Compendium Vulgaris - Tomasz Boguń - ebook

Compendium Vulgaris ebook

Tomasz Boguń

0,0

Opis

Krótkie utwory literackie pisane prozą, lecz bardziej w duchu poetyckim, podszyte groteską, ironią, może i nawet rozczarowaniem obietnicy życia. Dotyczą one bardzo różnych aspektów życia: od miłości i kobiet, przez pracę i pasje aż po pytania egzystencjalne.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 111

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tomasz Boguń

Compendium Vulgaris

surrealistyczne wątki

© Tomasz Boguń, 2017

Krótkie utwory literackie pisane prozą, lecz bardziej w duchu poetyckim, podszyte groteską, ironią, może i nawet rozczarowaniem obietnicy życia. Nihil novi, a jednak.

ISBN 978-83-8126-308-5

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Formalne zagadnienie

Trzeba było uczynić znacznie więcej, niż tylko pogdybywać ot tak sobie, niczym przelatujące ptaki ulatujące daleko, gdzieś poza dostrzeżeniem.

Może i wcale nie znaczyłoby to, że jest w tym jakieś uchybienie, lub też że można by się w taki sposób wykpić nadmiernemu poczuciu o własnej niepozorności bez oglądania się na swoje zwodnicze projekcje, ale raczej jest (i to jest zupełnie pewnym) to ta część osobowości, z której powinno się sobie zdawać sprawę, zwłaszcza że leży gdzieś na przestrzeniach, gdzie zaczyna się wszystko to, co możemy nazwać sednem rzeczy oraz jądrem zagadnienia, lecz także gdzie można uznać to, iż nagle a może i niespodziewanie, znajdujemy się gdzieś na odludziu, w pustynnych niejako krajobrazach, z których nie ruszyliśmy się wcale, ani też na jotę, a z kórych to miejsc dobiegło do nas leniwe postanowienie że należałoby uczynić coś więcej ponad to co się wydarzyło, niekoniecznie na naszych oczach, ale jest pewne iż zdarzyło się jednak, i teraz trzeba będzie coś choćby przedsięwziąć, lub też udać się w ustronne miejsce jeśli tylko zachodzi taka konieczność, a niekoniecznie już akceptacja.

Czarodziejska fasolka

Razu pewnego spytało mnie dziewczę:

— Cóż to za wydawnictwo któremu poświęcam tyle uwagi? -widząc mnie z nosem wbitym w rozterki celulozy.

— Jest to wydawnictwo Zdegenerowanych Ladacznic ze współudziałem Ubzdryngolonych Ponętnych Alfonsiarzy.

Ponadto mieści się ono na ulicy Bezzębnego Mikołaja o Twardej (ale bez przesady) czaszce, oraz Nadwyrężonej Facjacie i szczęce biorącej udział w przedstawieniach cyrkowych zmagań akrobatów różnych płci oraz niekoniecznie, czyli tam gdzie rosną piony oraz poziomy zaklęte w horyzonty majaczące o wielu korzyściach naraz a nawet osobno.-odpowiedziałem.

— A ty co tam robiłeś-nie dawała za wygrana, ani też specjalnie nie doszukując się pokrewieństwa sytuacji.

— Rzucałem kośćmi zgrzybiałych starców, oraz udawałem że wygrałem, stawiając z premedytacją na największego niezgułę, jaki zaszczycił owe miejsce uciech, oraz niepohamowanych ambicji, (a i to podobno gdyż nie sposób tak od razu stawać okrakiem a także okoniem, z pominiętym przeznaczeniem wypisującym swoje brednie na odległych mirażach),wdającym się przy tym we kłótnię ze spółgłoską r, nie zapominając o małej drace, w stylu zadartych kiecek, oraz fasolek po „Breton.

Molestowanie per labium

Chciałem wysłuchać uwag odnośnie kąpiących się w pastelowych barwach dam, o kapeluszach wyznaczających dalekie poruszenia królestw, na jakie trafia się zazwyczaj podczas południowych przechadzek, gdzie strugi słonecznych natarczywości wydają się dwoić, troić i potęgować w niezmierzalne granice, gdzie jesteśmy już poza całym układem możliwych wychwyceń, ale jeszcze nie przyszło nam na myśl, aby coś z tym uczynić, przemieniając chociażby kolejność wydarzeń tyłem na przód, albo do góry nogami, a już nakazano nam nagle i niespodziewanie przyznać się do wszystkich zarzutów oraz obelg padających z ust niknącego w oczach jegomościa, staczającego się od jakiegoś już dłuższego czasu, pochylającego się przy tym aby nabrać jeszcze większej prędkości, dbając więc o aerodynamiczne precyzje.

