Czas i nieskończoność. Rozważania o ludzkim trwaniu dla wierzących w Boga - Mirosław Kozłowski - ebook

Czas i nieskończoność. Rozważania o ludzkim trwaniu dla wierzących w Boga ebook

Mirosław Kozłowski

2,0

Opis

Czy kot może być jednocześnie żywy i martwy? Jak to możliwe, że bliźnięta dzieli kilkuletnia różnica wieku? Kto twierdzi, że czas nie istnieje? Czy teoria względności Alberta Einsteina to plagiat?

Na te i na wiele innych pytań odpowiada w swej książce Mirosław Kozłowski, profesor fizyki Uniwersytetu Warszawskiego, Uniwersytetu w Zurychu i w Bazylei, a także jeden ze współpracowników CERN-u, projektant detektora dla projektu ALICE.

Myliłby się jednak ten, kto w niniejszej książce szukałby wyłącznie anegdot i zabawnych skądinąd dykteryjek, bowiem autor z pasją doświadczonego naukowca pochyla się nad czasem i nieskończonością, nad pojęciem Kosmosu, Wszechświata i rządzących nimi odwiecznych praw fizyki. Problemy te ukazuje z metafizycznej perspektywy Bytu, Absolutu i Stwórcy, nie stroniąc od odwołań do największych systemów filozoficznych, począwszy od Platona i Arystotelesa, poprzez Kanta i Schopenhauera oraz filozofie Wschodu, a skończywszy na współczesnym ruchu kulturowym New Age. Do tego przez cały czas nie traci z oczu własnej, chrześcijańskiej tożsamości i związanych z nią światopoglądowych implikacji.

Refleksjom towarzyszy stała świadomość nikłej, a jednocześnie na swój sposób wielkiej, ludzkiej kondycji wobec nieskończoności czasu i przestrzeni wszechświata.

KRÓTKI DOWÓD ISTNIENIA BOGA
Istnieją byty zmienne i ograniczone,
Obecne istnienie każdego bytu zmiennego i ograniczonego jest spowodowane przez inny byt,
Niemożliwy jest nieskończony łańcuch przyczyn bytu, ponieważ nieskończony łańcuch bytów skończonych nie spowodowałby istnienia niczego
A zatem istnieje pierwsza przyczyna obecnego istnienia tych bytów,
Pierwsza przyczyna musi być nieskończona, konieczna , wieczna i jedna,
Pierwsza i bezwarunkowa przyczyna jest tożsama z Bogiem uznawanym w tradycji chrześcijańskiej

Terry Mieth, Oxford Study Center

Mirosław Kozłowski jest emerytowanym profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, fizykiem specjalizującym się w badaniach materii w ekstremalnych warunkach. Autor ponad 300 publikacji z zakresu fizyki wysokich energii i kosmologii oraz pięciu monografii wydanych w USA.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 445

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,0 (1 ocena)
0
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

Dedykacja

Książkę dedykuję moim studentom Nauczycielskiego Kolegium Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Przez 11 lat (1991–2002) uczyłem Was i wychowywałem tak starannie, jak tylko potrafiłem. Wielu z Was jest już doktorami fizyki, część pracuje w szkołach.

NKF było naszym domem, a do domu często się wraca. Wróćmy tam chociaż na chwilę, by ujrzeć blask popiołów.

Podziękowania

Ksiądz Jan Twardowski nauczył mnie wiary, prof. dr hab. Józef Werle (Uniwersytet Warszawski) – fizyki. Profesorowie Hans H. Muller (Uniwersytet w Zurichu) i Rolf Wagner (Uniwersytet w Bazylei) z wyrozumiałością dzielili się ze mną swoimi wynikami i z cierpliwością słuchali moich teoretycznych fantazji. Szwajcarska precyzja i słowiańska lekkomyślność zaowocowały pięknymi rezultatami.

Prof. dr hab. n. med. Jacek Szaflik uratował mi wzrok, dr n. med. Agnieszka Popiel przywróciła mi blask życia. Tyle i aż tyle wszystkim wymienionym tu Przyjaciołom zawdzięczam.

Specjalne podziękowania składam Siostrze Marcjanie – Niepokalance, mojej studentce w Nauczycielskim Kolegium Fizyki, (niestety już nieistniejącym). Jej dobroć i akceptacje tego o czym piszę w tej książce stanowi dla mnie wielki, niezasłużony dar.

Książka Czas i nieskończoność nie powstałaby bez stałego wsparcia i zachęty pierwszego jej czytelnika i recenzenta, mojej Żony – prof. dr hab. Janiny Marciak-Kozłowskiej. Brak mi słów…

Wprowadzenie

Część moich kolegów fizyków uważa, że ludzie dzielą się na dwie grupy: oni i reszta. Oni rozumieją się bez słów. Podchodzą do tablicy i piszą na niej wzory. Koledzy (współbracia?) potakują lub mają wątpliwości. Język, którego używają (najczęściej angielski), nie ma nic wspólnego (oprócz wymowy) z językiem Anglików. Piękne (beatiful) i powabne (charm) kwarki nie są piękne ani tym bardziej powabne. Gluony to nie tubki z klejem. Inflacja nie oznacza krachu na rynku finansowym.

Ta separacja od reszty społeczeństwa drogo nas kosztowała. Wybudowaliśmy w Genewie Monstrum – LHC (Lucifer High Community). I co? I NIC. Żadnych „oszałamiających” odkryć. Powiem Ci na ucho, Czytelniku: zupa jądrowa przy wyższej temperaturze gotuje się nadal tak samo. Tak jak na kuchence gazowej, gdy przekręcimy manetkę gazu na większy płomień – za 100 mld CHF.

Tak się dzieje, ponieważ niektórzy fizycy (większość z nas?) zapomnieli, że Arystoteles napisał dwie księgi: „Fizykę”i„Metafizykę”. Oddzielona od metafizyki fizyka staje się rzemiosłem.

Jestem zawodowym fizykiem. Pracowałem w kilku ośrodkach badawczych w Szwajcarii, Francji, Szwecji, Rosji i we Włoszech. W CERN – pracowałem „z zewnątrz” przy projektowaniu jednego z detektorów dla eksperymentu ALICE. Jestem również zawodowym nauczycielem akademickim – kształciłem m.in. nauczycieli fizyki i matematyki w Nauczycielskim Kolegium Fizyki na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Czas i nieskończoność napisałem dla tych wszystkich, którzy chcą brać udział w badaniu rzeczywistości – nawet biernie – bo czemu nie? Myśl moją kieruję przede wszystkim ku moim studentom, którzy co roku (przez bez mała 50 lat) przypominali mi, że największym szczęściem towarzyszącym wszelkim badaniom jest dzielenie się ich rezultatami.

Dlaczego napisałem tę książkę?

Zawsze zwracam się w stronę Tajemnicy, jaką jest nasza ludzka rzeczywistość. Dlaczego istnieje Byt? Po raz pierwszy na horyzoncie wiedzy pojawia się odpowiedź. Nie można pozostać obojętnym wobec tego nowego rodzaju światła ani odrzucać możliwości, jakie stwarza ono dla naszego myślenia: mamy oto teraz nie dowód – Bóg nie mieści się w porządku tego, co można wykazać – lecz naukowe uzasadnienie dla koncepcji proponowanych przez religię.I właśnie teraz, kiedy stajemy w obliczu tego świata nieznanego i otwierającego się, może wreszcie rozpocznie się dialog między Bogiem a nauką.

Jean Guitton, Dieu et la science, Editions Raymond, Kraków 1994

 

Przyznam się, że źle czuję się w towarzystwie ludzi niewierzących w Boga – ateistów. Chciałbym im pomóc, ale nie wiem jak. Wiem, że popełniają straszliwy błąd, który zaciąży na całym ich życiu. Odrzucając Boga, skazują się na wygnanie ze Wszechświata. Za życia trwają na jego obrzeżu. Czerpią z niego wszystko, czym dysponują, Do czasu… Wspierają ich w tym prorocy zła: Richard Dawkins, Daniel Dennet, Lewis Wolpert, Sam Harris, Victor J. Stenger, Christopher Hitchens. Mówią nam: macie rację, świat jest piękny, ale co z tego? ŻYJECIE PO TO, ABY UMRZEĆ. Macie wszystko, czego wam potrzeba. Nikomu nic nie zawdzięczacie. ŻYJCIE TAK, JAK WAM WYGODNIE. JESTEŚCIE JAK ON, możecie stworzyć człowieka i go unicestwić, jeżeli tego chcecie. Gdzie jest ON, jeżeli dotąd nauka nie wykazała jego istnienia? A nauka to my. I tu padają nazwiska: Dawkins, Wolpert itd. Ateiści to biedni ludzie…

Posłuchajmy, co sądzi o nas, wierzących w Boga Christopher Hitchens: Religion should be treated with ridicule, hatred and contempt (Ch. Hitchens, Lecture at University of Toronto, 2009!), a także Richard Dawkins: It is absolutely safe to say that if you meet someone who claims not to believe in evolution, that person is ignorant, stupid or insane. (Zachowuję język angielski, aby nie być posądzonym o złe tłumaczenie oryginalnych wypowiedzi – M.K.).

Chrześcijanie stanowią 90 procent ogółu mieszkańców Polski. Jesteśmy spadkobiercami tradycji łacińskiej. Tę tradycję powinniśmy kultywować, rozwijać i przekazywać młodym Polakom. Do tego nie wystarczy wiedza wyniesiona ze szkoły i z uniwersytetów. Tym bardziej że agresywny ateizm nachalnie, a zarazem prostacko dominuje w radiu, telewizji, w gazetach. Musimy się zmobilizować do przeciwstawiania się ateizmowi dla dobra nas i naszych dzieci. Musimy mówić im, że ich ateizm jest pierwotną formą religii. Podstawowa i jedyna teza ateistów: „Boga nie ma” powinna zabrzmieć inaczej: „Wierzę, że Boga nie ma”. Tak jest – oni wierzą, że Boga nie ma, mimo że nie potrafią tego udowodnić! Teista mówi, że Bóg jest Stwórcą wszystkiego, co nas otacza, że dzięki Niemu Wszechświat jest logiczny i poddaje się badaniom naukowym. Ateista stwierdza, że świat jest logiczny, bo rządzą nim odwieczne prawa nauki. W porządku! Prawa nauki są logicznym przepisem na Wszechświat. Tylko skąd wzięły się te prawa? Kto i kiedy je ustanowił? Jeżeli nie Stwórca, to kto? Na takie postawienie sprawy „naukowiec”-ateista chwyta się brzytwy, mówiąc, że to nie jest naukowy problem! Prawa istnieją, bo tak było zawsze. Kropka!

