Córka Kossaka - Rafał Podraza - ebook

Córka Kossaka ebook

Podraza Rafał

4,1

Opis

Czy Magdalena Samozwaniec zazdrościła talentu swojej starszej siostrze Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej? Czym imponował pisarce jej ojciec Wojciech Kossak? Dlaczego nie lubiła mówić publicznie o bracie Jerzym i jego rodzinie? Dlaczego uważała, że „Kossaki ją wyklęły”? Jak żyła na co dzień, co ją cieszyło, a co drażniło? Co lubiła jeść, w co się ubierać? Kto i dlaczego nie przepadał za jej drugim mężem Zygmuntem Niewidowskim? Dlaczego pisarka zerwała kontakt ze swoją jedyną córką Teresą i pozbawiła ją spadku? Odpowiedzi na te pytania – a także wiele innych – znajdą Państwo w książce, która ukazuje się w 40. rocznicę śmierci Pierwszej Damy Polskiej Satyry. Rafał Podraza, niestrudzony tropiciel faktów z życia pisarki i badacz jej twórczości przygotował wyjątkową publikację, na którą składa się siedemdziesiąt – nie zawsze pochlebnych! – wspomnień członków najbliższej rodziny, przyjaciół i znajomych, ponad setka zdjęć oraz listy bohaterki i cała gama anegdot o satyryczce. Córka Kossaka. Wspomnienia o Magdalenie Samozwaniec to nie tylko kopalnia wiedzy o pisarce, która przez całe życie piórem walczyła z hipokryzją, zakłamaniem i kołtuństwem, to także parada wielkich nazwisk i próba ocalenia od zapomnienia dawnego świata.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 249

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (23 oceny)
8
11
3
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Projekt okładki i stron tytułowych

Marcin Szczygielski

Redakcja

Anna Nastulanka

Przygotowanie zdjęć

Michał Stefaniak

© Copyright by Rafał Podraza, 2012 [[email protected]]

© Copyright by Instytut Wydawniczy Latarnik, 2012

Projekt typograficzny i skład komputerowy

Oficyna Wydawnicza AS

ISBN 978-83-60000-85-4

INSTYTUT WYDAWNICZY LATARNIK

IM. ZYGMUNTA KAŁUŻYŃSKIEGO

Warszawa, ul. Cypryjska 89

tel./fax 22 614 28 34

e-mail: [email protected]

[email protected]

Marketing i promocja: Bartosz Dworzyński e-mail: [email protected]

Zapraszamy do księgarni internetowej

www.latarnik.com.pl

oraz na nasz profil na portalu Facebook

www.facebook.com/iwlatarnik

Warszawa 2012

Wydanie I

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Zdjęcie: Michał Stefaniak

Rafał Podraza

(ur. w 1977 r.) – dziennikarz, poeta, autor tekstów piosenek, animator kultury. Pochodzi z Dolnego Śląska. Współpracował z tygodnikami: „Panorama Legnicka” i „Konkrety” oraz dziennikiem „Kurier Szczeciński”. Sporadycznie publikuje w warszawskim tygodniku „Południe. Głos Mokotowa”. Od 2011 roku w koszalińskim, szczecińskim i trójmiejskim magazynie „Prestiż” ma stałą rubrykę Prestiżowe Książki, w której prezentuje najciekawsze jego zdaniem publikacje. Jego książkowe Plusy i Minusy można także śledzić w ogólnopolskim magazynie o książkach „PAPERmint”.

Literacko debiutował na łamach prasy lokalnej „Polska Miedź” (1986). Do najcenniejszych nagród literackich, które zdobył, zalicza dwie: Złote Pióro za cykl wierszy Milioner (1987) i wyróżnienie w konkursie na sztukę teatralną ogłoszonym przez Teatr Polski we Wrocławiu Dramaturgia Młodych (1992).

Opublikował tomiki poezji:

• Życie przez palce mi ucieka (1998)

• Moja Intymność (IW Świadectwo, 2006)

• Przemijanie… (IW Świadectwo, 2008)

• Z Jasnorzewską w tle. Wiersze o miłości (Akcydens, 2010)

• Bilans. 1987-2012 (Akcydens, 2012)

oraz książki:

• Magdalena, córka Kossaka. Wspomnienia o Magdalenie Samozwaniec (PIW, 2007)

• Wojciech Kossak (ATUT. 2012)

Przygotował także do druku książki Magdaleny Samozwaniec:

• Z pamiętnika niemłodej już mężatki (W.A.B., 2009)