A więc chciałem wysłuchać tych wszystkich uwag, z ust które mogłyby mnie pochłonąć zupełnie przypadkiem albo też chyłkiem niejako na oczach publiczności, biorąc udział w tym wydarzeniu, gdy nagle zdało mi się, iż zostałem w tyle za resztą nie cierpiących biegaczy i wtedy to uznałem za stosowne nadać wszystkiemu większe znacznie urastając do rangi Wielkiego Pierdoły, jaki ma zaszczyt obcować z własną osobą, zupełnie nie wspominając o reszcie, a może tylko ledwie zauważalnym poruszeniem powiek uchwycić ową resztę za koniec warkoczy i przysporzyć gorączkowych rumieńców na twarzy chociażby.

Bowiem gdzieżby indziej.

Spóźnione oczekiwanie

Zbyt długo czekałem na to, co zajmuje zazwyczaj chwilę, i co odchodzi w niepamięć pod byle pretekstem, całkowicie ginąc sprzed oczu, aby teraz cierpliwie znosić resztę kaprysów z rąk ocalałych malkontentów, jacy wywodzą się z czasów kiedy to odnajdywałem ich jakoby za zrządzeniem losu, wprawiając wielkie koło przemiany w ruch wirowy, a następnie dowodząc im swych racji, za pomocą skutecznej perswazji, na jaką mogłem się zdobyć, nie tracąc nic z przemożnych swych chęci wielkoduszności, aby nareszcie stało się to, o czym śniłem, oraz co nie dawało mi nigdy spokoju.

Teraz więc wszystko miało być inaczej, i tylko jeszcze nie wiadomo niby to jak, skoro wszystko co było mną odeszło w niepamięć na jaką tylko można się było zdobyć właśnie ten ostatni raz i nigdy już więcej nie wrócić do rzeczy minionych włącznie ze sobą, oraz tym co może i słusznie odwraca nasz wzrok, nakazując uchwycić się odległej możliwości, a może tylko pozwolić jej odejść w spokoju, nawet już nie zasięgając języka co do niej, oraz nie zezwalając jej spoufalić się ze sobą nigdy już więcej bardziej, a nawet w ogóle.

Charakter uchwyceń

Kastraci o odmiennych od mych wrażeń spojrzeniach, wynajęci przez preludia roztoczy rozchodzących się we wszystkie strony, z uniesionym odwłokiem w stronę nieba, rzucając przy tym cienie o zwodniczej postawie, a może tylko zdaje mi się to wszystko wtedy akurat, gdy dopadłem do ostatecznego zagadnienia bytu (węsząc za zagadką swojej niepoczytalności), jakoby ku ciężkim spiżowym bramom rozwierającym się tylko podczas delikatnych podmuchów łagodnego wiatru, o którym szepcze się w marzeniu sennym, a i to okazuje się jeszcze nieosiągalnym zamierzeniem.

Nie znaczy to jednak wcale, iż tak rzeczy trzeba pozostawić, a także nie wyruszyć na następne podboje.

Wymiary rozsądzeń

Za każdym rogiem czai się nieskończoność… a gdy jeden koniec splata się z tym po drugiej stronie, ten drugi można dostrzec spowolnieniu, oraz w dysocjacjach, czym też różni się całkowicie a może też i wcale.

Może i w tym należałoby doszukiwać się jeszcze zupełnie innej możliwości, lecz na to akurat nie liczyłbym, jeśli akurat nie liczy się do trzech, przynajmniej.

Waga zachwytu

Wchodzę na niebotyczne szczyty, gdzieś połowie czyniąc związek logiczny (wtedy i tylko wtedy… a także Pons Asinorum), którym to następnie końcem spinam ze szczytowym osiągnięciem, gdzie już stoję i jestem illuminowanym miejscem wyznaczenia swego możliwego uchwycenia wszystkich przyczyn, jakobym narodził się jeszcze wcześniej oraz któryś raz z kolei, a także powtórnie.

Gdzieś po drugiej stronie zawieszone na szalce jest ziarenko piasku, które w zupełności wystarcza, aby zrównoważyć tę całą strukturę.

Corpus habilitas

Już teraz emanuje ze mnie część tego, co nakazuje mi stać odwróconym do swych spełnionych oczekiwań, i przybrać pozycję o której można by stwierdzić jedynie spolaryzowanym myśleniem życzeniowym natężonym ku pejoratywom, iż jej obecność jest stale wymagana.