I tu mówi wierutną bzdurę. Wszechświat, jaki znamy, istnieje od 1010 lat. Przedtem nie było żadnych praw Natury, które obowiązują dzisiaj. W książce przedstawiam moje osobiste zdanie w tej sprawie.

Oto moja główna teza: ateizm jest nienaukowym, nieudowodnionym poglądem na egzystencję Człowieka w czasie.

Na prawie 300 stronach rozważam problem czasu. Nie jest tak, że czas istniał zawsze. Czas rozpoczął swój bieg 1017 sekund temu. Kto uruchomił zegar Wszechświata? Jeżeli czas można „włączyć”, to również można go „wyłączyć”!

 

Fotografia 1. Meteoryt nad Czelabińskiem

 

Oto 15 lutego 2013 roku nad Syberią (w rejonie Czelabińska), w stratosferze, na wysokości 40 km, eksplodował meteor (Fot.1). Siła eksplozji była równoważna 500 bombom jądrowym zrzuconym w 1945 roku na Hiroszimę. Na fotografii słońce jest ledwie widoczną plamką. Proszę sobie wyobrazić, ze eksplozja następuje na wysokości kilku kilometrów. Z powierzchni zniknie 500 miast. W tym Czelabińsk iSnieżyńsk, główne ośrodki rosyjskiej broni jądrowej – „naszpikowane” kilkudziesięcioma reaktorami jądrowymi produkującymi pluton do rosyjskich bomb jądrowych. Ziemia dosłownie zapłonie na przestrzeni setek tysięcy km2. Dla około 5 milionów ludzi czas ziemski przestanie płynąć. Przy tym Armagedonie Czarnobyl i Fukushima są nic nieznaczącymi awariami. Wybuch meteorytu nad Czelabińskiem jest przestrogą dla ludzkości, przede wszystkim dla rządzących Rosją: Przestańcie rozwijać przemysł produkujący broń zagłady. Jeżeli tego nie zrobicie, zetrę wasze reaktory i składy bomb z powierzchni Ziemi. Dla dobra przyszłych pokoleń…

 

Czas i nieskończoność składa się z czterech części.

Część I – „Nowy »Bóg« nauki?” zawiera omówienie szeroko rozumianej ideologii New Age. Wywodząca się z gnozy filozofia „Nowego wieku” – Ery Wodnika stara się – i czasami jej się to udaje – negować dorobek chrześcijaństwa w dziedzinie religii, filozofii i nauki, nawet fizyki. Na podglebiu Nowej Ery wyrastają pogańskie mity o duchach, zjawach, szamanach. Psychiatria zaśmiecana jest wizją channelingu, biofeedbackui zdrowia holistycznego.Ruchy feministyczne to też produkt Ery Wodnika. Do fizyki wprowadza się chińską tao. No i na końcu szatańskie: Nie ma Boga, to Ty jesteś nowym bogiem nauki!

Część II – „Czas chrześcijan” przedstawia chrześcijańską wykładnię czasu. Niejako przygotowuje grunt podzajęcie się czasem jako podstawowym pojęciem filozofii, a w końcu mojej królowej nauk – fizyki.

Część III – „Czas fizyków” mówi o czasie, z którym na co dzień pracują fizycy. Tutaj odkrywam przed Czytelnikiem zakamarki umysłu fizyków, którzy tak naprawdę nie wiedzą, czym jest czas. Pragmatyczny fizyk powie: Cóż, czas t jest taką samą współrzędną czasoprzestrzeni jak x, y, z. Wprawdzie w życiu codziennym jest dostępna wartość współrzędnej +xi–x, ale nie –t. Ale po co zawracać sobie głowę tym –t? Przecież i tak nikt z nas nie będzie żył w czasie –t.Fizyk mniej pragmatyczny zauważy: No tak, ale może warto powiedzieć ludziom, że w nanoświecie (świecie atomów i cząsteczek) oba kierunki czasu są używane przez elektrony. Czym zatem różni się nanoświat od naszej codzienności? Kto lub co zabrało nam –t? Czy stało się to dla naszego dobra? Chyba tak, bo w strachu przed podróżą w przeszłość–t fizycy zajmujący się ogólną teorią względności przywołują „cenzora przeszłości”, który zakazuje zaglądania i wpływania na czasoprzestrzeń, w której t jest zastąpione przez–t. Do przeszłości–t bronią dostępu wszystkie prawa fizyki – nie chcą opisywać tej rzeczywistości. Po prostu, gdy t→0, przestają działać. Zostawiają nas samych w obliczu Nieskończoności – tak brzmi werdykt twierdzenia Penrose’a-Hawkinga.

Część IV jest syntezą czasu chrześcijan i czasu fizyków, dlatego nosi nazwę „Metafizyka czasoprzestrzeni”. Przedstawia ona nowy paradygmat pięciowymiarowej struktury składającej się z czasoprzestrzeni i świadomości, który zaczyna odgrywać coraz większą rolę w budowaniu przez fizyków i teologów spójnego obrazu rzeczywistości. Jean Guitton nazwał ten kierunek badań metarealizmem.

Na zakończenie książki dodałem UZUPEŁNIENIA, w których opowiadam o moich osobistych wrażeniach z kontaktów z fizyką. „Wielkie równanie czasu” pochodzi z okresu, gdy prowadziłem ćwiczenia do wykładu z termodynamiki mego Nauczyciela, Profesora Józefa Werlego. „Zasada Najmniejszego Działania” mówi o „równaniu równań”. O tym opowiadałem studentom III roku fizyki w Filii Uniwersytetu Warszawskiego w Białymstoku – byłem wówczas doktorantem w Instytucie Fizyki Teoretycznej Uniwersytetu Warszawskiego. „Moja fizyka” zawiera trzy krótkie wykłady z fizyki dla studentów Nauczycielskiego Kolegium Fizyki (NKF) na Wydziale Fizyki UW. Wszystkie moje wykłady z NKF opublikowałem w USA w pracy zatytułowanejPHYSICS, Lecture notes, Science Teacher College, Warsaw University.

 

Mirosław Kozłowski, 2014

CZĘŚĆ INowy „bóg” nauki?

Żyjemy na granicy epok.Świat wielkich religii, judaizmu i chrześcijaństwa, został zakwestionowany, a w wielu dziedzinach nauki i życia codziennego odrzucony. Człowiek przestaje być centralną postacią Świata – zrównuje się go mentalnie ze zwierzętami. Planeta Ziemia staje się Gają, która myśli, oddycha, cierpi. Pytam, dlaczego tylko Ziemia, a nie na przykład Jowisz, Neptun lub miliardy innych planet? Wśród zwierząt – mała goła małpa to człowiek epoki New Age.

Ale nie każdy. Są guru (na modłę Wschodu), którzy wiedzą więcej i mogą pokierować gołymi małpami. Jak się to odbywa ze szkodą dla człowieka, mówię w tej części książki.

***

Powstanie kontrkultury. O czym myślimy, kiedy słyszymy słowo „hippisi”? Pewnie o zapachu kadzidła lub marihuany. Częściej jednak kojarzą się nam z tym na biało ubrani ludzie-druidzi, sztuka psychodeliczna, koncerty rockowe i demonstracje polityczne. Dziś, z perspektywy XXI wieku, lata sześćdziesiąte XX w. wydają się stanowić ciekawostkę historyczną, krótkotrwały eksperyment z ekstrawagancją, egzotyką i dziwactwem. Z pewnością twierdzić już można, że „dzieci kwiaty” zwiędły; hippisi już nie są apatycznymi „hipisami”. Ich czas minął. Ale czy naprawdę? Śledząc to, co wydarzyło się w latach sześćdziesiątych, odnajdziemy klucz do zrozumienia znaczenia aktualnego New Age. Możemy nawet stwierdzić, że powstała w XX w. kontrkultura walczy coraz bardziej skutecznie, aby stać się kulturą dominującą. Kontrkultura lat sześćdziesiątych dawała ludziom wgląd w świat nowego i nieznanego. Hasło amerykańskiego życia business as usual (interesy jak zwykle) zdaniem społeczeństwa straciło żywotność. Umysł zniewolony został przez wymogi wypranego z duchowości świata techniki i materializmu. Sekularyzacja sparaliżowała wyobraźnię duchową i zatrzasnęła na głucho drzwi duszy. Apolliński etos ciężkiej pracy, powściągliwości i karności (lub też etyka pracy) był kontrkulturze obojętny. Zamiast tego hołubiono ideał dionizyjski: rozliczne doświadczenia wykraczające ponad sprawy ziemskie i ludzkie wyobrażenie.

Wojna w Wietnamie, dyskryminacja rasowa i problemy gospodarcze sprawiły, że masy studentów i młodych ludzi opowiedziały się przeciwko dominującemu wówczas porządkowi politycznemu na rzecz neomarksistowskiej Nowej Lewicy, której motorem stała się myśl Herberta Marcuse’a i innych. Muzyka rockowa pomogła wzbudzić protesty polityczne oraz była nośnikiem nowych treści duchowych kultury postchrześcijańskiej. Wyłaniająca się z pokolenia lat pięćdziesiątych kontrkultura kwestionowała tradycyjne rozwiązania kultury amerykańskiej. Podobnie jak ich wojujący poprzednicy, lecz liczebnie silniejsi, zwolennicy kontrkultury wykorzystywali możliwości, jakie dawało coraz bardziej pluralistyczne społeczeństwo. Podobnie jak pokolenie beatu bratało się z zen i wszelkimi egzotycznymi tajemnicami Wschodu, tak i kontrkultura przywiodła ze sobą wschodnie religie i zaszczepiła je na gruncie Zachodu. Hinduizm wkroczył do zachodniego świata z wielkim szumem w połowie lat sześćdziesiątych, kiedy to ruch transcendentalny pod przywództwem Maharishi Mahesha Yogi zaczął propagować metafizykę Wschodu, umieszczając ją w kategoriach psychologii i nauki Zachodu. W kalejdoskopie kontrkultury pojawiły się różne grupy i sekty budujące swoje własne „alternatywne ołtarze”. Recytowano Hare Krishna, liczni jogini, guru i swami obiecywali oświecenie. Pokolenie zaś powoli przyzwyczajało się do niechrześcijańskich praktyk, ćwiczeń duchowych i wierzeń. Poprzez „nową świadomość” ożywiono zarówno martwą duchowość pogrążonego w letargu Kościoła, jak i podważono materializm wyeksploatowanego do cna świeckiego humanizmu. Innym ważnym elementem kontrkultury były środki halucynogenne i powrót okultyzmu. Pod przywództwem wizjonerskich intelektualistów, takich jak Aldous Huxley, ówczesne pokolenie próbowało penetrować pokłady świadomości za pomocą środków chemicznych, zarówno organicznych, jak i syntetycznych. Zamiast kroczyć do duchowego mistrzostwa trudną drogą ascezy i samodyscypliny, znaną na Wschodzie od tysiącleci, nowocześni Amerykanie poszukiwali świadomości kosmicznej za pomocą chemii. Wielu porzuciło ramy uporządkowanego społeczeństwa po doświadczeniu odmiennej rzeczywistości przy pomocy narkotyków. Popularne książki Carlosa Castanedy o przygodach Don Juana sprzedawały się w milionach egzemplarzy i sprawiły, że czary stały się bardziej strawne dla nowoczesnych gustów. Historie o tajemniczym meksykańskim czarowniku Don Juanie przyciągnęły wielu ludzi, którzy wstąpili na zalecaną przez niego drogę inicjacji poprzez doświadczenie z halucynogennymi grzybami.

