pełni artykułowane, gdyż mogło utrudnić działanie organizacji. Naturalnym oparciem dla nowej organizacji studenckiej była „Solidarność”. Wielu studentów, aktywnie włączających się w inicjatywy związkowe, widziało w Zrzeszeniu „Solidarność Studencką”.

Wydarzenia w kraju nie pozostały także bez wpływu na środowisko partyjne, w którym pojawił się nurt reformatorski. Ruch struktur poziomych w PZPR narodził się na toruńskim uniwersytecie. I wydarzenia jakie miały tam miejsce odbijały się echem w wielu ośrodkach[38]. Jeszcze 27 października 1980 r. powołana została Komisja Konsultacyjno-Porozumiewawcza Organizacji Partyjnych. Największą rolę odgrywali w niej działacze z uniwersytetu i Zakładów Przemysłu Okrętowego „Towimor”. Ich celem była walka o demokratyzację PZPR, niezależność prasy partyjnej oraz jawność informacji finansowych i personalnych w partii. Drogą do niego miało być zwoływanie oddolnych narad działaczy niższego szczebla, udzielanie wotum nieufności członkom podstawowych organizacji partyjnych działających w wyższych instancjach, tworzenie własnego programu działania PZPR. Domagali się też szybkiego zwołania nadzwyczajnego zjazdu PZPR, na którym miałyby być przeprowadzone reformy. Czołowymi działaczami toruńskich struktur poziomych ze strony UMK byli: dr Lech Witkowski, mgr Andrzej Zybertowicz, mgr Roman Bäcker, doc. Marian Kallas, prof. Wiesław Lang. Najważniejszym doradcą struktur poziomych był doc. Kazimierz Wajda. Zarówno na szczeblu centralnym jak i lokalnym aparat partyjny postrzegał toruńskie struktury poziome jako poważne zagrożenie. 24 listopada 1980 r. Wojewódzka Komisja Kontroli Partyjnej w Toruniu podjęła decyzje o usunięciu z partii I sekretarza Komitetu Zakładowego PZPR w „Towimorze” – Zbigniewa Iwanowa. Posunięcie to stało się swoistym symbolem. Rodzima organizacja partyjna Iwanowa w „Towimorze” nie uznała tej decyzji i pełnił on w niej nadal funkcję sekretarza PZPR[39].

Działalność partyjnych reformatorów, jako wymierzona przeciwko „betonowemu aparatowi PZPR” i zmierzająca do rozszerzenia swobód obywatelskich budziła z jednej strony szacunek, z drugiej wątpliwości u działaczy związkowych. Nierzadko byli to przecież ludzie popierający „Solidarność”, a nawet uczestniczący w jej akcjach protestacyjnych. Komitet Uczelniany PZPR na UMK, który był opanowany przez tzw. „poziomki”, popierał szereg postulatów dotyczących demokratyzacji kraju, a zgłaszanych przez „Solidarność”[40]. W oświadczeniu z 18 lutego 1981 r. wyraził też uznanie dla studenckiej akcji strajkowej w Toruniu a także zadowolenie z rejestracji NZS[41]. Nieco wcześniej w telegramie do premiera Wojciecha Jaruzelskiego Komitet Uczelniany zaprotestował przeciwko jednostronnym relacjom w telewizji, dotyczącym strajku łódzkiego[42]. Także po wydarzeniach marcowych w Bydgoszczy wyraził swoje najwyższe oburzenie[43].

Wkrótce zaczęło się okazywać, że rzeczywiste szanse struktur poziomych na przeprowadzenie poważniejszych reform w partii są znikome. Zniechęcony (a poza tym skonfliktowany z uczelnianymi liderami struktur poziomych na UMK)[44] Zbigniew Iwanów oddał na przełomie kwietnia i maja 1981 r. legitymację PZPR. Następnie zajął się pracą w NSZZ „Solidarność” i w Toruńskim Komitecie Obrony Więzionych za Przekonania. Wkrótce został wiceprzewodniczącym Zarządu Regionu toruńskiej „Solidarności”[45]. Porażka struktur poziomych w walce z partyjnym betonem przed i podczas IX zjazdu PZPR w lipcu 1981 r. spowodowała zdecydowane zbliżenie także innych działaczy „poziomek” do „Solidarności”.

Pojawienie się struktur związkowych implikowało liczne inicjatywy. Jesienią 1980 r. i wiosną 1981 r. NZS UMK rozwinęło aktywną działalność. Zrzeszenie podjęło działalność na kilku płaszczyznach. Przede wszystkim spełniało rolę związku zawodowego studentów, interweniując w wielu sprawach dotyczących spraw bytowych i kształcenia. NZS walczyło też o reformę programów studiów, odnosząc na tym polu duże sukcesy[46]. Prowadzono również działalność samokształceniową, organizowało spotkania z głośnymi ówczesnymi opozycjonistami (m.in. prof. Edwardem Lipińskim, Mirosławem Chojeckim, Adamem Michnikiem)[47]. Organizowano także obchody świąt narodowych, skazanych przez komunistów na zapomnienie (Święto Odzyskania Niepodległości – 11 Listopada, rocznica uchwalenia Konstytucji 3 Maja) oraz rocznic wydarzeń historycznych (zbrodni katyńskiej, wypadków marcowych w 1968 r.)[48].

Bardzo sprawnie działały biblioteki wydawnictw niezależnych, zorganizowane na wszystkich wydziałach. Mieściły się one najczęściej w wydziałowych lokalach Zrzeszenia lub pokojach w akademikach. Zachował się wykaz książek z biblioteki Wydziału Mat.-Fiz.-Chem., sporządzony przez aktywnego działacza NZS – Pawła Rzoskę. Liczy on 247 pozycji i nie obejmuje całości zasobu tej biblioteki. Bibliotekę na Wydziale Nauk Ekonomicznych, liczącą blisko 200 pozycji prowadził Jacek Bonk. W DS-1 znajdowała się biblioteka Wydziału Humanistycznego, prowadzona przez studentów Andrzeja Rybę i Sławomira Marcysiaka. Zgromadzone książki były czasami wykorzystywane na zajęciach na historii, polonistyce i innych kierunkach[49]. Biblioteką na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi kierowali studenci Piotr Gierszewski i Zbigniew Zygora. Oprócz „Immunitetu” o czym była już mowa, od 1981 r. regularnie wydawano „Informator NZS UMK”. Ukazywało się także pismo „Minitor” (redagowane przez Wiesława Janowskiego i Jacka Kalasa). Organizacja uczelniana „Solidarności” wydawała własne pismo – „Solidarność UMK. Biuletyn Informacyjno-Publicystyczny”. W 1981 r. się cztery obszerne numery. Redaktorką naczelną była Agnieszka Bojarska. Do nieformalnej rady redakcyjnej wchodzili też: mgr Roman Bäcker, prof. Leon Jeśmanowicz i dr Roman Kiżuk. Wiosną 1981 r. NZS UMK wydał na powielaczu książkę Leszka Moczulskiego „Rewolucja bez rewolucji”. Okładkę do niej sporządzili studenci Wydziału Sztuk Pięknych – techniką linorytu. Druga książka, wydrukowana przez Wydawnictwo NZS UMK, to „Zniewolony umysł” Czesława Miłosza, z przedmową prof. Artura Hutnikiewicza. Dużą zasługę w staraniach o jej wydanie miał student matematyki Wiesław Janowski[50].