• Moja siostra poetka (PIW, 2010)

oraz napisał wstęp do wznowionej po 85 latach książki pisarki:

• Kartki z pamiętnika młodej mężatki (W.A.B., 2011)

Marioli

Pięć lat temu na półki księgarskie trafiła moja pierwsza książka pt. Magdalena, córka Kossaka. Wspomnienia o Magdalenie Samozwaniec. Dzisiaj mogę się przyznać, że była to bardziej książka sprawdzająca mnie na polu literackim niż wyrażająca moje ambicje zostania literatem. Los, a może sama Madzia, chciał inaczej. Publikacja odniosła duży sukces, wręcz spowodowała renesans twórczości młodszej córki Wojciecha Kossaka i siostry Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Mnie zaś ów sukces pozwolił na opracowywanie kolejnych pozycji wydawniczych sygnowanych nazwiskiem Magdaleny. Podczas tych pięciu lat ukazały się w różnych wydawnictwach książki dotychczas niepublikowane, które przeleżały w teczkach ze spuścizną pisarki wiele lat. Po żmudnej pracy będącej dla mnie ogromnym wyzwaniem: podzielenie tekstu na rozdziały, wycięcie dłużyzn, sprawdzenie pod względem faktograficznym opisywanych wydarzeń, pojawiły się na rynku księgarskim: Z pamiętnika niemłodej już mężatki i Moja siostra poetka.

W tym roku mija 40. rocznica śmierci Magdaleny Samozwaniec. Oddaję więc Państwu drugie, uzupełnione, wydanie wspomnień o Pierwszej Damie Polskiej Satyry, a w nim kilkadziesiąt nowych wspomnień, niepublikowanych dotąd listów i zdjęć pisarki. Całość urozmaiciłem licznymi anegdotami, które przez pięć lat szperania w życiorysie i dorobku literackim Magdaleny Samozwaniec odnalazłem w różnych publikacjach lub otrzymałem od sympatyków pisarki.

Córka Kossaka. Wspomnienia o Magdalenie Samozwaniec to spora dawka nowych informacji o satyryczce, jej najbliższych krewnych i znajomych. Mam nadzieję, że podobnie jak ja z wielkim zaciekawieniem zagłębią się Państwo w świat, którego już nie ma, a który z pewnością wart jest poznania.

Miłej lektury

Rafał Podraza

Diabeł, czart, gejzer humoru, nawałnica

złośliwości, udawała realną kobietę.

Już, już napisałabym „normalną”,

ale w porę ugryzłam się w długopis.

Nie w komputer! Bóg strzegł, nie umiem

pisać na fortepianie.

Pani Madzia nie była żadna tam normalna.

Była zwariowana w najpiękniejszy sposób.

Kiedy chciała, przeobrażała się w przyjacielską,

ciepłą… Stop! Bo jak się rozpędzę, nie znam

granic. Mało brakowało, a napisałabym

„anielicę”. Won z „anielicą”. Ależ bym się

wygłupiła! Pani Madzia pękłaby ze śmiechu.

Składam hołd Pani Magdalenie Samozwaniec,

córce Kossaka i siostrze Pawlikowskiej.

Stefania Grodzieńska

Pieśń Magdaleny Samozwaniec do potomnych

Znam o Sienkiewiczu zdania,

Że z tragiczną w oku łezką

W chwilach wolnych od pisania

Latał wciąż za Modrzejewską.

Po co kłamać nadaremno:

Wszak Sienkiewicz zawsze tylko

Romansował albo ze mną,

Albo z moją siostrą Lilką.

…Pewien Rudolf, arcyksiążę,

W łeb se palnął… To dopiero!

A dziś „Przekrój” ten fakt wiąże

Z panną… jak jej tam?… Vesterą.

Jasne jest, że „Przekrój” kłamie,

W co nie wątpcie ani chwilki,

Bo się Rudolf strzelał dla mnie

I dla mojej siostry Lilki.

Ciągle jeszcze plotka słynie

W Rosji oraz zagranicą.

O niejakim Rasputinie.

Że on niby coś… z carycą.

Ktoś tu prawdę sponiewierał,

Bo Rasputin w sposób ostry

Tylko do mnie się dobierał

I do Lilki, mojej siostry.

Książę Józef Poniatowski

Na honorze czuły pono,

O ojczyznę pełen troski

W rzekę skoczył i utonął.