Marilyn Ferguson nadaje psychodelicznemu ruchowi lat sześćdziesiątych kluczowe znaczenie dla późniejszego rozwoju ruchu New Age. Mówiąc o „perspektywach wglądu” w istotę New Age, wspomina o „głębokiej rzeczywistości alternatywnej, stworzonej przez środki psychodeliczne” oraz o niemożności „przecenienia historycznej roli psychodelików jako swoistego punktu granicznego, przez który człowiek wkracza do rzeczywistości odmiennych technik transformacyjnych”. Beatlesi na przykład, oddziałując na miliony ludzi, łączyli w tekstach swych piosenek tematy takie jak doświadczenia halucynogenne, filozofia Wschodu czy przynależność do awangardy politycznej.

Wpływ okultyzmu na kontrkulturę najlepiej przejawia się w ogłoszeniu Ery Wodnika, astrologicznej nazwy obecnej epoki. Astrologia opiera się na filozofii monistycznej i jest jedną z najstarszych sztuk okultystycznych (occultusoznacza „tajemniczy” lub „ukryty”). Rozliczne formy wróżb okultystycznych, takie jak wróżenie z kart Tarota czy I Ching wraz z mediumizmem, wszelkiego rodzaju doświadczeniami psychicznymi czy nawet satanizmem przyczyniły się do uczynienia z kontrkultury siedliska okultyzmu. Parapsychologia starała się nadać naukową wiarygodność zjawiskom ponadnaturalnym i okultystycznym, takim jak przewidywanie, jasnowidzenie, telekineza i inne.

Celem naszym nie jest pisanie historii kontrkultury, chcemy jedynie uwypuklić jej znaczenie dla New Age. Rozumienie kontrkultury jako li tylko przemijającego trendu jest dużym błędem, ponieważ mimo że wiele zewnętrznych form jej protestu nie zdołało odcisnąć swego śladu na kulturowej spuściznie, to lwia część jej zasadniczego przesłania po przybraniu innej formy staje się codziennością nowoczesnej kultury. To, co było jawne, choć obce kulturze lat sześćdziesiątych – wolna miłość, happeningi, praktyki religijne Wschodu, okultyzm – stało się mniej widoczne, za to zupełnie dobrze zadomowiło się w kulturze połowy lat siedemdziesiątych i początku osiemdziesiątych. Kontrkultura stara się zdobyć miano „kultury wzrastającej”, jak określił to jeden z pisarzy – zwolenników New Age.

***

Koniec świeckiego humanizmu. Zanim zajmiemy się procesem asymilacji Jedności w środowisku naszego codziennego życia, musimy zrozumieć przyczynę klęski świeckiego humanizmu, a także pojąć podstawowy zarzut kontrkultury pod adresem nowoczesnego społeczeństwa Zachodu. Humanizm świecki wyrósł z humanizmu religijnego epoki Odrodzenia. Wychodząc od chrześcijańskiego uznania wartości człowieka, humanizm stopniowo coraz większy nacisk kładł na chwałę ludzką niż chwałę Bożą. Światopogląd ten, początkowo bazując na teizmie, zwrócił się w stronę ateizmu. Ludzkie myślenie i innowacje naukowe stały się autorytetem ostatecznym, zastępując Boże objawienie. Ludzkość uzyskała na drodze filozofii autonomię. Ale mimo całego tego optymizmu dotyczącego uwolnienia się od przesądów religijnych i przestarzałych autorytetów, świecki światopogląd humanistyczny posiada jednak niewątpliwe wady. Po wyeliminowaniu Boga Wszechświat stracił swój ostateczny cel, znaczenie i wartość. Człowieka nie postrzegano już jako istoty uczynionej na obraz Boga, ale jedynie jako produkt przypadkowych sił ewolucji. Moralność została pozbawiona absolutnego i ostatecznego punktu odniesienia – Boga. Zamiast tego humanizm zaczął nazywać ją ludzkim kaprysem – pojawił się relatywizm.

Wrażliwi myśliciele zaczynają zdawać sobie sprawę z ceny, jaką każe nam płacić ateizm. Niektórzy zauważyli, że humanizm świecki łatwo może ulec degeneracji i przekształcić się w nihilizm – pogląd, że wszystko jest absurdem bez znaczenia. Bertrand Russell posuwa się w tym do tego stopnia, że powiada:

„To, że człowiek jest wytworem przypadków nie mających nic wspólnego z celem, który osiągają, że jego pochodzenie, rozwój, nadzieje i obawy, jego miłość i poglądy nie są niczym innym, jak tylko rezultatem przypadkowego układu atomów, to, że żaden ogień, bohaterstwo, intensywność myśli i uczuć nie może zachować indywidualnego życia poza grobem, to, że wszystkie przebłyski ludzkiego geniuszu przeznaczone są na zagładę w ostatecznej śmierci Układu Słonecznego i to, że cała świątynia osiągnięć człowieka musi być nieuchronnie pogrzebana pod gruzami w ruinach Wszechświata – wszystko to, o ile nie całkowicie bezdyskusyjne, jest o tyle pewne, że żadna filozofia, która to odrzuca, nie może mieć nadziei na utrzymanie się. Bezpiecznie budować można tylko na mocnym fundamencie ciągłej rozpaczy i tylko konstrukcja tych prawd może być mieszkaniem dla duszy”.

Na przekór twierdzeniu Russella, żadna kultura nie przetrwa długo na diecie ateizmu. Ponieważ jesteśmy stworzeni na obraz Boga, wciąż poszukujemy transcendentalnego znaczenia, celu i wartości. Nihilizm pozostawia po sobie niesmak, jest bowiem nieżyciowy. Ów „mocny fundament ciągłej rozpaczy” nie jest bynajmniej czymś dobrym dla ludzkiej natury.

Pomimo podejmowanych wielokrotnie prób humanizm świecki nie był w stanie stworzyć trwałego, przekonującego światopoglądu. Kwasy jego własnych założeń bezlitośnie drążą jego wiarygodność i siłę przyciągania. Bez względu na to, co czynią humaniści świeccy, tacy jak Carl Sagan czy Isaac Asimov, aby sprowadzić swój Wszechświat do rangi przypadku, dynamizm filozoficzny świeckiego humanizmu bliski jest wyczerpania. Z ideologicznego punktu widzenia ma jeszcze pewną siłę, lecz logika wynikającego z niego nihilizmu nie czyni nic oprócz osłabienia jego mocy. Mimo że odwołuje się ona do dążenia ludzkości do autonomii, czcząc „człowieka, który jest miarą wszystkich rzeczy”, dowodzi jednocześnie, że jesteśmy panami niczego – niczego oprócz nic nieznaczącego Wszechświata pozbawionego kierunku, przeznaczenia i celu. Człowieczeństwo staje się tylko przypadkową, gwałtowną manifestacją osobowości ludzkości, oczekującej kosmicznego zapomnienia. Świat, który był kiedyś „przepełniony potęgą Boga” (Gerard Manley Hopkins), staje się teraz „nic nieznaczącą opowieścią idioty, hałaśliwą i gniewną” (Szekspir).

***

Zarzuty kontrkultury.Krytyka zachodniego humanizmu świeckiego podjęta przez kontrkulturę była w wielu punktach podobna do krytyki chrześcijańskiej. Analitycy, tacy jak na przykład Theodore Roszak, widzą źródło naszych obecnych niedomagań w wielkich przekształceniach społecznych rewolucji naukowej i przemysłowej. Wraz z postępem naukowej kwantyfikacji i eksperymentów, szczególnie dzięki rozwojowi matematyki, który zawdzięczamy Kartezjuszowi i Galileuszowi, nowoczesny Zachód zaczął desakralizować świat. To, co kiedyś stanowiło teatr mistycznej chwały i duchowego zaangażowania, powoli przekształciło się w zimny mechanizm naturalnych praw i prawidłowości. Duchy wygnano z lasów i pozostały tylko drzewa. Święty gaj stał się składem drewna, ponieważ przyrodę postrzegano jako coś, co nowe siły ludzkości nadchodzącej ery powinny wykorzystać technologicznie. Świat został zredukowany do sumy jego fizycznych składników, których można dotknąć, posmakować, zważyć lub zobaczyć – do tego, co wymierne. W końcu wraz z rozwojem scjentyzmu, czyli poglądu świeckiego humanizmu mówiącego, iż sama nauka jest źródłem prawdy i postępu, wszystko to, co nie mogło być zmierzone, uważano za nieistniejące lub przynajmniej za nieważne. „Świat rzeczywisty”, świat nauki i rozumu, wolny był od religijnych przesądów. Mimo iż chrześcijaństwo i kontrkultura podzielają pewne krytyczne poglądy co do świeckiego humanizmu, Roszak zarzuca chrześcijaństwu napędzanie machiny sekularyzmu. Uważa, że teizm chrześcijański zewoluował do świeckiego ateizmu z racji swoich założeń co do Boga, człowieka i świata. Jeżeli Bóg jest transcendentny i różny od świata, twierdzi Roszak, to świat pozbawiony jest przez to duchowego znaczenia. W chrześcijaństwie „naturę uważa się za martwą i pozbawia się ją wartości. Ten rzekomy dualizm wyobcowuje świat i człowieka od Boga oraz odseparowuje człowieka od świata i innych ludzi”. Organiczna harmonia wszelkiego stworzenia, którą Roszak nazywa „starą gnozą” (lub po prostu Jedno) zostaje więc rozdarta. Chwała starego, „z natury magicznego światopoglądu” ukazuje Wszechświat pulsujący boskim życiem i energią, w którym boska żywotność doświadczana jest przez jaźń i nie zależy ani od doktryny, ani od wiary. Chrześcijaństwo, a w szczególności protestantyzm, zniszczyło tę harmonię. Chrześcijaństwo nosi w sobie zaczyn własnej destrukcji; należy je bezpośrednio winić za rozwój świeckiego humanizmu, a w konsekwencji za wszystkie współczesne dolegliwości. Chrześcijański Bóg był tak daleko, że człowiek całkowicie o Nim zapomniał i został pozostawiony sam sobie. Przyroda stała się poligonem doświadczalnym osiągnięć technicznych człowieka; zapoczątkowano epokę niewypowiedzianej rzezi technologicznej – dehumanizacji człowieka i zanieczyszczenia środowiska.