Innym razem staję się zupełnie niewidoczny, a na dodatek odmierzam krokami własne przeznaczenie, nie myląc się wcale, czyniąc to z pobudek, o których wolałbym

milczeć, gdyby nie to, że jestem nieuleczalnym gadułą i nie sposób mnie odwieść chociażby od cisnącej się na usta zjadliwej uwagi.

I dlaczego od razu zjadliwej, skoro wszystko przymila się ku mojej osobie, jakobym przywdział królewskie szaty, lecz i to może mi się wydaje, bowiem nie posiadam więcej ponad to o czym usłyszałem, a o reszcie mógłbym milczeć gdyby nie to, że jestem nieznośnym gadułą, i może niekoniecznie już nieuleczalnym.

Odgadnięte zapeszenia

Dyrdymały za którymi stoję, oraz gdzie (niejako w ukryciu) przygotowuję się na następne godziny ze wzrokiem wbitym w podłogę, oraz wbitym w niezmierzone horyzonty, czyniąc kąt rozwarty 90 stopni, a przy tym jeszcze spijając mleczne obłoki, co już zupełnie druzgocze wszelkie uwstecznione w swych zagadnieniach pozorności, wcale nie takie zwiewne, oraz nie takie znowu lotne ku zawiłym zwojom mego mózgu, w których zamieszkuje niepoznane przeze mnie zbłądzenie, któremu jeszcze nie nadałem imienia, co zapewne przywiedzie mnie do zguby, prędzej czy później, albo też kiedy indziej.

Może i w tym wszystkim należałoby szukać ostatniej nadziei, ale kto by w ogóle mógł na nią liczyć (czy też liczy),jeśli drgania rozterek wychodzą ku otwartym przestrzeniom jawy, zupełnie swobodnie bez uprzęży oraz kagańca, zdradzając tym samym swoje pragnienie, a może stają się tknięte jedynie przeczuciem o którym także nie wolno wspomnieć nikomu z obawy o własne starania w jakimkolwiek względzie.

Rzut beretem

Zbyt wiele czasu zajmuje mi okiełznywanie wszystkich swoich uwag puszczających się galopem po ciemnych zaułkach, w których można by rzec iż jest tłoczno, oraz gdzie słychać ledwo co wyrosłe idee na przestrzeniach międzygwiezdnych, w których można się zasiedzieć, oraz gdzie można uzyskać jednak coś więcej ponad to czym się jest, lub do czego jest się przeznaczonym.

Nie znaczy to jednak wcale lub też tyle, iż należy wygwieżdżonym niebem chodzić za byle potrzebą, lub też przywdziewać żałosne zawodzenia na wzór pasa cnoty, oraz nieprzebytych przestrzeni i odległości na które wyziera się ze swego miejsca stracenia w otchłanie, niewidoczne oraz ukryte do czasu ponownych zapętleń bynajmniej na swej szyi a raczej wśród ciągle wystukujących na placach defiladowych kroków obcasów z ceremonialnym przywłaszczeniem wyjątkowej przenikliwości obsługi armatek tachionowych, rzucających na odległe obszary własne zwierzchnictwo, z dodatkiem pocałunku apodyktycznego oraz niezobowiązującego.

Przy współudziale.

O tak, przy współudziale.

Mimetyzm akcydentalny

Coś dziwnego się stało i tylko jeszcze nie wiadomo cóż to jest.

Niemniej jednak wszyscy szepczą o tym, o czym wiedzieć się nie powinno, a i co już zdaje się prawem powszechnym, oraz wyjątkową skłonnością ku obżarstwu, biorąc z talerza tylko smakowite kąski, w postaci nienagannych obietnic i niezapełnionych stronic oraz kart, choćby i przetargowych.

Wyjmując z przepastnych otchłani kieszeni, nadziewane pigmenty barw wszelakich, jakoby spojrzenia owadzich oczu, lub też same oczy takoweż umieszczone w różnych rekcjach chemicznych.

A to już zbyt wiele nawet dla samego Zaskoczenia, które przyszło tylko się rozejrzeć, a już wykroczyło poza swoje oczekiwanie, znajdując się nagle na zewnątrz czyli poza swoim miejscem aktualnego pobytu, akurat wtedy gdy pada z nieba wynalezione i zbrodnicze Przymierze, rozpoznające się w lustrze weneckim, wtedy gdy spogląda od wewnątrz na swoje personifikacje oraz alegorie, umykające i odchodzące ku swym sprawom chyłkiem, lub też co gorsza pokracznie, i to też nie jest wcale znowu takie pewne.

