Cudzoziemiec oraz inne przypadki - Roman Staniek - ebook + książka

Cudzoziemiec oraz inne przypadki ebook

Roman Staniek

2,0

Opis

Opowiadanie to składa się z zasłyszanych lub wymyślonych historyjek, które autor "wrzucił do jednego kosza" i przy pomocy fikcyjnych bohaterów połączył ze sobą.
Integracja społeczeństw oraz rasizm są aktualnymi tematami we wspólnej Europie. Wielu polityków debatuje i łamie sobie głowy nad rozwiązaniem tych problemów. Tomasz Janowski, bohater mojej książki, w niekonwencjonalny sposób pracuje nad tymi jakże skomplikowanymi sprawami.
Książka przeznaczona jest dla dorosłych czytelników.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 257

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,0 (3 oceny)
0
0
1
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Roman Staniek

Cudzoziemiecoraz inne przypadki

© Copyright by Roman Staniek 

Skład: Ilona Dobijańska 

ISBN 978-83-7856-209-2

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2018

Konwersja

Wprowadzenie

Proszę sobie wyobrazić następującą sytuację:

Jadę samochodem przez wieś i widzę faceta, który sika do rowu. Zatrzymuję się i podchodzę do niego.

– Dzień dobry, panie rolniku.

– A, dzień dobry – odpowiada zmieszany chłop.

– Widzę, że tak pan tutaj sobie sikasz.

– A no, sikam.

– To ja mam coś dla pana – podaję mu moją książkę „Cudzoziemiec oraz inne przypadki” i mówię; jak pan ją przeczyta, to się pan ze śmiechu p...

Po dwóch dniach rolnik dzwoni do mnie.

– Panie dobrodzieju, poskutkowało! Cała ta zaraza, która we mnie od tygodnia siedziała, wyszła już po paru pierwszych stronach. Uzdrowiciel jesteś pan!

Jedno mogę Państwu zagwarantować; książka ta nie jest lekarstwem na dolegliwości jelitowe, jedynie leczy smutek, a przy złej pogodzie, rozjaśnia zachmurzenie.

Z przymrużeniem oka

Autor

Część pierwsza

– Jak szukasz przyjaciela, to kup sobie psa.

Co on powiedział?! Gdyby ten cholerny dupek wiedział, jakiego ja mam psa – pomyślał Tomasz Janowski – to trafiłby go bez wątpienia szlag.

Bruno waży czterdzieści kilo i jest prześlicznym polskim owczarkiem niemieckim. Kupił go wraz ze swoją (wtedy przyszłą a obecnie byłą) żoną na targu granicznym w Świecku. Szczeniak był cudowny. Czarno brązowy i miał trzy miesiące. Podrapał go pod pyskiem i za uszami. Psu widocznie się to podobało, gdyż tylna łapa skakała mu w takt drapania.

Dlaczego Krysta nie reaguje w ten sposób na moje pieszczoty?

Wyobrażał sobie, jak ją całuje po piersiach, drapie za uszami, a jej nogi skaczą jak u żabki podłączonej do prądu:

Załączyć – wyłączyć, załączyć – wyłączyć...

Odwrócił się i odszedł zaledwie dwa kroki. Nie reagował na nagabywanie sprzedawcy ale jak usłyszał pisk i skomlenie szczeniaka, wrócił się bez zastanowienia. Bruno potrafił sprzedać się lepiej jak jego właściciel. W tym psie, o czym jeszcze nie miał pojęcia, znalazł najcudowniejszego i najwierniejszego przyjaciela w swoim życiu.

Nowa firma, nowi ludzie, muszę znowu zaczynać od początku. Do cholery, potrzebuje tej pracy, wiec morda na kłódkę i do roboty.

Ta dewiza okazała się słuszna. Trudno w obcym kraju wprowadzać nowe reguły i wymagać od innych, aby się do nich zastosowali. Mając taki a nie inny zawód techniczny oraz doświadczenie w projektowaniu maszyn, łatwiej jest zacząć nowe życie oraz nową pracę. Tomasz był wysokim, 35-letnim, przystojnym mężczyzną ze śniadą cerą, jasną czupryną i niebieskimi nordyckimi (jak mówiła z naciskiem jego ex) oprawionymi w rogowe okulary oczami. Całość zdobił parodniowy zarost. Wyglądał raczej na rodowitego Niemca (co jest właściwie dzisiaj rzadkością), a nie na Polake, jak niektórzy maja zwyczaj Polaków nazywać. Wiedział o swoich zaletach i wykorzystywał to wobec kobiet bez skrupułów, dopóki nie poznał Krysty. Pierwszej, prawdziwej i jedynej, jak mu się wtedy, wydawało miłości.

Ogromną barierą, jaką miał do pokonania na początku, był język niemiecki.

Dlaczego nie ma obowiązku mówienia w Europie – co najmniej w Europie – po polsku. Życie stałoby się tak cudownie łatwe.

Nawet po tylu latach pobytu w Niemczech zdawał sobie sprawę, że polski akcent zostanie mu do końca życia.

Trudno. Najważniejsze, że człowiek potrafi się swobodnie porozumieć.

Podobno dzieci do dwunastego roku życia są w stanie bezbłędnie i bez akcentu opanować obcy język, później niestety zostają „ślady”. W Polsce jestem Niemcem, cholerny akcent, w Niemczech jestem Polake, również cholerny akcent.

– Nie szukam przyjaciela.

Starał się być po prostu miły i dlatego pierwszy podszedł do nieznanego mu do tej pory kolegi. Nie chciał zaraz na początku zniechęcić do siebie nowych współpracowników i nie miał ochoty wyruszać do pracy z bólem żołądka. „Cholerny dupek” wrócił po długim urlopie i okazał się być miłym facetem, mniej więcej w wieku Tomasza oraz pozytywnie nastawionym do Polaków, pomimo rodzinnej fotografii przedstawiającej dziadka na motorze, ubranego w czarny skórzany płaszcz i czapce z emblematem SS.

– Jestem Karl Mayer – przedstawił się tamten podając Tomaszowi rękę. – Miałem przyjaciółkę, Polkę. Na imię miała Maja. Dzięki niej zacząłem po długiej przerwie na nowo palić.

– Co ona ma z twoim paleniem wspólnego? Wsadzała ci na siłę papierosy w usta?!

– No coś ty! Maja wpadła na pomysł, że za każdym razem, jak do mnie przyjedzie z Polski, to weźmie ładunek papierosów a ja je sprzedam, oczywiście po odpowiedniej cenie. Tym sposobem dorobi sobie parę euro.

– No dobra, dalej nie rozumiem, co to ma wspólnego z twoim paleniem.

– Nie zawsze udawało mi się te cholerne fajki sprzedać. Leżało tego pół pokoju a wiesz jak to jest, postaw przed ex alkoholikiem butelkę wódki. To samo stało się ze mną. Wpadłem z powrotem w nałóg.

Karl był przeciwieństwem Tomasza. Z krwi i kości Niemiec, tylko że na takiego wcale nie wyglądał. Średniego wzrostu. Okulary z grubymi szkłami wskazywały na silną wadę wzroku. Bez nich z pewnością niewiele widział. Ślepota!

Brzuch o dziwnej formie. Wyglądał tak, jak gdyby miał w nim zaszyta piłkę. Sztuczne zęby wymagały pilnie remontu, gdyż na ich obrzeżach prześwitywały złote koronki.

Może to był powód, że tego złomu nie wymienia. Patrzcie, patrzcie ludziska na moje bogactwo!!!

Jednym słowem typ do którego kobiety raczej nie lgnęły. Chociaż było coś w Karlu co wzbudzało odrobinę zazdrości, a mianowicie elokwencja, jaką jego niemiecki kolega posiadał.

Przez telefon jest w stanie każdą laskę „rozłożyć”.

Tomasz nienawidził telefonować. Nie było to konieczne, wręcz niewskazane, aby osiągnąć cel. „Bajer” nie był jego mocną stroną.

– Nadal jesteś z Mają?