***

Powstawanie Jedności.Jako jeden z pierwszych apologetów i proroków kontrkultury Roszak zbadał polityczne, gospodarcze, społeczne i duchowe kłopoty Zachodu w kategoriach niewłaściwego światopoglądu, który należy obalić. To właśnie on i jemu podobni stworzyli intelektualny szkielet ruchu, który powinien przetrwać śmierć zewnętrznych przejawów kultury hippisów. Wizja Roszaka, pozostającego pod silnym wpływem Williama Blake’a i religii Wschodu, była wizją pełni, wyobraźni i nowego widzenia przyrody. Twierdził on, że należy skończyć z dualizmem chrześcijaństwa i świeckiego humanizmu, aby można było wreszcie wszelką rzeczywistość widzieć i doświadczać taką, jaka jest naprawdę – jako jedność. Przeintelektualizowaną wiarę w historię i doktrynę należy zamienić na wewnętrzne doświadczenie prawdy przez rozwijanie świadomości. Ugór duchowy nowoczesnej kultury kończy się na kontrkulturze.

Historyk kultury, William Irwin Thompson, także protestował przeciwko zniszczeniom dokonanym przez postępującą sekularyzację i bronił animizmu jako sposobu na resakralizację ziemskiego pustkowia. Lepszy jest zaczarowany świat duchów niż martwe tworzywo nic nieznaczącego Wszechświata. Widzimy więc, że podczas gdy twierdzono, iż duch został wygnany, powrócił on z panteistyczną uporczywością.

Nowoczesny amerykański pluralizm dał kontrkulturze możliwość zintegrowania się z klimatem kulturowym społeczeństwa. Dysponując czasem i odpowiednim zapleczem intelektualnym, wiele ugrupowań ekstremalnych odnajduje swoją drogę do głównego nurtu kultury. Na przykład Christian Science (Kościół Scjentystyczny) uważano kiedyś za barbarzyńską, heretycką naukę egzystującą na marginesie świadomości religijnej Ameryki. Obecnie, sto lat później, jej szkoły, dzienniki, czasopisma, kościoły i liczne grupy kontynuatorów dowodzą siły jej przetrwania i umiejętności asymilacji.

Swoboda religijna Ameryki dostarcza obfitych źródeł poglądów alternatywnych. Już sama przyprawiająca o zawrót głowy różnorodność religijna sprawia, że każda z opcji jest coraz łatwiej akceptowana przez społeczeństwo, a jednocześnie każda z nich coraz bardziej traci na wiarygodności. Oznacza to, że wiara w prawdę absolutną zastąpiona zostaje przez „preferencję religijną” człowieka. Mimo że preferencja to nie to samo, co pewność, to jeżeli coraz więcej i tak niezliczonych opcji stworzonych przez pluralizm połączy się u stóp Jedności, „preferencja religijna” panteizmu scali się socjologicznie jako pewność większości. Jak twierdzi New Age – o czym się za chwilę przekonamy – do Jedności prowadzi wiele dróg.

Radykalizm i dynamiczny protest lat sześćdziesiątych przetarły drogę dla bardziej konkretnego i spójnego poglądu, który rozwinął się w latach siedemdziesiątych. Jak zobaczymy w dalszej części książki, powierzchowny ekstremizm zastąpiony został ponownym przemyśleniem podstaw teoretycznych zachodnich dyscyplin intelektualnych. „Ruch” przeniósł się z ulic do bibliotek, uczelni i uniwersyteckich audytoriów. Badając ruchy o charakterze masowym, Eric Hoffer stwierdza, że „zwykle nie powstają one wcześniej, nim obowiązujący porządek zostanie zdyskredytowany. Dyskredytacja nie jest automatycznie konsekwencją błędów i nadużyć ludzi będących u władzy, ale celowych zabiegów rozgoryczonych ludzi pióra”.

Ludzie pióra zdążają w kierunku Jedności. Po okresie otwartości na oddziaływanie duchowości i filozofii Wschodu w latach sześćdziesiątych, niegdysiejsi hippisi przekraczający próg obecnej kultury światowej często nie zrezygnowali z poglądów panteistycznych. Oni po prostu przystosowali się do pewnych konwencji społecznych. Po co stale nosić długie włosy, skoro i tak jest się w stanie dochować wierności swojemu światopoglądowi? Rzeczywiście, dlaczego by nie zintegrować się z kulturą, a następnie przeniknąć ją od wewnątrz, zamiast próbować zmieść ją z powierzchni ziemi metodą gwałtownych protestów? Dlaczego nie pisać książek, stawiając na edukację z perspektywy filozofii Wschodu, zamiast cytować Buddę lub pisma hinduizmu? Zamiast ograniczać się do praktykowania jogi lub medytacji transcendentalnej, dlaczego by nie spróbować wprowadzić tych metod do codziennego życia społecznego? Może lepiej będzie raz jeszcze zastanowić się nad tą „kwadratową” kulturą, zamiast „porzucać” ją (jak beatnicy) czy dopuszczać się „wybryków” (jak hippisi)?

Wielu ludzi zrażonych przez skrajności w latach sześćdziesiątych dokonało przegrupowania w latach siedemdziesiątych, nie zmieniając zasadniczo swoich ideałów i poglądów. Skierowali się do wewnątrz w oczekiwaniu na osobiste przeobrażenie. Jerry Rubin, radykalny „hippie” i siła napędowa rewolucji kontrkultury, pisał w połowie lat siedemdziesiątych o „dojrzewaniu w wieku lat 37”. Jego donośny krzyk przeciwko dekadenckim wartościom Ameryki nie dał mu wewnętrznego spokoju ani nie pozwolił na uzyskanie pełnego obrazu społeczeństwa. W powszechnym zamieszaniu wycofał się na pewien czas, porzucając ideę radykalizmu politycznego, aby doświadczyć Nowej Świadomości w rozlicznych jej przejawach, od rolfingu aż do EST. Po dość dobrym zaznajomieniu się z wewnętrzną Jednością Rubin wykazuje optymizm co do przyszłości ruchu New Age: „Zbliżamy się do kolejnego etapu »Teraz My«. Być może lata osiemdziesiąte będą świadkiem aktywności lat sześćdziesiątych połączonej z dojrzałością lat siedemdziesiątych. W kolejnej fazie działań oprzemy się na bogatszej bazie duchowej i psychologicznej”.

Nie można wytyczyć granicy pomiędzy ruchem New Age a kontrkulturą, mimo że widoczne są pewne różnice. Oprócz tego, że ruch New Age stał się bardziej dojrzały i jego wpływ na światową kulturę stał się silniejszy, widzimy, że jest to coś więcej niż przede wszystkim ruch młodzieżowy. Jego zwolennikami są ludzie praktycznie w każdym wieku. Po drugie, wiele osób zaangażowanych w ruch New Age nie miało wcześniej powiązań z kontrkulturą. Po trzecie, muzyka hardrockowa nie jest wspólnym mianownikiem w takim samym stopniu, jak działo się to w przypadku kontrkultury. W rzeczywistości muzyka New Age stanowi kompilację jazzu oraz elementów muzyki elektronicznej i medytacji. Styl ten reprezentują na przykład Kitarō i Stephen Halpern. Po czwarte, nacisk kładziony na „wolną miłość” osłabł nieco, chociaż nie jest to powrót do tradycyjnej moralności. Po piąte, New Age stosuje raczej praktyki takie jak medytacja czy hipnoza, a nie silne chemiczne środki halucynogenne (LSD, peyotl i inne).

Niemniej jednak apologetyka i ideologia New Age powstają na fundamencie kontrkultury, jednocześnie rozszerzając znacznie swoją zdolność konceptualną. To, co rozpoczęło się jako bezładna rewolta przeciwko zachodniej sekularyzacji i tradycyjnemu chrześcijaństwu, przyjęło dziś formę starannie wypracowanego wszechstronnego ataku na kulturę Zachodu. Ale jest to coś więcej niż atak – to koncepcja podboju. Rzecznicy New Age uważają, że porażka świeckiego humanizmu i odrzucenie chrześcijańskiego teizmu zastały nas w okresie kryzysowym: megatonaż terroru nuklearnego przypomina nam, że w każdej chwili możemy stać się obłokiem pary, politykę charakteryzuje patos, duchowość osłabła i bliska jest śmierci, granica możliwości gospodarczych została już przekroczona. Konieczne jest przeobrażenie – droga powrotu jest zamknięta. Ludzkość znajduje się w punkcie zwrotnym.

***

Siła nadziei.Żaden większy ruch społeczny nie zrodzi się w pokoleniu obojętnym emocjonalnie. Aby rewolucyjna idea mogła opanować umysł, serce i wolę społeczeństwa, zaistnieć muszą różne czynniki. Po pierwsze, pragnienie zmian wywołane jest silnym poczuciem niechęci i brakiem perspektyw. Po drugie, „tu i teraz” musi być oceniane negatywnie, jeśli chodzi o zaspokojenie potrzeb nowoczesnego człowieka. Po trzecie, należy odwoływać się do zapomnianych tradycji. Po czwarte, w samym sercu ruchu trzeba rozniecić i utrzymywać płomienną nadzieję na lepszą przyszłość. Porażka świeckiego humanizmu sprawiła, że dwa pierwsze warunki zostały spełnione. Ruch New Age próbuje spełnić dwa następne. W ogromnej mierze do siły oddziaływania New Age przyczynia się nadzieja na wewnętrzne jednostkowe i społeczne przeobrażenie. Apetyt na przeobrażenie zaostrzyć można przez krytykę obecnego stanu społeczeństwa lub przez doświadczenia wewnętrzne albo przez połączenie tych dwóch czynników. Omówiliśmy już ogólne rozczarowanie współczesnym materializmem i techniką Zachodu, które zrodziło kontrkulturę. Takie same niezadowolenie stymuluje ruch New Age. Ale „ja” Madisona nie może zaspokoić mistycznych tęsknot duszy, tak samo jak dobrobyt materialny, komfort czy status społeczny nie może zadowolić człowieka poszukującego sensu życia i samoakceptacji.