Toruńskie środowisko opozycyjne włączało się do wszystkich ówczesnych konfliktów o zasięgu ogólnopolskim. W lutym 1981 r. obydwa niezależne związki zdecydowanie poparły strajk studentów uczelni łódzkich, którzy domagali się rejestracji NZS, reformy programów studiów i wprowadzenia autonomii wyższych uczelni. Dnia 16 lutego 1981 r. w Auli UMK odbył się wiec, na którym zadecydowano o przystąpieniu uczelni do strajku. Dzień później studenci rozpoczęli okupowanie budynków. Akcja strajkowa została zorganizowana przez NZS w sposób bardzo sprawny. Zakończyła się ona 18 lutego 1981 r. na wieść o podpisaniu tzw. porozumienia łódzkiego. Porozumienia łódzkie większość spraw natury ogólnospołecznej pozostawiały nie załatwionymi. Trafiły one do tzw. protokołów rozbieżności. Przewodniczący NZS na Uniwersytecie Łódzkim – Wojciech Walczak, w rozmowie telefonicznej ze Sztabem Strajkowym w Toruniu podkreślał, że o postulaty te studenci będą walczyli później, przy wsparciu „Solidarności”.[51]

Udało się jednak uzyskać szereg ustępstw władzy w sprawach akademickich. Omówimy najważniejsze. W pierwszym punkcie porozumienia minister nauki, szkolnictwa wyższego i techniki deklarował, że akceptuje i gwarantuje niezależność uczelni w sprawach naukowych, dydaktycznych i wewnątrz organizacyjnych. Rektorzy, prorektorzy, dziekani, prodziekani dyrektorzy instytutów i ich zastępcy mieli być wybierani na uczelni. Jedną trzecią składu ciał kolegialnych mieli stanowić studenci. Były to wprawdzie rozwiązania prowizoryczne, ale minister zobowiązywał się popierać je w pracach nad ustawą o szkolnictwie wyższym. Umożliwiono głęboką reformę tzw. przedmiotów społeczno-politycznych. O treściach nauczanych w ramach tych przedmiotów miały decydować wyłącznie rady wydziałów. Minister zobowiązał się uzyskać uchylenie do końca maja 1981 r. uchwały Rady Ministrów o praktykach robotniczych studentów. Umożliwiono uczelniom zniesienie obowiązku nauczania języka rosyjskiego. Znoszono tzw. prohibity biblioteczne. Wydawnictwa niezależne mogły się odtąd ukazywać na uczelniach w sposób legalny, pod warunkiem umieszczenia na nich adnotacji: „Do użytku wewnątrzuczelnianego” lub „Do użytku wewnątrzorganizacyjnego”. Minister oświadczał też w jednym z punktów, że publikacje naukowe i dydaktyczne wyższych uczelni nie podlegają cenzurze. Inny punkt stwierdzał jednak, że taki projekt znajduje się jedynie w przygotowywanym projekcie ustawy o cenzurze. Zniesiono tzw. miejsca rektorskie i ministerialne przy rekrutacji na studia. Ciała kolegialne uczelni uzyskały prawo przedłużania okresu studiów do 5 lat. Uproszczono podpisywanie przez dziekana wniosku o paszport. W kwestii szkolenia wojskowego i obronnego nie udało się zbyt wiele uzyskać. Komisja Międzyresortowa stwierdziła w protokole rozbieżności, że Ministerstwo Obrony Narodowej pracuje nad reformą zasad spełniania obowiązku służby wojskowej przez studentów. Reasumując stwierdzić należy, że porozumienie łódzkie poszerzało autonomię polskich uczelni, ograniczało indoktrynację ideologiczną studentów, umożliwiało rejestrację NZS[52].

Natychmiastowa i zdecydowana reakcja środowiska studenckiego UMK nastąpiła także jesienią 1981 r., kiedy trwały akcje protestacyjne na wyższych uczelniach w Polsce. Ich przyczyny były dwojakie. Po pierwsze – środowiska akademickie bulwersował konflikt w Wyższej Szkole Inżynierskiej w Radomiu, gdzie rektorem został, wybrany w niedemokratyczny sposób, niepopularny profesor Michał Hebda. Po drugie – ogromny niepokój budziło przewlekanie przez władze procedury uchwalenia w sejmie nowej, bardziej demokratycznej ustawy o szkolnictwie wyższym. W listopadzie 1981 r. strajkowali studenci większości uczelni polskich. Po długich dyskusjach Zarząd Uczelniany toruńskiego Zrzeszenia także podjął decyzję o rozpoczęciu strajku. Została ona zaakceptowana przez wiec studentów w Auli UMK w dniu 17 września 1981 r. Strajk rozpoczął się 19 listopada 1981 r. Przez większą jego część okupowano prawie wszystkie budynki dydaktyczne oraz domy studenckie. Postulaty strajkujących były dwa: przeprowadzenie demokratycznych wyborów rektora w Wyższej Szkole Inżynierskiej w Radomiu i zaprzestanie blokowania przez władze prac nad uchwaleniem ustawy o szkolnictwie wyższym. Strajkiem kierował Zarząd Uczelniany NZS, przekształcony w Komitet Strajkowy UMK. Poszczególne strajkujące budynki miały własne Komitety Strajkowe. Strajk był bardzo dobrze zorganizowany. Dzięki przychylności władz rektorskich i solidarności mieszkańców Torunia i okolic nie było kłopotów z żywnością. Służby informacyjne strajku wydawały „Biuletyn Strajkowy” zawierający najświeższe informacje. W sumie ukazało się jego 29 numerów.

Pomimo niezałatwienia problemu konfliktu radomskiego i nie uchwalenia ustawy o szkolnictwie wyższym, większość uczelni zaprzestała strajku w dniach 8–10 listopada 1981 r. Wpłynęły na to dwa czynniki: deklaracja Konferencji Rektorów Wyższych Uczelni, że zajmie się ona sprawą Radomia i losem studentów z Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej (gdzie akcja protestacyjna została brutalnie przerwana przez interwencję ZOMO i komandosów) a także apel Prymasa Polski Józefa Glempa o zaprzestanie strajku. Toruńscy studenci zaniechali akcji protestacyjnej w dniu 9 grudnia 1981 r., po burzliwych naradach i dyskusjach[53].

Niezależne związki, jak i cała społeczność UMK solidarnie występowały w sytuacjach kryzysowych. Dnia 27 marca 1981 r., po słynnych wypadkach bydgoskich, w całej Polsce odbył się czterogodzinny strajk ostrzegawczy (największy, pod względem ilości uczestników, strajk w dziejach ludzkości). W Regionie Toruńskim wzięło w nim udział 235 zakładów pracy i instytucji[54]. Strajkował także UMK w Toruniu. Dnia 25 marca 1981 r. Utworzony został Ogólnouczelniany Komitet Strajkowy UMK. W skład jego prezydium weszli: profesor Tadeusz Grudziński (NSZZ „Solidarność”), Zbigniew Nowek (NZS), Piotr Kowalski (Związek Nauczycielstwa Polskiego), Krzysztof Lankauf (Komitet Uczelniany PZPR na UMK, opanowany przez tzw. „struktury poziome”) i Wacław Jabłoński (Socjalistyczny Związek Studentów Polskich)[55]. Komitet przeprowadził czterogodzinny strajk ostrzegawczy w dniu 27 marca 1981 r., a następnie miał zorganizować strajk generalny na UMK w dniu 31 marca (do którego ostatecznie nie doszło).