Dla ojczyzny – niech tak będzie,

Dla honoru – swoją drogą,

Ale jednak w pierwszym rzędzie,

Domyślcie się, dla kogo!…

W obrazie towarzyskiego życia Krakowa nie można ich [Kossaków]1 pominąć, autobiograficzna książka Madzi, vel Magdaleny Samozwaniec, nie przyczyniła się do ich dobrej sławy (…). Kto by pomyślał, że z tego uroczego dziewczątka, trochę enfant terrible, które w latach 1912-14 nie pokazywało się jeszcze w salonie u mamy, a z fraulein grzecznie biegało na ślizgawkę, wyrośnie wampirzyca co się zowie i opaskudzi gniazdo Kossaków! Ja aureoli tej rodzinie nakładać na czoła nie będę, ale inny obraz z owego czasu utkwił mi w pamięci.

Z Madzią kolegowałyśmy się potem w szkole malarskiej Hoplińskiego już w początkach pierwszej wojny światowej. Bardzo ją lubiłam, była wesoła, zabawna, a dowcipy wypowiadała z tak rozbrajającą minką, że mimo złośliwości wyglądały jak przypadkowe kalambury. Od dzisiejszej, dojrzałej Magdaleny Samozwaniec wolę ów uroczy jeszcze zadatek, owo dziewczątko w fartuchu przy sztalugach w nieprzytulnej sali przy ulicy Dunajowskiego, kiedy to w dziecinnej szczerości złościła się na los, że „taki kulfon jak Lunia” złapała sobie przystojniaka. Ten objaw panieńskiej zazdrości był jeszcze spontaniczny i wybaczalny.

Magdalena Samozwaniec – tryskająca temperamentem i wesołością, dowcipna i zuchwała, istne enfant terrible, dałaby radę całemu światu. (…) Natura nie poskąpiła Magdalenie kobiecych wdzięków: figury, rysów, cery. Pamiętam, jak uroczym była zjawiskiem, kiedy na balu – jednym z pierwszych po pierwszej wojnie – tańczyła walca w seledynowym kostiumie biedermeierowskim, potrząsając rurkowymi lokami stylowej koafiury, gruchając zalotnie do swego dansera też w stroju biedermeier. Gruchała, gdyż grasejowała gardłowo.

Z panią Magdaleną byliśmy zawsze w dobrej komitywie, miała ona bowiem w sobie zacięcie cygańskie i skłonność do życia w koleżeństwie. Urodzona humorystka i felietonistka, zyskała sławę świetną i głośną kiedyś parodią powieści Mniszkówny Na ustach grzechu, choć złośliwi plotkowali, że także „szatani inni byli tam czynni” przy powstawaniu tego pastiszu. Ale kto by tam wierzył!

W roku 1924 Samozwaniec debiutowała na scenie Teatru Małego w Warszawie Malowaną żoną (tytuł od komeraży między żonami malarzy), którą krytycy warszawscy ocenili z należną pobłażliwością – przecież wiadomo: Kossakówna z domu, tato Wojciech, ba! a dziadek Juliusz. Naklejono sztuce etykietkę „groteska erotyczna”, chwalono kawały i dowcipy – owszem, także paradoksiki i karykaturki – niezłe, ale wszystko to razem miało być zbyt mało jak na komedię literacką. Bo córkę Kossaków obowiązywała ranga literacka, zabawa tylko – to nie wypadało. Później wystawiła Samozwaniec jeszcze jedną komedyjkę Panowie nie lubią miłości w teatrze krakowskim (1933). Ponieważ dzierżyłem już wtedy pióro recenzenckie, broniłem autorki przed ponownymi zarzutami, że napisała farsę, a nie komedię! Tak jakby łatwo było napisać farsę, i to u nas, przysięgłych ponuraków.

Bywałem w Kossakówce pod koniec lat dwudziestych i trzydziestych. (…) Gdy przychodziłem, z pięterka schodziły one – siostry Maria, poetka, i Magdalena, która zabłysnęła w literaturze pod pseudonimem Samozwaniec. Był to dom gościnny, zawsze otwarty, do którego jednak nie każdy miał dostęp. (…) Swego czasu w „Gazecie Literackiej” ukazała się moja obszerna rozmowa z Marią Pawlikowską i Magdaleną Samozwaniec. Wywiad ozdabiają portreciki obu pisarek, rysowane przez Leona Chwistka; zrobił je na poczekaniu, w trakcie rozmowy. (…) Przez cały czas, gdy Pawlikowska odpowiadała poważnie na moje pytania, Samozwaniec rzucała jakiś żart, kalambur i wszystko rozpływało się w wybuchach śmiechu. Taka była Magdalena – wszystko obracała w żart i za żartownisię chciała uchodzić.