W dzisiejszym świecie istnieje wiele sposobów, za pomocą których można targnąć się na światopogląd człowieka i wprowadzić go w nowy wymiar rzeczywistości. Marilyn Ferguson podaje wykaz najczęściej spotykanych. Wszystkie one związane są ze wzrastającą świadomością własnej świadomości oraz ponownym przemyśleniem własnego zasadniczego podejścia do rzeczywistości. Oto one:

brak bodźców zewnętrznych lub ich nadmiar,

biofeedback, czyli technika stosująca środki pozwalające człowiekowi na kontrolowanie i regulowanie swoich własnych fal mózgowych,

działania o charakterze twórczym, takie jak malarstwo czy rzeźba,

niezwykle intensywne przeżycia estetyczne: muzyka, teatr, sztuka,

strategie rozwijające świadomość różnych ruchów społecznych, które przywiązują wagę do starych założeń,

grupy samopomocy, takie jak Anonimowi Alkoholicy czy Overeaters Anonymous (Anonimowi Żarłocy), które podkreślają potrzebę eksploracji „wyższych mocy”,

hipnoza i autohipnoza,

wszystkie rodzaje medytacji: zen, buddyzm tybetański, medytacja chaotyczna, transcendentalna, kabalistyczna, różne rodzaje jogi i inne,

seminaria organizowane w celu uzyskania nowej świadomości, takie jak EST, Źródło Życia czy Silva Mind Control,

środki prowadzące do odmiennych stanów świadomości, takie jak koany zen (paradoksalne powiedzenia), opowiadania sufi, taniec derwiszów, rytuały szamanistyczne i magiczne, gry z dziedziny fantasy takie jak „Dungeons and Dragons”,

analizowanie własnych snów i marzeń, zainteresowanie analizą Junga,

przeróżne terapie, np. terapia podstawowa, Gestalt Arica czy rebirthing,

zainteresowanie sztukami walki: T’ai chi ch’uan, aikido, karate,

dyscypliny cielesne, takie jak rolfing, bioenergetyka, Feldendrais, kinetyka stosowana,

poczucie doskonałości i siły doświadczane nieoczekiwanie lub w wyniku uprawiania sportu, doświadczenia szczytowe Masłowa.

Komentując powyższe rodzaje doświadczeń, pani Ferguson stwierdza: „wszystkie te sposoby można nazwać psychotechnikami – metodami prowadzącymi do znacznych zmian świadomości. Ludzie sami mogą odkrywać nowe po temu sposoby lub mogą nauczyć się wywoływać takie stany za pomocą swoich własnych metod. Zadziałać może wszystko.

Poza omówionymi „punktami wejścia” na drogę do Jedności może sprowadzić ludzi szereg innych zainteresowań:

Ekologia. Przekonani przez krytykę Roszaka, Capry i innych, ludzie obwiniają chrześcijaństwo za dzisiejszy kryzys ekologiczny. Sądzą, że Bóg, odrębny i oddzielony od przyrody, niewiele może zrobić, aby zachować uświęconą jej jakość. Wyłącznie jedność wszystkich rzeczy – Boga, człowieka i przyrody – może stworzyć spójny, całościowy i wyważony pogląd na środowisko naturalne. Nowoczesna mentalność – chrześcijańska lub inna – która obiektywizuje i odczarowuje przyrodę, musi zostać odrzucona, zanim staniemy się ofiarami nieodwracalnej katastrofy ekologicznej. W tym przypadku Matka Ziemia zastępuje Boga Ojca.

Feminizm. Dla Capry idea wyniosłej męskiej boskości pozwala mężczyznom panować nad kobietami i przyrodą. Męski Bóg w niebie jest zarówno ekskluzywistyczny, jak i odległy. Wiele osób sfrustrowanych nierównością płci zwraca się w kierunku duchowego feminizmu, który oferuje bardziej unormowany i pokojowy pogląd na świat. Ludzie na nowo spoglądają na macierzyństwo jako początek każdej istoty, co podkreśla kobiecość w przyrodzie i etyce – ezoteryczne, intuicyjne i subiektywne aspekty życia, które społeczeństwo Zachodu odrzuciło lub o których zapomniało.

Autorytet. Ludzie uwiedzeni, a następnie porzuceni przez świecki humanizm, rozczarowani scjentyzmem, kroczący drogą postchrześcijańską poszukują jakiegoś autorytetu, na którym mogliby budować swoje życie. Dla wielu idea radykalnego wyboru duchowego stanowi zbyt duże obciążenie. Wraz z sekularyzacją nastąpił krach jednolitego, ogólnie uznanego poglądu na świat – struktury wiarygodności. Obecnie przed aspirantem duchowym roztacza się kalejdoskop tysięcy opcji, co może sprawić, że stanie się on nadzwyczaj nerwowym Prometeuszem. W rezultacie wielu zwraca się ku ideologii New Age, próbując odzyskać poczucie pewności, które zapewnia jedynie podążanie za ustalonym autorytetem i jednolitym światopoglądem. Sporą część swojego autorytetu i siły światopogląd New Age czerpie z wiekowej tradycji panteistycznej. Pani Ferguson pisze, że „pojawienie się Sprzysiężenia Wodnika pod koniec dwudziestego wieku ma swoje źródło w mitach, metaforach, proroctwach i poezji przeszłości”. Panteistyczne dziedzictwo korzeniami swymi sięga głęboko, muskając lub też przenikając jedną kulturę za drugą, od samych początków piśmiennictwa. New Age czerpie więc inspirację i intuicję z dawnej świadomości. Koncepcja jedności jest kusząco atrakcyjna dla współczesnych umysłów, ponieważ widzi się jako powrót do utraconej przedwiecznej mądrości, tłamszonej przez świecki humanizm i chrześcijaństwo. Nie można chyba lepiej niż C. S. Lewis wyrazić trwałego wpływu panteizmu na społeczeństwa:

„Panteizm jest potrzebny naszemu umysłowi nie dlatego jednak, że stanowi ostatni szczebel w powolnym procesie oświecenia, lecz dlatego, że jest prawie tak stary, jak my sami […]. W Indiach panuje on od niepamiętnych czasów. Grecy wznieśli się nad niego dopiero u szczytu swego rozwoju intelektualnego, w myśli Platona i Arystotelesa; ich następcy natomiast popadli z powrotem w panteizm – mam na myśli wielki panteistyczny system stoików. Nowożytna Europa unikała panteizmu tylko tak długo, jak długo pozostawała pod przemożnym wpływem nauki chrześcijańskiej; panteizm powracał z Giordano Bruno i ze Spinozą. Z Heglem stał się prawie uznaną filozofią wśród najbardziej wykształconych ludzi, podczas gdy bardziej popularny panteizm Wordswortha, Carlyle’a i Emersona przyniósł tę samą naukę ludziom o nieco niższym poziomie wykształcenia. Panteizm, chociaż nie jest wcale ostatecznym szczeblem rozwoju religii, przedstawia w gruncie rzeczy stałą naturalną skłonność umysłu ludzkiego […]. Panteizm jest postawą, którą umysł ludzki pozostawiony samemu sobie zajmuje automatycznie.”

Pomimo postępów poczynionych przez humanizm świecki w nowoczesnym świecie jest on cierpiącym wojownikiem, zranionym fatalnym ciosem konsumpcji filozoficznej. Jego własne założenia porwały go na strzępy i ostatecznie okazały się samobójcze. Usilne, lecz daremne próby podjęte przez egzystencjalizm w celu ratowania znaczenia w Świecie nieznaczącym nic były ostatnią prawdziwą nadzieją świeckiego humanizmu. Teraz ten grzęznący moloch porzuca wszelkie nadzieje. Wokół słyszymy hasła: doświadczajcie Jedności, uwierzcie w Jedność, miejcie nadzieję w Jedności.

Człowiek nie może żyć bez nadziei. W sytuacji, kiedy humanizm świecki jest u kresu swych dni, obowiązkowo należy go czymś zastąpić. Morris Berman stwierdza:

„W więcej niż 99 procentach historii ludzkości świat był zaczarowany, zaś człowiek postrzegał siebie jako jego integralną część. Zupełne odwrócenie tego rodzaju percepcji na przestrzeni zaledwie jakichś czterystu lat przerwało ciągłość ludzkiego doświadczenia i zniszczyło integralność psychiki i nieomalże naszą planetę. Jedyna nadzieja, tak mi się przynajmniej wydaje, leży w zaczarowaniu świata na nowo”.

Berman traktuje nowoczesny humanizm świecki jak zarazę, której uległa cała egzystencja. Musimy więc przezwyciężyć błędy obecnej ery, ucząc się od „zaczarowanej” przeszłości i mając nadzieję na „ponowne zaczarowanie rzeczywistości” w przyszłości. Jak powiedział Eric Hoffer, „nie można bardziej umniejszyć znaczenia teraźniejszości, niż przez postrzeganie jej jako połączenia zaledwie pomiędzy wspaniałą przeszłością a wspaniałą przyszłością”.

„Jedyną nadzieją” według Bermana jest powrót Jedności. Jeżeli współczesny zachodni umysł nie jest niczym więcej jak tylko aberracją historyczną, racjonalistyczną anormalnością ostatnich odkryć, to można go przezwyciężyć i zastąpić nowym. Musimy patrzeć w przód dla dodania sobie otuchy. Hoffer mówi:

„Żadna wiara nie stanie się potężna, o ile nie będzie także wiarą w przyszłość, chyba że zawiera w sobie pierwiastek odwiecznej mądrości. A więc skuteczna doktryna oprócz tego, że będzie źródłem siły, musi także być uważana za klucz do księgi przyszłości”.

Według wielu myślicieli New Age ewolucja zyskała swą społeczną samoświadomość. Rolą naszą jest przejęcie ewolucji we własne ręce i ukształtowanie siebie na nowo w imię poprawy całej ludzkości. Nie mamy wyboru. Musimy iść naprzód. Barbara Marx Hubbard uważa nawet, że bomba atomowa może odegrać rolę kierownicy ewolucji, która zmusi narody do współpracy; ostatecznie staną się one jednością w Jedności:„kryzys poprzedza przeobrażenie i czyni go koniecznym”.