Zaangażowanie działaczy struktur niezależnych miało olbrzymi wpływ na proces demokratyzacji uczelni. Przejawem tego są reformy przeprowadzone w programach nauczania w połowie lutego 1981 r. (zob. przyp. 46) i pierwsze od kilkunastu lat, wybory władz dziekańskich i rektorskich. Rektorem wybrany został współpracujący z opozycją, wielki zwolennik istnienia niezależnego samorządu studenckiego, prof. Stanisław Dembiński[56], zaś prorektorami: profesor Jan Kopcewicz, doc. Władysław Bojarski, doc. Sławomir Kalembka.

W stanie wojennym

Proces demokratyzacji uczelni brutalnie przerwało wprowadzenie stanu wojennego. UMK był jedynym toruńskim zakładem pracy, w którym 13 grudnia 1981 r. podjęto całodniową akcję strajkową. W rektoracie od wczesnego rana przebywała grupa działaczy i członków „Solidarności” z dr. Andrzejem Lewandowskim na czele. Z okna wywiesili oni flagę „Solidarności”. Z pomocą przybyłego do rektoratu redaktora pisma toruńskiej „Solidarności” – „Wolnego Słowa” Włodzimierza Tribusa, oraz Andrzeja Zybertowicza została napisana ulotka informująca o działaniach przeciwko Związkowi i aresztowaniu działaczy, zaczynająca się od słów Do wszystkich Polaków. Pojawił się w niej też apel o podjęcie działań protestacyjnych, przewidzianych w takich wypadkach statutem Związku. Ulotkę powielano na kserografie. Wieczorem, wobec wiadomości o opanowaniu wszystkich toruńskich zakładów przez siły bezpieczeństwa, działacze „Solidarności” zadecydowali o rozejściu się do domów [57]. W dniach 13 i 14 grudnia 1981 r. dokonali oni jednak zabezpieczenia dokumentów i przedmiotów będących własnością Związku[58]. Zawieszenie zajęć na uczelni, nie sprzyjało szerszej i zorganizowanej działalności konspiracyjnej wśród studentów. Należy jednak podkreślić, że były czynione próby zamanifestowania sprzeciwu wobec działania władz. Jeszcze 13 grudnia studenci związani z NZS wydrukowali ulotkę, która o 6 rano i została rozrzucona po kościołach Torunia. Kilka dni później, na uratowanym przed konfiskatą powielaczu, studenci podjęli druk ulotek. Odbili ich ok. siedmiu tysięcy i rozprowadzili po toruńskich zakładach pracy[59].

W okresie stanu wojennego internowanych zostało piętnastu studentów, wielu działaczy ukrywało się, jednocześnie działając w podziemiu (np. Zbigniew Nowek, który jako jedna ze 199 najbardziej poszukiwanych osób przewidzianych do internowania ukrywał się w Gdańsku, gdzie zaangażował się w działalność podziemnego wydawnictwa „Alternatywy”[60], czy Wiesław Janowski, który ukrywając się także aktywnie włączał się w działalność podziemia solidarnościowego[61]). Spośród pracowników UMK internowano 8 osób[62]. W kolejnych miesiącach konspiracyjny chaos został zastąpiony przez zorganizowaną działalność struktur podziemnych. I tutaj rolę w ich tworzeniu odegrali pracownicy UMK. Weszli w skład utworzonego w lutym 1982 r. Tymczasowego Prezydium Zarządu Regionu[63], także w skład tzw. grupy kierowniczej, faktycznie koordynującej prace podziemne. Troje weszło w skład utworzonej w 1983 roku podziemnej Regionalnej Komisji Wykonawczej NSZZ „Solidarność” Regionu Toruńskiego, utworzonej w 1983 r. Pracownicy UMK uczestniczyli także w utworzonym w 1982 roku tzw. Tajnym Konwencie Doradców Regionu. Struktura ta miała charakter opiniodawczo-konsultacyjny. Jej celem było ustalanie dyrektyw politycznych dla Związku, dyskusja nad dokumentami i tekstami programowymi. Obradowano w mieszkaniach prywatnych. W skład Konwentu w różnych okresach jego działalności do roku 1989 wchodzili m.in.: Antoni Stawikowski, Andrzej Tyc, Ryszard Musielak, Stanisław Dembiński, Jarosław Zaremba, o. Władysław Wołoszyn SJ, Marian Kallas, o. Jacek Pleskaczyński SJ, Jacek Karwowski, Włodzimierz Wincławski, Jacek Stankiewicz, Andrzej Kędzierski, Adam Czarnota[64]. Najważniejszym przejawem działalności „Solidarności” podziemnej na UMK był kolportaż wydawnictw. Dwoma głównymi ośrodkami kolportażu na UMK były Instytut Fizyki i Instytut Chemii.

Z kolei studenci utworzyli w styczniu 1982 r. podziemną strukturę NZS. Kierowali nią faktycznie dwaj członkowie Zarządu Uczelnianego: Grzegorz Górski i Wojciech Polak. Wspomagały ich inne osoby: Joanna Perkowska (obecnie Muszyńska), Jerzy Dogiel, Jerzy Nielepiec, Zbigniew Zyglewski, Marek Faber, Roman Dzienisik, Honorata Muszyńska (obecnie Puzio), Iwona Perlicka (obecnie Król), Zbigniew Zygora, Maria Chruścik (obecnie Dzienisik), Janina Wojnarowska, Grzegorz Misiakowski, Tadeusz Chrzanowski (wtedy już po studiach) i in. Grupa ta dysponowała powielaczem, na którym drukowała pismo społeczno-kulturalne pt. „Jeszcze tym razem”, rozpowszechniane kanałami podziemnej „Solidarności” w Toruniu, głównie w zakładach pracy. Pismo miało tysiąc egzemplarzy nakładu i objętość od 4–10 stron. Ukazało się pięć numerów, oraz dwa numery dodatku pt. „Gryf”. Natomiast na uczelni rozkolportowano wiosną 1982 r. dwa numery „Pisma Akademickiego”. Grupa prowadziła także kolportaż wydawnictw książkowych i podziemnych gazetek „Solidarności” przerzucanych z Warszawy, Krakowa, Gdańska.