– No coś ty! Jedyne co mi po niej pozostało, to miłe wspomnienie, no i parę polskich słów.

– ???

– Kurwa, cycki, dupa. Często mówiła do mnie; ty świrze i uśmiechała się przy tym tak milo. Co to właściwie znaczy?

– Mógłbym to słowo przetłumaczyć jako; słodki. No może nie tak dosłownie, ale coś w tym znaczeniu. Dlaczego rozeszliście się?

– Maja pracowała w restauracji. No wiesz, sprzątanie, kuchnia, czyli ta najgorsza robota. Najpierw była sama ale powoli zaczęła ściągać resztę rodzinny i oczekiwała ode mnie, żebym im wszystkim załatwił robotę. Patrz na mnie czy ja kuuurrwa – wtrącił w odpowiednim miejscu – jestem Arbeitsamt!

– Urzędem zatrudnienia z pewnością nie, ale chyba mogłeś jej trochę pomóc.

– Tak jak mogłem, tak pomagałem.

Jasne, slipy z tyłka ściągnąć. Wolontariusz!

Karl chyba wyczytał to zdanie w spojrzeniu Tomasza, gdyż szybko dodał;

– Znalazła dla siebie i całej rodzinki dobrze płatną prace w Dortmundzie. Nawet nie powiedziała auf wiedersehen. Tyle ją zobaczyłem.

– I co teraz, jesteś solo? – zapytał, chociaż znał odpowiedź.

Karl Mayer jest z murzynką!!!

Cały oddział huczał o tym. Pierwsze parę tygodni w nowej pracy wystarczyły na zdobycie informacji o większości współpracowników. Każdy paplał o każdym na wyścigi. Tak jak gdyby to było tutaj najważniejsze w świecie. Ciekawe co o mnie mówią? Mam to w dupie!

No chyba nie do końca. W głębi duszy nie było mu to obojętne. Wręcz przeciwnie. Miał nadzieję, że będzie lubianym kolegą. Wiedział doskonale, jaka opinia panuje o Polakach na zachodzie. Z jednej strony świetni fachowcy, z drugiej ta negatywna, którą zawdzięczamy paru ciemnym typom z lepkimi paluchami. Dziwił się, że tylko Kubicy udało się pokazać swoją klasę, bo przecież setki innych równie szybko potrafi spieprzać przed policją kradzionymi samochodami.

– Moja nowa przyjaciółka ma na imię Teresa.

– Och! Tym razem Niemka. Niemieckie imię. – Udał, że nic nie wie.

– No, niezupełnie.

– Jak to niezupełnie. Jak można być niezupełnie Niemcem. Ach, już wiem. Wtedy, jak śpicie razem i twoja część ciała jest w niej, to ona jest częściowo Niemką. –

Franko i Andreas, którzy do tej pory przysłuchiwali się w milczeniu rozmowie, zaczęli skręcać się ze śmiechu. Karl dla odmiany stawał się coraz bardziej czerwony na twarzy.

– Sorry, tego nie bierz na serio.

– Teresa pochodzi z Dominikany i jest tylko przez krótki okres tutaj. – 

Prawda jest taka, że Teresę poznał jego kumpel na urlopie. Po krótkim czasie zaprosił ją do siebie w nadziei, że po dwóch tygodniach zabawy wsadzi ją do samolotu i na tym się ta znajomość skończy. Z dwóch tygodni zrobiły się cztery i któregoś dnia kazał jej się wynieść. W przeciwnym wypadku zadzwoni po policję. Ale chyba z litości, zamiast na policję zadzwonił do Karla. Na poczekaniu wymyślił historyjkę o chorej matce, ślepej siostrze, ojcu alkoholiku i diabli wiedzą co jeszcze. W każdym razie zaraz na drugi dzień Mayer wsiadł do auta i przywiózł ją do siebie. Porozumiewali się łamanym angielskim, gdyż on nie znał hiszpańskiego, a ona tylko parę słów po niemiecku.

– Pokażę ci jej zdjęcie – wyciągnął z marynarki portfel wypchany wizytówkami, paroma kartami kredytowymi oraz pokaźną sumką pieniędzy. Wszyscy zauważyli, że chce się nie tylko pochwalić nową przyjaciółką, ale również kasą jaką nosi przy sobie, zwłaszcza że zdjęcie wcale nie znajdowało się w portfelu, lecz w kieszeni marynarki.

Teresa była smukłą bardzo uroczą mulatką w wieku około dwudziestu pięciu lat. O miłym uśmiechu i nieskazitelnie białymi zębami. Piękna i bestia. Wszyscy wiedzieli, o co chodzi, ale nikt nie odważył się tego skomentować.

– Gratuluję. Jest naprawdę bardzo ładna. – W głosie Tomasza dało się wyczuć odrobinę zazdrości.

*

Pracy przybywało z dnia na dzień. Do domu wracał z reguły po dziesięciu lub nawet jedenastu godzinach. Bruno cieszył się wtedy jak szalony. Z radości przynosił pantofle i przez następne pół godziny nie odstępował Tomasza na krok. Sąsiadka, starsza pani w wieku siedemdziesięciu pięciu lat, zabierała w czasie jego nieobecności psa do siebie z czego wszyscy byli bardzo zadowoleni. Pani Dworak po wojnie, jeszcze jako dziecko, wraz z rodzicami musiała opuścić Czechy. Osiedlili się w Bremen. Po śmierci rodziców wyjechała na południe Niemiec w okolice Baden–Baden, gdzie znalazła pracę jako nauczycielka języka niemieckiego i pracowała aż do emerytury. Za mąż nigdy nie wyszła. Z uśmiechem mówiła; nikt mnie nie chciał i dobrze mi z tym!

Dla Tomasza i Bruna wręcz wyśmienicie. W tamtym momencie nie powstrzymał się od śmiechu. Starsza pani spojrzała na niego pytająco.

– Podobne stwierdzenie miałem okazję już słyszeć.

– A mianowicie?

– Jeden ze znanych w Niemczech polityków przyznał się oficjalnie do homoseksualizmu i zakończył swoją wypowiedź podobnym stwierdzeniem: i dobrze mi z tym!

Również pani Helena zaczęła się śmiać i dodała:

– Dzisiaj już nie wystarczy pomalować włosy na czerwono, aby wyróżnić się od innych. Niektórzy odsłaniają swoje najbardziej intymne tajemnice, żeby zwrócić uwagę opinii publicznej na siebie. No i oczywiście dla kariery, gdyż krytyka w tym wypadku równa się dyskryminacji i nietolerancji.

Lubił rozmawiać z panią Heleną. Pomimo starszego wieku była kobietą o niesamowicie bystrym umyśle. Oczytana, inteligentna i jak na swój wiek, bardzo sprawna fizycznie. Do tej pory prawie codziennie jeździła samochodem po pieczywo i drobne zakupy. – Żeby ta taczka nie zardzewiała – jak żartobliwie nazywała swoje auto – muszę ją i moje stare kości rozruszać. – Do tego dochodziły oczywiście spacery z jego psem.

*

Zanim dostał stanowisko w PRO– MATZ (Prokop i Matzek) pracował na swój rozrachunek jako akwizytor dla paru firm handlowych. Tysiące kilometrów, które przemierzał w miesiącu, szybko dały się we znaki. Po trzech latach miał tego serdecznie dosyć. Pieniądze, które zarabiał były w porządku, lecz z życia osobistego nie pozostawało wiele. Nie mówiąc o rodzinie, której jako tako nie miał. Żona odeszła, gdyż męża nie widziała tygodniami, a marzenia o dzieciach nie spełniły się. Pod koniec małżeństwa chwile spędzone razem były dla obojga koszmarem. Rozchodząc się, odetchnęli z ulgą. Rodzice Tomasza mieszkali w Polsce pod Wrocławiem. Ich kontakt ograniczał się do telefonowania niedzielnymi wieczorami i coraz rzadszymi odwiedzinami syna w kraju.