Ale jeżeli przeobrażenie ma być zupełne, musi przeniknąć i opanować dorobek myśli zachodniej. Oznacza to, ni mniej, ni więcej, infiltrację oraz kontrolę zarówno głównych dyscyplin intelektualnych, jak również światopoglądu pierwszego lepszego człowieka z ulicy. Jedność musi stopniowo przesuwać się od linii awangardy, dążąc do samego serca i umysłu społeczeństwa. Dokładnie tak się właśnie dzieje. Często wyśmiewane kosmiczne frazesy lat sześćdziesiątych zostały zastąpione przez bardziej dojrzały i przekonujący światopogląd, który stara się wkroczyć we wszystkie dziedziny życia.

Humanizm kosmiczny.W miarę jak „wschodząca kultura” New Age przejmuje jeden po drugim elementy kultury świeckiego humanizmu, coraz częściej widzimy, że siła napędowa przemian pozostaje w obrębie współczesnej kultury światowej i nie pochodzi z zewnątrz. New Age i świecki humanizm są bardziej kuzynami niż obcymi sobie światopoglądami, zaś współzawodnictwo pomiędzy nimi jest bardziej sprzeczką rodzinną niż dysputą toczoną przez dwie przeciwne strony. Lepszą metaforą będzie ukazanie New Age przejmującego pałeczkę od rozkwitającego niegdyś, a teraz upadającego, świeckiego humanizmu, tak aby w wyścigu do zdobycia cywilizacji Zachodu zwycięzcą został nowy rodzaj humanizmu – humanizm kosmiczny. Początki nowoczesnego humanizmu w epoce Odrodzenia i Oświecenia były ściśle związane z panteizmem, okultyzmem i animizmem. Związki z ponadnaturalnym nie zostały zerwane wraz z atakiem na chrześcijaństwo, które zdefiniowano na nowo bądź odrzucono. Akcent duchowy – punkt ciężkości – przeniesiony został z chwały Bożej na chwałę człowieka. Humaniści panteistyczni, tacy jak Pico delia Mirandola czy później Giordano Bruno, głosili istnienie Boga, zaprzeczając jednocześnie istnieniu różnic pomiędzy Stwórcą a stworzeniem. Według Ernsta Cassirera Bruno wydatnie przyczynił się do radykalnej odmiany zachodniego poglądu na przyrodę, która „została wyniesiona do boskości”.

Po rewolucji naukowej humanizm stał się świecki poprzez to, że zaczął ograniczać naturę ludzką wyłącznie do sił racjonalnych i analitycznych. Sceptycyzm wobec wszystkiego, co ponadnaturalne i boskie zastąpiła wiara w wewnętrzną boskość człowieka. Według periodyku „Manas”każdy typ humanizmu, który odrzuca „wyższą wolę” (boski potencjał), jest „humanizmem wynaturzonym”, nie może równać się z dawniejszą świetnością.

Jednakże nawet wynaturzony humanizm ma wiele wspólnego z humanizmem wcześniejszym i nadchodzącym humanizmem kosmicznym. Po pierwsze, humanizm świecki i filozofia Jedności (panteizm) uznają, że istnieje tylko jedna rzeczywistość. Dla humanizmu świeckiego wszystko jest przypadkowo zorganizowaną materią i energią. Carl Sagan stwierdza w swojej książce pt. Cosmos, która stała się bestsellerem (w oparciu o nią nakręcono słynny serial telewizyjny), że „Kosmos jest wszystkim, co istnieje obecnie, co kiedykolwiek istniało lub będzie istnieć”. Krótko mówiąc, humanizm świecki głosi monizm materii i energii, zaś humanizm kosmiczny (Jedność) monizm ducha: wszystko jest bogiem.

Dla świeckiego humanisty nasze zbawienie dokonuje się poprzez racjonalne poszukiwania i rozwój nauki. Drugi Manifest Humanistyczny (Humanist Manifesto II) z 1973 roku stwierdza, że „nie zbawi nas żadna boskość; musimy sami się zbawić”.Dalej powiedziane jest, że „rozum i inteligencja są najskuteczniejszymi instrumentami, jakie posiada rodzaj ludzki”. Nasza nadzieja leży w naturze człowieka i jego potencjale. Zbawienie samych siebie dla sygnatariuszy pierwszego Manifestu Humanistycznego (1933) oznaczało „całkowitą realizację osobowości człowieka”. Nowy humanizm kosmiczny zasadniczo się z tym zgadza, ale poszerza zakres pojęcia człowieka. Człowiek jest nie tylko miarą wszechrzeczy – jest metafizycznym mistrzem. Ludzkość stanowi jedno z ostateczną Jednością, mamy przeto nieograniczone możliwości.

W materializm humanizmu świeckiego wkracza mistycyzm Jedności. Jednak obydwa poglądy szukają odpowiedzi w ludzkości, a nie w czymś poza nią. Podczas gdy dawny humanizm utrzymuje, że jesteśmy „małpami bez sierści” – jako wytwór przypadkowej ewolucji – nowy humanizm kosmiczny postrzega ludzkość jako boga w przebraniu. Brooks Alexander szczegółowo opisuje tę przemianę:

„Kiedy już humanizm świecki zyskuje niezależność od elementu ponadnaturalnego i teologicznego, instynktownie zwraca się z powrotem do Jedności – nieuchronnie i niepowstrzymanie”. Panteizm – jak stwierdził C. S. Lewis – jest naturalną stałą skłonnością ludzkiego umysłu.

Kluczowym problemem dla świeckiego humanizmu stało się pytanie o pochodzenie umysłu. Jak zwyczajna martwa materia będąca w ruchu może wytworzyć umysł? Jakim sposobem nieożywiony przypadek może zrodzić żywe istoty – zwierzęta i ludzi? Materia nieożywiona nie może się przecież doskonalić. Ewolucjoniści filozoficzni przyznali więc, że świadomość wyłoniła się z utajonych możliwości materii. Materia nie jest bez życia – posiada ona duchowy potencjał. Ta utajona świadomość (umysł) realizuje się w procesie ewolucji i staje się świadoma siebie w człowieku. Tak więc trudność związana z wytwarzaniem umysłu przez materię znika, ale tym, co pozostaje, jest coś więcej niż tylko humanizm materialistyczny, jak to zauważył sto lat temu teolog Charles Hodge:

„Jeżeli uduchowicie materię, zanim stanie się umysłem, absurd zniknie. Zniknie także materializm, spontaniczność i cały szereg naukowych doktryn. Jeżeli materia staje się umysłem, umysł jest Bogiem, a Bóg jest wszystkim. Tak oto monstrum, któremu na imię Panteizm, połknęło naukę i jej wyznawców”.

A więc w całkowicie naturalny sposób materializm ewoluuje do panteizmu.

Przypuszczalnie żadne państwo nie było bardziej ateistyczne ideologicznie i instytucjonalnie niż Związek Radziecki. Oficjalny światopogląd marksistowski uznaje za ostateczną rzeczywistość jedynie „materię w ruchu”. Boga i zjawiska ponadnaturalne pominięto w owym ideologicznym Wszechświecie, postrzegając je jako próby usprawiedliwienia ucisku w społeczeństwie przedrewolucyjnym.

A jednak i tutaj humanizm świecki może poszerzyć się tak, że swoimi granicami wykroczy poza czystą materię. W wywiadzie zamieszczonym w czasopiśmie New Age Michael Murphy opisuje nowy klimat duchowy, jaki odkrył w ZSRR. Tak oto o nim mówi: „przebudzenie kulturalne (…) nieróżniące się od przebudzenia w Ameryce w latach sześćdziesiątych”. Dalejstwierdza, że „czynnikiem jednoczącym wszystko jest wzrastające przekonanie wśród wielu przeciętnych obywateli tego kraju oraz radzieckich naukowców, że ukryte możliwości człowieka należy przebudzić i rozwinąć”. „Ukryte możliwości człowieka” oznaczają tu wrodzone, paranormalne moce. Czyni się wysiłki, aby pogodzić owe moce z marksistowskimi dogmatami.

Pluralizm a Jedność. Bóg wewnątrz nas jest Jednością wszystkiego. Ale jak w naszym pluralistycznym społeczeństwie Jedno (tylko jedno) może być wszystkim? Czyż pluralizm nie oznacza różnorodności poglądów istniejących w danym społeczeństwie w tym samym czasie? Sytuacja może na pierwszy rzut oka przypominać bardziej politeizm (wielobóstwo) niż monizm (Jedność). A jednak w momencie, gdy sama tylko mnogość opcji filozoficznych i religijnych w społeczeństwie powoduje osłabienie ich wiarygodności (skąd możemy wiedzieć, która z nich jest rzeczywiście prawdziwa?), społeczeństwo targane wątpliwościami nie wytrzyma długo bez znalezienia nowego konsensusu. Panteon obecnie panujących bogów musi walczyć o palmę pierwszeństwa – bogowie nie tolerują sobie równych. Mimo że cały tłum bogów na wyścigi chce zapełnić lukę, jaka powstała po odrzuceniu chrześcijaństwa i humanizmu świeckiego, dla stabilizacji i ukierunkowania społeczeństwa trzeba czegoś więcej. Jak ujął to Mircea Eliade, człowiek świecki „tak jakby sam był zabójcą Boga, w którego nie potrafi już dłużej wierzyć, a którego brak jest dla niego czymś nieznośnym”. Pluralizm, jakiego doświadczamy, jest pokawałkowany i pomieszany. Brak jakiegoś konkretnego źródła i dwuznaczność nowoczesnego pluralizmu może stanowić bodziec dla nowego, jednolitego, jednoczącego podejścia. Edward Norman uważa, że pluralizm to słowo, którego społeczeństwo używa w trakcie przechodzenia z jednej ortodoksji do drugiej. Zdanie społeczeństwa w kwestii wartości nie może być stale podzielone. Nasza odmiana pluralizmu może okazać się bardziej tymczasową tolerancją rozbieżnych opinii niż stałą pożywką poglądów. Może także zacząć się walić, gdy wstrząsną nim napięcia wewnętrzne. Co pojawi się w zamian? Czy staniemy u progu nowej ortodoksji, nowego klimatu światopoglądowego zdominowanego przez Jedność? Niektórzy mają nadzieję, że tak. Inni obawiają się, że tak. Przez nadmuchanie ludzkiego potencjału do wymiarów kosmicznych humanizm kosmiczny zagarnął sporo elementów świeckiego humanizmu, nie grzęznąc w jego ciasnych ramach. Wyrywa pochodnię z ręki biegnącego w ciemnościach. Dobrze ujął to Brooks Alexander: „Humanizm Kosmiczny nadszedł w dobrym momencie, aby uduchowić i natchnąć sekularyzm, przekształcając go katalitycznie w agencję głoszącą wartości ostateczne. W ten sposób staje się raczej siłą społecznej spójności, a nie rozwodnienia”.