Po wakacjach 1982 r. został utworzony oficjalny podziemny Tymczasowy Zarząd Uczelniany NZS. W jego skład weszli: Grzegorz Górski, Wojciech Polak, Mieczysław Mentzen, Sławomir Krotoszyński, Zbigniew Umiński i Mieczysław Gliński. Wydano kilka ulotek, przede wszystkim zaś wznowiono wydawanie „Immunitetu” (trzy numery).[65]

Prowadzono także inne formy działalności. Wojciech Polak poprzez znajomość z Grzegorzem Jasińskim z Olsztyna miał kontakt z warszawskim wydawnictwem podziemnym „Krąg”. Rozpoczęto więc sprowadzanie książek, głównie z „Kręgu”, ale także z innych oficyn. Kurierem był student polonistyki Marek Faber. Bibuła była rozprowadzana głównie w akademiku DS-6, w segmencie 109, w którym mieszkały Joanna Perkowska, Honorata Muszyńska, Urszula Strzelecka, Gabriela Ostolska i Janina Wojnarowska. Łączyło się to z dużym ryzykiem, gdyż zwłaszcza Perkowska i Muszyńska były znane esbecji z działalności w NZS. Wśród rozprowadzanych książek były m.in.: „Rok 1984” Georga Orwella, „Pożegnanie jesieni” Stanisława Ignacego Witkiewicza, „Eseje” Konstantego Jeleńskiego, „Inny świat” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, „Najnowsza historia polityczna Polski (1864–1945)” Władysława Poboga-Malinowskiego, „Dzieje Polski porozbiorowej 1795–1921” Mariana Kukiela, „Historia Polski od 11 listopada 1918 do 17 września 1939” Stanisława Cata-Mackiewicza, „Miłosz, Tyrmand, Zinowiew” Romana Zimanda, „Na nieludzkiej Ziemi” Józefa Czapskiego i in. Wydawnictwo „Krąg” przedrukowywało też „Tygodnik Mazowsze”, najlepsze i najstaranniej wydawane wówczas pismo podziemne. Kilka dostaw (po kilkaset egzemplarzy) przyszło tą drogą do Torunia.[66]

Największą dostawą książek był transport ok. 300 sztuk „Roku 1984” Georga Orwella. Podczas jednej ze środowych prelekcji w kościele ojców jezuitów, zorganizowanych przez o. Władysława Wołoszyna większość pytań wiązała się z orwellowskimi wizjami. Widać było, że duża część zebranych jest pod świeżym wrażeniem lektury tej książki.[67]

Inną formą działalności było malowanie na murach. Grzegorz Górski zorganizował grupę „nocnych malarzy”, którzy wykonali kilka razy antykomunistyczne napisy na murach Torunia. Górski sporządzał też odpowiednio spreparowane ulotki (pisane na maszynie), które były przemycane do jednostek wojskowych w Toruniu i rozprowadzane wśród żołnierzy. Wydawane były one w imieniu nie istniejącej „antyjaruzelskiej” konspiracji w wojsku.

Była też grupa ulotkowa zorganizowana przez Romana Dzienisika. Pracowali w niej m.in. chłopcy z klasy maturalnej Technikum Mechanicznego w Toruniu (m.in. Marek Żuchowski). Rozrzucała ona po Toruniu m.in. ulotki dla Zarządu Regionu przed 1 i 3 majem 1982 r.[68]

Należy podkreślić, że struktura tworzona przez Górskiego i Polaka nie monopolizowała studenckich działań opozycyjnych na UMK. Sporo było różnych innych inicjatyw. W pierwszych dniach stanu wojennego niezwykłą pracowitością i odwagą wykazała się grupa studentów matematyki, przebywających w toruńskim mieszkaniu Pawła Rzoski. Oprócz samego Rzoski należeli do niej także: Mirosław Dembiński i Barbara Oleśków. W mieszkaniu tym pisali oni, na zdobytej przez Rzoskę maszynie do pisania, lub na ocalonej maszynie NZS rozliczne ulotki. Malowali także odręczne plakaciki. Już 13 grudnia 1981 r. cała trójka rozklejała plakaciki z protestem po klatkach schodowych domów. Akcje rozklejania ulotek i plakacików były kontynuowane także w styczniu i lutym 1982 r. Ulotki były niekiedy wkładane również do skrzynek pocztowych. W ich roznoszeniu brał też udział student matematyki – Grzegorz Szulc. W redagowaniu i wytwarzaniu ulotek uczestniczył także ukrywający się Wiesław Janowski.[69]

W nocy z 8/9 lutego 1982 r. na korytarzach DS-2 pojawiły się napisy. Jeden z nich: „Studenci bądźcie ludźmi”, miał charakter dość niewinny. Drugi wyrażał radość z okazji śmierci głównego ideologa Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego – Michaiła Susłowa (25 I 1982 r.). Trzeci przedstawiał napis „PZPR”, wiszący jednak na szubienicy. Rano rozpoczęły się rewizje przeprowadzane przez esbeków i milicjantów. Przeszukiwano nawet kosze na śmiecie. Liczono na znalezienie resztek farby, co pozwoliłoby ująć autorów haseł. Na szczęście nic nie znaleziono.[70] Funkcjonariusze grasowali po akademiku, zdejmowali odciski palców ze ścian i fotografowali napisy. Do akademika przybyli dziekani Wydziału Prawa: prof. Jan Łopuski i doc. Alicja Grześkowiak. Przybył tam też komisarz wojskowy UMK płk Jan Rębarz. Stwierdził on, że to co się stało to straszliwy skandal i, że należy natychmiast wysiedlić akademik. Argumenty dziekana Łopuskiego uspokoiły jednak pułkownika, który odstąpił od swojego zamiaru. Dziekan zgodził się jednak jeszcze tego samego dnia odbyć zebranie ze studentami prawa. Miało ono miejsce w Collegium Minus. Oprócz prof. Łopuskiego wziął w nim udział wojskowy komisarz wydziału płk Kazimierz Jabłoński. Ten ostatni stwierdził, że buntownicza postawa nie może przynieść efektów – wskazują na to wszystkie przegrane przez Polaków powstania. Twierdzenie to wywołało okrzyki oburzenia ze strony studentów. Dziekan Łopuski zauważył, że mieliśmy jednak wygrane Powstanie Wielkopolskie. Podkreślił również, że władze dziekańskie solidaryzują się ze studentami i będą ich bronić. Zaapelował także o spokój. Warto dodać, że w sierpniu 1982 r. SB zrobiła rewizję w mieszkaniu dziekana Łopuskiego. Profesor był w tym czasie na Wybrzeżu. Esbecy szukali ulotek. W mieszkaniu było ich trochę, ale funkcjonariusze niczego nie znaleźli.[71]

Po akademikach krążyły wydawnictwa niezależne w dużych ilościach. Atmosferę tamtych czasów dobrze oddają wspomnienia studenta historii i członka NZS Leszka Kubiaka:

Już na początku lutego dotarły pierwsze wydawnictwa niezależne. W tym momencie ich czytanie, dyskusja nad ich treścią, przekazywanie dalej wydawały się szczególnie ważne. Nosiły znamiona oporu przeciwko kneblującej usta władzy. Po pokojach akademickich kursowały książki, gazetki i wreszcie kasety z niezależnymi kabaretami i pieśniami. To wydawało się ważne i podtrzymywało na duchu, integrowało. Dlatego chyba tak mocno było rozwijane przez środowiska studenckie, że istniała duża potrzeba przełamania monopolu informacyjnego i propagandowego komuny.[72]

Duże ilości książek niezależnych przywoził z Warszawy Paweł Rzoska. Przejął on kontakty Wiesława Janowskiego i raz w tygodniu przywoził bibułę z „Nowej” i z „Kręgu”. Współpracował z nim m.in. Zbigniew Ankiersztajn, który również jeździł do Warszawy po wydawnictwa. Książki i gazetki były rozprowadzane głównie wśród studentów.[73] Część z nich odbierała od Rzoski i rozprowadzała Katarzyna Kałamajska-Liszcz.[74]