Sekretne przymierze

— Dlaczego rzeczy dzieją się tak jak nie powinny, przy całym uwzględnieniu owego faktu, iż pozostaje bez zmian jedynie rozczarowanie, lub też agonialne utęsknienie ku rzeczom odległym, o którym to istnieniu ma świadczyć jedynie nasze wyczekiwanie odpowiedniego momentu, to jest chwili w której na powrót wszystko znów zacznie przebiegać zgodnie z naszym planem, który trzeba będzie dopracować, lub też dopiero co ułożyć i przeprowadzić jego urzeczywistnienie zgodnie z instrukcjami oraz zaleceniami, od czego może zależeć nasze życie świadomie już dysponujące, może i nawet w pełni swej okazałości owymi zagadnieniami rozpatrywanymi z pozycji nadchodzącego ku nam i stale przybliżającego się sukcesu, o którym jeśli nie będzie głośno, to przynajmniej być powinno.

— Ktoś musiał nadać wszystkiemu ton nieodpowiedni, pozwaląjąc sobie na zbytnią opieszałość, albo gdy trakt zdawał się być jemu figlem, w którym uczestniczył za sprawą jakiejś magicznej sztuczki, albo za zrządzeniem losu, niespełna rozumu.

Kiedy zostały pożarte wszystkie rozumy, a na stole pozostało jedynie nasze bezgraniczne uwielbienie nieobjętych przestrzeni, oraz wymagania złożone na karb dziwacznej przezorności, dzięki czemu oraz wtedy pozostanie jeszcze nieodgadnione pytanie: który to już raz.

Łaskotanie ostrza

Mógłbym pomyśleć o wielu jeszcze innych wydarzeniach, w których umiejscowiłbym się gdzieś pomiędzy, nie tylko między zdarzeniami oraz miejscami, czyli punktami czy też węzłami, splotami, ale między istnieniem, a jego możliwością przejawienia, tym samym okazując swoje próżniacze zapędy, a także mając na względzie swoje fanaberie ku kształtowaniu form niekoniecznie trwałych, oraz niekoniecznie zobowiązanych do przyjęcia na siebie odpowiedzialności co do własnych projekcji, z których trzeba będzie w końcu jasno zdać sobie sprawę, iż nie należało czynić zbyt wiele grzecznych ustępstw, a nawet uwag, aby osiągnąć zamierzone i możliwe do sprecyzowania cele.

Co w takim razie wypadało…

Zapewne było to związane z następnym postanowieniem, z którego można by uszczknąć o wiele więcej niż się sądziło choćby początkowo, a może w ogóle.

I tym oto stwierdzeniem dobrnąć do miejsca, w którym wszystko mogłoby na powrót się rozpocząć, a przecież mimo tego całego niedosytu, istnieje jednak gdzieś przy relatywnym końcu nieodparte wrażenie, iż w istocie zaszło coś, co niezupełnie nas ominęło, oraz co niekoniecznie wypięło się na nas, pozostawiając nas w niepewności, bliższej niż kiedykolwiek, wdzięczącej się nawet łagodnie, oplatając się wokoło naszych nóg z miłym łaskotaniem, wraz z dzwonkami w uszach i poczuciem niesprecyzowanego dążenia, które mogłoby sobie odpuścić, i przynajmniej tyle, lub też aż tyle.

Skarcenie umiejscowień

Jestem starszy niż gwiazdy na mym obliczu wypalane w kataklizmach coraz to kolejnych Wszechświatów, wtedy gdy przychodzę ku swym zaspokojeniom z skrupulatnie dobranymi orientacjami w zagadnieniach klaustrofobizmu bytu, oraz wtedy gdy ponure nastawienie rujnuje moją koincydencję zdarzeń które jeszcze nie nastąpiły, z oczekiwanymi odstępstwami od reguły o której zazwyczaj się milczy, gdyż przerasta traktaty najobszerniejsze, oraz pisane ręką niezmierzonych możliwości, zataczając kręgi przy tym jakoby obręcze żelazne oraz rozpalone, nakładane niejako w zastępstwie wszystkich niezaistnień sprzysiężonych wobec relacji zgodnymi z oczekiwanymi, aby tym bardziej dopuścić się wyjawieni, postawionych w stan oskarżenia być może za radą nieskazitelną oraz nie umorusaną zwykłym rozsądkiem, ale nic nie jest pewne, przynajmniej do czasu, w którym na powrót zostanie uzyskana możliwość o której mówiono, iż zanosi się śmiechem w trakcie swych degustacji potwornych i potężnych ułomności, dziedziczących także i skuteczność oswobodzeni, lecz zapewne są to tylko pogłoski których jest pełno, a o których także słyszano jakieś okropieństwa.

Wtedy to

Spoglądnąć we