***

Nowy„bóg” nauki? Wyobraźmy sobie, że pewien człowiek w swojej ulubionej księgarni przegląda półki z literaturą religijną, następnie dochodzi do sekcji poświęconej nauce. Jeżeli przejawia on nieco większe niż przeciętne zainteresowanie zarówno nauką, jak i religią, zauważa dziwną rzecz. Pewne tytuły z sekcji religijnej powtarzają się w sekcji naukowej. Cóż to za pomieszanie?

Zdumiony, wyciąga jedną książkę po drugiej: mechanika kwantowa, holografia, Einstein, Budda, fizyka, mistyka. W pierwszej chwili nasz przyjaciel jest zaskoczony. Po dalszych dziesięciu minutach przeglądania książek intryguje go to. Po kilku tygodniach lektury jest już zniewolony. Jego biblioteka, podobnie jak świadomość, rozrasta się. Stwierdza, że Jedność wszechrzeczy obejmuje również i naukę.

Dzisiaj religia i nauka kroczą przez świat razem, w nowy sposób: nie stoją już jedna naprzeciw drugiej, ale tworzą układ partnerski, a nawet małżeński. Po wiekach wojny nastał pokój. Nauka wzięła się za ręce z tym, co duchowe, i odtąd podróżują razem tą samą drogą.

Żaden powstający ruch kulturowy nie może przez dłuższy czas nie dostrzegać nauki. Kontrkultura wzgardziła nowoczesną technologią, wybierając to, co naturalne i prymitywne. Stwierdziła, że nauka i technika stała się scjentyzmem, materializmem. Ale kiedy już przepędzono ją na cztery wiatry, nauka nieoczekiwanie powróciła jak bumerang. Powróciła nie po to, aby zranić, lecz aby inspirować. Wiarygodność społeczna przyznana nauce służy umocnieniu idei Jedności wszechrzeczy. Książki takie jak Tao fizyki Fritjofa Capry czy Misticism and the New Physics Michaela Talbota zawierają tezę, że nowe teorie o naturze Kosmosu otwarły naukową społeczność na szereg nowych idei: jedność wszystkich rzeczy, nieistnienie niezależnego świata zewnętrznego i jedność przeciwieństw. Innymi słowy, nauka stanęła twarzą w twarz ze starożytnym mistycyzmem. Cóż tak przeobraziło racjonalny scjentyzm w ów mistycyzm?

„Upadek” Newtona?Do przełomu wieku fizyka osadzona była na niewzruszonym fundamencie mechaniki Newtona. Oparty na dziele Galileusza, Kartezjusza i innych pogląd Isaaca Newtona na Kosmos stymulował naukowe myślenie przez blisko dwieście lat, dając przebojowość techniczną rewolucji przemysłowej. Dla Newtona świat był działaniem dających się przewidzieć praw mechaniki osadzonych w kontekście absolutnej przestrzeni i czasu. Sformułowanymi przez niego prawami ruchu i grawitacji posługiwano się w celu wyjaśnienia logiki stworzenia. Narodził się Wszechświat precyzyjny. Atomy materii posłusznie przestrzegały jednorodnych, niezmiennych praw przyrody. Nowoczesna nauka przez jakiś czas gładko podążała newtonowskim nurtem wyrozumowanych związków przyczynowych – do czasu kolizji z kwantem. Albert Einstein rozniecił rewolucję. Jego teoria względności rozbiła newtonowską klatkę czasoprzestrzenną. Najprościej mówiąc, teoria względności wypędziła kuchennymi drzwiami newtonowski pogląd na czas i przestrzeń. Przestrzeni i czasu nie rozpatrywano już jako różnych i absolutnych. Były „względne” wobec siebie i w stosunku do stałej prędkości światła. Co więcej, słynne równanie Einsteina E = mc2 stwierdzało, że materia i energia nie dają się do końca rozdzielić. Każda masa posiada energię i może być przekształcona w energię np. atomową, jak później odkrył Einstein. Wobec takiego wstrząsu nauka zaczęła poszukiwać nowych modeli Wszechświata, ponieważ precyzyjny model Newtona rozleciał się na kawałki. A ziemia, na której nowa nauka stawiała pierwsze kroki, kręciła się dalej. 14 grudnia 1900 roku narodziła się teoria kwantowa, której twórcą był Max Planck. Planck przedstawił Niemieckiemu Towarzystwu Fizycznemu teorię, że „materia absorbuje energię cieplną i emituje energię świetlną w sposób nieciągły”, w niedających się z góry przewidzieć wiązkach lub bryłach zwanych „pakietami energii” albo – według Einsteina – „kwantami”. Później nazwano je fotonami. Zachowywały się one w sposób nieprzewidywalny, bynajmniej nie prosto i zrozumiale, jak w starym modelu mechanicznym. Świat subatomowy nie stanowił mozaiki twardych cząstek materii. Ale czym były kwanty? Reguła Plancka pomogła w objaśnieniu zachowania się światła, ale jednocześnie stworzyła tyle samo zagadek, ile rozwiązała.

Wstępne badania Plancka nad zjawiskiem notorycznego braku poszanowania przez kwanty mechanicznej etykiety skłoniły na początku naszego wieku międzynarodowy zespół fizyków do próby sformułowania odpowiedniej interpretacji tego dziwnego subatomowego królestwa. Ludzie tacy jak de Broglie, Schrödinger, Pauli, Dirac, Bohr i Heisenberg wzięli się do rozwiązywania zagadek istoty materii, których wyjaśnienie na zawsze zmieniłoby nasze rozumienie Wszechświata.

Badania udowodniły, że światło, uważane za falę, czasem zachowuje się jak cząsteczki. Owe cząstki światła to właśnie fotony, które zaskoczyły Plancka. Nie są one jednocześnie falą i cząsteczką; w rzeczywistości nie są ani falą, ani cząsteczką. Wykazują zarówno funkcje cząsteczki, jak i fali.

Duński fizyk Niels Bohr tłumaczył ten paradoks za pomocą swojej koncepcji cząstek komplementarnych. Bohr utrzymywał, że pojmowanie światła jako fali lub cząsteczki rzeczywistości stanowi opis tej samej rzeczywistości, przy czym oba sposoby opisu są właściwe na swój sposób. Innymi słowy – nie ma żadnego prostego modelu objaśniającego zachowanie się światła; nie można go nakreślić. Filozof nauki Paul Davies ujął to następująco: „nie ma w życiu codziennym odzwierciedlenia fali-cząstki, a więc mikroświat nie jest jedynie lilipucią wersją świata makro, jest to coś zupełnie odmiennego jakościowo, co stanowi niemalże paradoks. Niemniej musimy stawić czoła rzeczywistości”.

Ale czym są te dziwne subatomowe twory i jak można je ogarnąć? Co najwyżej możemy znać prawdopodobieństwo występowania i natury tych fal-cząstek. Zasada nieoznaczoności Wernera Heisenberga, oparta o jego badania elektronu, pomaga zrozumieć problem. W przeciwieństwie do większych, postrzegalnych obiektów, świata kwantów nie można łatwo poznać ani zinwentaryzować. Heisenberg odkrył, że niemożliwe jest doświadczalne wyznaczenie jednocześnie pozycji i prędkości elektronu. Kiedy mierzymy prędkość, wyklucza to znajomość pozycji i odwrotnie. Tak więc nie możemy poznać przyszłego stanu elektronu – jest on w najwyższym stopniu niepewny.

Nie mogła się ona pomieścić w starych ramach. Niels Bohr powiedział, że „każdy, kto nie jest zaszokowany teorią kwantową, nie zrozumiał jej”.Świat pewności i precyzyjnych obliczeń w mechanice jest już poza nami. Wielu takich jak Bohr czy Heisenberg stwierdziło nawet, że rzeczywistość jest w najlepszym wypadku kierowana przez przypadek (wywołało to wielką konsternację Einsteina, który powiedział, że Bóg nie gra ze światem w kości). Jednak teoria kwantowa, która dotyczy zachowania masy subatomowych cząstek – nad czym nie będziemy się tutaj rozwodzić – zasłużyła wśród naukowców na miano najlepszego objaśnienia obserwowanych zdarzeń. Pagels nazwał ją „najpotężniejszym matematycznym narzędziem objaśniającym zjawiska przyrody, jakie kiedykolwiek miał w rękach człowiek, nieporównywalnym osiągnięciem w historii nauki”.

Fizyka New Age.Jesteśmy świadkami niebywałych rozmiarów boomu na literaturę traktującą o dowodach naukowych na Jedność. Stary, klasyczny światopogląd rozsypał się w gruzy: materia i energia spotykają się i łączą, teoria kwantowa wykazuje wzajemne powiązania wszystkich rzeczy, zjawiska paranomalne stają się normalne i możliwe, ponieważ są wzajemnie powiązane i zjednoczone w paradygmacie holograficznym. Ale kiedy uchylimy rąbka zasłony, stwierdzimy, że z bliska nie wygląda to tak ładnie, jak się spodziewaliśmy. Weźmy choćby fakt, że wielu autorów publikacji naukowych New Age, takich jak Capra, Talbot czy Zukav, przedstawia raz po raz kontrowersyjne, a nawet sprzeczne naukowe teorie, tak jakby były one naukowymi faktami. Wart odnotowania przykład dotyczy interpretacji zasady nieoznaczoności Heisenberga i wpływu obserwatora na świat kwantów. Wielu naukowców – zwolenników New Age – przyjmuje, że sama świadomość oddziałuje na świat kwantów, a nawet, że akt myślenia sam w sobie inicjuje istnienie rzeczywistości. Jednak sprzeciwia się temu liczna grupa fizyków. Należy rozróżnić wpływ wywierany przez aparat obserwacyjny i wpływ świadomości obserwującego.