Później kontakty Rzoski przejął Andrzej Wroński i kontynuował tą działalność aż do 1985 r. Kierował on grupą studentów wożących bibułę z Warszawy, w skład której wchodzili m.in. Jan Geras, Andrzej Groździej, Andrzej Ryba, Krzysztof Rolek, Jan Majka, Piotr Sznajderowicz, Grzegorz Sztandarski. Oprócz książek i czasopism, z warszawskiego wydawnictwa „Nowa” przywożono też firmowe okładki do kaset, które kopiowano (za zezwoleniem wydawnictwa) w Toruniu. Jan Geras przywoził też bibułę z Gdańska, od tamtejszego działacza „Solidarności” – Michała Cholewy.[75]

Po książki do Warszawy jeździł często Andrzej Wroński osobiście. Miał on swoją metodę kamuflażu. Do załadowanego książkami plecaka przyczepiał z zewnątrz zrolowany śpiwór i menażki, w ręku zaś niósł gitarę. Wyglądał wtedy jak student powracający z rajdu turystycznego. Metoda ta okazała się skuteczna – nigdy nie został zatrzymany.[76]

Książki oraz czasopisma przywożone do Torunia trafiały m.in. do mieszkania Anny Siudowskiej i pracowniczki „Geofizyki” Wandy Balawender-Czynsz. Od tej ostatniej bibułę zabierała m.in. studentka Wydziału Prawa – Barbara Janowska (Beszczyńska) i przenosiła do studentki polonistyki Aleksandry Czerniak (obecnie: Marszałkowskiej). Od niej trafiały na uczelnie i do zakładów pracy Torunia. W następnych latach (do 1987 r.) Aleksandra Czerniak przywoziła książki z Krakowa. Czasem zamiast niej bibułę przywoził Cezary Michalski, który studiował początkowo w Toruniu (polonistykę), a później w Krakowie. Wśród przywożonych książek sporo było dzieł Józefa Mackiewicza.[77]

Do Torunia książki wydawnictw niezależnych przywoził też działacz Ruchu Młodej Polski Adam Pawłowski. Mieszkał on w Krakowie a studiował w Gdańsku. W drodze do domu przywoził książki do Torunia i zostawiał u Pawła Rzoski, w celu dalszego ich kolportowania.[78]

Leszek Kubiak nie tylko brał udział w kolportażu prowadzonym przez grupę Wrońskiego. Uruchomił on razem z historykiem Janem Kulasem sieć kolportażu wydawnictw niezależnych w swoim rodzinnym Tczewie. Sam przywoził bibułę z Gdańska, m.in. od kolegi ze studiów Jana Gerasa. Sporadycznie jeździł także po książki do Lublina i Warszawy. Drugim głównym źródłem pozyskiwania książek był dla Kubiaka właśnie Toruń. Kubiak przywoził do Torunia wydawnictwa „Kręgu” a w zamian za nie dostawał od Wrońskiego bibułę z „Nowej”.[79]

Aktywność Leszka Kubiaka w Tczewie nie ograniczała się do przywożenia i kolportażu książek. Rozprowadzał także podziemną prasę: „Tygodnik Mazowsze”, „Wiadomości”, „Solidarność”(gdańską, tzw. z lwami), a także kasety z nagraniami. Kubiak wraz z liderem podziemnej „Solidarności” tczewskiej Janem Kulasem redagował miejscowe pismo podziemne – „Gazetę Tczewską”. Brał także udział (również jako referent) w wieczornych prelekcjach i spotkaniach organizowanych przez Jana Kulasa. Mogły się one odbywać dzięki pomocy parafii Podwyższenia Krzyża Świętego, patronat nad nimi sprawował ks. Feliks Kamecki.[80]

Książki z kanałów kolportażu poznańskiej „Solidarności” woził (także pozostający w powiązaniu z Andrzejem Wrońskim) Andrzej Ryba z kolegami. W nocy 26/27 lutego 1983 r. został on zatrzymany z wydawnictwami podziemnymi w poznańskim mieszkaniu. Wraz z nim zatrzymano dwóch innych studentów z Torunia: Pawła Kiszkę i Stanisława Zasadę oraz mieszkańców Poznania: Włodzimierę Paszkiewicz, Henryka Rychlewskiego, Jerzego Rychlewskiego. W mieszkaniu na które dokonano nalotu, było drukowane pismo „Solidarni”. O jego drukowanie i kolportaż oskarżono także studentów z Torunia. Wszyscy zostali tymczasowo aresztowani z postanowienia prokuratora Lecha Sławskiego.[81] 26 lutego 1983 r. dokonano rewizji w mieszkaniu Andrzeja Ryby w Gdańsku.[82] 27 lutego 1983 r. esbecja przeszukała pokoje zatrzymanych studentów w toruńskich akademikach. O prowadzenie ich sprawy wywiązał się spór kompetencyjny pomiędzy prokuraturą toruńską i poznańską. Ostatecznie wygrał Poznań. Studenci spędzili kilka miesięcy w słynnym poznańskim areszcie przy ul. Młyńskiej.[83] Listy, które próbował wysyłać Andrzej Ryba do żony Jolanty były dwukrotnie zatrzymywane przez prokuratorów (Z. Kołackiego i H. Sobolewskiego).[84] Po uchwalonej przez sejm amnestii (21 lipca 1983 r.) w dniu 26 VII 1983 r. zatrzymani zostali zwolnieni. Sąd Rejonowy w Poznaniu postanowieniami z dnia 29 sierpnia 1983 r. i 6 października 1983 r. umorzył postępowanie wobec wszystkich, na mocy amnestii.

Paweł Rzoska podjął także prace nad stworzeniem wydawnictwa, nawiązującego do tradycji Toruńskiej Oficyny Niezależnej. Wydawane książki sygnowano m.in. nazwą wydawnictwa – „Grot”. Udało mu się stworzyć dwie grupy drukujące. Lokal dla jednej grupy załatwił pracownik geofizyki – Piotr Borek. Drukowano (począwszy od lata 1982 r.) niewielkie broszurki, powielane na sitach (m.in. reportaże Jerzego Kuśmierka, broszura o pakcie Ribbentrop – Mołotow, wydana pod pseudonimem broszura „Drogi cichociemnych”, inna broszura pt. „Wygasanie Burzy” wydana w jednym zeszycie z poprzednią)[85]. Największym przedsięwzięciem wydawniczym owych grup było powielenie książki Piotra Woźniaka „Zapluty karzeł reakcji”.[86] Została ona wprawdzie wydana jeszcze przed stanem wojennym przez TON, ale część stron zaginęła i trzeba było je dodrukować na sicie. W jej druku brali udział m.in. student chemii Bogusław Andruchowicz i student fizyki Krzysztof Rolek.[87] Ci ostatni, wraz ze studentem matematyki Grzegorzem Kotem drukowali też niektóre wspomniane wyżej książki. Pracami kierowali Paweł Rzoska i Andrzej Wroński.[88]

Warto dodać, że za kontynuację TONu uważało się także wydawnictwo „Kwadrat” założone przez Stanisława Śmigla, Romana Suchowieckiego i Zbigniewa Sośnickiego w 1983 r. Drukowało ono liczne książki i cały szereg toruńskich niezależnych czasopism. W wydawnictwie tym ukazały się m.in. dwa zbiorki wierszy działaczki NZS Krystyny Kuty.[89]