Bruno uwielbiał jeździć samochodem. Van jaki Tomasz posiadał do dyspozycji stał się ich drugim domem. Zabierał chętnie psa z sobą, miał wtedy pewność że nic mu z auta nie zginie w czasie, kiedy był zajęty klientami. Któregoś wieczoru wracając do domu ocknął się za kierownicą słysząc rozpaczliwe ujadanie psa oraz huk spowodowany tarciem lewej strony auta o barierkę oddzielającą autostrady. To właściwie było tą kroplą, która przelała kielich. Na drugi dzień postanowił poszukać innej pracy.

Nowa praca nowe życie.

Po starej zostały wspomnienia oraz rozbite małżeństwo (z tego powodu nie rozpaczał). Jedyne co go w tym wszystkim zadowalało, to konto bankowe z niezłą sumką i trochę gotówki w skarpetce na czarną godzinę.

*

Dzisiaj 13. Już od półtora miesiąca pracuję w tej firmie. Cholera, jak ten czas leci! 13!!! Może lepiej zostanę w domu.

Starał się nie ruszać i nie otwierać oczu. Nie pomogło. Bruno instynktownie wyczuł, że jego pan nie śpi i postanowił sprawdzić to liżąc go po twarzy. Już po drugim pocałunku z pełnym udziałem języka, Tomasz wyskoczył z łóżka jak oparzony.

Scheiße, żadna laska nie lizała mnie tak namiętnie jak ty, bydlaku!

Zaczął gonić psa po mieszkaniu i zastanawiał się, jak by to było, gdyby całowała go dziewczyna z takim ogromnym jęzorem. Wyobrażał sobie i czuł jej język w ustach, gardle, na klatce piersiowej i coraz niżej...

Tak ogromny język może objąć za jednym zamachem wszystko. Pewnie nawet zamienić się w węża dusiciela!? Jasne że tak, bo przecież w fantazji wszystko jest możliwe.

Bruno był w psim siódmym niebie. Skakał bez trudu przez stołki, chował się za meblami i ze szczęścia ujadał. Tomasz musiał skończył tą gonitwę, gdyż miał wrażenie, że jeszcze chwila i wywróci się. Nie wiedział, czy to jest „normalna” poranna erekcja, czy też rezultat jego bujnej wyobraźni. Już dawno nie miał stosunku i powoli nadszedł czas, żeby gdzieś wyskoczyć i „odsączyć się”, jak mawiał jego znajomy. Na nowy związek nie miał ochoty, ale mały wyskok dobrze by mu zrobił.

Psa wypuścił do ogrodu. Pani Helena zabierze go później na spacer. Bruno zostanie u niej, aż do jego powrotu z pracy.

Nastawił wodę na herbatę i poszedł do łazienki.

Coś z tym trzeba zrobić – pomyślał zaglądając do spodenek – zimny prysznic musi na razie wystarczyć. Wyciągnął z szafy czystą bieliznę, koszulę i krawat. Brudne rzeczy wrzucił do dużego wiklinowego kosza. Raz w tygodniu przychodziła sprzątaczka i doprowadzała mieszkanie do porządku. Płacił jej dziesięć euro na godzinę. Krysta, jego była żona, kosztowała go o wiele więcej. Uwielbiała zakupy.

Maszyna do niszczenia pieniędzy – jak ją nazywał. Pracuje w tej chwili jako urzędniczka w biurze meldunkowym. Za tą swoją pensyjkę może o szastaniu pieniędzmi zapomnieć!

Właściwie to nie miał do niej pretensji, dzięki niej opanował biegle język niemiecki oraz znalazł pracę.

Szkoda, że się nie powiodło.

Odkąd pracował w biurze, sam zaczął bardziej zwracać uwagę na ubiór. Podczas ostatniej wizyty w Polsce, na same ciuchy wydał prawie sześć tysięcy złotych. Rodzice nie skomentowali tego ani słowem, ale widział ich znaczące spojrzenia. Rodzicom źle się nie powodziło, oboje mieli posady państwowe oraz trochę finansowej pomocy ze strony syna.

*

Cholera, cholera! Teraz to już muszę dodać gazu. – Tomasz nie lubił się spóźniać.

Błysk radaru wyrwał go z zamyślenia. Samochód osobowy z przyciemnionymi szybami, w którym policja zainstalowała kamerę, był świetnie zamaskowany na przydrożnym parkingu. Nigdy by nie pomyślał, że to jest pułapka.

Biedne państwo potrzebuje pieniędzy i gliny muszą zarobić na siebie.

Widział uśmiechnięte twarze innych kierowców, jak gdyby chcieli powiedzieć: mamy ubaw i dzięki bogu to ciebie złapali a nie nas. Miał ochotę wyskoczyć z auta, ściągnąć spodnie i pokazać im tyłek.

13!!!

Do firmy nie było daleko, gdyż tylko niecałe dwadzieścia kilometrów. Średnio zajmowało mu to dwadzieścia pięć minut jazdy. Dzisiaj, pomimo tego zdarzenia był nawet parę minut prędzej.

No tak, coś za coś!

Kara pieniężna nie przerażała go tak mocno, jak prawdopodobieństwo otrzymania punktów karnych. Na koncie miał już pięć i teraz wystarczą trzy dodatkowe i musiałby na miesiąc oddać prawo jazdy. Jak się za parę dni okaże, jego obawy były zupełnie bezpodstawne. Tym razem mandat kosztował go tylko trzydzieści euro plus pisemne ostrzeżenie.

Samochód zostawił na parkingu przed firmą i w następnej minucie siedział przed swoim biurkiem. Andreas i Franko czekali na niego z kawą.

– Tego właśnie teraz potrzebuję – pociągnął porządnego łyka z kubka. – Gliny zrobiły mi w drodze do pracy zdjęcie, gdyż jechałem za szybko! Rano nie mogłem oddać moczu bo miałem erekcję i sikałbym po oczach! Na dodatek dzisiaj jest 13 i mój dobry humor jest w tyłku!

– Poniedziałek, a nie piątek... i nie przejmuj się, nam wcale nie jest lepiej – stwierdził Franko Kaldio. – Mnie się też oberwało! Nigdy bym się nie spodziewał, że akurat w takim miejscu postawią radar. Szmatławce posrane! – 

Nikogo nie zdziwił fakt, że jechał za szybko. Był notorycznym ulicznym przestępcą jak stwierdził ich szef, Prokop. Franko jeździł E–klasą Mercedesem w wersji sportowej AMG. Jak ruszał z parkingu to drżały szyby w oknach. To, że do tej pory miał prawo jazdy, graniczyło z cudem.

Franko był Włochem urodzonym w Niemczech. Jego rodzice przyjechali w latach siedemdziesiątych jako „Gastarbeiter” i pozostali tutaj na stałe. On sam niewiele miał z ojczyzną swoich rodziców wspólnego. Język włoski opanował na bardzo słabym poziomie, tyle, o ile mógł się nim porozumieć i jak sam mówił:

Czuję się Niemcem.

Czuć to on się mógł! Czarna czupryna, czarne oczy oraz śniada cera od razu wskazywały na jego południowe pochodzenie. Sam fakt, że był dobrze wykształconym fachowcem nie dawało mu przepustki na wyjście po zmroku w Lipsku, Dreźnie lub Berlinie wschodnim. Tego z kolei nie obawiał się Tomasz. Tylko, że on wolał z kolei trzymać usta na kłódkę, ze względu na jego polski akcent. W przeciwnym wypadku istniało prawdopodobieństwo, że niektórym skrajnie zorientowanym osobom mogłaby się jego wymowa nie spodobać.

– Mam dla was fajną propozycję. – Przerwał Andreas Hupke, patrząc w stronę Tomasza.

– Jeżeli myślicie o zbiorowym onanizowaniu się, to beze mnie, proszę. – Wszyscy trzej wybuchnęli śmiechem.

– Również beze mnie! – Karl dopiero co wszedł i z pewnością nie wiedział, o co chodzi i z czego się śmieją.

– Ty masz swoją murzynkę, więc się nie liczysz.

– Do diabła z nią! W piątek po pracy podjeżdżam do domu, a tam stoi radiowóz policyjny. Przed wejściem Teresa. Obok niej walizka. Dwóch policjantów i dwóch typów w cywilu, próbują dogadać się z nią po angielsku.