Siostry łączyło wiele radości, szaleństw i wzruszeń. Wciąż się kłóciły i godziły (…) Lilka surowo krytykowała jej utwory, ale w namiętnej solidarności uczuć nie chciała wybaczyć mężowi Madzi [Janowi Starzewskiemu] ani jednego słowa dezaprobaty czy żalu do siostry.

Umierając, pisała, że „ucałować jej oczy o długich rzęsach było jej pragnieniem przez sześć lat – i męką Tantala”. Ale wtedy, na co dzień, drażniła Lilkę lekkomyślność i nadmierna przedsiębiorczość siostry. Śmiała i wesoła Madzia w wielu okolicznościach towarzyskich wysuwała się na pierwszy plan. W jakiejś wspólnej podróży statkiem dookoła Morza Śródziemnego Madzię witano owacyjnie we wszystkich portach jako świetną przedstawicielkę literatury polskiej, podczas gdy Lilka zapomniana, niezauważana kryła się smętnie gdzieś po kątach.

+++

mojej Madzi…

Tobie prawdy nie powiem,

ale za to morzu,

ale wichrom lecącym w dalekie rozboje,

ale mgłom,

kiedy ranne zdejmują zawoje

z namiętnej twarzy świata,

podobnej do mojej…

W początkach lat trzydziestych istniał w Poznaniu Klub Szyderców „Pod kaktusem”. Przewodził temu kabaretowi Artur Maria Swinarski. On to właśnie zaprosił na kilka wieczorów kabaretowych Magdalenę Samozwaniec. „Kaktus” pękał dosłownie w szwach, tłumy pchały się co wieczór na siłę.

Raczkowałem wtedy w dziennikarskim fachu, ale stawiałem też już pierwsze „kabaretowe” kroki i ugrzęzłem w „Kaktusowym” towarzystwie.

Magdalena Samozwaniec wpadła do Poznania niczym bomba – do i tak bardzo żywotnego środowiska ówczesnej cyganerii wniosła sporo radości, pomysłów, szumu (…).

Gdy w 1934 roku wsiadaliśmy z żoną w Gdyni na „Kościuszkę”, którym płynęliśmy w daleki świat (Afryka, Wyspy Kanaryjskie), pierwszą osobą, którą na okręcie spotkaliśmy, była „Madzia”, bo tak ją zawsze nazywano, Magdalena Samozwaniec, czarująca pani i serdeczne towarzystwo twórczej pustoty, ostre żądło, bystry znawca ludzkich ułomności i społecznych niedowładów. Znalazł się też na pokładzie Jan Marcin Szancer („Jotes”), znany – jak się wtedy mówiło – artysta malarz. To wystarczyło: Madzia zawyrokowała – Janek będziesz rysował, a my oboje, wskazując na mnie, zrobimy resztę. I tak powstała okrętowa gazetka odbijana na pokładowej drukarce.

W starej rezydencji Kossaków wśród różnych portretów familijnych znajdował się duży obraz. Przedstawiał on na tle lasu mały wózek zaprzężony w kucyka, a na nim dwie panienki w fantazyjnych kapeluszach letnich. Starsza – poważniejsza; młodsza, z filuterną minką – widać od razu, że z usposobienia ruchliwsza i żywsza. Data powstania obrazu była podobno przemalowywana parokrotnie… bowiem stanowiła pewnego rodzaju metrykę córek Wojciecha Kossaka.

Dwie siostry, jednak bardzo różne i jako kobiety, i jako autorki (…). Trudno było o większy kontrast niż pomiędzy liryką Marii a satyrycznymi utworami Magdaleny. U jednej wszystko było poezją, u drugiej dowcipem. Jedna nastawiona do wewnątrz, druga na zewnątrz. Jedna była egzotycznym kwiatem cieplarnianym, stroniącym od ludzi, druga kobietą sportową i towarzyską, lubiącą publiczne występy, narty, kajak, dancing, brydża, flirt, morskie wycieczki i cały repertuar przyjemności, których dostarcza luksusowe życie współczesne. (…) Magdalena posiadła kapitalny zmysł humoru i talent parodystyczny. Najlepszym utworem tej publicystyki, która według Kornela Makuszyńskiego ostrzyła sobie codziennie język jak brzytwę na pasku, pozostanie jej pierwsza książka Na ustach grzechu, rozkoszna parodia Trędowatej i innych powieści tego typu.