Od początku stanu wojennego, przez kilka miesięcy, ulotki po klatkach schodowych rozklejali systematycznie studenci UMK: Aleksandra Czerniak (obecnie: Marszałkowska) oraz Jarosław Marszałkowski. Ulotki te sporządzała (w technikach linorytu, sitodruku oraz na powielaczu) grupa działaczy nauczycielskiej „Solidarności” z Ryszardem Grzywińskim na czele.[90] 1 maja 1982 r. „Solidarność” nauczycielska zorganizowała akcję blokowania specjalnymi wkładkami zamków patentowych w kioskach „Ruchu” na trasie przemarszu oficjalnego pochodu. Brała w niej udział także wspomniana wyżej dwójka studentów.[91]

Dwóch studentów oraz naukowiec i lekarz nagrali też wiosną 1983 r. kasetę z piosenkami o stanie wojennym, o dość szokującym tytule „Na wzwodzie”. Miały one najczęściej refleksyjny, czasem także satyryczny charakter. Kasetę podpisywał niejaki Jacek Buchowski. Był to pseudonim pod którym kryli się: adiunkt z Instytutu Fizyki Romuald Bobkowski oraz student – Andrzej Wilczewski i lekarz Andrzej Michorzewski. Bobkowski napisał muzykę, Michorzewski był autorem tekstów, Wilczewski zaś wykonawcą. Nagrywał kasety student prawa Jan Geras.[92] Kaseta miała też swoje drugie wydanie w 1984 r. pt. „Zakazane piosenki”. Niektóre piosenki nagrane na niej były emitowane w Radiu „Wolna Europa”, gdzie wykonujący zespół przestawiono jako „Podziemniaki”.[93] Andrzej Wroński, Romuald Bobkowski, Jan Geras, Carmen Geras, Jacek Niegowski i Marek Kojro wystąpili w lutym 1983 r. na Zlocie Weteranów Piosenki Studenckiej – Łodźstock 1983 w Łodzi z piosenkami o mocno opozycyjnym zabarwieniu.[94]

Studenci Torunia, na wezwania podziemnego NZS i „Solidarności”, brali udział w akcjach protestacyjnych, palili wieczorami świeczki w oknach, malowali napisy na ścianach. Było to powodem zatrzymań i przeszukań. Do dramatycznych wydarzeń doszło w Toruniu w dniach 28 kwietnia–3 maja 1982 r. Dnia 28 kwietnia studenci w domach akademickich w centrum miasta zaczęli spontanicznie skandować antyreżimowe hasła. W ramach represji milicja dokonała rewizji w akademikach. Dnia 1 maja 1982 r. duża grupa studentów wzięła, na wezwanie toruńskiej „Solidarności”, udział w „spacerze” po Bulwarze Filadelfijskim, który miał być protestem przeciwko stanowi wojennemu. Z Bulwaru manifestanci udali się pod pomnik Mikołaja Kopernika, gdzie po pewnym czasie zostali rozproszeni przez milicję. W tym dniu zatrzymano i skazano na kary kilkumiesięcznego aresztu lub grzywny (przed Kolegium do Spraw Wykroczeń) około 100 osób, w tym kilkudziesięciu studentów.

Jeszcze większe rozruchy miały miejsce w dniu 3 maja 1982 r.[95] Zasługują one na dokładniejsze opisanie. O godzinie 18 zaczęło się w Auli UMK „uroczyste spotkanie” z okazji rocznicy Konstytucji 3 Maja z wykładem historycznym prof. Jacka Staszewskiego. Pod aulą stało kilka wielkich ciężarówek pełnych zomowców. Po akademii przy obrzeżach Miasteczka Akademickiego na Bielanach krążyło sporo studentów. Szukali oni dogodnego momentu, aby zaprotestować przeciwko stanowi wojennemu. Uniemożliwiły to jednak ogromne ilości krążących funkcjonariuszy, którzy legitymowali i zatrzymywali studentów. Na przystanku autobusowym zostali wówczas aresztowani studenci archeologii: Leszek Kucharski i Sławomir Marcysiak. Z przejeżdżającego samochodu milicyjnego funkcjonariusze wypatrzyli bowiem, że mają oni przypięte do swetrów oporniki. Młodzież nosiła je wtedy powszechnie, jako symbol oporu przeciwko władzom stanu wojennego.[96]

Wieczorem we wszystkich kościołach w Toruniu, z okazji święta odprawiane były uroczyste msze. Atmosfera napięcia sięgała zenitu, głównie z powodu nieodpowiedzialnego i prowokacyjnego zachowania zomowców. Kilka dni po wypadkach „Toruński Informator Solidarności” pisał:

Od godz. 16 na Rynku Staromiejskim i w jego okolicach pojawiły się patrole ZOMO, których liczba stale rosła. Pojawiły się też wozy milicyjne. Ok. 18-tej wozy te włączyły sygnały i zaczęły objeżdżać Rynek, na którym były już zgromadzone tłumy. Jedni dochodzili powodowani ciekawością, inni udawali się na nabożeństwa wieczorne do kościoła oo. jezuitów lub Najświętszej Marii Panny na wezwanie miejscowej „Solidarności”. Z radiowozu milicyjnego wezwano ludzi do rozejścia się, po czym oddziały ZOMO w hełmach i z tarczami przystąpiły do ataku. Ludzie byli bici pałkami, kopani i wrzucani do milicyjnych wozów. Akcja trwała około pół godziny. O godzinie 19-tej w kościele oo. jezuitów była odprawiana Msza święta, w której uczestniczyła olbrzymia rzesza wiernych [w tym wielu studentów – W.P.]. Ludzie nie mieścili się w kościele. Milicja otoczyła szczelnym kordonem kościół, rynek i przylegające ulice. Tuż po godzinie 20-tej skończyło się nabożeństwo. Część ludzi opuściła kościół i przeszła spokojnie przez Rynek[97].

Na rynku znajdowały się już jednak duże oddziały ZOMO, które stanęły niezwykle blisko kościoła (ze 20 metrów od wychodzących ludzi). Ktoś krzyknął: „Gestapo”. Po chwili wszyscy już skandowali: „Gestapo! Gestapo!”ZOMO ruszyło na ludzi, którzy ciągle wychodzili z kościoła. Równocześnie oddziały zomowców ustawione we wszystkich bocznych uliczkach biegnących od rynku zaczęły odcinać ludziom drogę odwrotu. Część uciekła z owego „kotła”, reszta pozostała w środku. Oto opis wydarzeń z „Toruńskiego Informatora Solidarności”:

Pobito kalekę, którego zdążono wciągnąć do kościoła i zatrzasnąć drzwi. Tymczasem na rynku i w jego okolicach odbywały się jatki w wykonaniu ZOMO. Bito wszystko co żywe, nie wyłączając kobiet i dzieci. Wozy milicyjne w pełnym biegu wjeżdżały w grupy ludzi, oblewały wodą z działek, użyły również gazów łzawiących. Goniąc uciekających, jeździły po skwerach i trawnikach przed Muzeum Etnograficznym oraz na Placu Rapackiego. Na ul. Żeglarskiej wyciągnięto z mieszkania staruszkę chodząca o kulach i pobito, a następnie skatowano jej syna, który wystąpił w jej obronie. Akcja ZOMO trwała ok. 2 godzin. Zatrzymano bardzo wiele osób. Mieszkańcy widzieli ze swych mieszkań, że przed komendą MO przy ul. Bydgoskiej urządzano zatrzymanym ścieżki zdrowia.[98]