– O co chodzi panowie – pytam – mogę w czymś pomóc?

– Jesteśmy z miejscowej komendy – przedstawił się starszy z policjantów. Ręką wskazał na siebie i kolegę.

– My natomiast jesteśmy z urzędu emigracyjnego, Frankfurt. Czy ta pani jest u pana zameldowana, panie Meyer? Jakim cudem znalazła się u pana?

Jak mam z tego wybrnąć, czułem, że zaczyna robić się nieprzyjemnie!

– Tak, od paru dni.

– A czy pan wie, że ta tutaj osoba przebywa nielegalnie w Niemczech?

– Nic mi o tym nie wiadomo.

Skłamałem oczywiście.

– Proszę nam powiedzieć nazwisko tej pani

– Teresa Takobo.

– Takobo jest prawidłowo, ale Teresa jest siostrą tej tutaj Jennie Takobo.

Zwątpiłem i byłem sam na siebie wściekły, że tak dałem zrobić się w błazna.

– Ale widziałem przecież paszport Teresy, czy, jak mówicie, Jennie.

– Paszport został sfałszowany. Czy zdaje pan sobie sprawę, jakie koszty wydalenia ponosi państwo niemieckie? Ktoś za to musi zapłacić. W tym wypadku będziemy musieli pana obciążyć kosztami przelotu, plus transport i etc.

– Chcecie mnie ukarać za to, że przygarnąłem tą kobietę z ulicy i udzieliłem jej schronienia? Za moje dobre serce? Kochaj bliźniego swego jak siebie...

– Meyer, nie pierdol pan nam głupot! Zabierajcie ją do auta, bo spóźnimy się na lotnisko. – Wskazał na Teresę alias Jennie lub odwrotnie.

Podszedłem do niej, aby się pożegnać.

– Weź mnie za żonę – wyszeptała trzymając mnie za rękę i patrząc na mnie błagalnie

– No coś ty! – 

Wtedy zobaczyłem w jej oczach coś, co mnie przeraziło; złość i pogardę. To nie była ta miła Teresa, którą tylko udawała. Splunęła mi pod nogi i wsiadła do radiowozu bez słowa pożegnania, nie mówiąc o podziękowaniu za gościnę.

Jeden z policjantów słusznie stwierdził;

– Bądź pan szczęśliwy, że ją zabieramy. Masz pan jeden kłopot z głowy.

Koledzy w biurze bez słowa wysłuchali opowiadania Karla. Po chwili Andreas zapytał;

– No, ale miałeś z nią chyba frajdę? No, wiesz, co mam na myśli, bzykałeś ją przecież!?

– Nie wiem, czy można to tak nazwać. Nie dała mi się dotknąć.

– To jak to robiliście? – spytał poważnie Franko.

– Ona robiła to po francusku. Mówię wam, że miała do tego talent. Czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem, chociaż jak wiecie w burdelach zostawiłem kupę pieniędzy. Będzie mi tego brakować. Póki co, muszę z sufitu moją spermę zdrapać. Wygląda to okropnie.

Chłopcy słuchali tego z przymrużeniem oka. Wiedzieli, że ich kolega lubi fantazjować i nie jest aż takim ogierem, jak sam z siebie robił. W każdym bądź razie nastrój Tomasza się nie poprawił. Zimny prysznic był tylko chwilowym rozwiązaniem, i żeby zmienić temat, zwrócił się do Andreasa:

– Co to za propozycja o której wspomniałeś?

– W sobotę byłem na mieście. Trochę na zakupach, trochę połazić po sklepach. Coś trzeba w końcu z tą forsą zrobić. Wstąpiłem do biura podróży, gdyż na wystawie wywiesili parę ciekawych promocji. Otóż, co znalazłem.

Rozdał każdemu broszurki.

Weekend pod Monachium – trzy dni all inclusive. Hotel z basenem, sauna, jacuzzi. W piątek oraz sobotę wieczorem zabawa. W sobotę po śniadaniu zwiedzanie Monachium, w niedziele w południe wyjazd.

– Co wy na to?

– Brzmi okey – stwierdził Franko – cena też jest w porządku. Nie wyrażam sprzeciwu – spojrzał pytająco na innych.

– Co jest z laskami? – Karl wybałuszył oczy.

– Dopiero co pożegnałeś jedną. Na jakiś czas powinno ci wystarczyć. Pani w biurze powiedziała, że starają się tak dobierać grupy aby stosunek kobiet do mężczyzn był mniej więcej jednakowy. Z reguły jest przeważnie trochę więcej pań ale to nie powinno nam przeszkadzać – stwierdził z uśmiechem Andreas. – Ach, jeszcze najważniejsze; w weekend za dwa tygodnie są miejsca wolne. Kazałem dwa dwuosobowe pokoje zarezerwować, a więc?

– Stosunek jednakowy. Jadę! – Karl jako pierwszy zgłosił swoją gotowość.

– Jadę.

– Jedziemy!

– Okey, zaraz tam dzwonię i potwierdzę rezerwację.

*

W firmie pracowało trzydzieści pięć osób, wliczając w to dwóch szefów i dwie panie, które wieczorem sprzątały biura. W warsztacie paru fachowców wykonywało na podstawie rysunków sporządzonych przez Tomasza i jego kolegów z biura, prototypy narzędzi, które z kolei miały zastosowanie w budowie maszyn. Inna grupa techników przeprowadzała testy, a na koniec firma zlecała produkcję tych części w różnych fabrykach. Z reguły w Europie Wschodniej. Przeważnie na Węgrzech, Rumunii i Słowacji. Po czym lądowały one z powrotem w Niemczech w magazynach firmy. Oddział sprzedaży rozprowadzał towar po odpowiedniej cenie na całym świecie.

Rysunki dokonywano według ścisłych wskazówek konstruktorów. W praktyce wyglądało to w ten sposób, że koledzy z biura wyszukiwali spośród tysięcy projektów te najbardziej do siebie podobne i nanosili zmiany techniczne. Czasami grupa Tomasza otrzymywała całkiem nowe zlecenia i wtedy sporządzenie nowej dokumentacji trwało parę tygodni. Do wykonania nowych prototypów upływały dwa lub nawet trzy miesiące, nie wspominając o uruchomieniu produkcji. Najważniejsze w tym wszystkim było, że myśl techniczna pozostawała w Niemczech, a produkty Made in Germany, pomimo ogromnej konkurencji – zwłaszcza z Dalekiego Wschodu – cenione są na całym świecie.

Dzisiaj 13, był akurat takim dniem w którym Tomasz miał rozpocząć nowy projekt. Do tej pory traktowany był ulgowo, ale widocznie szefowie doszli do wniosku, że czas próbny się kończy i musi pokazać co potrafi.

...Tylko dlaczego akurat dzisiaj, 13!

Z jednej strony był zaszczycony tym zleceniem i zaufaniem, jakie mu powierzyli. Z drugiej, obawa i strach, że zawiedzie. Popatrzył na zegarek.

Rany boskie to już piąta!

Koledzy przed godziną pożegnali się i pojechali do domu. W sumie był zadowolony. Rozmowy z konstruktorami i szefem Matzek przebiegły świetnie. Cały ten projekt okazał się wcale nie aż tak trudny jak początkowo myślał. Otrzymał sporo szkiców i wskazówek, które miał z pomocą komputera nanieść na papier. Wszyscy wyrazili gotowość pomocy. W każdej chwili mógł się zwrócić do bardziej doświadczonych kolegów lub nawet bezpośrednio do szefa.