Później autorka Świadomego ojcostwa pisywała i drukowała dużo, w przeróżnych czasopismach i publikacjach zbiorowych, nie wyłączając „Kalendarza Gazowni Krakowskiej”. Jedynie krakowski „Kurier” zamknął przed nią swoje łamy. Znalazła się na czarnej liście redakcyjnej. Magdalena Samozwaniec miała nawet trudności z umieszczeniem w tym dzienniku płatnych komunikatów o swych występach autorskich.

Powodem tej niełaski był złośliwy felieton zamieszczony w jakimś warszawskim piśmie o stosunkach panujących w redakcji „Kuriera”. Grono współpracowników tego pisma porównała Magdalena do „tresowanych piesków”, które skaczą na dwóch łapkach wokoło swego chlebodawcy, wszechpotężnego Mariana Dąbrowskiego.

Poza tym jednym wypadkiem potrafiła Magdalena Samozwaniec swą twórczość całkiem dobrze skomercjalizować. Robiła sobie nawet z tego pewnego rodzaju sport. Za ten felieton będą rękawiczki, za drugi – nowy kapelusz, wieczór autorski w „Koperniku” – rata za suknię, za książkę wydaną przez „Rój” – wyjazd za granicę lub chociażby tylko do Zakopanego. To były jej preliminarze budżetowe.

Felietony Magdaleny miały dużo wybornego humoru, więcej jednak dowcipu miała sama autorka na co dzień, w życiu towarzyskim. Należała ona do tych osób, których nawet zwykłe powiedzenia stają się czymś bardzo zabawnym.

W wyższym stopniu dar ten posiadł Zygmunt Nowakowski. Gdy tych dwoje się zeszło, dowcipne pointy strzelały niby iskry na maszynie elektrycznej. Był to po prostu błyskotliwy dialog sceniczny. Oboje tworzyli kapitalny kontrast. Ona rozgadana, roześmiana, bardzo żywa, ruchliwa, duże enfant terrible. Komiczne rzeczy prawiła z dziecinną powagą, zabawnie afektowanym i lekko speszonym tonem, nie wymawiając dokładnie „r” i dla kompletu paru innych jeszcze spółgłosek, co nie było pozbawione swoistego wdzięku. On natomiast zawsze spokojny, opanowany, poważny – im coś weselszego mówił, tym bardziej ponurą przybierał minę. Spotkali się między innymi na pierwszym morskim rejsie statku m/s „Piłsudski”. Na wysokiej fali atlantyckiej całe towarzystwo okrętowe uległo morskiej chorobie, ci dwoje uprzyjemniali sobie swój stan takimi wierszykami: „Już widzę Madzię, jak w grób się kładzie”, „Już Kostusia idzie po Zygmusia”.

Ze swoimi wieczorami autorskimi objeżdżała Magdalena różne miasta i letniska w Polsce. Występowała wielokrotnie w Krakowie w Sali Kopernika na Uniwersytecie i w Klubie Zakopiańskim nad restauracją Trzaski, w Gdyni, Katowicach, przy czym szczególnie dobre stosunki wyrobiła sobie w Poznaniu. Tam też zdarzyła się zabawna historia. Po jednym z jej wieczorów ukazał się w jakimś „Orędowniku” czy innej lokalnej gazecie artykuł pt. Magdalena Samozwaniec przeciwko rozwodom. Treścią humorystycznej prelekcji były tym razem m.in. różne żarty na temat kobiet i mężczyzn, małżeństwa i rozwodów! Poczciwy przedstawiciel poznańskiego pisma potraktował to wszystko bardzo poważnie i uznał swawolną humorystkę za strażniczkę ogniska rodzinnego i szermierza w obronie nierozerwalności węzła małżeńskiego…

Na spółkę z Arturem Marią Swinarskim pisywała pani Magdalena satyryczne szopki, tradycyjne Kukiełki u Hawełki, wznawiane co roku w Sali Tetmajerowskiej. Później poeta na pamiątkę tej współpracy wyraził się o Krakowie: „Ty nie jesteś miastem mojej matki, jesteś tylko miastem mojej Madzi!”.

Na pewno dowcip Magdaleny nie miał tak intelektualnej finezji i wyrafinowania, jakie cechowały innych satyryków i „szopkarzy” warszawskich z grupy „Cyrulika”, nie mówiąc już o bezkonkurencyjnym pod tym względem Tuwimie. Jest to dowcip łatwiejszy, można powiedzieć popularniejszy, a także bardziej pogodny. (…)