Konflikt teorii prowadzi nas do zagadnień poważniejszych: Co naprawdę nauka może nam powiedzieć o rzeczywistości? Czy dzięki niej możemy się czegoś dowiedzieć o Bogu? Droga wiodąca od fizyki (naukowego badania stworzenia) do metafizyki (natury całej rzeczywistości) nie jest tak łatwa, jak uważa wielu twórców naukowej literatury New Age. Istnieje po temu kilka przyczyn. Po pierwsze, teorie naukowe często nie odznaczają się żywotnością. Dzisiejszy laur geniuszu może stać się jutro płytą nagrobną. Filozof chrześcijański Gordon Clark stwierdza, że „zmiany, jakie zaszły w fizyce od czasu obalenia teorii eteru kosmicznego i wynalezienia fal materii, są tak szybkie i wszechstronne, że każdy z nas może ze spokojem stwierdzić, iż podczas gdy newtonizm przetrwał dwa stulecia, wydaje się, że żadna z dzisiejszych teorii nie przetrwa więcej niż dwadzieścia lat”. Clark wyjaśnił także szczegółowo, że „procedury naukowe nie zawsze są w stanie niezmiennie i doskonale uchwycić prawdę; przeciwnie, historia przyjmowania za prawdziwe tego, co później uznano za fałszywe, jest długa”. Ken Wilber, mimo iż sam jest teoretykiem New Age, dostrzega problem, jaki niesie za sobą mariaż mistycyzmu z nauką: „parafrazując Eckharta, jeżeli twój bóg jest bogiem dzisiejszej fizyki, to kiedy fizyka odejdzie (jutro), bóg ten odejdzie razem z nią”.Drugim problemem jest to, że nawet w pewnym konkretnym czasie naukowcy nie zgadzają się co do interpretacji danej teorii naukowej. Mimo iż dniem dzisiejszym rządzi mechanika kwantowa, naukowcy różnią się co do tego, jak powinna być interpretowana. Niektórzy spośród nich, tacy jak Wigner i Schrödinger, postrzegają ją jako rodzaj solipsyzmu (wszystko jest umysłem). Inni, wspomniani wcześniej, nie są co do tego przekonani. Jeszcze inni, jak np. Bohr i Heisenberg, uważają, że odkrywa ona przed nami Wszechświat przypadku, natomiast Einstein i Bohm są innego zdania. Ken Wilber także dostrzega niebezpieczeństwo pochopnego łączenia wątpliwych teorii z Nową Świadomością: „Wprowadzenie konsensusu psychologii transpersonalnej/mistycyzmu z nową mechaniką kwantową jest niemożliwe, ponieważ konsensus taki nie istnieje. Powiązania między fizyką a mistycyzmem, jakie rzekomo wykazano, są w istocie kaprysem i rojeniem naukowego umysłu. Głosy tych, którzy próbują osądzić, co w tej materii jest słuszne, a co nie, są ignorowane lub wręcz odrzucane”.

***

Filozof chrześcijański Arthur Holmes twierdzi, że niemożliwa jest nauka pozbawiona systemu wartości lub teoria absolutnie obiektywna, ponieważ „nauka sama w sobie stanowi przedsięwzięcie ludzkie, zależne od przyjętych wartości i przekonań, a nawet od światopoglądu, który naukowcy do nauki wnoszą, a nie po prostu wynoszą ze swoich prac i doświadczeń”. Thomas Kuhn, w swojej znakomitej pracy The Structure of Scientific Revolutions twierdził, że rewolucje w teoriach naukowych (które nazywa „przemianą paradygmatów”) bardziej wynikają z oddziaływania czynników psychologicznych i socjologicznych niż z czynników empirycznych i logicznych. Nie chodzi o optowanie za całkowitym sceptycyzmem, ale raczej o dokładne rozważenie twierdzeń naukowych w ich ogólnym kontekście.

Wtłaczanie nawet powszechnie uznawanych teorii naukowych w metafizyczne ramy jest przedsięwzięciem problematycznym z powodu wewnętrznych ograniczeń samej metody naukowej. Jeżeli określimy naukę jako „badanie empiryczne i teoretyczne naturalnych procesów i związków”, to nie ma ona możliwości wydawania ogólnych i bezdyskusyjnych sądów co do kształtu ostatecznej rzeczywistości. Nauka dostarcza informacji światopoglądowi, ale sama nie może światopoglądu stworzyć. Jak mówi Holmes, „ekstrapolacja treści z tego, co da się empirycznie zaobserwować, do tego, co jest naprawdę, to logiczny non sequitur (wniosek niewypływający z przesłanek)”. W książce obnażającej wszelkie pretensje nowoczesnej nauki Anthony Standen zauważa, że „fizyka taka, jaką znamy, stanowi wspaniałą dyscyplinę, ale nie sięga dostatecznie daleko. Nie posuwa się dalej niż po prostu fizyka – poza fizyczny świat”.

Z tego też powodu indukcja naukowa napotyka liczne trudności w ustanowieniu jakiegokolwiek dogmatu naukowego, ponieważ każde nowe odkrycie może wywrócić do góry nogami wszelkie poprzednie mniemania. Standen mówi, iż „fizyka nigdy nie będzie w stanie dowieść rzeczy w taki sposób, w jaki dowodzi ich matematyka poprzez eliminację wszystkich możliwości alternatywnych. Nie można bowiem stwierdzić, jakie są te alternatywne możliwości”. Historyk nauki Stanley L. Jaki śpieszy z wyjaśnieniem, że „nauka rozwija się, ponieważ nie ma ścisłej zgodności pomiędzy którąkolwiek formą, jakie przybiera nauka, a pełnym zrozumieniem przyrody”. Innymi słowy stan nauki w danym momencie odpowiada dokładnie stanowi obiektywnej rzeczywistości. Nawet jeżeli teoria kwantowa czy inne teorie z pogranicza nauki potrafią ukazać rozległość wzajemnych powiązań wszystkiego, co istnieje, nie mówi nam to nic o Bogu, który jest ponad stworzonym przez siebie porządkiem.

Niestety, wnioskom naukowym (jeżeli możemy je tak nazwać) przypisuje się często związki wykraczające poza obręb właściwej im dziedziny. Filozof nauki Karl Popp nazwał to „prawem niezamierzonej konsekwencji”. Oczywistym tego przykładem jest przypadek zastosowania teorii względności Einsteina do uzasadnienia relatywizmu moralnego. Teoria Einsteina dotyczyła naszego rozumienia czasoprzestrzeni i przestrzeni, a nie moralności. Nie odnosiła się do etyki.

Chrześcijański pogląd na stworzenie i naukę.Dotychczasowa argumentacja naszej krytyki powinna doprowadzić nas do uświadomienia sobie, że naukowe uzależnienie jedności wszechrzeczy nie jest w wystarczającym stopniu przekonujące. I rzeczywiście, teoria paradygmatu holograficznego, mówiąca, iż sami wedle własnej woli kształtujemy rzeczywistość poprzez naszą świadomość, zupełnie pozbawia przedsięwzięcia naukowe wierzytelności. Solipsystyczna interpretacja fizyki kwantowej jest nie tylko przedmiotem gorących debat wśród naukowców. Jest to także filozoficzny granat wrzucony do bunkra naukowej metody badań. Jeżeli obiektywna, zewnętrzna rzeczywistość, niezależna generalnie od obserwatora, nie istnieje, to jak naukowcy mogli porównywać między sobą wyniki swych badań? Aby dokonać dogłębnej i uczciwej analizy hipotez, konieczna jest wspólna płaszczyzna doświadczenia. Ujmując rzecz najprościej, naukowcy muszą mówić o tym samym. Bez względu na wyniki wpływ wywierają na nich czynniki subiektywne. Richard Bube, naukowiec-chrześcijanin, objaśnia: „Autentyczna nauka jest bez reszty poświęcona istnieniu obiektywnej rzeczywistości. Nie musimy przypuszczać, że ta rzeczywistość jest statyczna czy nawet niezmienna w czasie. Nie musimy także twierdzić, że na tę rzeczywistość nie mamy wpływu ani my, ani nasza jej percepcja. Mówić o rzeczywistości obiektywnej w naszym rozumieniu oznacza przyznać, że natura rzeczy istnieje poza naszą jaźnią czy pojedynczą istotą ludzką, że jest tym, czym jest i nie zależy ode mnie”. Wielu naukowców wskazywało na związek pomiędzy chrześcijańskim światopoglądem współczesnego Zachodu a rozwojem nowoczesnej nauki. Naukowcy tacy jak Galileusz, Kepler i Newton zakładali z góry, że Wszechświat został stworzony przez racjonalnego Boga, był przeto sam skonstruowany racjonalnie. Tak więc prowadzili działalność naukową, wierząc, że stworzenie można poznać i zbadać przez racjonalne odkrycia. Ich zdaniem Bóg dostosował racjonalność człowieka do rozumienia obiektywnego świata, który dostarcza dowodów na to, że bez teistycznego światopoglądu nauka będzie błądzić: „Nauka może istnieć jedynie w ramach atmosfery kulturowej przesyconej niezłomnym przekonaniem możliwości odnalezienia przez umysł w świecie rzeczy śladów świadczących o ich Stwórcy”. Jednak chrześcijaństwo nie musi optować za kosmologią mechanistyczną, która poprzedziła koncepcję kwantową. Pogląd biblijny uznaje zwierzchność Boga nad wszystkimi rzeczami, dlatego nie zachodzi potrzeba ograniczenia dzieła całego stworzenia do mechanistycznego modelu. Capra i inni często mylą biblijny model stworzenia z poglądem deistycznym, który utrzymuje, iż co prawda Bóg wprawił maszynerię w ruch, ale dalej działa ona sama. Jednak Bóg Biblii nie jest deistycznym zegarmistrzem, który opuścił swe stworzenie, ani też samo stworzenie nie mieści się bez reszty w wąskich granicach racjonalizmu. Wszechświat jest stworzony i zjednoczony przez Chrystusa – Logos albo Słowo Pańskie (J 1, 1-14) – który kieruje i koordynuje akcją kosmicznego dramatu, nie stapiając się z nimi w sensie panteistycznym (Kol 1, 15-20, Hbr 1:3). Holenderski teolog Abraham Kuyper charakteryzuje ten pogląd tak: „Nie ma na ziemi życia, energii, prawa, atomu ani pierwiastka – jest tylko Wszechmogący i Wszechobecny Bóg, [który] napędza i wspiera to życie z sekundy na sekundę; sprawia, że energia ta działa zgodnie ze stworzonym przezeń prawem”. Współczesne spekulacje o jedności i wzajemnych powiązaniach stworzenia ani nie pomagają, ani nie szkodzą kosmologii biblijnej. Chociaż powinniśmy z rezerwą podchodzić do tego rodzaju naukowych teorii, Biblia ukazuje Boga, który wspiera i jednoczy stworzenie, nie gwałcąc stworzonej integralności różnych jednostek (Bóg stworzył i utrzymuje wszystko według jego rodzaju – 1 M 1, 11-25). Niemonistyczna kosmologia, a raczej biblijny pogląd na stworzenie godzi koncepcję jedności (jedność stworzenia) z wielością (różne stworzenia). Pogląd biblijny ma więc charakter holistyczny, a nie monistyczny.