*

– Halo – 

Halo miało piękne, długie, gołe nogi, oprawione w kosztujące co najmniej pięćset euro, czarne, na wysokim obcasie buty „Prady” oraz skórzaną krótką, obcisłą niczym jedwab, spódniczkę. Spódniczka usiadła na brzegu biurka. Mógł dać sobie obciąć rękę, że pod nią nie miała bielizny. Górę zdobił jasny żakiet. Pod nim biała, głęboko odpięta bluzka ukazująca dorodne piersi. Całość zdobiła urocza twarz z niebieskimi przenikliwymi oczami. Jasne, lekko rudawe włosy opadały jej na ramiona. Manuela Brochowsky miała czterdzieści dwa lata i była kierownikiem personalnym. Miał okazję parę razy krótko z nią rozmawiać, oczywiście tylko o sprawach zawodowych i nigdy by mu do głowy nie przyszło, że pani kierowniczka osobiście go odwiedzi.

Typowa „karriere Frau” – pomyślał.

Z drugiej strony ta około metra osiemdziesiąt wysoka super women robiła na nim ogromne wrażenie.

Halo, chciał powiedzieć, ale za pierwszym razem nie wydusił z siebie słowa, dopiero po paru sekundach węzeł w gardle trochę popuścił.

– Halo?

– No, Janowski. Wszystko u ciebie w porządku? Nie myślisz zbierać się do domu? – Jego nazwisko wymówiła bez akcentu niemieckiego, co go trochę zastanowiło. Postanowił z dystansem podejść do jego atrakcyjnej rozmówczyni. – Moi dziadkowie pochodzili z Polski, z Pomorza. „Ja trocha mówi polski język, duża zapomniałam”.

– Duża i ładna to ty jesteś. Chętnie ci wszystko przypomnę. – Odpowiedział również po polsku.

Oboje zaczęli się śmiać. Lody zostały przełamane. Odetchnął z ulgą.

– Słyszałam, że dostałeś swój pierwszy projekt. Jesteś bardzo zdenerwowany?

– Tak. Sądzę, że tak.

Jeszcze bardziej tym, że siedzisz bez majtek na moim biurku, a ja od dwóch miesięcy nie miałem seksu. Wyobrażał sobie, jak płyną mu z żalu łzy po policzkach, a Manuela kładzie jego głowę na swoich udach i głaszcze go ze współczuciem.

– Nie masz się czym denerwować. Rozmawiałam z Gerdem (szef Matzek). Mówił, że masz poparcie z jego strony i jest z ciebie bardzo zadowolony. Jak również, że nie musisz się spieszyć. Ten projekt nie jest aż tak pilny. Na początku, wszyscy nowi pracownicy są traktowani ulgowo.

– Jak widzę, masz tutaj świetne układy. Dziękuję, że mnie odwiedziłaś. Cieszyłbym się gdybyśmy zostali przyjaciółmi.

– Ze względu na moje dobre układy? – Uśmiechnęła się.

– Nie tylko. – Jego uszy i policzki zaczęły się robić gorące. Manuela z pewnością zauważyła jego zmieszanie i z premedytacją założyła nogę na nogę. Przez ułamek sekundy był naocznym świadkiem tego, co wcześniej podejrzewał.

Tak do diabła, ona nie ma na sobie slipek. Cholera jasna, ona nie ma nic pod spodem!!!

Słyszał, że ludzie z wrażenia potrafią tracić przytomność. Bał się zemdleć. O mało nie zaczął jeść ołówka, który trzymał w ręce.

Tylko nie to. Panie Boże, ja nie chcę zemdleć.

– Co powiedziałeś? Nie zrozumiałam.

– Jesteś bardzo sympatyczna i... cieszyłbym się... – Jąkał się trochę.

– Wszyscy już poszli do domu, nie miałbyś ochoty na kawę?

– Bardzo chętnie.

Okłady z lodem szybciej postawiłyby mnie na nogi niż kawa.

Wyciągnął spod biurka swój kubek. Miał zamiar się podnieść.

– Wiesz, ta kawa tutaj nie jest rewelacyjna. Co powiesz na to, że ja cię zaproszę na kawę?

– Świetnie. Do Włocha?

– Nie..do mnie do domu. Mam świetny automat do parzenia kawy. Naciskasz na guzik i możesz mieć, co chcesz. –

W tym momencie Tomasz wbił ołówek w udo w nadziei, że ból fizyczny zagłuszy w nim wszystkie inne uczucia.

– Za pięć minut na parkingu – wstając poprawiła mu włosy. – Pośpiesz się, nie lubię długo czekać.

Potrzebował niecałe trzy minuty! Dochodząc do auta zorientował się, że nadal trzyma w ręce kubek na kawę i ołówek. Na szczęście Manuela nie zauważyła tego, zajęta poprawianiem makijażu.

– No to jestem. – Stanął przy jej Mercedesie.

– Jedź za mną. Staraj się mnie nie zgubić! No wiesz, takiej dobrej kawy nie dostaniesz nawet u Włocha. – Tym razem pogłaskała jego dłoń.

– O to, że cię nie zgubię, mogę się z tobą założyć.

– Nie dopuściłabym do tego, przystojniaczku.

Ruszyła bardzo wolno z parkingu. Tomasz swoim Voyagerem za nią.

*

Z samochodu zadzwonił do pani Heleny.

– Tomasz z tej strony. Trochę późno się zrobiło więc pomyślałem, że się u pani zamelduję i zapytam, czy wszystko w porządku. Bruno nie dokucza? – Pytał z grzeczności. Wiedział doskonale, że starsza pani traktowała psa jak swoje dziecko. Najchętniej zostawiłaby go u siebie na stałe.

– O tak! Byliśmy akurat całą godzinę na spacerze. Oboje odpoczywamy w tej chwili. Bruno rozłożył się na leżance i śpi. Ale jak śpi! Zrobiłam zdjęcie i przesłałam ci. Musisz je koniecznie zobaczyć, to ujęcie jest jednorazowe.

– Zaraz zaglądnę do mojej poczty. Dzwonię gdyż mam prośbę.

– Jeżeli chodzi o Bruna – przerwała mu – to on oczywiście może u mnie zostać. Sam o tym dobrze wiesz, poza tym niechętnie chciałabym go teraz budzić. –

Budzić?? No to teraz trochę przesadza, żeby tylko on się u niej nie za bardzo zadomowił.

– To świetnie, bo wie pani, ja mam teraz taką małą randkę i trudno mi powiedzieć, o której wrócę.

– Absolutnie niczym się nie przejmuj. Nam jest bardzo dobrze, a tobie życzę wiele przyjemności. Jest ładna?

– Cudowna!

– Pomimo tego pamiętaj o prezerwatywach. Dużo się teraz o różnych chorobach mówi.

– Dobrze, dziękuję za radę pani Heleno. W samochodzie zawsze mam mały zapas, ale nie sądzę, że dzisiaj tak daleko zajdę. Zadzwonię później. Do usłyszenia.

– Powodzenia!

Otworzył zdjęcie, które przesłała pani Dworak. Bruno leżał na plecach. Tylne łapy miał rozłożone na boki, przednie przykurczone, tak jak gdyby aportował, głowa na poduszce, oczy lekko uchylone a z pyska wystawał język. Fotografia była imponująca. Postanowił, że da ją wywołać na płótnie i oprawi jak obraz w ramki.

*

Po około dziesięciu minutach jazdy Manuela zatrzymała się przed okazałym domem z dwoma wejściami. Z obu stron znajdowały się garaże. Całość bardzo zadbana, wręcz luksusowa. Wysiadła i podeszła do Tomasza.

– Zostaw, proszę, swój samochód na parkingu, jakieś pięćdziesiąt metrów za domem po prawej stronie. Ja wjadę do garażu i otworzę wejście, to pierwsze tutaj. – Pokazała mu ręką prawą stronę budynku.

Drzwi były lekko uchylone. Wszedł bez pukania. Manuela czekała na niego za drzwiami. Prawą rękę położyła mu na ramieniu, lewą zamknęła drzwi i przekręciła klucz w zamku. Ich twarze prawie dotykały się. Nie spuszczała go ani na sekundę z wzroku. Drugą ręką objęła jego głowę i delikatnie przysunęła do siebie. Pocałunek sparaliżował ich obojga. Pierwsza otrząsnęła się Manuela.

– Coś mi się wydaje, że we mnie płynie polska krew. Jeszcze nigdy pocałunek nie smakował tak cudownie jak ten z tobą.