Zomowcy byli niewątpliwie pod wpływem pobudzających środków psychotropowych. W stanie dzikiej wściekłości pałowali oni nie tylko ludzi, ale także drzwi kościoła oo. jezuitów, podłogę w pobliskiej aptece „Pod Orłem” i autobusy na obrzeżach Starego Miasta.[99]

Otoczeni na rynku ludzie próbowali się bronić, rzucając w zomowców, czym popadło. Jeden ze studentów widział nawet, jak starsza kobieta cisnęła w kierunku zomowców ciężką metalową barierką. Trwało też skandowanie: „ZOMO – gestapo” oraz krakanie.[100] Ścigani uczestnicy zajść kryli się po klatkach schodowych (część z nich uratowali mieszkańcy starówki, wciągając do swoich mieszkań), kilku studentów spędziło noc na dachu jednej z kamieniczek.[101] Kilku studentów (m.in. Piotr Gierszewski) ukryło się w Dworze Artusa. Stamtąd piwnicami i podwórkami przeszli do ulicy Kopernika a następnie do kościoła św. Janów (obecnej katedry). Wewnątrz kościoła ukryli się we wnękach za konfesjonałami. Zomowcy wchodzili wprawdzie do środka tej świątyni, ale zachowywali spokojnie. Nikogo też wewnątrz kościoła nie zatrzymali. Po pewnym odczekaniu Piotr Gierszewski z kolegami bezpiecznie przedostali się z kościoła do akademików.[102]

Grupa osób (w liczbie zapewne ok. 200–300), w tym kilkudziesięciu studentów schowało się do kościoła oo. jezuitów (niektóre osoby w ogóle z niego po mszy nie wyszły). Wywołało to wściekłość zomowców, którzy bardzo chcieli rozprawić się także z ludźmi znajdującymi się w kościele. Podczas jednego z wypadów zomowcy wpadli do kruchty i potłukli pałkami szklane gabloty. W innym momencie jeden z ojców własnym ciałem zasłonił drzwi kościoła przed biegnącymi funkcjonariuszami. Zomowcy próbowali też bezskutecznie przedostać się na dziedziniec kościelny przez sąsiadujący z nim urząd pocztowy. Przytoczmy relację rektora kościoła jezuitów o. Waleriana Kawskiego na temat dalszych wypadków:

Mniej więcej około godziny 21 pewna ilość ludzi z kościoła prosiła, aby ich wyprowadzić przez zakrystię na ulicę Piekary, ale sami się bali iść, bo tam stał kordon milicji. Powiedziałem im, że pójdę do milicji z pytaniem czy ludzie mogą bezpiecznie przejść przez kordon. Poszedłem więc do milicjantów stojących na ulicy i zapytałem gdzie jest komendant, ponieważ chcę go prosić o wypuszczenie tych, którzy chcieli wyjść z kościoła i wrócić do domu. Zgłosił się wtedy kapitan MO (nie pomnę jego nazwiska)[103], więc przedstawiłem mu prośbę ludzi. Odpowiedział dosyć niegrzecznie, że to nasza wina, że głosimy kazania i takie są następstwa. Odpowiedziałem mu, że nigdy nie podburzałem nikogo i że jeszcze dzisiaj nawoływałem do spokojnego rozejścia się. Obiecał jednak przepuścić ludzi starszych, a młodych po stwierdzeniu tożsamości według dowodów osobistych. Kiedy zapytałem go czy wszyscy przepuszczeni będą mogli spokojnie przejść przez wszystkie kordony, zaręczył, że tak, bo on powiadomi ich jako komendant całej akcji. Powiedział mi również, że jeśli ludzie nie wyjdą z kościoła, to na mnie za to spadnie odpowiedzialność. Wielu ludzi wtedy przeszło przez kordony i wrócili do domów, ale bardzo wielu młodych ładowano do aut milicyjnych i wywożono. Kilka grup ludzi przeprowadziłem sam przez kordony i wrócili do domów, ale bardzo wielu młodych ładowano do aut milicyjnych i wywożono. Kilka grup ludzi przeprowadziłem sam przez kordon na Plac Rapackiego, aż do drugiego kordonu i powiedziałem, że komendant ich zwolnił. W ten też sam sposób jeden z moich księży przeprowadził naszego kościelnego (chłopca szesnastoletniego) z kilkoma dziewczynkami aż do kościoła [Wniebowzięcia] NMP, gdzie stojący milicjant obiecał ich dalej przeprowadzić. Na drugi dzień nasz kościelny rano nie przyszedł do pracy, a matka jego powiedziała mi, że nie wrócił do domu. Radziłem jej, aby poszła na komendę MO, przy ulicy Słowackiego, bo tam większość młodych odwożono. I tam go nie znalazła, dopiero znajomy milicjant powiedział, że Wojtek jest w Izbie dla Nieletnich. Stamtąd matka go zabrała pobitego pałkami. Natomiast naszego organistę (młodego człowieka) z kilkoma kolegami śpiewakami przepuszczono i wrócili do domów zdrowi i cali.[104]

W ten sposób opuściło kościół ok. 120 osób. Wychodziły one dziesiątkami w pewnych odstępach czasowych. Deklaracja bezkarności nie została, jak widać, zrealizowana. Część wypuszczanych osób (i to jak się zdaje, większa część) była legitymowana, pałowana i stawiana pod ścianą z rękami do góry. Następnie wywożono zatrzymanych samochodami milicyjnymi. Nie wiemy, ile spośród nich trafiło przed kolegia.[105] Osoby, które pozostały w kościele siedziały w ławach, głównie w środkowej nawie. Uspokajał je i prowadził modlitwy o. Marek Sokołowski.[106]

Zawiadomieni o wypadkach przez oo. Władysława Wołoszyna rektorzy Stanisław Dembiński i Jan Kopcewicz znajdowali się w Domu Studenckim nr 5. Dziekan Wydziału Prawa i Administracji Jan Łopuski oraz prodziekan tego wydziału doc. Alicja Grześkowiak, a także dr Kazimierz Lubiński (wyznaczony przez dziekana opiekun akademika) przebywali w Domu Studenckim nr 2. Do domów studenckich docierały wieści o sytuacji w mieście, panował hałas i atmosfera napięcia. W pewnym momencie w pobliżu akademików pojawiły się grupy studentów gonionych przez wozy milicyjne od Starego Miasta. Niektórym studentom udało się dotrzeć do drzwi domów studenckich, inni ścigani przez samochody, jeżdżące po trawnikach, wpadali w ręce funkcjonariuszy. Polowania na studentów miały miejsce także w innych rejonach obrzeży Starego Miasta – np. przy parkingu pod mostem drogowym. Młodzież akademicką zomowcy wyciągali nawet z tramwajów.