Kłamie lub jest tak samo spragniona seksu jak ja.

Fakt faktem, na nim zrobił on również wrażenie. Jeszcze większe świadomość, że na tym dzisiaj się nie skończy. Objął ją jeszcze raz, tym razem mocniej i przysunął do siebie. Jej piersi falowały na jego klatce piersiowej. Przez moment oddychali w tym samym rytmie, do chwili kiedy ich serca zaczęły dokładnie tak samo uderzać. Puls sto czterdzieści, ciśnienie dwieście na sto dwadzieścia.

Cholera! Jak dzieci, które po raz pierwszy się całują. Dziwne uczucie.

Odsunęła się na krok od niego.

– Napijmy się kawy?! Jeszcze chwila i zaczniemy się tutaj rozbierać, a ja chciałam aby ten wieczór był bardziej romantyczny.

– Kawę...i jak masz dla mnie coś mocniejszego. Proszę.

– Mogę ci zaproponować; Chantre`, Johny Walker, polską wódkę...

– Chantre`. Po wódce nie chciałabyś mnie pocałować, chyba, że ty masz na nią ochotę?

– Nie. Ja również napiję się koniaku. Coś do jedzenia? Nie mogę dopuścić do tego abyś mi tutaj zasłabł z wycieńczenia.

Poczuł zimny dreszcz na plecach i ukłucie w żołądku.

– Miło, że myślisz o moim zdrowiu. Jadłem obiad.

– Gdzie chodzicie na obiady?

– Przeważnie do „Chińczyka”. Obiady są tam naprawdę smaczne i tanie. Czasem zamawiamy coś u Greka „Mykonos”. A ty gdzie jadasz obiady?

– Z reguły nie jem obiadów. Robię w domu kanapki i zabieram je do pracy. Dopiero gotuję sobie coś na kolację lub jem na mieście.

– Do miasta masz stąd parę kilometrów. Może ty masz ochotę coś zjeść?

– Tak, ciebie! Patrz jakie mam duże zęby. – Uśmiechnęła się.

Czuli instynktownie, że pasują do siebie. Nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia. Wierzył w pożądanie od pierwszego spojrzenia. A może to jedno i to samo?

– Masz piękne mieszkanie! – Dopiero w tej chwili dotarło to do niego. Rozglądnął się wokół siebie, zagwizdał cicho z podziwem. Manuela urosła jeszcze bardziej, wzięła go za rękę.

– Chodź, pokażę ci mój dom...No, może nie cały dom. Tylko połowa należy do mnie, druga jest własnością mojej ciotki. Wujek nie żyje. Ona ma teraz przyjaciela, rzadko tutaj przebywają, więcej są na urlopie jak w domu. Co ja mówię na urlopie! Oboje są rencistami i mają cały czas urlop. Podróżują po świecie.

Na dole, tak jak widzisz jest tylko duży pokój połączony z kuchnią. W przedpokoju jest toaleta dla gości. Z pokoju można wejść na taras, a właściwie ogród zimowy. Przy słonecznej pogodzie odsłaniam dach i opalam się nago.

– Możesz mi to zademonstrować? – Manuela podeszła do monitora wbudowanego w ścianie. Domyślił się, że komputer steruje ogrzewaniem, wszystkimi funkcjami w mieszkaniu, pewnie jeszcze alarmem i kamerami naokoło budynku. – Ja myślałem o tym drugim.

– Tylko jedno w głowie!

– To ty mnie uwiodłaś! Sam ten parter ma chyba ze sto metrów kwadratowych!?

– Trochę więcej. Górę pokażę ci później. Oj, kolego, z tej góry to tak szybko mi nie uciekniesz. – Uśmiechnęła się do siebie. – Teraz siadaj, zaraz podam kawę.

Nawet nie zdążył się dobrze usadowić, a już kawa była gotowa.

– Jak ją pijesz?

– Czarną, bez cukru.

– O, tak jak ja. – Postawiła filiżanki na ławie i podeszła do barku aby nalać koniaku.

Zerknął na kawy. A gdyby ona coś mi wsypała do środka i zrobi ze mnie niewolnika. Szybko zamienił kawy.

Co robisz idioto, za dużo czytasz tych głupich kryminałów!

To było absurdalne. W witrynie widział jak nalewa Chantre`.

Nic nie dosypała.

Był tego pewny, jak również tego, że nerwy go opuszczają.

– Zum Wohl!

– Na zdrowie. – Powiedział po polsku.

Koniakówki opróżnili jednym tchem. Błogie uczucie wypełniło mu żołądek. Nie jadł dzisiaj obiadu. Okłamał ją. Nie byłby w stanie przełknąć w tej chwili nawet kęska jedzenia. W pracy tak był przejęty nowym zadaniem, że nie miał czasu na posiłek.

Kawy już nie dopili. Alkohol powoli zaczął działać. Błogie ciepło rozpływało się po całym ciele. Owładnęło nimi miłe rozleniwienie. Manuela odsunęła kieliszki na bezpieczna odległość. Prawie jednocześnie rzucili się na siebie.

Jak zwierzęta!

*

– Chodź, pokażę ci górę – wzięła jego dłoń, tak jak się trzyma małe dziecko i poszli na piętro.

Tutaj, po lewej stronie jest moje biuro. – W pokoju stało piękne drewniane biurko, na nim duży monitor, drukarka, trochę papierów, a pod spodem komputer. Po przeciwległej stronie, duża skórzana kanapa. Naprzeciwko drzwi, regały i szafka na dokumenty.

– Po lewej stronie są jeszcze dwa pokoje. Następnie po prawej, to co nas dzisiaj najbardziej interesuje; sypialnia z wejściem na balkon i do łazienki. – Sypialnia nie ustępowała wielkością jego pokojowi gościnnemu, czyli około trzydziestu pięciu metrów kwadratowych. Duże, podwójne łoże zasłane z dwóch stron jedwabną pościelą. Na jednej stronie leżała jej koszula nocna. Nie miał odwagi zapytać, kto śpi z drugiej strony. Nie chciał być zbyt dociekliwym.

Na przeciw łóżka stał sekretarzyk z kosmetykami a nad nim ogromne lustro. Z boku rozsuwane drzwi.

– To jest moja garderoba, zaraz ci pokażę. – Zapaliła światło. Weszli do środka. Pomieszczenie to było wielkości jego małego pokoju w którym spał Bruno. Spełniało rolę ogromnej szafy z mnóstwem regałów na obuwie, wieszaków z ubraniami i półek z bielizną.

– O Boże, to jest przecież cały butik!

– No, nie przesadzaj.

Weszli z powrotem do sypialni. Manuela pokazała głową na łóżko.

– Tutaj spędzisz dzisiejszy wieczór. Chyba, że masz coś lepszego w planie?

Zaprzeczył tylko głową, znowu to okropne gardło, nie może wypowiedzieć słowa.

Trzymając go cały czas za rękę weszli do łazienki. Z rozbawieniem patrzyła na jego twarz, otwarte usta i szeroko rozszerzone oczy.

– Tylko proszę nie mów, że ty u nas w firmie tyle zarabiasz?

– Dobrze by było. Mój ojciec ma swoją firmę budowlaną. Urządził nam to mieszkanie. Mamy bardzo dobre kontakty, jestem jedynaczką i jego oczkiem w głowie.

– Urządził nam mieszkanie?

– Mam dwudziestoletnią córkę. Studiuje w Stuttgarcie. Widzimy się w każdy weekend. Ja jadę do niej lub ona przyjeżdża do domu.

Łazienkę oceniał na około osiemdziesiąt tysięcy. Znał się na cenach materiałów, gdyż sam je sprzedawał po hurtowniach, ale wiedział również, jakie są ceny detaliczne tych rzeczy.

Wszystko, co człowiek potrzebował do codziennej higieny, znajdowało się tutaj. Nie wspominając o saunie parowej, bidecie, wannie, w której Bruno mógłby pływać, czy też podwójnej umywalki. Jednym słowem luksus.

– Rzeczy możemy tutaj zostawić. – Zaczęła go rozbierać. Chciał jej pomóc, ale odsunęła mu ręce. – Zostaw, ja to zrobię. Już dawno nie miałam okazji takiego młodego i uroczego mężczyznę rozbierać. Masz wspaniałą skórę! – Całowała go po szyi, w międzyczasie była gotowa z koszulą. Jej język przesuwał się coraz niżej. Teraz więcej czasu poświęciła jego sutkom, jednocześnie dwoma rękami rozpięła i ściągnęła mu spodnie razem ze spodenkami do kostek. W tym momencie przypomniał mu się Bruno i jego jęzor dzisiaj rano przed pracą. Boże, w ciągu tak krótkiego czasu tyle się wydarzyło... A dzień jeszcze się nie skończył. Wyciągnął nogi ze spodni. Musiał przy tym pocierać nogą o nogę.

– No patrz, bez rąk człowiek jest bezbronny. Nawet nie mogę dać sobie rady z głupimi spodniami. Poczekaj chwilę, skarpetki ściągnę sam.

– Nic z tego, zostaw, ja to zrobię. – Tomasz dał za wygraną. Manuela była równie podniecona jak on. Czuł, jak cała drży. Chciał się jej zapytać, kiedy miała ostatnio mężczyznę, ale nagle wydało się mu to wszystko tak banalne. Ona miała go w garści.

– Teraz moja kolej, kochana, czy chcesz czy nie. Zostaw! Ręce na bok! Bądź grzeczna. – Nie myślała być grzeczną, nie chciała go puścić.

To już tyle czasu upłynęło odkąd ostatnio dotykałam podnieconego mężczyznę. Jesteś tak wspaniale zbudowany. Nie to, co mój mąż. Muszę się tobą nacieszyć.

Powoli dotarły do niej jego słowa. Puściła go i pozwoliła się rozebrać.

*

– Prysznic jest jednorazowy! Czegoś takiego nie widziałem. Woda leci z sufitu niczym deszcz z nieba. Miejsca masz tutaj na co najmniej jeszcze jedną parę.

– Cieszę się, że ci się podoba, ale orgii dzisiaj nie robimy... I w ogóle nie wyobrażam sobie czegoś takiego.

– Ja tak, zrób ze mną orgię, proszę!

– No dobrze, ale tylko dlatego, że to ty jesteś! Patrz, co teraz z tobą zrobię.

– Patrzę. – Manuela zakręciła wodę, wylała na dłoń odrobinę płynu pod prysznic o miłym zapachu konwalii i rozsmarowała go dokładnie po całym jego ciele nie omijając żadnego miejsca. – Turecki hammam może się przy tobie schować.

Bez obuwia wcale nie jest znowu taka wysoka.

Przyglądał się jej teraz dokładnie, jak stała przed nim rozebrana.

Pomimo czterdziestu dwóch lat jest niesamowicie atrakcyjną kobietą!

Naturalne, ładne piersi z twardymi, stojącymi sutkami. Szczupłe, kształtne biodra, ładne nogi. Skóra pokryta piegami typowymi dla rudych osób, które o dziwo dodawały jej jeszcze więcej urody. Musiał to szczerze przyznać, pomimo, iż nie podobały mu się piegowate kobiety. Tylko pasemko słomkowych włosów zdobiło jej łono. Wszystkie inne starannie usunięte. Perfekt!

Tomasz również dbał o to, by nie zarosnąć jak Neandertalczyk. Elektryczną maszynką do skracania zarostu na twarzy obcinał włosy na klatce piersiowej i... wszędzie tam, gdzie uznawał to za stosowne.

– Teraz ja! – Wziął od niej płyn. Namydlił całe jej ciało. Niektórym miejscom poświęcił więcej uwagi niż to było naprawdę konieczne. – Wyobraź sobie, że jestem ślepy i muszę cię wszędzie dotykać, aby stworzyć sobie twój obraz, o na przykład teraz!

– Powiedz prawdę! Podobam ci się?

– Jestem rozczarowany!

– Dlaczego? Przecież wszystko jest na swoim miejscu!

– Niezupełnie. Ty, jak miałem okazję teraz osobiście się przekonać, nie jesteś już... dziewicą!

– Ty, żartowniś! – Uchwyt za jądra był tak samo nieoczekiwany jak i bolesny. – Od tej chwili robisz to, co ja ci każę. On rozumie?

– Tak, tak pani kierowniczko!

– Ja ci dam kierowniczkę! – Przyciągnęła go do siebie.

– Jesteś śliska, niczym żmija! – Ocierali się przez chwilę o siebie. Manuela objęła go dłonią i przesuwała ją tam i z powrotem.

– Podoba ci się?

– Co mi się podoba? W ten sposób to i ja potrafię. Żartuję. Bardzo mi się podoba. Naprawdę, sama widzisz, co się ze mną dzieję.

Odkręciła wodę, która od razu miała odpowiednią temperaturę. Nie tak jak u niego w domu, najpierw zimna jak lód, a później gorąca jak ukrop. Spłukali z siebie mydło. Chciał otworzyć kabinę i podać ręczniki.

– Nie tak szybko, kochany! – Oparła go o ścianę i osunęła się na kolana. – Widziałeś już szefową na kolanach?

– Nnnie! Uważaj tylko, ja zaraz eksploduję.

– A to, co ci się stało? – Wskazała na czerwony punkt powyżej kolana. – Coś chyba w środku jest! Popatrz, wygląda na grafit od ołówka. – Wyskrobała go spod skóry paznokciem. Był może wielkości jednego milimetra. Podsunęła Tomaszowi pod oczy wskazujący palec, na czubku którego leżał odłamek ołówka.

– Biliśmy się na ołówki i... się skaleczyłem. – Brzmiało nieprawdopodobnie, ale cóż można tak na poczekaniu wymyślić.

– Janowski! Tego mi nie sprzedasz, ale o tym pogadamy później. – Zajęła się nim na nowo. Tomasz odetchnął z ulgą.

Pomyślał o Karlu Mayer i jego opowiadaniu.

Sperma na suficie! Pajac.

Odruchowo zerknął na sufit, technicznym okiem ocenił wysokość na około dwa metry czterdzieści.

Biorąc pod uwagę kąt pochylenia, jego wysokość od podłogi, prędkość jest decydująca, ale co się stanie jak Manuela nie zdąży odsunąć głowy? Zginie!?...Wszystko jedno, tangens z trzydziestu stopni razy...

– U ciebie wszystko w porządku? Popatrzyła w górę.

– Tak, tak, nie przeszkadzaj sobie. Aua, ła, ła.

Ugryzienie było bolesne i zarazem bardzo przyjemne. Prawie w tej samej sekundzie błogie uczucie orgazmu owładnęło jego ciałem.

Złapał ją pod ramiona i podniósł do góry. Zaczęli się namiętnie całować. Zerknął poza nią na sufit. Jego obliczenia nie były prawidłowe.

...Chyba, że Manuela to przechwyciła!?

– Danke – szepnął jej do ucha.

Czas postu się skończył. Alleluja!!!

– Cała przyjemność po mojej stronie. Dobrze mi z tobą. Ty bierzesz to tak na wesoło... jak zabawę.

– To jest przecież zabawa!

Dopóki, mi się nie oświadczysz.

*

Tomasz leżał na jej łóżku, ubrany w jej płaszcz kąpielowy i wpatrywał się w jej krajobraz poza oknem.

Za dużo wrażeń jak na jeden dzień, muszę trochę wyluzować, gdyż za chwilę zwariuję. Jak Manuela przyjdzie, powiem jej, że mam termin o którym zapomniałem i zmyję się...Tchórz!

Widok za oknem był fascynujący. Dopiero teraz dotarło to do niego, pomimo iż wpatrywał się w nie od paru minut. Za domem rozpościerała się ogromna łąka po której biegało parę koni. Dalej z prawej strony, aż do horyzontu rozległy las. Po lewej, w odległości około kilometra, mała wioska z prześlicznymi domkami, niczym z obrazka. Na horyzoncie wydawało mu się dostrzec zarys gór.