Około godz. 1000 ulicą Mickiewicza („pod prąd”) podjechało 7–8 wozów milicyjnych pełnych funkcjonariuszy. Zatrzymali się przed akademikami. Z jadącego za nimi samochodu osobowego wyszedł oficer i stanął na środku jezdni. Naprzeciwko niego wyszli prof. Jan Łopuski, doc. Alicja Grześkowiak i dr Kazimierz Lubiński. W akademikach zapanowała nerwowa cisza. Po trwającym dłuższą chwilę „pojedynku na wzrok” funkcjonariusz wsiadł do samochodu i kolumna odjechała.[107] W tym momencie studenci w akademikach obawiali się wtargnięcia oddziałów i pałowania. Niektórzy z nich zakładali na siebie po cztery swetry. Na szczęście do niczego takiego nie doszło.[108] Po chwili do akademika zadzwonili rektorzy i poprosili dziekana Łopuskiego o przybycie do Domu Studenckiego nr 5. Tam odbyła się narada. Wzięli w niej udział rektorzy: Dembiński i Kopcewicz, a także dziekan Łopuski i prof. Jan Szupryczyński, geograf z PAN w Toruniu, być może także inne osoby. Naradzano się, gdyż rektorzy otrzymali drogą telefoniczną zezwolenie od komendanta wojewódzkiego MO Marcinkowskiego na wejście do otoczonego kościoła i gwarancję bezpiecznego wyprowadzenia stamtąd znajdujących się studentów. Z drugiej strony Marcinkowski zagroził, że jeżeli studenci nie opuszczą świątyni, zomowcy wtargną do środka. Rektorzy i pozostałe, znajdujące się w Domu Studenckim nr 5 osoby nie wiedziały jednak czy można ufać zapewnieniom Marcinkowskiego. Po dyskusji przegłosowano, że należy jednak jechać do kościoła. Prywatnym samochodem rektora Kopcewicza ruszyli dwaj rektorzy i dziekan Łopuski. Milicja zapewniła im swobodny przejazd. Po przybyciu na miejscu rektorzy przekonywali obecnych studentów (w liczbie zapewne 20–30) do wyjścia. W końcu rektor Dembiński stanął przed ołtarzem i przemówił do studentów, że nie ma innego wyjścia i że muszą oni zaryzykować. Przemawiał też dziekan Łopuski. To ostatecznie przekonało młodzież. Utworzono kolumnę, którą w szpalerze ZOMO, bocznym wejściem, wyprowadzono z kościoła. Na jej czele stał rektor Dembiński a zamykał ją rektor Kopcewicz. Studentów zawieziono ciężarówką milicyjną do komendy przy ulicy Słowackiego, wraz z rektorami i dziekanem Łopuskim. Tutaj rozpoczęto spisywanie zatrzymanych. Nieprawdopodobnym opanowaniem wykazała się nieznana z nazwiska studentka I roku, która wyjęła z torebki wełnę i zaczęła spokojnie szydełkować. W pewnym momencie jakiś nadgorliwy oficer uznał, że trzeba studentów zacząć przesłuchiwać. Reakcja rektorów i dziekana Łopuskiego była natychmiastowa. W rozmowie telefonicznej z pułkownikiem Marcinkowskim zażądali oni dotrzymania poprzedniej gwarancji bezpieczeństwa. Interwencja okazała się skuteczna. Po wylegitymowaniu studenci w trzech grupach (z rektorami Dembińskim i Kopcewiczem oraz dziekanem Łopuskim na czele) wrócili do akademików.[109] Następnego dnia studentów przyprowadzonych przez rektora Dembińskiego funkcjonariusze zatrzymywali w akademikach i w Collegium Minus. Do tego ostatniego przybył jakiś kapitan milicji. Po krótkich przesłuchaniach studenci byli jednak zwalniani.[110] Kilka dni później jakiś esbek zadzwonił do prodziekan Alicji Grześkowiak i zażądał, aby wezwała ona do siebie grupę studentów w celu umożliwienia wręczenia im wezwań na SB. Prodziekan zdecydowanie odmówiła.[111]

Nie wszystkich studentów wyprowadzili z kościoła rektorzy wraz z dziekanem Łopuskim. Grupa młodzieży akademickiej została przeprowadzona przez o. Władysława Wołoszyna do gmachu klasztoru. Wyszli oni stamtąd ok. 2230 i próbowali dostać się do akademików. Niestety wszystkich zatrzymano.[112]

W kościele pozostała duża (zapewne ponad stuosobowa) grupa osób, które nie były studentami. Była wśród nich kilkuoosobowa grupa uczniów toruńskich szkół średnich. Uczniowie ci dla większego bezpieczeństwa weszli na chór kościelny.[113] Przed godziną 3 nad ranem milicja chciała wyprowadzać ludzi z kościoła, ale zapobiegła temu zdecydowana reakcja dwóch zakonników. Około godziny 300 ZOMO i milicja odjechali. Ludzie, którzy pozostali w kościele, wyszli jednak dopiero o 4–6 nad ranem.[114]

Studentów, uczniów i pozostałe osoby zatrzymane w czasie zajść 3 maja 1982 r. przesłuchiwano i bito. Urządzano tam nawet tzw. ścieżki zdrowia (przepuszczanie zatrzymanego przez szpaler bijących palami funkcjonariuszy). Jeden z pobitych studentów chodził później przez kilka tygodni z nogą w gipsie (prawdopodobnie złamaną)[115] Bicie miało miejsce na komendach przy ulicy Słowackiego, Bydgoskiej i Grudziądzkiej. Cele przy tych komendach pękały w szwach, gdyż umieszczono w nich ponad 200 osób.[116]

Działające (w stanie gotowości już od wczesnego popołudnia) kolegium do Spraw Wykroczeń znowu pracowało prawie całą noc, a także 4 maja 1982 r.[117] Gmach Urzędu Miejskiego otoczyli zomowcy i duże grupy esbeków. Zgodnie z przepisami obrony postawionych przed kolegium mogły się podjąć osoby „godne zaufania”. Do Urzędu Miejskiego udali się więc naukowcy z UMK – dr Danuta Gajdus i doc. Marian Filar. Posiadali oni odpowiednie zaświadczenie, wystawione przez dziekana Wydziału Prawa Jana Łopuskiego o tym, że są osobami godnymi zaufania i kompetentnymi prawnikami. Dr Danucie Gajdus i doc. Marianowi Filarowi udało się nawet przejść przez kordon zomowców. Dalej nie puścili ich jednak esbecy. Danucie Gajdus udało się jedynie krzyknąć do prowadzonych studentów, aby w ciągu trzech dni odwoływali się od postanowień kolegium do sądu.[118] Podczas rozpraw studentów, którzy późnym wieczorem wyszli z gmachu duszpasterstwa na świadka wezwano o. Wołoszyna. Zeznał on, że grupa ta była u niego na spotkaniu w ramach Duszpasterstwa Akademickiego i osoby te zostały uniewinnione.[119]

Trudno jest określić liczbę osób zatrzymanych i skazanych przez kolegia w dniu 3 maja 1982 r. Według „Toruńskiego Informatora Solidarności” było ich ponad 200. Tajny druk Wojewódzkiego Sztabu Propagandy mówił o 223 osobach zatrzymanych, w tym 145 studentach. Ta ostatnia liczba była raczej zawyżona. Wydane po zamieszkach i dołączane do gazet pisemko Wojewódzkiego Sztabu Propagandy pt. „Toruńskie Echo”(nr 1) wspominało o 220 osobach zatrzymanych.[120] Jest