Czyżby to już Alpy? Zapytam się Manueli jak przyjdzie. Tak, nie mylę się to muszą być Alpy. Pogoda dzisiaj jest wyjątkowo ładna, niebo bez jednej chmurki, to pewnie dlatego je widać.

Niemcy fascynują go od samego początku. Kraj, który jest tak doskonale zorganizowany oraz gospodarczo rozwinięty w stopniu w jakim mało kto w Polsce zdaje sobie sprawę. Czystość i troska o środowisko naturalne jest chyba bezprzykładne w Europie i na całym świecie. Przejechał po tym kraju tysiące kilometrów i nigdy nie miał oporów, by się zatrzymać na jakimś zajeździe i skorzystać z toalety lub natrysku. Nie zgadzał się ze zdaniem o stereotypie Niemca pracującego od rana do wieczora, jakim on często jest w oczach innych narodowości. Są bez wątpienia pracowici, ale czy aż tak i czy to jest wadą? On sam również jest pracowity, być może jeszcze więcej jak rodowici Niemcy. Nie wspominając o Amerykanach lub Japończykach. Niemcy lubią i umieją się bawić! Nieprawdopodobne, powiedzą inni, (Polacy) lecz mylą się. Tak jak tutaj na Bawarii ludzie świętują, to chyba mało który inny naród potrafi. Spożycie alkoholu a zwłaszcza piwa jest większe jak w Polsce, mimo tego nie widział nigdy (do tej pory) leżącego pod stołem gościa lub zataczających się po ulicy pijanych osób.

– Jestem. Czekałeś długo? – Wyrwała go z zadumy.

– Nie. Jezus Maria!

– Coś nie tak?

– Wyglądasz cholernie seksi. – Manuela miała na sobie czerwone pończoszki i białą, męską, szeroko rozpiętą na piersiach z długimi podwiniętymi rękawami koszulę. W rękach trzymała tacę na której stała butelka szampana, półmisek z pokrojonymi owocami, dwa kieliszki i coś co go trochę zaniepokoiło. – Możesz mi wytłumaczyć na co do licha te kajdanki i tasiemki. Wiesz ja nie lubię takiej zabawy. Z romantycznością, o której wspomniałaś, nie ma to niewiele wspólnego.

– Chcę ci się całkowicie oddać i tylko jak masz ochotę możesz je użyć.

– To znaczy, mogę cię związać i zrobić wszystko, co chcę?

– Ufam ci.

– Nie tracisz czasu.

– Mój zegar biologiczny tyka trochę szybciej od twojego.

– Nonsens! Wyglądasz na trzydzieści lat. Mężczyźni szaleją za tobą.

– Dziękuję. Zrób miejsce na łóżku. Zjemy odrobinę...przede wszystkim ty musisz być teraz silny. Nie chciałabym, abyś mi tutaj zasłabł.

– O to się nie obawiaj. – Zrzucił z łóżka pościel i odebrał od niej tacę. Szampan w połączeniu ze słodkimi owocami i pieszczotami Manueli smakował wyśmienicie.

*

Im więcej krzyczała, tym bardziej rosło jego męskie ego. Z drugiej strony spoglądał, czy wszystkie okna są pozamykane. Miał nawet ochotę wstać, aby to sprawdzić.

– Jesteśmy sami w domu i jak widziałeś, naokoło nie ma sąsiadów, mogę krzyczeć tak głośno jak na to mam ochotę.

– Nie wątpię w to. Mam tylko wrażenie, że pod domem zebrał się tłum ludzi i bije nam oklaski.

– Tak, przed domem czekają na ciebie dziennikarze. Jutro będą o tym pisały lokalne gazety.

– Wiesz... jesteś wspaniała.

– Myślisz o łóżku?

– Również. Wypróbujemy teraz te twoje akcesoria?

– Po to je przyniosłam. Masz pojęcie, jak się za to zabrać? Coś mi się wydaje, że nie za bardzo.

– Pomożesz mi?– 

Manuela udzielała mu wskazówek.

– Ręce zapnij mi w kajdanki, następnie tasiemkę owiń wokół nich i przywiąż do ramy łóżka.

– Tak jest dobrze?

– Świetnie! Teraz każdą nogę z osobna przywiąż do dolnej ramy.

– No to na dzisiaj jesteśmy gotowi. – Wstał i stanął obok niej.

– Tomasz, nawet nie próbuj. Ty tylko żartujesz?

– Widziałaś Polaka, który żartuje?

– Nie wiem. Wszyscy czasem żartują.

– Ale my Polacy... – Skoczył dokładnie między jej rozchylone nogi. Zsunął z ud pończoszki, przy tym całował każdy centymetr jej ciała – potrafimy kochać jak Francuzi. – Dokończył.

Jak była zbyt głośna, kładł dłoń na jej ustach lub całował ją. Po pewnym czasie nie wydawała z siebie głosu i przestała się ruszać. Zaczął obserwować jej twarz. Manuela oddychała równomiernie, oczy miała zamknięte. Wyswobodził ją z więzi, podniósł kołdrę z podłogi i przykrył ich oboje. Objął ją w pasie a twarz położył na jej ramieniu.

*

– Wstawaj!!! Mój mąż przyjechał, musisz uciekać, on nas zabije.

Tomasz wyskoczył z łóżka i biegał po pokoju jak szalony.

– Gdzie są moje rzeczy, gdzie ja jestem do cholery! – Manuela rozbawiana tarzała się ze śmiechu na łóżku. Z oczu płynęły jej łzy. Jedną ręką trzymała się za brzuch, drugą wycierała oczy. Po chwili zorientował się w sytuacji i popatrzył z wyrzutem w jej stronę.

– Szkoda, że nie mam tutaj komórki, chętnie nagrałabym tę scenę, w pracy pękaliby ze śmiechu.

– To byłaby twoja ostatnia scena, jaką nagrałaś – żartobliwie objął jej szyję. – Dopiero dochodzi dwudziesta! Czyli spaliśmy niecały kwadrans. Dlaczego...?

– Po pierwsze nie spaliśmy, tylko ty chrapałeś piętnaście minut. Po drugie wysypiać możesz się w domu. Tutaj masz misję do spełnienia; spragnioną kobietę, którą musisz zaspokoić.

– Momencik! To ty pierwsza zasnęłaś, bo miałaś dosyć. Myślałem, że umarłaś! A jak jesteś spragniona... To podam ci coś do picia.

Manuela postanowiła spuścić z tonu, zauważyła, że Tomasz trochę się zachmurzył.

– Nie, nie zasnęłam. Było mi tak wspaniale, że musiałam się na chwilę wyłączyć. Nie jesteś zły? – Wtuliła się w jego ramiona, jej prawa ręka wędrowała w dół głaszcząc go po piersiach... Brzuchu... – Zostań jeszcze trochę, proszę.

– Trudno, abym był zły. Mam seks z piękną kobietą, pierwszy raz zresztą od paru miesięcy i na dodatek taki, którego niektórzy ludzie w całym swoim życiu nie przeżyli. Tylko, że ja nie znam tej kobiety.

– Wszystko w swoim czasie, przystojniaczku. Moje serce otworzę, kiedy uznam, że czas na to przyszedł. Nie myl seksu z miłością.

Ona ukradła moje myśli, nie do wiary!

– Kochaj mnie teraz, taką jaką jestem, a co będzie później, to czas pokaże.

– Dwa razy nie musisz mi tego powtarzać. Mam to potraktować jako polecenie służbowe Frau, Brochowsky.

– Janowski, zamknij buźkę i bierz się do roboty!

*

Tym razem obudził się sam. Podniósł głowę.

Co jest do cholery!

Na biurku stał jego kubek na kawę, w nim ołówek z odłamanym szpicem, komputer szumiał cicho, a na monitorze w prawym dolnym rogu koperta, a na niej liczba wskazująca ilość wiadomości. Dwie nowe wiadomości. Kątem oka zobaczył cień przesuwający się za szklanymi drzwiami.

Całe szczęście jeszcze ktoś jest w